1803

Szczegóły
Tytuł 1803
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1803 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1803 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1803 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KRYSTYNA SIESICKA ZAPA�KA NA ZAKR�CIE Pok�j by� starannie sprz�tni�ty, wywietrzony, ��ka przygotowane na noc bieli�y si� �wie�utk� po�ciel�. I nagle poczu�am si� tak, jakbym nigdy nie wyje�d�a�a z Osady! Widocznie mama i Ala odnios�y podobne wra�enie, bo wszystkie trzy spogl�da�y�my na siebie z wyczekuj�cymi u�miechami. Mama odezwa�a si� pierwsza: - No co? Zupe�nie jak w domu? - Mamo! - Alusia z rozmachem cisn�a swoj� walizk� na krzes�o. - Jak to cudownie, �e znowu tu jeste�my! Jak to cudownie! Podbieg�a do okna i otworzy�a je na ca�� szeroko��. - Sp�jrzcie! - Komary! - krzykn�y�my z mam� jednocze�nie. Nie mog�y�my si� jednak oprze�. Komary komarami, ale warto by�o chocia� przez chwil� popatrze�. Dom sta� na niewielkim wzniesieniu, tak �e z okna naszego pierwszego pi�tra wida� by�o dachy ni�ej po�o�onych budynk�w i o�wietlon� ulic� Ko�cieln�. - Popatrzcie! Na Ko�cielnej za�o�yli jarzeni�wki! - spostrzeg�a Alka. - Och, jaka jestem ciekawa, co tu si� jeszcze zmieni�o przez ten rok! Mamo, ja jutro wstaj� skoro �wit i natychmiast ruszam w przyrod�! - Dobrze b�dzie, je�eli obudzisz si� o dziewi�tej! - zw�tpi�am. - A zobaczycie! - Zobaczymy! Na razie zamykajcie okno, musimy si� troch� roz�adowa� - zarz�dzi�a mama. - Ale b�dziemy spa�y przy otwartym ? - upewnia�a si� Alka wyci�gaj�c z walizki nasze pi�amy. - Ach, �eby ta noc pr�dzej min�a! Rozleg�o si� pukanie do drzwi. Wesz�a nasza gosposia nios�c na tacy trzy szklanki gor�cej herbaty. Spojrza�a z niepokojem na mnie i na Alusi�, wyra�nie ba�a si�, �e znowu zaczniemy gnie�� j� i dusi�, tak jak to by�o przed chwil�, kiedy spontanicznie wita�y�my si� na dole. - Potrzeba co� jeszcze? - zapyta�a. - Dzi�kuj�! - odpar�a mama. - Wypijemy herbat� i zaraz idziemy spa�! Jestem wyko�czona podr�. - Ja w�a�nie widz�, �e pani mizernie wygl�da. Za to panienki podros�y przez zim�, zupe�nie bym nie pozna�a! Oj, leci ten czas, leci! Jak pani pierwszy raz tu przyjecha�a, Alusia mia�a osiem lat, a panna Mada dwana�cie! - Mada mia�a jedena�cie, gosposiu! - sprostowa�a mama z wrodzon� sobie dok�adno�ci�. - To przecie� by�o sze�� lat temu! - Prawda, �e to sz�sty raz pani u mnie wynajmuje. Ile� ta Alusia potrafi zje�� jajek na twardo - zdumia�a si� gosposia - odk�d przysz�am tu z herbat�, po�kn�a trzy! - Po drodze zjad�a pi��! - Ale te� i wygl�da dobrze! A panna Mada... - gosposia przyjrza�a si� uwa�nie - oj, panna Mada to si� dopiero zmieni�a, nie ta sama, co w zesz�ym roku! Ale wyszczupla�a! - A naszych znajomych ju� kto� przyjecha�? - nie wytrzyma�a Alka. - Pewno! Ci z Bia�egostoku ju� s�! Ci z dwiema dziewczynkami, wie Alusia? - Marianna i Ela! - No! To one ju� s� i ci, co przy gospodzie wynajmuj� panna Mada zaraz b�dzie wiedzia�a, ten ch�opak, kt�ry w zesz�ym roku nog� z�ama�. Tomek chyba? - Tomek. - I te panienki, co to panna Mada z nimi zawsze.... Misia i Ewa! Te� je wczoraj widzia�am. O, jakie damy si� z nich porobi�y! Fryzury maj� jak jakie aktorki! A do mnie do tego pokoju na dole, to ju� przyjechali w zesz�ym tygodniu... - gosposia �ciszy�a g�os i nachyli�a si� w stron� mamy - ale powiadam pani, takie jakie� wa�ne pa�stwo! Nawet do cz�owieka nie zagadaj�. C�rk� maj� szesna�cie lat, a coraz inna sukienka, buciczki, bluzeczki, swetereczki. Wcale mi si� nie zdaje, �eby to by�o dla naszych panienek towarzystwo. - B�d� mia�y swoje! - Ja te� tak my�l�! Zawsze stare znajomo�ci najlepsze, bo zaraz wiadomo kto i co, prawda? A ten Tomek, to on ju� u mnie by�. Przyszed� dowiedzie� si�, czy panie przyjecha�y. No, ja tak sobie gadu, gadu, a wy na pewno �pi�ce! Gosposia zabra�a puste szklanki. - Mleko ju� zam�wi�am, bu�eczki przynios� z samego rana. Pomy�la�am sobie, �e pani b�dzie chcia�a jak zawsze? - Tak, pani gosposiu! Na pewno b�dzie dobrze! Ja nie by�am tego pewna. Wi�c Tomek ju� tu by�.... dowiadywa� si�... Bo�e! Przecie� nie o mam� i nie o Al�! Dowiadywa� si� o mnie. Pilno nam by�o do ��ek, ka�dej z innego powodu. Mama by�a zm�czona. Ala chcia�a jak najpr�dzej usn��, �eby spokojnie doczeka� rana. Ja musia�am pomy�le�. Przez otwarte okno wia�a ku nam letnia noc. To dziwne, przyjecha�am do Osady sz�sty raz, ale ka�dy przyjazd by� inny. Ka�dy! Oczywi�cie - najprostsze pierwsze trzy. Szczeni�ca rado�� i nic wi�cej. Tylko przyczyny rado�ci by�y r�ne. Za pierwszym razem cieszy�a mnie perspektywa swobody, za drugim - powrotu w to miejsce, kt�re zd��y�am polubi�. Za trzecim razem cieszy� mnie fakt, �e spotkam znowu swoj� Mi�k� - nie widzian� przez rok! P�niej, tak jak Alka teraz, szala�am ze szcz�cia, �e wreszcie dobrn�am do wakacji, do Osady, do Mi�ki, do wszystkiego. Do wszystkiego, w�a�nie... Pod poj�ciem "wszystko" mie�ci�y mi si� ju� pewne tre�ci, kt�rych nie umia�am dobrze zr�nicowa�. By�y to jakie� przeczucia, oczekiwania nie tylko na dobr� pogod�. I wreszcie przyjazd zesz�oroczny. Przy pakowaniu uwa�niej dobiera�am sukienki, wsun�am do walizki klipsy do zakr�cania w�os�w, z marszczonej bibu�ki zrobi�am sobie fantazyjny, czerwony kapelusz. Cieszy�am si� perspektyw� spotkania z Mi�k� i z reszt� naszej paczki. Na trzy dni przed wyjazdem dosta�am zwariowany list od Tomka. Wcisn�am do walizki jeszcze jedn� sp�dnic�. A dzi�? Z mojej twarzy znik�a ju� dawno zesz�oroczna opalenizna. Tak samo wyblak�o uczucie do Tomasza. Wystarczy jednak kilka dni s�o�ca i znowu cera nabierze z�ocistej barwy, a co z mi�o�ci�? D�ugo nie mog�am usn�� i nast�pnego ranka obudzi�am si� bardzo p�no. Alki nie by�o w pokoju, mama uk�ada�a nasze rzeczy w szafie. Na stole pod lustrem sta�y ju� letnie rekwizyty: olejek do opalania, krem sombrero, krem nivea... Mama uwija�a si� pomi�dzy szaf� a walizkami ubrana w spodnie i kolorow� bluzk�, w�osy mia�a przytrzymane szerok�, bia�� opask�. Zawsze wydawa�a mi si� bardzo �adna, teraz jednak szczeg�lnie uderzy� mnie jej wdzi�k, taki wyra�ny pomimo znu�enia! Nasz ojciec kocha� mam� przez ca�e siedem lat, a potem zostawi�, niefrasobliwie dorzucaj�c do jej pi�knych wspomnie� o sobie - Alusi� i mnie. Doprawdy nie nasza w tym wina, �e mama musia�a tak bardzo