16767

Szczegóły
Tytuł 16767
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16767 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16767 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16767 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jayne Ann Krentz SNY Prze�o�yli El�bieta Zychowicz Krzysztof Soko�owski CZʌ� I Prze�o�y�a El�bieta Zychowicz ROZDZIA� PIERWSZY Mia� po uszy tych korowod�w. Pragn�� jej i by� niemal pewien, �e ona r�wnie� go pragnie. Dawno ju� przestali by� dzie�mi. Pomi�dzy lud�mi dojrza�ymi niepotrzebne s� te wszystkie gierki. Poprzysi�g� sobie, �e je�li zn�w go b�dzie dzisiaj zwodzi�, p�jdzie sobie i wi�cej do niej nie wr�ci. Nawet je�li potrafi przyrz�dza� najsmaczniejsze jarzyny po chi�sku w ca�ym Oregonie. Cholera! Oszukiwa� sam siebie i dobrze o tym wiedzia�. Zjawi si� wjej domu r�wnie� jutro, nawet je�li dzi� wieczorem ta kobieta uprzejmie wska�e mu drzwi. Um�wi si� jeszcze raz, potem nast�pny i b�dzie to robi� dop�ty, dop�ki drzwi jej sypialni nie stan� przed nim otworem. By�o w Dianie Prentice co�, co go fascynowa�o. Nie, fascynacja to ma�o powiedziane. Diana stawa�a si� jego obsesj� niemal w tym samym stopniu, co pisanie. Wyczarowa� w wyobra�ni jej wizerunek i natychmiast poczu� reakcj� w�asnego cia�a. Do licha, mia� ju� czterdziestk� i tego rodzaju problemy powinny by� ju� za nim! Mimo wszystko fakt, �e nadal gn�bi go ta szczeg�lna przypad�o��, sprawi� mu satysfakcj�. Dlaczego jednak akurat Diana Prentice? Nie przypomina�a urod� wysokich wio�nianych dziewczyn z ok�adki. Mia�a trzydzie�ci cztery lata, by�a troch� za niska i raczej silnej budowy cia�a. Niedu�y prosty nos. Broda �wiadcz�ca o stanowczym Sny 7 charakterze. Wydatne ko�ci policzkowe. Pe�en ciep�a, figlarny u�miech. Jedynym naprawd� pi�knym i osobliwym akcentem jej urody by� kolor oczu. Oczarowa�y Colby'ego tak bardzo, �e sp�dzi� mn�stwo czasu, pr�buj�c nazwa� ich barw� i definiuj�c je wreszcie w przybli�eniu jako orzechowe. By� pisarzem i wiedzia�, �e powinien pokusi� si� o wi�ksz� oryginalno��. Trudno jednak okre�li� jednym s�owem t� przedziwn� mieszanin� z�ota, turkusu i zieleni, kt�ra przywodzi�a na my�l egzotycznego, tajemniczego kota. Zmys�owego, lecz nie daj�cego si� oswoi�. Diana mog�a z w�asnej woli odda� si� m�czy�nie, nigdy jednak nie pozwoli�aby si� zniewoli�. Znacznie �atwiej by�o opisa� jej w�osy. Kasztanowe. Br�z przetykany z�ocistymi pasemkami. Colby od wielu tygodni wyobra�a� sobie, j a k z a n u r z a w nich d�onie, u k � a - da Dian� na kobiercu zielonej trawy i kocha si� z ni� tak d�ugo, a� wreszcie Diana przestaje si� opiera�, przestaje si� z nim droczy�. A� wreszcie poddaje si� ca�kowicie. Musi si� w ko�cu podda�. Czemu tego nie rozumie? Nale�a�a do niego, na zawsze. Nie mo�e ci�gle z nim walczy�. Nachmurzy� si�, za�enowany niezwyk�ym tokiem swych my�li. Niezbyt to do niego podobne - zapragn�� kobiety tak nagle, tak niecierpliwie. Colby Savagar zakl�� ze z�o�ci i otworzy� oczy. S�o�ce chyli�o si� ku zachodowi. Wkr�tce dolin� spowije mrok. Pot�ny g�az, na kt�rym le�a�, nagrzany w ci�gu dnia promieniami s�onecznymi, szybko traci� ciep�o. Nad jego g�ow� zatacza� kr�gi ptak, kt�ry wylecia� na wieczorny �er. Colby'emu wyda�o si�, �e s�yszy z pobliskiej sosny nawo�ywanie jego towarzyszki, m�g� si� jednak myli�. Wszelkie odg�osy zag�usza� huk spadaj�cej kaskadami spienionej wody. 8 Jayne Ann Krentz Przekr�ci! si� na bok i wspar� na �okciu. Balansuj�c nog� dla utrzymania r�wnowagi, wychyli� si� poza kraw�d� skaty, by napawa� si� wspania�ym widowiskiem. Nadszed� w�a�nie na nie czas i Colby za nic w �wiecie nie chcia� przepu�ci� okazji. Poni�ej jego punktu obserwacyjnego wyp�ywa� ze �r�d�a ukrytego w samym sercu g�ry Wodospad Sp�tanej, toruj�c sobie drog� po�r�d ska�. Pot�ne masy spienionej, skrz�cej si� wody tworzy�y bia�� �cian� o wysoko�ci powy�ej stu metr�w, wpadaj�c� prosto do rzeki. Colby wiedzia�, �e za chwil�, w momencie zachodu s�o�ca, bia�y welon wskutek gry �wiate� zmieni barw� na krwistoczerwon�. Ten widok fascynowa� go zawsze, ilekro� mia� okazj� na niego patrze�. Czeka� na pierwsze przeb�yski kolor�w w pyle wodnym, unosz�cym si� zawsze nad wodospadem. S�o�ce opuszcza�o si� coraz ni�ej, barwi�c niebo wszelkimi odcieniami z�ota i rzucaj�c refleksy na bia�e pi�ropusze wody. Przez kr�tk� chwil� ze ska� tryska�o szczere z�oto. W kilka sekund p�niej z�oto zap�on�o �ywym ogniem, kt�ry z kolei przeobrazi� si� w krew. Colby usiad� i obj�wszy ramionami kolana wpatrywa� si� w szkar�atn� wod�. Czas stan�� w miejscu. Wreszcie s�o�ce skry�o si� zupe�nie i wodospad wr�ci� do swego normalnego wygl�du, bielej�c w zapadaj�cym zmroku. Podni�s� g�ow� i ogarn�� wzrokiem niewielkie miasteczko, kt�re przycupn�o po obu stronach rzeki. Mo�e jednak pope�ni� b��d, wracaj�c? Co spodziewa� si� tutaj zasta�? Fulbrook Corners nie zmieni�o si� przez ostatnie dwadzie�cia lat. Wodospad nadal p�onie czerwieni� o zachodzie s�o�ca, a on tak samo nie cierpi swego rodzinnego miasteczka jak niegdy�. Sny 9 Jedyn� nowo�ci� tego lata by�a obecno�� Diany Pren-tice. Na t� my�l Colby wsta� i ruszy� w d� �cie�k� biegn�c� w�r�d rumowiska pot�nych g�az�w, zalegaj�cych szczyt Wodospadu Sp�tanej. Diana czeka na niego. Zaprosi�a go na kolacj�, a on obieca� przynie�� wino. Zastanawia� si� ponuro, czy przyjdzie mu sp�dzi� kolejny wiecz�r w stanie erotycznego napi�cia. Dlaczego w�a�ciwie si� na to wszystko godzi? Nie zna� odpowiedzi na to pytanie, podobnie jak na inne - dlaczego przyjecha� na lato do Fulbrook Cor-ners? - Uspok�j si�, Specter, dostaniesz swoj� kolacj�. Wiesz doskonale, �e odk�d jeste� u mnie, nie brakuje ci jedzenia. - Diana Prentice u�miechn�a si� czule do ogromnego �aciatego psa, kt�ry siedzia� obok jej krzes�a, patrz�c na ni� wyczekuj�co. Podrapa�a go za u c h e m , on za� o p a r � ci�ki p y s k n a jej udzie. - Mo�na