1685
Szczegóły |
Tytuł |
1685 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1685 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1685 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1685 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Desmond Bagley
"NOC B��DU"
Prze�o�y�
J�ZEF RADZICKI*
Tytu� orygina�u
NIGHT OF ERROR
Opracowanie graficzne
Studio Graficzne "Fototype"
Redaktor
DOROTA KIELCZYK
Copyright (c) Brockhurst Publications Ltd. 1984
For the Polish edition
Copyright (c) 1993 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-7082-215-0
Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
Warszawa 1993. Wydanie I
Sk�ad: "Fototype" w Milan�wku
Druk: ��dzka Drukarnia Dzie�owa
Gdy dojrzysz, �e brat tw�j cnoty utraci� kaganek,
�e wkracza w noc b��du, w ciemno�ci kru�ganek,
Pom� drog� odnale��, przywo�aj poranek,
Gdy wiedziesz go za sob�, wyrzeknij si� z�o�ci,
A je�li ci si� oprze, nie �a�uj lito�ci:
Kara go, by� mo�e, dosi�gnie w za�wiatach,
Ty zawsze pami�taj, by widzie� w nim brata.
Jonathan Swift
(prze�o�y�a Dagna �lepowro�ska)
Stanowi Hurstowi
nareszcie,
z wyrazami przyja�ni
Przedmowa
W ksi��ce "Pilot Wysp Pacyfiku" (The Pacific Islands Pilot), tom
II, wydanej przez Urz�d Hydrografii Marynarki Wojennej, pod koniec
d�ugiej i szczeg�owej relacji o wyspie Fonua Fo'ou mo�na przeczyta�,
co nast�puje:
W 1963 roku nowozelandzki statek "Tui" doni�s�, �e na g��boko�ci
oko�o dw�ch metr�w znajduje si� twarda szara ska�a, o kt�r�
rozbija si� morze; dwie mile na p�noc i p�torej mili na zach�d od
niej rozci�ga si� �awica o przeci�tnej g��boko�ci jedenastu metr�w.
Kraw�d� wschodnia jest stroma. W pobli�u tej ska�y woda mia�a
zmienion� barw�, co by�o spowodowane p�cherzykami gazu
siarkowego, wydobywaj�cymi si� na powierzchni�. Na obszarze
�awicy dno by�o dobrze widoczne i sk�ada�o si� z drobnoziarnistej
czarnej lawy kom�rkowej, przypominaj�cej �u�el wulkaniczny,
z p�ytami bia�ego piasku i ska�y. W pobli�u zauwa�ono wiele
kaszalot�w.
Wydanie to opublikowano jednak dopiero w 1969 roku.
Akcja niniejszej opowie�ci zaczyna si� w 1962 roku.
Rozdzia� pierwszy
1
O tym, jak umar� m�j brat, dowiedzia�em si� w Londynie, w ponure
i s�otne popo�udnie. Niebo by�o pokryte chmurami i pada� deszcz,
wi�c tego dnia �ciemni�o si� wcze�nie, znacznie wcze�niej ni� zwykle.
Gdy ju� nie widzia�em liczb, kt�re mia�em sprawdza�, zapali�em lamp�
na biurku i wsta�em, �eby zaci�gn�� zas�ony.
Przez chwil� przygl�da�em si� mokn�cym na deszczu platanom na
Bulwarze, potem spojrza�em na zasnut� mg�� Tamiz�. Poczu�em lekki
dreszcz; zapragn��em wyrwa� si� z tego pos�pnego miasta i powr�ci�
na morza pod tropikalnym niebem. Zdecydowanym ruchem szarp-
n��em zas�on�, odgradzaj�c si� od ciemno�ci.
Zadzwoni� telefon.
By�a to Helen, wdowa po moim bracie, a w jej g�osie brzmia�a
histeryczna nuta. - Mik�, jest tu pewien m�czyzna - pan Kane -
kt�ry by� przy �mierci Marka. Chyba by�oby lepiej, gdyby� si� z nim
spotka�. - Jej g�os za�ama� si�. - Mik�, ja nie mog� si� w tym
wszystkim po�apa�.
- W porz�dku, Helen; wyp�d� go. B�d� tu do wp� do sz�stej -
czy mo�e wpa�� tu wcze�niej?
Nast�pi�a chwila przerwy w naszej rozmowie, s�ycha� by�o tylko
niewyra�ny szmer g�os�w, po czym Helen powiedzia�a: - Tak, b�dzie
w instytucie przed t� godzin�. Dzi�ki, Mik�. Aha, dosta�am jeszcze
jaki� �wistek z British Airways - co� przysz�o z Tahiti. My�l�, �e to
musz� by� rzeczy Marka. Wys�a�am ci go poczt� dzi� rano - zajmiesz
si� tym zamiast mnie? My�l�, �e bym nie wytrzyma�a.
- Zrobi� to - powiedzia�em. - Dopilnuj� wszystkiego.
Roz��czy�a si�, a ja powoli po�o�y�em s�uchawk� i odchyli�em si�
do ty�u w fotelu. Wygl�da�o na to, �e Helen by�a mocno wyprowadzona
z r�wnowagi; zastanawia�em si�, co ten Kane m�g� jej powiedzie�.
11
Wiedzia�em tylko tyle, �e Mark umar� na jakiej� wyspie w pobli�u
Tahiti; konsul brytyjski zaj�� si� wszystkim, a Foreign Office nawi�za�o
kontakt z Helen, jako osob� najbli�sz� zmar�emu. Nigdy nie powie-
dzia�a tego, ale musia�a odczu� ulg� - to ma��e�stwo nie da�o jej nic
pr�cz cierpie�.
Przede wszystkim nie powinna by�a nigdy wyj�� za niego. Pr�bo-
wa�em j� ostrzec, lecz troch� trudno jest m�wi� przysz�ej bratowej
o niegodziwo�ciach w�asnego brata i moje s�owa nigdy nie wywo�a�y
w niej odd�wi�ku. Chyba jednak kocha�a go wbrew wszystkiemu -
Mark umia� post�powa� z kobietami.
Jedno by�o pewne - �mier� Marka nie obesz�a mnie ani troch�.
Dawno temu dokona�em jego oceny jako cz�owieka i trzyma�em si�
z dala od niego i wszystkich jego spraw, tych przebieg�ych, bezlito�nie
wyrachowanych przedsi�wzi��, kt�re mia�y jeden tylko cel - gloryfika-
cj� Marka Trevelyana.
Usun��em go z my�li, ustawi�em odpowiednio lamp� biurkow�
i zabra�em si� zn�w do swoich liczb. Ludzie my�l�, �e uczeni -
a zw�aszcza oceanografowie - prowadz� nieustannie badania tereno-
we, dokonuj�c tajemniczych, trudnych do zrozumienia odkry�. Nie
my�l� nigdy o pracy biurowej nieod��cznie zwi�zanej z badaniami -
ale gdybym nie wygrzeba� si� z tej nudnej roboty, to nie wr�ci�bym
nigdy na morze. Pomy�la�em, �e gdybym naprawd� zabra� si� solidnie
do pracy, to wkr�tce bym j� uko�czy�, a wtedy mia�bym miesi�c
urlopu, gdybym potrafi� uzna� za urlop pisanie artyku�u do czasopism
naukowych. To jednak nie zaj�oby mi ca�ego miesi�ca.
Kwadrans po pi�tej sko�czy�em robot� na ten dzie�, a Kane
jeszcze si� nie pojawi�. Wk�ada�em w�a�nie p�aszcz, gdy zastukano do
drzwi; kiedy je otworzy�em, stoj�cy za nimi m�czyzna zapyta�: - Pan
Trevelyan?
Kane by� wysokim, wychudzonym m�czyzn� ko�o czterdziestki,
w zwyk�ym marynarskim ubraniu i sponiewieranej czapce z daszkiem.
Wydawa� si� przyt�oczony i troch� przera�ony swym obecnym otocze-
niem. Gdy wymienili�my u�cisk d�oni, wyczu�em zrogowacenia na
sk�rze i pomy�la�em, �e jest chyba �eglarzem - marynarze na
parowcach nie maj� tylu okazji do pracy fizycznej.
Powiedzia�em: - Przykro mi, �e ci�ga�em pana przez ca�y Londyn
w taki dzie�, panie Kane.
- Nie szkodzi - odrzek� z twardym australijskim akcentem -
szed�em w�a�nie t�dy.
Spodoba� mi si�. - Mia�em wychodzi�. Mo�e by�my si� czego�
napili?
12
U�miechn�� si�. - By�oby nie�le. Lubi� wasze angielskie piwo.
Poszli�my do pobliskiej knajpy, gdzie wzi��em go do baru i zam�-
wi�em dwa piwa. Wys�czy� p� kufla i sapn�� z zadowoleniem. - To
dobre piwo - powiedzia�. - Nie takie dobre jak Swan, ale i tak
dobre. Zna pan piwo Swan?
- S�ysza�em o nim - powiedzia�em - ale nigdy go nie pi�em.
Australijskie, prawda?
- Tak, najlepsze piwo na �wiecie.
