1832

Szczegóły
Tytuł 1832
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1832 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1832 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1832 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marek Nowakowski Portret artysty z czasu dojrza�o�ci Tom Ca�o�� w tomach Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1991 T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Przedruk z wydawnictwa "Iskry", Warszawa 1987 r. Pisa� J. Podstawka Korekty dokona�y: D. Jagie��o i K. Kruk Mongo�y Kwaterowali u nas, a je�dzili na Wol�. Wola p�on�a. Z naszego domu wida� by�o �un�. M�wili w miasteczku, �e tam, na Woli, gwa�c� i rabuj�. Karolek Bilardzista, kt�ry noc� przyprowadzi� stamt�d swoj� rodzin�, widzia� w gruzach martw� kobiet� z odci�tymi piersiami. To zrobili oni. My, paka Janka Piechura z Bud, patrzyli�my na nich z ciekawo�ci�. Wszyscy w papachach wygl�dali jak zro�ni�ci ze swoimi kud�atymi konikami. Wracali szos� od wiaduktu, skr�cali w ulic� Pi�sudskiego. Tak si� kolebali na tych swoich konikach, karabiny przewieszone przez pier�, niekt�rzy mieli szable u pasa, te szable podzwania�y obijaj�c si� o ostrogi. Rozmawiali ze sob� gard�ow�, niezrozumia�� mow�, twarze mieli �niade, oczy sko�ne, w�skie, a w�osy czarne, sztywne jak ko�skie ogony. Mongo�y. Tak na nich m�wiono. Z Woli zawsze wracali ob�adowani rozmaitym dobytkiem, r�ce opi�te a� do �okci zegarkami, palce pob�yskiwa�y od pier�cionk�w i sygnet�w. Widzia�em te� jednego, co budzik sobie powiesi� na szyi. Zrabowany dobytek wpychali przewa�nie w czerwone poduszki, kt�re opr�niali z pierza ci�ciami szabel i przytraczali do siode�. Zawsze jednak bia�e k�aczki wirowa�y ko�o nich i osiada�y na papachach i ko�skich grzywach. Wieczorem, napoiwszy konie i pu�ciwszy je na ogrodzony placyk przy piekarni pana Rappa, wybierali si� na targ i tam zaczyna� si� handel. Wszystko mo�na by�o od nich kupi� za spirytus i bimber. Przekupki z targu dobrze wychodzi�y na tym handlu. Nale�a�o tylko bardzo na nich uwa�a�. Oni byli nieobliczalni. Te przekupki przewa�nie handlowa�y z Mongo�ami pod opiek� swoich ch�op�w. Niejeden z nich �ciska� za pazuch� siekier� lub tasak. Z ka�d� samotn� kobiet� rozmaicie mog�o si� wydarzy�. Lucyn�, t� �adn� kelnerk� z "Wenecji", z�apali wieczorem, jak wraca�a do domu. Trzech ich by�o i z ka�dym musia�a po kolei. Dw�ch wykr�ca�o jej r�ce, trzeci przyciska� usta d�oni�, �eby nie wrzeszcza�a i robili swoje. M�wili u nas w miasteczku, �e i tak mia�a szcz�cie. Oni po wszystkim lubili przygwo�dzi� do ziemi bagnetem i tak zostawi�. Tam, na Woli, pe�no takich przygwo�d�onych kobiet. Starsi ch�opcy, co "kit�" odwalali z poci�g�w, wybierali si� czasem na Wol�, myszkowali w�r�d ruin i opuszczonych mieszka� i rozmaite rzeczy tam widzieli. Taki Olek Kraczoch tylko spluwa� na widok ka�dego Mongo�a i �egna� si� zamaszy�cie. Nie tylko m�ode kobiety by�y przy nich w niebezpiecze�stwie. Star� Koczkow� te� dopadli. Babka to przecie�, dw�ch wnuk�w ju� mia�a, a oni do niej. Stara Koczkowa narobi�a wielkiego wrzasku. Zdarzenie to mia�o miejsce blisko posterunku �andarmerii. Zapali�y si� �wiat�a. Na ulic� wybiegli Niemcy. Jeden nawt strzeli�. Wtedy oni uciekli. A jak pohandlowali sobie na targu, odchodzili z flaszkami i ba�kami do parku, gdzie przed pa�acykiem Koelichena rozpalali ognisko. Piekli mi�so nadziane na d�ugi drut i dw�ch nieustannie obraca�o ten drut. Siedzieli kr�giem, kurzyli machork�, poci�gali spirytus z butelki, albo wprost z blaszanego kanistra, i �piewali rzewnie, tak zawodz�co, inaczej ni� wszystko, co s�yszeli�my dot�d. W tych swoich wielkich papachach, podwin�wszy nogi pod siebie, ko�ysali si� w takt melodii i �piewali, czasem rytmicznie klaskali w d�onie. My, ch�opcy z paki Janka Piechura z Bud, podchodzili�my do ogniska jak urzeczeni. Oni lubili dzieci. Zapraszali nas, go�cinnie cz�stowali pieczon�, pachn�c� dymem baranin� i m�wili pieszczotliwie: "malczyk", "kinder" albo jeszcze tak jako�. Tylko dziewczynki musia�y uwa�a�. Oni chyba nie rozr�niali wieku. Zezowat� Jad�k� od Fr�czak�w zwabili czekolad� i tak szczypa� i g�aska� zacz�li, jeden ju� jej zadziera� sukienk�. Ledwo Fr�czak, kt�ry mia� sodowiarni� i oni cz�sto pili u niego, zd��y� dopa�� do nich i odepchn�� tego, co zadziera� Jad�ce sukienk�. - Dziewczonka... - zacz�� im t�umaczy� i r�ce mu si� trz�s�y. Rozstawi� palce pokazuj�c, �e ona ma tylko osiem lat. Z sodowiarni wybieg�a Fr�czakowa z litrow� flach� bimbru. Wtedy zostawili Jad�k� i zaj�li