b y p o m y � l e � , �e przymiera g�odem. ~ Pewnie zawsze by� g�odny, nim spotka� ciebie. -Colby spojrza� z ukosa na psa z nie ukrywanym obrzydzeniem. Nie lubili si� od pierwszego wejrzenia i obaj doskonale o tym wiedzieli. Okazywali sobie uprzejmo�� wy��cznie przez wzgl�d na Dian�. - A mo�e ma worek bez dna zamiast �o��dka? To najbrzydszy pies, jakiego widzia�em w �yciu. Nie ma odrobiny wdzi�ku, nie zna �adnych sztuczek. Nie widz� w n i m �adnych zalet. A ja przecie� lubi� psy. Diana u�miechn�a si� �agodnie, w jej oczach zab�ys�y figlarne iskierki. - Specter wyra�a si� o tobie w samych superlatywach. Kiedy jeste�my sami. - Akurat! Najch�tniej zatopi�by k�y w moim gardle. -Colby u�miechn�� si�, pokazuj�c r�wne z�by. - Toleruje 10 Jayne Ann Krentz mnie, bo nie chce ci si� narazi�. Boi si�, �e nie dasz mu je��, je�li zacznie rozszarpywa� na strz�py twoich go�ci. - Skoro potrafi wysnu� takie wnioski, nie mo�esz nazywa� go g�upim. - Przecie� nie twierdz�, �e j e s t g�upi. Tylko wstr�tny. - No, tak - zgodzi�a si� po namy�le Diana. ~ Specter nie jest milutki. Ale te� nigdy nie przepada�am za tym, co milutkie. Bo gdyby tak by�o, doda�a w duchu, nie przest�pi�by� progu mego domu, panie Savagar! Colby, podobnie jak Specter, byl silny i bez w�tpienia niebezpieczny, gdy si� go sprowokowa�o. Diana wiedzia�a jednak mniej wi�cej tyle samo o jego przesz�o�ci, co o przesz�o�ci swojego psa. S�ysza�a, �e mieszka w Port-land i ma czterdzie�ci lat, na kt�re zreszt� wygl�da�. Jego twarz znaczy�y zmarszczki �wiadcz�ce o bezkom-promisowo�ci. Niemal czarne w�osy by�y poprzetykane srebrnymi nitkami, zw�aszcza na skroniach. Nadawa�yby mu pewn� dystynkcj�, gdyby mia� wygl�d biznesmena, lekarza czy prawnika. Poniewa� jednak absolutnie brakowa�o mu tych cech, przypomina� raczej zaprawionego w bojach wilka. Zna�a go od kilku tygodni i przez ca�y ten czas chodzi� wy��cznie w d�insach, sp�owia�ych drelichowych koszulach i znoszonych sportowych butach. Ten styl ubierania si� dziwnie do niego pasowa�. - Sk�d wytrzasn�a� tego potwora? - spyta� Colby, bior�c nast�pn� porcj� ry�u z jarzynami. - Ze schroniska - u�miechn�a si� na samo wspomnienie. - Spojrzeli�my na siebie i wiedzieli�my, �e to przeznaczenie. - Aha! Raczej uzna� ci� od pierwszego rzutu oka za lito�ciw� dusz�. Przecie� nie bez powodu znalaz� si� w schronisku. Sny 11 - Kto� go porzuci! - Diana pog�aska�a szorstki* sier��, a Specter przytuli� si� jeszcze mocniej do jej nogi. Br�zowe �lepia wpatrywa�y si� w ni� z nie skrywanym uwielbieniem. - Jako� wcale mnie nie dziwi, �e kto� mia� tyle zdrowego rozs�dku, by si� go pozby�. Co to w og�le za rasa? Pomijaj�c oczywisty fakt, �e w po�owie to smok. - Nie wiem. Pracownica schroniska powiedzia�a, �e z pewno�ci� ma domieszk� krwi owczarka, ale co do reszty, nie wiadomo. - Na pewno w��czy� si� po �mietnikach, zanim trafi� do ciebie. S p e c t e r wyszczerzy� z�by, p o czym usi�owa� p o k r y � t o szerokim ziewni�ciem. - A ty co robi�e�, nim sta�e� si� pisarzem? - spyta�a nagle Diana. Jej ciekawo�� ros�a z dnia na dzie�. Zdawa�a sobie spraw�, �e Colby ogromnie j� poci�ga i denerwowa�o j�, �e p o d o b a jej si� k t o � , kogo nie z n a . Przywyk�a panowa� nad sob� i swoim �yciem. - Co popad�o. Przez kr�tki czas by�em w wojsku, potem pracowa�em g��wnie na budowach, a� wreszcie okaza�o si�, �e mog� si� utrzyma� z pisania. Wiedzia�a, �e jej pytania go dra�ni�. To by�o jednym z niewielu, na kt�re raczy� odpowiedzie�. Obraca�a w my�li uzyskane okruchy informacji. - Mo�e jeszcze troch� ry�u? - Dzi�ki. - Colby skwapliwie si�gn�� po mis�. - Nie chc� ci� urazi�, ale czy ry� z jarzynami to kres twoich umiej�tno�ci kulinarnych? Dajesz mi to na ka�d� kolacj�. - To moja j e d y n a popisowa p o t r a w a - u � m i e c h n � � a si� Diana. - Nigdy nie mia�am czasu, �eby nauczy� si� goto-iwa�. Poza tym ch�tnie jem warzywa. Musz� liczy� kalorie. I - Dobrze si� sk�ada, �e i ja lubi� warzywa. - Colby i skropi� poka�ny kopczyk na talerzu sosem sojowym. 12 Jayne Ann Krentz - Wyra�nie nie tylko Specter ma wilczy apetyt. - Ja przynajmniej mam pow�d - odpar� Colby z pe�nymi ustami. - Odby�em dzisiaj niez�� wspinaczk�. - Znowu by�e� nad wodospadem? - Tak. ~ On ci� chyba naprawd� urzek�. - Zabior� ci� tam o zachodzie s�o�ca. Zobaczysz, jaki to niesamowity widok. Woda koloru krwi! Diana wzdrygn�a si�. - Czy to ci nasun�o tytu� ksi��ki, nad kt�r� pracujesz? - �Purpurowa mg�a"? Owszem. - Si�gn�� po kieliszek z winem, obrzucaj�c jej twarz taksuj�cym spojrzeniem. Diana poczu�a lekki niepok�j. By�a to jedna z przyczyn, dla kt�rych wola�a trzyma� go na pewien dystans od chwili, gdy kilka tygodni temu zobaczy�a go po raz pierwszy na poczcie. Wyczuwa�a w tym spojrzeniu co� dziwnie niebezpiecznego, a jednak nie potrafi�a odm�wi�, gdy kilka dni p�niej wprosi� si� do niej na kolacj�. Jedno spotkanie poci�gn�o za sob� nast�pne, a teraz, w miesi�c p�niej, bawi�a si� nierozwa�nie w gr� zmys��w z m�czyzn�, kt�rego nie potrafi�a rozszyfrowa�. Zdrowy rozs�dek podpowiada� jej, �eby zerwa�a t� znajomo��, zanim wpadnie w pu�apk�, nie mog�a si� j e d n a k na to zdoby�. Colby zbyt j� intrygowa�, poci�ga�, z�era�a j� ciekawo��. Co� j� popycha�o do podj�cia ryzyka, dowiedzenia si� czego� wi�cej o wakacyjnym s�siedzie. - A co ty dzi� robi�a�? - spyta� Colby, jak gdyby wyczuwaj�c, w jakim kierunku biegn� jej my�li i pragnaq odwr�ci� jej uwag�. i - To, co zwykle. - Diana poda�a Specterowi sporyi k�s broku��w. Pies po�ar� je �apczywie, jak gdyby to by� kawa� surowego mi�sa. - Zjad�am �niadanie, napisa�am] Sny 13 na maszynie kilka ofert pracy oraz list�w, odebra�am poczt�, odby�am d�ugi spacer ze Specterem i przeczyta�am kilka rozdzia��w �Szoku". - Co za wspania�e wakacje! A w�a�ciwie czemu wybra�a� t� mie�cin�? Dlaczego nie pojecha�a� na wybrze�e? Diana poruszy�a si� niespokojnie. Sama zadawa�a