16942

Szczegóły
Tytuł 16942
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16942 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16942 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16942 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Krzysztof Kamil Baczy�ski Po stronie nadziei Wyb�r wierszy �wiat Ksi��ki Wyb�r i pos�owie Wies�aw Budzy�ski S�owo wst�pne Zygmunt Kubiak Projekt ok�adki i stron tytu�owych Mieczys�aw Wasilewski Redakcja Anna Bolecka Redakcja techniczna Alicja jab�o�ska-Chod^�� Korekta Teresa Steinhagen Wyb�r wierszy, pos�owie, opracowanie tomu Copyright � by Wies�aw Budzy�ski, 1997 S�owo wst�pne Copyright � by Zygmunt Kubiak, 1997 Teksty wierszy na podstawie III wydania �Utwor�w zebranych" K. K. Baczy�skiego w opracowaniu Anieli Kmita-Piorunowej i Kazimierza Wyki oraz r�kopis�w przechowywanych w Bibliotece Narodowej i w zbiorach os�b prywatnych Wydanie I �wiat Ksi��ki, Warszawa 1997 Druk i oprawa GGP ISBN 83-7129-506-5 Nr 1790 Zygmunt Kubiak S�owo wst�pne Pomimo tragicznego przerwania tw�rczo�� Krzysztofa Kamila Baczy�skiego jest, jak ka�de prawdziwe dzie�o sztuki, �wiadectwem �ycia, a nie �mierci. Dzi�, po tylu latach, u schy�ku stulecia, w kt�rego pierwszej po�owie on tak kr�tko by� na tym �wiecie, mo�e coraz cz�ciej nawiedza nas pragnienie, �eby cho� w jakich� chwilach, w jakich� ma�ych prze�witach zobaczy� tego cz�owieka w jego ziemskim �yciu. Dlatego cenimy badania bio�graf�w, a r�wnie� takie �artobliwe utwory jak podpisany razem z matk� wiersz imieninowy �Do Pana J�zefa..." [Sosnowskiego] albo wiersz bez tytu�u upami�tniaj�cy przeprowadzk� przyjaciela, Jerzego Andrzejewskiego, do nowego mieszkania, obie episto�y z roku 1942. Bezmierna groza okupacyjna panowa�a nad krajem i miastem, kt�re zreszt� mia�o sp�on�� niemal ca�e, lecz jeszcze wtedy, przynajmniej przy niekt�rych ulicach, trwa�y mieszkania warszawskie i wydawa�o si�, �e s� one nie tylko miejscem pobytu, lecz i duchow� pomoc� w przetrwaniu i do�czekaniu. Tak �udzono si� w�r�d spe�niaj�cej si� ju� zag�ady. Ach, i ile� tu cacek na ma�ych stoliczkach, jest piesk�w z porcelany tysi�c, popielniczka z zielonego marmuru, na kt�rej bez sukien le�y kobieta, kt�r� ja bym z garnkot�ukiem, a znawcy z Led� s�awn� przyr�wna� woleli... (*** Jer^y! m�j przyjacielu...) 5 Podobne linijki rezonerskie, trzynastozg�oskowe, za�bawnie rymowane, lubili uk�ada� poeci XVIII wieku, jak Trembecki, gdy pisa� do Jasia o fryzowaniu: Jasiu! Ja lekce twego nie wa�� rzemios�a, Moda potrzeb� jego po �wiecie roznios�a, Obacz biusta, portrety i dawne kroniki, Wsz�dzie twoje grzebieniem s�yn� poprzedniki... Ale nie tylko takie wzory, na pewno czaruj�ce, przed�stawia�a m�odemu poecie literatura ojczysta. Przema�wia�a ona do niego od najm�odszych lat w domu i w gim�nazjum, i we w�asnych lekturach, innymi te� utworami, chyba najmocniej poezj� romantyczn�, kt�ra zreszt� z XVIII wieku jako ze szko�y pisania - z �Sofi�wki", z �Iliady" Dmochowskiego, z �Fingala" Krasickiego -wywodzi si�, lecz doda�a do tamtej tradycji zdumiewaj�ce wizje i moc przetapiania ich w s�owo, a tak�e ��czenia ich w d�ugie poematy wizyjne. Tak si� dzieje zw�aszcza u S�owackiego, kt�ry jest w tej poetyce najpodobniejszy, by� mo�e, do romantyk�w angielskich (jak Mickiewicz do niemieckich). Z tym jednak, �e u niego niemal za�wiatowa wizyjno�� Shelleya ��czy si� z politycznym �arem Byrona. Wyra�nie to wida�, �e wielkim marzeniem ucznia S�owackiego by�o tworzenie poemat�w. Przechowa� si� w�r�d juwenili�w dosy� d�ugi utw�r, jeszcze niedojrza�y, ale pe�en si�y, �Bunt (Ucieczka na Wezuwiusz)", po��wi�cony rewolcie niewolnik�w pod wodz� Spartakusa w staro�ytno�ci rzymskiej, poemat z pocz�tku roku 1939, pisany wi�c przez osiemnastoletniego ch�opca. Ten i p�niejsze utwory epickie (w szczeg�lnym rozumieniu epiki) 6 Baczy�skiego niewiele maj� wsp�lnego z takim rodzajem d�u�szych poemat�w, jaki si� w Europie ukszta�towa� po do�wiadczeniach symbolist�w i po kryzysie duchowym spowodowanym przez pierwsz� wojn� �wiatow�, rodza�jem Poundowsko-Eliotowskim, polegaj�cym nie na ���czeniu, ale �ustawianiu obok" (juxtaposition, jak m�wi� teoretycy angielscy) osobnych obraz�w mitycznych, ja�kie wywiedziono z odczuwanych niemal dotykalnie meta�for; wzorem jest tu �Ziemia ja�owa" Eliota, magiczny �stos potrzaskanych obraz�w", a heap of broken images. Baczy�ski chyba nie zna� tych utwor�w. Gdyby za� pozna� je, nie wydaje si� prawdopodobne, �eby kiedykolwiek poszed� za nimi. Jego d��enie jest inne, od najm�odszych lat nie chwieje si�. Trudno przypu�ci�, �eby potem si� zachwia�o. Baczy�ski raczej wzm�g�by i rozwin�� sw�j rodzaj sztuki. Jak w �Godzinie my�li", jak w �Kr�lu-Duchu", jest to szeroka, ogarniaj�ca ca�y horyzont wizja niesiona szerok� fraz�. Od romantycznej wizji i frazy S�owackiego r�ni si� ona wi�ksz� swobod� skojarze�, cz�ciowo wynikaj�c� mo�e z niezupe�nej jeszcze dojrza�o�ci artystycznej. Bodaj Iwaszkiewicz nazwa� to kiedy� �hong-kongiem" w poezji Baczy�skiego. Ale jest w tym te� �wiadome d��enie. Wprost narzuca si� taki domys�, gdy czytamy utwory ju� dojrzalsze od opowie�ci o buncie Spartakusa. Pierwszym z nich jest �Poemat o Chrystusie dzieci�cym", powsta�y u schy�ku roku 1940, gdy autor nie mia� jeszcze dwudzies�tu lat. Jest to, mo�na by rzec, dalszy ci�g wizji i frazy S�owackiego. Jest to jakby tamta poezja - w dalszej swojej w�dr�wce, ju� po r�nych przemianach sztuki, w�r�d nich tak�e po alchemii francuskich symbolist�w. Z �Kr�la-Ducha": Ksi�yc by� pe�en i gwiazdy �wieczniki �wieci�y jasno na niebios lazurze, W trawach �piewa�y skrzeczki i �wierszczyki, Zamek sta� cichy na piaskowej g�rze... W p�omienia �onie jakie� miecze siek�y, We wn�trzu ognia jakie� wichry wy�y, Potem te wichry i ognie uciek�y Od niepokrytej a pe�nej mogi�y � tak jako mg�a nad ska�� si� wlek�y I do p�nocy rycerzom �wieci�y... Z �Poematu o Chrystusie dzieci�cym": P�yn�y barki wiek�w - ciemny stary testament, przez fale barbarzy�skich rzek i g�ucho na ka�dym kroku epok odbija�o: amen, jakby kto ziemi krzycza� prosto w ucho. Ci�gn�y lat wielb��dy i w�dr�wki lud�w po�r�d znak�w, zbrodniarzy, prorok�w i cud�w. A coraz czarniej by�o. Dym�w kr�g�e dynie. Coraz duszniej przygasa� rz�d ofiarnych kaplic... To, jak mo�na s�dzi�, jeszcze g�stnia�oby i pot�nia�o w kolejnych dziesi�cioleciach tw�rczo�ci Baczy�skiego. Trzeba wi�c tu od razu powiedzie�, �e romantyczna fraza wizyjna w literaturze polskiej bynajmniej nie omdla�a z wyczerpania, nie wygas�a, lecz tylko przez co� zewn�trz�nego zosta�a przerwana - wtedy, gdy kula dosi�g�a Krzysztofa Kamila Baczy�skiego. Wydaje si� prawie pewne, �e w przysz�o�ci fala ta jeszcze zako�ysze si� w Polsce i b�dzie p�yn�a dalej. 