1732

Szczegóły
Tytuł 1732
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

1732 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 1732 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 1732 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

1732 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

tytu�: "Narrenturm" autor: Andrzej Sapkowski superNOWA WARSZAWA 2002 Opracowanie graficzne Tomasz Piorunowski Na ok�adce wykorzystano fragment obrazu Pietera Breughla Triumf �mierci Copyright (c) by Andrzej Sapkowski, Warszawa 2002 Niezale�na Oficyna Wydawnicza NOWA Sp. z o.o. Dzia� handlowy ul. Daleka 8/92 02-024 Warszawa Redaktor naczelny Miros�aw Kowalski ISBN 83-7054-153-4 Druk i oprawa: Opolgraf S.A. * * * Koniec �wiata w Roku Pa�skim 1420 nie nast�pi�. Cho� wiele wskazywa�o na to, �e nast�pi. Nie sprawdzi�y si� mroczne proroctwa chiliast�w, przepowiadaj�cych nadej�cie Ko�ca do�� precyzyjnie - na rok mianowicie 1420, miesi�c luty, poniedzia�ek po �wi�tej Scholastyce. Ale c� - min�� poniedzia�ek, przyszed� wtorek, a po nim �roda - i nic. Nie nasta�y Dni Kary i Pomsty, poprzedzaj�ce nadej�cie Kr�lestwa Bo�ego. Nie zosta�, cho� sko�czy�o si� lat tysi�c, z wi�zienia swego uwolniony szatan i nie wyszed�, by omami� narody z czterech naro�nik�w Ziemi. Nie zgin�li wszyscy grzesznicy �wiata i przeciwnicy Boga od miecza, ognia, g�odu, gradu, od k��w bestii, od ��de� skorpion�w i jadu w�y. Pr�no oczekiwali wierni nadej�cia Mesjasza na g�rach Tabor, Baranek, Oreb, Sion i Oliwnej, nadaremnie oczekiwa�o powt�rnego przyj�cia Chrystusa quinque civitates, przepowiedziane w Izajaszowym proroctwie pi�� miast wybranych, za kt�re uznano Pilzno, Klatovy, Louny, Siany i �atec. Koniec �wiata nie nast�pi�. �wiat nie zgin�� i nie sp�on��. Przynajmniej nie ca�y. Ale i tak by�o weso�o. I�cie, wyborna ta polewka. G�sta, korzenna i omaszczona suto. Dawno takiej nie jad�em. Dzi�ki wam, cni panowie, za pocz�stunek, dzi�ki i tobie, karczmareczko. Czy piwem, pytacie, nie pogardz�? Nie. Raczej nie. Je�li pozwolicie, to z przyjemno�ci�. Comedamus tandem, et bbamus, eros enim moriemur. Nie by�o ko�ca �wiata w 1420, nie by�o w rok p�niej, ani w dwa, ani w trzy, ani w cztery nawet. Rzeczy bieg�y, �e si� tak wyra��, swym przyrodzonym porz�dkiem. Trwa�y wojny. Mno�y�y si� zarazy, szala�a mors nigra, szerzy� si� g��d. Bli�ni zabija� i okrada� bli�niego, po��da� jego �ony i generalnie by� mu wilkiem. �ydowinom co czas jaki� fundowano pogromik, a kacerzom stosik. Z nowo�ci za� - szkielety w uciesznych podskokach pl�sa�y po cmentarzyskach, �mier� z kos� przemierza�a ziemi�, inkub noc� wciska� si� mi�dzy dr��ce uda �pi�cych panien, je�d�cowi samotnemu na uroczysku strzyga siada�a na karku. Diabe� w spos�b widomy wkracza� w sprawy powszednie i kr��y� mi�dzy lud�mi tamquam leo rugiens, jak lew rycz�cy, szukaj�cy, kogo by tu po�re�. Sporo ludzi s�awnych w owym czasie pomar�o. Ha, pewno i urodzi�o si� wielu, ale jako� tak jest, �e daty narodzin dziwnym trafem w kronikach si� nie zapisuj� i za choler� nikt ich nie pami�ta, za wyj�tkiem mo�e matek i za wyj�tkiem tych przypadk�w, gdy noworodek mia� dwie g�owy albo dwa przynajmniej kutasy. A je�li zgon, ha, to data pewna, jakby w kamieniu ryta. W 1421 tedy roku, w poniedzia�ek po Niedzieli �r�dpostnej, do�ywszy zas�u�onych lat sze��dziesi�ciu zmar� w Opolu Jan apellatus Kropid�o, ksi��� krwi piastowskiej i episcopus wloclaviensis. Przed �mierci� uczyni� by� na rzecz miasta Opola donacj� sze�ciuset grzywien. M�wi�, �e cz�� tej kwoty ostatni� wol� umieraj�cego posz�a na s�ynny opolski zamtuz "U Rudej Kundzi". Z us�ug tego przybytku, mieszcz�cego si� na ty�ach klasztoru Braci Mniejszych, biskup hulaka korzysta� do samej �mierci nawet je�li pod koniec �ycia ju� tylko jako obserwator. Latem za� - dok�adnej daty nie pomn� - roku 1422 umar� w Vincennes kr�l angielski Henryk V, zwyci�zca spod Azincourt. O dwa miesi�ce go jeno prze�ywszy, umar� kr�l Francji, Karol VI, ju� od lat pi�ciu zupe�nie pomylony. Korony za��da� syn szale�ca, delfin Karol. Ale Anglicy nie uznali jego praw. Sama przecie matka delfina, kr�lowa Izabela, ju� dawno og�osi�a go b�kartem pocz�tym w niejakim oddaleniu od �o�a ma��e�skiego i z m�czyzn� zdrowym na umy�le. A �e b�karty tronu nie dziedzicz�, prawowitym w�adc� i monarch� Francji zosta� Anglik, syn Henryka V, ma�y Henry�, dziewi�� sobie jeno licz�cy miesi�cy. Regentem we Francji zosta� wuj Henrysia, John Lancaster, ksi��� Bedford. Ten pospo�u z Burgundami trzyma� Francj� p�nocn� - z Pary�em - po�udnie za� dzier�y� delfin Karol i Armaniacy. A pomi�dzy dziedzinami psy wy�y w�r�d trup�w na pobojowiskach. W roku za� 1423, w dzie� Zielonych �wi�tek, zmar� w zamku Peniscola niedaleczko Walencji Piotr de Luna, papie� awinio�ski, wykl�ty schizmatyk, a� do samej �mierci, wbrew uchwa�om dw�ch sobor�w - tytu�uj�cy si� Benedyktem XIII. Z innych, co w tamte lata pomarli, a o kt�rych pami�tam, umar� Ernest �elazny Habsburg, ksi��� Styrii, Karyntii, Krainy, Istrii i Triestu. Umar� Jan Raciborski, ksi��� krwi piastowskiej i przemy�lidzkiej zarazem. Umar� m�odo Wac�aw, dux Lubiniensis, umar� ksi��� Henryk, wesp� z bratem Janem pan na Zi�bicach. Umar� na obczy�nie Henryk dictus Rumpoldus, ksi��� G�ogowa i landw�jt G�rnych �u�yc. Umar� Miko�aj Tr�ba, arcybiskup gnie�nie�ski, m�� zacny i umny. Umar� w Malborku Micha� Ktichmeister, mistrz wielki Zakonu Naj�wi�tszej Marii Panny. Umar� tak�e Jakub P�czak zwany Ryb�, m�ynarz spod Bytomia. Ha, przyzna� trzeba, �e krzyn� mniej s�awny i znany od wy�ej wymienionych, ale z t� nad nimi przewag�, �em go zna� osobi�cie i nawet pija� z nim. A z owymi wcze�niej wymienionymi - jako� nie trafi�o si�. Wa�ne te� wydarzenia i w kulturze pod�wczas zachodzi�y. Kaza� natchniony Bernardyn ze Sieny, kazali Jan Kanty i Jan Kapistran, nauczali Jan Gerson i Pawe� W�odkowic, pisali uczenie Krystyna de Pisan i Tomasz Hemerken a Kempis. Pisa� sw� kronik� wielce pi�kn� Wawrzyniec z Brzezowej. Malowa� ikony Andrzej Rublow, malowa� Tomaso Masaccio, malowa� Robert Campin. Jan van Eyck, malarz kr�la Jana Bawarskiego, tworzy� dla katedry �wi�tego Bawona w Gandawie "O�tarz Baranka Mistycznego", poliptyk wcale pi�kny, zdobi�cy ninie kaplic� Jodocusa Vyda. We Florencji mistrz Pippo Brunelleschi uko�czy� stawianie przecudnej kopu�y nad