1654
Szczegóły |
Tytuł |
1654 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1654 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1654 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1654 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tytu�: "Ostatnia granica"
Autor: Alistair McLean
Ostatnia granica
Rozdzia� pierwszy
Wia� silny p�nocny wiatr i nocne powietrze przejmowa�o ch�odem do szpiku ko�ci. Na bia�ej, �nie�nej pustyni nie by�o �ladu �ycia. Pod zimnym �wiat�em gwiazd puste, skute mrozem pole ci�gn�o si� nieruchome i martwe jak okiem si�gn��, a� po majacz�cy w dali horyzont. Nad wszystkim wisia�a grobowa cisza..
Ale ta pustka, o czym Reynolds wiedzia�, by�a pozorna. Podobnie jak brak �ycia i cisza. Tylko �nieg istnia� naprawd�. �nieg, i ten dojmuj�cy, siarczysty mr�z, kt�ry spowija� 20 od st�p do g��w lodowym ca�unem, wywo�uj�c gwa�towne, niekontrolowane dreszcze, niczym u cz�owieka chorego na malari�. R�wnie� senno��, kt�ra zaczyna�a go ogarnia�, ~.~2la by� pozorna. Reynolds wiedzia� jednak, �e jest pra-::ziwa i a� za dobrze rozumia�, co oznacza. �wiadomie, z ::eterminacj� st�umi� w sobie my�li o mrozie, �niegu i �nie, Koncentruj�c ca�� uwag� na tym, jak wydoby� si� z opresji.
Powoli, z wysi�kiem, staraj�c si� nie robi� �adnego rb�dnego ruchu ani ha�asu, wsun�� skostnia�� d�o� pod po�� p�aszcza, wysup�a� chusteczk� z kieszonki garnituru, mi�� j� w kulk� i w�o�y� w usta. Knebel z chusteczki ; : winien zmniejszy� widoczna na mrozie kondensacj� pary z oddechu i st�umi� odg�os szcz�kania z�bami, a jedno i drugie mog�o go przecie� zdradzi�. Odwr�ci� .si� ostro�nie �� g��bokim, zasypanym �niegiem rowie przydro�nym, do kt�rego wpad�, i wyci�gn�� d�o� - teraz malowniczo uc�t-kowan� mrozem w bia�o-sine plamy - szukaj�c kapelusza, kt�ry zgubi�, gdy zawadzi� o nisk� ga��� stoj�cego opodal drzewa. Znalaz� go i powoli przyci�gn�� do siebie. Najdok�adniej, jak tylko pozwoli�y mu na to zzi�bni�te i niemal bez czucia palce, pokry� wierzch i rondo grub� warstw� swegu. wepchn�� kapelusz g��boko na widoczne z daleka �*mne w�osy, i groteskowo wolnym ruchem uni�s� g�ow� i
6 � Alistair MacLean
ramiona, wysuwaj�c najpierw kapelusz a potem oczy nad brzeg rowu.
Mimo gwa�townych dreszczy jego cia�o by�o napi�te jak struna, kiedy z mdl�cym uczuciem strachu czeka� n;i okrzyk rozpoznania, strza� lub g�uchy szcz�k nios�cy /c sob� nico�� z chwil�, gdy kula si�gnie wystawionej na cel g�owy. Ale �aden okrzyk ani strza� nie nast�pi�y, co tylko jeszcze wzmog�o jego czujno��. Dalsza szybka lustracja horyzontu potwierdzi�a jednak, �e w pobli�u nie ma �ywej duszy.
Poruszaj�c si� nadal wolno i ostro�nie, ale wypu�ciwszy d�ugo wstrzymywany oddech. Reynolds uni�s� si� na ko�a na. Wci�� trz�s� si� z zimna, lecz ju� tego nie czu�, a senno�� przesz�a mu jak r�k� odj��. Jeszcze raz przeczesa� wzro kiem ca�y widnokr�g, teraz powoli i dok�adnie, aby nic nic usz�o jego bacznym oczom, i jeszcze raz odpowied� by�a taka sama. Ani �ladu �ywej duszy. Nie by�o wida� nikogo i niczego opr�cz zimnego migotania gwiazd na czarnym nic bosk�onie, p�askiego bia�ego pola, kilku rozrzuconych gru p�k drzew i kr�tej drogi obok, zrytej ko�ami ci�ar�wek.