8 Co nape�nia liryk� tego na nowo romantycznego poety? �Jesiennych li�ci, twoich w�os�w zapach, / brz�czy trwogi p�kni�ty zegar" (�Z�a ko�ysanka"). �Nie znam ciebie. Wysoko up�ywasz jak orion. / Groza wieje z przedmiot�w w trupim �wietle gwiazd" (��mier� samotna", wiersz jak autor zanotowa� w �Przypiskach bibliograficznych" �pisany w gor�czce, w chorobie"). �Szare osio�ki p�yn� jak �zy zaros�ym dnem wspomnienia. / Te krajobrazy, nim spadn�, wisz� na rz�sach i dr��" (�Wspomnienie"). To s� wiersze z lat 1940-1941. Ale w kwietniu 1941, i to w szpitalu, odzywa si� niespodzianie - zapami�tane z przedwojennych wakacji - Sur le pont d'Avignon, zaraz przemienione w dziwn� wizj�; Awinion zreszt� wr�ci potem w innym wierszu. Niespodziane jest tak�e to, �e lutnie uciek�y z r�k - jak u Krasi�skiego w �Modlitwie w chwili zw�tpienia" ukochane pie�ni �uciekaj� spod palc�w moich". Wiruj� ptaki p�owoz�ote jak lutnie, co uciek�y z r�k. W lasach zielonych - bia�e �anie uchodz� w coraz cichszy taniec. Ta�cz� panowie, ta�cz� panie �na mo�cie w Awinion". Uko�czony p�nym latem 1941 wspania�y poemat �Serce jak ob�ok" jest dojrza�� ju� syntez� r�nych barw, jakie ukazuje w�wczas autorowi otaczaj�cy go �wiat. W jednej ze strasznych nocy, kt�re �karmi si� przez wiatr oderwan� r�k�", urodzi� si� Tytan. Jest to niew�tpliwie kryptonim artysty, poety. Mia� on oczy, �jakby w nich niebo uwi�zi� / albo jakby mu b��kit spojrzeniem / przez g�ow� na wylot p�yn��". �piewaj�c, p�dzi� przed sob�, 9 �jak korabie / zamy�lone, koczuj�ce jak owce / w szcze�rym srebrze wykute lodowce". Spod jego st�p sypa�y si� lawiny. W piersi Tytan ma �serce wykarmione na wyj��cych wichr�w g�odzie" - �dziwne serce - zamiast serca ob�ok". Nie chc� przygarn�� go s�oneczne siostry ta�cz�ce wok� dojrza�ych �liw ani ch�opcy k�pi�cy si� w rzece. Nie mo�e te� odwzajemni� jego mi�o�ci �wiat�o-�una, chocia� przemawia on do niej s�owami, w kt�rych alchemia metafory zdaje si� niewyczerpana w mo�liwo�ci przemieniania byt�w; trudno znale�� inne strofy, w kt�rych poezja przemawia�aby w duchu tak spokojnego szale�stwa. Szybuj� b�ki wiecznych burz chmurami w d�, chmurami w g��b. Spadaj� deszcze szklanych r� po�r�d mosi�nych wiatru tr�b. Widzia�em w twoich oczach las wiod�cy sarnim rytmem w �wiat, gdzie zamy�lone ryby gwiazd nad nawa�nic� lat. A� przysz�a Matka t�skni�ca za Tytanem. Wtedy w jego piersi ob�ok sk��bi� si� w bia�� chmur�. �1 w ramionach Matki zamilk�y / jego oczy jak zamarz�e wilki". Nieunik�niona, dopadaj�ca tw�rc� cho�by w ostatniej chwili, wierno�� jego wobec prostej mi�o�ci i wobec ziemi przenika te� poemat napisany jesieni� 1941, ba�� o Mi�u-nie, �Szklany ptak". Niezad�ugo ziemskie przywi�zanie staje si� dotkliwie rzeczywiste. Rok 1942 roz�wietlony jest utyyorami o mi�o�ci do Barbary Drapczy�skiej (po�lubio- 10 1 nej w tym samym roku), poematem �Wesele poety", osobliwie zamy�lonym nad przemijaniem, i wierszami lirycznymi, kt�re nale�� nie tylko w dziele Baczy�skiego, lecz i w literaturze polskiej, do najpi�kniejszych, jak �Pioseneczka" (ze stycznia 1942): Kto mi odda moje zapatrzenie i m�j cie� co za tob� odszed�? [...] A �ez grzmot jak lawina kamieni w ma�e �uki zielone si� zmieni i tak w wod� si� chyl�c na przemian pop�yniemy nieostro�nie w zapomnienie, tylko p�aka� b�d� na ziemi zostawione przez nas nasze cienie. A tu� przedtem, na pocz�tku grudnia 1941, w wierszu ,,Z szopk�": Anio� bia�y szopk� ni�s�. A� na grudzie stop� lekk� stan�� niby mg�� i ska�� i ko�lawe, g�odem �ci�te ujrza� w grud� wbite - cia�o... W p�niejszym okresie w�dr�wki artystycznej Baczy�skiego, w�r�d bezmiernie wzmo�onej grozy tego, co otacza�o go, poj�cie wierno�ci pog��bia si�, ukazuje te� now� tre��, wewn�trznie sprzeczn�, gdy przeciwie�stwo mi�dzy pi�knem a obowi�zkiem ust�puje miejsca trud�niejszemu przeciwie�stwu: mi�dzy obowi�zkiem wojow�nika a trosk� o najbli�szych; w lecie 1943 Baczy�ski sta� si� 11 �o�nierzem Armii Krajowej. Ju� z wcze�niejszych jego wierszy odczyta� mo�na coraz bli�sze obcowanie z jeszcze jednym poet� romantycznym, Norwidem, kt�ry zna� labirynty wierno�ci i obowi�zku, jak te� dok�adnie okre��li� ojczyzn�. Ona i dla Baczy�skiego staje si� coraz bardziej dotykalna. Z wiersza �Polacy" (grudzie� 1942): Ja rozmawiam z cieniami umar�ych rycerzy... Bo kto nie kocha� kraju �adnego i nie �y� chocia� przez chwil� jego ognia dr�eniem, chocia� i w dniu potopu w t� mi�o�� nie wierzy�, to temu �adna ziemia nie b�dzie zbawieniem... Poemat �Cie� z obozu" (sierpie� 1943) i trzy z�omy zaczynanego kilka razy (od maja do wrze�nia 1943) poematu �Wyb�r" stanowi� razem jeden poemat, po�trzaskany, lecz mo�e najwa�niejszy w dziele tego pisarza. Si�a s�owa jest tu zaiste godna naszych wielkich roman�tyk�w. Z poematu �Cie� z obozu": �Matko - powiedzia� jeszcze - to nic, �e ja daleko, �e nas rozdar�a ciemno�� i b�l, co tkwi jak n�..." �O Matko, kiedy wstaniesz i wyjrzysz w dzie�, [to w oknie zobaczysz m�j ostatni, jak �wiat�o cichy - znak." �Cie� z obozu" m�wi o roz��czeniu syna z matk�, syna mo�e uwi�zionego za drutami, a mo�e ju� umar�ego. W z�omach za� poematu �Wyb�r", w kt�rych koleje zdarze� jeszcze jest trudniej rozpozna� ni� w �Godzinie 12 my�li" S�owackiego, Maria piastuj�ca w �onie dziecko, owoc mi�o�ci jej i Jana, �cicho czeka" na niego, a on jest jednym z �o�nierzy �bez mundur�w, w cywilnych czap�kach", �o�nierzy osaczonych przemoc� wrog�w. �Podaj mi r�k� - m�wi� anio� -oto si� stajesz zapatrzeniem gwiazd". To jest poj�te przez autora jako zako�czenie poematu. Ale jeszcze nowych rzeczy dowiadujemy si� z innych jego z�om�w. Maria wo�a Jana poprzez ciemn� sie�. Towa�rzysz