Dla Australijczyka wszystko, co australijskie jest najlepsze. - Czy
nie pomyl� si�, je�li powiem, �e sp�dzi� pan �ycie pod �aglami? -
Zapyta�em.
Roze�mia� si�. - B�dzie pan mia� zupe�n� s�uszno��. Sk�d pan wie?
- Sam �eglowa�em; przypuszczam, �e to jest w jaki� spos�b
widoczne.
� Wi�c nie b�d� musia� wyja�nia� panu zbyt wielu szczeg��w,
gdy b�d� opowiada� o pa�skim bracie. My�l�, �e chce pan pozna� ca��
prawd�? Pani Trevelyan nie powiedzia�em wszystkiego - rozumie
pan, niekt�re sprawy s� do�� ponure.
� Chcia�bym wiedzie� wszystko.
Kane sko�czy� swoje piwo i mrugn�� na mnie. - Jeszcze jedno?
- Ja na razie dzi�kuj�. Niech pan zaczyna.
Zam�wi� drugie piwo i powiedzia�: - No c�, �eglowali�my na
Wyspy Towarzystwa, m�j wsp�lnik i ja; mamy szkuner, troch�
handlujemy, skupujemy te� kopr�, a czasem kilka pere�. Byli�my na
Wyspach Tuamotu - miejscowi nazywaj� je Paumotu, ale na mapach
s� oznaczone jako Tuamotu. Le�� na wsch�d od...
� Wiem, gdzie le�� - przerwa�em.
� W porz�dku. A wi�c my�leli�my, �e jest szansa skom-
binowania kilku pere�, wi�c tylko kr��yli�my od jednej wyspy do
drugiej. Wi�kszo�� ich jest niezamieszka�a i nie ma nazw - w ka�-
dym razie takich, kt�re potrafiliby�my wym�wi�. Tak czy owak,
w�a�nie przep�ywali�my ko�o jednej z wysp, gdy odbi�o od niej
cz�no, z kt�rego zawo�ano na nas. W cz�nie by� ch�opiec -
Polinezyjczyk, wie pan. Rozmawia� z nim Jim. Jim Hadley to m�j
wsp�lnik; m�wi ich dialektem - ja sam nie rozumiem go zbyt
dobrze.
Ch�opiec powiedzia�, �e na wyspie jest bia�y cz�owiek, bardzo
chory. Zeszli�my wi�c na brzeg, aby spojrze� na niego.
� To by� m�j brat?
� W�a�nie, i rzeczywi�cie by� chory; s�owo daj�.
� Co mu by�o?
13
Kane wzruszy� ramionami. - Z pocz�tku nie wiedzieli�my, lecz
okaza�o si�, �e to zapalenie wyrostka robaczkowego. Dowiedzieli�my
si� o tym, gdy sprowadzili�my do niego lekarza.
� To by� tam lekarz?
� Je�li mo�na nazwa� go lekarzem. To by� pijany, stary wykole-
jeniec, kt�ry �y� na tych wyspach od lat. Ale m�wi�, �e jest lekarzem.
Nie by�o go zreszt� na miejscu; Jim musia� p�yn�� po niego pi��dziesi�t
mil, podczas gdy ja zosta�em z pa�skim bratem.
Kane poci�gn�� �yk piwa. - Pa�ski brat by� na tej wyspie sam,
je�li nie liczy� tego czarnego ch�opca. Nie mia� te� �odzi. Powiedzia�,
�e jest jakim� uczonym, kt�ry ma co� do czynienia z morzem.
� Oceanografem. - Tak, podobnie jak ja by� oceanografem.
Mark zawsze musia� stara� si� mnie pokona�, wszystko jedno w jakiej
konkurencji. A regu�y gry by�y zawsze ustalane przez niego.
� W�a�nie. Powiedzia�, �e zostawiono go tam, bo chcia� przep-
rowadzi� jakie� badania, a po pewnym czasie mieli go zabra�.
� Dlaczego nie wzi�li�cie go do lekarza, zamiast przywozi� lekarza
do niego? - zapyta�em.
� Pomy�leli�my, �e nie wytrzyma - powiedzia� Kane po prostu. -
Ma�y statek, taki jak nasz, bardzo ko�ysze, a on by� porz�dnie chory.
� Rozumiem - powiedzia�em. Kane malowa� ponury obraz.
� Zrobi�em dla niego, co mog�em - powiedzia� Kane. - Chocia�
niewiele mog�em zrobi�, poza umyciem go i ogoleniem. Du�o roz-
mawiali�my o tym i owym - wtedy w�a�nie poprosi� mnie, �ebym
porozmawia� z jego �on�.
� Chyba nie spodziewa� si�, �e odb�dzie pan specjalnie podr�
do Anglii? - naciska�em, my�l�c, �e nawet na �o�u �mierci Mark
pozosta� sob�.
� Ach, nic podobnego - odrzek� Kane. - Widzi pan, ja tak czy
owak wybiera�em si� do Anglii. Wygra�em troch� pieni�dzy w totka,
a zawsze chcia�em odwiedzi� stary kraj. Jim, m�j kumpel, powiedzia�,
�e mo�e troch� poci�gn�� sam, i wysadzi� mnie w Panamie. Tam
skombinowa�em robot� na statku p�yn�cym do Anglii.
U�miechn�� si� smutno. - Nie zostan� tu tak d�ugo, jak my�la�em.
Prawd� m�wi�c, przegra�em grubsz� fors� w pokera. Pozostan�
w Anglii, dop�ki nie sko�czy mi si� got�wka, a potem wr�c� na
szkuner, do Jima.
Zapyta�em: - Co si� wydarzy�o, kiedy przyby� lekarz?
- Ach, oczywi�cie, chce pan dowiedzie� si� o swoim bracie;
przepraszam, je�li odszed�em od tematu. No c�, Jim przywi�z� tego
starego nicponia, a on dokona� operacji. Powiedzia�, �e musi to zrobi�,
14
�e to jedyna szansa pa�skiego brata. By�o to co� zupe�nie prymitywnego;
narz�dzia lekarza nie by�y zbyt dobre. Pomaga�em mu; Jim nie mia� na
to ochoty. - Siedzia� w milczeniu, wracaj�c my�lami do przesz�o�ci.
Zam�wi�em nast�pne dwa kufle piwa, lecz Kane powiedzia�: -
Chcia�bym czego� mocniejszego, je�li nie ma pan nic przeciwko temu -
zmieni�em wi�c zam�wienie na whisky.
Pomy�la�em o tym zapitym lekarzu - partaczu, rozcinaj�cym
mojego brata t�pymi no�ami na dzikiej tropikalnej wyspie. Nie by�a
to przyjemna my�l; a ze sposobu, w jaki Kane �yka� swoj� whisky,
wywnioskowa�em, �e on tak�e dostrzega� okropno�� sytuacji. Dla
niego by�o to gorsze - on tam by�.
� I tak umar� - powiedzia�em.
� Nie od razu. Po operacji wydawa�o si�, �e wszystko jest
w porz�dku, potem pogorszy�o mu si�. Lekarz powiedzia�, �e to per...
peri...
� Peritonitis? To znaczy, �e mia� zapalenie otrzewnej?
� Ot� to. Zapami�ta�em, �e brzmia�o to podobnie do nazwy
sosu peri-peri - po kt�rym jest tak, jakby si� mia�o co� gor�cego
w brzuchu. Dosta� gor�czki i majaczy�; potem straci� przytomno��
i zmar� dwa dni po operacji.
Kane wpatrywa� si� w sw�j kufel. - Pochowali�my go w morzu.
By� cholerny upa� i nie mogli�my przewozi� cia�a - nie mieli�my
lodu. Zaszyli�my je w p��tno i spu�cili�my za burt�. Lekarz po-
wiedzia�, �e za�atwi wszystkie formalno�ci, a wi�c Jim i ja nie
potrzebowali�my p�yn�� a� do Papeete - lekarz wiedzia� wszystko
to, co my wiedzieli�my.
- Czy powiedzia� pan lekarzowi o �onie Marka - jej adres i tak
dalej?
Kane kiwn�� g�ow�. - Pani Trevelyan m�wi�a mi, �e dopiero co
dowiedzia�a si� o tym - �e przysz�a do pana poczta z wysp. Rozumie
pan, on nie da� nam nic dla niej, �adnych rzeczy osobistych. Za-
stanawiali�my si� nad tym. Ale ona powiedzia�a, �e jakie� jego
narz�dzia s� w drodze - czy to prawda?
- By� mo�e - powiedzia�em. - Jest co� na lotnisku. Praw-
dopodobnie odbior� to jutro. Nawiasem m�wi�c, kiedy Mark umar�?
Po namy�le odpowiedzia�: - Chyba jakie� cztery miesi�ce temu.
Nie dba si� o wiele o daty i kalendarz, gdy kr��y si� po wyspach nie
wyznaczaj�c co chwila swej pozycji i bez zagl�dania do almanachu,
a Jim jest specjalist� od takiego sposobu �eglowania. Przypuszczam,
�e sta�o si� to gdzie� na pocz�tku maja. Jim wysadzi� mnie w Panamie
w lipcu, i musia�o min�� troch� czasu zanim znalaz�em si� tutaj.
