1847
Szczegóły |
Tytuł |
1847 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1847 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1847 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1847 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tadeusz Mazowiecki
Druga twarz Europy
Tom
Ca�o�� w tomach
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1990
T�oczono pismem punktowym
dla niewidomych
w Drukarni PZN,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Pap. kart. 140 g kl. Iii_B�1
Przedruk z Wydawnictwa
"Wi�",
Warszawa 1990
Pisa�a K. Pabian
Korekty dokona�y
D. Jagie��o
K. Kopi�ska
Od wydawcy
Prezentowany tu zbi�r esej�w
Tadeusza Mazowieckiego,
wsp�za�o�yciela "Wi�zi" i jej
wieloletniego redaktora
naczelnego, planowali�my wyda�
pt. "Powr�t do najprostszych
pyta�" w 1983 roku. Przez trzy
kolejne lata (1983-1985) tytu�
ten by� skre�lany z planu
wydawniczego serii Biblioteka
"Wi�zi" przez Departament
Ksi��ki Ministerstwa Kultury i
Sztuki. W 1986 roku ksi��ka
ukaza�a si� w Krakowie, poza
cenzur�, nak�adem Oficyny
Literackiej. Wiosn� 1989 roku
szwajcarskie wydawnictwo
Editions Noir Sur Blanc wyda�o
t� ksi��k� w j�zyku francuskim
pt. "Un antre visage de
l.Europe".
"Druga twarz Europy" stanowi
wzbogacon� o dwa szkice (pt.
"Niezako�czenie" i "Ku
wolno�ci") wersj� tomu wydanego
przez Oficyn� Literack� w
Krakowie.
(Biblioteka "Wi�zi")
Od autora
Ksi��ka ta sk�ada si� ze
szkic�w, kt�re powstawa�y w
r�nym czasie. Jest w nich
jednak�e pewien w�tek wsp�lny. I
wtedy, kiedy je pisa�em, i tym
bardziej dzi�, s�dz�, �e
obstawanie przy podstawowych
warto�ciach, jest tworzeniem
nadziei; tej nadziei, bez kt�rej
trudno �y� nie tylko jednostce,
lecz i zbiorowo�ci.
Na ko�cu ksi��ki zamie�ci�em
not� informuj�c� o datach
publikacji poszczeg�lnych
tekst�w. Zwracam na nie uwag�,
cho� przede wszystkim chcia�bym
zach�ci� do czytania tego, co
jest w tym zbiorze poszukiwaniem
trwa�ym. W tym poszukiwaniu
dokonuje si� nie tylko m�j - jak
my�l� - powr�t do najprostszych
pyta�.
1983
"Nauczy� si� wierzy�
w�r�d t�gich raz�w"
I
Chrze�cijanin sytuacji
powik�anych, Dietrich
Bonhoeffer, pojawi� si� na
naszej drodze p�no, w
dwadzie�cia kilka lat po swej
tragicznej �mierci, ale chyba
pozostanie ju� na niej trwale
jako jeden z tych, kt�rych los
i my�l maj� walor formacyjny; s�
zdolne kszta�towa� nasze
postawy. Jest mo�e ryzykowne
wyra�a� taki s�d zaraz na
wst�pie tych uwag, bowiem jego
spu�cizna my�lowa stanowi
przedmiot sprzecznych
interpretacji. Oczywi�cie
istotne jest, �e spotkanie z
Bonhoefferem jest zetkni�ciem z
kim�, kto zainspirowa�
wsp�czesn� my�l teologiczn�,
da� jej nowe impulsy, staj�c si�
prekursorem poszukiwa�
oznaczanych mianem
"bezreligijnego
chrze�cija�stwa"; istotne jest
tak�e - szczeg�lnie dla nas w
Polsce - �e jego los jest losem
niezwyczajnym chrze�cijanina w
Iii Rzeszy, kt�rego
uwarunkowania, wahania i
ostateczne wybory wiele nam
m�wi� o ca�ym klimacie duchowym
niemieckiego chrze�cija�stwa i
Niemiec w og�le. Ale Bonhoeffer,
my�liciel i cz�owiek dzia�aj�cy,
kt�ry dzi� do nas dociera jako
zjawisko �ywe, ocala�e z czasu,
kt�ry go unicestwi�, to ani sama
inspiracja intelektualna, ani
biograficzny przyczynek do
historii epoki ju� zamkni�tej.
Jest w nim jako zjawisku co�, co
wykracza poza histori� jego
w�asnego losu i co sprawia, �e
to �wiadectwo my�liciela i
teologa si�ga znacznie dalej ni�
jego w�asny czas i towarzysz�ce
jego �yciu okoliczno�ci.
Spotkanie z nim zawdzi�czamy
Annie Morawskiej. * Wprowadzaj�c
nas w nie, stawia ona w�a�nie to
pierwsze pytanie: dlaczego ten
los tak bezkompromisowy,
tragiczny, ale nietypowy ur�s�
dzi� do rangi symbolu i jest tak
frapuj�cy zar�wno dla
chrze�cijan, jak i dla tych,
kt�rzy stoj� poza Ko�cio�em i
interesuj� si� Bonhoefferem z
innych, pozako�cielnych i
pozateologicznych powod�w.
