1676

Szczegóły
Tytuł 1676
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1676 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1676 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1676 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "Filary Ziemi" Tom II autor:Ken Follett Prze�o�y�: Grzegorz Sitek Tytu� orygina�u: "The Pillars of the Earth" Opracowanie graficzne: Wojciech Markiewicz Redakcja: Zofia Okrasa, Dariusz Cecuda Sk�ad i �amanie:: Arkadiusz Rozum (c) Copyright 1989 by Ken Follett Copyright for the Polish edition by oficyna wydawnicza "C & S", Warszawa 1992 (c) Copyright for the Polish edition by Agencja Praw Autorskich i wydawnictwo "Interart", Warszawa 1992 ISBN 83-85236-49-X (ca�o��) 83-85236-44-9 (tom II) * * * Marie - Claire, �renicy mojego serca * * * "W nocy dwudziestego pi�tego listopada 1120 roku ko�o Barfleur zaton�� w drodze do Anglii "Bia�y Korab", a z wszystkich ludzi przebywaj�cych na pok�adzie uratowa� si� tylko jeden cz�owiek... �aglowiec ten by� najwi�kszym osi�gni�ciem �wczesnej sztuki budowy statk�w, a szkutnicy wyposa�yli go najlepiej jak potrafili... Wydarzenie to zdoby�o wielki rozg�os, bowiem na pok�adzie znajdowa�o si� wielu dostojnik�w: opr�cz kr�lewskiego syna - nast�pcy tronu, byli tam tak�e dwaj kr�lewscy bastardzi, kilku hrabi�w i baron�w oraz przedstawiciele kr�lewskiego dworu... Historyczne znaczenie tej katastrofy polega na tym, �e pozbawi�a ona Henryka naturalnego nast�pcy tronu... Ostatecznym za� jej wynikiem by� okres anarchii, jaki nast�pi� po �mierci Henryka ". A.L. Poole "Od Ksi�gi Praw do Wielkiej Karty" * * * Cz�� Druga 1136 - 1137 Rozdzia� 5 Po odej�ciu Ellen niedziele w domu go�cinnym sta�y si� bardzo spokojne. Alfred gra� w pi�k� z ch�opakami ze wsi na ��ce za rzek�. Marta, kt�ra t�skni�a za Jackiem, bawi�a si� zbieraj�c zio�a, robi�c polewki i ubieraj�c lalk�. Tom pracowa� nad projektem katedry. Napomyka� ju� Philipowi, raz czy dwa, �e powinien zastanowi� si� nad tym, jaki ko�ci� w�a�ciwie chce zbudowa�, ale przeor nie zauwa�a� jego uwag, albo te� je ignorowa�. Mia� tyle na g�owie. Budowniczy nie m�g� przesta� o tym my�le�, szczeg�lnie w niedziele. Lubi� usi��� w drzwiach domu go�cinnego i patrze� na ruiny za muraw�. Czasem na �upkowej tabliczce rysowa� szkice, ale przewa�nie projekt wykonywa� w g�owie. Wiedzia�, �e dla wi�kszo�ci ludzi wyobra�anie sobie tr�jwymiarowych obiekt�w i wielkich przestrzeni by�o trudne, je�li nie niemo�liwe, ale jemu to nie sprawia�o trudno�ci. Zyska� zaufanie i wdzi�czno�� Philipa dzi�ki sposobowi, w jaki poradzi� sobie z ruin�, ale ten uwa�a� go za murarza, kt�remu trzeba dawa� prac� i projekt. Musi wi�c przekona� mnicha, �e jest zdolny sam zaprojektowa� i zbudowa� katedr�. Pewnej niedzieli, jakie� dwa miesi�ce od czasu, gdy odesz�a Ellen, poczu�, �e ju� jest gotowy do projektowania. Spl�t� mat� z trzciny i gi�tkich ga��zek, mniej wi�cej dwie stopy na trzy. Obudowa� j� ramk� z mi�kkiego drewna, tak, �e przypomina�a bardzo p�ytk� tac�. Potem spali� kilka kawa�k�w kredowego kamienia na wapno, domiesza� troch� t�giego gipsu, wreszcie wype�ni� tack� t� mieszanin�. Kiedy zaprawa twardnia�a, narysowa� na niej ig�� linie. Jako linijki u�ywa� swego stopionego przymiaru, by linie wychodzi�y proste, a przymiaru kwadratowego jako wzoru dla k�t�w prostych, za� cyrkli do rysowania krzywych. Mia� zrobi� trzy rysunki: przekr�j, by wyja�ni� konstrukcj�; plan elewacji, by zobrazowa� wspania�e proporcje; oraz rzut poziomy, dla przedstawienia funkcji. Zacz�� od przekroju. Wyobrazi� sobie katedr� jako d�ugi bochenek chleba, potem ci�cie, odsuwaj�ce sk�rk� zachodniego ko�ca, pozwalaj�ce na zobaczenie tego, co w �rodku, po czym zacz�� rysowa�. To proste. Narysowa� ci�g arkad o sp�aszczonym �uku. To nawa, tak wygl�da z tej strony. Powinna mie� p�aski drewniany pu�ap jak w starym ko�ciele. Tom wola�by zbudowa� wygi�ty strop z kamienia, ale wiedzia�, �e Philip nie podo�a�by takiemu kosztowi. Na szczycie nawy narysowa� tr�jk�tny dach. Szeroko�� budynku by�a okre�lona przez szeroko�� dachu, a t� z kolei determinowa�a d�ugo�� odpowiednich krokwi. Znalezienie krokwi d�u�szych, ni� trzydzie�ci pi�� by�o niezmiernie trudne, a poza tym to by� straszny koszt. (Dobr� krokiew ceniono tak bardzo, �e zaznaczano odpowiednie drzewo i sprzedawano jeszcze zanim osi�gn�o po��dan� wysoko��.) Nawa katedry Toma prawdopodobnie b�dzie mia�a dwie stopy szeroko�ci, albo b�dzie dwa razy szersza od d�ugo�ci jego �elaznej �aty. Narysowana przez niego nawa by�a wysoka, niemo�liwie wysoka. Lecz katedry powinny by� budowlami wywo�uj�cymi silne wra�enie, swymi rozmiarami budz�ce groz�, sw� lekko�ci� powoduj�ce wznoszenie oczu ku niebu. Jednym z powod�w, dla kt�rych ludzie przybywali do katedr by�o to, �e stanowi�y one najwi�ksze budynki na �wiecie. Kto nigdy nie by� w katedrze, m�g� przez ca�e �ycie nie widzie� nic wi�kszego od w�asnej chaty. Niestety, tak wysoka katedra, jak� narysowa� Tom, zawali�aby si�. Ci�ar dachu m�g� okaza� si� za du�y dla �cian, kt�re mog�yby wypaczy� si� na zewn�trz i zwali�. Musia�y by� jako� podparte. W tym celu Tom po obu stronach nawy zaznaczy� dwa �ukowo zwie�czone przej�cia si�gaj�ce w g�r� do po�owy jej wysoko�ci. To nawy boczne. One zostan� wyposa�one w �ukowe kamienne sklepienia: poniewa� mia�y by� ni�sze i w�sze, wi�c wydatek na kamienne stropy nie b�dzie a� tak wielki. Ka�da nawa boczna otrzyma uko�ny jednospadowy dach. Boczne nawy, przy��czone do nawy g��wnej swymi kamiennymi sklepieniami, dadz� ju� �cianom troch� oparcia, ale nie si�gn� wystarczaj�co wysoko. Powinien wi�c zbudowa� dodatkowe podpory, w pewnych odst�pach w przestrzeni mi�dzy dachem a sklepieniem naw. Narysowa� jedn� z takich dodatkowych podp�r. Kamienny �uk wyrastaj�cy ze szczytu �ciany bocznej nawy ku �cianie nawy g��wnej. Tam, gdzie przypora spoczywa�a na �cianie nawy bocznej, Tom wzmocni� jej ankier masywn� skarp� wystaj�c� na zewn�trz z boku ko�cio�a. Na szczycie przypory umie�ci� wie�yczk�, by doda� ci�aru i uprzyjemni� wygl�d. Nie mo�na zbudowa� tak straszliwie wysokiego ko�cio�a bez wzmacniaj�cych element�w naw bocznych, podp�r i przyp�r. To jednak mo�e by� trudne do wyja�nienia mnichowi i Tom narysowa� szkic, by u�atwi� mu zrozumienie. Narysowa� tak�e fundamenty, biegn�ce bardzo g��boko w ziemi