1721

Szczegóły
Tytuł 1721
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1721 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1721 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1721 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Zeskanowa� na potrzeby w�asne i bliskich znajomych [email protected] Wrzesie� 2002 Joanna Chmielewska NAJSTARSZA PRAWNUCZKA Redaktor Julka Jaske Opracowanie graficzne i projekt ok�adki DYLIS Studio Sk�ad i �amanie Piotr Sztandar-Sztanderski Copyright r) 1999 by Joanna Chmielewska Ali rights reserved Wydanie I Wydawnictwo ,.VERS" 05-510 Konstancin-Jeziorna l Skrytka pocztowa 2 ISBN 83-7127-041-0 Druk i oprawa: Zak�ady Graficzne ATEXT S.A. 80-164 Gda�sk, ul. Trzy Lipy 3 Ja, ni�ej podpisana, Matylda Wierzchowska, z domu Kr�-glewska, c�rka Teodora i Antoniny z domu Zawadzkiej... - Co wypisujesz, g�upia babo - powiedzia� zgry�liwie Mateusz, patrz�cy Matyldzie przez rami�, przerywaj�c jej tw�rczo��. - Co� ci si� chyba pomyli�o. To nie ty masz by� w�asn� spadkobierczyni� i nie musisz wszystkich swoich babek wymienia�. W testamencie takie rzeczy o spadkodawcy wcale nie s� potrzebne. Matylda zreflektowa�a si�, ale nie zamierza�a podda� si� bez walki. - A je�eli ja chc� to napisa�, to co? Testament b�dzie niewa�ny? - Wa�ny owszem, ale g�upi. - Sam jeste� g�upi. Ja ci nie przeszkadza�am pisa�, co ci si� podoba�o. Wyno� si� st�d. - Nie mog�. Musz� pilnowa�, �eby� nie pisa�a andron�w. M�wi�em, wezwa� notariusza! - A ja nie chc�! Notariusz te� cz�owiek i ma g�b�. Odczep si�. Rozsun�a szerzej �okcie na biurku i podj�a prac�. ...zdrowa na ciele i umy�le i w pe�ni si� troch� steranych wiekiem... - Zdrowa na umy�le! - zachichota� Mateusz. - Wariatka. Ju� same te g�upoty wystarcz�, �eby wszyscy zw�tpili... Ty p�g��wek by�e� ca�e �ycie i do tej pory ci zosta�o! - rozz�o�ci�a si� Matylda, teraz ju� prawie rzetelnie zirytowana. - Takie rzeczy zawsze si� pisze w testamentach! Ciekawe, co sam napisa�e�? �e jeste� umys�owo chory? I na ciele zramola�y, r�ka ci si� trz�sie i nie pami�tasz w�asnych dzieci i wnuk�w? - Nie wiem, kto tu jest bardziej zramola�y! - obrazi� si� Mateusz. - W pe�ni si�, znalaz�a si� podfruwajka! - Steranych wiekiem! - wrzasn�a Matylda. - A �e steranych, to jedno s�owo prawdy... - A jak m�wi�am, �eby� wazon przestawi�, to co by�o? Z r�k ci wylecia�! �liski, akurat, olejem go kto smarowa�, akurat, ci�ki niby to, akurat, kolce po oczach, akurat... - A to ju� o�lic� trzeba by�, �eby z takim wiechciem wazon przestawia�, to do dzi� dnia nie wiesz, �e r�e maj� kolce, wazon sobie znalaz�a, nie do��. �e srebro, to jeszcze z wod�, to i m�ody parobek dw�ch kwintali nie podniesie...! Te� chyba zg�upia�em, �eby co� takiego do r�ki bra�... - A kiedy� bra�e� i dobrze - wypomnia�a Matylda z nag�ym �alem. - A ty d�u�ej ta�czy�a� ni� orkiestra gra�a...! Nagle zamilkli obydwoje, pe�ni ci�kiej urazy, ka�de do tego drugiego, �e si� zestarza�o. Nie dostrzegali zjawiska na co dzie�, trzymali si� �wietnie, otoczeni s�u�b� nie odczuwali dolegliwo�ci wieku, dopiero to wzajemne wytykanie u�wiadomi�o im, �e co� tam stracili bezpowrotnie. W gruncie rzeczy wcale nie chcieli tego odzyskiwa�, staro�� bez uci��liwych obowi�zk�w by�a ca�kiem przyjemna. - Ju� te� nie masz kiedy mi tego wymawia� tylko akurat teraz - powiedzia�a gniewnie Matylda. - Czego mi tu w og�le nos wtykasz, chc� napisa� testament i napisz�, �eby nie wiem co! Po swojemu. A ty mi przesta� g�ow� zawraca�! Mateusz jednak�e zdenerwowa� si� powa�nie. Ten idiotyczny wazon rzeczywi�cie okaza� si� dla niego za ci�ki, jego podupad�a m�sko�� sta�a si� zagro�ona ostatecznie, nie chcia� si� na to zgodzi�. Z�e w niego znienacka wst�pi�o. Siedzia� w milczeniu, p�czniej�c protestem, tak d�ugo, �e Matylda, porzuciwszy ozdobniki, zd��y�a napisa� przesz�o po�ow� testamentu, bez przeszk�dy z jego strony. ...zapisuj� synowi mojemu, Tomaszowi, posiad�o�� moj� posagow� w miejscowo�ci Plac�wka pod Warszaw� razem Z ogrodem cztery morgi i domem drewnianym razem ze wszystkim, co si� w nim znajduje, bez �adnych warunk�w i zastrze�e�, za wyj�tkiem tego, �eby portret�w rodzinnych, mojej babki i dziadka, nigdy nie sprzeda�. Zapisuj� c�rce mojej, Hannie Z m�a Kolskiej, drug� moj� posiad�o�� posagow�, a to dw�r stary z ogrodem i sadem p�torej w��ki w miejscowo�ci Ko�min pod miastem Gr�jcem i niech z tym robi, co chce. Zapisuj� mojemu m�odszemu synowi, �ukaszowi, pi��dziesi�t tysi�cy z�otych, w banku pa�stwowym na moje nazwisko le��ce. Zapisuj� mojej m�odszej c�rce, Zofii, z m�a Kosteckiej, trzydzie�ci tysi�cy z�otych, w tym�e banku le��ce. Zapisuj� moim wnuczkom, a to: Barbarze, c�rce Tomasza, Dorocie i Jadwidze, c�rkom Hanny, Katarzynie, c�rce �ukasza, oraz Danucie, c�rce Zofii, wszystkie moje precjoza i klejnoty. Garnitur diamentowy dla Barbary. Garnitur z rubin�w dla Doroty. Szafirowy dla Jadwigi. Szmaragdy dla Katarzyny. Diamentowy z rubinami i per�ami dla Danuty. Ka�d� z tych rzeczy pozostawiam w puzderku jak si� nale�y oznaczonym. Ponadto najstarszej mojej prawnuczce po k�dzieli, c�rce Doroty, a wnuczce Hanny, przeznaczam m�j pami�tnik, w m�odo�ci pisany, razem z puzdrem, w kt�rym si� znajduje. Zabraniam �w pami�tnik czyta� komukolwiek pod kar� wydziedziczenia, z wyj�tkiem mojej najstarszej prawnuczki po k�dzieli. Ponadto tej�e prawnuczce zapisuj� dom po mojej babce w miejscowo�ci B��d�w... Wi�cej Matylda napisa� nie zdo�a�a, mimo i� ten rodzaj tw�rczo�ci zacz�� jej si� bardzo podoba�, poniewa� Mateusz zako�czy� w�a�nie proces p�cznienia. Przez te kilka kr�tkich chwil, niczym ton�cemu, przelecia�o mu przez g�ow� ca�e �ycie i wszystkie pretensje do �ony. Satysfakcj� sprawia�a mu my�l, �e sam, w swoim wcze�niej sporz�dzonym testamencie nic jej nie zapisa�, wszystko rozdzieli� pomi�dzy dzieci i wnuki. Ona mia�a maj�tek w�asny, zabezpieczony intercyz�, nie musia�a mie� wi�cej. Doskonale wiedzia�, �e w odwecie te� mu nie zostawi �adnego legatu, chocia� kto j� tam wie co posiada naprawd�... Owe rozdysponowane w�a�nie bogactwa przedstawia�y si� znacznie bardziej imponuj�co na pi�mie ni� w rzeczywisto�ci. Pieni�dze w got�wce istnia�y, to fakt, ale posiad�o�ci by�y raczej skromne i w nie najlepszym stanie, gdyby chcia�o si� je wszystkie porz�dnie odrestaurowa� nie wiadomo czy starczy�oby fundusz�w, owe