"Trudno oprze� si� wra�eniu -
odpowiada - �e zachodzi tu
zjawisko podobniejsze
oddzia�ywaniu dzie�a sztuki ni�
wp�ywu jakiej� szko�y albo
systemu". Osobowo�� Bonhoeffera
odznacza�a si� wi�ksz� chyba
intensywno�ci� dramatyczn� ni�
dyscyplin� czy odkrywczo�ci�
intelektualn�. Wszystko, co
pisa�, ��cznie z najbardziej
akademickimi wczesnymi
rozprawami teologicznymi, jest
zawsze przede wszystkim
dokumentem jego reakcji na �wiat
otaczaj�cy, zawsze nami�tnym
usi�owaniem odpowiedzenia na
jaki� spo�eczny lub etyczny
problem, kt�ry �w �wiat w�a�nie
stawia�, zawsze - ju� od
pocz�tku - szukaniem tw�rczego
miejsca na ziemi dla siebie i
dla wyznawanych idea��w. Ale -
ziemia zaczyna�a jednak w�a�nie
zmienia� posta�, umyka� spod n�g
jak ruchome piaski". Tote� by�
Bonhoeffer - jak go okre�li�
ameryka�ski teolog i krytyk
Martin R. Marty - "�wiadkiem
epoki wysiedle�". Nam to
okre�lenie kojarzy si� z czym
innym, co przysz�o p�niej, tu
mowa o tych wysiedleniach, kt�re
trzeba podejmowa� samemu,
porzucaj�c w�asne miejsca na
ziemi, opuszczaj�c w�asne
"duchowe ojczyzny", aby ocali�
co� wi�kszego. Taka by�a droga
Dietricha Bonhoeffera z
profesorskiego domu,
przesyconego atmosfer�
liberaln�, ale przecie�
zakorzenionego z ca�ej tradycji
niemiecko�ci, droga, kt�ra
doprowadzi�a go nie tylko do
konspiracji antyhitlerowskiej,
lecz i do wewn�trznego
zaaprobowania w sobie, i� "wobec
alternatyw straszliwych trzeba
chcie� kl�ski w�asnego narodu";
podobnie te� jego droga
ko�cielna i chrze�cija�ska,
droga pastora, kt�ry ko�cieln�
rzeczywisto�� traktowa� jako
jedyn� rzeczywisto�� naprawd�
wart� obecno�ci, zamyka si�
jakby fina�em zaprzeczenia: �y�
etsi Deus non daretur - staje
si� podstaw� jego teologicznej
rewolucji. Zarazem jednak by�
Bonhoeffer i pozosta� Niemcem,
chrze�cijaninem i cz�owiekiem,
kt�rego lini� �yciow� wyznacza�a
konsekwencja niemal
bezkompromisowa. Okoliczno�ci
nada�y tej konsekwencji wymiar
dramatyczny, nie sta�o si� tak
jednak od razu, do sprostania im
trzeba by�o dorosn��. Porzucanie
by�o wi�c nade wszystko
dorastaniem do tego wymiaru,
by�o �wiadomym podejmowaniem
tych "wysiedle�", kt�re
ocala�y. "By�a to - jak pisze
Anna Morawska - typowa droga
ludzi zakr�tu; pokole�, kt�re
przechodz�c wprost z jednej
formacji duchowej w nast�pn�,
nosz� w sobie przez ca�e �ycie
ich konflikt, lecz s� zarazem za
t� nieuniknion� cen�
przezwyci�eniem konfliktu, s�
��cznikiem".
Anna Morawska: "Chrze�cijanin
w Trzeciej Rzeszy". Biblioteka
"Wi�zi", tom 26, Warszawa 1970,
Dietrich Bonhoeffer: "Wyb�r
pism". Biblioteka "Wi�zi",
tom 27, Warszawa 1970.
Miejsce Bonhoeffera jest
jednak szczeg�lne tak�e i po�r�d
r�nych "ludzi zakr�tu". Na
wyj�tkowo��, w jakiej dzi� t�
posta� odbieramy, rzutuje z
pewno�ci� fakt, �e Bonhoeffer
zap�aci� cen� �ycia; �e by�
Niemcem, jednym z nielicznych
chrze�cijan niemieckich, kt�rzy
poszli a� do ko�ca w
przeciwstawieniu si�
hitleryzmowi. Ale Bonhoeffer by�
tak�e - i nade wszystko -
my�licielem, kt�ry ca�y czas
odczuwa� g��d Boga i z
przenikliwo�ci� wi�ksz� ni�
wielu mu wsp�czesnych i wielu
po nim, spostrzega�, �e co� si�
zawala r�wnie� w pojmowaniu
chrze�cija�stwa; ca�y czas
szuka� on odpowiedzi na jedno
pytanie: czym jest dla nas dzi�
chrze�cija�stwo i czym jest dla
nas dzi� Chrystus.
W zjawisku "Bonhoeffer" uderza
przede wszystkim ta jednorodno��
my�li i dzia�ania, jednorodno��
zupe�nie szczeg�lna, kt�ra nie
pozwala i dzi� traktowa�
oddzielnie Bonhoeffera -
uczestnika antyhitlerowskiej
konspiracji i Bonhoeffera -
my�liciela, teologa. Chwytanie
jego pism w oderwaniu od
biografii jest wprost
niemo�liwe; to, co jest w nich
zwyczajne, i to, co jest
rewolucyjnie �mia�e, brzmie�
mo�e razem jak akademicki wyw�d,
je�li nie odnajdzie si�, na tle
tego �wiadectwa �ycia, ca�ego
napi�cia moralnego, jakie tej
my�li i temu �yciu towarzyszy. Z
drugiej strony sama biografia,
cho� ko�czy j� stracenie w
obozie zag�ady we Flossenburgu
9 kwietnia 1945 roku, nie
wyr�nia si� wielko�ci� w�asnych
dzia�a�, mog�aby stanowi�
jedynie ogniwo w �a�cuchu walk i
ofiar tamtego okresu. Jest to
jednak ogniwo szczeg�lne w�a�nie
w zespoleniu z my�l�, kt�ra
okre�la krok po kroku pozycj�
chrze�cijanina anga�uj�cego si�
w ryzyko dzia�ania i totalnej
przegranej, a r�wnocze�nie w
ryzyko odczytywania, czym jest
chrze�cija�stwo, w ryzyko
kwestionowania samych a�
fundament�w zastanej
rzeczywisto�ci chrze�cija�skiej.
Bonhoeffer - i to jest tak�e
uderzaj�ce w spotkaniu z nim -
podejmuje to podw�jne ryzyko,
ryzyko dzia�ania i ryzyko
kwestionowania, z poczuciem
pewno�ci g��biej zakorzenionym,
a tak ci�gle na przek�r
wszystkiemu obecnym w jego
pismach, listach i notatkach.
Obcuj�c z jego my�l�, ma si�
ca�y czas �wiadomo�� �r�de�, z
jakich ta pewno�� p�ynie, i
�wiadomo�� tego, co pewno�� ta
wyra�a; w pierwszym przypadku
jest to pewno��, �e przegrana
jest w�a�ciwie niemo�liwa, je�li
patrzy si� na �ycie pod innym
k�tem, w drugim - jest to
pewno�� tego, �e kwestionowanie
nie jest destrukcj�, lecz
wg��bianiem si� w sam� istot�
chrze�cija�stwa.
"Rzeczywisto�� tylko w
ograniczonym zakresie jest
podatna na zasady, bo nie na
nich jest zbudowana, lecz opiera
si� na �ywym, stw�rczym Bogu" -
pisze w rozwa�aniach o etyce w
1940 roku. Ten sam cz�owiek,
kt�ry broni� tak mocno zasad,
posuwaj�c si� w okre�lonej
sytacji do g�oszenia tezy extra
ecclesiam nulla salus,
przeciwstawia si� w tych s�owach
zasadom martwym, oderwanym.
Chodzi mu przy tym o co� wi�cej,
o przekroczenie etycznego
wyalienowania, o �wiadomo��
�r�de�; powie: "zasady s�
jedynie narz�dziem w r�ku Boga".