15
- Czy pami�ta pan nazwisko lekarza? Albo sk�d tam si� wzi��?
Kane zmarszczy� brwi. - Wiem, �e jest Holendrem; nazywa si�
Scoot - jako� tam. O ile pami�tam, m�g� si� nazywa� Scooter.
Prowadzi szpital na jednej z wysp - s�owo daj�, nie mog� sobie
przypomnie�, na kt�rej.
- To nie ma znaczenia; a je�li oka�e si�, �e to wa�ne, b�d� m�g�
uzyska� te dane ze �wiadectwa zgonu. - Sko�czy�em swoj� whisky. -
Kiedy ostatni raz s�ysza�em o Marku, pracowa� z pewnym Szwedem
nazwiskiem Norgaard. Czy pan go nie spotka�?
Kane pokr�ci� przecz�co g�ow�. - Na wyspie by� tylko pa�ski
brat. Rozumie pan, nie zostali�my tam d�ugo. Zw�aszcza kiedy stary
Scooter powiedzia�, �e zajmie si� wszystkim. S�dzi pan, �e ten Norgaard
mia� zabra� pa�skiego brata po uko�czeniu przez niego pracy?
- Co� w tym rodzaju - powiedzia�em. - To by�o bardzo
uprzejmie z pa�skiej strony, �e zada� pan sobie tyle trudu, by
opowiedzie� nam o �mierci Marka.
Machn�� r�k� na znak, �e moje podzi�kowania s� zbyteczne. -
W og�le �aden trud; ka�dy zrobi�by to samo. Pani Trevelyan nie
powiedzia�em zbyt du�o, pan rozumie.
� Gdy b�d� z ni� rozmawia�, odpowiednio spreparuj� t� opo-
wie�� - powiedzia�em. - W ka�dym razie dzi�ki za opiek� nad nim.
Nie chcia�bym wyobra�a� sobie, jak umiera w samotno�ci.
� No, wie pan - powiedzia� zak�opotany Kane - nie mogliby�-
my przecie� post�pi� inaczej, prawda?
Da�em mu swoj� wizyt�wk�. - Chcia�bym by� z panem w kon-
takcie - powiedzia�em. - Jak b�dzie pan got�w wraca�, by� mo�e
pomog� panu dosta� si� na jaki� statek. Mam mn�stwo znajomo�ci
w�r�d �eglarzy.
- W porz�deczku - powiedzia�. - B�d� w kontakcie, panie
Trevelyan.
Po�egna�em si�, wyszed�em z baru i w�lizn��em si� do ustronnej
salki w tej samej knajpie. Nie przypuszcza�em, �eby Kane wszed� tam,
a chcia�em przez chwil� pomy�le� spokojnie przy jeszcze jednym drinku.
My�la�em o Marku, umieraj�cym straszn� �mierci� na odludnym
atolu zagubionym w�r�d w�d Pacyfiku. B�g wie, �e Mark i ja nie
zgadzali�my si� ze sob�, lecz nie �yczy�bym takiego losu najgorszemu
wrogowi. By�o jednak co� dziwnego w ca�ej tej historii; nie by�em
zaskoczony tym, �e znalaz� si� na Wyspach Tuamotu - jego praca,
podobnie jak moja, wymaga�a szperania po osobliwych zak�tkach
ocean�w - lecz gdzie� tu brzmia�a fa�szywa nuta.
Na przyk�ad, co sta�o si� z Norgaardem? Z pewno�ci� pozostawienie
16
cz�owieka na bezludnej wysepce, by zupe�nie sam wykona� jak�� prac�,
nie by�o normaln� procedur� dzia�ania. Zastanawia�em si�, co Mark
i Norgaard robili na Wyspach Tuamotu; nie opublikowali �adnych
artyku��w na ten temat, wi�c zapewne ich badania nie zosta�y
uko�czone. Zanotowa�em sobie w pami�ci, �eby zapyta� o to starego
Jarvisa; m�j szef nas�uchiwa� pilnie wszelkich pog�osek i wiedzia�
o wszystkim, co dzia�o si� w naszej profesji.
Nie to jednak mnie niepokoi�o; by�o co� innego, co pl�ta�o si� po
zakamarkach mojego m�zgu, lecz nie mog�em sobie tego jasno
u�wiadomi�. Przez jaki� czas pr�bowa�em wykry�,, co tu si� nie
zgadza, lecz na pr�no. Sko�czy�em wi�c drinka i poszed�em do swego
mieszkania w bloku, by do p�nej nocy posiedzie� jeszcze nad
cyferkami.
2
Nast�pnego dnia przyszed�em do instytutu wcze�nie i uda�o mi si�
sko�czy� prac� tu� przed lunchem. Zabra�em si� energicznie do
nadrabiania zaleg�o�ci w korespondencji, gdy jedna z dziewczyn
wprowadzi�a go�cia, i to jak najbardziej po��danego. Geordie Wilkins
by� w czasie wojny sier�antem w oddziale komandos�w mojego ojca,
a gdy ten poleg�, on zainteresowa� si� synami cz�owieka, kt�rego
bardzo szanowa�. Mark, co by�o dla niego charakterystyczne, odnosi�
si� do Wilkisa troch� pogardliwie, lecz ja lubi�em Geordiego i zgadzali�-
my si� ze sob�.
Po wojnie powodzi�o mu si� dobrze. Przewidzia� gwa�towny rozw�j
sportu �eglarskiego i zakupi� dwudziestopi�ciotonowy kuter, kt�ry
wynajmowa� i na kt�rym udziela� lekcji �eglarstwa. P�niej zrezygnowa�
z tego zaj�cia i dorobiwszy si� dwustutonowej brygantyny, wynajmowa�
j� g��wnie bogatym Amerykanom, p�ywaj�c z nimi wsz�dzie, gdzie
tylko chcieli, i pobieraj�c s�one op�aty za swe us�ugi. Zawsze, gdy by�
w Anglii, wpada� do mnie, lecz min�� ju� pewien czas od chwili, gdy
widzia�em go ostatni raz.
Wszed� do gabinetu wnosz�c ze sob� powiew morskiego powietrza.
- Na Boga, Mik�, ale jeste� blady! - powiedzia�. - B�d� musia�
zabra� ci� zn�w na morze.
� Geordie! Gdzie si� podziewa�e� tyle czasu?
� Karaiby - odrzek�. - A teraz przyp�yn��em tu, �eby do-
prowadzi� staruszk� do stanu u�ywalno�ci. Mam przerw� mi�dzy
czarterami, chwa�a Bogu.
17
2 - Noc b��du
�
Gdzie mieszkasz?
� U ciebie - je�li mnie przyjmiesz. "Esmeralda" te� jest tutaj.
� Nie b�d� idiot� - powiedzia�em uszcz�liwiony. - Wiesz, �e
jeste� mile widziany. Tym razem zdaje si� mamy szcz�cie; musz� tylko
co� napisa�, co zajmie mi tydzie�, a potem b�d� mia� trzy tygodnie
wolnego.
Potar� podbr�dek. - Ja te� jestem przez tydzie� uwi�zany, ale
potem b�d� wolny. Wypu�cimy si� gdzie�.
- To �wietny pomys� - powiedzia�em. - Usycham z ch�ci
wyrwania si� st�d. Poczekaj chwilk�, a� przejrz� poczt�, dobrze?
Koperta, kt�r� w�a�nie otworzy�em, zawiera�a kr�tki list od Helen
i zawiadomienie z British Airways. By�o co� do odebrania z Heathrow,
za co trzeba by�o zap�aci� c�o. Spojrza�em na Geordiego. - Wiesz, �e
Mark nie �yje?
Wygl�da� na wstrz��ni�tego. - Nie �yje! Kiedy to si� sta�o?
Opowiedzia�em mu o wszystkim. - Cholernie marny koniec -
powiedzia� - nawet dla Marka - i zaraz przeprosi�: - Przykro mi,
nie powinienem tak m�wi�.
� Przesta�, Geordie - powiedzia�em z rozdra�nieniem. - Wiesz,
co s�dzi�em o Marku; nie musisz by� taki oficjalny wobec mnie.
� No tak. To by�o niez�e zi�ko, nieprawda�? Jak znios�a
to jego �ona?
� Lepiej ni� mo�na by si� spodziewa� w tych okoliczno�ciach.
By�a bardzo za�amana, lecz wydaje si�, �e dostrzegam u niej ukryte
oznaki ulgi.
� Najlepiej b�dzie, je�li wyjdzie drugi raz za m�� i zapomni o nim
- powiedzia� bez ogr�dek Geordie. Powoli pokiwa� g�ow�. - Nie
mog� zrozumie�, co kobiety widzia�y w Marku. Traktowa� je jak
�miecie, a one chodzi�y ko�o niego na dw�ch �apkach.
� Niekt�rzy to umiej�, niekt�rzy nie - powiedzia�em.
