1821

Szczegóły
Tytuł 1821
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1821 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1821 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1821 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

STEPHEN KING Prze�o�y�a DANUTA G�RSKA PRIMA Dla Tabby, kt�ra mnie w to wpakowa�a - a potem mnie z tego wyci�gn�a. Cz�� pierwsza KREW Notatka zamieszczona w tygodniku "Enterprise", West-over, Maine, 19 sierpnia 1966 roku: DESZCZ KAMIENI W dniu 17 sierpnia w miejscowo�ci Chamberlain na Carlin Street z czystego, bezchmurnego nieba run�� znienacka deszcz kamieni. Fakt ten potwierdzi�o wiele godnych zaufania os�b. Kamienie spad�y g��wnie na dom pani Margaret White, powa�nie uszkodzi�y dach oraz zniszczy�y dwie rynny i odp�yw wody warto�ci w przybli�eniu 25 dolar�w. Pani White jest wdow� i mieszka ze swoj� trzyletni� c�reczk�, Cariett�. Pani White odm�wi�a udzielenia wywiadu. W g��bi duszy tam, gdzie l�gn� si� najdziksze my�li, �adna nie by�a tak naprawd� zdziwiona, kiedy to si� sta�o. Pozornie jednak wszystkie wydawa�y si� zaszokowane, przera�one, zawstydzone albo po prostu zadowolone, �e ta dziwka White znowu dosta�a po nosie. Niekt�re nawet przysi�ga�y, �e nie spodziewa�y si� niczego, ale oczywi�cie to by�a nieprawda. Wi�kszo�� z nich chodzi�a z Carrie do szko�y do pierwszej klasy i przez ca�y ten czas to w nich narasta�o, narasta�o powoli i niezmiennie, zgodnie z prawami rz�dz�cymi ludzk� natur�, narasta�o nieuchronnie niczym reakcja �a�cuchowa prowadz�ca do powstania masy krytycznej. �adna z nich oczywi�cie nie wiedzia�a, �e Carrie White posiada zdolno�� telekinezy. Napis wydrapany na �awce w szkole podstawowej na Barker Street w Chamberlain: Carrie White ma nasrane w g�owie Szatni� wype�nia�y krzyki, echa i dochodz�cy jakby spod ziemi szum wody rozbijaj�cej si� o kafelki. Na pierwszej lekcji dziewcz�ta gra�y w siatk�wk� i w powietrzu unosi� si� lekki, ostry zapach ich potu. Dziewcz�ta wierci�y si� i popycha�y pod gor�cym prysznicem, piszcza�y, pryska�y wod�, podawa�y sobie z r�ki do r�ki �liskie bia�e kawa�ki myd�a. Carrie sta�a mi�dzy nimi bez ruchu - ropucha w�r�d �ab�dzi. By�a niezgrabn�, przysadzist� dziewczyn� z pryszczami na szyi, plecach i po�ladkach. Mokre, kompletnie pozbawione koloru w�osy uparcie lepi�y jej si� do twarzy. Sta�a nieruchomo, z lekko pochylon� g�ow�, biernie pozwalaj�c, �eby woda sp�ywa�a po jej ciele. Wygl�da�a jak typowy kozio� ofiarny, sta�y cel dowcip�w, klasowe po�miewisko, wiecznie nabierana, oszukiwana i upokarzana - i rzeczywi�cie taka by�a. Od dawna ju� rozpaczliwie pragn�a, �eby szko�a im. Ewena mia�a pojedyncze - a wi�c oddzielne - prysznice, jak inne szko�y �rednie w Andover czy Boxford. Bo dziewczyny gapi�y si� na ni�. Zawsze si� na ni� gapi�y. Dziewcz�ta jedna po drugiej zakr�ca�y prysznice, wychodzi�y, �ci�ga�y pastelowe czepki, wyciera�y si�, spryskiwa�y dezodorantami, sprawdza�y godzin� na zegarze wisz�cym nad drzwiami. Wci�ga�y majtki, zapina�y biustonosze. W powietrzu unosi�a si� para; pomieszczenie wygl�da�oby zupe�nie jak �a�nia egipska, gdyby nie stoj�ca w rogu wanna Jacuzziego do wodnych masa�y, kt�ra wydawa�a dono�ny, bezustanny szum. Krzyki i gwizdy �miga�y w powietrzu i odbija�y si� od siebie jak rozp�dzone kule bilardowe. - ...i Tommy powiedzia�, �e wygl�dam w tym okropnie, a ja... - ...id� z siostr� i z jej m�em. On d�ubie w nosie, no, ale ona te�, wi�c s� bardzo... - ...prysznic po szkole i... - ...niewarte z�amanego grosza, wi�c Cindi i ja... Panna Desjardin, szczup�a, p�aska w biu�cie nauczycielka gimnastyki, wesz�a szybko do �rodka, rozejrza�a si� dooko�a i klasn�a w d�onie odmierzonym, eleganckim gestem. - Na co ty czekasz, Carrie? Chcesz tak sta� do S�dnego Dnia? Za pi�� minut dzwonek. - Panna Desjardin mia�a na sobie o�lepiaj�co bia�e szorty; jej nogi, niezbyt kr�g�e, w miar� umi�nione, przyci�ga�y wzrok. Na piersiach dynda� jej srebrny gwizdek, zdobyty w zawodach �uczniczych podczas studi�w. Dziewcz�ta zachichota�y. Carrie powoli podnios�a wzrok, o�lepiona przez par� i silnie bij�cy strumie� wody. - Ehem? Ten dziwaczny �abi d�wi�k pasowa� do niej w jaki� groteskowy spos�b i dziewcz�ta ponownie zachichota�y. Sue Snell zerwa�a r�cznik z g�owy z szybko�ci� prestidigitatora dokonuj�cego magicznej sztuczki i pospiesznie zacz�a si� czesa�. Panna Desjardin popatrzy�a na Carrie, zrobi�a dziwny, pe�en irytacji gest i wysz�a. Carrie zakr�ci�a prysznic. W rurach zabulgota�o, kapn�o jeszcze kilka kropel i woda przesta�a lecie�. Dopiero kiedy wysz�a spod natrysku, zobaczy�y, �e po jej nodze sp�ywa strumyczek krwi. David R. Congress: "Nadej�cie cienia. Udokumentowane fakty i szczeg�owe wnioski dotycz�ce przypadku Carietty White", Tulane University Press, 1981 (s. 34): Fakt, �e w dzieci�stwie i latach szkolnych Carietty White nie zanotowano �adnych przypadk�w telekinezy, bez w�tpienia mo�na wyt�umaczy� powo�uj�c si� na wnioski zawarte w opracowaniu White'a i Stearnsa "Telekineza: Nawr�t samorodnego talentu". Autorzy ci wyja�niaj�, i� zdolno�� poruszania przedmiot�w wy��cznie si�� woli ujawnia si� jedynie w chwilach kra�cowego napi�cia. Istotnie zdolno�ci te s� g��boko ukryte; to dlatego pozostawa�y ignorowane przez ca�e stulecia, a my widzieli�my jedynie sam wierzcho�ek g�ry lodowej, p�ywaj�cej w morzu szarlatanerii i przes�d�w. Fundacj� nasz� za�o�yli�my opieraj�c si� wy��cznie na sk�pych informacjach z drugiej r�ki, ale nawet one wystarcz�, aby wykaza�, i� Carrie White posiada�a potencja� zdolno�ci "TK" o wyj�tkowej mocy. Najbardziej niepokoj�cy jest fakt, �e wi�kszo�� ludzi traktuje te doniesienia jak zwyk�� kaczk� dziennikarsk�... - Ok-res! Pierwsza zacz�a wrzeszcze� Chris Hargensen. Wrzask uderzy� w wyk�adane kafelkami �ciany, odbi� si� od nich i powr�ci� jak echo. Sue Snell mimo woli parskn�a �miechem. Ogarn�y j� mieszane uczucia: z�o��, odraza, irytacja, wsp�czucie. Carrie wygl�da�a po prostu idiotycznie, kiedy tak sta�a nie rozumiej�c, o co chodzi. Bo�e, mo�na by pomy�le�, �e ona nigdy... - OK-RES! Skandowane okrzyki zaczyna�y brzmie� jak rytmiczny za�piew. Z ty�u kt�ra� z dziewcz�t (pewnie znowu Hargensen, ale w narastaj�cym zgie�ku Sue nie mog�a rozpozna� g�osu) wrzeszcza�a ochryple, ze wszystkich si�: "Zatkaj