jego, Piotr, prawdziwy �o�nierz, �le patrzy na Jana, kt�ry jest artyst�, rze�biarzem (w wielu utworach Baczy�skiego dostrzegamy urzeczenie marmurem). W walce, w ciemno�ci, obcy strzelec mierzy w pier� Piotra. Jan zrywa si� i zas�ania go, sam pada. Ale to by�, jak si� zdaje, tylko sen. W uliczce ci�ki upa�, jakby w szklane s�oje powietrza ponalewa� dzie� ��tego miodu. Maliny l�ni�y sztywno na grz�dach ogrodu i ostry zapach �mierci wisia� nad pokojem. Teraz Jan m�wi Piotrowi o tym, co jest wa�niejsze od marmuru. Maria urodzi mu syna - �w tej ognia powodzi on nie zginie..." A Jan umiera. �Wia� ch��d niebios i szumia�a trwoga". W latach 1942-1944 Baczy�ski roztoczy�, opr�cz poemat�w, seri� przedziwnych wierszy lirycznych, kt�re bez wahania mo�na nazwa� cudownymi. B�d� si� nam odzywa�y one z g��bi naszego polskiego j�zyka zawsze. Zacytowano ju� wy�ej �Pioseneczk�". Kto mi odda moje zapatrzenie?... -Ij- Ka�dy pilny czytelnik odnajduje te wiersze i rozpo�znaje: �Elegia" (wrzesie� 1942), �Niebo z�ote ci ot�worz�..." (czerwiec 1943), �Piosenka �nie�na �o�nierza" (stycze� 1944), �Westchnienie" (kwiecie� 1944) i jeszcze inne. S� to �liryki loza�skie" Baczy�skiego. Jak w tam�tych Mickiewiczowskich, jest tu i ska�a, i p�yn�ca woda. Jak tam, zamy�lenie jest tu i t�sknota, i lot na jej skrzyd�ach. Zapomniane ju�, zapomniane to, co kocha� by�o - za wiele: panny smuk�e, wiatru fontanny, u jeziora u�piony jele�... (�Piosenka �nie�na �o�nierza") Norymbergi, o Awiniony, r�czk� dziecka rze�bione w ciszy, jeszcze sobie szum wasz przypomn�, bo za rok ju� go nie us�ysz�. (�Westchnienie") Doskona�o�� tych wierszy, co� wi�cej ni� doskona�o��, ich transcendencja, przeciwstawiona grozie, w�r�d kt�rej powsta�y - transcendencja, p�omie� �ycia w tej poezji, zachwyt, �al, nie do zniesienia... I. �mier� samotna Elegia Ojcu To odwaga � �ycie wzdycha tak ci�ko w pokoju opustosza�ym z my�li kt�ry ka�dy dzie� czy�ciej wyg�adza dla nich ze zmarszczek. Jest pusto pu�ciej dnia chodz�cego bez Ciebie ulic� oboj�tn� kurzem jak co dzie�. I ka�dy dzie� chodzi alej� przera�e� i ka�dy jest jak obco�� wybuchaj�ca w codzienno��. Jak przechodzie� mija przyja�� kt�ra odwis�a od zdarze�. W poci�gach pustych od smutku wypatruj�: nie d�wi�czysz nadchodz�cy jak rado��. Odleg�ej � noce kt�rych nie wiem. Czekam: parostatki zielonych dni rzekami wracaj� pok�adach wyblak�ych jak otch�a� bez Ciebie. ka�dy pok�j kt�ry ju� g�uchnie jak kroki jest pe�en s��w moich nie powiedzianych rozstrzelanych przez wystrza�y okien i pe�en my�li moich nie wybuch�ych. Za oknem �wiece wypalonych drzew ch�odn� deszcze letnie wybuchaj� �zami i s�ysz� � muchy roznosz� brz�czenie jak Twoja samotno��. sierpie� 39 r. Po�egnanie �a�osnego strzelca Do widzenia... noc gwiazdami zaorana, w piersiach naszych eksploduje pusty wiecz�r, zbyt jest ci�ko �zy przetapia� w m�sk� szorstko��, zbyt jest ci�ko gorzkiej prawdy w ustach nie czu�. Niebo w b�ocie zatopione pije ziemi� i zwichrzone, granatowe szarpie drzewa, to zbyt trudno nigdy szcz�cia swego nie mie� i o szcz�ciu bohaterstwa swego �piewa�. Tak daleko, droga ci�ka i nabrzmia�a, od �ez twardych poorana w d�ugie bruzdy, tak si� idzie, �oskotami szyj�c pr�nie, po kamieniach mg�� opitych, biel� t�ustych. Zbyt daleko s� okopy krwi� rozp�k�e, my�l na drutach krwawi usta nieszcz�liwe i bezradnie ciemne noce nawo�uj�. Zbyt jest trudno wr�ci� do was m�odym, �ywym, zbyt jest trudno... �atwo zosta� bohaterem... Jakie szcz�cie, �e nie mo�na tego do�y�, kiedy pomnik ci wystawi�, bohaterze, i morderca na nagrobkach kwiaty z�o�y. 18 Drogi nocne Kiedy zabol� nas nogi tysi�cem drzew, p�jdziemy dalej ksi�ycem � przez s�up oporu � post�j, gdy noc jak pr�t leszczynowy gwiazdami si� gnie w niebo prosto. Drogi p�tlami udusi�y las. Hukiem oczy zm�czone drog� przenosz� w u�pienie. Kilometr ka�dy � w serce g�az. Spoza brz�cz� kroki � kilometrowe kamienie. A w wydmach ci�ej wiatru �mier� swoj� m�wi� mi w usta gwiazd konaj�ce szerszenie i zn�w z dr�g lasy sp�ywaj� jak z rynien w okrzyki lip cichsze od �alu zreszt� wiecz�r jest dzi� zm�czony i jak ksi�yc � p�ynie. 13 pa�dziernik 39 r. * * * Kobieta, kt�r� kocha�e�, up�yn�a w listy, spotykasz j� w szybie ka�dego tramwaju. Gdy odpoczywasz pod przydro�n� gwiazd�, w ciszy zm�czeni odwag� przechodnie przystaj�. Nie �piesz, zostaniesz zagnany w zau�ek, 19 - nie nad��� ju� stopom wysadzone mosty. Daleko oknom do�piewano �wiat�o: to palce wyd�u�one w wiotk� melancholi� uk�adaj� Szopena w akrostych. 59 r. grudzie� KB Pie�� wigilijna Nam ju� wszystko za blisko, ptakom nieodlotnym. Twarze s� za dalekie o odleg�o�� ziemi. Tak, to jest wieczny post�j, kt�ry brzmi jak odjazd, dzie� znu�ony po brzegi wyszeptanym: przemie�. Gesty wi�dn� od �witu w przepe�nione �ycie, list do Boga, w go��bie zmieniony � odlecia� w codzienne szklane niebo, stwardnia�e jak granit. Wieczorem: s�ycha� odlot za szybkich stuleci. Korowodami chodz� przeszeptane ja�nie przed zwierciad�a st�uczone w obco�� cudzych odbi�. Przez okna mo�na wyjrze� w noc p�yn�cych ulic i zobaczy� niezmienno�� odchodz�c� w zbrodni. Przez szorstki oset pola daleko na prze�aj wraca si� zn�w w znu�enie i wyblak�o�� luster, po omacku napotka� wyn�dznia�� ziemi� i tylko niebo, Bo�e, niesko�czenie puste. Nigdzie nie jedzie poci�g �niegiem zgas�y � �alem. Na brygantynach dom�w zamar�ych pos�ucha�: jak d�wi�czy miasto mniejsze o skrzypienie �niegu, golgoty gwiazd-objawie� i ziemia jest g�ucha. Kochanej matce Kr^y� dn. 23.XII.1939 r. 20 Ojczyzna. II Ziemio krwi� i ogniem p�yn�ca, na rozdro�ach twoich stoj� � tu�acz jesieni i zanim ci� ramionami ogarn�, s�ysz� takt twego serca, takt moich krok�w. Serca nieodmienne przez gorzki potop, serca spalone czarne zawiesi� na sosnach twoich � wotum. Ziemio nie skojarzona niebu, osobna, wypalona wiekami, pi�tnem. Milionem grob�w s�ysz� rytm tw�j niedoczekany: g�ry �aw� bij�ce do morza jak t�tno. Szeroko dr�y oskar�one niebo wbite na zgliszcza � na pal i jak period po nocach uderza o burz� �al: �mier� mnie uca�uje, �mier� mnie uca�uje, ale nie ty. Ziemio, szept tw�j serce rozerwa� jak szrapnel, gdzie jest tw�j krzyk? Litanie, dzwony sucho do nieba jak �rut nieba nie podpalaj�, nie podpal�. R�ce-kamienie na dnie oceanu. Ziemio twarda jak �o�nierski suchar, ziemio gorzka od krwi i �alu, ziemio g�ucha. 2 II 40 r. KB 21 Miserere i Oto stoimy nad ziemi� tragiczn�. Pobojowisko dymi odwarem strzaskanych wspomnie� [ i sn�w. Lepkimi krwi� pytaniami zdejmujemy he�my przyros�e do g��w. G�owy � czerwone r�e przypniemy he�mom pokole�. Widz�: czas przeros�y kitami dym�w, widz� czas: akropol zaros�y puszczami traw. Rzu� si�, ostatni kainie, na ostatniego abla, d�aw! 2 Wracaj�c z pogrzebu ostatniego cz�owieka, jak wyzwanie rzucam przygar�� powietrzn� � skowronka � w niebo i ziemi� roni� jak �z� nad wszech�wiatem. 