� Je�li to znaczy, �e trzeba by� takim jak Mark, to wol� raczej
nie umie�. Przykro pomy�le�, �e s� tacy, kt�rzy nie potrafi� powiedzie�
cz�owiekowi dobrego s�owa. - Wzi�� ode mnie zawiadomienie
o przesy�ce. - Masz jaki� w�z, z kt�rego m�g�bym skorzysta�? Od
miesi�cy nie siedzia�em za k�kiem i chcia�bym si� przejecha�. Wezm�
przek�adni� z "Esmeraldy", a potem pojad� na lotnisko i odbior� dla
ciebie t� przesy�k�.
Rzuci�em mu kluczyki od mojego wozu. - Dzi�ki. To ci�gle ten
sam stary wrak, znajdziesz go na parkingu.
Gdy odjecha�, uko�czy�em przegl�danie korespondencji, a potem
poszed�em do profesora, by z�o�y� mu swoje uszanowanie. Stary
18
Jarvis by� do�� serdeczny. - Wykona�e� kawa� dobrej roboty, Mik� -
powiedzia�. - Przejrza�em pobie�nie te twoje materia�y-i je�li w korelac-
jach nie ma b��du, to my�l�, �e dojdziemy do czego�.
- Dzi�kuj�.
Odchyli� si� do ty�u w fotelu i zacz�� nabija� fajk�. - Oczywi�cie
napiszesz artyku�.
� Zrobi� to, kiedy b�d� na urlopie - powiedzia�em. - Nie
b�dzie d�ugi - tylko wst�p. Trzeba jeszcze po�wi�ci� wiele czasu na
badania prowadzone na morzu.
� Masz ochot� wr�ci� do nich, prawda?
� Ch�tnie wyjad�.
Chrz�kn��. - Na ka�dy dzie�, kt�ry sp�dzasz na morzu, przypa-
daj� trzy dni w instytucie na przetwarzanie danych. I nie bierz posady
takiej jak moja - to jest wy��cznie praca biurowa. Trzymaj si� zdala
od administracji, m�j ch�opcze; nie przyro�nij do krzes�a.
- Nie przyrosn� - obieca�em, po czym zmieni�em temat. -
Czy mo�esz mi co� powiedzie� o facecie nazwiskiem Norgaard?
Przypuszczam, �e jest Szwedem i zajmuje si� pr�dami oceanicznymi.
Jarvis popatrzy� na mnie za krzaczastych brwi. - Czy to nie jest ten
go��, kt�ry pracowa� z twoim bratem przed jego �mierci�?
- Tak, w�a�nie ten.
Zastanowi� si�, po czym potrz�sn�� g�ow�. - Ostatnio nie s�ysza�em
nic o nim; z pewno�ci� nic nie opublikowa�. Ale zapytam si� paru os�b
i skontaktuj� si� z nimi.
I to ju� by�o wszystko. Nie wiedzia�em, dlaczego w�a�ciwie zada�em
sobie trud zapytania profesora o Norgaarda; chyba, �e powodem by�o
nadal to przykre sw�dzenie w g��bi czaszki, poczucie, �e co� jest nie
w porz�dku. Tak czy owak, prawdopodobnie nie mia�o ono �adnego
znaczenia, wi�c usun��em je z my�li, gdy szed�em z powrotem do
swego gabinetu.
Zrobi�o si� p�no i zamierza�em ju� wyj��, gdy wr�ci� Geordie
i postawi� na moim biurku staromodny, podniszczony kuferek po-
dr�ny. - To jest to - powiedzia�. - Kazali mi go otworzy� - b�d�
co b�d� zadanie okaza�o si� troszeczk� trudne bez klucza.
� Co zrobi�e�?
� Rozbi�em zamek - powiedzia� pogodnie.
Patrzy�em podejrzliwie na kuferek. - Co w nim jest?
- Niewiele. Troch� odzie�y, par� ksi��ek i mn�stwo kamieni. Jest
te� list zaadresowany do �ony Marka. - Rozsup�a� sznurek, kt�rym
by� obwi�zany kuferek, wyj�� list i przesun�� go ku mnie po �liskiej
powierzchni biurka, po czym zacz�� wy�adowywa� zawarto�� - par�
19
ubra� tropikalnych, niezbyt czystych, dwie koszule, trzy pary skarpetek,
trzy podr�czniki oceanografii - bardzo nowoczesne, par� notes�w
z odr�cznymi zapiskami Marka, r�ne d�ugopisy, przybory toaletowe
i inne drobiazgi.
Spojrza�em na list, zaadresowany do Helen starannym pochy�ym
pismem. - Lepiej go otworz� - powiedzia�em. - Nie wiemy, co tam
jest w �rodku, a nie chc�, �eby Helen dozna�a zbyt silnego wstrz�su.
Geordie skin�� g�ow� i rozci��em kopert�. List by� kr�tki i raczej
osch�y:
Droga Pani Trevelyan,
Z przykro�ci� zawiadamiam Pani�, �e Pani m��, Mark, nie
�yje, cho� by� mo�e dowiedzia�a si� Pani o tym przed otrzymaniem
tego listu. Mark by� moim dobrym przyjacielem i zostawi� pod
moj� opiek� niekt�re swoje rzeczy. Wysy�am Pani wszystkie, bo
wiem, �e chcia�aby Pani je mie�.
Z powa�aniem
P. Nelson
� My�la�em, �e to pismo urz�dowe, ale nie - powiedzia�em.
Geordie przebieg� wzrokiem list. - Znasz tego faceta, Nelsona?
� Nigdy o nim nie s�ysza�em.
Geordie po�o�y� list na biurku i przechyli� kuferek. Oko�o tuzina
przedmiot�w podobnych do kartofli wysypa�o si� na biurko. Niekt�re
potoczy�y si� dalej i spad�y na dywan, a Geordie schyli� si� i pozbiera�
je. - Zapewne lepiej ni� ja zorientujesz si�, co to takiego.
Obr�ci�em jeden w palcach. - Bry�ki manganowe - powie-
dzia�em. - Zwane naukowo bu�ami manganowymi. Bardzo pospolite
w Pacyfiku.
- Warto�ciowe?
Roze�mia�em si�. - Mog�yby by�, gdyby mo�na by�o �atwo dosta�
si� do nich - ale nie mo�na, wi�c nie s�. Le�� na dnie oceanu, na
�redniej g��boko�ci czterech i p� tysi�ca metr�w.
Przyjrza� si� dok�adniej jednej z bry�ek i powiedzia�. - Za-
stanawiam si� wi�c, sk�d je wzi��? To troch� za g��boko ,na swobodne
nurkowanie.
- Prawdopodobnie to pami�tki z Mi�dzynarodowego Roku
Geofizycznego. Mark by� fizykochemikiem na jednym z ich okr�t�w na
Pacyfiku. - Wzi��em jeden z notes�w i przekartkowa�em go na chybi�
trafi�. Zawiera� przewa�nie ciasno wypisane r�wnania matematyczne,
nakre�lone zbyt wyszukanym charakterem pisma Marka.
20
Wrzuci�em notes do otwartego kuferka. - Spakujmy te rupiecie
i jedziemy do domu.
W�o�yli�my wszystko z powrotem, pomieszane jak groch z kapust�,
i znie�li�my kuferek do samochodu. W drodze do domu Geordie
zapyta�: - Co by� powiedzia� na jakie� przedstawienie dzi� wieczo-
rem? - Podczas swych rzadkich wizyt w mie�cie mia� s�abo�� do
wystawnych musicali.
� Je�li potrafisz zdoby� bilety - odpowiedzia�em. - Nie mam
ochoty sta� w kolejce.
� Dostan� je - powiedzia� z du�� pewno�ci� siebie. - Znam
kogo�, komu wy�wiadczy�em par� przys�ug. S�uchaj, wypu�� mnie
tutaj, a za p� godziny lub troch� p�niej przyjd� do ciebie, do
mieszkania.
Wysadzi�em go, a gdy dotar�em do swego bloku, wzi��em najpierw
kuferek Marka, bo mia�em go pod r�k�, a potem wr�ci�em do
samochodu po przek�adni� Geordiego. Nast�pnie przez pewien czas
zajmowa�em si� ustaleniem, czego b�d� potrzebowa�, �eby wyp�yn��
z nim na morze; okaza�o si� jednak, �e mam wi�kszo�� potrzebnych
rzeczy, wi�c lista by�a bardzo kr�tka i sporz�dzenie jej nie zabra�o
wiele czasu.
Po chwili przy�apa�em si� na tym, �e spogl�dam na kuferek.
Postawi�em go wi�c na ��ku, otworzy�em i patrzy�em na to, co
pozosta�o po �yciu Marka. Mia�em nadziej�, �e kiedy ja odejd� z tego
�wiata, to zostawi� co� wi�cej ni� par� ksi��ek, par� ubra� i w�tpliw�
reputacj�. Ubrania nie by�y szczeg�lnie interesuj�ce, kiedy jednak
podnios�em marynark�, z wewn�trznej kieszeni wypad� ma�y, oprawny
w sk�r� notesik.