sobie!" - OK-RES, OK-RES, OK-RES! Carrie sta�a biernie wewn�trz otaczaj�cego j� kr�gu dziewcz�t. Na jej sk�rze po�yskiwa�y krople wody. Sta�a nieruchomo, jak cierpliwy w�, rozumiej�c, �e sobie z niej kpi� (jak zawsze), na sw�j t�py spos�b zak�opotana, ale nie zdziwiona. Kiedy pierwsze ciemne krople menstruacyjnej krwi zacz�y kapa� na kafelki pod�ogi zostawiaj�c plamy wielko�ci dziesi�ciocent�wki, Sue poczu�a gwa�towne obrzydzenie. - Na lito�� bosk�, Carrie, dosta�a� okres! - krzykn�a. - Umyj si�! - Ehem? Carrie rozejrza�a si� oci�ale. Mokre w�osy oblepia�y jej policzki jak he�m. Na jednym ramieniu wida� by�o zaognione skupisko tr�dziku. W wieku szesnastu lat w jej oczach pojawi� si� ju� wyraz b�lu - nieuchwytny, a przecie� wyra�ny. - Ona my�li, �e to od szminki! - wrzasn�a nagle Ruth Gogan z powstrzymywan� weso�o�ci�, a potem wybuchn�a piskliwym �miechem. Sue przypomnia�a sobie p�niej te s�owa i w��czy�a je do og�lnego obrazu wydarze�, ale w tej chwili by�y dla niej tylko jeszcze jednym bezsensownym d�wi�kiem, pot�guj�cym zamieszanie. Szesna�cie lat? - my�la�a. Przecie� ona musi sobie zdawa� spraw�, co si� dzieje, ona... Krwi na pod�odze przybywa�o. Carrie w dalszym ci�gu spogl�da�a zdezorientowana na swoje kole�anki, mrugaj�c oczami. Helen Shyres obr�ci�a si� na pi�cie i zrobi�a ruch, jakby czym� rzuca�a. - Ty krwawisz! - krzykn�a nagle Sue z w�ciek�o�ci�. - Ty krwawisz, ty g�upia bary�o! Carrie spu�ci�a wzrok. Wrzasn�a. W ciasnym, zaparowanym pomieszczeniu wrzask zabrzmia� bardzo g�o�no. Tampon przelecia� w powietrzu, trafi� j� w klatk� piersiow� i upad� z pla�ni�ciem u jej st�p. Higroskopijna wata natychmiast zacz�a wch�ania� krew i rozwin�a si� jak czerwony kwiat. Wtedy �miech - wzgardliwy, zaszokowany, pe�en niesmaku - rozbrzmia� z now� si��, pojawi�y si� w nim brzydkie nuty i dziewcz�ta, nie panuj�c ju� nad sob�, zacz�y bombardowa� Carrie tamponami i podpaskami wyci�ganymi z torebek i z zepsutego pojemnika na �cianie. Tampony fruwa�y w powietrzu jak �nieg, a dziewcz�ta �piewa�y: - Zatkaj sobie, zatkaj sobie, zatkaj sobie, zatkaj... Sue r�wnie� rzuca�a, rzuca�a i �piewa�a razem z innymi, nie ca�kiem zdaj�c sobie spraw� z tego, co robi - magiczne s�owa p�on�y w jej my�lach jak neonowa reklama: To nic takiego, naprawd� nic takiego, naprawd� nic takiego... Wci�� jeszcze ja�nia�y uspokajaj�co, kiedy Carrie nagle zawy�a i zacz�a si� cofa�, wymachuj�c r�kami, j�cz�c i be�kocz�c. Dziewcz�ta zamilk�y: zrozumia�y, �e w ko�cu doprowadzi�y do wybuchu. To w�a�nie od tej chwili niekt�re z nich mia�y przysi�ga�, �e niczego si� nie spodziewa�y. A przecie� dobrze pami�ta�y te wszystkie lata, kiedy si� m�wi�o: chod�, skot�ujemy Carrie prze�cierad�a na obozie m�odzie�y chrze�cija�skiej, znalaz�am mi�osny list Carrie do Flasha Boba Picketta, zrobimy kopi� i poka�emy wszystkim, schowamy jej majtki, w�o�ymy jej w�a do buta i znowu j� za�atwimy, znowu j� za�atwimy; Carrie uparcie wlok�ca si� w ogonie na wycieczkach rowerowych, w jednym roku znana jako bary�a, w nast�pnym jako klucha, zawsze �mierdz�ca potem, zawsze z ty�u za innymi, a kiedy si� za�atwia�a w krzakach, poparzy�a si� pokrzyw� i wszyscy o tym wiedzieli (hej, Podrapany Zadku, sw�dzi dupa?); a kiedy zasn�a w klasie, Billy Preston wysmarowa� jej w�osy mas�em z orzeszk�w ziemnych; szturcha�ce i kopniaki, z�o�liwie podstawiane nogi w przej�ciu mi�dzy �awkami, �eby si� potkn�a przechodz�c, jej ksi��ki zrzucane na ziemi�, pornograficzne poczt�wki wk�adane do jej torebki; Carrie, kt�ra na parafialnym pikniku kl�ka niezgrabnie, �eby si� pomodli�, a wtedy w jej starej sp�dnicy z madrasu z dono�ny hukiem p�ka szew przy zamku b�yskawicznym; Carrie, kt�ra nigdy nie trafia w pi�k�, nawet na treningach, kt�ra przewraca si� na twarz na zaj�ciach z ta�ca nowoczesnego w drugiej klasie i wybija sobie z�b, kt�ra wpada na siatk� podczas gry w siatk�wk�; wiecznie oczka w po�czochach, wiecznie bluzki przepocone pod pachami; i ten dzie�, kiedy Chris Hargensen zadzwoni�a do niej po szkole z Kelly Fruit Company i zapyta�a j�, czy wie, �e "�wi�ski ryj" pisze si� C-A-R-R-I-E... Wszystko to sprawi�o, �e nagle zosta�a osi�gni�ta masa krytyczna. Od dawna oczekiwany moment ostatecznego poni�enia, upokorzenia, za�amania - wreszcie nadszed�. Punkt krytyczny. Cofa�a si�, skoml�c g�o�no w nagle zapad�ej ciszy, zas�aniaj�c sobie twarz t�ustymi r�kami. W jej w�osach �onowych zapl�ta� si� tampon. Dziewcz�ta wpatrywa�y si� w ni� uwa�nie b�yszcz�cymi oczami. Carrie wycofa�a si� w g��b jednej z czterech wielkich kabin z natryskami i powoli osun�a si� na ziemi�. Wydawa�a z siebie przeci�g�e, bezsilne poj�kiwania, oczy wywr�ci�y si� jej bia�kami do g�ry, jak zarzynanej �wini. Sue powiedzia�a powoli, z wahaniem: - Chyba to musi by� jej pierwszy raz... W tym momencie drzwi otworzy�y si� gwa�townie uderzaj�c o �cian� i do �rodka wpad�a panna Desjardin. "Nadej�cie cienia" (s. 41): Zar�wno lekarze, jak i psycholodzy wypowiadaj�cy si� na ten temat s� zgodni co do jednego: �e wyj�tkowo p�ne i zwi�zane z szokiem traumatycznym rozpocz�cie cyklu menstruacyjnego u Carrie White mog�o by� czynnikiem, kt�ry spowodowa� ujawnienie si� jej ukrytych zdolno�ci. Trudno uwierzy�, �e a� do roku 1979 Carrie nic nie wiedzia�a o miesi�cznym cyklu u dojrza�ych kobiet. Niemal r�wnie trudno uwierzy�, �e matka dziewczyny pozwoli�a jej doj�� do wieku prawie siedemnastu lat i nie zaprowadzi�a c�rki do ginekologa, �eby wyja�ni� przyczyny braku miesi�czki. Fakty te s� jednak niepodwa�alne. Kiedy Carrie White po raz pierwszy zauwa�y�a u siebie krwawienie z pochwy, nie mia�a poj�cia, co si� dzieje. Nie wiedzia�a nawet, co znaczy s�owo "menstruacja". Jedna z jej szkolnych kole�anek, kt�re prze�y�y, Ruth Gogan, opowiada, �e na rok przed opisywanymi wypadkami wesz�a do damskiej toalety w szkole im. Ewena i zobaczy�a, �e Carrie �ciera sobie szmink� z ust u�ywaj�c do tego tamponu sanitarnego. Panna Gogan powiedzia�a wtedy: "Co ty wyprawiasz, do cholery?" Panna White odpar�a na to: "Co� nie tak?" A panna Gogan: "Nie, nie, w porz�dku". Ruth Gogan opowiedzia�a o tym swoim przyjaci�kom (udzielaj�c potem wywiadu oznajmi�a, i� uwa�a�a to za "fajny kawa�"). Je�li nawet p�niej ktokolwiek pr�bowa� wyja�ni� Carrie, do czego naprawd� s�u�� przedmioty, kt�rych ona u�ywa do poprawiania makija�u, najwyra�niej