16864

Szczegóły
Tytuł 16864
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16864 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16864 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16864 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

STEPHANIE LAURENS M�SKI HONOR Rozdzia� 1 Klub Niezdobytych Montrose, Londyn 15 marca 1816 roku - Do rozpocz�cia sezonu zosta� ca�y miesi�c, a harpie ju� rozpocz�y polowanie. - Charles St Austell zapad� si� w jedno z o�miu krzese� stoj�cych wok� mahoniowego stolika w sali spotka� Klubu Niezdobytych. - Tak, jak si� spodziewali�my - Anthony Blake, sz�sty wicehrabia Torrington, zaj�� miejsce naprzeciwko niego. - To, co si� dzieje na tym targowisku matrymonialnym, to czyste szale�stwo. - Wi�c �ledzisz wydarzenia na bie��co? - Deverell usiad� obok Charlesa. - Ja musz� przyzna�, �e czekam cierpliwie na pocz�tek sezonu; na razie si� przyczai�em. Inny u�miechn�� si� krzywo. Moja matka rezyduje wprawdzie w Denver, ale ma wiernego adiutanta w osobie mojej matki chrzestnej, lady Amery. Je�li nie zjawi� si� na jej przyj�ciu, mog� by� pewien, �e nast�pnego ranka dostan� ostr� reprymend�. Rozleg�y si� �miechy innych m�czyzn zajmuj�cych miejsca - zrezygnowane, cyniczne, wsp�czuj�ce. Christian Allardyce, Gervase Regath i Jack Warnfleet do��czyli do towarzystwa, a potem, w tej samej chwili popatrzyli na puste miejsce obok Charlesa. - Trentham przesy�a wyrazy �alu. � Siedz�cy u szczytu sto�u Charles nie stara� si� nawet zachowa� powagi, nie brzmia� jednak zbyt przekonuj�co. - Napisa�, �e ma pilniejsze zobowi�zania, ale �yczy� nam powodzenia w naszych zamierzeniach. Niemniej jednak w ci�gu tygodnia wr�ci do miasta i wesprze nas w planowanych dzia�aniach. - Mi�o z jego strony - za�artowa� Gervase; wszyscy si� u�miechn�li. Trentham - Tristan Wemyss - jako pierwszy z ich czw�rki osi�gn�� cel, ten sam, kt�ry oni wszyscy chcieli osi�gn��. Musieli si� o�eni�, a to sta�o si� przyczynkiem do powstania Klubu Niezdobytych - ostatniego bastionu chroni�cego ich przed swatkami z towarzystwa. Z ca�ej sz�stki kawaler�w, kt�rzy zebrali si� tutaj tego wieczoru, by wymieni� ostatnie plotki, to w�a�nie Tony uwa�a�, �e najbardziej dojrza� do �eniaczki, nie rozumia� jednak zupe�nie, dlaczego jest niespokojny i zdenerwowany. Czu� si� tak, jakby przygotowywa� si� do walki, cho� w zasi�gu wzroku nie czai� si� �aden wr�g. Od lat nie popada� tak cz�sto z jednego nastroju w drugi. Jednak od wielu lat nie by� te� cywilem, zwyk�ym angielskim d�entelmenem. Uwa�am, �e powinni�my si� spotyka� co dwa tygodnie - powiedzia� Jack Warnefleet. - Musimy, jak to si� m�wi, by� na bie��co. Zgoda. - Gervase przechyli� si� przez st�. - Ale je�eli si� oka�e, �e kt�ry� z nas ma do zakomunikowania co� nadzwyczajnego, zwo�amy spotkanie, jak tylko to b�dzie potrzebne. Bior�c pod uwag� tempo wydarze�, dw�ch tygodni przekroczy� nie wolno, bo w takim czasie wszystko mo�e si� bardzo raptownie zmieni�. - S�ysza�em, �e patronki z klubu Almacka chc� rozpocz�� sezon do�� wcze�nie. Le�y to najwyra�niej w ich interesie. - Czy to prawda, �e w dalszym ci�gu nale�y nosi� bryczesy do kolan? - Je�li si� nie chce dosta� kosza. - Charles uni�s� brwi. - Chocia� nie do ko�ca rozumiem, dlaczego akurat to mog�oby si� okaza� takie wa�ne. Roze�miali si� i dalej wymieniali informacje o ostatnich wydarzeniach, nowinkach mody i elitarnych rozrywkach, by w ko�cu przej�� do komentarzy na temat patronek, matron, swatek - tych smok�w i gorgon, kt�re tylko czyha�y na niczego niepodejrzewaj�cych, bezbronnych d�entelmen�w, by w ko�cu na�o�y� na nich matrymonialne p�ta. - Przede wszystkim nale�y unika� jak ognia lady Entwhistle, jak ju� raz porwie ci� w swoje szpony, trudno si� z nich wyzwoli�. W taki oto spos�b pr�bowali si� zmierzy� ze stoj�cym przed nimi wyzwaniem. Ostatnie dziesi�� lat, a nawet wi�cej, sp�dzili w s�u�bie jego kr�lewskiej mo�ci, dzia�aj�c w nieformalnym oddziale na terenie Francji i pa�stwach o�ciennych, gdzie zbierali informacje na temat wrogich wojsk, statk�w, dostaw i plan�w wojennych. Wszystko, co uda�o im si� ustali�, przekazywali Dalzielowi, paj�kowi z samego �rodka sieci, ukrytemu w g��binie Whitehall - kt�ry prowadzi� wszystkich agent�w na obcej ziemi. Swoj� prac� wykonywali niezwykle skutecznie, o czym najlepiej �wiadczy� fakt, �e w dalszym ci�gu pozostawali przy �yciu. Ale teraz wojna dobieg�a ko�ca i musieli stawi� czo�o �yciu w cywilu. Wszyscy odziedziczyli wielkie pieni�dze, tytu�, posiad�o�ci ziemskie, wszyscy byli wysoko urodzeni, a jednak ten z�oty kr�g spo�eczny, elita, do kt�rej nale�eli, a w�a�ciwie musieli nale�e� dzi�ki swym wszystkim przywilejom, by�a aren� dzia�a� zupe�nie dla nich obc�. Jednak stali si� ekspertami w dziedzinie zbierania informacji i wyci�gania z nich wniosk�w, tote� za�o�yli Klub Niezdobytych, by m�c sobie pomaga� w swoich kampaniach matrymonialnych. Tak, jak to opisa� Charles ze swym charakterystycznym dramatycznym zaci�ciem, klub sta� si� dla nich bezpieczn� baz�. Dzi�ki tej bazie mogli przenikn�� do towarzystwa, wy�owi� z niego kobiet�, kt�ra mog�aby si� sta� idealn� kandydatk� na �on�, a nast�pnie natrze� na ewentualne pozycje wroga i zdoby� j� dla siebie. S�cz�c brandy, Tony przypomnia� sobie, �e to on jako pierwszy wspomnia�, i� nale�y sobie zagwarantowa� mo�liwo�� bezpiecznej ucieczki. Zar�wno jego matka Francuzka, jak i matka chrzestna zach�ca�y wszystkie panny, by robi�y do� s�odkie oczy, �wiadome, �e dzi�ki takiej taktyce zmobilizuj� go znacznie skuteczniej do niezw�ocznego poszukiwania �ony na w�asn� r�k�. Mo�e w�a�nie dlatego on jako pierwszy wys�a� ten sygna� ostrzegawczy. Elity nie by�y bezpiecznym towarzystwem dla takich jak oni. Cz�onkowie Klubu Niezdobytych, tropieni przez troskliwych ojc�w i matrony �widruj�ce ich wzrokiem, przysypani stert� zaprosze� przysy�anych codziennie, czuli, �e w tych kr�gach ich �ycie - bogatych, utytu�owanych d�entelmen�w - a� si� roi od niebezpiecze�stw. Zbyt wielu poleg�o na polach bitwy na p�wyspie, a potem pod