Podnios�em go i przejrza�em dok�adnie. Najwyra�niej by� to
pami�tnik, lecz wi�kszo�� notatek sporz�dzono stenograficznie, sys-
temem Pitmana, lecz przerobionym na sw�j w�asny spos�b, wskutek
czego by�y niezrozumia�e dla nikogo, pr�cz ich autora - Marka.
Z rzadka pojawia�y si� szeregi wzor�w chemicznych i matematycz-
nych, a gdzieniegdzie skomplikowane geometryczne rysuneczki. Przy-
pomnia�em sobie, �e Mark ju� w szkole zwyk� bazgra� sobie machinal-
nie, i cz�sto besztano go za stan jego zeszyt�w. W �adnym z tych
rysunk�w nie mo�na by�o dopatrze� si� sensu.
Po�o�y�em pami�tnik na toalecie i zabra�em si� do wi�kszych
notes�w. By�y znacznie bardziej interesuj�ce, cho� niewiele �atwiejsze
do zrozumienia. Najwyra�niej Mark pracowa� nad teori� tworzenia
bry�ek, kt�ra jednak, �agodnie m�wi�c, by�a niedorzeczna - przynaj-
mniej z punktu widzenia ortodoksyjnej fizykochemii. Skala czasu,
21
jak� si� pos�ugiwa�, by�a nierealna, a jego analiza jako�ciowa ju� na
pierwszy rzut oka wydawa�a si� niepoprawna.
Wkr�tce pos�ysza�em wchodz�cego Geordiego. Wsun�� g�ow� do
sypialni i powiedzia� triumfalnie: - Dosta�em bilety. Zjemy pierwszo-
rz�dny obiad, a potem p�jdziemy do teatru.
- To diabelnie dobry pomys� - powiedzia�em. Wrzuci�em notesy
i ubranie do kuferka, zamkn��em go i przywi�za�em sznurkiem wieko.
Geordie na ten widok pokiwa� g�ow�. - Odkry�e� co� inte-
resuj�cego?
U�miechn��em si�. - Nic, z tym wyj�tkiem, �e Mark mia� �wira.
Uchwyci� si� jakiego� cholernie g�upiego pomys�u na temat tych bry�ek
i dosta� kr��ka na ich punkcie.
Wepchn��em kuferek pod ��ko i zacz��em przebiera� si� do
wyj�cia.
3
Obiad by� dobry, przedstawienie jeszcze lepsze, wi�c jechali�my do
domu napchani wspania�ym jedzeniem i syci �wietnej rozrywki. Geordie
by� w doskona�ym humorze i pod�piewywa� chrapliwym, niemelodyj-
nym g�osem jedn� z piosenek wykonywanych tego wieczoru. Obaj
zreszt� byli�my w weso�ym nastroju.
Zaparkowa�em samoch�d przed blokiem i wysiedli�my. Ci�gle
jeszcze m�y� drobny kapu�niaczek, lecz pomy�la�em, �e do rana
powinno si� rozpogodzi�. To dobrze; przyda�aby si� �adna pogoda na
m�j urlop. Spojrza�em na niebo i zdr�twia�em.
- Geordie, kto� jest w moim mieszkaniu.
Popatrzy� w g�r� i zobaczy� to samo, co ja - blade �wiate�ko,
kt�re porusza�o si� w jednym z okien trzeciego pi�tra, to rozja�niaj�c
si�, to przygasaj�c.
� To latarka. - Jego z�by b�ysn�y w ciemno�ci, gdy u�miechn��
si� szeroko. - Ju� dawno nie trafi�a mi si� porz�dna b�jka.
� Chod�my - powiedzia�em i wbiegli�my do sieni.
Geordie z�apa� mnie za r�k�, gdy naciska�em guzik od windy. -
Poma�u! Zr�bmy to jak nale�y - powiedzia�. - Poczekaj chwil�,
a potem wjedziesz wind�. Ja wbiegn� po schodach - powinni�my
znale�� si� na trzecim pi�trze jednocze�nie. Zamkniemy obie drogi
wyj�cia.
U�miechn��em si� i zasalutowa�em. - Tak jest, sier�ancie! -
Zn�w odezwa� si� w nim stary �o�nierz. Geordie przeprowadza�
22
wojskow� operacj� schwytania w�amywacza - a ja wykonywa�em
rozkazy.
Wsiad�em do windy i po chwili wyszed�em z niej na o�wietlony
korytarz. Geordie uzyska� dobry czas w biegu po schodach, ale
oddycha� tak spokojnie, jakby przechadza� si� po r�wninie. Da� mi
znak, �ebym zostawi� drzwi windy otwarte, si�gn�� r�k� do �rodka
i nacisn�� guzik najwy�szego pi�tra. Zamkn��em drzwi i winda
pojecha�a do g�ry.
Z kolei on si� u�miechn��. - Ka�dy, kto zechce opu�ci� dom
w po�piechu, b�dzie musia� skorzysta� ze schod�w. Masz klucz?
Poda�em mu klucz, a Geordie po cichu podszed� do drzwi mojego
mieszkania. Przez niezas�oni�te okno kuchenne zobaczy�em b�ysk
latarki. Geordie ostro�nie wsun�� klucz do zamka. - Wchodzimy
ostro - wyszepta�, obr�ci� klucz, otworzy� nag�ym pchni�ciem drzwi
i wpad� do mieszkania jak rozw�cieczony byk.
Wbieg�em tu� za nim, us�ysza�em okrzyk. - Ojo! - zobaczy�em
o�lepiaj�cy b�ysk i schwyci�em kogo� w drzwiach kuchni. Ten kto�
uderzy� mnie w bok g�owy, zapewne latark�, gdy� �wiat�o zgas�o.
Przez chwil� poczu�em si� oszo�omiony, lecz trzymaj�c go mocno
wysun��em do przodu kolano i poderwa�em je gwa�townie do g�ry.
Us�ysza�em bolesne sapni�cie, a ponad nim grzmi�cy g�os Geordiego
z dalszej cz�ci mieszkania - chyba z sypialni.
Zwolni�em chwyt, wyrzuci�em do przodu pi�� i wrzasn��em z b�lu,
gdy moje kostki uderzy�y we framug� drzwi. M�j przeciwnik wywin��
si� i wybieg� z mieszkania. Wszystko dzia�o si� dla mnie zbyt szybko.
S�ysza�em trzask mebli i g�o�ne przekle�stwa Geordiego. S�aby
tenorowy g�os wo�a�: - Huid! Huid! No dispareis! Emplead cuchi-
llos! - Potem nagle kto� inny wpad� na mnie w ciemno�ci, a ja zn�w
uderzy�em go pi�ci�.
Teraz wiedzia�em, �e ten napastnik z pewno�ci� ma n�, a mo�e
i pistolet; my�l�, �e po prostu wpad�em w sza� - to cudowne, co
nadnercza robi� dla cz�owieka znajduj�cego si� w krytycznej sytuacji.
W �wietle padaj�cym z korytarza spostrzeg�em b�ysk wzniesionego
no�a i r�bn��em w�ciekle faceta w nadgarstek. Rozleg� si� ryk b�lu
i n� stukn�� o pod�og�. Wymierzy�em cios tam, gdzie wed�ug mnie
powinien by� �o��dek - chybi�em.
Co� zn�w uderzy�o mnie w g�ow� i upad�em, gdy jaka� czarna
posta� skoczy�a na mnie. Gdyby nie zatrzyma� si�, �eby kopn�� mnie
w g�ow�, by�by zwia� z �atwo�ci�, a tak zwin��em si�, by unikn�� jego
buta i z�apa�em go za nog�, a on run�� na pod�og� korytarza.
Skoczy�em za nim i zagrodzi�em mu wyj�cie na schody, a on stan��
23
skulony jak do skoku, patrz�c na mnie i rzucaj�c spojrzenia we
wszystkie strony w poszukiwaniu ucieczki. Wtedy zobaczy�em, czym
przed chwil� uderzy� mnie w g�ow� - by� to kuferek Marka.
Nagle odwr�ci� si� i pomkn�� ku �lepemu ko�cowi korytarza. -
Teraz go mam - pomy�la�em z triumfem i pop�dzi�em za nim. On
jednak pami�ta� o tym, o czym ja zapomnia�em - o wyj�ciu
po�arowym.
Mo�e uda�oby si� mu umkn��, lecz jeszcze raz chwyci�em go jak
w meczu rugby i run�li�my na pod�og� tu� przed wyj�ciem. Upadek
pozbawi� mnie tchu, a on skorzysta� ze sposobno�ci, by kopn�� mnie
w twarz. Gdy w oszo�omieniu potrz�sa�em g�ow�, on cisn�� kuferek
Marka w ciemno�ci.
Kiedy zn�w stan��em na nogach, znajdowa�em si� mi�dzy nim
a metalowymi schodkami, a on sta� przede mn� wsuwaj�c do kieszeni
praw� r�k�, teraz ju� woln�. Zobaczy�em, �e wyci�ga pistolet, wtedy
zrozumia�em, czym jest prawdziwy strach. Rzuci�em si� na niego, on
odskoczy� b�yskawicznie w bok, usi�uj�c wydoby� pistolet z kieszeni -
lecz muszka zapewne zaczepi�a o podszewk�.