si� m�czy�, aby pcha� jako� ten sw�j ko�lawy w�zek, kt�ry mia� tylko trzy k�ka, bo czwarte zerwa�o si� przy jakim� wzniesieniu i potoczy�o po zboczu, nie ciekawe, co stanie si� z reszt� pojazdu! Kocha�y�my mam� bardzo. Alusia spontanicznie, ha�a�liwie, a jednocze�nie zupe�nie po prostu. Ja kocha�am mam� okr�nymi drogami. - Jak si� masz, siostrzyczko! - zawo�a�am siadaj�c na ��ku. - Alusi nie ma. Posz�a w przyrod�! - roze�mia�a si� mama. - Ale� ja do ciebie m�wi�, mamo! Wygl�dasz na moj� m�odsz� siostr�! - Nie opowiadaj! Jak spa�a� i nikt mnie nie widzia�, liczy�am zmarszczki na swojej twarzy. Kt�r� sukienk� chcesz w�o�y�, Mada? Zostawi�am ci t� niebiesk�, reszt� powiesi�am w szafie. Ale mo�e wolisz inn�? Zjedz pr�dko �niadanie, po�piesz si�! - Dlaczego mam si� spieszy�? Przecie� s� wakacje, mamo! - By� tu Tomek. Nie chcia�am ci� budzi�, wi�c rozmawia�am z nim tylko tak, przez drzwi. Prosi�, �ebym ci pozwoli�a przyj�� na dziesi�t� pod "Parasole". Wszyscy wasi maj� tam by�. Wi�c decydujesz si� na niebiesk� czy mam j� schowa�? - Na nic si� nie decyduj�, mamo! W og�le nie wiem, czy p�jd� pod te "Parasole"... - Oszala�a� chyba? Na pewno b�dzie bardzo przyjemnie! Co ci si� sta�o? - Och, nic si� nie sta�o... tylko z tym Tomkiem taka g�upia sytuacja... To moje mleko, mamo? -Twoje. A tu masz bu�ki. Posmarowane. Jaka znowu sytuacja? - Oj, mamu�... m�wi�am ci ju� kiedy�! Byli�my w sobie zakochani. Czemu si� �miejesz? - A czemu ty si� �miejesz? - No... ja chc� pokry� jako� swoje zak�opotanie! - No, �wietnie! W ten sam spos�b mo�esz wybrn�� z Tomkiem! �miechem! Nie wyjmuj tego ko�ucha, nie wyjmuj! Do pokoju wpad�a zadyszana Alka. - Gdzie pi�ka do siatki? Idziemy gra� w siatk�! Co� ty? Mada! Jeszcze w rosole? A ja ju� widzia�am wszystkich z twojej paczki! I Maciek jest, i Mi�ka, i ten rudy Julek! Tomka te� widzia�am! Ma w�sy, daj� ci s�owo! Mamo, gdzie ta pi�ka!? O, jest! Ale mi�kka, flak zupe�ny. Otworzyli nowy sklep, wiecie? Zaraz przy ko�ciele! Co ty si� tak patrzysz na mnie, Mada, jakby� pierwszy raz cz�owieka widzia�a? Ma w�sy, przysi�gam! Mamo, ona mi nie wierzy, �e Tomek ma w�sy! - Ala, czy ja co� m�wi�? - rozz�o�ci�am si�. - Sama zobaczysz, �e ma! Alusia z�apa�a pi�k� i wybieg�a z pokoju. - Nie id� pod "Parasole"! - zdecydowa�am desperacko. - W�s�w si� zl�k�a�? - parskn�a mama. - Bo�e, jakie wy jeste�cie dziwne! Tak byle cz�owiekowi dokucza�! Byle cz�owieka zgn�bi�! - Daj spok�j, Mada! Chyba nie masz zamiaru p�aka�! Oczywi�cie, je�eli nie chcesz, to nie id�! Kijem ci� nie wyp�dz�... W�o�y�am niebiesk� sukienk� i zwi�za�am w�osy w dwie kitki nad uszami. Nie podoba�o mi si�. Wyj�am z szafy sp�dnic� w bia�o-��te pasy i trykotowy sweterek. By�o lepiej, ale te kitki nad uszami wyda�y mi si� teraz potworne. Rozwi�za�am tasiemki i chwyci�am szczotk� do w�os�w. Mama usiad�a na ��ku, opar�a si� o por�cz i przez chwil� obserwowa�a t� zimn� wojn�, kt�r� zaciekle toczy�am ze sob�. Roze�mia�am si�. - Dzi�ki Bogu, �e masz jeszcze odrobin� samokrytycyzmu i poczucia humoru! - stwierdzi�a z ulg�. - Kiedy pomy�l�, �e za trzy dni b�dziesz lata� ze wszystkimi, ubrana w pogniecione spodnie i byle jak� bluzk�, nie mog� poj�� tych komedii, kt�re robisz teraz! - Zale�y mi na tym, �eby zrobi� dobre wra�enie!- odpar�am szczerze. - Wiesz przecie�, jakie to jest wa�ne. Nie widzieli�my si� prawie rok. B�dziemy si� teraz obserwowa�, ogl�da�, por�wnywa�... wiem jak to jest. Po prostu, mamo, mam trem� przed spotkaniem z nimi. Sz�am ulic� Ko�cieln� i z daleka widzia�am ju� kolorowe parasole w naro�nym ogr�dku. Szuka�am wzrokiem naszej paczki, ale najwyra�niej nie by�o nikogo. Czy�bym przysz�a zbyt wcze�nie? Ale nie! Na ko�ciele zegar wybija� dziesi�t�. Podesz�am bli�ej. Od stolika podni�s� si� bardzo wysoki ch�opiec i szybko przesun�� do wej�cia. Przyjrza�am mu si� i nagle wszystko min�o. Ca�y niepok�j i trema. - Mater Dolorosa! Tomek, jaki ty jeste� wielki! - zawo�a�am zaskoczona. A wi�c to w nim kocha�am si� w ci�gu ubieg�ego lata i kilku tygodni jesieni! - A gdzie reszta? - spyta�am, kiedy usiedli�my pod czerwonym parasolem. - Maj� przyj�� za p� godziny! Celowo prosi�em, �eby� przysz�a wcze�niej... Roze�mia�am si� wed�ug przykaza� mamy, bo czu�am si� jednak troch� nieswojo. - Masz do mnie jaki� interes? - zapyta�am. - Interes? Nie... Czy ja wiem zreszt�... Zwyczajnie, chcia�em ci� przeprosi�! - Za co? - Nie pisa�em do ciebie. - Ale�... to w og�le nieistotne! Nieistotne! A ile si� namartwi�am brakiem wiadomo�ci od niego, dop�ki na imieninach Ba�ki nie pozna�am Marka! - Przecie� ja do ciebie te� nie pisa�am i nie uwa�am, �eby... - wzruszy�am ramionami - nie ma o czym m�wi�, Tomek! By� wyra�nie zawiedziony. Wida� s�dzi�, �e nosz� w sercu �a�ob� po nim. Przez chwil� usi�owa� nak�oni� mnie do ubolewania. - Widzisz, nie pisa�em, bo prawd� m�wi�c robi� straszne b��dy ortograficzne. To mnie zawsze peszy. - Och, je�eli o mnie chodzi, Tomek, to nie wysilaj si� na t�umaczenie! Ja naprawd� nie jestem na ciebie obra�ona - zapewni�am go. Przygl�da� mi si� podejrzliwie, jakby m�j dobry humor wydawa� mu si� udany. Nieprawda! By�am w cudownym nastroju. Wystarczy� mi tylko rzut oka na Tomka i kr�tka rozmowa, �ebym si� przekona�a, jak dalece wywietrza� mi z g�owy! Za ka�dym razem, kiedy podoba� mi si� jaki� ch�opiec, bawi�o mnie to. Nie umia�am traktowa� sprawy ze �mierteln� powag�. Wiedzia�am, �e jest przelotna jak wiosenny deszcz. I je�eli jad�c do Osady ba�am si� spotkania z Tomkiem, to jedynie dlatego, �e w ci�gu minionego roku my�la�am o nim cz�ciej ni� o innych ch�opcach. S�dzi�am, �e mo�e to co� oznacza, �e st�umione przez czas uczucie wybuchnie z nag�� si��, kiedy go znowu spotkam. Nic nie wybuch�o. Widocznie prawdziwa mi�o�� przyjdzie do mnie inaczej. Tak sobie my�la�am, siedz�c z Tomkiem pod czerwonym parasolem. Po chwili przysz�a Mi�ka i Ewa, za nimi wkroczy� Maciek. Marianny i Julka ci�gle jeszcze nie by�o. Witaj�c si� z Mi�k� wykaza�y�my kolosalny brak opanowania. Sz�ste wakacje sp�dzone razem - to ju� jest co�! Przecie� w�a�nie my dwie by�y�my zal��kiem ca�ej p�niejszej paczki, kt�ra p�cznia�a z roku na rok. Ch�opcy przynie�li z bufetu oran�ad� i szklanki, Ewa zaj�a si� ciastkami. Mi�ka nachyli�a si� do mnie i szepta�a niecierpliwie: - Musimy urwa� si� na pot�ne ploty, ale tylko