16767
Szczegóły |
Tytuł |
16767 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16767 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16767 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16767 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jayne Ann Krentz
SNY
Prze�o�yli
El�bieta Zychowicz
Krzysztof Soko�owski
CZʌ� I
Prze�o�y�a El�bieta Zychowicz
ROZDZIA� PIERWSZY
Mia� po uszy tych korowod�w. Pragn�� jej i by� niemal pewien, �e ona r�wnie� go
pragnie. Dawno ju� przestali by� dzie�mi. Pomi�dzy lud�mi dojrza�ymi niepotrzebne s� te
wszystkie gierki. Poprzysi�g� sobie, �e je�li zn�w go b�dzie dzisiaj zwodzi�, p�jdzie sobie i
wi�cej do niej nie wr�ci.
Nawet je�li potrafi przyrz�dza� najsmaczniejsze jarzyny po chi�sku w ca�ym Oregonie.
Cholera!
Oszukiwa� sam siebie i dobrze o tym wiedzia�. Zjawi si� wjej domu r�wnie� jutro, nawet
je�li dzi� wieczorem ta kobieta uprzejmie wska�e mu drzwi. Um�wi si� jeszcze raz, potem
nast�pny i b�dzie to robi� dop�ty, dop�ki drzwi jej sypialni nie stan� przed nim otworem.
By�o w Dianie Prentice co�, co go fascynowa�o.
Nie, fascynacja to ma�o powiedziane. Diana stawa�a si� jego obsesj� niemal w tym
samym stopniu, co pisanie.
Wyczarowa� w wyobra�ni jej wizerunek i natychmiast poczu� reakcj� w�asnego cia�a. Do
licha, mia� ju� czterdziestk� i tego rodzaju problemy powinny by� ju� za nim!
Mimo wszystko fakt, �e nadal gn�bi go ta szczeg�lna przypad�o��, sprawi� mu
satysfakcj�.
Dlaczego jednak akurat Diana Prentice?
Nie przypomina�a urod� wysokich wio�nianych dziewczyn z ok�adki. Mia�a trzydzie�ci
cztery lata, by�a troch� za niska i raczej silnej budowy cia�a.
Niedu�y prosty nos. Broda �wiadcz�ca o stanowczym
Sny
7
charakterze. Wydatne ko�ci policzkowe. Pe�en ciep�a, figlarny u�miech.
Jedynym naprawd� pi�knym i osobliwym akcentem jej urody by� kolor oczu. Oczarowa�y
Colby'ego tak bardzo, �e sp�dzi� mn�stwo czasu, pr�buj�c nazwa� ich barw� i definiuj�c je
wreszcie w przybli�eniu jako orzechowe.
By� pisarzem i wiedzia�, �e powinien pokusi� si� o wi�ksz� oryginalno��. Trudno jednak
okre�li� jednym s�owem t� przedziwn� mieszanin� z�ota, turkusu i zieleni, kt�ra przywodzi�a
na my�l egzotycznego, tajemniczego kota. Zmys�owego, lecz nie daj�cego si� oswoi�. Diana
mog�a z w�asnej woli odda� si� m�czy�nie, nigdy jednak nie pozwoli�aby si� zniewoli�.
Znacznie �atwiej by�o opisa� jej w�osy. Kasztanowe. Br�z przetykany z�ocistymi
pasemkami. Colby od wielu tygodni wyobra�a� sobie, j a k z a n u r z a w nich d�onie, u k � a -
da Dian� na kobiercu zielonej trawy i kocha si� z ni� tak d�ugo, a� wreszcie Diana przestaje
si� opiera�, przestaje si� z nim droczy�.
A� wreszcie poddaje si� ca�kowicie.
Musi si� w ko�cu podda�. Czemu tego nie rozumie? Nale�a�a do niego, na zawsze. Nie
mo�e ci�gle z nim walczy�.
Nachmurzy� si�, za�enowany niezwyk�ym tokiem swych my�li. Niezbyt to do niego
podobne - zapragn�� kobiety tak nagle, tak niecierpliwie.
Colby Savagar zakl�� ze z�o�ci i otworzy� oczy. S�o�ce chyli�o si� ku zachodowi.
Wkr�tce dolin� spowije mrok. Pot�ny g�az, na kt�rym le�a�, nagrzany w ci�gu dnia
promieniami s�onecznymi, szybko traci� ciep�o.
Nad jego g�ow� zatacza� kr�gi ptak, kt�ry wylecia� na wieczorny �er. Colby'emu wyda�o
si�, �e s�yszy z pobliskiej sosny nawo�ywanie jego towarzyszki, m�g� si� jednak myli�.
Wszelkie odg�osy zag�usza� huk spadaj�cej kaskadami spienionej wody.
8
Jayne Ann Krentz
Przekr�ci! si� na bok i wspar� na �okciu. Balansuj�c nog� dla utrzymania r�wnowagi,
wychyli� si� poza kraw�d� skaty, by napawa� si� wspania�ym widowiskiem. Nadszed�
w�a�nie na nie czas i Colby za nic w �wiecie nie chcia� przepu�ci� okazji.
Poni�ej jego punktu obserwacyjnego wyp�ywa� ze �r�d�a ukrytego w samym sercu g�ry
Wodospad Sp�tanej, toruj�c sobie drog� po�r�d ska�. Pot�ne masy spienionej, skrz�cej si�
wody tworzy�y bia�� �cian� o wysoko�ci powy�ej stu metr�w, wpadaj�c� prosto do rzeki.
Colby wiedzia�, �e za chwil�, w momencie zachodu s�o�ca, bia�y welon wskutek gry
�wiate� zmieni barw� na krwistoczerwon�. Ten widok fascynowa� go zawsze, ilekro� mia�
okazj� na niego patrze�.
Czeka� na pierwsze przeb�yski kolor�w w pyle wodnym, unosz�cym si� zawsze nad
wodospadem. S�o�ce opuszcza�o si� coraz ni�ej, barwi�c niebo wszelkimi odcieniami z�ota i
rzucaj�c refleksy na bia�e pi�ropusze wody. Przez kr�tk� chwil� ze ska� tryska�o szczere
z�oto.
W kilka sekund p�niej z�oto zap�on�o �ywym ogniem, kt�ry z kolei przeobrazi� si� w
krew.
Colby usiad� i obj�wszy ramionami kolana wpatrywa� si� w szkar�atn� wod�. Czas stan��
w miejscu.
Wreszcie s�o�ce skry�o si� zupe�nie i wodospad wr�ci� do swego normalnego wygl�du,
bielej�c w zapadaj�cym zmroku.
Podni�s� g�ow� i ogarn�� wzrokiem niewielkie miasteczko, kt�re przycupn�o po obu
stronach rzeki.
Mo�e jednak pope�ni� b��d, wracaj�c? Co spodziewa� si� tutaj zasta�? Fulbrook Corners
nie zmieni�o si� przez ostatnie dwadzie�cia lat.
Wodospad nadal p�onie czerwieni� o zachodzie s�o�ca, a on tak samo nie cierpi swego
rodzinnego miasteczka jak niegdy�.
Sny
9
Jedyn� nowo�ci� tego lata by�a obecno�� Diany Pren-tice. Na t� my�l Colby wsta� i
ruszy� w d� �cie�k� biegn�c� w�r�d rumowiska pot�nych g�az�w, zalegaj�cych szczyt
Wodospadu Sp�tanej. Diana czeka na niego. Zaprosi�a go na kolacj�, a on obieca� przynie��
wino.
Zastanawia� si� ponuro, czy przyjdzie mu sp�dzi� kolejny wiecz�r w stanie erotycznego
napi�cia. Dlaczego w�a�ciwie si� na to wszystko godzi?
Nie zna� odpowiedzi na to pytanie, podobnie jak na inne - dlaczego przyjecha� na lato do
Fulbrook Cor-ners?
- Uspok�j si�, Specter, dostaniesz swoj� kolacj�. Wiesz doskonale, �e odk�d jeste� u
mnie, nie brakuje ci jedzenia. - Diana Prentice u�miechn�a si� czule do ogromnego �aciatego
psa, kt�ry siedzia� obok jej krzes�a, patrz�c na ni� wyczekuj�co. Podrapa�a go za u c h e m ,
on za� o p a r � ci�ki p y s k n a jej udzie. - Mo�na b y p o m y � l e � , �e przymiera g�odem.