Wtedy trzasn��em go mocno w szcz�k�, a� zatoczy� si� na najwy�szy
stopie� schod�w po�arowych. Uderzy�em raz jeszcze, rzucaj�c go na
balustrad�, przez kt�r�, ku mojemu przera�eniu, przewin�� si�. Nie wyda�
�adnego d�wi�ku spadaj�c z wysoko�ci trzeciego pi�tra; mia�em wra�enie,
�e up�yn�o du�o czasu, zanim us�ysza�em g�uche uderzenie cia�a o ziemi�.
Spojrza�em w d�, lecz w ciemno�ci nie zobaczy�em niczego.
Poczu�em, �e dr�� mi r�ce zaci�ni�te na �elaznej por�czy. Us�ysza�em
tupot krok�w, odwr�ci�em si� i ujrza�em Geordiego p�dz�cego w d�
po schodach. - Zostaw ich! - krzykn��em. - Oni maj� bro�!
Nie zatrzyma� si� jednak i do moich uszu dobieg� tylko t�tent jego
but�w, kiedy zbiega� klatk� schodow�.
Wysoki, chudy m�czyzna, kt�ry by� moim s�siadem, wyszed�
w szlafroku ze swego mieszkania. - No, co tu si� dzieje? - zapyta�
gderliwie. - Cz�owiek nie mo�e s�ucha� radia przez te wszystkie ha�asy.
- Zadzwo� na policj�. Usi�owano tu pope�ni� morderstwo -
powiedzia�em.
Twarz mu zbiela�a i utkwi� wzrok w mojej r�ce. Zerkn��em na ni�
i zobaczy�em zakrwawiony koniec r�kawa marynarki. Nie pami�ta�em,
�eby kto� d�gn�� mnie no�em, nic te� nie czu�em.
Spojrza�em zn�w na s�siada. - No, pospiesz si�! - wrzasn��em
na niego.
Huk wystrza�u rozleg� si� w klatce schodowej i obaj wzdrygn�li�-
my si�.
24
- Chryste!
Zbieg�em z ha�asem po schodach z trzeciego pi�tra na parter,
rozwijaj�c maksymaln� szybko��, i w hallu na dole ujrza�em Geordiego.
Siedzia� na posadzce wpatruj�c si� ze zdumieniem w swoje palce -
czerwone od ciekn�cej po nich krwi.
� Ten sukinsyn postrzeli� mnie! - powiedzia� z niedowierzaniem.
� Gdzie ci� trafi�, na mi�o�� bosk�?
� My�l�, �e w r�k�. Nie czuj� nic gdzie indziej, a strzeli� tylko raz.
Przyjrza�em si� jego d�oni. Krew tryska�a z koniuszka ma�ego
palca. Zacz��em si� �mia� histerycznie, wydaj�c d�wi�ki niewiele
r�ni�ce si� od p�aczu tak d�ugo, dop�ki Geordie nie spoliczkowa�
mnie niezranion� r�k�. - Opami�taj si�, Mik� - rzek� stanowczo.
Do mojej �wiadomo�ci dotar�o trzaskanie drzwiami i g�osy ludzi nad
nami, cho� jak dot�d nikt nie odwa�y� si� zej�� do hallu. Nagle
opanowa�em si�.
� My�l�, �e zabi�em jednego z nich - powiedzia�em bez zwi�zku.
� Nie b�d� g�upi. Jak mog�e� zabi� cz�owieka pi�ci�?
� Zrzuci�em go ze schod�w po�arowych. Spad� z trzeciego pi�tra.
Geordie przyjrza� mi si� uwa�nie. - Lepiej chod�my to obejrze�.
� A jak si� czujesz? - Obaj krwawili�my teraz obficie.
Owin��em jego palec chusteczk� do nosa, kt�ra szybko przybra�a
jasnoczerwon� barw�. - Nic mi nie jest. Nie mo�na nazwa� tego
�mierteln� ran� - powiedzia� z powa�n� min�. Wyszli�my na ulic�
i szybko dotarli�my do alejki prowadz�cej do schod�w po�arowych.
Gdy skr�cili�my w ni�, zobaczyli�my nag�y b�ysk �wiat�a i us�yszeli�my
ryk silnika wraz z trzaskiem zamykanych drzwi auta.
- Uwa�aj! - wrzasn�� Geordie i rzuci� si� w bok.
Zobaczy�em dwa wielkie �lepia reflektor�w p�dz�ce na mnie
z ciemno�ci alejki i rozpaczliwie przylgn��em do �ciany. W�z zarycza�
tu�, tu�, poczu�em, jak owion�� mnie p�d powietrza, po czym z piskiem
zdzieranych opon wzi�� zakr�t i znikn��.
Jeszcze przez chwil� s�ysza�em zamieraj�cy w oddali szum silnika.
Oderwa�em si� od �ciany i dygocz�c wci�gn��em g��boko powietrze.
W �wietle naro�nej- latarni zobaczy�em Geordiego podnosz�cego si�
z ziemi. - Chryste! - westchn��em. - Nie wiadomo, co jeszcze si�
wydarzy.
� Ta banda to nie s� zwyczajni w�amywacze - stwierdzi� Geordie,
otrzepuj�c ubranie. - S� cholernie zajadli. Gdzie te schody po�arowe?
� Jeszcze kawa�ek dalej - odpowiedzia�em.
Poszli�my powoli uliczk� i Geordie natkn�� si� na le��cego na
chodniku m�czyzn�, kt�rego str�ci�em ze schod�w. Pochylili�my si�
25
nad nim i w s�abym �wietle zobaczyli�my jego g�ow�. By�a prze-
krzywiona pod nieprawdopodobnym k�tem, a w czasce widnia�o
g��bokie, krwawe wkl�ni�cie.
Geordie rzek� - Nie ma co si� przygl�da�. Nie �yje.
4
- I twierdzi pan, �e m�wili po hiszpa�sku - powiedzia� inspektor.
Kiwn��em g�ow� ze znudzeniem. - Gdy tylko weszli�my do
mieszkania, kto� krzykn�� po hiszpa�sku "Uwaga!" i zaraz znalaz�em
si� w centrum bijatyki. Chwil� p�niej inny m�czyzna krzykn��:
"Wychod�cie; nie strzela� - u�ywajcie no�y". My�l�, �e to by� ten
cz�owiek, kt�rego str�ci�em ze schod�w po�arowych.
Inspektor popatrzy� na mnie w zadumie. - Ale m�wi pan, �e on
chcia� strzela� do pana.
� Straci� przedtem sw�j n�, a ja szed�em na niego.
� Czy dobrze zna pan hiszpa�ski, panie Trevelyan?
- Do�� dobrze - odpowiedzia�em. - Cztery lata temu mia�em
sporo roboty opodal wybrze�y po�udniowo-zachodniej Europy. Moja
baza by�a w Hiszpanii. Zada�em sobie tyle trudu, by nauczy� si�
hiszpa�skiego - mam smyka�k� do j�zyk�w.
Lekarz zawi�za� schludny w�ze� na banda�u spowijaj�cym moje
rami� i powiedzia� - To b�dzie si� trzyma�, ale przez jaki� czas niech
pan nie pr�buje pos�ugiwa� si� t� r�k�. - Spakowa� swoj� walizeczk�
i wyszed�.
Podnios�em si� i rozejrza�em po mieszkaniu - przypomina�o
polowy punkt opatrunkowy na zbombardowanym obszarze. By�em
obna�ony do pasa i mia�em zabanda�owane rami�, a Geordie chlubi�
si� zgrabnym opatrunkiem na ma�ym palcu. Pi� w�a�nie herbat�
odstawiaj�c wyprostowany paluszek jak elegancka paniusia na garden
party.
Mieszkanie by�o w ruinie. Czego nie rozbili w�amywacze, zosta�o
roztrzaskane w czasie walki. Krzes�o bez n�g le�a�o w rogu, a kawa�ki
szk�a z pot�uczonej szyby w szafie bibliotecznej za�ciela�y dywan.
Dwaj mundurowi policjanci stali niewzruszenie w rogach pokoju,
a facet w cywilu za pomoc� rozpylacza pokrywa� proszkiem wszystko
dooko�a.
Inspektor zn�w zabra� g�os. - Wr��my do tego ponownie - ilu
ich by�o?
- Ja mia�em przeciw sobie dw�ch na raz - odpowiedzia� Geordie.
26
�
Ja te� mia�em do czynienia z dwoma - dorzuci�em. -
Przypuszczam jednak, �e jeden z nich napad� najpierw na Geordiego.
Trudno powiedzie� - wszystko dzia�o si� tak szybko.
� Czy ten cz�owiek, kt�rego s�yszeli�cie, powiedzia� "no�a" czy
"no�y"?
Zastanowi�em si�. - Powiedzia� "no�y".
- Wi�c by�o ich wi�cej ni� dw�ch - stwierdzi� inspektor.
- By�o ich czterech - odezwa� si� niespodziewanie Geordie.
Inspektor spojrza� na niego z podniesionymi brwiami.
