1752
Szczegóły |
Tytuł |
1752 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1752 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1752 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1752 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tytu�: "Wspomnienia"
Autor: Albert Speer
Rozdzia� 1
POCHODZENIE l M�ODO��
Moi przodkowie byli Szwabami albo te� wywodzili si� z biednych ch�op�w Westerwaldu, a niekt�rzy z nich przybyli ze �l�ska i Westfalii. Nale�eli do wielkiej masy ludzi prowadz�cych �ycie bez rozg�osu. Jedynym wyj�tkiem by� graf Friedrich Ferdinand zu Pappen-heim (1702-1793), dziedzicz�cy tytu� marsza�ka Rzeszy (Reichserbmar-schall)l. W nie�lubnym zwi�zku z moj� praprababk� nazwiskiem Humelin sp�odzi� o�miu syn�w. Wydaje si�, �e niezbyt troszczy� si� o dalsze ich losy.
Trzy generacje p�niej m�j dziadek Hermann Hommel, syn niezamo�nego le�niczego ze Schwarzwaldu, by� ju� pod koniec swego �ycia wy��cznym w�a�cicielem jednego z najwi�kszych w Niemczech dom�w handlowych, sprzedaj�cych obrabiarki, oraz fabryki narz�dzi precyzyjnych. Mimo swego bogactwa �y� skromnie, dobrze traktowa� podleg�ych mu ludzi. Ten marzyciel ze Schwarzwaldu, mog�cy ca�ymi godzinami bez s�owa przesiadywa� w lesie na �awce, nie tylko sam by� pracowity, ale tak�e potrafi� sk�oni� innych do samodzielnej pracy dla niego.
M�j drugi dziadek, Berthold Speer, sta� si� w tym czasie zamo�nym architektem w Dortmundzie; wznosi� liczne budowle w rozpowszechnionym w�wczas stylu klasycystycznym. Umar� wprawdzie wcze�nie, ale �rodki, kt�re pozostawi�, wystarczy�y na wykszta�cenie jego czterech syn�w. Karierze moich dziadk�w sprzyja�a industrializacja, rozwijaj�ca si� w drugiej po�owie XIX stulecia. Ale nie pomog�a ona wielu tym, kt�rzy mogli startowa� w lepszych warunkach. Wcze�nie posiwia�a matka mojego ojca wzbudza�a we mnie w okresie dzieci�stwa wi�cej respektu ni� mi�o�ci. By�a powa�n� kobiet�, trzymaj�c� si�
prostych pogl�d�w na �ycie, obdarzon� wytrwa�� energi�. Dominowa�a nad swym otoczeniem.
Przyszed�em na �wiat w niedziel�, 19 marca 1905 roku, o dwunastej w po�udnie, w Mannheimie. Grzmot wiosennej burzy zag�usza�, jak mi cz�sto opowiada�a matka, bicie dzwon�w w pobliskim ko�ciele.
M�j ojciec, po usamodzielnieniu si� w wieku dwudziestu dziewi�ciu lat, w 1892 roku by� jednym z najbardziej wzi�tych architekt�w Mannheimu, rozkwitaj�cego w�wczas bade�skiego miasta przemys�owego. Posiada� ju� poka�ny maj�tek, gdy w 1900 roku �eni� si� z c�rk� zamo�nego handlowca z Moguncji.
Wielkomieszcza�ski styl naszego mieszkania w jednej z mann-heimskich kamienic ojca odpowiada� zamo�no�ci i pozycji spo�ecznej moich rodzic�w. Przy wje�dzie otwiera�y si� wielkie �elazne bramy ozdobione kutymi arabeskami: by� to imponuj�cy dom, na kt�rego dziedzi�cu mog�y parkowa� samochody. Zatrzymywa�y si� przed wej�ciem na schody, harmonizuj�cym z bogactwem ca�ego domu. Moi dwaj bracia i ja musieli�my co prawda korzysta� z kuchennych schod�w. By�y one ciemne, strome i w�skie; ko�czy�y si� bardzo prozaicznie w tylnej sieni. Elegancka, wy�o�ona dywanami klatka schodowa nie by�a przecie� dla dzieci.
Nasze dzieci�ce kr�lestwo rozci�ga�o si� w tylnej cz�ci domu, od naszych sypialni do du�ej jak sala kuchni. Obok przechodzi�o si� do reprezentacyjnej cz�ci czternastopokojowego mieszkania. Z przedpokoju, w kt�rym sta�y meble holenderskie i znajdowa�a si� atrapa kominka, wykonana z drogich kafli z Delft, wprowadza�o si� go�ci do du�ego pokoju, wyposa�onego we francuskie meble i empirowe tkaniny. Do dzi� stoj� mi przed oczyma b�yszcz�ce wieloramienne kryszta�owe lichtarze i oran�eria, kt�rej urz�dzenie zakupi� m�j ojciec na Paryskiej Wystawie �wiatowej w 1900 roku: bogato rze�bione meble indyjskie, r�cznie haftowane zas�ony, otomana nakryta kobiercem, palmy i egzotyczne ro�liny - wszystko sprawia�o wra�enie tajemniczego, obcego �wiata. Tu moi rodzice spo�ywali �niadanie i tutaj m�j ojciec przygotowywa� dzieciom kanapki z szynk� ze swej rodzinnej Westfalii. Wspomnienie s�siedniego salonu wprawdzie wyblak�o, jednak ozdobiona boazeri�, neogotycka jadalnia zachowa�a sw�j czar. Przy stole mog�o zasi��� ponad dwadzie�cia os�b. W niej to urz�dzono moje chrzciny i do dzi� jeszcze odbywaj� si� nasze uroczysto�ci rodzinne.
Moja matka z wielkim zapa�em i mieszcza�sk� dum� dba�a o to, aby�my nale�eli w Mannheimie do rodzin najbardziej atrakcyjnych w �yciu towarzyskim. Z pewno�ci� by�o w tym mie�cie dwadzie�cia do trzydziestu dom�w, kt�re mog�y sobie na to pozwoli�. By sprosta� wymogom reprezentacji, utrzymywali�my liczn� s�u�b�. Moi rodzice, opr�cz kucharki, lubianej ze zrozumia�ych powod�w przez dzieci, zatrudniali pomocnic� kuchenn�, pokoj�wk�, cz�sto tak�e kamerdynera, zawsze szofera, oraz nadzoruj�c� nas bon�. S�u�ba �e�ska nosi�a bia�e czepki, czarne suknie i bia�e fartuchy, kamerdyner - fioletow� liberi� z poz�acanymi guzikami; najwspanialej prezentowa� si� kierowca.
Rodzice robili wszystko, by zapewni� swym dzieciom pi�kn� i beztrosk� m�odo��. Ale spe�nieniu tego �yczenia przeszkadza�o bogactwo, wzgl�dy reprezentacji, zobowi�zania towarzyskie, wielkie gospodarstwo domowe, bona i s�u�ba. W dodatku ja cz�sto mia�em zawroty g�owy, czasami traci�em przytomno��. Zaproszony na konsultacj� profesor z Heidelbergu stwierdzi� niedoczynno�� naczy� krwiono�nych. Ta dolegliwo�� oznacza�a do�� powa�ne obci��enie psychiczne i za m�odu nara�a�a mnie na przykr� konfrontacj� z otoczeniem. Cierpia�em tym bardziej, �e moi towarzysze zabaw i moi dwaj bracia byli fizycznie silniejsi, wskutek czego czu�em ich wy�szo�� nad sob�. Okazywali mi to nierzadko w spos�b z�o�liwy.
Dolegliwo�� cz�sto wyzwala nowe zdolno�ci. W moim przypadku doprowadzi�a do tego, �e ju� jako m�ody ch�opiec nauczy�em si� zr�cznie dostosowywa� do otoczenia. To, �e p�niej w nie sprzyjaj�cych okoliczno�ciach i wobec nieprzychylnych mi ludzi wykazywa�em wytrwa�o�� i zr�czno��, by�o chyba wynikiem przede wszystkim mojej wcze�niejszej s�abo�ci fizycznej.