pod �cianami. Laik�w zawsze dziwi g��boko�� fundament�w. Ten rysunek by� prosty, zbyt prosty, by by� u�ytecznym dla budowniczych, ale powinien by� dobry do pokazania przeorowi Philipowi. Budowniczy chcia�, by przeor w pe�ni poj�� jego projekt, ujrza� w wyobra�ni budowl� i by obudzi�o si� w nim zainteresowanie. Trudno sobie wyobrazi� solidny, wielki ko�ci�, kiedy ma si� przed sob� tylko kilka kresek naskrobanych na gipsie. Philip b�dzie potrzebowa� jego pomocy. �ciany, kt�re narysowa�, widziane od zewn�trz wydawa�y si� pe�ne, ale takimi by nie by�y. Teraz Tom zacz�� rysowa� boczn� �cian� nawy, widzian� z wn�trza ko�cio�a. Podzielona by�a na trzy poziomy. Najni�szy z trudem tylko mo�na by�o nazwa� �cian�: stanowi� j� po prostu rz�d kolumn, kt�rych szczyty ��czy�y p�koliste �uki. To nazywano arkad�. Przez �uki arkad wida� by�o te� koli�cie zwie�czone okna nawy bocznej. Te okna musia�y by� ustawione dok�adnie w linii arkad, by nie tamowa�y dost�pu �wiat�a. Za� kolumnom w �rodku mia�y odpowiada� skarpy �ciany zewn�trznej. Nad ka�dym wielkim �ukiem arkady mia� by� rz�dek trzech ma�ych �uk�w, tworz�cych galeri�. Przez te �uki nie mia�o wpada� �wiat�o, za nimi bowiem znajdowa� si� mia� przylegaj�cy dach bocznej nawy. Nad galeri� mia� by� rz�d okienek�wietlik�w, nazywanych tak dlatego, �e przebija�y �cian�, by o�wietli� g�rn� cz�� nawy. W dniach, kiedy budowano spalon� katedr� Kingsbridge, murarze polegali na grubo�ci �cian jako gwarancji ich wytrzyma�o�ci, a kiedy wybijali w nich okna, stawali si� nerwowi i d��yli do tego, by otwory mia�y jak najmniejsze rozmiary, przez co dawa�y bardzo ma�o �wiat�a. Dzisiejsi budowniczy rozumieli ju�, �e aby �ciany by�y mocne, wystarczy je postawi� prosto. Tom zaprojektowa� trzy poziomy �ciany nawy w proporcji 3:1:2. Arkada mia�a po�ow� wysoko�ci �ciany, a galeria jedn� trzeci� reszty. Proporcje ko�cio�a decydowa�y o wszystkim: dawa�y pod�wiadome wra�enie prawid�owo�ci ca�ego budynku. Studiuj�c uko�czony rysunek pomy�la�, �e wygl�da ca�kiem wdzi�cznie. Ale czy Philip te� tak pomy�li? Tom umia� widzie� rz�dy arkad maszeruj�ce wzd�u� g��wnej nawy i naw bocznych, ich profilowania i rze�by uwydatnione popo�udniowym s�o�cem... ale czy Philip dojrzy to samo? Zacz�� trzeci rysunek. Mia� by� to rzut poziomy ko�cio�a. W wyobra�ni zobaczy� dwana�cie �uk�w arkady. Ko�ci� zostanie podzielony na dwana�cie cz�ci, zwanych prz�s�ami. Nawa b�dzie mia�a sze�� prz�se� d�ugo�ci, prezbiterium za� cztery. Mi�dzy nimi, zajmuj�c przestrze� prz�s�a si�dmego i �smego, znajdzie si� skrzy�owanie, sk�d b�d� wystawa� na boki transepty i nad kt�rymi b�dzie wznosi� si� wie�a. . Wszystkie katedry i niemal wszystkie ko�cio�y mia�y kszta�t krzy�a. Krzy� stanowi� jedyny i najprostszy znak chrze�cija�stwa - to jasne, ale istnia� te� bardziej prozaiczny pow�d: transepty dawa�y dodatkow� przestrze� na kaplice i urz�dy, na przyk�ad zakrysti� i sal� zebra�. Kiedy ju� narysowa� prosty plan poziomy, wr�ci� do g��wnego rysunku, pokazuj�cego wn�trze ko�cio�a od zachodniego ko�ca. Teraz rysowa� wie��, wyrastaj�c� z ty�u ponad naw�. Wie�a powinna by� p�tora albo dwa razy wy�sza od nawy. Rozwi�zanie pierwsze nadaje budynkowi przyjemny regularny kszta�t, gdzie nawy boczne, nawa g��wna i wie�a rosn� w stosunku 1:2:3. Wie�a wy�sza daje bardziej dramatyczny wygl�d, bo kiedy nawa powtarza rozmiar naw bocznych, a wie�a rozmiar nawy g��wnej, proporcja wynosi 1:2:4. Tom wybra� wersj� dramatyczn� - to ma by� jedyna katedra, jak� kiedykolwiek zbuduje, niech wi�c si�ga nieba. Mia� nadziej�, �e przeor b�dzie my�la� tak samo. Je�liby Philip zaakceptowa� projekt, Tom powinien narysowa� go jeszcze raz, tym razem bardziej dbaj�c o skal�. A potem przysz�yby kolejne rysunki, setki rysunk�w: plinty, kolumny, kapitele, kroksztyny, o�cienice, kr��yny, gzymsy, rzygacze, a tak�e niezliczone inne detale - rysowania na lata. To jednak, co le�a�o przed nim, to istota budowli, a ta, ju� narysowana, wydawa�a si� dobra: prosta, niedroga, pe�na wdzi�ku i doskonale wywa�ona w proporcjach. Nie m�g� si� doczeka�, by komu� to pokaza�. Planowa� znale�� stosowny moment, by przedstawi� plan przeorowi, ale teraz, kiedy ju� wykona� rysunek, chcia�, by Philip zobaczy� go natychmiast. Czy jednak Philip nie uzna go za zbyt pewnego siebie? Przeor nie prosi� go o zrobienie projektu. Mo�e ma upatrzonego innego mistrza budowniczego, mo�e s�ysza� o kim�, kto pracowa� dla innego klasztoru i wykona� dobr� robot�. Mo�e wy�mia� aspiracje Toma. Z drugiej strony, je�eli mu nic nie poka�e, mnich mo�e za�o�y�, �e budowniczy nie ma zdolno�ci do projektowania i mo�e wynaj�� kogo� innego, nie rozwa�aj�c nawet kandydatury Toma. Na takie ryzyko nie by� przygotowany: lepiej ju� niech uznaj� go za zbyt pewnego siebie. Popo�udnie ci�gle by�o jasne. W kru�gankach prawdopodobnie jest godzina studi�w. Philip powinien by� w swym domu, pewnie czyta Bibli�. Tom postanowi� pokaza� mu sw�j projekt. Wyszed� z domu, ostro�nie nios�c tablic�. Kiedy przechodzi� przez ruiny, perspektywa budowy wyda�a mu si� zniech�caj�ca: ci wszyscy rzemie�lnicy, te wszystkie kamienice, te wszystkie belki, te wszystkie lata. Musia�by nad tym panowa� w ca�o�ci, upewnia� si� w systematyczno�ci dostaw, sprawdza� jako�� kamienia i drewna, przyjmowa� i wyrzuca� ludzi, bez zm�czenia sprawdza� ich prac� pionem i poziomnic�, robi� szablony do profilowa�, projektowa� i wykonywa� maszyny podnosz�ce: d�wigi, bloki, ko�owroty... Zastanawia� si�, czy rzeczywi�cie m�g�by temu podo�a�. Wtedy przysz�a my�l, �e jaki niesamowity, przejmuj�cy dreszcz wywo�a zrobienie czego� z niczego, zobaczenie kiedy� w przysz�o�ci nowego ko�cio�a tutaj, gdzie teraz poza gruzem nie ma nic i powiedzie�: ja to uczyni�em. W jego g�owie tkwi�a ukryta jeszcze jedna my�l, do kt�rej ci�ko mu by�o si� przyzna� nawet przed sob�. Agnes umar�a bez ksi�dza i zosta�a pochowana w nie po�wi�conej ziemi. Pragn�� wr�ci� do jej grobu z kap�anem, by odm�wi� nad ni� modlitwy i mo�e po�o�y� jaki� niedu�y kamie�. Obawia� si� jednak, �e je�li przyci�gnie uwag� do miejsca jej poch�wku, wyjdzie na jaw ca�a historia porzucenia dziecka. Zostawienie dziecka na �mier� liczy�o si� jako morderstwo. Kiedy przemija�y kolejne tygodnie, coraz bardziej martwi� si� o dusz� Agnes i o to, czy by�a ona w dobrym miejscu, czy