Carrie uwa�a�a te wyja�nienia za pr�by nabierania. A do�wiadczenie nauczy�o j�, �e nikomu nie nale�y wierzy�... Kiedy umilk� dzwonek i dziewcz�ta pobieg�y na drug� lekcj� (kilka z nich wy�lizn�o si� po cichu tylnymi drzwiami, zanim panna Desjardin zd��y�a zebra� nazwiska), panna Desjardin zastosowa�a standardow� taktyk� wobec histeryczek: uderzy�a Carrie mocno w twarz. Nigdy by si� nie przyzna�a, �e ten uczynek sprawi� jej przyjemno��, i z pewno�ci� zaprzeczy�aby, gdyby jej kto� powiedzia�, �e w gruncie rzeczy uwa�a Carrie za wielk�, rozlaz�� kup� sad�a. Jako pocz�tkuj�ca nauczycielka wci�� jeszcze wierzy�a, �e naprawd� traktuje wszystkie dzieci jednakowo. Carrie spojrza�a na ni� t�po, z wykrzywion� twarz� i trz�s�cym si� podbr�dkiem. - P-p-panno D-d-d-des... - Wstawaj - powiedzia�a beznami�tnym tonem panna Desjardin. - Wstawaj i we� si� w gar��. - Wykrwawi� si� na �mier�! - wrzasn�a Carrie i jedna z jej r�k, szukaj�c na �lepo, zacisn�a si� na bia�ych szortach nauczycielki, zostawiaj�c krwawy odcisk palc�w. - Ja... ja... - twarz panny Desjardin wykrzywi�a si� w wyrazie obrzydzenia. Szarpni�ciem postawi�a dygoc�c� Carrie na nogi. - Wy�a� stamt�d! Carrie stan�a chwiejnie mi�dzy prysznicami a �cian� z automatem zawieraj�cym podpaski. Piersi jej obwis�y, ramiona opad�y bezw�adnie, oczy mia�y puste spojrzenie. Wygl�da�a jak ma�pa. - Dalej - sykn�a z furi� panna Desjardin - wyjmij sobie tampon... nie, nie trzeba monety, i tak automat jest zepsuty... we� tampon i... do cholery, rusz�e si� w ko�cu! Zachowujesz si� tak, jakby� nigdy dot�d nie mia�a okresu. - Okresu? - powt�rzy�a Carrie. Na jej twarzy zbyt wyra�nie malowa� si� wyraz ca�kowitego niedowierzania i t�pego, beznadziejnego przera�enia, �eby mo�na go by�o zignorowa�. Straszna my�l przebieg�a nagle przez g�ow� pannie Desjardin. To by�o niewiarygodne, nie do pomy�lenia. Ona sama dosta�a pierwszej miesi�czki wkr�tce po tym, jak uko�czy�a jedena�cie lat; pami�ta�a, jak wybieg�a z �azienki i w podnieceniu krzykn�a ze szczytu schod�w: "Mamo, dosta�am ciot�!" - Carrie? - powiedzia�a teraz. Podesz�a do dziewczyny. - Carrie? Carrie wzdrygn�a si� i uchyli�a przed ni�. W tej samej chwili stojak z kijami do gry w softball przewr�ci� si� z hukiem. Kije potoczy�y si� na wszystkie strony. Panna Desjardin podskoczy�a. - Carrie, czy to tw�j pierwszy okres? Ale skoro ju� raz dopu�ci�a do siebie t� my�l, w�a�ciwie nie musia�a pyta�. Krew by�a ciemna i p�yn�a z przera�aj�c� pr�dko�ci�. Obie nogi Carrie by�y umazane, jak gdyby dziewczyna przesz�a w br�d przez rzek� krwi. - Boli -j�kn�a. - Brzuch... - To przejdzie - uspokoi�a j� panna Desjardin. Narasta�a w niej nieprzyjemna mieszanina wstydu i wsp�czucia dla Carrie. - Musisz... hm, zatamowa� up�yw krwi. Musisz... Lampa pod sufitem rozb�ys�a nagle jaskrawym �wiat�em, potem co� strzeli�o, �ar�wka zaskwiercza�a i zgas�a. Panna Desjardin krzykn�a zaskoczona. Przysz�o jej do g�owy (ca�a ta cholerna szko�a si� sypie), �e takie rzeczy zawsze przytrafiaj� si� Carrie i wok� Carrie, kiedy jest zdenerwowana, jak gdyby pech prze�ladowa� j� na ka�dym kroku. My�l ulecia�a niemal tak szybko, jak si� pojawi�a. Nauczycielka wyj�a tampon z zepsutego pojemnika i odpakowa�a go. - Popatrz - powiedzia�a - w ten spos�b... "Nadej�cie cienia" (s. 54): Margaret White urodzi�a swoj� c�rk� Carrie dnia 21 wrze�nia 1963 roku w okoliczno�ciach, kt�re mo�na jedynie okre�li� jako niezwyk�e. W istocie po uwa�nym przestudiowaniu przypadku Carrie White nieuchronnie narzuca si� pewien wniosek: Carrie mianowicie by�a jedynym dzieckiem w rodzinie tak dziwacznej, �e wyr�niaj�cej si� spo�r�d wszystkich przypadk�w, kt�rymi kiedykolwiek interesowa�a si� opinia publiczna. Jak podano wcze�niej, Ralph White poni�s� �mier� na placu budowy w Portland w lutym 1963 roku, przywalony przez stalowy d�wigar, kt�ry wy�lizn�� si� z podtrzymuj�cej p�tli. Od tego dnia pani White mieszka�a samotnie w podmiejskim bungalowie w Chamberlain. Z powodu granicz�cych z fanatyzmem religijnych przekona� pa�stwa White'�w (byli fundamentalistami) pani White nie mia�a �adnych przyjaci�, kt�rzy mogliby si� ni� zaopiekowa� w okresie �a�oby. Nikogo r�wnie� przy niej nie by�o w siedem miesi�cy p�niej, kiedy nadszed� czas rozwi�zania. 21 wrze�nia oko�o 13.30 mieszka�cy Carlin Street us�yszeli krzyki dobiegaj�ce z bungalowu White'�w. Policja jednak�e zosta�a zaalarmowana dopiero o godzinie sz�stej. Istniej� dwa mo�liwe wyt�umaczenia tej zw�oki, oba r�wnie deprymuj�ce: albo s�siedzi pani White nie �yczyli sobie by� zamieszani w policyjne dochodzenie, albo te� niech�� do niej by�a tak silna, �e wszyscy z rozmys�em przyj�li postaw� wyczekuj�c�. Pani Georgia McLaughlin, jedyna spo�r�d trzech pozosta�ych mieszka�c�w tej ulicy, kt�ra by�a �wiadkiem tego wydarzenia i zgodzi�a si� na rozmow� ze mn�, o�wiadczy�a, �e nie wezwa�a policji, poniewa� s�dzi�a, �e krzyki maj� co� wsp�lnego z "religijnym sza�em". Kiedy o 18.22 pojawi�a si� policja, krzyki sta�y si� rzadsze. Pani� White znaleziono w sypialni na pi�trze, le��c� w ��ku, a oficer prowadz�cy dochodzenie, Thomas G. Mearton, my�la� pocz�tkowo, �e ma do czynienia z ofiar� morderstwa. Ca�e ��ko by�o zalane krwi�, a obok na pod�odze le�a� rze�nicki n�. Dopiero p�niej policjant zobaczy�, �e pani White trzyma przy piersi noworodka, jeszcze cz�ciowo zawini�tego w b�on� �o�yska. Widocznie pani White sama przeci�a p�powin� no�em. Hipoteza, jakoby Margaret White nie zdawa�a sobie sprawy, �e jest w ci��y, a nawet nie rozumia�a, jakie s� nieuniknione nast�pstwa tego stanu - wprost nie mie�ci si� w g�owie. Ostatnio tacy uczeni jak J. W. Bankson i George Fielding zaproponowali rozs�dniejsze wyja�nienie tego przypadku. Wed�ug nich mo�liwo�� zaj�cia w ci��� by�a u Margaret White nierozdzielnie zwi�zana z poj�ciem "grzechu" (stosunku p�ciowego) i jako taka zosta�a ca�kowicie wyparta z jej �wiadomo�ci. Ta kobieta po prostu nie chcia�a uwierzy�, �e co� takiego mog�o jej si� przydarzy�. Posiadamy w aktach co najmniej trzy jej listy do przyjaci�ki w Kenoshy, Wisconsin, kt�re wydaj� si� ostatecznie dowodzi�, i� pocz�wszy od pi�tego miesi�ca ci��y pani White by�a przekonana, �e ma "raka narz�d�w kobiecych" i wkr�tce po��czy si� ze swoim m�em w niebie... Kiedy w pi�tna�cie minut p�niej panna Desjardin