Gdy wychodzili�my na spacer z nasz� francusk� wychowawczyni�, musieli�my by�, odpowiednio do naszej pozycji spo�ecznej, starannie ubrani. Naturalnie zabraniano nam bawi� si� w miejskich parkach czy na ulicy. Miejscem naszych zabaw by�o wi�c podw�rze niewiele wi�ksze ni� kilka pokoi razem wzi�tych, otoczone i �cie�nione tylnymi �cianami wielopi�trowych dom�w czynszowych. Marnia�y tam dwa lub trzy z�aknione powietrza platany, widnia�a �ciana poro�ni�ta bluszczem, a bry�y �u�la w jednym z rog�w pozorowa�y jaskini�. Gruba warstwa sadzy ju� wiosn� pokrywa�a drzewa, li�cie i wszystko inne, tak wi�c dotykaj�c tu czegokolwiek mogli�my upodobni� si� po prostu do nieeleganckich, brudnych, wielkomiejskich dzieci. Moj� ulubion� towarzyszk� zabaw, zanim poszed�em do szko�y, by�a c�rka naszego dozorcy
Allmendingera, Frieda. Ch�tnie przebywa�em u niej, w skromnym ciemnym mieszkaniu na parterze. Atmosfera bezpretensjonalno�ci i solidarno�� tej rodziny szczeg�lnie mnie poci�ga�y.
Pierwsze nauki pobiera�em w ekskluzywnej szkole prywatnej, w kt�rej uczono czyta� i pisa� dzieci najznakomitszych rodzin naszego przemys�owego miasta. Poniewa� dotychczas rozpieszczano mnie, szczeg�lnie ci�ko znosi�em pierwsze miesi�ce w �redniej szkole realnej, po�r�d rozhukanych koleg�w. Wkr�tce jednak m�j przyjaciel Quenzer zaznajomi� mnie z r�nego rodzaju kawa�ami, a tak�e nam�wi�, bym ze swego kieszonkowego kupi� pi�k� futbolow�. Plebejski kaprys, kt�ry wywo�a� w domu wielkie zgorszenie, zw�aszcza �e Quenzer pochodzi� z biednej rodziny. W tym czasie zbudzi�a si� we mnie, chyba po raz pierwszy, sk�onno�� do statystycznego ujmowania zdarze�: wpisywa�em wszystkie krytyczne uwagi z dziennika klasowego do swojego ,,Phonix-kalender fur Schuler" i ka�dego miesi�ca liczy�em, kto by� najcz�ciej odnotowywany. Z pewno�ci� da�bym temu spok�j, gdyby nie widoki, �e od czasu do czasu sam znajd� si� na czele tej tabeli.
Biuro architektoniczne mojego ojca ��czy�o si� z naszym mieszkaniem. Tutaj kre�lono wielkie plany dla inwestor�w budowlanych; powstawa�y rysunki wszelkich rodzaj�w na niebieskawej kalce olejnej, kt�rej zapach dzi� jeszcze kojarzy mi si� ze wspomnieniem tego biura. Projekty budowlane mego ojca ujawnia�y wp�ywy neorenesansu, wychodz�c poza jugendstil. P�niej wzorem by� dla niego Ludwig Hoffmann, wp�ywowy architekt berli�ski, ze swym spokojniejszym klasycyzmem.
W tym biurze powsta�o, gdy mia�em oko�o dwunastu lat, moje pierwsze "dzie�o sztuki" - rysunek przedstawiaj�cy rodzaj zegara �ycia w obudowie ozdobionej wieloma esami-floresami, podtrzymywanej korynckimi kolumnami i patetycznymi wolutami. U�y�em przy tym tusz�w we wszystkich kolorach, jakie mia�em pod r�k�. Przy wsp�udziale pracownik�w biura powsta� tw�r wyra�nie ujawniaj�cy sk�onno�� do stylu z epoki p�nego empiru.
Opr�cz odkrytego samochodu letniego rodzice moi mieli przed 1914 rokiem w�z zamkni�ty, u�ywany zim� i do jazdy po mie�cie. Auta te by�y g��wnym przedmiotem moich marze� technicznych. Na pocz�tku wojny musiano je umie�ci� na podporach, by oszcz�dza� opony; je�li jednak byli�my w dobrej komitywie z kierowc�, mogli�my w gara�u zasi��� za kierownic�. By�y to moje pierwsze upojenia technik� w mini-
malnie jeszcze wtedy stechnicyzowanym �wiecie. Uczucia podobnego szcz�cia dozna�em dopiero w wi�zieniu w Spandau - gdzie przez dwadzie�cia lat obywa� si� musia�em, jak cz�owiek �yj�cy, powiedzmy, w XIX stuleciu, bez radia, telewizji, telefonu i samochodu, bez mo�liwo�ci nawet przekr�cenia wy��cznika �wiat�a - gdy po dziesi�ciu latach wolno mi by�o obs�ugiwa� froterk� elektryczn�.
W 1915 roku zetkn��em si� z innym wynalazkiem rewolucji technicznej tych lat. Pod Mannheimem stacjonowa� jeden ze sterowc�w (zeppelin�w), kt�rych u�ywano do atak�w na Londyn. Dow�dca i jego oficerowie byli wkr�tce sta�ymi go��mi w naszym domu. Zaprosili moich dw�ch braci i mnie do zwiedzenia swego statku powietrznego; stan��em, jako dziesi�cioletni ch�opiec, przed mechanicznym olbrzymem, wspi��em si� do gondoli silnikowej i tajemniczymi mrocznymi przej�ciami wewn�trz kad�uba no�nego przedosta�em si� do gondoli pilot�w. Kiedy przed wieczorem statek powietrzny startowa�, komendant kaza� wykonywa� nad naszym domem pi�kn� p�tl�, a oficerowie powiewali z gondoli lnian� chust�, wypo�yczon� od mojej matki. Co noc nape�nia�a mnie strachem mo�liwo��, �e statek stanie w p�omieniach, a wszyscy przyjaciele zgin�2.
Moja wyobra�nia �y�a wojn�, post�pami i odwrotami frontu, cierpieniami �o�nierzy. Noc� s�yszeli�my niekiedy odleg�y grzmot wyniszczaj�cej bitwy pod Verdun; przej�ty dziecinnym wsp�czuciem spa�em cz�sto przez kilka nocy obok swego mi�kkiego ��ka na pod�odze, poniewa� wydawa�o mi si�, �e twardsze pos�anie bardziej odpowiada wyrzeczeniom �o�nierzy frontowych.
Z�e zaopatrzenie �ywno�ciowe wielkiego miasta i "brukwiana zima" da�y si� tak�e nam we znaki. Mieli�my wszelkie bogactwa, ale nie mieli�my krewnych i znajomych na lepiej zaopatrzonej wsi. Wprawdzie matka potrafi�a wymy�la� coraz to nowe warianty da� z brukwi, ale cz�sto by�em tak g�odny, �e po kryjomu stopniowo poch�on��em z wielkim apetytem ca�y worek twardych jak kamie�, pochodz�cych jeszcze z okresu pokojowego, suchar�w dla ps�w. Ataki lotnicze na Mannheim, ca�kiem niegro�ne wed�ug dzisiejszych poj��, by�y coraz cz�stsze; ma�a bomba trafi�a jeden z s�siednich dom�w; zacz�� si� nowy rozdzia� mojej m�odo�ci.
W pobli�u Heidelbergu mieli�my od 1905 roku letni dom, wzniesiony na zboczu kamienio�om�w, kt�re s�u�y�y budowie po�o�onego w pobli�u zamku heidelberskiego. Za tym terenem ci�gn�y si� �a�cuchy g�rskie Odenwaldu, wzd�u� ich zboczy bieg�y w�r�d starych las�w szlaki turystyczne, a przesieki pozwala�y niekiedy dostrzec dolin� Neckaru. By� tu spok�j, pi�kny ogr�d, jarzyny, a u s�siad�w by�a tak�e krowa.
Wkr�tce poczu�em si� zdrowszy. Codziennie, tak�e gdy pada� �nieg, deszcz lub by�a burza, pokonywa�em w ci�gu trzech kwadrans�w drog� do szko�y, ostatni odcinek najcz�ciej biegiem. W pierwszym, trudnym pod wzgl�dem gospodarczym okresie powojennym nie by�o bowiem rower�w.
Droga do szko�y prowadzi�a obok budynku klubu wio�larskiego. W 1919 roku zosta�em jego cz�onkiem, dwa lata by�em sternikiem czw�rki i �semki. Mimo swej s�abej budowy fizycznej nale�a�em wkr�tce do najpilniejszych wio�larzy. Maj�c szesna�cie lat awansowa�em na sternika w czw�rce i �semce szkolnej, startowa�em w kilku wy�cigach. Po raz pierwszy opanowa�a mnie ambicja. Domaga�a si� ode mnie osi�gni��, do kt�rych przedtem nie czu�em si� zdolny. By�a to pierwsza nami�tno�� mojego �ycia. Mo�liwo�� narzucania swego rytmu dru�ynie poci�ga�a mnie jeszcze silniej ni� szansa zdobycia, w niewielkim co prawda �wiecie wio�larskim, uznania i respektu.