czterema nawami ko�cio�a Marii Panny Kwiecistej. A i my na �l�sku nie gorsi - u nas pan Piotr z Frankensteinu zako�czy� w mie�cie Nysa budow� wielce okaza�ego ko�cio�a pod wezwaniem �wi�tego Jakuba. To ca�kiem st�d, z Milicza, niedaleko, kto nie by� i nie widzia�, ma okazj� by� i zobaczy�. W tym�e roku 1422, w zapusty same, w grodzie Lida, z wielk� pomp� wyprawi� swe gody stary Litwin, kr�l polski Jogaj�a - po�lubi� Sonk� Holsza�sk�, dziewic� kwitn�c� i m�odziu�k�, lat siedemnastu, od siebie tedy wi�cej ni� p� wieku m�odsz�. Jak m�wiono, wi�cej ta dziewica urod� ni�li obyczajami s�yn�a. No, tak i k�opot�w potem si�a z tego by�o. Za� Jogaj�a, ca�kiem jakby przepomnia�, jak m�od� �onk� cieszy� si� trzeba, ju� latem wczesnym ruszy� na pan�w pruskich, na Krzy�ak�w znaczy. Tym to samym nowemu - po Kiichmeistrze - mistrzowi wielkiemu Zakonu, panu Paw�owi z Russdorfu, ju� zarusiczko po obj�ciu urz�du przysz�o z polskim or�em si� poznajomi� - i to srodze poznajomi�. Jak tam w �o�nicy u Sonki by�o, docieka� pr�no, ale na to, by Krzy�akowi rzy� spra�, do�� jeszcze by� Jogaj�a dziarski. Si�a rzeczy wa�nych tak�e i w Czeskim Kr�lestwie miejsce mia�o w tamtych czasach. Wielkie by�o tam poruszenie, wielki krwi przelew i nieustanna wojna. O czym nijak mi zreszt� prawi�... Wybaczy� raczcie dziadowi, wielmo�ni, ale strach ludzka rzecz, a przychodzi�o ju� po karku bra� za niebaczne s�owo. Na waszych przecie jakach, panowie, polskie Na��cze widz� i Habdanki, a na waszych, szlachetni Czesi, koguty pan�w z Dobrej Wody i strza�y rycerzy ze Strakonic... A wy�cie, Marsowy m�u, przecie Zettritz, po g�owie �ubrzej w herbie miarkuj�. A waszych, panie rycerzu, sko�nych szachownic i gryf�w 8 nawet umiejscowi� nie potrafi�. Nie da si� te� wykluczy�, czy ty, fratrze z zakonu �wi�tego Franciszka, nie donosisz �wi�temu Oficjum, a �e wy, bracia od �wi�tego Dominika, donosicie, to raczej pewne. Tak tedy sami baczycie, �e nijak mi w tak mi�dzynarodowym i zr�nicowanym towarzystwie o czeskich sprawach baja�, nie wiedz�c, kto tu za Albrechtem, a kto za polskimi kr�lem i kr�lewiczem. Kto tu za Menhartem z Hradca i Oldrzychem z Ro�mberka, a kto za Hynkiem Ptaczkiem z Pirksztajnu i Janem Kold� z �ampachu. Kto tu komesa Spytka z Melsztyna stronnikiem, a kto biskupa Ole�nickiego partyzantem. Wcale mi nie t�skno do bicia, a przecie wiem, �e oberw�, bom ju� razy kilka obrywa�. Jak to, pytacie? A tak to: je�li rzekn�, �e w czasach, o kt�rych bajam, dzielni Czechowie husyci t�go skroili kurt� Niemcom, w py� i proch rozbiwszy trzy kolejne papie�nickie krucjaty, ino patrze�, jak wezm� po �bie od jednych. A powiem, �e wonczas w bitwach pod Witkowem, Wyszehradem, �atcem i Niemieckim Brodem zwyci�yli heretycy krzy�owc�w z pomoc� diabelsk�, wezm� mnie drudzy i o�wicz�. Tedy milcze� mi wolej, a je�li i co rzec, to z bezstronno�ci� sprawozdawcy - spraw� zda�, jak to m�wi�, sine ira et studio, kr�tko, ch�odno, rzeczowo i komentarza �adnego od siebie nie dobawiaj�c. Tak i kr�tko tedy powiem: jesieni� roku 1420 odm�wi� kr�l polski Jogaj�a przyj�cia korony czeskiej, kt�r� mu husyci sn�bili. Umy�lono w Krakowie, �e koron� t� we�mie litewski dux Witold, kt�remu zawsze si� kr�lowa� chcia�o. Aby jednak kr�la rzymskiego Zygmunta ni papie�a nie dra�ni� nadmiernie, pos�ano do Czech bratanka Witolda, Zygmunta, syna Korybutowego. Korybutowicz na czele pi�ciu tysi�cy rycerzy polskich stan�� w Z�otej Pradze w roku 1422, na �wi�tego Stanis�awa. Ale ju� wedle Trzech Kr�li roku nast�pnego ksi���tko na Litw� powr�ci� musia�o - tak pieklili si� o t� czesk� sukcesj� Luksemburczyk i Odo Colonna, wonczas Ojciec �wi�ty Marcin V. I co powiecie? Ju� w 1424, we wigili� Nawiedzenia Marii by� Korybutowicz w Pradze z powrotem. Tym razem ju� wbrew Jogajle i Witoldowi, wbrew papie�owi, wbrew rzymskiemu kr�lowi. Znaczy, jako wywo�aniec i banita. Na czele podobnych sobie wywo�a�c�w i banit�w. I ju� nie w tysi�ce, jak wprz�dy, lecz w setki jeno si� licz�cych. W Pradze za� przewr�t, jak Saturn, po�era� w�asne dzieci, a stronnictwo zmaga�o si� ze stronnictwem. Jana z �eliwa, �ci�tego w poniedzia�ek po niedzieli Reminiscere roku 1422, ju� w maju tego� roku op�akiwano we wszystkich ko�cio�ach jako m�czennika. Hardo te� postawi�a si� Z�ota Praga Taborowi, ale tu trafi�a kosa na kamie�. Znaczy, na Jana �i�k�, wielkiego wojennika. W roku Pa�skim 1424, dnia drugiego po czerwcowych nonach, pod Maleszowem, nad rzeczk� Bohynk�, straszn� da� �i�ka pra�anom nauczk�. Du�o, oj, du�o by�o po tej bitwie w Pradze wd�w i sierot. Kto wie, mo�e to w�a�nie �zy sieroce sprawi�y, �e ma�o co potem, we �rod� przed Gaw�em, pomar� w Przybys�awiu blisko morawskiej granicy Jan �i�ka z Trocnowa, a p�niej z Kalicha. A pogrzebiono go w Hradcu Kralove i tam le�y. I tak jak wprz�dy jedni p�akali przez niego, teraz drudzy p�akali po nim. �e ich osieroci�. Dlatego nazwali si� Sierotkami... Ale to przecie wszyscy pami�tacie. Bo to ca�kiem niedawne czasy. A takie si� wydaj�... historyczne. Wiecie za�, cni panowie, po czym pozna�, �e czas jest historyczny? A po tym, �e dzieje si� du�o i szybko. A w�wczas dzia�o si� bardzo du�o i bardzo szybko. Ko�ca �wiata, jak si� rzek�o, nie by�o. Cho� wiele wskazywa�o, �e nast�pi. Nasta�y przecie - rychtyk jak chcia�y proroctwa - wielkie wojny i wielkie kl�ski dla ludu chrze�cija�skiego i wielu m��w zgin�o. Wydawa�o si�, sam B�g chce, by nastanie nowego porz�dku poprzedzi�a zag�ada starego. Wydawa�o si�, �e bli�y si� Apokalipsa. �e Bestia Dziesi�cioroga wychodzi z Czelu�ci. �e Je�d�c�w Czterech straszliwych tylko patrze� w�r�d dym�w po�ar�w i p�l skrwawionych. �e ju�ju�, a zagrzmi� tr�by i z�amane zostan� piecz�cie. �e runie ogie� z niebios. �e spadnie Gwiazda Pio�un na trzeci� cz�� rzek i na �r�d�a w�d. �e cz�ek oszala�y, gdy �lad stopy drugiego na pogorzelisku zoczy, �lad ten b�dzie ca�owa� ze �zami. Strasznie by�o nieraz, �e a�, z przeproszeniem wielmo�nych pan�w, dupa cierp�a. Gro�ny by� to czas. Z�y. I je�li wola pan�w, o nim opowiem. Ot, by nud� zabi�, nim s�ota, co nas tu w karczmie trzyma, ustanie. Opowiem, je�li wola, o tamtym czasie. O ludziach, co pod�wczas �yli, i o takich, co pod�wczas �yli, ale lud�mi nie byli bynajmniej. Opowiem o tym, jak i jedni, i drudzy zmagali si� z tym, co im ten czas przyni�s�. Z losem. I z samymi sob�. Zaczyna si� ta