Reynolds opu�ci� si� zn�w do do�u, kt�ry upadaj�c zro bi� w zasypanym �niegiem rowie. Musia� chwil� odpocz�� Musia� da� sobie chwil� czasu, �eby z�apa� oddech, pozwo lic �ci�ni�tym p�ucom zaczerpn�� raz i drugi powietrza: zaledwie dziesi�� minut min�o odk�d patrol drogowy za trzyma� ci�ar�wk�, do kt�rej si� wkrad�, i by� zmuszony / pistoletem w gar�ci stoczy� kr�tk�, gwa�town� b�jk� z dwoma nic nie podejrzewaj�cymi milicjantami, przeszukuj� cymi ty� wozu, a potem salwowa� si� ucieczk� za opatrzno �ciowy zakr�t na drodze i biec, p�ki starczy�o mu si�, a� do k�py drzew, gdzie le�a� teraz ledwo �ywy z wyczerpania. Potrzebowa� te� czasu, �eby zastanowi� si�, dlaczego mili cja tak �atwo zrezygnowa�a z po�cigu - przecie� zdawali sobie spraw�, �e b�dzie:musia� trzyma� si� szosy: zej�cie / niej w dziewicz� biel ci�gn�c� si� po obu stronach skaza �oby go nie tylko na powolne brodzenie w g��bokim �niegu. ale i na b�yskawiczne'odkrycie po �wie�ych �ladach tak dobrze widocznych tej gwia�dzistej nocy. Przede wszy stkim jednak potrzebowa� czasu, �eby obmy�le�, co dalej.
Ostatnia granica � 7
|r|u to typowe dla Michaela Reynoldsa, �e nie zaprz�ta� (owy obwinianiem si� czy zastanawianiem, co by yhy wybra� inn� drog� dzia�ania. Przeszed� tward� kt�rej nie by�o miejsca na takie luksusy jak ile si� o b��dne decyzje, na bezu�yteczne wyrzuty, �ale i inne niekonstruktywne spekulacje i emo-moglyby przyczyni� si� do os�abienia gotowo�ci |. Po�wi�ci� wszystkiego mo�e pi�� sekund na roz-lie ostatnich dwunastu godzin, a potem odsun�� to � na zawsze. Po raz drugi post�pi�by tak samo. Mia� i powody wierzy� swojemu informatorowi w Wied-Ipodr� samolotem do Budapesztu by�a na razie liwii w ci�gu dni poprzedzaj�cych Mi�dzynarodo-irt-s Naukowy na lotnisku podj�to szczeg�lnie rygo-le �rodki ostro�no�ci. To samo dotyczy�o wszystkich |h stacji kolejowych, a dalekobie�ne poci�gi pasa-(byly przeczesywane przez s�u�b� bezpiecze�stwa.
*'i�la wi�c tylko szosa: najpierw nielegalne przej-! granic� - niewielki wyczyn, je�li si� mia�o facho-oc, a Reynolds tak� mia� - a potem jazda na gap� jfcnr�wk� zmierzaj�c� w kierunku wschodnim. Ten |>rmator nadmieni�, �e na przedmie�ciach Budape-l /. pewno�ci� rozstawione patrole drogowe i Rey-/. tym liczy�, co jednak zaskoczy�o go zupe�nie i yn\ nikt go nie przestrzeg�, to blokada za Komaro-|lkadziesi�t kilometr�w od stolicy. Po prostu jedna fc/.y, kt�ra mog�a przydarzy� si� ka�demu, a przy-lit,- w�a�nie jemu. Reynolds wzruszy� ramionami i c przesta�a istnie�.
*'iue� by�o dla niego typowe - a mo�e raczej typo-
�urowych regu� wpajanych mu podczas d�ugiego �e jego my�li o przysz�ym dzia�aniu by�y �ci�le
kowane, biegn�ce jednym wytyczonym torem, Jlicym do osi�gni�cia okre�lonego celu. Przy czym Iczucia emocjonalne, kt�re normalnie towarzysz�
ulom o perspektywach sukcesu lub tragicznych
�\ ach pora�ki, nie gra�y roli w jego b�yskawicz-l.ulacjach, kiedy le�a� w �ci�tym mrozem �niegu '>i>io g�ow� nad tym, co robi� i oceniaj�c swoje
8 � Alistair MacLean
Ostatnia granica � 9
szans� z ch�odnym i bezstronnym obiektywizmem. "Liczy si� tylko powierzone zadanie" powtarza� setki razy pul l kownik. "Tw�j sukces lub pora�ka mog� by� niezwykle wa�ne dla innych, ale dla ciebie nie powinny mie� naj mniejszego znaczenia. Dla ciebie, Reynolds, konsekwen cje twoich czyn�w nie istniej� i nigdy nie mog� zaistnie�, a to z dw�ch powod�w: my�lenie o nich burzy r�wnowag� i zak��ca os�d, to raz, a dwa ka�da sekunda zmarnowana na ja�owe rozwa�ania w tych destrukcyjnych kategoriach po winna zamiast tego by� zu�yta na wypracowanie sposobu jak si� wywi�za� z powierzonego zadania."