Najcz�ciej pokonywano nas. Poniewa� jednak chodzi�o o wyczyn dru�ynowy, nie decydowa�y tu uchybienia poszczeg�lnych zawodnik�w. Przeciwnie, rodzi�o si� poczucie wsp�lnego dzia�ania i niepowodzenia. Dobr� stron� treningu by�o tak�e uroczyste zobowi�zanie si� do wstrzemi�liwo�ci. Pogardza�em wtedy tymi spo�r�d moich koleg�w szkolnych, kt�rzy znajdowali pierwsze przyjemno�ci w ta�cu, winie i papierosach.
Maj�c siedemna�cie lat pozna�em w drodze do szko�y przysz�� towarzyszk� swojego �ycia. Spot�gowa�o to moj� pilno�� do nauki, poniewa� ju� w rok p�niej przyrzekli�my sobie, �e gdy sko�cz� studia, pobierzemy si�. Od lat by�em dobrym matematykiem, ale teraz poprawi�em stopnie tak�e z innych przedmiot�w i sta�em si� jednym z najlepszych w klasie.
Nasz nauczyciel niemieckiego, �arliwy demokrata, czyta� nam cz�sto liberaln� "Frankfurter Zeitung". Gdyby nie on, przebywa�bym w szkole w zupe�nie apolitycznej atmosferze. Wychowywano nas bowiem w duchu konserwatywnego �wiatopogl�du mieszcza�skiego. Mimo rewolucji ci�gle jeszcze wpajano nam, �e podzia� w�adzy w spo�ecze�stwie, istnienie tradycyjnych autorytet�w to porz�dek pochodz�cy od Boga. Pr�dy, kt�re na pocz�tku lat dwudziestych dawa�y wsz�dzie zna� o sobie, nas w znacznym stopniu omin�y. T�umiono tak�e krytyk�
programu nauki, prze�o�onych, w og�le szko�y, ��dano bezwzgl�dnej wiary w jej niekwestionowany autorytet; nie o�mielali�my si� nawet w�tpi� w istniej�cy porz�dek, gdy� w szkole znajdowali�my si� pod dyktatem absolutnego poniek�d systemu w�adzy. W dodatku nie by�o wcale takich przedmiot�w, jak nauka o spo�ecze�stwie, kt�re mog�yby rozwija� w nas zdolno�� do ocen politycznych. Na lekcjach niemieckiego, nawet jeszcze w ostatniej klasie, pisali�my wypracowania na tematy z historii literatury, co wr�cz utrudnia�o zastanowienie si� nad problemami spo�ecznymi. Ta apolityczno�� procesu dydaktycznego nie pobudza�a nas, rzecz jasna, do zajmowania stanowiska wobec wydarze� politycznych tak�e w rozmowach na dziedzi�cu szkolnym czy poza szko��.
Decyduj�c� r�nic� mi�dzy obecn� a �wczesn� sytuacj� by�a r�wnie� niemo�no�� wyjazdu za granic�. Nawet gdyby znalaz�y si� pieni�dze na takie podr�e, nie by�o �adnej organizacji, kt�ra zaj�aby si� w tym wypadku m�odzie��. Uwa�am za konieczne wskazanie tych brak�w, kt�re ca�� generacj� wyda�y bezbronn� na pastw� szybko w�wczas mno��cych si� technicznych �rodk�w kszta�towania opinii.
W domu te� nie prowadzono �adnych rozm�w politycznych. Wydaje si� to tym dziwniejsze, �e ojciec m�j by� ju� przed 1914 rokiem libera�em z przekonania. Ka�dego przedpo�udnia oczekiwa� niecierpliwie "Frankfurter Zeitung", co tydzie� czytywa� krytyczne czasopisma "Simplicissimus" i ,,Jugend". Nale�a� do duchowego kr�gu Friedricha Naumanna, kt�ry opowiada� si� za reformami socjalnymi w pot�nych Niemczech. Po roku 1923 ojciec zosta� zwolennikiem Coudenhove-Kalergiego i gorliwie wyznawa� jego paneuropejskie idee. Z pewno�ci� ch�tnie rozmawia�by ze mn� o polityce, ale ja raczej unika�em takich okazji, a on nie nalega�. To zoboj�tnienie polityczne pozostawa�o wprawdzie w zgodno�ci z postaw� m�odzie�y, zm�czonej i rozczarowanej przegran� wojn�, rewolucj� i inflacj�, ale jednocze�nie nie pozwala�o mi przyswoi� sobie miernik�w politycznych, kategorii s�u��cych ocenie wydarze�. Bardziej odpowiada�o mi wst�powanie po drodze ze szko�y do parku przy zamku heidelberskim, przygl�danie si� z Scheffelterrasse, w kilkuminutowym rozmarzeniu, staremu miastu i ruinom zamku. Ten romantyczny poci�g do rozpadaj�cych si� zamk�w i kr�tych zau�k�w pozosta� ju� we mnie i przejawia� si� tak�e p�niej w nami�tnym zbieraniu pejza�y, szczeg�lnie romantyk�w heidelberskich. Niekiedy po drodze spotyka�em Stefana Georgego, kt�ry sprawia� wra�enie nadzwyczaj godnego i dumnego i od kt�rego bi�o niemal sakralne dostoje�stwo. Mia� w sobie jak�� magnetyczn� si��; podobne wra�enie sprawia�
musieli wielcy aposto�owie. M�j starszy brat by� w �smej klasie, gdy zdoby� dost�p do bliskiego otoczenia mistrza.
Najsilniej poci�ga�a mnie muzyka. W Mannheimie s�ucha�em do 1922 roku m�odego Furtwanglera, a potem Ericha Kleibera. W�wczas Verdi robi� na mnie wi�ksze wra�enie ni� Wagner, a Puccini by� "straszny". Zachwyca�em si� natomiast jedn� z symfonii Rim-skiego-Korsakowa, r�wnie� V symfonia Maniera wydawa�a mi si� wprawdzie "do�� skomplikowana, ale spodoba�a mi si�". Po obejrzeniu pewnego spektaklu teatralnego zauwa�y�em, �e Georg Kaiser "jest najwybitniejszym wsp�czesnym dramaturgiem, kt�ry w swych dzie�ach eksponuje poj�cie, warto�� i w�adz� pieni�dza", ogl�daj�c za� Dzik� kaczk� Ibsena uzna�em, �e cechy wy�szych warstw spo�ecznych �miesz� nas: postacie te s� "komediowe". Romain Rolland sw� powie�ci� Jan Krzysztof spot�gowa� m�j entuzjazm dla Beethovena.
Tak wi�c to nie tylko na skutek przyp�ywu m�odzie�czej przekory nie podoba�o mi si� w domu bogate �ycie towarzyskie. M�j poci�g do autor�w krytycznie patrz�cych na sprawy spo�eczne, jak r�wnie� szukanie sobie bli�szych koleg�w w klubie �eglarskim lub w schroniskach zrzeszenia alpinist�w mia�y ca�kowicie opozycyjny charakter. Znajomo�� ze skromn�, mieszcza�sk� rodzin� rzemie�lnicz� tak�e wykracza�a przeciwko zwyczajowi szukania sobie towarzystwa i przysz�ej �ony w odizolowanej warstwie spo�ecznej, do kt�rej nale�� rodzice. �ywi�em nawet spontaniczn� sympati� do skrajnej lewicy, ale sk�onno�� ta nigdy nie przybra�a uchwytnych form. Na jakiekolwiek zaanga�owanie polityczne by�em uodporniony; niczego przy tym nie zmienia� fakt, �e mia�em poczucie dumy narodowej: na przyk�ad w okresie okupacji Ruhry w 1923 roku oburza�y mnie niestosowne w tej sytuacji rozrywki i niepokoi�em si� gro�b� kryzysu w�glowego.
Ku swojemu zdziwieniu napisa�em najlepsze wypracowanie maturalne w�r�d uczni�w mojego rocznika. Mimo to, kiedy rektor szko�y w przem�wieniu po�egnalnym o�wiadczy� maturzystom, �e maj� teraz "otwart� drog� do najwi�kszych czyn�w i zaszczyt�w", pomy�la�em sobie: "Nie bardzo mo�esz na to liczy�".
Jako najlepszy w szkole matematyk chcia�em studiowa� t� dziedzin�. Ojciec sprzeciwi� si� mojemu zamiarowi, podaj�c przekonywaj�ce powody, a ja nie by�bym matematykiem obeznanym z logik�, gdybym nie ust�pi�. Narzuca� si� zaw�d architekta, kt�ry tak dobrze zna�em od wczesnej m�odo�ci. Tak wi�c ku wielkiej rado�ci ojca zdecydowa�em si� zosta� architektem, podobnie jak on i jego ojciec.