Gdzie indziej zn�w pisze przeciw
tym, kt�rzy w
wewn�trznochrze�cija�skim
krytycyzmie dostrzegali jedynie
niebezpieczn� autodegradacj�
moraln�. "Wyznanie winy w
wolno�ci nie jest czym�, czego
mo�na dokona�, ale nie trzeba;
jest zwyci�stwem postaci
Chrystusa w Ko�ciele,
zwyci�stwem, z kt�rym Ko�ci�
si� godzi - albo przestaje by�
Ko�cio�em. Kto g�uszy albo
niszczy wyznanie winy Ko�cio�a,
staje si� beznadziejnie winny
wobec Chrystusa". Inny wreszcie
tekst, w kt�rym pastor
Bonhoeffer rekapituluje
do�wiadczenia i wnioski z lat
hitleryzmu, ko�czy si� takimi
pytaniami: "Byli�my milcz�cymi
�wiadkami czyn�w z�ych, jedli�my
chleb z niejednego pieca,
nauczyli�my si� sztuki
maskowania i wieloznacznej mowy;
do�wiadczenia uczyni�y nas
podejrzliwymi i nierzadko
musieli�My sk�pi� ludziom
nale�nej im prawdy i wolnego
s�owa; w�r�d konflikt�w nie do
zniesienia stali�my si� zepsuci,
by� mo�e cyniczni - czy mo�emy
si� jeszcze przyda�? Nie
geniusze ani cynicy, mizantropi
czy wyrafinowani taktycy, ale
pro�ci, zwykli, szczerzy ludzie
b�d� jutro potrzebni. Czy nasz
op�r wewn�trzny przeciw temu, co
zosta�o nam narzucone b�dzie
do�� silny, a prawo�� nasza
wobec nas samych do��
bezwzgl�dna, by m�c ponownie
znale�� drog� do prostoty i
szczero�ci?"
Ta pewno��, kt�ra przenika
jego pisma i jego �ycie jest
wi�c zbudowana na czym�
g��bszym, si�ga ci�gle samego
�r�d�a, ale tak�e wspiera si� i
na ci�g�ym w�asnym niepokoju.
Ryzyko i pewno��, kwestionowanie
i wiara - te jakby
przeciwie�stwa uk�adaj� si� w
jego �yciu i my�li w ci�g
konsekwentny, ale jest to
konsekwencja trudno zdobywana,
jak �aska droga, kt�r� g�osi�
wbrew �asce taniej.
Ryzyko dzia�ania w sytuacjach
powik�anych, ryzyko
kwestionowania, aby wierzy�
bardziej prawdziwie, i ta trudno
zdobywana konsekwencja - to
w�a�nie czyni Bonhoeffera
bliskim tak�e ludziom innych
zakr�t�w. Bonhoeffer nie nale�y
bowiem tylko do czas�w, kt�re w
miesi�c po jego �mierci
sko�czy�y si� na gruzach
kancelarii Rzeszy; raczej stoi
on wraz z ca�ym swoim pokoleniem
na progu czas�w, kt�re obejmuj�
okres szerszy, kiedy w zasi�gu
ca�ej europejskiej tradycji
zacz�to odczuwa�, i� coraz mniej
jest gruntu sta�ego, a coraz
wi�cej ruchomych piask�w. To
poczucie jest dzi� tak �ywe i w
chrze�cija�stwie, kt�re samo
stan�o na zakr�cie. Dietricha
Bonhoeffera czyni� nam bliskim
pytania, kt�re sobie samemu
stawia�, decyzje, kt�re
podejmowa�, powik�ania, kt�re
staj� si� udzia�em
chrze�cijanina w dzisiejszym
�wiecie i we w�asnym
chrze�cija�skim domu. I czyni go
bliskim ta biblijna bezradno��
odpowiedzi, kt�ra jest zawsze
zgorszeniem silnych i pewnych
siebie, zw�aszcza pewnych siebie
chrze�cijan: "Nie wiemy, co
by�my czyni� mieli i tylko oczy
nasze patrz� ku Tobie".
Ii
Jedn� z podstawowych kwestii,
kt�re stara si� rozpatrze� w
swej ksi��ce Anna Morawska, jest
pytanie, dlaczego w dobie tej
najwi�kszej pr�by zawiod�o
chrze�cija�stwo w Niemczech. A
tak�e inne pytanie: jaki by� sens
dramatycznej walki o honor
niemieckiego chrze�cija�stwa,
jak� podejmowali niekt�rzy
chrze�cijanie niemieccy, w�r�d
nich Dietrich Bonhoeffer. I
trzecie pytanie lub raczej splot
pyta�, wykraczaj�cych ju� poza
sam ten okres: co z tego
�wiadectwa jest uniwersalne,
jakie znaczenie ma walka o
pewne podstawowe warto�ci,
toczona w sytuacji skazuj�cej
na niepowodzenie, i w jaki
spos�b braterstwo ludzkie,
skupione wok� tych warto�ci,
mo�e by� za�wiadczone w wierze i
postawie chrze�cija�skiej.
Czyta�em ksi��k� Morawskiej w
tym samym prawie czasie, kiedy
ukaza� si� polski przek�ad pracy
Alana Bullocka o Hitlerze,
nosz�cej podtytu� "Studium
tyranii". Zbie�ne refleksje
narzucaj� si� same przez si�. W
jaki spos�b tyrania zosta�a
umo�liwiona? Bullock odszed�
daleko od prymitywnego schematu
ukazuj�cego Hitlera w
kategoriach niemal wy��cznie
psychopatycznych; niezale�nie od
tego, jakim dewiacjom -
zw�aszcza w p�niejszym okresie
- uleg�a psychika dyktatora
Iii Rzeszy, schemat taki nie
mo�e wyja�ni�, dlaczego tak
d�ugo, najpierw we w�asnym
kraju, potem w Europie, szed� on od
sukcesu do sukcesu. Nie
wystarczy - z drugiej strony -
ukaza� podzia�y klasowe w
Niemczech tamtego okresu, by
odpowiedzie� na pytanie,
dlaczego tak g��boko si�gn�o
zara�enie narodowym socjalizmem
i dlaczego si�y mu przeciwne
okaza�y si� tak s�abe, a niemal
ca�y nar�d tak uleg�y. Ksi��ka
Bullocka budzi refleksj� nad
mechanizmem tyranii; mimo �e
fakty w niej przytoczone s�
znane, s� one ci�gle
zastanawiaj�ce w swej
bezlitosnej wymowie: hitleryzm,
najpierw tylko tolerowane
zjawisko marginesu politycznego,
zosta� zaakceptowany jako
skrajna wprawdzie, ale narodowa
droga do pot�gi i wielko�ci;
furtka do wewn�trznego
rozbrojenia narodu otwarta
zosta�a przez si�y hitleryzmowi
zrazu niech�tne. Cokolwiek by
powiedzie� o znaczeniu czynnik�w
obiektywnych, tkwi�cych w
sytuacji Republiki Weimarskiej,
pozostaje faktem, �e z tysi�ca
tych r�nych wst�pnych
przyzwole� czy iluzorycznych
prze�wiadcze�, i� to, co
krzykliwe i skrajne, wyparowuje
z czasem, a zostanie to, co
istotne, realizuj�ce idea�y
porz�dnego Niemca, zrodzi� si�
ca�y mechanizm otwieraj�cy
hitleryzmowi drog� najpierw do
w�adzy, p�niej za� do
identyfikacji narodu i
dyktatury. W pewnym sensie nie
mo�na tu nawet m�wi� o duchowej
kapitulacji przed hitleryzmem;
by�a to bowiem nie tyle
kapitulacja, co spos�b
odnalezienia si� niemiecko�ci w
hitleryzmie.