garnitury jubilerskie za� nie ca�kowicie zas�ugiwa�y na swoj� nazw�. Naszyjniczek albo wisiorek na z�otym �a�cuszku, do tego kolczyki, bransoletka lub broszka, kilka pier�cionk�w, nic wstrz�saj�cego, tyle �e Matylda umia�a posk�ada� z tego eleganckie komplety. Jednak�e nie by�o to wszystko... Mateusz wielokrotnie zastanawia� si�, co te� �ona zrobi�a ze spadkiem po swojej babce, tej z portretu w drewnianym domu, kt�ra kto wie, czy przypadkiem nie by�a dzieci�ciem samego Napoleona. Kr��y�y w rodzinie plotki, jakoby prababcia, kobieta wielkiej urody, wpad�a cesarzowi w oko i we w�a�ciwym czasie c�reczka pojawi�a si� na �wiecie. Klejnoty dla dam by�y w�wczas w modzie. Matylda odby�a jak�� poufn� konferencj� z babci� le��c� na �miertelnym �o�u i rezultaty tej konferencji starannie przed m�em ukry�a. Informacji �adnych udziela� nie chcia�a, zarzuci�a mu interesowno��, a� w ko�cu Mateusz uni�s� si� honorem i zaniecha� pyta�, co mu przysz�o o tyle �atwo, �e brak�w finansowych nie odczuwa�. - Czekaj, przyjdzie jeszcze koza do wo�� - rzek� tylko m�ciwie, kr�tko po pogrzebie babci. - Akurat! - odpar�a zwyci�sko Matylda, �wiadoma ju� w�wczas, i� w�asnym maj�tkiem gospodarowa� potrafi. Po czym napoleo�ski spadek zosta� okryty ura�onym milczeniem. Mateusz przez lata ca�e s�owa nie m�wi�, nawet je�li na jego �onie przy wielkich okazjach co� niezwyk�ego b�yska�o. Tak naprawd� w trakcie owego pisania testamentu zagl�da� jej przez rami� z czystej ciekawo�ci, czy co� na ten temat napisze. Prawdziwie pa�ski dw�r, kt�rego na staro�� ju� prawie nie opuszczali, rozsiad�y na setkach hektar�w, mie�ci� si� w okolicy G�uchowa, blisko Warszawy. Wszystkie posiad�o�ci le�a�y dooko�a Warszawy, bo od lat rodzina zwi�zki ma��e�skie zawiera�a w s�siedztwie i nie wychodzi�a poza Mazowsze. Po pierwszej wojnie �wiatowej wszyscy byli z tego nad wyraz zadowoleni i Mateusz nie omieszka� �onie do�� cz�sto wytyka� konkurenta z kres�w, krewniaka Potockich, omal nie wybranego, zubo�a�ego obecnie doszcz�tnie. Prosz�, waha�a si�, wyk�uwa�a mu nim oczy, a prosz�, prosz�, trzeba by�o. Teraz by si� tu w��czy�a o zebranym chlebie... - D�ugo bym si� nie w��czy�a, bo ten od ciebie w gardle by mi stan�� i na �mier� zad�awi� - odpowiada�a jadowicie Matylda. - A i tak moje by zosta�o, nie do uk�szenia. Tu ci� gryzie, co? W gruncie rzeczy mia�a racj�, jej faktyczna separacja maj�tkowa denerwowa�a Mateusza niewymownie. O inter-cyz� �lubn� zadba� te�� przy pomocy �ydowskiego prawnika, zaprzyja�nionego z nim z niewiadomych przyczyn, gdzie� tam, kiedy�, �ycie sobie ratowali wzajemnie czy co� w tym rodzaju i �ydowski prawnik trz�s� si� nad przyjacielem niczym barani ogon, pilnuj�c jego maj�tku wi�cej ni� w�asnego. Jego c�rki r�wnie�. Mateuszowi posag �ony potrzebny by� jak dziura w mo�cie, nie dla posagu z ni� si� �eni�, ale jej pe�na samodzielno�� by�a niezno�na. Nie mia� nad ni� �adnej w�adzy. Niczego nie m�g� jej zabroni�, mog�a robi�, co chcia�a, kupowa� kiecki, woja�owa�, przyjmowa� go�ci i nawet, zgroza absolutna, w�asne pieni�dze stawia� na wy�cigach...!!! Co te� niekiedy czyni�a... Chwilami czu� si� tak, jakby wcale nie mia� �ony, tylko kurtyzan� pe�n� kaprys�w, zdoln� porzuci� go, kiedy zechce. Niew�tpliw� zalet� kurtyzany by� fakt, �e nie zamierza�a go zrujnowa� i obdarza�a wielce udanymi dzie�mi. Ponadto, dzi�ki temu odczuciu, inne kurtyzany nie wchodzi�y w rachub�... Zgodzi�a si� jednak�e, dobre i tyle, by zasadnicz� siedzib� uczyni� dom jego przodk�w, urz�dzi�a pi�knie pa�acowa-ty dw�r i zarz�dza�a nim konkursowe, id�c z duchem czasu umiarkowanie i bez przesady. No, mo�e troch� zbyt szybko �apa�a nowe wynalazki, t� jak�� niepokoj�c� elektryczno��, �azienki z ciep�� wod�, telefon i samochody, zdaniem Mateusza wymys�y szatana, kt�re z czasem okazywa�y si�, mimo piekielnego pochodzenia, u�yteczne. Wariactwo to by�o czyste, ale zn�w niczego nie m�g� jej zabroni�, odmawiaj�c pieni�dzy, skoro p�aci�a swoimi. Z�y by� na ni� przez to ca�e �ycie, a zarazem bezsilny, bo w dodatku kocha� j� dziko i jej urodzie nie umia� si� oprze�. Raz jeden tylko sta�o si� inaczej. Wydarzenie to by�o tak osobliwe i wstrz�saj�ce, �e zuchwa�a, nieprzyzwoicie samodzielna Matylda z�ama�a si� i z �kaniem pad�a m�owi na pier�, ��daj�c pomocy, co Mateusza tak zaskoczy�o, �e owej pomocy bez namys�u i z wielkim zapa�em udzieli�. Nast�pi�o to w p�tora roku po pogrzebie b��dowskiej babci, kiedy obydwoje byli jeszcze bardzo m�odzi i nawet wszystkich dzieci nie zd��yli sp�odzi�. Na pogrzebie oczywi�cie byli, Matylda, g��wna spadkobierczyni, musia�a zadba� o przyzwoite za�atwienie sprawy ze styp� w��cznie. Zarz�dzi�a co nale�y, rozs�dnie ograniczy�a ilo�� s�u�by i dopiero po odje�dzie rodziny i go�ci pokaza�a pazury. Upar�a si� zosta� na miejscu na ca�y czas dokonywania niezb�dnego remontu. Nie pomog�y �adne argumenty, przekonywania i gro�by, osobi�cie postanowi�a dopilnowa� wszystkich rob�t, decyduj�c o ich zakresie na bie��co. Mateusza omal szlag nie trafi�, sam musia� wr�ci� do domu, gdzie zosta�y pierwsze dzieci, sianokosy, ciel�ce si� krowy i m�ode konie, trenowane do wy�cig�w. Mia� do wyboru: zaniedba� spraw� i zubo�e� albo zadba� o wszystko i nadal by� bogatszy od �ony. Zubo�enia by nie strawi� am-bicjonalnie... Matylda wr�ci�a dopiero w ko�cu lipca, wzajemna irytacja i dzika k��tnia rzuci�a ich sobie w ramiona, dzi�ki czemu w nast�pnym roku urodzi� si� �ukasz, w p�tora miesi�ca p�niej za� przydarzy�o si� w�a�nie to co� okropnego. Przy kolacji siedzieli, kiedy z B��dowa przyby� pos�aniec na prawie ochwaconym koniu. O �witaniu wyjecha�, �eby przywie�� wie�� straszn�. Zbrodnia jaka� tajemnicza sta�a si� we dworze, trup le�y jeden, a drugi raniony, pode dworem za� jaki� obcy, te� ledwo dycha i czarne postacie uciek�y... Wtedy to, na �w po�piesznie i niewyra�nie wydyszany komunikat, Matylda dozna�a chwilowego upadku ducha i uzna�a wy�szo�� m�a, szlochaj�c mu na �onie. Mateusz te� si� zdenerwowa�, aczkolwiek wi�cej zdumia�, w �onie nareszcie ujrza� ca�kiem s�ab� kobiet� i szarpn�a nim rycerska m�sko��, tak d�ugo t�umiona i niedoceniana. Natychmiast kaza� zaprz�ga� i rusza�, noce w czerwcu kr�tkie, ponadto �wieci�a pe�nia ksi�yca... Wszystko to zd��y� sobie teraz wspomnie� i wybuch�a w nim ��dza czynu. Niegdy�, za m�odych lat, bez trudu