we dwie! Nie masz poj�cia, jak si� za tob� st�skni�am! Wygl�dasz cudnie, Mada! S�uchaj, czy ja te� tak wydoro�la�am, jak ty? Podpar�a brod� wierzchem d�oni i przygl�da�a mi si� prowokuj�co. Mi�ka! Jak�e� ta dziewczyna umia�a si� zgrywa�! - S�uchaj, ja ju� postanowi�am! - stukn�a r�k� w stolik. - S�uchajcie wszyscy, co powiem! Id� na archeologi�! - Uwa�asz, �e na powierzchni ziemi nie ma ju� nic ciekawego? Za rok ci si� zmieni! Zdasz matur� i wyjdziesz za m��! - zw�tpi� Maciek. - Czy mi si� zdaje, czy ten m�ody cz�owiek kpi sobie ze mnie? - obruszy�a si� Mi�ka i udaj�c obra�on�, znowu nachyli�a si� w moj� stron�. - Co wy�cie tu tak sami z Tomkiem gadali? - zapyta�a szeptem. - Nie przesz�o ci to, Mada? Skrzywi�am si�. - Dochodz� do wniosku, �e nie mia�o mi co przechodzi�! Bardzo go lubi� i to wszystko! Przywioz�a� rakiet�, Mi�ka? - Jasne! - P�jdziemy na korty? - No! Zaraz po obiedzie! - S�uchajcie, po po�udniu idziemy z Mi�k� na korty! Kto z nami? Wszyscy. Okaza�o si�, �e to pierwsze spotkanie nie by�o wcale takie trudne. Mariann� i Julka powitali�my ch�raln� owacj�. Ostatni zjawi� si� Piotr. I chwila, kiedy podchodzi� do naszego stolika, by�a jedyn�, w kt�rej odczuli�my jakie� zak�opotanie. My, ale nie Mi�ka. Szybko podnios�a si� ze swojego miejsca, podbieg�a do Piotra, po�o�y�a r�k� na jego ramieniu. Piotr przechyli� g�ow� i pog�adzi� jej d�o� policzkiem. - Mi�ka! - zawo�a� ciep�o. - Usi�d� tu, Piotr, na moim miejscu! Julek, postaraj si� o jeszcze jedno krzes�o! Podczas gdy krzes�o w�drowa�o ponad stolikiem, Piotr przysun�� twarz do mojej twarzy, zupe�nie bliziutko. Nie widzia�am jego oczu, ukrytych za ciemnymi szk�ami. - Serwus, Piotr! - powiedzia�am wyci�gaj�c r�k�, kt�rej nie zauwa�y�. - Serwus, Mada! Tak mi si� zdawa�o, �e to ty! Zdawa�o mu si�. A wi�c widzia� jeszcze gorzej ni� w zesz�ym roku! Wszyscy patrzyli�my na niego z zatroskaniem. Tylko na twarzy Mi�ki wida� by�o rozpacz, kt�rej nie musia�a nawet ukrywa�, wiedzia�a przecie�, �e dla Piotra jej twarz jest jedynie rozmazan�, jasn� plam�. Siedzieli�my pod "Parasolami" do obiadu. Marianna zl�k�a si�, kiedy zegar wybi� pierwsz�. - S�uchajcie, ja powinnam ju� dawno by� w domu! U nas obiad o pierwszej! Julek, odprowad� mnie i poczaruj mam�. Wiadomo! Julek �wietnie potrafi� czarowa� nasze mamy! - Ja id� z wami! - poderwa�a si� Ewa. - Maciek, zostajesz jeszcze? - Dogoni� was, za�atwi� tylko rachunek! Zostali�my przy stoliku we czw�rk�: Mi�ka, Piotr, Tomasz i ja. - Maciek poszed� p�aci�, a ja mu nie da�em swojej doli- zorientowa� si� nagle Piotr. - Za�o�y�am za ciebie! B�dziesz moim d�u�nikiem!- roze�mia�a si� Mi�ka. - Zawsze jestem twoim d�u�nikiem. Nawet ostatnio: na trzy swoje listy otrzymywa�a� ode mnie jeden! - Bogowie! To nie twoja wina, Piotr, �e ja tak lubi� pisa�! Mi�ka popatrzy�a na mnie, p�niej przenios�a wzrok na zielon� furtk�. Zrozumia�am. - Tomasz, idziemy! Wi�c jak, Misia? Spotykamy si� na kortach? - Tak! Piotr, p�jdziesz ze mn� na korty po obiedzie? - Oczywi�cie! Je�eli wszyscy id�, to i ja tak�e! - W�a�ciwie nie mog� o tym spokojnie my�le� - powiedzia� Tomek, kiedy szli�my w kierunku mojego domu. - Dlaczego Mi�ka to robi? Mi�ka przywi�zuje go do siebie zupe�nie niepotrzebnie! Jest przecie� dostatecznie nieszcz�liwy. - Nie s�dzisz chyba, �e Mi�ka pog��bia jego nieszcz�cie? Tomasz zatrzyma� si�. - W�a�nie tak s�dz�, je�li chcesz wiedzie�! Piotr jest inteligentny, Piotr �wietnie wie, �e ze strony Mi�ki nie mo�e to by� nic trwa�ego! - Dlaczego nie mo�e? - Chocia�by dlatego, �e w naszym wieku nie ma trwa�ych uczu�! Masz chyba co� na ten temat do powiedzenia? - Nie m�wimy o mnie, m�wimy o Mi�ce! Mi�ka kocha Piotra od dawna! Mia�a trzyna�cie lat, kiedy powiedzia�a mi o tym po raz pierwszy, tu w Osadzie. S� ze sob� przez dwa miesi�ce w roku, pisuj� do siebie i to wszystko jako� si� trzyma. Mi�ka go kocha. - Z lito�ci? Na to pytanie nie odpowiedzia�am. Sama zadawa�am je sobie cz�sto. - Widzisz! Ty te� si� boisz, �e ona go kocha z lito�ci! Piotr na pewno tak�e obawia si� tego. W tej chwili on ma dwadzie�cia lat, ona siedemna�cie, Piotr jest prawie niewidomy, Mi�ka... no, c�! Mi�k� ponosi serce! Za du�o w tym patosu jak na m�j gust! - My�l�, �e oni twojego gustu w og�le nie bior� pod uwag� - obruszy�am si�. Szli�my �cie�k� po zboczu, m�j dom by� ju� niedaleko. Tomasz roze�mia� si�. - A tobie, oczywi�cie, strasznie si� to wszystko podoba, co? I uwa�asz mnie za cynika; tylko dlatego, �e o�mielam si� krytykowa�... hm... bogactwo uczu� tej desperackiej pary! Dalib�g, jak o tym my�l�, �a�uj�, �e nie jestem �lepy! - Jeste� za to idiot�, a to tak�e pewna forma kalectwa. Masz u mnie szans�! - Zmieni�a� si�... - warkn�� Tomasz ze z�o�ci� - zja�nia�y ci w�osy i wyszczupla�y �ydki! Ale j�zyk masz ostry jak dawniej! - Zawsze by� moj� chlub�, nogi natomiast nigdy! W ogrodzie przed domem gospodyni rozwiesza�a na sznurze bielizn�. - No co - zawo�a�a widz�c Tomasza - doczeka� si� pan? - Doczeka�em si�! - przyzna� Tomek. Wypad�o to tak zabawnie, �e zacz�am si� �mia�. Wzruszy� ramionami. - Na razie, Tomek! Id� na g�r�! - Na razie, Mada! Ciao! Po schodach sz�am powoli. Mama na pewno zapyta, jak by�o? By�o zupe�nie inaczej, ni� to sobie wyobra�a�am. Po pierwsze nasza paczka, kt�ra zawsze chodzi�a grup� albo g�siego, ju� dzi� ustawi�a si� parami. Mia�am wi�c do wyboru: albo uzna� Tomka za swojego partnera i przyj�� go takim, jakim by�, albo nie uzna� go wcale. Drzwi do naszego pokoju uchyli�y si�. - Po�piesz si� - fukn�a Alka - gospodyni ju� przynios�a obiad! - Zapisa�am nas do czytelni i wzi�am trzy ksi��ki! - zakomunikowa�a mama, kiedy usiad�am przy stole. - Dla ciebie, Mada, Hemingwaya! Zadowolona jeste�? - Komu bije dzwon? - Tak. - To �wietnie! Mama nie zapyta�a o nic. Umia�a si� znale�� - jak powiada�a zawsze moja babcia Emilia, kiedy kto� umiej�tnie wylawirowa� z niewygodnnej sytuacji. Pierwszy tydzie� wakacji by� nijaki. Wybra�am drug� ewentualno�� i w naszym towarzystwie manifestowa�am swoj� niezale�no��, splendid isolation, �eby znowu powo�a� si� na babcie! By�a to pozycja dumna, ale niewygodna. Oczywi�cie bra�am udzia� we wszystkich wsp�lnie organizowanych wypadach do lasu czy na przysta�. Grywa�am w siatk�wk�, w tenisa, �askawie pozwala�am Tomkowi odprowadza� si� na obiad. Ale kiedy nadchodzi� wiecz�r, zostawa�am w domu. Nie dla mnie by�y te spacery o zmierzchu, w��czenie si� nad brzegiem jeziora - tu dwoje, tam dwoje! Kt�rego� dnia um�wi�y�my si� z Mi�k� i Ew�, �e p�jdziemy sobie na spacer same, bez ch�opc�w. - No, nareszcie nie b�dziemy si� musia�y wysila�!