historia mile i lubo, mg�o i czu�o - przyjemnym, rzewliwym kochaniem. Ale niechaj was to, mili panowie, nie zwiedzie. Niechaj was to nie zwiedzie. * * * Rozdzia� pierwszy w kt�rym czytelnik ma okazj� pozna� Reinmara z Bielawy, zwanego Reynevanem, i to od razu z kilku jego najlepszych stron, wliczaj�c w to bieg�� znajomo�� ars amandi, arkan�w jazdy konnej i Starego Testamentu, niekoniecznie w tej kolejno�ci. Rozdzia� m�wi tak�e o Burgundii - traktowanej r�wnie w�sko, jak szeroko. Przez otwarte okno izdebki, na tle ciemnego jeszcze po niedawnej burzy nieba, wida� by�o trzy wie�e - ratuszow�, najbli�sz�, dalej smuk��, po�yskuj�c� w s�o�cu nowiutk� czerwon� dach�wk� wie�� ko�cio�a �wi�tego Jana Ewangelisty, za ni� za� okr�g�y sto�b ksi���cego zamku. Wok� wie�y ko�cio�a �miga�y jask�ki, sp�oszone niedawnym biciem dzwon�w. Dzwony nie bi�y ju� od �adnych chwil paru, ale przesycone ozonem powietrze wci�� jeszcze zdawa�o si� wibrowa� ich d�wi�kiem. Dzwony ca�kiem niedawno bi�y te� z wie� ko�cio��w Naj�wi�tszej Marii Panny i Bo�ego Cia�a. Wie�e te nie by�y jednak widoczne z okienka izdebki na poddaszu drewnianego budynku, niczym jask�cze gniazdo przylepionego do kompleksu hospicjum i klasztoru augustian�w. By�a pora seksty. Mnisi zacz�li Deus in adiutorium. A Reinmar z Bielawy, zwany przez przyjaci� Reynevanem, poca�owa� spocony obojczyk Adeli von Stercza, wyzwoli� si� z jej obj�� i leg� obok, dysz�c, na po�cieli gor�cej od mi�o�ci. Zza muru, od strony ulicy Klasztornej dolatywa�y krzyki, turkot woz�w, g�uchy �omot pustych beczek, �piewny brz�k cynowych i miedzianych naczy�. By�a �roda, dzie� targowy, jak zwykle �ci�gaj�cy do Ole�nicy mn�stwo kupc�w i kupuj�cych. Memento, salutis Auctor quod nostri quondam corporis, ex illibata virgine nascendo, formam sumpseris. Maria mater gratiae, mater misericordiae, tu nos ab hoste protege, et hora mortis suscipe...* Ju� �piewaj� hymn, pomy�la� Reynevan, rozleniwionym ruchem obejmuj�c Adel�, pochodz�c� z dalekiej Burgundii �on� rycerza Gelfrada von Stercza. Ju� hymn. Nie do wiary, jak pr�dko przemijaj� chwile szcz�cia. Chcia�oby si�, by trwa�y wiecznie, a one przemijaj� niczym sen jaki ulotny...Reynevan... Mon amour... M�j boski ch�opcze... Adela drapie�nie i zach�annie przerwa�a jego senn� zadum�. Te� by�a �wiadoma up�ywu czasu, ale najwyra�niejnie my�la�a trwoni� go na filozoficzne rozwa�ania. Adela by�a ca�kiem, zupe�nie, najzupe�niej naga. *T�umaczenia �aci�skich hymn�w, sentencji, swawolnych pie�ni, informacje bibliograficzne, a tak�e rozmaite ciekawostki znajd� Pa�stwo na ko�cu ksi��ki. Acz - z g�ry uprzedzamy nie wszystkie. Opowie�� o Reynevanie to wszak fikcja literacka cho� dok�adnie historycznie udokumentowana, to jednak wolna od przesadnie nabo�nego szacunku dla �r�de� (przyp. wyd.). Co kraj, to obyczaj, my�la� Reynevan, jak�e� ciekawym jest poznawanie �wiata i ludzi. �l�zaczki i Niemki, przyk�adowo, gdy przyjdzie co do czego, nigdy nie pozwalaj� podci�gn�� sobie koszuli wy�ej ni� do p�pka. Polki i Czeszki podci�gaj� same i ch�tnie, powy�ej piersi, ale za nic w �wiecie nie zdejm� ca�kiem. A Burgundki, o, te momentalnie zrzucaj� wszystko, ich gor�ca krew podczas mi�osnych uniesie� nie znosi wida� na sk�rze ani szmatki. Ach, c� za rado�� poznawa� �wiat. Pi�kn� musi by� krain� Burgundia. Pi�kny by� musi tamtejszy krajobraz. G�ry strzeliste... Pag�rki strome... Doliny... - Ach, aaach, mon amour - j�cza�a Adela von Stercza, lgn�c do d�oni Reynevana ca�ym swym burgundzkim krajobrazem. Reynevan, nawiasem m�wi�c, mia� dwadzie�cia trzy lata i �wiata pozna� raczej niewiele. Zna� bardzo ma�o Czeszek, jeszcze mniej �l�zaczek i Niemek, jedn� Polk�, jedn� Cygank� - a je�li sz�o o inne narodowo�ci, to tylko raz dosta� kosza od W�gierki. Jego eksperiencje erotyczne w poczet imponuj�cych zaliczone nie mog�y by� wi�c �adn� miar�, ba, by�y, szczerze powiedziawszy, do�� mizerne, zar�wno ilo�ciowo jak i jako�ciowo. Ale i tak wbi�y go w pych� i zadufanie. Reynevan - jak ka�dy buzuj�cy testosteronem m�odzik - mia� si� za wielkiego uwodziciela i mi�osnego eksperta, przed kt�rym r�d niewie�ci nie ma �adnych tajemnic. Prawda jednak by�a taka, �e dotychczasowe jedena�cie schadzek z Adel� von Stercza nauczy�y Reynevana wi�cej o ars amandi ni� ca�e trzyletnie studia w Pradze. Reynevan nie po�apa� si� jednak, �e to Adela uczy jego - pewien by�, �e w grze jest tu jego samorodny talent. Ad te levavi oculos meos qui habitas in caelis Ecce sicut oculi servorum ad manum dominorum suorum. Sicut oculi ancillae in manibus dominae suae ita oculi nostri ad Dominum Deum nostrum, Donec misereatur nostri Miserere nostri Domine... Adela chwyci�a Reynevana za kark i poci�gn�a na siebie. Reynevan, uchwyciwszy to, co nale�a�o, kocha� j�. Kocha� mocno i zapami�tale i - jakby tego by�o ma�o szepta� jej do ucha zapewnienia o mi�o�ci. By� szcz�liwy. Bardzo szcz�liwy. Szcz�cie, kt�rym w�a�nie si� upaja�, Reynevan zawdzi�cza� - po�rednio, ma si� rozumie� - �wi�tym Pa�skim. Bo to by�o tak: Czuj�c skruch� za jakie� grzechy, znane tylko jemu i jego spowiednikowi, �l�ski rycerz Gelfrad von Stercza wybra� si� na p�� pokutn� do grobu �wi�tego Jakuba. Ale w drodze zmieni� plany. Uzna�, �e do Compostelli jest zdecydowanie za daleko, a poniewa� �wi�ty Idzi te� sroce spod ogona nie wylecia�, tedy pielgrzymka do SaintGilles wystarczy w zupe�no�ci. Ale do SaintGilles nie by�o Gelfradowi dane dotrze� r�wnie�. Dojecha� tylko do Dijon, gdzie trafem pozna� szesnastoletni� Burgundk�, prze�liczn� Adel� de Beauvoisin. Adela, kt�ra Gelfrada zauroczy�a z kretesem, by�a sierot�, mia�a dw�ch braci hulak�w i lekkoduch�w, kt�rzy bez mrugni�cia okiem wydali siostr� za �l�skiego rycerza. Cho� w mniemaniu braci �l�sk le�a� gdzie� mi�dzy Tygrysem a Eufratem, Stercza by� w ich oczach idealnym szwagrem, nie wyk��ca� si� bowiem zanadto w sprawie posagu. Tym to sposobem Burgundka trafi�a do Heinrichsdorfu, wsi pod Zi�bicami, kt�r� Gelfrad dzier�y� jako nadanie. W Zi�bicach za�, ju� jako Adela von Stercza, wpad�a w oko Reynevanowi z Bielawy. Z wzajemno�ci�. - Aaaach! - krzykn�a Adela von Stercza, zaplataj�c nogi na plecach Reynevana. - Aaaaaaaach! Nigdy w �yciu nie dosz�oby do tego achania, wszystko sko�czy�oby si� na rzucanych spojrzeniach i ukradkowych gestach, gdyby nie trzeci �wi�ty, Jerzy mianowicie. Na