16653
Szczegóły |
Tytuł |
16653 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16653 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16653 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16653 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Murray Leinster
Parlamentariusz
Wszyscy oczywi�cie pami�tamy histori� korsarzy przestrzeni mi�dzygwiezdnych. Nie by�o ani jednego cz�owieka, kt�ry by ujrzawszy przedstawicieli tej rasy zdo�a� uj�� z �yciem i m�g� co� bli�szego o nich powiedzie�. Pami�tamy tak�e dalekosi�ne poszukiwania ich ojczyzny i bazy, co tylu ludziom przynios�y �mier�. Ju� na d�ugo przedtem korsarze mi�dzygwiezdni niszczyli poszczeg�lne nasze jednostki. A� wreszcie eskadra ich floty przestrzennej najecha�a kolonie ziemsk� na Capella 3 i bez ostrze�enia ni powodu, bez najmniejszej pr�by porozumienia si�, wymordowa�a co do jednego ca�� p�milionow� ludno��. Wtedy dopiero rozpocz�y si� zorganizowane poszukiwania.
Historia niniejsza opisuje jeden z epizod�w owej akcji, a bohaterem jej jest � pies, kt�ry wabi� si� Buck.
Buck wkroczy� godnie za swym panem do kabiny kontrolnej lekkiego kr��ownika mi�dzygwiezdnego �Kennessee�. Poczeka� cierpliwie, p�ki kapitan nie uniesie g�owy znad teleskopu elektronowego, a jego pan, Holden, nie usadowi si� w fotelu z plikiem najnowszych nagra� fal przestrzennych, kt�re w�a�nie przyni�s� z kabiny komunikacyjnej. Teraz Buck popatrzy� badawczo na kapitana, po czym wyci�gn�� si� na pod�odze. U�o�y� pysk pomi�dzy �apami i westchn�� g��boko. Nie by�o to jednak westchnienie niezadowolenia. Buck nie by� psem wymagaj�cym. Pozostawa� w przyjaznych stosunkach ze wszystkimi na �Kennessee�, od kapitana pocz�wszy, na najskromniejszym boyu z kantyny ko�cz�c. Ale jego panem i bo�yszczem by� podporucznik Holden. Gdziekolwiek udawa� si� Holden, Buck szed� tam za nim � o ile oczywi�cie dozwala�y na to przepisy � i czeka�, a� jego pan zechce uda� si� gdzie indziej.
Le�a� i teraz na piankowej pod�odze, s�uchaj�c g�osu Holdena oraz odpowiedzi kapitana. Z tonu obydwu przebija�a troska i niepewno��. A Buck drzema�. W p�nie przebiega�y mu przez g�ow� kontury jakich� obraz�w. By�y to przewa�nie wspomnienia, najcz�ciej wspomnienia rozkosznych harc�w po�r�d wysokich traw zielonej ziemskiej ��ki; oczywi�cie Holden znajdowa� si� zawsze gdzie� w pobli�u. G�osy rozmawiaj�cych stanowi�y odleg�e t�o tych sn�w.
M�czy�ni byli powa�nie zaniepokojeni. Kr��ownik �Kennessee� posuwa� si� po orbicie jednej z komet uk�adu s�onecznego Masa Gama. Z wy��czonym nap�dem, nie zdradzaj�c �adnego znaku �ycia, mia� uosabia� martwego przybysza z przestrzeni. Jednocze�nie jednak � o ile to si� powiedzie � chcia� spe�ni� swoje potworne zadanie: przygotowa� zag�ad� tajemniczych, wrogich istot przy pomocy zdalnie kierowanych pocisk�w, kt�re mog�y mia�d�y� planety. Ludziom nie podoba�o si� to. Liczyli, �e jaka� inna jednostka ziemskiej floty mi�dzygwiezdnej b�dzie mia�a w�tpliwe szcz�cie uwie�czenia swych poszukiwa� sukcesem. Ale c�, rozkaz jest rozkazem.
Ju� przed paroma tygodniami, jeszcze w znacznej odleg�o�ci od pierwszej z brzegu planety uk�adu Masa Gama, �Kennessee� z ponad�wietlnej przeszed� w szybko�� pod�wietln�. Uzyskawszy szybko�� i kurs w�a�ciwy komecie, ruszy� jej szlakiem poprzez uk�ad jedenastu planet. I prawie od razu jego urz�dzenia odbiorcze zarejestrowa�y mi�dzyplanetarne sygna�y radiowe � dow�d, �e musi tu istnie� jaka� cywilizacja. Oczywi�cie sygna�y by�y niezrozumia�e, ale mo�na z nich by�o wnioskowa�, �e cywilizacja ta poci wzgl�dem technicznym da si� por�wna� z ludzk�. Tego w�a�nie szuka� �Kennessee�, jak i wszystkie l�ejsze jednostki ziemskiej floty mi�dzygwiezdnej.
Za�oga �Kennessee� wiedzia�a tylko, �e gdzie� �yj� istoty b�d�ce �miertelnym wrogiem ludzko�ci, cho� nigdy nie wchodzi�y w bli�sze stosunki z Ziemianami. Od lat ju� z zastanawiaj�c� cz�sto�ci� powtarza�y si� wypadki gini�cia ziemskich jednostek wywiadowczych. Ju� w�wczas zrodzi�y si� podejrzenia, ale nie by�o jeszcze �adnego dowodu istnienia wrogich istot napadaj�cych cz�owieka przy ka�dym zetkni�ciu. Dostarczy�a go dopiero przed p� rokiem zag�ada kolonii ziemskiej na Capella.
O okrutnych napastnikach dowiedziano si� jednak tylko tyle, �e nie s� lud�mi. Teraz trzeba ich odszuka� i je�li nie uda si� doj�� do porozumienia � zniszczy�, nim stan� si� do�� silni, by zetrze� rodzaj ludzki z powierzchni Ziemi. Za�oga �Kennessee� zdawa�a sobie doskonale spraw�, �e nieznane istoty mog� zamieszkiwa� planety uk�adu Masa Gama, nigdy dot�d nie badanego przez cz�owieka. Cywilizacja, kt�ra rozporz�dza mi�dzyplanetarn� sygnalizacj� radiow�, mo�e r�wnie��
Buck drzema� tymczasem na pod�odze kabiny kontrolnej. W przy�mionej �wiadomo�ci przesuwa�y si� drobne u�amki sn�w � zapach maszynowni, epizod pogoni za kotem, par� chwil pracowitego obw�chiwania drzewa� Na jak�� g�o�niejszej uwag� otworzy� oczy.
� Musz� w ka�dym razie dokonywa� lot�w mi�dzyplanetarnych. � To m�wi Holden. � Nie ulega najmniejszej w�tpliwo�ci, �e odebrane sygna�y s�u�� do utrzymania ��czno�ci pomi�dzy planetami. Wygl�da mi na to, �e nadaj� je istoty, kt�rych szukamy.
Kapitan pokiwa� g�ow�.
� By� mo�e. Ale je�eli na podstawie naszego raportu maj� one ulec zag�adzie, musimy si� co do tego upewni�. Taki jest rozkaz. Czy s� one w stanie zniszczy� �Kennessee�? To jest dopiero dow�d, kt�rego nam potrzeba. Je�li potrafi� nas zamordowa�, s� tymi wrogami, kt�rych szukamy. Ale nie s� nimi, je�li tego nie potrafi�. I to musimy stwierdzi�.
� A czy� komunikacja mi�dzyplanetarna nie jest dostatecznym dowodem?
� Komunikacja mi�dzyplanetarna to jeszcze nie komunikacja mi�dzygwiezdna � odpar� kapitan. � Trzeba b�dzie zaraz wys�a� na ziemi� torped� ze wszystkimi danymi, jakie posiadamy. Ale jak dot�d, Holden, nie odebrali�my jeszcze fali whango. Nie mamy wi�c dowodu, �e istoty, kt�rych obecno�� stwierdzili�my, dokonuj� lot�w mi�dzygwiezdnych. A nasi wrogowie dokonuj�.
� Mo�e kryj� si� z tym przed nami � powiedzia� Holden. � Nim si� tu zjawili�my, musieli odebra� wytworzon� przez nas fal� whango. I mo�e teraz czekaj�, a� si� zbli�ymy na tyle, �eby mogli nas zniszczy� bez �ladu. Tak �eby�my nie byli w stanie ani si� ju� broni�, ani wys�a� raportu na Ziemi�. To dla nich do�� typowe.