m�g� chwyci� fotel razem z ma��onk� i unie�� go w g�r�, ciesz�c si� z jej pisk�w i krzyk�w, delektuj�c si� p�niej podziwem w jej oczach. Ni z tego, ni z owego poczu� si� zdolny uczyni� to samo tak�e i obecnie. Zerwa� si� z krzes�a, nie bacz�c kompletnie na sw�j wiek ani te� zmian� wagi �ony, kt�rej przyby�o dobre dwadzie�cia pi�� kilo, chwyci� por�cze jej fotela i poderwa� go w g�r�. Zaskoczona Matylda krzykn�a i zrobi�a kleks na testamencie. Mateusz zamierza� okr�ci� j� w ko�o i postawi� na tym samym miejscu, ale nie najlepiej mu wysz�o, poderwany fotel z powrotem run�� w d�. Matylda z wielkim hukiem znalaz�a si� tam, gdzie by�a, a m�� zastyg� za ni�, pochylony niczym w uk�onie, z d�o�mi na por�czach. B�l straszliwy w kr�gos�upie unieruchomi� go radykalnie. Pierwsze minuty po tym przedsi�wzi�ciu przypomina�y koniec �wiata. Matylda ugrz�z�a w siedzisku, z kolanami pod biurkiem, bez �adnej szansy wyj�cia na wolno�� i swobod�, ani wyle��, ani odsun�� si� od mebla, dzwonka na s�u�b� nie mog�a dosi�gn��. Mateusz za jej plecami, z zaci�ni�tymi z�bami, trwa� niczym kamie�, razem tworzyli pomnikow� grup�. Na szcz�cie przy ka�dym jej drgni�ciu wydawa� z siebie straszne krzyki, kt�re zwr�ci�y wreszcie uwag� domownik�w, kamerdyner zapuka� i zajrza� do gabinetu, z energi� wielk� Matylda wyda�a rozkaz sprowadzenia lekarza i zabrania ja�nie pana, pierwsze zosta�o wykonane b�yskawicznie, drugie napotka�o nieprzezwyci�one trudno�ci. Ja�nie pan nie pozwala� si� dotkn��. Sta� zgi�ty w uk�onie za plecami ma��onki, blady �miertelnie, i od czasu do czasu okropnie krzycza�. Unieruchomiona za biurkiem ja�nie pani, po pierwszych chwilach dzikiego pop�ochu, straci�a cierpliwo��. - Niech�e chocia� co� z tego mam - powiedzia�a histerycznie i zamaszy�cie podpisa�a testament. - Feliks tu podpisze. I niech przyjdzie jeszcze kto�, kto umie pisa�, S�owi-kowska mo�e by�... W ten spos�b i z tak niezwyk�ej przyczyny testament Matyldy Wierzchowskiej nie uzyska� zaplanowanego, barwnego zako�czenia, nie sprecyzowa� legat�w dla s�u�by i zosta� podpisany przez testatork� i �wiadk�w jakby w po�owie, przy akompaniamencie strasznych krzyk�w i j�k�w jej ma��onka, kt�ry, jako cz�owiek niezwykle wytrzyma�y, zemdla� z b�lu dopiero w chwili przybycia domowego lekarza. Dzi�ki czemu zdo�ano wreszcie oderwa� go od por�czy fotela i przenie�� na �o�e bole�ci. Przy pe�nej aprobacie lekarza miejscowy znachor wepchn�� mu na w�a�ciwe miejsce wypsni�ty z kr�gos�upa dysk i Mateusz prawie ca�kowicie wr�ci� do zdrowia. W Matyldzie jednak�e, po tym ca�ym zamieszaniu, pozosta�o g��bokie przekonanie, i� spraw� testamentu za�atwi�a do ko�ca jak nale�y. Zalakowa�a go w kopercie i zaj�a si� m�em, w�ciek�a na niego za nieodpowiedzialny wyg�up. Dzia�o si� to roku pa�skiego 1930, akurat w �rodku mi�dzy dwiema wojnami. Wypadki, jakie zasz�y w B��dowie i mign�y za�amaniem Matyldy, opisane zosta�y dok�adnie przez ubog� krewn�, niejak� pann� Dominik� B��dowsk�, piastuj�c� we dworze stanowisko gospodyni. Owa� Dominika, panienka ju� blisko trzydziestoletnia, nie kryj�c lekkiego rozgoryczenia, bo wszak ca�y B��d�w przed wieloma laty do B��dowskich nale�a�, a tu ona, B��dowska, ninie omal �e nie na �askawym chlebie, tak oto zmienne s� los�w koleje i taki skutek rozpusty pradziadka, dziadka i tatusia... niewiele maj�c do roboty, prowadzi�a diariusz systematycznie i rzeczowo. Wi�cej w nim by�o konkret�w ni� rzewnych westchnie�, bo ze zwyczajnych nud�w ka�de jajko, zniesione poza kurnikiem, stanowi�o wydarzenie. Jasne jest zatem, i� wstrz�saj�ca sensacja zosta�a wyeksponowana w�a�ciwie. 16 czerwca roku pa�skiego 1878 Teraz dopiero, przed wieczorem, usi��� mog�, �eby opisa� rzeczy straszliwe i nie do poj�cia, jakie zasz�y od wczorajszego dnia i kt� by czego� podobnego m�g� si� spodziewa�! Jeszcze nie mog� przyj�� do siebie i r�ka mi si� prawie trz�sie, a umys� ogarn�� takiego okropie�stwa nie mo�e. Ale niech�e spr�buj� w kolejno�ci, mo�e i sama uspokojenia niejakiego doznam, bo o �nie nie by�oby co i my�le�. Nauczono mnie od dzieci�stwa porz�dku i systematyczno�ci, przeto niech�e teraz z owych nauk skorzystam. Tak oto dzie� wczorajszy przeszed�, jakom ju� opisa�a, i pacierze zm�wiwszy, spa� si� uk�ad�am i sen mnie ogarn��, czystemu sumieniu w�a�ciwy. Co mi si� �ni�o, nie pami�tam, ale nagle zbudzi�y mnie jakowe� ha�asy. Jakoby krzyki i �omotanie. Pierwsze, com pomy�la�a, jeszcze senna troch�, to �e po�ar, ale krzyk�w "gore!" nie s�ysza�am. Ledwom usiad�a na ��ku, na dole, pod moimi nogami, znowu si� rozleg�o walenie straszne, krzyk rozpaczliwy zabrzmia�, huk okropny i nagle wszystko umilk�o. Dr��c ca�a, chwil� jeszcze siedzia�am, a� my�l, �e ja tu jestem gospodyni� i o samo jedno w�asne �ycie dba� nie mam prawa, ta my�l si� mi doda�a. Wyskoczy�am z ��ka, szlafrok narzuci�am na siebie, pantofle moje domowe sta�y na swoim miejscu, nogi w nie wsun�am i ju� chcia�am ku drzwiom si� rzuci�, kiedy przysz�o mi na my�l, �e ciemno�� we �rodku domu panuje. Zapali�am przeto �wiec� i z ni� w r�ku na wschody wysz�am. Cisza na dole ju� by�a, alem szepty jakowe� i j�ki ciche us�ysza�a, �wiat�o te� przebija�o od kuchennej strony, przetom pomy�la�a o s�u�bie, bo wszak wrzawa tak straszna wszystkich winna pobudzi�. L�k mi zel�a� nieco. Ozwa�am si�, pytaj�c kto tam, g�osem troch� nie swoim, ale� kamerdyner stary, Kacper, rozpozna� mnie i odpowiedzia�. - Czyli to panna Dominika? - Jam jest - odpar�am. - C� si� tam sta�o i sk�d te ha�asy? Jakom nieraz ju� pisa�a, s�u�ba mnie szanuje. Mniemam, i� na pytanie stanowcze odpowiedzi wszyscy chcieli udzieli�. �wiece wysuni�to, ujrza�am, i� za Kacprem ca�a prawie s�u�ba si� zgromadzi�a, a m�wi� zacz�li wszyscy razem, z czego nic nie mog�am wyrozumie�. Zesz�am przeto po wschodach na d� i nakaza�am m�wi� kolejno. Rych�o wysz�o na jaw, �e pierwsza jakowe� ha�asy us�ysza�a Madejowa, kucharka, kt�r� gniecenie w�troby snu pozbawi�o. �le �pi�c, obraca�a si� na swoim pos�aniu, a� dobieg�y jej d�wi�ki jakowe�, jakby kto chodzi� i meble tr�ca�. Przeto wsta�a i do Kacpra si� udawszy, kt�ren jest jej krewnym, te� go obudzi�a. Kacper, sen lekki maj�c, zaraz wsta�, lokaja Albina obudzi� i kaza� mu obaczy�, co te� si� dzieje na pokojach, bo ha�asy owe dobiega�y jakby z salonu, jadalni, biblioteki. lubo te� mo�e z gabinetu. Wielce