16550
Szczegóły |
Tytuł |
16550 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16550 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16550 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16550 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
NA POLESIU
Powie��
przez
J. I. Kraszewskiego.
Warszawa.
Nak�adem Micha�a Gl�cksberga.
1884. ????????? ????????.
???????, ??? 4 ??????? 1883 ????.
Warszawa. � Druk S. Orgelbranda Syn�w, Bednarska 20
Tom 1
Kto nie zna ma�ych miasteczek Polesia, lub widywa� je tylko oz�ocone s�o�cem letniem,
obmyte deszczem, wymiecione wiatrem, � jedynym str�em porz�dku, � ten mie� wyobra�enia
nie mo�e, jak wygl�da taka osada, w lasy zasuni�ta, cz�sto b�otami i moczarami otoczona,
oddalona od wielkich go�ci�c�w, czasu s�otnej jesieni lub pocz�tk�w wiosny.
Jest-to jakby archeologiczny, zabytek dawnych wiek�w, pierwotnego jakiego� bytu
sp�ecznego, na kt�rym wiek XIX jeszcze widomego nie wycisn�� pi�tna.
Wszystko tu jak niegdy� by�o; uchowa�o si� z�e i dobre, a szczeg�lniej stare owo zaniedbanie,
kt�re s�awnemi czyni�o polskie mosty i groble, a powinno te� by�o ws�awi� i miasteczka tego
rodzaju...
Jeste�my w jednem z nich, i przypuszczamy, �e si� zowie Wo�chowicze.
Tu� blizko za niem stoi czarna las�w, niegdy� ogromnych, �ciana, lecz dzi� jest-to ich ruina
tylko. Kilka pokole� bezustannie i bez�adnie je wycina�o: w�a�ciciele wi�ksi na belki, bale, klepk�
i potasze, mniejsi na budowle i opa�; niszczy�y je po�ary, nikt nie pilnowa� � nadesz�a wreszcie
chwila, gdy ju� zaledwie na ogie� reszta by� mog�a przydatn�. Wi�ksze pnie smolnych drzew,
owych olbrzym�w, kt�re zabezcen wyprawiano za granic�, powykopywano na smo��, powa�
pogni� kopami; na wyr�bach poros�y krzaczyste brzozy i n�dzna osiczyna...
Lecz gdzieniegdzie, ponad temi gruzami, sterczy jeszcze sosna olbrzymia, cudem, albo raczej
krzywo�ci� sw� ocalona, od spodu opalona przez pastuszk�w, por�bana u g�ry... a poza ni�
niedobitki zosta�y, kt�re zdala jeszcze znik�y las �udz�co przedstawiaj�.
Z drugiej strony, szeroko rozlanemi moczarami, trzcin�, sitowiem i �ozin� zaros�emi, twardym
szuwarem okrytemi w lecie i tatarakami, p�ynie rzeka sp�awna, na kt�rej wodach puszcze tutejsze
posz�y na morze i za morze. Jak owe dawne puszcze, ona te� rozleg�e zajmuje przestrzenie, ��gi
ogromne, kt�re zalewa, grz�zawice, na kt�rych woda osiada i gnije... bo jej nikt spuszcza� nie
my�li.
Miasteczko wi�c w�r�d bor�w rozsiad�ych sze- roko, przy b�otach tych i wydmach
piaszczystych, � nie ma blizko S�siad�w, stoi osamotnione.
Wsie poucieka�y daleko, na pag�rki, kt�rych wiosenne nie okrywaj� wody...
Budnicy, rozpierzchli po lasach, tak�e dla ��k i dla spokoju od ludzkiego oka, woleli dalej
odbiedz od Wo�chowicz...
Wprawdzie wzd�u� g��wnej i niemal jedynej ich ulicy przechodzi trakt z miasta powiatowego
jednego do drugiego, wytkni�ty i s�upami oznaczony; s� na nim stacye pocztowe, lecz ruchu i �ycia
ma�o.
Pocztowy dzwonek, kt�ry si� czasem na go�ci�cu odezwie, wszystkich pr�niak�w i
znudzonych monotoni� �ycia mieszka�c�w, wywabia na pr�g chat i domowstw � cho� rzadko co
innego zwiastuje nad bryczyn� ma�� lub pocztyliona bied� jednym konikiem rozwo��cego papiery
urz�dowe...
Z jednej strony mie�cina grobl� si� ko�czy, z drugiej piaskami, na kt�rych zrzadka brzozy
siedz� smutne, powyginane, z kory poodzierane, nap� zesch�e...
S�upy wiorstowe wiatr tak ponachyla�, �e �aden z nich prosto si� nie trzyma, a ze znaczniejszej
ich cz�ci poopada�y tabliczki z liczbami, tak, �e do niczego nie s�u��.
Grobla, wiod�ca do Wo�chowicz, d�uga, wysoka, a mimo-to wiecznie b�otnista, jest
postrachem tych, co j� przebywa� musz�... Wrzucono w ni� niezmiern� ilo�� chrustu i nie mniej
kamieni, lecz nie sta�a si� przez to lepsz�.
O mostach s� legendy przera�aj�ce... Ostro�niejsi wol� je przebywa� pieszo...
Z drugiej strony, na piaskach, ludzie sobie rad� daj� tem, �e w prawo i lewo porobili objazdy,
kt�re twardszemi pag�rkami biegn� kr�to pomi�dzy zaro�lami.
Z obu swych ko�c�w Wo�chowicze chatami prostemi, niepozornemi zaczynaj� si� i ko�cz�.
Pozosta�y tu �lady rogatek z niespokojnych czas�w...
W samym �rodku miasteczka jest nieuchronny rynek, obszerna targowica, kt�ra kilka razy w
rok zape�nia si� budami, byd�em i ludem. Doko�a drewniane z podsieniami gospody �ydowskie,
jedna murowanka, par� nowych, nieco �wie�ej wygl�daj�cych, domowstw.
Z rynku pomi�dzy niemi dwie ciasne uliczki wiod� w niedojrzane g��bie osady, drzewami
zas�oni�te...
Ko�ci�ek drewniany stoi z jednej strony; poza dachami wida� �wie�o pomalowan� zielono
kopu�� cerkiewki.�ydowskie domy ��cz� g�r� te tajemnicze nici, kt�re s� jakby symbolem dawnej
jedno�ci i solidarno�ci ca�ego plemienia tu�aczy...
Rynek, ulica... miasteczko, jake�my powiedzieli, innych opiekun�w czysto�ci nie maj�, nad
s�o�ce, wiatr i ulewy. Nikt si� nie troszczy o nic... B�oto musi wysycha�, kurzaw� wicher roznosi, a
�miecie potoki zabieraj�. Po targach i jarmarkach krowy i kozy �ydowskie resztki siana, s�omy i
po�ywnych pozosta�o�ci dziel� mi�dzy siebie...
O bieleniu i oczyszczaniu dom�w, mowy tu nigdy nie by�o; na �cianach, bli�szych go�ci�ca,
bryzgi b�ota od lat wielu przysch�e, dziwne rysunki tworz�. Szyby niekt�rych domowstw zdaj� si�
z nieprzezroczystego jakiego� materya�u zrobione, taki je py� i b�oto odwieczne okrywa.
Wprawdzie niekt�re �wi�ta �ydowskie i niekt�re chrze�cija�skie tem si� odznaczaj�, �e sprz�t
si� w ulic� wynosi, ociera i obmywa, �e czasem kawa�ek �ciany si� bieli, lecz na taki zbytek wa��
si� tylko najzamo�niejsi, a tych tu niewiele.
Jak zwykle w podobnych mie�cinach, i tu znajduje si� bogacz, w�adzca, a tym jest, naturalnie
starozakonny, Borach, Warszawskim zwany, nie wiadomo dlaczego...
Do niego nale�y murowanka i par� dom�w poza ni�...
Niegdy�, gdy lasy te mia�y jeszcze co sp�awia�, Warszawski w handlu drzewem po�redniczy�
� gdy ten usta�, handluje zbo�em i pieni�dzmi, obraca tajemniczemi kapita�ami, ale z miejsca,
kt�re jego zamo�no�ci i �ywo�ci nie odpowiada ju�, rusza� si� nie chce...
Ma w tem instynkt przedziwny, bo gdzieindziej stanowiska - by si� nanowo dorabia� musia�: ta
je ma, i jest w�adzc�. Woli by� pierwszym w Wo�chowiczach, ni� ostatnim, cho�by w
Warszawie..�ydzi z ca�ej okolicy s�u�� ma i ogl�da� si� na� musz�, dwory go potrzebuj�... A �e
�adnym zarobkiem nie gardzi rozumny cz�owiek, wi�c Boruch � kt�ry handluje zbo�em, byd�em,
pieni�dzmi, ma te� w murowance sklep korzenny ku wygodzie s�siedztwa.