sobie to pytanie, i to nie jeden raz. - Nie mam poj�cia. Marzy� mi si� spok�j, samotno��. Pewnego dnia, gdy ogl�da�am map�, wpad�a mi w oko nazwa Fulbrook Corners i nieoczekiwanie podj�am decyzj�. - A teraz tkwisz tu, dokarmiaj�c mnie i pr�buj�c p r z e b r n � � przez j e d n � z m o i c h powie�ci. Los p � a t a dziwne figle. Trudno mi jednak uzna� za komplement to, �e czytasz t� ksi��k� tak d�ugo. - Nie mog� czyta� wielu rozdzia��w na raz - przyzna�a szczerze Diana, wsuwaj�c do wielkiego pyska Spec-tera kolejny smako�yk - bo potem strasznie si� boj�. Colby wzruszy� ramionami. - Pewnie dlatego, �e nie czytywa�a� przedtem horror�w. - Przyznaj�, �e nie jest to moja ulubiona lektura. Po przeczytaniu po�owy �Szoku" rozumiem ju�, �e post�powa�am nader rozs�dnie, unikaj�c ksi��ek z tego gatunku. Je�li czytam j� przed p�j�ciem spa�, dr�cz� mnie p�niej senne koszmary. - Chyba powinienem by� dumny ~ odrzek� g�adko. - P�ac� mi w�a�nie za straszenie ludzi. - Jak mo�esz pisa� co� takiego? - Diana zmarszczy�a brwi. - Czy to ci� nie m�czy? Nie przera�a ci� w�asna wyobra�nia? - Je�li tak si� zdarza, wiem, �e pisanie idzie mi dobrze. - Chyba nigdy nie zdo�am ci� zrozumie�. 14 Jayne Ann Krentz - Czy w tym w�a�nie tkwi problem? - spyta� cicho Colby. Odchyli� si� w krze�le, wyci�gaj�c pod sto�em d�ugie nogi, i dopi� wino. Spogl�da� na ni� ostrym, pytaj�cym wzrokiem spod na wp� przymkni�tych powiek. - To dlatego prowadzisz ze mn� t� gr� �patrz-ale-nie--dotykaj"? Usi�ujesz mnie zrozumie�, zanim zdecydujesz si� p�j�� ze mn� do ��ka? Diana nie odzywa�a si� przez d�u�sz� chwil�. Specter wyczu� jej napi�cie i spojrza� na Colby'ego oskar�yciel-skim wzrokiem, jak gdyby prowokuj�c go do nast�pnych agresywnych posuni��. - Nie mia�am poj�cia, �e prowadzimy jak�� gr� - powiedzia�a w ko�cu, pr�buj�c zachowa� zimn� krew, co zawsze wychodzi�o jej na dobre w �wiecie interes�w. - My�la�am, �e jeste�my po prostu coraz lepszymi przyjaci�mi. Skoro uwa�asz, �e z mojej s t r o n y to j a k a � gra, mo�e wola�by� wyj��? Specter nie zawarcza�, ale obna�y� k�y. Colby spojrza� na psa, potem zn�w na Dian�. - O, nie! - powiedzia� wyra�nie rozbawiony. - Tak �atwo si� mnie nie pozb�dziesz. I nie zamierzam rezygnowa�. Dobrze wiesz, �e trzymasz mnie w zawieszeniu od pierwszego dnia. Dopu�ci�a� mnie na pewn� odleg�o�� i dalej ani kroku. - Rozumiem. - Diana wpada�a w coraz wi�ksz� irytacj�. - A wi�c przyja�� ci� nie interesuje. Wprosi�e� si� kilkakrotnie na kolacj�, poniewa� si� nudzisz. S�dzisz, �e lato w Fulbrook Corners b�dzie atrakcyjniejsze, je�li znajdziesz partnerk� do ��ka? Colby mierzy� j� wzrokiem przez d�ug� chwil�. - Gwoli �cis�o�ci - rzek� w ko�cu z emfaz� - nigdy nie uwa�a�em Fulbrook Corners za atrakcyjn� miejscowo��, czy to z partnerk� do ��ka, czy bez. - To czemu wr�ci�e� po dwudziestu latach? Sny 15 - Ju� ci to wyja�nia�em. Musia�em podj�� decyzj�, co zrobi� z domem ciotki Jesse i potrzebne mi by�o spokojne miejsce na doko�czenie �Szkar�atnej mg�y". Postanowi�em upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. - My�l�, �e kryje si� w tym co� wi�cej. - Wolno ci my�le�, co ci si� �ywnie podoba. Ale ostrzegam ci�, Diano. Nie mam zamiaru pozwoli�, �eby� bawi�a si� moim kosztem. - Dobrze - odpar�a spokojnie. - Jestem pewna, �e potrafi� uczyni� lepszy po�ytek z mojego czasu. M�wi�am ci, �e musz� podj�� wa�ne decyzje dotycz�ce mojej pracy i lepiej b�dzie, je�li skoncentruj� si� na nich, zamiast traci� czas z tob�. Uznajmy, �e to koniec. Oboje pope�nili�my b��d. Zdarza si�, nawet w naszym wieku. - Wsta�a z wyzywaj�cym u�miechem i zacz�a zbiera� naczynia ze sto�u. - Deser? - Tak, poprosz� o deser. - Colby podni�s� si� r�wnie� i post�piwszy par� krok�w w stron� Diany, przyci�gn�� j� mocno do siebie. - Colby! - Wspar�a si� d�o�mi o jego pier�, usi�uj�c go odepchn��. W jej oczach zap�on�a z�o��. Specter warkn�� ostrzegawczo. - Uspok�j psa! - poleci� Colby, niemal dotykaj�c wargami ust Diany. - Dlaczego? Przecie� mnie broni. - Nie musi ci� broni� przede mn�. Dasz sobie rad� sama. Ka� mu st�d wyj��. Diana waha�a si� przez chwil�, oszo�omiona gro�bami zar�wno ze strony cz�owieka, jak i psa, kt�re zdawa�y si� k��bi� wok� niej. Wreszcie zwyci�y� zdrowy rozs�dek. - Spok�j, Specter - powiedzia�a zdecydowanym tonem. - Dobry piesek. Le�e�! Wszystko w porz�dku. Wielki pies nie wygl�da� na specjalnie przekonanego. Przygl�da� si� badawczo pani w obj�ciach Colby'ego, 16 Jayne Ann Krentz potem przeni�s� wyra�nie podejrzliwe spojrzenie na m�czyzn�, - No, dalej, s�ysza�e�, co m�wi�a pani - doda� Colby. - Le�e�! Nie zrobi� jej krzywdy. Warkn�wszy po raz ostatni, Specter powl�k� si� niech�tnie w k�t pokoju i po�o�y� pos�usznie, nie spuszczaj�c jednak wzroku z Diany. - Wyprowadzasz go z r�wnowagi - powiedzia�a. - Mnie zreszt� te�. - Wobec tego jeste�my kwita. Ty doprowadzasz mnie do sza�u ju� od kilku tygodni. - Colby wsun�� d�onie w jej w�osy, uwalniaj�c jednym szarpni�ciem l�ni�c� br�zow� mas�. - D�ugo na to czeka�em. - Pochyli� si� i czubkami palc�w uni�s� jej brod�. Dianie zabrak�o nagle tchu. Od miesi�ca igra�a z losem, tajemniczym i gro�nym, by wreszcie wpa�� w jego sid�a. Pozosta�o jej tylko podda� si� temu, co nieuniknione. - W�a�nie tak, skarbie! - szepn�� Colby, gdy Diana otoczy�a ramionami jego szyj�. - Wreszcie zaczynasz rozumie�. Czemu by�a� tak piekielnie uparta, czemu wymyka�a� mi si� przez miesi�c? - Przylgn�� do niej ca�ym cia�em. Ten poca�unek by� taki, jak go sobie wyobra�a�a, a jednocze�nie zaskoczy� j�. By�o w nim co� egzotycznego, niemal obcego, a zarazem sprawia� wra�enie rzeczy najbardziej naturalnej w �wiecie. Mo�na by s�dzi�, �e napotka�a w osobie Colby'ego dziwn� form� �ycia p�ci m�skiej. Mimo to mia�a wra�enie, �e zna�a go kiedy� dobrze - w jakim� innym czasie i miejscu - i obawia�a si� go. Walczy�a z nim. Colby tuli� j� do siebie coraz