1800

Szczegóły
Tytuł 1800
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1800 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1800 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1800 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KAZIMIERZ S�AWI�SKI PRZYGODY KANONIERA DOLASA Przedmowa W roku 1932 uko�czy�em gimnazjum starego typu w Gnie�nie, mie�cie pretenduj�cym do miana pierwszej stolicy Polski. Gimnazjum to nosi�o godne tych aspiracji imi� Boles�awa Chrobrego i dzieli�o si� na klasyczne i matematyczno-przyrodnicze. Poszed�em do wojska, gdy� sko�czy�em 18 lat, i zgodnie z obowi�zuj�cymi w�wczas przepisami mia�em prawo wyboru broni. Wybra�em, jak nakazywa�a tradycja, artyleri�, do kawalerii zg�aszali si� bowiem gimnazjali�ci z kierunku klasycznego. Niebawem otrzyma�em powo�anie do Szko�y Podchor��ych Rezerwy we W�odzimierzu Wo�y�skim. Stawi�em si� tam 15 sierpnia 1932 roku wraz z grup� moich koleg�w szkolnych. Od stacji kolejowej do szko�y prowadzi�a ulica wybrukowana "kocimi �bami", a wzd�u� niej bieg�y drewniane chodniki. By�a to dla nas egzotyka nie ogl�dana w Wielkopolsce. Otrzyma�em przydzia� do 18 baterii. W�r�d starszych rekrut�w znajdowa� si� doktor historii sztuki, wysoki, lekko garbi�cy si�, wiecznie gubi�cy okulary w z�otej oprawce. Zwraca� na siebie uwag� absolutn� oboj�tno�ci� wobec wszystkiego, co go otacza�o. Gdy po wojnie, b�d�c architektem spr�bowa�em pisania, w�a�nie ten rekrut-historyk sztuki sta� si� pierwowzorem Adolfa Dolasa, kt�remu kaza�em prze�ywa� przer�ne perypetie. Nie by�y one ca�kowit� fikcj� literack�, ale prawdziwymi przygodami kilku innych os�b, "zapo�yczonymi" dla mego bohatera. W sumie Dolas istnia� w mojej fantazji, lecz przygody jego by�y autentyczne. Niech mi czytelnicy daruj� t� nie�cis�o��. Autor Rozdzia� I w kt�rym poznaj� dra Adolfa Dolasa Jesieni� 1947 roku pracowa�em w Ministerstwie Kultury i Sztuki. Pewnego dnia wezwa� mnie szef. - Kolego - o�wiadczy� z miejsca - musicie koniecznie pojecha� do �yczkowic �l�skich i osobi�cie zapozna� si� ze spraw� Dolasa. Oto akta tej sprawy. Przejrzyjcie i powiedzcie, co o 'tym s�dzicie. "Sprawa Dolasa" by�a znana w ca�ym resorcie. W ma�ej dolno�l�skiej mie�cinie dzia�a� niejaki Adolf Dolas, doktor historii sztuki. Z raport�w i doniesie� w�adz terenowych oraz r�nych organizacji wynika�o, �e Dolas nigdzie nie pracuje i zaj�wszy will� po autochtonie �l�skim trudni si� szabrem i nielegalnym handlem. Co innego m�wi�o pismo prokuratora powiatowego, kt�ry umorzy� �ledztwo przeciwko Dolasowi z braku dowod�w winy, za�wiadczenie o moralno�ci wydane przez MO i wreszcie za�wiadczenie w�adz wojskowych, stwierdzaj�ce, �e ob. Dolas jest zdemobilizowanym oficerem II Armii Wojska Polskiego. Sam natomiast Dolas, za��czaj�c odpisy dyplom�w, zwraca� si� do r�nych w�adz terenowych z pro�b� o zorganizowanie w �yczkowicach �l�skich muzeum. Pro�b� sw� Dolas motywowa� du�� ilo�ci� odnalezionych w �yczkowicach i okolicy niezwykle warto�ciowych dzie� sztuki. Istotnie, za��czony sp. przedstawia� si� imponuj�co. W�adze terenowe, zaj�te w tym czasie dziesi�tkami innych wa�nych spraw, albo nie odpowiada�y na petycje Dolasa, albo zbywa�y je stwierdzeniem "na razie nie czas na zabezpieczanie staro�ytno�ci". Wreszcie sprawa trafi�a do ministerstwa. Akta sprawy Dolasa opu�ci�y wytworny i elegancki gabinet ministra z adnotacj�: "Dyr. B. - zapozna� si� i zreferowa�". Z mniej eleganckiego gabinetu dyrektora B. pow�drowa�y z kolei do naczelnika Z., z uwag�: "Naczelnik Z. - zreferowa�". A naczelnik Z. przekaza� je mnie. Siedzia�em w du�ym pokoju pod oknem. Nikt mi nie podlega�, nie pozostawa�o wi�c nic innego, jak zapozna� si� z aktami sprawy Dolasa i pojecha� do �yczkowic. Z trudem odnalaz�em na mapie �yczkowice �l�skie i przy pomocy sporego sztabu pracownik�w "Orbisu" ustali�em tras�. Nie by�o to takie proste. Po drodze mia�em sze�� przesiadek, a rozk�ad by� tak u�o�ony, �e gdy przyjecha�em do stacji A, aby tam si� przesi��� na poci�g do stacji B, to poci�g ten odchodzi� pi�tna�cie minut wcze�niej, a na nast�pny trzeba by�o czeka� dwie lub trzy godziny. Na szcz�cie poci�gi si� sp�nia�y, tak �e praktycznie czeka�em przewa�nie nie d�u�ej ni� p�torej godziny. Warunki podr�y nie by�y wygodne. Poci�gi sk�ada�y si� z wagon�w towarowych i osobowych trzeciej klasy. Wagony towarowe "honorowano" (tak si� wyra�ali kolejarze) jako trzeci� klas�, a trzeci� jako drug�. Poniewa� mego biletu trzeciej klasy nie chciano "honorowa�" jako biletu klasy drugiej, jecha�em przewa�nie wagonami towarowymi. Drugiego dnia podr�y dobrn��em, do �yczkowic �l�skich. By�a to niedu�a mie�cina po�o�ona w pag�rkowatej okolicy. Nie stanowi�a wa�nego obiektu strategicznego, nie zosta�a wi�c zniszczona w czasie dzia�a� wojennych. Po wyj�ciu z dworca zapyta�em o ulic� Le Ronda, przy kt�rej mieszka� dr Dolas. Nikt jednak�e nie wiedzia�, gdzie jest taka ulica. Zebra�a si� spora grupka miejscowych obywateli, zastanawiaj�c si�, gdzie mo�e by� ulica Le Ronda. - Przyjecha�em z Warszawy, nie znam �yczkowic - wyja�ni�em. - A mo�e przyjecha� pan do Dolasa, co handluje garnkami? - zapyta� jaki� wyrostek. - Tak - odpowiedzia�em. - To m�w pan od razu. Dolasa wszyscy znaj�. Na przewodnika zg�osi� si� starszy pan, jak si� p�niej okaza�o - emerytowany kolejarz. - Zaraz po wyzwoleniu jedn� z ulic nazwano imieniem Le Ronda. Pan wie, to by� francuski genera�, przewodnicz�cy komisji nadzoruj�cej plebiscyt na �l�sku, wielki przyjaciel Polak�w. Po roku kto� w Radzie Miejskiej zacz�� si� zastanawia�, co robi� genera� Le Ronde w czasie okupacji. A mo�e s�u�y� P�tainowi? Przemianowano wi�c ulic� Le Ronda na Bulwar Os�bki-Morawskiego. Gdy Os�bka-Morawski przesta� pe�ni� godno�� premiera, ulic� przemianowano na Alej� Socjalistycznej Brygady Pracy imienia Zofii Kurek-Kociokiewicz. Kim by�a Zofia Kurek-Kociokiewicz, nie dowiedzia�em si�. Zatrzymali�my si� bowiem przed spor� will� stoj�c� w ogrodzie, a m�j przewodnik oznajmi�: - Jeste�my na miejscu. Tu mieszka pan Dolas. Gospodarza spotka�em w hallu zastawionym antycznymi meblami, porcelanowymi wazami, rze�bami z drzewa i marmuru, prostymi ludowymi �awami, skrzyniami i zydlami. Jednym s�owem - muzeum. Podobnie wygl�da� s�siedni pok�j. W trzecim natomiast sta�y