Przez pierwszy semestr ze wzgl�d�w finansowych studiowa�em na politechnice w s�siednim Karlsruhe, gdy� inflacja narasta�a z dnia na dzie�. Co tydzie� musia�em odbiera� pieni�dze na swe utrzymanie, a pod koniec tygodnia bajeczna suma znowu stawa�a si� niczym. Z wycieczki rowerowej przez Schwarzwald pisa�em w po�owie wrze�nia 1923 roku: "Bardzo tu tanio. Nocleg 400 000 marek, a kolacja l 800 000 marek. P� litra mleka 250000 marek". W sze�� tygodni p�niej, na kr�tko przed ko�cem inflacji, obiad w restauracji kosztowa� od 10 do 20 miliard�w, a w sto��wce ponad miliard, co odpowiada�o warto�ci siedmiu z�otych fenig�w. Za bilet do teatru musia�em p�aci� od 300 do 400 milion�w.
Wskutek tej katastrofy finansowej moja rodzina poczu�a si� w ko�cu zmuszona sprzeda� pewnemu koncernowi dom handlowy i fabryk� mojego nie�yj�cego dziadka, po minimalnej cenie, ale za "dolarowe bony skarbowe". Teraz moja miesi�czna pensja studencka wynosi�a szesna�cie dolar�w, za co mog�em �y� dostatnio, wolny od wszelkich trosk.
Kiedy sko�czy�a si� inflacja, przenios�em si� wiosn� 1924 roku na politechnik� w Monachium. Chocia� przebywa�em tam do lata 1925 roku, a Hitler, po zwolnieniu z aresztu w twierdzy wiosn� 1924, znowu budzi� wok� siebie zainteresowanie, nic o tym wszystkim nie wiedzia�em. W obszernych listach pisa�em jedynie o swej pracy, trwaj�cej do p�nych godzin nocnych, o naszym wsp�lnym celu, by pobra� si� za trzy lub cztery lata.
W czasie wakacji moja przysz�a �ona i ja w�drowali�my cz�sto z kilkoma studentami przez Alpy austriackie, od schroniska do schroniska; mozolne podej�cia dawa�y nam uczucie rzeczywistego wyczynu. Nieraz ze szczeg�ln� wytrwa�o�ci� przekonywa�em wsp�towarzyszy w�dr�wek, by nie cofa� si� z obranej trasy nawet przy najgorszej pogodzie, mimo burzy, gradu i zimna, mimo �e mg�a zaciemnia�a widok szczytu.
Z wierzcho�k�w g�r widzieli�my cz�sto ciemnoszar� warstw� chmur nad dalekimi r�wninami. Tam pod chmurami �yli, wed�ug naszych wyobra�e�, um�czeni ludzie; s�dzili�my, �e stoimy wysoko ponad nimi. M�odzi i troch� zarozumiali, byli�my przekonani, �e w g�ry wybieraj� si� tylko przyzwoici ludzie. Kiedy p�niej musieli�my powraca� z tych wzlot�w do normalnego, nizinnego �ycia, nierzadko by�em w pierwszej chwili oszo�omiony po�piechem miast.
"Zwi�zku z natur�" szukali�my tak�e p�ywaj�c naszymi sk�adakami. W�wczas ten rodzaj w�drowania by� jeszcze nowy, wody nie
roi�y si� tak jak dzisiaj od r�norodnych �odzi; w�r�d ciszy p�yn�li�my rzekami, a wieczorem mogli�my rozbija� namiot w miejscach o najpi�kniejszym krajobrazie. Te spokojne w�dr�wki dawa�y nam cz�stk� szcz�liwo�ci, kt�ra by�a czym� naturalnym dla naszych przodk�w. Jeszcze m�j ojciec podj�� w 1885 roku w�dr�wk� pieszo i wozem konnym z Monachium do Neapolu i z powrotem. P�niej, kiedy m�g� podr�owa� swym autem po ca�ej Europie, okre�la� t� w�a�nie w�dr�wk� jako najpi�kniejsze prze�ycie turystyczne.
Wielu z naszej generacji szuka�o kontaktu z natur�. Chodzi�o przy tym nie tylko o romantyczny protest przeciw mieszcza�skiej ciasnocie - uciekali�my tak�e przed wymaganiami komplikuj�cego si� �wiata. Dominowa�o w nas prze�wiadczenie, �e zachwiana zosta�a r�wnowaga otoczenia, a w naturze, w�r�d g�r i dolin rzecznych, odczuwalna by�a jeszcze harmonia. Im bardziej niedost�pne by�y g�ry, im bardziej samotne doliny rzek, tym mocniej nas poci�ga�y. Nie nale�a�em oczywi�cie do �adnej organizacji m�odzie�owej, gdy� ich masowa dzia�alno�� przekre�la�aby d��enie do izolacji, a ja czu�em raczej potrzeb� odosobnienia.
Jesieni� 1925 roku wraz z ca�� grup� monachijskich student�w architektury przenios�em si� na politechnik� w Berlinie-Charlottenbur-gu. Chcia�em si� dosta� do profesora Poelziga, kt�ry jednak ograniczy� liczb� uczestnik�w swego seminarium, po�wi�conego projektowaniu. Poniewa� moje uzdolnienia do rysunku okaza�y si� niewystarczaj�ce, nie zosta�em przyj�ty. I tak ju� mia�em w�tpliwo�ci, czy kiedykolwiek b�d� dobrym architektem, dlatego to orzeczenie nie zaskoczy�o mnie. W nast�pnym semestrze powo�any zosta� do Berlina profesor Heinrich Tessenow, obro�ca stylu ma�omiasteczkowo-rzemie�lniczego. Swoje zasady architektoniczne zredukowa� do granic mo�liwo�ci: "Minimum nak�ad�w to sprawa decyduj�ca". Od razu napisa�em do swojej przysz�ej �ony: "M�j profesor jest najwybitniejszym i naj�wiatlejszym cz�owiekiem, jakiego kiedykolwiek spotka�em. Jestem nim zachwycony i pracuj� z wielkim zapa�em. Nie jest nowoczesny, ale w pewnym sensie nowocze�niejszy ni� inni. Z pozoru tak samo jak ja trze�wy i bez fantazji, ale jego budowle �wiadcz� o g��bokim prze�ywaniu. Ma straszliwie bystry umys�. Postaram si� znale�� za rok w�r�d �wychowank�w mistrza�, a po up�ywie nast�pnego roku spr�buj� zosta� jego asystentem. Naturalnie widz� to wszystko zbyt optymistycznie, ale jest to droga, kt�r� p�jd� w najlepszym wypadku". Ju� w p� roku po zdaniu egzaminu zosta�em jego asystentem. By� on moim pierwszym katalizatorem - w siedem lat p�niej zast�pi� go inny, pot�niejszy.
Bardzo ceni�em tak�e naszego wyk�adowc� historii architektury. Profesor Daniel Krenker, z pochodzenia Alzatczyk, by� nie tylko zami�owanym archeologiem, lecz tak�e zaanga�owanym emocjonalnie patriot�: kiedy pokazywa� na swym wyk�adzie katedr� w Strasburgu, rozp�aka� si� i musia� przerwa� zaj�cia. U niego omawia�em ksi��k� Albrechta Haupta Sztuka budowania u German�w. Ale jednocze�nie pisa�em do przysz�ej �ony: "Niewielka mieszanina ras jest zawsze dobra. I je�li dzisiaj tracimy na znaczeniu, to nie dlatego, �e jeste�my ras� mieszan�. Byli�my ni� bowiem ju� w �redniowieczu, kiedy mieli�my w sobie jeszcze zarodki si�y i rozprzestrzeniali�my si�, kiedy wyparli�my z Prus S�owian, czy p�niej, kiedy przenosili�my kultur� europejsk� do Ameryki. Pozostajemy na uboczu, poniewa� nasze si�y zosta�y zu�yte; to samo dzia�o si� kiedy� z Egipcjanami, Grekami czy Rzymianami. Niczego tu zmieni� nie mo�na".
Lata dwudzieste w Berlinie by�y dla mnie �r�d�em inspiracji w okresie studi�w. Liczne przedstawienia teatralne: Sen nocy letniej w inscenizacji Maxa Reinhardta, �wi�ta Joanna Shawa z Elisabeth Bergner, Szwejk z Pallenbergiem i w inscenizacji Piscatora, robi�y na mnie wielkie wra�enie. Ale poci�ga� mnie tak�e rozmach wystawnej rewii Charella. Natomiast wcale nie przypada�y mi do gustu bombas-tyczne parady Cecila B. de Mille'a; nie przeczuwa�em jeszcze, �e w dziesi�� lat p�niej przewy�sz� t� filmow� architektur�. Uwa�a�em w�wczas filmy Mille'a za "pozbawione smaku typowo po ameryka�sku".