~ Pewnie zawsze by� g�odny, nim spotka� ciebie. -Colby spojrza� z ukosa na psa z nie
ukrywanym obrzydzeniem. Nie lubili si� od pierwszego wejrzenia i obaj doskonale o tym
wiedzieli. Okazywali sobie uprzejmo�� wy��cznie przez wzgl�d na Dian�. - A mo�e ma
worek bez dna zamiast �o��dka? To najbrzydszy pies, jakiego widzia�em w �yciu. Nie ma
odrobiny wdzi�ku, nie zna �adnych sztuczek. Nie widz� w n i m �adnych zalet. A ja przecie�
lubi� psy.
Diana u�miechn�a si� �agodnie, w jej oczach zab�ys�y figlarne iskierki.
- Specter wyra�a si� o tobie w samych superlatywach. Kiedy jeste�my sami.
- Akurat! Najch�tniej zatopi�by k�y w moim gardle. -Colby u�miechn�� si�, pokazuj�c
r�wne z�by. - Toleruje
10
Jayne Ann Krentz
mnie, bo nie chce ci si� narazi�. Boi si�, �e nie dasz mu je��, je�li zacznie rozszarpywa�
na strz�py twoich go�ci.
- Skoro potrafi wysnu� takie wnioski, nie mo�esz nazywa� go g�upim.
- Przecie� nie twierdz�, �e j e s t g�upi. Tylko wstr�tny.
- No, tak - zgodzi�a si� po namy�le Diana. ~ Specter nie jest milutki. Ale te� nigdy nie
przepada�am za tym, co milutkie.
Bo gdyby tak by�o, doda�a w duchu, nie przest�pi�by� progu mego domu, panie Savagar!
Colby, podobnie jak Specter, byl silny i bez w�tpienia niebezpieczny, gdy si� go
sprowokowa�o. Diana wiedzia�a jednak mniej wi�cej tyle samo o jego przesz�o�ci, co o
przesz�o�ci swojego psa. S�ysza�a, �e mieszka w Port-land i ma czterdzie�ci lat, na kt�re
zreszt� wygl�da�. Jego twarz znaczy�y zmarszczki �wiadcz�ce o bezkom-promisowo�ci.
Niemal czarne w�osy by�y poprzetykane srebrnymi nitkami, zw�aszcza na skroniach.
Nadawa�yby mu pewn� dystynkcj�, gdyby mia� wygl�d biznesmena, lekarza czy prawnika.
Poniewa� jednak absolutnie brakowa�o mu tych cech, przypomina� raczej zaprawionego w
bojach wilka.
Zna�a go od kilku tygodni i przez ca�y ten czas chodzi� wy��cznie w d�insach,
sp�owia�ych drelichowych koszulach i znoszonych sportowych butach. Ten styl ubierania si�
dziwnie do niego pasowa�.
- Sk�d wytrzasn�a� tego potwora? - spyta� Colby, bior�c nast�pn� porcj� ry�u z
jarzynami.
- Ze schroniska - u�miechn�a si� na samo wspomnienie. - Spojrzeli�my na siebie i
wiedzieli�my, �e to przeznaczenie.
- Aha! Raczej uzna� ci� od pierwszego rzutu oka za lito�ciw� dusz�. Przecie� nie bez
powodu znalaz� si� w schronisku.
Sny
11
- Kto� go porzuci! - Diana pog�aska�a szorstki* sier��, a Specter przytuli� si� jeszcze
mocniej do jej nogi. Br�zowe �lepia wpatrywa�y si� w ni� z nie skrywanym uwielbieniem.
- Jako� wcale mnie nie dziwi, �e kto� mia� tyle zdrowego rozs�dku, by si� go pozby�.
Co to w og�le za rasa? Pomijaj�c oczywisty fakt, �e w po�owie to smok.
- Nie wiem. Pracownica schroniska powiedzia�a, �e z pewno�ci� ma domieszk� krwi
owczarka, ale co do reszty, nie wiadomo.
- Na pewno w��czy� si� po �mietnikach, zanim trafi� do ciebie.
S p e c t e r wyszczerzy� z�by, p o czym usi�owa� p o k r y � t o szerokim ziewni�ciem.
- A ty co robi�e�, nim sta�e� si� pisarzem? - spyta�a nagle Diana. Jej ciekawo�� ros�a z
dnia na dzie�. Zdawa�a sobie spraw�, �e Colby ogromnie j� poci�ga i denerwowa�o j�, �e p o
d o b a jej si� k t o � , kogo nie z n a . Przywyk�a panowa� nad sob� i swoim �yciem.
- Co popad�o. Przez kr�tki czas by�em w wojsku, potem pracowa�em g��wnie na
budowach, a� wreszcie okaza�o si�, �e mog� si� utrzyma� z pisania.
Wiedzia�a, �e jej pytania go dra�ni�. To by�o jednym z niewielu, na kt�re raczy�
odpowiedzie�. Obraca�a w my�li uzyskane okruchy informacji.
- Mo�e jeszcze troch� ry�u?
- Dzi�ki. - Colby skwapliwie si�gn�� po mis�. - Nie chc� ci� urazi�, ale czy ry� z
jarzynami to kres twoich umiej�tno�ci kulinarnych? Dajesz mi to na ka�d� kolacj�.
- To moja j e d y n a popisowa p o t r a w a - u � m i e c h n � � a si� Diana. - Nigdy nie
mia�am czasu, �eby nauczy� si� goto-iwa�. Poza tym ch�tnie jem warzywa. Musz� liczy�
kalorie. I - Dobrze si� sk�ada, �e i ja lubi� warzywa. - Colby i skropi� poka�ny kopczyk na
talerzu sosem sojowym.
12
Jayne Ann Krentz
- Wyra�nie nie tylko Specter ma wilczy apetyt.
- Ja przynajmniej mam pow�d - odpar� Colby z pe�nymi ustami. - Odby�em dzisiaj
niez�� wspinaczk�.
- Znowu by�e� nad wodospadem?
- Tak.
~ On ci� chyba naprawd� urzek�.
- Zabior� ci� tam o zachodzie s�o�ca. Zobaczysz, jaki to niesamowity widok. Woda
koloru krwi!
Diana wzdrygn�a si�.
- Czy to ci nasun�o tytu� ksi��ki, nad kt�r� pracujesz?
- �Purpurowa mg�a"? Owszem. - Si�gn�� po kieliszek z winem, obrzucaj�c jej twarz
taksuj�cym spojrzeniem.
Diana poczu�a lekki niepok�j. By�a to jedna z przyczyn, dla kt�rych wola�a trzyma� go
na pewien dystans od chwili, gdy kilka tygodni temu zobaczy�a go po raz pierwszy na
poczcie. Wyczuwa�a w tym spojrzeniu co� dziwnie niebezpiecznego, a jednak nie potrafi�a
odm�wi�, gdy kilka dni p�niej wprosi� si� do niej na kolacj�.
Jedno spotkanie poci�gn�o za sob� nast�pne, a teraz, w miesi�c p�niej, bawi�a si�
nierozwa�nie w gr� zmys��w z m�czyzn�, kt�rego nie potrafi�a rozszyfrowa�. Zdrowy
rozs�dek podpowiada� jej, �eby zerwa�a t� znajomo��, zanim wpadnie w pu�apk�, nie mog�a
si� j e d n a k na to zdoby�. Colby zbyt j� intrygowa�, poci�ga�, z�era�a j� ciekawo��. Co� j�
popycha�o do podj�cia ryzyka, dowiedzenia si� czego� wi�cej o wakacyjnym s�siedzie.
- A co ty dzi� robi�a�? - spyta� Colby, jak gdyby wyczuwaj�c, w jakim kierunku biegn�
jej my�li i pragnaq odwr�ci� jej uwag�. i
- To, co zwykle. - Diana poda�a Specterowi sporyi k�s broku��w. Pies po�ar� je
�apczywie, jak gdyby to by� kawa� surowego mi�sa. - Zjad�am �niadanie, napisa�am]
Sny
13
na maszynie kilka ofert pracy oraz list�w, odebra�am poczt�, odby�am d�ugi spacer ze
Specterem i przeczyta�am kilka rozdzia��w �Szoku".
- Co za wspania�e wakacje! A w�a�ciwie czemu wybra�a� t� mie�cin�? Dlaczego nie
pojecha�a� na wybrze�e?
Diana poruszy�a si� niespokojnie. Sama zadawa�a sobie to pytanie, i to nie jeden raz.
- Nie mam poj�cia. Marzy� mi si� spok�j, samotno��. Pewnego dnia, gdy ogl�da�am
map�, wpad�a mi w oko nazwa Fulbrook Corners i nieoczekiwanie podj�am decyzj�.