Stanowisko przewa�ne, wp�ywowe, szanowane nawet przez urz�dnik�w, z kt�rymi Boruch jest
w jaknajlepszych stosunkach, nada�o Warszawskiemu dum� i pewno�� siebie, kt�ra go, nawet
powierzchownie, od ludno�ci ca�ej odr�nia.
M�czyzna w sile wieku, chocia� pi��dziesi�cioletni, zdr�w, silny, przystojny, z twarz� pa�sk�,
ubiera si� starannie, zeuropejska, i chocia� Zakonu Dawnego si� nie wyrzek�, o zewn�trzne cechy
jego mniej si� dba� zdaje. W domu, w ca�em znaczeniu wyrazu, pan samow�adny, z obcemi
stopniuje sw� dum� i grzeczno��, tak, aby si� nigdy nie poni�y� zbytnio. Nawet wobec mocarzy
umie zachowa� sw� godno��.
Pieni�dz, kt�ry czuje za sob�, czyni go �mia�ym. Z twarzy trudno si� ca�ego domy�li�
cz�owieka. Oblicze to pi�kne, lecz zamkni�te i os�onione lekkim szyderstwa wyrazem. Wyraz ten
rzadko go lub nigdy ca�kiem nie opuszcza.
Podr�uj�c dla interess�w, pan Warszawski wiele i dalekiego �wiata widywa�; ma pewnego
rodzaju wykszta�cenie do�wiadczeniem nabyte, lecz z lud�mi r�nymi obcuj�c, tyle go okazuje, ile
im nale�y. Staje troch� wy�ej, (je�eli mo�e) od tego, z kim ma do czynienia, � lecz tak, aby dla�
by� zrozumia�ym, a nie szafuje tem, coby ocenionem nie by�o...
Wszyscy jednozgodnie uznaj� go za cz�owieka bardzo rozumnego.
Ju� sama zdobyta i utrzymywana niezale�no�� daje mu do tego prawo � pieni�dz zdobyty jest
zawsze dowodem rozumu, przebieg�o�ci i wytrwania.
Opr�cz tego Boruch umie ka�demu wpoi� to przekonanie, bardzo prostym sposobem..., z
odrobin� szyderstwa; gdy trzeba, pochlebia� umie.
Oznaczy�, czem Warszawski w�a�ciwie si� zajmuje, a co mu obce, nadzwyczaj by�oby trudno.
W rzeczach handlu nie odrzuca naprz�d nic, co zysk, op�acaj�cy prac�, przynosi; tam, gdzie wp�yw
uzyska� mo�e, nie zaniedbuje si� nigdy... A �e z tem dwojgiem ��czy si�, jako podstawa,
znajomo�� gruntu, po kt�rym st�pa� potrzeba: przeto Borach musi wiedzie� o wszystkiem, nawet o
tem, co si� oboj�tnem dla� zdaje.
Z pana Warszawskiego wnosi� o jego rodzinie: by�oby - to narazi� si� na nieochybn� omy�k�.
Mi�dzy nim a ni�, pomimo naj�ci�lejszych w�z��w, �adnej analogii niema.
Chana Boruchowa, �ona jego, kt�r� po�lubi�, b�d�c bardzo m�odym, dzi� starsz� si� daleko
wydaje od niego, a jest prost�, brudn� i bardzo ograniczon�.
Od m�a dum� tylko przej�a... Dwie c�rki, wydane zam��, wi�cej matk� ni� ojca
przypominaj�; najm�odsza tylko, nieco do wymaga� czasu powierzchowno�ci� si� zastosowa�a...
Jest - to dziecko ulubione... Ojciec si� w niej odbija, i w pi�knych rysach twarzy, i w rozumnem
ocz�w wejrzeniu. Ester te� uczy�a si� pono czego� wi�cej ni� czytania na ksi��ce pobo�nej.
Pi�tnastoletnie dziewcz� w�a�nie jest celem mnogich zabieg�w s�siedniej m�odzie�y
izraelskiej, ale ojciec i Ester w wyborze trudni...
Dom murowany Borucha stoi w najokazalszem miejscu w rynku � i, jako jedyny w�r�d kleci
drewnianych, uderza odrazu Obok niego idzie uliczka w g��b, ciasna... i do muru przyparty wida�
domek ma�y, stary, z wyj�ciem w ni�, kt�ry jest te� Warszawskiego w�asno�ci�.
Jest - to niegdy� zapewne rodziny, dzi� mieszcz�- cej si� w murowanym domu, siedziba, teraz
zaj�ta przez obcych... Dom du�y, wygl�daj�cy smutnie, czarno i tak opuszczenie jak inne...
A� cztery okna i drzwi z niego na uliczk� wychodz�...
Drzwi czas zni�y� i wygi��, tak, �e z wewn�trz si� tylko zamyka� mog�, u okien wisz� stare z
wycinanemi sercami okiennice, kt�rych zawiasy si� obluzowa�y, jedne ku do�owi ci꿹c, drugie
powykrzywiane...
Poniewa� ulica z czasem si� podnios�a, a domek wpad� w ziemi�, wi�c do sieni woda z niej po
ka�dym deszczu sp�ywa i k�adka od progu do wn�trza sta�a si� nieuchronn�.
Cicho tu i pusto... na strychu s�ycha� gospodaruj�ce wr�ble i jask�ki...
Wprawo, drzwi otworzywszy, mamy jedn� du�� izb� i alkierz z ni� po��czony.
By�a - to mo�e szynkownia przed laty... Stoj� w niej jeszcze �awy doko�a... �ciany, niegdy�
zakopcone od dymu, pozosta�y, jak by�y; pod�oga pogni�a, � powypaczana, chropawa.
Piec i komin niezgrabny zajmuj� k�t jeden; w drugim tarczan, ubog� zas�any po�ci�k�. Para
sto�k�w drewnianych, ma�e, pot�uczone zwierciade�ko na �cianie, troch� porozrzucanej
niewie�ciej odzie�y, � ub�stwo, a raczej n�dza doko�a... N�dza dziwna jaka�, jakgdyby resztki
zamo�no�ci...
Suknie �atane, wyp�owia�e, ale drogie niegdy�, na stole kubki i fili�anki poot�ukiwane, lecz �
porcelana i szk�o rzni�te.
U okna, przez kt�re mrok wieczorny ma�oco �wiat�a przepuszcza, milcz�ce, jak przestraszone,
trzy kobiety... albo raczej dzieci troje.
Na �awie siedzi, na r�ku oparta, mo�e pi�tnastoletnia dzieweczka... w tej smutnej chacie i
smutniejszej izbie, � cud prawdziwy...
Odziana w n�dzn� sukienk� perkalow�, w trzewiczkach podartych, w chusteczce sp�owia�ej i
zszarzanej � wydaje si� ona jak przebrana kr�lewna, jak kopciuszek przynajmniej, co kr�low�
godzien zosta�.
Rysy twarzy prze�liczne, delikatne, p�e� �nie�nej bia�o�ci, w�osy w warkoczach olbrzymich,
r�czka i n�ka dzieci�ce.
Wprawdzie na palcach zna� prac�, pok��cie ig��, namulanie, i pranie i palenie w piecu; lecz r�k
to popsu� nie mog�o i, jutro spocz�wszy, by�yby tak cudne, jakiemi je B�g stworzy�.�liczna twarz,
zadumana, w smutku, kt�ry osiad� na niej, jeszcze si� wydaje pi�kniejsz�. Weso�o��
najrozumniejszej twarzy daje wyraz jaki� trywialny i odejmuje wdzi�k; smutek najpospolitsz�
upi�knia.... Obok tej starszej stoj�, po obu stronach, milcz�ce dwie dzieci�ce postacie, tak ubogo
ubrane, jak ona, ale bez tego wdzi�ku i bez nadziei, aby go kiedy mog�y z wiekiem pozyska�. Rysy
dziewcz�tek pospolite, a cho� w ich trojgu rodze�stwa si� mo�na domy�la� � podobie�stwo ma�e
bardzo.
Wszystkie trzy... milcz�... spogl�daj� na siebie, niekiedy ku otwartym drzwiom alkierza... z
obaw� jak��...
Mrok pada, w wielkiej izbie coraz ciemniej, coraz smutniej.. Z alkierza s�ycha� niekiedy jakby
mruczenie i westchnienia... M�odsze badaj� oczyma starsz�, kt�ra k�adnie palce na ustach i
ruchami zaleca, milczenie...
Wtem mruczenie g�o�niejszem by� poczyna, s�ycha� ruch jaki�... sz�apanie. Dziewcz�ta w
oczekiwaniu trwo�nem wyprostowa�y si�. Na progu alkierza pokazuje si�, oparta o uszak, z g�ow�
zwi�zan�, kobieta nie m�oda, nie stara... odstraszaj�cej powierzchowno�ci.
