1737

Szczegóły
Tytuł 1737
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1737 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1737 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1737 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tytu�: "�AGODNA" Autor: FIODOR DOSTOJEWSKI PRZE�O�Y� GABRIEL KARSKI OPOWIADANIE FANTASTYCZNE OD AUTORA Przepraszam moich czytelnik�w, �e tym razem zamiast Dziennika w zwyk�ym kszta�cie daj� im tylko opowiadanie. Ale rzeczywi�cie pracowa�em nad tym utworem przez wi�ksz� cz�� miesi�ca. W ka�dym razie prosz� czytelnik�w o wyrozumia�o��. A teraz - co do samego opowiadania. Da�em mu podtytu� "fantastyczne", chocia� uwa�am je za jak najbardziej realne. Ale fantastyczno�� jest w nim istotnie - a mianowicie w samej formie opowie�ci, co te� chcia�bym zawczasu wyja�ni�. Chodzi o to, �e nie jest to opowiadanie, ani nie s� to notatki. Prosz� sobie wyobrazi� m�a, kt�rego �ona le�y na stole martwa: przed kilkoma godzinami pope�ni�a samob�jstwo, rzuciwszy si� z okna. Jest wzburzony i jeszcze nie zd��y� zebra� my�li. Chodzi po pokojach i usi�uje zda� sobie spraw� z tego, co zasz�o, "uporz�dkowa� swe my�li". Dodajmy, �e jest to zagorza�y hipochondryk z gatunku tych, co sami z sob� rozmawiaj�. Oto w�a�nie m�wi sam do siebie, referuje spraw�, wyja�nia j� sobie. Mimo pozorn� ci�g�o�� tej relacji, niejednokrotnie przeczy sobie - zar�wno logicznie jak uczuciowo. To usprawiedliwia siebie, to oskar�a j� i wdaje si� w uboczne rozwa�ania: mamy tu i wulgarno�� my�li, i serca, i g��bi� uczucia. Z wolna rzeczywi�cie wyja�nia sobie spraw� i "porz�dkuje my�li". �a�cuch wywo�anych przeze� wspomnie� nieodparcie przywodzi go wreszcie do prawdy; prawda nieodparcie uwznio�la jego umys� i serce. Pod koniec zmienia si� nawet sam ton opowie�ci - w por�wnaniu z chaotycznym jej pocz�tkiem. Prawda do�� jasno i wyra�nie - przynajmniej dla niego samego - odstania si� przed nieszcz�nikiem. Oto temat. Ma si� rozumie�, przebieg opowie�ci obejmuje kilka godzin - z zawieszeniami i przeskokami - i ma kszta�t nader zawiklany: bohater m�wi sam do siebie, to zn�w zwraca si� jak gdyby do niewidzialnego s�dziego. Tak te� zawsze bywa w rzeczywisto�ci. Gdyby stenograf m�g� go pods�ucha� i wszystko zanotowa� - tekst wypad�by nieco bardziej chropowaty, surowy, ani�eli u mnie; ale, jak mi si� wydaje, proces psychologiczny chyba pozosta�by nie zmieniony. Ot� ta hipoteza o stenografie, kt�ry wszystko zanotowa� (po czym ja bym opracowa� to literacko), stanowi w�a�nie to, co w tym opowiadaniu traktuj� jako element fantastyczny. Ale w sztuce co� podobnego nieraz bywa�o dopuszczalne. Wiktor Hugo na przyk�ad w swym arcydziele Ostatni dzie� skaza�ca zastosowa� chwyt prawie identyczny i cho� nie wprowadzi� stenografa, pozwoli� sobie na jeszcze 'wi�ksze nieprawdopodobie�-stwo, zak�adaj�c, �e skazaniec mo�e (i ma czas) kre�li� notatki nie tylko w ostatnim dniu, lecz nawet w ostatniej godzinie, dos�ownie w ostatniej minucie. Gdyby jednak zaniecha� tej fantyzji, nie powsta�by i sam utw�r - najrealniejszy i najprawdziwszy ze wszystkich, jakie napisa�. ROZDZIA� PIERWSZY I. KIM BY�EM JA I KIM BY�A ONA ...O, dop�ki ona tu jest-wszystko jeszcze dobrze: podchodz� i coraz spogl�dam; a wynios� j� jutro - jak�e ja tu zostan� sam? Teraz le�y w saloniku, na stole, zestawiono dwa stoliki do kart, a trumna b�dzie jutro, bia�a, wybita bia�ym at�asem, a zreszt� ja nie o tym... Wci�� chodz� i chodz�, �eby to sobie wyt�umaczy�. Oto ju� tak od sze�ciu godzin chodz�, usi�uj�c sobie wyt�umaczy� i wci�� nie mog� skupi� my�li. Rzecz w tym, �e chodz�, chodz�, chodz�... To by�o tak: po prostu opowiem wszystko po kolei. (Porz�dek!) Panowie, wcale nie jestem literatem, i wy to widzicie, ale niech tam, opowiem tak, jak sam rozumiem. St�d w�a�nie ca�e moje przera�enie, �e wszystko rozumiem! Ot�, je�eli chcecie wiedzie�, to znaczy, je�li zacz�� od samego pocz�tku - po prostu przychodzi�a do mnie zastawia� r�ne rzeczy, aby op�aca� og�oszenia w "G�osie": �e tak a tak, guwernantka gotowa na wyjazd i na przychodzenie na lekcje do dom�w itd., itd. To by�o na samym pocz�tku i ja naturalnie nie odr�nia�em jej od innych: przychodzi tak jak wszyscy i tak dalej. A p�niej to zacz��em j� odr�nia�. By�a taka szczuplutka, blondyneczka, �redniego wzrostu, w mojej obecno�ci zawsze jaka� niezr�czna, jakby skr�powana (my�l�, �e taka sama by�a wobec ka�dego, a ja, ma si� rozumie�, by�em dla niej taki sam, jak ten czy �w, to znaczy, je�eli m�wimy nie o w�a�cicielu lombardu, lecz o cz�owieku). Gdy tylko otrzymywa�a pieni�dze, natychmiast w ty� zwrot i znika�a. I zawsze w milczeniu. Inni tak si� sprzeczaj�, mole- 741 stuj�, targuj� si�, �eby wi�cej dosta�; ta-nie: ile dadz�... Mam wra�enie... wci�� si� gubi�... Aha, przede wszystkim zaciekawi�y mnie jej rzeczy: srebrne poz�acane kolczyki, mizerny medalionik - przedmioty groszowej warto�ci. Sama to wiedzia�a, ale patrz�c na ni� widzia�em, �e to dla niej dro-gocenno�� - i rzeczywi�cie to by�o wszystko, co jej pozosta�o po tatusiu i mamusi - jak si� p�niej dowiedzia�em. Raz tylko pozwoli�em sobie na docinek. Bo w�a�ciwie, widzicie, ja sobie na to nigdy nie pozwalam, wobec klient�w zachowuj� si� po d�entelme�sku: ma�o s��w, uprzejmie i surowo. "Surowo, surowo i surowo."1 Lecz oto ona o�mieli�a si� przynie�� resztki (ale to dos�ownie resztki) starego serdaka - no i nie wytrzyma�em: powiedzia�em co� niby w rodzaju dowcipu. Chryste Panie, jak si� rozgniewa�a! Oczy ma niebieskie, du�e, zamy�lone, ale-jak si� roz�arzy�y! Jednak nie pad�o ani jedno s�owo, zabra�a swoje "resztki" i wysz�a. Wtedy po raz pierwszy zauwa�y�em j� specjalnie i pomy�la�em o niej w podobny spos�b, to znaczy w�a�nie w spos�b specjalny. Tak: pami�tam jeszcze wra�enie, to jest, w�a�ciwie, g��wne wra�enie, og�ln� syntez�: to mianowicie, �e jest strasznie m�oda, taka m�odziutka, i�, rzek�oby si� - czternastolatka. A mia�a wtedy ju� szesna�cie lat bez trzech miesi�cy. A zreszt� nie to mia�em na my�li, to wcale nie w tym zawiera�a si� synteza. Nazajutrz przysz�a znowu. Dowiedzia�em si� p�niej, �e by�a z tym serdakiem u Dobronrawowa i u Mozera, ale oni opr�cz z�ota �adnych przedmiot�w nie przyjmuj�, tote� nie chcieli z ni� gada�. Ja natomiast przyj��em kiedy� od niej kame� (takie ot, �wi�stewko) i - zastanowiwszy si� p�niej - zdumia�em si�: ja tak�e pr�cz z�ota i srebra nic nie przyjmuj�, a od niej przyj��em t� kame�. Taka by�a wtedy moja druga o niej my�l, to pami�tam. Tamtym razem, to znaczy po wizycie u Mozera, przynios�a bursztynow� cygarniczk�: gracik taki sobie, amatorski, ale dla nas zn�w bez warto�ci, bo my - tylko z�oto. Poniewa� zjawi�a si� po wczorajszym buncie, przyj��em j� surowo. Surowo�� u mnie - to osch�o��. Niemniej jednak wr�czaj�c jej dwa ruble, nie zdo�a�em si� powstrzyma� i powiedzia�em z niejakim rozdra�nieniem: "robi� to wy��cznie dla pani, a Mozer takiej rzeczy od pani nie przyjmie". S�owa dla pani wypowiedzia�em ze szczeg�lnym naciskiem i w�a�nie w pew- 742 n y m sensie. Z�y by�em. Ona znowu zaczerwieni�a si� us�yszawszy owo dla pani, jednak�e zachowa�a milczenie, nie odsun�a pieni�dzy, przyj�a - ot, co znaczy bieda! A jaka by�a wzburzona! Zrozumia�em, �em j� zrani�. A po jej wyj�ciu nagle si� zastanowi�em: czy� istotnie taki triumf wart jest dwa ruble? Cha-cha-cha! Pami�tam, �em sobie to pytanie zada� dwukrotnie: czy to warte? Czy warte? I �miej�c si� odpowiedzia�em sobie na nie twierdz�co. Ogromnie mnie to wtedy rozbawi�o. Ale nie by�o to brzydkie uczucie: powiedzia�em tamto rozmy�lnie, celowo; chcia�em j� podda� pr�bie, poniewa� raptem, za�wita�y mi w g�owie pewne pomys�y dotycz�ce jej osoby. To by�a moja trzecia specjalna my�l o niej. No i od tego czasu wszystko si� zacz�o. Ma si� rozumie�, zaraz postara�em si� ok�ln� drog� zbada� wszelkie okoliczno�ci i oczekiwa�em jej przyj�cia ze szczeg�ln� niecierpliwo�ci�. Przeczuwa�em bowiem, �e si� rych�o zjawi. Kiedy przysz�a, wszcz��em - z nadzwyczajn� galanteri� - uprzejm� rozmow�. Jestem przecie niezgorzej wychowany i znam si� na formach. Hm... No i wtedy wyczu�em, �e jest dobra i �agodna. Osoby dobre i �agodne nie opieraj� si� d�ugo i cho� same do wywn�trzania si� nie s� bynajmniej skore, jednak�e od rozmowy wykr�ci� si� �adnym sposobem nie potrafi� i odpowiadaj� sk�po, ale odpowiadaj�, a im dalej, tym obficiej, trzeba tylko samemu nie ustawa�, skoro nam zale�y. Ma si� rozumie�, ona mi wtedy sama nic nie wyja�ni�a. P�niej dopiero dowiedzia�em si� o "G�osie" i o wszystkim. Ona si� wtedy rujnowa�a na og�oszenia; z pocz�tku, ma si� wiedzie�, wynio�le: "guwernantka, panie dobrodzieju, zgodzi si� na wyjazd i oferty prosz� nadsy�a� z podaniem warunk�w", a p�niej - "gotowa na wszystko: i do towarzystwa, i uczy� mo�e, i dogl�da� gospodarstwa, i piel�gnowa� chor� osob�, i szy� umiem" itd. itd.-to wszystko tak dobrze znamy! Naturalnie wyst�powa�o to w og�oszeniu w rozmaitych wariantach, a pod koniec, gdy jej po�o�enie sta�o si� rozpaczliwe, to nawet "bez. pensji, za wy�ywienie". Ot� nie, nie znalaz�a posady! Wtedy postanowi�em po raz ostatni j� wybada�: raptem bior� �wie�y numer "G�osu" i wskazuj� og�oszenia: "M�oda osoba, zupe�na sierota, poszukuje posady guwernantki do ma�ych dzieci, najch�tniej u starszego wdowca. Mo�e dopom�c w prowadzeniu domu." 743 - Ot, prosz�, ta dzi� rano da�a og�oszenie, , na wiecz�r z pewno�ci� posad� otrzyma. Oto jak trzeba si� -iglasza�! Zn�w si� wzburzy�a, znowu b�ysn�a oczyma, odwr�ci�a sic i natychmiast wysz�a. Bardzo mi si� to spodoba�o. Zreszt� by�em wtedy ca�kiem pewny i nie obawia�em si�: cygarniczek nikt nie zacznie przyjmowa�. A-ona zreszt� nie mia�a ju� nawet cygarniczek. I rzeczywi�cie, po dw�ch dniach przychodzi - taka bledziutka, zdenerwowana; zrozumia�em, �e co� si� musia�o wydarzy� u niej w domu; i faktycznie, wydarzy�o si�. Zaraz wyja�ni�, co si� wydarzy�o, ale na razie pragn� tylko wspomnie�, jak jej w�wczas zaimponowa�em i uros�em w jej oczach. Taki nagle powzi��em zamiar. Chodzi o to, �e przynios�a ten obraz (zdecydowa�a si� przynie��)... Ach s�uchajcie, s�uchajcie! To w�a�nie wtedy ju� si� zacz�o, bo ja si� wci�� pl�ta�em... Chodzi o to, �e teraz chc� wszystko odtworzy�, ka�dy taki drobiazg, ka�d� kreseczk�. Wci�� usi�uj� skupi� my�li i-nie mog�, a to w�a�nie owe kreseczki, kreseczki... Obraz Matki Boskiej z Dzieci�tkiem, domowy, rodzinny staro�wiecki, ornat srebrny poz�acany - warte to, no warte ze sze�� rubli. Widz�, �e przedmiot jest jej drogi; zastawia ca�o��, nie zdejmuj�c koszulki z obrazu. Powiadam jej: lepiej zdj��, a obraz niech pani zabierze; bo sam obraz jednak jako� nie bardzo... - A czy panu nie wolno? - Nie, nie o to chodzi, �e nie wolno, tylko tak... Mo�e dla pani samej... - No wi�c prosz� zdj��. - Wie pani, nie b�d� zdejmowa�, tylko wstawi� o tam, do szafki - rzek�em po namy�le - razem z innymi obrazami, pod lampk� (u mnie zawsze, kiedy otwiera�em kas�, pali�a si� lampka) i, ca�kiem po prostu, niech pani we�mie dziegie� rubli. - Nie potrzebuj� dziesi�ciu, niech pan da pi��; ja niezawodnie wykupi�. - A dziesi�ciu pani nie chce? Obraz jest tyle wart - powiedzia�em zauwa�ywszy, �e jej oczka zn�w si� zaiskrzy�y. Nic nie odpowiedzia�a. Wr�czy�em jej pi�� rubli. - Nie trzeba nikim gardzi�; ja sam bywa�em w podobnych 744 opresjach, nawet w jeszcze gorszych, i je�eli obecnie zastaje mnie pa� ~ przy takiej robocie, to w�a�nie dlatego, po wszystkim, com przecierpia�... - Pan m�ci si� na spo�eczno�ci? Tak? - z nag�a przerwa�a mi ze zjadliwym u�mieszkiem, zreszt� dosy� niewinnym (to "znaczy zwr�conym nie bezpo�rednio do mnie, poniewa� ona mnie pod�wczas bynajmniej nie odr�nia�a od innych - tak, �e powiedzia�a to prawie bez z�o�liwo�ci). Aha, pomy�la�em, to� ty taka, charakter si� ujawnia, nowomodny. - Widzi pani - oznajmi�em zaraz na po�y �artobliwie, na po�y tajemniczo:-"Jam cz�ci� cz�ci, kt�ra ongi by�a, jam cz�ci� tej ciemno�ci, co �wiat�o zrodzi�a..."2 Zwr�ci�a ku mnie bystre i pe�ne ciekawo�ci spojrzenie, w kt�rym, dodam nawiasem, by�o sporo dzieci�oo�ci. - Zaraz... Co to za sentencja? Sk�d to jest? Ja to gdzie� s�ysza�am... - Prosz� si� nie g�owi�, tymi s�owy Mefistofeles przedstawia si� Faustowi. Czyta�a pani FawtaJ - N-nie... nieuwa�nie. - To znaczy, wcale pani nie czyta�a. Trzeba przeczyta�. A zreszt� znowu widz� na pani wargach ironiczne skrzywienie. Prosz� tylko nie przypisywa� mi tak z�ego smaku, �e oto, chc�c ubarwi� swoj� rol� lichwiarza, wpad�em na koncept zaprezentowania si� pani jako Mefistofeles. Lichwiarz lichwiarzem pozostanie. Wiadomo. - Pan jest jaki� dziwny... Wcale nie chcia�am powiedzie� panu nic takiego... Mia�a ochot� powiedzie�: "nie spodziewa�am si�, �e pan jest cz�owiekiem wykszta�conym", ale nie powiedzia�a; wiedzia�em jednak, �e tak pomy�la�a; ogromnie j� zaintrygowa�em. - Widzi pani - zauwa�y�em - na ka�dym kroku mo�na czyni� dobro. Oczywi�cie, nie m�wi� o sobie: ja opr�cz z�a, powiedzmy, nic nie czyni�, jednak�e... - Naturalnie, mo�na czyni� dobro w ka�dym miejscu- rzek�a, obrzuciwszy mnie po�piesznym, wa�kim spojrzeniem.