Waterloo. Ci, kt�rzy prze�yli, zostali naznaczeni. Nie pozwolili si� zabi�. Okazali si� ekspertami w sprawach walki, taktyki i strategii, nie zamierzali pozwoli� si� sp�ta�. Je�li mogli wyrazi� swoje zdanie w tej sprawie, to do nich nale�a�o podejmowanie decyzji. I taki by�, w du�e mierze raison d'etre Klubu Niezdobytych. - Co� jeszcze? - Christian popatrzy� pytaj�co na przyjaci�. Pokr�cili g�owami, wychylili kieliszki. - Musz� si� zjawi� na wieczorku u lady Holland. - Charles zrobi� ponur� min�. - Jej si� chyba wydaje, �e pomog�a Trenthamowi, i teraz chce spr�bowa� szcz�cia ze mn�. Gervase uni�s� brwi. - A ty chcesz da� jej szans�? Odchodz�c od stolika, Charles popatrzy� mu w oczy. - W mie�cie jest moja matka, siostry i szwagierka. - Och nie! Rozumiem. Chcesz si� na razie przenie�� do klubu? - Mo�e nie teraz, ale taka my�l przemkn�a mi przez g�ow�. Przyznaj�. - P�jd� z tob�. - Christian wsta�. - Chc� zamieni� par� s��w z Huntem o jego ksi��ce. On si� na pewno zjawi w Holland House. Tony podni�s� si� z miejsca. Christian popatrzy� na niego pytaj�co. - Wci�� si� szczycisz kawalerskim stanem? - Tak, dzi�ki Bogu mama zosta�a w Devon. - Tony poprawi� p�aszcz. - Matka chrzestna zaprosi�a mnie jednak na wieczorek do lady Amery. Musz� si� tam zjawi�. -Rozejrza� si�. - Mo�e kt�ry� z was si� tam wybiera? Gervase, Jack i Deverell pokr�cili g�owami. Postanowili odpocz�� w klubowej bibliotece i sp�dzi� pozosta�� cz�� wieczoru w ciszy. Tony po�egna� si� z przyjaci�mi - u�miechaj�c si� ironicznie, �yczyli mu szcz�cia. W towarzystwie Christiana i Charlesa wyszed� na ulic�. Rozstali si� przed klubem -Christian i Charles udali si� do Kensington i Holland House, Tony pospieszy� do Mayfair. Zignorowa� ogarniaj�ce go zniech�cenie; wiedzia�, �e s� takie si�y, kt�rym niem�drze jest si� przeciwstawia�. Na przyk�ad takie jak matki chrzestne. Szczeg�lnie Francuzki. - Dobry wiecz�r, panie Carrington. Mi�o zn�w pana widzie�. Alicja Carrington u�miechn�a si� serdecznie i poda�a r�k� lordowi Marshalsea. - Witam pana. Czy zna pan moj� siostr�, pann� Pevensey? Lord nie spuszcza� wzroku z Adriany, kt�ra sta�a o par� metr�w dalej, tote� pytanie Alicji by�o czysto retoryczne. Jego lordowska mo�� uzna� jednak najwyra�niej, �e uzyskanie wsparcia Alicji jest niezb�dne, by jego starania o r�k� Adriany okaza�y si� skuteczne. Adriana by�a angielsk� r�, ubran� w jedwabn� sukni� w kolorze fuksji, o ton ciemniejsz� ni� te, jakie nosz� zwykle m�ode damy, gdy� ten odcie� bardziej eksponowa� jej b�yszcz�ce, ciemne loki. Tworzy�y w blasku �wiec idealn� ram� dla czaruj�cej twarzy, ogromnych ciemnych oczu osadzonych pod perfekcyjnymi �ukami czarnych brwi, brzoskwiniowo-kremowych policzk�w i wydatnych r�owych ust. Figura Adriany, celowo ukryta pod sukni�, kt�ra sugerowa�a raczej ni� podkre�la�a jej kszta�ty, by�a po prostu zachwycaj�ca. Lecz nawet przyodziana w worek, siostra Alicji przyci�ga�aby z pewno�ci� wszystkie m�skie spojrzenia. I dlatego w�a�nie obie znalaz�y si� w Londynie, w samym sercu �mietanki towarzyskiej. I urz�dzi�y maskarad�. W ka�dym razie urz�dzi�a j� Alicja, Adriana by�a naprawd� osob�, za kt�r� j� uwa�ano. Konwersuj�c z lordem Marshalsea, Alicja nie spuszcza�a oka z d�entelmen�w czyni�cych awanse jej siostrze. Wszystko przebiega�o zgodnie z planem, jaki sporz�dzi�y, siedz�c w salonie ma�ego domku w Little Compton, w sielskim hrabstwie Warwick. �w domek, wraz z kilkoma akrami ziemi, stanowi� ca�y maj�tek Alicji, Adriany i jej trzech braci. Mimo to nawet w naj�mielszych wyobra�eniach nie przewidzia�y, �e tak im b�dzie sprzyja� bieg wydarze� oraz tylu ludzi i rozmaite okoliczno�ci. Plan, ryzykancki i desperacki, m�g� si� naprawd� powie��. Dzi�ki niemu by�yby w stanie zapewni� przysz�o�� trzem braciom - Davidowi, Harry'emu i Matthew, a tak�e Adrianie. O swojej przysz�o�ci Alicja na razie nie my�la�a - zamierza�a si� tym zaj�� p�niej, gdy ju� jej rodze�stwo b�dzie bezpieczne. Lord Marshalsea niepokoi� si� coraz bardziej. Kierowana nag�ym przyp�ywem lito�ci, Alicja wprowadzi�a go do k�ka d�entelmen�w, w kt�rym sta�a Adriana, po czym wycofa�a si� dyskretnie jak na dobr� przyzwoitk� przysta�o. A potem zacz�a pods�uchiwa� rozmowy siostry z adoruj�cymi j� panami, kt�re ta prowadzi�a, jak zwykle, z wrodzon� pewno�ci� siebie. I cho� nie bywa�y wcze�niej w towarzystwie i nie zna�y si� na obyczajach elit, od pocz�tku radzi�y sobie doskonale. Osiemna�cie miesi�cy intensywnych bada� oraz zdrowy rozs�dek ustawi�y je na w�a�ciwej pozycji. A jako �e od dawna mia�y trzech braci na wychowaniu, pozby�y si� ca�kowicie wszelkich sk�onno�ci do paniki - zar�wno razem, jak i osobno stawia�y czo�o wszystkim wyzwaniom i odnosi�y sukcesy. Alicja by�a dumna z ich obu i patrzy�a z nadziej� na szanse realizacji planu. - Pani Carrington... czy zechce pani powita� swego dozgonnego s�ug�? Te s�owa oderwa�y j� od my�li o �wietlanej przysz�o�ci. Kryj�c niezadowolenie, odwr�ci�a si� spokojnie i poda�a r�k� m�czy�nie, kt�ry w�a�nie si� jej k�ania�. - Pan Ruskin... jak mi�o pana widzie�. Ca�a przyjemno�� po mojej stronie. Ruskin by� postawnym m�czyzn�, o p� g�owy wy�szym od niej, ubiera� si� �wietnie i zachowywa� jak d�entelmen, a jednak mia� w sobie co�, co nawet w niej, zupe�nie niedo�wiadczonej kobiecie, budzi�o zwyk�y niesmak. Z jakiej� nieznanej przyczyny Ruskin darzy� j� zainteresowaniem ju� od ich pierwszego spotkania. Gdyby potrafi�a zrozumie� przyczyn�, na pewno zrobi�aby co�, by temu zaradzi�. Nieposkromiona wyobra�nia podpowiada�a jej, �e Ruskin jest smokiem, a ona jego zahipnotyzowan� ofiar�. Oczywi�cie Alicja udawa�a, �e nie dostrzega jego atencji, pr�bowa�a go do siebie zniech�ci�. Najpierw zaszokowa� j� jednoznaczn� propozycj�, a gdy uda�a, �e nie rozumie, o co mu chodzi - zaproponowa� ma��e�stwo. Wtedy zachowa�a si� tak, jakby nie dos�ysza�a, o czym m�wi�, i zmieni�a temat. Na nic si� to jednak nie zda�o - zawsze wy�uskiwa� j� z t�umu, a jego zabiegi stawa�y si� coraz bardziej natarczywe. Spojrzenie Ruskina w�drowa�o po jej