- odetchn�a Ewka, kiedy spotka�y�my si� przy ko�ciele. - Bo�e, ile ja si� musz� nam�czy�, �eby robi� z siebie m�drzejsz� ni� jestem, dowcipniejsz� ni� jestem, �adniejsz� ni� jestem! Maciek ma w stosunku do mnie wyg�rowane ambicje!- narzeka�a, a przecie� cieszy�o j� to. Mi�ka sz�a obok mnie wymachuj�c wielk�, kolorow� torb�. - Komary s� o wiele bardziej drapie�ne ni� w zesz�ym roku! - stwierdzi�a nieoczekiwanie. - To samo mo�na powiedzie� o naszych ch�opcach! Zauwa�y�y�cie, �e na pla�y Julek bez przerwy wmawia w Mariann�, �e powinna mocniej nat�uszcza� plecy? Gdyby to od niego zale�a�o, wsmarowa�by w ni� trzy tubki kremu na godzin�! Biedna Ma�ka wieczorami musi chyba no�em zeskrobywa� te kilogramy t�uszczu, kt�re Julek w ni� wciska! Obraz Marianny skrobi�cej no�em plecy tak silnie podzia�a� na nasze wyobra�nie, �e wszystkie trzy dosta�y�my histerycznego ataku �miechu. Opar�y�my si� o s�up og�oszeniowy i po chwili pia�y�my jak m�ode koguty. I w�a�nie wtedy pierwszy raz zobaczy�am Marcina. Wyszed� z czytelni i stan�� na wprost nas. Ewka uspokoi�a si� b�yskawicznie. - Cicho b�d�cie, wariatki! - sykn�a ostrzegawczo. Na Mi�k� i na mnie podzia�a�o to jak kube� zimnej wody. Z jednej ostateczno�ci przesz�y�my w drug�. Sta�y�my teraz nagle oniemia�e i wpatrywa�y�my si� w Marcina jak w "Bitw� pod Grunwaldem". U�miechn�� si� niepewnie i po sekundzie wahania przeszed� obok nas, kieruj�c si� w stron� kiosku z owocami. - Chryste - j�kn�a Ewa - zupe�nie Parys i trzy boginie! Zachowa�y�my si� jak pomylone! Ale widzia�y�cie, jak on na mnie patrzy�? - Na ciebie? - zdziwi�a si� Mi�ka. - W�a�ciwie by�am pewna, �e mnie si� przygl�da! - Zupe�nie wyra�nie patrzy� na mnie! - stwierdzi�am. I znowu zacz�y�my si� �mia�. Tymczasem nasz Parys, obarczony dwiema torbami pe�nymi bu�garskich pomidor�w, przeszed� znowu obok. Kiedy odszed� ju� do�� daleko, Ewa opar�a si� o s�up i wykrztusi�a: - B�a... b�agam, uspok�jcie si�! Ja ju� nie mog�! Po chwili opanowa�y�my si�. - Pi�kna historia! - zacz�a wydziwia� Mi�ka. - Pomy�la� sobie, �e pierwszy raz w �yciu ogl�da�y�my przystojnego ch�opca! Ale �e by� przystojny, to fakt, nie? Wygl�da� jak taki m�ody Cygan, kt�rego przez pomy�k� ubrali w spodnie z kantami jak ostrze no�a! - Masz racj�, �e pasowa�by do cyga�skiego wozu! - przyzna�am. - Ale on chyba pierwszy raz w Osadzie, nigdy go nie widzia�am! - Pierwszy raz! Mieszkaj� w tym domu pod lasem, on i jego matka. Te� bardzo przystojna babka, widuj� ich cz�sto, bo przechodz� obok naszych okien. Gospodyni z tamtego domu przychodzi czasem do mojej, ot tak, na ploty... - I co? - przynagla�a Ewk� Mi�ka. - Gadaj, nie widzisz, �e konamy z ciekawo�ci! M�wi�a co� o nich? - M�wi�a, �e on si� obci�� przy maturze czy �e go nie dopu�cili, bo narozrabia�... tak dobrze, to ja nie wiem! M�wi�a, wiecie, �e ten Marcin... - Marcin? - przerwa�am - dobre imi�! - ...�e on tu jest tak jakby za kar�. Mia� jecha� z ojcem za granic�, ale po hecy z matur� wyl�dowa� z matk� w Osadzie. Nic wi�cej nie wiem, przysi�gam! - Przypomnij sobie co� jeszcze, skarbnico wiedzy! - prosi�am. - Czuj�, �e Parys b�dzie mi si� �ni� dzi� w nocy, potrzebne mi do tego dalsze realia! - Nic sobie nie przypomn�, s�owiczku, reszt� musisz sobie do�piewa� sama! Tylko nie fantazjuj zbytnio, Parys wygl�da mi na odludka! Jeszcze przed waszym przyjazdem, kiedy byli�my tu tylko we tr�jk�: Tomasz, Julek i ja, ch�opcy proponowali mu korty. Widzieli, �e poprzedniego dnia gra� z matk�. Nie zgodzi� si�. Ch�opcy opowiadali p�niej, �e nawet nie wysila� si� na t�umaczenie. Po prostu podzi�kowa� za propozycj� i szybko sp�yn��. Mi�ka spojrza�a na mnie bystro. - Czuj�, Mada, �e budzi si� w tobie ch�� walki! Cicho b�d�, Ewa, nie przeszkadzaj dziewicy! Ona mobilizuje teraz sw�j or�! Tratatata! Tratatata! Jutro do szturmu uderzy! Kt�r� bro� rzucisz na pierwszy ogie�? Piechot�, konnic� czy artyleri�? Wybra�am Hemingwaya. Postanowi�am wymieni� ksi��k� w dwa dni p�niej, o tej porze, o kt�rej spotka�y�my Marcina wychodz�cego z czytelni. Moje rozumowanie okaza�o si� bezb��dne. Kiedy wesz�am, Marcin ju� tam by�. Zawiod�a natomiast strategia. Stan�am obok niego i d�ugo wybiera�am ksi��ki. Marcin te� przerzuca� je po dziesi�� razy, ale na mnie nawet nie spojrza�. By�am w�ciek�a, bo ju� cieszy�am si� chwil�, kiedy przedefiluj� z nim przed oczyma Mi�ki i Ewy! Tomaszowi te� ch�tnie pokaza�abym si� w towarzystwie Marcina, bo jak na z�o�� tego ranka przyprowadzi� na pla�� czarnow�os� pi�kno�� imieniem Inez! By�a to w�a�nie ta dziewczyna, kt�ra swoimi ciuchami zatrwo�y�a nasz� gosposi�. C� z tego? Kiedy chc�c zrobi� na Marcinie odpowiednie wra�enie poprosi�am bibliotekark� o kt�r�� z ksi��ek Faulknera, on zdecydowa� si� na krymina� Agaty i wyszed�. A ja zosta�am jak idiotka z Absalomie w r�ku! Z Absalomie Faulknera, kt�rego nie znosi�am, nie rozumia�am i nie mia�am ochoty czyta�! Do ko�ca dnia chodzi�am w�ciek�a. Ewie nie powiedzia�am o spotkaniu w czytelni, ale Mi�ce odraportowa�am wszystko. Siedzia�y�my po po�udniu na �awce przed ko�cio�em i opala�y�my nogi. - Co� ty si� tak na niego upar�a? Podoba ci si� rzeczywi�cie czy tylko tak na przek�r wszystkiemu? - Oj, Mi�ka, jak mi si� mo�e podoba� czy nie podoba� ch�opak, kt�rego nie znam? Jasne, �e na przek�r wszystkiemu! - Swoj� drog�, jakie my jeste�my dziwne! - zastanowi�a si� Mi�ka. - Jak nam co� daj�, to nie bierzemy, a jak tylko napotykamy trudno�ci, zaraz ogarniaj� nas mordercze apetyty. Nawet gdyby�my mia�y zwymiotowa� po konsumpcji. - Tobie i daj�,i masz apetyt! - Mnie i daj�, i mam apetyt... tak, ale wy si� bawicie, a ja nie mog�! - Ty ju� musisz by� konsekwentna! Mi�ka roze�mia�a si�. - Och, jak dobrze, �e Piotr nie s�yszy tego, co m�wisz. Mada! Musia�am mu da� s�owo, �e nigdy w �yciu nie b�d� w stosunku do niego konsekwentna. Uwa�a, ze ta chwila, kiedy zaczn� by� konsekwentna, b�dzie ko�cem naszej mi�o�ci. - Mo�e w waszym przypadku... - zastanowi�am si�- bo jest taki szczeg�lny. Ale w moim poj�ciu te dwa uczucia s� nierozerwalne! Wydaje mi si�, �e kiedy pokocham kogo� naprawd�, od razu stan� si� konsekwentna... - Ja te� tak uwa�am - zgodzi�a si� Mi�ka - ale Piotr rozumuje ze swojego punktu widzenia. Bo�e, jak to paradoksalnie brzmi: jego punkt widzenia! A zreszt�... Zastan�wmy si� lepiej, co zrobi� z tym ca�ym Marcinem! Ale po rozmowie z Mi�k� odechcia�o mi si� �ama� naszego Parysa. - Ech, chyba dam temu spok�j! - Co� ty? Co ci szkodzi odrobina sportowej zaprawy! Wyobra� sobie min� Ewki i Tomka! - Wyobra�a�am sobie do�� dok�adnie, kiedy wesz�am do czytelni! Ale wiesz, Mi�ka, wszystko to jest takie ma�e i niewa�ne! Po chwili jednak ogarn�� mnie znowu duch walki. W nasz� stron� szed� Parys. - Na Faulknera nie da� si� z�apa�, wyci�gaj nogi!