� Widzia�em trzech m�czyzn w wozie, kt�ry przejecha� tu� obok
nas. Jeden prowadzi�, a dw�ch wsiad�o w po�piechu. Plus jeden
martwy pod domem - to razem czterech.
� Ach tak - powiedzia� inspektor. - Jeden czeka� na nich
w samochodzie. Prosz� mi powiedzie�, w jaki spos�b zosta� pan
postrzelony?
Na ustach Geordiego pojawi� si� u�miech. - W jaki spos�b
zostaje si� postrzelonym? Z pistoletu.
Inspektor, nieco wytr�cony z r�wnowagi, wyja�ni� osch�ym to-
nem - Chodzi mi o to, w jakich okoliczno�ciach to si� sta�o?
� No c�, goni�em ma�ego sukinsyna po schodach i, cholera,
prawie ju� go z�apa�em w hallu. Zorientowa� si�, �e nie umknie, wi�c
odwr�ci� si� i trafi� mnie. Jednak go nie schwyta�em. By�em tak
zaskoczony, �e usiad�em - wtedy zobaczy�em krew.
� Powiedzia� pan, �e by� ma�y?
� W�a�nie. Ma�y szczyl, nie wy�szy ni� metr sze��dziesi�t.
� A wi�c dw�ch m�czyzn zbieg�o na d�, jeden by� w aucie,
a jeden spad� ze schod�w po�arowych - podsumowa� inspektor. Mia�
grubo ciosan�, kwadratow� twarz z czujnymi szarymi oczami, kt�re
nagle skierowa�y si� na mnie, �widruj�c badawczym spojrzeniem. -
M�wi pan, �e ten cz�owiek zrzuci� kuferek na uliczk� pod blokiem?
� Tak jest.
� Nie znale�li�my go, panie Trevelyan.
� Musieli go zabra� tamci. Wtedy, gdy omal nas nie przejecha-
li - odpar�em.
� Sk�d wiedzieli, �e on tam jest? - zapyta� �agodnie.
� Nie wiem. Mo�e zobaczyli, jak spada. Przypuszczam, �e w�z
by� zaparkowany w tej uliczce, a kierowca czeka�, a� inni zejd�
schodami po�arowymi.
Inspektor skin�� g�ow�. - Czy wie pan, co by�o w kuferku?
Spojrza�em na Geordiego, kt�ry popatrzy� na mnie bez wyrazu. -
Troch� rupieci nale��cych do mojego brata - odpowiedzia�em.
27
�
Jakiego rodzaju by�y te rupiecie?
� Ubrania, ksi��ki, pr�bki geologiczne.
Inspektor westchn��. - Co� wa�nego lub warto�ciowego?
Potrz�sn��em g�ow�. - W�tpi�.
� Co to za pr�bki?
� Ogl�da�em te okazy kr�tko - wyja�ni�em. - Wygl�da�y na
bry�ki manganowe tego rodzaju, jakie cz�sto znajduje si� na dnie
oceanu. Rozumie pan - one s� bardzo pospolite.
� Czy s� warto�ciowe? - nalega�.
� Nie s�dz�, �eby kto�, kto si� na nich zna, uwa�a� je za
warto�ciowe - odpowiedzia�em. - Przypuszczam, �e mia�yby pewn�
warto��, gdyby by�y �atwiej dost�pne, lecz zbyt trudno dosta� si� do
nich - le�� na g��boko�ci trzech - czterech kilometr�w.
Inspektor wydawa� si� zbity z tropu. - Jak, pana zdaniem, pa�ski
brat potraktuje utrat� tych okaz�w i innych swoich rzeczy?
- On nie �yje - rzek�em.
Zainteresowanie inspektora wyra�nie wzros�o. - Ach! Kiedy umar�?
- Mniej wi�cej cztery miesi�ce temu. Na Pacyfiku.
Popatrzy� na mnie z uwag�, a ja ci�gn��em: - M�j brat Mark by�
oceanografem, podobnie jak ja. Zmar� na zapalenie wyrostka robaczko-
wego par� miesi�cy temu i w�a�nie dzisiaj otrzyma�em rzeczy, kt�re po
nim zosta�y. Co si� tyczy tych okaz�w, to powiedzia�bym, �e by�y to
pami�tki z bada� Mi�dzynarodowego Roku Geofizycznego, w kt�rym
bra� udzia�. Niew�tpliwie by�y dla niego interesuj�ce jako dla uczonego.
� Hm - powiedzia� inspektor. - Czy nie brakuje tu jeszcze
czego�, panie Trevelyan?
� O ile wiem, to niczego.
Geordie brz�kn�� fili�ank�. - Przypuszczam, �e byli�my dla nich
zbyt szybcy. My�leli, �e trafi� na co� naprawd� dobrego, lecz nie
dali�my im dosy� czasu. Jeden z nich chwyci� wi�c pierwsz� rzecz, jak�
zobaczy�, i pr�bowa� si� wymkn��.
Przezornie nie wspomnia�em o tym, �e kuferek by� schowany pod
��kiem.
Inspektor spojrza� na Geordiego z wyrazem twarzy zbli�onym do
wzgardy. - To nie jest zwyk�e w�amanie - orzek�. - Pa�skie
wyja�nienie ani nie bierze pod uwag� faktu, �e zadali sobie tyle trudu,
aby odzyska� ten kuferek, ani nie t�umaczy, dlaczego wielokrotnie
u�yli broni. - Czy ma pan jakich� wrog�w w Hiszpanii? - zwr�ci�
si� do mnie.
Wzruszy�em ramionami. - Nie s�dz�.
Zacisn�� wargi. - W porz�dku, panie Trevelyan, zacznijmy zn�w
28
od pocz�tku. Prosz� zacz�� od chwili, gdy zobaczy� pan �wiat�o
w oknach swojego mieszkania...
Min�a ju� trzecia po po�udniu, gdy wreszcie pozbyli�my si� policji,
z tym, �e mieli wr�ci� nast�pnego dnia rano, �eby ponownie sprawdzi�
poszlaki i jeszcze raz wys�ucha� ca�ej historii. Inspektor nie by�
zadowolony, lecz ani on, ani �aden z jego koleg�w nie potrafili si�
dobra� do tego, co by�o nie w porz�dku. Je�li o to chodzi, to i ja nie
potrafi�em! Mia�em wspania�y pocz�tek urlopu. Ostatnie s�owa in-
spektora przed wyj�ciem brzmia�y - Dosz�o tu do �miertelnego
wypadku, panie Trevelyan, to jest bardzo powa�na sprawa. Oczekuj�,
�e obaj panowie pozostaniecie do dyspozycji �ledztwa. Nie jest pan
aresztowany - doda� w taki spos�b, �eby wywo�a� we mnie poczucie,
�e jestem. Potem opu�ci� mieszkanie, a jego zbiry powlok�y si� za nim.
� Innymi s�owy: prosz� nie opuszcza� miasta - powiedzia�em. -
Ten policjant zaczyna nam przynosi� pecha.
� Teraz b�dzie siedzia� na telefonie szukaj�c eksperta od bry�ek
manganowych. My�li, �e tu jest co� podejrzanego - zauwa�y� Geordie.
� Na Boga, ja my�l� to samo! Ale wiele nie znajdzie. Oczywi�cie
zadzwoni do instytutu, b�dzie rozmawia� z Jarvisem lub jak�� inn�
grub� ryb� i us�yszy dok�adnie to samo, co mu powiedzia�em.
Wsta�em, poszed�em do kuchni, wzi��em par� butelek piwa z lod�-
wki i zanios�em do pokoju. Geordie przyjrza� si� im i powiedzia� -
Masz czasami niez�e pomys�y. Powiedz mi, czy te bry�ki s� naprawd�
bezwarto�ciowe?
- Powiedzia�em glinom szczer� prawd� - odpar�em. - Wydaje
si� jednak, �e Mark mia� jakie� osobliwe koncepcje dotycz�ce tworzenia
si� tych bry�ek; ale notesy przepad�y, a bez nich nie mog� sprawdzi�
jego teorii.
Wtedy nagle co� sobie przypomnia�em. - Poczekaj chwilk� -
rzuci�em i poszed�em do sypialni. Rzeczywi�cie, by� tam - ma�y,
oprawny w sk�r� notatnik; nadal le�a� na toalecie. Policjanci nie mieli
powodu, by pomy�le�, �e nie jest m�j i nie ruszyli go.
Wr�ci�em do Geordiego i rzuci�em mu notatnik. - Tego nie
zabrali. Mia�em ci powiedzie� - znalaz�em go w kieszeni jednego
z ubra� Marka. Co o tym s�dzisz?
, Otworzy� notes z zainteresowaniem, lecz widzia�em, �e entuzjazm
opuszcza� go, w miar� jak przewraca� kartki. - Co za diabe�?
� To jest opracowany przez Marka wariant systemu stenografii
Pitmana - powiedzia�em. - W�tpi�, czy nawet stary Isaac Pitman
zrozumia�by co� z tego.
� Co oznaczaj� wszystkie te rysunki?
29
- Mark mia� zwyczaj machinalnego bazgrania w swoich notatkach
- wyja�ni�em. - Musia�by� zastosowa� jak�� metod� psychologiczn�,
�eby znale�� w nich jaki� sens.