prowadzi�a Carrie do gabinetu dyrektora, korytarze by�y mi�osiernie puste. Zza zamkni�tych drzwi klas dolatywa�o jednostajne brz�czenie. Carrie przesta�a w ko�cu wrzeszcze�, ale w dalszym ci�gu w regularnych odst�pach czasu wydawa�a z siebie g��bokie szlochy. Panna Desjardin musia�a sama za�o�y� jej tampon, wytrze� krew mokrymi papierowymi r�cznikami i wci�gn�� na ni� jej zwyk�e bawe�niane majtki. Dwa razy pr�bowa�a jej wyt�umaczy�, �e miesi�czka to normalna sprawa, ale Carrie zatyka�a sobie uszy r�kami i nie przestawa�a p�aka�. Pan Morton, zast�pca dyrektora szko�y, otwiera� w�a�nie drzwi swojego gabinetu, kiedy wesz�y do poczekalni. Dwaj ch�opcy czekaj�cy na rozmow� w sprawie oblania pierwszego semestru z francuskiego, Billy deLois i Henry Trennant, wytrzeszczyli oczy. - Prosz� wej�� - powiedzia� energicznie pan Morton. - Prosz�, prosz�. - Ponad ramieniem panny Desjardin zmierzy� wzrokiem dw�ch ch�opc�w, kt�rzy wpatrywali si� w krwawe �lady palc�w na jej szortach. - A wy na co si� gapicie? - Krew - odpar� Henry u�miechaj�c si� z bezmy�lnym zdziwieniem. - Za kar� zostaniecie dwie godziny po lekcjach - warkn�� pan Morton. Spojrza� na krwawe �lady i zamruga�. Zamkn�wszy za sob� drzwi zacz�� grzeba� w g�rnej szufladzie szafki zawieraj�cej szkolne formularze wypadkowe. - Dobrze si� czujesz... hm...? - Carrie - podpowiedzia�a panna Desjardin. - Carrie White. - Pan Morton znalaz� w ko�cu formularz dotycz�cy wypadk�w. Widnia�a na nim du�a plama po kawie. - To niepotrzebne, panie Morton. - Wypadek na trampolinie, prawda? W�a�nie... niepotrzebne? - Nie. Ale s�dz�, �e Carrie nale�y zwolni� z zaj�� na reszt� dnia. Mia�a do�� nieprzyjemne przej�cia. - Da�a mu oczami znak, kt�rego nie zrozumia�. - Tak, oczywi�cie, je�eli pani tak uwa�a. Dobrze. �wietnie. - Morton wepchn�� zmi�ty formularz z powrotem do szafki, zatrzasn�� szuflad� przycinaj�c sobie palec i j�kn��. Pe�nym gracji ruchem okr�ci� si� na pi�cie, otworzy� z rozmachem drzwi, zmierzy� wzrokiem ch�opc�w i zawo�a�: - Panno Fish, prosz� wypisa� zwolnienie, dobrze? Carrie Wright. - White - poprawi�a panna Desjardin. - White - zgodzi� si� Morton. Billy deLois parskn�� �miechem. - Przez tydzie� zostajesz po lekcjach! - rykn�� Morton. Pod paznokciem zacz�� ju� mu si� tworzy� krwiak. Bola�o jak diabli. Monotonne, regularne szlochy Carrie nie ustawa�y. Panna Fish przynios�a ��ty formularz zwolnie� i Morton nabazgra� na nim swoje inicja�y srebrnym kieszonkowym o��wkiem krzywi�c si� z b�lu, poniewa� urazi� si� w skaleczony palec. - Odwie�� ci� do domu, Cassie? - zapyta�. - Je�eli trzeba, mo�emy wezwa� taks�wk�. Potrz�sn�a g�ow�. Morton z niesmakiem zauwa�y�, �e z jednej dziurki w nosie wystaje jej wielki zielonkawy smark. Odwr�ci� wzrok i popatrzy� na pann� Desjardin. - Z pewno�ci� nic jej nie b�dzie - uspokoi�a go. - Carrie musi tylko przej�� do Carlin Street. �wie�e powietrze dobrze jej zrobi. Morton wr�czy� dziewczynie ��t� kartk�. - Mo�esz ju� i��, Cassie - powiedzia� wspania�omy�lnie. - Nie nazywam si� Cassie! - wrzasn�a Carrie znienacka. Morton wzdrygn�� si�, a panna Desjardin podskoczy�a, jakby j� kto� uk�u�. Ci�ka ceramiczna popielniczka na biurku, kopia "My�liciela" Rodina, kt�rego wydr��ona g�owa stanowi�a pojemnik na niedopa�ki, zlecia�a nagle na pod�og�, jakby chcia�a si� schowa� przed tym wrzaskiem. Popi�, niedopa�ki i resztki tytoniu z fajki Mortona rozsypa�y si� po jasnozielonym nylonowym dywanie. - S�uchaj no - zacz�� Morton, pr�buj�c nada� g�osowi surowe brzmienie - rozumiem, �e jeste� zdenerwowana, ale to nie znaczy, �e b�d� tolerowa� takie... - Prosz� - powiedzia�a cicho panna Desjardin. Morton spojrza� na ni� z ukosa i kr�tko skin�� g�ow�. Wype�niaj�c funkcje dyscyplinarne, kt�re by�y jego g��wnym zaj�ciem jako zast�pcy dyrektora, usi�owa� na�ladowa� spos�b bycia swojego ulubionego aktora Johna Wayne'a, ale z miernym powodzeniem. W�r�d personelu administracyjnego (kt�ry na zebraniach komitetu rodzicielskiego, na kolacjach w Ni�szej Izbie Handlowej i na ceremoniach przyznawania nagr�d przez Legion Ameryka�ski zwykle bywa� reprezentowany przez dyrektora, Henry'ego Grayle'a) znany by� jako "kochany Mort". Uczniowie m�wili o nim "ten kopni�ty stary pierdo�a", co niew�tpliwie bardziej odpowiada�o rzeczywisto�ci. Niemniej jednak, jak to podkre�lali niekt�rzy uczniowie (mi�dzy innymi Billy deLois i Henry Trennant) zabieraj�c g�os na zebraniach komitetu rodzicielskiego i rady miejskiej, punkt widzenia administracji przewa�nie decydowa�. Teraz wi�c kochany Mort, wci�� ukradkiem obmacuj�c sw�j skaleczony kciuk, u�miechn�� si� do Carrie i powiedzia�: - Mo�esz ju� i��, Cassie, je�li chcesz. A mo�e wola�aby� posiedzie� chwil� i troch� odpocz��? - P�jd� - mrukn�a Carrie. Wsta�a, zdecydowanym ruchem odgarn�a w�osy z twarzy i obejrza�a si� na pann� Desjardin. Jej szeroko otwarte oczy pociemnia�y ze zrozumienia. - �mia�y si� ze mnie. �mia�y si� i rzuca�y. Zawsze si� ze mnie �miej�. Panna Desjardin tylko spojrza�a na ni� bezradnie. Carrie wysz�a. Morton i panna Desjardin w milczeniu odprowadzali j� wzrokiem. Potem Morton odchrz�kn�� niezr�cznie, jakby chcia� sobie przeczy�ci� gard�o, przykucn�� i zacz�� zbiera� na kupk� �mieci z przewr�conej popielniczki. - W�a�ciwie co si� sta�o? Panna Desjardin westchn�a i spojrza�a z niesmakiem na br�zowe zasychaj�ce �lady krwi na szortach. - Dosta�a okres. Sw�j pierwszy okres w �yciu. Pod prysznicem. Morton ponownie odchrz�kn�� i zaczerwieni� si� z lekka. Kartka papieru, kt�r� zgarnia� �mieci, zacz�a si� szybciej porusza�. - Czy to nie jest troch�... hm... - Za p�no na pierwsz� miesi�czk�? Owszem. W�a�nie dlatego tak si� przestraszy�a. Chocia� nie mog� zrozumie�, czemu jej matka... - Jaka� my�l przemkn�a pannie Desjardin przez g�ow� i natychmiast ulecia�a. - Chyba nie za dobrze to za�atwi�am, Morty, ale nie wiedzia�am, o co jej chodzi. Ona my�la�a, �e si� wykrwawi na �mier�. Morton spojrza� na ni� ostro. - Jestem przekonana, �e jeszcze p� godziny temu w og�le nie wiedzia�a, co to jest menstruacja. - Prosz� mi poda� t� ma�� szczoteczk�, panno Desjardin. Tak, w�a�nie to. - Poda�a mu ma�� zmiotk� z napisem na r�czce: "Sk�ad Towar�w �elaznych w Chamberlain ZAWSZE do us�ug". Morton zacz�� zmiata� kupk� popio�u na papier. - Obawiam si�, �e jednak trzeba to b�dzie