ordynarne gipsowe figurki, zwyk�e fajansowe miski, p�miski, talerze, a pod �cianami typowe niemieckie, ohydne oleodruki. Troch� mnie to zaszokowa�o. Gospodarz zaprowadzi� mnie do gustownie i ze smakiem urz�dzonego gabinetu, kontrastuj�cego wyra�nie z poprzednim pomieszczeniem. Przygl�da�em si� uwa�nie obrazom o niew�tpliwej warto�ci artystycznej, pi�knym stylowym meblom, kilku drewnianym rze�bom, pami�taj�cym chyba epok� gotyku. Tymczasem m�j gospodarz m�wi�. M�wi� mi�ym, nieco matowym g�osem, poprawiaj�c co chwila charakterystycznymi ruchem okulary w z�otej oprawie. - Jak�e si� ciesz�, �e przyjecha� nareszcie inspektor z Ministerstwa Kultury. Nareszcie kto� zainteresuje si� moj� spraw�. Naturalnie w spos�b obiektywny. Opowiedzia� mi, jak po zako�czeniu wojny znalaz� si� tu, na �l�sku. - Nie by�o to przypadkowe - m�wi�. - W czasie wojny pe�ni�em funkcj� t�umacza w jednej z naszych dywizji zdobywaj�cych Berlin. Kiedy� przes�uchiwa�em jednego z je�c�w. Nazywa� si� Bomba, by� �l�zakiem, zmobilizowanym w ostatniej fazie wojny. Za niemieckich czas�w pracowa� w �yczkowicach u w�a�ciciela miejscowego browaru, jako kustosz prywatnego muzeum. Hitlerowiec by� bowiem estet� i zbieraczem dzie� sztuki. W czasie wojny przes�ano mu na przechowanie cz�� dzie� sztuki zrabowanych w Polsce. Gdy zjawi�em si� tu zaraz po demobilizacji, zaj��em t� will� stanowi�c� w�asno�� Bomby. Cz�� cennych zbior�w zosta�a w bezmy�lny spos�b zniszczona, cz�� po prostu rozszabrowana. Pan wie, jak to by�o po zako�czeniu wojny. Na Ziemie Odzyskane ci�gn�o mn�stwo r�nych niebieskich ptak�w. Polskie w�adze by�y dopiero w stadium organizacji. Na g�owie mia�y tysi�ce przer�nych spraw i problem�w. Zacz��em w terenie szuka� zaginionych dzie� sztuki. Czyni�em to przewa�nie na w�asn� r�k�. Po pewnym czasie zjawi� si� tu wypuszczony z niewoli Bomba. Bez wahania zrzek� si� swej willi i wsp�lnie zabrali�my si� do pracy nad zabezpieczeniem tego, co zosta�o. W terenie wynajdywali�my bezcenne przedmioty, stanowi�ce ongi� nie tylko w�asno�� hitlerowskiego piwowara, ale i by�ych w�a�cicieli okolicznych maj�tk�w. Znajdowali�my zabytki sztuki ludowej. Zacz�y si� przer�ne pierepa�ki. Miejscowi osadnicy nie znaj�c si� na warto�ci tych przedmiot�w, nie chcieli ich oddawa�. Nale�a�o z nimi prowadzi� handel wymienny. Na przyk�ad portret tego rycerza z osiemnastego wieku kupi�em za dwa obrazy jeleni na rykowisku, t� oto wspania�� sewrsk� waz�, kt�ra uroczemu sk�din�d wilniakowi s�u�y�a do karmienia g�si, zdoby�em za trzy fajansowe p�miski. Moja dzia�alno�� sta�a si� dla wielu ludzi sol� w oku. Zacz�to pisa� na prawo i lewo donosy, �e zaj��em bezprawnie poniemieck� will�, �e wyrzuci�em st�d pana Bomb�, �e szabruj� i handluj�. Z kolei ja pisa�em petycje do w�adz. Wyniki tej korespondencji zapewne pan zna. Zwraca�em si� do konserwatora zabytk�w we Wroc�awiu. Ucieszy� si�, �e historyk sztuki opiekuje si� dzie�ami sztuki w �yczkowicach. Na razie nie mog� pom�c - m�wi� - mam tysi�ce, dos�ownie tysi�ce obiekt�w, kt�rymi musz� zaj�� si� osobi�cie. A brak mi ludzi, �rodk�w transportowych, pieni�dzy, jednym s�owem wszystkiego. Niech si� pan opiekuje i ratuje, co si� da. Zwr�ci�em si� wi�c do ministra Kultury i Sztuki. Dalsze losy petycji dr� Dolasa by�y mi znane. Zacz�� mnie oprowadza� po willi. Dos�ownie od piwnic po strych by�a zawalona muzealnymi zabytkami. Wspania�y zbi�r, naprawd� godny Muzeum Ziemi �yczkowicklej. Gospodarz spojrza� na zegarek. Dochodzi�a godzina trzecia po po�udniu. - Zaparz� kaw�. Za dwie godziny wr�ci z pracy �ona i przygotuje nam kolacj�. Ma pan czas. Przed p�noc� i tak pan st�d nie wyjedzie. Zostawi� mnie w gabinecie samego. Przygl�da�em si� uwa�nie postaci wychodz�cego gospodarza. By� to m�czyzna na oko lat oko�o trzydziestu. Dobrze i silnie zbudowany, lecz lekko przygarbiony, o sylwetce i sposobie bycia raczej intelektualisty ni� wojskowego. Nosi� jednak stary wojskowy mundur bez dystynkcji, lew� pier� ozdabia� Krzy� Walecznych. "Za co on otrzyma� ten krzy�? - rozmy�la�em. - By� t�umaczem w sztabie. Pewnie tam si� wystara� o odznaczenie. W sztabach bywa r�nie". Gdy wr�ci� i postawi� na stoliku dwie fili�anki mocnej kawy, wyczu� na sobie m�j pytaj�cy wzrok. - Interesuje pana m�j Krzy�. Niezbyt do mnie pasuje. To bardzo d�uga i pouczaj�ca historia. Je�li pan chce, mog� j� opowiedzie�. - Bardzo prosz�, mam przecie� czas. - Dobrze. Musz� zacz�� od pocz�tku. Urodzi�em si� w Katowicach. M�j ojciec by� adwokatem... ROZDZIA� II w kt�rym Adolf Dolas zostaje powo�any do wojska Ka�dy bohater musi si� urodzi�. Urodzi� si� wi�c i nasz. Po urodzeniu nast�puje okres dzieci�stwa, w czasie kt�rego dziecko w oczach matki jest cudowne. Potem idzie do szko�y i naturalnie �le si� uczy. Przynajmniej gorzej od swego ojca. W okresie wczesnej m�odo�ci wyst�puj� pierwsze zawodowe zainteresowania. Jeden ch�opiec chce zosta� maszynist� w�skotorowego parowozu, inny g�ralem lub profesorem. Tym ostatnim chcia� w�a�nie koniecznie zosta� Dolas. W tym czasie zaczynaj� si� te� pojawia� pierwsze tzw. hobby. Jeden kopie z pasj� pi�k�, inny ugania si� po �wiecie rowerem. Nasz bohater w tym czasie zacz�� marzy� o podr�ach. Jednak�e aby podr�owa�, nale�y zna� j�zyki. Gdy zda� matur�, z miejsca wst�pi� na Wydzia� Historii Sztuki Uniwersytetu Jagiello�skiego, ucz�c si� jednocze�nie j�zyk�w obcych. Gdy jego r�wie�nicy zastanawiali si� nad tematem pracy magisterskiej, Dolas ko�czy� prac� doktorsk�. Mia� ju� za sob� kilka zagranicznych podr�y. Zna� �wietnie niemiecki, angielski i francuski, uczy� si� w�oskiego i hiszpa�skiego. Marzy� o podr�y do W�och i Hiszpanii. Nade wszystko n�ci� go jednak Daleki Wsch�d. Plany te musia� jednak od�o�y� ad acta. Komisja lekarska uzna�a go za zdolnego do s�u�by wojskowej. Nic zreszt� dziwnego, ch�op, by� zdr�w, ros�y, wprawdzie mia� s�aby wzrok, ale to nikomu nie przeszkadza polec w obronie Ojczyzny. Ojczyzna wi�c upomnia�a si� pewnego sierpniowego s�onecznego popo�udnia 1938 roku o swego wiernego syna. Doktor Dolas otrzyma� wezwanie do odbycia s�u�by wojskowej, kt�r� mu parokrotnie odraczano. Dolasowi-intelektuali�cie by�o zupe�nie oboj�tne, czy zostanie u�anem, huzarem czy te� marynarzem �odzi podwodnej. Z wezwania wynika�o, �e zostanie artylerzyst�, mia� si� bowiem