Jednak wszystkie doznania przyt�umi�a panuj�ca wok� bieda i bezrobocie. Upadek Zachodu Spenglera przekona� mnie, �e �yjemy w okresie rozk�adu, kt�ry wykazuje podobie�stwa z epok� p�noroma�sk�: inflacja, rozlu�nienie obyczaj�w, bezsi�a Rzeszy. Esej Prusa-ctwo i socjalizm zafascynowa� mnie sw� pogard� dla luksusu i wygody. Tu nauki Spenglera spotyka�y si� z naukami Tessenowa. Jednak m�j profesor, w przeciwie�stwie do Spenglera, widzia� nadziej� na przysz�o��. W ironicznym tonie wyst�powa� przeciw "kultowi bohater�w" w tym okresie: "Mo�e s� wsz�dzie wok� nie zrozumiani, rzeczywi�cie wielcy bohaterowie, kt�rzy ze swej najwy�szej woli i mocy maj� prawo tolerowa� i wy�miewa� nawet rzeczy najstraszliwsze jako niewa�ne zjawisko marginesowe. Mo�e zanim znowu b�d� mog�y rozkwitn�� miasta i rzemios�o, musi najpierw pada� co� w rodzaju deszczu siarkowego, mo�e ich przysz�y rozkwit wymaga, by narody przesz�y przez piek�o".
Latem 1927 roku, po dziewi�ciu semestrach studi�w, zda�em egzamin dyplomowy. Wiosn� nast�pnego roku, maj�c dwadzie�cia trzy lata, zosta�em jednym z najm�odszych asystent�w uczelni. Na jarmarku, zorganizowanym w ostatnim roku wojny, pewna wr�ka powiedzia�a mi: "Wcze�nie zdob�dziesz s�aw� i wcze�nie przejdziesz w stan spoczynku". Mia�em teraz pow�d, by pomy�le� o tej przepowiedni, gdy� nie bez podstaw mog�em przypuszcza�, �e je�li tylko zechc�, b�d� kiedy�, jak m�j profesor, wyk�ada� na politechnice.
Posada asystenta umo�liwia�a zawarcie ma��e�stwa. W podr� po�lubn� nie wybrali�my si� do W�och, lecz pop�yn�li�my sk�adakami, z namiotem, przez �a�cuch jezior meklemburskich, po�o�onych ustronnie w�r�d las�w. Spu�cili�my nasze sk�adane kajaki na wod� w Spandau, kilkaset metr�w od wi�zienia, w kt�rym mia�em sp�dzi� dwadzie�cia lat swego �ycia.
1 Marsza�kowie Rzeszy von Pappenheim pe�nili nieprzerwanie przez 600 lat, mniej wi�cej od 1192 roku, funkcj� g��wnych kwatermistrz�w armii niemieckiej. Byli ponadto najwy�szymi s�dziami polowymi oraz odpowiadali za s�u�b� drogow�, transport i s�u�b� zdrowia w armii (wg K. Bosl, Die Reichsministerialitat, Darmstadt 1967).
2 Wskutek strat w 1917 roku musiano zaniecha� u�ywania sterowc�w do cel�w wojennych.
Rozdzia� 2
ZAW�D l POWO�ANIE
Omal nie zosta�em ju� w 1928 roku architektem pa�stwowym i nadwornym. Amanullah Chan, w�adca Afga�czyk�w, chcia� zreformowa� sw�j kraj; w tym celu zabiega� o m�odych technik�w niemieckich. Joseph Brix, profesor zajmuj�cy si� budow� miast i dr�g, skompletowa� ekip�. Ja zajmowa�bym si� planowaniem budowy miast, pe�ni� rol� architekta i by� wyk�adowc� architektury w szkole technicznej, kt�r� miano utworzy� w Kabulu. Moja �ona studiowa�a wsp�lnie ze mn� wszystkie osi�galne ksi��ki o tym egzotycznym kraju; zastanawiali�my si�, jak w prostych budowlach stworzy� w�a�ciwy dla tego kraju styl, a patrz�c na dziewicze g�ry, uk�adali�my plany w�dr�wek narciarskich. Zaproponowane warunki kontraktu by�y korzystne; ale gdy ju� wszystko zdawa�o si� by� zupe�nie pewne - kr�l zosta� w�a�nie przyj�ty z wielkimi honorami przez Hindenburga - Afga�czycy obalili swego w�adc� w drodze zamachu stanu.
Pocieszy�a mnie jednak perspektywa dalszej pracy u Tes-senowa. A poniewa� ju� wcze�niej zacz�y wy�ania� si� pewne w�tpliwo�ci - by�em zadowolony, �e upadek Amanullaha uwolni� mnie od konieczno�ci podj�cia decyzji. Seminaria prowadzi�em tylko trzy dni w tygodniu; poza tym by�o pi�� miesi�cy wakacji. Mimo to otrzymywa�em 300 marek; wed�ug dzisiejszej warto�ci pieni�dza wynosi�o to oko�o 800 DM. Tessenow nie prowadzi� wyk�ad�w, lecz w wielkiej sali seminaryjnej poprawia� prace swych oko�o pi��dziesi�ciu student�w. Pojawia� si� tylko na cztery do sze�ciu godzin w tygodniu, w pozosta�ym czasie studenci zdani byli na moje uwagi i korektury.
Szczeg�lnie pierwsze miesi�ce by�y bardzo wyczerpuj�ce. Studenci, zrazu nastawieni do mnie krytycznie, pr�bowali przy�apa� mnie na jakim� b��dzie lub wykry� jak�� s�abo��. Dopiero stopniowo
wyzby�em si� pocz�tkowego onie�mielenia. Nie otrzymywa�em co prawda zlece� budowlanych, nad kt�rymi mia�em nadziej� pracowa� w wolnym czasie, a pozostawa�o mi go bardzo du�o. Prawdopodobnie robi�em nie najlepsze wra�enie z powodu zbyt m�odego wygl�du, a ponadto wskutek depresji gospodarczej w budownictwie panowa�a stagnacja. Wyj�tkiem by�o zlecenie na projekt heidelberskiego domu moich te�ci�w. By� to niepozorny budynek, kt�ry pos�u�y� za wzorzec dla innych niepozornych obiekt�w, a mianowicie dw�ch przybud�wek do gara�y przy willach w Wannsee i berli�skiej siedziby Organizacji Wymiany Akademickiej.
W 1930 roku pop�yn�li�my dwoma sk�adakami Dunajem od Donaueschingen do Wiednia. Wkr�tce po naszym powrocie odby�y si� 14 wrze�nia wybory do Reichstagu, kt�re tylko dlatego pozosta�y mi w pami�ci, �e ich wynik wyj�tkowo wzburzy� mojego ojca. NSDAP wywalczy�a 107 mandat�w i nagle znalaz�a si� w centrum dyskusji politycznej. Ten nieoczekiwany sukces wyborczy wywo�a� u ojca najczarniejsze obawy, kt�re obraca�y si� przede wszystkim przeciw socjalistycznym tendencjom NSDAP; i tak ju� by� przecie� zaniepokojony si�� socjaldemokrat�w i komunist�w.
Nasza politechnika sta�a si� tymczasem o�rodkiem dzia�alno�ci narodowosocjalistycznej. Podczas gdy ma�a grupka student�w komunist�w z wydzia�u architektury interesowa�a si� seminarium profesora Poelziga, narodowi socjali�ci zbierali si� u Tessenowa, chocia� by� on i pozosta� zdeklarowanym wrogiem ruchu hitlerowskiego. Istnia�y jednak niezamierzone paralele mi�dzy jego naukami a ideologi� narodowych socjalist�w. Na pewno Tessenow by� nie�wiadomy istnienia tych paraleli. Bez w�tpienia przerazi�aby go my�l o pokrewie�stwie jego pogl�d�w z teoriami narodowosocjalistycznymi.