40 r., wiosna Ostatni wiersz Te dni s� ma�ym miasteczkiem zdarze�. Znam �wiat na pami��, na pami�� znam ka�d� gwiazd� i b�l wiek�w, rzeczywisto�� granitow� co dzie�. 22 Nie �yj� w mie�cie i krajach glob�w, �yj� w ogrodzie przekwit�ych uczu� zwierz�cych i pragnie�. Ja: rozstrzelany po tysi�ckro� �o�nierz stuleci, z sercem na bagnet brata nak�utym, nie czekam. Za wzg�rzami czasu nabrzmiewa nowy atak. Odwa�nie nie wiem ko�ca i pocz�tku �wiata. Kiedy mnie jak boga � przez tysi�clecia nie znanego [ � wykl�to, znam drog� krzy�owej m�dro�ci � oboj�tno��. czerwiec 1940 Wiatr Jak wtedy jest nas wsz�dzie troje, ja i ty, ja i ty, a za oknem wiatr uchodzi p�kni�tym obojem, narasta zm�czony krzyk. Unosz� si� drzewa i czarne ptaki, o szyby bij� li�cie czerwie�sze ni� jesie�. Wyd�te uciekaj� dni i ob�oki sp�oszone jak ryby w ten nasz bolesny, pierwszy wrzesie�. Nie odchod�, to motyle pluszowe tak dzwoni� o te szyby umar�e, o martwy wiatr. Chodzi za oknem upi�r zabitego konia i kaleki, o kulach nienawi�ci � �wiat. To powietrze wezbrane od trwogi uderza, przebacz mi �wiat i �ycie, i ten wiatr mi przebacz. 2} Lec� gwiazdy � jask�ki prawdziwego nieba, rozsypuj� nam �mier� na pokoje, umieraj� chwile nieostro�nych lat, bo jak wtedy jest nas wsz�dzie troje, ja i ty, ja i ty, i wiatr. wrzesie� 40 r. Z�a ko�ysanka Jesiennych li�ci, twoich w�os�w zapach, brz�czy trwogi p�kni�ty zegar. Od gwiazd wieje ch��d, zagas� �wiecznik lata i m�j �al czarnym psem co wiecz�r do r�k ci przybiega. Czy umiesz zasn��? P�acz umar�ej olchy d�ugo wyje po nocy � kopule echa. P�yniemy, nie ma port�w, nie ma dla nas kolchid, wiesz: smutek � zaczajony patrol � tylko czeka. Dobry smok w bajce, teraz jest sen zastyg�y, sen upior�w � up�ywa nocy pomnik niebosi�ny. Tylko krzyk widma, kt�re ch�op nabi� na wid�y, tylko krzyk kot�w duszonych przez ksi�yc. Czy umiesz zasn��? Dzi� ob��kany poeta powiesi� si� w czarnym krzyku zamiejskich sosen, a trupa kuk�y woskowej przy wiatru fletach deszcz po ulicach d�ugo ci�gn�� za w�osy. 24- �pij, przecie� cicho. Noc urasta deszczowa na szybach i wiatr �lepy jak ja przed domem przykl�ka. Kto nam ten czas wolny od trwogi wydar� � male�ka? i o/11 wrzesie�, noc, 40 r. Piosenka Up�ywa l�ku bia�y jele� w motylim pl�sie n�g. Ko�uje wiatr i dmie jak strzelec w wyd�ty chmury r�g. Pie�� dymi czarna. Duszny ksi�yc obcina bliski klon i noc o okna struny pr�y, gdy deszczu szorstki b�k. To jesie� Anno, Anno, wybaw od jawy i od snu. Odchodz� drzewa, deszcz na szybach i kr��y echa huk. O, zostaw szary echa niew�d, gdy w ukos nieba p�ynie B�g. To jesie� Anno, Anno, niebo p�ka. Napina orion �uk. To j�czy w nieba wbity pa��k, z�amany wiatru maszt, to, Anno, serca trzask jak ga��� pod gwiazd�, kt�r� znasz. 2J Odp�ywam dzi�, marynarz czasu, pok�adem spopiela�ych drzew. Gazele snu na oczy nasu�, gdy jesie� ziewa � p�owy lew. O, Anno, wybaw, bia�y jele� � up�ywa trwoga w pl�sie n�g. Ko�uje wiatr i dmie jak strzelec w wyd�ty chmury r�g. 12 wrzesie� 40 r. Warstwy Z p�tli latar� jak wzrok ku tobie oderwa�? Oto miasto umar�e od �alu. Ulic� przechodzi �lepy pies dozorcy, a r�owe suknie wracaj� z bal�w. Lokomotywy jesieni� ��kn� i sypi� li�cie. Po szynach zardzewia�ych jaki poci�g odejdzie? Oto mali ch�opcy przynie�li n� i s�o�ce maszyni�cie, a pusta drezyna brz�cz�c odje�d�a bezludna i w p�dzie obrywa sczerwienia�y li�� � semafor. Z szynku poeta wychodzi nios�c kota zabitego przez [ pijanych. Kobiety s� obce, obce jak stare fotografie ciotek. Omijam zmierzch, id� po ciebie w ma�� zmy�lon� uliczk�, gdzie klon jesienny opada najprawdziwszy[m] z�otem. wrzesie� 1940 r. 26 Nokturn niespokojny Wzrok nade mn� jak lamp� nad snem trwo�nego dziecka nachyl, bo oto noc� od przeczu� ciemn� p�yn� znaki, w�owiska zmian i strachy. Gro�niej las latar� pogas�ych ulice zar�s�, echo rozd�te w sklepienie nieba rozdziera sen i w wyd�u�on� ksi�ycem uliczk� � w par�w wchodzi widmo o w�osach rozwianych, p�owych jak len. W ten wiecz�r duch zabitego psa wyje d�ugo, a kroki morderc�w samotnie chodz� miastem. Z okna naprzeciw upi�r fortepianu fug� skacze z trzech pi�ter w d�, tej nocy nie zasn�. Nie tobie � wzrokiem � �agodnym lasem � ogarn�� wiecz�r burzliwych parabol. (Bij� dzwony ciszy g�o�niej od mego krzyku.) Nie mnie nagi�� nieba stalowy huragan d�oni� od wiatru s�ab�. W ten wiecz�r wszystkie fontanny wyrzucaj� �ywe �zy, jak drzazga wbita boli pami��. Przyjd�, przez skaz� nieostro�nego snu przeniknij, [ przyjd�. Wzrok daleki nade mn� jak lamp� nad snem trwo�nego dziecka zawie�. wrzesie� 40 r. KB 27 Po�egnanie Ten wiecz�r o sier�ci mi�kkiej gryzie ostrzej ni� pies. Cicho niebieski dzwonek gwiazdy wyszepta� rozstanie. Przez laguny ptak�w umar�ych spadaj� w�skie ci�cia �ez kochanie. Moje konie nie maj� z�otych podk�w. Odchodz� �lepy o rdzawym kosturze alej. We mgle tw�j cie� wyolbrzymiony ko�ysze drog� wyjawiony przez okno i pali jak ostatecznej salwy � gwiazd b��kitny ogie�. Tr�bi wo�nica dyli�ansu, po wyd�tych ulicach sypi� si� kroki jak piach (ach, te konie bez podk�w kalecz� nogi o bruk) i dmie w labirynt ulic samotno�� i wiatr (ach, te konie bez podk�w zapl�tane w pytajniki dr�g). T� drog� przez wiatr szeptan�, przez wiatr za�kan� wywo�a� musisz. Tragiczn� drog� gest�w, tragiczn� drog� pie�ni, co spada jak kamie�. �wiat zapad� nagle i zg��bia�, jakby kto� gwiazd� z nieba wyrwa� i zdusi�. wrzesie� 40 r. KB 28 , . ?