zameldowa� w Szkole Podchor��ych Rezerwy Artylerii. Gdy m�ody doktor podzieli� si� t� nowin� ze swoim rodzicielem, ten pokiwa� g�ow�, popatrzy� w niebieskie wiecznie zamy�lone oczy syna i stwierdzi�: - Wiem, synu, �e wojsko jest nie dla ciebie. Ale c� robi�? Odb�dziesz s�u�b� wojskow� i wr�cisz do pracy naukowej. Staraj si� uczciwie wykonywa� swe obowi�zki i by� dobrym �o�nierzem. Czasy s� niepewne - doda� po chwili, maj�c na my�li s�siad�w spoza bliskiej granicy. Tu Dolas-senior powinien nieznacznie otrze� �z� z oka, podej�� do mahoniowego biurka, wyj�� z szuflady pami�tk� po dziadku, co to bra� udzia� w powstaniu i wr�czy� j� synowi. Nast�pnie wyj�� na ganek modrzewiowego dworku, uca�owa� syna, prze�egna� znakiem krzy�a i sta�, a� pierworodny zniknie na zakr�cie drogi wysadzanej lipami. By�o to jednak niemo�liwe. Papa Dolas nie bra� udzia�u w �adnym powstaniu, a dzia�alno�� bojowa Dolasa-ojca ogranicza�a si� do dyskretnego opuszczenia w roku 1915 szereg�w armii Wilhelma i sp�dzenia resztek dni wojennej zawieruchy na prowansalskiej farmie. Gdy nadszed� wi�c dzie� zameldowania si� w szkole, Dolas po�egna� si� z rodzicielem, uj�� w r�k� walizeczk� i pojecha� tramwajem na stacj� kolejow�. Po d�ugiej i m�cz�cej podr�y kandydat na artylerzyst� stan�� przed bram� pomalowan� w bia�o-czerwone pasy i ozdobion� napisem: Szko�a Podchor��ych Rezerwy Artylerii. Wartownik z karabinem sprawdza� karty powo�ania, kieruj�c przyby�ych do oficera s�u�bowego. Szko�a mia�a opini� twardej, takiej, gdzie to zdrowo daj� w kuper, ale za to z najgorszej ofermy potrafi� zrobi� gwardzist�. O tym wszystkim Dolas wiedzia� od koleg�w maj�cych za sob� odbyt� s�u�b� wojskow� oraz od doro�karza wioz�cego go rozklekotanym wehiku�em z dworca kolejowego. - A najgorsza to jest bateria kapitana Lasockiego. �eby si� tam tylko pan podchor��y nie dosta� - ostrzega� dryndziarz. Dolas otrzyma� naturalnie przydzia� do baterii kapitana Lasockiego. Specjalnie si� tym nie przej��. "Dziewi�� miesi�cy jako� tu wytrzymam - rozmy�la�. - Potem dwa miesi�ce w pu�ku i jesieni� 1939 roku wr�c� do cywila. B�d� musia� pomy�le� o wyje�dzie do W�och". Tak to sobie rozmy�laj�c nasz wojak znalaz� si� w rejonie baterii kapitana Lasockiego. Podoficer gospodarczy, plutonowy Gorzko, obdarowa� go stosem niezb�dnych sort mundurowych i przydzieli� ��ko, na kt�rym mia� od tego dnia sypia�. Dolas przedstawi� si� s�siadowi z lewej strony, m�odemu, uroczemu blondynkowi, a potem s�siadowi z prawej, pot�nemu, �wietnie zbudowanemu, czarnemu dryblasowi. - Lanckoro�ski jestem - us�ysza�. Dolas patrzy� z zazdro�ci� na osobnika nosz�cego historyczne nazwisko. "Ten b�dzie si� czu� w mundurze jak ryba w wodzie". - Tu panuje zwyczaj m�wienia sobie per ty - wywodzi� Lanckoro�ski, wk�adaj�c drelichow� bluz� mundurow� - szanujmy wi�c tradycj�. Jak tobie na imi�? - Adolf. - Do�� dziwne imi�. Ale ja mam jeszcze dziwniejsze: Izaak. Pewnie s�dzisz, �e jestem potomkiem wielkich Lanckoro�skich? Nieprawda. M�j pradziadek by� pachciarzem u Sanguszk�w. Kt�ry� z Sanguszk�w, pok��ciwszy sic z Lanckoro�skim, zrobi� mu na z�o��, nazywaj�c starego �yda Lanckoro�skim. W moich papierach figuruje wi�c wyznanie moj�eszowe. Nie wr�y mi to tutaj nic dobrego. Na pewno nasi dow�dcy nie potrafi� sobie wyobrazi� hetmana Lanckoro�skiego wyznania moj�eszowego. Dolasa nie interesowa�o, czy Izaak Lanckoro�ski jest czy nie jest skoligacony z wielkimi Lanckoro�skimi, jak r�wnie�, czy jest on wyznania moj�eszowego, czy te� mahometa�skiego. Zaprzyja�ni� si� z nim, przekonawszy si�, �e jest to inteligentny cz�owiek. Obaj mieli jednakowy pogl�d na s�u�b� wojskow�. Uwa�ali, �e jest ona obowi�zkiem ka�dego m�czyzny, �e przybywszy tu musz� posi��� pewien niezb�dny zapas wiedzy wojskowej. Dlaczego jednak pobieranie tej wiedzy ma si� odbywa� w�r�d wrzask�w, wymy�la� i tak zwanego "cukania"? Dlaczego pojedyncza s�omka, kt�ra wypad�a z siennika, musi by� koniecznie fur� gnoju, wynoszon� uroczy�cie w nocy na kocu przez ca�y dzia�on? Tymczasem szef baterii, starszy ogniomistrz Kaczmarczyk, chodz�c pomi�dzy dzia�onami, wypowiada� par� razy dziennie swoje credo: - U mnie w baterii to grunt porz�dek i dyscyplina. Wy jeste�ta zamazane rekruty, ale ja z was zrobi� �o�nierzy, jakem podoficer spod Werduna. I nie pr�bujta mi si� tu stawia�, bo takiemu nogi wrosn� w ty�ek. "Wodza" baterii., mocno ju� podtatusia�ego kapitana Lasockiego, zobaczyli dopiero po paru dniach, gdy ju� jako tako potrafili sta� w dwuszeregu. Kapitan, odebrawszy raport, przeszed� przed frontem baterii i zatrzymawszy si� przemawia� ze �piewnym, wschodnim akcentem: - Tak wy tu przyszli, aby zosta� �o�nierzami. I znaczy si�, kto mi b�dzie bryka� i nie b�dzie si� uczy� - to ja tego strzel� w kuper i won ze szko�y. Po tych przem�wieniach oficerowie i podoficerowie zabrali si� do robienia v z kupy niesfornych cywili - wojska, ba! mo�na powiedzie� gwardii. I to od wczesnego �witu. Natychmiast po pobudce p�dzili do umywalni, a potem na gimnastyk�. Zaczyna�o si� od marszu ze �piewem: Marsza�ek Smig�y-Rydz, Nasz drogi, dzielny W�dz, Gdy ka�e, p�jdziem z nim Naje�d�c�w t�uc! Nikt nam nie zrobi nic, Nikt nam nie we�mie nic, Bo z nami �mig�y, �mig�y, �mig�y-Rydz! Po �niadaniu gnali na wyk�ady lub �wiczenia. Tu w ca�ej rozci�g�o�ci i krasie wychodzi�y na �wiat�o dzienne antywojskowe talenty rekruta Dolasa. Podczas jazdy konnej spada� na ziemi�, gubi� okulary, garbi� si� w siodle, zyskuj�c w�r�d instruktor�w miano "biskupa na nocniku". Na dzia�oczynach zapomina� o kolejnych czynno�ciach, przewraca� si� o �o�e, no i naturalnie zawsze mia� najgorzej zas�ane ��ko. Zacina� jednak z pasj� z�by, powtarzaj�c par� razy dziennie: - Musz� si� stara�. Musz� by� dobrym �o�nierzem. Musz�. Dotrwa� do przysi�gi. Zosta� kanonierem z cenzusem i doczeka� si� wielkiego dnia. Na wieczornym apelu ukaza� si� dow�dca baterii. - Tak znaczy si� - zacz�� - pierwszy okres szkolenia mamy za sob�. Tak ja was wszystkich poda� do awansu na bombardier�w. Tak ja wiem, �e nie wszystkim si� on nale�a�. No, tak ja my�l�, �e ten awans b�dzie podniet� do dalszej pracy dla tych, kt�rym si� nie nale�a�. Tu spojrza� wymownie w stron� prawego skrzyd�a, gdzie sta�a "bateryjna oferma", kanonier Dolas, i ten "parszywy �ydek" - kanonier