nie. Ba� si� zapyta� ksi�dza, bo musia�by poda� szczeg�y. Pociesza� si� jedynie my�l�, �e je�li zbuduje katedr�, to B�g z pewno�ci� b�dzie go chcia� nagrodzi�. Zastanawia� si�, czy m�g�by poprosi� Go o to, by zamiast honorowa� jego, zechcia� przyj�� Agnes. Gdyby m�g� po�wi�ci� swoj� prac� przy budowie katedry Agnes, czu�by, �e jej dusza jest zbawiona, a on mo�e spocz�� w spokoju. Doszed� do domu przeora. By� to kamienny budyneczek. Chocia� by�o zimno, drzwi sta�y otworem. Zawaha� si� na chwil�. "Spokojny, posiadaj�cy znajomo�� rzeczy, pe�en wiedzy i pewno�ci siebie znawca - rzek� w duchu do siebie. Mistrz nowoczesnego budownictwa. Po prostu cz�owiek, kt�remu z rado�ci� si� ufa." Wkroczy� do �rodka. By�a to tylko pojedyncza komnata. Pod jedn� �cian� wielkie �o�e ze zbytkownymi zas�onami, poddrug� ma�y o�tarzyk z krucyfiksem i �wiecznikiem. Przeor Philip sta� przy oknie i ze zmarszczonym czo�em czyta� jakie� pismo na welinowym papierze. Popatrzy� na murarza i u�miechn�� si�. - Co tam masz? - Rysunki, ojcze - odrzek� Tom, staraj�c si� m�wi� g�osem g��bokim i przekonywuj�cym. - Rysunki nowej katedry. Mog� pokaza�? Philip wydawa� si� zaskoczony, ale i zaciekawiony. - Oczywi�cie! W k�cie sta� du�y pulpit do czytania. Tom przeni�s� go do okna i po�o�y� gipsow� tablic�, opieraj�c o zagi�t� listw� w dole pulpitu. Philip spojrza� na rysunki. Tom przygl�da� si� jego twarzy. Nie wiedzia�, czy kiedykolwiek widzia� rysunek elewacji, plan poziomy czy przekr�j Twarz przeora �ci�gn�a si� w zak�opotaniu. Tom zacz�� wyja�nia�. - Stoisz w �rodku nawy, patrz�c na �cian� - wskaza� elewacj�. - Tutaj s� filary arkad. ��cz� je �uki. Przez �uki wida� okna nawy bocznej. Nad arkad� znajduje si� galeria, a nad ni� z kolei rz�d okienek�wietlik�w. Wyraz twarzy Philipa wyg�adza� si� w miar� pojmowania. Szybko si� uczy�. Popatrzy� na rzut poziomy, a Tom zauwa�y�, �e to tak�e sprawia mu k�opot. - Kiedy chodzimy po placu i zaznaczamy, gdzie maj� by� �ciany, gdzie filary maj� styka� si� z ziemi�, a gdzie b�d� miejsca dla drzwi i przypory, musimy mie� plan taki jak ten, by dobrze ustawi� ko�ki i rozpi�� na nich sznurki. O�wiecenie wr�ci�o na twarz Philipa. Tom pomy�la�, �e nareszcie przedstawi� si� jako znawca sztuki budowania. W ko�cu przeor spojrza� na przekr�j. - To w �rodku to nawa g��wna pokryta belkowaniem sufitu - wyja�nia� budowniczy. - Za naw� wie�a. Tu s� nawy boczne, po obu stronach. Przy zewn�trznych �cianach naw bocznych s� przypory. - Wygl�da wspaniale - rzek� Philip. Tom widzia�, �e ta cz�� projektu w szczeg�lno�ci przyci�gn�a jego uwag�, swym otwarciem na wn�trze ko�cio�a, przypominaj�cym otwarcie drzwi kredensu i ujawnienie jego zawarto�ci. Philip przyjrza� si� znowu planowi poziomemu. - Czy w nawie jest tylko sze�� prz�se�? - Tak, a cztery w prezbiterium. - Czy to nie za ma�o? - Sta� ci� na wi�cej ? - Nie sta� mnie wcale na budow� - odrzek� Philip. - Nie s�dz� aby� mia� jakie� poj�cie o tym, ile to wszystko mo�e kosztowa�, mam racj�? - Wiem doskonale, jaki b�dzie koszt tej katedry. - Na twarzy mnicha pojawi�o si� zaskoczenie: nie s�dzi�, �e on potrafi liczy�. Sp�dzi� wiele godzin obliczaj�c koszt swego projektu, a� po ostatniego pensa. Philipowi poda� jednak�e zaokr�glon� liczb�. - Nie b�dzie kosztowa� wi�cej, ni� trzy tysi�ce funt�w. Philip za�mia� si� nieweso�o. - Ostatnie kilka tygodni sp�dzi�em na opracowaniu rocznego dochodu klasztoru. - Pomacha� kart� welinu, kt�r� czyta� z niepokojem, kiedy wchodzi� Tom. - Tutaj jest odpowied�. Trzysta funt�w rocznie. A wydajemy ka�dego pensa. Toma to nie zaskoczy�o. Oczywiste by�o, �e w przesz�o�ci �le kierowano klasztorem. Mia� jednak wiar� w reformy Philipa, ufa�, �e dzi�ki nim finanse klasztoru ulegn� poprawie. - Ojcze, ty znajdziesz pieni�dze. Z Bo�� pomoc� - doda� pobo�nie. - Jak d�ugo potrwa�aby budowa? - Philip nie przekonany powr�ci� do rysunk�w. - To zale�y od tego, ilu zatrudnisz ludzi. Je�li we�miesz trzydziestu murarzy, z dostateczn� liczb� pomocnik�w, terminator�w, cie�li i kowali do pomagania im, to mo�e zabra� pi�tna�cie lat: rok na fundamenty, cztery lata na prezbiterium, cztery lata na transepty, a sze�� na naw� g��wn�. Jeszcze raz zrobi� wra�enie na przeorze. - Chcia�bym, by moi urz�dnicy umieli tak liczy� i tak wybiega� my�l� w prz�d. - Patrzy� zadumany na rysunki. - Czyli musz� znale�� dwie�cie funt�w rocznie. Je�li tak to uj��, to nie brzmi najgorzej. - Zaduma� si�. Tom poczu� podniecenie: Philip zaczyna� my�le� o tym, jako o zamiarze wykonalnym, a nie tylko jako abstrakcyjnym projekcie. - Przypu��my, �e znajd� wi�cej pieni�dzy, czy wtedy b�dziemy mogli budowa� szybciej ? - Do pewnego stopnia - odrzek� ostro�nie. Nie chcia�, by przeor by� nastawiony zbyt optymistycznie: to mog�o prowadzi� do rozczarowa�. - Mo�esz przyj�� sze��dziesi�ciu murarzy i budowa� ca�y ko�ci� od razu, zamiast budowa� go ze wschodu na zach�d. To mo�e zaj�� osiem do dziesi�ciu lat. Ka�dy cz�owiek ponad sze��dziesi�tk� na placu budowy o tych rozmiarach, przy tej wielko�ci budynku spowoduje, �e b�d� wchodzi� sobie wzajemnie w drog�, a to zwolni prac�. Philip skin�� g�ow�. Zdawa� si� pojmowa� to wszystko bez trudno�ci. - Mog� uko�czy� cz�� wschodni� bez trudno�ci w pi�� lat nawet z trzydziestu murarzami - ci�gn�� Tom. - B�dziesz m�g� wykorzystywa� j� do nabo�e�stw i postawi� nowy relikwiarz na ko�ci �w. Adolphusa. - Rzeczywi�cie - Philip znowu si� o�ywi�. - My�la�em, �e dziesi�ciolecia up�yn�, zanim b�dziemy mieli nowy ko�ci�. - Popatrzy� na Toma przebiegle. A czy ty ju� kiedy� budowa�e� katedr�? - Nie, chocia� projektowa�em i budowa�em mniejsze ko�cio�y, ale pracowa�em przy katedrze exeterskiej przez kilka lat, ko�cz�c jako zast�pca mistrza budowniczego. - Sam chcesz budowa� t� katedr�, prawda? Tom si� zawaha�. Z Philipem lepiej by� szczerym, on nie ma czasu ani cierpliwo�ci na kr�tactwa. - Tak, ojcze, chcia�bym, �eby� mnie naznaczy� mistrzem budowniczym tej katedry - rzek� tak spokojnie, jak tylko potrafi�. - Dlaczego? To pytanie go zaskoczy�o. Powod�w by�o tak wiele... "Bo widzia�em wiele katedr i ko�cio��w �le wykonanych, a wiem, �e umia�bym zrobi� lepiej - pomy�la�. - Bo nie ma nic bardziej satysfakcjonuj�cego dla mistrza rzemie�lnika, ni� sprawdza� i �wiczy� swe umiej�tno�ci, mo�e tylko z wyj�tkiem kochania si� z pi�kn� kobiet�. Bo to nadaje sens �yciu." - Kt�rej odpowiedzi spodziewa si� przeor Philip? Jakiej chce? Pewnie by chcia�, �ebym powiedzia� co� pobo�nego. Niebaczny na nic postanowi� powiedzie� prawd�. . Bo to b�dzie pi�kne. Philip patrzy� na niego dziwnie. Budowniczy nie umia� powiedzie�, czy by� z�y, czy chodzi�o mu o co� innego. - Bo to b�dzie pi�kne - powt�rzy� mnich. Tom zacz�� czu�, �e to g�upi pow�d i ju� mia� powiedzie� wi�cej, ale nie m�g� si� zdecydowa�, co wybra�. Raptem jednak zauwa�y�, �e Philip wcale nie by� sceptyczny wobec podanego powodu - by� poruszony. S�owa Toma si�gn�y serca. Wreszcie skin�� g�ow�, jakby zgadzaj�c si� z jak�� swoj� refleksj� i powiedzia�: - Tak. C� mo�e by� lepszego, ni� zrobi� dla Boga co� pi�knego? Tom milcza�. Philip nie powiedzia� "Tak, b�dziesz mistrzem budowniczym". Tom czeka�. Przeor zdawa� si� dojrzewa� do decyzji. - W najbli�szych dniach wybieram si� z biskupem Walerianem do Winchesteru, by spotka� si� z kr�lem. Nie znam dok�adnie plan�w biskupa, ale pewny jestem, �e b�dziemy prosi� kr�la Stefana o wsparcie przy p�aceniu za nowy ko�ci� katedralny w Kingsbridge. - Miejmy nadziej�, �e kr�l spe�ni twoje �yczenia. - Jest nam winien przys�ug� - rzek� Philip, u�miechaj�c si� enigmatycznie. Powinien nam pom�c. A je�li tak? - My�l�, Tomie Budowniczy, �e B�g mia� jaki� zamys� przysy�aj�c ciebie do mnie. Je�li kr�l Stefan da nam pieni�dze, mo�esz budowa� ko�ci�. Przysz�a kolej na Toma, by poczu� si� poruszonym. Nie wiedzia�, co powiedzie�. Spe�ni�o si� marzenie jego �ycia, cho� pod pewnymi warunkami. Wszystko zale�a�o od tego, z czym Philip przyjedzie od kr�la. Skin�� g�ow�, przyjmuj�c obietnic� i ryzyko. - Dzi�kuj� ci, ojcze. Dzwon zabrzmia� wezwaniem na nieszpory. Tom po�o�y� r�k� na gipsowej tablicy. - Potrzebujesz to? - spyta� Philip. Murarz u�wiadomi� sobie, �e zostawienie rysunku to niez�y pomys�. Sta�e przypomnienie dla przeora. - Nie, nie b�d� potrzebowa�. Mam wszystko w pami�ci. - Dobrze, chcia�bym go tu zatrzyma�. Tom kiwn�� g�ow� i poszed� do drzwi. Przypomnia�o mu si�, �e nie zapyta� o Agnes, a teraz akurat by m�g�. Odwr�ci� si�. - Ojcze? - Tak. - Moja pierwsza �ona... Mia�a na imi� Agnes... Umar�a bez ksi�dza i nie jest pochowana w po�wi�conej ziemi. Ona nie grzeszy�a, to tylko takie... okoliczno�ci. Zastanawiam si�... Czasem kto� buduje kaplic�, albo funduje klasztor w nadziei, �e w przysz�ym �yciu B�g b�dzie pami�ta� jego pobo�no��. Czy my�lisz, �e m�j projekt mo�e przys�u�y� si� do zbawienia duszy Agnes? Philip �ci�gn�� brwi. - Abrahama proszono o po�wi�cenie jedynego syna. Nigdy wi�cej B�g nie prosi� o ofiary krwawe, bo ostateczna ofiara zosta�a dokonana. Z historii Abrahama wyp�ywa dla nas lekcja, �e B�g wymaga od nas tego, co w nas najlepsze, tego, co dla nas najcenniejsze. Czy ten projekt jest najlepsz� rzecz�, jak� mo�esz ofiarowa� Bogu? - Poza dzie�mi, tak. - Pozostawaj wi�c w spokoju, Tomie Budowniczy. B�g przyjmie twoj� ofiar�. * * * II Philip nie mia� poj�cia, jaki cel przy�wieca� Walerianowi Bigodowi, kiedy ten wyznaczy� spotkanie w ruinach zamku hrabiego Bart�omieja. Z powodu tego miejsca musia� przyjecha� dzie� wcze�niej do Shiring i nocowa� tam, a potem wyjecha� o �wicie. Teraz, kiedy jego ko� bieg� w stron� zamku, przys�oni�tego nieco porann� mg��, pomy�la�, �e to zapewne przypadkowy zbieg okoliczno�ci: Walerian prawdopodobnie by� w drodze i by�o mu tu bli�ej ni� do Kingsbridge, a zamek stanowi dobry punkt orientacyjny. Przeor chcia� wiedzie� wi�cej o planach Bigoda. Biskupa elekta nie widzia� od dnia inspekcji ruin. Walerian nie wiedzia�, ile pieni�dzy Philip b�dzie potrzebowa� na katedr�, a on nie mia� poj�cia, o co w�a�ciwie Walerian chce prosi� kr�la. Bigod nie ujawni� swych zamierze�. To Philipa denerwowa�o. Rad by�, �e budowniczy powiedzia� co potrzebuje do budowy katedry, jakkolwiek nie by�y to pocieszaj�ce informacje. Z trudno�ci� przychodzi�o mu czytanie i pisanie, ale umia� zaprojektowa� katedr�, narysowa� plany, obliczy� ilo�� ludzi i czas, jaki budowa zajmie, oraz przedstawi� koszty. Opr�cz znajomo�ci tego wszystkiego i spokojnego obej�cia, mia� jeszcze wspania�� prezentacj�: bardzo wysoki, o brodatej, ogorza�ej twarzy, mi�ych, �agodnych oczach i wysokim czole. Philip czasami czu� si� przy nim lekko onie�mielony i pr�bowa� to ukry� przybieraj�c serdeczne tony. Tom by� bardzo skromny i w �aden spos�b nie m�g� wpa�� na pomys�, �e onie�miela Philipa. Rozmowa o �onie wzruszy�a go i odkry�a pok�ady pobo�no�ci, jakich w nim nie podejrzewa�. Tom nale�a� do tego rodzaju ludzi, kt�rzy sw� religijno�� nosz� w sercu g��boko. Niekiedy okazuj� si� najlepsi. Kiedy Philip zbli�a� si� do Zamkowej, czu� wzrastaj�cy niepok�j. Niegdy� to by� kwitn�cy zamek, kt�ry broni� okolicznych ziem, zatrudnia� i �ywi� wielu ludzi. Teraz zosta� zrujnowany, chaty, kt�re t�oczy�y si� doko�a opustosza�y jak gniazda na nagich ga��ziach zimowego drzewa. On ponosi� za to odpowiedzialno��. Ujawni� pocz�ty tutaj spisek i przywi�d� w to miejsce gniew Bo�y w postaci Percy'ego Hamleigha. Gniew Bo�y na g�owy mieszka�c�w zamku i na sam zamek. Jak zauwa�y�, mury i brama nie zosta�y uszkodzone podczas walki. Oznacza�o to, �e napastnicy prawdopodobnie dostali si� do zamku, zanim zamkni�to bramy. Przeprowadzi� konia przez drewniany most i wszed� w pierwsze z dwu obwa�owa�. Tutaj dowody walki pokaza�y si� wyra�niej: poza kamienn� kaplic� wszystkie pozosta�e budynki zosta�y zamienione w kilka stercz�cych z ziemi pie�k�w i niewielkich kupek popio�u, kt�re wiatr przep�dzi� pod mury zamku. Ani �ladu biskupa. Przeor przejecha� przez dziedziniec, przeby� most po przeciwnej stronie i dotar� wy�ej. Tutaj znajdowa�a si� wielka kamienna twierdza z niepewnie wygl�daj�cymi schodami prowadz�cymi na pi�tro. Popatrzy� na t� obronn� budowl� i ma�e, bezpieczne okienkastrzelnice - chocia� to wszystko by�o pot�ne, nie obroni�o hrabiego Bart�omieja. Z kt�rego� z tych okien m�g�by patrze� na okolic� i wygl�da� biskupa. Przywi�za� konia do por�czy i ruszy� schodami w g�r�. Drzwi otwar�y si� pod dotkni�ciem. Wszed�. Wielka sala by�a ciemna i zakurzona, a sitowie na pod�odze wysch�o na wi�r. Zobaczy� schody wiod�ce wy�ej, a tak�e zimne palenisko. Podszed� do okna. Kurz przyprawi� go o kichanie. Przez okno niewiele widzia�, postanowi� wi�c wej�� na g�r�. Na szczycie schod�w spotka� dwoje