posprz�ta� odkurzaczem. Wsz�dzie popi�. Co� okropnego. By�em pewien, �e postawi�em popielniczk� na �rodku biurka. �mieszne, jak co� takiego potrafi si� nagle przewr�ci�. - Uderzy� g�ow� o kraw�d� biurka i gwa�townie usiad� na pod�odze. - Trudno uwierzy�, panno Desjardin, �e dziewczyna mo�e chodzi� do szko�y przez trzy lata i nie wiedzie� nic o menstruacji. - Mnie jeszcze trudniej w to uwierzy� - odpar�a. - Ale w �aden inny spos�b nie potrafi� sobie wyt�umaczy� jej zachowania. A poza tym w�r�d kole�anek zawsze by�a koz�em ofiarnym. - Hm - Morton wysypa� popi� i niedopa�ki do kosza na �mieci i otrzepa� r�ce. - Chyba sobie przypomnia�em. White. C�rka Margaret Wbite. To musi by� ona. W takim razie mog� w to uwierzy�. - Usiad� za biurkiem i u�miechn�� si� przepraszaj�co. - Tyle ich jest. Po jakich� pi�ciu latach wszystkie twarze zaczynaj� si� zlewa� w jedno. Cz�owiek zaczyna myli� imiona braci, i tak dalej. Trudna spraw�. - Oczywi�cie, rozumiem. - Niech pani poczeka, a� b�dzie pani mia�a dwudziestoletni sta�, jak ja - powiedzia� markotnie, spogl�daj�c na sw�j skaleczony kciuk. - Przychodzi jaki� dzieciak, kt�ry wydaje si� znajomy, a tymczasem okazuje si�, �e uczy�a pani jego ojca w pierwszym roku swojej pracy. Margaret White chodzi�a do szko�y, zanim zacz��em tu pracowa�, za co jestem g��boko wdzi�czny losowi. Powiedzia�a kiedy� pani Bicente, �wie� Panie nad jej dusz�, �e B�g zarezerwowa� dla niej specjalne miejsce w piekle za to, �e o�miela si� uczy� dzieci podstaw darwinowskiej teorii ewolucji. Dwa razy by�a zawieszona w prawach ucznia - raz za to, �e pobi�a kole�ank� torebk�. Fama g�osi, �e Margaret White przy�apa�a t� kole�ank� na paleniu papieros�w. Szczeg�lne pogl�dy religijne. Bardzo szczeg�lne. - Nagle przybra� manier� Johna Wayne'a. - Te dziewcz�ta. Czy naprawd� si� z niej �mia�y? - Gorzej. Kiedy wesz�am, wrzeszcza�y i rzuca�y w ni� tamponami. Zachowywa�y si� jak... jak w zoo przed klatk� z ma�pami. - O Bo�e. O Bo�e. - John Wayne znikn��. Morton obla� si� szkar�atem. - Ma pani nazwiska? - Tak. Nie wszystkie, chocia� niekt�re z nich chyba donios� na pozosta�e. Prowodyrem by�a pewnie Chris Har-gensen... jak zwykle. - Chris i jej kaszaloty - wymamrota� Morton. - Tak. Tina Blake, Rachel Spies, Helen Shyres, Donna Thibodeau i jej siostra Fern, Lila Grace, Jessica Upshaw. I Sue Snell. - Zmarszczy�a brwi. - Nie spodziewa�am si� czego� takiego po Sue. Zawsze wydawa�o mi si�, �e takie... historie to nie w jej stylu. - Czy rozmawia�a pani z tymi dziewcz�tami? Panna Desjardin za�mia�a si� nieweso�o. - Kaza�am im si� wynosi� do diab�a. By�am zbyt zdenerwowana, �eby z nimi rozmawia�. A Carrie wpad�a w histeri�. - Hm. - Morton zetkn�� ko�ce palc�w. - A zamierza pani z nimi porozmawia�? - Owszem. - Ale by�o to powiedziane bez entuzjazmu. - Czy�bym wyczuwa� jak�� nut�... - Nie myli si� pan - przyzna�a pos�pnie. - Widzi pan, oczywi�cie nie pochwalam ich zachowania, ale rozumiem, co czu�y. Przyznani, �e sama mia�am ochot� z�apa� t� dziewczyn� i ni� potrz�sn��. Mo�e to jaki� instynkt zwi�zany z menstruacj� sprawia, �e kobiety s� wtedy rozdra�nione. Nie wiem. Przez ca�y czas mam przed oczami Sue Snell. - Hm - Morton przybra� inteligentny wyraz twarzy. Nie rozumia� kobiet i bynajmniej nie pragn�� zag��bia� si� w dyskusj� o problemach menstruacji. - Porozmawiam z nimi jutro - przyrzek�a panna Desjardin wstaj�c. - Flaki z nich wypruj�. - �wietnie. Niech je pani odpowiednio ukarze. A je�li uwa�a pani, �e z niekt�rymi powinienem... hm... porozmawia� osobi�cie, prosz� si� nie kr�powa�... - Jak pan sobie �yczy - powiedzia�a uprzejmie. - Jeszcze jedno: kiedy pr�bowa�am uspokoi� Carrie, zepsu�o si� �wiat�o. To ju� by�a ostatnia kropla. - Zaraz wy�l� na d� wo�nego - zapewni� Morton. - I dzi�kuj� za wszystko, panno Desjardin. Prosz� powiedzie� pani Fish, �eby przys�a�a mi Billy'ego i Henry'ego, dobrze? - Oczywi�cie. - Panna Desjardin wysz�a. Morton odchyli� si� na oparcie fotela i wyrzuci� z my�li ca�� spraw�. Kiedy Billy deLois i Henry Trennant, dwaj najwi�ksi rozrabiacy, w�lizn�li si� do gabinetu, przyjrza� im si� z zadowoleniem i przygotowa� si� do wyg�oszenia surowej reprymendy. Jak sam cz�sto powtarza� Hankowi Grayle'owi, tacy to dla niego byli na jeden z�b. Napis wydrapany na �awce w szkole �redniej w Chamberlain: R�e s� czerwone, fio�ki s� fioletowe, a Carrie White ma nasrane w g�owie Przesz�a przez Ewin Avenue i na rogu skr�ci�a w stron� Carlin Street. Sz�a z pochylon� g�ow�, pr�buj�c o niczym nie my�le�. Skurcze przychodzi�y i odp�ywa�y wielkimi falami powoduj�c, �e na przemian to przyspiesza�a, to zwalnia�a kroku, jak samoch�d z zepsutym ga�nikiem. Wpatrywa�a si� w chodnik. Okruchy kwarcu po�yskuj�ce w betonie. Narysowane kred� prostok�ty do gry w klasy, ledwie widoczne, sp�ukane przez deszcz. Rozgniecione kawa�ki gumy do �ucia. Puste opakowania po lizakach i strz�pki cynfolii. Nienawidz� mnie i nigdy nie przestan� mnie nienawidzi�. Nigdy si� tym nie zm�cz�. Moneta tkwi�ca w szparze chodnika. Kopn�a j�. Chris Hargensen, ca�a zakrwawiona, b�agaj�ca o lito��. Szczury �a��ce jej po twarzy. O tak. W�a�nie. Dobrze jej tak. Psie �ajno, na kt�rym odcisn�� si� �lad buta. Zwitek poczernia�ych zu�ytych kapiszon�w. Niedopa�ki papieros�w. Z nieba spadaj� kamienie i roztrzaskuj� jej g�ow�. Roztrzaskuj� g�owy im wszystkim. Dobrze. Dobrze. (jezus zbawiciel �agodny i mi�osierny) Mamie to dobrze. Ona nie musia�a wchodzi� pomi�dzy wilki dzie� w dzie� i rok po roku, nie musia�a uczestniczy� w tym festiwalu �miech�w, wrzask�w, szyderstw, wytykania palcami. A przecie� mama m�wi�a, �e nadejdzie kiedy� Dzie� S�du. (a imi� owej gwiazdy zowi� pio�unem i skorpiony b�d� ich dr�czy�) I anio� z mieczem ognistym. Gdyby� tylko ten dzie� nadszed� dzisiaj i gdyby Jezus zst�pi� z niebios nie jako Dobry Pasterz z jagni�ciem na r�ku, ale z g�azem w d�oniach, �eby zmia�d�y� szyderc�w i prze�miewc�w, wyrwa� z�o z korzeniami i zniszczy� je - Jezus straszliwy, wymierzaj�cy krwaw� sprawiedliwo��. I gdyby tylko ona mog�a by� Jego mieczem i Jego ramieniem. Pr�bowa�a si� dostosowa�. Wynajdowa�a setki ma�ych sposobik�w, �eby obej�� zarz�dzenia mamy, pr�bowa�a zetrze� z siebie czerwone pi�tno, kt�re ci��y�o na niej od pierwszego dnia, odk�d przekroczy�a pr�g ich ma�ego domku na Carlin Street