si� bimbrem. Ale nam, ch�opcom, nic z�ego z ich strony nie grozi�o. Przy ognisku pozna�em si� z jednym Mongo�em. Mia� szabl� na ozdobnych, nabijanych srebrem pasach i spodnie z czerwonymi lampasami. Wysypa� mi na d�o� gar�� cukierk�w. - Bonbon - powiedzia� i w u�miechu �ysn�� jak Murzyn bia�kami. Na migi da� mi do zrozumienia, �e te� ma syna. A nazywa� si� tak jako�, Girej_ogi czy co�, nie zrozumia�em dok�adnie. Wtedy to w odblasku ognia pokaza� mi krzy� z Panem Jezusem. Ten krzy� sta� przy samym pa�acyku. Wiatr poruszy� ogniem, k��b dymu zasnu� krzy� i w ostatnim przeb�ysku twarz tego Mongo�a, dzika, straszna. Odruchowo prze�egna�em si�. Czu�em si� troch� jak w towarzystwie diab�a. Poci�ga� co prawda, ale by� te� strach. Mongo� pokiwa� ze zrozumieniem g�ow�, zacmoka�, d�o� przy�o�y� do serca i powiedzia� "Allach!" Opowiedzia�em o tym Jankowi Piechurowi z Bud. - Tak jest - rzek� - zgadza si�. - Ten ich B�g nazywa si� �ach. �mieli�my si�, �e tak si� nazywa ten ich B�g. �ach. - Mongo�y - spluwa� Olek Kraczoch, co chodzi� na "kit�" - co oni mog� mie� za wiar�. M�j stary m�wi, �e to psia wiara. Mimo to chcia�em jeszcze zobaczy� tego Girej_ogi, czy jak go tam. W nast�pny wiecz�r znowu poszed�em do ogniska. Ale nie mog�em go pozna�. Wszystkie twarze by�y jednakowe. Siedzieli wok� ogniska z podwini�tymi nogami. Wystaj�ce ko�ci policzkowe i w�skie, sko�ne oczy, a na czo�ach nisko nasuni�te papachy. Nie zobaczy�em ju� nigdy wi�cej tego Girej_ogi. Rankami przed wyjazdem na Wol� oni przewa�nie pili bimber w sodowiarni pana Fr�czaka. Podobno p�acili nie tylko pieni�dzmi, ale pier�cionkami, obr�czkami i monetami ze z�ota. - Jak si� dobrze rozgrzej�... - opowiada� ojcu pan Fr�czak - to nawet da rad� zarobi�, nie powiem, tylko ryzyko paskudne. Nie wiadomo, co im strzeli do g�owy - wzdycha� pan Fr�czak i puka� przes�dnie trzy razy w niemalowane drewno. Z jego sodowiarni cz�sto dochodzi�y wrzaski, �miech, jakby wycie. Stawali�my od ty�u tej wpadni�tej w ziemi�, byle jak skleconej z desek, budy i s�uchali�my w napi�ciu. Kiedy� dw�ch pijanych Mongo��w wytoczy�o si� po schodkach i z szablami na siebie... Dopiero jaki� starszy rang� wjecha� koniem mi�dzy nich, siek�c po twarzach do krwi nahaj�. A ich konie zawsze sta�y uwi�zane do p�otu i skuba�y rzadk�, pokryt� kurzem traw�. Te konie te� dzikie takie: jeden zar�a�, wyszczerzy� ��te z�by i rzuci� si� za mn�. Kr�tko by� uwi�zany i tylko tr�ci� mnie mokrym pyskiem w rami�. Wtedy te� Janek Piechur z Bud odwi�za� od p�otu takiego kosmatego, mongolskiego konika. Wal�c ga��zi� po k��bach i krzycz�c przenikliwie, pogna� go w stron� glinianki. Konik rozbryka� si�, pop�dzi� jak oszala�y i wierzga� tylnymi nogami, a� iskry sz�y z bruku. Z sodowiarni wypad� Mongo�, rozgl�da� si� chwil�, zaraz �ci�gn�� karabin i zacz�� strzela� na o�lep. Ludzie chowali si� do bram, a on tak strzela�. Wreszcie, kiedy ju� nie mia� naboj�w i uspokoi� si� troch�, to jeden inwalida pokaza� mu, gdzie pobieg� jego ko�. Ten kosmaty konik te� si� uspokoi� i pas� si� na ��ce mi�dzy gliniank� zwan� Oceanem, a t� drug� przy szkole. Oni bardzo dbali o konie, czy�cili je zgrzeb�em, ogl�dali kopyta i okrywali derkami po ka�dym powrocie z Woli, klepali po karku i delikatnie muskali w chrapy. Te konie te� ich lubi�y, za jednym, kiedy zagwizda�, ko� szed� jak pies. Wi�c jak te konie ob�adowali rabunkiem, to nawet z nich zsiadali. Kiedy zn�w tam, na Woli, za ma�o zdo�ali si� ob�owi�, to potrafili, ju� po naszej stronie tor�w, wpa�� do jakiego� domu, przystawi� gospodarzowi karabin do piersi albo szabl� pod gard�o i wrzeszcze� dziko. I zabierali wtedy co b�d�. A jak wypili wi�cej albo z�y humor ich naszed�, mogli taki dom podpali�. Mongo�y. Kobiety ba�y si� ich jak ognia. Chocia� bywa�y w naszym miasteczku takie, co same do nich lgn�y. W "Pekinie" mieszka�y Trzy Siostry. Pan Fr�czak opowiada� w "Wenecji" przy bilardzie, �e i przed wojn� ca�y komisariat policji granatowej do nich zachodzi�. Trzy Siostry przyjmowa�y Mongo��w. Z okna ich mieszkania do p�na w noc rozbrzmiewa�o dzwonienie szk�a i sm�tne pie�ni w niezrozumia�ym j�zyku. Raz taki bal z Mongo�ami przeci�gn�� si� a� do dnia i my, ch�opcy z paki Janka Piechura z Bud, czaili�my si� w �opianach przy kom�rkach na w�giel, patrz�c bacznie w trzecie okno na parterze. I zobaczyli�my kobiet� zwr�con� plecami do okna w samej tylko koszuli, i ob�apia�y jej plecy �ylaste d�onie. Ona oparta o parapet ko�ysa�a si�, zrazu miarowo, p�niej coraz gwa�towniej i zza jej plec�w wynurzy�a si� twarz Mongo�a z zamkni�tymi