- W�a�nie w ka�dym miejscu - doda�a nagfe. Och, pami�tam, wszystkie te momenty pami�tam! I zauwa�� jeszcze, �e kiedy ta m�odzie�, ta mila m�odzie� pragnie powiedzie� co� takiego m�drego i wa�kiego - to raptem zbyt szczerze i naiwnie na twarzy b�dzie mia�a wypisane, �e oto, 32 Dostojcwski, 745 panie dobrodzieju, "m�wi� d teraz co� m�drego i wa�kiego" - i to nie z pr�no�ci, jak to bywa u nas, ale wr�cz wida�, �e sama strasznie w to wszystko wierzy i ceni to, i szanuje, i my�li, �e wy to wszystko tak samo szanujecie. Ach, szczero��! Oto czym nas zwyci�aj�! A w niej-jakie� to by�o urocze! Pami�tam, niczegom nie zapomnia�! Po jej wyj�ciu od razu zadecydowa�em. Tego� dnia przeprowadzi�em ostatnie poszukiwania i pozna�em wszystkie-ju� bie��ce-tajniki; dawne znalem w ca�o�ci dzi�ki Lukierii, kt�ra pod�wczas u nich s�u�y�a i kt�r� kilka dni temu przekupi�em. Owe kulisy rzeczywisto�ci by�y tak przera�aj�ce, �e nie pojmuj�, jak mo�na by�o jeszcze si� �mia� - tak jak niedawno ona - i interesowa� si� s�owami Mefista, gdy sama by�a w tak okropnym po�o�eniu. Ale-ot, m�odzie�! Tak w�a�nie pomy�la�em o niej z dum� i rado�ci�, albowiem w tym jest i wielkoduszno��: oto prosz�, chocia� znajdujemy si� na skraju zag�ady, wielkie s�owa Goethego promieniej�. M�odo�� zawsze - chocia�by odrobin� i cho�by w b��dnym kierunku - przecie jest wielkoduszna. To znaczy - ja wszak o niej, o niej jednej. I przede wszystkim wtedy ju� patrza�em na ni� jak na moj� i nie w�tpi�em o swej pot�dze. Wiecie, przes�odka to my�l, kiedy nie mamy ju� w�tpliwo�ci! Ale co si� ze mn� dzieje? Je�eli b�d� dalej w ten spos�b, kiedy� zbior� to wszystko razem? Pr�dzej, pr�dzej - to wcale nie w tym rzecz, och Bo�e! II. PROPOZYCJA MA��E�STWA Owe "kulisy", to, czego si� o niej dowiedzia�em, wyra�� w jednym zdaniu: rodzice j� odumarli ju� dawno, przed trzema laty, ona za� zamieszka�a u niesamowitych ciotek. Okre�lenie to jest zbyt s�abe. Jedna ciotka - wdowa, obarczona liczn� rodzin�, dzieci sze�� sztuk, jedno mniejsze od drugiego; druga - niezam�na, stara, wstr�tna. Obydwie wstr�tne. Ojciec jej by� urz�dnikiem, ale z kancelist�w, i posiada� zaledwie szlachectwo indywidualne - jednym s�owem, dla mnie w sam raz. Zjawia�em si� niejako z wy�szego �wiata: b�d� co b�d� emerytowany sztabs-kapitan ze �wietnego pu�ku, rodowity szlachcic, niezale�ny itd., a je�eli chodzi o kas� po�ycz- 746 kow� - u ciotek mog�o to wywo�ywa� jedynie szacunek. U tych ciotek sp�dzi�a trzy lata w niewoli, ale przecie egzamin gdzie� tam zda�a - zd��y�a, zd��y�a zda�, mimo bezlitosn� m�k� codziennej pracy, a to-chyba �wiadczy�o o jej d��eniu do czego� wy�szego i szlachetniejszego! Bo i po c� chcia�em si� �eni�? A zreszt�-do diab�a ze mn�, o tym p�niej... I czy� o to idzie? Uczy�a ciotczyne dzieci, szy�a bielizn�, a pod koniec nie tylko bielizn�, i - z tymi jej s�abymi p�ucami - pod�ogi szorowa�a. Tamte ustawicznie j� maltretowa�y i nawet bi�y. Dosz�o do tego, �e zamierza�y j� sprzeda�! Tfu! Pomin� plugawe szczeg�y. P�niej opowiedzia�a mi wszystko dok�adnie. Wszystko to 'przez ca�y rok obserwowa� s�siad, opas�y sklepikarz, ale nie taki zwyczajny sklepikarz, lecz w�a�ciciel dw�ch sk�ad�w kolonialnych. Mia� ju� na rozk�adzie dwie �ony i szuka� trzeciej - no i wypatrzy� sobie: "spokojniutka, panie dobrodzieju, wyros�a w biedzie, a ja o�eni� si� ze wzgl�du na sieroty." Rzeczywi�cie mia� ma�e dzieci. Wi�c - w konkury, j�� zmawia� si� z ciotkami; a ch�op mia� pi��dziesi�t lat; ona jest przera�ona. W�wczas to zacz�a cz�sto zachodzi� do mnie - w zwi�zku z owymi og�oszeniami w "G�osie". Wreszcie uprosi�a ciotki, aby pozostawi�y jej do namys�u cho� odrobink� czasu. Da�y jej t� odrobink�, ale tylko jedn�, drugiej ju� nie; warkn�y: "Same, nawet bez zb�dnej g�by, nie mamy co �re�." A wieczorem przyjecha� kupiec; przywi�z� ze sklepu funt cukierk�w po p� rubla; ona siedzi obok niego; wywo�uj� tedy z kuchni �ukieri� i wysy�am, �eby jej szepn�a, �e stoj� przy bramie i chc� z ni� pom�wi� w bardzo pilnej sprawie. By�em zadowolony z siebie. I w og�le przez ca�y ten dzie� by�em ogromnie rad. No i kiedy si� ukaza�a, zdumiona ju� samym faktem, �em j� wezwa�, zaraz tam w bramie, w obecno�ci Lukierii, o�wiadczam jej, �e b�d� sobie poczytywa� za szcz�cie i zaszczyt... Po drugie: niechaj si� nie dziwi, �e w takim trybie i �e w bramie: "Jestem cz�owiekiem, �e tak powiem, prostolinijnym i rozwa�y�em wszelkie okoliczno�ci." I to nie by�o k�amstwo, �em prostolinijny. No, mniejsza... M�wi�em za� nie tylko grzecznie, to znaczy wykazawszy si� jako cz�owiek dobrze wychowany, ale i oryginalnie, a to najwa�niejsze. C�, czy grzech to stwierdzi�? Ja chc� siebie os�dzi� i czyni� to. Powinienem m�wi� pro i contra, no i m�wi�. P�niej nawet z lu- bo�ci� to wspomina�em, chocia� to ghipie: o�wiadczy�em jej wtedy po prostu, bez najmniejszego zmieszania, �e po pierwsze: nie jestem szczeg�lnie uzdolniony, szczeg�lnie m�dry, mo�e nawet niezbyt dobry, do�� tani egoista (pami�tam to wyra�enie, u�o�y�em je sobie wtedy po drodze i by�em z niego zadowolony), oraz �e mo�e i pod innymi wzgl�dami jest we mnie du�o, du�o niemi�ego. Wszystko to zosta�o wypowiedziane z jak�� swoist� godno�ci�-wiadomo, jak si� takie rzeczy m�wi. Oczywi�cie mia�em na tyle dobrego smaku, �e uczciwie wymieniwszy swoje braki, nie zabra�em si� do wyliczania: "ale, panie dobrodzieju, w zamian posiadam to i tamto, i owo". Widzia�em, �e ona na razie okrutnie si� boi, ale ani troch� swej wypowiedzi nie z�agodzi�em; nie do�� tego, widz�c, �e si� boi, rozmy�lnie wzmocni�em: powiedzia�em wr�cz, �e b�dzie syta, co za� si� tyczy stroj�w, teatr�w, bal�w - tego nie b�dzie, chyba dopiero w przysz�o�ci, kiedy osi�gn� sw�j cel. Ten surowy ton prawdziwie mnie upaja�. Doda�em-r�wnie� najswobodniej, niby mimochodem - �e je�eli param si� takim zaj�ciem, to