twarzy. - Gdyby� zechcia�a mi, pani, po�wi�ci� kilka minut na osobno�ci, moja droga, by�bym niesko�czenie wdzi�czny. Wci�� trzyma� w d�oni jej palce. Z oboj�tn� min� uwolni�a r�k� i wskaza�a ni� Adrian�. - Obawiam si�, �e jako opiekunka siostry naprawd� nie mog�. - Ach tak. - Ruskin spojrza� w kierunku Adriany, ze zrozumieniem obejmuj�c wzrokiem zgromadzonych wok� niej d�entelmen�w, a tak�e pann� Tiverton. Adriana przyj�a pod swoje skrzyd�a, zaskarbiaj�c sobie w ten spos�b dozgonn� wdzi�czno�� lady Herdford. - Niemniej jednak to, co zamierzam powiedzie�, b�dzie mia�o pewien wp�yw na los pani siostry. Ruskin zn�w odwr�ci� wzrok na Alicj�; ich spojrzenia spotka�y si�. Najwyra�niej pewien swego, wci�� si� u�miecha�. - Jednak pani troska jest ca�kowicie zrozumia�a. Uni�s� wzrok, rozejrza� si� po pokoju wype�nionym przedstawicielami �mietanki towarzyskiej. Przyj�cie lady Amery przyci�gn�o najznamienitszych, zjawili si� tam t�umnie, rozmawiali, wymieniali najnowsze ploteczki, oburzali si� naj�wie�szym skandaLem. - Mo�e staniemy gdzie� z boku? Przy tym ha�asie nikt nas nie us�yszy, b�dziemy mogli spokojnie porozmawia�, a pani zapewni swej niezwykle pi�knej siostrze bezpiecze�stwo i opiek�. Mowi� g�osem zimnym jak stal - Alicja poniecha�a my�li, by mu odm�wi�. Skin�a g�ow� i udaj�c oboj�tno��, pozwoli�a si� poprowadzi� przez t�um. Jakiemu to niemi�emu wyzwaniu przyjdzie jej stawi� czo�o? Oblicze mia�a spokojne, ale serce jej bi�o szybciej, w p�ucach brakowa�o powietrza. Czy�by doszukiwa�a si� gro�by w jego g�osie? Alkowa za sof�, na kt�rej siedzia�y przyzwoitki, stanowi�a pewn� oaz� prywatno�ci. Gdyby uda�o im si� m�wi� cicho, nie mog�yby ich pods�ucha� nawet przyzwoitki, niecierpliwie czekaj�ce na skandal. Ruskin sta� obok, spokojnie spogl�daj�c na t�um. - Proponowa�bym, pani, by� wys�ucha�a mnie do ko�ca, zanim odpowiesz. Rzuci�a mu przelotne spojrzenie i skin�a g�ow�. - My�l�... - Ruskin przerwa�. - Powinienem nadmieni�, �e m�j dom le�y niedaleko od Bledington... Ach... widz�, �e zaczyna pani rozumie�. Alicja pr�bowa�a ukry� szok. Bledington le�a�o na po�udniowy zach�d od miasteczka Chipping Norton, a Little Compton, miejscowo��, w kt�rej mieszka�y, bardziej na p�nocny zach�d, lecz dzieli�o je nie wi�cej ni� osiem mil. Ale ona i Ruskin nigdy si� tam nie spotkali. Jej rodzina prowadzi�a skromne �ycie i dot�d nie zapuszcza�a si� dalej ni� do Chipping Norton. Kiedy podejmowa�a decyzj� o maskaradzie, by�a przekonana, �e nikt w Londynie jej nie pozna. Ruskin odgad� jej my�li. - Nie spotkali�my si� nigdy na wsi, ale widzia�em pani� i pani siostr�, kiedy przyjecha�em do domu na ostatnie �wi�ta. Przechodzi�y�cie przez rynek. Podnios�a na niego oczy. Pochwyci� jej wzrok i u�miechn�� si� drapie�nie. - Wtedy w�a�nie postanowi�em, �e b�d� pani� mia�. Wbrew woli otworzy�a szeroko oczy. U�miechn�� si� ironicznie. - Romantyczne wyznanie, prawda? - Zn�w popatrzy� na t�um. - Pyta�em pani� o nazwisko... Miss Alicja Pevensey, prawda? Gdyby nie zjawi�a si� pani w Londynie, z pewno�ci� nic by z tego nie wysz�o. Ale zjawi�a si� pani w kilka miesi�cy p�niej jako wdowa z rocznym sta�em. Ani przez chwil� nie da�em si� na to nabra�, ale rozumia�em pani potrzeb�, by u�y� fortelu, i podziwia�em odwag�, jak� si� pani wykaza�a. To by� �mia�y krok, ale mia� szans� powodzenia. Nie widzia�em �adnego powodu, by nie �yczy� pani jak najlepiej. I w miar�, jak r�s� m�j podziw dla pani �mia�o�ci, zwi�ksza�o si� r�wnie� moje zainteresowanie pani osob�. Niemniej jednak - doda� twardo - kiedy zaofiarowa�em pani opiek�, odm�wi�a pani. Po chwili namys�u zdecydowa�em si� post�pi� honorowo i poprosi�em pani� o r�k�. Ale pani znowu zadar�a nos - nie rozumiem, z jakiego powodu. Wydaje si� pani ma�o zainteresowana zam��p�j�ciem. Skupi�a si� pani na obserwowaniu po- czyna� siostry. Przypuszczalnie, bior�c pod uwag� fakt, �e najwyra�niej nie potrzebuje pani pieni�dzy, zdecydowa�a si� pani podj�� decyzj� w stosownym czasie. Ponownie popatrzy� jej w twarz. - Jestem zdania, droga pani Carrington, �e ten czas ju� si� sko�czy�. Alicja zwalczy�a ogarniaj�c� j� s�abo��, kt�ra grozi�a zemdleniem - pok�j zawirowa� jej przed oczami. Wci�gn�a powietrze. - Co dok�adnie ma pan na my�li? - spyta�a pozornie spokojnym tonem, Nie spuszcza� z niej wzroku. - Tyle, �e udawa�a pani wynios�� wdow� tak przekonuj�co, i� postanowi�em sprawdzi� posiadane informacje. I dzi� dosta�em list od doktora Langa. Zapewnia mnie w nim, �e siostry Pevensey - obie � s� niezam�ne. Pok�j obr�ci� si� dooko�a, przechyli� i wr�ci� do normy. Kl�ska zajrza�a jej w twarz. - W istocie. - Wci�� u�miecha� si� drapie�nie. - Nie obawiaj si� jednak, pani. Dochodz�c do wniosku, �e �lub z pani� to wspania�y pomys�, nie zmieni�em zdania, bez wzgl�du na to, czego si� dowiedzia�em. - Popatrzy� na ni� twardo. - Wi�c postawmy spraw� jasno. Pani Carrington nie przetrwa w towarzystwie, ale je�li zgodzi si� zosta� pani� Ruskin, mog� zapomnie�, �e w og�le nie istnia�a. Ponawiam propozycj�. Je�li pani si� zgodzi, plan, by wyda� Adrian� za m�� ma szanse powodzenia. - Jego u�miech zgas�. - Mam nadziej�, �e wyra�am si� jasno. Zmusi�a si� do spokoju. - Chyba dok�adnie pana rozumiem, sir. Niemniej jednak prosz� o chwil� do namys�u. Uni�s� brwi, nieszczery u�miech powr�ci� mu na usta. - Oczywi�cie. Daj� pani dwadzie�cia cztery godziny; w ko�cu nie ma o czym tak d�ugo my�le�. Spazmatycznie wci�gn�a powietrze i w pop�ochu zacz�a uk�ada� s�owa protestu. Popatrzy� jej twardo w twarz. - Jutro wieczorem mo�esz formalnie przyj�� moj� propozycj�, a w nocy spodziewam si� ciebie, pani, w swoim ��ku. Zaszokowana jego s�owami nie by�a w stanie si� ruszy�, wpatrywa�a si� w milczeniu w jego twarz, szukaj�c w oczach jakich� uczu�, do kt�rych warto by�oby si� odwo�a�, ale niczego podobnego nie znalaz�a. Poniewa� nie odpowiada�a, sk�oni� si� przesadnie. - Przyjd� do pani jutro o dziewi�tej. Odwr�ci� si� i wmiesza� w t�um. Alicja zamar�a, hucza�o jej w g�owie, cia�o przenika� lodowaty ch��d, w �o��dku mia�a pustk�. Popatrzy�a