oczyma i bia�ymi z�bami, kt�rymi przygryza� sobie wargi. Widok by� straszny i porywaj�cy. Doniczka z pelargoni� spad�a wtedy z parapetu. Ale kt�ra to by�a z tych Trzech Si�str? Na to pytanie nie mogli�my odpowiedzie�. Janek Piechur z Bud pr�bowa� p�niej odgadn�� z ich d�oni. Je�eli zobaczy jaki� pier�cionek lub zegarek, znaczy�o to b�dzie - w�a�nie ta! Jednak wszystkie trzy mia�y zegarki i wszystkie mia�y pier�cionki. Janek Piechur z Bud doszed� do wniosku, �e wszystkie one kolejno z Mongo�em. Murarz Sierotnik opowiada�, �e tam, na Woli, kobietom palce odr�buj� szablami, kiedy pier�cionka czy obr�czki �ci�gn�� nie mog�. - Tacy zawzi�ci... jak za cara Miko�aja, co mia� wielkie jaja - ko�czy� swoim niezmiennym rymem murarz Sierotnik i toczy� si� rozkolebanym krokiem ulic� Ko�ciuszki. Zatrzymywa� si� jeszcze raz i patrzy� tam daleko, gdzie dymi�a Wola. My, ch�opcy z paki Janka Piechura z Bud, bawi�c si� w powsta�c�w i Niemc�w ko�o szcz�liwickiej wagonowni, zobaczyli�my, jak Mongo� koz� zabra� g�upkowatej Wilczy�skiej. Pasa�a ona koz� na nasypie kolejowym. Mongo� szed� sobie piechot�. R�ce za�o�one do ty�u, jakby spacerowa�. Zatrzyma� si� i popatrzy� na koz�. Podszed� do g�upiej, wyrwa� jej z d�oni postronek i poci�gn�� koz� za sob�. Ta Wilczy�ska rozp�aka�a si� i obejmuj�c go za buty, wo�a�a: "Ojczulku, nie zabierajcie jedynej mojej �ywicielki!" Odkopa� j� buciorem i z�by z�owrogo wyszczerzy�. Koza te� mu si� opiera�a i pobekiwa�a sm�tnie. Wtedy wyci�gn�� zza cholewy granat i tak postukuj�c j� granatem po ko�cistym zadzie zmusza� do pos�usze�stwa. My, paka Janka Piechura z Bud, kryj�c si� po krzakach, pod��yli�my za nim. Doszed� do stacji z koz�. Akurat z dworcowego bufetu Dziadka wynurzy� si� ten Pesel, co pracowa� na poczcie. Chudy, malutki i ostatnio rzadk� br�dk� sobie zapu�ci�. Mongo� ju� go mija�. Przystan��, tak przeci�gle na niego patrzy�, i "komm!" zawo�a�. Pesel zblad�. On najbardziej obawia� si� Mongo��w. Nieraz s�ysza�em, jak powiada� do ojca: "Azja!... panie szanowny, najgorsza plaga!" I ten Mongo� wcisn�� mu postronek. Kaza� prowadzi� koz�. Tak szli Ko�ciuszki ulic�. Pesel ci�gn�� koz�, za nim Mongo� obt�ukiwa� j� granatem po ko�cistym zadzie. Ludzie wygl�dali z okien, gromadzili si� w bramach. Wszyscy si� �mieli. Mongo� te� si� u�miecha� do ludzi i macha� im �yczliwie r�k�. - Mia�em dusz� na ramieniu... - zwierza� si� potem Pesel ojcu. - Konspiracyjna bibu�a w kieszeni, a tu taka heca, pan szanowny rozumie! Ojciec z trudem dusi� �miech i kiwa� gorliwie g�ow�. Ten Pesel z rzadk� br�dk� i koza z t� swoj� kozi� br�dk�. Ojciec by� przekonany, �e konspiracyjna bibu�a zosta�a wymy�lona przez Pesela dla podreperowania o�mieszonego autorytetu. Ostani raz widzia�em Mongo��w w niedziel�. Ko�ysali si� na swoich kud�atych konikach i spogl�dali czarnymi, nieprzeniknionymi oczyma przed siebie. Pod��ali tym razem ju� nie na Wol�, skierowali si� bowiem do krakowskiej szosy. Pr�bowa�em ich wtedy policzy�. Doszed�em do stu dwudziestu i konie ruszy�y galopem. Dalej ju� liczy� nie mog�em. Opuszczali nasze miasteczko. A p�niej �ona Felka Piaskarza urodzi�a dziecko. M�wili u nas, �e z Mongo�a. Jej m�� siedzia� w obozie i ten ch�opak, kt�ry si� urodzi�, niepodobny by� wcale do dw�ch jego jasnow�osych syn�w. �niady, w�skooki, z czarnymi jak drut w�osami. Po wojnie Felek Piaskarz powr�ci� szcz�liwie z obozu i przez d�ugi czas wieczorem t�uk� zawzi�cie swoj� bab�, a na tego ma�ego patrzy� jak na zaraz�. Raz nawet chwyci� go za n�k� i chcia� nim o �cian�. Ledwie go przytrzymali s�siedzi. W ko�cu si� przyzwyczai� i nawet tego ma�ego, czarniawego polubi�. Ten ma�y, Nunek przez matk� zwany, jego te�. Chodzi� za nim jak psiak. Chowa� si� zdrowo i dobrze. Ju� jako siedmioletni ch�opaczek zacz�� prym wodzi� w�r�d swoich r�wie�nik�w i nikt si� nie o�mieli� "Mongo�!" wo�a� na niego. Bi� za to przezwisko bez opami�tania. (1974) Ady to Niemcy... Stara Kaczorkowa mieszka�a na Wygwizdowie, kolonii pod lasem. Las nazywa� si� Serwitut. W nazwie pozosta�o�� z dawnych ch�opsko_dworskich czas�w. Z lasu wypadali do wsi partyzanci. Ogolili Kwiatkowsk�, wdow� po rozstrzelanym so�tysie. Ona �ajdaczy�a si� z Niemcami. M�ynarza z Rogowa o�wiczyli bykowcem. Przez tydzie� nie m�g� siada� na ty�ku. Ale najg�o�niejsza by�a akcja na maj�tek. Maj�tek przed wojn� stanowi� w�asno�� Agrilu. W wojn� przeszed� pod zarz�d niemiecki. Kwaterowa� tam pluton rezerwist�w. Partyzanci atak rozpocz�li o zmierzchu. Otoczyli oficyn� i siekli po oknach ogniem z erkaem�w. Rezerwi�ci