jest, prowadz� t� kas� - to mam w tym jeden tylko cel, jest, �e tak powiem, pewna okoliczno��... Ale przecie� mia�em prawo tak m�wi�: rzeczywi�cie taki cel mia�em i tak� okoliczno��... Za pozwoleniem, panowie, ja przez cale �ycie pierwszy nienawidzi�em tej kasy po�yczkowej, ale w istocie, chocia� to �mieszne przemawia� do samego siebie tajemniczymi frazesami, przecie� w�a�nie "m�ci�em si� na spo�eczno�ci", naprawd�, naprawd�, naprawd�! Tak, i� jej docinek na temat tej mojej "zemsty" by� niesprawiedliwy. To jest, uwa�acie, gdybym by� rzuci� jej wprost s�owa: "Tak, ja si� mszcz� na spo�eczno�ci", roze�mia�aby si� - jak' to uczyni�a rankiem - i wypad�oby rzeczywi�cie pociesznie. Ale kiedy ot tak, ubocznym napomknieniem wtr�ci�em tajemnicze zdanie, okaza�o si�, �e mo�na wyobra�ni� zaintrygowa�. A poza tym ja si� wtedy niczego ju� nie obawia�em: wszak wiedzia�em, �e gruby sklepikarz w ka�dym razie jest jej bardziej wstr�tny ode mnie .i �e oto ja, stoj�c przed bram�, okazuj� si� wyzwolicielem. Przecie� ja to wszystko pojmowa�em. Je�eli idzie o pod�o�� - cz�ek orientuje si� doskonale!' Ale czy to pod�o��? Jak�e tu cz�owieka s�dzi�? Albo� ja jej ju� nawet wtedy nie kocha�em? Chwileczk�: ma si� rozumie�, nie napomkn��em jej ani s�owem o dobrodziejstwie, przeciwnie, wr�cz przeciwnie: "To dla mnie, �e tak powiem,-a nie dla pani dobrodziejstwo." Tak, i� nawet wyrazi�em to s�owami i mo�e wypad�o g�upawo, zauwa�y�em bowiem przelotny grymas na jej twarzy. Ale w og�lnym rozrachunku bezsprzecznie wygra�em. Czekajcie, skoro ju� mam wywleka� "ca�e to b�oto, przypomn� i ostatnie �wi�stwo: sta�em, a w g�owie mi si� kot�owa�o: jeste� wysoki, zgrabny, edukowany i - i ostatecznie, m�wi�c bez fanfaronady-niebrzydki z ciebie m�czyzna. Oto co mi ta�czy�o w �epetynie. Oczywi�cie ona tam�e w bramie powiedzia�a tak. Ale... Ale musz� doda�: tam�e w bramie d�ugo my�la�a,' zanim powiedzia�a tak. Tak si� zamy�li�a, tak zamy�li�a, �em po chwili spyta�: - No i jak�e, co? -i nawet nie zdzier�y�em; z pewnym zaci�ciem zapyta�em:-No i jak�e, i c�, szanowna pani? - Prosz� zaczeka�, my�l�. I tak� powa�n� mia�a twarzyczk�, tak� �- �e ju� w�wczas by�bym m�g� wyczyta�, co my�li! A ja si� czu�em obra�ony: "czy�by wybiera�a mi�dzy mn� a kupcem?" Och, wtedy jeszcze nie rozumia�em! Nie, jeszcze wtedy nie rozumia�em! Do dzi� dnia nie rozumia�em. Pami�tam, �ukieria wybieg�a za mn�, kiedym ju� odchodzi�, zatrzyma�a mnie w drodze i z gor�czkowym podnieceniem powiedzia�a: "B�g panu zap�aci za to, �e pan bierze nasz� kochan� panienk�; tylko prosz� jej tego nie m�wi�: ona jest ambitna." Ha, jest ambitna! Ja, panie dobrodzieju, sam lubi� ambitne os�bki. Ludzie ambitni s� przemili, kiedy... ano kiedy nie mamy ju� w�tpliwo�ci co do naszej nad nimi w�adzy, prawda? Och ty prostaku, nied�wiedziu! Ach, jaki by�em zadowolony! Wiecie... przecie� w niej, kiedy tak sta�a przed bram�, zamy�liwszy si�, by mi powiedzie� tak, a ja zdziwiony czeka�em, czy wiecie, �e w niej mog�a by�a si� zrodzi� nawet taka my�l: "Skoro ju� nieszcz�cie i tam, i tu, czy nie lepiej wybra� od razu najgorsze, to jest t�ustego sklepikarza; niech�e co rychlej zat�ucze, gdy si� spije na um�r!" Co? Jak s�dzicie: mog�a to pomy�le�? Ot, przed chwil� powiedzia�em, �e mog�a tak pomy�le�: i� z dwojga z�ego lepiej wybra� gorsze, czyli kupca. A kto by� w jej oczach tym gorszym: ja czy tamten? Kupiec czy zastawnik cytuj�cy Goethego? To jeszcze pytanie! Jakie� tu pytanie? Jeszcze tego nie rozumiesz? Odpowied� le�y tu 740 na stole, a ty powiadasz: pytanie! Ech, do diabla ze mn�! Nie o mnie wcale chodzi... Ale w�a�nie, co mi teraz za r�nica czy o mnie, czy nie o mnie chodzi? Tego ju� zgol� nie potrafi� rozstrzygn��. Trzeba by p�j�� spa�. G�owa boli... III. NAJSZLACHETNIEJSZY Z LUDZI, ALE SAM W TO NIE WIERZ� Nie zasn��em. Bo i jak tu spa�, co� t�tni w g�owie. Chcia�oby si� ogarn�� to wszystko, ca�e to b�oto. Och, b�oto! Och, z jakiego b�ota w�wczas j� wyci�gn��em! Chyba powinna by�a to wszystko zrozumie�, oceni� m�j post�pek! Przyjemne by�y mi te� r�ne my�li, na przyk�ad: �e ja mam czterdzie�ci jeden lat, a ona szesna�cie. To mnie ujmowa�o, owo poczucie nier�wno�ci - bardzo to mile, bardzo mile. Ja na przyk�ad chcia�em urz�dzi� �lub a 1'anglaise, to znaczy tylko we dwoje, przy dw�ch zaledwie �wiadkach (jednym by�aby Lukiem) i potem zaraz do Moskwy - do hotelu, na jakie� dwa tygodnie. Ona sprzeciwi�a si�, nie pozwoli�a i musia�em si� wybra� z ceremonialn� wizyt� do ciotek, od kt�rych j� zabieram. Ust�pi�em i ciotkom odda�em powinno��. Nawet da�em tym kreaturom po sto rubli i jeszcze co� tam obieca�em, oczywi�cie nic jej o tym nie m�wi�c, �eby nie zmartwi� przypomnieniem ub�stwa. Ciotki natychmiast sta�y si� s�odziutkie. Wywi�za� si� sp�r w sprawie posagu: ona prawie literalnie nic nie mia�a, ale niczego si� te� nie domaga�a. Uda�o mi si� jednak przekona� j�, �e tak ca�kiem nic - niepodobna, no i posag sprawi�em ja, bo i kt�by cokolwiek dla niej zrobi�! Ech, co tam, mniejsza o mnie. R�ne my�li przecie zd��y�em jej wtedy zwierzy�, �eby przynajmniej wiedzia�a, co i jak. Mo�e si� z tym nawet troch� po�pieszy�em. Najwa�niejsze to to, �e - jakkolwiek hamuj�c si� - b�d� co b�d� lgn�a do mnie z mi�o�ci�, z zachwytem wita�a moje wieczorne przyjazdy, opowiada�a mi tym swoim dziecinnym stylem - ach, to czaruj�ce niewinne gaworzenie! - o ca�ym swym dzieci�stwie i rodzicielskim domu, o ojcu i matce. Lecz ja wszystek ten urok z miejsca obla�em zimn� wod�. Na tym w�a�nie polega�a moja postawa. Na zachwyty odpowiada�em milczeniem - ma si� rozumie�, �askawym... lecz ona przecie rych�o stwierdzi�a, �e�my r�ni, �e ja - to zagadka. A sedno w tym, �e ja w�a�nie na to bi�em! Wszak po to, by zada� zagadk�, mo�e pope�ni�em ca�� t� niedorzeczno��! Przede wszystkim: surowo�� - pod tym te� znakiem wprowadzi�em j� do swego domu... Jednym s�owem wtedy, aczkolwiek by�em rad, wypunktowa�em ca�y system. Och, sam si� ten system bez �adnego nat�enia ukszta�towa�... Ale bo te� nie spos�b by�o inaczej: musia�em stworzy� ca�y ten system pod naporem niez�omnych okoliczno�ci... Czemu� mia�bym sam siebie oczernia�? System by� s�uszny. Nie, pos�uchajcie, je�eli ju� kogo� s�dzi�-to trzeba zna� spraw�... S�uchajcie: Jak by tu zacz��? Bo to bardzo trudne. Kiedy zaczniemy si� usprawiedliwia�-w