Jerzego bowiem Gelfrad von Stercza, podobnie jak reszta krzy�owc�w, kl�� si� i przysi�ga�, do��czaj�c we wrze�niu roku 1422 do kt�rej� tam z rz�du krucjaty antyhusyckiej, organizowanej przez kurfirsta brandenburskiego i margrabi�w Mi�ni. Krzy�owcy wielkich sukces�w wtedy na swe konto nie zapisali - weszli do Czech i bardzo szybko stamt�d wyszli, walki z husytami nie ryzykuj�c w og�le. Ale cho� walk nie by�o, ofiary by�y - jedn� z nich okaza� si� Gelfrad w�a�nie, kt�ry niezwykle gro�nie z�ama� nog� przy upadku z konia i obecnie, jak wynika�o ze s�anych do rodziny list�w, nadal kurowa� si� gdzie� w Pleissenlandzie. Adela za�, s�omiana wdowa, mieszkaj�ca w tym czasie w�a�nie u rodziny m�a w Bierutowie, mog�a bez przeszk�d schodzi� si� z Reynevanem w izdebce w kompleksie ole�nickiego klasztoru augustian�w, niedaleko szpitala, przy kt�rym Reynevan mia� sw� pracowni�. Mnisi w ko�ciele Bo�ego Cia�a zacz�li �piewa� drugi z trzech przewidzianych na sekst� psalm�w. Trzeba si� pospieszy�, pomy�la� Reynevan. Przy capitulum, a najdalej przy Kyrie, ani chwili po, Adela musi znikn�� z terenu hospicjum. Nikt nie powinien jej tu zobaczy�. Benedictus Dominus qui non dedit nos in captionem dentibus eorum. Anima nostra sicut passer erepta est de laqueo venantium... Reynevan poca�owa� Adel� w biodro, potem za�, natchniony mnisim �piewem, mocno nabra� powietrza w p�uca i zag��bi� si� w kwiaty henny i nardu, w szafran, w wonn� trzcin� i cynamon, w mirr� i aloes, i we wszelkie drzewa �ywiczne. Adela, wypr�ona, wyprostowa�a r�ce i wpi�a mu palce we w�osy, �agodnymi ruchami bioder wspieraj�c jego biblijne inicjatywy. - Och, oooooch.... Mon amour... Mon magicien... Boski ch�opcze... Czarodzieju... Qui confidunt in Domino, sicut mons Sion non commovebitur in aeternum, qui habitat in Hierusalem... Ju� trzeci psalm, pomy�la� Reynevan. Jak�e� ulotne s� chwile szcz�cia...Revertere - zamrucza�, kl�kaj�c. - Obr�� si�, obr��,Szulamitko. Adela obr�ci�a si�, ukl�k�a i pochyli�a, chwytaj�c mocno lipowych desek wezg�owia i prezentuj�c Reynevanowi ca�e ol�niewaj�ce pi�kno swego rewersu. Afrodyta Kallipygos, pomy�la�, zbli�aj�c si� do niej. Antyczne skojarzenie i erotyczny widok sprawi�y, �e zbli�a� si� niczym dopiero co wspomniany �wi�ty Jerzy, szar�uj�cy z nastawion� kopi� na smoka z Syleny. Kl�cz�c za Adel� jak kr�l Salomon za tronem z drzewa liba�skiego, uchwyci� j� obur�cz za winnice Engaddi.Do klaczy w zaprz�gu faraona - wyszepta�, schylonynad jej karkiem, kszta�tnym jak wie�a Dawida - por�wnam ci�, przyjaci�ko moja. I por�wna�. Adela krzykn�a przez zaci�ni�te z�by. Reynevan wolno przesun�� d�onie wzd�u� jej mokrych od potu bok�w, wspi�� si� na palm� i pochwyci� ga��zki jej owocem brzemienne. Burgundka odrzuci�a g�ow� jak klacz przed skokiem przez przeszkod�. Quia non relinquet Dominus virgam peccatorum, super sortem iustorum ut non extendant iusti ad iniquitatem manus suas... Piersi Adeli skaka�y pod d�oni� Reynevana jak dwoje ko�l�t, bli�ni�t gazeli. Pod�o�y� drug� d�o� pod jej gaj granat�w. - Duo... ubera tua j�cza� - sicut duo... hinuli capreae gemelli... qui pascuntur... in liliis... Umbilicus tuus crater... tornatilis numquam... indigens poculis... Venter tuus... sicut acervus... tritici vallatus liliis...Ach... aaaach... aaach... - kontrapunktowa�a nie znaj�ca �aciny Burgundka. Gloria Patri, et Filio et Spiritui sancto. Sicut erat in principio, et nunc, et semper et in saecula saeculorum, Amen. Alleluia! Mnisi �piewali. A Reynevan, ca�uj�c kark Adeli von Stercza, zapami�ta�y, oszala�y, biegn�c przez g�ry, skacz�c po pag�rkach, saliens in montibus, transiliens colles, by� dla kochanki niczym m�ody jele� na g�rach balsamowych. Super montes aromatum. � Uderzone drzwi otwar�y si� z hukiem i impetem, i to takim, �e wyrwany z odrzwi skobel wylecia� przez okno jak meteor. Adela wrzasn�a cienko i przera�liwie. A do izdebki wpadli bracia von Stercza. Z miejsca da�o si� miarkowa�, �e nie by�a to wizyta przyjacielska. Reynevan stoczy� si� z ��ka, odgrodzony nim od intruz�w porwa� swe ubranie i j�� je pospiesznie wdziewa�. Uda�o mu si� to w znacznej mierze, ale tylko dlatego, �e frontalny atak bracia Sterczowie zwr�cili ku bratowej. Ty dziwko! - zarycza� Morold von Stercza, wywlekaj�c nag� Adel� z po�cieli. - Ty wstr�tna dziwko! Ty gamratko rozwi�z�a! - zawt�rowa� Wittich, jegostarszy brat. Za� Wolfher, najstarszy po Gelfradzie, nieotworzy� nawet ust, blada w�ciek�o�� odebra�a mu mow�.Z rozmachem uderzy� Adel� w twarz. Burgundka wrzasn�a. Wolfher poprawi�, tym razem na odlew. - Nie wa� si� jej bi�, Stercza! - zakrzycza� Reynevan, a g�os �ama� mu si� i dygota� z pop�ochu i parali�uj�cego uczucia bezsi�y, powodowanych przez na wp� wci�gni�te spodnie. - Nie wa� si�, s�yszysz? Okrzyk wywar� skutek, cho� nie ca�kiem zamierzony. Wolfher i Wittich, zapominaj�c na chwil� o niewiernej bratowej, przyskoczyli do Reynevana. Na ch�opca zwali� si� grad uderze� i kopniak�w. Skuli� si� pod ciosami, miast broni� si� czy zas�ania�, uparcie wci�ga� spodnie jak gdyby nie by�y to spodnie wcale, lecz jaka� magiczna, zdolna zabezpieczy� i uchroni� od ran zbroja, jaki� zakl�ty pancerz Astolfa czy Amadisa z Walii. K�tem oka dostrzeg�, jak Wittich dobywa no�a. Adela wrzasn�a.Zostaw - warkn�� na brata Wolfher. - Nie tu! Reynevan zdo�a� unie�� si� na kolana. Wittich, rozjuszony, z bia�� a� z w�ciek�o�ci twarz�, doskoczy� i waln�� go pi�ci�, ciskaj�c znowu o pod�og�. Adela zakrzycza�a �widruj�co, krzyk urwa� si�, gdy Morold uderzy� j� w twarz i targn�� za w�osy. - Nie wa�cie si�... - wyj�cza� Reynevan - ...jej bi�, �ajdacy!Ty psi synu! - wrzasn�� Wittich. - Poczekaj no! Przyskoczy�, uderzy�, kopn�� raz, drugi. Przy trzecim Wolfher powstrzyma� go.Nie tu - powt�rzy� spokojnie, a by� to spok�j z�owrogi. - Na podw�rzec z nim. Zabieramy go do Bierutowa. T�dziwk� te�.Jestem niewinna! - zawy�a Adela von Stercza. - Onmnie zauroczy�! Oczarowa�! To czarownik! Le sorcier! Lediab... Morold uci�� s�owo, st�umi� je uderzeniem. Zamilcz, po�piego - warkn��. - Jeszcze damy ci sposobno�� pokrzycze�. Zaczekaj jeno ma�o��. Nie wa�cie si� jej bi�! - wrzasn�� Reynevan. Tobie te� - dorzuci� ze swym gro�nym spokojemWolfher - damy sposobno�� pokrzycze�, kogutku. Nu�e, na dw�r z nim. Droga z poddasza wiod�a po do�� stromych schodach. Bracia von Stercza str�cili