Wiemy, �e i poza Niemcami
�wiat okaza� si� nie bez winy,
�e r�wnie� ca�y ci�g ust�pstw i
iluzorycznych nadziei u�atwi�
p�niej Iii Rzeszy drog� ku
zewn�trznej ekspansji. By�o to
jednak paktowanie z diab�em; w
Niemczech diab�a u�wi�cono:
hitleryzm sta� si� wyrazicielem
narodowego ducha i narodowych
d��e�, nast�pi� proces
wewn�trznej aprobaty, kt�ry sta�
si� przyczyn� najwi�kszej bodaj
tragedii w dziejach samego
narodu niemieckiego. Mechanizm
wci�gaj�cy stopniowo ca�y nar�d
w swoje tryby, organizuj�cy
spo�ecze�stwo do wsp�lnego
marszu i pozbawiaj�cy je
krytycznej refleksji, podnosz�cy
pogruchotane marzenia i
apeluj�cy wizj� nowej wielko�ci
Niemiec, ka�dy napotkany objaw
oporu niszcz�cy nie tylko drog�
przemocy, lecz i drog�
ostracyzmu - mechanizm ten
zastosowany zosta� na gruncie
podatnym. I w�a�nie ten grunt
musi nas interesowa�, jego
geologiczna budowa jest warta
poznania nie tylko w swych
warstwach pierwszych, le��cych
na samej powierzchni "typowo
niemieckich" sk�onno�ci, lecz i
w g��bszych pok�adach, tam,
gdzie to, co sta�o si� udzia�em
Niemc�w, bierze si� z
powszechnej ludzkiej s�abo�ci.
Nie tylko bowiem jest wa�ne,
jacy byli oni, lecz i to, jakie
s� ludzkie mo�liwo�ci, ku czemu
mog� one w okre�lonych
sytuacjach prowadzi�. A by� to
wszak�e grunt, na kt�rym
dzia�a�o r�wnie�
chrze�cija�stwo, przepojony jego
tradycj� i stanowi�cy w znacznej
cz�ci obszar jego wp�yw�w. Anna
Morawska podda�a w�a�nie
analizie ten grunt
chrze�cija�ski; jej ksi��k�
mo�na by nazwa� - "studium
chrze�cija�stwa
samoobezw�adnionego".
Pytanie, dlaczego
chrze�cija�stwo zawiod�o w
Niemczech Trzeciej Rzeszy, mo�na
skwitowa� odpowiedzi� z pozoru
prost� i w cz�ci prawdziw�,
cho� niepe�n�; mo�na wi�c
powiedzie�, �e podzieli�o ono
los rzeczywisto�ci, w kt�rej
tkwi�o, z kt�r� by�o nazbyt
socjologicznie przemieszane czy
w kt�r� by�o nazbyt
jednostronnie wro�ni�te. Nie
chodzi tu jednak o to jedynie,
dlaczego zawiod�o politycznie,
lecz i moralnie; nie tylko o to,
dlaczego skapitulowa�y
politycznie si�y chrze�cija�skie
i wraz z innymi odda�y w�adz�
hitleryzmowi, lecz o to przede
wszystkim, dlaczego
chrze�cija�stwo, jego Ko�cio�y,
nie by�y dostatecznym
czynnikiem moralnej przeciwwagi
w tym procesie przyzwole�,
duchowego rozbrojenia i
stopniowego identyfikowania si�
wi�kszo�ci narodu z wyra�anym
przez hitleryzm sposobem
rozumienia niemiecko�ci. S�owem
- dlaczego w ca�ym tym procesie
organizowania spo�ecze�stwa na
wz�r maszeruj�cego stada,
agresywnego wobec obcych i
bezkrytycznego wobec siebie, nie
by�o ono czynnikiem duchowego
otrze�wienia i krytycznej
refleksji moralnej. To jest
pytanie zasadnicze, bynajmniej
zreszt� nie bezsporne, owszem,
kwestionowane w samym
postawieniu sprawy, a przecie�
tak niezmiernie istotne zar�wno
dla zrozumienia tamtej
rzeczywisto�ci, jak i dla
dzisiejszej samo�wiadomo�ci
niemieckiej; pytanie
rozrachunkowe dla chrze�cijan
niemieckich i dla chrze�cijan w
og�le.
"W chwili, gdy pojawi� si�
Hitler - charakteryzuje sytuacj�
Anna Morawska - wszystko mu
sprzyja�o: tradycja
Niemca_luteranina, tradycja
Ordnung, Obrigkeit i niech�� do
anarchicznej zgnilizny, wojenne
frustracje nacjonalist�w,
antydemokratyczne resentymenty
ko�cielnej konserwy, straszak
komunizmu, rosn�cy i wci��
nieskanalizowany �adunek "woli
�ycia" m�odzie�y i sama nawet
"poczciwo��" szarych Niemc�w,
spragniona tylko tego, by m�c
spokojnie wierzy� w co�, co
b�dzie wreszcie do wierzenia
podane jako pewne, jasne i
napawaj�ce niezbyt kosztownym
poczuciem wszechwiedzy, si�y i
cnotliwo�ci. Rzecz jasna, �e
hitleryzm na takim gruncie
musia� przyj�� si� w pierwszej
chwili niemal bez opor�w".
Co Ko�cio�y chrze�cija�skie
przeciwstawia�y temu stanowi
rzeczy zar�wno w�wczas, na
pocz�tku, jak i p�niej? Nade
wszystko trosk� o w�asny los.
Poszukuj�c �r�d�a niesprostania
przez nie sytuacji, znajdujemy
ten podstawowy fakt. Wszystko
inne dzia�a wspieraj�co w tym
kierunku. Najpierw wi�c �w tyle
razy analizowany kult porz�dku
(Ordnung) i zwierzchno�ci
(Obrigkeit) - stanowi�cy rodzaj
filozofii �ycia. ("Lud niemiecki
wraca� z uporem do swych
dziwnych, mroczynych kult�w, nie
wiadomo: z jakiej chorobliwej
��dzy "Ordnungu" doskona�ego, z
jakiej� hybris, z kt�r� ju�
Luter walczy� w wie�y, zanim
poj��, �e nie godzi si�
cz�owiekowi i nie trzeba
pr�bowa� by� doskona�ym jako sam
B�g? Czy te�, jak m�wi� inni, z
infantylnego w gruncie rzeczy
po��dania bezpiecze�stwa, jakie
zawsze jest w �adzie, w
s�u�eniu, w formalistycznej czci
w�adzy i prawa, zwalniaj�cej od
odpowiedzialno�ci?") I na gruncie
ko�cielnym ten kult porz�dku i
zwierzchno�ci, pr�c od pocz�tku
ku lojalno�ci posuni�tej dalej,
ni� sama zwierzchno��
oczekiwa�a, wyznacza� stale
formy i ogranicza� ramy moralnej
wra�liwo�ci; stawia� on na
granicy z�amania obowi�zuj�cych
regu� wsp�ycia wszelk� my�l o
bardziej zasadniczym, totalnym
prote�cie, nawet w�wczas, gdy
sumienie chrze�cija�skie nie
mog�o ju� d�u�ej milcze�.