Powierzone zadanie. To i nic wi�cej. Mimo woli Re\ nolds wykrzywi� si� z gorycz�, le��c w rowie i czekaj�c, a/ oddech wr�ci mu do normy. Nigdy nie mia� wi�cej ni/ jedn� szans� na sto, a teraz te proporcje pi*zedstawia�y si� wielokrotnie gorzej. Ale to nic nie zmienia�o: musi dotrzci do Jenningsa i wyci�gn�� go st�d wraz z jego bezcenna wiedz� - tylko to by�o wa�ne. A je�li on, Reynolds, wpadnie, to po prostu wpadnie, i tyle. Mo�e nawet wpa�� tej nocy, pierwszego dnia swojej misji po p�torarocznym specja� i stycznym szkoleniu, surowym i bezwzgl�dnym, ukierunko wanym na osi�gni�cie jednego celu - to nie robi�o �adne i r�nicy.
Reynolds by� nadzwyczaj sprawny fizycznie - jak wsz\ scy ludzie pu�kownika, ludzie do specjalnych porucze� - 11 jego oddech ju� si� niemal uspokoi�. Milicjant�w uc.zestni �z�cych w blokadzie drogowej musia�o by� co najmniei l kilku, gdy� bior�c biegiem zakr�t, k�tem oka dojrza� pan. | sylwetek wysypuj�cych si� z baraku. Trudno, b�dzie mu sia� zaryzykowa�: nic innego mu nie pozostawa�o. Mo�e zatrzymywali ci�ar�wki tylko w poszukiwaniu kontrabaii dy i nie obchodzi� ich przera�ony pasa�er na gap� umyka jacy w noc - chocia� zapewne ci dwaj, kt�rych pozostawili j�cz�cych na �niegu, mog� by� zainteresowani pogoni� /.l bardziej osobistych wzgl�d�w. Tak czy owak nie m�g� tu| le�e� bez ko�ca, czekaj�c a� zamarznie lub zostanie d( strze�ony przez jakiego� bystrookiego kierowc�.
Zdawa� sobie spraw�, �e b�dzie musia� pokona� drogi,-! do Budapesztu pieszo, w ka�dym razie pierwszy odcinek
sze�� kilometr�w przebrnie w �niegu po po-opiuro potem wyjdzie na szos� - musi oddali� si� Ikady, /anim zn�w spr�buje znale�� jaki� samoch�d. | na wsch�d przed blokad� skr�ca�a w lewo i jemu te� 11 wiej i�� na lewo, na skr�ty, �cinaj�c zakr�t, ale z >ny, czyli na p�nocy, p�yn�� w pobli�u Dunaj i nie mia� najmniejszej ochoty znale�� si� w po-i w�skim pasie ziemi mi�dzy rzek� a szos�. Nie y, musia� i�� w bezpiecznej odleg�o�ci wzd�u� szo-jzas tak jasnej nocy, bezpieczna odleg�o�� ozna-Ku-m spory dystans. Ten marsz okr�n� drog� � mu godziny.
lajiie gwa�townie z�bami - wyj�� chusteczk� z ust, a� g��boko powietrza, kt�rego domaga�y si� przemarzni�ty do ko�ci, bez czucia w r�kach i |/Ktal niepewnie i zacz�� strz�sa� z siebie zamarzli, patrz�c na drog� w kierunku blokady. Sekund� ?/al ju� twarz� do ziemi p�asko w rowie, z sercem j jak oszala�e, i rozpaczliwie usi�owa� wyj�� praw� ii' t �/. kieszeni p�aszcza, gdzie wetkn�� go po b�jce lutami.