bronili si� niemrawo i szybko wywiesili bia�� p�acht�. Partyzanci odebrali im bro� i pu�cili wolno. Podpaliwszy �pichlerz, odeszli do lasu, gnaj�c stado kr�w i kilka koni. Wygwizd�w podejrzany by� o konszachty z lasem. Nast�pnego dnia przybyli na ci�ar�wkach �andarmi i otoczyli te kilka zagr�d pod Serwitutem. Dowodzi� wysoki, elegancki oficer w binoklach. Binokle mia� w z�otej oprawie i w s�o�cu szed� od nich blask. Tak go zapami�ta� Piotrek, siedmioletni wnuk Kaczorkowej. �andarmi rozbiegli si� po obej�ciach jak sfora w�ciek�ych ps�w. W cha�upie Kaczork�w tupotali po strychu, zajrzeli do piwniczki. Bagnetami ryli w beczce z kwaszon� kapust�. Wywalili ubrania z szafy, wyt�ukli talerze z kuchennego kredensu. Stara Kaczorkowa siedzia�a na przypiecku i wodzi�a za Niemcami wzrokiem bez wyrazu. Wygl�da�a jak le�na czarownica. W�osy w siwych, skudlonych kosmykach, twarz jak br�zowa ziemia wyschni�ta z braku wody, poryta sieci� ostrych zmarszczek. Nas, ch�opc�w, zawsze fascynowa� spos�b, w jaki ona siusia�a. Cz�apa�a wspieraj�c si� kosturem, nagle przystawa�a i rozstawiwszy szeroko nogi oddawa�a mocz na stoj�co. Nieraz skradali�my si� za ni� godzinami, czekaj�c cierpliwie na ten moment. Podczas rewizji o�ywi�a si� dopiero, kiedy jeden z �andarm�w wetkn�� bagnet w pierzyn�. Sypia�a pod ni� zim� i latem. Wbi� bagnet i przeci�gn�� z rozmachem. Z czerwonej powleczki posypa�o si� pierze. R�wnocze�nie z wiruj�cym ob�okiem bia�ego puchu organizm starej Kaczorkowej zareagowa� w spos�b spontaniczny i bezwstydny. Z g��bi jej trzewi�w wydoby� si� d�ugi, dono�ny wiatr. Oficer w z�otych binoklach drgn�� gwa�townie. Po jego twarzy przebieg� grymas obrzydzenia. Z pogard� popatrzy� na staruch� skulon� na przypiecku. - Die Schweinehund! - powiedzia�. Kaczorek zawstydzi� si� za matk�. - Co wy! - wyszepta�. - Jak tak mo�na? - Ady to Niemcy - wymamrota�a, nie spuszczaj�c wzroku z rozprutej pierzyny. Niemcy opu�cili cha�up�. Kaczorek odetchn�� z ulg�. Nie zajrzeli do sionki. Tam mia� owini�ty w szmaty, naoliwiony obrzynek. U s�siada znale�li par� �usek po karabinowych nabojach i to starczy�o. Ca�� rodzin� rozstrzelali pod p�otem, a dom podpalili. Zakurzy� machorkowego skr�ta i z pewnym uznaniem popatrzy� na matk�. Ona za�, kl�cz�c, zagarnia�a rozsypane pierze i na powr�t wpycha�a do rozprutej powleczki. (1984) Sybir Lejtnant Kola kwaterowa� w domu wujka Mariana. Ludzie m�wili, �e to jednostka Nkwd. Poznawali po kolorze otok�w. Zamieszka� w du�ym pokoju i rankiem wybiega� na podw�rze. Wyci�ga� �urawiem kube� wody ze studni i oblewa� si� do pasa. Prycha� i parska�. Potem gimnastykowa� si� dla rozgrzewki. Bursztyn wyskakiwa� z budy na ca�� d�ugo�� �a�cucha i oszczekiwa� go zajadle. - Nu, sobaka! - wabi� go Kola. - Nie bojsia! Ja swoj! Po tygodniu pies ju� nie szczeka� na jego widok. Ale pog�aska� si� nie dawa�. Warcza� gard�owo i tuli� uszy. - Choroszaja sobaka - pochwali� go lejtnant Kola. Nosi� d�ugie buty z mi�kkiej sk�ry, marszczone w harmonijk�. Bluz� �ci�ga� mocno pasem, na piersi brz�cza�o mu kilka medali na wst��eczkach. Sto�owa� si� u nas. Ale nigdy nie zapomnia� przynie�� prowiantu ze swojej oficerskiej kantyny. Przynosi� w chlebaku puszki tuszonki, smalcu, ameryka�skie mas�o orzechowe. A mnie raz podarowa� przysmak w postaci czekolady. Oni mieli takie rzeczy z ameryka�skich dostaw. Po posi�ku dzi�kowa� grzecznie i nigdy nie omieszka� pochwali� smaku potraw. - Sowiet, ale umie si� zachowa� - stwierdzi�a �ona wujka Mariana. Ciotka z Warszawy by�a tego samego zdania. - Nie mlaska ani nie siorbie. Tylko babka milcza�a. Nawet mrucza�a co� pod nosem. Ale ona by�a uwa�ana za dziwaczk�. M�czyzna z niego by� postawny, o szerokiej, dobrodusznej twarzy z zadartym nosem. - Nos ma ko�ciuszkowski - za�mia� si� wujek Marian. Raz, b�d�c po kieliszku, powiedzia� mu o tym podobie�stwie do naszego bohatera narodowego. Lejtnant Kola u�miechn�� si� i przytakn�� grzecznie. - Kto to jest? - zapyta� po chwili. - Kto� z waszej familii? Wujek musia� by� po kilku kieliszkach, gdy� mimo ostrzegawczych spojrze� ciotek wda� si� w bu�czuczn� opowie�� o przewagach naczelnika Ko�ciuszki nad Moskalami. Lejtnant Kola ca�y czas u�miecha� si�; p�niej powiedzia� co� o carach krwiopijcach, co gn�bili w�asny nar�d i podbijali inne. Wujek Marian, o�mielony jego aprobat�, przeszed� nagle do czas�w nowszych i zacz�� wywodzi� o wojnie z bolszewikami w dwudziestym roku. - Dali�my wam baty! - o�wiadczy� jako uczestnik tamtej kampanii. Wtedy jego �ona kopn�a go pod sto�em, a� st�kn�� z