mocniej, Diana czul� nap�r jego podnieconego cia�a. Pragn�� jej i nie czyni� z tego tajemnicy. Co� w niej p�k�o. Zdawa�o jej si�, �e na tego m�czyzn� i na ten poca�unek czeka�a przez ca�e �ycie. Jk Sny 17 P�przytomna, niczym pogr��ona w transie, pozwala�a, by d�onie Colby'ego przesuwa�y si� po jej ciele. Musn�� czubkami palc�w piersi, po czym z ca�ej si�y przycisn�� do siebie jej biodra. Diana zadr�a�a i cicho krzykn�a. Powoli, niech�tnie, odchyli� g�ow� do ty�u i szepta�, wyci�gaj�c jej bluzk� ze spodni i wdychaj�c �wie�y zapach jej w�os�w: - Wiedzia�em, �e z tob� b�dzie w�a�nie tak: gwa�townie, cudownie, szale�czo. Mam uczucie, �e czeka�em na ciebie od bardzo, bardzo dawna. - Och, Colby, chcia�abym... - C��. Nic nie m�w. Nie teraz. - Przesun�� kciukiem po jej rozchylonych wargach. - Ten pierwszy raz b�dzie gwa�towny, dziki. Ale obiecuj� ci, �e p�niej nie b�dziemy si� spieszy�. P�niej staniemy si� koneserami. Ale nie tym razem. Jestem ciebie zbyt spragniony. - Jego r�ce zaw�drowa�y pod bluzk� Diany. Zapi�cie biustonosza odskoczy�o z cichym trzaskiem. Diana zamruga�a powiekami, pr�buj�c otrz�sn�� si� z otumanienia. Czu�a si� dziwnie rozbita, r�ne cz�ci jej cia�a zdawa�y si� �y� w�asnym �yciem, jakby wymkn�y si� spod kontroli. Pomy�la�a, �e tak zapewne czuje si� �ma zwabiona p�omieniem �wiecy. Odezwa� si� w niej nagle pierwotny kobiecy instynkt. - Nie - powiedzia�a ledwie dos�yszalnym szeptem. - Nie, Colby - powt�rzy�a, tym razem nieco pewniej. -Nie teraz. Nie dzi�. J a . . . nie j e s t e m jeszcze gotowa. Musz� pomy�le�. To nie dlatego, �e... Zamkn�� jej usta niecierpliwym poca�unkiem, z wyrachowan� powolno�ci� nakry� palcami napr�one sutki. - Chc� ci�. - To nie wystarczy. - Ty te� mnie chcesz. 18 Jayne Ann Kreutz - To te� za ma�o. Prosz�, pu�� mnie, Colby. Przez kr�tk� chwil� mia�a w�tpliwo�ci, czy jej pos�ucha. Wiedzia�a z ca�� pewno�ci�, kt�ra odbiera�a jej resztki odwagi, �e je�li tego nie uczyni, ona zn�w wpadnie w t� niezg��bion� otch�a� i razem z nim pogr��y si� w aksamitnym mroku. Nie by�a na razie na to przygotowana. Zbyt wielu rzeczy o nim nie wiedzia�a, zbyt wielu nie rozumia�a. Nagle Colby pu�ci� j� bez s�owa i podszed� gniewnym krokiem do okna. Stan�� przy nim, wpatruj�c si� w ciemno�� i przegarniaj�c nerwowo palcami w�osy. Specter obserwowa� go czujnie, ale nawet nie drgn��. - Dlaczego to robisz? - spyta� Colby, nie odwracaj�c si�. - Zn�w ta sama gra? Nie jeste� ju� dzieckiem! Diana zamkn�a na chwil� oczy. - Masz racj�. Nie jestem dzieckiem. - Wpi�a wzrok w plecy Colby'ego. - I ty te� nie jeste� dzieckiem! Masz czterdzie�ci lat. Stanowczo zbyt du�o, by si� zachowywa� jak szczeniak, kt�ry nie dosta� tego, czego chcia� na tylnym siedzeniu samochodu. Colby odwr�ci� si� gwa�townie, szare oczy p�on�y gniewem. - Przepraszam - powiedzia� kr�tko. - Chyba �le ci� oceni�em. - Chyba tak - odrzek�a ostro, ale serce w niej zamar�o. Nie chcia�a, �eby ten wiecz�r tak si� sko�czy�. Nie poruszy� si�. Przez d�ug� chwil� wpatrywali si� w siebie, �adne jednak nie zamierza�o roz�adowa� napi�tej sytuacji. - Czego ode mnie chcesz? - spyta�a w ko�cu pos�pnie. - Przygody na jedn� noc? Czy te� kilku szybkich numer�w? - Czy wygl�dam na durnia? Nikt, kto ma m�zg wi�kszy od ptasiego, nie wpl�tuje si� w takie przygody. jifo. Sny IB - Rzeczywi�cie - zgodzi�a si� Diana. - A wi�c czego w�a�ciwie szukasz? - Czy to nie oczywiste? - wsun�� d�onie do tylnych kieszeni d�ins�w i zacz�� przemierza� ma�y pok�j w t� i z powrotem. - Chc� si� z tob� zwi�za�. - Na kilka dni? Kilka tygodni? A mo�e na ca�e lato? Zmierzy� j� gniewnym spojrzeniem. - Tak, mo�e na ca�e lato. Albo i d�u�ej. Tak d�ugo, jak d�ugo b�dzie nam ze sob� dobrze! Do diabla, kto potrafi odpowiedzie� na takie pytania? 1 czy zawsze musisz zna� odpowied�? Diana splot�a palce i wbi�a w nie wzrok. - Jestem kobiet� interesu - wyja�ni�a przepraszaj�cym tonem. - Lubi� jasne odpowiedzi. Nie zwyk�am podejmowa� pochopnych decyzji. - Czy wymuszasz zeznania na ka�dym facecie, kt�ry si� tob� interesuje? Analizujesz wszystko dog��bnie? Musisz mie� odpowiedzi na wszystkie pytania, zanim podejmiesz ryzyko? Nic dziwnego, �e nie wysz�a� za m��. Diana odrzuci�a z w�ciek�o�ci� g�ow�. - Wyno� si� st�d, Colby! Przerwa� sw� w�dr�wk� po pokoju. - Przepraszam - mrukn�� szorstko. - Nie powinienem tak m�wi�. - Owszem. Id� ju� sobie. Przejecha� zn�w palcami po w�osach. - Zapomnij o tym, co powiedzia�em przed chwil�, dobrze? Nie mia�em prawa. - Nie, nie mia�e�. A teraz wyjd�, nim poszczuj� ci� psem. Specter warkn�� ostrzegawczo i podni�s� si�. Wlepi� w Colby'ego czujne spojrzenie i przyj�� wyczekuj�c� postaw�. - Nie strasz mnie tym swoim cholernym potworem! 20 Jayne Ann Kreutz - Colby spiorunowa� psa wzrokiem i zbli�y� si� do Diany. - Je�li chcesz mnie wyrzuci�, zr�b to sama. - W�a�nie pr�buj�. Colby cofn�� si� o par� krok�w. Min� mia� gniewn�, zawiedzion� i - chyba - zrozpaczon�. ~ Powiedzia�em, �e jest mi przykro. - Po co zawracasz sobie g�ow� przeprosinami? Jestem pewna, �e to w�a�nie chcia�e� powiedzie�. - Nic podobnego! - wybuchn��. - Wierz mi, �e �a�uj� ka�dego s�owa. Nie powinienem by� w og�le otwiera� ust. Diana podesz�a do drzwi i otworzy�a je. - Dobrze. A teraz id� ju�, prosz�. - Diano, zaczekaj. Chc� z tob� porozmawia�. - Nie ma ju� o czym. - Ciekawe, czy b�dziesz tego �a�owa�a tak bardzo jak ja. - Podszed� powoli do drzwi. - Raczej nie - odpar�a sucho. - Nie mam czego �a�owa�. - Zazdroszcz� ci - stwierdzi� i wyszed� w noc. D i a n a z a m k n � � a za n i m drzwi i opar�a si� o nie. Us�ysza�a d�wi�k w��czanego silnika. Odetchn�a g��boko, pr�buj�c och�on�� i spojrza�a na Spectera. - My�l� - powiedzia�a do psa - �e pope�ni�am chyba najwi�kszy b��d w moim �yciu. Albo te� cudem uda�o mi si� go unikn��. Specter podszed� i przytuli� �eb do jej kolan. Diana pog�aska�a go dr��c� r�k�. - On mnie czasami