- A teraz tkwisz tu, dokarmiaj�c mnie i pr�buj�c p r z e b r n � � przez j e d n � z m o i c
h powie�ci. Los p � a t a dziwne figle. Trudno mi jednak uzna� za komplement to, �e czytasz
t� ksi��k� tak d�ugo.
- Nie mog� czyta� wielu rozdzia��w na raz - przyzna�a szczerze Diana, wsuwaj�c do
wielkiego pyska Spec-tera kolejny smako�yk - bo potem strasznie si� boj�.
Colby wzruszy� ramionami.
- Pewnie dlatego, �e nie czytywa�a� przedtem horror�w.
- Przyznaj�, �e nie jest to moja ulubiona lektura. Po przeczytaniu po�owy �Szoku"
rozumiem ju�, �e post�powa�am nader rozs�dnie, unikaj�c ksi��ek z tego gatunku. Je�li
czytam j� przed p�j�ciem spa�, dr�cz� mnie p�niej senne koszmary.
- Chyba powinienem by� dumny ~ odrzek� g�adko. - P�ac� mi w�a�nie za straszenie
ludzi.
- Jak mo�esz pisa� co� takiego? - Diana zmarszczy�a brwi. - Czy to ci� nie m�czy? Nie
przera�a ci� w�asna wyobra�nia?
- Je�li tak si� zdarza, wiem, �e pisanie idzie mi dobrze.
- Chyba nigdy nie zdo�am ci� zrozumie�.
14
Jayne Ann Krentz
- Czy w tym w�a�nie tkwi problem? - spyta� cicho Colby. Odchyli� si� w krze�le,
wyci�gaj�c pod sto�em d�ugie nogi, i dopi� wino. Spogl�da� na ni� ostrym, pytaj�cym
wzrokiem spod na wp� przymkni�tych powiek.
- To dlatego prowadzisz ze mn� t� gr� �patrz-ale-nie--dotykaj"? Usi�ujesz mnie
zrozumie�, zanim zdecydujesz si� p�j�� ze mn� do ��ka?
Diana nie odzywa�a si� przez d�u�sz� chwil�. Specter wyczu� jej napi�cie i spojrza� na
Colby'ego oskar�yciel-skim wzrokiem, jak gdyby prowokuj�c go do nast�pnych agresywnych
posuni��.
- Nie mia�am poj�cia, �e prowadzimy jak�� gr� - powiedzia�a w ko�cu, pr�buj�c
zachowa� zimn� krew, co zawsze wychodzi�o jej na dobre w �wiecie interes�w.
- My�la�am, �e jeste�my po prostu coraz lepszymi przyjaci�mi. Skoro uwa�asz, �e z
mojej s t r o n y to j a k a � gra, mo�e wola�by� wyj��?
Specter nie zawarcza�, ale obna�y� k�y. Colby spojrza� na psa, potem zn�w na Dian�.
- O, nie! - powiedzia� wyra�nie rozbawiony. - Tak �atwo si� mnie nie pozb�dziesz. I nie
zamierzam rezygnowa�. Dobrze wiesz, �e trzymasz mnie w zawieszeniu od pierwszego dnia.
Dopu�ci�a� mnie na pewn� odleg�o�� i dalej ani kroku.
- Rozumiem. - Diana wpada�a w coraz wi�ksz� irytacj�. - A wi�c przyja�� ci� nie
interesuje. Wprosi�e� si� kilkakrotnie na kolacj�, poniewa� si� nudzisz. S�dzisz, �e lato w
Fulbrook Corners b�dzie atrakcyjniejsze, je�li znajdziesz partnerk� do ��ka?
Colby mierzy� j� wzrokiem przez d�ug� chwil�.
- Gwoli �cis�o�ci - rzek� w ko�cu z emfaz� - nigdy nie uwa�a�em Fulbrook Corners za
atrakcyjn� miejscowo��, czy to z partnerk� do ��ka, czy bez.
- To czemu wr�ci�e� po dwudziestu latach?
Sny
15
- Ju� ci to wyja�nia�em. Musia�em podj�� decyzj�, co zrobi� z domem ciotki Jesse i
potrzebne mi by�o spokojne miejsce na doko�czenie �Szkar�atnej mg�y". Postanowi�em upiec
dwie pieczenie przy jednym ogniu.
- My�l�, �e kryje si� w tym co� wi�cej.
- Wolno ci my�le�, co ci si� �ywnie podoba. Ale ostrzegam ci�, Diano. Nie mam
zamiaru pozwoli�, �eby� bawi�a si� moim kosztem.
- Dobrze - odpar�a spokojnie. - Jestem pewna, �e potrafi� uczyni� lepszy po�ytek z
mojego czasu. M�wi�am ci, �e musz� podj�� wa�ne decyzje dotycz�ce mojej pracy i lepiej
b�dzie, je�li skoncentruj� si� na nich, zamiast traci� czas z tob�. Uznajmy, �e to koniec. Oboje
pope�nili�my b��d. Zdarza si�, nawet w naszym wieku. - Wsta�a z wyzywaj�cym u�miechem i
zacz�a zbiera� naczynia ze sto�u. - Deser?
- Tak, poprosz� o deser. - Colby podni�s� si� r�wnie� i post�piwszy par� krok�w w
stron� Diany, przyci�gn�� j� mocno do siebie.
- Colby! - Wspar�a si� d�o�mi o jego pier�, usi�uj�c go odepchn��. W jej oczach
zap�on�a z�o��.
Specter warkn�� ostrzegawczo.
- Uspok�j psa! - poleci� Colby, niemal dotykaj�c wargami ust Diany.
- Dlaczego? Przecie� mnie broni.
- Nie musi ci� broni� przede mn�. Dasz sobie rad� sama. Ka� mu st�d wyj��.
Diana waha�a si� przez chwil�, oszo�omiona gro�bami zar�wno ze strony cz�owieka, jak i
psa, kt�re zdawa�y si� k��bi� wok� niej. Wreszcie zwyci�y� zdrowy rozs�dek.
- Spok�j, Specter - powiedzia�a zdecydowanym tonem. - Dobry piesek. Le�e�! Wszystko
w porz�dku.
Wielki pies nie wygl�da� na specjalnie przekonanego. Przygl�da� si� badawczo pani w
obj�ciach Colby'ego,
16 Jayne Ann Krentz
potem przeni�s� wyra�nie podejrzliwe spojrzenie na m�czyzn�,
- No, dalej, s�ysza�e�, co m�wi�a pani - doda� Colby. - Le�e�! Nie zrobi� jej krzywdy.
Warkn�wszy po raz ostatni, Specter powl�k� si� niech�tnie w k�t pokoju i po�o�y�
pos�usznie, nie spuszczaj�c jednak wzroku z Diany.
- Wyprowadzasz go z r�wnowagi - powiedzia�a. - Mnie zreszt� te�.
- Wobec tego jeste�my kwita. Ty doprowadzasz mnie do sza�u ju� od kilku tygodni. -
Colby wsun�� d�onie w jej w�osy, uwalniaj�c jednym szarpni�ciem l�ni�c� br�zow� mas�. -
D�ugo na to czeka�em. - Pochyli� si� i czubkami palc�w uni�s� jej brod�.
Dianie zabrak�o nagle tchu. Od miesi�ca igra�a z losem, tajemniczym i gro�nym, by
wreszcie wpa�� w jego sid�a. Pozosta�o jej tylko podda� si� temu, co nieuniknione.
- W�a�nie tak, skarbie! - szepn�� Colby, gdy Diana otoczy�a ramionami jego szyj�. -
Wreszcie zaczynasz rozumie�. Czemu by�a� tak piekielnie uparta, czemu wymyka�a� mi si�
przez miesi�c? - Przylgn�� do niej ca�ym cia�em.
Ten poca�unek by� taki, jak go sobie wyobra�a�a, a jednocze�nie zaskoczy� j�. By�o w
nim co� egzotycznego, niemal obcego, a zarazem sprawia� wra�enie rzeczy najbardziej
naturalnej w �wiecie.
Mo�na by s�dzi�, �e napotka�a w osobie Colby'ego dziwn� form� �ycia p�ci m�skiej.
Mimo to mia�a wra�enie, �e zna�a go kiedy� dobrze - w jakim� innym czasie i miejscu - i
obawia�a si� go. Walczy�a z nim.
Colby tuli� j� do siebie coraz mocniej, Diana czul� nap�r jego podnieconego cia�a.
Pragn�� jej i nie czyni� z tego tajemnicy. Co� w niej p�k�o. Zdawa�o jej si�, �e na tego
m�czyzn� i na ten poca�unek czeka�a przez ca�e �ycie.