Wsta�, a Buck natychmiast zerwa� si� tak�e, merdaj�c ogonem. Jego pan, Holden, idzie gdzie�, wi�c Buck p�jdzie razem z nim. Czeka� zadowolony. Dla Bucka szcz�cie polega�o na tym, �eby i�� wsz�dzie tam, gdzie idzie Holden, �eby znajdowa� si� tam, gdzie przebywa Holden; jednym s�owem, na tym, �eby wci�� p�awi� si� w poczuciu obecno�ci Holdena. By�a to przyjemno�� nader nieskomplikowana, ale Buck naprawd� niczego wi�cej nie pragn�� od losu. Gdy Holden g�aska� go lub bawi� si� z nim, cho�by niezbyt delikatnie, szcz�cie Bucka przechodzi�o w ekstaz�, wi�c czeka� teraz zadowolony po prostu z tego, �e p�jdzie z Holdenem.
� Tak, wszystko to prawda � zgodzi� si� kapitan. � Mo�e i czatuj� na nas. Zobaczymy. W ka�dym razie wy�lemy zaraz na Ziemi� torped� z wszystkimi wiadomo�ciami. Je�eli nie wr�cimy, nasza flota b�dzie przynajmniej wiedzia�a, w kt�r� stron� ma si� uda� i kogo unieszkodliwi�. Potem przyst�pimy do pr�by l�dowania w rakiecie ratunkowej. W�tpi�, �eby nasi wrogowie potrafili sobie odm�wi� przyjemno�ci zniszczenia jej. Je�li jednak rakieta wr�ci, dowiemy si� czego� o ich uzbrojeniu.
� Panie kapitanie � powiedzia� szybko Holden � zg�aszam si� na ochotnika do rakiety ratunkowej.
� Zobaczymy odrzek� kapitan. � Najpierw przygotuj wszystkie dane, jakie musi zabra� torpeda. Czy jeste� zupe�nie pewien, �e to by�y wi�zki kierunkowe? Co� jak w naszym dawnym radarze? I �e zosta�y nadane w nasz� stron� z czwartej planety?
� Najpewniejszy w �wiecie � o�wiadczy� Holden. � Oczywi�cie trudno powiedzie�, jak dok�adne s� wiadomo�ci, kt�re o nas uzyskali przy pomocy tego urz�dzenia. Ale w ka�dym razie zrozumia�e jest, �e chc� w ten spos�b zbada� pojawiaj�c� si� na niebie komet�
� Miejmy nadziej� � rzek� kapitan b�yskaj�c oczyma � �e echo odbite od naszego kad�uba powiedzia�o im: �To tylko kometa, nic wi�cej�. A wiec, Holden, �eby mi wszystko by�o gotowe za p� godziny.
Holden zasalutowa� i opu�ci� kabin� kontroln�. Za nim kroczy� godnie Buck, wielki brunatny pies, kt�remu ani �ni�o si� zawraca� sobie g�ow� takimi g�upstwami jak podr�e mi�dzygwiezdne czy niewiadome istoty z bezsensownym okrucie�stwem pozbawiaj�ce �ycia p� miliona ludzi.
Buck by� zupe�nie zadowolony ze swego psiego losu. By� przecie� ze swoim panem.
Rada planetarna uk�adu Masa Gama zebra�a si� na narad�. Nie by�o to weso�e zgromadzenie. Wi�zki kierunkowe wykaza�y, �e domniemana kometa, kt�ra pojawi�a si� na niebie, jakkolwiek posuwa si� po ca�kowicie prawid�owej orbicie, jest w rzeczywisto�ci tworem sztucznym � statkiem mi�dzygwiezdnym. Nie stosuje on wprawdzie nap�du i nie zdradza �adnych w og�le znak�w �ycia. Przeci�� jednak pole grawitacyjne zewn�trznych planet � nie wykazuj�c przy tym ani �ladu rotacji. A to jest mo�liwe tylko w tym wypadku, o ile wewn�trz pracuje �yroskop lub jakie� podobne urz�dzenie.
� Mieli�my ju� jedn� wizyt� z przestrzeni mi�dzygwiezdnych � powiedzia� przewodnicz�cy Rady Planetarnej. Wygl�da� na bardzo przygn�bionego. � Znamy z historii skutki tej wizyty. Je�eli i ten statek wiezie te same istoty, musimy go zniszczy� jak najpr�dzej. Moim zdaniem, wystarczaj�cym dowodem jest fakt, �e usi�uje si� zbli�y� niepostrze�enie. Ale z drugiej strony ten kamufla� �wiadczy o pewnych podejrzeniach wobec nas, podejrzeniach, �e to my�my zniszczyli poprzedni statek. Je�li zniszczymy i ten, podejrzenia zamieni� si� w pewno�� i mo�emy by� przekonani, �e nast�pn� wizyt� z�o�y nam ju� pot�na flota. Oznacza to, �e ca�� nasz� cywilizacj� b�dziemy musieli przestawi� na produkcj� wojenn�. B�dziemy musieli pomy�le� o nap�dzie, kt�ry pozwoli nam wyj�� poza nasz uk�ad. Wszystkie nasze godziny b�d� odt�d p�yn�y w bezustannej walce o �ycie. Z istot nastawionych pokojowo b�dziemy musieli przekszta�ci� si� w istoty o psychice dostosowanej wy��cznie do potrzeb wojny. Przedstawiciel Pierwszego Kontynentu by� nieco lepszej my�li.
� Sk�d pewno�� � zapyta� � �e s� to istoty tej samej rasy, co poprzednie? Statek ma przecie� zupe�nie inny kszta�t. I sk�d pewno��, �e z tymi istotami, tak jak z poprzednimi, nie da si� w �aden spos�b doj�� do porozumienia?
� Oczywi�cie, co do tego nie ma pewno�ci � odpar� przewodnicz�cy zm�czonym g�osem. � Analiza psychologiczna zewn�trznych kszta�t�w statku dowodzi, jak nam si� wydaje, �e s� to raczej istoty odmienne. Ale czy mimo to mo�emy sobie pozwoli� na nawi�zanie z nimi pokojowych kontakt�w? Ma si� rozumie�, za�oga pojedynczego statku jest zdana na nasz� �ask� i nie�ask�. I prawdopodobnie b�dzie symulowa�a przyja�� po to, a�eby st�d odjecha� uzyskawszy wiadomo�ci, kt�re potem pos�u�� do przygotowania nam zag�ady. Czy mo�emy w og�le mie� zaufanie do istot, kt�re wysy�aj� pojedynczy statek na przeszpiegi, �eby zebra� o nas wiadomo�ci?
Zaleg�a cisza. Przed dwustu laty pojawi� si� ju� jeden statek mi�dzygwiezdny w uk�adzie Masa Gama. Zniszczenie po�owy planety i zag�ada wielu milion�w istot by�y cen�, jak� wypad�o zap�aci� za jego unieszkodliwienie. Okaza�o si� to jednak nieuniknione. Za�oga statku nie reagowa�a na �adne pr�by nawi�zania przyjaznych kontakt�w. Gdziekolwiek wyl�dowa�a, niszczy�a w okrutny spos�b wszystko, co by�o wykwitem konkurencyjnej cywilizacji. A przede wszystkim mordowa�a mieszka�c�w. Nie mo�na z ni� by�o doj�� do porozumienia, wi�c trzeba j� by�o u�mierci�.
� Gdyby�my mogli przynajmniej � powiedzia� z �alem przedstawiciel Trzeciego Kontynentu � dosta� w r�ce jednego jedynego cz�onka za�ogi tego statku, �eby si� upewni�, �e nie ma �adnej nadziei porozumienia. To straszne, �e nie mo�emy si� nawet upewni�, zanim�
� Tak, to straszne � przytakn�� przewodnicz�cy g�ucho. � Przestawi� ca�� nasz� cywilizacj� na produkcj� wojenn� i skaza� si� na d�ug� wojn� to najstraszniejsze, co mo�e by�. Ale nie widz� innego wyj�cia. Poddaj� pod g�osowanie, czy mamy zniszczy� statek, kt�ry pojawi� si� w naszym uk�adzie?
G�osowano niech�tnie, ale jednomy�lnie. Za wojn�.
Torpeda, kt�r� �Kennessee� wystrzeli� z komory rufowej, nie odznacza�a si� imponuj�cym wygl�dem. By� to przedmiot o kszta�cie cygara, d�ugo�ci jakich� dwu metr�w. Oderwawszy si� od kr��ownika torpeda mia�a przez pi�tna�cie minut posuwa� si� z przyspieszeniem trzydziestu pi�ciu ci�ko�ci, po czym przej�� w szybko�� ponad�wietln�. W tym momencie sko�czy si� jej egzystencja z punktu widzenia normalnych kategorii przestrzennych, co znajdzie sw�j przejaw w emisji niezmiernej ilo�ci energii, tak zwanej fali whango, wyczuwalnej w promieniu setek milion�w kilometr�w. W pobli�u ziemi torpeda wyjdzie z szybko�ci ponad�wietlnej przy pomocy drugiej podobnej fali. Ta druga fala b�dzie mia�a dodatkowe znaczenie. Odleg�o�� pomi�dzy Masa Gama a baz� macierzyst� �Kennessee� wynosi oko�o osiemdziesi�ciu lat �wietlnych. Wiadomo�� nadan� drog� radiow�, transmitowan� za po�rednictwem promieni zwartych, odebraliby w bazie prawnukowie za�ogi kr��ownika. Torpeda natomiast dotrze tam w ci�gu niewielu dni. Fala whango, towarzysz�ca jej rematerializacji, zostanie zarejestrowana przez rozga��zion� sie� statk�w ��czno�ci, kt�re r�wnie� odbior� i przeka�� dalej wiadomo�ci transmitowane automatycznie przez torped�, a nast�pnie z�owi� j� sam�, a�eby zapozna� si� z danymi pisemnymi oraz okazami fizycznymi.