zaspany Albin, sam mo�e nie wiedz�c, co czyni, wzi�� �wiec� i, nijakiej ostro�no�ci nie zachowuj�c, tam�e si� uda�. I zaraz potem, ledwo po mgnieniu, rzeczy okropne na nowo si� zacz�y, �amanie mebli, krzyki, �omoty, s�u�by reszta na r�wne nogi stan�a, szyby t�uczenie si� rozleg�o, na co z nag�a ch�opak kredensowy... a musz� wyzna�, �e przez dobr� chwil� jego imienia nie mog�am sobie przypomnie�, ale teraz ju� wiem, Apoloniusz, Poldzio go zw�, wyskoczy� zza ludzi i za Albinem pod��y�. I zn�w krzyk straszny si� rozleg� i �omot brz�cz�cy. Zamarli wszyscy, o co �alu do nich mie� nie mog�. Tak oto stali�my, m�wi�c do siebie cichym g�osem, kiedy jedna dziewka kuchenna, Marta niejaka, wielka i silna niezwykle, krzykn�wszy nagle, i� oknem skacz�, do drzwi si� rzuci�a. Kacper jej pom�g� otwiera�, wypadli wszyscy. Nie pozosta�am zbytnio w tyle, w�asnymi oczami ujrza�am, jak czarne jakie� osoby uciekaj� w ogr�d, sama ju� nie wiem, dwie ich by�o czy trzy. Jedna za� pada przy s�onecznym zegarze. Marta si� na ni� rzuci�a, za gard�o chwytaj�c i g�ow� onego wal�c o podstaw� marmurow�, a� j� Kacper oderwa�. Wej�� do onych pokoj�w, gdzie si� wszystko zacz�o, nikt nie mia� odwagi. Prze�egnawszy si� przeto, ruszy�am pierwsza, bo to by� m�j obowi�zek. W jadalni cz�eka �adnego nie by�o, a w salonie jeno pot�uczone wazony, po�amane dwa krzes�a, lustro zbite i gruzy r�ne, w gabinecie jednakowo�, zaraz u wej�cia do biblioteki, ujrza�am widok straszny. Lokaj Albin le�a� nie�ywy w krwi ka�u�y... Przerwa� relacj� musia�am, sole trze�wi�ce wzi�am i kieliszek starki, by m�c pisa� dalej, bo obrazy owe, wspomniane, omal mnie przytomno�ci nie pozbawi�y. Tedy lokaj Albin le�a� nie�ywy w gabinecie. W bibliotece za� j�cza� strasznie Poldzio, ch�opak kredensowy. Zrujnowane by�o mn�stwo rzeczy, ale nie bardzo, bo nawet szafa przewr�cona nie po�ama�a si�, tylko ha�asu narobi�a. Szyba widnia�a wybita w salonie, nie wiem po co, bo s� tam portefenetry, do ogrodu wiod�ce. Onego� spod zegara s�onecznego Marta razem z Kacprem do domu wci�gn�li i zaraz potem zarz�dzi�am, �eby po felczera jecha�, a po drodze zawiadomi� policmajstra. Nigdy w �yciu moim rzecz taka na mnie nie spadla, alem s�ysza�a, �e z�e czyny rozmaite, rozboje i kradzie�e, policja bada i z�oczy�c�w �apie. Razem wysia�am umy�lnego do kuzynostwa. I felczer, i policmajster przybyli tu rych�o, felczer rzeki, i� nasz Poldzio wyjdzie z tego, ledwo ranny, za to �w obcy spod zegara s�onecznego mocno ucierpia� na g�ow�. Mo�e i zdo�a co� powiedzie�, tak rzeki, ale nie jest to pewne, i trzeba by�o t�uc nim troszeczk� s�abiej. Nikt nawet nie mia� pretensji do Marty i nikt nie zdradzi�, �e to ona t�uk�a, bo, jak wysz�o na jaw mi�dzy s�u�b�, lokaja Albina upodoba�a sobie nadmiernie. Cho� to gorsz�ce, poj�� jej wzburzenie mo�na. C� to by�o jednak�e, co za wdarcie si� do nas i po co? Och�on�am ju� nieco, o wczesnym �wicie powiedzia�am wszystko. Stara�am si� zachowa� spok�j i rozs�dek, chocia� wiele wysi�ku mnie to kosztowa�o, i zosta�am nagrodzona przynajmniej uznaniem ludzkim. Asystent pana policmajstra, niejaki pan Andrzej Romisz, nader grzeczny osobnik, zadawa� mi pytania o wschodzie s�o�ca i na ko�cu powiedzia� mi rzecz komplementow�, �e marzy�by o tym, �eby wszyscy �wiadkowie tak m�wili jak ja. Mimo i� kobieta, kt�ra prze�y�a wstrz�s straszliwy, jednak�e odpowiadam mu rzeczowo, spokojnie i bez �adnej przesady. Bardzo mnie to podnios�o na duchu. 17 czerwca Wczoraj o zachodzie s�o�ca przyjechali kuzynostwo. P� nocy up�yn�o na sk�adaniu relacyj i wyja�nie� i dopiero teraz mog� si� zwierzy� samej sobie. Nie ukryj� przed sob�, �e ciekawi mnie niezmiernie, co si� w�a�ciwie sta�o i z jakiego powodu. Kuzynka Matylda mdla�a prawie, kuzyn Mateusz wszystkich pyta�, czy co zgin�o, ale co mia�o gin��, skoro cenno�ci �adnych tu nie ma. Od samego rana prawie pan Romisz z �andarmami dom i okolic� penetrowali, ci�gle pytaj�c, a� wysz�o im, �e jakowi� z�oczy�cy od ogrodu si� wdarli, a �e salon w odleg�o�ci le�y, tedy nikt ze s�u�by, �pi�cy, by nie s�ysza�. I tylko w�troba Madejowej sprawi�a, �e nic nie wynie�li, a sama rozmy�lam, co by mogli wynie��, i tak dochodz�, �e mo�e wazy chi�skie, podobno bardzo stare, albo portrety ze �cian w z�oconych ramach kosztownych, bo pieni�dze, co s� na utrzymanie domu, w szkatule co wiecz�r do swojego pokoju sama przenosz�, o czym nikt nie wie. Ninie mam woln� chwil�, bo kuzyn Mateusz z rz�dc�, policmajstrem i doktorem konferuje, nad pogrzebem nieboszczyka Albina radz�c i nad wie�ciami dla jego rodziny, a ju� im rzek�am, sk�d nieboszczyk pochodzi�, bom to wiedzia�a. Poldzio te�, �w kredensowy, przytomno�� odzyskawszy, wyzna�, �e wpad� do jadalni i ujrza�, jak w progu mi�dzy bibliotek� a gabinetem �wi�tej pami�ci Albin mocuje si� z dwoma zbirami, przeto skoczy� mu na pomoc i chwyciwszy szczypce kominkowe, waln�� jednego bardzo silnie. A jak potem si� bili, to ju� nie pami�ta, bo rych�o przytomno�� straci�. Zbir, przez Mart� pot�uczon, w pokoiku przy czeladnej le�y i �andarm jeden go pilnuje. Nic jeszcze nie rzeki, ci�gle nieprzytomny, doktor zasi� wzbroni� go rusza�, bo z tego m�g�by umrze�, nic nie rzek�szy do ko�ca i wcale, a jedyne to �r�d�o, by si� czego dowiedzie�. Porz�dki na pokojach ju� zosta�y uczynione, z czego wida�, �e najwi�kszy ha�as by� z figury alabastrowej, str�conej ze s�upka w bibliotece, i zastawy srebrnej co w jadalni zlecia�a wraz z nadstawk� i gzymsem kredensowym. Owej figury mi nie �al, bom jej nigdy nie lubi�a, jako nieprzyzwoitej i gorsz�cej, nikomu tego nie powiem, ale prawie raduje mnie, �e si� pot�uk�a. Kuzynka Matylda od podwieczorku zamkn�a si� w bibliotece i nakaza�a sobie nie przeszkadza� w �a�o�ci, chocia�, by prawd� powiedzie�, nie wiem z czego ta �a�o��, bo� chyba nie z onej pot�uczonej figury i nie z nieboszczyka Albina, kt�ry ledwo trzy lata temu nasta� i prawie wcale go nie zna�a. Tedy nad czym rozpacza? Oto walaj� mnie ju�... 