Tessenow uczy� mi�dzy innymi: "Styl pochodzi od narodu. Mi�o�� do ojczyzny jest spraw� oczywist�. Nie mo�e istnie� prawdziwa kultura mi�dzynarodowa. Prawdziwa kultura pochodzi tylko z macierzystego �ona narodu". Hitler tak�e od�egnywa� si� od umi�dzynarodowienia sztuki, jego zwolennicy widzieli �r�d�a odnowy w ziemi ojczystej,, Tessenow pot�pia� wielkie miasta, przeciwstawiaj�c im wizerunek ch�opstwa: ,,Wielkie miasto jest tworem bezp�odnym. Wielkie miasto jest gmatwanin� starego i nowego. Wielkie miasto jest walk�, brutaln� walk�. Wszystko, co dobre, powinno pozosta� poza nim... Je�li elementy miejskie zetkn� si� z ch�opskimi, ch�opstwo ginie. Szkoda, �e
nie mo�na ju� my�le� po ch�opsku". Nie inaczej m�wi� Hitler, kt�ry wyst�powa� przeciw rozk�adowi obyczaj�w w wielkich miastach, ostrzega� przed z�ymi skutkami cywilizacji, zagra�aj�cymi biologicznej substancji narodu, i podkre�la� wa�n� rol� zdrowego ch�opstwa - zasadniczego elementu podtrzymuj�cego pa�stwo.
Hitler intuicyjnie potrafi� wyczu�, sformu�owa� i wykorzysta� do swoich cel�w r�ne nastroje, jakie istnia�y w tym okresie, cz�ciowo jeszcze rozproszone i nieuchwytne.
Gdy dokonywa�em poprawek, studenci narodowi socjali�ci cz�sto wci�gali mnie do dyskusji politycznych. Naturalnie dyskutowano przy tym nami�tnie o pogl�dach Tessenowa. Nie�mia�e zastrze�enia, jakie zg�asza�em pod wp�ywem pewnych sformu�owa� ojca, �atwo zbijano z dialektyczn� zr�czno�ci�.
M�odzie� studencka szuka�a wtedy swych idea��w przewa�nie u ekstremist�w, a partia Hitlera odwo�ywa�a si� w�a�nie do idealizmu tej niespokojnej generacji. A czy Tessenow tak�e nie przyczynia� si� do pog��bienia �atwowierno�ci student�w? W 1931 roku na przyk�ad powiedzia�: "B�dzie chyba musia� pojawi� si� kto� my�l�cy ca�kiem prosto. My�lenie sta�o si� dzisiaj zbyt skomplikowane. Niewykszta�cony cz�owiek, powiedzmy ch�op, rozwi�za�by wszystko znacznie �atwiej, poniewa� on w�a�nie jest jeszcze nie zepsuty. Mia�by tak�e si��, by urzeczywistni� swe proste my�li". Wydawa�o nam si�, �e ta jakby zawoalowana uwaga mo�e si� odnosi� do Hitlera.
W tym okresie Hitler wyg�asza� w berli�skiej "Hasenheide" przem�wienie do student�w Uniwersytetu Berli�skiego i politechniki. Moi studenci namawiali mnie, abym z nimi poszed�. Nie przekonany wprawdzie, ale ju� niepewny swego stanowiska, zgodzi�em si�. Brudne �ciany, w�skie schody i zaniedbane wn�trze nie sprawia�y dobrego wra�enia; odbywa�y si� tu poza tym robotnicze spotkania przy piwie. Sala by�a przepe�niona. Wydawa�o si�, �e niemal ca�a studenteria Berlina chce s�ucha� i ogl�da� tego cz�owieka, kt�remu jego zwolennicy okazywali tyle podziwu i o kt�rym przeciwnicy m�wili tyle z�ego. Liczni profesorowie siedzieli na uprzywilejowanych miejscach w �rodku nie ozdobionej empory; w�a�ciwie dopiero ich obecno�� nadawa�a imprezie rang�. Naszej grupie tak�e uda�o si� zdoby� dobre miejsca w amfiteatrze, niedaleko m�wnicy.
Pojawi� si� Hitler, witany burzliwie przez swych licznych zwolennik�w spo�r�d student�w. Ju� sam entuzjazm zrobi� na mnie du�e wra�enie. Ale zaskoczy� mnie tak�e wygl�d tego cz�owieka. Na plakatach i karykaturach widzia�em go w koszuli mundurowej z "koali-
cyjk�", z opask� ze swastyk� na r�kawie, z dzik� grzyw� na czole. Tu jednak wyst�powa� w dobrze skrojonym niebieskim garniturze, wyra�nie demonstruj�c mieszcza�sk� poprawno��, co razem stwarza�o wra�enie rozs�dnego umiarkowania. P�niej przekona�em si�, �e potrafi� on, �wiadomie lub intuicyjnie, doskonale dostosowa� si� do otoczenia.
Stara� si� przerwa� trwaj�c� wiele minut owacj�, jak gdyby si� przed ni� broni�c. Nast�pnie cichym g�osem, z oci�ganiem i troch� nie�mia�o, rozpocz�� nie tyle przem�wienie, ile pewnego rodzaju wyk�ad historyczny. Dla mnie by�o w tym co� ujmuj�cego, zw�aszcza �e przeczy�o wszystkiemu, czego oczekiwa�em pod wp�ywem propagandy jego przeciwnik�w: spodziewa�em si� zobaczy� histerycznego demagoga, wrzeszcz�cego i gestykuluj�cego fanatyka w mundurze. Nawet burzliwe oklaski nie zdo�a�y go odwie�� od tego profesorskiego tonu.
Wydawa�o si�, �e szczerze i otwarcie wyra�a sw� trosk� o przysz�o��. Ironi� �agodzi� pe�nym pewno�ci siebie humorem, jego po�udniowoniemiecki urok wprowadza� mnie w nastr�j swojsko�ci; nie do pomy�lenia by�o, by uj�� mnie ch�odny Prusak! Pocz�tkowa nie�mia�o�� Hitlera wkr�tce znik�a, od czasu do czasu podnosi� teraz g�os, m�wi� dobitniej i z sugestywn� si�� przekonywania. Wywo�ywa�o to znacznie g��bsze wra�enie ni� sama tre�� przem�wienia, z kt�rej niewiele zapami�ta�em.
Ponadto udzieli� mi si� entuzjazm, kt�ry z ka�dym zdaniem zdawa� si� niemal fizycznie unosi� m�wc�. Entuzjazm ten rozwiewa� sceptyczne zastrze�enia. Przeciwnik�w nie dopuszczano do g�osu. Wskutek tego powstawa�o, przynajmniej chwilami, z�udzenie jednomy�lno�ci. Pod koniec wydawa�o si�, �e Hitler nie m�wi po to, by przekonywa�, lecz raczej z przekonaniem wyra�a to, czego oczekiwa�a od niego publiczno�� zamieniona w jednolit� mas� - jak gdyby prowadzenie za sob� student�w i cz�ci grona profesorskiego dw�ch najwi�kszych uczelni w Niemczech by�o najoczywistsz� rzecz� na �wiecie. Przy czym owego wieczoru nie wyst�powa� on jeszcze jako absolutny w�adca, chroniony przed wszelk� krytyk�, lecz by� nara�ony na ataki ze wszystkich stron.
P�niej omawiano ten podniecaj�cy wiecz�r przy kuflu piwa; oczywi�cie moi studenci i mnie do tego namawiali. Chcia�em jednak jak najpr�dzej znale�� si� w samotno�ci, by doj�� ze sob� do �adu, opanowa� zam�t my�li. Wzburzony jecha�em w�r�d nocy swym ma�ym samochodem, zatrzyma�em si� pod sosnowym lasem, charakterystycznym dla krajobrazu nad Hawel�, i odby�em d�ug� w�dr�wk�.
W tym, wydawa�o mi si�, jest nadzieja, nowe idea�y, nowe spojrzenie, nowe zadania. Ponure przepowiednie Spenglera stawa�y si� teraz nieistotne, cho� jednocze�nie spe�nia�a si� jego wr�ba o nadej�ciu przysz�ego imperatora. Niebezpiecze�stwo komunizmu, kt�ry wydaje si� niepowstrzymanie zbli�a� do w�adzy - tak przekonywa� nas Hitler - mo�na zlikwidowa�, i nawet mimo beznadziejnego bezrobocia realne jest osi�gni�cie rozkwitu gospodarczego. O problemie �ydowskim wspomnia� tylko marginesowo. Uwagi te jednak nie razi�y mnie, chocia� nie by�em antysemit�, a z czas�w szkolnych i studenckich, jak niemal wszyscy, mia�em przyjaci� �yd�w.