b�lu. Popatrzy� na ni� z oburzeniem, po chwili zrozumia� i zamilk�. Wujek by� historykiem z zami�owania i nieraz przepytywa� mnie z historii wojen szwedzkich, kozackich, napoleo�skich i najnowszych. Egzaminy wypada�y pomy�lnie i stosunki mi�dzy nami uk�ada�y si� po partnersku. Moja pasja do historii narodzi�a si� podczas d�ugiej choroby, kiedy to zacz��em po�era� Szajnoch�, Smole�skiego, Korzona, Kukiela i Askenazego; wszystko, co znalaz�em w bibliotece ojca. Ale wobec lejtnanta Koli wujek Marian zosta� poskromiony w swej elokwencji historyka dziej�w ojczystych. - Co ty wygadujesz?! - strofowa�y go ciotki. - Przecie� to Sowiet, enkawudzista! Jeszcze przyjd� po ciebie noc� i zabior�... - Na Sybir! - doko�czy�a babka, kt�ra zdawa�a si� drzema� dotychczas. P�niej jednak wujek Marian wpad� na chytry pomys� i mnie zacz�� u�ywa� jako rzecznika swych racji. Niby przypadkowo wszczyna�em z lejtnantem Kol� rozmow� na tematy zasadnicze. Podoba�a mi si� moja rola i stara�em si�, jak mog�em. Zwykle przed kolacj� wujowie (w tych pogwarkach bra� te� udzia� wuj W�adys�aw) przygotowywali mnie starannie i, uzbrojony w szereg argument�w, zaczyna�em na przyk�ad o powstaniu warszawskim. Przede wszystkim sz�o o post�j Armii Czerwonej na linii Wis�y, kt�ry trwa� do ko�ca powsta�czych walk. Wujowie oczekiwali na odpowied� lejtnanta w napi�ciu. M�wi� o wymogach strategii, oddalaniu si� od zaplecza i konieczno�ci d�u�szego przygotowania si� do nast�pnego skoku. Rozmawiali�my swoistym wolapikiem polsko_rosyjskim, zrozumia�ym dla obu stron. Nast�pn� "zatrut� strza��" mia�o by� pytanie o rok 1939 i n� w plecy zadany nam ze Wschodu, jak powiedzia� wujek Marian. Ale i tym zast�pczym dyskusjom po�o�y�y kres ciotki. - G�upcy - rzek�a podniesionym g�osem �ona wujka Mariana. - Czy sobie wyobra�acie, �e on jest tak naiwny i uwierzy, �e dzieciak m�wi sam z siebie? Wujek W�adys�aw, jako starszy i bardziej do�wiadczony, od razu przyzna� ciotce racj�. Zapami�ta�em powiedzenie ciotki. M�wi�a o niewyparzonym j�zyku wujka Mariana. Mo�na by�o sobie wyobrazi�, jak si� go wyparza we wrz�tku. Odt�d przy stole panowa�o milczenie, przerywane jedynie zdawkowymi uwagami o jedzeniu, pogodzie itp. Lejtnant Kola lubi� spogl�da� na szafkowy zegar wisz�cy na �cianie. Chwali� jego d�wi�k i punktualno��, z jak� wahade�ka wybija�y godziny. Zadziera� g�ow� i s�ucha�. Jeszcze by� epizod z jego ordynansem Wani�. Przyni�s� naszemu lejtnantowi zapiecz�towany list. Spocony, dysza�; musia� si� spieszy� z tym meldunkiem. Lejtnant Kola akurat jad� �niadanie. Ordynans stan�� w progu kuchni. Mia� twarz prostodusznego pastuszka z sielskich obrazk�w. Ciotka z Warszawy wr�czy�a mu kubek mleka i kawa�ek chleba. Podzi�kowa� i zacz�� pi� �apczywie. Wtedy lejtnant Kola, nie unosz�c g�owy znad sto�u, wrzasn�� co� po rosyjsku. Ordynans pospiesznie odstawi� kubek. Chleb zatrzyma� w d�oni. Ponowny wrzask lejtnanta pozbawi� go chleba. Tak zastyg� wypr�ony w s�u�bowej postawie i patrzy� gdzie� w g�r�. - No tak - powiedzia� jadowicie wujek Marian. - U nich zawsze by�a wierchuszka i swo�ocz. A potem nast�pi�a ta pami�tna noc. Obudzi�o mnie walenie do drzwi, tupot krok�w, podniesione g�osy. Zerwa�em si� z ��ka i uchyli�em drzwi kuchni. By�y tu ciotki w koszulach nocnych. Wujek Marian wci�ga� pospiesznie buty. Babka z siwymi, cienkimi jak mysie ogonki warkoczami. Wszyscy otaczali kr�giem pocztyliona Zieli�skiego. - Wybieraj� jak z saka - m�wi� zduszonym g�osem. - Maj� spis i bior� wszystkich naszych. �aduj� na ci�ar�wki i wio! A ten wasz Kola kieruje ca�� akcj�. Znaczy komandir. G�uchy na p�acz, wszystko. Moja stara to po r�kach chcia�a go ca�owa�, jak brali naszego J�zia. A on naganem ch�opaka pod �ebra i "skoro, skoro!"... - Gnaj� na Sybir! - odezwa�a si� babka. Z�o�y�a d�onie i zacz�a odmawia� litani� do Matki Boskiej. - Mamo, przesta�! - krzykn�� wujek Marian. Ona jakby go wcale nie s�ysza�a i zawodzi�a jeszcze g�o�niej. - Trzeba ostrzec W�adys�awa - powiedzia�a ciotka z Warszawy i narzuciwszy na koszul� p�aszcz wybieg�a z domu. Po cichu, na palcach wr�ci�em do pokoju. Sybir - powtarza�em. Wyobrazi�em sobie co� okropnego, ponurego i jak piek�o. Z tym Sybirem zapad�em w mocny sen. Nast�pnego dnia lejtnant Kola zbudzi� si� dopiero przed samym po�udniem. Jak zwykle wybieg� do studni. A Bursztyn wyszed� z budy i zamacha� ogonem. Te� polubi� ruskiego. Cz�sto dostawa� od niego puszki z resztkami konserw do wylizania. Lejtnant Kola obla� si� wod� z kub�a. Pryska� i parska�. Sta�em z boku i patrzy�em na niego pilnie. U�miechn�� si� do