z owych Reynevana, ch�opiec spad� na podest, druzgoc�c sob� cz�� drewnianej balustradki. Nim zdo�a� si� unie��, z�apali go znowu i zrzucili wprost na podw�rzec, na piach udekorowany paruj�cymi kupami ko�skiego nawozu.Prosz�, prosz�, prosz� - powiedzia� trzymaj�cy konie Niklas Stercza, najm�odszy z braci, wyrostek zaledwie. Kt� to nam tu spad�? By�by� to Reinmar Bielau? Oczytany m�drala Bielau - parskn�� staj�c nad gramol�cym si� z piachu Reynevanem Jencz von Knobelsdorf, zwany Puchaczem, kmotr i familiant Stercz�w. Wyszczekany m�drala Bielau! Poeta zafajdana - doda� Dieter Haxt, kolejny przyjaciel rodziny. - Abelard jeden!A �eby mu udowodni�, �e i my oczytani - powiedzia� schodz�cy ze schod�w Wolfher - to mu si� zrobi to samo, co Abelardowi, z�apanemu u Heloizy. Kropka w kropk� tosamo. Co, Bielawa? Jak ci si� u�miecha by� kap�onem? Ch�do� si�, Stercza. Co? Co? - cho� wydawa�o si� to niemo�liwe, Wolfher Stercza zblad� jeszcze bardziej. - Kogutek jeszcze o�miela si� rozwiera� dziobek? O�miela si� pia�? Daj mi bykowiec, Jencz!Nie �miej go bi�! - zupe�nie niespodziewanie rozdar�a si� sprowadzana po schodach Adela, ubrana ju�, acz niekompletnie. - Nie odwa� si�! Bo po wszystkich rozg�osz�, jaki� ty! �e� si� sam do mnie zaleca�, obmacywa� i do rozpusty namawia�! Za brata plecami! �e� mi zemst�przyrzek�, gdym ci� precz przegna�a! Dlatego� teraz taki...Taki... Zabrak�o jej niemieckiego s�owa, przez co ca�� tyrad� diabli wzi�li. Wolfher za�mia� si� tylko.Ju�ci! - zakpi�. - B�dzie to kto s�ucha� Francuzicy, kurwy wszetecznej. Bykowiec, Puchacz! Na podw�rcu zaczerni�o si� nagle od augustia�skich habit�w. Co tu si� dzieje? - krzykn�� s�dziwy przeor ErazmSteinkeller, chudy i bardzo po��k�y staruszek. - C� czynicie, chrze�cijanie? Poszli won! - zarycza� Wolfher, strzelaj�c z bykowca. Won, golone pa�y, won, do brewiarza, do modlitwy! Niemiesza� si� do spraw rycerskich, bo bieda wam b�dzie,czarnuchy! Panie - przeor z�o�y� pokryte brunatnymi plamami d�onie - wybacz im, albowiem nie wiedz�, co czyni�. Innomine Patris, et Filii... Morold, Wittich! - wrzasn�� Wolfher. - Dawa� tu gamratk�! Jencz, Dieter, w p�ta gaszka! A mo�e - wykrzywi� si� milcz�cy dot�d Stefan Rotkirch, kolejny przyjaciel domu - za koniem go krzynk� pow��czym? Mo�e by�. Ale wpierw go o�wicz�! Zamierzy� si� na wci�� le��cego Reynevana biczem, ale nie uderzy�, chwycony za r�k� przez brata Innocentego. Brat Innocenty by� s�usznego wzrostu i postury, co zna� by�o nawet mimo pokornego mniszego przygarbienia. Jego chwyt unieruchomi� r�k� Wolfhera niczym �elazna kluba. Stercza zakl�� spro�nie, wyszarpn�� si� i z moc� pchn�� zakonnika. Ale z r�wnym powodzeniem m�g� pchn�� sto�b ole�nickiego zamku. Brat Innocenty, przezywany przez konfratr�w "bratem Insolentym", nawet nie drgn��. Sam natomiast zrewan�owa� si� pchni�ciem, kt�re cisn�o Wolfherem przez p� podw�rza i zwali�o na kup� obornika. Przez moment panowa�a cisza. A potem wszyscy rzucili si� na wielkiego mnicha. Puchacz, pierwszy, kt�ry doskoczy�, dosta� w z�by i pokula� si� po piasku. Morold Stercza, walni�ty w ucho, podrepta� w bok z b��dnym wzrokiem. Reszta oblaz�a augustianina jak mr�wki. Wielka posta� w czarnym habicie zupe�nie znik�a pod ciosami i kopniakami. Brat Insolenty, cho� t�go bity, rewan�owa� si� jednak r�wnie t�go i zupe�nie nie po chrze�cija�sku, ca�kiem, ale to ca�kiem wbrew pokornej regule �wi�tego Augustyna. Na ten widok zdenerwowa� si� staruszek przeor. Poczerwienia� jak wi�nia, zarycza� jak lew i rzuci� si� w bitewn� g�stw�, ra��c na prawo i lewo srogimi ciosami palisandrowego krucyfiksu. - Pax! - wrzeszcza�, bij�c. - Pax! Vobiscum! Mi�uj bli�niego! Swego! Proximum tuum! Sicut te ipsum! Skurwysyny! Dieter Haxt kropn�� go pi�ci�. Staruszek nakry� si� nogami, jego sanda�y wyfrun�y w g�r�, opisuj�c w powietrzu malownicze trajektorie. Augustianie podnie�li krzyk, kilku za� nie wytrzyma�o i run�o w b�j. Na podw�rcu zakot�owa�o si� nie na �arty. Wypchni�ty z zam�tu Wolfher Stercza doby� korda i wywin�� nim - grozi�o, �e poleje si� krew. Ale Reynevan, kt�ry zdo�a� ju� wsta�, zdzieli� go w potylic� trzonkiem podniesionego z ziemi bykowca. Stercza z�apa� si� za g�ow� i obr�ci�, wtedy Reynevan z rozmachem chlasn�� go batem przez twarz. Wolfher upad�. Reynevan rzuci� si� do koni.Adela! Tutaj! Do mnie! Adela nawet nie drgn�a, a maluj�ca si� na jej twarzy oboj�tno�� zadziwia�a. Reynevan wskoczy� na siod�o. Ko� zar�a� i zata�czy�.Adeeelaaa! Morold, Wittich, Haxt i Puchacz ju� biegli ku niemu. Reynevan obr�ci� konia, gwizdn�� przeszywaj�co i run�� w galop, prosto w furt�.Za nim! - zarycza� Wolfher Stercza. - Na ko� i zanim! Pierwsz� my�l� Reynevana by�o ucieka� w stron� bramy Mariackiej i dalej, za miasto, w Spalickie Lasy. Ulica Krowia okaza�a si� jednak w kierunku bramy kompletnie zapchana wozami, pop�dzany i p�oszony krzykiem obcy ko� wykaza� nadto mn�stwo w�asnej inicjatywy, w rezultacie kt�rej, zanim tak na dobre zorientowa� si� w sprawie, Reynevan mkn�� ju� cwa�em w stron� rynku, rozbryzguj�c b�oto i rozpraszaj�c przechodni�w. Nie musia� si� ogl�da�, by wiedzie�, �e pogo� ma na karku. S�ysza� dudnienie kopyt, r�enie koni, dzikie ryki Stercz�w i w�ciek�e wrzaski potr�canych ludzi. Uderzy� konia pi�t� w s�abizn�, w cwale zawadzi� i obali� nios�cego kosz piekarza, chleby, bu�y i rogale gradem polecia�y w b�oto, w kt�re za chwil� wgniot�y je podkowy koni Stercz�w. Reynevan nie obejrza� si� nawet, bardziej ni� to, co za nim, interesowa�o go, co przed nim, a przed nim r�s� w oczach w�zek z pi�trz�cym si� wysoko chrustem. W�zek tarasowa� niemal ca�� uliczk�, a w miejscu, kt�rego nie tarasowa�, kuca�a grupka p�nagich dzieci, zaj�tych wygrzebywaniem z gnoju czego� niezwykle interesuj�cego.Mamy ci�, Bielau! - zarycza� z ty�u Wolfher Stercza, te� widz�c, co na drodze. Ko� rwa� tak, �e nie by�o mowy o wstrzymaniu go. Reynevan przywar� do grzywy i zamkn�� oczy. Dzi�ki temu nie widzia�, jak p�nagie dzieciaki rozprysn�y si� z szybko�ci� i gracj� szczur�w. Nie obejrza� si�, nie widzia� wi�c r�wnie�, jak ci�gn�cy w�zek z chrustem ch�op w baranicy obr�ci� si�, og�upia�y nieco, obracaj�c zarazem dyszel i w�zek. Nie widzia� te� tego, jak na obr�cony w�zek wpadli Sterczowie. Ani tego, jak Jencz Knobelsdorf wyfrun�� z siod�a i zmi�t� sob� po�ow� wiezionego na w�zku chrustu. Reynevan