W sukni znoszonej i zmi�tej, nieokre�lonego koloru, w szarej chustce, na ramiona zarzuconej i
zwieszonej jednym ko�cem do ziemi, z g�ow� rozczochran�, zwi�zan� bia�ym p��tna kawa�kiem
� w trzewikach na bose czerwone nogi nasuni�tych niedbale � kobieta lat oko�o czterdziestu, z
twarz� zaczerwienion� i nabrzmia��, d�ugo oparta o drzwi, spluwaj�c niekiedy, patrzy na
dziewcz�ta nic nie m�wi�c...
� S�ysz, Ste�ka � odezwa�a si� g�osem ochryp�ym, na kt�ry najstarsza si� z �awki poruszy�a.
Imi� jej rzeczywiste by�o Faustyna, z kt�rego matka stworzy�a to przezwisko...
� S�ysz ty, Ste�ka! Id� mi zaraz... do Borucha... Naprz�d, �eby mi ten szelma �yd przys�a�
cho� kwaterk� rumu, i kawa�ek cukru... Cz�owiek niema co wzi�� w usta, a wasz ten �ajdak,
ojczysko, bodaj go jeszcze pioruny nie min�y, ani my�li o nas... Zaszy� si� gdzie� bestya i � r�b
sobie co chcesz, z g�odu umrzyj... co jemu do tego?...
Trzy dni ani nosa nie pokaza�... Id� mi zaraz do Borucha, pro� go... ta� my tu z g�odu pomrzemy,
niema tak jak nic...
Chana niechaj bu�ek da... Mogliby juchy te niewierne i co wi�cej, � ale do nich gadaj, jak do
kamieni...
Splun�a kobieta i dalej powoli ci�gn�a...
� S�ysz ty, Ste�ka... jakby Borach i Chana odm�wili, to� ty z t� Ester� jeste� dobrze: wypro�
co u niej... Ona u ojca mo�e co zechce.
Ste�ka, kt�ra powstawszy, s�ucha�a z uwag�, niedaj�c nic pozna� po sobie, zlekka poruszy�a
ramionami.
Matka, oparta o uszak, z g�ow� zwieszon�, zdawa�a si� czeka� jakiej� odpowiedzi. � No �
c�! to�e� nie g�ucha.
Srebrny g�os Ste�ki, zni�ony, boja�liwy, odezwa� si� zcicha.
� Prosz� mamy... ja nie wiem, czy do Borucha nawet i��. Gdym ostatni raz prosi�a, powiedzia�
mi wr�cz: Ja was �ywi� nie b�d�; podzi�kujcie, �e z domu nie wyrzucam.
� Jucha! �yd przekl�ty! zamrucza�a we drzwiach stoj�ca. Ju� teraz tak! aha! a kiedy mu
Dyonizy s�u�y� i kark dla niego nastawia�, to z�ote g�ry obiecywa�... Judasz jaki�!
Dziewcz� nic nie odpowiedzia�o.
� A ty mi dlatego id� � doda�a matka. Czy do niego, czy do tej twojej Estery, czy cho� do
starego dyab�a, a�eby� mi przynios�a rumu i cukru i dla siebie bu�ki albo chleba... Mnie z nogami
obrz�k�emi niezwlec si�.. Dosy�-em si� ja dla was po �wiecie nadrepta�a.
I widz�c, �e Ste�ka si� nie rusza:
� A, id��e mi, krzykn�a � i �eby� mi z pr�nemi r�kami nie powraca�a, bo ci� rozumu
naucz�!
Tu zakaszla�a si� mocno, oczy jej, zaczerwienione, poruszy�y si� dziko...
Ste�ka chcia�a co� powiedzie�, pomy�la�a, zamilk�a, szepn�a co� starszej z dw�ch si�str,
wzi�a j� za r�k� i wysz�a. Kobieta, mrucz�c, posz�a si� na ��ko po�o�y� i pad�a na nie z
przekle�stwem na ustach.
Ste�ka tymczasem, opu�ciwszy izb�. chwil� zatrzyma�a si� u wyj�cia. Nie wiedzia�a, co pocz��.
Trzyma�a za r�k� siostr�, patrz�c� jej w oczy � ale mimo smutku i zmarszczonych brwi, kt�re
surowszy wyraz nadawa�y twarzyczce, nie zap�aka�a, nie j�kn�a. Oswojon� ju� by� musia�a z tego
rodzaju poselstwy...
Niewielka przestrze� dzieli�a j� od domu Borucha. Potrzeba by�o tylko wyj�� z uliczki i
zawr�ci� do murowanego ganku. Ste�ka, nie �piesz�c si�, z g�ow� spuszczon�, zamy�lona, wlok�a
si� trzymaj�c za r�k� dziewcz�, id�ce z ni� pos�usznie.
W�a�nie mia�a zwr�ci� si� w rynek, gdy przed gankiem, do kt�rego d��y�a, zobaczy�a stoj�c�
bryk� kryt�, czterema w por�cz ko�mi zaprz�on�.
Nie by�o dziwowiskiem, �e kto� do Borucha zajecha�, bo z s�siedztwa, kto si� szanowa�,
gdzieindziej nigdy nie stawa�; nie zdziwi�o te� to pewnie Ste�ki, ale widzia�e� po niej, �e przybycie
go�cia tego niedogodnem jej by�o.
Stan�a, zamy�lona, przypatruj�c si� bryce...
Nic zgo�a w niej osobliwego. W�a�ciwie mo�na j� by�o nazwa�, nie bryk�, ale krytym wozem,
kutym dobrze, mocnym, a brzydkim.
Sk�ry na budzie, cho� jakotako naci�gni�te, barw� niejednakowe, wskazywa�y, �e w�a�ciciel
nie dba�, jak bryczka wygl�da� b�dzie, byle mu za ko�nierz nie ciek�o.
Konie, spas�e, nie dobrane by�y ma�ci�, uprz� na nich nie wytworna, ale wszystko o pewnej
zamo�no�ci wiejskiej �wiadczy�o.
Z koz�a zsiad�szy, wo�nica, w ubraniu prostem, dostatniem, w siermi�ce i czapce wie�niaczej,
wyci�ga� si� po d�ugiem siedzeniu.
Ste�ka spojrza�a raz i drugi na bryk�, zawaha�a si�, i wolnym krokiem, jakby mimowoli,
poci�gn�a do domu Borucha. Stan�a troch� w ganku zatrzyma�a si� w sieni � lecz, gdy drzwi
wielkiej wsp�lnej izby go�cinnej si� otworzy�y... wesz�a na pr�g nie�mia�o...
Boruch sam, z r�kami za pasem, z twarz� weso�� i, jak zawsze, szydersk�, sta� wpo�rodku,
�yw� zaj�ty rozmow� z jegomo�ci�, kt�ry do� przyszed� zprzeciwka, i w kt�rym �atwo si� by�o
w�a�ciciela bryki domy�li�.
M�czyzna by� krzepki i bujno wyros�y, szpakowaty, z g�ow� kr�tko ostrzy�on�, w butach po
kolana, w czamarce, � z fajk� kr�tk� w r�ku.
Twarz, nalana, blada, napoz�r pospolita, po wpatrzeniu si� w ni� obudza�a ciekawo��. Nie by�a
wcale brzydk�, cho� zbrzyd�a �yciem... Rysy jej pierwotne pi�knemi nawet by� musia�y...
W oku p�omyk intelligencyi pob�yskiwa�; czo�o, cho� nizkie, mia�o kszta�t pi�kny, usta wyrazu
energicznego, cho� si� zmusza�y do u�miechu, szczerze si� nie �mia�y. Cz�owiek napoz�r zdawa�
si� � jak mnie widzisz, tak mnie pisz � po rozmy�le jednak nale�a�o sobie powiedzie�: � jest w
nim zagadka.
Wygl�da� na zamo�nego dzier�awc�, co najwi�cej, Boruch wszak�e tytu�owa� go � hrabi�.
Hrabstwo to z postaci� si� nie godzi�o, ale typ twarzy r�d arystokratyczny czyni�
prawdopodobnym.
W obej�ciu si�, w ruchach co� mia� i rubasznego a zdzicza�ego i jakby rzeczywi�cie
hrabiowskie reminiscencye czy objaw atawizmu.
Gdy Ste�ka wesz�a na pr�g, a Boruch rzuci� na ni� okiem, wejrzenie to zmusi�o hrabiego poza
siebie si� te� obejrze�. Zobaczy� Ste�k� i � cho� mia� ochot� zaraz zn�w do Borucha si� odwr�ci�,
pozosta� chwil�, jakby oczarowany widokiem cudnej tej pi�kno�ci dziewcz�cia.
Ste�ka a� zadr�a�a od tego wzroku natr�tnego i napastliwego.