mnie. Wyci�gn�� r�k�, chc�c zwichrzy� mi w�osy. Odsun��em si� na bezpieczn� odleg�o��. Popatrzy� na mnie ze zdziwieniem. Co� mrukn�� i ponownie obla� si� wod�. Znacznie p�niej dowiedzia�em si�, �e wy�apywanych noc� akowc�w umieszczono w obozie pod Warszaw�. Pierwszy rzut zosta� uwolniony przez ludzi z lasu. Inne wywieziono bez przeszk�d towarowymi poci�gami na Wsch�d. (1987) Album Moja siostra opowiedzia�a o tym dopiero po wojnie. Z Hank� Nosk�wn� przyja�ni�a si� od pi�tej klasy. Typowa za�y�o�� podlotk�w szybko wyrastaj�cych ze swoich sukienek. Sekrety, chichoty, li�ciki. Sam jak przez mg�� przypominam sobie swoj� niezdrow� ciekawo�� w penetrowaniu ich tajemnic. Pa�stwo Noskowie sprowadzili si� do naszego miasteczka dwa lata przed wojn�. Pan Nosek, wysoki, barczysty m�czyzna z male�kim w�sikiem, zawsze weso�y i uprzejmy wobec kobiet; dla ka�dej mia� jakie� mi�e s��wko i cieszy� si� powszechn� sympati�. By� komiwoja�erem manufaktury tkanin we�nianych w Bielsku. Ci�gle w rozjazdach i dom odwiedza� niczym go��. Gospodarstwem zajmowa�a si� pani Noskowa, drobna, niepoka�na kobieta. N�ka�y j� przer�ne dolegliwo�ci, cz�sto przyk�ada�a zimne kompresy na g�ow� i wysy�a�a Hank� do sk�adu aptecznego "Belladonna" po proszki zwane kogutkami. Je�eli m�� pojawia� si� w domu, to niezmiennie wita�a go omdlewaj�cym g�osem: "Alfredzie, tak okropnie si� czuj�!..." Pan Nosek pochyla� si� nad ��kiem, g�adzi� �on� czule po ramieniu, ale jego twarz pozostawa�a weso�a, a oczy jakby czym� innym zaprz�tni�te. W naszym miasteczku powiadano, �e pa�stwo Noskowie s� niedobran� par�. - Musi j� zdradza� - nieraz s�ysza�o si� rozmowy kobiet na targu czy w kolejce pod sklepem pana Fr�czaka. - Taki przystojny, �ywotny m�czyzna, a ona chucherko, skrzypeczki wprost! Moja siostra cz�sto bywa�a w domu pa�stwa Nosk�w. Razem z Hank� odrabia�y lekcje. I zawsze m�wi�a o panu Nosku z o�ywieniem i podziwem. Wszystkie kobiety, stare czy m�ode, by�y pod wp�ywem urok�w pana Noska. Kasjerka z przystanku Ekd na jego widok u�miecha�a si� najpromienniej, jak umia�a, a kelnerki w bufecie dworcowym "U Dziadka" strzela�y do niego zalotnymi oczyma. Nawet w sklepie pana Fr�czaka, gdzie za lad� siedzia�a jego z�a, swarliwa �ona, mia� prawo zakup�w poza kolejno�ci�. - Zabiegany - burcza�a Fr�czakowa. - Tak� ma prac�. Musz� cz�owiekowi i�� na r�K�. Pan Nosek ju� w drzwiach przesy�a� jej �artobliwego ca�usa d�oni�. Siostra najch�tniej opowiada�a o nag�ych powrotach pana Noska do domu. Ju� na schodkach rozbrzmiewa�o weso�e pogwizdywanie. Szed� bardzo szybko, w�a�ciwie bieg�. - Nie umiem inaczej - m�wi�. - Zawodowy nawyk. Pod pach� d�wiga� pud�o, na guziku p�aszcza uwieszone mniejsze pude�ko, d�onie r�wnie� zaj�te paczuszkami. Pan Nosek nigdy nie wraca� bez prezent�w. - Dla moich pa� - tak m�wi�. A potem siostra wraz z Hank� przymierza�y bluzki, czapeczki, sweterki, kraciaste skarpety i boty. Pan Nosek kupowa� jedynie praktyczne prezenty. - Trwa�o�� i u�yteczno�� - m�wi� - oto podstawowe zalety. Jak te we�ny bielskie! Z upodobaniem prezentowa� w�a�ciwo�ci materia��w firmy, kt�rej by� komiwoja�erem. Siadywa� te� na chwil� z dziewcz�tami do sto�u. Pomaga� w rozwi�zywaniu arytmetycznych zada�, opowiada� anegdotki i cz�stowa� s�odkim winem. - Jak tam zdrowie naszej mamy? - zapytywa� Hank�, oblekaj�c na twarz zatroskan� min�. - Lepiej si� czuje, biedactwo? I zaraz �mia� si� do rozpuku, wspominaj�c jakie� zabawne zdarzenie ze swojej podr�y. Wkr�tce zacz�a si� okupacja i w naszym miasteczku pojawili si� Niemcy. Pan Nosek nadal wyje�d�a� i wpada� do domu nieoczekiwanie, wnosz�c nastr�j o�ywienia i weso�o�ci. Moja siostra, tak samo jak przedtem, co dzie� prawie odwiedza�a Hank�; wykorzystuj�c dolegliwo�ci pani Noskowej, kt�ra k�ad�a si� wcze�nie do ��ka, zabawia�y si� przymierzaniem jej garderoby. Siostra opowiada�a p�niej z przej�ciem o po�czochach z cienkiego jak mgie�ka perlonu, bucikach z w�owej sk�rki czy futrzanych mufkach. - Ostatnio... - a� zach�ystywa�a si� nagle obudzon� kobiec� zazdro�ci� - karaku�owe futro jej przywi�z�! Tych prezent�w przybywa�o coraz wi�cej i by�y coraz kosztowniejsze. Pan Nosek je�dzi� teraz autem i baga�nik zapchany by� paczkami. Hanka, te� hojnie obdarowywana przez ojca, zacz�a ju� grymasi� i przebiera� w upominkach. Cz�sto krzywi�a si� wzgardliwie i powiada�a: "Gust mojego ojczulka jest doprawdy w�tpliwy!" Albo stylem dojrza�ej kobiety: "Ci m�czy�ni nie maj� jednak wyczucia rozmiaru. Patrz, to przywi�z� dla mnie ojciec". Pokaza�a mojej siostrze niezwykle