liiual teraz, dlaczego nie by�o im spieszno - mogli Izwoli� na strat� czasu. Nie potrafi� jednak zrozu->J g�upoty, kt�ra kaza�a mu wierzy�, �e mo�e go 1 jedynie nieostro�ny gest lub g�o�niejszy d�wi�k. |lal, /e istnieje co� takiego jak zapach - zapomnia� Mimo nocy nie by�o �adnych w�tpliwo�ci co do " ego pilnie wzd�u� szosy zwierz�cia: ogar daje /pozna� nawet w nik�ym �wietle. szy nag�y okrzyk jednego z m�czyzn, i podnie-.>: .los�w, Reynolds zerwa� si� na nogi i w trzech l dopad� k�py drzew: trudno by�o si� spodziewa�, �e vyputr/.� na tej wielkiej bia�ej przestrzeni. On sam bka /d��y� jeszcze dojrze� czterech m�czyzn z psa-inyo/y. pozosta�e trzy psy by�y innej rasy, tego by�
owal si� za pie� drzewa, kt�rego ga��zi zawdzi�cza� kr�tkie i zdradzieckie schronienie, wyj�� pistolet z nt i przyjrza� mu si� uwa�nie. Zrobiona na specjalne
10 � AlistairMacLean
Ostatnia granica � 11
zam�wienie, pi�knie wykonana belgijka kaliber 6.35, prc cyzyjna i �miertelna bro�, z kt�rej m�g� trafi� do celu j mniejszego ni� ludzka d�o�, z odleg�o�ci dwudziestu kro k�w, dziesi�� razy na dziesi��. Zdawa� sobie jednak spra-1 we, �e teraz b�dzie mia� trudno�ci z trafieniem w cz�owieka z po�owy tego dystansu, gdy� jego przemarzni�te i trz�s�ce si� r�ce nie by�y w stanie podporz�dkowa� si� dyrektywom p�yn�cym z m�zgu. Wiedziony sz�stym zmys�em podni�s� pistolet do oczu i usta mu si� zacisn�y: nawet w l bladym �wietle gwiazd wida� by�o, �e lufa zatkana jest| zamarzni�tym �niegiem.
Zdj�� kapelusz i trzymaj�c go za rondo na wysoko�ci | ramienia wysun�� nieco spoza drzewa, poczeka� par� se kund, potem przykucn�� i wyjrza� ostro�nie z drugiej stro ny pnia. Czterech m�czyzn by�o ju� w odleg�o�ci najwy�ej l pi��dziesi�ciu krok�w, szli zwartym szeregiem, rami� \v | rami�, trzymaj�c na smyczach wyrywaj�ce si� psy. Rey nolds wyprostowa� si�, wyj�� z wewn�trznej kieszeni d�u gopis i szybko, ale bez paniki, zacz�� wyd�ubywa� z lufy pisoletu �nieg. Ale odr�twia�e r�ce zawiod�y go i kiedy d�ugopis wy�lizgn�� mu si� z zesztywnia�ych palc�w, znika j�� czubkiem w wysokiej zaspie, wiedzia�, �e nie ma go c<> szuka�, �e ju� i tak za p�no.
S�ysza� skrzypienie podkutych but�w na twardo ubii nawierzchni drogi. Trzydzie�ci krok�w, mo�e nawet mnie i Zacisn�� zsinia�y, skostnia�y palec na spu�cie, przylegaj :> wn�trzem nadgarstka do twardej, szorstkiej kory, goto wysun�� luf� zza drzewa - musia� z ca�ej si�y przyciska� d�o� do pnia, �eby opanowa� jej dr�enie - a lew� r�k;i si�gn�� do pasa po n� spr�ynowy. Pistolet by� przezna czony dla m�czyzn, n� dla ps�w, szans� by�y wi�c wyr�w nane, gdy� milicjanci zbli�ali si� do niego id�c �aw� prze/1 ca�� szeroko�� szosy, z karabinami dyndaj�cymi na rami< nach - niewprawni amatorzy, nie maj�cy poj�cia ani walce, ani o �mierci. Albo raczej szans� by�yby prawic j r�wne, gdyby nie pistolet: pierwszy strza� m�g� oczy�cii zatkan� luf�, a m�g� te� urwa� Reynoldsowi d�o�. Pt-i l saldo wi�c jego szans� przedstawia�y si� o niebo gorzej, | ale misja taka jak ta w og�le nie dawa�a mu wielkich szans
�li'.| wci�� mia� przed sob� okre�lone zadanie i to 'Iliwialo wszelkie dzia�ania opr�cz czysto samo-
TC/ynowy szcz�kn�� g�o�no i wysun�o si� d�ugie
. iscio centymetr�w, dwustronne stalowe ostrze,
aielo z�owrogo w �wietle gwiazd, gdy Reynolds
ic zza pnia wymierzaj�c pistolet w najbli�szego
i Palec zacisn�� mu si� na spu�cie, znierucho-
l u/nil si� i w chwil� potem Reynolds cofn�� si� za
|<'K<> r�k� zn�w opanowa�o niepohamowane dr�e-
ach poczu� nag�� sucho��: dopiero teraz pozna�
it alych trzech ps�w.