Jk
Sny
17
P�przytomna, niczym pogr��ona w transie, pozwala�a, by d�onie Colby'ego przesuwa�y
si� po jej ciele. Musn�� czubkami palc�w piersi, po czym z ca�ej si�y przycisn�� do siebie jej
biodra. Diana zadr�a�a i cicho krzykn�a.
Powoli, niech�tnie, odchyli� g�ow� do ty�u i szepta�, wyci�gaj�c jej bluzk� ze spodni i
wdychaj�c �wie�y zapach jej w�os�w:
- Wiedzia�em, �e z tob� b�dzie w�a�nie tak: gwa�townie, cudownie, szale�czo. Mam
uczucie, �e czeka�em na ciebie od bardzo, bardzo dawna.
- Och, Colby, chcia�abym...
- C��. Nic nie m�w. Nie teraz. - Przesun�� kciukiem po jej rozchylonych wargach. - Ten
pierwszy raz b�dzie gwa�towny, dziki. Ale obiecuj� ci, �e p�niej nie b�dziemy si� spieszy�.
P�niej staniemy si� koneserami. Ale nie tym razem. Jestem ciebie zbyt spragniony. - Jego
r�ce zaw�drowa�y pod bluzk� Diany.
Zapi�cie biustonosza odskoczy�o z cichym trzaskiem. Diana zamruga�a powiekami,
pr�buj�c otrz�sn�� si� z otumanienia. Czu�a si� dziwnie rozbita, r�ne cz�ci jej cia�a zdawa�y
si� �y� w�asnym �yciem, jakby wymkn�y si� spod kontroli. Pomy�la�a, �e tak zapewne czuje
si� �ma zwabiona p�omieniem �wiecy.
Odezwa� si� w niej nagle pierwotny kobiecy instynkt.
- Nie - powiedzia�a ledwie dos�yszalnym szeptem. - Nie, Colby - powt�rzy�a, tym razem
nieco pewniej. -Nie teraz. Nie dzi�. J a . . . nie j e s t e m jeszcze gotowa. Musz� pomy�le�. To
nie dlatego, �e...
Zamkn�� jej usta niecierpliwym poca�unkiem, z wyrachowan� powolno�ci� nakry�
palcami napr�one sutki.
- Chc� ci�.
- To nie wystarczy.
- Ty te� mnie chcesz.
18 Jayne Ann Kreutz
- To te� za ma�o. Prosz�, pu�� mnie, Colby.
Przez kr�tk� chwil� mia�a w�tpliwo�ci, czy jej pos�ucha. Wiedzia�a z ca�� pewno�ci�,
kt�ra odbiera�a jej resztki odwagi, �e je�li tego nie uczyni, ona zn�w wpadnie w t�
niezg��bion� otch�a� i razem z nim pogr��y si� w aksamitnym mroku.
Nie by�a na razie na to przygotowana. Zbyt wielu rzeczy o nim nie wiedzia�a, zbyt wielu
nie rozumia�a.
Nagle Colby pu�ci� j� bez s�owa i podszed� gniewnym krokiem do okna. Stan�� przy nim,
wpatruj�c si� w ciemno�� i przegarniaj�c nerwowo palcami w�osy.
Specter obserwowa� go czujnie, ale nawet nie drgn��.
- Dlaczego to robisz? - spyta� Colby, nie odwracaj�c si�. - Zn�w ta sama gra? Nie jeste�
ju� dzieckiem!
Diana zamkn�a na chwil� oczy.
- Masz racj�. Nie jestem dzieckiem. - Wpi�a wzrok w plecy Colby'ego. - I ty te� nie
jeste� dzieckiem! Masz czterdzie�ci lat. Stanowczo zbyt du�o, by si� zachowywa� jak
szczeniak, kt�ry nie dosta� tego, czego chcia� na tylnym siedzeniu samochodu.
Colby odwr�ci� si� gwa�townie, szare oczy p�on�y gniewem.
- Przepraszam - powiedzia� kr�tko. - Chyba �le ci� oceni�em.
- Chyba tak - odrzek�a ostro, ale serce w niej zamar�o. Nie chcia�a, �eby ten wiecz�r tak
si� sko�czy�.
Nie poruszy� si�. Przez d�ug� chwil� wpatrywali si� w siebie, �adne jednak nie
zamierza�o roz�adowa� napi�tej sytuacji.
- Czego ode mnie chcesz? - spyta�a w ko�cu pos�pnie. - Przygody na jedn� noc? Czy te�
kilku szybkich numer�w?
- Czy wygl�dam na durnia? Nikt, kto ma m�zg wi�kszy od ptasiego, nie wpl�tuje si� w
takie przygody.
jifo.
Sny
IB
- Rzeczywi�cie - zgodzi�a si� Diana. - A wi�c czego w�a�ciwie szukasz?
- Czy to nie oczywiste? - wsun�� d�onie do tylnych kieszeni d�ins�w i zacz��
przemierza� ma�y pok�j w t� i z powrotem. - Chc� si� z tob� zwi�za�.
- Na kilka dni? Kilka tygodni? A mo�e na ca�e lato? Zmierzy� j� gniewnym
spojrzeniem.
- Tak, mo�e na ca�e lato. Albo i d�u�ej. Tak d�ugo, jak d�ugo b�dzie nam ze sob� dobrze!
Do diabla, kto potrafi odpowiedzie� na takie pytania? 1 czy zawsze musisz zna� odpowied�?
Diana splot�a palce i wbi�a w nie wzrok.
- Jestem kobiet� interesu - wyja�ni�a przepraszaj�cym tonem. - Lubi� jasne odpowiedzi.
Nie zwyk�am podejmowa� pochopnych decyzji.
- Czy wymuszasz zeznania na ka�dym facecie, kt�ry si� tob� interesuje? Analizujesz
wszystko dog��bnie? Musisz mie� odpowiedzi na wszystkie pytania, zanim podejmiesz
ryzyko? Nic dziwnego, �e nie wysz�a� za m��.
Diana odrzuci�a z w�ciek�o�ci� g�ow�.
- Wyno� si� st�d, Colby! Przerwa� sw� w�dr�wk� po pokoju.
- Przepraszam - mrukn�� szorstko. - Nie powinienem tak m�wi�.
- Owszem. Id� ju� sobie. Przejecha� zn�w palcami po w�osach.
- Zapomnij o tym, co powiedzia�em przed chwil�, dobrze? Nie mia�em prawa.
- Nie, nie mia�e�. A teraz wyjd�, nim poszczuj� ci� psem.
Specter warkn�� ostrzegawczo i podni�s� si�. Wlepi� w Colby'ego czujne spojrzenie i
przyj�� wyczekuj�c� postaw�.
- Nie strasz mnie tym swoim cholernym potworem!
20 Jayne Ann Kreutz
- Colby spiorunowa� psa wzrokiem i zbli�y� si� do Diany. - Je�li chcesz mnie wyrzuci�,
zr�b to sama.
- W�a�nie pr�buj�.
Colby cofn�� si� o par� krok�w. Min� mia� gniewn�, zawiedzion� i - chyba -
zrozpaczon�. ~ Powiedzia�em, �e jest mi przykro.
- Po co zawracasz sobie g�ow� przeprosinami? Jestem pewna, �e to w�a�nie chcia�e�
powiedzie�.
- Nic podobnego! - wybuchn��. - Wierz mi, �e �a�uj� ka�dego s�owa. Nie powinienem
by� w og�le otwiera� ust.
Diana podesz�a do drzwi i otworzy�a je.
- Dobrze. A teraz id� ju�, prosz�.
- Diano, zaczekaj. Chc� z tob� porozmawia�.
- Nie ma ju� o czym.
- Ciekawe, czy b�dziesz tego �a�owa�a tak bardzo jak ja. - Podszed� powoli do drzwi.
- Raczej nie - odpar�a sucho. - Nie mam czego �a�owa�.
- Zazdroszcz� ci - stwierdzi� i wyszed� w noc.
D i a n a z a m k n � � a za n i m drzwi i opar�a si� o nie. Us�ysza�a d�wi�k w��czanego
silnika. Odetchn�a g��boko, pr�buj�c och�on�� i spojrza�a na Spectera.
- My�l� - powiedzia�a do psa - �e pope�ni�am chyba najwi�kszy b��d w moim �yciu.
Albo te� cudem uda�o mi si� go unikn��.
Specter podszed� i przytuli� �eb do jej kolan. Diana pog�aska�a go dr��c� r�k�.