tym w�a�nie trudno��. Bo, uwa�acie: m�odzie� gardzi na przyk�ad pieni�dzem; no to ja natychmiast z naciskiem o pieni�dzach - i to z takim, �e ona coraz bardziej milk�a. Rozwiera�a szeroko oczy, s�ucha�a, patrza�a i milk�a. M�odzie�, uwa�acie, jest wielkoduszna i wybuchowa, ale jest niezbyt tolerancyjna, sk�onna niemal wr�cz do pogardy. Ja Za� domaga�em si� liberalizmu, chcia�em ten liberalizm wszczepi� jej wprost do serca, wszczepi� w odruchy serca, czyli� nie tak? We�my potoczny przyk�ad: jak mia�em, powiedzmy, takiej osobie przedstawi� spraw� prywatnego lombardu? Ma si� rozumie�, nie zacz��em bezpo�rednio o tym, gdy� wypad�oby, �e prosz� o wybaczenie za t� kas�, ale operowa�em, �e tak powiem, dum�, m�wi�em nieomal milcz�c. A w tym to ja jestem mistrzem, cale �ycie przegada�em w milczeniu i milcz�c sam z sob� prze�y�em ca�� tragedi�. Ach, przecie� i ja by�em nieszcz�liwy! Przez wszystkich odsuni�ty, wyrzucony i zapomniany - a nikt o tym nie wie! A tu raptem ta szesnastolatka na�apa�a od ludzi, od ludzi nikczemnych, r�nych o mnie szczeg��w i wydaje si� jej, �e wie wszystko, gdy w�a�nie to, co najcenniejsze, tkwi�o jedynie we wn�trzu tego cz�owieka! Ja milcza�em wci�� i zw�aszcza, zw�aszcza przed ni� milcza�em - a� do wczorajszego dnia; dlaczego milcza�em? Ano-jako cz�owiek dumny. Chcia�em, by si� dowiedzia�a sama, beze mnie - tylko ju� nie z plotek plugawcow, lecz �eby sama si� domy�li�a, co to za cz�owiek, i zrozumia�a go! Wprowadzaj�c j� do swego domu, wymaga�em ca�kowitego szacunku. Chcia�em, by sta�a przede mn� w b�agalnej pozie - za moje cierpienia-i zas�ugiwa�em na to! O, ja zawsze by�em 7"i1 dumny, zawsze chcia�em mie� wszystko albo nic! Tote� w�a�nie dlatego, �e nie chc� po�owicznego szcz�cia, lecz �em wszystkiego pragn�� - w�a�nie dlatego musia�em wtedy tak post�pi�: "ano, sama si� domy�l i oce�!" Albowiem, zg�d�cie si�, gdybym sam zacz�� jej obja�nia� i podpowiada�, wp�ywa� na ni�, domaga� si� respektu - to� wygl�da�oby to ca�kiem tak, jak gdybym prosi� o ja�mu�n�... A zreszt�... a zreszt� po co o tym wszystkim m�wi�?! G�upio, g�upio, g�upio! Wyra�nie i bezlito�nie (a podkre�lam : bezlito�nie) wyt�umaczy�em jej wtedy w dw�ch s�owach, �e wielkoduszno�� m�odych to �liczna rzecz, tylko �e nie jest warta dw�ch groszy. Dlaczego? Poniewa� tanio to im przychodzi, doszli do tego wszystkiego nic nie prze�ywszy; to s�, �e tak powiem, "pierwsze doznania �ywota"3, ale zobaczymy was przy robocie! O tani� wielkoduszno�� zawsze �atwo, nawet �ycie po�wi�ci� - to tak�e �atwe, bo tu tylko krew kipi i nadmiar si�, okrutnie pragnie si� pi�kna! Ot� nie, we�my wielkoduszny czyn nie�atwy, cichy, bez rozg�osu, bez blasku, ocieraj�cy si� o potwarz, taki, gdzie du�o ofiarno�ci, a ma�o s�awy, kiedy porz�dnego cz�owieka wszyscy maj� za �otra, chocia� jest najuczciwszy w �wiecie - ano spr�bujcie spe�ni� taki czyn; nie, zrezygnujecie! A ja-przez cale �ycie nosi�em go w piersi. Ona zrazu oponowa�a - i to jak! - ale p�niej zacz�a pomilkiwa�, a� zupe�nie ucich�a, oczy tylko otwiera�a s�uchaj�c - takie wielkie, wielkie oczy, tak uwa�ne. I... i potem... nagle spostrzeg�em jej u�miech - niedowierzaj�cy, g�uchy, niedobry. I oto tak w�a�nie u�miechni�t� wprowadzi�em j� do swojego domu. I to te� prawda, �e nie mia�a ju� dok�d p�j��... IV. PLANY, PLANY... Kto z nas dwojga zacz�� wtedy? Nikt. Samo si� zacz�o - od pierwszego momentu. Powiedzia�em, �em j� wprowadzi� do swego domu z surow� powag�; jednak�e zaraz po pierwszym kroku z�agodzi�em t� postaw�. Jeszcze jako narzeczon� pouczy�em j�, �e zajmie si� przyjmowaniem zastaw�w i wyp�at� pieni�dzy, a ona przecie wtedy nic nie powiedzia�a (prosz� to zauwa�y�). Nie do�� tego: zabra�a si� do pracy nawet gorliwie. Mieszkanie, meble - to wszystko, oczywi�cie, zosta�o po dawnemu. Mieszkanie sk�ada si� z dw�ch izb: jeden obszerny pok�j z odgrodzon� kas�, a drugi, tak�e du�y - nasz pok�j wsp�lny i zarazem sypialnia. Umeblowanie u mnie sk�pe, nawet ciotki maj� lepsze. Szafka z lampk� mie�ci-si� w sali, tam gdzie kasa, w moim za� pokoju stoi szafa zawieraj�ca troch� ksi��ek oraz kuferek; klucze nosz� przy sobie; no i ��ko, sto�y, krzes�a. Jeszcze jako narzeczonej zapowiedzia�em jej, �e na nasze utrzymanie - czyli na �ywno�� dla mnie, dla niej i dla �u-kierii, kt�r� uda�o mi si� przeci�gn�� na swoj� stron� - przeznaczam rubla dziennie, nie wi�cej. "Musz�, uwa�asz, zebra� w ci�gu trzech lat trzydzie�ci tysi�cy, a inaczej si� pieni�dzy nie uzbiera." Nie protestowa�a; ale sam podwy�szy�em przewidzian� kwot� o trzydzie�ci kopiejek. Powiedzia�em narzeczonej, �e teatru nie b�dzie, a jednak zdecydowa�em, �e raz w miesi�cu b�dziemy chodzi� do teatru-i to elegancko: do krzese�. Byli�my razem na trzech przedstawieniach: Pogo� za szcz�ciem, �piewaj�ce ptaki* i, zdaje si�... (Och do diab�a z tym, do diab�a!) Chodzili�my tam w milczeniu i w milczeniu wracali�my. Czemu, czemu� to od samego pocz�tku milczeli�my ? To� na pocz�tku nie by�o k��tni - a milczenie te� panowa�o. Ona stale, pami�tam, jako� ukosem patrza�a na mnie, a zn�w ja, kiedy to spostrzeg�em, wzmog�em milczenie. To prawda, �e to ja je pog��bi�em, a nie ona. Z jej strony raz czy dwa zdarzy�y si� jakie� porywy, rzuci�a mi si� w obj�cia; ale poniewa� te porywy by�y chorobliwe, histeryczne, a ja potrzebowa�em szcz�cia solidnego, zaprawionego jej szacunkiem - zareagowa�em ozi�ble. No i mia�em s�uszno��: za ka�dym razem po porywach wybucha�a k��tnia. To jest, k��tni w�a�ciwie nie by�o, ale nast�powa�o milczenie i z jej strony coraz bardziej zuchwa�a postawa. "Bunt i niezale�no��" - oto jak to wygl�da�o, do tego tylko by�a zdolna. Tak, ta �agodna twarz stawa�a si� coraz bardziej zuchwa�a. Czy uwierzycie: ja si� dla niej stawa�em obmierz�y - o tym si� dobrze przekona�em. Ale co do tego, �e w tych swoich porywach traci�a panowanie nad sob� - co do tego nie by�o w�tpliwo�ci. No, bo jak�e to, na przyk�ad, wydostawszy si� z takiego upodlenia i n�dzy, po owym szorowaniu pod��g, zacz�� raptem d�sa� si� z powodu naszego ub�stwa?! Zechciejcie, prosz�, zauwa�y�: nie �yli�my ubogo, tylko oszcz�dnie, a tam, gdzie potrzeba, nawet luksusowo; ot, na przyk�ad, je�eli 753 idzie o bielizn� - czy�ciutko. Ja zawsze, dawniej tak�e, upaja�em si� my�l�, �e schludno�� m�owska poci�ga �on�. Zreszt� ona mia�a