Buck nie by� obecny przy wystrzeleniu torpedy. By� zbyt du�y, a�eby zajmowa� niepotrzebnie miejsce w zat�oczonej i tak komorze rufowej, kt�ra si� mie�ci�a w zw�aj�cym si�, spiczastym ogonie kr��ownika. Holden nie pozwoli� mu tu wej��, a Buck by� zbyt przekonany o przywi�zaniu pana do siebie i o swej w�asnej warto�ci, �eby bra� sobie takie sprawy do serca. Wiedzia� dobrze, �e bywaj� momenty, kiedy nie powinien si� pl�ta� pod nogami. Ale wiedzia� r�wnie�, �e lubi� go wszyscy cz�onkowie za�ogi, ruszy� przeto godnym krokiem na poszukiwanie po�ledniejszego wprawdzie, lecz zawsze ludzkiego towarzystwa, dop�ki pan nie dopu�ci go na powr�t do siebie.
Zasta� kilku cz�onk�w za�ogi przy zaopatrywaniu rakiety ratunkowej, kt�ra mia�a dokona� l�dowania, i, jak przysta�o na towarzyskiego psa, wszed� za nimi do wn�trza. Wcisn�� si� do niewielkiej kabiny kontrolnej za m�czyzn�, kt�rego przys�ano tu, �eby skasowa� niepotrzebne zapisy, i obserwowa�.
Po chwili zjawi�o si� jeszcze kilku m�czyzn. Ci, kt�rzy zaj�ci byli przygotowaniami do lotu, odeszli � i rakieta kilkoma ruchami wywindowana zosta�a nieco w g�r�. Buck, zamruga� z k�ta, gdzie le�a� zwini�ty na pod�odze. W iluminatorach rakiety migota�y gwiazdy. Zrobi�o si� o�lepiaj�co jasno. Niczym nie przy�miony blask gwiazdy Masa Gama wpad� przez przedni iluminator i po�o�y� si� �wietlist� plam� na tylnej �cianie.
Do kabiny wszed� podporucznik Maynard i nacisn�� guzik telefonu.
� Os�ony otwarte, rakieta ratunkowa w pozycji wyj�ciowej � powiedzia� ostro. � Wszystko przygotowane do startu.
� Przyj��em � rozleg� si� w megafonie g�os Holdena; brzmia� jako� pos�pnie. � Startujcie w momencie, gdy uderzy fala whango. Mo�e zak��ci im ten ich radar i uda wam si� wystartowa� niepostrze�enie. Powodzenia.
Buck by� przyzwyczajony do megafon�w. I zna� dobrze g�os swego pana. Zacz�� merda� ogonem, stukaj�c miarowo o �cian�. Maynard obejrza� si� gwa�townie i wykrzykn��:
� Buck. Buck jest tutaj. Schowa� si� w k�cie. Chwila ciszy. Potem znowu g�os Holdena, jeszcze pos�pniejszy.
� Trudno, Maynard. Nie ma ju� czasu, �eby go przeprowadzi� z powrotem na pok�ad. Musi lecie� z wami.
� Mo�e to i dobrze � powiedzia� Maynard weso�o. � B�dziemy mieli maskotk�. Ile jeszcze czasu zosta�o?
� Dwadzie�cia sekund � odpar� g�os Holdena. � Ale z ciebie szcz�ciarz, bracie. Mia�em nadziej�, �e to ja polec�, dop�ki nie dokupi�e� tego asa.
Maynard zachichota�. �Kennessee� zapuszcza� si� w nieznany i najprawdopodobniej wrogi uk�ad s�oneczny. Je�eli to jego mieszka�cy niszczyli podst�pnie jednostki ziemskiej floty mi�dzygwiezdnej i zdewastowali koloni� na Capella 3, niewielkie by�y szans�, aby kr��ownik kiedykolwiek opu�ci� ca�o uk�ad Masa Gama. Ale nie powstrzyma�o to m�odszych oficer�w statku przed rozegraniem partyjki pokera o przywilej niebezpiecznego eksperymentu l�dowania na najwi�kszej z planet.
W megafonie rozleg� si� nagle ton tak g�o�ny i niesamowity, �e membrana zdo�a�a brz�kn�� tylko raz, po czym j�a wydawa� jakie� zd�awione, chrapliwe d�wi�ki. By�a to fala whango wytworzona przez torped�, podmuch promieniowania tak silny, �e blokowa� ka�de urz�dzenie odbiorcze w swoim zasi�gu, bez wzgl�du na to, jak nastrojone.
Buck dozna� mia�d��cego uczucia ci�aru i osun�� si� na tylne oparcie fotela na kt�ry w�a�nie wskoczy�. Jaka� si�a przyciska�a go mocno do mi�kkiej poduszki. Wi� si� nie mog�c z�apa� tchu. W jego oczach odmalowa�a si� �a�o��. Buck nie lubi� momentu przy�pieszania. Prawd� m�wi�c, nie lubi� w og�le lata� rakiet� ratunkow�, i oto skazany by� na lot rakiet�, skazany przynajmniej na okres najbli�szych osiemnastu godzin.
Wiadomo�� dotar�a do nowoutworzonego Departamentu Wojny na Masa 4.
Departament Wojny zosta� gor�czkowo zorganizowany jako naczelna jednostka koordynuj�ca do ostatniego erga energi� ca�ego uk�adu s�onecznego w zsynchrofazowane promienie �wietlne, kt�re w okre�lonym momencie wyrusz� jednocze�nie z czterech planet po�o�onych po jednej i tej samej stronie swego s�o�ca, a�eby zbiec si� na pseudokomecie. �mierciono�ne promienie nie s� broni� materialn�, kt�r� detektory statku by�yby w stanie wykry� do�� wcze�nie, aby m�g� on dokona� jakiego� uniku. Rozchodz� si� z szybko�ci� �wiat�a, a cia�o, kt�re znajdzie si� w ich ognisku, zostanie rozgrzane do temperatury j�dra s�onecznego. Nie do pomy�lenia jest, �eby jakiekolwiek urz�dzenie odbiorczo�nadawcze zacz�o dzia�a� wcze�niej, ni� otrzyma bodziec, tak wi�c promienie s� broni� praktycznie niezawodn�. Niezawodn�, je�li w gr� wchodzi jeden statek. Jednak�e obliczenie wzajemnego stosunku faz emituj�cych je planet, kt�re przecie� znajduj� si� w sta�ym ruchu, tak �eby poszczeg�lne promienie komasowa�y sw� energi� zamiast cz�ciowo likwidowa� si� nawzajem, to sprawa ogromnie skomplikowana. Dlatego za ich pomoc� mo�na, zniszczy� pojedynczy statek mi�dzygwiezdny, kt�rego kurs i szybko�� s� znane, wzgl�dnie statek, kt�ry ju� wyl�dowa� na kt�rej� z planet � o ile starczy czasu na dokonanie koniecznych oblicze�. Natomiast w wypadku pojawienia si� ca�ej floty, bro� ta stanie si� bezu�yteczna. Po trzeba dni czy tygodni, a�eby zgromadzi� ilo�� promie ni niezb�dn� do skutecznego ciosu w okre�lony punkt W obliczu wielu statk�w o zmiennym kursie i szybko�ci promienie b�d� bezsilne.
Wiadomo��, kt�ra nadesz�a do Departamentu Wojny, brzmia�a nast�puj�co:
NIEWIELKA RAKIETA MI�DZYPLANETARNA OD��CZY�A SI� OD OBSERWOWANEGO STATKU W MOMENCIE SILNEGO PONADD�WI�KOWEGO ZAK��CENIA FALOWEGO. RAKIETA STERUJE W KIERUNKU PLANETY 4. PRAWDOPODOBNIE. ZAMIERZ�. L�DOWA�. STRONA ODS�ONECZNA. OKR�G PӣNOCNY PIERWSZEGO KONTYNENTU. CZEKAMY NA ROZKAZY.
Niedawno powsta�y Departament Wojny nie mia� jeszcze czasu wypracowa� sobie biurokratycznych metod pracy i napuszonego stylu. Dlatego zapewne odpowied� nadesz�a w ci�gu kilkunastu minut.