yszkolonymi wiejskimi milicjantami, cho�by i mi, mia� szans� sobie poradzi�, z ogarem r�w-lylko szaleniec m�g�by si� targn�� na walk� z tresowanymi dobermanami, najzacieklejszymi i i-js/ymi psami na �wiecie. Szybkie jak wilki, silne irki alzackie, nieustraszone i bezwzgl�dne, dodawa�y si� zwyci�y� jedynie �mierci. Reynolds nii- zawaha�. Ryzyko, kt�re chcia� podj��, ju� nie H'in, ale stuprocentowym samob�jstwem. Nadal <�!*/(> by�o zadanie, jakie mia� wykona�. Pozosta-\ciit. cho�by jako wi�zie�, m�g� �ywi� iskierk� ii'�li da sobie rozszarpa� gard�o przez doberma-imings, ani jego sekrety nigdy nie wr�c� do ro-krnju.
ils opar� czubek no�a o drzewo, wcisn�� ostrze z schowa� n� do sk�rzanej pochwy i po�o�y� na l kapeluszem. Sekund� p�niej rzuci� pistolet do "�/onych milicjant�w i wyszed� na drog� i �wiat�o ckami wysoko podniesionymi do g�ry.
nl/icstu minutach doszli do milicyjnego baraku. ires7.towanie jak i d�ugi marsz na mrozie przebie-uliiych incydent�w. Reynolds spodziewa� si� w ni rn/ie brutalnej szarpaniny, a w najgorszym poturbowania kolbami karabin�w i podkutymi f milicjanci byli spokojni, niemal uprzejmi i nie .'iiiowu ani wrogo�ci, nawet ten z wielkim sinia-
12 � Alistair MacLean
kiem na twarzy, ju� podpuchni�tej po wcze�niej zadanym ciosie pistoletem Reynoldsa. Opr�cz pobie�nego przeszukania, czy nie ma przy sobie innej broni, nie napastowali | go wi�cej, nie zadawali �adnych pyta� ani nie ��dali oka zania dokument�w. Ta pow�ci�gliwo�� skonsternowa�;; Reynoldsa: nie tego si� spodziewa� w pa�stwie policyjnym
Ci�ar�wka, do kt�rej si� wkrad�, dalej sta�a w tym samym miejscu, jej kierowca gwa�townie protestowa� i gestykulowa� obiema r�kami, przekonuj�c dw�ch mili cjant�w o swojej niewinno�ci -jak si� Reynolds domy�li�. podejrzewano go zapewne, �e wiedzia� o obecno�ci pasa zera na gap�. Zatrzyma� si�, chc�c w miar� mo�no�ci oczy �ci� kierowc� z zarzutu, ale nie pozwolono mu doj�� dc s�owa. Dwaj konwojenci z wielk� nadgorliwo�ci� - tera/ kiedy znale�li si� w obecno�ci dow�dztwa i swoich bezp<> �rednich prze�o�onych - chwycili go pod pachy i wepchn� 11 do baraku.
Barak by� ma�y, kwadratowy i prowizoryczny, szpary \v �cianach poutykano gazetami, a cale wyposa�enie stanowi �y przeno�ny piecyk.z rur� stercz�c� przez dach, telefon,! dwa krzes�a i zniszczone ma�e biurko. Za biurkiem siedzia� [ oficer, niski t�usty cz�owieczek w �rednim wieku, o czerwo nej nalanej twarzy bez wyrazu. Zapewne marzy�, aby je�� �wi�skie oczka rzuca�y zimne, przewiercaj�ce na wskro� spojrzenie, lecz nie bardzo mu to wychodzi�o: nadyma� sk1 rzekomym autorytetem jak nastroszony indor. Zero, oceni� l go Reynolds. Cho� w pewnych okoliczno�ciach - takich jak obecne - mo�e okaza� si� niebezpieczny, przy pierwszym j kontakcie z kim� wa�niejszym od siebie p�knie jak prze k�uty balonik. Ma�y blef nie zawadzi.
Wyrwa� si� z r�k trzymaj�cych go milicjant�w, podszed� | dwoma d�ugimi krokami do biurka i wyr�n�� pi�ci� z tak;i sil�, �e telefon na chwiejnym blacie podskoczy� i j�k�iwir zad�wi�cza�.