mi za z�e nie ub�stwo, ale to sknerstwo w gospodarce: "Zmierza do jakiego� celu, wykazuje niez�omno�� charakteru." Z bywania w teatrze sama zrezygnowa�a. I ten jej grymas coraz bardziej ironiczny... a ja coraz bardziej zacinam si� w milczeniu. Albo� mam si� usprawiedliwia�? Tu najwa�niejsz� spraw� by�a owa kasa po�yczkowa. Za pozwoleniem: wiedzia�em, �e kobieta, w dodatku szesnastoletnia, nie mo�e nie ulega� ca�kowicie m�czy�nie. Kobietom brak oryginalno�ci, to... to jest aksjomat, nawet i dzi�, nawet teraz, to jest dla mnie aksjomat! C� znaczy to, co tam le�y w sali? Fakt jest faktem, i tutaj sam MilP nic nie poradzi! A kobieta kochaj�ca, ach, kochaj�ca kobieta nawet usterki, nawet niegodziwo�ci ukochanego cz�owieka wybaczy. On sam nie wynajdzie dla swych wykrocze� takich usprawiedliwie�, jakie mu ona podsunie. To jest wielkoduszne, ale nie oryginalne. I c�, powtarzam, wskazujecie mi tam na stole? Albo� to, co tam le�y, jest oryginalne? Ech! Pos�uchajcie: by�em w owym czasie pewny jej mi�o�ci. Wszak i wtedy rzuca�a mi si� na szyj�. A zatem kocha�a albo raczej pragn�a, usi�owa�a kocha�. A najwa�niejsze to to, �e tam nawet �adnych takich paskudztw nie by�o, �eby miald dla nich wyszukiwa� usprawiedliwienia. Powiadacie - i wszyscy powiadaj� - lichwiarz. No i c� z tego, �e lichwiarz? Widocznie musz� by� jakie� przyczyny, skoro najszlachetniejszy z ludzi zosta� lichwiarzem. Uwa�acie, panowie, s� pewne idee, to znaczy, widzicie, niekiedy, je�eli pewne idee wyrazimy s�owami - to wypadnie okropnie g�upio. Sam si� cz�ek zawstydza. A dlaczego? Dla niczego. Dlatego, �e�my wszyscy dranie i nie znosimy prawdy, albo nic ju� nie wiem. Powiedzia�em przed chwil�: "najszlachetniejszy z ludzi." �mieszne to, a jednak tak przecie� by�o. Oto prawda, to najrzetelniejsza prawda! Tak, mia�em prawo pomy�le� o zabezpieczeniu si�-no i za�o�y�em t� kas�: "Wy�cie mnie odepchn�li, wy, czyli ludzie, wygnali�cie mnie precz z milcz�c� pogard�. Na m�j gor�cy ku wam poryw odpowiedzieli�cie mi ca�o�yciow� krzywd�. Tote� mia�em prawo odgrodzi� si� od was, uciu�a� owe trzydzie�ci tysi�cy rubli i dokona� �ywota gdzie� na Krymie, na wybrze�u po�udniowym, w�r�d g�r i winnic, we w�asnej posiad�o�ci, nabytej za te trzydzie�ci tysi�cy, a - co najwa�niej- 754 sze - z dala od was wszystkich, lecz bez z�o�ci na was, z idea�em w duszy, z ukochan� kobiet� przy boku, z rodzin�, je�li Pan B�g pob�ogos�awi i - wspomagaj�c okolicznych osadnik�w." Ca�e szcz�cie, rzecz prosta, �e to ja teraz sam do siebie m�wi�, c� bowiem mog�oby by� bzdumiejszego, gdybym by� jej to wtedy na glos wyb�bnil? Oto sk�d -owo dumne milczenie, oto czemu�my siedzieli bez s�owa. No bo c� by ona z tego zrozumia�a? Szesna�cie latek, pierwsza to ci m�odo�� - i co te� ona mog�a poj�� z tych moich usprawiedliwie�, z tych przej��? Tam-prostolinijno��, nieznajomo�� �ycia, m�odzie�cze taniutkie przekonania, kurza �lepota "wznios�ych serc", a tu - przede wszystkim - kasa po�yczkowa i kropka (a czy� ja w tej kasie po�yczkowej by�em �otrzykiem? Albo� nie widzia�a, jak post�puj� i czy skrzywdzi�em kogo?) Och, jak�e okropna jest prawda na tym �wiecie! To cudo �agodno�ci, ta niebianka - okaza�a si� tyranem, nieub�aganym tyranem i dr�czycielem mojej duszy! Przecie� oszkaluj� siebie, je�eli tego nie powiem. My�licie, �em jej nie kocha�? Kto mo�e powiedzie�, �e jej nie kocha�em? Ot� widzicie: w tym w�a�nie ironia, tu wyst�pi�a gorzka ironia losu i natury! Jeste�my przekl�ci, �ycie ludzkie jest w og�le przekl�te (moje w szczeg�lno�ci!). Tu wypad�o co� nie tak... Wszystko by�o jasne, plan m�j by� jasny jak niebo! "Surowy, dumny i niczyich perswazji nie potrzebuje, cierpi w milczeniu." Tak te� by�o, nie k�ama�em !"Sama p�niej zobaczy, �e w tym by�a wielkoduszno��, tylko �e nie potrafi�a tego dostrzec - a kiedy si� tego domy�li, oceni dziesi�ciokrotnie i padnie przede mn� upokorzona, ze z�o�onymi b�agalnie d�o�mi." Lecz tutaj o czym� zapomnia�em, czy te� co� przeoczy�em. Czego� tam nie potrafi�em zrobi�. Ale dosy�, dosy�. I kogo teraz prosi� o przebaczenie? Koniec - to koniec. �mielej, cz�owiecze, i b�d� dumny. Nie ty zawini�e�!... Ha, c�, powiem prawd�, nie zl�kn� si� spojrze� prawdzie w oczy: to ona, ona zawini�a! V. ��AGODNA� SI� BUNTUJE Sprzeczki zacz�y si� od tego, �e jej si� raptem zachcia�o wyp�aca� pieni�dze wed�ug w�asnego uznania, taksowa� przed- 755 mioty powy�ej ich warto�ci i nawet raz czy dwa razy wszcz�a ze mn� dyskusj� na ten temat. Nie dopu�ci�em do tego. Ale wtedy w�a�nie napatoczy�a si� ta kapitanowa. Zjawi�a si� przynosz�c medalion - prezent nieboszczyka m�a, ot wiadomo, pami�tka. Wyda�em jej trzydzie�ci rubli. Staruszka j�a lamentowa�, prosi�, by�my przechowali ten przedmiot - oczywi�cie przechowamy. Ali�ci nagle po pi�ciu dniach przychodzi, �eby tamto zamieni� na bransoletk�, niewart� nawet o�miu rubli. Ma si� rozumie�, odm�wi�em. Ona ju� wtedy widocznie co� odgad�a z oczu �ony - no i przysz�a p�niej, kiedy mnie nie by�o, i uzyska�a od niej zamian�. Dowiedziawszy si� o tym, tego� dnia rozm�wi�em si� z ni� kr�tko, ale- surowo i stanowczo. Siedzia�a na ��ku utkwiwszy wzrok w pod�odze i szuraj�c po dywaniku czubkiem prawego pantofla (zwyk�y jej gest); na jej ustach trwa� z�o�liwy u�mieszek. Wtedy, nie podnosz�c oczu, spokojnie zaznaczy�em, �e pieni�dze s� moje i �e mam prawo patrze� na �ycie moimi oczyma, i �e kiedym j� zaprasza� do swego domu, niczego przed ni� nie zatai�em. Zerwa�a si� raptownie, zatrz�s�a si� ca�a i - prosz� sobie wyobrazi�-nagle zatupa�a nogami, to by�o zwierz�, to by� atak szah�, to by�o szalej�ce zwierz�. Zdr�twia�em ze zdumienia; takiego wyskoku nie spodziewa�em si�. Ale nie Straci�em panowania nad sob�, nawet si� nie poruszy�em i tym samym spokojnym tonem oznajmi�em jej, �e odt�d pozbawiam j� uczestniczenia w moich zaj�ciach. Roze�mia�a mi si� prosto w twarz i wysz�a z mieszkania. Musz� podkre�li�, �e wychodzi� nie by�o jej wolno. Nigdzie beze mnie - taki by� nasz uk�ad zawarty jeszcze w okresie narzecze�srwa. Wr�ci�a dopiero wieczorem, ja na to ani s�owa. Nazajutrz rankiem wysz�a znowu, nast�pnego dnia r�wnie�. Zamkn��em kantor i wybra�em si� do ciotek. Nie utrzymywali�my z nimi �adnych stosunk�w od czasu wesela. Okaza�o si�, �e nie przychodzi�a do nich. Wys�ucha�y mnie z zaciekawieniem, no i wy�mia�y: "To si� panu - powiadaj� - nale�y." Ale by�em przygotowany na ich kpinki. Z miejsca te� t� m�odsz�, niezam�n�, przekupi�em za sto rubli; dwadzie�cia pi�� da�em jako zaliczk�. Po dw�ch dniach przychodzi do mnie: "Tam, powiada, oficer Jefimowicz, dawny pana kolega pu�kowy, jest 756 zamieszany." Bardzo mnie to zdziwi�o. �w Jefimowicz w�a�nie najwi�ksz� przykro�� wyrz�dzi� mi by� w pu�ku, a jaki� miesi�c temu, bezczelny!