19 czerwca Wiecz�r p�ny i dopiero ninie spok�j nasta�. Wczoraj ni jednej chwili dla siebie nie mia�am, a i dzi� by�o urwanie g�owy. Po porz�dku napisz�. Onegdaj wieczorem, kiedym wezwana zosta�a, odnaleziono str�a z rozbit� g�ow�, ale �ywego, i tu widz�, w jak� alteracj� musia�am popa��, sama o tym nie wiedz�c, bom ni s�owem o nim nie napomkn�a, a wszak rozwa�ano gwa�townie, co te� si� z nim sta�o, gdzie si� podzia� i dlaczego domu nie pilnowa�. Ps�w te� nie by�o. Wr�ci�y wielce pokorne, z czego mo�na mniema�, �e wszystkie trzy polecia�y za suk� i one dopiero go znalaz�y. Wyw�szy�y w samym k�cie ogrodu, gdzie le�a�, ga��ziami i li��mi wielkimi os�oni�ty, tak �e go wcale wida� nie by�o. Ju� otrze�wiony, gada s�abo, ale gada, �e psy istotnie za suk� przyb��kan� polecia�y, on za� je wzywa� i nawet nie wie, co go w g�ow� waln�o. Pan Romisz powiada, �e jakby by� przy tym. Str� na psy apelowa�, sam ha�as robi� i nic nie s�ysza�, jak si� za nim zb�je podkradli i od razu waln�li, a z krzyk�w na psy wiedzieli, gdzie jest, przeto w innym miejscu przez mur przeskoczyli. �aska boska, �e chocia� z �yciem uszed�, a psom to zawdzi�cza, bo� one go odnalaz�y i szczekaniem cienkim ludzi zwabi�y. A zaraz potem �w z�oczy�ca za czeladn� le��cy odzywa� si� pocz��, ale j�cza� tylko i rano dopiero s�owa wym�wi�, kt�re si� da�o zrozumie�. Kuzynka Matylda posz�a go obaczy� i na twarzy si� zmieni�a, ale nic nie rzek�a. Mniemam, i� go musia�a zna� i rozpozna�a, ale swoje mniemanie zachowam dla siebie, skoro ona si� z t� znajomo�ci� kryje. Pan Romisz mi wyjawi�, co te� my�li, �e �w rzeki, a jest to pomocnik kowala spod Gr�jca, majaczy� pewno, bo gada� o pija�stwie. Samam nic z tego nie poj�a. Jako pijany by� i sekret jakowy� zdradzi�, a insi go nam�wili. Do napa�ci na dw�r, ale to ju� pan Romisz sam ze siebie wydedukowa�, bo zbir gada� s�owa bez nijakiego sensu. Jakow�� bu�� wymienia�, ninie ju� wiem, i� Bu�a jest to cz�ek podejrzany, zwany tak z racji bu�owatej figury. Schwytaj� go lada chwila. Kuzynka Matylda ca�y czas sta�a w nogach ��ka z twarz� tak�, �em w sobie �cierp�a, s�owa nie m�wi�c i tylko patrz�c na onego okropnie. A� krzykn�� wreszcie: ,,Szymon!" i od tego zaraz ostatni� par� pu�ci�. Kuzynka Matylda wzdrygn�a si� na to, a potem jakby zmi�k�a w sobie, dalej nic nie rzek�a i wysz�a. Kto by by� �w Szymon, tego nie wiem, mo�e drugi zbrodzie�. A za� potem zaraz, jakby ma�o by�o wszystkiego, kuzynka Matylda wielkie porz�dki j�a czyni� w bibliotece, sama ksi��ki przebieraj�c i w skrzynie pakuj�c, po czym znosi� je do piwnicy kaza�a, a drugie, kt�re tam sta�y, na g�r� wynosi�, zasi� potem na odwr�t i tak na ca�y prawie dzie� zamieszanie wielkie uczyni�a. Kuzyn Mateusz, w komityw� wszed�szy z policmajstrem, pomoc� mu s�u�y�, i tak, o �witaniu, onych dw�ch zb�jc�w schwytali, od czego wszyscy odetchn�li z wielk� ulg�. Za to w domu takie si� co� porobi�o, �em niemal g�ow� straci�a i sama ju� nie wiem, co jedli, obiad czyli wieczerz�, a pilnowa� musia�am bezustannie, bo kucharce wszystko z r�k lecia�o. Dzi� nareszcie spa� poszli dosy� wcze�nie, a jutro odje�d�aj� zaraz po �niadaniu, chyba �e jeszcze co b�dzie. 21 czerwca Otom w z�� godzin� napisa�a, jakoby w przeczuciu. Dzi� rano dopiero kuzynostwo odjechali, bo wczoraj najpierw przy �niadaniu gorsz�co si� posprzeczali, kuzynka Matylda rzek�a nagle, i� do domu nie wraca, jeno na jaki� czas zostaje, a kuzyn Mateusz nijak jej na to nie zezwala�. Krzyki by�y, a� ca�� s�u�b� musia�am od jadalni na drug� stron� usun��, kuzynka Matylda od sto�u uciek�a, kuzyn Mateusz goni� za ni�, efekta za� by�y takie, �e na podr� zbyt p�no si� zrobi�o. Przeto zostali oboje i kuzynka Matylda znowu si� zamkn�a w bibliotece, a zaraz potem pan policmajster z panem Romiszem przyjechali i zeznania onych z�oczy�c�w dostarczyli. Po�a�owa�am szczerze, wyznam to sama sobie, �e nie pan Romisz tylko i �e nie do mnie, wi�cej bym si� bowiem zapewne dowiedzia�a, a i sympati� on budzi, chocia� policjant. Ale i tak wiem ju�, co owi zb�je rzekli. On�e pomocnik kowala powiada� im, pijany ca�kiem b�d�c, jako we dworze wielkie skarby si� znajduj�, gdzie� tam ukryte, a on zna drog� do nich. Miejsca wyjawi� nie chcia�, g�upkowato si� �miej�c i obiecuj�c, �e ich zaprowadzi. Oni te� pijani by� musieli, bo mu uwierzyli, a potem, wytrze�wiawszy, namowom jego ulegli tak, �e teraz nie wiadomo kto tu najwi�cej zawini� i kto kogo do czego nak�ania�. Pan Romisz powiada, �e na nie�ywego win� zrzucaj�, bo si� ju� broni� nie mo�e, a sami gorsi od niego, o czym policja wie dobrze. We czterech razem poszli rabowa� dw�r, str�a zranili ca�kiem tak, jak pan Romisz m�wi�, a ona suk� ze wsi, ciekaj�c� si� akurat, sami przy ogrodzie pu�cili, wiedz�c dobrze, i� wszelkie psy za ni� p�jd�. Jeden na dworze zosta� do pilnowania, a trzech wdar�o si� drzwiami od ogrodu do salonu, a dalej do gabinetu, bo �w nieboszczyk jaki� by� niepewny i po �cianach maca� to w jadalni, to w bibliotece, to w gabinecie, od czego si� ha�asy czyni�y. A� wlaz� im tam z nag�a lokaj i sam rzuci� si� na nich, przeto si� tylko bronili, ale on nie popuszcza�, no i w ko�cu nieboszczyk go zabi�, a oni op�dza� si� musieli od drugiego s�ugi. Wszystko nieboszczyk! Co nieprawd� jest ca�kiem, bo Poldzio, nim przytomno�� straci�, dosy� zobaczy� i przysi�ga, �e �w kry� si� raczej, a lokaja Albina ci dwaj w�a�nie mordowali. Oni za� dalej powiadaj�, �e trwoga ich ogarn�a przed ca�� s�u�b�, zatem uciekli. Nic z�ego nie zrobili i niczego nie zrabowali. O, jakie� to g�upie gadanie! Pan Romisz m�wi, �e nie pierwszy to ich taki uczynek i teraz im si� ju� nie upiecze, katorga dla nich pewna. I cale szcz�cie. Kuzyn Mateusz, s�uchaj�c, ramionami rusza�, a� po kuzynk� Matyld� sam poszed� i razem ju� rzekli, �e wszystko to jest bredzenie zwykle i niedorzeczno��, bo skarb�w w tym dworze nigdy nie by�o i nie ma. Najwi�ksze biblioteka zawiera, gdzie stoj� i le�� ksi��ki r�cznie pisane, staro�ytne bardzo, w srebro i sk�r� oprawiane, z kamieniami nawet, ale ile� ich, cztery wszystkiego, a ci�kie przy tym okropnie. I c� by z nimi tacy z�oczy�cy zrobili? Przeto i�cie po pijanemu cala napa�� zosta�a uczyniona, ale trupy dwa po niej zosta�y i tego si� p�azem nie pu�ci. Ledwo poszli, cz�ek jaki� stary na was��ku w jednego konia przyjecha� i o kuzynk� Matyld� zapyta�, a nim zdo�a�am wywiedzie� si�, kim jest, bo prosto bardzo, acz ch�dogo wygl�da�, kamerdyner Kacper go ujrza� i sprzed oczu moich zabra�, do kuzynki prowadz�c, co mnie wielce zbulwersowa�o. Gniewna, posz�am za nim. Kuzynka Matylda, Ninie jak mi�d s�odka, ma��onka zaraz uprosi�a, by zarz�dzi� co nale�y w stajni, gdzie o dw�ch przegrodach dla