Lanckoro�ski. Potem w�dz przeszed� przed szeregami spr�onymi na baczno�� i niedbale zasalutowawszy znikn�� w korytarzu. Szef poda� komend�: - Rozej�� si�! Do godziny dziewi�tej mieli wolny czas. Mo�na si� by�o uczy�, p�j�� na piwo do kantyny lub oddawa� si� uciechom �ycia towarzyskiego. To ostatnie koncentrowa�o si� w trzech miejscach: w �wietlicy, w tak zwanym k�ciku za szafami i w latrynie. W �wietlicy - ma�ym, ciasnym pokoiku, by�o zawsze ciemno i duszno od dymu papierosowego. W k�ciku za szafami urz�dowali zazwyczaj amatorzy ruletki, wykorzystuj�c do tego celu karabin maszynowy Hotchkiss, posiadaj�cy t� w�a�ciwo��, �e obraca� si� woko�o swojej osi pionowej. Gracze wp�acali krupierowi stawk�, ten obraca� karabinem i na kogo wskaza� wylot lufy, ten inkasowa� bank. By�o to naturalnie zabronione i t�pione przez podoficer�w. Ani Lanckoro�ski ani Dolas nie interesowali si� k�cikiem, hazard nie le�a� bowiem w ich naturze. - Je�eli nie mo�na gra�, to nie ruszajmy karabinu - t�umaczy� Lanckoro�ski. - Jeszcze si� strefni i nie b�dzie strzela� na wojnie. Pomimo wi�c nawo�ywa� krupiera, �e dzi�" wielka gra po pi��dziesi�t groszy, udali si� do latryny. Pod �cian� znajdowa�o si� co� w rodzaju d�ugiej �awy z licznymi otworami, po�rodku sta� piecyk. By�o tu zawsze ciep�o, przytulnie i mo�na by�o uci�� pogaw�dk�. Obok, przegrodzona przepierzeniem, znajdowa�a si� ubikacja dla podoficer�w i oficer�w. Na �cianie wisia�a pot�na rolka papieru toaletowego. Ta pi�kna ozdoba latryny stanowi�a dum� lekarza, kapitana, z pochodzenia Niemca, uwa�aj�cego, i� najlepszym sposobem utrzymania w�a�ciwego stanu sanitarnego szko�y jest u�ywanie papieru toaletowego. Wyda� wi�c zarz�dzenie, �e w ka�dej latrynie ma by� papier toaletowy i skrupulatnie tego przestrzega�. Poniewa� z drugiej strony bateria nie posiada�a kredyt�w na zakup papieru, szef naby� za w�asne pieni�dze jedn� rolk�, zapowiadaj�c przy wieczornym apelu: - �eby tylko nikt nie �mia� u�ywa� tego papieru. Macie po to gazety. Odpowiedzialnym za przestrzeganie zarz�dzenia zosta� plutonowy Gorzko. Niestety, dorywcze wizytacje latryny nie dawa�y rezultatu i papier z rolki gin�� w tajemniczy spos�b. Plutonowy wywierci� w przepierzeniu otw�r i siedz�c w ubikacji dla podoficer�w prowadzi� obserwacje. Z tej kombinacji obie strony mia�y wyra�ne korzy�ci. Plutonowemu nie gin�� papier, a hazardzi�ci spokojnie grywali za szafami. Gdy Dolas z Lanckoro�skim przybyli do latryny - plutonowy tkwi� ju� na posterunku. Lanckoro�skiemu przypomnia�a si� dyskusja na temat teorii ewolucji, toczona w swoim czasie na �amach jakiego� pisma katolickiego we W�oszech. Powt�rzy� j� Dolasowi, ten co� doda� od siebie i nagle us�yszeli trzask zamykanych drzwi w podoficerskiej ubikacji. Jako kanonierzy po przysi�dze wiedzieli, �e na tematy wojskowe nie wolno rozmawia� w miejscach publicznych, tu jednak nie by�o miejsce publiczne, a poza tym teoria ewolucji nie jest tematem wojskowym. Rozmawiali wi�c dalej. Tymczasem plutonowy wpad�szy do kancelarii, zameldowa�: - Panie starszy ogniomistrzu, melduj� pos�usznie, �e Dolas i Lackoro�ski to komuni�ci. - Sk�d o tym wiecie, plutonowy? - Pods�ucha�em rozmow� w latrynie. M�wili, �e nie ma Boga, a cz�owiek pochodzi od ma�py. - Jak to mam rozumie�? To ja te� pochodz� od ma�py? - Tak jest, panie starszy ogniomistrzu. - Plutonowy, wypraszam sobie. Zawo�a� tych dw�ch. Gorzko k�usem pobieg� do latryny i przerwawszy posiedzenie Dolasowi i Lanckoro�skiemu, zabra� ich do kancelarii. Wy podobno twierdzicie, �e cz�owiek pochodzi od ma�py? - zapyta� szef. - Niezupe�nie, panie szefie. A poza tym to nie my twierdzimy. - A kto? - Darwin. - Darwin? Ach tak, pami�tam takiego. By� w naszym dywizjonie. Abram Darwin ze Z�oczowa. Ale poszed� tam, gdzie id� wszyscy �ydzi i komuni�ci - do pu�ku. No, ale jak wy znacie Darwina, to ja wam dam tak� szko��, �e wam si� �y� odechce, b�dziecie jeszcze �a�owa�, �e was tato sp�odzi�. Tak to Dolas z Lackoro�skim zacz�li cierpie� za pope�nione czy te� nie pope�nionie winy Abrama Darwina ze Z�oczowa. Nazajutrz rano ogniomistrz Kaczmarczyk zameldowa� o incydencie dow�dcy baterii. Kapitan Lasocki nie darzy� sympati� legionist�w rz�dz�cych w wojsku, bardziej jednak�e nie cierpia� wszelkiego rodzaju "wywrotowc�w". Kapitan pochodzi� z by�ej armii carskiej, jeszcze za �ycia ostatniego z Romanowych uko�czy� Wojennoje Artilerijskoje Ucziliszcze i sp�dzi� dwa lata na froncie. To, �e dzi� jest zaledwie kapitanem od dawna oczekuj�cym awansu na majora, to wina legionist�w i bolszewik�w. Tych pierwszych, bo obj�li w�adz� w Polsce i gn�bi� wszystkich oficer�w z armii zaborczych, a tych drugich, bo uniemo�liwili mu karier� w artylerii Jego Imperatorskogo Wieliczestwa Miko�aja II. Lasocki, dowiedziawszy si� od Kaczmarczyka, typowego pruskiego zupaka, o wyczynach Lanckoro�skiego i Dolasa, nie wchodz�c w meritum sprawy, stwierdzi� kr�tko i w�z�owato: Tak my ich wyko�czymy. Ja �ydokomuny w baterii znaczy si� tolerowa� nie b�d�. A teraz zawo�ajcie ich tu! Po chwili obaj wywrotowcy stan�li przed obliczem dow�dcy baterii: - No, tak ja s�ysza�, �e wy uprawiacie wywrotow� robot� w baterii. Tak i wy bombardier�w nie dostaniecie. A jeszcze jedno wyst�pienie - to znaczy si� w kuper i won ze szko�y. Dla obu "wywrotowc�w" zacz�y si� czarne dni. Nie mieli chwili spokoju od rana do wieczora. Zima tego roku by�a ostra i �nie�na. Rozrywki w zapad�ym wschodnim garnizonie, poza dwiema knajpami i ulic� "rozkoszy", zabudowan� n�dznymi, drewnianymi domkami, prawie nie istnia�y. Szczytem marze� ka�dego podchor��aka w tym czasie by�o dostanie si� do izby chorych. Nie przedstawia�o si� to prosto. Izb� chorych rz�dzi� niepodzielnie kapitan o nazwisku Niemiec, zreszt� Czech z pochodzenia. Lekarz ten traktowa� ka�dego chorego jako symulanta. Czynno�ci swe ogranicza� do ordynowania dora�nych zabieg�w, kt�re przeprowadza� kapral--sanitariusz. Ten jednak, dr��c ze strachu przed naczelnym lekarzem, stale si� myli�. St�d na porz�dku dziennym by�o, i� chory na �o��dek dostawa� kompres na nog�, a uskar�aj�cemu si� na b�l gard�a - aplikowano czopki hemoroidalne. Jakie� by�o zdziwienie Dolasa, gdy zjawiwszy si� tu pewnego dnia z pro�b� o za�o�enie opatrunku na otart� nog�, zosta� z miejsca zamkni�ty w izolatce, na