drzwi. Domy�li� si�, �e te mniejsze prowadz� do latryny, a wi�ksze do komnaty hrabiego. Przeszed� przez wi�ksze. Komnata nie by�a pusta. Philip zatrzyma� si� zmartwia�y. W �rodku komnaty sta�a naprzeciw niego m�oda kobieta nadzwyczajnej pi�kno�ci. Przez chwil� s�dzi�, �e ma wizj� i serce przyspieszy�o. D�ugie wij�ce si� w�osy okala�y jej czarown� twarz. Wpatrywa�a si� w niego wielkimi ciemnymi oczyma i zauwa�y�, �e podobnie jak on jest zaskoczona. Odpr�y� si� Ju� mia� zrobi� nast�pny krok do �rodka pokoju, kiedy raptem pochwycony zosta� od ty�u i poczu� na szyi zimne ostrze d�ugiego no�a. - Kim�e u diab�a jeste�? - zapyta� m�ski g�os. Dziewczyna ruszy�a w jego stron�. - Powiedz, jak si� nazywasz, albo Mateusz ci� zabije - powiedzia�a kr�lewskim tonem. Jej maniery wskazywa�y, �e jest z urodzenia szlachciank�, ale nawet szlachcie nie wolno grozi� mnichom. - Powiedz Mateuszowi, by zabra� swe �apy z przeora Kingsbridge, albo si� to dla niego �le sko�czy - powiedzia� Philip spokojnie. Zwolniono uchwyt. Spojrza� do ty�u i dostrzeg� szczup�ego m�czyzn� w swoim wieku. Ten Mateusz prawdopodobnie w�a�nie wyszed� z latryny. Obr�ci� si� z powrotem ku dziewczynie. Wygl�da�a na siedemna�cie lat. Pomimo wynios�ych manier, str�j mia�a wy�wiechtany. Kiedy przygl�da� si� jej, z kufra pod �cian� wygramoli� si� wyrostek o nieco og�upia�ej minie. Trzyma� miecz. Le�a� w kufrze, kryj�c si� lub czekaj�c, Philip nie wiedzia�, co powiedzie�. - A kim ty jeste�? - zapyta�. - Jestem c�rk� Bart�omieja, hrabiego Shiring, a me imi� Aliena. "C�rka! - pomy�la�. - Nie wiedzia�em, �e ona ci�gle tu mieszka". Popatrzy� na ch�opca, mia� jakie� pi�tna�cie lat i by� podobny do dziewczyny, z wyj�tkiem zadartego nosa i kr�tkich w�os�w. Philip przeni�s� pytaj�ce spojrzenie na niego. - Jestem Ryszard, dziedzic hrabstwa - �ami�cym si� g�osem podrostka przedstawi� si� ch�opiec. - A ja jestem Mateusz, zarz�dca zamku - rozleg� si� m�ski g�os za plecami przeora Kingsbridge. Philip u�wiadomi� sobie, �e ta tr�jka ukrywa si� tutaj od czasu uwi�zienia hrabiego. Zarz�dca opiekowa� si� dzie�mi: musia� mie� dobrze ukryty schowek z �ywno�ci� albo pieni�dzmi. Zwr�ci� si� do dziewczyny. - Wiem, gdzie jest wasz ojciec, ale co z wasz� matk�? - Umar�a wiele lat temu. Przeszy�o go poczucie winy. Te dzieci potencjalnie by�y sierotami, a w pewnej mierze by�a to jego sprawka. - A czy nie macie krewnych, kt�rzy by si� wami zaopiekowali? - Ja dogl�dam zamku, p�ki nie wr�ci ojciec - odrzek�a. �yj� we �nie. Ona pr�buje �y� tak, jakby nadal nale�eli do bogatej i mo�nej rodziny. Jednak jej ojciec by� w nie�asce, do tego w lochu, a ona by�a przecie� tak� sam� dziewczyn� jak inne. Hrabia Bart�omiej nie wr�ci do swego zamku, chyba �e kr�l Stefan ka�e go powiesi� w�a�nie tutaj. �a�owa� dziewczyny, ale te� w jaki� spos�b podziwia� si��, z jak� tak wytrwale ci�gn�a t� fantazj� i nak�oni�a tych dwu do dzielenia jej z ni�. Pomy�la�, �e mog�aby by� kr�low�. Z zewn�trz dolecia� stukot kopyt: kilka koni przeje�d�a�o po drewnianym mo�cie. Aliena zwr�ci�a si� do Philipa: - Po co tu przyby�e�? - Na spotkanie - odrzek�. Odwr�ci� si� i zrobi� krok w stron� drzwi. Mateusz stan�� mu na drodze. Przez chwil� stali spokojnie, twarz� w twarz. Czw�rka ludzi w komnacie stworzy�a zastyg�y obraz. Philip zastanowi� si�, czy b�d� chcieli powstrzyma� go przed wyj�ciem. Wtem zarz�dca odst�pi�. Ruszy� do wyj�cia. Podtrzyma� doln� cz�� habitu i pospieszy� w d� po spiralnych schodach. Kiedy ju� dociera� do st�p, us�ysza� za sob� szybkie kroki. Dogoni� go Mateusz. - Nie m�w nikomu, �e tam jeste�my. Zorientowa� si�, �e zarz�dca widzi nierealno�� tej sytuacji. - Jak d�ugo tutaj zostaniecie? - spyta� go. - Jak d�ugo nam si� uda. - A kiedy b�dziecie musieli odej��? Co wtedy? - Nie wiem. - Dochowam tajemnicy - skin�� g�ow�. - Dzi�kuj�, ojcze. Philip przeszed� przez zakurzon� wielk� sal� i wyszed� na zewn�trz. Spojrzawszy w d� zobaczy� biskupa Waleriana i dwu ludzi, prowadz�cych konie, by przywi�za� je obok jego wierzchowca. Biskup nosi� ci�k� opo�cz� podbit� czarnym futrem i czarn� futrzan� czap�. Spojrza� do g�ry i dostrzeg� przeora. - Wielebny panie biskupie - rzek� Philip z szacunkiem. Zszed� po drewnianych schodach. Obraz dziewicy pi�tro wy�ej ci�gle jeszcze tkwi� w jego my�lach i mia� ochot� potrz�sn�� g�ow�, by go stamt�d wyrzuci�. Walerian zsiad� z konia. Towarzyszy� mu Dean Baldwin i zbrojny. Skin�� im g�ow�, po czym ukl�k� i poca�owa� biskupa w r�k�. Walerian przyj�� jego ho�d, ale go nie przeci�ga�. Zaraz cofn�� r�k�. To sama w�adza, a nie jej oznaki, by�a tym, co kocha� Walerian Bigod. - Samowt�r, Philipie? - Tak, klasztor jest biedny, a eskorta dla mnie to zb�dny wydatek. Kiedy jeszcze by�em przeorem �wi�tego Jana w Lesie, zawsze je�dzi�em sam i wci�� �yj�. Walerian wzruszy� ramionami. - Chod� ze mn�. Chc� ci co� pokaza�. - Pomaszerowali szybko w stron� najbli�szej wie�y. Wynurzyli si� na wierzcho�ku wie�y i stan�li na blankach, ogl�daj�c kraj le��cy doko�a pod nimi. - To jedno z mniejszych hrabstw w kraju - rzek� Walerian. - Rzeczywi�cie. - Philipa przebieg� dreszcz. Wia� zimny, porywisty wiatr, a jego peleryna nie by�a gruba. Zastanawia� si� do czego zmierza biskup. - Cz�� z tych ziem jest dobra, ale wi�kszo�� to lasy i kamienne wzg�rza. - Tak. - Gdyby dzie� by� jasny, mogliby st�d widzie� wiele akr�w lasu i ziem uprawnych, ale teraz, aczkolwiek wczesna mg�a ju� si� rozwia�a, mogli zaledwie dojrze� skraj lasu na po�udniu i p�askie nagie pola w pobli�u zamku. - To hrabstwo posiada tak�e kamienio�om produkuj�cy wapie� pierwszej klasy - ci�gn�� Walerian. - Jego lasy to wiele akr�w dobrego budulca. A folwarki wytwarzaj� niema�o bogactw. Gdyby�my mieli to hrabstwo, Philipie, mogliby�my bez k�opot�w zbudowa� twoj� katedr�. - Gdyby �winie mia�y skrzyd�a, to dopiero by lata�y. - O, cz�eku ma�ej wiary! - M�wisz powa�nie? - niedowierza� przeor. - Bardzo. Philip odnosi� si� do tego sceptycznie, ale mimowolnie zacz�a �wita� mu nadzieja. Gdyby� to si� spe�ni�o! - Kr�l potrzebuje militarnego wsparcia. Da hrabstwo temu, kto mo�e poprowadzi� rycerzy do walki - rzek�. - Kr�l ko�cio�owi zawdzi�cza koron�, a jego zwyci�stwo nad Bart�omiejem to zas�uga twoja i moja. Rycerze nie s� wszystkim, czego mu trzeba. Walerian b y � powa�ny. Philip dostrzeg� to. Czy jest to