Boruch si� u�miechn�� dziwacznie, pogardliwie....
Jakby dla pozbycia si� dziewczyny, szybko si� ku niej zbli�y�, poszepta� z ni� kr�tko, i �
odprawi�, wskazuj�c na drug� izb�. Hrabia z oka jej nie spuszcza� w czasie rozmowy z Boruchem i
gdy przez izb� i�� musia�a.
W n�dznej swej sukienczynie, w ob�wiu zdartem, pomimo zaniedbania, Ste�ka mia�a w
ruchach i postaci wdzi�k taki, taki instynkt niewie�ci, daj�cy jej umiej�tno�� okazania si� pi�kn�,
i� nietylko hrabia, ale co by�o w izbie ludzi, wejrzeniami szli za ni�.
Czu�a to pewnie, lecz sz�a niezmieszana, pewna siebie i nie zwa�aj�c na nikogo, zosta�a w
alkierzu, kt�rego drzwi si� za ni� zamkn�y.
Hrabia, jak wkuty, sta� w miejscu, potem podni�s� oczy na Borucha i odezwa� si�:
� A prosz� pana Warszawskiego do mojej izby, pogadamy o tem drzewie...
Na wspomnienie drzewa Boruchowi brwi si� poruszy�y i usta zadrga�y. Sk�oni� g�ow�, hrabia
ruszy� si� przez sie� do izby naprzeciw. Boruch, z r�kami za pasem, szed� za nim.
Izba "osobliwa" � bo tak si� zwie � dla go�ci pojedynczych przeznaczona, jak na
Wo�chowicze, by�a wcale przyzwoit�.
Mo�na� by�o wymaga� wi�cej nad kanapk� perkalem okryt�, ��ko na sznurach i zwierciad�o
przez muchy upstrzone?
Zaledwie wszed�szy, hrabia odwr�ci� si� do id�cego za sob� gospodarza:
� Ale�, bestya, pi�kna! � zawo�a�.... Boruch u�miechn�� si� z min� cz�owieka, kt�ry o takich
rzeczach m�wi� nie lubi. Ruszy� ramionami.
� Prosta jaka� mieszczanka! Zk�d si� to wzi�o... S�owo daj�!
Wtem Warszawski przerwa� mu:
� M�wmy o drzewie, panie hrabio! Odpowiedzi� t� zdawa� si� obra�ony nieco go��.
� Ale c�-bo mnie bierzesz za jakiego� ba�agu�� i rozpustnika! � zawo�a�. Przecie� co pi�kne,
to pi�kne i godzi si� pochwali�, a cho�by spyta�: zk�d u licha rodem...
Takie pi�kno�ci pod p�otem, jak pokrzywy, nie rosn�...
Skrzywiony, z widoczn� przykro�ci�, Boruch rzek� powoli, bardzo seryo...
� To-bo nie jest prosta dziewczyna... Hrabia musia�e� s�ysze� przecie � tyle lat tu mieszkaj�c,
� o Dyonizym Sumaku...
Hrabia pomy�la� chwil�.
� Nie, � rzek� � nic o �adnym Sumaku nie wiem. Znasz mnie, �e ja czasu nie mam plotek
s�ucha�. C�-to za Sumak?
Warszawski zwolna, jak przymuszony, m�wi� zacz��...
* * * � Nie rozumiem jak-to by� mo�e, �eby� pan o nim nigdy nie s�ysza�. To cz�owiek na
okolic� znany...
� Ale nie mnie � odpar� hrabia.
� Powiadaj�, �e szlachcic i dobrej jakiej� rodziny, ale ja si� natem nie znam � m�wi� �yd.
Krewnych ma mie� bogatych, gdzie� na Ukrainie.
� To pewnie kozacka szlachta � u�miechn�� si� hrabia � Sumak!...
Ramionami poruszy�. Boruch ci�gn�� dalej:
� Ja tam nie wiem... Temu lat sporo, trzyma� du�y maj�tek dzier�aw� od ksi���t
Czetwerty�skich... Cz�owiek zdolny, roztropny, ale statku za grosz... Hulak� by� � m�wi�, �e i w
karty gra�, a co mu si� zamarzy�o, czego mu si� zachcia�o � rozst�p si�, ziemio � musia� dosta�.
Zpowodu dzier�awy je�dzi� cz�sto do starego ksi�cia. A �e wes� by�, a tam na�wczas ma�o kto
z go�ci si� zjawia�, ksi��� z nim gaw�dzi� i po�mia� si� lubi�.
Licho mu nada�o pi�kn� garderobian�, czy, jak tam nazywano, pann� respektow�, starej
ksi�nej napatrze�. Swojego czasu s�awn� by�a ta panna Scholastyka, c�rka officyalisty,
wychowana z �aski na dworze.
M�wili o niej r�nie i nie dobrze,.. Sumak si� w niej rozmi�owa�... Dziewczyna pozna�a, �e go,
dok�d zechce, zaprowadzi, powiedzia�a wr�cz: chcesz mnie mie�, to si� �e�.
� No, i o�eni� si�? � przerwa� hrabia.
� Na swoj� bied� � rzek� �yd. Panna wyrwawszy si� na pani� dzier�awczyni�, pocz�a
na�ladowa� w domu ksi���ce obyczaje. Musia� dla niej ca�y dw�r wystroi� m��...
Je�dzili zagranic�, zimowali w Warszawie, � w ko�cu Sumak wyszed� z dzier�awy z
biczykiem. Straci� wszystko...
Wzi�li go ksi�ztwo za rz�dzc� do maj�tku... Tu si� d�ugo nie utrzyma�, kass� podobno naruszy�,
z ksi�ciem si� sk��ci�, odprawiono go...
C� dalej... przyj�� go kto� za ekonoma... biedowali z nim lat par�, potem gdzie� s�u�y� za
pisarza, za le�niczego, a teraz bez grosza, na bruku. Troje dzieci. Sama jejmo�� pije, a on...�yd
strzepn�� r�kami z pogard�. � I to ich c�rka? � zapyta� hrabia zamy�lony.
� Najstarsza � trzy ich maj� � m�wi� �yd. Przez lito�� im da�em komorne... z g�odu mr�...
Co z tego b�dzie, nie wiem...
Urywa� Boruch, niechc�c si� rozszerza� o tem, hrabia s�ucha� z wielk� uwag�.
� Dziewcz� nadzwyczajnej pi�kno�ci, � rzek�-s�owo daj� � a� �al pomy�le�, i� to marnie
zgin�� musi... Matka pijaczka, powiadasz, ojciec nicpo�...
Strz�sn�� si� ca�y hrabia...
� M�wmy o drzewie, panie hrabio, wtr�ci� �yd..
Zacz�to w istocie m�wi� o drzewie...
Lecz naprz�d o hrabi co� powiedzie� musimy.
Hrabia, potomek istotnie starej rodziny, kt�ra w XVII w. tytu� hrabiowski od jednego z
cesarz�w otrzyma�a � niewiele mia� opr�cz tego tytu�u, gdy �ycie rozpoczyna�.
Ga��� ta by�a zupe�nie i oddawna zubo�a��. Rodzice nawet mu wychowania takiego nie dali,
a�eby go do towarzystwa wy�szego wprowadzi� mog�o.
"We krwi jednak co� mia� �w hrabia, co go od zupe�nego upadku uchowa�o.
Powiedzia� sobie za m�odu, �e maj�tno�ci dorobi� si� musi i ca�y temu jednemu si� po�wi�ci�.
Niepospolita energia, ca�a do jednego celu zwr�cona � sk�pstwo, pracowito�� i niewielkie
przebieranie w �rodkach, dozwoli�y mu, od jednej wsi poleskiej pocz�wszy, dorobi� si� kilku
maj�tno�ci i znacznego kapita�u. Robienie zajad�e maj�tku wesz�o mu w na��g i �ycie.
Bogaty hrabia nie zmieni� obyczaju i z r�wn� zajad�o�ci�, jak poczyna�, dorabia� si� ci�gle
jeszcze.
�y�, jak ubogi szlachcic, nie lubi� nic, nie potrzebowa� nic � zbiera� pieni�dze.
M�g� te� si� ju� teraz przekona�, �e pracowa� niedarmo. Dawniej przez bogatych swych
krewnych, starszej linii, zupe�nie zapomniany, prawie odepchni�ty, � mia� t� pociech�, �e go
szukano, �e mu si� przypominano, �e go wabiono, chocia� wcale do arystokratycznego
towarzystwa, ani mow�, ani postaw�, ani wychowaniem i zachowaniem si� nie nadawa�.
�artowa� sobie z tych, co si� teraz jego fortunie k�aniali, i �y� tak, jak by� przywyk�.
Jak� sobie przysz�o�� osnuwa�, co my�la� dalej? nie m�g� nikt odgadn��. Dot�d ani na chwil�
nie odbieg� z drogi, to jest: od robienia nami�tnego maj�tku.