ogier�w by�a mowa, bo tutejsze klacze chcia�a stanowi�, a on w tej materii najlepszy. Podst�p to by�, na kt�ry kuzyn Mateusz zaraz da� si� z�apa� i do stajni si� uda�, ona za� zn�w si� w bibliotece zamkn�a, teraz ju� z owym cz�ekiem, kt�ren na was��ku przyjecha�. Zaraz na pierwsze moje s�owo wyrzutu Kacper z wielkim szacunkiem rzek�, i� jest to stary s�uga rodziny, wielce zmy�lny, do r�nych rob�t u�ywany przez lata ca�e, obecnie przy wnuczce ostatnich dni do�ywaj�cy, Szymon niejaki. Pewno z jakow� pro�b� do ja�nie pani przyjecha�, dowiedziawszy si� o jej bytno�ci, a zawsze mia� tu wielkie prawa. Tedy �w Szymon, przez nieboszczyka wykrzykni�ty, to nie �aden z�oczy�ca, jeno s�uga. Co te� za znajomo�� ��czy� ich mia�a? Nicem si� nie dowiedzia�a, bo biblioteka tak jest po�o�ona, �e je�li kto nie przy samych drzwiach gada, niczego nie s�ycha�. Kuzynka Matylda konferowa�a z nim tam, a� kuzyn Mateusz ze stajni wr�ci�, po czym Kacper onego Szymona w swojej izbie ucz�stowa� piwem i posi�kiem, nawet mnie o zezwolenie nie pytaj�c. Zalterowa�am si�, alem nic nie rzek�a, bo kuzynka Matylda w�asnymi oczami na to patrza�a i z przyjemn� twarz�. Zaczem na wiecz�r zn�w si� pok��cili, ale o co, nie wiem, chocia� wchodzi�am do gabinetu cz�sto, wino i frukta donosz�c. Na m�j widok milkli. Co� tam o cesarzu Napoleonie w ucho mi wpad�o, co� tam o mojej �wi�tej pami�ci dobrodziejce, pani Zawadzkiej, kt�ra babk� kuzynki Matyldy by�a, co� tam o jakowych� sekretach. Tak mi si� wydala, �e kuzyn Mateusz �onie docina� i na�miewa! si� z niej, a ona, chocia� z�a, ma�o si� tym przejmowa�a. Wreszcie ostatni ju� kaprys zaprezentowa�a, rachunki z zesz�ego roku upar�a si� ze mn� obejrze�, przez co strasznie p�no spa� posz�am. Nareszcie o poranku zgodnie wyjechali i jaki taki spok�j nasta�. Rzecz oczywista diariusz panny Dominiki ci�gn�� si� dalej, ale opiewa� ju� wydarzenia codzienne, wyzute z element�w sensacji. Krwawy eksces gin�� w niepami�ci, za to coraz cz�ciej pojawia� si� pan Romisz, kt�ry po roku zdeklarowa� si� wreszcie. I by�aby panna Dominika ten straszny mezalians pope�ni�a, gdyby nie to, �e zaraz po zdeklarowaniu, a jeszcze przed otrzymaniem wyra�nej odpowiedzi, konkurent gwa�townie j�� si� wycofywa�. Panna Dominika po�a�owa�a swojej pow�ci�gliwo�ci, kt�ra okaza�a si� zgubna, ale nie mog�a przecie� tak od razu wyrazi� zgody, musia�a wdzi�cznie poprosi� o czas do namys�u. Niepotrzebnie. Pan Romisz zapewne poczu� si� ura�ony... Rych�o wysz�o na jaw, i� nie o uraz� maria� si� rozbi�. Pan Romisz, nowy cz�owiek w powiecie, bo ledwo od trzech lat tu w�a�nie zatrudniony, zm�cony niedok�adnym gadaniem zwierzchnika, mniema�, i� panna B��dowska ma sw�j udzia� w B��dowie, siedzibie przodk�w, a co najmniej zagwarantowany na niej posag. Tymczasem panna B��dowska nie mia�a nic, wy��cznie posad� gospodyni zarz�dzaj�cej, jeden pier�cioneczek po matce i oszcz�dno�ci w postaci stu trzydziestu dw�ch rubli, uciu�ane w ci�gu ostatnich dziesi�ciu lat. Zbyt ma�y to by� dodatek do splendoru, pan Romisz z �alem zwin�� chor�giewk� i przeni�s� afekt na pann� m�y-narz�wn�, zasobniejsz� dok�adnie dwie�cie razy. Panna Dominika znios�a ten cios m�nie, naj�wi�ciej przekonana, i� uczyni� to z rozpaczy po jej s�owach, niew�a�ciwie poj�tych jako rekuza, i przez ca�e lata czyni�a sobie gorzkie wyrzuty... Testament Matyldy, kt�ra posz�a na tamten �wiat za ma��onkiem zaledwie w dwa miesi�ce po jego �mierci, otwarto w roku pa�skim 1935. A� do legatu dla prawnuczki wszystko by�o zrozumia�e i proste, dopiero dw�r b��dowski i pami�tnik w puzdrze wprowadzi�y przera�aj�ce zamieszanie. Dw�r owszem, sta�, nawet w niez�ym stanie, pami�tnika natomiast nie mo�na by�o znale��. Ponadto nikt nie mia� pewno�ci, czy �w dw�r ma nale�e� do prawnuczki z ca�ym dobrodziejstwem inwentarza, to znaczy z ko�mi, krowami, hektarami p�l uprawnych, lasu, sadu, i jednym stawem rybnym, czy te� ma to by� sam dw�r z ogrodem, a reszta winna zosta� we w�adaniu pozosta�ej rodziny. Zwa�ywszy, i� przy Tomaszu i posiad�o�ci w Plac�wce Matylda wyra�nie napisa�a: "...ze wszystkim co si� w nim znajduje", tu za� zamiast instrukcji widnia� pot�ny kleks, pojawi�a si� nawet w�tpliwo�� co do wn�trza budowli. Sta�y tam wszak chi�skie wazy, w bibliotece spoczywa�y �redniowieczne wolumena, jakie� stare obrazy wisia�y na �cianach, a kto wie, mia�o to mo�e swoj� warto��...? Ma nale�e� do prawnuczki czy nie? Co gorsza, zanim kwesti� rozstrzygni�to, pogmatwa�a si� sytuacja w prawnuczkach. Deliberacje testamentowe trwa�y, dwudziestolecie mi�dzywojenne rozkwita�o. Najstarsza prawnuczka, Helena, c�rka Doroty, mia�a w owym momencie dwadzie�cia lat i by�a istot� przera�aj�co lekkomy�ln�. Zwa�ywszy og�lny dostatek rodziny, podr�owa�a sobie po Europie w towarzystwie m�odszej siostry, Justyny, i przyzwoitki w osobie ciotki, owdowia�ej ju� i bezdzietnej c�rki Tomasza, Barbary, przyczyniaj�c im licznych zmartwie� i k�opot�w. G�upoty pope�nia�a beznadziejne, przez ni� wszystkie trzy �wieci�y nieobecno�ci� na pogrzebie Matyldy i nie by�o ich przy otwarciu testamentu, ona spowodowa�a pe�n� niemo�no�� powrotu do kraju. Na Riwierze pozna�a francuskiego hrabiego, kt�ry wzbudzi� w niej wielk� mi�o��, jak si� okaza�o rzeczywi�cie dozgonn�. O �adnym �lubie nie mog�o by� mowy, hrabia bowiem, acz prawdziwy, to jednak okaza� si� oszustem i z�odziejem, co gorsza nieudolnym i go�ym jak �wi�ty turecki. Z�odziej bystry i zr�czny zdo�a�by si� wzbogaci�. Ca�a familia nader zgodnie zaprotestowa�a, takie maria�e nie wchodzi�y w rachub�, niech go sobie Helena natychmiast wybije z g�owy. Helena nie chcia�a i w ramach presji moralnej wypi�a ca�� butelk� st�onego wyci�gu z arniki. Nie da�o si� jej odratowa�. Na �o�u �mierci wyzna�a, i� wypi�a to przez pomy�k�, my�la�a, �e wyci�g jest rozwodniony, zamierza�a tylko rodzin� postraszy�, nie za� ca�kiem umrze�. Komunikat o pomy�ce pozwoli� pochowa� j� w po�wi�canej ziemi. Natychmiast wybuch� problem. Odziedziczy�a ju� ta Helena sporne mienie po prababci czy nie? Je�li tak, jej spadkobiercami s� rodzice i m�odsza siostra, Justyna, je�li nie, spadek automatycznie przechodzi... zaraz, na kogo? Na ca�� rodzin�? Czy te� w ca�o�ci na kolejn� najstarsz� prawnuczk�, Justyn�? Czyli Justyna wchodzi�aby w ten interes niejako podw�jnie... Rozwik�ano sytuacj� polubownie, mianowicie