W kilka tygodni po tym przem�wieniu, kt�re sta�o si� dla mnie tak wa�ne, przyjaciele zabrali mnie ze sob� na wiec w pa�acu sportowym; przemawia� gauleiter Berlina, Goebbels. Jak inne robi� wra�enie ni� Hitler: wiele frazes�w, dobrze wycelowanych i ostro sformu�owanych, szalej�cy t�um, kt�ry popychany by� do coraz fanatyczniej szych wybuch�w entuzjazmu i nienawi�ci, piek�o nami�tno�ci, jakie dotychczas prze�y�em, tylko ogl�daj�c noc� sze�ciodni�wk� *. Czu�em odraz�, pozytywne wra�enie, jakie wywar� na mnie Hitler, os�ab�o, cho� nie zatar�o si�.
Pa�ac sportowy pustosza�, ludzie szli spokojnie wzd�u� Pots-damer Strasse. Umocnieni w swej pewno�ci siebie przem�wieniem Goebbelsa, zajmowali wyzywaj�co ca�� szeroko�� jezdni, blokuj�c ruch samochodowy i tramwajowy. Policja pocz�tkowo nie reagowa�a, mo�e nie chcia�a dra�ni� t�umu. W bocznych ulicach jednak oczekiwa�y w pogotowiu oddzia�y konne i na samochodach ci�arowych. Policjanci dosiedli koni i ruszyli z podniesionymi pa�kami gumowymi w t�um, by opr�ni� jedni�. Przygl�da�em si� wzburzony, dotychczas nie widzia�em jeszcze stosowania tego rodzaju przemocy. Jednocze�nie poczu�em zaanga�owanie, kt�re zrodzi�o si� z mieszaniny wsp�czucia i protestu. Z motywami politycznymi nie mia�o to chyba nic wsp�lnego. W�a�ciwie nie zdarzy�o si� nic nadzwyczajnego. Nie by�o nawet rannych. Jednak kt�rego� z nast�pnych dni zg�osi�em si� do partii i zosta�em w styczniu 1931 roku cz�onkiem NSDAP, z numerem legitymacji 474481.
By�a to decyzja ca�kiem pozbawiona dramatyzmu. I wtedy, i przez ca�y czas p�niejszy nie bardzo czu�em si� cz�onkiem partii politycznej; nie wybra�em NSDAP, lecz stan��em przy boku Hitlera. Gdy zobaczy�em go po raz pierwszy, zrobi� na mnie tak sugestywne wra�enie, �e nie opu�ci�o mnie od tamtej pory. Si�a przekonywania,
* Sze�ciodniowe zawody kolarskie (przyp. t�um.).
swoista magia jego g�osu, kt�ry wcale nie by� przyjemny, odmienno�� raczej banalnego zachowania, kusz�ca prostota, z jak� podchodzi� do naszych skomplikowanych problem�w - wszystko to zamiesza�o mi w g�owie i urzek�o mnie. Jego programu prawie wcale nie zna�em. Ow�adn�� mn�, zanim cokolwiek poj��em.
Nie zirytowa�em si� nawet na pewnej imprezie ludowej organizacji Kampfbund Deutscher Kultur*, chocia� pot�piano tu wiele z tego, co reprezentowa� nasz nauczyciel Tessenow. Jeden z m�wc�w ��da� powrotu do dawnych form i dawnej interpretacji sztuki, zaatakowa� modern� i zel�y� na koniec zrzeszenie architekt�w "Der Ring", do kt�rego poza Tessenowem nale�eli tak�e Gropius, Mies van der Rohe, Scharoun, Mendelssohn, Taut, Behrens i Poelzig. Kto� z naszych student�w wys�a� poten do Hitlera list, w kt�rym ustosunkowywa� si� krytycznie do tego przem�wienia i z uczniowskim entuzjazmem opisywa� naszego podziwianego mistrza. Wkr�tce otrzyma� na reprezentacyjnym arkuszu odpowied� centrali partyjnej, utrzyman� w poufa�ym i szablonowym tonie. W li�cie zapewniano go o najwy�szym szacunku dla dzia�alno�ci Tessenowa. Nam wydawa�o si�, �e ma to du�e znaczenie. Naturalnie nie m�wi�em wtedy nic Tessenowowi o swej przynale�no�ci partyjnej1. W tych chyba w�a�nie miesi�cach moja matka zobaczy�a przemarsz SA ulicami Heidelbergu. Widok porz�dku w okresie chaosu, wra�enie energii w atmosferze powszechnej beznadziejno�ci musia�y tak�e j� poruszy�: w ka�dym razie, nie wys�uchawszy ani jednego przem�wienia i nie przeczytawszy �adnego pisma, wst�pi�a do partii. Obydwoje traktowali�my t� decyzj� jako z�amanie liberalnej tradycji rodzinnej, ukrywaj�c to wzajemnie przed sob� i przed ojcem. Dopiero po latach, kiedy ju� od dawna zalicza�em si� do bliskiego otoczenia Hitlera, odkryli�my przypadkiem t� wsp�ln� wczesn� przynale�no�� do partii.
* Zwi�zek Walki o Niemieck� Kultur� (przyp. t�um.).
1 Po 1933 roku postawiono Tessenowowi wszystkie wysuni�te na tym zebraniu zarzuty oraz wytkni�to mu powi�zania z wydawc� Cassirerern i jego otoczeniem. Tessenow uznany zosta� w zwi�zku z tym za podejrzanego i pozbawiony profesury. Uda�o mi si� wprawdzie, dzi�ki swojej uprzywilejowanej pozycji, wyjedna� u narodowosocjalis-tycznego ministra wychowania przywr�cenie mu na Politechnice Berli�skiej katedry, kt�r� utrzyma� a� do ko�ca wojny. Po 1945 roku dost�pi� wielkich zaszczyt�w, wybrano go jednym z pierwszych rektor�w Uniwersytetu Technicznego w Berlinie. "W latach po 1933 roku sta� mi si� wkr�tce ca�kiem obcy", pisa� w 1950 roku z Neubrandenburga do mojej �ony, ale ,,Speer by� dla mnie zawsze uprzejmym, �yczliwym cz�owiekiem".
Rozdzia� 3
NASTAWIENIE ZWROTNIC
By�oby w�a�ciwiej, gdybym opisuj�c tamte lata opowiada� przede wszystkim o swej pracy zawodowej, �yciu rodzinnym i swoich sk�onno�ciach. Nowe prze�ycia i do�wiadczenia odgrywa�y bowiem w moim sposobie my�lenia rol� podrz�dn�. By�em przede wszystkim architektem.
Jako posiadacz samochodu zosta�em cz�onkiem nowo utworzonego przy partii Narodowosocjalistycznego Zwi�zku Kierowc�w (NSKK), a poniewa� by�a to nowa organizacja, mianowano mnie jednocze�nie kierownikiem grupy w dzielnicy Wannsee, miejscu naszego zamieszkania. Wcale jednak nie my�la�em pocz�tkowo o powa�nej dzia�alno�ci partyjnej. By�em zreszt� jedynym w Wannsee, a tym samym w swej grupie cz�onkiem partii, kt�ry posiada� samoch�d, inni zamierzali go zdoby� dopiero w wypadku ,,rewolucji", o kt�rej marzyli. Tymczasem przeprowadzali rozpoznanie, gdzie na bogatym przedmie�ciu willowym znajduj� si� samochody odpowiednie na dzie� X.
To moje stanowisko partyjne wymaga�o niekiedy z�o�enia wizyty w kierownictwie obwodu zachodniego, kt�remu przewodzi� prosty, ale inteligenty i pe�en energii m�ody czeladnik m�ynarski, Karl Hanke. W�a�nie wynaj�� w eleganckiej dzielnicy Grunewald will� na przysz�� siedzib� swej organizacji obwodowej, bowiem po sukcesie wyborczym z 14 wrze�nia 1930 roku pot�na ju� partia bardziej dba�a o opraw� zewn�trzn�. Hanke zaproponowa� mi, bym urz�dzi� will�, naturalnie bez honorarium.
Naradzali�my si� w sprawie tapet, zas�on i kolor�w. M�ody kreisleiter wybra� na moj� propozycj� tapety projektu architekt�w z Bauhaus, cho� zaznaczy�em, �e s� to tapety "komunistyczne". Zby� jednak t� uwag� szerokim ruchem r�ki: "Bierzemy co najlepsze od
wszystkich, tak�e od komunist�w". Potwierdzi� w ten spos�b praktyk�, jak� Hitler ze swoim sztabem stosowa� ju� od lat: bez zwracania uwagi na ideologi� bra� wsz�dzie to. co obiecywa�o sukces, a nawet kwestie ideologiczne rozstrzyga� kieruj�c si� oddzia�ywaniem na wyborc�.