- On mnie czasami przera�a, Specter. Ale te� fascynuje. Nie mog� si� oprze� wra�eniu,
�e znam go z jakiego� innego miejsca i czasu. Co� mi m�wi, �e mo�e by� niebezpieczny, ale
nie wiem, sk�d to wra�enie. I czemu prze�laduje mnie dziwne uczucie, �e on mnie potrzebu-
je? I co gorsza, �e ja potrzebuj� jego?
ROZDZIA� DRUGI
Po jego lewej strome opada�a z hukiem czerwonajak krew woda, rozpylaj�c
szkar�atn� mg��.
Wysoko w g�rze zion�a mrokiem otch�a�jaskinL Wewn�trz, w g��bokich ciemno�ciach
ukryte by�o wej�cie do niewielkiej groty. W tym w�a�nie miejscu zrodzi�y si� dr�cz�ce go
t�sknota i rozpacz.
Wspina� si� �cie�k� ukryt� za wodospadem, wiedz�c, �e nie b�dzie wolny, je�li nie
zaspokoi czego�, co go wabi�o z g��bijaskinl Nie m�g� odej��, dop�ki nie zrobi, czego od
niego ��dano. Ale wiedzia� te�, �e nie mo�e tego zrobi� sam. Potrzebowa� jej, tym razem
musia�ajed-nak przyj�� do niego z w�asnej woli albo oboje pozostan� na zawsze uwi�zieni
w pu�apce.
Colby obudzi� si� nagle, dr��c na ca�ym ciele i pr�buj�c odp�dzi� resztki snu spod
powiek. By�o coraz gorzej. Ten sam sen powraca� wiele razy w ci�gu ostatnich dwudziestu
lat, nigdy jednak nie byl tak realny, wyrazisty i niepokoj�cy, jak tego lata.
Spu�ci� nogi z ��ka i si�gn�� do wy��cznika lampy, w ostatniej chwili zmieniaj�c jednak
zamiar. I bez �wiat�a widzia�, �e trz�s� mu si� r�ce.
Zirytowany wsta� i, nie zadaj�c sobie trudu, by w�o�y� co� na siebie, pomaszerowa� na
d� do staro�wieckiej kuchni. Otworzy� wiekow� lod�wk� i w s�abym �wietle lampki
wpatrywa� si� bezmy�lnie w jej zawarto��.
Do wyboru mia� resztk� sa�atki z tu�czyka, ser
22
Jayne Ann Krentz
w plasterkach, pikle oraz piwo. Zdecydowa� si� na sa�atk� z tu�czyka i piwo. Usiad� przy
zniszczonym d�bowym stole, znanym mu z czas�w dzieci�stwa.
Gotowanie nie by�o mocn� stron� ciotki Jesse, ca�kowicie poch�ania�a j� poezja. Ma�y
siostrzeniec, kt�ry z konieczno�ci znalaz� si� u niej po �mierci matki, szybko nauczy� si� robi�
zakupy i magazynowa� jedzenie w lod�wce. Je�li zdarzy�o mu si� o tym zapomnie�, po
prostu nic nie jedli.
Spogl�daj�c wstecz pomy�la�, �e przyda�a mu si� ta praktyka w kuchni. Przynajmniej za
to winien jest ciotce wdzi�czno��.
Teraz, gdy przekroczy� czterdziestk�, �atwiej mu by�o znale�� w sobie wsp�czucie dla
ciotki Jesse i zrozumie� jej dziwaczne zachowanie, trudny charakter, tendencj� do popadania
w d�ugie stany depresji, sk�onno�� do samotno�ci. Nigdy nie chcia�a ani nie potrzebowa�a ni-
kogo, a tymczasem los zes�a� jej Colby'ego.
Dr�enie r�k usta�o. Wprawnym ruchem otworzy� butelk� piwa. Poci�gn�� spory �yk i
zacz�� rozmy�la� nad rym, jak popsu� dzisiejszy wiecz�r.
Zapewne dosta� to, na co zas�u�y�.
Co, u diab�a, dzieje si� z nim od kilku tygodni? Nie mo�e przesta� my�le� o Dianie
Prentice. Prze�laduje go zupe�nie tak samo, jak tamten sen. Mia� jednak wra�enie, �e,
przynajmniej je�li chodzi o ni�, uda mu si� co� zdzia�a�. Je�li zaci�gnie j� do ��ka, pozb�dzie
si� cho� jednej obsesji.
Dzi� j e d n a k zbytnio si� zap�dzi�. Post�pi� ze zr�czno�ci� s�onia w sk�adzie porcelany i
jego nadzieje rozsypa�y si� jak domek z kart.
Zachowa� si� jak idiota.
Trudno, co si� sta�o, to si� nie odstanie. Colby umia� naprawia� swe b��dy. Musi znale��
spos�b, by odzyska�
Sny
23
stracone przez w�asny brak rozs�dku pozycje. Musi zn�w si� z ni� zobaczy�.
- Czy umy� przedni� szyb�, panno Prentice?
Diana u�miechn�a si� do chudego m�czyzny w roboczym kombinezonie. Eddy Spooner
czeka� z gumow� wycieraczk� w d�oni.
- Tak, poprosz�, Eddy. Bardzo jej si� to przyda.
- Jasne. Kurzu tu w lecie nie brakuje. Czeka pani, a� Colby przyjedzie na poczt�?
Diana skrzywi�a si�. Najwyra�niej wszyscy w Fulbrook Corners wiedzieli o ich
spotkaniach.
- Tak. Widzia�e� go ju�?
- Nie. - Spooner obrzuci� spojrzeniem niedu�y budynek poczty po drugiej stronie ulicy. -
Jeszcze nie. Troch� na niego za wcze�nie.
- Rzeczywi�cie - przyzna�a cicho Diana. Przyjecha�a o tej porze do miasteczka w�a�nie
dlatego, �e chcia�a koniecznie z�apa� Colby'ego, gdy b�dzie odbiera� poczt�.
Wydawa�o jej si�, �e urz�d pocztowy jest gruntem neutralnym i �atwiej b�dzie nawi�za�
zerwane stosunki z Colbym w miejscu, gdzie si� poznali, ni� w starym domu, w kt�rym
mieszka�.
Spooner przygl�da� si� Dianie, myj�c jednocze�nie szyb� gumow� wycieraczk� z
letargicznym wr�cz brakiem zainteresowania.
- S�ysza�em, �e si� zgadali�cie.
- Doprawdy? - Diana postara�a si�, by w jej glosie zabrzmia� ch��d. Nie mia�a
najmniejszej ochoty rozmawia� o swoich sprawach osobistych, zw�aszcza z pracownikiem
stacji benzynowej.
- No tak. Znowu zgarn�� pierwsz� fajn� kobiet�, kt�ra tu przyjecha�a. Zawsze lecia� na
te najlepsze. Ludzie
24
Jayne Ann Krentz
m�wili, �e za wysoko mierzy, ale ja mu powtarza�em, o co chodzi, stary, pr�buj. Nie
masz nic do stracenia. Du�o gadali�my o kobietach.
Diana baczniej przyjrza�a si� m�czy�nie, kt�ry od kilku tygodni nape�nia� bak jej
samochodu. Po raz pierwszy u�wiadomi�a sobie, �e Eddy Spooner jest mniej wi�cej w wieku
Colby'ego, no, mo�e o rok lub dwa starszy. Uderzy�o j�, �e obaj musieli dorasta� w Fulbrook
Comers.
By�o to dla niej zaskoczeniem. Eddy wygl�da�, jak gdyby pochodzi� z ca�kiem innego
�wiata. I nie by�a to wy��cznie kwestia roboczego ubrania oraz ci�kich wojskowych but�w.
Ani te� przerzedzonych jasnych w�os�w, opadaj�cych na ko�nierzyk. Chodzi�o o co� innego,
by� mo�e o wyraz goryczy, znacz�cy rysy przystojnej niegdy� twarzy.
Spooner nale�a� do ludzi, kt�rzy przez ca�e �ycie wini� innych oraz okrutny wszech�wiat
za wszystkie swoje niepowodzenia. Sprawia� wra�enie cz�owieka, kt�ry widzia�, jak wiele
jego marze� rozp�yn�o si� w nico��.
- Przyja�nili�cie si� z Colbym jako ch�opcy? - spyta�a Diana.
- Pewnie. Trzymali�my si� razem. Kiedy wyjecha�, jako� to si� urwa�o. By�em przez
kilka lat w wojsku, ale potem wr�ci�em. A Colby, o, to dopiero szcz�ciarz! On tu nie wr�ci�,
a� dopiero teraz. Ciekawe, po co? Nigdy nie luba tej dziury, a po tym, co zrobi�, nikt tu go
specjalnie te� nie lubi�.