- sykn�a Mi�ka. - Przezorniej b�dzie, je�eli je schowam! Chocia� Tomulek stwierdzi�, �e mi �ydki wyszczupla�y. Mi�ka, on siada na s�siedniej �awce... - mamrota�am cicho. Marcin spojrza� na nas oboj�tnym wzrokiem, wyj�� z kieszeni "Przegl�d Sportowy". - Kontempluje Walaska... - stwierdzi�am - i Bogu dzi�ki! W gruncie rzeczy, gdyby nas zaczepi�, powiedzia�abym, �e nie uznaj� takich znajomo�ci! - O co ci wi�c chodzi? Chcesz, �eby podszed� do ciebie z bukietem r� i wykrztusi� �ami�cym si� ze wzruszenia g�osem: "O pani! Wybacz mi moj� czelno��..." - Daj spok�j, Mi�ka, bo on got�w us�ysze�. - Nic nie us�yszy, skarbie! Jest tak poch�oni�ty prawym sierpowym Bendiga i bicepsami J�drzejowskiego, �e nie zauwa�y twoich �ydek, nawet gdyby� mu je po�o�y�a na "Przegl�dzie Sportowym"! - S�uchaj, zabieramy si� st�d... - zdecydowa�am. - Ju� ja wymy�l� jaki� spos�b na niego! Ale g�upiej cizi nie b�d� z siebie robi�! Mi�ka wsun�a na nogi klapki. - Masz racj� - zgodzi�a si� - rzecz nie jest twarzowa! Przesz�y�my obok Marcina wpatrzone w wie�� ko�cio�a. Wieczorem mordowa�am Faulknera. Z nud�w. Mama zrobi�a sobie maseczk� ze �wie�ych poziomek i siedzia�a przy stole upstrzona czerwonymi c�tkami. Resztk� waty zmywa�a emali� z paznokci. Przygl�da�am si� jej znad ksi��ki. - Za ma�o masz tej waty, mamo! Mo�e wyskoczy� do kiosku? - Masz ochot� przelecie� si�? - Mam ochot� p�j�� po wat�, je�eli jest ci potrzebna... - sprostowa�am. - Dzi�kuj�, wytarczy mi to, co jest w domu. Mama wsta�a, zmy�a z twarzy poziomki. By�a ju� w pi�amie, zwykle k�ad�a si� wcze�niej, odrabiaj�c ca�oroczne zaleg�o�ci. Alusia gra�a w durnia u s�siad�w z przeciwka. Ha�a�liwy rechot jej paczki dobiega� do nas przez okno. I pomy�le�, �e tak niedawno... - Wiesz co... - powiedzia�a mama wyjmuj�c z szafy sukienk� - p�jdziemy sobie gdzie� na herbat�! We dwie! Co ty na to? Z ulg� zamkn�am Faulknera. - Pomys� jest. - No! To ubieraj si�! Nie up�yn�o dziesi�� minut, jak sz�y�my ju� w stron� centrum Osady. - P�jdziemy pod ,,Parasole"! - zaproponowa�a mama. Nie chcia�am pod "Parasole". Oni wszyscy lubili tam zagl�da� od czasu do czasu, nie mia�am ochoty na �adne spotkania. - A mo�e lepiej do Bistro? - Jak wolisz... Zastanawia�am si� niekiedy, jak u�o�y�oby si� to wszystko, gdyby�my tego wieczora nie posz�y do Bistro. Mo�e tak samo, mo�e zupe�nie inaczej. Ile wielkich spraw w �yciu cz�owieka zale�y od male�kich, niedostrzegalnych nieomal decyzji? Bistro by�o ma�� cukierni� po�o�on� na uboczu Osady. A jednak przej�� obok niego musieli i ci, kt�rzy wracali z kort�w; i ci, kt�rzy wracali znad jeziora. Dlatego pewnie by�o tam zawsze pe�no, chocia� kaw� podawano bardzo pod��. Zam�wi�y�my herbat�. - T�ok tu jak na odpu�cie - powiedzia�a mama wyci�gaj�c papierosy - ale lubi� czasami posiedzie� po�r�d zupe�nie obcych ludzi, poobserwowa�, pos�ucha�... Sp�jrz, jaka wytworna jest ta pani, kt�ra wesz�a w tej chwili! Rzeczywi�cie. W drzwiach sta�a kobieta wyj�tkowo �adna i wyj�tkowo dobrze ubrana. Nie, nic w niej nie by�o udziwnionego, przeciwnie, ka�dy szczeg� jej ubrania uderza� prostot� i to mo�e stanowi�o zasadniczy kontrast z odwa�nymi kolorami i fantazyjnym krojem sukienek, kt�re mia�y tu na sobie inne kobiety. Mama wpatrywa�a si� w ni� jak urzeczona. Mo�e tamta spostrzeg�a to, mo�e znowu zagra� przypadek. Przesun�a si� miedzy stolikami i stan�a przy naszym. U�miechn�a si� do mamy przepraszaj�co. - Czy mog�abym przysi��� si� do pa�? Taki tu t�ok! Um�wi�am si� i musz� chocia� zaczeka�! - Prosz� bardzo - mama zdj�a torb� z wolnego krzes�a - na pewno nie b�dzie nam pani przeszkadza�! - Ja ju� nawet nic nie b�d� zamawia�, �eby nie przed�u�a� sprawy! - zapewni�a. - Ale� niech pani zam�wi! My i tak nied�ugo zwolnimy stolik i b�dzie pani mog�a tu zosta�... - Bardzo pani mi�a... - podzi�kowa�a. Mama wygl�da�a przy niej jak wr�belek. Szary, niepozorny. Wygl�da�a, ale czy czu�a to? Zrobi�o mi si� strasznie przykro, kiedy pomy�la�am, �e mog�a spostrzec to sama! Siedzia�y�my we trzy nie m�wi�c ani s�owa. Mama wida� uzna�a to za kr�puj�ce, bo zapyta�a mnie banalnie: - Nad czym tak rozmy�lasz, Mada? Roze�mia�am si�, na pewno troch� sztucznie. - Prawd� m�wi�c, my�la�am o tobie! - Powinna si� pani cieszy�! - powiedzia�a tamta.- To dobrze, jak c�rka my�li o matce... Wida� by�a rozmowna z natury, bo zwr�ci�a si� do mnie z pytaniem: - Pani ma takie dziwne imi�... a mo�e ja si� przes�ysza�am? - Mada, Magdalena! - Ach, Magdalena! Skr�t oryginalny! Sama go pani wymy�li�a? - Nie. Mama. - Ja poprosz� dwie kawy! - zwr�ci�a si� do kelnerki, a p�niej do mamy: -Korzystam zatem z pani propozycji! Nagle zauwa�y�am, �e kto� staje obok mnie. Podnios�am g�ow� i w pierwszej chwili nie mog�am zrozumie�, co tu si� dzieje... - Panie by�y tak uprzejme i pozwoli�y mi usi���...