R�wnocze�nie dzia�a�o tak�e
uto�samienie Niemiec_luteranin.
I ono r�wnie� powodowa�o
zw�enie poczucia
chrze�cija�skiej
odpowiedzialno�ci do ram troski
o ko�cieln� egzystencj�;
protestantyzm czyni�o
zapobiegliwym przed
rozszerzeaniem si� wp�yw�w
katolickich, w katolicyzmie
budzi�o ch�� wykazania, �e druga
konfesja chrze�cija�ska w
Niemczech nie jest mniej
niemiecka, mniej lojalna, mniej
patriotyczna.
Nade wszystko jednak do
samoobezw�adnienia
chrze�cija�skiego w Niemczech
tamtego okresu przyczyni�o si�
to, co Anna Morawska nazywa
"gettoizacj� moralno�ci". W
protestantyzmie jej �r�d�em by�o
doprowadzenie do skrajno�ci
rozdzia�u porz�dku duchowegho i
�wieckiego ("Reformacja chcia�a
postawi� Boga tak wysoko, a
ludzk� spraw� z Nim sprowadzi� do
tak intymnej strefy, aby �adna
ju� przewrotno�� ludzka, �adne
niegodne wzgl�dy nie mog�y
plami� religii ani pos�ugiwa�
si� ni� do w�asnych interes�w").
W wyniku tego rozdzia�u jedynie
to, co dzieje si� w strefie
duchowej, mierzone by�o
chrze�cija�skim poczuciem
odpowiedzialno�ci moralnej,
strefa �wiecka by�a z tej
odpowiedzialno�ci wyizolowana, w
niej obowi�zywa�o przede
wszystkim pos�usze�stwo
zwierzchno�ci. W katolicyzmie
�r�d�a "gettoizacji moralno�ci"
bra�y si� jakby z przeciwnego
bieguna; tkwi� one raczej w
sk�onno�ci do uto�samiania
porz�dku duchowego i �wieckiego,
ale jedynie tego, kt�ry jest
instytucjonalnie katolicki, a
wi�c ko�cielny. "Wyniki
spo�eczne - pisze Morawska -
by�y w ko�cu do�� podobne, jak w
przypadku tak odmiennych w
swych teologicznych motywacjach
Ko�cio��w ewangelickich. W
czasach hitlerowskich w
Niemczech uwidoczni�o si� to ze
szczeg�ln� ostro�ci�. W
chrze�cija�stwie katolickim
wyst�powa�a w�wczas podobna
gettowo�� ko�cielnego my�lenia i
reakcji, i podobny prymat d��e�
samozachowawczych instytucji nad
zasadami Ewangelii, jak w
chrze�cija�stwie lutera�skim.
B�g nazbyt instytucjonalnie
zobiektywizowany okaza� si�
niestety r�wnie prawie nie
wymagaj�cym Bogiem, gdy przysz�o
do spo�ecznego �wiadectwa, jak
B�g nazbyt ju� "inny" czy te�
"intymny").
Kamieniem probierczym sta� si�
antysemityzm. Bonhoeffer napisze
w�wczas (rok 1933), w obliczu
gro�by zastosowania "paragrafu
aryjskiego" do obsady urz�du
pastor�w: "Wykluczenie
chrze�cijan_�yd�w ze wsp�lnoty
ko�cielnej niszczy sam�
substancj� Ko�cio�a Chrystusa";
ulotk�, kt�r� zredagowa�,
zako�czy: "ba�wochwalcy b�d�
utwierdzeni w swym
ba�wochwalstwie, a wierz�cy
w�a�ciwie - zawiedzeni,
rozgniewani i os�abieni w
wierze". Jedynym formalnym
wyst�pieniem chrze�cija�stwa do
w�adz Trzeciej Rzeszy w sprawie
dyskryminacji rasowej i oboz�w
koncentracyjnych by�a
wystosowana przez Bekkennende
Kirche w 1936 roku interpelacja
do Hitlera; w ramach tego
Ko�cio�a powstanie te� p�niej
biuro pomocy �ydom.
W�a�nie Ko�ci� Wyzznaj�cy
"Bekkennende Kirche" jest d�ugi
czas terenem pracy i walki
Bonhoeffera. Uformowany w roku
1934, gdy w�adz� w Ko�ciele
Rzeszy przej�li prohitlerowscy
Deutsche Christen, Ko�ci�
Wyznaj�cy chce zachowa�
autentyzm moralny i doktrynalny
w obliczu jawnej gro�by
przeniesienia na grunt ko�cielny
metod i doktryn hitlerowskich.
Miar� tragedii protestantyzmu
niemieckiego jest jednak�e fakt,
i� tak�e ten Ko�ci� kroczy
lini� kompromis�w i �e r�wnie� i
jego aspiracje duchowe ogranicza
horyzont wyznaczany przez prymat
ko�cielnej samozachowawczo�ci.
Skoncentrowany przede wszystkim
na obronie gruntu pod w�asnymi
nogami, staje si� moralnie
bezsilny wobec procesu duchowej
degradacji spo�ecze�stwa.
R�wnocze�nie pod naporem
zaciskaj�cych si� wok� niego
obr�czy i w nim nast�puj�
polaryzacje i roz�amy wywo�ywane
zw�aszcza ingerencjami urz�d�w
kultu. ("Cz�� cz�onk�w, a by�o
ich naturalnie coraz mniej,
uwa�a�a, �e najwa�niejsza, bez
wzgl�du na wszystko inne, jest
wierno�� zasadom, kt�re si�
g�osi. Cz�� za�, i tych by�o
coraz wi�cej, by�a zdania, �e
najwa�niejsze jest ocalenie
samych warunk�w g�oszenia, bez
zbytniego wnikania w to, co
zasady kaza�yby g�osi� w danej
sytuacji. W ten spos�b
samozachowawcze d��enia
Ko�cio�a, jak nieraz ju� w
historii, zaczyna�y si�
pokrywa� bez reszty z jego
misj� jako tak�, i postawienie
granicy stawa�o si� coraz
trudniejsze"). W ksi��ce
Morawskiej ta �liska droga
kompromis�w, waha�, ust�pstw i
wierno�ci w obronie swego
w�asnego autentyzmu
przedstawiona jest plastycznie,
bez upi�ksze�, a ko�czy ten opis
konkluzja sumuj�ca: "Op�r
ko�cielny nie zosta� wi�c nigdy
z�amany a� do ko�ca. A� do ko�ca
natomiast ujawnia�a si� w
strasznych latach bezsilno��,
niekonsekwencja i tragiczna
marginesowo�� spo�eczna,
wewn�trz ko�cielnego tylko
heroizmu".