� I Ten wiersz jak �mier� jest smutny i oboj�tny jak �mier�. Szare koty pod �wiat�o pusz� ostr� sier��. ��ty lament ulicy, gdzie nie chodzi nikt. Bije trwoga �aglami o codzienno�� szyb. II Niebo blaknie za ka�dym krokiem. Ogie� wydzwania �uny, a weso�e ptaki s� po�egnaniem moim z lud�mi i bogiem. �lepn�, trac� drogi, chodz� torem rakiet. A wi�c jesie�. Dymi miasto, ptaki p�yn� na ukos, li�cie opad�e z czerwonych komin�w fabryk. Po ulicy chodz� umarli, le�� skrzyd�a oderwane krukom, czeka pow�z i w drzwiach martwy lokaj z kandelabrem. Woja� toczy powoli drogi wysokich kasztan�w. Up�ywam w jesie� mniejszy z ka�dym krokiem, w pola zasianych zjaw, w kolumny ma[r]twych pean�w, w oboj�tno�� � mijanych � okien. Gdzie pow�z drog� odp�ywa? Szelestem dymi bruk. O, najsmutniejsza jesieni, w zam�cie znak�w i elips nad pie�ni� ko�ujesz jak kruk. Jak mi�o�� powierzon� dw�m �yciom � rozdzieli�? [jesie� 40 r.j 2CJ Ballada o wisielcach i Ko�yszemy si�, ko�yszemy, wmurowani w pejza� szubienic. Wieje �mierci� znu�on�. Jak kruk kr��y niebo drapie�nie i cicho dzwoni wiatr o ostrogi n�g. Nocy inna, nie przyjdziesz, nie przychod�. Tylko dni obdrapany mur ko�czy ziemi� wyrwan� krokom. Zaci�ni�ty wilgoci� sznur � �alu lament skowyczy nad drog�. Tl- U Jak upiory zeru|emy na snach, jak upiory wypijamy �ycie. Noc� ksi�yc podchodzi� jak znak i jak oko wisielca z chmur wyciek�. Ko�yszemy si�, ko�yszemy, wmurowani w pejza� szubienic, po�r�d zdarze�, zygzak�w i gwiazd, z d�ugich r�k wyrzucamy cienie � p�tle palc�w na martwy sen miast. Wmurowani w pejza� szubienic. II Ci sami w schod�w dysonans wchodzimy co wiecz�r, do tych samych mieszka�, gdzie martwa �ar�wka �mi, budzimy si� jesieni�, zawsze jesieni�, -JO- oczy zawsze � w czarny wyrok drzwi. Potem w d�ugie ulice, od mg�y g�stniej�ce w realny op�r. W nasze g�owy � drzewa jesienne, s�o�ce spada zachodem jak top�r. Potem dalej, potem dalej, potem dalej, w noc bezgwiezdn�, w puste r�ce �apa� oddech, w korowody zapl�tanych alej, w gwiazdy czarne i jak niebo � ch�odne. Potem dalej, potem dalej, potem dalej, zawik�ani w wodorosty zjaw i cieni, obudzimy si� ko�ysz�c, zn�w ko�ysz�c, wmurowani w pejza� szubienic. IX m. 1940 r. Ballada o bezrobotnym strachu Kiedy syci jak b�ki brz�cz�c odp�ywaj� na snach, a ��ka kipi�ce po�ciel� wp�ywaj� na wieczorne niebo, wzd�u� ulic chodzi g�odny, bezrobotny strach k�ad�c przy drodze g�owy zabitych kamrat�w jak czarne bochny chleba. Za oknami urasta szum drzew �cinanych deszczem, a ulice wolno do rzeki sp�ywaj�. Nie chod�, strachu, dni ubieg�ych pie�ci�, bo oto noc ostatnia � kulawa kica przez gwiazdy [ jak zaj�c, bo oto g��d, a syci odp�ywaj� na snach. Trze�wo�� gasi l�k. Boj� si� tylko g�odni i poeci � P i czasem tylko w niespokojnych �zach wywo�uj� ci� w lustrze ma�e, trwo�ne dzieci. Widzia�em dzi� wieczorem: wiatr kominy wyd�u�a� w b��kitne flety, widzia�em dzi� wieczorem: wychodzi� z zau�ka strach na palcach z bia�ego wosku, pod oknem umar�ej kobiety d�ugie serenady gra�. Potem za palcem og�uch�ym echo przygwo�dzi�, dogoni� i przez �a�obne firanki szyb widzia�em, gdy d�ugo bi� w martw� twarz ksi�yca wielk� d�oni� jak p�ask�, hebanow� maczug�. Syci odp�ywaj�. W ten wiecz�r funebrycznie wyd�ty wszystkie spojrzenia przekl�te, nie ma oczu dzieci. Widzia�em dzi� wieczorem: w kana�ach miejskich, gdzie topielcze koty o wyblak�ej sier�ci, r�kami czarnymi jak smutek szuka� w�asnej �mierci. 29.IX.40 r. Pie�� �a�obna Kto t� �mier� patetyczn� wymy�li� i kaza� samotnie pod nasz� gwiazd� umiera�, odebra� mi s�owa, wiersze i my�li, a salw� kilometr�w nieprzebytych rozstrzela�? Ju� s�ysz�, nadje�d�aj� anio�y na koniach z�otych, w ten wiecz�r wy�lizgany od �ez i deszczu us�ysz�: �mier� moj� najbli�sz� wy�piewa dzi� w nocy na s�siednim podw�rzu zab��kany pies. }2 Wiem przecie�: dzisiaj umr�, wiem przecie�: stoisz przy oknie czarnym jak kir i patrzysz d�ugo biednymi oczami w noc jak w m� [ trumn�, kiedy przez wiatr przewalaj� si� sny, poca�unki i �zy. Wiem przecie�: potem us�yszysz u furtki dzwonek niespokojnego serca i d�ugo b�dziesz patrzy� w sie� otwart� kamienic, i d�ugo b�dziesz s�ysze� pod oknem m�j krzyk. Nie dzieje si� nic. Cicho j�czy zamurowany i z godzin dzwonki paruj� jak w starym zegarze, za oknem ptaki lotem przekre�laj� szyby, a pejza� widomie ulatuje, gdy dzie� si� nie zarzek�. S�upy telegraficzne � maszty strzaskanych okr�t�w, coraz dalej odchodz� w g��b siebie, jak mgnienie pami�tam, kiedym by� podr�nikiem po szerokim niebie. Ach, te loty. Ju� konie zaje�d�aj� przed ganek, przelatuj� dni szybciej prze�yte, �yskliwsze od stali, a tak przecie� niedawno ze �wi�tym Janem i z Chrystusem chodzi�em puszcz� apokalips. Nie m�w nic: �yj� jeszcze i s�ysz� dzwony pogrzebu. Nie m�w nic: ju� ulecia�em w tak� cisz�, �e nie rozumiem przedmiot�w, nie s�ysz� s��w twoich rzucanych jak pi�ci w niebo. -33 Bo tu nie dolatuj� �zy i tylko pejza� coraz dalej up�ywa, i tylko wiecz�r si� najciszej urywa, nie dzieje si� nic. [i pa�dziernik 1940 r.(?)] Noc samob�jcza Ta noc bez po�egnania, noc bez gwiazd, noc bez ruchu. D�ugo mi wiatr histeryczny t�umaczy� epilog najprostszy, a� oto �mier� dzisiejsz� ci�ko bij�c uk�u�. Jestem bezradny jak motyl, motyl nabity na ostrze. Rzeka: przez okno wida�, stan�a i czeka. Przez okno wida� miasta nasuni�ty witra�. Na wierszach �lady krwi. Nie przeczytasz prze�ytych epopei. Nie zobaczysz ani jednego cz�owieka. Odp�ywam noc� najstraszniejsz�, a dok�d � � ju� wszystko jedno. Oczy zamkn� odwroty w �ycie jak drzwi, r�ce jak drewno, r�ce jak drewno, r�ce jak drewno. Ju� spod n�g stoczy� si� �wiat w�skim strumykiem krwi i tylko czarne szkielety mebli p�yn�c ode mnie woko�o [ stoj� a jutro rano jak dzi�: przyjd� na okno ma�e wr�ble i nie sp�oszone obejrz� �mier� zastyg�� w moim pokoju. 