- powiedzia�a matka Marcina. On sam, wida�, nie m�g� si� zorientowa�, czy jeste�my znajomymi jego matki, czy te� kim� zupe�nie obcym. Zawaha� si� wyra�nie, ale na wszelki wypadek nachyli� si� w kierunku mojej mamy ruchem, na kt�ry automatycznie zareagowa�a wyci�gni�ciem r�ki. Jako� to tak przezabawnie wypad�o! Wymamrota� swoje nazwisko, kt�rego nie dos�ysza�am. P�niej odwr�ci� si� w moj� stron�. - Marcin! - powiedzia� g�o�no. - Magdalena! - odpar�am strzelaj�c okiem w kierunku jego mamy. Spostrzeg�a to. - Pani ma na imi� Mada! Prawda, jak �adnie? Skin�� g�ow� z kamiennym wyrazem twarzy, ale w jego wzroku dostrzeg�am lekkie rozbawienie. "Mo�e przypomina sobie, jak g�upio wygl�da�am wtedy, pod s�upem og�oszeniowym?" - pomy�la�am. Nieoczekiwany wyskok Marcina w jaki� spos�b zobowi�za� nasze mamy do podj�cia tej przypadkowo narzuconej znajomo�ci. Rozmawia�y do�� banalnie i po stwierdzeniu, �e pocz�tek lata by� wyj�tkowo udany, ustali�y prognoz� pogody na nast�pny tydzie�, zgodnie stwierdzaj�c, �e od �wi�tej Anny zaczn� si� z pewno�ci� ch�odniejsze wieczory. Potem utkn�y. - A jak pani tu sp�dza czas? Nie nudno? - zwr�ci�a si� do mnie matka Marcina. Zaprzeczy�am. - Mam tu znajomych. Chodzimy na wycieczki, na przysta�, gramy w tenisa. Nie, ja si� nie nudz�! Dawa�am Marcinowi szans�. M�g� teraz w naturalny spos�b w��czy� si� do naszej paczki. Wystarczy�o ma�e pytanie w rodzaju: "Czy m�g�bym si� wybra� kiedy� z wami?" i to za�atwi�oby spraw�. Ale on nie powiedzia� ani s�owa. Siedzia� bokiem do stolika i przygl�da� si� moim sanda�om. Nie wynika�o to bynajmniej z nie�mia�o�ci. W wyrazie jego twarzy, w postawie by�a zwyczajna oboj�tno��. Zreszt� z jego zachowania, ze swobody, z jak� podawa� ogie� swojej matce, si�ga� po popielniczk�, pi� kaw�, �atwo by�o odczyta� du�e wyrobienie. Najwyra�niej Marcin nic nie chcia�. Przy po�egnaniu - wychodzi�y�my pierwsze - mamy doko�czy�y formalno�ci wymieni�y opr�cz grzeczno�ciowych formu�ek tak�e i swoje nazwiska. - Dziwna jaka� para... - stwierdzi�a mama, kiedy wolno sz�y�my w stron� domu - ona bardzo mi�a, on taki mrukowaty i pos�pny, jak chmura gradowa. W og�le si� nie odzywa�, zauwa�y�a�? - A co mia� m�wi�, mamo? - No... m�g� co� powiedzie� do ciebie czy do mnie, ja wiem... byle co! Nie lubi� takich ludzi, kt�rzy robi� �ask�, �e �yj�! W domu zasta�y�my zabeczan� Alusi�. - Co ci si� sta�o? - przestraszy�a si� mama. - Posz�y�cie sobie, a ja to co? Nie mog�y�cie mnie zawo�a�? - Przecie� gra�a� w durnia! - Przez ca�e �ycie mam gra� w durnia? - obruszy�a si�. - Na pewno przegra�a� i dlatego jeste� z�a! - domy�li�am si�. - Jak nie umiesz przegrywa�, to nie graj! - dorzuci�am sentencjonalnie i �ciel�c ��ko zastanowi�am si�, jaki by z tego sloganu mora� wyci�gn�� dla siebie. Ostateczn� decyzj� pozostawi�am na nast�pny dzie�. Mia�am przecie� w mojej rozgrywce jeszcze jeden atut. Nie wiedzia�am tylko, czy Marcin go dostrzeg�... Obudzi�am si� z uczuciem niepokoju. Mama szykowa�a �niadanie, Alusia spod r�ki wyjada�a jej gotowe kanapki. - Bo ja si� strasznie �piesz�, mamo! Idziemy na jagody! Mog� wzi�� ten garnuszek? A co ty b�dziesz robi�a? - Um�wi�am si� na przystani z mam� Mi�ki. Mada, p�jdziesz ze mn�? Wyskakuj z tych bet�w, na co czekasz? - Najch�tniej zosta�abym dzi� w domu. Jestem troch� zm�czona tym upa�em. Mama spojrza�a na mnie z niedowierzaniem. - Boli mnie g�owa... - doda�am. - Jak chcesz! Je�eli ci przejdzie, to przyjd� do mnie na przysta�! - Dobrze - zapewni�am skwapliwie - na pewno mi przejdzie, jak sobie troch� pole��. Mama przynios�a mi proszek od b�lu g�owy i �niadanie do ��ka. - Chcesz, �eby Mi�ka do ciebie przysz�a? - Oj, nie... Mo�e usn�? - podsun�am jej czo�o do poca�owania. - Gor�czki to ty nie masz... - powiedzia�a mama z ulg�. Ala porwa�a garnuszek i wybieg�a. Zamkn�am oczy. Mama szybko zapakowa�a swoj� torb� pla�ow�. - Wzi�a� olejek? - Wzi�am. - A okulary? - Wzi�am, �pij! Chcia�am, �eby jak najszybciej wysz�a i �eby nie wraca�a. Kiedy zamkn�a za sob� drzwi, odczeka�am chwil� i jak szalona wyskoczy�am z ��ka. Umy�am si�, ubra�am i w b�yskawicznym tempie sprz�tn�am pok�j. By�a dziesi�ta. Dla zabicia czasu zacz�am rozwi�zywa� krzy��wk� w "Przekroju". Upora�am si� z ni� w p� godziny. Zmieni�am uczesanie wracaj�c do nie�miertelnych kitek nad uszami. Napisa�am list do babci Emilii. W chwili kiedy zakleja�am kopert�, kto� zastuka� do drzwi. Czu�am, �e serce podskoczy�o mi do gard�a. - Prosz�! Nie omyli�am si�. Marcin wszed� do pokoju. A wi�c dostrzeg� m�j atut! - Odnosz� zgub� - powiedzia� przesuwaj�c r�k� po w�osach - ma�y drobiazg zostawiony wczoraj na stoliku w Bistro... - patrzy� mi w oczy napastliwie, z u�miechem sowicie okraszonym ironi�. Najwyra�niej domy�li� si�, �e niczego w Bistro nie zgubi�am! M�j pier�cionek, zostawiony tam celowo, srebrzy� si� jadowicie na jego wyci�gni�tej d�oni. - Nasze matki do�� wyra�nie opisa�y sobie domy, w kt�rych mieszkaj�. Dlatego trafi�em! Dlatego i ja na niego czeka�am. W �yciu nie my�la�am tak intensywnie, jak w tej chwili. Pier�cionek wyj�am z torebki. Marcin nie widzia� go na moim palcu nawet przez chwil�. Niezno�ne by�o to jego kpi�ce spojrzenie. - Prosz� bardzo. - Podszed� do mnie, ci�gle trzymaj�c pier�cionek na otwartej d�oni. U�miechn�am si�. - To nie m�j pier�cionek. Bardzo �a�uj�, bo �adny... D�o� zacisn�a si� gwa�townie. Nasze role odwr�ci�y si�. Nikczemna, teraz ja patrzy�am na Marcina szyderczo. Przegra�am pier�cionek, ale wygra�am parti�... Opar�am si� plecami o szaf� i czeka�am. Nast�pna kwestia nale�a�a do Marcina. Nie zazdro�ci�am mu. Suflera nie by�o. - A... gdybym przymierzy�? Tak jak pantofelek Kopciuszka? Wyci�gn�am r�k� w jego stron�. Marcin wsun�� mi pier�cionek na palec. Zatrzyma� si� przy stawie. Marcin nie m�g� wiedzie�, �e nosi�am go zawsze na ma�ym palcu. By� to srebrny pier�cionek z du�ym kwarcytem, kt�ry najlepiej wygl�da� na ma�ym palcu! - Trzeba szuka� dalej! - roze�mia�am si�. - Ja najwyra�niej jestem tylko niedobr� siostr�. Wsun�� pier�cionek do kieszeni. - Mia�em najlepsze intencje! - zapewni�, - Nie w�tpi� i dzi�kuj�! Marcin spojrza� w okno. Jaskrawi�o si� tam niebo pi�knego dnia. - Nie szkoda pogody na siedzenie w domu? - spyta�. - Szkoda - przyzna�am - i w�a�nie id� na przysta�. - Ja tak�e id� na przysta�, mo�e wyjdziemy razem?