szykowny kostium jesienny z angielskiej we�ny. Niestety, zbyt obszerny. - Przywozi i przywozi. Ale wszystko musz� oddawa� do krawcowej. Moi rodzice dziwili si� nieco rosn�cej zamo�no�ci pa�stwa Nosk�w. U nas by� to bowiem czas zaciskania pasa i donaszania starych ubra�. Czasem moja siostra zostwa�a na podwieczorku u pa�stwa Nosk�w, gdzie cz�stowano j� pomara�czami, czekolad� firmy "Suchard" i likierem Baczewskiego. Pan Nosek tr�ca� si� z ni� kieliszkiem i m�wi�: - Wyrastasz, na moich oczach wyrastasz, panienko! - A ko�czy� mru��c oczy: - Nied�ugo wyfrunie motylek z poczwarki. Siostra czu�a wtedy gor�co oblewaj�ce policzki i by�a pewna, �e wygl�da okropnie, czerwona jak burak. Zaraz pan Nosek, spojrzawszy na zegarek, zrywa� si� od sto�u. Zn�w musia� wyje�d�a� w swoich interesach. I Hanka, tym ostatnio u�ywanym stylem dojrza�ej kobiety, odzywa�a si� z dwuznacznym u�miechem: - Ten m�j papa pewnie u�ywa sobie na tych rozjazdach niebywale. Tego pami�tnego popo�udnia do�� szybko znudzi�y si� odrabianiem lekcji. Hanka, kl�cz�c, zaj�a si� robieniem rz�s i szminkowaniem ust w lustrze. A moja siostra machinalnie przewraca�a stronice albumu z fotografiami, kt�ry le�a� na okr�g�ym stoliku. Pierwsze stronice pe�ne po��k�ych, owalnych zdj�� na grubym kartonie. Z tych zdj�� spogl�da�y martwo stare kobiety w chustkach i brodaci m�czy�ni w surdutach, wspieraj�cy swoje s�kate d�onie na laskach. Pocz�tek wieku. O tym �wiadczy�y secesyjne ornamenty oplataj�ce owal zdj�� i t�oczone gotykiem napisy. Domek w cieniu wysokich drzew, na ko�le bryczki siedzi m�czyzna w kapeluszu z pi�rkiem. Czas ju� bli�szy. Obok bryczki u�miechni�ty sztucznie do obiektywu ch�opak w wojskowym mundurze i rogatywce na g�owie. Siostra, nie patrz�c, przerzuci�a kilka stron. Oboj�tnie zatrzyma�a wzrok na niemowl�ciu w pieluszkach. M�oda kobieta w d�ugiej balowej sukni. Pani Noskowa. Tylko u�miechni�ta, pogodna, z kokieteryjn� grzywk� na czole. Pan Nosek w sportowej koszuli unosi w g�r� dziewczynk� z mysim warkoczykiem. Chyba Hanka. Pan Nosek wysiada z auta. Auto, kt�rym teraz je�dzi. W dalszym tle jaka� niewyra�na sylwetka. To zdj�cie nie wysz�o. Zamazane. Moja siostra zn�w przerzuci�a kilka stronic. Plik nie wklejonych zdj��. Rozsypuj� si� mi�dzy stronicami. Ju� chcia�a zamkn�� album. Unios�a drewnian� ok�adk� z wyrze�bion� na niej r�. Jeszcze spojrza�a na jedno zdj�cie, kt�re przypadkiem wysun�o si� ze stosu. Pochyli�a g�ow� z obudzonym nagle zainteresowaniem. Poch�d ludzi z t�umokami i walizami. Zgarbieni, spiesz� si� niezgrabnie, prawie biegn�. Kobiety, m�czy�ni, dzieci. Bardzo ostre zdj�cie. Wykrzywione p�aczem usta dziewczyny. Martwa twarz brodatego starca. Kto� zas�ania sobie oczy gestem znu�onej udr�ki. Inne twarze. Zap�dzony t�um. Na pierwszym planie ci, co prowadz�, z pistoletami maszynowymi wspartymi o uda, rozkraczeni, czujni. Jeden trzyma na smyczy spr�onego do skoku wilczura. W�r�d nich pan Nosek. Ale inny jaki�. W sk�rzanej kurtce, wysokich butach, w d�oni pejcz; w�a�nie uchwycona chwila, kiedy pejczem uderza po cholewie. Twarz bez zwyk�ego u�miechu, skupiona. Patrzy przed siebie surowo i w�adczo. Omija wzrokiem ten zap�dzony t�um. Na pewno pan Nosek. Bardzo ostre, udane zdj�cie. Siostra ni�ej pochyli�a g�ow�. Wida� trupie g��wki zdobi�ce wysokie czapki Niemc�w. Male�ki w�sik pana Noska. Sp�oszy� j� szelest od toaletki. Gwa�townie unios�a g�ow�. Hanka wpatrywa�a si� w ni� czujnie. - Co tam ogl�dasz?! - ostro zabrzmia� jej g�os. Od�o�y�a szmink�, usta mia�a wymalowane bardzo jaskrawo. Wsta�a z kl�czek i szybko podbieg�a do okr�g�ego stolika. - Co tam ogl�dasz? - powt�rzy�a. Chwyci�a siostr� za przegub d�oni. By� to silny, brutalny u�cisk. Ale siostra wyprzedzi�a j� i jeszcze zd��y�a upu�ci� to zdj�cie mi�dzy rozchylone stronice albumu. Drug� woln� r�k� zmiesza�a z innymi. Spojrza�a z udanym zdziwieniem na Hank�, a serce bi�o jej mocno, g�ucho. - O co ci chodzi? - zapyta�a. Hanka pochyli�a si� nad albumem. Gwa�townymi ruchami przerzuca�a fotografie. - Zobaczy�a� co� ciekawego? - wpatrzy�a si� w ni� przenikliwym, obcym wzrokiem. Siostra spr�bowa�a u�miechn�� si�, ale tylko skrzywi�a usta. Milcza�y. Nosk�wna zamkn�a album. Moja siostra ziewn�a nerwowo i zacz�a z nag�ym o�ywieniem rozprawia� o czym� b�ahym. Ale Hanka nie by�a ju� taka jak przed chwil�: weso�a, niefrasobliwa chichotka. Skupiona, napi�ta. A co by�o potem? Moja siostra ju� dok�adnie nie pami�ta. Pod pretekstem choroby i rozmaitych obowi�zk�w bywa�a u pa�stwa Nosk�w coraz rzadziej. Raz jeszcze zobaczy�a