przecwa�owa� �wi�toja�sk�, mi�dzy ratuszem a domem burmistrza, w pe�nym p�dzie wpad� na ogromny ole�nicki rynek. Problem polega� na tym, �e rynek, cho� ogromny, roi� si� od ludzi. I rozp�ta�o si� pandemonium. Bior�c kierunek na po�udniow� pierzej� i widoczny nad ni� p�katy czworobok wie�y nad Bram� O�awsk�, Reynevan galopowa� w�r�d ludzi, koni, wo��w, �wi�, woz�w i stragan�w, zostawiaj�c za sob� pobojowisko. Ludzie wrzeszczeli, wyli i kl�li, byd�o rycza�o, nierogacizna kwicza�a, przewraca�y si� kramy i �awki, z kt�rych gradem lecia�y doko�a najrozmaitsze przedmioty - garnki, miski, cebry, motyki, o�ogi, rybackie wi�cierze, owcze sk�ry, filcowe czapki, lipowe �y�ki, �ojowe �wiece, �apcie z �yka i gliniane kogutki z gwizdawk�. Deszczem sypa�y si� te� wok� produkty spo�ywcze jaja, sery, wypieki, groch, kasza, marchew, rzepa, cebula, nawet �ywe raki. Lata�o w ob�okach pierza i dar�o si� na r�ne g�osy najrozmaitsze ptactwo. Wci�� siedz�cy na karku Reynevana Sterczowie dope�niali dzie�a zniszczenia. Sp�oszony przelatuj�c� mu tu� przed nosem g�si� ko� Reynevana szarpn�� si� i wpad� na stragan z rybami, druzgocz�c skrzynki i wywalaj�c beczki. Rozsierdzony rybak z rozmachem waln�� kaszorkiem, chybiaj�c Reynevana, ale trafiaj�c w zad konia. Ko� zar�a� i rzuci� si� w bok, przewracaj�c przeno�ny kram z ni�mi i tasiemkami, przez kilka sekund ta�czy� w miejscu, taplaj�c si� w srebrzystej i �mierdz�cej masie p�oci, leszczy i karasi, pomieszanych z feeri� kolorowych szpulek. Reynevan nie spad� jedynie cudem. K�tem oka dostrzeg�, jak handlarka nici biegnie ku niemu z wielkim toporem, B�g jeden tylko wie, do czego s�u��cym w nicianym handlu. Wyplu� przyklejone do warg g�sie pierze, opanowa� konia i pogalopowa� w uliczk� Rze�nicz�, sk�d, jak wiedzia�, do Bramy O�awskiej by�o ju� tu�tu�. Jaja ci urw�, Bielawa! - rycza� z ty�u Wolfher Stercza. - Urw� i do gardzieli wt�ocz�! Ca�uj mnie w rzy�! �cigaj�cych by�o ju� tylko czterech - Rotkircha �ci�gn�li z konia i turbowali w�a�nie rozjuszeni rynkowi przekupnie. Reynevan pomkn�� jak strza�a szpalerem wisz�cych za nogi tusz. Rze�nicy uskakiwali w pop�ochu, ale i tak obali� jednego, nios�cego na ramieniu wielki wo�owy udziec. Obalony run�� wraz z ud�cem pod kopyta konia Witticha, ko� sp�oszy� si� i stan�� d�ba, z ty�u wpad� na niego ko� Wolfhera. Wittich zlecia� z kulbaki wprost na rze�nicz� lad�, nosem w w�troby, p�ucka i cynadry, z g�ry spad� na niego Wolfher. Stopa uwi�z�a mu w strzemieniu, nim si� wyzwoli�, rozwali� sob� spor� cz�� jatek i po uszy utyt�a� w b�ocie i jusze. Reynevan szybko i w ostatniej chwili schyli� si� na ko�ski kark, mieszcz�c si� tym samym pod drewnianym szyldem z wymalowanym �bem prosiaka. Nast�puj�cy mu na pi�ty Dieter Haxt nie zd��y� si� schyli�. Decha z konterfektem rado�nie u�miechni�tej �winki waln�a go w czo�o, a� si� rozleg�o. Dieter wylecia� z kulbaki, run�� na kup� odpadk�w, p�osz�c koty. Reynevan obejrza� si�. �ciga� go ju� tylko Niklas. W pe�nym galopie wypad� z zau�ka rze�nik�w na placyk, na kt�rym pracowali garbarze. A gdy wprost przed nosem wyr�s� mu nagle obwieszony mokrymi sk�rami stela�, poderwa� konia i zmusi� go do skoku. Ko� skoczy�. A Reynevan nie spad�. Znowu cudem. Niklas nie mia� tyle szcz�cia. Jego ko� wry� si� przed stela�em i staranowa� go, �lizgaj�c si� w b�ocie, skrawkach mi�sa i t�ustych och�apach. Najm�odszy Stercza fikn�� przez ko�ski �eb. Bardzo, ale to bardzo pechowo. Pachwin� i brzuchem wprost na pozostawion� przez garbarzy kos� do mizdrowania. Pocz�tkowo Niklas w og�le nie poj�� tego, co si� sta�o. Zerwa� si� z ziemi, dopad� konia, dopiero gdy wierzchowiec zachrapa� i odst�pi�, ugi�y si� pod nim i z�ama�y kolana. Nadal niezbyt wiedz�c, co si� dzieje, najm�odszy Stercza pojecha� po b�ocie za cofaj�cym si� i chrapi�cym panicznie koniem. Wreszcie pu�ci� wodze i spr�bowa� wsta�. Zorientowa� si�, �e co� jest nie tak, spojrza� na sw�j brzuch. I zakrzycza�. Kl�cza� po�r�d szybko rosn�cej ka�u�y krwi. Nadjecha� Dieter Haxt, wstrzyma� konia, zeskoczy� z siod�a. To samo zrobili po chwili Wolfher i Wittich Sterczowie. Niklas usiad� ci�ko. Spojrza� znowu na sw�j brzuch. Krzykn��, a potem rozp�aka� si�. Oczy zacz�y zachodzi� mu mg��. Chlustaj�ca z niego krew miesza�a si� z krwi� zar�ni�tych tu rankiem wo��w i wieprzy. - Niklaaaas! Niklas Stercza zakaszla�, zach�ysn�� si�. I umar�. - Ju� nie �yjesz, Reynevanie Bielau! - zarycza� w kierunku bramy blady z w�ciek�o�ci Wolfher Stercza. - Dopadn� ci�, zabij�, zniszcz�, wygubi� wraz z ca�ym twym �mijowym rodem! Wraz z ca�ym twym �mijowym rodem, s�yszysz? Reynevan nie s�ysza�. W�r�d �omotu podk�w o dyle mostu wyje�d�a� w�a�nie z Ole�nicy i wali� na po�udnie, wprost na wroc�awski trakt. * * * Rozdzia� drugi w kt�rym czytelnik dowiaduje si� o Reynevanie jeszcze wi�cej, a to z rozm�w, jakie o nim wiod� r�ni ludzie, tak �yczliwi, jak i wprost przeciwnie. W tym czasie sam Reynevan b��ka si� po podole�nickich lasach. Opisu tego b��kania autor czytelnikowi sk�pi, tote� czytelnik, nolens volens, musi sam je sobie wyobrazi�. - Siadajcie, siadajcie za st�, panowie - zaprosi� rajc�w Bart�omiej Sachs, burmistrz Ole�nicy. - Co kaza� poda�? Z win, szczerze rzek�szy, nie mam niczego, czym bym m�g� zaimponowa�. Lecz piwo, oho, dzi� mi wprost ze �widnicy dowieziono, przedni le�ak, pierwszego waru, z g��bokiej zimnej piwniczki. - Piwa tedy, piwa, panie Bart�omieju - zatar� d�onie Jan Hofrichter, jeden z bogatszych kupc�w miasta. Nasz to trunek, piwo, winem niechaj szlachta i r�ni pankowie trzewia sobie kwasz�... Z przeproszeniem waszej wielebno�ci... - Nic to - u�miechn�� si� ksi�dz Jakub von Gali, proboszcz od �wi�tego Jana Ewangelisty. - Jam ju� nie szlachcic, jam pleban. A pleban, jak z samej nazwy zgadniesz,zaw�dy z ludem, tedy i mnie piwem gardzi� nie przystoi.A napi� si� mog�, bo nieszp�r odprawiony. Siedli za sto�em, w wielkiej, niskiej, surowo bielonej ratuszowej sali, zwyk�ym miejscu obrad magistratu. Burmistrz na swym zwyk�ym krze�le, plecami do komina, ksi�dz Gali obok, twarz� ku oknu. Naprzeciw siad� Hofrichter, obok niego �ukasz Frydman, wzi�ty i maj�tny z�otnik, w swym modnie watowanym wamsie i aksamitnym rondlecie na ufryzowanej g�owie wygl�daj�cy i�cie jak szlachcic. Burmistrz odchrz�kn��, nie czekaj�c na s�u�b� z piwem, rozpocz��.I c� to