i wyruszy�a do szko�y podstawowej na Grammar Street ze swoj� Bibli� pod pach�. Nadal pami�ta�a ten dzie�, te zaciekawione spojrzenia i nag��, okropn� cisz� w szkolnej sto��wce, kiedy ukl�k�a, �eby si� pomodli� przed lunchem. Wtedy po raz pierwszy us�ysza�a �miech, a echo tego �miechu prze�ladowa�o j� przez wszystkie nast�pne lata. Czerwone pi�tno by�o jak krew - mog�a je �ciera� ze wszystkich si�, a ono pozostawa�o na miejscu, niezmywalne, nie do usuni�cia. Od tego dnia nigdy ju� nie ukl�k�a w publicznym miejscu, chocia� mamie si� do tego nie przyzna�a. Ale oni o tym nie zapomnieli. Walczy�a z marn� z�bami i pazurami, �eby pozwoli�a jej pojecha� na ob�z m�odzie�y chrze�cija�skiej, i sama zarobi�a pieni�dze szyciem. Mama ostrzeg�a j� pos�pnie, �e to jest grzech, �e ob�z organizuj� bapty�ci, metody�ci i kongregacjonali�ci i to jest grzech i odst�pstwo. Zabroni�a Carrie p�ywa� na obozie. Ale Carrie mimo wszystko p�ywa�a i nawet �mia�a si�, kiedy j� topili (dop�ki nie zabrak�o jej powietrza, a oni nie chcieli przesta�, wi�c wpad�a w panik� i zacz�a krzycze�), i pr�bowa�a bra� udzia� w zaj�ciach obozowych, ale oni przez ca�y czas wy�miewali si� ze "starej dewotki Carrie" i robili jej kawa�y, i w ko�cu musia�a wr�ci� do domu autobusem o tydzie� wcze�niej, z oczami czerwonymi i zapuchni�tymi od p�aczu, a mama czeka�a na ni� na dworcu i oznajmi�a jej ponurym tonem, �e Carrie powinna na zawsze zachowa� w pami�ci swoje ci�kie przej�cia jako dow�d na to, �e mama mia�a racj�, �e mama nigdy si� nie myli, �e jedyna bezpieczna i prowadz�ca do zbawienia droga to s�ucha� mamy. - B�ogos�awieni ubodzy duchem, albowiem ich jest Kr�lestwo Niebieskie - powiedzia�a mama ponurym tonem w taks�wce, a w domu zamkn�a Carrie w kom�rce na sze�� godzin. Mama oczywi�cie zabroni�a jej bra� prysznic z innymi dziewcz�tami; Carrie schowa�a swoje przybory do mycia w szkolnej szafce i mimo wszystko bra�a prysznic, uczestniczy�a w tym okropnym rytuale obna�ania si�, chocia� wstydzi�a si� i kr�powa�a, w nadziei �e ci���ce na niej pi�tno przyblednie chocia� troch�, chocia� troszeczk�... (ale dzisiaj o dzisiaj) Tommy Erbter, lat pi��, jecha� na rowerze po drugiej stronie ulicy; ma�y powa�ny ch�opczyk na dwudziestocalo-wym rowerze marki Schwinn z jasnoczerwonymi treningowymi ko�ami. Pod�piewywa� sobie pod nosem: "Scoobie Doo, gdzie jeste�?" Zobaczy� Carrie, rozpromieni� si� i wywali� j�zyk. - Hej, stara pierdo�o! Stara dewotka Carrie! Carrie wbi�a w niego spojrzenie z nag��, mordercz� furi�. Rower zachybota� i run�� na ziemi�. Tommy wrzasn��. Rower go przywali�. Carrie u�miechn�a si� i ruszy�a dalej. P�acz Tommy'ego brzmia� w jej uszach jak s�odka, rozkoszna muzyka. Gdyby tylko mog�a zrobi� co� takiego za ka�dym razem. (w�a�nie to zrobi�a) Chocia� od domu dzieli�o j� jeszcze siedem budynk�w, zatrzyma�a si� nagle, jakby natrafi�a na niewidzialn� przeszkod�. Za ni� Tommy z p�aczem gramoli� si� na rower, ostro�nie, �eby nie urazi� rozbitego kolana. Wrzasn�� jakie� wyzwisko, ale nie zwr�ci�a na to uwagi. By�a przyzwyczajona do znacznie gorszych. Przed chwil� my�la�a: (�eby� spad� z tego roweru szczeniaku �eby� si� przewr�ci� i rozbi� sobie swoj� wstr�tn� g�b�) I co� si� sta�o. Jej umys� jakby... jakby... szuka�a odpowiedniego s�owa. Jak gdyby skr�ci�. To nie by�o ca�kiem to, ale co� bardzo zbli�onego. Co� w jej g�owie ugi�o si� i napr�y�o, prawie jak musku� w ramieniu podczas �wicze� z hantlami. To r�wnie� nie by�o ca�kiem dok�adne okre�lenie, ale nic innego nie przychodzi�o jej do g�owy. S�abe drgni�cie. S�aby, nie rozwini�ty mi�sie�. Skr�t. Nagle wbi�a p�on�ce spojrzenie w wielkie, panoramiczne okno pani Yorraty. Pomy�la�a: (g�upia stara kurwa rozbi� to okno) Nic. Panoramiczne okno pani Yorraty l�ni�o spokojnie w jasnym porannym s�o�cu. Carrie poczu�a nast�pny skurcz w dole brzucha i ruszy�a dalej. Ale... �ar�wka. I popielniczka; nie zapomina� o popielniczce. Obejrza�a si� (stara kurwa nienawidzi mojej mamy) przez rami�. Znowu poczu�a, �e co� si� w niej napi�o... ale bardzo s�abo. Jej my�li nagle zawirowa�y szale�czo, jakby porwane nurtem tryskaj�cym z niewidzialnego �r�d�a. Szyba w oknie jak gdyby zafalowa�a. Nic wi�cej. To mog�o by� z�udzenie. Mog�o by�. Ze zm�czenia zakr�ci�o jej si� w g�owie, krew zacz�a jej t�tni� w skroniach zapowiedzi� migreny. Oczy j� pali�y, jakby dopiero co przeczyta�a na raz ca�� Ksi�g� Objawienia. Sz�a dalej ulic� zbli�aj�c si� do ma�ego bia�ego domku z niebieskimi okiennicami. Wzbiera�y w niej znajome uczucia: mi�o��, nienawi��, strach. Zachodni� �cian� bungalowu porasta� bluszcz (zawsze nazywa�y dom bungalowem, poniewa� "White house" brzmia�o jak polityczny dowcip, a mama powiedzia�a, �e wszyscy politycy to grzesznicy i oszu�ci i to przez nich nasz kraj zalewaj� bezbo�ni czerwoni, kt�rzy w ko�cu postawi� pod �cian� wszystkich wyznawc�w Jezusa - nawet katolik�w); bluszcz by� malowniczy, Carrie wiedzia�a o tym, ale czasami go nienawidzi�a. Czasami - w�a�nie teraz - bluszcz wygl�da� jak ogromna, �ylasta, groteskowa d�o� wy�aniaj�ca si� z ziemi, �eby pochwyci� budynek. Pow��cz�c nogami podesz�a bli�ej. A przecie� by�y jeszcze kamienie. Znowu przystan�a, mrugaj�c bezmy�lnie oczami w jaskrawym �wietle. Kamienie. Mama nigdy o tym nie wspomina�a; Carrie nie wiedzia�a nawet, czy jej matka jeszcze pami�ta dzie�, w kt�rym spad�y kamienie. Zadziwiaj�ce by�o, �e ona sama w og�le o tym pami�ta�a. By�a wtedy ma�� dziewczynk�. Ile mog�a mie� lat? Trzy? Cztery? Pami�ta�a dziewczyn� w bia�ym kostiumie k�pielowym i pami�ta�a, �e potem spad�y kamienie. A w ca�ym domu rzeczy lata�y w powietrzu. Wspomnienie powr�ci�o, nagle czyste i wyra�ne, zupe�nie jakby tkwi�o w niej przez ca�y czas, tu� pod powierzchni� �wiadomo�ci, czekaj�c, a� Carrie stanie si� kobiet�. Czekaj�c a� do dzisiaj. Jack Gaver: "Carrie: Czarny �wit telekinezy" (artyku� zamieszczony w magazynie "Esguire" 12 wrze�nia 1980 roku): Estelle Horan od dwunastu lat mieszka w Parrish, zamo�nej dzielnicy podmiejskiej San Diego, i na pierwszy rzut oka wygl�da jak typowa Kalifornijka: nosi jasne, kolorowe sukienki i przydymione okulary przeciws�oneczne, ma w�osy blond z czarnymi pasemkami, je�dzi pi�knym kasztanowym volkswagenem z nalepk� "KEEP SMILING" na os�onie baku i zielon� flag� obro�c�w �rodowiska na tylnej