pana Noska z bliska. By�a u Hanki i przygotowywa�y si� do klas�wki z matematyki. Nagle przyjecha� pan Nosek. W o�nie�onym futrze wbieg� do sto�owego pokoju. - Czo�em, dziewcz�ta! - by� u�miechni�ty jak zwykle. Szczypn�� Hank� w policzek. Siostra wtuli�a si� w k�t kanapy i ogarn�o j� przera�enie. Nie patrzy�a na niego wcale. Sta� tak blisko, a ona nie unosi�a g�owy. - No i jak idzie nauka, moje panny? - zapyta�. Hanka co� odpowiedzia�a. Moja siostra nadal nie unosi�a g�owy. Widzia�a tylko roztapiaj�cy si� �nieg na ko�nierzu jego futra. Dopiero kiedy wychodzi�, o�mieli�a si� unie�� g�ow� i rzuci� na niego kr�tkie spojrzenie. Zobaczy�a go zn�w z pejczem, kt�ry dotyka� cholewy buta. Sp�oszy� j� wzrok Hanki i szybko opu�ci�a g�ow�. Ci�gle wydawa�o si� jej wtedy, �e w oczach Hanki pojawia si� natarczywe pytanie: Co tam zobaczy�a�? W domu jednak nigdy o tym nie wspomnia�a ani jednym s�owem. Nawet je�eli rodzice zastanawiali si� nad zaj�ciami pana Noska. - M�tna persona - twierdzi� ojciec. Milcza�a. - Ludzie rozmaicie o nim m�wi� - to matka. Te� milcza�a. Ci��y�a jej ta wiedza z fotografii. Ale z nikim nie mog�a si� ni� podzieli�. Po prostu nie mog�a. Znajomo�� z Hank� sko�czy�a si� na szcz�cie do�� szybko potem. Pewnego ranka pod dom pa�stwa Nosk�w zajecha�a ci�ar�wka. Tragarze wynosili z mieszkania wielkie skrzynie na pasach. Przeprowadzka. Wyjechali gdzie� w nieznane. Hanka nie przysz�a si� nawet po�egna�. Moja siostra z ulg� odprowadzi�a spojrzeniem oddalaj�c� si� ci�ar�wk�. * * * By� to drugi powojenny rok i siostra rozpocz�a studia na uniwersytecie. Bardzo przej�ta swoj� bia��, studenck� czapk� i nowymi znajomo�ciami. Wraca�a akurat z wieczornych zaj�� na uczelni. W t�umie pod��aj�cym na dworzec zobaczy�a Hank� Nosk�wn�. Przyspieszy�a kroku. Potr�caj�c przechodni�w, dotar�a bli�ej. - Hanka! - zawo�a�a. Tamta obejrza�a si� gwa�townie. Od razu pozna�a siostr�. Ale w jej oczach nie by�o rado�ci. Tylko zaskoczenie i strach. Zacz�a odchodzi� spiesznie. Prawie bieg�a. - Hanka! - jeszcze raz zawo�a�a moja siostra. Tamta nie obejrza�a si�. Znikn�a w t�umie. I cho� siostra nadal rozgl�da�a si� bacznie, to jednak nie odnalaz�a jej ju�. Znikn�a bez �ladu. Dopiero po tym przypadkowym spotkaniu z Hank� Nosk�wn� moja siostra opowiedzia�a o wszystkim, co zdarzy�o si� wcze�niej. (1974) Wujek Ka�asko Powietrze dysza�o upa�em i nawet k�piel w gliniance nie dawa�a �adnej ulgi. Dopiero w mieszkaniu ogarn�� przyjemny ch��d. Otworzy�em drzwi ma�ego pokoju i stan��em jak wryty. Wujek Ka�asko pochyla� si� nad ��kiem. By� tylko w kalesonach, kt�re zsun�y si� z bioder i tam w dole zamajaczy�a sko�tuniona siwa g�stwa. Zobaczy�em podbrzusze jak u starego kocura siwym futrem podszyte. Wujek Ka�asko poderwa� g�ow� i szybkim ruchem podci�gn�� te fa�dziste, szerokie kalesony. - Widzia�e� co�? - jedn� r�k� przykry� to miejsce ni�ej brzucha, a drug� podtrrzymywa� kalesony. - Nie - k�ama�em. Przy jego przys�owiowej ju� wstydliwo�ci to pytanie wcale nie by�o zaskakuj�ce. Chwil� spogl�da� na mnie. Min� mia� bardzo niepewn�, �mieszn�. Podszed� do okna i wraz z chrz�stem zaci�ganej zas�ony ciemno�� zapanowa�a w pokoju. Jak zwykle szykowa� si� do popo�udniowego odpoczynku. Czy�by by� taki stary? Ta bia�a plama w�os�w ci�gle sta�a mi przed oczyma. Twarz mia� jednak g�adk� i jego szare w�osy uczesane z przedzia�kiem nie znaczy�y si� ani jednym siwym w�osem. Tego samego dnia, tylko wcze�niej, przechodz�c ko�o altanki w ogr�dku, pos�ysza�em g�os mojej matki. M�wi�a o wujku i pani Jance. - Nonsens - powiedzia� ojciec. Pani Janka by�a przyjaci�k� matki i chodzi�a w �a�obie. Trzy lata temu umar� jej m��, naczelnik miejscowej poczty. - Gryzie si� biedactwo - m�wi�a o niej matka - taka to by�a dobrana para. A wujek Ka�asko by� �o�nierzem Andersa i niedawno wr�ci� z Anglii. Wszyscy bardzo byli ciekawi jego prze�y�. Jednak kiedy go�cie moich rodzic�w dopytywali si� o jego wojenne przygody, szczeg�lnie pragn�c opowie�ci o Monte Cassino, wujek odpowiada� monosylabami, w dodatku szeptem. - Nie umie wyrazi� s�owami tego, co prze�y� - uzna�a moja matka. Wujek Ka�asko mia� w rodzinie opini� nie�mia�ego niedo��gi. By�em zdziwiony, kiedy przypadkiem zobaczy�em jego wojenne odznaczenia, a w�r�d nich Virtuti Militari. Ale nic prawie nie powiedzia� mi o okoliczno�ciach, w kt�rych otrzyma� to odznaczenie. - Eh, tego tam... - tak b�ka� i duka�. Niezgrabny, krzywonogi jak kawalerzysta, z rzadkimi, szarego koloru w�osami ulizanymi w przedzia�ek. Jednak nie dosta� tego Virtuti Militari za byle