drzwiach kt�rej widnia� napis: Obserwacja. Po dziesi�ciu dniach sprawa si� wyja�ni�a. Jaki� kanonier, z innej zreszt� baterii, przebywaj�c na okoliczno�ciowym urlopie, znalaz� si� w domu, w kt�rym chorowano na tyfus. Lekarz zarz�dzi� obserwacj� oraz izolacj� na dziesi�� dni. Kanonier �w dosta� kompres na nog�, a Dolasa skierowano na obserwacj�. Gdy kanonier z cenzusem zameldowa� sw�j powr�t z izby chorych, us�ysza� od dow�dcy baterii: - Tak wy si� tam pewnie uczyli. Tak jutro przyjdziecie na egzamin z instrukcji strzelania i topografii. Dolas w izbie chorych naturalnie nie uczy� si�, po pierwsze nie spodziewa� si� natychmiastowego egzaminu, a po drugie, le��c na obserwacji, by� izolowany. Egzamin wi�c zaskoczy� go. Pomimo tego uwa�a�, �e egzamin zda, ostatecznie pocz�tki instrukcji strzelania i topografii nie s� wielkimi m�dro�ciami. Omyli� si�. Dow�dca baterii obla� go, wyznaczaj�c za dwa tygodnie egzamin komisyjny. Teraz Dolas przygotowa� si� solidnie. Gdy stan�� jednak przed komisj� egzaminacyjn� i wyczu� wrog� atmosfer�, zrozumia�, �e i ten egzamin musi obla�. Tak si� te� sta�o. Komisja jednog�o�nie orzek�a, �e kanonier Dolas jest tumanem i nie. nadaje si� na oficera rezerwy artylerii, wobec czego nale�y skierowa� go do pu�ku. A kapitan Lasocki tryumfalnie powiadomi� szefa baterii: - No tak, znaczy, jednego wywrotowca wyko�czy�o si�. Teraz we�miemy si� do drugiego. Tak si� zako�czy�a wojskowa kariera doktora Dolasa w Szkole Podchor��ych Rezerwy Artylerii. Zda� do magazynu szabl� i karabin, a inne drobiazgi Lalusiowi. Lalu� bowiem za swoje wzorowe zachowanie i gorliwo�� w s�u�bie obj�� zaszczytne stanowisko dzia�onowego. By� z tego nies�ychanie dumny i z powag� zabiera� koce i bielizn� po�cielow� patrz�c z pogard� na Dolasa. Niby to doktor, a nawet instrukcji strzelania nie mo�e si� nauczy�! Ostatni� wizyt� w baterii Dolas odby� u ogniomistrza Kaczmarczyka. - Tu macie pismo kieruj�ce was do pu�ku, a w tej kopercie znajduje si� wasz zeszyt ewidencyjny, tylko nie zgubcie, ofermo - ostrzega� na po�egnanie szef baterii. Dolas w�o�y� pismo za mankiet p�aszcza, a kopert� po chwili namys�u do ma�ej walizeczki. Do bramy odprowadzi� go Lanckoro�ski. - �al mi straconego czasu - g�o�no monologowa� Dolas - b�d� musia� o rok d�u�ej s�u�y� w wojsku. A przez to i moje plany podr�nicze ulegn� zw�oce. Trudno, nie ma na to rady. - Nie przejmuj si�, bracie. Mnie te� to na pewno czeka. My�l�, �e si� jeszcze w �yciu spotkamy. �wiat jest ma�y. Niedosz�y oficer rezerwy artylerii u�cisn�� d�o� kolegi i wyszed� za bram� koszar. ROZDZIA� III w kt�rym Dolas zostaje pu�kownikowym pucybutem Nowa jednostka macierzysta kanoniera Dolasa - pu�k artylerii lekkiej - stacjonowa�a w ma�ej, zapad�ej mie�cinie p�nocno-wschodniej Polski. Przeje�d�aj�c przez Warszaw� i maj�c par� godzin czasu, Dolas wybra� si� na �wi�tokrzysk� do antykwariat�w, gdzie przewracaj�c w starych drukach sp�dzi� czas do poci�gu i powr�ci� na dworzec. Tu spostrzeg�, �e nie ma walizeczki. Nie wiedzia�, czy zostawi� j� w jednym z antykwariat�w, czy te� skradziono mu j� w tramwaju. "Mo�e to i lepiej" - pomy�la�. W walizce skarb�w nie by�o. W zeszycie ewidencyjnym natomiast na pewno figurowa�a "odpowiednia" opinia. Po co z miejsca maj� nastawia� si� do niego wrogo? A tak powie, �e ukradli walizk�, i koniec. Do swego nowego grodu przyby� rano. Rozpytuj�c si� o koszary artylerii, w�drowa� przez brudne, za�miecone uliczki. Podoficer s�u�bowy pu�ku skierowa� go do 9 baterii. Tam zameldowa� si� jak najbardziej regulaminowo szefowi baterii, wr�czaj�c jednocze�nie pismo ze szko�y. - No dobrze, synu, a gdzie macie zeszyt ewidencyjny? - zapyta� szef - ma�y, czarny ogniomistrz Stachowiak. - W pi�mie podano, i� wieziecie zeszyt ze sob�. - Melduj� pos�usznie, �e w Warszawie skradziono mi walizk� i tam w�a�nie mia�em zeszyt ewidencyjny. - To taka z ciebie oferma, synku? Prychotko! - zawo�a�. W drzwiach ukaza� si� wypucowany bombardier. W�osy mia� zaczesane na p�eczk�, a buty b�yszcz�ce niczym lustro. - Za�o�ycie dla tego nowego kanoniera zeszyt ewidencyjny na podstawie jego zezna�. Potem napisze si� do RKU, aby wydali nam duplikat. Zrozumieli�cie? - Tak jest, panie szefie. - To dobrze. Tylko pami�tajcie, �eby zeszyt wype�niony by� zgodnie z instrukcj� numer osiem. Je�eli b�dziecie mieli w�tpliwo�ci, zapytajcie mnie. - Tak jest, panie szefie! Udali si� do s�siedniego pokoju i tam bombardier Prychotko, pisarz kancelaryjny 9 baterii, zabra� si� do wype�niania zeszytu ewidencyjnego kanoniera Dolasa. Czyni� to z wielkim namaszczeniem, podkre�laj�c powag� chwili. Ob�o�y� si� wi�c instrukcjami, starannie wytar� stal�wk� i zacz�� pisa� r�wnymi, okr�g�ymi literkami. Imi�, nazwisko, miejsce i data urodzenia. Przy zawodzie ogarn�y go w�tpliwo�ci. - Jak ty m�wisz? Doktor historii sztuki? Czy to doktor ko�ski czy ludzki? - Doktor to jest tytu� naukowy. A zaw�d - historyk sztuki. - Co ty mnie tu bujasz! Nie ma takiego zawodu. O widzisz, tu jest za��cznik do instrukcji numer osiem: Wykaz zawod�w. Szukajmy pod liter� "h". Jest hydraulik, hydrotechnik, hamulcowy - o, widzisz, a historyka sztuki nie ma. A mo�e to si�. pisze przez "ch"? - Nie. Przez samo "h". Naprawd� jestem historykiem sztuki. - Ja nic na to nie poradz�. Przypu��my, �e ty m�wisz, �e jeste� ksi�dzem. Ja ci� mog�em widzie�, jak odprawi�e� sum�, ale dla mnie ksi�dzem by� nie mo�esz, bo w wykazie takiego zawodu nie ma. Popatrz pod "k", jest kowal, kominiarz, a ksi�dza nie ma, jak pod "h" historyka sztuki. - To nie pisz �adnego zawodu. - Tak te� nie mo�e by�. �o�nierz musi posiada� zaw�d, tak jak cz�owiek dusz�. Mog� ci napisa� na przyk�ad: robotnik rolny. - Niech b�dzie robotnik rolny. I tak to doktor historii sztuki, Dolas, zamieni� si� w robotnika rolnego. Gdy w baterii zjawi� si� dow�dca, porucznik Nowacki - szef zameldowa� o wszystkim, co si� sta�o w ci�gu ostatnich dwunastu godzin, dodaj�c na ko�cu: - Stan baterii zwi�kszy� si� o jednego kanoniera przyby�ego ze Szko�y Podchor��ych Rezerwy Artylerii. - A c� to, jaki� podchor��y na praktyk�? - Nie, panie poruczniku. Zwyk�y kanonier, pewnie by� luzakiem lub ordynansem. Wygl�da strasznie ofermowato, cho� poczciwie. - I po co to takie ofermy trzymaj� w wojsku? Korzy�� �adna, w dodatku zawsze ich