szybie. Jej m�� pracuje w zarz�dzie miejscowego oddzia�u Bank of America, syn i c�rka - sk�po odziane, spieczone na br�z stworzenia - s� zapalonymi cz�onkami Po�udniowokalifornijskiego Zrzeszenia S�o�ca i Rado�ci. Za domem na niewielkim, starannie utrzymanym trawniku stoi ogrodowy ruszt do pieczenia mi�sa, a dzwonek u drzwi wygrywa fragment refrenu "Hej, Jude". Ale w g��bi duszy pani Horan pozosta�a rdzenn� mieszkank� Nowej Anglii, a kiedy opowiada o Carrie White, jej twarz przybiera dziwny zaci�ty wyraz, bardziej kojarz�cy si� z Lovecraftem z Arkham ni� z Kerouacem z po�udniowej Kalifornii. - Oczywi�cie, �e by�a dziwna - m�wi Estelle Horan zapalaj�c nast�pnego papierosa Virginia Slim w chwil� po zgaszeniu poprzedniego. - Ca�a rodzina by�a dziwna. Ralph pracowa� jako robotnik na budowie. S�siedzi opowiadali, �e codziennie nosi� ze sob� do pracy Bibli� i rewolwer kalibru .38. Bibli� czyta� podczas przerwy na lunch. Rewolwer by� na wypadek, gdyby w czasie pracy natkn�� si� na antychrysta. Pami�tam, �e Bibli� widzia�am na w�asne oczy. Rewolwer... kto wie? Ralph by� wysoki, mia� oliwkow� cer� i zawsze ogolon� g�ow�, jak w wojsku. Nigdy si� nie u�miecha�, l nigdy nie patrzy� ludziom w oczy. W jego spojrzeniu malowa�o si� takie napi�cie, �e oczy jak gdyby �wieci�y w�asnym �wiat�em. Kiedy szed� ulic�, ludzie przechodzili na drug� stron� i nikt nie o�mieli� si� pokaza� mu j�zyka za plecami. By� jak nawiedzony. Milknie, wydmuchuj�c k��by dymu w kierunku sufitu ozdobionego plastykowymi belkami z imitacji sekwoi. Stella Horan mieszka�a na Carlin Street do dwudziestego roku �ycia, dop�ki ucz�szcza�a na kursy w Wy�szej Szkole Handlowej im. Lewina w Motton. Dok�adnie pami�ta dzie�, kiedy spad�y kamienie. - Czasami si� zastanawiam, czy to si� nie sta�o przeze mnie - wyznaje. - Mieszkali�my obok siebie, nasze podw�rka graniczy�y ze sob� i pani White posadzi�a �ywop�ot, ale wtedy jeszcze nie zd��y� urosn��. Z dziesi�� razy dzwoni�a do mojej matki z awantur�, �e "robi� z siebie widowisko" na naszym podw�rku. No c�, rzeczywi�cie nosi�am opalacz, ale to by� zwyk�y stary jednocz�ciowy kostium, wed�ug dzisiejszych standard�w wr�cz pruderyjny. Pani White mia�a zwyczaj rozwodzi� si� bez ko�ca nad tym, jakie to zgorszenie dla "jej dziecka". Moja matka... c�, pr�bowa�a rozmawia� z ni� uprzejmie, ale wie pan, moja matka naprawd� jest nerwowa. Nie wiem, czym Margaret White wyprowadzi�a j� w ko�cu z r�wnowagi - pewnie nazwa�a mnie c�r� Koryntu - ale matka o�wiadczy�a jej, �e to jest nasze podw�rko i mog� na nim robi�, co mi si� podoba - mog� nawet rozebra� si� do naga i ta�czy� taniec brzucha, a jej nic do tego. l nagada�a jej, �e jest oble�n� star� bab� i ma robaczywe my�li. By�o jeszcze du�o wymy�lania z obu stron, ale g��wnie o to posz�o. Chcia�am wtedy sko�czy� z opalaniem. Nienawidz� awantur. Od razu zaczyna mnie bole� �o��dek. Ale mama... kiedy sobie co� wbije do g�owy, nic jej nie powstrzyma. Posz�a do sklepu Jordana Marsha i kupi�a mi bia�y kostium bikini. Powiedzia�a, �e ona osobi�cie nie ma nic przeciwko temu, �ebym od dzisiaj opala�a ca�e cia�o. "A w og�le - powiedzia�a - to jest nasz w�asny dom i nikt mi si� tu nie b�dzie wtr�ca�". Stella Horan u�miecha si� na to wspomnienie i gasi papierosa w popielniczce. - Pr�bowa�am z ni� dyskutowa�, wyja�ni� jej, �e nie chc� bra� udzia�u w tej podjazdowej wojnie. Ale to nic nie da�o. Kiedy moja mama wpadnie w z�o��, przypomina ci�ar�wk� zje�d�aj�c� z g�ry bez hamulc�w. R�wnie trudno j� powstrzyma�. Tak naprawd� nie o to mi chodzi�o. Po prostu ba�am si� tych ludzi. Z religijnymi maniakami nie ma �art�w. Co prawda Ralph White ju� nie �y�, ale Margaret dalej mog�a mie� ten rewolwer .38, prawda? No, ale mimo wszystko postanowi�am zaryzykowa�. To by�a sobota po po�udniu. Le�a�am na kocu na naszym podw�rku, wysmarowana olejkiem do opalania, i s�ucha�am przez radio listy przeboj�w. Mama nie cierpia�a tej audycji i zwykle co najmniej kilka razy wrzeszcza�a na mnie, �ebym przyciszy�a radio, zanim ca�kiem wysz�a z siebie. Ale tego dnia sama dwukrotnie wzmocni�a d�wi�k. Zaczyna�am naprawd� czu� si� jak C�ra Koryntu. Ale na podw�rku White'�w nikt si� nie pokaza�. Nawet ta stara nie wysz�a, �eby powiesi� pranie. Jeszcze co� mi si� przypomnia�o: ona nigdy nie rozwiesza�a bielizny na podw�rku. Nawet rzeczy Carrie, chocia� Carrie mia�a wtedy dopiero trzy latka. Zawsze suszy�a bielizn� w domu. Zacz�am si� odpr�a�. Pomy�la�am sobie, �e pewnie Margaret zabra�a Carrie do parku na jakie� nabo�e�stwo na �wie�ym powietrzu czy co� w tym rodzaju. W ka�dym razie po chwili przekr�ci�am si� na plecy, zas�oni�am sobie oczy ramieniem i zasn�am. Kiedy si� obudzi�am, Carrie sta�a obok i spogl�da�a w d� na moje cia�o. Przerywa i wpatruje si� w przestrze� nie widz�cym wzrokiem. Z zewn�trz dochodzi bezustanny warkot przeje�d�aj�cych samochod�w. Magnetofon szumi cicho, uspokajaj�co. Ale wszystkie te odg�osy zdaj� si� kruche i nierzeczywiste, niczym cienka otoczka oddzielaj�ca nas od innej, prawdziwej rzeczywisto�ci - straszliwej rzeczywisto�ci, pe�nej koszmar�w. - By�a taka �adna - stwierdza wreszcie Stella Horan zapalaj�c nast�pnego papierosa. - Widzia�am par� jej szkolnych fotografii i to okropne, niewyra�ne, czarno-bia�e zdj�cie z ok�adki "Newsweeka". Patrzy�am na nie i mog�am my�le� tylko o jednym: Bo�e drogi, co si� z ni� sta�o? Co ta kobieta z ni� zrobi�a? l tak mi jej by�o �al. By�a taka �liczna, mia�a r�ow� buzi�, jasnobr�zowe oczy i jasne w�osy w tym odcieniu, kt�ry z wiekiem ciemnieje i nabiera mysiego koloru. S�odka - to jedyne odpowiednie s�owo. S�odka, jasna i niewinna. Choroba matki jeszcze jej si� nie udzieli�a. Jako� zdo�a�am wzi�� si� w gar�� i spr�bowa�am si� u�miechn��. Nie bardzo wiedzia�am, jak mam si� zachowa�. By�am rozespana, kr�ci�o mi si� w g�owie od s�o�ca i nie mog�am zebra� my�li. Powiedzia�am: "Cze��". Carrie by�a ubrana w ��t� sukieneczk�, nawet �adn�, ale o wiele za d�ug� dla takiej ma�ej dziewczynki, i to w lecie. Sukienka si�ga�a jej do p� �ydki. Nie odpowiedzia�a na przywitanie. Nawet si� nie u�miechn�a. Po prostu pokaza�a palcem i zapyta�a: - Co to jest? Popatrzy�am na siebie i zobaczy�am, �e kiedy spa�am, zsun�� mi si� stanik. Wi�c poprawi�am go i powiedzia�am: - To s� moje piersi, Carrie. A wtedy ona powiedzia�a