3 pa�dziernik 40 r. -54- Ballada o poci�gu i Na ma�ych, nieznanych stacjach s� poci�gi martwe i puste, gdzie cie� dr�nika wypad� z czasu i usn�� w ��tych, dworcowych akacjach. Czas zatrzymany przeci�gle dyszy. Te stacje s� w Singapur, pod Warszaw� i w Miami i prowadz� je zawsze w szarym bezruchu ci sami maszyni�ci umarli od trwogi i ciszy. II Czekam na dworcach samotnych i pustych licz�c gasn�ce �ar�wki gwiazd. Chodz� powoli, staj� przed lustrem obcych, sczernia�ych pejza�y miast. Jest coraz dalej, m�y sufit echa, w takcie wagon�w up�ywa las. Ju� za daleko smutek przejecha� w noce gwia�dziste, noce bez gwiazd. Obce pejza�e s� jak poczt�wki, zwierz�ta wyci�te s� tylko z atlas�w. Ju� wymin��em jasne i ciemne widoki wszystkich epok i czas�w. III Jad�c przez wieki umar�em ju� tyle lat temu i fantom twarzy wklei�em w lustra okien. Mijam tekturowych dr�nik�w, g��bokie -i/- dworce bezruchu w ciszy, kt�rej nie mo�na przem�c. A ty czekasz, p�aczesz, nie uradzisz nocy podr�nej, ci�aru ostatniej stacji jawy. M�j poci�g nadejdzie ze wszystkich stron naraz, sypi�c zamiast dymu li�cie czarne i krwawe. M�j poci�g przywiezie ci�ar wszystkich pejza�y, m�j poci�g jak smok zawadzi o noc p�kni�t� piersi� i z miliona okien spojrzy na ciebie moj� twarz� wyblak�� podr� i �mierci�. Nie znajd� pie�ni wydumawszy ci� najstraszniej [ i najpi�kniej, b�dziesz sta� jak serce mego b�lu samotna i bosa, gdy poci�g �lepy uderzy o koniec toru � p�knie i ze strasznym gwizdem wst�pi w rozdarte niebiosa. 6.X-4o r. Ballada o szczurach Tadeuszowi So�tanowi I Jaki archanio� tr�b� ten czas przyzywa� nawo�uj�c przez d�ugi wirydarz t�sknot? Ciemny ko�ci� gotycki nios�em na ramionach, a�: w�r�d kantyczek surowych osiad�em i m�sko wpar�em si� w czas ubieg�y jak w czarne strzemiona. �y�em w�r�d katafalk�w i szczerbatych blanek, w wiolinach kryz wion�cych o wdzi�ku motylim. Pami�tam w niebo �witu wmurowany zamek �wiec woskowych i w z�otym pyle 36 rycerzy dudni�cych przez most zwodzony ciszy d�bowej. �v�em � martwy burgrabia, marionetka epok, zamurowany w czas smutny jak trumna ma�ego dziecka, a po salach szerokich, po l�ku wieloznacznym jak niebo ko�owa�a z g�uchym dzwonkiem woskowa owieczka. II W noc jesienn�, gdy niebo nierzeczywiste odbija puste kroki i dymi l�kiem, sz�y szczury szeregami, gwardie obcych istnie�, �piewa�y s�odkie, �miertelne piosenki. Bli�ej: przez �piewne mosty zwodzone. Bli�ej: przez czarne akordy bramy. Bli�ej: przez wie�e mosi�nych dzwon�w sz�y szeregami, sz�y szare klany. Bia�o trwog� s�czy� nag�y ksi�yc, a od alej wia�o ch�odem li�ci, gdy sznur drogi ucieczk� wypr�y� przez sale puste ostatni wy�cig. Schody kr�te harmoni� odbiega�y w d�, bi�y zegary struchla�e ze wszystkich wie� naraz. Tupot n�g, tupot n�g, szelest n�g � ostatni alarm. D�ugie wie�e, coraz wy�ej d�ugie wie�e. Widzia�em konanie straszniejsze ni� �mier� dzieci. Ostatnia baszta zamyka bia�y, nieludzki krzyk, ostatni w�r�d nocy krzyk zamkn�y mury. Nie by�em anio�em � bez skrzyde� kto uleci? Serce moje na wie�y najwy�szej po�ar�y szczury. X m. 1940 r. � 37 � Mamie -- Kr^ys^tof Sny dziecinne pachnia�y wanili�. Jak oderwa� to �ycie od trwogi? Te dni jak ma�e bo�ki w oliwkowym lesie � - wyros�y z nich doros�e wilki i ogie� opali� sosny strzelistych uniesie�. Takie to dzieje, matko. Boli wiatru kolec wbity w dwudziest� jesie�, kiedy umiem ju� najtrudniejsze s�owa. Na p�kni�tym stole umieraj� kwiaty � suche deski trumien. Dusi las zdarze� przeros�ych. Nic wi�cej. Matko, jeszcze jednym u�miechem sprzed lat dwudziestu przywr�� mi wzrok dla �wiata dzieci�cy. dn. 26 pa�dziernika 40 r. Improwizacja dla Anny Pogrzeb. M�y �nieg. Na trumn� spadaj� jak echo kroki ziemi. Spokojnie umiera wspomnienie wbite na krzy� cmentarzy i bije daleko jak dzwon obcego serca szary t�umu wieniec. A dooko�a drzewa zastyg�e czekaj� przed drzwiami nieba jak przed drzwiami raju. -39- Kto ostom twarz uk�ada� w rozpaczliwe maski i kto wam twarze obce jak dymy rozwiewa�? Jest przecie� cicho. Dymi niebo p�askie. Kto tak powoli gasi� gwiazd� mego gniewu? Wysoko dzwoni ziemia na kopule czynu i oboj�tno�� twarzy jest ju� tylko glin�. Nie m�w. Jask�ki �niegu ko�uj� i ni�ej opada wszystko � ot o kilka pi�dzi. Kto� mi prze�egna wiecz�r mijaj�c przed krzy�em. Kto� w�r�d nocy na krzy�u zawiesi mi ksi�yc. Teraz jest zawsze. Czarny �cieg kopaczy. Ulatuje wysoko go��b twego p�aczu. dn. 27.X.4o r. KB Poemat o Chrystusie dzieci�cym Matce i Annie Motto: Je�eli was �wiat nienawidzi, wiedzcie, �f mnie pierwej ni� was nienawidzi�. Gdyby�cie byli %e �wiata, �wiat mi�owa�by, co jego jest. I. P i e � � (Modlitwa) Odbierz mi, Panie, r�ce wygna�ca i daj mi r�ce dzieci. Jak�e uradz� w martwych kolumnach mity wybieg�e naprzeciw? � 39 � Jak�e ogarn� ze sn�w najci�szy, jak ptakom odpowiem s�owem? Oto si� sypi� czerwone w�e, li�cie jesieni klonowych. Jak�e wbitemu w urny pean�w trwodze pod pr�d ulecie�? Odbierz mi, Panie, oczy wygna�ca i daj mi oczy dzieci. II. Pie�� (Introdukcja przez mroczny czas) P�yn�y barki wiek�w � ciemny stary testament, przez fale barbarzy�skich rzek i g�ucho na ka�dym kroku epok odbija�o: amen, jakby kto ziemi krzycza� prosto w ucho. Ci�gn�y lat wielb��dy i w�dr�wki lud�w po�r�d znak�w, zbrodniarzy, prorok�w i cud�w. A coraz czarniej by�o. Dym�w kr�g�e dynie. Coraz duszniej przygasa� rz�d ofiarnych kaplic, a� cz�owiek, spojrzawszy w cz�owieka jak w lustro, [ wybieg� na brzeg najdalszej trwogi, pod krzyk gwiazd i czapli, a t�tent dzwon�w goni� g�ucho niebo tocz�c i nie by�o gdzie zbrodni pochowa� i oczu. III. Pie�� (Przygotowanie) Krzy�owa�y si� linie � znaki ciemnych proroctw, niebo w zygzakach ca�e p�on�o, a wody op�ywa�y powolniej. Sny bi�y jak piorun, -4O- kiedy j�cza�a ziemia najwi�kszym porodem. Z ciemnawych omdle� prorok�w wykwita� jasny jaskier i dym opada� powoli, zgubiono �lady boskie. Diuny trw�g spustosza�y i tylko d�o piaskiem, a pasterze jak co dzie� w doliny zje�d�ali na o�le. IV. Pie��. ,,A s�owo cia�em si� sta� o" Jak�e jasno �wieci� st�umiony p�omie� i ogie� weso�o strzela� smuk�ej ni� hymn, gdy jak ka�dy � narodzi� si� matce syn, a od gwiazd si� pali�y niebiesko p�omyki na s�omie. Up�ywa�y komety, up�ywa� czas, sz�y zwierz�ta z obcych, p�katych wysp i k�ad�y rogi p�asko przed dzieckiem �wiec�cym [ od gwiazd. Czarny wilk k�ad� na ��obie �agodny pysk. Ko�ysa�y si� s�onie, d�ugie w�e �yraf i krowy z niebem spojrzenia przynosi�y pola. M�wi�y dziecku stuj�zyczny wyraz, �ama�y sztywne patyki kolan. �agodnie cierpia�a w nich ludzko��, z oczu ros�y paprocie rozleg�ych krzywd. Przyp�ywa�y ptaki chmurami jak ��dk� i zielono �piewa�y las, wiatr porywa� krzyk, wiatry porywa�y g�os, a gasn�cy t�umi� niebosk�on. P�aka�o tkliwie starym grzechem i �a�o�ci� po polach chodzi�o. M�wi� wiatr na ucho echem, a las g�o�no powtarza�: �Mi�o��". 