Hall kaza�em pomalowa� jaskraw� czerwieni�, a pomieszczenia robocze mocnym kolorem ��tym, z kt�rym czerwone zas�ony tworzy�y ostry kontrast. To wyzwolenie d�ugo t�umionej ch�ci czynu architektonicznego, kt�rym wyrazi� chcia�em rewolucyjnego ducha, spotka�o si� z r�nymi ocenami.
Na pocz�tku 1932 roku obni�ono pensje asystent�w - ma�y wk�ad na rzecz wyr�wnania napi�tego bud�etu pruskiego pa�stwa. Nie by�o widok�w na wi�ksze budowle, sytuacja gospodarcza stawa�a si� beznadziejna. Mieli�my z. �on� dosy� trzech lat asystentury; postanowili�my wi�c zrezygnowa� z posady u Tessenowa i przenie�� si� do Mannheimu. Prowadzenie administracji dom�w b�d�cych w�asno�ci� rodziny dawa�o mi zabezpieczenie finansowe, a jednocze�nie chcia�em tam rozpocz�� powa�n� prac� architekta, dotychczas bowiem nie odnios�em w niej �adnych sukces�w. Jako ,,samodzielny architekt" wysia�em zatem niezliczon� ilo�� pism do pobliskich przedsi�biorstw i przyjaci� mego ojca. z kt�rymi prowadzi� interesy. Ale, rzecz jasna, na pr�no czeka�em na znalezienie inwestora, kt�ry chcia�by spr�bowa� wsp�pracy z dwudziestosze�cioletnim architektem. Bowiem nawet dawno osiadli w Mannheimie architekci nie otrzymywali wtedy �adnych zlece�. Pr�bowa�em zwr�ci� na siebie uwag� bior�c udzia� w konkursach; nie wyszed�em jednak ponad trzecie nagrody i "wykupy". Przebudowa sklepu w jednej z rodzicielskich kamienic by�a w tym beznadziejnym okresie moj� jedyn� akcj� na placu budowy.
�ycie partyjne by�o tu bardzo swojskie. Po wyj�ciu z niespokojnej berli�skiej maszynerii partyjnej, w kt�r� by�em coraz bardziej wci�gany, czu�em si� w Mannheimie jak w klubie kr�glarskim. Nie by�o tu NSKK, wi�c Berlin przydzieli� mnie do zmotoryzowanych oddzia��w SS; wtedy s�dzi�em, �e jako cz�onka, ale prawdopodobnie tylko honorowo, gdy bowiem w roku 1942 chcia�em wznowi� cz�onkostwo, okaza�o si�, �e nie nale�a�em do zmotoryzowanych oddzia��w SS.
Kiedy zacz�to przygotowania do wybor�w, maj�cych si� odby� 31 lipca 1932 roku. pojechali�my z �on� do Berlina, by w��czy� si� w podniecaj�c� atmosfer� wyborcz� i w miar� mo�no�ci pom�c. Sta�y bowiem brak perspektyw zawodowych bardzo zintensyfikowa� moje zainteresowania polityczne - albo to, co tak okre�la�em. Chcia�em wnie�� sw�j sk�ad w zwyci�stwo wyborcze Hitlera. Mia�a to by� co
prawda tylko kilkudniowa przerwa w podr�y, gdy� z Berlina zamierzali�my uda� si� dalej, na dawno ju� zaplanowan� w�dr�wk� sk�adakami przez jeziora Warmii i Mazur.
Zameldowa�em si� z samochodem u szefa NSKK berli�skiego obwodu zachodniego, Willa Nagela. kt�ry wykorzysta� mnie jako kuriera je�d��cego do najr�niejszych lokali partyjnych. Kiedy udawa�em si� przy tym do dzielnic opanowanych przez "czerwonych", czu�em si� cz�sto w najwy�szym stopniu nieswojo. W suterenach, kt�re bardziej przypomina�y jamy. rozlokowa�y si� oddzia�y narodowych socjalist�w, powadz�c tam egzystencj� prze�ladowanych. Nie inaczej by�o w plac�wkach komunistycznych na terenie opanowanym przez hitlerowc�w. Nie mog� zapomnie� niewyspanej, strapionej i wystraszonej twarzy pewnego truppenfuhrera z centrum Moabitu, wtedy jednej z najniebezpieczniejszych dzielnic miasta. Ludzie ci ryzykowali �ycie i po�wi�cali zdrowie dla idei, nie wiedz�c, �e byli wykorzystywani w imi� fantastycznych wyobra�e� cz�owieka ��dnego w�adzy.
27 lipca 1932 roku Hitler mia� przyby� z porannego wiecu w Eberswalde na lotnisko Berlin-Staaken. Przydzielono mi zadanie przewiezienia ��cznika ze Staaken do miejsca nast�pnego wiecu, na stadion w Brandenburgii. Trzysilnikowy samolot zatrzyma� si� na p�ycie, wysiad� z niego Hitler oraz jego kilku wsp�pracownik�w i adiutant�w. Opr�cz nas nie by�o na lotnisku prawie nikogo. Wprawdzie z respektu zachowywa�em odleg�o��, ale widzia�em, jak Hitler nerwowo robi� wyrzuty jednej z towarzysz�cych mu os�b. poniewa� nie przyby�y jeszcze samochody. Z�y chodzi� tam i z powrotem, uderza� pejczem po wysokich cholewach but�w i w sumie sprawia� wra�enie cz�owieka nieopanowanego, ponurego, kt�ry pogardliwie traktuje swych wsp�pracownik�w.
Bardzo si� r�ni� od Hitlera zachowuj�cego si� w spos�b spokojny i cywilizowany, jakiego widzia�em na zebraniu student�w. Ca�kowicie sobie tego nie u�wiadamiaj�c, zetkn��em si� wtedy po raz pierwszy z osobliw� wielolicowo�ci� Hitlera: dzi�ki wielkiej intuicji w�a�ciwej aktorom umia� w miejscach publicznych dostosowywa� swe zachowanie do zmiennych sytuacji, wobec najbli�szego otoczenia natomiast, s�u�by i adiutant�w nie kontrolowa� siebie.
Nadjecha�y samochody, wsiad�em wraz z ��cznikiem do swego terkocz�cego, sportowego pojazdu i z maksymaln� szybko�ci� p�dzi�em kilka minut przed kolumna samochod�w Hitlera. W Brandenburgii kraw�niki w pobli�u stadionu okupowane by�y przez socjaldemokrat�w i komunist�w, musieli�my wi�c - m�j towarzysz by� w mundurze
partyjnym - min�� ten rozgniewany �a�cuch ludzki. Kiedy kilka minut p�niej nadjecha� Hitler ze sw� �wit�, t�um przemieni� si� w szalej�c� mas�, pr�c� na jezdni�. Samoch�d musia� si� przeciska� w powolnym tempie, a Hitler sta� wyprostowany obok kierowcy. Czu�em pe�ny respekt dla jego odwagi, i odczuwam to jeszcze dzisiaj. Widok ten zatar� negatywne wra�enie, jakiego dozna�em na lotnisku.
Czeka�em ze swym samochodem poza stadionem. Dlatego nie s�ysza�em przem�wienia, lecz tylko wybuchy entuzjazmu, przerywaj�ce Hitlerowi na ca�e minuty. Kiedy hymn partyjny obwie�ci� zako�czenie wiecu, ponownie wyruszyli�my w drog�. Hitler bowiem przemawia� tego dnia jeszcze po raz trzeci, na Stadionie Berli�skim. Tak�e tutaj panowa� wok� t�ok. Na ulicach sta�y tysi�ce ludzi, kt�rych nie wpuszczono na stadion. T�um czeka� cierpliwie od kilku godzin, poniewa� Hitler znowu bardzo si� sp�nia�. M�j meldunek, z�o�ony Hankemu, �e wkr�tce przyb�dzie, og�oszono od razu przez megafony. Rozszala�a si� burza entuzjazmu - zreszt� pierwsza i jedyna, jak� kiedykolwiek sam wywo�a�em.
Nast�pny dzie� zadecydowa� o mojej dalszej drodze �yciowej. Sk�adaki nasze znajdowa�y si� ju� na dworcu, bilety kolejowe te� zosta�y kupione, termin odjazdu ustalony by� na wiecz�r. Ale w po�udnie otrzyma�em telefon. Szef NSKK, Nagel, zakomunikowa� mi, �e Hanke, kt�ry awansowa� na kierownika organizacyjnego okr�gu berli�skiego, chcia�by si� ze mn� zobaczy�. Hanke przyj�� mnie przyja�nie. "Wsz�dzie pana szuka�em. Czy chce pan przebudowa� nasz� siedzib� okr�gow�?" zapyta�, gdy wsz