bardzo powa�nie: - Ja te� bym chcia�a takie mie�. - Musisz poczeka�, Carrie - pouczy�am j�. - B�dziesz mia�a piersi dopiero za... och, osiem czy dziewi�� lat. - Nie, nie b�d� - zaprzeczy�a. - Mama m�wi, �e grzeczne dziewczynki tego nie maj�. - Jej twarz przybra�a dziwny wyraz jak na ma�� dziewczynk�, troch� smutny i jednocze�nie pe�en ob�udy. Ledwie mog�am uwierzy� w�asnym uszom i powiedzia�am pierwsz� rzecz, jaka mi przysz�a do g�owy: - Ale� ja jestem grzeczn� dziewczynk�. A czy twoja mama nie ma piersi? Pochyli�a g�ow� i odpowiedzia�a co� tak cicho, �e jej nie dos�ysza�am. Kiedy j� poprosi�am, �eby to powt�rzy�a, spojrza�a na mnie wyzywaj�co i o�wiadczy�a, �e jej mama by�a niegrzeczna, kiedy j� zrobi�a, i dlatego w�a�nie ma piersi. M�wi�a o nich: "brzydkiecia�o", jak gdyby to by�o jedno s�owo. Nie wierzy�am w�asnym uszom. Po prostu zg�upia�am. Nie wiedzia�am, co jej odpowiedzie�. Nic mi nie przychodzi�o do g�owy. Patrzy�y�my na siebie w milczeniu, a ja zapragn�am nagle z�apa� t� ma��, udr�czon� dziewuszk� i uciec z ni� gdzie� daleko st�d. W tym momencie Margaret White wysz�a przez tylne drzwi i zobaczy�a nas. Przez dobr� minut� wytrzeszcza�a na nas oczy, jakby nie mog�a uwierzy� w to, co widzi. Potem otwar�a usta i wrzasn�a. To by� najokropniejszy d�wi�k, jaki kiedykolwiek s�ysza�am. Przypomina� ryczenie przera�onej krowy wci�ganej w bagno przez aligatora. Ona po prostu rykn�a. Furia. Kompletna, ob��ka�cza furia. Twarz jej poczerwienia�a do tego stopnia, �e kolorem przypomina�a w�z stra�acki. Zacisn�a d�onie w pi�ci i wrzeszcza�a odrzuciwszy g�ow� do ty�u. Ca�a si� trz�s�a. My�la�am, �e dosta�a jakiego� ataku. Twarz mia�a okropnie wykrzywion� i wygl�da�a jak Gorgona. My�la�am, �e Carrie zemdleje - albo padnie trupem na miejscu. Nie mog�a z�apa� tchu, jej ma�a buzia zbiela�a jak prze�cierad�o. Pani White wrzasn�a: - Caaaarrrieeeeee! Skoczy�am na r�wne nogi i zawo�a�am: - Niech pani na ni� nie wrzeszczy! Powinna si� pani wstydzi�! - Co� podobnie g�upiego. Carrie ruszy�a w jej stron�, zatrzyma�a si�, potem znowu zacz�a i�� i zanim przesz�a z naszego podw�rka na ich trawnik, odwr�ci�a si� i rzuci�a mi spojrzenie... och, okropne. Nie potrafi� tego opisa�. By�a w nim t�sknota i nienawi��, i strach, i... cierpienie. Jakby samo �ycie sta�o si� dla niej nagle ci�arem nie do zniesienia, i to wszystko w wieku trzech lat. Moja matka wysz�a na taras od ty�u i kiedy zobaczy�a to dziecko, a� si� skrzywi�a. A Margaret... och, wykrzykiwa�a co�, �e jestem wyw�oka i ulicznica i �e grzechy ojc�w odezw� si� jeszcze w si�dmym pokoleniu. By�am tak przera�ona, �e zasch�o mi w ustach i nie potrafi�am wykrztusi� ani s�owa. Mo�e przez sekund� Carrie sta�a na granicy dziel�cej oba podw�rka, kiwaj�c si� w prz�d i w ty�, a wtedy Margaret White spojrza�a w g�r� i... s�odki Jezu, przysi�gam, �e ta kobieta zawy�a jak wilczyca. A potem zacz�a... kaleczy� si�, rozdrapywa� sobie twarz. Ora�a sobie paznokciami policzki i szyj� zostawiaj�c krwawe szramy. Podar�a na sobie sukienk�. Carrie krzykn�a: - Mamo! - i podbieg�a do niej. Pani White jakby... przykucn�a, jak �aba, i szeroko otwar�a ramiona. By�am pewna, �e chce Carrie zmia�d�y�, i zacz�am krzycze�. Ale ta kobieta si� u�miecha�a. U�miecha�a si� i �lina ciek�a jej z ust. Tak si� ba�am. Bo�e, jak ja si� ba�am. Wzi�a Carrie na r�ce i wesz�y do �rodka. Wy��czy�am radio i wtedy dopiero mog�am s�ysze�, co si� tam dzieje. Pi�te przez dziesi�te, ale i to wystarczy�o. P�acz i s�owa modlitwy wypowiadane skrzecz�cym g�osem. Niesamowite odg�osy. Us�ysza�am, jak Margaret rozkazuje c�rce, �eby posz�a do kom�rki i modli�a si�. Dziewczynka p�aka�a i krzycza�a, �e przeprasza, �e zapomnia�a. Potem cisza. Matka i ja wymieni�y�my spojrzenia. Nigdy dot�d nie widzia�am, �eby mama tak �le wygl�da�a, nawet po �mierci taty. Zacz�a m�wi�: - To dziecko... - i urwa�a. Wesz�y�my do domu. Stella Horan wstaje i podchodzi do okna, �adna, atrakcyjna kobieta w ��tej pla�owej sukience bez plec�w. - Wie pan, wydaje mi si�, jakbym to na nowo prze�ywa�a - m�wi nie odwracaj�c si�. - Znowu jestem ca�a roztrz�siona. - �mieje si� kr�tko i obejmuje si� ramionami, jak gdyby nagle zrobi�o jej si� zimno. - Ona by�a taka �liczna. Nikt by si� nie domy�li� z tych fotografii. Na zewn�trz samochody jad� nieprzerwanym strumieniem. Siedz� i czekam na dalszy ci�g jej opowie�ci. Przypomina mi skoczka o tyczce, kt�ry wpatruje si� w przeszkod� i zastanawia si�, czy zdo�a j� pokona�. - Matka zaparzy�a mocnej herbaty z mlekiem, takiej jak� zawsze mi robi�a, kiedy co� mi si� sta�o: kiedy poparzy�am si� pokrzywami albo spad�am z roweru. Herbata by�a okropna, ale wypi�y�my j� siedz�c naprzeciwko siebie w k�ciku �niadaniowym. Matka by�a ubrana w jak�� star� podomk� z odprutym obr�bkiem z ty�u, a ja nadal mia�am na sobie sw�j dwucz�ciowy kostium c�ry Ko-ryntu. Chcia�o mi si� p�aka�, ale to by�o zbyt rzeczywiste, �eby p�aka�, nie takie jak w filmach. Kiedy� w Nowym Jorku widzia�am, jak pijany stary m�czyzna prowadzi� za r�k� ma�� dziewczynk� w niebieskiej sukience. Dziewczynka p�aka�a, krew lecia�a jej z nosa. Pijak mia� wole na szyi, a na czole wielki czerwony guz. Ubrany by� w niebiesk� marynark� z ser�y przewi�zan� bia�ym sznurkiem. Ludzie przechodzili obok nie zatrzymuj�c si�, �eby jak najszybciej pozby� si� sprzed oczu tego widoku. To r�wnie� by�a rzeczywisto��. Chcia�am to opowiedzie� matce i w�a�nie otwiera�am usta, kiedy si� sta�a ta druga rzecz... to, o czym pewnie chcia� pan us�ysze�. Na dworze rozleg�o si� g�uche uderzenie, tak mocne, �e zabrz�cza�y kieliszki stoj�ce w kredensie. Poczu�am, �e pod�oga si� zatrz�s�a, jak gdyby kto� zrzuci� z dachu kas� pancern�. Stella Horan zapala nast�pnego papierosa i zaci�ga si� �apczywie. - Podbieg�am do okna i wyjrza�am, ale nic nie zobaczy�am. Potem, w�a�nie kiedy mia�am si� odwr�ci�, znowu co� spad�o. To co� b�yszcza�o w s�o�cu. W pierwszej chwili wydawa�o mi si�, �e to wielka kula ze szk�a. Potem ta rzecz uderzy�a w kraw�d� dachu White'�w i rozprys�a si� na kawa�ki, i okaza�o si�, �e to wcale nie szk�o. To by�a wielka tafla lodu. Chcia�am si� odwr�ci� i zawo�a� mam�, ale wtedy z nieba run�� grad lodowych od�amk�w. Spad�y na dach White'�w, na trawniki od frontu i od ty�u, na drzwi do piwnicy. Drzwi by�y zrobione z cienkiej b