Powodzi�o mu si� bardzo dobrze, ale te� nic go nie odrywa�o ani na jedn� chwil� od tego.
Zakopany na wsi, kr�ci� si� w kilkumilowem k�ku swoich interess�w, a je�eli go nadzwyczajny
jaki� wypadek powo�a� do gubernialnego miasta lub dalej na kontrakty, powraca� conajpr�dzej,
widz�c si� tylko z tymi, kt�rych potrzebowa�.
Znano go ju� dobrze z nieczynno�ci; i nie zwracano si� ku niemu nawet o najmniejsz� ofiar�,
bo nigdy z�amanego szel�ga nie da� na �aden cel dobroczynny. Nic darmo � odpowiada�
cynicznie � niech tak ka�dy pracuje jak ja, grosza nie dam... Kto sobie rady da� nie umie, niech z
g�odu zdycha.
W maj�tku, kt�ry by� dziedzicznym hrabiego, poleskiej wiosce, w lasy wyposa�onej obficie,
chocia� drzewo dawniej by�o dobrze nadniszczone, gdy j� hrabia obj��, nikt ju� nic wyr�ba� nie
mia� prawa. Ch�opi musieli na opa� bra� le�aki. Las strze�ony pilnie przez lat dwadzie�cia kilka
wyr�s� i teraz mia� warto�� znaczn�. Sosny by�y masztowe. Gnilec zaczyna� przestarza�e
napastowa�, czas nadchodzi� przetrzebienia nieco...
Hrabia nie by� od tego, by co najstarsze drzewo wyr�ba�, ale z nim sprawa nie �atw� si�
zdawa�a Boruchowi. Pr�bowa� jej jednak.
Warunki, jakie w�a�ciciel podawa�, nader uci��liwemi si� okaza�y... Lasu morgami na wyci�cie
da� nie my�la�. Sprzedawa� na sztuki, pod kontrol� �cis��, a cen� stawia� wysok�.
Boruch ze swojej strony straszy� tem, �e drze- wo pognije, dowodzi�, �e ceny teraz spad�y, �e
handel si� popsu�, �e ka�dy szuka zarobku i t. d. Hrabia sucho odpowiada�:
� To nie kupujcie � ja sobie dam rad�. Rozmowa dosy� �ywa trwa�a dobre p� godziny
o lesie i drzewie, gdy hrabia nagle przerwa� j�.
� Tfu � do kro�set... ale ta Sumak�wna z g�owy mi wyj�� nie mo�e! Co za �liczne dziewcz�!
Skrzywi� si� Boruch. � hrabia w g�os si� roz�mia�.
� Ale-bo istotnie tak pi�kna...
� C� z tego, �e pi�kna? � odpar� �yd. � Ja wi�cej powiem, dosy� stateczna nawet, ale co z
tego mo�e by�! Matka pije, a ojciec!! ojciec szaleje... Rzadko w domu siedzi... Nie wiem, czy
czyta� i pisa� dzieci umiej�.
Hrabia si� zamy�li�, rozmowa nagle usta�a. Boruch, widz�c, �e o las nie�atwo b�dzie sko�czy�,
zawr�ci� si� do wyj�cia, �ycz�c dobrej nocy.
Lecz sk�ada�o si� jako� dziwnie dnia tego z tymi Sumakami.
Ledwie mia� czas Boruch na drug� przej�� stron�, do izby, w kt�rej s�ysza� zbyt g�o�n�
rozmow�, gdy ujrza� tu stoj�cego w po�rodku Dyonizego Sumaka. Ale nie by� on sam; z nim razem
opas�y, gruby jegomo��, w czapce nabakier, z d�ugiemi blond w�sami, zdawa� si� na gospodarza
oczekiwa�. Sumak by� typem pospolitego sza�awi�y i warcho�a. Siwy ju�, ale rumiany, silny,
obracaj�cy si� �ywo, z twarz� niegdy� pi�kn�, ale zm�czon� i zu�yt�, mia� min� strasznego
zawadyaki... W�s mu si� je�y� do g�ry nad ustami, u�miechni�temi bezmy�lnie.
Odzie�, wytarta, ale z fantazy� jak�� w�o�ona, � postawa zr�czna, m�odszym go na oko
czyni�y ni� by�.
� Panie Warszawski � krzykn��, widz�c wchodz�cego. � Oto ja panu przywo�� pana
Rejentowicza Buciaty�skiego... Ma kawa�ek lasu, �e � s�owo honoru � sosnom wierzch�w nie
wida�, i � potrzebuje pieni�dzy...
Buciaty�ski si� obruszy�.
� Ale� ja pieni�dzy nie potrzebuj�. S�yszysz, ty � jaki�.
Sumak si� roze�mia�.
� Butelk� wina postaw, panie Warszawski � odpar� Sumak, ale tego co wiesz... es, es, es � a
dowiesz si� o wszystkiem.
Boruch sta�, coraz dumniejsz� przybieraj�c postaw�...
Przy hrabi by� ca�kiem innym. Nie raczy� nawet odpowiedzie�, ni kiwn�� g�ow�.
Sumak, kt�ry w podr�y z Buciaty�skim musia� kilka razy kosztowa� szabas�wki, natr�tny by�
i zbyt poufale si� oko�o Borucha obraca�, czego ten nie lubi�. Chcia� mu wi�c da� pozna� z�ym
humorem i dum�, �eby si� inaczej obchodzi�.
Sumakowi trudnem to by�o i Warszawski wko�cu odwr�ci� si� od niego. Rejentowicz, kt�ry
mia� tu by� protegowanym i jecha� z lepszemi nadziejami, widz�c, �e zaraz na pocz�tku Sumaka
lekcewa�ono, a z nim nawet nie rozpoczynano rozmowy, nachmurzy� si� i poszed� nabok usi��� na
�awie.
Boruch, graj�c dobrze swoj� rol�, zabiera� si� do wyj�cia, cho� las Buciaty�skiego, o kt�rym
ju� wprz�dy wiedzia�, nie by� mu oboj�tnym.
Sumak dopiero teraz spostrzeg� si�, �e nietrafnie post�pi�, i �yda m�g� obrazi�. Zbli�y� si� ku
niemu pokorniej, szepcz�c:
� Niech pan Warszawski pogada z Rejentowiczem. S�owo daj�, pieni�dzy ��dny i po to
przyjecha�... a nie zechcesz pan, p�jdzie do Szmula.
Boruch ruszy� ramionami, bo Szmul a on � jedn� r�k� byli.
� No � rzek� � niech sobie idzie i do Szmula, kiedy chce...
Sumak si� zmiesza� i potar� czupryn� �ysiej�c�, gdy �yd, jakby lito�� nad nim mia�, zamrucza�
p�g�osem:
� Tak si� interessa nie robi�.
Wida� by�o po panu Dyonizym, �e ca�kiem by� pod panowaniem Borucha, bo cho� w nim
kipia�o krew mu na twarz wyst�powa�a, spu�ci� g�ow� i zamilk�.
Powolnym krokiem odst�piwszy od Borucha, skierowa� si� do siedz�cego na �awie
Buciaty�skiego i spar�szy si� na stole, co� mu do ucha k�a�� zacz��.
Skutkiem tego zwrotu strategicznego Borucha, kt�ry nie chcia� zdradza� si� ze zbytni� ��dz�
nabycia lasu � by�o to, �e w kwadrans p�niej, zawi�za�a si� w tym przedmiocie napoz�r oboj�tna
rozmowa mi�dzy nim a Rejentowiczem. Sumak, chocia� oddawna w domu nie by�, do �ony i
dzieci nie �pieszy�, ani nie spyta� o nie. Dosiadywa� tu jako �wiadek, pr�bowa� by� po�rednikiem i
widocznie rachowa� na jaki� zarobek.
Tymczasem dnia tego do �adnej umowy nie przysz�o. Rejentowicz mia� nocowa�; p�no ju�
Sumak za czapk� ze sto�u wzi�� i oci�gaj�c si�, jakby z musu, powl�k� si� do domowstwa, kt�re
�ona z dzie�mi zajmowa�a.
Spojrza� naprz�d przez otw�r w okiennicy: czy u niego �wiat�o jeszcze by�o. S�aby promyk
jego przedziera� si� z wielkiej izby. Sumak, przy�o�ywszy oko, dostrzeg� przy ogarku siedz�c�
jeszcze za sto�em Ste�k�, kt�ra, na r�kach g�ow� po�o�ywszy, drzema�a. Dwie m�odsze spa�y. W
alkierza drzwiach by�o ciemno.
Dyonizy zwolna do sieni wszed�, chrz�kn�� g�o�no, za drzwi pochwyci� i, przybieraj�c postaw�
�mia�� i zuchowat�, wst�pi� na pr�g. Ste�ka, us�yszawszy go, zerwa�a si�.