pakuj� do mojej baterii. Porucznik podpisa� raport i przeszed� do porz�dku dziennego nad przeniesieniem kanoniera Dolasa do jego baterii. Tymczasem Adolf Dolas uzupe�nia� sw� wiedz� wojskow�. Zbli�a� si� czas odej�cia starego rocznika do cywila. Cz�� kanonier�w m�odszego rocznika mia�a p�j�� do szko�y podoficerskiej, a cz�� obj�� r�ne stanowiska funkcyjne. Kanonier Dolas nie liczy�, aby spotka� go zaszczyt skierowania do szko�y, marzy� natomiast o jakiej� ciep�ej funkcji. Na przyk�ad pomocnika magazyniera mundurowego, by w zaciszu but�w, sort mundurowych i kaleson�w sp�dzi� reszt� dni tak zwanej obowi�zkowej s�u�by wojskowej. Par� dni przed zwolnieniem starszego rocznika szef baterii przy apelu porannym zacz�� rozdziela� funkcje. Stan�� przed Dolasem i pomy�la�: "Oferma to on jest, ale poczciwy, pracowity i z pewno�ci� uczciwy. Gdzie by go tu wepchn��?" - S�uchajcie no, Dolas - powiedzia� g�o�no - nie chcieliby�cie zosta� ordynansem? Propozycja ta zaskoczy�a Dolasa. Zawaha� si� chwil�. Je�eli odm�wi - mo�e go szef w og�le nie wyznaczy� na funkcj�. Ogniomistrz zauwa�y� wahanie Dolasa. - Zostaniecie ordynansem pana pu�kownika. No co, chcecie? - Tak jest, panie szefie. Nazajutrz rano Dolas obj�� swe nowe stanowisko. Pu�kownik zajmowa� niedu�� will� w odleg�o�ci oko�o pi�ciuset metr�w od koszar. Zaprowadzi� go tam jego poprzednik, kanonier Hry�ko. Pierwsz� osob� poznan� na nowym terenie by�o ho�e dziewcz�, nosz�ce imi� Rozalia, a pe�ni�ce funkcj� dziewczyny do wszystkiego. Rozalia w�a�nie skuba�a g� i nic dziwnego, �e nie by�a w �wietnym nastroju. Obrzuci�a nowego ordynansa badawczym spojrzeniem, a okulary w z�otej oprawce prawdopodobnie nie wywo�a�y zachwytu, gdy� mrukn�a pod nosem: - Uczony czy co? - dodaj�c g�o�no: - Zaprowad�cie go do pani pu�kownikowej. Hry�ko, przypilnowawszy, aby Dolas wytar� obuwie i wskazuj�c na parkiet szepn�� z nabo�e�stwem: - Widzia�e� co� takiego? - Nie - odpowiedzia� Dolas. Pani� pu�kownikow� znale�li na g�rze, w ma��e�skiej sypialni. By�a to dama oko�o pi��dziesi�tki, dobrze si� trzymaj�ca i pe�na pretensji. Siedzia�a przed lustrem, zaj�ta obcinaniem paznokci. Przerwa�a na chwil� zaj�cie, przygl�daj�c si� Dolasowi od czubka �o�nierskich but�w po ostrzy�on� g�ow�. - Czym on jest z zawodu? - zapyta�a. - Robotnikiem rolnym - odpowiedzia� Hry�ko. - Zn�w robotnik rolny! - westchn�a dama. - �e te� nigdy nie przydziel� nam jakiego� inteligentniejszego ordynansa. Wandeczko! - zawo�a�a. - Zn�w robotnik rolny. Z s�siedniego pokoju wesz�a c�rka pu�kownikowstwa, panna licz�ca oko�o osiemnastu lat. Przygl�da�a si� nowemu nabytkowi, jak si� przygl�da kupionemu psiakowi lub ciel�ciu. - Maman - odezwa�a si� po francusku - on wygl�da na zupe�nie roztropnego ch�opaka. - Masz racj�, niemniej musz� Jankowi zwr�ci� uwag�. A teraz p�jdzie on z Hry�k� i zapozna si� ze swymi obowi�zkami. Je�eli b�dzie si� stara�, nie b�dzie mu �le. - Dzi�kuj� ja�nie pani - odpowiedzia� Dolas, k�aniaj�c si� niczym lokaj w filmie z �ycia wy�szych sfer. W dalszym ci�gu nowo kreowany ordynans dowiedzia� si�, gdzie znajduje si� kom�rka z opa�em, gdzie si� przechowuje klucze do piwnicy, gdzie szczotki, froterki itp. W po�udnie wszystkie czynno�ci wst�pne by�y za�atwione i obaj kanonierzy maszerowali do koszar na obiad. - Dobrze� zrobi�, zostaj�c ordynansem pana pu�kownika - wywodzi� Hry�ko. - Pa�stwo s� dobrzy, roboty du�o nie ma, prawie codziennie dostaniesz co� do zjedzenie, a jak pojedziesz na urlop, to pani da ci na drog� par� z�otych. - A pan pu�kownik? - dopytywa� si� Dolas. - Pan pu�kownik te� nie jest z�ym cz�owiekiem. Widzisz, jak on jest w koszarach, na koniu, z szabl� i w mundurze, to wygl�da jak ksi��� Poniatowski, co to jego portret wisi w �wietlicy, a gdy w domu z�uje buty, za�o�y kapcie i zdejmie mundur, to wygl�da jak ekonom od pana dziedzica. "Ma racj� ten ca�y Hry�ko - rozmy�la� Dolas. - Mundur, ordery, szabla to niezb�dne atrybuty wojska, bez nich oficer staje si� niejako cywilem i schodzi z piedesta�u dow�dcy. We�my zreszt� inny wypadek, chory pa�stwowy dostojnik, cho�by to by� sam prezydent, dla badaj�cego go lekarza jest tylko pacjentem. Tak samo pu�kownik, dow�dca pu�ku, dla w�asnego ordynansa w mieszkaniu do pewnego stopnia przestaje by� dow�dc�. Mijali w�a�nie bram� wej�ciow� do pu�ku i zamy�lony Dolas nie zauwa�y� przechodz�cego obok podporucznika Stanis�awskiego, us�ysza� natomiast g�o�ne jego wo�anie: - Dlaczego nie oddajesz honor�w, do jasnej Aniela?! Podporucznik Stanis�awski by� znanym w pu�ku fasoniarzem, wygl�da� zawsze tak, jakby przed chwil� opu�ci� zak�ad krawiecki. Podporucznik przywi�zywa� ogromne znaczenie do zewn�trznej dyscypliny i najmniejsze niedoci�gni�cie w tej dziedzinie nie uchodzi�o jego uwagi. Poza tym w pu�ku i w miasteczku kr��y�a fama na temat jego mi�osnych wyczyn�w i kawalerskich rozr�bek. - Dlaczego, do jasnej Anielci, p�tacie si� w po�udnie po mie�cie? - dopytywa� si� podporucznik. - Byli�my u pana pu�kownika - obja�nia� Hry�ko, przyjmuj�c niedbale postaw� zasadnicz�. - Kanonier Dolas w�a�nie obejmuje funkcj� ordynansa u pana pu�kownika. Podporucznik popatrzy� na Dolasa nieco cieplej. Pomy�la�, �e lepiej z nim nie zadziera�, bo mo�e przy pucowaniu but�w pu�kownika szepn��, �e do podporucznika Stanis�awskiego codziennie przychodzi blondyna z kantyny. - Id�cie do baterii - �askawie rozkaza� pu�kowy Casanova. Podobnie musia� my�le� i podoficer kuchenny, zaprosi� bowiem Dolasa na specjalny obiadek, a podoficer mundurowy postawi� w kantynie piwo. W izbie dla ordynans�w, zgodnie z tradycj�, Dolas otrzyma� najlepsze miejsce na parterze ko�o okna, obok spa� ordynans zast�pcy dow�dcy pu�ku. Objawy szacunku dla ordynansa dow�dcy pu�ku wychodzi�y nawet poza koszary, bo oto gdy nazajutrz poszed� do miasta po zakupy, sklepikarz na jego widok zawo�a�: - Panie �o�nierzu, prosz� podej�� do lady! Oczekuj�cy w kolejce klienci rozst�pili si�, a Dolas zosta� obs�u�ony poza kolejk�. Nie by�o w tym nic dziwnego. Starost� w miasteczku by� major, burmistrzem kapitan, komisarzem policji te� kapitan, a pu�kownik pe�ni� jednocze�nie funkcj� komendanta garnizonu. Uwa�ano go za przedstawiciela Naczelnego Wodza-Marsza�ka, podczas gdy tamci reprezentowali zaledwie ministra spraw wewn�trznych genera�a. Na wszystkich