EWAKUOWA� CA�� LUDNO�� Z ZAGRO�ONEGO OKR�GU. PRZYGOTOWA� POJAZDY TERENOWE I SAMOLOTY ATMOSFERYCZNE DLA ROZPOZNANIA, JAKIM UZBROJENIEM DYSPONUJE RAKIETA. NADA� APEL RADIOWY DO OCHOTNIK�W Z OSTRZE�ENIEM, �E ID� PRAWDOPODOBNIE NA �MIER�. NIE POS�UGIWA� SI� �ADNYMI JEDNOSTKAMI KOMUNIKACJI MI�DZYPLANETARNEJ. WR�G NIE POWINIEN SI� ZORIENTOWA�, �E POSIADAMY DOSTATECZNE �RODKI OBRONNE A� DO CHWILI, GDY CA�Y UK�AD B�DZIE GOT�W DO JEDNOCZESNEGO DZIA�ANIA.
Mieszka�cy Masa 4 do�wiadczyli ju� jednej inwazji przybysz�w spoza swego uk�adu s�onecznego. Oko�o dwudziestu pi�ciu milion�w obywateli rozpocz�o wi�c po�pieszn�, lecz planow� ewakuacj� � wszystko to jako �rodek ostro�no�ci wobec spodziewanego l�dowania nie uzbrojonej rakiety ratunkowej.
Buck ockn�� si� z niespokojnego p�snu w momencie, gdy rakieta poczyna�a si� zbli�a� do ods�onecznej strony planety. Wszystkie przyrz�dy obserwacyjne, jakimi tylko dysponowa� cz�owiek, pracowa�y staraj�c si� uzyska� wszelkie dost�pne dane, ale dla Bucka sprawy techniczne by�y najzupe�niej oboj�tne. W chwili kiedy stwierdzono obecno�� wi�zek kierunkowych, Buck ziewa� pracowicie. W chwili gdy promienie urwa�y si� raptownie, przyst�powa� w�a�nie do przeci�gania si�. Otrz�sa� si� z rozkosz�, kiedy analizatory donios�y, �e atmosfera planety jest podobna do atmosfery ziemskiej; wykazuje wprawdzie nadwy�k� gaz�w szlachetnych do�� znaczn�, nie przekraczaj�c� jednak proporcji charakterystycznych dla mieszanek azoto�tlenowych.
Tymczasem rakieta opuszcza�a si� ostro�nie, wypatruj�c wszelkich � mo�liwych niebezpiecze�stw. Aparatura podczerwona wykry�a brzeg morski i jakie� bli�ej nieokre�lone urz�dzenia, stanowi�ce by� mo�e wyposa�enie portu. Maynard poderwa� natychmiast stateczek pionowo w g�r�, ale w odleg�o�ci wszystkiego stu pi��dziesi�ciu mil zbli�y� si� do planety. C�, jego zdaniem by�o da� si� zabi�, o ile mieszka�cy planety rozporz�dzaj� odpowiednimi �rodkami, ale nie mia� przecie� obowi�zku u�atwia� im tego. Je�eli wykryli, �e rzekoma kometa, przyby�a z kosmosu, jest w istocie statkiem mi�dzygwiezdnym, i tak maj� si� na baczno�ci. A je�eli s� istotami, kt�re wymordowa�y kolonist�w z Capella 3, za wszelk� cen� b�d� si� starali nie dopu�ci�, by rakieta powr�ci�a do swego statku macierzystego.
Wreszcie, z niesko�czona ostro�no�ci�, rakieta wyl�dowa�a w terenie pokrytym � jak pokazywa�y analizatory � g�st� ro�linno�ci� o pierzastym listowiu. Mija�y nie ko�cz�ce si� minuty, a Maynard wci�� siedzia� w najwy�szym napi�ciu, got�w b�yskawicznie poderwa� stateczek w niebo na pierwsz� oznak� jakiej� wrogiej akcji. Ale nic takiego nie zasz�o. Mikrofony transmitowa�y wprawdzie z zewn�trz r�ne d�wi�ki, ale nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e s� to tylko przypadkowe odg�osy zwyk�ego �ycia le�nej g�uszy. Po d�ugiej chwili Maynard uchyli� iluminatora. W dalszym ci�gu nic.
� Je�eli kto� chce si� wybra� na ochotnika po okazy biologiczne � oznajmi� wreszcie � niech idzie. Ale ostrzegam, �e w razie alarmu mog� wystartowa� nie czekaj�c na nikogo. B�d� si� stara� wymkn��, w ten spos�b przekonam si� najlepiej, co nasi wrogowie s� w stanie uczyni�, �eby nas zatrzyma�.
Odpowiedzia�o kilka g�os�w. Potem rozleg� si� szcz�k otwieranych drzwi. Buck ruszy� weso�o w stron� wyj�cia. Z zewn�trz powia�o na niego mn�stwo intryguj�cych woni. Kilku m�czyzn wysz�o ju� na dw�r; posuwali si� ostro�nie, z broni� w pogotowiu. Drzwi pozosta�y otwarte, tylko w pobli�u czuwa� m�czyzna, got�w je w ka�dej chwili zatrzasn�� i zaryglowa�, gdyby rakieta by�a zmuszona do nag�ego startu. Dla ludzi opuszczenie rakiety by�o aktem niepo�ledniej odwagi � mogli przecie� ju� nie powr�ci�, je�eli istoty zamieszkuj�ce planet� oka�� si� rzeczywi�cie wrogie i stateczek, kt�ry ich tutaj przywi�z�, przyst�pi do wykonania powierzonej misji �ci�gni�cia na siebie nieprzyjacielskiego ognia. Ale Bucka intrygowa�y tylko nieznane zapachy. I owszem, wielk� rado�ci� by�oby znale�� si� na powr�t w towarzystwie Holdena, lecz i ci ludzie s� tak�e jego przyjaci�mi. A skoro oni zapuszczaj� si� w �w �wiat niezliczonych nowych woni�
I Buck skoczy� mi�kko na ziemi�. Od razu znalaz� zatrudnienie dla swego nosa. Ju� sama gleba mia�a wo� inn� ni� na Ziemi. Nowa by�a ro�linno��. Odkry� te� tropy niew�tpliwie zwierz�ce, pozostawione jednak przez zwierzyn�, z kt�rej zapachem nigdy dot�d si� nie zetkn��. S�ysza� obok siebie poruszenia jednego z m�czyzn, zaj�tego pobieraniem pr�bek wegetacji. Bardzo wiele wniosk�w mo�na by�o wyci�gn�� z analizy skrobi i b�onnika zawartego w ro�linno�ci obcej planety. Ale Buck m�g�by powiedzie� znacznie wi�cej na podstawie tego, co odkry� za pomoc� w�chu. T�dy jakie� mi�so�erne zwierz�tko goni�o ma�� trzepocz�c� si� istotk�, kt�ra to wzbija�a si� w g�szcz zwisaj�cej ro�linno�ci, to zn�w opada�a na ziemi�. Tu zn�w inne zwierz�tko, ro�lino�erne, bez �adnego widocznego powodu da�o w przera�eniu olbrzymiego susa, widocznie spad�a na nie jaka� istota lataj�ca, ale chybi�a. T�dy za� przesun�o si� wyra�nymi skokami co�, co niemal do z�udzenia przypomina zapachem �mij�. Tam znowu jakie� zwierz� ciep�okrwiste pozostawi�o trop ci�g�y, posuwaj�c si� na brzuchu.
Buck nie ustawa� w swoich poszukiwaniach, bez reszty poch�oni�ty tym �wiatem nowych woni. Od czasu do czasu s�ysza� d�wi�ki powodowane przez ludzi i to dodawa�o mu pewno�ci siebie. Wi�c oddala� si� coraz dalej i dalej od rakiety, czasami tylko zatrzymuj�c si� i nas�uchuj�c. Znalaz� w�a�nie nor� jakiego� zwierz�cia i pracowicie obw�chiwa� wej�cie do niej, kiedy rozleg�y si� odg�osy maj�ce istotne znaczenie.
Pierwszy z odg�os�w zacz�� si� gdzie� na horyzoncie i stopniowo przybli�a� si� ku zenitowi. By� to niski, jednostajny warkot, jaki wydaj� nadlatuj�ce maszyny atmosferyczne. Buck niejednokrotnie s�ysza� podobny warkot na Ziemi. By� to d�wi�k mechaniczny, a wi�c d�wi�k powodowany przez cz�owieka, a wi�c d�wi�k, wobec kt�rego nie nale�a�o �ywi� �adnych obaw ani podejrze�. R�wnocze�nie pocz�� zbli�a� si� odleg�y stukot. Ten zn�w przypomina� ha�as powodowany przez buldo�ery lub inne podobne pojazdy mechaniczne u�ywane przez cz�owieka, a wi�c i jego nie by�o si� co ba�. Buck j�� dalej entuzjastycznie obw�chiwa� nor�.