- zaproponowa� g�adko. - Mo�emy. Zbyt wiele obiecywa�am sobie po tej wsp�lnej drodze. Marcin szed� obok mnie, ma�om�wny, z neurastenicznym spojrzeniem. Po�egnali�my si� przy wej�ciu na przysta�, nikt mnie z nim nie widzia�, ani Ewka, ani Tomasz. I nikomu nie opowiedzia�am o tej historii. Nawet Mi�ce. Nast�pny dzie� nie przyni�s� nic nowego. Dopiero w pi�tek spotka�am Marcina przy kiosku "Ruchu". Sta� w olbrzymim ogonie po czasopisma. Skin�� r�k�, kiedy zauwa�y�, �e mam zamiar praworz�dnie ustawi� si� w kolejce. - Ta pani sta�a za mn�! - obwie�ci� gromko, na pewno nikt nie uwierzy�, ale jako� i nikt nie zaoponowa�. - Tu jest twoje miejsce, Mada! - powiedzia� przesuwaj�c si� troch� do przodu. Po raz pierwszy zwr�ci� si� do mnie po imieniu. Kupi� ostatni numer "Magazynu Polskiego", dla mnie ju� zabrak�o. - We�, jak przeczytasz, to mi oddasz - zaproponowa�. Wzi�am. Wracaj�c usiedli�my na �awce, tej samej, na kt�rej kiedy� siedzia�am z Mi�k�. Automatycznie zacz�am przerzuca� kartki "Magazynu" - i zatrzyma�am si� przy kt�rym� z artyku��w. Marcin zajrza� do "Panoramy". Kiedy sko�czy�am czyta�, ogarn�y mnie refleksje: bo by�o tak zwyczajnie! Po prostu siedz�c na �awce pod ko�cio�em przegl�dali�my pras�, nie sil�c si� na �adne rozmowy. Postawi�am na swoim i teraz spotykaj�c Marcina, b�d� mog�a wo�a� spokojnie: "Cze��, Marcin! Co u ciebie?" A przecie� tylko o to mi chodzi�o, o nic wi�cej! Upar�am si�, �e go poznam i prosz� bardzo - pozna�am! Babcia Emilia powiedzia�aby kategorycznie: "Uwa�am spraw� za za�atwion�, koniec dyskusji!" Ale we mnie by�o ci�gle jakie� napi�cie, coraz mniej satysfakcji, coraz wi�cej �agodnej, spokojnej �yczliwo�ci dla Marcina. Trzepn�� r�k� w p�acht� "Panoramy" i roze�mia� si�. - Sp�jrz! Fenomenalny dowcip! - podsun�� mi do obejrzenia jaki� rysunek. Obejrza�am. Zegar na ko�ciele wydzwoni� czwart�. Z�o�y�am pisma. - Na czwart� um�wi�am si� na kortach. Ty grasz w tenisa, Marcin? - Gram. Ale was jest straszna gromada. Nie lubi� tego. - Pustelnik? - Pustelnik? - roze�mia� si�. - Nie, po prostu nie mam na to ochoty. Mog� ci� odprowadzi�, je�eli chcesz. Wstali�my. Marcin wzi�� moj� rakiet�. - Macie jakie� plany na jutrzejsze przedpo�udnie? - zapyta�. - Kajaki. Czemu? - Jutro przed po�udniem mogliby�my zagra� kilka set�w... ale ty pewnie wolisz kajaki? Zawaha�am si�. - O key - uprzedzi� moj� decyzj� - kajaki to wspania�a rzecz! Rozumiem! Ale ja nie rozumia�am. Na nasz widok Mi�ka wpakowa�a pi�k� w siatk� i stan�a jak wryta. Ewa przygl�da�a si� Marcinowi z og�upia�ym wyrazem twarzy. Marcin swobodnie wymachuj�c rakiet� kroczy� obok mnie z min� doskonale oboj�tn�. Uk�oni� si� Mi�ce, uk�oni� si� Ewie i oddaj�c mi rakiet� powiedzia�: - Do zobaczenia, Mada, dzi�kuj�! Stoj�cy przy siatce Tomasz odwr�ci� si� gwa�townie. No tak! To nasze wej�cie wywar�o odpowiednie wra�enie. Niestety! Prawie zupe�nie przesta�o mi na tym zale�e�, chocia� sk�ama�abym twierdz�c, �e nie sprawi�o mi pewnej przyjemno�ci. - Ho, ho - powiedzia�a Mi�ka schodz�c z kortu - jak l tego dokona�a�? Zbli�y� si� Tomasz. - No i c� ten milcz�cy Romeo? Gardzi naszym towarzystwem? Zrobi�o mi si� troch� g�upio, bo rzeczywi�cie wygl�da�o na to, �e Tomek ma racj�. Trzeba przyzna�: kiedy pozna� czarnow�os� Inez, potrafi� wci�gn�� j� do naszej paczki i wsi�kn�a w ni� bez specjalnych trudno�ci, raczej z wyra�nym zadowoleniem, chocia� by�a ciut inna ni� my wszystkie. - Gardzi? - t�umaczy�am m�tnie - sk�d! Po prostu nie ma ochoty! - nieogl�dnie zacytowa�am Marcina. Tomasz pogardliwie machn�� r�k�. - Bez �aski! - mrukn�� i odszed� w stron� Julka i Ma�ka, kt�rzy grali na s�siednim korcie. - Zwariowa�a�? - rozz�o�ci�a si� Mi�ka. - Dlaczego zra�asz do niego? - Zrazi�am ci�? Ty te� czujesz si� dotkni�ta? Mi�ka wzruszy�a ramionami. Nie zapyta�a o nic wi�cej. - Grasz? - zawo�a�a do niej Ewa. - Gram! - Mi�ka podesz�a do siatki i przez chwil� rozmawia�y stoj�c blisko siebie. Nie s�ysza�am ani s�owa. Potem zacz�y gra�. Czu�am �al do Mi�ki, ale wiedzia�am �wietnie, �e to z mojej winy wszystko tak g�upio wypad�o. Po chwili wr�ci� Tomasz. - Tamta para na chwil� zwalnia trzeci kort - zakomunikowa� mi sucho - ten facet w szortach i ruda cizia, mo�emy gra� po nich. - Nie b�d� gra�a, przepraszani ci�! Na pewno zaraz nadejdzie Inez, zostawi� ci rakiet�. - Inez nie umie gra�. - To j� naucz. M�wi�a mi, �e ch�tnie zacz�aby si� uczy�, tylko nie ma sprz�tu. Tak powiedzia�a: sprz�tu! Zostawi� jej zatem m�j sprz�t i tylko mi go odnie� do chaty dzi� wieczorem, bo chc� go mie� na rano. - Rano idziemy na kajaki, zapomnia�a�? Kajaki! - Nie p�jd�! - powiedzia�am kategorycznie, miotana w�ciek�o�ci�. Tomasz przyjrza� mi si� uwa�nie. - Masz inne propozycje? - Mam. Ciekawsze! - odpar�am zjadliwie. - Hm... - mrukn�� i przez chwil� zastanawia� si� nad czym� - no, tak... no, oczywi�cie! Na si�� nie b�dziemy ci� ci�gn��! Mi�ka przerwa�a gr�. Szybko zbli�y�a si� do nas. - O co znowu chodzi? - Ona nie chce jutro i�� na kajaki - wyja�ni� Tomasz. - M�wi, �e ma inne propozycje. A ja na to, �e nie b�dziemy jej ci�gn�� na si��. Normalna rozmowa, o nic nie chodzi! Mi�ka wzi�a mnie pod r�k�. - Zagraj z Ew�, Tomasz! Mada, chod�, pogadamy! - Dobrze, ale ja id� w tamt� stron� - skierowa�am si� do wyj�cia z kort�w. - Wyg�upiasz si� - powiedzia�a Mi�ka �agodnie. Nie musia�a mi t�umaczy�, sama czu�am, �e si� wyg�upiam. - Co ci si� sta�o, Mada? Czemu jeste� jak osa? Czy to nasza wina, �e ten ca�y Marcin nie chce si� z nami zadawa�? Nie chce, to nie, i sprawa za�atwiona. G�upie pi�� minut i zaraz odwracasz kota ogonem! Wcale nie mia�am ochoty odwraca� kota ogonem. Ja po prostu zupe�nie nie umia�am sobie z tym kotem i poradzi�. By�o mi przykro, �e Marcin tak wyra�nie zdyskwalifikowa� atrakcyjno�� mojej paczki, ale sama nie umia�am zdyskwalifikowa� atrakcyjno�ci Marcina. By�am mi�dzy m�otem i kowad�em i nie potrafi�am m�nie stan�� po�rodku. Mi�ka umia�a odgadywa� moje my�li. - Przecie� nie wymagamy od ciebie �adnej lojalno�ci, to by�oby idiotyczne! Ale po co zaraz jeste� jak kaktus? - Bo Tomasz... - Moja droga - przerwa�a mi Mi�ka - nie widzia�a� swojej miny, nie s�ysza�a� siebie, wi�c nie zwalaj wszystkiego na Tomasza! Stan�y�my przy wyj�ciu. Nie odzywa�am si� i dopiero po chwili Mi�ka zacz�a m�wi� znowu, �agodniej ni� przedtem: - Mada, s�uchaj, ja �wietnie rozumiem, �e ciebie ci�gnie do Marcina! Ludzka rzecz. On si� izoluje, ciebie to z�o�ci i ca�a ta historia na tym polega. Przekora cz�sto bywa pierwsz� liter� mi�o�ci, ze mn� by�o nawet odrobin� tak samo. Nie wiem, czym to si� sko�czy u ciebie. Mi�o�� nie mi�o��, musisz zachowa� swoj� twarz. Nie wolno ci jej odwraca� tylko do jednego cz�owieka! M�wi� nieg�upio, co? - Nieg�upio - przyzna�am bez entuzjazmu. - No! Sama jestem z siebie dumna! Nie upiera�am si� d�u�ej. Mi�ka obj�a mnie i wolno wraca�y�my na korty. Tomasz na nasz widok si�gn�� po moj� rakiet�. - Zagrasz? - zawo�a�, jak gdyby nigdy nic. Kiwn�am g�ow� jak kaczka, bo nagle co� mnie chwyci�o za gard�o. Marcin by� jedn� wielk� niewiadom�. Ale oni, ci wszyscy tu na kortach, to by� pewnik! I pomy�le�, �e