mo�liwe? Czy kr�l m�g� tak po prostu przekaza� hrabstwo Shiring Ko�cio�owi, by sfinansowa� budow� katedry w Kingsbridge? Pomimo argumentacji biskupa, trudno by�o w to uwierzy�. Przeor nie m�g� jednak powstrzyma� si� od my�lenia, jakby to by�o cudownie mie� kamie�, drewno oraz pieni�dze na zap�at� dla rzemie�lnik�w, a wszystko podane na tacy! Przypomnia� sobie ponadto, co m�wi� Tom Budowniczy, �e mo�na by�oby wzi�� sze��dziesi�ciu murarzy i sko�czy� ko�ci� za osiem dziesi�� lat. Sama my�l ju� zapiera�a dech. - Lecz co z poprzednim w�a�cicielem? - Bart�omiej przyzna� si� do zdrady. Nigdy nie zaprzecza�, �e spiskowa�, ale przez jaki� czas utrzymywa�, �e to nie by�a zdrada, poniewa� Stefan to uzurpator. Jednak�e kat kr�la wszystko z niego wydoby� na torturach. Philip zadr�a� i stara� si� nie my�le�, co zrobili hrabiemu, by z�ama� op�r tego twardego cz�owieka. Wyrzuci� te my�li z g�owy. - Hrabstwo Shiring - mrucza� do siebie. To niewiarygodnie ambitne ��danie. Pomys� jednak ekscytuj�cy. Poczu�, �e przepe�nia go irracjonalny optymizm. Walerian rzuci� okiem na niebo. - Ruszajmy. Kr�l spodziewa si� nas pojutrze. * * * William Hamleigh pilnie obserwowa� dwu duchownych ze swej kryj�wki za blankami drugiej wie�y. Zna� ich obu. Ten wysoki, wygl�daj�cy jak kos z powodu wystaj�cego nosa i czarnej opo�czy, by� nowym biskupem Kingsbridge. Ten ni�szy, energiczny o ogolonej g�owie i jasnych niebieskich oczach to przeor Philip. Zastanawia� si�, co te� oni tutaj robi�. Przygl�da� si� temu mnichowi, kiedy przyjecha�. William nie m�g� si� domy�li�, czy Philip spotka� kogo� z tr�jki zamieszkuj�cej twierdz�. By� w �rodku tylko kilka chwil, a oni mogli si� przed nim ukry�. Skoro tylko nadjecha� biskup, przeor Philip wyszed� z twierdzy i obaj wspi�li si� na wie��. Teraz biskup pokazywa� r�kami na tereny dooko�a, jakby gestem w�a�ciciela. Po sposobie, w jaki stali i w jaki gestykulowa� biskup, William m�g� rzec, �e biskup jest zapalony, a przeor sceptyczny. To �e spiskuj�, by�o pewne. Zreszt�, przyszed� tutaj, by szpiegowa� Alien�. Czyni� to coraz cz�ciej. Zaw�adn�a ca�kowicie jego umys�em. Cierpia� na uporczywe sny na jawie, w kt�rych bieg� do niej nagiej i zwi�zanej przez pola pszenicy, albo w kt�rych zastraszona kry�a si� w rogu jego sypialni. Dosz�o do tego, �e musia� widzie� j� fizycznie. Przyje�d�a� do Zamkowej wcze�nie rano. Zostawia� Waltera, by pilnowa� koni w lesie, a sam szed� przez pola do zamku. Wkrada� si� do �rodka i, dobrze ukryty, przygl�da� si� twierdzy i wy�szemu dziedzi�cowi. Czasami musia� d�ugo czeka�, nim j� m�g� zobaczy�. Jego cierpliwo�� poddawana by�a srogim pr�bom. Kiedy wreszcie si� pojawia�a, gard�o mu wysycha�o, serce bi�o szybciej, a d�onie poci�y. Cz�sto wychodzi�a z bratem albo ze zniewie�cia�ym s�ug�, ale czasami by�a sama. Pewnego letniego popo�udnia, kiedy czeka� ju� od wczesnego ranka, podesz�a do studni, wyci�gn�a troch� wody, a potem zdj�a ubranie, by si� umy� i wypra� rzeczy. Sama pami�� tego wydarzenia rozpali�a go na nowo. Mia�a du�e, stercz�ce piersi, kt�re porusza�y si� dra�ni�co, kiedy podnosi�a r�ce by namydli� w�osy. Jej sutki marszczy�y si� zachwycaj�co, kiedy pryska�a na siebie zimn� wod�. By� te� zaskakuj�cy g�szcz ciemnych, kr�conych w�os�w mi�dzy jej nogami. Kiedy si� podmywa�a, pocieraj�c z wigorem namydlon� r�k�, William ,nie m�g� si� opanowa� i trysn�� w ubranie. Nic r�wnie mi�ego nie zdarzy�o si� od tamtego czasu, tym niemniej by�y tak�e mniejsze przyjemno�ci. Kiedy by�a sama, czasami �piewa�a, czasami nawet do siebie m�wi�a. William widzia�, jak wi�za�a w�osy, jak ta�czy�a, czy jak ma�e dziecko goni�a go��bie na murach. Podgl�danie jej gdy zajmowa�a si� drobnymi osobistymi sprawami dawa�o mu poczucie w�adzy nad ni�, a to by�o smakowite. Nie wyjdzie, p�ki przeor i biskup s� w zamku, to oczywiste. Na szcz�cie nie zostali d�ugo. Opu�cili blanki ca�kiem szybko, a w kilka chwil potem oni i ich towarzysze wyjechali z zamku. Czy�by przyjechali tutaj tylko po to, by podziwia� widok? Je�li tak, to niezbyt im si� powiod�o, bo pogoda by�a nienajlepsza. Zarz�dca wychodzi� po opa� wcze�niej, zanim tamci przybyli. Gotowa� w twierdzy. Wkr�tce b�dzie musia� p�j�� do studni po wod�. William domy�li� si�, �e jadali polewk�, bo nie mieli piekarnika, �eby upiec chleb. P�niej w ci�gu dnia zarz�dca opuszcza zamek, czasami zabieraj�c ze sob� ch�opca. Kiedy ju� wyjd�, to tylko kwestia czasu, by pokaza�a si� Aliena. Kiedy si� nudzi� czekaniem, przywo�ywa� w my�lach obraz myj�cej si� Alieny. To by�o niemal tak dobre, jak samo zdarzenie. Teraz jednak nie by� usposobiony. Wizyta biskupa i przeora jako� skazi�a atmosfer�. Do dzisiaj panowa�a tu atmosfera zakl�tego zamku i jego trojga mieszka�c�w, ale przybycie tych zupe�nie nie magicznych m�czyzn na zab�oconych koniach z�ama�o czar. Przez chwil� zastanawia� si� nad celem wizyty. By� pewny, �eco� knuj�. Tylko jedna osoba mog�a co� poradzi� - matka. Postanowi� na dzi� porzuci� Alien� i pojecha� do domu zda� spraw�. * * * Do Winchesteru przybyli o zmroku nast�pnego dnia. Wjechali Bram� Kr�lewsk� w po�udniowej cz�ci muru miejskiego, po czym skierowali si� prosto do zamkni�tego dziedzi�ca katedry. Tam si� rozdzielili. Walerian pojecha� do rezydencji biskupa Winchesteru, pa�acu stoj�cego na w�asnych gruntach biskupa przylegaj�cego do katedralnego podw�rca, a Philip poszed� pok�oni� si� przeorowi i prosi� go o materac w mnisim dormitorium. Po trzech dniach sp�dzonych na drogach spok�j i cisza klasztoru zda�y mu si� r�wnie od�wie�aj�ce jak fontanna w gor�cy dzie�. R�anolicy i bia�ow�osy przeor Winchesteru mia� mi�e obej�cie - zaprosi� Philipa do siebie na kolacj�. W czasie posi�ku rozmawiali o szanownych biskupach, winchesterskim i kingsbridge'skim. Przeor z Winchesteru wobec swego czu� niemal groz� i zupe�nie mu si� podporz�dkowa�. Philip domy�la� si�, �e skoro biskup by� tak pot�ny jak biskup Henryk, to lepiej si� z nim nie k��ci�. Mimo wszystko nie mia� zamiaru znale�� si� ca�kowicie w jego w�adzy. Philip spa� jak zabity i obudzi� si� dopiero na jutrzni�. Kiedy wszed� do katedry poczu� si� onie�mielony. Przeor powiedzia� mu, �e to najwi�kszy ko�ci� na �wiecie, a po ujrzeniu go, mnich uwierzy�, �e to prawda. D�ugo�� si�ga�a jednej �smej mili - widywa� wioski, kt�re wewn�trz zmie�ci�y by si� bez przycinania. Ko�ci� mia� dwie