Teraz rozleg�y si� energiczne g�osy m�skie. Gdyby to wo�a� Holden, Buck natychmiast pu�ci�by si� p�dem. Ale innych ludzi nie s�ucha� tak bez zastrze�e�. Niuchn�� jeszcze raz i drugi oci�gaj�c si�. Kiedy wreszcie ruszy� bez po�piechu w stron�, sk�d dochodzi�y nawo�ywania, pos�ysza� skowyt rakiety wzbijaj�cej si� w niebo. Nie przysz�o mu nawet do g�owy, �e ludzie mogli go tu pozostawi� � tak samo jak musieliby w podobnych okoliczno�ciach opu�ci� koleg� � bo ich zadaniem by�o przekona� si�, jakim uzbrojeniem dysponuje planeta, i a�eby to wybada� dok�adnie, chcieli znajdowa� si� w powietrzu.
Kiedy jednak dotar� do miejsca, gdzie wyl�dowa�a rakieta � rakiety nie by�o.
Buck stan�� jak wryty. Brz�czenie nad g�ow� uros�o ju� w grzmi�cy, ko�uj�cy ryk. W ciemno�ci kr��y�o nad nim tam i z powrotem wiele, wiele maszyn lataj�cych, tak ugrupowanych, �e doprawdy niepodobie�stwem wydawa�o si�, aby rakieta mog�a si� wymkn�� ca�o z pola ostrza�u kierowanych za pomoc� radaru pocisk�w. R�wnocze�nie zbli�a� si� co najmniej z trzech r�nych stron mechaniczny stukot.
Buck zacz�� z niedowierzaniem obw�chiwa� miejsce, gdzie niedawno sta�a rakieta � a teraz jej nie by�o. Potem ruszy� niespokojnie tropem m�czyzn, kt�rzy pobierali pr�bki ro�linno�ci. Nie do poj�cia by�o, �eby ludzie mogli go opu�ci�. Wraca� raz po raz na miejsce, gdzie zatrzyma�a si� rakieta. Oczywi�cie, czu� si� nieszcz�liwy, ale nie przysz�o mu nawet do g�owy, �e ludzie pozostawili go tu na dobre. Czeka� niecierpliwie, kiedy si� spostrzeg�, �e o nim zapomnieli, i powr�c�, �eby go zabra�.
Warkot zatacza� wci�� kr�gi po ciemnym niebie. Stukot zbli�a� si� zza �ciany mroku. Wszystko to s� maszyny u�ywane przez ludzi, nie jego ludzi mo�e, ale zawsze ludzi, kt�rzy na pewno polubi� wielkiego, brunatnego, dobrze u�o�onego psa z obro�� na szyi, informuj�c�, �e jego panem jest niejaki Holden. A mo�e nawet pomog� mu powr�ci� do Holdena. Na razie jednak Buck kr�ci si� niepewnie w miejscu, na kt�re jak dot�d rakieta nie powr�ci�a. A ha�as i stukot narasta.
Kiedy stukot by� ju� bardzo blisko, z g�ry trysn�o jaskrawe �wiat�o; wydobywa�o si� z samolotu, zataczaj�cego nad g�ow� psa zawrotnie ma�e i niskie kr�gi. Bezlito�nie obna�a�o wszystko dooko�a � i Buck zamruga� o�lepiony. Ale nie przej�� si� tym zbytnio. Maszyny je�d��ce po ziemi, maszyny lataj�ce, jaskrawe �wiat�o � wszystkim tym pos�uguje si� cz�owiek. A szanuj�cy si� pies potrafi nawi�za� poprawne stosunki z ka�dym cz�owiekiem. Cho� oczywi�cie nie mog� to by� takie wyj�tkowe stosunki, jakie ��czy�y Bucka z za�og� macierzystego statku, nie m�wi�c ju� o wi�zach ��cz�cych go z panem, kt�re s� jedyne w swoim rodzaju.
Buck usun�� si� przezornie z drogi, bo teraz zab�ys�y tak�e przenikliwe reflektory maszyn, kt�re ze stukotem przedziera�y si� przez puszcze, roztr�caj�c z wielk� si�� pierzaste drzewa. Usun�� si� z drogi, ale ani my�la� kry� si� w ciemno�ci. Mruga� oczami i merda� machinalnie ogonem, gotuj�c si�, by z nale�yt� kurtuazj� przyj�� ludzi, kt�rzy wysi�d� z bliskich ju� maszyn. Ma si� rozumie�, �e pomog� mu odnale�� Holdena.
Jedna z maszyn stan�a i co� z niej wysiad�o. Nie by�a to jednak istota ludzka. Przez chwil� Buck w�szy� z niedowierzaniem. Potem sier�� mu si� zje�y�a. Nie wierzy� samemu sobie. Przecie� maszynami pos�uguj� si� ludzie. Tylko ludzie. Masa�czyk zbli�a� si� ku niemu, wi�c Buck warkn�� ostrzegawczo. Porazi�a go nie zno�na jasno��. Warkn�� ponownie i zje�y� si� jeszcze bardziej. Ten wielki, brunatny pies ostrzega� teraz, a�eby istoty, kt�re zapewne niszczy�y jednostki ziemskiej floty mi�dzygwiezdnej i dewastowa�y kolonie ziemskie, nie wa�y�y si� go tkn��. Buck naturalnie nic nie wiedzia� o zaginionych statkach i masowych mordach. By� tylko psem, psem nale��cym do cz�owieka, i nie wyobra�a� sobie, a�eby mog�a istnie� jaka� inna Istota r�wna cz�owiekowi, kt�rej rozs�dny pies nie powinien si� sprzeciwia�.
By�a to co si� zowie niecodzienna scena. Dziwne, niesamowite drzewa, wspinaj�ce si� ku zasnutemu chmurami niebu, po kt�rym ob��dnie ciasne kr�gi zatacza snop jaskrawego �wiat�a. Olbrzymie, po�yskliwe maszyny o silnych, niezwykle silnych reflektorach, przeszywaj�cych pierzaste listowie i kre�l�cych ziemi� mn�stwem ostrych cieni. I pier�cie� Masa�czyk�w, mieszka�c�w czwartej planety uk�adu Masa Gama � istot na dobr� spraw� niezbyt r�ni�cych si� od cz�owieka � otaczaj�cy miejsce, gdzie niedawno wyl�dowa�a rakieta ratunkowa, a w tej chwili osaczony stoi wielki, brunatny pies i warczy ostrzegawczo.
Przez jaki� czas trwa�o oczekiwanie. Jednak�e istoty, kt�re potrafi� wysy�a� w przestrze� sygna�y radiowe, kt�re posiadaj� komunikacj� mi�dzyplanetarn� i radar, nie mog� by� takie zn�w g�upie. Ponadto w pojazdach zainstalowane by�y jeszcze urz�dzenia nadawcze, kt�re za pomoc� wi�zek kierunkowych przekazywa�y do punkt�w obserwacyjnych wszystko, co dzia�o si� w polu widzenia. Dzi�ki temu �wiadkami spotkania mog�y by� najt�sze m�zgi planety. I zapewne w�a�nie przed ekranem w kt�rym� z obserwatori�w zorientowa� si� kto�, �e przecie� �apy Bucka nie s� absolutnie przystosowane do obs�ugiwania jakiegokolwiek mechanizmu ani tym bardziej do budowania statk�w przestrzennych. A mo�e stwierdzono to w wyniku jakich� bardziej skomplikowanych zabieg�w.
Do�� �e rozleg�y si� d�wi�ki, w kt�rych Buck rozpozna� mow�, jakkolwiek nie m�g� zrozumie� ani s�owa. Odwr�ci� si� powoli od pierwszej istoty, kt�ra wci�� jeszcze sta�a w tym miejscu, gdzie zatrzyma�a si� na jego warkni�cie. Zamruga� z godno�ci�, o�lepiony przez kr�g reflektor�w. Jednak�e �adne ze �wiate� nie przybli�a�o si�. Wi�c ograniczy� si� do kilku kr�tkich, pe�nych godno�ci pomruk�w ostrzegawczych. Jego panowie byli tu i odjechali. Ale wr�c�. Wr�c� na pewno. Nie myli si� co do tego. I on tu b�dzie na nich czeka�. Maszyny mog� sobie kr��y�, je�li im si� podoba. Jego panowie prawdopodobnie �ycz� sobie, �eby kr��y�y, wi�c on si� temu nie b�dzie sprzeciwia�. Ale z tego miejsca si� nie ruszy.