-jako rzekomy interesant-raz czy dwa razy zaszed� do kasy i, pami�tam, zacz�� z moj� �on� o czym� �artobliwie rozmawia�. Wtedy podszed�em do niego i powiedzia�em-pomny naszych stosunk�w-�eby si� nie wa�y� tu przychodzi�; ale nic takiego nawet przez my�l mi nie przesz�o, tylko tak po prostu stwierdzi�em w duchu, �e jest bezczelny. A tu raptem ciotka informuje, �e jest ju� wyznaczone spotkanie i �e ca�� spraw� manewruje pewna dawnii znajoma ciotek, Julia Samsonowna, wdowa, a do tego Jeszcze pu�kownikowa: "U niej to w�a�nie bywa teraz pana ma��onka." T� rzecz przedstawi� w skr�cie. Ca�a sprawa kosztowa�a mnie oko�o trzystu rubli, ale po dw�ch dniach wszystko zosta�o urz�dzone tak, �e b�d� sta� w s�siednim pokoju, za zamkni�tymi drzwiami, przys�uchuj�c si� pierwszej schadzce mojej �ony z Jefimowiczem. Tymczasem za� w przeddzie� owego rendez-yous rozegra�a si� mi�dzy nami kr�tka, lecz dla mnie a� nazbyt znamienna scena. �ona .wr�ci�a pod wiecz�r, siad�a na ��ku, pogl�da n* mnie drwi�co i n�k� stuka o dywanik. Gdy tak na ni� patrz�, nagle pomy�la�em, �e w ci�gu ca�ego ostatniego miesi�ca albo �ci�lej od dw�ch tygodni by�a nieswoja, rzec by nawet mo�na - ca�kowicie odmieniona: okazywa�a si� istot� porywcz�, napastliw�, nie powiedzia�bym - bezwstydn�, ale niezr�wnowa�on� i zmierzaj�c� do zam�tu. Napraszaj�c� si� o zam�t. �agodno�� jednak by�a jej w tym przeszkod�. Kiedy taka osoba rozhula si� - to chocia�by nawet przebra�a miar�, przecie� wida�, �e sama si� tylko prze�amuje, sama si� podnieca i �e nie jest zdolna przezwyci�y� w�asnej dziewiczo�ci i skromno�ci. Dlatego to takie w�a�nie niekiedy rozp�dzaj� si� zgo�a ponad miar� - tak i� nie wierzymy obserwacjom w�asnego rozumu. Istota za� przywyk�a do rozpusty - przeciwnie: zawsze na�o�y t�umik, post�pi szpetniej, ale w ramach porz�dku i przystojno�ci, z pretensj� g�rowania nad nami. - A czy to prawda, �e wygnano ci� z pu�ku za to, �e� stch�rzy� odm�wiwszy pojedynku? - spyta�a nagle ni w pi�� ni w dziewi��, b�ysn�wszy oczyma. - Prawda; na skutek decyzji s�du oficerskiego poproszono 757 mnie o podanie si� do dymisji, co zreszt� sam ju� przedtem uczyni�em. - Wyrzucili ci� jak tch�rza? - Tak, og�osili mnie tch�rzem. Ale ja si� uchyli�em od pojedynku nie z tch�rzostwa, lecz dlatego, �e nie chcia�em podda� si� ich tyra�skiemu wyrokowi i wyst�pi� z wyzwaniem na pojedynek, skoro nie czu�em si� obra�ony. Wiedz - tu nie zdo�a�em si� pohamowa� - �e przeciwstawi� si� czynnie takiej przemocy i przysta� na wszystkie konsekwencje to by�o dowodem znacznie wi�kszego m�stwa ni�eli wszelkie pojedynki. Nie wytrzyma�em: tym zdaniem niejako usi�owa�em si� usprawiedliwia�; a ona tylko na to czeka�a, na to moje nowe upokorzenie. Roze�mia�a si� zjadliwie. - A czy to prawda, �e� potem przez trzy lata jak w��cz�ga �azi� po ulicach Petersburga, prosz�c o dziesi�ciokopiejkowe datki, i �e� nocowa� pod bilardami. - Nocowa�em nawet na Siennej, w domu Wiaziemskie-go.6 Owszem, to prawda: kiedy opu�ci�em pu�k, w moje �ycie wdar�o si� wiele sromoty i poni�enia, ale nie by� to upadek moralny, gdy� sam pierwszy nienawidzi�em swoich �wczesnych poczyna�. To by� jedynie upadek woli i umys�u, wywo�any przez tragizm mego po�o�enia. Ale to min�o... - Oho, teraz jeste� figur�, finansist�! By�a to aluzja do kasy po�yczkowej, lecz ju� zd��y�em si� opanowa�. Widzia�em, �e ona oczekuje poni�aj�cych mnie wyja�nie� i wyja�nie� tych jej nie da�em. W sam� por� zadzwoni� do drzwi interesant; wyszed�em wi�c do sali. Nast�pnie, ju� w godzin� p�niej, kiedy si� ubra�a, zamierzaj�c wyj��, przystan�a przede mn� i rzek�a: - Jednak nic mi o tym przed �lubem nie powiedzia�e�. Pomin��em to milczeniem. Wysz�a. Tak tedy nast�pnego dnia sta�em w tamtym pokoju, za drzwiami, s�uchaj�c, jak si� rozstrzyga� m�j los, a w kieszeni mia�em rewolwer. Ona by�a ubrana, siedzia�a przy stole, a Jefimowicz krygowa� si� przed ni�. I c�: wysz�o (musz� tu siebie pochwali�), wysz�o jota w jot� to, co przeczuwa�em i przewidywa�em, chocia� nawet nie�wiadomy, �e to przeczuwam i przewiduj�. Nie wiem, czy wyra�am si� zrozumiale. 758 Oto co nast�pi�o. S�ucha�em przez ca�� godzin� i przez ca�� godzin� by�em �wiadkiem pojedynku najszlachetniejszej i najwznio�lejszej kobiety z rozpustnym �wiatowcem,. z t�pym osobnikiem o pe�zaj�cej duszy. I sk�d - my�la�em zdumiony-sk�d ta naiwna, ta �agodna i ma�om�wna istota wszystko to wie? Najdowcipniejszy autor salonowej komedii nie zdo�a�by stworzy� owej sceny drwin, pe�nego nienawi�ci chichotu oraz �wi�tego oburzenia przy zetkni�ciu si� cnoty z niecnot�! I jak�e si� skrzy�y jej s�owa i najdrobniejsze st�weczka! Ile� by�o humoru w szybkich replikach, jak trafne by�y jej s�dy! A zarazem-ile niemal, dziewiczej prostoduszno�ci. Wykpiwala wr�cz jego wyznania mi�osne, jego gesty, jego propozycje. Przybywszy w celu przypuszczenia prostackiego szturmu i nie przewiduj�c oporu, Jefimowicz nagle os�upia�. Zrazu got�w by�em przypu�ci�, �e to z jej strony po prostu kokieteria, "kokieteria rozwi�z�ej, lecz przy tym sprytnej istoty - �eby nada� sobie wy�sz� cen�". Ale nie, prawda zaja�nia�a jak s�o�ce i niepodobna by�o pow�tpiewa�. Jedynie poryw sztucznie wznieconej nienawi�ci do mnie m�g� sk�oni� j�, niedo�wiadczon�, do urz�dzenia tej schadzki; gdy wszak�e dosz�o do realizacji-wnet si� jej otworzy�y oczy. Oto po prostu miota�a si� ta istota, chc�c mnie za wszelk� cen� zniewa�y�, lecz zdecydowawszy si� na taki manewr, nie wytrzyma�a jego szpetoty. I czyli� j�, czyst� i bezgrzeszn�, posiadaj�c� idea�, czyli� m�g� j� skusi� Jefimowicz albo kt�rakolwiek z tamtych wielko�wiatowych kreatur? Przeciwnie, on j� tylko roz�mieszy�. .Wszystka prawda wezbra�a w jej duszy i oburzenie wytrys�o sarkazmem z jej serca. Powtarzam: ten b�azen pod koniec ca�kiem osowia� i siedzia� nachmurzony ledwo odpowiadaj�c, tak i� zacz��em si� wr�cz obawia�, by