mamy? - przem�wi�, splataj�c d�onie na wydatnym brzuchu. - C� to zafundowa� nam raczyli w naszym grodzie szlachetni pasowani panowie rycerze? Bijatyka u augustian�w. Konne, tego tam, gonitwy ulicami miasta. Tumult na rynku, kilku poturbowanych, w tymjedno dziecko powa�nie. Poniszczony dobytek, zmarnowany towar. Znaczne straty, tego tam, materialne, do odwieczerza niemal pchali mi si� tu mercatores et institoresz ��daniami odszkodowa�. Zaprawd�, powinienem odsy�a� ich z pretensjami do pan�w Stercz�w, do Bierutowa,Lednej i Sterzen dorfu. - Lepiej nie - poradzi� sucho Jan Hofrichter. - Cho� i jam zdania, �e panowie rycerze ostatnio ponad miar� si� nam rozwydrzyli, nie lza zapomina� ni o sprawy przyczynach, ni o skutkach owej. Skutkiem za�, skutkiem tragicznym, jest �mier� m�odego Niklasa de Stercza. A przyczyn�: wszetecze�stwo i rozpusta. Sterczowie bronili honoru brata, gonili za gaszkiem, co bratow� uwi�d�, skala� �o�e ma��e�skie. Prawda, �e w zapale przesadzili owsinek... Kupiec umilk� pod znacz�cym spojrzeniem ksi�dza Jakuba. Bo gdy ksi�dz Jakub sygnalizowa� spojrzeniem ch�� wypowiedzenia si�, milk� nawet sam burmistrz. Jakub Gali by� nie tylko proboszczem miejskiej fary, ale zarazem sekretarzem ksi�cia ole�nickiego Konrada i kanonikiem w kapitule katedry wroc�awskiej. - Cudzo��stwo jest grzechem - przem�wi� ksi�dz, prostuj�c za sto�em sw� chud� posta�. - Cudzo��stwo jest te�przest�pstwem. Ale za grzechy karze B�g, a za przest�pstwa prawo. Samos�d�w za� i mord�w nie usprawiedliwia nic. O to, to - wpad� w credo burmistrz, ale zaraz umilk�i po�wi�ci� si� piwu, kt�re w�a�nie podano. Niklas Stercza, co nas boli wielce - doda� ksi�dzGali - zgin�� tragicznie, ale wskutek nieszcz�liwego wypadku. Ale gdyby Wolfher z kompani� dopadli Reinmarade Bielau, mieliby�my w naszej jurysdykcji do czynieniaz zab�jstwem. Nie wiada zreszt�, czy nie b�dziemy mieli.Przypominam, �e przeor Steinkeller, dotkliwie pobityprzez Stercz�w �wi�tobliwy starzec, le�y bez ducha u augustian�w. Je�li z tego pobicia zemrze, b�dzie problem.Dla Stercz�w w�a�nie. Wzgl�dem za� przest�pstwa cudzo��stwa - z�otnik �ukasz Frydman przyjrza� si� pier�cieniom na swych wypiel�gnowanych palcach - to zwa�cie, panowie szanowni, �e nie nasza to wcale jurysdykcja. Cho� w Ole�nicymia�a miejsce rozpusta, delikwenci nie nam podlegaj� .Gelfrad Stercza, zdradzony ma��onek, jest wasalem ksi�cia zi�bickiego. Podobnie uwodziciel, m�ody medyk Reinmar de Bielau... U nas si� zdarzy�a rozpusta i u nas by�o przest�pstwo - rzek� twardo Hofrichter. - I to nieb�ahe, je�li temu wierzy�, co ma��onka Sterczowa u augustian�w wyzna�a. �e j� medykus czarami omami� i czarnoksi�stwemdo grzechu przywi�d�. Przymusi� niechc�c�. Wszystkie tak m�wi� - zahucza� z wn�trza kuflaburmistrz. Zw�aszcza - doda� bez emocji z�otnik - kiedy im n� do gard�a przyk�ada kto� pokroju Wolfhera de Stercza.Dobrze powiedzia� wielebny ojciec Jakub, �e cudzo��stwoto przest�pstwo, crimen, a jako takie wymaga �ledztwai s�du. Nie chcemy tu rodowych wr�d ani bitew na ulicach, nie dopu�cimy, by rozbestwieni pankowie podnosilitu r�k� na duchownych, wywijali no�ami i tratowali ludzi na placach. W �widnicy za to, �e p�atnerza uderzy� i kordem mu grozi�, poszed� do wie�y jeden z Pannewitz�w. I tak ma by�. Nie mog� wr�ci� czasy rycerskiej samowoli. Sprawa musi trafi� przed ksi�cia. Tym bardziej - potwierdzi� kiwni�ciem g�owy burmistrz - �e Reinmar z Bielawy to szlachcic, a Adela Sterczowa to szlachcianka. Jego nie mo�emy wych�osta� anijej jak byle gamratk� z miasta wy�wieci�. Sprawa musi i�� przed ksi�cia. Spieszy� si� z tym nie nale�y - oceni�, patrz�c w sufit, proboszcz Jakub Gali. - Ksi��� Konrad wyje�d�a do Wroc�awia, przed wyjazdem bez liku spraw ma na g�owie. Plotki, jak to plotki, zapewne ju� do niego dotar�y, ale nieczas, by plotki te uoficjalnia�. Do�� b�dzie spraw� ksi�ciu przed�o�y�, gdy wr�ci. Do tego czasu wiele samo mo�e si� rozwi�za�. Te� tak uwa�am - kiwn�� znowu g�ow� Bart�omiej Sachs.I ja - doda� z�otnik. Jan Hofrichter poprawi� kuni ko�pak, zdmuchn�� pian� z kufla.Ksi�cia - orzek� - informowa� p�ki co nie stoi, zaczekamy, a� wr�ci, w tym zgadzam si� z wami, szanowni. Ale �wi�te Oficjum powiadomi� mus nam. I to szybko.O tym, co�my u medykusa w pracowni znale�li. Nie kr��cie g�ow�, panie Bart�omieju, nie r�bcie min, cny panie �ukaszu. A wy, wielebny, nie wzdychajcie i nie liczcie much na powale. Tak mi do tego pilno jako i wam, tak samo pragn� tu Inkwizycji jak i wy. Ale przy otwarciupracowni by�o wiele os�b. A gdzie jest wiele os�b, tam zawsze, wielce odkrywczy chyba nie b�d�, przynajmniej jeden si� znajdzie taki, co Inkwizycji donosi. A gdy si� zjawi w Ole�nicy wizytator, nas pierwszych zapyta, czemu�my zwlekali.Ja za� - proboszcz Gali oderwa� wzrok od sufitu zw�ok� wyja�ni�. Ja, osobi�cie. Bo moja to fara i na mnie spoczywa obowi�zek informowania biskupa i inkwizytora papieskiego. Do mnie te� nale�y ocena, czy zaistnia�y okoliczno�ci, wzywanie i trudzenie kurii i Oficjum uzasadniaj�ce. Czarownictwo, o kt�rym wydziera�a si� u augustian�w Adela Sterczowa, okoliczno�ci� nie jest? Pracownia nie jest? Alchemiczny alembik i pentagram na pod�odze nie s�? Mandragora? Trupie czaszki, trupie r�ce? Kryszta�y i zwierciad�a? Butle i flakony diabli wiedz� z jakim plugastwem czy jadem? �aby i jaszczurki w s�ojach? Okoliczno�ciami nie s�? Nie s�. Inkwizytorzy to ludzie powa�ni. Ich rzecz to inquisitio de articulis fidei. Nie za� babskie bajania, zabobony i �aby, tymi ani my�l� zawraca� im g�owy. A ksi�gi? Te, kt�re tutaj le��? Ksi�gi - odrzek� spokojnie Jakub Gali - nale�y wpierw przestudiowa�. Wnikliwie i bez po�piechu. �wi�teOficjum nie zabrania czytania. Ani posiadania ksi�g. We Wroc�awiu - rzek� ponuro Hofrichter - dopiero co dw�ch posz�o na stos. Wie�� g�osi, �e za posiadaneksi�gi w�a�nie. Bynajmniej nie za ksi�gi - zaprzeczy� sucho proboszcz - lecz za kontumacj�, za hard� odmow� wyparcia si� g�oszonych tre�ci, w ksi�gach owych zawartych. W�r�d kt�rych by�y pisma Wiklefa i Husa, lollardzki Floretus, artyku�y praskie i liczne inne husyckie libelle i manifesty. Czego� podobnego nie widz� tu, w�r�d ksi��ekzarekwirowanych w pracowni Reinmara z Bielawy. Widz� tu niemal wy��cznie dzie�a medyczne. B�d�ce zreszt�w wi�kszo�ci, lub w ca�o�ci nawet, w�asno�ci� scriptoriumklasztoru