przera�a, Specter. Ale te� fascynuje. Nie mog� si� oprze� wra�eniu, �e znam go z jakiego� innego miejsca i czasu. Co� mi m�wi, �e mo�e by� niebezpieczny, ale nie wiem, sk�d to wra�enie. I czemu prze�laduje mnie dziwne uczucie, �e on mnie potrzebu- je? I co gorsza, �e ja potrzebuj� jego? ROZDZIA� DRUGI Po jego lewej strome opada�a z hukiem czerwonajak krew woda, rozpylaj�c szkar�atn� mg��. Wysoko w g�rze zion�a mrokiem otch�a�jaskinL Wewn�trz, w g��bokich ciemno�ciach ukryte by�o wej�cie do niewielkiej groty. W tym w�a�nie miejscu zrodzi�y si� dr�cz�ce go t�sknota i rozpacz. Wspina� si� �cie�k� ukryt� za wodospadem, wiedz�c, �e nie b�dzie wolny, je�li nie zaspokoi czego�, co go wabi�o z g��bijaskinl Nie m�g� odej��, dop�ki nie zrobi, czego od niego ��dano. Ale wiedzia� te�, �e nie mo�e tego zrobi� sam. Potrzebowa� jej, tym razem musia�ajed-nak przyj�� do niego z w�asnej woli albo oboje pozostan� na zawsze uwi�zieni w pu�apce. Colby obudzi� si� nagle, dr��c na ca�ym ciele i pr�buj�c odp�dzi� resztki snu spod powiek. By�o coraz gorzej. Ten sam sen powraca� wiele razy w ci�gu ostatnich dwudziestu lat, nigdy jednak nie byl tak realny, wyrazisty i niepokoj�cy, jak tego lata. Spu�ci� nogi z ��ka i si�gn�� do wy��cznika lampy, w ostatniej chwili zmieniaj�c jednak zamiar. I bez �wiat�a widzia�, �e trz�s� mu si� r�ce. Zirytowany wsta� i, nie zadaj�c sobie trudu, by w�o�y� co� na siebie, pomaszerowa� na d� do staro�wieckiej kuchni. Otworzy� wiekow� lod�wk� i w s�abym �wietle lampki wpatrywa� si� bezmy�lnie w jej zawarto��. Do wyboru mia� resztk� sa�atki z tu�czyka, ser 22 Jayne Ann Krentz w plasterkach, pikle oraz piwo. Zdecydowa� si� na sa�atk� z tu�czyka i piwo. Usiad� przy zniszczonym d�bowym stole, znanym mu z czas�w dzieci�stwa. Gotowanie nie by�o mocn� stron� ciotki Jesse, ca�kowicie poch�ania�a j� poezja. Ma�y siostrzeniec, kt�ry z konieczno�ci znalaz� si� u niej po �mierci matki, szybko nauczy� si� robi� zakupy i magazynowa� jedzenie w lod�wce. Je�li zdarzy�o mu si� o tym zapomnie�, po prostu nic nie jedli. Spogl�daj�c wstecz pomy�la�, �e przyda�a mu si� ta praktyka w kuchni. Przynajmniej za to winien jest ciotce wdzi�czno��. Teraz, gdy przekroczy� czterdziestk�, �atwiej mu by�o znale�� w sobie wsp�czucie dla ciotki Jesse i zrozumie� jej dziwaczne zachowanie, trudny charakter, tendencj� do popadania w d�ugie stany depresji, sk�onno�� do samotno�ci. Nigdy nie chcia�a ani nie potrzebowa�a ni- kogo, a tymczasem los zes�a� jej Colby'ego. Dr�enie r�k usta�o. Wprawnym ruchem otworzy� butelk� piwa. Poci�gn�� spory �yk i zacz�� rozmy�la� nad rym, jak popsu� dzisiejszy wiecz�r. Zapewne dosta� to, na co zas�u�y�. Co, u diab�a, dzieje si� z nim od kilku tygodni? Nie mo�e przesta� my�le� o Dianie Prentice. Prze�laduje go zupe�nie tak samo, jak tamten sen. Mia� jednak wra�enie, �e, przynajmniej je�li chodzi o ni�, uda mu si� co� zdzia�a�. Je�li zaci�gnie j� do ��ka, pozb�dzie si� cho� jednej obsesji. Dzi� j e d n a k zbytnio si� zap�dzi�. Post�pi� ze zr�czno�ci� s�onia w sk�adzie porcelany i jego nadzieje rozsypa�y si� jak domek z kart. Zachowa� si� jak idiota. Trudno, co si� sta�o, to si� nie odstanie. Colby umia� naprawia� swe b��dy. Musi znale�� spos�b, by odzyska� Sny 23 stracone przez w�asny brak rozs�dku pozycje. Musi zn�w si� z ni� zobaczy�. - Czy umy� przedni� szyb�, panno Prentice? Diana u�miechn�a si� do chudego m�czyzny w roboczym kombinezonie. Eddy Spooner czeka� z gumow� wycieraczk� w d�oni. - Tak, poprosz�, Eddy. Bardzo jej si� to przyda. - Jasne. Kurzu tu w lecie nie brakuje. Czeka pani, a� Colby przyjedzie na poczt�? Diana skrzywi�a si�. Najwyra�niej wszyscy w Fulbrook Corners wiedzieli o ich spotkaniach. - Tak. Widzia�e� go ju�? - Nie. - Spooner obrzuci� spojrzeniem niedu�y budynek poczty po drugiej stronie ulicy. - Jeszcze nie. Troch� na niego za wcze�nie. - Rzeczywi�cie - przyzna�a cicho Diana. Przyjecha�a o tej porze do miasteczka w�a�nie dlatego, �e chcia�a koniecznie z�apa� Colby'ego, gdy b�dzie odbiera� poczt�. Wydawa�o jej si�, �e urz�d pocztowy jest gruntem neutralnym i �atwiej b�dzie nawi�za� zerwane stosunki z Colbym w miejscu, gdzie si� poznali, ni� w starym domu, w kt�rym mieszka�. Spooner przygl�da� si� Dianie, myj�c jednocze�nie szyb� gumow� wycieraczk� z letargicznym wr�cz brakiem zainteresowania. - S�ysza�em, �e si� zgadali�cie. - Doprawdy? - Diana postara�a si�, by w jej glosie zabrzmia� ch��d. Nie mia�a najmniejszej ochoty rozmawia� o swoich sprawach osobistych, zw�aszcza z pracownikiem stacji benzynowej. - No tak. Znowu zgarn�� pierwsz� fajn� kobiet�, kt�ra tu przyjecha�a. Zawsze lecia� na te najlepsze. Ludzie 24 Jayne Ann Krentz m�wili, �e za wysoko mierzy, ale ja mu powtarza�em, o co chodzi, stary, pr�buj. Nie masz nic do stracenia. Du�o gadali�my o kobietach. Diana baczniej przyjrza�a si� m�czy�nie, kt�ry od kilku tygodni nape�nia� bak jej samochodu. Po raz pierwszy u�wiadomi�a sobie, �e Eddy Spooner jest mniej wi�cej w wieku Colby'ego, no, mo�e o rok lub dwa starszy. Uderzy�o j�, �e obaj musieli dorasta� w Fulbrook Comers. By�o to dla niej zaskoczeniem. Eddy wygl�da�, jak gdyby pochodzi� z ca�kiem innego �wiata. I nie by�a to wy��cznie kwestia roboczego ubrania oraz ci�kich wojskowych but�w. Ani te� przerzedzonych jasnych w�os�w, opadaj�cych na ko�nierzyk. Chodzi�o o co� innego, by� mo�e o wyraz goryczy, znacz�cy rysy przystojnej niegdy� twarzy. Spooner nale�a� do ludzi, kt�rzy przez ca�e �ycie wini� innych oraz okrutny wszech�wiat za wszystkie swoje niepowodzenia. Sprawia� wra�enie cz�owieka, kt�ry widzia�, jak wiele jego marze� rozp�yn�o si� w nico��. - Przyja�nili�cie si� z Colbym jako ch�opcy? - spyta�a Diana. - Pewnie. Trzymali�my si� razem. Kiedy wyjecha�, jako� to si� urwa�o. By�em przez kilka lat w wojsku, ale potem wr�ci�em. A Colby, o, to dopiero szcz�ciarz! On tu nie wr�ci�, a� dopiero