W tej�e chwili z alkierza g�os chrypliwy zapyta�:
� Kto tam?
� A kt� ma by�? � g�o�no �miej�c si�, odpar� Sumak, � do nas i pies nie zajrzy.
Ruch si� zrobi� w ciemnej komorze.
� A to ty! nareszcie... w��cz�go... � krzykn�a, wychodz�c zaspana �ona, i pi�� mu
pokazuj�c. � My�la�am, �e ci� gdzie kara Bo�a za nas spotka�a i �e� kark skr�ci�... ale z�ego licho
nie we�mie.
Kobieta zakrztusi�a si�. Sumak patrza� na ni�.
� Jejmo�� ju� po ponczyku! � zawo�a� � a dzieci pewnie g�odne... Poc� ja do domu mam
�pieszy�? poco? abym patrza�, jak si� zapijasz... i �ebym...
Z�bami zgrzytn��...
� A kto winien, �e ja pij�? � odpar�a, wybuchaj�c, �ona.
Albo si� powiesi�, albo pi� � innej rady nie mam. Je�� niema co w domu, a ty tygodniami od
komina do komina, gdzie si� kurzy, w��czysz si� daremnie. R�b sobie z dzie�mi co chcesz...
� Milcz ty, sekutnico, kwoko, pijaczko! � krzykn�� Sumak � bo, jak Boga kocham, za kij
pochwyc�... W czasie tej czu�ej sceny Ste�ka cofn�a si� w g��b izby, dwoje dziewcz�t m�odszych,
przebudzone na ��eczka w k�cie, przestraszone g�owy podnosi�y i zakrywa�y si� ko�drami.
Wiedzia�y, �e si� podobne k��tnie cz�sto ko�czy�y... razami i siniakami...
Sumak jednak, cho� si� kijem odgra�a�, tego dnia do ostateczno�ci nie chcia� si� posuwa�. Da�
�onie �aja�, czapk� na st� rzuci�, a sam na �awie siad�, oczyma szuka� Ste�ki. Zobaczywszy j�,
kryj�c� si� w k�cie, zwr�ci� si� do niej:
� Wody mi daj � i spa� id�... ja na stole si� po�o��, bo rano jutro musz� wsta�.�ona �aja�a,
p�acz�c. Dyonizy nie zwa�a� na to.
Zm�czy�a si� wreszcie staniem i sz�api�c, powlok�a si� nazad do ��ka, nie przestaj�c narzeka�
i przeklina�.
Sumak na �awie duma�...
Gdy g�os �ony s�abn�� pocz�� i zmiarkowa� �e gniew te� ostyg�, wsta� i wolnym krokiem
poszed� stan�� w progu alkierza, powt�rzywszy Ste�ce rozkaz, aby si� spa� k�ad�a.
� Ju�ci si� wyszepta�a... ty, jaka�, pocz�� podchodz�c ku �o�u i szukaj�c w ciemno�ci krzes�a,
o kt�rem wiedzia�, �e tam sta� musia�o.
Wrzeszczysz, �e mnie w domu niema nigdy: a co mnie do niego ma ci�gn��? �ebym na pijan�
bab� patrza� i koty z ni� dar�? Z tob�, �eby jak by�o potrzeba, cz�owiek poczciwie nawet pogada�
nie mo�e � cho�by by�o o czem...
Chrz�kn��. Na ��ku poruszy�a si� kobieta i zamilk�a, � wi�c s�ucha�a. Zni�onym g�osem
Dyonizy m�wi� dalej.
� By�oby o czem gada�, gdyby� rozum mia�a.
� C�-to ja, obrana z niego, czy pijana! � zamrucza�a kobieta. Cz�ek z g�odu i niemocy musi
czem si� zala�... Dzi� ten bestya �yd, nawet trochy araku, co mi od febry potrzebny, da� nie chcia�.
Reszta wysz�a. Grosza w domu niema... Posy�am t� g�upie Ste�k� do niego po arak... gdzietam!
Chleba da� i kaszy, a ani w�dki ani rumu kropli nie chcia� przys�a�. A mnie to jedno trzyma...
� Ale! ale! roz�mia� si� Sumak � �yd nie g�upi...
Zatrzyma� si� nieco pan Dyonizy i zamy�li�, wyjrza� przezedrzwi, czy starsza c�rka si� spa�
po�o�y�a.
� Ot co za trafunek! � doda� szepcz�c � Wiesz ty o tem, �e hrabiemu ze Skomorowa, temu
kutwie, co pieni�dze korcem mierzy, Ste�ka woko wpad�a.
Le��ca podnios�a g�ow�.
� Gdzie? jak? a on�e j� k�dy widzia�? � spyta�a � to nie mo�e by�. � Dzi�, dzi�, kiedy� j�
do Borucha pos�a�a...
� rzek� Sumak cicho.
� No, to co? � mrukn�a matka.
� Co? jeszcze nie wiadomo co z tego mo�e by� � rzek� Sumak.
� A ty o tem zk�d wiesz? � pocz�a kobieta ciekawie.
� Nie wiedzia�bym, gdyby on nie by� g�upi, �e si� z tem wyda�. A co my�li, kat go wie! Ja tu
przyby�am z Buciaty�skim do Borucha, bo cz�owiek pracuje, �eby grosz jaki zarobi�... Ma mu las
sprzeda�. Siedzieli�my, gadaj�c o tym lesie, bo z Boruchem do ko�ca trafi�... no! a� naraz wtacza
si� zprzeciwka hrabia... Ja go po jarmarkach widywa�em i znam, cho� on mnie nie, bo-to taki
hrabia, co sam wo�y maca, gdy na stajni� kupuje.
Gdy wszed�, Boruch, zaraz o lesie chcia� przerwa�, ale nie uda�o si�. Buciaty�ski pocz��
hrabiemu si� submitowa�, bo by� po paru kieliszkach, a potem i mnie po imieniu nazwa�. Patrz� ja:
hrabia na mnie oczy wyrapi�. Wa�pan Sumak? � Do us�ug... � Zk�d�e-to u acana c�rka taka
pi�kna?
A�em os�upia�, ale j�zyk w g�bie od czego posiadam? � tedy:
� Pan B�g mi j� da�, posagu dla niej nie mam; to cho� liczkiem zap�aci.
Cmokn�� hrabia. Pogadali troch� i poszed�. Do- piero� ja do Borucha, domy�laj�c si�, �e on tu
Ste�k� napatrzy�. Odprowadzi�em go na bok i powiadam: � Hrabiemu si� dziewczyna spodoba�a...
Warszawski mi nato: � Je�eli uczciwym jeste�, a dziecko kochasz, zamknij�e j�, aby wi�cej nie
widzia�. O�eni� ci si� nie o�eni, a przecie� mu jej nie sprzedasz?
Nasro�y�em si� i nabu�dziuczy�em na �yda � i tyle...
Ale tu trzeba rozum mie� i �elazo bi�, p�ki gor�ce...
W czasie tego opowiadania, zdaje si�, �e pani Dyonizowa i wytrze�wi�a si� zupe�nie i z gniewu
och�on�a. Wp� le��c, sparta na �okciu, duma�a.
Sumak czeka�, z czem si� odezwie, � st�ka�a d�ugo.
� Niechaj-by mu w oko wpad�a � pocz�a mrucze� cicho - ale mnie si� temu wierzy� nie chce,
bo to jeszcze smarkacz dziewczyna; i b�dzie pi�kniejsza, gdyby tylko do syta by�o je�� w domu...
Niechaj-by mu w oko wpad�a...
� C� my�lisz? taki pan si� z ni� nie o�eni!� rzek� Sumak smutnie � a....
� E! eh! � odezwa�a si� z ��ka, pokaszluj�c Dyonizowa � wy, m�czy�ni, tych spraw nie
rozumiecie. To nasza rzecz: kt�ra rozum ma, wie jak sobie pocz��. Ste�ka m�oda, ale ja-bym ni�
pokierowa�a, byle s�ucha� chcia�a. Wida� by�o z przerywanej, o�ywionej mowy p. Dyonizowej, i�
nadzieja skorzystania z pi�kno�ci c�rki niezmiernie j� roznami�tni�a. Swietne nadzieje �ni�y si� po
g�owie i przytomno�� jej przywr�ci�y. Sumak oddawna nie widzia� �ony w tyra stanie. Zwykle
�aja�a tylko, narzeka�a i przeklina�a, na �adn� my�l zdoby� si� nie umiej�c.
� Ale to z tego wszystkiego nie b�dzie nic � doda�a smutnie, bo my szcz�cia w niczem nie
mamy.
Westchn�a � a Sumak doda�, jakby na pr�b�, dwuznacznym g�osem:
� �eby cz�owiek z g�odu umar�, przecie dziecka nie sprzeda.