przez pok�j na Adrian�. Siostra dostrzeg�a jej stan. Ich spojrzenia spotka�y si�, lecz kiedy Adriana unios�a pytaj�co brew, Alicja tylko pokr�ci�a g�ow�. Musia�a odzyska� kontrol� nad swoim planem, nad swoim �yciem. Mia�a do wyboru ma��e�stwo z Ruskinem albo... o tym wola�a nie my�le�. Wci�� czu�a si� s�abo, robi�o si� jej na przemian gor�co i zimno. Zobaczy�a przechodz�cego lokaja i poprosi�a go o szklank� wody. Przy �cianie, metr dalej, sta�o krzes�o. Podesz�a i usiad�a, s�cz�c wod�. Roz�o�y�a wachlarz, by och�odzi� twarz. Musia�a si� zastanowi�. Na razie Adriana by�a bezpieczna. Pr�buj�c nie my�le� o gro�bie Ruskina, skupi�a si� raczej na tym, co jeszcze m�wi�, co wiedzia�, a czego wiedzie� nie m�g�. Dlaczego post�powa� w ten, a nie inny spos�b, jak� przewag� to jej dawa�o i w jaki spos�b mog�aby go sk�oni� do zmiany zdania. Ca�a ich pi�tka - ona, Adriana i trzej bracia - rozpaczliwie pragn�li, by Adriana dobrze wysz�a za m��. Za kogo� odpowiednio zamo�nego i na tyle wspania�omy�lnego, by wybaczy� im oszustwo, a ponadto zapewni� ch�opcom odpowiednie wykszta�cenie. Zostali praktycznie bez grosza. Cho� dobrze urodzeni, nie mogli liczy� na �adnych krewnych. Mieli tylko siebie, a w praktyce to Alicja i Adriana musia�y si� troszczy� o ch�opc�w. David mia� tylko dwana�cie lat, Harry dziesi��, Matthew osiem. Bez wykszta�cenia przysz�o�� rysowa�a si� dla nich w czarnych barwach. Adriana musia�a otrzyma� szans�, by wyj�� dobrze za m��, czego niew�tpliwie mog�a dokona�. By�a osza�amiaj�co pi�kna, w towarzystwie nazywano j� mi�dzy innymi �brylantem pierwszej wody". Mog�a odnie�� ogromny sukces, po odpowiednim debiucie sta� j� by�o na to, by wybiera� spo�r�d najbogatszych i najbardziej atrakcyjnych m�czyzn. I mimo m�odego wieku, by dokona� w�a�ciwego wyboru. Alicja wiedzia�a, �e kt�ry� z d�entelmen�w z pewno�ci� oka�e si� tym w�a�ciwym, odpowiednim dla niej i dla rodziny, co da poczucie bezpiecze�stwa Adrianie i reszcie rodze�stwa. Nie mia�a �adnego innego celu od p�tora roku; odk�d umar�a ich matka, my�la�a wy��cznie o tym. Ojciec nie �y� od lat; odszed�, pozostawiaj�c rodzin� bez pieni�dzy. Walczyli, oszcz�dzali i przetrwali. A teraz zaryzykowali to wszystko, stawiaj�c na szans�, jak� da� im los, kt�ry obdarowa� Adrian� tak niezwyk�� urod�. Aby t� szans� wykorzysta�, Alicja zachowywa�a si� w spos�b, jakiego dot�d nigdy nie potrafi�aby zaak- ceptowa�, podejmowa�a ryzyko, na jakie nigdy przedtem by si� nie zdoby�a, i jak do tej pory wszystko si� jej udawa�o. Sta�a si� pani� Carrington, bogat�, m�od� wdow�, absolutnie idealn� przyzwoitk� Adriany. Wynaj�cie profesjonalnej przyzwoitki nie wchodzi�o w rachub� - nie tylko brakowa�o im funduszy; elity znaczniej przychylniej patrzy�y na bogat� wdow� wprowadzaj�c� w towarzystwo pi�kn� siostr�, ni� na dwie stare panny z wynaj�t� przyzwoitk�, kt�rej pozycja towarzyska mog�aby rzuci� w�a�ciwe �wiat�o na ich sytuacj� maj�tkow�. Maskarada powiod�a si�, pokona�y wszystkie przeszkody i uda�o im si� wkra�� do towarzystwa. Nadchodzi� czas w�a�ciwych sukces�w, wszystko uk�ada�o si� jak najlepiej. Musia�a wymy�li� jaki� spos�b, by pokona� Ruskina i nie da� mu si� zastraszy�. Mog�a go po�lubi�, lecz odraza, jak� budzi�a w niej ta my�l, sprawia�a, �e traktowa�a to jako wyj�cie absolutnie ostateczne. W my�lach d�wi�cza�o jej jedno wypowiedziane przez niego zdanie. S�dzi�, �e mieli pieni�dze. Odkry�, �e nigdy nie by�a m�atk�, lecz nie zdo�a� si� dowiedzie�, �e jest tak bardzo uboga. A gdyby mu si� z tego zwierzy�a? Czy porzuci�by w�wczas sw�j plan, czy te� da�aby mu w ten spos�b kolejn� bro� do r�ki? Gdyby si� dowiedzia�, �e nie mo�e si� po niej spodziewa� fortuny, i �e przysporzy mu tylko obowi�zk�w i koszt�w... co by wtedy postanowi�? Pewnie zrezygnowa�by z ma��e�stwa, zmusi�by j� natomiast, ; �eby zosta�a jego kochank�. Ta my�l przyprawi�a j� o md�o�ci. Wypi�a resztk� wody i wsta�a, by odstawi� szklank� na pobliski stolik. I wtedy zobaczy�a Ruskina wychodz�cego z pokoju przez przeszklone drzwi. Otwarte na o�cie�, prowadzi�y na zewn�trz, najprawdopodobniej na taras. Fakt, i� Ruskin zmierza� w stron� miejsca, kt�re gwarantowa�oby wi�ksz� prywatno��, wzmocni�o jej postanowienie - zdecydowa�a, �e p�jdzie i jednak z nim porozmawia. Poza jego niezdrowym pragnieniem, by �j� mie�", istnia�a mo�e jaka� rekompensata kt�r� przyj��by w zamian za milczenie. Warto by�o spr�bowa�. Mia�a znajomych z pieni�dzmi, na kt�re w razie potrzeby mog�a liczy�, a przynajmniej tak si� jej zdawa�o. A ju� w ostateczno�ci istnia�a szansa, �e nam�wi Ruskina, aby dal jej wi�cej czasu. Toruj�c sobie drog� w t�umie, znalaz�a si� nagle obok siostry. - Co si� sta�o? - spyta�a Adriana, obdarzaj�c uroczym u�miechem otaczaj�cych j� adorator�w. Alicj� zn�w zaskoczy�a �atwo��, z jak� siostra czyta�a w jej my�lach. - Nic, z czym nie potrafi�abym sobie poradzi�. Powiem ci p�niej. Wychodz� tylko na taras porozmawia� z panem Ruskinem. Zaraz wracam. Wyraz oczu Adriany m�wi� wyra�nie, �e chcia�aby zada� o wiele wi�cej pyta�, lecz godzi si� z faktem, �e musi to prze�o�y� na p�niej. Dobrze, ale b�d� ostro�na. Ruskin to gad, mo�e nawet gorzej. Czy wybieraj� si� panie na premier� do Royal Theatre? M�ody lord Middleton przymila� si� do nich jak spaniel. Alicja udzieli�a mu mglistej odpowiedzi, zdoby�a si� na jeszcze par� konwencjonalnych uwag, a potem wysz�a z t�umu i ruszy�a w stron� szklanych drzwi. Tak jak przypuszcza�a, prowadzi�y na taras, z kt�rego wychodzi�o si� do ogrodu. Drzwi pozostawiono otwarte, by wpu�ci� troch� powietrza do zat�oczonego, przegrzanego salonu. Wy�lizguj�c si� na zewn�trz, zamkn�a je za sob� niemal ca�kowicie, a potem, zarzuciwszy szal na ramiona, rozejrza�a si�. By�a po�owa marca i wci�� panowa� przenikliwy ch��d. Szal bardzo jej si� przyda�. Nie zdziwi� j� r�wnie� fakt, �e nikt poza ni� nie spacerowa� po ogrodzie w tak zimn� noc. Rozejrza�a si�, s�dz�c, �e zobaczy Ruskina rozkoszuj�cego si� cygarem, ale taras pogr��ony w cieniu wydawa� si� pusty. Podesz�a do balustrady i popatrzy�a