Usiad�em, by przemy�le� wydarzenia minionego dnia i spr�bowa�
powi�za� je ze sob�.
� Pos�uchaj, Geordie - odezwa�em si�. - Mark umiera, a Nor-
gaard, jego wsp�pracownik, znika. Jarvis interesuje si� wszystkim, co
dzieje si� w jego dziedzinie nauki, i zna wszelkie ploteczki, wi�c je�li
m�wi, �e nie s�ysza� teraz nic o Norgaardzie, to nie jest prawdopodob-
ne, aby s�ysza� o nim kto� inny. - Podnios�em palec do g�ry - To raz.
� A czy ty wiesz co� o Norgaardzie?
� Tylko to, �e jest jednym z nas, oceanograf�w. Jest Szwedem, ale
podczas Mi�dzynarodowego Roku Geofizycznego pracowa� na amery-
ka�skim statku badawczym. Potem straci�em go z oczu; wiele przyja�ni
i zwi�zk�w kole�e�skich rozpad�o si�, kiedy zako�czy�a si� ta operacja.
� Jak� ma specjalno��?
� Pr�dy oceaniczne. To jeden z tych geniuszy, kt�rzy potrafi�
zaczerpn�� odrobin� wody i powiedzie� ci, kt�r�dy p�yn�a ona milion
lat temu, licz�c od ubieg�ej �rody. My�l�, �e ta dziedzina nie ma swojej
nazwy, wi�c b�d� j� nazywa� paleoakwalogi� - cho� mo�na zwichn��
sobie j�zyk na tym s�owie.
Geordie podni�s� brwi. - Czy naprawd� potrafi� oni zrobi� co�
takiego?
U�miechn��em si�. - Chcieliby, �eby�my w to wierzyli, a ja nie
mam �adnego powodu, by w�tpi�. Ale wed�ug mnie istnieje diabelnie
du�o teorii, kt�re nie znajduj� dostatecznego oparcia w zbyt ma�ej
liczbie ustalonych fakt�w. Moja specjalno�� jest inna - przep-
rowadzam analiz� dostarczonych mi materia��w, a je�li kto� chce
konstruowa� jakie� zwariowane teorie na podstawie tego, co mu
powiem, to jego sprawa.
� A Mark by�, podobnie jak ty, chemikiem analitykiem. Dlaczego
pracowa� razem z Norgaardem? Nie wydaje si�, �eby mieli ze sob� co�
wsp�lnego.
� Nie wiem; naprawd� nie wiem. - Powiedzia�em powoli.
My�la�em o wysoce nieprawdopodobnej teorii, zapisanej w zaginionych
notatnikach Marka.
� W porz�dku - rzek� Geordie. - S�dzisz, �e Norgaard znikn��.
Do czego jeszcze doszed�e�?
� Nast�pna sprawa to Kane. Wszystko to wygl�da cholernie
podejrzanie. Pojawi� si� Kane i potem w�amano si� do mnie. On
wiedzia�, �e nadesz�y te rupiecie - powiedzia�em mu o tym.
30
Geordie zachichota�. - A jak powi��esz tych czterech hiszpa�skich
w�amywaczy z Kanem? Ale konkretnie, nie teoretycznie!
� Niech mnie diabli wezm�, je�li wiem. W tym te� jest co�
dziwnego. Nie mog�em rozpozna�, sk�d oni s� na podstawie ich
akcentu; nigdy przedtem takiego nie s�ysza�em.
� Nie znasz wszystkich odmian hiszpa�skiej wymowy - stwierdzi�
Geordie. - Musia�by� urodzi� si� Hiszpanem, �eby by� a� takim
ekspertem.
� S�usznie. - Nast�pi�a d�uga chwila ciszy, podczas kt�rej
porz�dkowa�em my�li. - Chcia�bym dosta� tego Kane'e w swoje r�ce.
� My�lisz, �e jest w nim co� dziwnego, prawda?
� W�a�nie, ale nie wiem, co takiego. Pr�bowa�em to wykry�,
odk�d go zobaczy�em po raz pierwszy.
� Mik�, my�l�, �e to wszystko bzdury -^ powiedzia� stanowczo
Geordie. - Wydaje mi si�, �e twoja wyobra�nia pracuje ponad
norm�. Prze�y�e� wstrz�s z powodu �mierci brata, potem drugi
w zwi�zku z w�amaniem - ja te�, nawiasem m�wi�c. Ale nie s�dz�,
�eby Norgaard znikn�� w tajemniczy spos�b; przypuszczam, �e siedzi
gdzie� pisz�c prac� doktorsk� o prehistorycznej wodzie. Co si� tyczy
Kane'a nie masz przeciw niemu nic pr�cz niejasnego przeczucia. Ale
powiem ci, co zrobi�. Je�li Kane jest �eglarzem, to prawdopodobnie
b�dzie gdzie� w okolicy basen�w portowych, a skoro tak bardzo go
potrzebujesz, to powiem moim ch�opcom, �eby troch� pow�szyli tu
i tam. Sprawa jest do�� beznadziejna, ale to wszystko, co mog� zrobi�.
� Dzi�ki, Geordie - odrzek�em. - Tymczasem zadzwoni� do
Helen i powiem jej, �e w�amano si� do mojego mieszkania. Nie b�dzie
jej przyjemnie s�ysze�, �e rupiecie Marka przepad�y, ale nic na to nie
poradz�. Mog� tylko bagatelizowa� strat�, powiedzie� jej, �e tak czy
owak to wszystko nie by�o nic warte.
� Czy oddasz jej ten notes?
Po namy�le potrz�sn��em przecz�co g�ow�. - Jaki notes? Powiem
jej, �e ukradziono wszystko. Ona nigdy nie potrafi�aby zrobi� u�ytku
z tych bzdurnych zapisk�w Marka - ja by� mo�e potrafi�.
5
Tej nocy mia�em koszmarne sny.
�ni�a mi si� urocza wyspa na Pacyfiku, z bia�ymi pla�ami i ko�y-
sz�cymi si� na wietrze pi�ropuszami palm, po kt�rej w�drowa�em
zupe�nie beztrosko, dop�ki nie u�wiadomi�em sobie, �e niebo si�
31
�ciemnia i zrywa si� zimny, lodowaty wiatr. Zacz��em biec, lecz stopy
grz�z�y mi w mi�kkim piasku i nie posuwa�em si� wcale do przodu.
Wiedzia�em, przed czym uciekam.
Dopad� mnie w ko�cu, kiedy by�em oparty plecami o pie� palmy,
podchodzi� coraz bli�ej, potrz�saj�c zardzewia�ym no�em kuchennym.
By�em przekonany, �e to holenderski lekarz, chocia� krzycza� po
hiszpa�sku: "Emplead cuchillo - cuchillo - cuchillo!"
By� pijany, mia� spocon� twarz, a gdy si� zbli�a�, czu�em, �e nie
mam si�y si� porusza� i wiedzia�em, �e przebije mnie tym no�em.
W ko�cu jego g�owa znalaz�a si� tu� przy mojej, widzia�em pojedyncze
krople potu na jego l�ni�cym czole i szczup��, ogorza�� twarz. By�a to
twarz Kane'a. Wzi�� zamach i d�gn�� mnie no�em prosto w brzuch.
Obudzi�em si� z krzykiem.
Oddycha�em gwa�townie, chwytaj�c wielkie hausty powietrza, a na
ca�ym ciele czu�em �lisk� warstewk� potu. Bola�a mnie zadra�ni�ta
no�em r�ka. Wreszcie wiedzia�em, co si� nie zgadza�o w opowie�ci
Kane'a.
Drzwi sypialni otworzy�y si� i Geordie zapyta� przyciszonym
g�osem:
� Co si� sta�o, u diab�a?
� Wejd�, Geordie - odpowiedzia�em - nic mi nie jest, to tylko
koszmarny sen.
Zapali�em lampk� nocn�, a Geordie rzek�: - Diabelnie mnie
przestraszy�e�, Mik�.
� Sam si� cholernie przestraszy�em - odpar�em i zapali�em
papierosa. - Ale odkry�em co� - albo co� sobie przypomnia�em.
� Co takiego?
Stukn��em znacz�co Geordiego palcem wskazuj�cym w klatk�
piersiow�. - Wyrostek robaczkowy wyci�to Markowi przed wieloma
laty.
Geordie wygl�da� na wstrz��ni�tego. - Ale �wiadectwo zgonu...
� Nic nie wiem o �wiadectwie zgonu. Jeszcze go nie widzia�em,
wi�c nie wiem, czy jest fa�szywe. Ale wiem, �e cholerny pan Kane jest
fa�szywy.
� Czy jeste� tego pewny?
� Znam lekarza, kt�ry operowa� Marka. Zadzwoni� jeszcze do
niego i sprawdz� to - ale jestem pewny.
� Mo�e ten holenderski lekarz pomyli� si� - zasugerowa� Geordie.-
� By�by cholernie dobrym lekarzem, gdyby potrafi� wyci��
wyrostek, kt�ry nie istnia� - powiedzia�em