teraz. Ciekawe, po co? Nigdy nie luba tej dziury, a po tym, co zrobi�, nikt tu go specjalnie te� nie lubi�. Z�erana ciekawo�ci�, ju� chcia�a zada� nast�pne pytanie, gdy nagle u�ysza�a znajomy warkot silnika. - O, jest ju�. Przyjecha�a pani w sam czas. - Spoon-er wrzuci� wycieraczk� do wiadra i podszed� do okna od strony Diany. - Nale�y si� r�wno dziesi�� dolc�w za benzyn�. Sny 25 - Dzi�kuj�, Eddy. - Diana si�gn�a po torebk�, jednym okiem zerkaj�c na jeepa, kt�ry zatrzymywa� si� w�a�nie przed budynkiem poczty. Spooner wzi�� od niej pieni�dze, patrz�c na Spectera, kt�ry �ledzi� jego ruchy z siedzenia obok kierowcy. - Niez�y pies - zauwa�y�. Specter ziewn��, obna�aj�c bia�e z�biska. By� wyra�nie przyzwyczajony do podobnych uwag. - Czasami dobrze jest go mie� w pobli�u - powiedzia�a cicho Diana, klepi�c psa po karku. - No, tak, kobieta, kt�ra mieszka sama, powinna mle� psa. Ja te� mia�em kiedy� fajnego psa. Prawdziwego owczarka. Zdech� kilka lat temu. - Spooner odwr�ci� g�ow�, obserwuj�c inny samoch�d, wje�d�aj�cy na parking przed poczt�. By� to stary niebieski cadillac. - No, czas na mnie - powiedzia�a Diana, przekr�caj�c kluczyk w stacyjce. - Na pani miejscu bym si� nie spieszy� na poczt� - doradzi� Eddy. - Chyba �e chce pani zobaczy� awantur�. - Popatrzy� na ni� z chytrym u�mieszkiem, jak gdyby czerpa� przewrotn� przyjemno�� z tego, �e wie, co si� wydarzy. - Czy co� si� sta�o? - spyta�a Diana. - Raczej stanie. Widzi pani tego niebieskiego cadillaca? - Tak. - Colby znikn�� ju� w budynku poczty. Wyra�nie nie zauwa�y� jej samochodu, stoj�cego po przeciwnej stronie ulicy. Albo te� uda�, �e go nie widzi. - A widzi pani t� starsz� dam�? - Kto to taki? - Diana traci�a cierpliwo��. Obrzuci�a szybkim spojrzeniem siwow�os� kobiet� o kr�lewskiej postawie, kt�ra w�a�nie wysiada�a z samochodu. Towarzyszy� jej kierowca, pot�ny, muskularny m�czyzna po czterdziestce, z wydatnym brzuszyskiem. - To sama pani Fulbrook. Oni s� w�a�cicielami pra- 26 Jayne Ann Krerttz wie ca�ego miasteczka. Tak gdzie� od czas�w mojego pradziadka. - Doprawdy? Spooner wyczu� jej wyra�ny brak zainteresowania. Opar� brudn� d�o� o dach buicka i pochyli� si�, spogl�daj�c spod przymru�onych powiek. - Pani nic nie wie o naszej wielkiej Margaret Ful-brook, prawda? - A powinnam co� wiedzie�? - No, tak na pocz�tek, to powiem pani - m�czyzna celowo przeci�ga� sylaby - �e jest te�ciow� Savagara. - Te�ciow�?! - Aha. i powiem pani co� jeszcze. Ona go nienawidzi! - Spooner odsun�� si� od samochodu zadowolony, �e uda�o mu si� w ko�cu j� zaciekawi�. - Do zobaczenia w przysz�ym tygodniu, panno Prentice. Fajnie si� z pani� rozmawia. - Do widzenia, Eddy. - Diana by�a ca�kowicie zbita z tropu. Te�ciowa Colby'ego? Przecie� on nie jest �onaty. By�a tego pewna. Powiedzia�by jej, gdyby mia� �on�. To nie w jego stylu. Parkuj�c tu� obok jeepa pomy�la�a, �e jest jeszcze wiele rzeczy, kt�rych nie wie o Colbym. To w�a�nie powstrzyma�o j� wczoraj od p�j�cia z nim do ��ka. - Czekaj tu grzecznie - powiedzia�a do Spectera. - Zawo�am, je�li b�d� potrzebowa�a pomocy. Specter wymienia� w�a�nie zimne spojrzenia z grubym kierowc� cadillaca. Diana popatrzy�a na niego przez kr�tk� chwil� i odwr�ci�a wzrok. Okrutna, niezbyt inteligentna twarz zdradza�a zami�owanie do przemocy. Za�o�y�aby si�, �e w dzieci�stwie ten cz�owiek z upodobaniem wyrywa� muchom skrzyde�ka. Ruszy�a szybkim krokiem w stron� poczty. Sny 27 Gdy otworzy�a szklane drzwi, panuj�ce wewn�trz napi�cie uderzy�o w ni� niczym fala. Zaleg�a nienaturalna cisza. Ludzie znajduj�cy si� w �rodku jak gdyby wro�li w pod�og�. Zamiast plotkowa� w najlepsze czy wymienia� uwagi na temat pogody, jak to zwykle na poczcie bywa�o, gapili si� zahipnotyzowani na scen� rozgrywaj�c� si� przed ich oczami. Colby odwraca� si� w�a�nie od okienka z plikiem list�w w d�oni. Spojrza� w stron� drzwi i zobaczy� Dian�. Mierzy� j� przez chwil� spojrzeniem szarych b�yszcz�cych oczu, po czym przeni�s� wzrok na Margaret Ful-brook, kt�ra zagrodzi�a mu drog�. - Harry powiedzia� mi, �e przyjecha�e� tu na �ato. - G�os starszej pani brzmia� w�adczo, jak g�os osoby przywyk�ej do rozkazywania. - W pierwszej chwili nie uwierzy�am. Potem jednak przypomnia�am sobie, �e nigdy nie brakowa�o ci tupetu. - Czasami tylko w ten spos�b mog�em co� zyska� -odpar� zimno Colby. - Przepraszam, pani Fulbrook. Kto� na mnie czeka. - Kto? Ta Prentice? �al mi jej. Nie wie, kim jeste�. - Nie, zupe�nie zreszt�, jak pani - powiedzia� Colby z t�umion� w�ciek�o�ci�. - ly sukinsynu! - sykn�a pani Fulbrook. - Nie pani pierwsza sugeruje t� mo�liwo�� i zapewne nie ostatnia. Ale chyba nie mo�e pani powiedzie� tego o moim synu, co? Prawd� m�wi�c, gdybym kiedykolwiek us�ysza�, �e m�wi pani cokolwiek o moim synu... - Dzie� dobry, Colby. - Diana oderwa�a si� wreszcie od pod�ogi i ruszy�a w stron� Colby'ego ze swoim najbardziej czaruj�cym �s�u�bowym" u�miechem. - Ciesz� si�, �e ci� widz�. Mia�am zamiar zadzwoni� do ciebie p�niej i przypomnie� o obiecanej wycieczce nad wodospad. - Teraz obdarzy�a u�miechem urz�dniczk�, kt�ra 28 Jayne Ann Krentz przygl�da�a si� tej potyczce z otwartymi ustami. - Masz co� dzisiaj dla mnie, Bernice? Spiesz� si�. Bernice zamkn�a usta, w�druj�c spojrzeniem od Colby'ego do pani Fulbrook, nast�pnie do Diany. - Tylko jeden list. - Dzi�kuj�. - Diana rzuci�a okiem na znajomy charakter pisma, po czym wrzuci�a kopert� do torebki. Uj�a Colby'ego pod rami� swobodnym gestem, czuj�c jego napi�te mi�nie. Nast�pnie u�miechn�a si� do Margaret Ful-brook, przygl�daj�cej im si� z ponur� min�. - Wybaczy nam pani, prawda? Colby dawno obieca� mi t� wycieczk�. Przygotowa�am lunch i par� innych rzeczy. - Jest pani r�wnie g�upia jak moja c�rka. Ale przynajmniej nie jest pani m�od� niewinn� dziewczyn�. Wydaje si� pani do�� doros�a, by odpowiada� za w�asne b��dy. 1 niech pani zapami�ta moje s�owa: ka�da