41 V. P i e � � (Ko�ysanka) M�j malu�ki, u�nij. Deszczem sp�ywa nieba czarna rama. M�j malu�ki, ziemia do snu uko�ysze ci� jak hamak. M�j malu�ki kr�lu sierocy, m�j malu�ki tytanie z oczami niezapominajek. Jak� ziemi� odmierzysz krokami, jakich dr�g otul� ci� gaje? M�j malu�ki, pozosta� na zawsze, daj mi cisz� swoj�, nim u�niesz. Ma�y B�g si� u�miecha� r�owo � b�ogos�awi� �wiatu u�miech. Wariant: M�j male�ki kr�lu sierocy, m�j malu�ki panie, jaka straszna za oknem zamie�, jakie straszne dzieje ludzi. VI. Pie��. �P�jd�cie za mn�, a uczyni� was rybakami ludzi" Zbierali rybacy sieci, srebrne ba�ki ryb, podnosili pod s�o�ce oczy i r�ce szorstkie, kiedy do wody z pluskiem opada� zach�d i kry� w zatokach jak sum ogromny � czerwone w�sy. -42- Zn�w wo�ali rybacy, s�o�ca uchwyci� nie mogli, a noc� gwiazdy z pluskiem p�yn�y przez wi�cierz. Chwytali rybacy s�o�ce, ucieka�o okr�g�ej, i na dysz�cym trudzie k�adli zm�czone r�ce. Kto im przez drog� przeszed� i z bliska s�o�ce wzi�� [ w d�onie? Jakie to d�onie przejrzy�ciej wyj�y serca spod chlamid? Poszli wpatrzeni niemo, przeszli na drugi brzeg, odchodzili rybacy jasnymi drogami za rybakiem o oczach b��kitnych jak �nieg. VII. Pie��. �K t� jest ten, �e wiatry i morze s� mu pos�uszne" Wiatr wzbiera� ci�ko i morze uk�ada� w trosk�. P�askie wo�anie wiose�. Szed� d�ugim rz�dem plusk. Ci�kich fal nie ud�wign��. Wiatr g�os odrywa� od ust, zamyka� w wody rozkwit. Ci�ko, rybacy. R�ce jak wios�a ci�kie. Dysza�o morze sztormem, dysza�y piersi m�skie i coraz wolniej opada�o w poj�k, i coraz szybciej ko�owa�o or�em. Gwizda� na fletni zielono, wiatrem wydyma� si� sztorm i kolorowe kule � niebiesko p�ka�y fale. Kiedy o jedno spojrzenie po wodzie chodzi� on nie m�c�c dreszczem piany nadchodzi� bli�ej, odchodzi� dalej. �Widmo!" � krzyczeli � od l�ku bij�c r�kami jak wios�em, a echo o niebo bi�o 43- i g�osem o wod� nios�o. �Widmo!" wo�ali, a oczy nieludzko dymi�y od trw�g i nagle p�k�y milczeniem i wst�pi� w bark� B�g. VIII. Pie��. �K tokolwiek by nic przyj�� kr�lestwa bo�ego jak dzieci�tko, nie wejdzie do nieg o" Ci�kie sny, przyjaciele. Cudy znu�one. U�pienie tylko pole z daleka ko�ysze g�osy. Wiatr mu przeci�gle �piew k�ad� na skronie jak wieniec i czesa� s�o�cem mi�kkie w�osy. Przychodzi�y dzieci nieporadnie � ma�e ptaki, bez skrzyde� nie mog�c uleci�, i s�owa k�ad�y wzrokiem, s�owa, spojrzenia i znaki. Przychodzi�y do niego nieporadne dzieci. A tu bez s��w rozumia� i cisz� niepok�j przygarn��, r�ce liliowe znu�eniem i zmierzchem rozdawa� jak chleb. Przyk�ada� spojrzenia do serca. Oczy siewne jak ziarno i uk�ada� w kolebki kolorowych nieb. �Macie": darowa� im lasy i ptak�w strzelisty przy�piew, da� drogocenne zabawki � radosne daniele las�w, rozda� im kwiaty czerwone i drzew przydro�nych li�cie, i nieznajomo�� czasu. Wariant: Dzieci w oczach nosz� chabry i powag� troglodyty. Dzieci w oczach nosz� prawd�, nosz� bia�e, spe�z�e mity. � 44� Dzieci maj� r�czki koci�t, brodz� po kolana w �nie. Odp�ywaj� okr�tami, odp�ywaj� pod �aglami ka�dym li�ciem w jasny dzie�. Po b��kitnych brodz� grzechach, po zielonych brzegach brodz�, okr�tami z �up orzecha na bieguny sn�w odchodz�. Na kolebkach bia�ych pie�ni z�ote kule niebem tocz�c. Dzieci nosz� w oczach chabry, dzieci Boga nosz� w oczach. IX. Pie��. �H o s a n n a ! B�ogos�awiony, kt�ry idzie w imi� Pa�skie" W pejza� zielonych oliwek, w ramy kwadrat�w miasta B�g oprawiony. Pami�tam ten dzie� i r�enie os�a. W winnym oparze poranek. Cisza dysza�a opas�a. Promienie � pami�tam � pluska�y po p�askich dachach [ jak wios�a. Nios�o si� dalej. Jak dziecko dzie� klaska� d�o�mi kwiat�w i ma��, zdziwion� owieczk� przebieg�a cisza przez drog�. A potem gwar si� lepi�, miodnia�y usta s�o�ca, unosi� przestrze� jak ogie� patos wezbranych oczu. �piewa�y kobiety leniwe: �O, pozw�l nam w niebo skoczy�", a chmury sypa�y b��kit i z wolna wstrz�sa�y grzyw�. -V - Przez ma�y pejza� uliczek ko�ysa� si� szary ch�d. Jasny �wit go wykrzycza� w kamienny miejski ch��d. �Hosanna!" - wo�ali weso�o, zapala� si� okrzyk i gas�. �Hosanna!" - pami�tam, wo�ali, b�yszcza�y no�e palm i coraz t�umniej wzbiera�o � wyrasta� spojrze� las, a niebo rozgi�o, z powrotem zgina�o b�yszcz�c� stal. �Hosanna!" � wo�ali. Jak rado�� ros�a spi�trzona fuga. �Hosanna! � wo�ali � Panie, p�on�c� ziemi� uga�". Przez g�osy s�ysza�, jak p�acze miasto zdarze� i kl�sk i hucz� gwiazdy przeznacze� w zimnych korytach rzek. Wariant: O, pozw�l nam wo�a�: �Hosanna!", przed o�tarz zielony zaprowad�, a w smutne bia�e jelenie zamie� zm�czone s�owa. Pozw�l nam �piewa�: �Hosanna!" pod pomnikami drzew, daj, �eby z nami �piewa� nasz brat � puszysty lew. Przywr�� nam siostry jask�ki i bractwo z klanem saren. Podaruj nam s�owo �Hosanna" i ��te ob�oki podaruj. Uratuj nas od my�li, milcz�cej gliny pogrzeb�w. Pozw�l nam �piewa� �Hosanna" i pozw�l nam skoczy� w niebo. 46 X. P i e � �. �I przyszli na miejsce, kt�re z o w i � Golgota" Ruszy�y drzewa pogrzebnie, jak kondukt ostatni wiod�c r�ce rozpacz� skr�cone na niebie ��tym jak siarka. Kolce k�uj�ce w oczy. Broczy�y echa pochodu -� spi�trzone fugi arkad. Dzwoni�y opas�e ogrody, kr��y�y s�py hucz�ce, trumn� sklepienia przywala� krok niezr�wnany �mierci, gdy coraz g��biej odchodzi�. Stan�y konie r�cze, sarny, jelenie, daniele p�acz�c dzwonami piersi. Ruszy�y g�ry �a�obnie: sz�y, brodzi�y przez rzeki, dysza�y strwo�one motyle oddechem gasn�cych skrzyde�, a ludzie nie wiedz�c p�akali, p�ka�y im w piersiach wieki. Ostatnia oliwka przy drodze jak wbity nad grobem rydel. Kto ci�ar �mierci uradzi i wbije j� w �ycia �rodek jak kolec? Szed� powoli najmilszym, najz�otszym [ ogrodem, a gwiazdy wyleg�y naok� jak straszne u�miechy armat. Bli�ej ostatnia golgota, wybucha� krok mg�awicami. Chwia�o si� niebo wypuk�ej, bi�o o ziemi� na trwog�. Olbrzymiej hucza�o w planetach, p�ka�y krwawo racami, a wiatr podpala� drogi. XI. Pie��. �O jcze, odpu�� im, bo nie wiedz�, co czyni�" Zatopiony w zach�d s�o�ca umiera� na szczycie �mierci, na szczycie ziemi. Kto my�l� najstraszniejsz� wywo�a�? Kto g�osami w noc nawo�ywa� � ciemnemi? Kto si� gro�niej upora� z