rodzice Justyny, Dorota i jej ma��onek, zrzekli si� praw spadkowych na korzy�� c�rki, reszta rodziny za�, nad�ta, ura�ona, ale na szcz�cie bogata, z pewnym wysi�kiem i licznymi d�sami uszanowa�a wol� Matyldy. Ma by� prawnuczka, trudno, niech b�dzie prawnuczka, z imienia wymieniona nie zosta�a... W zamian Justyna, znacznie rozs�dniejsza od starszej siostry, dobrowolnie zrezygnowa�a z d�br dodatkowych, kr�w, koni, stawu i hektar�w sadu, pozostaj�c przy samym dworze z ogrodem. Czas do wybuchu drugiej wojny �wiatowej sp�dzono na poszukiwaniu zaginionego pami�tnika. Posiad�o�� jako taka, pieni�dze w banku, owe s�awetne garnitury, wszystko znajdowa�o si� na swoim miejscu i zosta�o rozprowadzone po spadkobiercach. Brakowa�o tylko pami�tnika w puzdrze i nikt nie wiedzia�, gdzie si� owo dzie�o znajduje. Przeszukano G�uch�w, B��d�w i Plac�wk�, szukano w bibliotece w�r�d ksi��ek, w biurkach, komodach i sekretarzykach Matyldy, w szufladach z galanteri� odzie�ow�, w kufrach na strychu, bez rezultatu, czas jaki� ka�dy z szukaj�cych wpatrywa� si� rozpaczliwie t�pym wzrokiem w portrety prababci i pradziadka z nadziej�, i� na ich obliczach ujrzy jak�� informacj�, nic to nie da�o. Pami�tnika nie by�o. Odnaleziony zosta� wreszcie w chwili mo�liwie najbardziej niew�a�ciwej i w miejscu doskonale idiotycznym. Trafi�a na przedmiot g�uchowska s�uga, si�gaj�ca w ch�odnej piwnicy po kiszon� kapust�. Ci�kie �elazne puzdro od lat s�u�y�o jako przycisk do denka w beczce, lepszy ni� kamie�, bo r�wniej obie po��wki denka przygniata�. Kto go do tej roli przeznaczy�, Matylda osobi�cie czy kt�ra� z gospody�, nie zdo�ano odgadn��, w ka�dym razie s�uga troch� rozumu mia�a, bo skojarzy�a poszukiwania z przedmiotem. Nabrawszy kapusty z nowej beczki, przysz�a do kuchni i rzek�a: - A to ja�nie pa�stwo pud�a jakiego� szukaj� a szukaj�, wszystkie lataj� i grzebi� po k�tach, a nikt nie wie, jakie ono� pud�o. A mo�e takie jak w piwnicy? Us�ysza�a te s�owa obecna w kuchni przypadkiem synowa Tomasza, aktualna pani na posiad�o�ci, bo Tomasz, sam nie chc�c gospodarowa�, odda� G�uch�w we w�adanie synowi Ludwikowi, zapalonemu hodowcy koni, byd�a i nieroga-cizny. Ma��onka Ludwika g�upsza si� okaza�a od w�asnej s�ugi, bo nic jej do g�owy nie przysz�o i zainteresowa�a si� wy��cznie kapust�, przeznaczon� na bigos. - Jaka tam ona? - spyta�a i spr�bowa�a z uwag�. - Dobra, mo�e by�. Kucharka stan�a na wy�szym poziomie. - Przecie �e dobra, sama kiszenia pilnuj� - oznajmi�a z uraz� i przez rami� podj�a w�a�ciwy temat. - C�e� tam wypatrzy�a w piwnicy, przynie� i poka�, ja�nie pani sama zobaczy i powie, takiego si� szuka czy nie, bo to ka�den szuka, a sam nie wie czego. - Nie przynie�� - zaprotestowa�a harda s�uga energicznie. - To� ca�� reszt� dociska. - Kamie� znajd� jaki i zamie�. - Gdzie mnie tera do kamienia, jak tu mam indyki skuba�...! Do Ludwikowej nareszcie dotar�o. - Zaraz. O czym wy m�wicie? Co za jakie� pud�o znalaz�a� w piwnicy? - A takie wielkie, �elazne, jak raz do beczki... - A to przecie ju� ze cztery lata b�dzie, jak pa�stwo i wszystkie ludzie pud�a jakiego� szukaj�, co podobnie� nieboszczka �wi�tej pami�ci ja�nie pani w testamencie nakaza�a - wypomnia�a ze skrywan� nagan� kucharka. - A nikt go na oczy nie widzia� i nie wiadomo jakie ono... - A kt� by pami�tnikiem nieboszczki babci kapust� przygniata�? - zgorszy�a si� Ludwikowa. - Grzyby namoczy�, bo do bigosu to ju� ostatnia chwila! A pud�o, mo�e by�, jak znajdziesz kamie�, to przyniesiesz. Indyki gotowe w lodzie potrzyma�, �eby mi�so skrusza�o... Rozpoczyna�y si� w�a�nie przygotowania do wesela Justyny, honorowanej odruchowo, jakby z rozp�du, przez testament Matyldy. Najwa�niejsza prawnuczka, nikt si� nie zastanawia� nad przyczynami, ale wszyscy uwa�ali, �e nale�y j� uczci� i wesele urz�dzano w G�uchowie, posiad�o�ci przodk�w, zar�wno ma�y dworek w Ko�minie, jak i apartamenty jej rodzic�w na Nowym �wiecie uznawszy za niedostatecznie reprezentacyjne. Ojciec Justyny, niegdy� potomek dziedzic�w na w�o�ciach pod Wyszkowem, sprzedawszy mienie protoplast�w, obecnie przekszta�cony w dyrektora banku, zajmowa� mieszkanie zaledwie dziewi�ciopokojowe i odpowiednio hucznego wesela nie mo�na tam by�o urz�dzi�. W dw�ch salonach nie mie�ci�o si� wi�cej ni� sze��dziesi�t par, a jadalnia, jeszcze gorzej, przeznaczona by�a dla najwy�ej czterdziestu sztuk go�ci... Ma��onka Ludwika, wdzi�cznego imienia Hortensja, pi�kna by�a urod� apetyczn�, co pozwoli�o jej na tej urodzie poprzesta�. Umys�em si�ga�a sztuki prowadzenia domu, ale niczego wi�cej, innymi s�owy, znakomita gospodyni, poza tym by�a nieziemsko g�upia i skojarze� nie miewa�a �adnych, co pozwala�o jej spa� spokojnie i nigdy nie odczuwa� dolegliwo�ci gastrycznych. Wesele urz�dza�a z najwi�ksz� przyjemno�ci�, tak tym zaj�ta, �e o pudle napomkn�a dopiero w chwili, kiedy na Justynie upinano welon. - Czy ty sobie ten B��d�w urz�dzisz? - spyta�a z trosk�, patrz�c na zwiewn� posta� przed lustrem, otoczon� pokoj�wkami, kuzynkami, ciotkami i w�asn� matk�. - Bo to posada posad�, a co cz�owiek ma, to jego. Ten tw�j narzeczony mo�e i figura, zawsze jednak... Chocia� z drugiej strony gospodarstwo to te� krzy� pa�ski, �ebym s�u�by nie ukr�ci�a, bigos by nie wyszed�. Zamiast kapust� do garnka k�a��, kucharka chcia�a �elazne pud�a ogl�da�... - Jakie �elazne pud�a? - zainteresowa�a si� z lekkim roztargnieniem ciotka Barbara. - Jakie� ci�kie. Denka w beczce przyciska�o. Marcysia co� tam m�wi�a, �e wszyscy szukamy pud�a, pewno mia�a na my�li to puzdro z pami�tnikiem babci Matyldy... - Co? - spyta�a ca�kiem niegrzecznie Justyna, odwracaj�c si� nagle i wyrywaj�c g�ow� z r�k os�b towarzysz�cych. - Co, co? - Ja bardzo prosz�, niech ciocia powt�rzy! - Co robisz, o Bo�e, zn�w si� rozlecia�o! - krzykn�a rozpaczliwie Katarzyna, c�rka �ukasza. - St�j przez chwil� spokojnie! - Moje dziecko, odwr�� si�, niech ci upn�... - poprosi�a �a�o�nie Dorota, matka - panny m�odej. - Pud�o, m�wi�, jakie� - powt�rzy�a niecierpliwie Hortensja. - Z piwnicy. Ogl�da� chcia�y, akurat przy bigosie. Nawet kaza�am je przynie��, ale w tym rozgardiaszu nie wiem, przynios�y je czy nie... Ciotka Barbara przeckn�a si� nagle i wypu�ci�a z r�k zwa�y tiulu. - Pi�ty rok szukamy pami�tnika babci, jej zapisanego - rzek�a z�ym g�osem, wskazuj�c