Roz�mia�a si� sucho Dyonizowa.
� Co to gada� o sprzeda�y, kiedy kupca niema � zawo�a�a. � Dziewczyna uboga, g�upia a
pi�kna, co j� czeka? co? A za m�� p�jdzie za takiego jak ty, albo gorszego, �eby z g�odu umar�a!
Trzeba tylko rozum mie�, to i prosta dziewka hrabiego do o�tarza zaprowadzi: albo-to tego nie
by�o?
Poruszy�a si� �ywo � Sumak s�ucha� ciekawie, nie protestuj�c.
� Niech-by mu ona tylko naprawd� wpad�a w oko, a niechby mnie s�ucha�a jeszcze-by i nasza
dola si� poprawi�a i jej-by s�onko za�wieci�o.
Sumak zamrucza�: � Ze ona mu w oko wpad�a, to� pewna, ale jak wpad�a, tak wypadnie. Tu
rozum w tem, �eby....
Nie doko�czy�.
� G�upi� � odezwa�a si� �ona. Jeszczeby te� czego, �eby mu si� z ni� narzuca� i wozi� mu j�,
albo co? To jedyny spos�b, �eby ni� i nami wzgardzi�. Ho! ho! niechby tylko zasz�apa�: jabym mu
drzwi zamyka�a; dopiero-by mi si� pod oknem prosi� musia�.
Co �atwo przychodzi, to ceny u nich nie ma.
� Do tych rzeczy to ty rozum masz � rzek� Sumak. � A no, pono darmo o tem ba�aka�. Taki
hrabia, niem�ody cz�ek i sknera, z�apa� si� nie da, a cho�by go i schwyci�, co po nim? To�-to nie
s�ysza�a co o nim ludzie prawi�.? Gorzej biedaka; sk�piec, z parobkami je, w gorzelni sypia, w
juchtowych butach chodzi. Klucze u niego pod poduszk�; cho� miliony, s�ysz�, ma, a �yje jak
ostatni. Co z takiego cz�owieka wycisn��? A w dodatku i nie m�ody.
Dyonizowa g�ow� d�wign�a i �mia� si� zacz�a.
� G�upi�! � powt�rzy�a. � Co ty wiesz! co ty znasz? Niechaj-by mu tylko, doprawdy, w oko
wpad�a. A �e stary, to� to w tem rzecz: niema jak ten wiek, �eby cz�ek oszala�. U m�odego to
zwietrzeje pr�dko, a z takim....
Pokr�ci�a g�ow� i po namy�le westchn�a ci�ko. � Z tego wszystkiego nic nie b�dzie; my
szcz�cia nie mamy.
Sumak, g��boko zamy�lony, nie odpowiada�. Zaduma�a si� i �ona.
� Hrabia nocuje?� zapyta�a. M�� g�ow� potwierdzi�.
� Trzeba, �eby jutro rano jeszcze raz Ste�k� zobaczy� � szepn�a cicho. � To moja rzecz, a
musi si� tak zrobi�, aby mu na my�l nie przysz�o, �e mu j� narzucaj�.
Dziewczyn� trzeba troch� przyodzia�, ale, chowaj Bo�e, stroi�.
� A jak�e to zrobisz?� ciekawie szepn��, pochylaj�c si�, Sumak.
Dyonizowa nie raczy�a mu odpowiedzie�.
� Id� spa� � rzek�a � a jak �wit, mnie zbud�. G�ow� mam ci�k�, a �eby rano by� cho�
kieliszek rumu do gor�cej wody, bo ja bez tego si�y mie� nie b�d�, aby na nogach si� utrzyma�.
To rzek�szy � odwr�ci�a si� �ywo do �ciany Sumakowa; m�� posta� chwil� i wyszed� do
pierwszej izby. Na stole sobie opo�cz� podes�a�, zamiast poduszki z odzie�y zwin�� w�ze�ek pod
g�ow�, wyci�gn�� si� i, ogarek zgasiwszy � natychmiast chrapa� zacz��.
Hrabia nocowa� u Borucha. Konie zapowiedziane by�y na godzin� �sm�.
Niewybredny, rann� kaw� zam�wi� sobie u Bo- ruchowej. Sprawa o las, z nim zaledwie
rozpocz�ta, na razie ubi� si� nie mog�a. Warszawski mia� zjecha� na miejsce.�wita�o zaledwie, gdy
niecierpliwy pan ze Skomorowa sam s�ugi swe, otworzywszy drzwi, budzi� zacz�� i razem
Boruch�w, kt�rzy tak�e odpoczywali jeszcze. Dla niego dni par� w domu nie by�, samemu
niedopilnowa� gospodarstwa, by�o utrapieniem wielkiem. Nie ufa� nikomu, obawia� si�
wszystkiego, przytem, nawyk�y do drobnostkowej krz�taniny, dogl�dania, �ajania, rachowania,
m�czy� si� cokolwiek d�u�sz� bezczynno�ci�.
Koniom wi�c obrok zasypano zaraz, bryk� nasmarowano, na co osobna zosta�a wydana
dyspozycya; trzy razy wychodzi� hrabia do stajni, a gdy rozednia�o, s�u��ca Borucha przynios�a
kaw�, sam gospodarz, ledwie po�pieszywszy si� ubra�, przyszed� na po�egnanie.
Hrabia dnia tego by� w gorszym humorze, chcia� ju� by� w domu, a do Skomorowa mia�
jeszcze op�tane trzy mile, po najgorszej w �wiecie drodze, kt�rej znaczna cz�� do niego samego
nale�a�a. Szarwarkami, kt�re go nic nie kosztowa�y, by�by mo�e j� naprawi�, ale obraca� je
umiej�tnie na inne gospodarskie potrzeby. Znajdowa� te� zasadniczo � i� ludziom u�atwia�
zagl�danie tam, gdzie oczy ich niewygodnemi by� mog�y � rozumny cz�ek nie powinien.
Za to wola� trz��� si� bryczk� po wybojach i konie zm�czy� w b�ocie. Rzadko mu si� te�
wyje�d�a� zdarza�o. Droga z miasteczka do Skomorowa wiod�a rynkiem, a� do s�awnej owej
grobli. Ponad ni� przechodzi�a �cie�ynka, prowadz�ca do ko�cio�ka, w kt�rym codzie� oko�o
�smej godziny Msz� �w. miewa� ksi�dz wikary. Na t� Msz� zwykle ucz�szcza�o dw�ch �ebrak�w,
jedna stara, na bruku siedz�ca oddawna ekonomowa i szlachcic, kt�ry dworek mia� niedaleko. Jak
�wiat �wiatem, nigdy powszedniego dnia Sumakowa si� na Mszy nie pokaza�a. Sta� si� dziw:
wsta�a rano �aj�c m�a, zacz�a na los sw�j narzeka� i Ste�ce kazawszy si� przyodzia�,
o�wiadczy�a, �e z ni� p�jdzie do ko�cio�a modli� si�, aby Pan B�g nad nimi si� zlitowa�.
Los czy rachunek zrz�dzi�, �e gdy bryczka hrabiego rusza�a od ganku murowanki, Dyonizowa
z c�rk� mia�a ulic� przechodzi�. Stan�a wi�c tu� (z ksi��k� do nabo�e�stwa w r�ku, na widoku) i
czeka�a. Hrabia zobaczy� dziewczyn�, wychyli� si� ku niej, oczyma dziwnemi pocz�� si� w ni�
wpatrywa�, i gdy bryczka ju� min�a kobiety, a te zwolna sz�y ku ko�cio�owi, pan ze Skomorowa
d�ugo za niemi goni� oczyma.
* * * Skomor�w, wie�, kt�r�, jedyn� a od�u�on�, hrabia Kwiryn otrzyma� w spadku po
rodzicach, le�a�a w g��bokiem, zapad�em Polesiu.
Zdaje si�, �e zdawiendawna dostawa�a si� ona temu z rodziny, kt�ry albo si� w dzia�ach nie
dopilnowa�, lub zosta� pokrzywdzony rozmy�lnie.
Wie� by�a wcale spora i inwentarz maj�tno�ci wykazywa� ogromn� rozleg�o�� grunt�w, las�w,
tysi�cami morg�w. Wszystko to jednak nie mia�o rzeczywistej warto�ci. Ziemia by�a licha, grunta
nizkie i mokre, lasy wyci�te, ��ki b�otniste. Opr�cz wsi g��wnej i dw�ch ma�ych przysio�k�w, kt�re
dozwala�y dobra zwa� kluczem, budnicy po lasach siedzieli, by�o karczem kilka, by�o par�
m�ynk�w, st�py i folusz.
Wszystko to dosta�o si� hrabiemu w stanie najop�aka�szym, ale p. Kwiryn odrazu powiedzia�
sobie, �e na tej n�dznej posiad�o�ci, uchodz�cej za najgorsz� w powiecie, maj�tku si� dorobi.