Z�erana ciekawo�ci�, ju� chcia�a zada� nast�pne pytanie, gdy nagle u�ysza�a znajomy
warkot silnika.
- O, jest ju�. Przyjecha�a pani w sam czas. - Spoon-er wrzuci� wycieraczk� do wiadra i
podszed� do okna od strony Diany. - Nale�y si� r�wno dziesi�� dolc�w za benzyn�.
Sny
25
- Dzi�kuj�, Eddy. - Diana si�gn�a po torebk�, jednym okiem zerkaj�c na jeepa, kt�ry
zatrzymywa� si� w�a�nie przed budynkiem poczty.
Spooner wzi�� od niej pieni�dze, patrz�c na Spectera, kt�ry �ledzi� jego ruchy z siedzenia
obok kierowcy.
- Niez�y pies - zauwa�y�.
Specter ziewn��, obna�aj�c bia�e z�biska. By� wyra�nie przyzwyczajony do podobnych
uwag.
- Czasami dobrze jest go mie� w pobli�u - powiedzia�a cicho Diana, klepi�c psa po
karku.
- No, tak, kobieta, kt�ra mieszka sama, powinna mle� psa. Ja te� mia�em kiedy� fajnego
psa. Prawdziwego owczarka. Zdech� kilka lat temu. - Spooner odwr�ci� g�ow�, obserwuj�c
inny samoch�d, wje�d�aj�cy na parking przed poczt�. By� to stary niebieski cadillac.
- No, czas na mnie - powiedzia�a Diana, przekr�caj�c kluczyk w stacyjce.
- Na pani miejscu bym si� nie spieszy� na poczt� - doradzi� Eddy. - Chyba �e chce pani
zobaczy� awantur�. - Popatrzy� na ni� z chytrym u�mieszkiem, jak gdyby czerpa� przewrotn�
przyjemno�� z tego, �e wie, co si� wydarzy.
- Czy co� si� sta�o? - spyta�a Diana.
- Raczej stanie. Widzi pani tego niebieskiego cadillaca?
- Tak. - Colby znikn�� ju� w budynku poczty. Wyra�nie nie zauwa�y� jej samochodu,
stoj�cego po przeciwnej stronie ulicy. Albo te� uda�, �e go nie widzi.
- A widzi pani t� starsz� dam�?
- Kto to taki? - Diana traci�a cierpliwo��. Obrzuci�a szybkim spojrzeniem siwow�os�
kobiet� o kr�lewskiej postawie, kt�ra w�a�nie wysiada�a z samochodu. Towarzyszy� jej
kierowca, pot�ny, muskularny m�czyzna po czterdziestce, z wydatnym brzuszyskiem.
- To sama pani Fulbrook. Oni s� w�a�cicielami pra-
26 Jayne Ann Krerttz
wie ca�ego miasteczka. Tak gdzie� od czas�w mojego pradziadka.
- Doprawdy?
Spooner wyczu� jej wyra�ny brak zainteresowania. Opar� brudn� d�o� o dach buicka i
pochyli� si�, spogl�daj�c spod przymru�onych powiek.
- Pani nic nie wie o naszej wielkiej Margaret Ful-brook, prawda?
- A powinnam co� wiedzie�?
- No, tak na pocz�tek, to powiem pani - m�czyzna celowo przeci�ga� sylaby - �e jest
te�ciow� Savagara.
- Te�ciow�?!
- Aha. i powiem pani co� jeszcze. Ona go nienawidzi!
- Spooner odsun�� si� od samochodu zadowolony, �e uda�o mu si� w ko�cu j�
zaciekawi�. - Do zobaczenia w przysz�ym tygodniu, panno Prentice. Fajnie si� z pani�
rozmawia.
- Do widzenia, Eddy. - Diana by�a ca�kowicie zbita z tropu. Te�ciowa Colby'ego?
Przecie� on nie jest �onaty.
By�a tego pewna. Powiedzia�by jej, gdyby mia� �on�. To nie w jego stylu.
Parkuj�c tu� obok jeepa pomy�la�a, �e jest jeszcze wiele rzeczy, kt�rych nie wie o
Colbym. To w�a�nie powstrzyma�o j� wczoraj od p�j�cia z nim do ��ka.
- Czekaj tu grzecznie - powiedzia�a do Spectera.
- Zawo�am, je�li b�d� potrzebowa�a pomocy.
Specter wymienia� w�a�nie zimne spojrzenia z grubym kierowc� cadillaca. Diana
popatrzy�a na niego przez kr�tk� chwil� i odwr�ci�a wzrok. Okrutna, niezbyt inteligentna
twarz zdradza�a zami�owanie do przemocy. Za�o�y�aby si�, �e w dzieci�stwie ten cz�owiek z
upodobaniem wyrywa� muchom skrzyde�ka. Ruszy�a szybkim krokiem w stron� poczty.
Sny
27
Gdy otworzy�a szklane drzwi, panuj�ce wewn�trz napi�cie uderzy�o w ni� niczym fala.
Zaleg�a nienaturalna cisza. Ludzie znajduj�cy si� w �rodku jak gdyby wro�li w pod�og�.
Zamiast plotkowa� w najlepsze czy wymienia� uwagi na temat pogody, jak to zwykle na
poczcie bywa�o, gapili si� zahipnotyzowani na scen� rozgrywaj�c� si� przed ich oczami.
Colby odwraca� si� w�a�nie od okienka z plikiem list�w w d�oni. Spojrza� w stron� drzwi
i zobaczy� Dian�. Mierzy� j� przez chwil� spojrzeniem szarych b�yszcz�cych oczu, po czym
przeni�s� wzrok na Margaret Ful-brook, kt�ra zagrodzi�a mu drog�.
- Harry powiedzia� mi, �e przyjecha�e� tu na �ato. - G�os starszej pani brzmia� w�adczo,
jak g�os osoby przywyk�ej do rozkazywania. - W pierwszej chwili nie uwierzy�am. Potem
jednak przypomnia�am sobie, �e nigdy nie brakowa�o ci tupetu.
- Czasami tylko w ten spos�b mog�em co� zyska� -odpar� zimno Colby. - Przepraszam,
pani Fulbrook. Kto� na mnie czeka.
- Kto? Ta Prentice? �al mi jej. Nie wie, kim jeste�.
- Nie, zupe�nie zreszt�, jak pani - powiedzia� Colby z t�umion� w�ciek�o�ci�.
- ly sukinsynu! - sykn�a pani Fulbrook.
- Nie pani pierwsza sugeruje t� mo�liwo�� i zapewne nie ostatnia. Ale chyba nie mo�e
pani powiedzie� tego o moim synu, co? Prawd� m�wi�c, gdybym kiedykolwiek us�ysza�, �e
m�wi pani cokolwiek o moim synu...
- Dzie� dobry, Colby. - Diana oderwa�a si� wreszcie od pod�ogi i ruszy�a w stron�
Colby'ego ze swoim najbardziej czaruj�cym �s�u�bowym" u�miechem. - Ciesz� si�, �e ci�
widz�. Mia�am zamiar zadzwoni� do ciebie p�niej i przypomnie� o obiecanej wycieczce nad
wodospad. - Teraz obdarzy�a u�miechem urz�dniczk�, kt�ra
28 Jayne Ann Krentz
przygl�da�a si� tej potyczce z otwartymi ustami. - Masz co� dzisiaj dla mnie, Bernice?
Spiesz� si�.
Bernice zamkn�a usta, w�druj�c spojrzeniem od Colby'ego do pani Fulbrook, nast�pnie
do Diany.
- Tylko jeden list.
- Dzi�kuj�. - Diana rzuci�a okiem na znajomy charakter pisma, po czym wrzuci�a
kopert� do torebki. Uj�a Colby'ego pod rami� swobodnym gestem, czuj�c jego napi�te
mi�nie. Nast�pnie u�miechn�a si� do Margaret Ful-brook, przygl�daj�cej im si� z ponur�
min�. - Wybaczy nam pani, prawda? Colby dawno obieca� mi t� wycieczk�. Przygotowa�am
lunch i par� innych rzeczy.
- Jest pani r�wnie g�upia jak moja c�rka. Ale przynajmniej nie jest pani m�od� niewinn�
dziewczyn�. Wydaje si� pani do�� doros�a, by odpowiada� za w�asne b��dy. 1 niech pani
zapami�ta moje s�owa: ka�da kobieta, kt�ra wi��e si� z Co�bym Savagarem, pope�nia po-
wa�ny b��d. - Pani Fulbrook wzruszy�a pogardliwie ramionami i wysz�a.