chcia�am im si� sprzeniewierzy�, idiotka! Gdyby nie Mi�ka... Stan�am i przytrzyma�am Mi�k� za �okie�. - S�uchaj, Mi�ka... - zacz�am i urwa�am w po�owie zdania. Spojrza�a na mnie z domy�lnym u�miechem. - No, ju�! Nie ma o czym! Ale nast�pnego dnia nie dosz�am na przysta�. Po drodze spotka�am Marcina. Szed� na ryby. Pomacha� w moj� stron� w�dk�. - Cze��, Mada! Radz� ci, wybierz si� ze mn� na ryby! - zawo�a�. - Ale� to musi by� potwornie nudne zaj�cie! Stali�my po przeciwnej stronie szosy i obieca�am sobie solennie, �e pierwsza nie przejd�. - Nudne? Arcyciekawe i emocjonuj�ce! - Ryby? - Nie wykrzywiaj si�! Ryby! - Eeee... - zw�tpi�am. Sercem ca�ym wyrywa�am si� na te ryby z Marcinem, ale ambicja trzyma�a mnie po tej stronie jezdni. Marcin zrobi� dwa kroki naprz�d, potem znowu stan�� przy kraw�niku. - No jak? Lecisz ze mn�? - zapyta�. - W �yciu swoim nie lata�am za ch�opakami! Z g�o�nym jazgotem przejecha� mi�dzy nami traktor przyczep�. - Nie m�wi�: za mn�, tylko: ze mn�! To jest r�nica!- zawo�a� Marcin. Sta�am twardo. Przygl�da� mi si� chwil�. Potem wolno przeszed� przez jezdni�. - A teraz - zapyta� - p�jdziesz ze mn� na ryby? - Teraz p�jd� z tob� na ryby - zgodzi�am si� majestatycznie. Szli�my obok siebie. Marcin pogwizdywa� cichutko. Zachcia�o mi si� spojrze� na jego twarz, wi�c ostro�nie odwr�ci�am g�ow�, nie chcia�am, �eby si� domy�li�, jak bardzo interesuje mnie obiekt obserwacji. Ale natychmiast napotka�am jego spojrzenie, z kt�rym nie zd��y� lub te� nie chcia� uciec, spojrzenie pe�ne u�miechni�tej drwiny. - G�upio robi� id�c z tob�. Boj� si�, �e zmarnuj� ca�e przedpo�udnie - powiedzia�am natychmiast. - Czasami zmarnowane przedpo�udnia d�u�ej zostaj� w pami�ci ni� inne... - odpar� Marcin swobodnie - wszystkie przedpo�udnia tych wakacji zlej� ci si� w jedno mi�e wspomnienie, tylko to przedpo�udnie zachowa swoj� indywidualno��. B�dziesz my�la�a o nim jako o jedynym zmarnowanym. Z g�ry si� ciesz� na to miejsce w twojej pami�ci. -Ty? - Oczywi�cie. B�d� przecie� przyczyn�. - Ty nie. Ryby! Ciebie nie bra�am pod uwag�. - Aaaa - zdziwi� si� - zdawa�o mi si�, �e to mnie kaza�a� przechodzi� przez jezdni�, a nie mojej w�dce... To nie by�o zmarnowane przedpo�udnie. Siedzieli�my nad brzegiem jeziora i nie m�wili�my o niczym wa�nym mo�e nawet milczenia by�o wi�cej ni� s��w. �adne z nas nie by�o sk�onne do zwierze�, w dalszym ci�gu wiedzieli�my o sobie bardzo ma�o. Ale w�a�nie w ci�gu tych kilki godzin, kt�re sp�dzili�my wtedy razem, ustali�y si� na d�ugo pewne cechy naszej znajomo�ci. Przede wszystkim ogromna pow�ci�gliwo��. We wszystkim. W s�owach w gestach, w reakcjach. Utrudnia�o to wszelk� za�y�o�� czy przyja��, pomimo �e od tamtego przedpo�udnia nie min�� ani jeden dzie�, kt�rego cho� w drobnej cz�ci nie sp�dziliby�my wsp�lnie. Nigdy nie umawiali�my si� z Marcinem konkretnie, ot po prostu umieli�my si� znale��. Okaza�o si�, �e jednak potrafi� dzieli� czas mi�dzy swoj� paczk� a Marcina, ale nie by� to oczywi�cie podzia� przypadkowy. Zawsze wola�am towarzystwo Marcina i je�eli rezygnowa�am z niego niekiedy, to dlatego, �eby on sam nie domy�li� si�, jak bardzo zacz�o mi w ko�cu na nim zale�e�. Pami�ta�am r�wnie� s�owa Mi�ki, chcia�am mie� twarz dla wszystkich. Do tej pory dra�ni�y mnie dziewcz�ta, kt�re - zaprz�tni�te nieustannie sprawami swoich serc - rysowa�y ten nieszcz�sny narz�d na marginesach wszystkich ksi��ek i zeszyt�w, zaopatruj�c go przy tym w zmieniaj�ce si� ci�gle inicja�y. Ogarn�o mnie przera�enie, kiedy dostrzeg�am ten objaw u siebie. Pierwsze moje serce zakwit�o w sierpniu, na sto dziesi�tej stronicy Dygata, by�o ko�lawe, zbyt p�kate z jednego boku, niew�tpliwie serce bardzo patologiczne! Ale by� to jedynie ruch r�ki bawi�cej si� o��wkiem. Ol�nienie przysz�o inaczej. Pada� deszcz, popo�udnie mia�am zamiar sp�dzi� w domu. Mama gra�a w canast� u rodzic�w czarnej Inez, Ala i jej paczka okupowa�a werand� w s�siednim domu. Otworzy�am okno, przykry�am si� kocem i u�o�y�am na swoim ��ku z zamiarem przestudiowania zaniedbanej ostatnio prasy. Lubi� deszcz, zw�aszcza je�eli nie musz� na nim mokn��. Czyta�am w�a�nie jakie� opowiadanie w "Ty i ja", kiedy zjawi� si� Marcin. Przygl�da�am mu si� zaskoczona t� wizyt�. Marcin nigdy nie przychodzi� do mnie. - Nie, nie podno� si�, Mada, wpad�em tylko na chwil�... Zdj�� ociekaj�cy deszczem p�aszcz. Odrzuci�am pisma w drugi k�t ��ka, podwin�am nogi i usiad�am wygodnie opieraj�c si� o poduszk�. - Tam jest wolne krzes�o, Marcin... - Dzi�kuj�! - powiedzia� i zupe�nie automatycznym gestem zebra� rozrzucone na kocu pisma. Po�o�y� je na krze�le, kt�re mu zaproponowa�am, a sam usiad� na ��ku na wprost mnie. - Mog� zapali�, Mada? - Jasne. Przez chwil� ogl�dali�my k�ka szarego dymu, potem jego d�ugie smugi. - Czyta�a�, zanim przyszed�em? - zapyta� wreszcie. - Tak. Opowiadanie w "Ty i ja". Nic nadzwyczajnego. - "Ty i ja" - powt�rzy� Marcin i wypu�ci� z ust szereg k�ek drobnych i r�wniutkich, jakby wymierzonych cyrklem. Spojrza� w okno. - Co za cholerna pogoda! - skonstatowa� odkrywczo. - Czy doprawdy dopiero w tej chwili spostrzeg�e�, �e pada deszcz? - Po Ko�cielnej woda p�ynie strumieniami, dos�ownie nie mo�na przej��! Nie... zauwa�y�em to ju� dzi� rano... - Co ty powiesz? - zdziwi�am si� grzecznie. - Tak - roze�mia� si� - ma si� t� �atwo�� prowadzenia konwersacji, prawda? Czekaj, Mada... paj�k chodzi ci po w�osach... Przechyli� si� w moj� stron�, �eby zdj�� paj�ka. Pierwszy raz byli�my tak blisko siebie, z dala od ludzkich spojrze�, zdani tylko na �ask� w�asnych instynkt�w. Pomy�la�am o tym przymykaj�c oczy. Poczu�am ka�dy milimetr kwadratowy swojej sk�ry, ogarniaj�ce ciep�o, oczekiwanie, zatrwa�aj�c� �wiadomo�� obecno�ci Marcina... By�a w tym wszystkim jaka� bezwzgl�dno��, bo nad �adnym z doznawanych wra�e� nie umia�am zapanowa�. Umia�am tylko pyta� sam� siebie bez�adnie i uporczywie: czy to jest mi�o��? Czy to jest w�a�nie mi�o��? - Malutki paj�czek - powiedzia� Marcin wracaj�c na swoje miejsce - sp�jrz! - Wyrzu� go! Nie cierpi� paj�k�w! Wysun�� r�k� za okno i strz�sn�� paj�ka. Potem poprawi� si� w swoim k�cie. Najwyra�niej nie spieszy� si� do domu, ta chwila, na kt�r� wpad�, by�a d�uga. A ja tak chcia�am zosta� sama i pomy�le� spokojnie. Nie mog�am my�le� przy nim. Przymkn�am oczy, �eby chocia� nie patrze� n