W tym do�wiadczeniu ca�ego
chrze�cija�stwa niemieckiego
zawarta jest nauka si�gaj�ca
poza tamten okres i warunki.
Zrozumiejmy si� przy tym dobrze:
nie mo�na czyni� Ko�cio�om - w
tamtej czy w innych sytuacjach -
zarzutu, �e przejawiaj� trosk� o
w�asny los; nie mo�na te�
oczekiwa�, �e mia�yby zast�pi�
wszelkie inne dzia�ania, gdy
potrzebny jest protest czy walka
o najg��bsze ludzkie sprawy. Ale
nauka, ba, ca�y wstrz�s, kt�ry
budzi� musi �wiadomo��
chrze�cija�sk�, bierze si� st�d,
�e zaw�d tamtego okresu ukazuje,
jak dalece Ko�ci� mo�e zosta�
pokonany moralnie, je�li uczyni
si� sam warto�ci� nadrz�dn� i
je�li nie sprosta wymogom
ludzkiej solidarno�ci,
oczekiwanej od chrze�cija�stwa
zawsze przez tych, kt�rzy
cierpi� i s� poni�eni. Ko�cio�y
niemieckie nie sprosta�y w�wczas
sytuacji nie dlatego, �e by�y
s�abe instytucjonalnie, lecz
dlatego, �e w zbyt wielu
sytuacjach kra�cowych obron�
w�asnych mo�liwo�ci dzia�ania
przed�o�y�y nad obron� zasad;
nie dlatego zawiod�y, �e by�y
wkorzenione w �ycie i tradycj�
swego narodu, ale dlatego, �e
zapozna�y, i� chrze�cija�stwo
nie pozwala i�� bezkrytycznie za
tradycj� narodow�, lecz wymaga i
wyst�pienia przeciw niej, gdy
odzywa si� to, co jest w niej
mroczne.
W pismach Bonhoeffera s� dwa
teksty szczeg�lnie wymowne i
wstrz�saj�ce. Pierwszy - kazanie
wyg�oszone w Berlinie w 1933
roku, akurat w przeddzie�
podpalenia Reichstagu. Nawi�zuje
on w tym kazaniu do
starotestamentowej postaci
Gedeona, kt�remu B�g kaza�
wybawi� Izraelit�w, ��daj�c
r�wnocze�nie, by nie zaufa�
w�asnej sile. "Czy s�yszysz
Ko�ciele Gedeona? - m�wi� pastor
Bonhoeffer. - Niech sam B�g, Jego
S�owo, Jego Sakrament i Jego
przykazania b�d� twoim or�em.
Nie szukaj innej pomocy. Nie
przera�aj si�. On jest z tob�.
Poprzesta� na jego �asce. Nie
chciej by� Ko�cio�em silnym,
pot�nym, czczonym i
honorowanym, lecz pozw�l, by B�g
by� twoj� si��, twoj� chwa�� i
honorem. Ale mo�e nie wierzysz
Bogu?"
I tekst drugi, pisany
jedena�cie lat p�niej, ju� w
wi�zieniu, stanowi�cy rodzaj
podsumowania i testamentu
skierowanego do m�odych; my�li
przes�ane swemu siostrze�cowi na
dzie� chrztu:
"Nasz Ko�ci�, kt�ry przez te
lata walczy� tylko o w�asne cele
samozachowawcze, tak jakby by�o
to celem samo w sobie, jest
niezdolny do tego, by by�
nosicielem odkupiaj�cego i
jednaj�cego S�owa dla ludzi i
dla �wiata. Dlatego dawne s�owa
musz� utraci� moc i zamilkn��, i
chrze�cija�stwo nasze b�dzie
teraz polega� na dwu rzeczach
tylko: na modlitwie i na
czynieniu sprawiedliwo�ci w�r�d
ludzi. Z tej modlitwy i z tego
czynu dopiero musi narodzi� si�
na nowo ca�e my�lenie, m�wienie
i organizowanie chrze�cija�skie.
Nim uro�niesz, posta� Ko�cio�a
b�dzie bardzo zmieniona. Przetop
nie sko�czy� si� jeszcze i
wszelkie pr�by skierowania tego
procesu przedwcze�nie ku nowym
formom pot�gi organizacyjnej
odwlek�yby tylko oczyszczenie i
nawr�t na dobre drogi. Nie jest
nasz� rzecz� przepowiada�, kiedy
przyjdzie dzie� - lecz ten dzie�
przyjdzie - w kt�rym zn�w ludzie
zostan� powo�ani do wymawiania
S�owa Bo�ego, do wymawiania Go
tak, �e �wiat b�dzie si� od tego
zmienia� i odnawia�. B�dzie to
j�zyk nowy, mo�e ca�kiem
niereligijny, lecz wyzwalaj�cy i
odkupuj�cy, tak jak mowa Jezusa,
kt�ra przera�a�a ludzi, lecz
przecie podbija�a ich te� sw�
moc�".
Iii
Poczucie ograniczono�ci
ko�cielnego,
wewn�trzchrze�cija�skiego tylko
heroizmu doprowadzi�o
Bonhoeffera do dw�ch punkt�w,
kt�re okaza�y si� finalnymi
punktami na drodze jego �ycia:
wszed� aktywnie w �rodowisko
konspirator�w, kt�rzy z czasem
przygotowali zamach na Hitlera;
r�wnocze�nie skrystalizowa�
swoj� my�l o chrze�cija�stwie i
bezreligijno�ci. Obie te linie
ewolucji zbieg�y si� w wi�zieniu
w Tegel, gdzie przebywa�
osiemna�cie miesi�cy i gdzie
powsta�y jego ostatnie teksty,
skr�towe, ale najbardziej
pasjonuj�ce, zawarte w listach
do najbli�szego przyjaciela (a
p�niej biografa), dr Eberharda
Bethge.
Nie mo�na by twierdzi�, �e
Bonhoefferowi obca by�a wszelka
troska o skuteczno�� dzia�ania,
co tak cz�sto znamionuje umys�y
teoretyczne. Anga�uj�c si� w
konspiracj� antyhitlerowsk�
czyni� to nie tylko z potrzeby
etycznego protestu, ale i ze
�wiadomo�ci�, �e obalenie
Hitlera jest jedyn� drog�
wyj�cia. Jako teoretyk
przezwyci�a� zreszt� antynomi�
mi�dzy zasad� etycznego
dzia�ania i skuteczno�ci�.