M�wili�my, w jaki spos�b doszed� do tego: nie- zmordowan� prac�, sk�pstwem i egoizmem do
cynizmu posuni�tym. Na tej drodze pocz�tek tylko bywa trudny cz�owiek, raz �mia�o wszed�szy na
ni�, idzie potem dalej ni� zamierza�. Nami�tno�� przywi�zuje si� �atwo do powodzenia.
Hrabia nie mia� te� z m�odu, z wychowania, z nawyknie�, nic, coby go odrywa� mog�o od tego
�ycia ekonomskiego. Opiekun dopilnowa� tylko, aby jakotako sko�czy� szko�y; familia,
wyprawiaj�c go do Skomorowa, pozby� si� go stara�a.
Nie mia� powierzchowno�ci obiecuj�cej, zdolno�ci nie okazywa� �adnych: skazano go wi�c na
to wygnanie.
Jakie� by�o podziwienie starszej ga��zi hrabiowskiej rodziny, mnogiej kolligacyi, wielce
arystokratycznej, gdy �w wydziedziczony, odepchni�ty cz�eczyna pocz�� si� wkr�tce dorabia�,
kupowa� maj�tki i bogaci� coraz szybciej!
Pierwsze kroki tylko przesz�y trudno, dalej ju� intraty same, niespo�ywane, zbijane,
natychmiast obracane na nabycia korzystne � dawa�y hrabiemu mo�no�� rozszerzania si� prawie
czarodziejskiego.
Rodzina bli�sza i dalsza, kt�ra go nigdy nie widywa�a, mia�a nadziej�, �e tak wielce zbogacony
do niej si� zg�osi.
Hrabia Kwiryn wcale nie my�la� o tem. Zrobiono pr�b kilka przypomnienia si�, � bez skutku.
Jeden z naj�wietniejszych okaz�w krwi tej, o�eniony z ksi�niczk�, hrabia Anicet, kt�rego
interessa, mimo o�enienia si�, do�� by�y zapl�tane, przyby� do Skomorowa sam � aby pozna�
kuzyna.
Przyj�to go tu tak, �e drugiego dnia musia� kaza� zaprz�ga� i � umkn��.
Hr. Kwiryn mu wr�cz powiedzia�, �e rodzina go dawniej w m�odo�ci zna� nie chcia�a; on teraz
poznawa� si� z ni� nie ma ochoty.
� Wychowano mnie na parobka � musia�em nim zosta�. Raz wdziawszy buty juchtowe i
siermi�k�, zrzuca� ich nie my�l�. Coby�cie wy robili teraz zemn�, ja z wami?
Jabym wam pokoje zasmrodzi�, a wy u mnie tygodnia-by�cie na moim krupniku ze s�onin� nie
wytrzymali.
Hr. Anicet, powr�ciwszy z tej wycieczki, og�osi�, �e kuzyn jest � wielce excentryczny!
Pocichu dodawa�, �e pewnie na tem sko�czy, i� si� z jak� Parask� o�eni. Ruszano ramionami.
Pan ze Skomorowa dalej poswojemu gospodarowa�.�ycie prowadzi�, jake�my m�wili,
najprostsze. Najcz�ciej jada� z parobkami; nosi� si� gorzej od ekonoma, je�dzi� bryczk� bez
resor�w, a mieszka�....
W Skomorowie zasta� drewniany du�y dw�r odwieczny. Pochodzi� on z tych czas�w, gdy w la-
sach by�y sosny, jakich dzi� niema, i gdy ludzie budowali z jutrem. Niezgrabny, ci�ki, nieforemny,
dw�r �w trzyma� si� przecie�.
Hr. Kwiryn zajmowa� zaledwie cz�� ma�� rozleg�ej budowy. W reszcie jej by�y sk�ady,
spichlerzyki porobione z pokoj�w; jedna sala przeznaczon� by�a dla koc�cych si� owiec w zimie.
Dziedzic mie�ci� si� w trzech izbach z przedpokoikiem; zim� jedna z nich tylko by�a opalan�.
Poniewa� go�ci, z ma�emi wyj�tkami, nie przyjmowa� nigdy, w jednej izbie sypia�, pisa�
regestra, jad� i odpoczywa�. Zim� musia� w niej i przybywaj�cych przyjmowa�.
O wygody, a tem mniej o powierzchowno�� nie dbaj�c, hrabia ogranicza� si� w mieszkaniu
swem ��kiem starem, komod� znalezion� w Skomorowie i zrestaurowan�, stolikiem i trzema
krzes�ami.
Nie by�o jeszcze dot�d praktyki, aby si� czwartego okaza�a potrzeba. �elazny, mocno okowany
sepet, okryty jak�� sk�r�, sta� pod ��kiem. By�a to kassa. Dla bezpiecze�stwa dwa ucha j� do
pod�ogi trzyma�y, jak przykut�.
Wszystko odpowiada�o temu urz�dzeniu domu. Wprawdzie rodzina daj�c mu maj�tek, jak��
ruchomo��, w niej sreberka, co� szk�a i porcelany raczy�a wydzieli�, ale to wszystko sta�o
zamkni�te i nieu�ywane; hrabia jad� na miskach glinianych.
Garderoba, w kt�rej frak dla prezentacyi ja- kiej� przed laty dziesi�ci� sprawiony, pierwsze
miejsce zajmowa�, obwini�ty star� serwet� � redukowa� si� do najkonieczniejszych cz�ci
sk�adowych.
Rz�d w domu, w gospodarstwie, w interessach by� w naj�ci�lejszem s�owa tego znaczeniu �
despotyczny. Nie wyr�cza� si� hrabia nikim; rozprawia� z nim by�o pr�no.
Officyali�ci byli podkomendnymi, �aden z nich woli swej nie mia�.
Jedyny s�uga, kt�ry od m�odo�ci mu towarzyszy�, bo razem z nim ch�opcem by� w szko�ach,
wdro�ony by� do tego, a�eby, jak pan jego, robi� wszystko, czego by�o potrzeba, nie wymawiaj�c
si� od niczego.
Straszny ten wyr�czyciel pana, oko jego, r�ka prawa, cz�sto pe�nomocnik i wykonawca
wyrok�w, zwa� si� Antkiem.
Spieszczone to niegdy� w szko�ach imi�, pozosta�o przy nim teraz, gdy si� zestarza�, przed
czasem wy�ysia� i posiwia�.
Antek, jak jego pan, pi�knym nigdy nie by�, teraz nawet brzydkim si� m�g� nazwa�, a mimo to,
s�awnym by� ze swych mi�osnych awantur. By� to najzajadliwszy prze�ladowca wszystkich
m�odziuchnych dziewcz�t wiejskich, kt�re si� go niezmiernie obawia�y.
Hrabia na to patrza� przez szpary. Sam on nie by� bez grzechu. Dw�rki nie mia�y dobrej s�awy,
lecz os�ania�a je Antka wielow�adna protekcya.
Chudy, ma�y, ��ty, pokaszluj�cy, ale zwinny, �ywy, pracowity, ruchawy, pan Antek mia� we
dworze oko na wszystko, Szpiegowa�, donosi�, �ledzi�, podgl�da�, zast�powa� ekonom�w,
wyr�cza� pisarza, stawa� przy wymiarach, rewidowa� gorzelni�, je�dzi� z poleceniami pa�skiemi,
ale razem buty musia� czy�ci� i s�u�y� do sto�u.
Z hrabi� znali si� ju� tak, �e jeden drugiemu z twarzy czyta�, jak z drukowanej ksi��ki. Dla
Antka s�owa dosy� by�o � rozumia� w lot.
Za swe us�ugi nie wymaga� wiele, i B�g jeden wiedzia� co bra� i czy co pobiera�, jedno tylko
mia�, jakby wym�wione i zapewnione], �eby go pan za dziewcz�ta nie sekowa�.
Idealniejszego dla siebie s�ugi hrabia Kwiryn na �wiecie-by by� nie znalaz�.
Czy do innych obowi�zk�w Antek mia� V dodatku u�atwianie panu jego fantazyi mi�osnych �
trudno do�ledzi� by�o; lecz, �e si� nigdy, mimo swego temperamentu, panu wsp�zawodnictwem
nie narazi� � to pewna.
Hrabia, mimo wielkiej pracowito�ci i zaj�cia ci�g�ego, fantazye te miewa� i nie bardzo si� tai� z
niemi. W pocz�tkach by�y one tak skromne, tak nie wysoko si�gaj�ce, i� je �atwo zaspokoi� by�o.
Od niejakiego czasu jednak�e Antek zauwa�y�, i� gust pa�ski stawa� si� coraz wybredniejszym.
Sam sobie z tego nie zdaj�c sprawy, hrabia ulega� temu pragni