w prostackim odruchu zemsty nie powa�y� si� jej obrazi�. I jeszcze raz powtarzam: musz� si� pochwali�, �e scenie tej przys�uchiwa�em si� nieomal bez zdziwienia. Rzek�bym, �e oto zasta�em same tylko znane rzeczy. Jak gdybym by� si� tam uda�, �eby to zasta�. Szed�em tam nie wierz�c niczemu, �adnemu oskar�eniu, cho� mia�em w kieszeni rewolwer, to prawda! I czyli� mog�em inaczej j� sobie wyobrazi�? Och, oczywi�cie wiedzia�em, jak dalece mnie nienawidzi, ale upewni�em si� i co do tego, jak dalece jest nieskalana. Przerwa�em ow� scen�, otworzywszy drzwi. Jefimowicz zerwa� si�, ja uj��em jej r�k� i po- 759 prosi�em, by wysz�a ze mn�. Jefimowicz z nag�a wyprostowa� si� dziarsko i wybuchn�� �miechem: - Och, przeciw �wi�tym prawom ma��e�skim nie oponuj�, �egnam! I wie pan-zawo�a�, gdy kierowa�em si� ku wyj�ciu - chocia� porz�dny cz�owiek nie powinien si� z panem pojedynkowa�, jednak�e, przez respekt dla pa�skiej damy, jestem do pana dyspozycji... Je�eli w og�le .pan zaryzykuje... - S�yszysz - przetrzyma�em j� na chwil� w progu. Potem - przez ca�� drog� - ani s�owa. Prowadzi�em j� za r�k�; sz�a bez oporu. Przeciwnie: by�a okrutnie zdumiona, ale tylko w drodze do domu. Gdy�my si� tam znale�li, siad�a na krze�le i utkwi�a we mnie spojrzenie. By�a niezwykle blada; chocia� wargi jej natychmiast skrzywi�y si� ironicznie, patrzy�a ju� z uroczystym i surowym wyzwaniem, i chyba ca�kiem serio by�a przekonana, �e j� zastrzel�. Ale wyj��em z kieszeni rewolwer i po�o�y�em na stole. Patrza�a w milczeniu na mnie i na bro�. Zechciejcie zauwa�y�: ten rewolwer by� jej znany. Naby�em go i trzyma�em nabity, odk�d uruchomi�em kas� po�yczkow�. Postanowi�em wtedy nie trzyma� w domu gro�nych ps�w ani krzepkiego lokaja, jak to jest na przyk�ad u Mo-zera. U mnie interesant�w wpuszcza kucharka. Ale w naszym zawodzie niepodobna obywa� si� - na wszelki wypadek - bez �rodk�w samoobrony, wi�c mia�em w domu nabity rewolwer. �ona w pierwszych dniach po zamieszkaniu u mnie wielce si� tym rewolwerem interesowa�a, wypytywa�a mnie i nawet wyja�ni�em jej mechanizm, i wtajemniczy�em w dzia�anie, i w ko�cu nam�wi�em j�, by raz wystrzeli�a do celu. Prosz� to wszystko zapami�ta�. Nie zwracaj�c uwagi na jej wystraszon� min�, na p� rozebrany po�o�y�em si� do ��ka. By�em ogromnie os�abiony. Dochodzi�a jedenasta. Ona nadal siedzia�a na tym samym miejscu, bez ruchu, jeszcze bez ma�a godzin�, nast�pnie zdmuchn�a �wiec� i - r�wnie� nie rozebrana - po�o�y�a si� na kanapie przy �cianie. Po raz pierwszy nie ze mn�; to tak�e zechciejcie zauwa�y�... VI. OKROPNE WSPOMNIENIE Kolej teraz na to okropne wspomnienie. Obudzi�em si� rankiem - zdaje si� po si�dmej; w pokoju by�o ju� zupe�nie jasno. Ockn��em si� od razu - ca�kiem 7An przytomny - i nagle otworzy�em oczy. Ona sta�a obok sto�u i trzyma�a w r�kach rewolwer. Nie wiedzia�a, �e si� obudzi�em i �e patrz�. Wtem spostrzegam, �e zaczyna si� ku mnie zbli�a� z tym rewolwerem w r�ce. Spiesznie zamkn��em oczy, udaj�c g��boko u�pionego. Dosz�a do ��ka i stan�a nade mn�. S�ysza�em wszystko: chocia� zapanowa�a grobowa cisza, przecie s�ysza�em t� cisz�. Nagle wyczu�em jaki� jej kurczowy ruch - niepowstrzymanie, mimo woli, odemkn��em powieki: patrza�a mi prosto w oczy, a rewolwer znajdowa� si� tu� przy mojej skroni. Spojrzenia nasze spotka�y si�. Ale patrzeli�my na siebie zaledwie chwilk�. Zmusi�em si� do zamkni�cia oczu i w tym�e momencie - ca�� si�� woli - postanowi�em, �e ju� si� wi�cej nie porusz� i nie rozewr� powiek - cokolwiek mnie czeka. Rzeczywi�cie zdarza si�, �e kto� pogr��ony w g��bokim �nie nagle odmyka oczy, nawet na chwilk� unosi g�ow� i rozgl�da si� po pokoju, i zaraz potem, straciwszy �wiadomo��, znowu k�adzie g�ow� na poduszce i zasypia, nic nie pami�taj�c. Ot� kiedy zetkn�wszy si� z jej spojrzeniem i poczuwszy luf� rewolweru przy skroni szybko zamkn��em ponownie oczy, nie poruszaj�c si�, jak gdybym spa� g��boko, ona z pewno�ci� mog�a przypu�ci�, �e ja naprawd� �pi� i �e nie widzia�em nic, zw�aszcza �e by�oby wr�cz nieprawdopodobne, abym zobaczywszy to, co zobaczy�em, w takim momencie ponownie zamkn�� oczy. Tak, to by�o nieprawdopodobne! Ale jednak mog�a by�a tak�e odgadn�� prawd� - to mi w�a�nie w owej chwili przemkn�o w umy�le. Och, jaki� wicher my�li i dozna� zakl�bi� si� we mnie! Pochwalona niechaj b�dzie elektryczno�� my�li cz�owieczej! W takim wypadku (tak to wyczu�em), je�eli odgad�a prawd� i wie, �e nie �pi� - to ju� j� zmia�d�y�em t� swoj� gotowo�ci� poniesienia �mierci i d�o� jej mo�e zadr�e�. Dawne zdecydowanie mo�e run�� w zetkni�ciu si� z tym nowym doznaniem. Powiadaj�, �e kiedy si� stoi gdzie� wysoko, co� nas jak gdyby ci�gnie w d�, w przepa��. My�l�, �e do niejednego samob�jstwa albo zab�jstwa dosz�o jedynie dlatego, �e rewolwer by� ju� w r�ce. Tutaj tak�e bezde�, pochy�o�� czterdziestopi�ciostopniowa, z kt�rej niepodobna si� nie stoczy�, i co� nas nieodparcie sk�ania do spuszczenia kurka. Jednak�e �wiadomo��, �em wszystko widzia�, �e wiem w�zy- 761 stko i w milczeniu oczekuj� �mierci, kt�r� mi zada - ta �wiadomo�� mog�a by�a j� powstrzyma� na pochy�o�ci. Cisza przeci�ga�a si� i nagle przy skroni, u nasady w�os�w, poczu�em ch��d stali. Spytacie: czy mia�em niez�omn� nadziej� ocale�? Odpowiem jak przed Bogiem: nie mia�em �adnej nadziei opr�cz chyba jednej szansy na sto. Czemu godzi�em si� na �mier�? Odpowiem pytaniem: a po c� mi by�o �y� z chwil�, gdy uwielbiana istota przytkn�a mi do skroni rewolwer? Nadto wiedzia�em - by�em tego �wiadom wszystk� moc� mego jestestwa - �e w tym momencie odbywa si� mi�dzy nami walka, straszliwy pojedynek na �mier� i �ycie, pojedynek owego w�a�nie wczorajszego tch�rza za ma�oduszno�� wyp�dzonego przez swych towarzysz�w. Wiedzia�em to i ona to wiedzia�a - je�li tylko odgad�a prawd�, �e nie �pi�. Mo�e zreszt� tak nie by�o, mo�e wtedy nawet tak nie rozumowa�em, ale przecie� to wszystko musia�o tak by� - niechby i bez tych my�li - poniewa� p�niej w ka�dej godzinie swego �ycia w�a�nie o tym tylko my�la�em. Lecz gotowi�cie zapyta�: czemu to nie uchroni�em jej od pope�nienia wyst�pku? Och, ja sobie sam p�niej po tysi�ckro� to pytanie zadawa�em za ka�dym razem, gdy przej�ty dreszczem wspomina�em ow� sekund�. Ale moja dusza ton�a w mroku rozpaczy: gin��em, sam gin��em; kog� tedy by�bym m�g� ratowa