na ogr�d. Ani �ladu Ruskina. Mo�e jednak zdecydowa� si� wyj�� dyskretnie z przyj�cia w�a�nie t� drog�? Uwag� jej przyku� jaki� ruch. Popatrzy�a w tym kierunku - pod du�ym drzewem majaczy�a sylwetka m�czyzny. Drzewo by�o roz�o�yste, sk�pane w cieniu, ale odnios�a wra�enie, �e m�czyzna w�a�nie usiad�. Mo�e pod drzewem sta�a jaka� �awka, Ruskin postanowi� z niej skorzysta� i spokojnie wypali� cygaro albo o czym� pomy�le�? O jutrzejszej nocy? Poczu�a mrowienie wzd�u� kr�gos�upa. Owijaj�c si� szczelniej szalem, zesz�a ze schodk�w na �cie�k�. Z ka�dym krokiem, jaki stawia� na Park Street, Tony odczuwa� coraz wi�kszy op�r przed udzia�em w wieczorku urz�dzanym przez jego matk� chrzestna. Nie mia� najmniejszej ochoty u�miecha� si� i wdzi�czy� do dam, z kt�rymi nic go nie ��czy�o i kt�re w dodatku z pewno�ci� by zemdla�y, gdyby odkry�y jego to�samo��. Niech�� Tony'ego do tego przekl�tego przedsi�wzi�cia ros�a z ka�d� minut�, a ca�a sytuacja napawa�a go coraz wi�kszym smutkiem. Nawet w przyp�ywie najwi�kszej fantazji nie m�g� sobie wyobrazi�, �e jest m�em kt�rej� z tych pi�kno�ci, jakie do tej pory mia� okazj� ogl�da�. By�y... zbyt m�ode. Zbyt niewinne, zbyt nietkni�te przez �ycie. Nie czu� z nimi �adnego zwi�zku. A ju� fakt, �e wszystkie co do jednej przyj�yby jego zaloty, gdyby zdecydowa� si� je uwodzi�, stawia�y pod du�ym znakiem zapytania ich inteligencj�. Nigdy nie by� �atwym cz�owiekiem, wystarczy�oby jedno spojrzenie, by to odkry�. Nie m�g� si� okaza� m�em zgodnym w po�yciu. Jego przysz�� �on� czeka�o nie lada wyzwanie. Jego �on�... Przed laty my�l, �e b�dzie musia� jej szuka�, wzbudzi�aby w nim wy��cznie weso�o��. Nie spodziewa� si�, �e znalezienie towarzyszki �ycia b�dzie wymaga�o od niego tyle trudu - wyobra�a� sobie, �e gdy zechce si� o�eni�, odpowiednia kandydatka b�dzie po prostu na niego czeka�a. Nie docenia� w�wczas, jak istotna b�dzie to osoba w jego �yciu. Teraz stan�� w obliczu potrzeby o�enku i jeszcze wi�kszej potrzeby znalezienia odpowiedniej �ony, lecz jak do tej pory ta w�a�ciwa kobieta jako� nie zamierza�a si� ujawni�. Nie mia� poj�cia, jak mo�e wygl�da�, jakie cechy jej charakteru mog� si� okaza� decyduj�ce przy podejmowaniu przez niego decyzji. Pragn�� �ony. Niepok�j si�gaj�cy samego dna jego duszy nie pozostawia� co do tego �adnych w�tpliwo�ci, lecz to, czego w�a�ciwie pragn��, nie wspominaj�c ju� nawet o tym dlaczego - to w�a�nie powodowa�o, �e tkwi� w martwym punkcie. Okre�li� cel. Pierwsza zasada przed wprowadzeniem w �ycie jakiegokolwiek planu. Nie m�g� rozpocz�� �adnych dzia�a�, nie zaspokoiwszy tego wymagania. Narastaj�ca irytacja podsyca�a w nim jeszcze wrodzon� niecierpliwo��. Polowanie na �on� wydawa�o mu si� perspektyw� znacznie gorsz� ni� �ledzenie szpieg�w. S�ysza� echo w�asnych st�pni��. Z oddali dobieg�y go czyje� kroki, spojrza� w tamt� stron�, uwa�ny, skupiony, czujny, wyostrzaj�c swoje szpiegowskie zmys�y. Poprzez mg��, w kt�rej ton�a ulica, dostrzeg� m�czyzn� w p�aszczu i kapeluszu, z lask� w r�ku, o krok od bramy ogrodu Amery House. M�czyzna znajdowa� si� jednak zbyt daleko, by Tony m�g� go rozpozna�, i odszed� szybko w innym kierunku. Dom matki chrzestnej Tony'ego sta� na rogu Park i Green Street. Brama od ogrodu by�a otwarta i wychodzi�a na �cie�k� prowadz�c� na taras salonu. Teraz przyj�cie trwa�o ju� na pewno w najlepsze. Przyt�acza�a go my�l o kobiecych pogaw�dkach, perlistym �miechu, chichocie, taksuj�cych spojrzeniach przyzwoitek. Brama by�a coraz bli�ej. Narasta�a w nim pokusa, by p�j�� t� drog�, by w�lizn�� si� do �rodka bez zapowiedzi, wmiesza� w t�um, popatrze� na zebranych i uciec, zanim jeszcze jego matka chrzestna zd��y si� zorientowa�, �e w og�le zdecydowa� si� przyj��. Zacisn�� d�o� na kutym skoblu i uni�s� go do g�ry. Brama otworzy�a si� bezszelestnie; wchodz�c do ogrodu, zamkn�� j� cicho za sob�. Odg�osy rozm�w i �miechu dochodzi�y do niego poprzez cisz� ciemnych trawnik�w i klomb�w. Wci�gn�� g��boko powietrze i wszed� na schody prowadz�ce na poziom ogrodu. Starym zwyczajem porusza� si� prawie bezszelestnie. Kobieta kl�cz�ca obok m�czyzny le��cego na plecach na trawie, z g�ow� opart� o drzewo, nie mog�a go us�ysze�. Obj�� wzrokiem t� dramatyczn� scen� ju� u szczytu schod�w. Napi�ty, got�w do dzia�ania, zwolni� kroku i przystan��. Szczup�a kobieta, ubrana w jedwabn� wieczorow� sukni�, z ciemnymi w�osami upi�tymi wysoko na czubku g�owy, z szalem na ramionach, przytrzymywanym teraz kurczowo r�k�, bardzo powoli podnios�a si� z ziemi. W drugim r�ku �ciska�a d�ugi, fryzowany sztylet, na kt�rego nikczemnym ostrzu perli�y si� krople �wie�ej krwi. Trzyma�a sztylet lekko za r�koje��, czubkiem do do�u. Patrzy�a na ostrze tak, jakby to by� w��. Z czubka skapn�a na ziemi� ciemna kropla. Kobieta wzdrygn�a si� mocno. Tony post�pi� naprz�d, wiedziony pokus�, by porwa� j� w ramiona. Zapanowa� jednak nad instynktem i zatrzyma� si� w p� kroku. Wyczu�a jego obecno�� i podnios�a wzrok. Delikatna twarz, cera bia�a jak �nieg... ciemne oczy rozszerzone przera�eniem patrzy�y na niego, jakby nie widz�c. Wreszcie z wyra�nym wysi�kiem zapanowa�a nad emocjami. - On chyba nie �yje. M�wi�a cicho, g�os jej dr�a�. Walczy�a z ogarniaj�c� j� wyra�nie histeri�. Poskramiaj�c impulsywn� ch��, by j� uspokoi�, ochroni� - uczucie niezwykle pierwotne, lecz nieoczekiwanie silne - podszed� bli�ej. Si�gn�� po sztylet. Wzdrygn�a si� -nie tyle z przera�enia, co z odraz�. Gdzie dok�adnie tkwi�? - spyta� bezosobowym, formalnym tonem. Przykucn�� i czeka�. W jego lewym boku - odpar�a po chwili. - Prawie wypad�... Nie zdawa�am sobie sprawy... - M�wi�a coraz bardziej piskliwym, urywanym g�osem, wreszcie umilk�a. - Zachowaj spok�j. Skierowa� to polecenie g��wnie do niej, pobie�na ocena sytuacji wskazywa�a wyra�nie na to, �e kobieta ma racj�. M�czyzna nie �y�, zasztyletowano go perfekcyjnie jednym �mierciono�nym pchni�ciem mi�dzy �ebra. - Kto to jest... czy pani wie? - Niejaki Ruskin. William Ruskin. - Zna�a go pani? Nie s�dzi�, �e to mo�liwe, ale otworzy�a oczy jeszcze