Ostentacyjnie obr�ci� si� dwa razy w k�ko i po�o�y� na ziemi. Ale �ba nie opu�ci� i wci�� mruga� oczami. Le�a� spokojnie i z godno�ci�, a�eby pokaza�, �e ludzie zostawili go tu, wi�c musi czeka�, kiedy powr�c�, �eby go zabra�. A w duchu �ywi� rozpaczliw� nadziej�, �e to Holden wr�ci po niego.
Do Departamentu Wojny na Masa 4 nadszed� raport. By� to raport �cis�y i rzeczowy. Opisywa� dok�adnie ca�y post�j ma�ej rakiety mi�dzyplanetarnej w p�nocnym okr�gu Pierwszego Kontynentu. Ponadto wraz z raportem przekazano fotografie �lad�w ludzkich i miejsca, gdzie wyl�dowa�a rakieta, oraz zdj�cia filmowe Bucka. Jemu po�wi�cona by�a r�wnie� wi�ksza cz�� raportu.
Inteligencja ograniczona, ale niew�tpliwa � g�osi� raport. � Posiada umiej�tno�� wsp�ycia z innymi istotami. Nie zachowuje si� ani specjalnie przyja�nie, ani wrogo, lecz z pob�a�liwo�ci�. Najwidoczniej przyzwyczajony do maszyn, odnosi si� do nich bez obaw, ale i bez zainteresowania. Wykazuje zadziwiaj�c� pewno�� siebie, tak jakby mia� jakie� podstawy do zachowania niezale�no�ci od istot o wy�szej inteligencji. Jednak�e nie przejawia wrogo�ci, dop�ki nie pr�buje si� oddzia�ywa� na niego. Wydaje si�, �e nale�y do jakiego� gatunku podporz�dkowanego istotom, kt�re wybudowa�y statek przestrzenny, chocia� jego u�yteczno�� nie jest jasna, gdy� nie posiada ani chwytliwych ko�czyn, ani �adnych dostrzegalnych uzdolnie� technicznych, predysponuj�cych go do nadzorowania mechanizm�w� Obecnie przyst�pili�my do instalowania psychoanalizatorow i b�dziemy starali si� uzyska� dalsze szczeg�y na podstawie wspomnie� utrwalonych w m�zgu stworzenia, kt�re oczywi�cie nie powinno zorientowa� si�, �e dokonujemy na jego osobie jakich� bada�. W tym celu dok�adamy wszelkich stara�, a�eby nie naruszy� jego r�wnowaga duchowej�
Nast�pny raport donosi�:
Przy pomocy psychoanalizator�w uda�o si� wydoby� z badanego stworzenia wspomnienia wzrokowe i s�uchowe o ca�kowicie zadowalaj�cej ostro�ci. Okazuje si�, �e nale�y ono do gatunku �yj�cego w symbiozie z istotami, kt�re obs�uguj� statek mi�dzygwiezdny. Jego u�yteczno�� dla istot wy�ej ukszta�towanych pozostaje w dalszym ci�gu nie wyja�niona, natomiast jego zale�no�ci od tych istot � kt�re, nota bene, s� wcale podobne do nas � niezbicie dowodz� zapisy do��czone do niniejszego raportu. Wra�enia wzrokowe stworzenia s� stosunkowo ubogie, za to posiada ono znakomity w�ch i s�uch. Szczeg�lnie �ywe s� jego wspomnienia w�chowe. Tak na przyk�ad jego wspomnienia wzrokowe obejmuj� tylko niekt�rych cz�onk�w za�ogi statku mi�dzygwiezdnego, podczas gdy wspomnienia w�chowe obejmuj� wszystkich bez wyj�tku. Natomiast dane techniczne, jakie mo�na uzyska� od �Bucka� � bo takie jest wspomnienie s�uchowe znane stworzeniu jako w�asne imi� � s� minimalne albo zgo�a �adne, a to z uwagi na jego ca�kowity brak zainteresowania takimi sprawami. Wspomnienia przypuszczalnej bazy macierzystej na planecie, z kt�rej przybywaj� agresorzy, ograniczaj� si� niemal wy��cznie do wra�e� w�chowych. Poza tym stworzenie interesuje si� ogromnie wszelkimi drzewami i s�upami oraz zapachami, jakie z nimi kojarzy� �a�ujemy bardzo, �e nie uda�o nam si� uzyska� �adnych istotniejszych danych technicznych�
W odpowiedzi nadszed� z Departamentu Wojny rozkaz nast�puj�cej tre�ci:
UWAGA. SPRAWA NIE CIERPI�CA ZW�OKI. NINIEJSZY ROZKAZ ANULUJE WSZYSTKIE BEZ WYJ�TKU ROZKAZY DOTYCHCZASOWE. NIECHAJ �ADEN OBYWATEL NIE PODEJMUJE JAKIEJKOLWIEK AKCJI NIEZGODNEJ Z TRE�CI� TEGO ROZKAZU.
Rada Planetarna zdecydowa�a, �e nasza postawa wobec agresor�w zostanie ostatecznie ustalona po uwzgl�dnieniu wszystkich wiadomo�ci, jakie b�dzie mo�na uzyska� od tzw. Bucka. Chodzi szczeg�lnie o zbadanie wzajemnych stosunk�w istot wy�szych i ni�szych. Jak wiadomo, istniej� metody psychologiczne oddzia�ywania na rasy zale�ne tak, a�eby by�y one uleg�e wobec swoich tyran�w. W jakiej mierze kt�ra� z tych metod stosowana by�a wobec Bucka i jaka to by�a metoda? Jakie prawa przys�uguj� rasie ni�szej? Jakie kary s� na ni� nak�adane za przekroczenie tych praw i czy pozostawiaj� one jakie� trwa�e pi�tno spo�eczne? W jakiej mierze Buck mo�e oczekiwa� od swoich pan�w lojalno�ci? Czy istnieje jaki� kodeks, pisany lub zwyczajowy, reguluj�cy stosunki obu ras i czy rasa wy�sza go respektuje? Czy�
W dalszym ci�gu rozkaz wdawa� si� we wszelkie mo�liwe szczeg�y. Jego my�l� przewodni� by�o przypuszczenie, �e m�zg Bucka � jako stworzenia wsp�yj�cego z cz�owiekiem � powinien zawiera� ca�kowicie obiektywny obraz rasy ludzkiej. Na stosunek Bucka do w�asnych wspomnie� mo�na by�o wp�ywa�, ale same wspomnienia powinny by� nie zniekszta�cone. Psia wizja ludzko�ci powinna si� wi�c okaza� wizj� nader interesuj�c�.
Rada Planetarna uzna�a za s�uszny wniosek, �e od Bucka nie uzyska si� �adnych danych technicznych ani militarnych. Ale bezcenne mog� si� okaza� te wiadomo�ci, kt�re da si� od niego uzyska�. �aden cz�owiek nie zas�ugiwa�by na pe�n� wiar� jako informator o swoim w�asnym gatunku. Ale pies�
Rada Planetarna nie przerwa�a przygotowa� wojennych. Nik�a by�a nadzieja, aby przysz�o�� mog�a przynie�� cokolwiek innego ni� nieprzerwane pasmo walk i zmaga�. Ale je�li by�a jakakolwiek nadzieja, to koncentrowa�a si� ona bez reszty na Bucku.
Co do Bucka, to po�o�enie, w jakim si� znalaz�, by�o dla� ca�kiem niepoj�te. Miejsce l�dowania rakiety by�o teraz ogrodzone, a on sam uwi�ziony wewn�trz ogrodzenia. Istoty, kt�re nie by�y lud�mi, odnosi�y si� wprawdzie do niego z respektem, on za� jako dobrze wychowany i szanuj�cy si� pies odp�aca� im nale�n� kurtuazj�, ale r�wnocze�nie te same istoty wci�� podsuwa�y w jego stron� jakie� aparaty, a to ju� zdecydowanie mu nie odpowiada�o. Teraz na przyk�ad mia� przed sob� megafon, kt�ry wydawa� najrozmaitsze d�wi�ki. W pewnej chwili megafon szczekn�� g�osem do z�udzenia przypominaj�cym pewnego znajomego psa. Tak, Buck doskonale pami�ta� psa z bazy w Rigel, kt�rego g�os brzmia� identycznie. Odszczekn�� gniewnie, ale tamto szczekanie ju� si� nie powt�rzy�o. Innym razem odezwa� si� g�os Holdena. Buck a� podskoczy� z niezmiernej rado�ci i merdaj�c tak, �e z ogona utworzy�a si� ruchoma smuga, zapami�ta� si� w ujadaniu i skowycie, jakimi zawsze wita pies swego pana powracaj�cego po wielodniowej nieobecno�ci. Kiedy wreszcie zorientowa� si�, �e to tylko megafon, ugi�� si� pod ci�arem zawodu. Skoml�c bieg� wzd�u� ogrodzenia i wypatrywa� Holdena.