augustian�w. Powtarzam - Jan Hofrichter wsta�, podszed� do wy�o�onych na stole ksi�g. - Powtarzam, wcale mi si� niepali ani do biskupiej, ani do papieskiej inkwizycji, na nikogo donosi� nie chc� i nikogo widzie� skwiercz�cym nastosie. Ale tu i o nasze zadki idzie. By i nas o te ksi�ginie oskar�ono. A c� tu mamy? Pr�cz Galena, Pliniuszai Strabona? Saladinus de Asculo, Compendium aromatorium. Scribonius Largus, Compositiones medicamentorum. Bartolomeus Anglicus, De proprietatibus rerum, Albertus Magnus, De vegetalibus et plantis... Magnus, ha,przydomek i�cie godny czarownika. A tu, prosz� bardzo,Sabur ben Sahl... Abu Bekr alRazi... Poganie! Saraceni! - Saracen�w - wyja�ni� spokojnie, ogl�daj�c swe pier�cienie, �ukasz Frydman - wyk�ada si� na chrze�cija�skich uniwersytetach. Jako medyczne autorytety. A wasz "czarownik" to Albert Wielki, biskup Ratyzbony, uczony teolog. Tak powiadacie? Hmmm... Sp�jrzmy dalej... O! Causae et curae, napisane przez Hildegard� z Bingen. Pewnieczarownica, ta Hildegarda! Nie bardzo - u�miechn�� si� ksi�dz Gali. - Hildegarda z Bingen, prorokini, zwana Sybill� Re�sk�. Zmar�aw aurze �wi�to�ci. Ha. Ale je�li tak twierdzicie... A c� to jest? John Gerard, Generall... Historie... ofPlantes... Ciekawe, po jakiemu to, po �ydowsku chyba. Ale to pewnie kolejny jaki�wi�ty. Tu za� mamy Herbarius, przez Thomasa de Bohemia...Jak powiedzieli�cie? - uni�s� g�ow� ksi�dz Jakub. Tomasza Czecha? Tak tu stoi. Poka�cie. Hmmm... Ciekawe, ciekawe... Wszystko, jak si� okazuje, zostaje w rodzinie. I wok� rodziny si� kr�ci.Jakiej rodziny? Tak rodzinnej - �ukasz Frydman nadal zdawa� si� interesowa� wy��cznie swymi pier�cieniami - �e bardziej nie mo�na. Tomasz Czech, czyli Behem, autor tego Herbariusa, to pradziad naszego Reinmara, amatora cudzych �on, kt�ry tyle nam narobi� zamieszania i k�opot�w. Tomasz Behem, Tomasz Behem - zmarszczy� czo�o burmistrz. - Zwany te� Tomaszem Medykiem. S�ysza�em.By� druhem kt�rego� z ksi���t... Nie pami�tam... Ksi�cia Henryka VI Wroc�awskiego - pospieszy� zespokojnym wyja�nieniem z�otnik Frydman. - Faktycznieby� �w Tomasz jego przyjacielem. Wybitny by� to pono� uczony, zdolny lekarz. Studiowa� w Padwie, w Salernoi Montpellier... M�wili te� - wtr�ci� Hofrichter, ju� od paru chwil kiwni�ciami g�owy potwierdzaj�cy, �e r�wnie� sobie przypomnia� - �e by� czarownikiem i kacerzem. - Przyczepi�e� si�, panie Janie - skrzywi� si� burmistrz - do tego czarownictwa jako pijawka. Daruj�e soTomasz Behem - pouczy� surowym z lekka g�osem proboszcz - by� duchownym. Kanonikiem wroc�awskim,potem nawet sufraganem diecezji. I tytularnym biskupem Sarepty. Zna� osobi�cie papie�a Benedykta XII.O owym papie�u te� r�nie m�wiono - nie my�la� rezygnowa� Hofrichter. - A zdarza�o si� czarownictwo i mi�dzy infu�atami. Inkwizytor Schwenckefeld, za jego czasu...Ostawcie� to wreszcie - uci�� ksi�dz Jakub. - Co innego nas tu zajmowa� winno.W samej rzeczy - potwierdzi� z�otnik. - Ja akurat wiem, co. Ksi��� Henryk nie mia� m�skiego potomka, mia� tylko trzy c�rki. Z najm�odsz�, Ma�gorzat�, nasz ksi�dz Tomasz pozwoli� sobie na romans.Ksi��� do tego dopu�ci�? A� taka by�a to przyja��?Ksi��� nie �y� ju� w�wczas - wyja�ni� znowu z�otnik. - Ksi�na Anna za� albo nie widzia�a, co si� �wi�ci,albo widzie� nie chcia�a. Tomasz Behem nie by� jeszcze w�wczas biskupem, ale by� w znakomitej komitywie z reszt� �l�ska: z Henrykiem Wiernym na G�ogowie, Kazimierzem na Cieszynie i Frysztacie, Bolkiem Ma�ym �widnickojaworskim, W�adys�awem bytomskokozielskim, Ludwikiem z Brzegu. Bo te� i wyobra�cie sobie, panowie,kto�, kto nie tylko �e bywa w Awinionie u Ojca �wi�tego, ale jeszcze potrafi usun�� kamienie moczowe tak zr�cznie, �e pacjent nie do��, �e po operacji ma jeszcze ku�k�,to owa nawet mu staje. Je�li nawet nie codziennie, to jednak. Cho� mo�e i brzmi to jak krotochwila, ja bynajmniej nie �artuj�. Powszechnie si� mniema, �e to dzi�ki Tomaszowi do dzi� mamy jeszcze Piast�w na �l�sku. Pomaga� bowiem z r�wn� wpraw� m�czyznom, jak i kobietom. A tak�e parom, je�li panowie rozumiej�, co mam na my�li. Boj� si� - rzek� burmistrz - �e nie. Potrafi� pom�c stad�u, kt�remu nie wiod�o si� w �o�nicy. Teraz rozumiecie? Teraz tak - kiwn�� g�ow� Jan Hofrichter. - Znaczy si�, wroc�awsk� ksi�niczk� przech�do�y� te� pewnie wedle medycznej sztuki. Naturalnie by�o z tego dziecko. Naturalnie - potwierdzi� ksi�dz Jakub. - Spraw� za�atwiono zwyk�� mod�. Ma�gorzat� zamkni�to u klarysek, dzieciak trafi� do Ole�nicy, do ksi�cia Konrada. Konrad wychowywa� go jak syna. Tomasz Behem stawa� si� coraz wi�ksz� figur�, wsz�dzie, na �l�sku, w Pradze u cesarza Karola IV, w Awinionie, dlatego ch�opak karier� mia� zapewnion� ju� w dzieci�stwie. Karier� duchown�, ma si� rozumie�. Zale�n� od tego, jakim wyka�e si� rozumem. By�by g�upi, dosta�by wiejsk� far�. By�by �rednio g�upi, zrobiono by go opatem gdzie� u cysters�w. By�by m�dry, czeka�a na niego kapitu�a kt�rej� z kolegiat. Jaki si� okaza�? Nieg�upi. Przystojny jak ojciec. I waleczny. Zanim ktokolwiek zdo�a� co� przedsi�wzi��, przysz�y ksi�dz ju� bi� si� z Wielkopolanami u boku m�odszego ksi�cia, przysz�ego Konrada Starego. Bi� si� tak dzielnie, �e nie by�o wyj�cia, pasowano go na rycerza. Z nadaniem. Tym to sposobem umar� ksi�yk Tymo, niech �yje ritter Tymo Behem z Bielawy, von Bielau. Rycerz Tymo, kt�ry wkr�tce nie�le si� skoligaci�, po�lubiaj�c najm�odsz� c�rk� Heidenreicha Nostitza. Nostitz da� c�rk� kleszemu b�kartowi? - Klecha, rodzic b�karta, zosta� tymczasem wroc�awskim sufraganem i biskupem Sarepty, zna� si� z Ojcem �wi�tym, doradza� Wac�awowi IV i by� za pan brat ze wszystkimi ksi���tami �l�ska. Stary Heidenreich zapewne sam i ochotnie sn�bi� mu c�reczk�. To mo�liwe. Ze zwi�zku Nostitz�wny z Tymonem de Bielau zrodzili si� Henryk i Tomasz. W Henryku odezwa�a si� wida� krew dziada, bo zosta� ksi�dzem, odby� studia w Pradzei do �mierci, ca�kiem niedawnej, by� scholastykiem u �wi�tego Krzy�a we Wroc�awiu. Tomasz za� poj�� Boguszk�, c�rk� Mikszy z Prochowic i sp�odzi� z ni� dwoje dzieci. Piotra, zwanego Peterlinem, i Reinmara, zwanego Reynevanem. Peterlin, czyli Pietruszka, i Reynevan, czyli Wrotycz. Takie warzywno-zio�owe cognomeny, poj�cia nie mam, sami sobie je wydumali czy to fantazja ojca. �w za�, je�li ju� przy nim jest

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!