szerzej. - Nie! Alicja wstrzyma�a oddech, przymkn�a oczy i z trudem usi�owa�a zebra� my�li. - To znaczy... rozmawia�am z nim. Towarzysko. Na przyj�ciu. Wskazuj�c dom, wzi�a g��boki oddech. - Wysz�am odetchn�� �wie�ym powietrzem. Bola�a mnie g�owa... w ogrodzie nikogo nie by�o. Chcia�am si� przej��... - Pow�drowa�a spojrzeniem w kierunku zabitego. Prze�kn�a �lin�. - I wtedy go znalaz�am. Ruskin zagra�a� jej osobi�cie, m�g� zniweczy� ca�y jej plan, zniszczy� przysz�o�� rodziny. Szanta�owa� j�... a teraz nie �y�. Jego krew utworzy�a czarn� ka�u��, splami�a sztylet, kt�ry teraz trzyma� w d�oni ten obcy m�czyzna. Z trudem pojmowa�a ca�� t� sytuacj�, nie rozumia�a w�asnych uczu�, nie wspominaj�c nawet o reakcjach. Nieznajomy d�entelmen wsta�. - Nikt inny nie wychodzi�? Mo�e kogo� pani widzia�a? Wlepi�a w niego wzrok. - Nie. Rozejrza�a si�. Dopiero teraz zda�a sobie spraw�, jak g��boka cisza zalega w ogrodzie. - Nie, nie zabi�am go. Jego spok�j doda� jej troch� pewno�ci siebie. Powoli opada�o z niej napi�cie. Zerkn�� na trupa, potem znowu na ni� i wskaza� d�oni� �cie�k�. - Chod�my. Trzeba im powiedzie�. Zamruga�a, ale nie ruszy�a si� z miejsca. Dotkn�� d�oni� jej �okcia. Pozwoli�a wzi�� si� pod r�k�, nie opiera�a si�, gdy powi�d� j� w kierunku tarasu. Porusza�a si� wolno, wci�� najwyra�niej zszokowana. Popatrzy� na jej blad� twarz. - Nie wie pani przypadkiem, czy Ruskin mia� �on�? Jej cia�em wstrz�sn�� dreszcz. Odczu� to wyra�nie na swoim ramieniu. Rzuci�a mu przera�one spojrzenie spod rz�s. - Nie. - Ledwo dobywa�a z siebie g�os. - Nie mia� �ony. Zblad�a jeszcze bardziej. Modli� si�, �eby nie zemdla�a, przynajmniej do chwili, kiedy wejd� do �rodka. Gdyby pojawi� si� na przyj�ciu u matki chrzestnej z nieprzytomn� kobiet� w ramionach, wzbudzi�oby to chyba jeszcze wi�ksz� sensacj� ni� fakt, �e pope�niono morderstwo. Gdy szli po schodach na g�r�, zacz�a dr�e�, ale wyra�nie zdeterminowana, odzyska�a jako� panowanie nad sob�, co wzbudzi�o jego niek�amany podziw. Drzwi tarasu by�y otwarte na o�cie�. Weszli do salonu, nie skupiaj�c na sobie niczyjej uwagi. W ko�cu m�g� jej si� przyjrze� w pe�nym �wietle. By�a wy�sza ni� przeci�tna kobieta, ciemne l�ni�ce pasma w�os�w upi�a wysoko, eksponuj�c delikatne wygi�cie szyi i wspania�e ramiona. Instynkt zn�w da� o sobie zna�, w Tonym zawrza�y prymitywne uczucia, lecz po��danie stanowi�o jedynie cz�� z nich. Wzbiera�a w nim ch��, by przytuli� j� mocno i przycisn�� do piersi. Podnios�a wzrok i napotka�a jego spojrzenie. Oczy mia�a bardziej zielone ni� orzechowe, du�e i pi�kne. Czai� si� w nich strach. Na szcz�cie nie grozi�o jej chyba omdlenie. Podsun�� krzes�o pod �cian�, usiad�a na nim z wyra�n� ulg�. - Musz� porozmawia� z kamerdynerem lady Butler. Je�li tu zaczekasz, przy�l� ci lokaja ze szklank� wody. Alicja popatrzy�a mu w twarz, w jego czarne oczy, teraz przepe�nione trosk� i uwag�. Jego twarz by�a uderzaj�co wr�cz przystojna i bardzo m�ska. Teraz, wpatrzona w jego oczy, zn�w uchwyci�a si� tej si�y, kt�ra z niego emanowa�a, i poczu�a, �e ten koszmar, kt�ry zostawili na zewn�trz, oddala si� od niej. Mo�e jako� sobie z tym wszystkim poradzi. - Gdyby pan m�g�... b�d� wdzi�czna. Uk�oni� si�, odwr�ci� i odszed� w g��b pokoju. Szybko odnalaz� s�u��cego i wys�a� go do niej ze szklank� wody, nie zwracaj�c uwagi na tych wszystkich, kt�rzy chcieli �ci�gn�� go wzrokiem. Odszuka� Clustersa, s�u��cego, kamerdynera Amery, i zaci�gn�� go do biblioteki, by wyja�ni� sytuacj� i wyda� niezb�dne rozkazy. Przyje�d�a� do Amery House odk�d sko�czy� sze�� lat, s�u�ba zna�a go doskonale. Wykonali natychmiast jego rozkazy - wywo�ali jego lordowsk� mo�� z pokoju, w kt�rym grano w karty, a ksi�n� St. Ives z saloniku i pos�ano po stra�. Nie by� tym zaskoczony, jego matka chrzestna by�a w ko�cu Francuzk� i w tej sytuacji potrzebowa�a wsparcia kapitana stra�y, kt�ry odznacza� si� wynios�ym sposobem bycia i dostrzega� trudno�ci tam, gdzie ich nie by�o. Tony, kt�ry momentalnie przejrza� go na wylot, nie wspomnia� o obecno�ci kobiety na miejscu zdarzenia. Jego zdaniem nie by�o potrzeby nara�a� jej na dodatkowe prze�ycia, a bior�c pod uwag� postur� m�czyzny z jednej strony, i spos�b, w jaki trzyma�a sztylet z drugiej, trudno by�oby w�a�nie j� pos�dzi� o t� zbrodni�. 0 wiele bardziej prawdopodobnym sprawc� m�g� by� m�czyzna, kt�ry wychodzi� z posiad�o�ci przez ogrodow� bram�. Poza tym nawet nie zna� nazwiska tajemniczej damy. 1 o tym g��wnie my�la�, gdy, wreszcie wolny od odpowiedzialno�ci za znalezienie cia�a, wr�ci� do saloniku i odkry�, �e jej ju� tam nie ma. T�um zreszt� znacznie si� przerzedzi�. Pewnie do��czy�a do innych, by� mo�e do m�a, i musieli wyj��. Ta mo�liwo�� wzi�a jego my�li w cugle, odebra�a entuzjazm. Wypl�tawszy si� z macek wyj�tkowo natr�tnej matki dw�ch c�rek na wydaniu, wyszed� do holu i ruszy� do drzwi. Przystan�� na chwil� na schodkach i zaczerpn�� g��boko powietrza. Noc by�a zimna, powietrze mro�ne. My�la� wy��cznie o tej kobiecie. Rozczarowa� si�. Nie oczekiwa� wdzi�czno�ci, ale nie mia�by nic przeciwko temu, by te szeroko otwarte zielone oczy popatrzy�y na niego raz jeszcze teraz, gdy ju� pewnie nie czai�o si� w nich przera�enie. Gdzie� w oddali zegar wybija� godzin�. Zaczerpn�wszy g��boko powietrza, Tony zszed� ze schodk�w i ruszy� do domu. W tym ogromnym, spokojnym, cichym domu mieszka� sam. Nie licz�c oczywi�cie s�u�by, kt�ra zawsze gorliwie usuwa�a mu spod n�g wszelkie przeszkody. * Rano lokaj jego ojca, kt�rego odziedziczy� wraz z tytu�em, wyrwa� go nagle z g��bokiego snu i poinformowa�, �e na dole czeka na niego pewien d�entelmen. Zapytany, w jakiej sprawie przychodzi, �w d�entelmen stwierdzi� tylko, i� nazywa si� Dalziel. By� absolutnie przekonany, �e Tony nie odm�wi mu rozmowy. Konstatuj�c, �e nikt przy zdrowych zmys�ach nie podawa�by si� za Dalziela, gdyby nim istotnie nie by�, Tony wyrazi� wynio�le swoje niezadowolenie z zaistnia�ej sytuacji, ale zgodzi� si� wsta� i ubra�. Ciekawo�� popchn�a go na d�. Jego przodkowie wzywani do Dalziela musieli zwykle