akademiach i gal�wkach pu�kownik zasiada� w prezydium, on zagaja� i on intonowa� Pierwsz� Brygad�. Nic dziwnego, i� cz�� tego splendoru spada�a na Dolasa. Praca u pu�kownikostwa nie by�a istotnie ci�ka i absorbuj�ca. Sprz�ta� mieszkanie, trzepa� dywany, froterowa� pod�ogi i dokonywa� tak zwanych ci�kich zakup�w. Wszyscy byli z niego zadowoleni, a Rozalia nawet zachwycona. - Pan Adolf to jaki� dziwny - mawia�a - zupe�nie inakszy ni� inni ordynansi. Po czym wzdycha�a g��boko, stwierdzaj�c, �e s�u�ba u pa�stwa to rzecz niewdzi�czna. Zaznacza�a, �e posiada na PKO czterysta z�otych, �e mo�na by wynaj�� na przedmie�ciu jaki� domek, gotowa� obiady, hodowa� kury i kr�liki. Dolas, nieco zmieszany, udawa�, �e nie rozumie intencji tych przem�wie�. W niedziel�, gdy ca�ym pu�kiem udawali si� do ko�cio�a garnizonowego na msz�, modli� si� gor�co, aby si� nie wyda�o, �e jest doktorem historii sztuki i aby nie straci� ciep�ej posadki, na kt�rej mia� zamiar przetrwa� do ko�ca s�u�by wojskowej. Co miesi�c u pu�kownika odbywa�y si� tak zwane m�skie bryd�e. Przybywali na nie miejscowi dostojnicy. Po kolacji panie znika�y na g�rze, a Rozalia w s�u�bowym pokoju. Panowie zaczynali gr� popijaj�c z kieliszk�w nape�nianych przez doktora historii sztuki. Pocz�tkowo gra toczy�a si� spokojnie i beznami�tnie, w powietrzu krzy�owa�y si� bryd�owe zawo�ania: - Trzy bez atu. Kontra. Dwa piki. Bez dw�ch. W miar� gdy opr�nia�y si� butelki, gra stawa�a si� bardziej o�ywiona. - Ju� pani Simpson wiedzia�a, �e nie wychodzi si� spod kr�la - przygadywa� starosta. - Pan gra jak admira�. Naturalnie, admira� japo�ski Noga - burcza� pu�kownik. Po pi�ciu lub sze�ciu robrach gra si� ko�czy�a. Kieliszki zaczyna�y kr��y� szybciej, wspominano wojenne lata, naturalnie przy ch�ralnym �piewie O m�j rozmarynie, Wojenko, -wojenko, a na ko�cu, przy �urawiejkach, gdy intonowano pie�� niewinnie zaczynaj�c�: "Anio� jest to s�uga bo�y...", Dolas wiedzia�, �e nale�y sprowadza� doro�ki, bo nied�ugo zacznie si� ekspedycja go�ci. Czasem kt�ry� z nich upiera� si�, �e b�dzie spa� w �azience lub kuchni. Po odje�dzie go�ci pu�kownik uk�ada� si� do snu, a Dolas pomaga� �ci�ga� buty. - Jak my�lisz, m�j Dolas, b�dzie wojna czy nie b�dzie? - Nie wiem, panie pu�kowniku. - A jak b�dzie wojna, to wiesz, jak si� zako�czy? - Nie wiem, panie pu�kowniku. - Zwyczajnie. Zbijemy kuper Hitlerowi, �e raz na zawsze mu si� odechce zaczyna� z nami. - Tak jest, panie pu�kowniku. - Na razie mam przyjemno��, �e pan Adolf �ci�ga buty polskiemu pu�kownikowi. Kto ci da� takie g�upie imi�? - Rodzice, panie pu�kowniku. - S�usznie. A sk�d pochodzisz? - Ze �l�ska. - Ze �l�ska robotnik rolny Adolf i �ci�ga buty polskiemu pu�kownikowi. Mrucza� i zasypia�, a Dolas sprz�ta� mieszkanie i wraca� do koszar. Spotyka� tam ordynansa podporucznika Stanis�awskiego, u kt�rego tez by�a zabawa. - Pan porucznik, jak mu si� za co� dzi�kuje, to ka�e odpowiada� "ku chwale kochanki pana porucznika" - zwierza� si� ordynans. - A tych kochanek do pana porucznika przychodzi! O rany! Jedna to si� dzi� rozebra�a do nagusa, wsadzi�a w ty�ek ogonek od �ledzia i wo�a�a: "Jestem syren�!" Takich rozrywek u pu�kownika Dolas nie miewa�. W okresie zbli�aj�cych si� �wi�t Wielkanocy uda� si� osobi�cie z pani� pu�kownikow� po �wi�teczne zakupy. Pu�kownikowa pr�bowa�a �y�eczk� mas�o, a on sta� z boku, trzymaj�c pod pach� �ywego indora, a w siatce zar�ni�t� g� i kop� jaj. Rynek, na kt�rym odbywa� si� targ, stanowi� centrum tego grodu. Po�rodku sta�o co� w rodzaju obelisku otoczonego �elaznym p�otkiem, ze szczytu obelisku startowa� do lotu ptak - rzekomo orze�. Ca�o�� nazywa�a si� Pomnikiem Wolno�ci. Tu w dni �wi�t narodowych sk�adano wie�ce i wyg�aszano przem�wienia, wok� gromadzi�y si� miejscowe organizacje ze "Strzelcem" na czele. Naprzeciwko pomnika stawa� pu�k w szyku konnym. Dzi� wok� pomnika rozstawi�y si� furmanki okolicznych ch�op�w. Dobijano transakcji handlowych, targuj�c si� o ka�dy grosz. Rynek by� zabudowany obdrapanymi, n�dznymi domami. Wyj�tek stanowi�a duma miasteczka - ratusz. By�a to zupe�nie niebrzydka budowla klasycystyczna, przypominaj�ca pa�acyki Kubickiego. Niestety, jaki� domoros�y architekt dobudowa� pawilon, psuj�c wszystkie proporcje, a miejscowy plastyk pomalowa� ratusz w pstrokate paski. Dolas, ile razy patrzy� na ratusz, tyle razy my�la�: "Jakbym by� bogaty, to bym kupi� ratusz, kaza� rozebra� przybud�wk� i na nowo otynkowa� fasady". - No wi�c co, Dolas, umiecie, czy nie? - us�ysza� pytanie pu�kownikowej, wyrywaj�ce go z zadumy. - Nie, nie umiem - odpowiedzia�, cho� nie mia� poj�cia, o co chodzi. - A czyta� te� nie umiecie? Spojrza� zdziwiony na pu�kownikow�. - Pyta�am si� was, czy umiecie pisa�, odpowiedzieli�cie, �e nie, to chyba czyta� te� nie potraficie? - Nie, nie umiem - odpowiedzia�, zadaj�c sobie w duchu pytanie, czego ta baba od niego chce. Pu�kownikowa wepchn�a do siatki par� ose�ek mas�a i ruszyli w stron� willi. W kuchni Rozalia ogl�da�a zakupy, maca�a g�si i indyka, a pani domu znikn�a na g�rze. Kanonier Dolas nie przypuszcza� nawet, �e w tym czasie, gdy zamyka� indora w kom�rce, aby tam go jeszcze nieco podtuczy�, w pokoiku panny Wandy zapad�y decyzje, kt�re mia�y zawa�y� na jego najbli�szej przysz�o�ci. Wr�ciwszy do kuchni us�ysza� od Rozalii, �e ma natychmiast zg�osi� si� do pokoju panienki. Zaciekawiony, czego od niego mo�e chcie� c�rka komendanta garnizonu, wytar�szy starannie buty, uda� si� na g�r�. Obie panie siedzia�y przy niedu�ym biurku za�o�onym ksi��kami. Pu�kownikowa, poprawiwszy fryzur�, zwr�ci�a si� do Dolasa: - M�j drogi Dolas. Jeste�my wszyscy zadowoleni z waszej pracy. Jeste�cie ch�tny do roboty, uczciwy, jak to przekonali�my si�, pracowity, ale to ma�o jeszcze. Jak si� dzi� dowiedzia�am, jeste�cie analfabet�, to znaczy takim nieszcz�liwym cz�owiekiem, kt�ry nie umie czyta� i pisa�. Tak by� nie mo�e. Postanowi�y�my z panienk� nauczy� was czyta� i pisa�. Do cywila musicie wr�ci� jako pe�nowarto�ciowy obywatel. Nasz m�ody doktor spodziewa� si� us�ysze� wszystko: �e nie nadaje si� na ordynansa, �e jest ostatni� oferm�, ale nie propozycj� nauki czytania i pisania. W pierwszej chwili chcia� powiedzie�, kim jest naprawd� i �e wiele m�g�by nauczy� swoje nauczycielki, cho�by poprawi� ich