Instynkt podpowiedzia� Dianie, by natychmiast p�j�� w jej �lady. Pragn�a, by nikt z
zebranych nie pomy�la� przypadkiem, �e Colby wzi�� sobie t� scen� do serca.
- Zanosi si� na upalny dzie� - zauwa�y�a lekko, prowadz�c Colby'ego w kierunku drzwi.
- Chyba powinnam wzi�� kostium k�pielowy. Och, i trzeba kupi� troch� chips�w. Nie
wyobra�am sobie pikniku bez chips�w! Czy zadba�e� o co� zimnego do picia?
Gdy wyszli z poczty na rozgrzane powietrze, Diana zamilk�a. Gruby m�czyzna wysiad�
powoli z cadiUaca i pom�g� wsi��� Margaret Fulbrook, rzucaj�c Colby'e-mu jadowite
spojrzenie.
- Dobra - powiedzia� cicho Colby, gdy dotarli do czarnego jeepa. - Akcja ratunkowa
zako�czona. Czy powinienem ci podzi�kowa�?
Sny
20
Diana przys�oni�a oczy, patrz�c na cadillaca wyje�d�aj�cego z parkingu.
- To zale�y od tego, j a k bardzo potrzebowa�e� pomocy.
- Cholernie. Min�o dwadzie�cia lat, odk�d po raz ostatni sta�em twarz� w twarz z t�
star� wied�m�. Wyszed�em z wprawy. Ale my�l�, �e wci�� da�bym rad� Harry'emu. Nie�le
przybra� na wadze.
- Harry to jej kierowca?
- Harry Gedge to taki ch�opak do wszystkiego. S�ucha jej jak pies. - Colby straci�
zainteresowanie tamt� par�. - M�wi�a� serio o pikniku, czy by� to wy��cznie pretekst do
podj�cia akcji ratunkowej?
Diana wci�gn�a g��boko powietrze i przygotowa�a si� na przyj�cie nieprzyjemnych
wie�ci.
- To zale�y od tego, czy Margaret Fulbrook jest naprawd� twoj� te�ciow�.
- Widz�, �e ju� kto� zd��y� ci� nafaszerowa� informacjami.
- Eddy Spooner na stacji beri2ynowej - przyzna�a.
- Poczciwy stary Eddy. C�, cz�ciowo ma racj�. O�eni�em si� z c�rk� Margaret
Fulbrook dwadzie�cia lat temu.
~ I...?
- Co i?
- Jeste� dalej �onaty?
- Nie.
- Piek�o zamarznie, nim doczekam si� od ciebie wyczerpuj�cej odpowiedzi - stwierdzi�a
z wyrzutem.
- A ty lubisz jasne sytuacje, tak? - u�miechn�� si� lekko.
- Musz� uzyska� kilka informacji, zanim p�jd� z tob� do ��ka - odpar�a spokojnie.
Colby zamar�. Na jego twarzy pojawi� si� wyraz napi�cia.
30
Jayne Ann Krentz
- Czy�by� wci�� bra�a pod uwag� t� mo�liwo��?
- Owszem.
W szarych oczach rozb�ys�a radosna ulga, skin�� kr�tko g�ow�.
- Je�li po po�udniu pojedziesz ze mn� na piknik, obiecuj� odpowiedzie� ci na par� pyta�
zwi�zanych z Margaret Fulbrook.
- Umowa stoi. - Diana ruszy�a w stron� swojego samochodu.
- Przyjad� po ciebie za godzin�. I w�� sportowe buty! ~ zawo�a� za ni� Colby. - Tam
jest �lisko.
- Zachowa�em si� wczoraj jak sko�czony osio�. Przepraszam ci� bardzo. - Colby po�o�y�
si� na boku z nie�wiadomym, m�skim wdzi�kiem, wspar� si� na �okciu, podkurczy� kolano.
B��dzi� wzrokiem po rozci�gaj�cym si� daleko w dole miasteczku.
Diana siedzia�a na kocu po turecku, ws�uchana w huk wodospadu. Pod��y�a wzrokiem za
spojrzeniem Colby'ego. Szosa, biegn�ca przez w�w�z r�wnolegle do rzeki, z tej wysoko�ci
przypomina�a w�sk�, wij�c� si� wst��k�. Diana widzia�a st�d stary most, spinaj�cy obie
cz�ci Fulbrook Corners. Jej domek, kt�ry znajdowa� si� po tej samej stronie, co dom
Colby'ego, by� ledwie widoczny.
Specter, zrozumiawszy, �e chipsy sko�czy�y si� bezpowrotnie, wylegiwa� si� na
rozgrzanej s�o�cem skale.
- Mo�e i zachowa�e� si� jak osio� - zgodzi�a si� po chwili milczenia - ale cz�ciowo to
moja wina. Nie potrafi�am sobie poradzi� z ca�� t� sytuacj�. Sporo o tym my�la�am i dosz�am
do wniosku, �e mia�e� racj�. Moje zachowanie mog�o ci� zmyli�.
- Musz� przyzna�, �e twoje wyznanie przynios�o mi ulg�. Ciesz� si�, �e nie by�a to
kwestia mojej wyobra�ni.
Sny 31
Diana u�miechn�a si� z rozbawieniem.
- Spodziewam si�, �e maj�c tak� wyobra�ni�. Jak twoja, musisz zachowywa� du��
ostro�no�� w interpretacji zachowa� i sytuacji.
Colby podni�s� puszk� z piwem i poci�gn�� d�ugi �yk. Ich oczy si� spotka�y.
- Potrafi� panowa� nad swoj� wyobra�ni�. Prawie zawsze.
- Rozumiem. To z panowaniem nad hormonami masz k�opoty.
- Nad hormonami te� przewa�nie panuj�. Tylko w twojej obecno�ci zaczynaj�
wariowa�.
Diana przygryz�a doln� warg�.
- My�l�, �e mnie to po trosze zachwyci�o i podnieci�o - przyzna�a ca�kiem szczerze. ~ W
twojej obecno�ci mam podobne k�opoty z... hormonami. - Odwr�ci�a wzrok, nie mog�c
wytrzyma� jego spokojnego spojrzenia. - Zwykle obce mi s� takie problemy. Dawno nie
czu�am si� tak... no... rozdra�niona, jak przy tobie.
- A wi�c powinni�my si� nad sob� zlitowa� i przespa� si� wreszcie - stwierdzi� sucho.
Diana j � k n � � a z oburzenia i wspar�a si� na �okciach.
- Ale� ty jeste� romantyczny - zauwa�y�a z ironi�.
- Pisz� horrory, nie romanse.
- To �adne wyt�umaczenie.
- Najwy�szy czas, �eby�my przestali zachowywa� si� jak dzieci. �adne z nas nie chce
chyba, �eby powt�rzy� si� wczorajszy wiecz�r.
- Zawr� z tob� jeszcze jedn� umow� - powiedzia�a Diana. - Je�li nie wspomnisz wi�cej
o wczorajszym wieczorze, ja r�wnie� o nim nie wspomn�.
Colby wzruszy� ramionami.
- Zgadzam si� na wszystko, dop�ki nie b�dziesz pr�-
32
Jayne Ann Krentz
bowala sko�czy� tego, co dzieje si� mi�dzy nami. S� jeszcze chipsy?
- Obawiam si�, �e Specter zjad� reszt�.
Colby obrzuci� �pi�cego psa niech�tnym spojrzeniem.
- B�d� musia� odby� z tym potworem powa�n� rozmow�.
- Skoro wspomnia�e� o powa�nej rozmowie...
- Tak?
- Opowiedz mi o Margaret Fulbrook.
- Ach, prawda, obieca�em udzieli� ci kilku wyja�nie�. - Colby poci�gn�� kolejny �yk
piwa. - W�a�ciwie niewiele jest do opowiadania. O�eni�em si� z Cynthi� Fulbrook, co
automatycznie uczyni�o z tej wied�my moj� te�ciow�.
- A co si� sta�o z Cynthi�?
- Nie �yje.
- Och, tak mi przykro.
- Margaret Fulbrook zawsze wini�a mnie za jej �mier�, jak i za wiele innych rzeczy,
Chyba powinienem zacz�� od pocz�tku.
- S�ucham.
Colby westchn�� i spojrza� zn�w na odleg�e miasteczko.