czeka� na niego w biurze w Whitehall. Rzecz jasna, Tony nie by� ju� wprawdzie od niego zale�ny, wi�c dlaczego Dalziel zdoby� si� na tak wielk� uprzejmo�� i pofatygowa� do niego osobi�cie? Tony wszed� do biblioteki, gdzie Hungerford, jego kamerdyner, zostawi� Dalziela, i natychmiast poczu� aromat �wie�ej kawy. Skin�� g�ow� go�ciowi siedz�cemu wygodnie w fotelu, podszed� do dzwonka i poci�gn�� za sznur. Potem odwr�ci� si� i z r�k� opart� na kominku stan�� na wprost Dalziela, kt�ry odstawi� fili�ank� i czeka�. - Przepraszam za tak wczesn� por�, ale z tego, co m�wi Whitley, rozumiem, �e wczoraj odkry�e� zw�oki. Tony popatrzy� w ciemnobr�zowe oczy Dalziela, cz�ciowo ukryte pod ci�kimi powiekami, i zacz�� si� zastanawia�, czy tego rodzaju historie umykaj� kiedykolwiek jego uwadze. - Owszem. Zupe�ny przypadek. Dlaczego si� tym interesujecie? Lord Whitley by� partnerem Dalziela w Ministerstwie Spraw Wewn�trznych, przej�� funkcj� po Tonym, jedynym chyba agencie grupy Dalziela, kt�ry nawi�za� wsp�prac� z pracownikami Whitleya. Zajmowali si� siatkami szpiegowskimi dzia�aj�cymi poza Londynem, udaremniaj�c ich wysi�ki skierowane przeciwko kampanii Wellingtona. - Ofiara, William Ruskin, by� starszym urz�dnikiem w Urz�dzie Celnym i Skarbowym. � Dalziel mia� wci�� nieprzenikniony wyraz twarzy, nie spuszcza� oczu z Tony'ego. - Przyszed�em zapyta�, czy przypadkiem nie powinienem si� czego� o tym dowiedzie�. Starszy urz�dnik w Urz�dzie Celnym i Skarbowym. Tony przypomnia� sobie sztylet i zrozumia�, �e nie jest ju� tak naprawd� niczego pewien. Przeni�s� wzrok na twarz Dalziela. - Nie wydaje mi si�. Wiedzia�, �e dostrzeg� jego wahanie, ale mimo to przyjmie do wiadomo�ci wyja�nienie. I tak te� si� sta�o. Dalziel skin�� g�ow�, wsta� i popatrzy� na Tony'ego. - Je�li sytuacja ulegnie zmianie, prosz�, daj mi zna�. Skin�� grzecznie g�ow� i ruszy� do drzwi. Tony odprowadzi� go do holu i odda� pod opiek� lokajowi. Wracaj�c do biblioteki, zacz�� si� jak zwykle zastanawia�, kim tak naprawd� jest Dalziel. Trudno nie rozpozna� ludzi podobnych do siebie - jego szlachetne norma�skie rysy, blada cera i kruczoczarne w�osy �wiadczy�y wyra�nie o tym, �e nale�y do arystokracji, lecz Tony zna� sytuacj� na tyle, by wiedzie�, �e Dalziel nie jest jego jedynym nazwiskiem. Dalziel by� odrobin� ni�szy i szczuplejszy ni� ci, kt�rymi dowodzi�, lecz mimo to w�a�nie jego otacza�a gro�na aura i w pokoju pe�nym postawnych, silnych m�czyzn w�a�nie on wydawa�by si� zawsze najbardziej niebezpieczny. Nikt przy zdrowych zmys�ach nie spu�ci�by z niego oczu ani na chwil�. Drzwi wychodz�ce na ulic� zamkn�y si�. W sekund� p�niej pojawi� si� Hungerford z kaw�. Tony przyj�� tac� z pe�nym wdzi�czno�ci mrukni�ciem. Jak wszyscy wspaniali kamerdynerzy Hungerford zawsze wiedzia�, czego mu trzeba, bez �adnych zb�dnych wyja�nie�. - Czy mam powiedzie� kucharzowi, �eby przys�a� panu �niadanie na g�r�, sir? - Tak, nied�ugo wychodz�. Hungerford nie zadawa� ju� �adnych pyta� i cicho wyszed� z pokoju. Tony rozkoszowa� si� kaw�. Ostrze�enie, jakie tli�o si� w spojrzeniu Dalziela, i par� wypowiedzianych przez niego s��w, przyprawi�o go o lekkie mrowienie. By� zbyt m�dry na to, aby zignorowa� te sygna�y, cho� nie by� w t� spraw� osobi�cie zaanga�owany. Ale ona? Wizyta Dalziela stworzy�a mu doskona�y pretekst do tego, by dowiedzie� si� o niej czego� wi�cej. Bior�c jeszcze pod uwag� fakt, i� t� spraw� interesowa� si� rz�d, poczu� si� wr�cz w obowi�zku, by to uczyni�. Przekona� si�, �e ze �mierci� Ruskina nie ��czy�o si� ju� nic bardziej nikczemnego od morderstwa. Musia� odnale�� t� kobiet�. Cherchez la femme. Rozdzia� 2 �a�owa�, �e nie zapyta� jej o nazwisko, ale nie przysz�o mu do g�owy, by dokonywa� prezentacji nad zw�okami, tak wi�c zapami�ta� tylko jej wygl�d. Przez chwil� zastanawia� si� nad tym, czy nie zasi�gn�� informacji u swojej matki chrzestnej, ale szybko porzuci� ten pomys�. Zdecydowanie nie nale�a�o pobudza� czujno�ci tante Felicite, a poza tym nieznajoma mog�a po prostu przyby� jako osoba towarzysz�ca. Felicite mog�a nie zna� jej osobi�cie. Przy �niadaniu ca�y czas duma� nad tym, jak ustali� to�samo�� kobiety. Pomys�, jaki przyszed� mu do g�owy, uzna� za wr�cz genialny. Poch�on�� szybko szynk� i kie�baski, w holu w�o�y� podany mu przez Hungerforda p�aszcz i ruszy� w stron� Bruton Street. Suknia, jak� nosi�a kobieta, odznacza�a si� wyj�tkow� elegancj� i cho� w�wczas nie mia� czasu si� nad tym zastanowi�, zarejestrowa� ten fakt w pami�ci. Obraz sukni tkwi� wyra�nie w jego pod�wiadomo�ci. Jasnozielony jedwab skrojony wyra�nie na szczup�� osob�, uk�ad fa�d, kszta�t dekoltu, wszystko to wskazywa�o na dzie�o dobrej szwaczki. Hungerford uwa�a� Bruton Street za enklaw� eleganckich salon�w mody. Zacz�� zatem od najbli�szego ko�ca ulicy, wszed� spokojnie do salonu Madame Francesci i za��da� widzenia z madame. Madame przyj�a go z przyjemno�ci�, ale o�wiadczy�a z prawdziwym �alem, �e nie mo�e mu pom�c. Refren ten powtarza� si� bez zmian w ka�dym kolejnym sklepie. Jeszcze zanim dotar� do salonu Madame Franchot, straci� ca�� cierpliwo��. Musia� pokornie znosi� wypytywanie madame o zdrowie matki, a potem uciek�, nie uzyskuj�c informacji, po kt�re przyszed�. Zachodzi� w g�ow�, gdzie, u diabla, kobieta jej pokroju mog�a kupi� tak� sukni�. A potem otworzy� drzwi wychodz�ce na ulic�. I zobaczy� w ca�ej okaza�o�ci t�, kt�rej tak d�ugo szuka�, we w�asnej osobie. Tak wi�c jednak bywa�a na Bruton Street. Sz�a szybko, pogr��ona w rozmowie z prawdziw� pi�kno�ci� - dam� nieco od niej m�odsz�, kt�r� nawet zm�czone oczy Tony'ego musia�y uzna� za kobiet� niezwyk�ej urody. Zaczeka! w drzwiach, by przesz�y dalej, a nast�pnie przeci�� ulic� i ruszy� w �lad za nimi, trzymaj�c si� na odleg�o�� dziesi�ciu metr�w. Nie zbli�a� si� zanadto, by nie mog�y dostrzec jego obecno�ci, a jednak nie na tyle, by straci� je z oczu, gdyby wesz�y do kt�rego� ze sklep�w. Ku jego zdziwieniu damy nie mia�y nawet takiego zamiaru. Sz�y dalej, zatopione w dyskusji, dosz�y do Placu Berkeley i zacz�y