kobieta, kt�ra wi��e si� z Co�bym Savagarem, pope�nia po- wa�ny b��d. - Pani Fulbrook wzruszy�a pogardliwie ramionami i wysz�a. Instynkt podpowiedzia� Dianie, by natychmiast p�j�� w jej �lady. Pragn�a, by nikt z zebranych nie pomy�la� przypadkiem, �e Colby wzi�� sobie t� scen� do serca. - Zanosi si� na upalny dzie� - zauwa�y�a lekko, prowadz�c Colby'ego w kierunku drzwi. - Chyba powinnam wzi�� kostium k�pielowy. Och, i trzeba kupi� troch� chips�w. Nie wyobra�am sobie pikniku bez chips�w! Czy zadba�e� o co� zimnego do picia? Gdy wyszli z poczty na rozgrzane powietrze, Diana zamilk�a. Gruby m�czyzna wysiad� powoli z cadiUaca i pom�g� wsi��� Margaret Fulbrook, rzucaj�c Colby'e-mu jadowite spojrzenie. - Dobra - powiedzia� cicho Colby, gdy dotarli do czarnego jeepa. - Akcja ratunkowa zako�czona. Czy powinienem ci podzi�kowa�? Sny 20 Diana przys�oni�a oczy, patrz�c na cadillaca wyje�d�aj�cego z parkingu. - To zale�y od tego, j a k bardzo potrzebowa�e� pomocy. - Cholernie. Min�o dwadzie�cia lat, odk�d po raz ostatni sta�em twarz� w twarz z t� star� wied�m�. Wyszed�em z wprawy. Ale my�l�, �e wci�� da�bym rad� Harry'emu. Nie�le przybra� na wadze. - Harry to jej kierowca? - Harry Gedge to taki ch�opak do wszystkiego. S�ucha jej jak pies. - Colby straci� zainteresowanie tamt� par�. - M�wi�a� serio o pikniku, czy by� to wy��cznie pretekst do podj�cia akcji ratunkowej? Diana wci�gn�a g��boko powietrze i przygotowa�a si� na przyj�cie nieprzyjemnych wie�ci. - To zale�y od tego, czy Margaret Fulbrook jest naprawd� twoj� te�ciow�. - Widz�, �e ju� kto� zd��y� ci� nafaszerowa� informacjami. - Eddy Spooner na stacji beri2ynowej - przyzna�a. - Poczciwy stary Eddy. C�, cz�ciowo ma racj�. O�eni�em si� z c�rk� Margaret Fulbrook dwadzie�cia lat temu. ~ I...? - Co i? - Jeste� dalej �onaty? - Nie. - Piek�o zamarznie, nim doczekam si� od ciebie wyczerpuj�cej odpowiedzi - stwierdzi�a z wyrzutem. - A ty lubisz jasne sytuacje, tak? - u�miechn�� si� lekko. - Musz� uzyska� kilka informacji, zanim p�jd� z tob� do ��ka - odpar�a spokojnie. Colby zamar�. Na jego twarzy pojawi� si� wyraz napi�cia. 30 Jayne Ann Krentz - Czy�by� wci�� bra�a pod uwag� t� mo�liwo��? - Owszem. W szarych oczach rozb�ys�a radosna ulga, skin�� kr�tko g�ow�. - Je�li po po�udniu pojedziesz ze mn� na piknik, obiecuj� odpowiedzie� ci na par� pyta� zwi�zanych z Margaret Fulbrook. - Umowa stoi. - Diana ruszy�a w stron� swojego samochodu. - Przyjad� po ciebie za godzin�. I w�� sportowe buty! ~ zawo�a� za ni� Colby. - Tam jest �lisko. - Zachowa�em si� wczoraj jak sko�czony osio�. Przepraszam ci� bardzo. - Colby po�o�y� si� na boku z nie�wiadomym, m�skim wdzi�kiem, wspar� si� na �okciu, podkurczy� kolano. B��dzi� wzrokiem po rozci�gaj�cym si� daleko w dole miasteczku. Diana siedzia�a na kocu po turecku, ws�uchana w huk wodospadu. Pod��y�a wzrokiem za spojrzeniem Colby'ego. Szosa, biegn�ca przez w�w�z r�wnolegle do rzeki, z tej wysoko�ci przypomina�a w�sk�, wij�c� si� wst��k�. Diana widzia�a st�d stary most, spinaj�cy obie cz�ci Fulbrook Corners. Jej domek, kt�ry znajdowa� si� po tej samej stronie, co dom Colby'ego, by� ledwie widoczny. Specter, zrozumiawszy, �e chipsy sko�czy�y si� bezpowrotnie, wylegiwa� si� na rozgrzanej s�o�cem skale. - Mo�e i zachowa�e� si� jak osio� - zgodzi�a si� po chwili milczenia - ale cz�ciowo to moja wina. Nie potrafi�am sobie poradzi� z ca�� t� sytuacj�. Sporo o tym my�la�am i dosz�am do wniosku, �e mia�e� racj�. Moje zachowanie mog�o ci� zmyli�. - Musz� przyzna�, �e twoje wyznanie przynios�o mi ulg�. Ciesz� si�, �e nie by�a to kwestia mojej wyobra�ni. Sny 31 Diana u�miechn�a si� z rozbawieniem. - Spodziewam si�, �e maj�c tak� wyobra�ni�. Jak twoja, musisz zachowywa� du�� ostro�no�� w interpretacji zachowa� i sytuacji. Colby podni�s� puszk� z piwem i poci�gn�� d�ugi �yk. Ich oczy si� spotka�y. - Potrafi� panowa� nad swoj� wyobra�ni�. Prawie zawsze. - Rozumiem. To z panowaniem nad hormonami masz k�opoty. - Nad hormonami te� przewa�nie panuj�. Tylko w twojej obecno�ci zaczynaj� wariowa�. Diana przygryz�a doln� warg�. - My�l�, �e mnie to po trosze zachwyci�o i podnieci�o - przyzna�a ca�kiem szczerze. ~ W twojej obecno�ci mam podobne k�opoty z... hormonami. - Odwr�ci�a wzrok, nie mog�c wytrzyma� jego spokojnego spojrzenia. - Zwykle obce mi s� takie problemy. Dawno nie czu�am si� tak... no... rozdra�niona, jak przy tobie. - A wi�c powinni�my si� nad sob� zlitowa� i przespa� si� wreszcie - stwierdzi� sucho. Diana j � k n � � a z oburzenia i wspar�a si� na �okciach. - Ale� ty jeste� romantyczny - zauwa�y�a z ironi�. - Pisz� horrory, nie romanse. - To �adne wyt�umaczenie. - Najwy�szy czas, �eby�my przestali zachowywa� si� jak dzieci. �adne z nas nie chce chyba, �eby powt�rzy� si� wczorajszy wiecz�r. - Zawr� z tob� jeszcze jedn� umow� - powiedzia�a Diana. - Je�li nie wspomnisz wi�cej o wczorajszym wieczorze, ja r�wnie� o nim nie wspomn�. Colby wzruszy� ramionami. - Zgadzam si� na wszystko, dop�ki nie b�dziesz pr�- 32 Jayne Ann Krentz bowala sko�czy� tego, co dzieje si� mi�dzy nami. S� jeszcze chipsy? - Obawiam si�, �e Specter zjad� reszt�. Colby obrzuci� �pi�cego psa niech�tnym spojrzeniem. - B�d� musia� odby� z tym potworem powa�n� rozmow�. - Skoro wspomnia�e� o powa�nej rozmowie... - Tak? - Opowiedz mi o Margaret Fulbrook. - Ach, prawda, obieca�em udzieli� ci kilku wyja�nie�. - Colby poci�gn�� kolejny �yk piwa. - W�a�ciwie niewiele jest do opowiadania. O�eni�em si� z Cynthi� Fulbrook, co automatycznie uczyni�o z tej wied�my moj� te�ciow�. - A co si� sta�o z Cynthi�? - Nie �yje. - Och, tak mi przykro. - Margaret Fulbrook zawsze wini�a mnie za jej �mier�, jak i za wiele innych rzeczy, Chyba powinienem zacz�� od pocz�tku. - S�ucham. Colby westchn�� i spojrza� zn�w na odleg�e miasteczko. - Moja matka i ciotka Jesse urodzi�y si� w Fulbrook Corners. Po z�ej stronie