Badano tak�e jego reakcje na r�ne inne bod�ce� Jeden z Masa�czyk�w przyni�s� mu jedzenie. Z pocz�tku Buck poniucha� je nieufnie i odszed�. Je�li ju� mia� je�� jakie� nieznane rzeczy, to wola�by co� sam sobie upolowa�. Potem jednak skapitulowa� i zjad�. Masa�czyk zaopatrzony by� w przeno�ny megafon, kt�ry od czasu do czasu wo�a�: �Buck�, �Buck�. Buck wprawdzie pomachiwa� weso�o ogonem na dobrze znane s�owo. Ale nawet gdy Masa�czyk nauczy� si� sam je wymawia�, nie wyzby� si� wobec niego rezerwy. Bo Buck t�skni� za lud�mi. A ju� szczeg�lnie za swoim panem. Gdy tylko zapad� w drzemk�, we �nie pojawia� mu si� Holden. Gdy zasn�� mocniej, cz�stokro� nawiedza�y go sny tak wyra�ne, �e �apy same drga�y kr�tkim, urywanym skurczem bezsilnego buntu. Kiedy indziej szczekn��, zawy� lub zaskomla� przez sen, lecz przewa�nie by�o to skomlenie niepohamowanej rado�ci, gdy w swych snach ujrza� Holdena.
Buck ani przeczuwa�, �e aparaty podsuwane mu przez Masa�czyk�w rejestruj� wspomnienia przewijaj�ce si� przez jego m�zg pod wp�ywem coraz to wi�kszej ilo�ci bod�c�w, jakim Masa�czycy byli w stanie go podda�. Buck rozumia� znaczenie ponad stu s��w, o ile wypowiadane one by�y okre�lonym tonem. S�owa te, powtarzane przez megafon na podstawie zapis�w wydobytych ze wspomnie� Bucka, wywo�ywa�y niezmiennie te same reakcje.
Podczas gdy przygotowania do ataku na �Kennessee� post�powa�y nieprzerwanie naprz�d, r�wnocze�nie prowadzili Masa�czycy intensywne badania nad Buckiem. A w miar� jak wzrasta�a znajomo�� jego psychiki, starali si� tak�e zaskarbi� jego przyja��. Masa�czyk, kt�remu to zadanie przypad�o w udziale, nie szcz�dzi� �adnego wysi�ku, a�eby tylko zast�pi� Buckowi Holdena. Pos�ugiwa� si� wi�c nagraniami jego g�osu. Pr�bowa� g�aska� Bucka w spos�b, kt�ry � jak �wiadczy�y wspomnienia wprawia� stworzenie w stan najwy�szego szcz�cia. Raz nawet zacz�� si� tarza� z Buckiem po ziemi, bo niekiedy czyni� to Holden. A wymaga�o to niema�ej odwagi, bo Buck by� wielki i silny, Masa�czyk za� niedu�y i stosunkowo w�t�y.
Ale Buck nie chcia� si� bawi�. I owszem, zachowywa� si� uprzejmie i grzecznie, ale by�a to tylko grzeczno��, do jakiej czuje si� zobowi�zany pies wobec innych zwierz�t hodowanych przez cz�owieka, takich jak konie, krowy czy owce, od biedy nawet koty. Ale �aden pies nie b�dzie przecie� baraszkowa� ze skacz�cym jagni�ciem ani gania� si� z p�ochliwym �rebakiem. Wi�c Buck zachowywa� rezerw�. Ani my�la� rezygnowa� ze swej lojalno�ci wobec ludzi w og�le, a w szczeg�lno�ci wobec Holdena. Jad� wprawdzie i �askawie tolerowa� masa�skiego uczonego, kt�ry nie zdo�a� mu zast�pi� Holdena, chocia� uchodzi� za jedna z dwu czy trzech najt�szych g��w w uk�adzie Masa Gama. Ale mimo �e jad�, markotnia� coraz bardziej w miar�, jak up�ywa�y dni rozci�gaj�ce si� w ko�cu w tygodnie. Markotnia� i chud�, cho� zdawa� sobie pod�wiadomie spraw�, �e te dziwne istoty, kt�re nie by�y lud�mi, polubi�y go bez zastrze�e�.
Ale c�, pies, kt�ry nale�a� do cz�owieka, nie czuje si� dobrze, kiedy zostanie od cz�owieka oddzielony.
�Kennessee� posuwa� si� nadal po wybranej orbicie.
Powr�ciwszy na pok�ad macierzystego statku, Maynard t�umaczy�, jak umia�, niefortunn� historie z Buckiem i Holden przyj�� to t�umaczenie do wiadomo�ci, jednak�e ani jednemu, ani drugiemu wyja�nienie nie przynios�o ulgi. Nie czekano by i na cz�owieka w podobnych okoliczno�ciach, ale z psem sprawa ma si� troch� inaczej. Pies nie potrafi sam my�le� o sobie. Wszyscy rozumieli, �e nie by�o innej rady, �e trzeba by�o Bucka pozostawi�, jednak�e wszystkim by�o przykro.
Materia�y przywiezione z Masa 4 zosta�y poddane dok�adnym badaniom. R�wnocze�nie gromadzono coraz to nowe zapisy przestrzennych sygna��w radiowych, kontynuowano obserwacje planety przy pomocy teleskop�w elektronowych, zbierano coraz liczniejsze dowody istnienia wysokiej cywilizacji. I nieprzerwanie towarzyszy�y kr��ownikowi wi�zki kierunkowe wysy�ane z Masa 4.
W og�le sytuacja by�a nad wyraz w�tpliwa i napi�ta do ostateczno�ci. Na spotkanie zbli�aj�cej si� rakiety ratunkowej wyruszy�y wprawdzie tylko pojazdy terenowe i samoloty atmosferyczne. Na poz�r mog�oby si� wydawa�, �e �wiadczy to o bardzo ograniczonych mo�liwo�ciach obronnych. Jednak�e z drugiej strony nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e w uk�adzie Masa Gama istnieje komunikacja mi�dzyplanetarna. A towarzysz�ce �Kennessee� wi�zki kierunkowe oraz natychmiastowe wykrycie rakiety ratunkowej dowodzi�o, �e mieszka�cy uk�adu doskonale wiedz�, i� nie z komet� maj� do czynienia.
Cywilizacja dysponuj�ca �rodkami komunikacji mi�dzyplanetarnej oraz sygnalizacji przestrzennej, a nie posiadaj�ca dostatecznych �rodk�w obronnych niew�tpliwie pr�bowa�aby w takiej sytuacji nawi�za� kontakt z �Kennessee�. Pr�bowa�aby nawi�za� kontakt chocia�by po to, a�eby wyczerpa� wszelkie mo�liwo�ci negocjacji z agresorem. Fakt, �e �adna tego rodzaju pr�ba nie mia�a miejsca, niczego dobrego nie wr�y�. Wskazywa� raczej, �e rasa zamieszkuj�ca planety przyczai�a si� w oczekiwaniu chwili, kiedy b�dzie mog�a niespodzianie wymierzy� �miertelny cios. Nic wi�c dziwnego, �e za�oga �Kennessee� �y�a w stanie skrajnego napi�cia nerwowego, czuwaj�c bez przerwy przy detektorach i d�wigniach, gotowa natychmiast wprowadzi� kr��ownik w przyspieszenie, gdyby tylko wykryto zbli�aj�cy si� zdalnie kierowany pocisk o du�ej szybko�ci.
� Wcale mi si� to wszystko nie podoba � kt�rego� dnia przyzna� si� Holdenowi kapitan. � My na ich miejscu na pewno staraliby�my si� nawi�za� kontakt z takim przybyszem z przestrzeni. Tylko �e ci piraci pojawili si� znienacka na Capella 3 i od razu zacz�li mordowa�, zanim mo�na by�o przyst�pi� do jakiejkolwiek akcji. Chyba to jednak oni musz� zamieszkiwa� planety. Dobrze, �e zd��yli�my wys�a� meldunek na Ziemi�. Jak nie wr�cimy, b�dzie chocia� wiadomo, gdzie skierowa� flot� z bombami mi�dzyplanetarnymi. � Nie mog� od�a�owa�, �e to nie ja dokonywa�em tej pr�by l�dowania � powiedzia� Holden twardo. � Czy wy�lemy jeszcze jedn� torped� z wiadomo�ciami na Ziemi�?
� Nie. I poprzestaniemy na tej jednej pr�bie l�dowania � odrzek� kapitan. � I tak jest absolutnie nieprawdopodobne, �eby ci si� uda�o odnale�� miejsce, gdzie l�dowa�a tamta rakieta. Zreszt� Buck�
� Tak, zosta� na pewno zabity, jak tylko go znale�li � doko�czy� Holden.
Nie m�g� mie� o to do nikogo pretensji, nie przeszkadza�o to jednak, �e by� rozgoryczony. Brakowa�o mu Bucka.