wielkie wie�e, jedn� nad skrzy�owaniem, drug� nad zachodnim ko�cem. �rodkowa wie�a trzydzie�ci lat temu zawali�a si� na gr�b Williama Rufusa, bezbo�nego kr�la, kt�rego prawdopodobnie przede wszystkim nie nale�a�o grzeba� w ko�ciele, ale od tego czasu zosta�a ju� odbudowana. Stoj�c w �rodku pod wie�� i �piewaj�c jutrzenk�, Philip wyczuwa�, �e ca�y budynek jest przesycony aur� dostoje�stwa i pot�gi. Przez por�wnanie z tym ko�cio�em, katedra zaprojektowana przez Toma wydawa�a si� o wiele skromniejsza. U�wiadomi� sobie, �e zaczyna porusza� si� w najwy�szych sferach, co go zdenerwowa�o. Przecie� jest tylko zwyk�ym ch�opakiem z Walii, kt�remu przydarzy�o si� to szcz�cie, �e zosta� mnichem. Dzisiaj za� ma m�wi� z kr�lem. Co mu daje do tego prawo? Wr�ci� do ��ka ale nie m�g� zasn��. Obawia� si�, �e mo�e powiedzie� albo uczyni� co�, co mo�e obrazi� kr�la Stefana lub biskupa Henryka i nastawi� ich przeciwko Kingsbridge. Ludzie urodzeni we Francji cz�sto kpili ze sposobu, w jaki Anglicy m�wili ich j�zykiem. A co dopiero pomy�l� na akcent walijski? W mnisim �wiecie Philipa oceniano wed�ug jego pobo�no�ci, pos�usze�stwa i po�wi�cenia pracy Bo�ej. Te rzeczy nie znaczy�y nic tutaj, w stolicy jednego z najwi�kszych kr�lestw �wiata. Philip zosta� wytr�cony z r�wnowagi. Zacz�a prze�ladowa� go my�l, �e jest jakim� rodzajem szalbierza, nikim udaj�cym kogo�, i przekonany by�, �e to zostanie natychmiast odkryte, a on odes�any w nie�asce. Wsta� o �wicie i poszed� na prymari�, potem zjad� �niadanie w refektarzu. Mnisi jedli bia�y chleb i pili mocne piwo - to by� bogaty klasztor. Po �niadaniu poszed� do biskupiego pa�acu, zbudowanego z pi�knego kamienia, wyposa�onego w wielkie okna, otoczonego pi�knym ogrodem. Walerian oczekiwa� pewnego poparcia od biskupa Henryka w realizacji swego horrendalnego planu. Henryk mia� do�� pot�gi, by ca�y plan umo�liwi�. Zwa� si� Henrykiem z Blois, by� m�odszym bratem kr�la. Tak samo jak by� najmo�niejszym, najlepiej ustosunkowanym duchownym Anglii, by� i najbogatszym, bowiem pe�ni� tak�e funkcj� przeora zasobnego klasztoru Glastonbury. Spodziewano si�, �e zostanie nast�pnym arcybiskupem Canterbury. Kingsbridge nie mog�o mie� pot�niejszego sojusznika. "Mo�e jednak si� uda - pomy�la� Philip - mo�e kr�l da nam pozwolenie i wspomo�e, by�my mogli wybudowa� now� katedr�." Kiedy tak o tym my�la�, czu�, �e gdzie� w sercu na nowo rozpala si� iskierka nadziei. Zarz�dca domu biskupa Henryka poinformowa�, �e biskup Henryk p�niej ni� zazwyczaj pojawi si� publicznie tego ranka. Philip jednak czu� si� zanadto niespokojny, by wr�ci� do klasztoru. Z uczuciem niecierpliwo�ci wyszed�, by obejrze� najwi�ksze miasto, jakie kiedykolwiek widzia�. Pa�ac biskupa mie�ci� si� w po�udniowozachodnim rogu miasta. Philip szed� wzd�u� zachodniego muru przez tereny jeszcze innego klasztoru, opactwa �w. Marii, wychodz�c na dzielnic� ca��, jak si� zdawa�o, zaj�t� przez sk�r� i we�n�. Obszar ten przecina�y strumyki. Przyjrzawszy im si� bli�ej, mnich zorientowa� si�, �e nie s� to naturalne cieki, ale kana�y wykopane przez ludzi, kt�rzy oddzielili cz�� rzeki Itchen, by zasila�a w du�e ilo�ci wody warsztaty zajmuj�ce si� garbowaniem sk�r i praniem runa. Takie przedsi�biorstwa zwykle sytuowano w pobli�u rzek, a Philip nie m�g� wyj�� z podziwu, jak zdolny jest cz�owiek, kt�ry umie przyprowadzi� wod� do swego warsztatu, zamiast pod��a� po wod� do rzeki. Mimo swego przemys�u miasto by�o znacznie cichsze i mniej zat�oczone ni� kt�rekolwiek z dotychczas mu znanych. Na przyk�ad takie miasta jak Salisbury czy Hereford wydawa�y si� d�awi� w swych murach jak t�u�cioch w ciasnej tunice: domy sta�y za blisko jeden drugiego, podw�rka by�y za ma�e, place targowe zat�oczone, a ulice zbyt w�skie. Ludzie i zwierz�ta przepychali si�, by znale�� sobie miejsce, wok� panowa�a atmosfera walki, a sama walka mog�a wybuchn�� w ka�dej chwili. Lecz Winchester wydawa� si� taki du�y! Miejsca, jak s�dzi�, starcza�o dla wszystkich. Podczas spaceru Philip zauwa�y�, �e to wra�enie przestrzenno�ci po cz�ci bierze si� z tego, �e miasto zosta�o zaplanowane na wz�r prostok�tnego rusztu. Ulice w wi�kszo�ci bieg�y prosto i przecina�y si� pod k�tem prostym. Nigdy i nigdzie wcze�niej tego nie widzia�. Miasto musia�o by� zbudowane wed�ug planu. Znajdowa�y si� w nim tuziny ko�cio��w, wszelkich kszta�t�w i rozmiar�w, drewniane i kamienne, ka�dy z nich s�u�y� swemu s�siedztwu. Miasto musia�o by� bogate, by utrzyma� tylu kap�an�w. Spacer ulic� Masarsk� przyprawi� go o lekkie md�o�ci. Nigdy nie widzia� w jednym miejscu takich ilo�ci surowego mi�sa. Krew wycieka�a ze sklep�w rze�niczych prosto na ulic�, a mi�dzy nogami klient�w przemyka�y t�uste szczury. Po�udniowy koniec ulicy Masarskiej otwiera� si� na �rodek ulicy G��wnej, naprzeciw starego pa�acu kr�lewskiego. Nie u�ywano go od czasu kiedy wybudowano now� twierdz� w zamku, ale mennicy kr�lewscy nadal bili srebrne pensy w piwnicy budynku, chronieni grubymi �cianami i bramami o �elaznych antabach, a tak�e �elazn� spuszczan� krat�, tudzie� kratami w oknach. Philip patrzy� przez chwil� na skry lec�ce za ka�dym uderzeniem m�ot�w w sztance, przej�ty tak jawnym bogactwem, kt�re mia� przed oczyma. Kilkoro ludzi tak�e przygl�da�o si� temu widokowi. Niew�tpliwie wszyscy go�cie Winchesteru przychodzili to zobaczy�. M�oda kobieta stoj�ca niedaleko u�miechn�a si� do Philipa, a on odda� u�miech. Powiedzia�a: - Za srebrnego pensa mo�esz zrobi� ze mn�, co ci si� podoba. Zastanowi� si�, o co jej chodzi i niejasno u�miechn�� si� w odpowiedzi. Wtedy rozsun�a po�y opo�czy i, ku swemu przera�eniu, zobaczy�, �e jest pod ni� zupe�nie naga. - Wszystko, co tylko chcesz za srebrnego pensa - powt�rzy�a. Targn�o nim uczucie nag�ego po��dania, jakby przenikn�� go duch pami�ci ��dzy; wtedy zrozumia�, �e to dziwka. Poczu�, �e twarz czerwienieje mu z za�enowania. Odwr�ci� si� szybko i odszed�, byle jak najdalej od niej. - Nie b�j si�! - wo�a�a. - Lubi� takie mi�e g�adkie g�owy. - Jej drwi�cy �miech goni� za nim. Czuj�c gor�co i zmieszanie skr�ci� szybko w boczn� uliczk� ulicy G��wnej i znalaz� si� na targowisku. Nad straganami wyrasta�y wie�e katedry. Pospieszy� przez t�um, nie zwracaj�c uwagi na kramarzy i odnalaz� drog� powrotn� do klasztoru. Uporz�dkowany spok�j klasztornego otoczenia odczu� jak �wie�y powiew. Na cmentarzu przystan��, by zebra� my�li. Czu� si� oburzony i zawstydzony. Jak ona �mia�a zaczepia� cz�owieka w habicie? Najwidoczniej rozpozna�a w nim go�cia... Czy to mo�liwe, by mnisi z dala od rodzinnych klasztor�w mogli korzysta� z jej us�ug? "No, oczywi�cie - zauwa�y� - mnisi pope�niaj� te same grzechy, co inni ludzie". Wstrz�sn�� nim bezwstyd tej dziwki. Widok jej nagiego cia�a pozostawa� w nim, tak jak gor�cy �rodek p�omienia �wiecy pozostaje w oczach, gdy przez chwil� patrzy si� na �wiec�, a potem zamknie si� powieki. Westchn��. Oto poranek mocnych wra�e�: strumienie uczynione ludzk� r�k�, szczury w rze�niczych sklepach, stosy �wie�o wybitych pens�w, a wreszcie intymne cz�ci cia�a kobiety. Wiedzia�, �e po pewnym czasie b�d� do niego wraca� te obrazy przeszkadzaj�c w godzinach medytacji. Wszed� do katedry. Czu� si� zanadto zbrukany, ale samo przechodzenie przez naw� g��wn� i potem przez transept po�udniowy da�o mu troch� oczyszczenia. Przeszed� przez klasztor i pod��y� do pa�acu biskupa. Na parterze by�a kaplica. Philip wspi�� si� po schodach i wszed� do �rodka. Przy drzwiach sta�a ma�a grupka s�ug i duchownych, cz�� spo�r�d nich znalaz�a sobie siedzenia na �awach ci�gn�cych si� pod �cianami. Przy stole po przeciwnej stronie sali siedzieli Walerian i biskup Henryk. Zarz�dca zatrzyma� mnicha i powiedzia�: - Biskupi w�a�nie jedz� �niadanie - jakby Philip tego nie widzia�. - Przy��cz� si� do nich - odrzek�. - Lepiej poczekaj - poradzi� zarz�dca. Philip pomy�la�, �e zarz�dca wzi�� go za zwyk�ego mnicha. - Jestem przeorem Kingsbridge. Zarz�dca wzruszy� ramionami i odst�pi�. Philip zbli�y� si� do sto�u. Biskup Henryk siedzia� u szczytu, maj�c po prawej Waleriana. By� niskim, szerokobarkim m�czyzn� o wojowniczej twarzy, mniej wi�cej w tym samym wieku co Walerian, rok lub dwa starszy od Philipa, nie mia� wi�cej ni� trzydziestk�. Jednak�e, w przeciwie�stwie do �miertelnie bladej twarzy Waleriana i ko�cistej Philipa, jego twarz charakteryzowa�a si� kwitn�c� cer� i zaokr�glonymi kszta�tami rubasznego �ar�oka. Oczy jednak mia� czujne i inteligentne, a rysy twarzy u�o�one w wyraz zdecydowania. Jako najm�odszy z czterech braci prawdopodobnie przez ca�e �ycie musia� o wszystko walczy�. Philipa zaskoczy�a ogolona g�owa biskupa, znak, �e kiedy� z�o�y� �luby i nadal uwa�a si� za mnicha. Jednak�e nie nosi� samodzia�owego habitu, ale by� odziany we wspania�� tunik� z purpurowego jedwabiu. Walerian za� pod sw� zwyk�� czarn� sukni� wdzia� nieskazitelnie bia�� koszul� i przeor u�wiadomi� sobie, �e oni ju� wystroili si� na wizyt� u kr�la. Jedli zimn� wo�owin� i pili czerwone wino. Philip po swym spacerze zg�odnia�, wi�c na widok jedzenia pociek�a mu �linka. Walerian podni�s� wzrok i zobaczy� go, a s�aby cie� irytacji przebieg� mu przez twarz. - Dzie� dobry - rzek� Philip. - To jest m�j przeor - zwr�ci� si� Walerian do Henryka. Niezbyt spodoba�o mu si� przedstawianie go jako czyjego� przeora, powiedzia� wi�c: - Philip z Gwynedd, przeor Kingsbridge, m�j wielmo�ny panie biskupie. Przewidywa�, �e b�dzie musia� poca�owa� upier�cienion� d�o� biskupa Henryka, ale ten powiedzia� zaledwie: - Wspaniale. - I ugryz� nast�pny k�s wo�owiny. Philip sta� troch� niepewnie. Czy nie maj� zamiaru poprosi� go, by usiad�? - Wkr�tce do ciebie do��czymy, Philipie - rzek� Walerian. Zrozumia�, �e zosta� odprawiony. Odwr�ci� si� w poczuciu upokorzenia. Zarz�dca, kt�ry go zatrzymywa�, spojrza� na niego wzrokiem m�wi�cym: "A nie m�wi�em?" Philip stan�� z dala od pozosta�ych. Nagle zawstydzi� si� br�zowej poplamionej odzie�y, kt�r� nosi� dzie� w dzie� przez p� roku. Benedyktyni cz�sto farbowali habity na czarno, ale Kingsbridge zaprzesta�o tego wiele lat temu, by oszcz�dza� pieni�dze. Zawsze s�dzi�, �e ubieranie si� w cienkie szaty jest czyst� pr�no�ci�, zupe�nie nie przystoj�c� �adnemu s�udze Bo�emu, niezale�nie od jego rangi. Teraz jednak zobaczy�, �e jest w tym jaki� sens. Gdyby by� odziany w jedwab i futra, mo�e nie zosta�by tak lekko odprawiony. "No, dobrze, mnich powinien by� pokorny, pewnie to dobrze podzia�a na m� dusz�" - pomy�la�. Obaj biskupi wstali od sto�u i szli ku drzwiom. S�uga poda� Henrykowi szkar�atn� szat� obramowan� delikatnym haftem i jedwabnymi fr�dzlami. Ubieraj�c si� Henryk powiedzia�: - Nie powiniene� dzisiaj za du�o m�wi�, Philipie. - M�wienie zostaw nam - doda� Walerian. - M�wienie zostaw mnie - powiedzia� Henryk z lekkim naciskiem na owo "mnie". - Je�li kr�l zada ci pytanie, odpowiadaj jasno i prosto, kr�tko; nie pr�buj za bardzo koloryzowa�, czy ubarwia� fakt�w. On zrozumie, �e potrzebujesz nowego ko�cio�a bez p�acz�w i szloch�w z twojej strony. Philipowi nie trzeba by�o tego m�wi�. Henryk nie musia� by� tak nieprzyjemnie protekcjonalny. Jednak�e sk�oni� g�ow� na znak zgody i skry� niech��. - Lepiej chod�my. Brat wcze�nie wstaje i sk�onny jest szybko za�atwi� sprawy stoj�ce na porz�dku dziennym, by potem pr�dko jecha� na polowanie do Nowego Lasu. Wyszli. Zbrojni z mieczem, nios�cy pastora�, stan�li przed Henrykiem i poprzedzali go przez ca�� drog� do ulicy G��wnej i dalej wzd�u� niej, a potem pod g�r� ku Bramie Zachodniej. Ludzie usuwali si� z drogi przed obu biskupami, ale nie przed Philipem, sko�czy�o si� wi�c tak, �e szed� z ty�u. Stale kto� prosi� o b�ogos�awie�stwo, a Henryk czyni� w powietrzu znak krzy�a nie zwalniaj�c kroku. Tu� przed stra�nic� skr�cili w bok i przeszli po drewnianym mo�cie spinaj�cym zamkow� fos�. Pomimo zapewnienia, �e nie powinien za du�o m�wi�, Philip czu� niepok�j, mia� zobaczy� kr�la. Zamek zajmowa� po�udniowozachodni r�g miasta. Jego po�udniowe i zachodnie mury stanowi�y cz�� mur�w miejskich, lecz te mury, kt�re dzieli�y zamek od reszty miasta, nie by�y wcale ni�sze ani s�absze ni� te zewn�trzne. Zupe�nie, jakby kr�l potrzebowa� takiej samej obrony przed obywatelami, jak przed �wiatem. Przez niskie wej�cie wkroczyli do �rodka. Znale�li si� na wprost masywnej twierdzy g�ruj�cej nad reszt� dziedzi�ca. Twierdz� stanowi�a wielka kwadratowa wie�a. Licz�c strzelnice, pe�ni�ce tak�e funkcj� okien, Philip doliczy� si� czterech kondygnacji. Jak zwykle d� zajmowa�y sk�ady, a do wy�szych pi�ter wiod�y zewn�trzne schody. Dwu wartownik�w sk�oni�o si� na widok Henryka. Weszli do wielkiej komnaty. Na pod�odze le�a�y maty z sitowia. P