wodospadu, jak m�wi� tutaj. - U�miechn�� si� ponuro, pokazuj�c r�k� skupisko dach�w po lewej stronie rzeki. - Ugrz�z�y tam na ca�e �ycie. Moja matka pracowa�a w miejscowej kawiarni i marzy�a o �lubie z m�czyzn� z drugiego brzegu. - A ciotka? Oczy Colby'ego nabra�y nagle �agodnego wyrazu. - Ciotka Jesse mia�a r�wnie� wiele marze�, ale nie dotyczy�y one ma��e�stwa ani przeprowadzki na drugi brzeg. Ona przelewa�a swoje marzenia na papier w nie- Sny 33 zliczonych strofach wierszy i opowiada�, kt�re prawie nigdy nie by�y publikowane. Uwa�a�a si� za pisark�, na-li wet je�li nikt tego nie uznawa� i czu�a si� w obowi�zku �y� zgodnie z tym wizerunkiem. By�a ekscentryczna, nieobliczalna i kapry�na. �y�a w swoim �wiecie. Ale po �mierci mojej matki przygarn�a mnie bez chwili wahania. By�a dla mnie dobra na sw�j dziwny spos�b. I nauczy�a mnie wielu rzeczy. - Czego? - Przede wszystkim, jak troszczy� si� o siebie. Pozostawi�a mnie po prostu w�asnej pomys�owo�ci, dzi�ki czemu dorasta�em w �wiadomo�ci, �e jedyn� osob�, na kt�r� mog� liczy�, jestem ja sam. - A ojciec? - spyta�a Diana ostro�nie. - Nie mia�em zaszczytu go pozna�. Pracowa� przez kr�tki czas w pobliskim tartaku, na tyle d�ugo, by zrobi� mojej matce dziecko, a potem da� nog�. '� - Och! Colby spojrza� na ni�. - Tak, to najlepiej okre�la ca�� sytuacj�. W ka�dym razie, �eby ci� nie nudzi� szczeg�ami, wychowywa�em si� u ciotki Jesse. I chyba troch� zdzicza�em, sta�em si� niebezpiecznym �obuzem z drugiego brzegu rzeki. Mia�em wieczne k�opoty. Gdy gin�y z samochod�w wycieraczki, ja by�em winien. Gdy na szkolnej pota�c�wce wybuch�a b�jka, te� mnie wskazywano palcem. To ja obrywa�em, gdy szeryf Thorp dowiadywa� si� o nocnych wy�cigach samochodowych na River Road. - A ty, oczywi�cie, zawsze by�e� niewinny? - Oczywi�cie... ~ U�miechn�� si� lekko. - Z wyj�tkiem wy�cig�w. - Jednym s�owem nale�a�e� do ch�opak�w, przed kt�rymi ostrzega�y nas matki - podsumowa�a Diana z rozbawieniem. 34 Jayne Ann Krentz - Obawiam si�, �e tak. - Colby przekr�ci� si� na plecy i pod�o�y� r�ce pod g�ow�. - No c�, to ma sens. Tacy ch�opcy zawsze byli najbardziej interesuj�cy. Zawsze chcia�am takiego pozna�. - Ale si� nie uda�o? - Niestety. Nie by�am w ich typie. Po pierwsze, niezbyt �adna, a po drugie, zbyt powa�na. Od pierwszego dnia w szkole wiedzia�am, �e musz� do czego� doj��, �l�cza�am bez przerwy nad ksi��kami. A po sko�czeniu szko�y posz�am na studia i poch�on�a mnie praca. - I przestali ci� interesowa� ch�opcy, kt�rzy kradn� wycieraczki, je�d�� zbyt szybko i nosz� za d�ugie w�osy? Nie pasowaliby do twojego stylu �ycia? - Tego nie wiem. Powiedzia�am ci przecie�, �e nigdy kogo� takiego nie spotka�am. - Podzi�kuj za to losowi. Mog�aby�, na przyk�ad, zaj�� w ci���, tak jak Cynthia Fulbrook. - Zrobi�e� dziecko c�rce Margaret Fulbrook? - spyta�a Diana po chwili wahania. - Tak. - No i co dalej? - spyta�a z rozdra�nieniem. - Nie zamierzasz chyba sko�czy� opowie�ci w tym miejscu. - Cynthia Fulbrook by�a ksi�niczk� Fulbrook Cor-ners. Najbogatsza, naj�adniejsza i najlepiej ubrana dziewczyna w szkole �redniej. Na szesnaste urodziny dosta�a od rodzic�w nowiute�ki czerwony kabriolet. Mog�a mie� ka�dego ch�opaka. By�a m�odsza ode mnie o rok, szala�em za ni�, jak reszta samc�w w tym mie�cie. - A ty si� jej podoba�e�? - Uwa�a�a, �e jestem interesuj�cy, ale rodzice nie spuszczali jej z oka. - Ach, syndrom zakazanego owocu. - I to z obu stron - przyzna� Colby. - Nic si� jednak nie wydarzy�o wtedy mi�dzy nami, dopiero gdy poszed- Sny 35 �em do wojska. Jawi�o mi si� jako droga ucieczki z Ful-brook Corners. Eddy Spooner wst�pi� do wojska razem ze mn�. Tamtego lata, gdy mia�em dziewi�tna�cie lat, przyjecha�em do domu na urlop i spotka�em Cynthi�, kt�ra w�a�nie sko�czy�a szko�� i wybiera�a si� na stu- dia. Spojrza�a na mnie tylko raz i postanowi�a zakosztowa� zakazanego owocu. - A ty spojrza�e� na ni� tylko raz i postanowi�e� sprawdzi�, jak to jest p�j�� do ��ka z ksi�niczk�? - Co� w tym rodzaju. Ale obojgu nam tylko si� zdawa�o, �e jeste�my doro�li. Ja da�bym sobie g�ow� uci��, �e wiem wszystko na temat �rodk�w ostro�no�ci, Cynthia by�a pewna, �e zna bezpieczne okresy cyklu i inne naturalne sposoby unikania ci��y. No i zaryzykowali�my. - A Cynthia zasz�a w ci���. Colby skin�� ponuro g�ow�. ~ Prze�yli�my istne piek�o. Cynthia by�a �miertelnie przera�ona. Matka zrobi�a jej awantur�, ojciec zagrozi�, �e wsadzi mnie do wi�zienia lub zastrzeli. Oboje postanowili, �e trzeba natychmiast pozby� si� po cichutku ci��y. Ani przez chwil� nie brali pod uwag� ewentualno�ci ma��e�stwa. - Uciekli�cie wi�c - podpowiedzia�a Diana. - My�leli�my, �e si� kochamy. A przynajmniej ja tak my�la�em. Wydawa�o mi si�, �e musz� chroni� j� przed rodzicami. Nie s�dz�, �eby biedna Cynthia w og�le wtedy nad czymkolwiek si� zastanawia�a. By�a k��bkiem nerw�w, rozdarta pomi�dzy rozgniewanymi rodzicami a nieodpowiednim dla niej ch�opakiem. Nim zd��y�a och�on��, wywioz�em j� z miasta. Wzi�li�my �lub w Reno, a nast�pnie udali�my si� do bazy wojskowej, w kt�rej stacjonowa�em. W siedem miesi�cy p�niej urodzi� si� Brandon. - Brandon? - M�j syn. 36 J ay ne Ann Krentz Diana u�miechn�a si�, s�ysz�c wyra�n� dum� w jego glosie. - A co si� sta�o z Cynthi�? - Jej rodzice wywierali na ni� presj� przez ca�y czas, grozili wydziedziczeniem, je�li nie wr�ci do domu. Ona za� nie by�a przygotowana do macierzy�stwa. Nie chcia�a Brandona. Wszystko zdarzy�o si� przez g�upi przypadek i postanowi�a, �e nie b�dzie za to p�aci� ca�ym �yciem. Mo�e mia�a racj�? Do diab�a, nie wiem. - A kto wie w tym wieku? - Tak. Kto wie? Ci�gle si� k��cili�my i pewnego dnia, po powrocie do domu, ju� jej tam nie zasta�em. Zostawi�a mi kartk� z wiadomo�ci�, �e Brandon jest u s�siadki i �e ona ma ju� tego do��. Zrujnowa�a sobie �ycie. Wraca do rodzic�w i chce zacz�� wszystko od pocz�tku. Nigdy jej ju