- Moja matka i ciotka Jesse urodzi�y si� w Fulbrook Corners. Po z�ej stronie wodospadu,
jak m�wi� tutaj. - U�miechn�� si� ponuro, pokazuj�c r�k� skupisko dach�w po lewej stronie
rzeki. - Ugrz�z�y tam na ca�e �ycie. Moja matka pracowa�a w miejscowej kawiarni i marzy�a
o �lubie z m�czyzn� z drugiego brzegu.
- A ciotka?
Oczy Colby'ego nabra�y nagle �agodnego wyrazu.
- Ciotka Jesse mia�a r�wnie� wiele marze�, ale nie dotyczy�y one ma��e�stwa ani
przeprowadzki na drugi brzeg. Ona przelewa�a swoje marzenia na papier w nie-
Sny
33
zliczonych strofach wierszy i opowiada�, kt�re prawie nigdy nie by�y publikowane.
Uwa�a�a si� za pisark�, na-li wet je�li nikt tego nie uznawa� i czu�a si� w obowi�zku �y�
zgodnie z tym wizerunkiem. By�a ekscentryczna, nieobliczalna i kapry�na. �y�a w swoim
�wiecie. Ale po �mierci mojej matki przygarn�a mnie bez chwili wahania. By�a dla mnie
dobra na sw�j dziwny spos�b. I nauczy�a mnie wielu rzeczy.
- Czego?
- Przede wszystkim, jak troszczy� si� o siebie. Pozostawi�a mnie po prostu w�asnej
pomys�owo�ci, dzi�ki czemu dorasta�em w �wiadomo�ci, �e jedyn� osob�, na kt�r� mog�
liczy�, jestem ja sam.
- A ojciec? - spyta�a Diana ostro�nie.
- Nie mia�em zaszczytu go pozna�. Pracowa� przez kr�tki czas w pobliskim tartaku, na
tyle d�ugo, by zrobi� mojej matce dziecko, a potem da� nog�.
'� - Och!
Colby spojrza� na ni�.
- Tak, to najlepiej okre�la ca�� sytuacj�. W ka�dym razie, �eby ci� nie nudzi�
szczeg�ami, wychowywa�em si� u ciotki Jesse. I chyba troch� zdzicza�em, sta�em si�
niebezpiecznym �obuzem z drugiego brzegu rzeki. Mia�em wieczne k�opoty. Gdy gin�y z
samochod�w wycieraczki, ja by�em winien. Gdy na szkolnej pota�c�wce wybuch�a b�jka, te�
mnie wskazywano palcem. To ja obrywa�em, gdy szeryf Thorp dowiadywa� si� o nocnych
wy�cigach samochodowych na River Road.
- A ty, oczywi�cie, zawsze by�e� niewinny?
- Oczywi�cie... ~ U�miechn�� si� lekko. - Z wyj�tkiem wy�cig�w.
- Jednym s�owem nale�a�e� do ch�opak�w, przed kt�rymi ostrzega�y nas matki -
podsumowa�a Diana z rozbawieniem.
34
Jayne Ann Krentz
- Obawiam si�, �e tak. - Colby przekr�ci� si� na plecy i pod�o�y� r�ce pod g�ow�.
- No c�, to ma sens. Tacy ch�opcy zawsze byli najbardziej interesuj�cy. Zawsze
chcia�am takiego pozna�.
- Ale si� nie uda�o?
- Niestety. Nie by�am w ich typie. Po pierwsze, niezbyt �adna, a po drugie, zbyt
powa�na. Od pierwszego dnia w szkole wiedzia�am, �e musz� do czego� doj��, �l�cza�am bez
przerwy nad ksi��kami. A po sko�czeniu szko�y posz�am na studia i poch�on�a mnie praca.
- I przestali ci� interesowa� ch�opcy, kt�rzy kradn� wycieraczki, je�d�� zbyt szybko i
nosz� za d�ugie w�osy? Nie pasowaliby do twojego stylu �ycia?
- Tego nie wiem. Powiedzia�am ci przecie�, �e nigdy kogo� takiego nie spotka�am.
- Podzi�kuj za to losowi. Mog�aby�, na przyk�ad, zaj�� w ci���, tak jak Cynthia
Fulbrook.
- Zrobi�e� dziecko c�rce Margaret Fulbrook? - spyta�a Diana po chwili wahania.
- Tak.
- No i co dalej? - spyta�a z rozdra�nieniem. - Nie zamierzasz chyba sko�czy� opowie�ci
w tym miejscu.
- Cynthia Fulbrook by�a ksi�niczk� Fulbrook Cor-ners. Najbogatsza, naj�adniejsza i
najlepiej ubrana dziewczyna w szkole �redniej. Na szesnaste urodziny dosta�a od rodzic�w
nowiute�ki czerwony kabriolet. Mog�a mie� ka�dego ch�opaka. By�a m�odsza ode mnie o rok,
szala�em za ni�, jak reszta samc�w w tym mie�cie.
- A ty si� jej podoba�e�?
- Uwa�a�a, �e jestem interesuj�cy, ale rodzice nie spuszczali jej z oka.
- Ach, syndrom zakazanego owocu.
- I to z obu stron - przyzna� Colby. - Nic si� jednak nie wydarzy�o wtedy mi�dzy nami,
dopiero gdy poszed-
Sny
35
�em do wojska. Jawi�o mi si� jako droga ucieczki z Ful-brook Corners. Eddy Spooner
wst�pi� do wojska razem ze mn�. Tamtego lata, gdy mia�em dziewi�tna�cie lat, przyjecha�em
do domu na urlop i spotka�em Cynthi�, kt�ra w�a�nie sko�czy�a szko�� i wybiera�a si� na stu-
dia. Spojrza�a na mnie tylko raz i postanowi�a zakosztowa� zakazanego owocu.
- A ty spojrza�e� na ni� tylko raz i postanowi�e� sprawdzi�, jak to jest p�j�� do ��ka z
ksi�niczk�?
- Co� w tym rodzaju. Ale obojgu nam tylko si� zdawa�o, �e jeste�my doro�li. Ja da�bym
sobie g�ow� uci��, �e wiem wszystko na temat �rodk�w ostro�no�ci, Cynthia by�a pewna, �e
zna bezpieczne okresy cyklu i inne naturalne sposoby unikania ci��y. No i zaryzykowali�my.
- A Cynthia zasz�a w ci���. Colby skin�� ponuro g�ow�.
~ Prze�yli�my istne piek�o. Cynthia by�a �miertelnie przera�ona. Matka zrobi�a jej
awantur�, ojciec zagrozi�, �e wsadzi mnie do wi�zienia lub zastrzeli. Oboje postanowili, �e
trzeba natychmiast pozby� si� po cichutku ci��y. Ani przez chwil� nie brali pod uwag�
ewentualno�ci ma��e�stwa.
- Uciekli�cie wi�c - podpowiedzia�a Diana.
- My�leli�my, �e si� kochamy. A przynajmniej ja tak my�la�em. Wydawa�o mi si�, �e
musz� chroni� j� przed rodzicami. Nie s�dz�, �eby biedna Cynthia w og�le wtedy nad
czymkolwiek si� zastanawia�a. By�a k��bkiem nerw�w, rozdarta pomi�dzy rozgniewanymi
rodzicami a nieodpowiednim dla niej ch�opakiem. Nim zd��y�a och�on��, wywioz�em j� z
miasta. Wzi�li�my �lub w Reno, a nast�pnie udali�my si� do bazy wojskowej, w kt�rej
stacjonowa�em. W siedem miesi�cy p�niej urodzi� si� Brandon.
- Brandon?
- M�j syn.
36
J ay ne Ann Krentz
Diana u�miechn�a si�, s�ysz�c wyra�n� dum� w jego glosie.
- A co si� sta�o z Cynthi�?
- Jej rodzice wywierali na ni� presj� przez ca�y czas, grozili wydziedziczeniem, je�li nie
wr�ci do domu. Ona za� nie by�a przygotowana do macierzy�stwa. Nie chcia�a Brandona.
Wszystko zdarzy�o si� przez g�upi przypadek i postanowi�a, �e nie b�dzie za to p�aci� ca�ym
�yciem. Mo�e mia�a racj�? Do diab�a, nie wiem.
- A kto wie w tym wieku?
- Tak. Kto wie? Ci�gle si� k��cili�my i pewnego dnia, po powrocie do domu, ju� jej tam
nie zasta�em. Zostawi�a mi kartk� z wiadomo�ci�, �e Brandon jest u s�siadki i �e ona ma ju�
tego do��. Zrujnowa�a sobie �ycie. Wraca do rodzic�w i chce zacz�� wszystko od pocz�tku.
Nigdy jej ju