"Konfliktem niehistorycznie tzn.
nieodpowiedzialnie my�l�cego
szermierza zasad - pisa� - jest
to, �e po prostu ignoruje on
etyczne znaczenie sukcesu. (...)
Dop�ki dobro odnosi sukces,
mo�emy pozwoli� sobie na luksus
uznawania sukcesu za rzecz
etycznie bez znaczenia. Kiedy
jednak z�e �rodki doprowadzaj�
do sukcesu, w�wczas powstaje
problem". Na czym polega istota
tego problemu? Odpowied�
teoretyka jakby odzwierciedla
praktyczny wyb�r, kt�ry przed
nim samym sta�. "Ostatecznie,
odpowiedzialne pytanie nie jest
o to, jak ja mam heroicznie
wybrn�� z sytuacji, ale jak
przysz�e pokolenie ma dalej �y�.
Tylko z tego historycznie
odpowiedzialnego pytania wy�oni�
si� mog� rozwi�zania p�odne,
chocia� chwilami i nader
upokarzaj�ce".
Anna Morawska, charakteryzuj�c
sylwetk� Bonhoeffera w
�rodowisku spiskowc�w
antyhitlerowskich i analizuj�c
ten polityczny, b�d� co b�d�,
zakres jego zaanga�owa�, nazywa
go "politykiem niepolitycznym".
Zawiera si� w tym nie tylko
okre�lenie jego roli, lecz i
pewna my�l o typie zaanga�owa�
politycznych w og�le. Bonhoeffer
zajmowa� w tych kr�gach pozycj�
bardziej o znaczeniu duchowym
ni� wprost politycznym, cho� by�
zwi�zany z nimi �ci�le i
podejmowa� rozmaite ryzykowne
zadania. Znaczy� jednak i
wywiera� wp�yw bardziej poprzez
metapolityk�, czyli
reprezentowanie "moralnych
za�o�e�, kt�re wyznawane lub te�
niewyznawane g�o�no, s� pod
ka�d� polityk� i warunkuj� j�".
Najbardziej fundamentalne
za�o�enia owej metapolityki
rekonstruowa� mo�na tak�e z jego
pism, jak na przyk�ad z rozwa�a�
o cywilnej odwadze, o g�upocie
czy o sukcesie. W�a�nie pisz�c o
skuteczno�ci dzia�ania, czyli o
sukcesie, nie chcia� ani
ignorowa� jego znaczenia, ani
propagowa� tego rodzaju kultu
sukcesu, kt�ry tak cz�sto
prowadzi wprost do
sprzedajno�ci, czyli
oportunizmu; ��da� natomiast
wyrabiania w sobie poczucia, i�
"w ka�dym momencie, jako
zwyci�zcy czy pokonani - mamy
by� wsp�odpowiedzialni za
kszta�towanie historii. Kto w
�adnym wypadku nie pozwoli
pozbawi� si�
wsp�odpowiedzialno�ci za bieg
historii, gdy� wie, �e B�g go
ni� obarczy�, ten ju� poza
bezp�odn� krytyk� i r�wnie
bezp�odnym oportunizmem
odnajdzie tw�rczy stosunek do
zdarze� historycznych". Sam
odnajdywa� go przede wszystkim w
poczuciu odpowiedzialno�ci za
przysz�e pokolenia;
reprezentowa� - w nader
niejednolitym kr�gu spiskowc�w,
polityk�w i wojskowych -
najdalej wysuni�te d��enia do
przezwyci�enia mrocznych
element�w niemieckiej tradycji.
Dzieje tej konspiracji z kr�gu
Becka, Goerdelera, Ostera, z
czasem rozszerzaj�ce si� o
kontakt tak�e z innymi
pozakomunistycznymi ko�ami
przeciwnik�w hitleryzmu, s�
bowiem dziejami ryzyka
przypiecz�towanego ostatecznie
�yciem, ale tak�e dziejami
waha�, niekonsekwencji i
po�owiczno�ci. Nade wszystko za�
s� to dzieje konfliktu
lojalno�ci, konfliktu
dramatycznego, ale i cz�stokro�
bior�cego si� z niemo�no�ci
przekroczenia w�asnego cienia:
chodzi�o wszak�e o obalenie
Hitlera, ale zarazem o ocalenie
mo�lliwie du�o z pot�gi Niemiec.
Bonhoeffer, prezentowany na tle
tego �rodowiska, nie jest
cz�owiekiem spo�ecznie bardziej
lewicowym; g��biej jednak�e i
bardziej konsekwentnie zwr�cony
by� on ku owej metapolityce
za�o�e� moralnych. Znajdowa�o to
wyraz w rozumieniu zbrodniczo�ci
hitleryzmu i ogromu krzywd
wyrz�dzonych �wiatu r�kami
Niemc�w, a tak�e w rozumieniu
samych �r�de� s�abo�ci i
schorze� tocz�cych w�asny nar�d.
Morawska cytuje ze wspomnie�
Visser.t Hoofta (p�niejszego
sekretarza generalnego �wiatowej
Rady Ko�cio��w w Genewie)
odpowied�, jak� w latach wojny
udzieli� mu Bonhoeffer na
pytanie, o co si� teraz modli:
"Jak ju� chcesz wiedzie� -
odpar� - modl� si� o kl�sk� mego
kraju. My�l�, �e to jedyna
mo�liwo�� zap�acenia za ogrom
cierpie�, kt�re ten kraj
sprowadzi� na �wiat". W
rozwa�aniach za� o odwadze
cywilnej Bonhoeffer napisa�:
"Niemiec wci�� jeszcze nie
posiada zdecydowanej �wiadomo�ci
podstawowej, mianowicie o
nieodzowno�ci wolnego,
odpowiedzialnego czynu, tak�e
przeciw powo�aniu i nakazowi".
W�a�nie walka o t� "�wiadomo��
podstawow�" stanowi rdze� jego
"polityki niepolitycznej".
Prowadzi� j� tak�e na terenie
ko�cielnym; r�wnie� i tam by�
"politykiem niepolitycznym",
przekraczaj�c ko�cieln�
samozachowawczo��, co
sprzeciwia�o si� regu�om
ko�cielno_politycznej strategii.
Mo�na przy tym domy�la� si�, i�
Bonhoeffer mia� nie tylko
�wiadomo�� ca�kowitego ryzyka,
ale i poczucie skazania na
niepowodzenie. Odczyta� to
poczucie mo�na w jego pismach:
"Zdawa�o si� nam dot�d, �e do
niezbywalnych praw �ycia
ludzkiego nale�y mo�liwo�� jego
planowej projekcji, zawodowej i
osobowo�ciowej. To ju�
przemin�o. Moc� okoliczno�ci
znale�li�My si� w sytuacji, w
kt�rej musimy si� wyrzec "troski
o dzie� jutrzejszy" (Mt 6, 34).