kiepsk� francuszczyzn�, ale szybko doszed� do wniosku, �e to nie ma sensu. Straci ciep�� posadk�, a nic nie zyska. Pu�kownikowa zauwa�y�a zdziwienie na twarzy Dolasa i wyt�umaczy�a je sobie opacznie. - Widz�, �e nie jeste�cie tym zachwyceni. Pewnie my�licie, �e jeste�cie za starzy. Nie macie racji, m�j Dolas. Na nauk� nigdy nie jest za p�no. Dolas zgodzi� si� z tym skwapliwie i podzi�kowa� obu paniom za ch�� uczenia go. Potem panna Wanda zacz�a go wypytywa�, jak to si� sta�o, �e jest analfabet�. Skomponowa� na poczekaniu wzruszaj�c� historyjk�, jak to ca�a jego rodzina zgin�a w czasie wojny od jednego pocisku. - Tylko ja jeden ocala�em, bo mnie w�a�nie matula wygna�a w pole po g�si. - O m�j biedaku - roztkliwi�a si� panna Wanda - to wy�cie byli bardzo nieszcz�liwi i biedni. - O tak, panienko. Wychowywa�em si� u obcych ludzi i nikt nie my�la� o mojej nauce. Wzruszone panie obieca�y, �e za to teraz nadrobi wieloletnie zaniedbania. Odrabianie zacz�o si� natychmiast, bo ju� na drugi dzie� Dolas przyst�pi� do nauki. Pocz�tkowo usi�owa� robi� z siebie tumana, kt�ry w �aden spos�b nie nauczy si� sylabizowa� "Ala ma kota". Jednak obie nauczycielki by�y cierpliwe, nie zra�a�y si� t�pot� ucznia i co wa�niejsze - mia�y mn�stwo czasu. Pu�kownik�wna postanowi�a zastosowa� inny system nauczania. Pu�kownik by� zdania, �e stosuj�c ten system, przez dziesi�� lat nikt nie nauczy si� czyta�. Jakie� by�o jednak og�lne zdumienie, gdy ucze� zacz�� czyni� b�yskawiczne post�py. Dolas bowiem, doszed�szy do wniosku, �e udawanym tuma�stwem nie zgn�bi nauczycielek, postanowi� szybko nauczy� si� duka�, licz�c, �e zostanie zwolniony z dalszej nauki. Po dw�ch wi�c miesi�cach czytywa� p�ynnie ca�e powiastki, jak to Ja� idzie do szko�y. Nauczycielki by�y zachwycone, stawiaj�c go za wz�r innym paniom ucz�cym analfabet�w. Kiedy�, gdy wychodzi� z lekcji, zatrzyma� go w hallu sam dow�dca pu�ku: - M�j drogi Dolas, s�ysza�em, �e uczycie si� bardzo dobrze. Ciesz� si� z tego, w nagrod� otrzymujecie cztery dni urlopu. I pami�tajcie o jednym: w �yciu dochodzi si� do celu tylko nauk� i pracowito�ci�. To mi zawsze m�wi� w szkole m�j stary nauczyciel. - Tak jest, panie pu�kowniku - odpowiedzia� Dolas, dodaj�c w duchu, �e ten nauczyciel by� nieg�upim facetem. By� to pierwszy urlop kanoniera Dolasa od pocz�tku jego s�u�by wojskowej. Jecha� wi�c pe�en radosnego podniecenia w stron� Katowic. Nastr�j psu�a mu �wiadomo��, �e zjawi si� w rodzinnym mie�cie w charakterze zwyk�ego kanoniera. Dolas-senior nie przej�� si� zbytnio niepowodzeniami syna w s�u�bie Marsa, stwierdzaj�c filozoficznie: - Trudno, m�j synu. Pami�taj, �e w wojsku potrzebni s� genera�owie i kanonierzy. Ka�dy, kto uczciwie spe�nia swe obowi�zki, jest dobrym �o�nierzem. Ojca martwi�a bardziej sytuacja polityczna. - Hitler zaj�� Czechos�owacj�, oderwa� od Litwy K�ajped� i powszechnie m�wi si�, �e szykuje si� na Polsk�. Dolas junior by� w tej materii optymist�. Powtarza� to, co s�ysza� od pu�kownika i co m�wiono im na pogadankach. - Jeste�my silni i nie boimy si� Hitlera - m�wi�. Odwiedzi� znajomych i rodzin�, posiedzia� trzy dni w rodzinnym mie�cie i po�egnawszy rodziciela ruszy� w drog� powrotn�. Przeje�d�aj�c przez Warszaw� wpad� do jednego z antykwariat�w na �wi�tokrzyskiej. Znalaz� tam ciekaw� rozpraw� w j�zyku francuskim na temat ornamentacji dzia� w XVII i XVIII wieku. Jako artylerzysta i historyk sztuki, zainteresowa� si� tym dzie�kiem i kupi� je zabieraj�c ze sob�. W koszarach powsta� problem, gdzie schowa� ksi��k�. Ba� si� ukry� j� w szafie, gdy� m�g� j� tam znale�� szef. Postanowi� ostatecznie zanie�� j� do mieszkania pu�kownika i schowa� w bibliotece. Obu paniom podzi�kowa� za urlop, zapewniaj�c, �e we�mie si� do pracy w zdwojonym tempie, licz�c, �e mo�e jeszcze kiedy� otrzyma w nagrod� urlop. W par� dni p�niej do miasta przyby� teatr, pu�kownik z rodzin� uda� si� na przedstawienie, a Rozalia mia�a wychodne. Jemu wi�c przypad� obowi�zek pilnowania mieszkania. Ledwie zamkn�y si� drzwi, Dolas wyci�gn�� z ukrycia ksi��k� i zabra� si� do studiowania dzie�a w gabinecie pu�kownika. Lubi� ten gabinet. Po�rodku sta� ma�y okr�g�y stolik z czterema klubowymi fotelami. Nad d�bowym biurkiem wisia� portret pu�kownika z okresu jego s�u�by w legionach. Jedn� ca�� �cian� zajmowa�a pot�nych rozmiar�w, pe�na ksi��ek biblioteka. Pu�kownik dowodzi� pu�kiem od niedawna, przedtem by� wyk�adowc� w Wy�szej Szkole Wojennej. Do pu�ku w tej zapad�ej mie�cinie przyby� dla odbycia sta�u w dowodzeniu, niezb�dnego przed awansem na genera�a. Pu�kownik mc zrywa� jednak kontaktu ze Szko��, pisywa� artyku�y i du�o czyta�. Jego biblioteka by�a zbiorem dzie� o tematyce wojskowej. Dolasa ten temat nigdy nie interesowa�, nie przegl�da� wi�c ksi��ek pu�kownika. W��czy� radio nadaj�ce koncert symfoniczny i otworzywszy ksi��k� zabra� si� do czytania. - Jak rozkosze, to rozkosze - powiedzia� g�o�no doktor Dolas. Wsta� z wygodnego klubowego fotela i wyszed� do kuchni. W kredensie znalaz� puszk� z kaw�. Zagotowa� na elektrycznej maszynce wod� i zaparzy� fili�ank� mocnej kawy. Pe�nia rozkoszy pucybuta pana pu�kownika zosta�a spe�niona. Przyciszone radio, fili�anka mocnej kawy i ciekawa ksi��ka w j�zyku francuskim. Powoli przewraca� kartk� po kartce. Po raz pierwszy odkry�, �e artyleri� mo�na interesowa� si� nie tylko z punktu widzenia wojskowego. Armata to nie tylko przyrz�d do zabijania ludzi, koni i niszczenia dom�w. Armata to tak�e przedmiot muzealny. Wiedzia�, �e dzia�a z XVII i XVIII wieku by�y bogato ornamentowane, ale nigdy nie zastanawia� si� nad znaczeniem ozd�b i sposobem ornamentacji. Przewraca� stronice, przygl�da� si� rysunkom, robi� zapiski na marginesach. - Dolas, co wy czytacie? Zerwa� si� wystraszony z fotela. Obok sta�a pu�kownikowa. Tak by� pogr��ony w lekturze, �e nie us�ysza� jej wej�cia. - Dolas, co wy czytacie? - us�ysza� po raz drugi. Wzi�a do r�ki ksi��k�. Pocz�tkowo s�dzi�a, �e ogl�da� obrazki. Zapiski na marginesach przeczy�y temu. Po raz pierwszy przyjrza�a si� uwa�niej jego inteligentnej twarzy. Zn�w popatrzy�a na ksi��k�: nigdy jej u nich nie by�o. - Dolas, powiedzcie mi prawd�. Jak� wy macie sko�czon� szko��? - Ja, prosz� pani, sko�czy�em Uniwersytet Jagiello�ski. Jestem doktorem historii sztuki. Pu�kownikowa za