ziemi� -47 - jednym u�miechem �ycia w�r�d trwogi zakrzep�ej krwi? Kto dni odejmowa� po jednym i malowa� przestrzeni� dni? Czy w ten wiecz�r p�yn�cy na ukos nie zobaczy� l�k oprawcy, jak to ziemia ulatuje krukom i czas martwy zwyci�sko zastyg�? �Panie, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz dej kr�lestwa twego" 1 obr�ci� oczy na prawo � nagle otworzy� p� ziemi. D�ugo patrzy� jej prosto w serce, porozkrusza� zdarze� krzemie� i odpu�ci�. Umiera�o spokojnie po prawicy jego p� ziemi w jednych oczach, jedn� pro�b�: �Przemie�". Wariant: Przemie� s�owa, odejmij nam patos, czarnych krok�w odejmij echo. Poszybuj� w zielone lato na ob�okach dzieci�cych grzech�w. Przemie� ziemi� w chmury p�yn�ce i od trwogi nocnej wybaw. Przemie� trwog� w bia�e owce. Daj nam �y� w lataj�cych rybach. Przemie� ziemi� w czas i przestrze� i odejmij nam od n�g ziemi�. Zawie� morze jak p�acht� na wietrze i w weso�e wilgi nas przemie�. -48- 1 obr�ci� g�ow� na lewo z najci�szych spojrze� [ najci�szym, gdzie umiera� najubo�szy cz�owiek na najwy�szym [ grzech�w pi�trze. Nie odwr�ci� g�owy na Boga, patrzy� w ziemi glinian� mask�. Tylko ci�ej oddycha�y krzy�e jak kol�ca pro�ba o �ask�. Spad�y d�wi�cz�c wrzeci�dze nieba, w czarny krzyk �wiat obrz�k�y si� zapad�. Kto� pejza�e glin� ciemn� pogrzeba� i przydusi� s�o�ca zapa�. P�aka� serc rozgromiony ob�ok. Matka z ciszy wypruwa�a lament. Wygina�y si� pola a� ob�o i spada�y na ziemi� �zami. Wtedy g�os nawo�ywa�, przygasa� i wywo�a� [ w najg��bszych tonach: �O eli, eli lama sabachtani". Zap�aka� B�g cz�owieczy i skona�. XII. Pie�� (Epilog) Jakie to s�abe s�owa. Oto gasn� strz�py my�li i s�o�c umar�ych, a na karty czarne spad�y ostatnie krople krwi jak s�py. Jakim s�owem s�owo przeros�e ogarn�? Takie s� mity i pie�ni. Rosn� zielone d�by, 49 - rosn� groby na ziemi, czas odmierzaj� parniej. A przecie� gasn� wieki � go��bie pustych list�w. Czemu jest zawsze samotny � gdy schodzi na ziemi� [ Chrystus? uko�czone dn. i listopada 1940 r. * * A my kawalery biedne C. K. Norwid Czarne cheruby ko�ysz� widnokr�g. Konno, na koniu przestrzelonym przez wiatr. Ziemia oddycha ju� wolniej i mokro, wron� leniwy kracze trakt. Otom jest rycerz �redniowiecza. Drogi prowadz� wsz�dzie naraz, a ptaki jak li�cie oderwane ga��ziom. Bij� o ostrogi kroki trakt�w, przy drogach p�acz� bia�e wi�nie. Dni wype�z�y, do zamk�w daleko, a jelenie z las�w wychodz�c patrz� lasem. Przystan� nad bezludn� jesionow� rzek� poi� konia zieleni� i czasem. Jakie� to drogi wypraw? dzwoni cicho niebo. Po�r�d li�ci szeleszcz� jak sen o wygnaniu. Tyle wiek�w min�o od mego pogrzebu, tylu ludzi umar�o przy ostr�g mych graniu. Mnie nie wolno umiera�. Nie jestem upiorem, tylko wspomnieniem o sobie, trwo�liwym zwierzeniem kr�lewny o zielonym spojrzeniu, Toporem JO - rozr�buj� ga��zie przed sob� i siebie, a wieniec, wieniec li�ci jesiennych ko�uje nad czakiem. Jakie mi g�ry szklane ko� wystuka z podk�w? Gdy gwiazdy nieostro�nie przemienione w ptaki za w�osy mnie prowadz� pod melodi� s�odk�. Jakie t�tni� mira�e? Oto rosn� baszty zasiane d�oni� t�sknot, �piewniej s�ycha� g�os tw�j. Oto wie�e ko�ysz� wysmuk�ej ni� maszty. Ach, nie wr�c� ju� do was. Trakt si� zbli�ni� ostem. listopad 40 r. �mier� samotna Oto miasto zdarze� woskowych, gdzie martwe widma [ jask�ek zostawi�y w powietrzu parabole lot�w. W pobojowisku nocy jak pi�ci czarnej ku�ak przechodz� przez obozy �miertelnych namiot�w. Gdzie sen jask�czy umar� przylepiony do chmur? gdzie moja trwoga str�cona, w jakich ulic przepa�cie? Dzie� jak orzech twardy trzymaj� kamienne lwy, lwy z pomnik�w, w otwartej paszczy. Nie znam ciebie. Wysoko up�ywasz jak orion. Groza wieje z przedmiot�w w trupim �wietle gwiazd. Ucieka duszna rzeka, gwiazd porywa grom j�, a przestrze� mnie odbarwia bole�nie jak gaz. Wracam w zau�ek zimowy, co mi do n�g przywar�, gdzie wiatr wieje na przestrza� przez oczy i pier�. Nie w�d� mnie, panie, dalej � tam si� noc urywa i od brudnych kana��w dmie samotna �mier�. XII. 1940 r. -/' - Autobiografia i Dzie� ko�ysa�. Dzie� jak statek ko�ysa� hosanna, statek z blachy czy z drzewa p�yn�� noc� do r�owego rana. Ju� wtedy by�y wyspy u�miechni�te k�ami s�oni, p�yn�li�my ja i ty, lalko, i wszyscy jak przylepione do kory listki, kt�re wiatr zgoni�. Kto m�wi�, �e to bajka? Naprawd� by� las pe�en szeptu, gdzie na ga��ziach z koralu ptaki-wspomnienia krzepn�, i w�r�d jeleni m�wi�cych o gwiazdach, dzik�w jak je�e puszyste, gdzie zwini�ty w zamy�leniu �limak, ja � ma�y jak listek, podaj� d�o� kosmatej d�oni olbrzyma. 2 W jaki� pa�dziernik czy grudzie�, w�a�nie dzie� by� od wiatru wyd�ty jak dzi�, jak �agiel. Szli ludzie, a r�ce mieli p�omienne i nagie, jak oczy, kt�re spojrza�y w �mier�, J2 szli ludzie, kt�rych groza zje�y�a jak sier�� na czarnej sk�rze miasta. Naprzeciw brzuch wype�z� z poduchy zad�w i z r�k tysi�ca ogie� wystrzeli�, wtedy za r�ce si� wzi�li jak szarookie dzieci i kiedy pada� zacz�li jak pnie wypalonych top�l, krew p�yn�a, jak p�ynie zraniona ziele�, bij�cy w serce top�r. G��boko, na dnie r�k porytych prac� jak p�ugiem, chowam ten obraz, oczy rozdartych matek, i te kolumny nawet po �mierci g�odnych cieni, i te twarze od lamentu jak p�acz nocny d�ugie. Z niemi podnosz� kamie� wydarty rycerskim pomnikom i bij� w �by z�ocone wypruwaj�c zemst�, jak �mier� wypruwa si� z krzyku. Matko, matko, to nie ptaki tak srebrz�, to race z�owrogich komet, to w zmierzchu za pochylonym od grom�w domem ci�gn� w�e �elazem okute po wierzchu trwog�. Matko, jak mnie uchronisz, gdy czarni ludzie otuleni w noc, mimo twych d�oni -/i- wzniesionych jak namiot modlitwy, prowadz� parskaj�ce szeregi piorun�w jak tabun upiornych koni? Piosenka Noc� duszny okop, nieba bia�e oko, dok�d jeszcze przez drut�w las? Na wyblak�y ekran pada czerwie� ciep�a jak od�amki p�kni�tych gwiazd. W nocy kana� bury, p�yn� cicho szczury utajone jak w strun� w pisk, w straszne oczy heros�w, w krwi rze�bione ich w�osy wtul� szary, tr�jk�tny pysk. Pozostanie las czaszek jak b�aze�ski rz�d masek na estradzie czarnych wzg�rz, czaszki z brzeg�w wyst�pi�, dzie� oczyszcze� otr�bi�, w bia�e gorsy si� wszarpi�, w t�uste wbij� si� karki jak ogromny, l�ni�cy n