pann� m�od�. - Chcesz powiedzie�, �e jaka� s�u��ca znalaz�a go w piwnicy? - Ot� to - popar�a j� z naciskiem Justyna, obracaj�c si� zn�w do lustra, b�d� co b�d� w wysokim stopniu zaj�ta w�asnym �lubem, pe�na nadziei, �e ciotka Barbara przejmie pa�eczk�. - A sk�d ja mam wiedzie�, co kt�ra s�u��ca znalaz�a! - rozgniewa�a si� Hortensja. - Ci�ar na kapust� i tyle. Chcecie ogl�da�, prosz� bardzo, tylko beczki nie zmarnuj�, najpierw Marcysia kamie� przyniesie. Po weselu... - Nie po �adnym weselu, tylko zaraz! - zadecydowa�a energicznie ciotka Barbara. - One tu niech j� ubior�, a my p�jdziemy. Chc� to zobaczy�! Na �lub zd��ymy. W piwnicy nad beczk� kapusty nast�pi�a kontrowersja. Ciotka Barbara chcia�a od razu chwyci� pud�o, ale okaza�o si� zbyt ci�kie dla samych r�k, musia�aby je przytuli� do �ona, co balowym at�asom i koronkom nie wysz�oby na zdrowie, za��da�a pomocy s�u�by. Hortensja zaprotestowa�a gwa�townie, nie widz�c zast�pczego kamienia, w rezultacie pud�o zosta�o na miejscu, przewidziane do wniesienia na pokoje we w�a�ciwej chwili. �adna ze sprzeczaj�cych si� dam nie by�a przy tym pewna, czy ma to jaki� sens, k��c�c si�, wr�ci�y na g�r� i wzi�y udzia� w uroczysto�ciach. Justyna z ma��onkiem Boles�awem odjecha�a w podr� po�lubn�, zobligowana godzin� odjazdu poci�gu w kierunku Wiednia, dowiedziawszy si� jedynie od ciotki Barbary, �e jakie� �elazne torobajd�o rzeczywi�cie znajduje si� w beczce. Pami�tnik prababci gn�bi� j�, nie do tego stopnia jednak�e, �eby mia�a dla niego zapomnie� o wszystkich uciechach m�odej ma��onki. Troch� zbyt beztrosko zdecydowa�a si� poczeka� na wyja�nienie sprawy. W G�uchowie, nad�te i obra�one wzajemnie na siebie, Barbara i jej bratowa Hortensja, wsp�lnymi si�ami dopilnowa�y s�ugi Marcysi, �eby znalaz�a kamie�. Marcysia znalaz�a. �elazne pud�o wyniesiono na g�r�. Ci�kie by�o zdumiewaj�co. Przestano si� jego wadze dziwi�, kiedy wysz�o na jaw, �e po pierwsze by�o bardzo grube, a po drugie zawiera�o w sobie drugie pud�o, srebrne, misternie rze�bione, kt�remu te� materia�u nie po�a�owano. Oba opakowania zdo�ano otworzy� i w �rodku znajdowa� si� oprawny w czerwony safian, nader okaza�ych rozmiar�w, pami�tnik babci Matyldy. Obecny przy otwieraniu Tomasz zdo�a� powstrzyma� c�rk� i synow� przed lektur� utworu. Surowo przypomnia� testament matki, kt�ra na czytanie swych wynurze� zezwoli�a wy��cznie prawnuczce i nikomu innemu. Prawnuczka znajdowa�a si� w�a�nie w podr�y po�lubnej gdzie� pomi�dzy Biarritz a Monte Carlo i nie nale�a�o jej g�owy zawraca�. Sam osobi�cie zadba� o to, �eby diariusz Matyldy bezpiecznie doczeka� powrotu spadkobierczyni, ukrywaj�c go we w�asnym sejfie, w swoim domu, na skraju folwarku S�u-�ewiec, przekszta�canym akurat w grunta miejskie i tereny wy�cig�w konnych. Od budowanych w�a�nie tor�w wy�cigowych dzieli� go �adny kawa�ek drogi, ale to go osobi�cie nie interesowa�o. No owszem, jego w�asny syn za�atwi� sobie gdzie� tam przechowalni� dla koni, bo krowy krowami, chlewnia chlewni�, a konie uwielbia� i w wy�cigach zamierza� bra� udzia�, niemniej jednak by�a to jego prywatna sprawa, do kt�rej Tomasz nie chcia� si� miesza�. Mia� z czego �y� nawet i bez dochodu z G�uchowa, zyski z mi�dzynarodowej sp�ki handlu drewnem by�y ca�kiem godziwe. Justyna za� delektowa�a si� ca�kowicie nowymi, zaskakuj�cymi doznaniami. Podr� po�lubna spodoba�a si� jej ogromnie, r�wnie� i samo ma��e�stwo przypad�o do gustu. Nie�yj�ca ju� starsza siostra, Helena, wywar�a zdecydowany wp�yw na jej charakter i dotychczasowy spos�b �ycia i dopiero teraz mog�a troch� odtaja�. Helena od urodzenia denerwowa�a j� niewymownie i Justyna, odruchowo i pod�wiadomie, usi�owa�a stanowi� z ni� kontrast. Gdzie Helena prezentowa�a w�ciek�� lekkomy�lno��, tam Justyna umiar i rozs�dek, gdzie Helena pcha�a si� w rozrywki, tam Justyna w kultur� i sztuk�, ze wzgard� odwracaj�c si� ty�em do gorsz�cego rozpasania. Helena by�a leniwa i g�upia, Justyna musia�a by� zatem pracowita i m�dra. Helena nosi�a suknie frywolne i kusz�ce, Justyna, wcale nie maj�c na to ochoty, przyodziewa�a si� na sportowo. Teraz wreszcie, w obliczu nieistnienia Heleny, mog�a sobie pozwoli� na odrobin� swobody i nie musia�a ju� stanowi� przeciwie�stwa beztroski. Okaza�a si� �on� p�omienn� i dziko atrakcyjn�, Boles�aw, m�odzieniec dotychczas porz�dny i bardzo umiarkowany, teraz oszala� z mi�o�ci, py� spod n�g jej zmiata� i wszelkie �yczenia spe�nia� z zapa�em. Po raz pierwszy w �yciu wygl�da�a przepi�knie, bawi�a si� znakomicie bez ogranicze� i usi�owa�a t� okazj� wykorzysta� do ko�ca, do imentu i do wyp�ku. W nosie mia�a wszystkie pami�tniki �wiata z prababci� na czele. Jednak�e g��boko zakorzeniony rozs�dek nie da� si� d�ugo spycha� w k�t i przydeptywa�. Boles�aw piastowa� wysokie stanowisko w kolejnictwie, na przesadnie d�ugi urlop nie m�g� sobie pozwoli�, trzy miesi�ce to by�a g�rna granica. Wzdychaj�c z g��bokim �alem, Justyna z w�asnej inicjatywy zako�czy�a t� czaruj�c� podr� po�lubn�. Ledwo zd��y�a wr�ci� i odpracowa� wszystkie obowi�zkowe wizyty, zaniepokoi� j� lekko stan zdrowia. Poranne md�o�ci i niespodziewane zawroty g�owy m�wi�y same za siebie, oczywi�cie, ci��a, nic niezwyk�ego. Ucieszy�a si� z niej nawet, ale dolegliwo�ci przez to nie znik�y, utrzyma�y si� do�� d�ugo i troch� odebra�y jej wigor. Upewni�a si� tylko, �e pami�tnikiem zaopiekowa� si� dziadek Tomasz... Dziadek Tomasz w�a�nie umar�, w miesi�c po jego pogrzebie urodzi� si� Pawe�ek, a zaraz potem wybuch�a wojna. Druga wojna �wiatowa. Pierwsza wojna �wiatowa nie zrobi�a rodzinie nic szczeg�lnie z�ego, zubo�y�a j� tylko mniej wi�cej w po�owie, nie pozbawiaj�c dachu nad g�ow�. Druga odpracowa�a to niedopatrzenie dziejowe. W chwili odczytywania testamentu Matyldy ca�e jej potomstwo �y�o i sk�ada�o si� z czworga dzieci, dziesi�ciorga wnuk�w i siedmiorga prawnuk�w. W p� roku po zako�czeniu drugiej wojny ten stan liczebny uleg� do�� radykalnej odmianie. Na zebraniu rodzinnym, kt�re odby�o si� w ocala�ym, acz wi�cej ni� w po�owie zrujnowanym domu Tomasza na S�u�ewie, znalaz�o si� zaledwie o�mioro potomk�w w prostej linii Mateusza i Matyldy, mianowicie Zofia, najm�odsza ich c�rka, wnukowie: Barbara, Ludwik, Dorota i Jadwiga, dwoje prawnuk�w: syn Ludwika, czternastoletni Darek, i Justyna, c�rka Doroty, wreszcie jeden pra-prawnuk, dziecko