Jednak�e jest istotn� r�nic�,
czy b�dzie to wyrzeczenie si� ze
stanowiska wyznawanej w wolno�ci
wiary w duchu Kazania na G�rze,
czy te� wymuszona s�u�ba
pa�szczy�niana na rzecz obecnej
chwili (...) My�le� i dzia�a�
pomn�c o przysz�ej generacji, a
przy tym by� gotowym odej��
ka�dego dnia bez boja�ni i
troski - oto narzucona nam w
praktyce postawa. Trwa� przy
niej dzielnie nie�atwo, ale to
konieczne". "Polityka
niepolityczna" jako pewien
og�lniejszy typ zaanga�owa�,
charakteryzuje si� chyba w�a�nie
innymi wymiarami strategii z
jednej strony i innymi
kryteriami powodzenia z drugiej.
Nie jest ona przeto nigdy
abstrakcyjnie polityczna czy
niepolityczna, stanowi co�
innego ni� wynios�a sk�onno�� do
"apolityczno�ci", jest rodzajem
zaanga�owania w okre�lonej
sytuacji, kt�ry broni
imponderabili�w, a uchyla si�
przed przyj�ciem pewnych regu�
gry, stara si� je wyznaczy� w
innym wymiarze i na innym
poziomie. Jest to wi�c polityka,
kt�ra musi wywik�a� si� z
narzuconej sytuacji, musi
odnale�� w�asn� �cie�k�, musi
rodzi� si� z odczytania w�asnego
rodzaju wierno�ci podstawowym
zasadom moralnym i w�asnego
sposobu s�u�by. I musi zachowa�
zdolno�� dzia�ania, przyjmuj�c,
�e zdarzenia chwili nie b�d� dla
niej �askawe. Ufno�� tych,
kt�rzy t� drog� id�, bierze si�
nie tylko z do�wiadczenia
historycznego, kt�re m�wi, �e
kl�ski i powodzenia maj� inn�
miar� w skali chwili i inn� w
skali pokolenia, lecz r�wnie� i
z si�y pewnego optymizmu,
czerpanego z poczucia zgodno�ci
tej drogi z w�asnymi wyborami
moralnymi. Bonhoeffer pisze w
zwi�zku z tym: "W swojej istocie
optymizm nie jest pogl�dem na
aktualn� sytuacj�, lecz si��
�ywotn�. Jest si�� nadziei, tam
gdzie inni zrezygnowali, (...)
si��, kt�ra przeciwnikowi nigdy
nie oddaje przysz�o�ci, lecz
zagarnia j� dla w�asnych
roszcze�".
Przypadek Bonhoeffera w tym
jest wszak�e szczeg�lny, �e jego
"polityk� niepolityczn�"
charakteryzuje pi�tno
najg��bszego, jaki sobie mo�na
wyobrazi�, dramatyzmu: ryzykowa�
i �ycie, i r�wnie� dobre imi� w
przysz�o�ci. Splot dwuznacznych
sytuacji, w jakie by� uwik�any,
musia� stawia� przed nim
dr�cz�ce pytania, co z jego
w�asnej drogi mo�e zosta�
zrozumiane w przysz�o�ci. A�
dziw bierze, �e tak ma�o tych
pyta� odzwierciedlaj� jego
pisma; mo�e wp�ywa�y na to
wzgl�dy ostro�no�ci, mo�e �lady
tych pyta� nie zosta�y
zachowane. Tylko w kilku
poetyckich refleksjach pisanych
w wi�zieniu, znajd� si� ich
dalekie odbicia; tak�e w jednym
z list�w zamieszczonych w
"Wyborze pism" jest zdanie:
"Sprawa, za kt�r� by�bym
skazany, jest tak bez zarzutu,
�e m�g�bym by� z tego tylko
dumny". Ale przecie� musia�o si�
zjawi� przed nim pytanie, w
jakiej mierze Niemiec, id�cy tak
radykalnie przeciw kultowi
Obrigkeit, �e chce kl�ski
w�asnego kraju, mo�e zosta�
zrozumiany jako patriota; w
jakiej mierze pastor, kt�ry
uczestniczy w spisku,
posuwaj�cym si� do zamachu, mo�e
zosta� zrozumiany jako
chrze�cijanin. Dwuznaczna
sytuacja ongi� jednego
z najbardziej bezkompromisowych w
"Bekennende Kirche", p�niej
zaanga�owanego formalnie w
wywiadzie - faktycznie w
konspiracji, musia�a te� rodzi�
pytanie najbardziej elementarne;
co ocaleje z prawdy, kim
w�a�ciwie by�. Niewiele wi�c
przemawia�o za tym, i�
kiedykolwiek b�dzie nale�a� do
ludzi, kt�rych postawa i my�l
mog� "zagarnia� przysz�o�� dla
w�asnych roszcze�".
W sposobie rozumienia
chrze�cija�stwa, jaki
charakteryzowa� jego ewolucj� ku
"bezreligijno�ci", wyra�a�a si�
my�l, �e by� chrze�cijaninem to
nie tyle wyodr�bnia� si� w
Ko�ciele od �wiata, co dawa�
�wiadectwo ludzkiej
solidarno�ci, potwierdza� je w
wierze i postawie solidarnie
uczestnicz�cej w d�wiganiu
ludzkiego losu. My�l ta, jak i w
og�le jego teologiczne punkty
doj�cia, nie zosta�y
wykoncypowane tylko; mo�na
powiedzie�, i� swe pozycje
teologiczne Bonhoeffer okupi�
w�a�nie tym podw�jnym ryzykiem
zar�wno fizycznego
unicestwienia, jak i niepami�ci
czy dwuznaczno�ci, jaka mog�a po
nim pozosta�. Morawska przytacza
relacj� o tym, jak ku zdumieniu
swego ko�cielnego �rodowiska
Bonhoeffer dojrza� do
zrozumienia, �e mo�na i warto
ponie�� �mier� za warto�ci
�wieckie; wyb�r swej drogi
�yciowej uwa�a� odt�d nie za
co�, co mo�na jedynie pogodzi� z
wiar� chrze�cija�sk�, ale za sam
akt wiary chrze�cija�skiej par
excellence. Jako teolog,
chrze�cijanin i cz�owiek - w tym
podw�jnym ryzyku, zagro�eniu i
solidarno�ci, dorasta� do
zrozumienia, i� uczestniczy� w
bezsilno�ci i cierpieniu Boga na
krzy�u - to znaczy uczestniczy�
w cierpieniu �wiata. Oznacza�o
to zarazem, �e i te warto�ci
�wieckie, kt�rych obron� czy
przywracanie "�wiadomo�ci
podstawowej" swego narodu uwa�a�
za godne ryzykowania �yciem
infami�, nabra�y ju� innej
jako�ci i inn� wizj�
teologicznego my�lenia by�y
przez niego obj�te.
Iv
My�l�, �e istota teologicznej
rewolucyjno�ci Bonhoeffera
zawarta jest przede wszystkim w
innej perspektywie spojrzenia na
�wiecko�� i na chrze�cija�stwo