A� oto dwunastego dnia od jego zagini�cia od Masa 4 oderwa� si� statek mi�dzyplanetarny, �Kennessee� zd��y� ju� okr��y� planet� i zmierza� teraz do punktu perihelijnego po przeciwnej stronie jej s�o�ca. O ile dotrze ca�o do tego miejsca, kapitan zamierza� wprowadzi� kr��ownik w przyspieszenie i ze wszystkimi uzyskanymi wiadomo�ciami wyruszy� w drog� powrotn� do bazy. Ale pojawienie si� statku mi�dzyplanetarnego pokrzy�owa�o ca�y ten plan.
Z pozoru wydawa�o si�, i� jest on poruszany przy pomocy nap�du rakietowego, statek ci�gn�� bowiem za sob� jakby ogon wyrzucanych gaz�w. Jednak�e spektroskopy wykaza�y, �e jest to po prostu produkt spalania jakiego� zwi�zku w�glowodorowego. Poza tym �ogon� nie posiada� najmniejszej si�y odrzutu, kt�ra dowodzi�aby, �e spe�nia on jednak role nap�du. Przypomina�o to pasma dymu rozsnuwanego nieraz przez samoloty dla cel�w reklamowych.
Po dw�ch dniach lotu statek oddali� si� do�� znacznie od planety, po czym �agodnym �ukiem zmieni� kurs.
Nied�ugo potem do kabiny kontrolnej przyszed� oficer nawigacyjny z meldunkiem, �e zar�wno kierunek, jak i szybko�� jego lotu wskazuj� na to, i� statek pragnie si� zbli�y� jak najbardziej do �Kennessee� i nawi�za� ��czno��. Potem �ogon� dymu j�� na przemian cienie� i grubie�, cienie� i grubie� � niechybnie po to, a�eby przyci�gn�� uwag� kr��ownika.
W kabinie kontrolnej odezwa� si� megafon.
� Panie kapitanie � zabrzmia� ochryp�y g�os Holdena. � Nasza pseudorakieta zarzuca nas wszelkimi mo�liwymi sygna�ami. Wci�� podnosi i obni�a widmo, pr�buje modulowa� cz�stotliwo�� i amplitud�, i tak dalej. Niech pan tylko pos�ucha.
I w megafonie rozleg�o si� weso�e: �Luf�! Najwyra�niej by�o to szczekni�cie Bucka. A zaraz potem ludzki g�os zawo�a�: �Buck�. Chocia� zniekszta�cony troch�, by� to ponad wszelk� w�tpliwo�� autentyczny g�os Holdena. Jak szalony wykrzykiwa� teraz: �Buck, le�e�, �Do nogi, Buck�, �Przynie� to, Buck, przynie��. I r�ne podobne rozkazy, na kt�re Buck by� nauczony reagowa�. Jako �rodek nawi�zania ��czno�ci pomi�dzy dwiema obcymi i nie ufaj�cymi sobie nawzajem rasami � zas�b wyra�e� znanych wielkiemu brunatnemu psu imieniem Buck odznacza� si� wprawdzie zbytni� bezceremonialno�ci�. Ale czy� mo�na sobie by�o wyobrazi� co� r�wnie niedwuznacznego w intencjach?
� Wie pan, co to oznacza, kapitanie? � powiedzia� Holden dr��cym g�osem. � Oni musieli to wszystko jakim� sposobem wydoby� z m�zgu Bucka. Wyczytali to w jego pami�ci. Tak, innej mo�liwo�ci nie widz�. A teraz chc� z nami nawi�za� ��czno��. � Po czym doda� g�ucho: � Tylko czy oni go nie zabili, �eby m�c si� grzeba� w jego m�zgu�
� Holden � rzek� kapitan. � B�d� tak dobry i odpowiedz im. Tylko musisz przem�wi� jak do Bucka, Zobaczymy, co b�dzie.
W megafonie kabiny kontrolnej rozleg� si� g�os Holdena skierowany do innego mikrofonu.
� Buck � m�wi� Holden chrapliwie. � S�yszysz mnie, staruchu? Odezwij si�. S�yszysz mnie, Buck?
W odpowiedzi megafon zani�s� si� radosnym ujadaniem, jakim Buck wita� zawsze swego pana. Buck szczeka� i warcza�, skomla� i skowycza�, a� wreszcie zn�w przeszed� w nieprzytomne ujadanie. Stworzenie oszala�o z rado�ci.
� To on, panie kapitanie� � powiedzia� Holden niepewnie. � Us�ysza� mnie. A wi�c nie zrobili mu �adnej krzywdy. Kapitanie, chyba trzeba b�dzie�
� Tak, Holden, masz zupe�na racj� � rzek� kapitan opanowanym g�osem. � W�a�nie mia�em ci powiedzie�, �eby� wzi�� rakiet� ratunkowa i spr�bowa� dowiedzie� si� czego� bli�szego o tych istotach. Mo�e uda ci si� wej�� z nimi w bezpo�redni kontakt. Istoty, kt�re potrafi�y pozna� si� na porz�dnym psie i maj� do�� uczciwo�ci, �eby zwr�ci� go prawowitemu w�a�cicielowi, nie
mog� by� tymi samymi istotami, kt�re dokona�y masakry p� miliona ludzi na Capella 3.
Masa�ski uczony, kt�ry mia� zast�pi� Buckowi Holdena, zaprzyja�ni� si� dosy� ze swoim rywalem, kiedy �Kennessee� wyl�dowa� na Masa 4. Do bazy macierzystej wys�ana zosta�a jeszcze jedna torpeda, a�eby wyja�ni� dok�adnie sytuacj� i przedstawi� powody, kt�re sk�oni�y za�og� do nawi�zania przyjaznych stosunk�w z mieszka�cami uk�adu Masa Gama. Ma si� wi�c rozumie�, �e gdyby �Kennessee� nie powr�ci�, nikt na Ziemi nie mia�by w�tpliwo�ci, kto jest odpowiedzialny za zagini�cie kr��ownika. Jednak�e Masa�czycy wydawali si� tym wcale nie przejmowa�, nie przejmowali si� przeto i cz�onkowie za�ogi.
� Wszystko to �wietnie si� uzupe�nia � t�umaczy� Holdenowi masa�ski uczony. � Posiadaj�c energi� atomow� mo�ecie promieniom �wietlnym, z kt�rymi was zaznajomili�my, nada� dowoln� si��. Dzi�ki temu �atwiej damy sobie rad� z naszymi wsp�lnymi wrogami. To �mieszne, �e my jako nap�d w komunikacji mi�dzyplanetarnej nauczyli�my si� wykorzystywa� promienie �wietlne, bo nie znali�my energii atomowej, a wy odkryli�cie energi� atomowa, bo nie posiadali�cie naszych promieni �wietlnych.
� Na pewno znajdzie si� jeszcze wiele innych rzeczy, kt�re si� w ten spos�b b�d� zaz�bia�y � powiedzia� Holden. � B�dziemy mogli nawzajem uzupe�nia� nasz� wiedz�, o ile oczywi�cie nie utracimy do siebie zaufania.
� Tak � rzek� Masa�czyk jako� melancholijnie. � I pomy�le�, �e my mieli�my zamiar spali� was promieniami �wietlnymi, bo�my si� was bali, a wy chcieli�cie zniszczy� nasz� cywilizacj� przy pomocy bomb mi�dzyplanetarnych, bo bali�cie si� nas. Je�li do tego nie dosz�o, to zawdzi�czamy to tylko Buckowi.
� Mimo wszystko � powiedzia� Holden z za�enowaniem � ja ci�gle nie jestem w stanie poj��, jak wy�cie mogli tak bez reszty nam zaufa�. Obawiam si�, �e my by�my nie zaufali tak dalece nieznanym sobie istotom. Czy mo�liwe, �eby to wszystko by�o zas�ug� Bucka�
� Jednak�e tak � odpar� Masa�czyk powa�nie. � Wydobyli�my z jego m�zgu wszystkie wspomnienia. Absolutnie wszystkie. I okaza�o si�, �e jego gatunek uwielbia cz�owieka. Buck przyj��by z r�k cz�owieka nawet okrucie�stwo. Ale ludzie nie byli wobec niego okrutni. Bez wahania odda�by za cz�owieka �ycie, ale nikt tego od niego nie ��da�. Jest wam oddany bezgranicznie, ale i wy za oddanie odp�acali�cie mu przyja�ni�. Czy wiesz, co sk�oni�o ostatecznie Rad� Planetarn�, �eby zastosowa� wobec ludzi polityk� pe�nego zaufania?
� No, nie� � przyzna� Holden.
� Twoje przywitanie z Buckiem, kiedy po raz pierwszy wkroczy�e� na pok�ad naszego statku � powie