go okr��a�. Ruszy� za nimi. Nie mog�a� nic zrobi�. On ju� nie �y� i nie widzia�a� przecie� niczego istotnego. - Adriana zdecydowanie podsumowa�a fakty. - Nic by� nie zyska�a i twoje dalsze aanga�owanie w ca�� t� spraw� nie mia�oby �adnego sensu. To prawda - zgodzi�a si� Alicja. Chcia�a tylko pozby� si� dr�cz�cej my�li, �e powinna by�a przynajmniej zaczeka� w salonie lady Amery na powr�t nieznajomego d�entelmena, kt�ry okaza� si� tak niezwykle rozs�dny i pomocny. Nale�a�o mu przynajmniej podzi�kowa�. Martwi�a si� r�wnie� tym, �e nieznajomy m�g� popa�� w tarapaty z powodu znalezienia trupa - nie zna�a procedur stosowanych w takich przypadkach, nie wiedzia�a nawet, czy takowe istniej�; z drugiej strony d�entelmen ten wydawa� si� jej tak kompetentny, �e pewnie martwi�a si� niepotrzebnie. Mimo to wci�� odczuwa�a niepok�j. Nie mog�a jednak pozwoli� na to, by morderstwo odwiod�o j� od pierwotnego planu. Zbyt wiele nadziei z nim ��czy�a. - Mam nadziej�, �e Pennecuik zdob�dzie dla nas ten jedwab w kolorze bzu. Ten odcie� b�dzie si� z pewno�ci� wyr�nia� w�r�d innych pastelowych barw. I nadaje si� doskonale na ten fasonu �akietu, kt�ry ostatnio ogl�dali�my, pami�tasz? Alicja przyzna�a, �e pami�ta. Adriana pr�bowa�a zwr�ci� jej uwag� na bardziej praktyczne aspekty �ycia. Wraca�y w�a�nie z magazynu pana Pennecuika, pomi�dzy pracowniami krawcowych na dalekim ko�cu Bruton Street. Pan Pennecuik zaopatrywa� sa- lony w najlepsze materia�y, teraz r�wnie� dostarcza� pani Carrington z Waverton Street dodatki do eleganckich sukien, w kt�rych wraz z siostr�, pann� Pevensey, pojawia�a si� na przyj�ciach. Osi�gn�li przyjazne porozumienie. Pan Pennecuik sprzedawa� jej najwspanialsze tkaniny po okazyjnych cenach, ona w zamian za to informowa�a wszystkich, kt�rzy o to pytali - a ciekawych by�o sporo - o bogactwie oferty pana Pennecuika. Pani Carrington nie zatrudnia�a krawcowej, tote� s�dzono, i� ma by� mo�e krawcow� osobist�. A prawda by�a taka, �e z pomoc� starej Fitchett, niani siostry, same szy�y swoje kreacje. Nikt jednak�e nie musia� o tym wiedzie�. - Ciemnofioletowy �akiet z lam�wkami w ja�niejszych odcieniach. - Tak! Widzia�am wczoraj tego typu sukni�. Wygl�da�a absolutnie osza�amiaj�co. Adriana papla�a dalej, Alicja s�ucha�a i w odpowiednich momentach kiwa�a g�ow�, ale mimo to my�la�a wci�� o dr�cz�cej j� mo�liwo�ci. M�czyzna stwierdzi�, �e nie jest morderc�, a ona mu uwierzy�a i nadal nie zmieni�a zdania. A przecie� to by�oby takie proste - m�g� us�ysze� j� na �cie�ce, oprze� Ruskina o drzewo, skry� si� w cieniu i czeka�, by odkry�a cia�o, a nast�pnie podej�� znienacka i udawa�, �e znalaz� si� tam przypadkiem. W razie gdyby kto� j� o to pyta�, musia�aby przysi�c, �e zjawi� si� ju� po tym, gdy odkry�a trupa. Ze sztyletem w piersiach. Wzdrygn�a si� na samo wspomnienie sztyletu. Adriana popatrzy�a na ni� spod oka i przycisn�a mocniej jej rami�. - Przesta� o tym my�le�. - Nie mog�. To nie o Ruskinie my�la�a, ale o m�czy�nie, kt�ry wy�oni� si� z cienia. - Mimo wszystko nie mog� przesta� si� martwi�, te pog�oski na temat mojego zwi�zku z czym� tak skandalicznym jak morderstwo wyjd� na jaw i wp�yn� na twoje szanse zam��p�j�cia. Wszyscy mo�emy mie� przez to k�opoty. Adriana u�miechn�a si� naprawd� czaruj�co, nie nale�a�a do kruchych dziewcz�tek, by�a rozs�dn� kobiet�, nie ulegaj�c� zbyt �atwo losowi lub m�czyznom. - Powiedz, w czym problem, a ja si� tym wszystkim zajm�. Zapewniam ci�, �e ze wszystkim sobie poradz�, a ty b�dziesz si� mog�a usun�� w cie�. Prawd� m�wi�c, nie wierz� jednak, by jakiekolwiek informacje o tym morderstwie wydoby�y si� na powierzchni�. Wszystko ograniczy si� wy��cznie do zwyczajowego: �Co za okropna historia!". Alicja si� skrzywi�a. - Z tego, co wiem od pani Tiverton - ci�gn�a Adriana - dzi� wiecz�r u lady Mott zbierze si� nowe towarzystwo. Jak si� okazuje, lady Tiverton ma wielu znajomych w hrabstwie, i zwa�ywszy, �e wszyscy zjawiaj� si� w mie�cie do�� wcze�nie, na jej przyj�ciu b�dzie na pewno wielu go�ci. Ja chyba w�o�� sukni� w wi�niowo -bia�e paski, a ty co� w kolorze ciemnej �liwki. Alicja cierpliwie wys�uchiwa�a plan�w Adriany na wiecz�r. Skr�ci�y w Waverton Street i ruszy�y do domu. Tony patrzy�, jak wchodz� na schody, poczeka�, by zamkn�y za sob� drzwi, i poszed� swoj� drog�. Nikt, kto by mu si� przygl�da�, nie zauwa�y�by nawet, �e kogo� obserwowa�. U wylotu Waverton Street przystan��, u�miechn�� si� i ruszy� do domu. Bal u lady Mott uznano za wielkie wydarzenie. Sala balowa nie by�a zbyt wielka. Samo wydarzenie jednak przyci�gn�o wielu go�ci i Alicja nie mog�a si� nacieszy�, �e dzi�ki urokowi osobistemu Adriany mog� si� niczego nie obawia�. Jak zwykle, gdy zostawi�a siostr� w gronie wielbicieli, sama przystan�a pod �cian�. Nieco dalej ustawiono krzes�a dla przyzwoitek, ale Alicja, kt�ra nie by�a najlepszym materia�em na opiekunk�, uzna�a, �e woli ich unika� - zadawa�y stanowczo zbyt wiele pyta�. Poza tym, stoj�c tak blisko, mog�a pom�c Adrianie, gdyby kt�ry� z adorator�w okaza� si� zbyt natr�tny. Takich d�entelmen�w bez wahania sprowadza�a na ziemi�. Brzmienie smyczk�w zapowiada�o walca. Kto� �cisn�� mocno jej d�o�. Podskoczy�a, powstrzymuj�c okrzyk przera�enia. U�cisk by� naprawd� silny. Oburzona, odwr�ci�a si� gwa�townie i popatrzy�a prosto w pochmurn�, wyrazist� twarz m�czyzny z cienia. - Zaczyna si� walc. Chod�my ta�czy�. Nie potrafi�a pozbiera� my�li. Zanim zdo�a�a doj�� do siebie, wirowa�a ju� po parkiecie, z trudem chwytaj�c oddech. Trzyma� j� mocno w �elaznym u�cisku. Porusza� si� wdzi�cznie, lekko, emanowa� si��. By� wysoki, szczup�y, a jednak szeroki w ramionach. Mia�a wra�enie, �e porwa� j�, pojma�, a teraz trzyma w niewoli. Odtr�ci�a t� my�l, a jednak czul� wyra�nie, �e nie potrafi si� mu przeciwstawi�, i to j� przera�a�o. Odejmowa�o mow�. Wci�gn�a powietrze, czuj�c, jak niebezpiecznie �ciska si� jej gorset. - Nie zostali�my sobie przedstawieni. Od tego nale�a�o zacz��. Anthony Blake, wicehrabia Torrington. A pani... Wstrz��ni�ta, czul�, �e wibruje w niej ti