- Czy pan tu jest dow�dc�? - zapyta� podniesionymi tonem.
Cz�owieczek za biurkiem zamruga� z przera�eniem, od chyli� si� szybko w krze�le i zacz�� instynktownie os�ania� l si� jak przed ciosem, lecz zaraz zmitygowa� si� i opu�cili
Ostatnia granica � 13
JU> wiedzia�, �e jego ludzie to widzieli i jegoiczerwo-| i policzki spurpurowia�y jeszcze bardziej. Izywi�cie, �e jestem tu dow�dc�! - Zacz�� piskliwym item, wzi�� si� w gar�� i g�os spad� mu o oktaw�. - A [�ysia�?
� co do diab�a ma znaczy� ten skandal? -Reynolds nu w s�owa, wyj�� z portfela przepustk� i paszport i
na st�..- Niech pan to sobie obejrzy. Sprawdzi v i odciski palc�w, "byle szybko. Ju� jestem ny i nie mam czasu dyskutowa� z panem ca�� noc. J! Niech si� pan pospieszy!
ii-c/.ek za biurkiem musia�by wykaza� nadludzk�
��<�. /eby tak zdecydowana pewno�� siebie i �wi�te |in- nie zrobi�y na nim �adnego wra�enia - jemu 1.1 k do takiej odporno�ci daleko. Wolno, niech�t-.iiiii)l do siebie dokumenty i wzi�� je do r�ki.
|h. i n n Buhl - przeczyta�. - Urodzony w Linzu w tysi�c
� i dwudziestym trzecim, teraz zamieszka�y w i>r/.i:dsi�biorca, import-eksport-hurt cz�ci za-
u-st wys�ane ekspresem zaproszenie waszego a Przemys�u - doda� Reynolds ze z�owrogim
i\v teraz rzuci� na st�, by� napisany na firmo-/e ministerstwa, koperta mia�a znaczek ostem-i Hidapeszcie cztery dni temu. Reynolds niedba-utl krzes�o, usiad� i zapali� papierosa. Papie-i ;nica, zapalniczka wszystko by�o austriackie, a ilnncka pewno�� siebie musia�a wygl�da� na
.-o. co powiedz� na to pana prze�o�eni w Buda-� irukn�l. -Chyba nie zwi�kszy to pana szans na
",<<*. nawet nadgorliwo�� nie jest przest�-uszym kraju.
i-ru by� ju� opanowany, ale pulchne bia�e r�ce i, kiedy wk�ada� list do koperty i zwraca� doku-noldsowi. Z�o�y� r�ce na biurku, wbi� w nie
14 � AlistairMacLean
wzrok, a potem z zas�pionym czo�em przeni�s� spojrzri na Reynoldsa.
- Dlaczego pan ucieka�? - spyta�.
- O m�j Bo�e! - Reynolds potrz�sn�� g�ow� z udam rozpacz�: to oczywiste pytanie od tak dawna wisia�o powietrzu, �e mia� mn�stwo czasu, aby przygoto\ui| odpowied�. - A co by pan zrobi�, gdyby w �rodku not-J rzuci�o si� na pana dw�ch zbir�w wygra�aj�c broni�? Si� dzia�by pan spokojnie i da� si� zat�uc?
- To byli milicjanci. M�g� pan...
- Teraz widz�, �e to byli milicjanci - przerwa� Reynoltl) kwa�no. - Ale w ci�ar�wce by�o ciemno jak w grobie.
Wyci�gn�� si� niedbale na krze�le, na poz�r spokojny j rozlu�niony, my�l�c intensywnie, co dalej. Cz�owieczek biurkiem by� ostatecznie porucznikiem milicji lub kinij r�wnym mu stopniem. Chyba nie jest taki g�upi, na jakici wygl�da, pomy�la� Reynolds, i mo�e w ka�dej chwili zad* jakie� niewygodne pytanie. Zdecydowa�, �e najwi�ks szans� da mu bezczelno��, zarzuci� wi�c postaw� wrogos i odezwa� si� przyjaznym tonem:
- Niech pan pos�ucha, dajmy sobie z tym spok�j. NI s�dz�, aby to by�a pa�ska wina. Wykonywa� pan tylko swd obowi�zek, cho� ta nadgorliwo�� mo�e mie� dla pana pr/J kr� konsekwencje. Ubijmy interes: pan zapewni mi �rod� transportu do Budapesztu, a ja zapomn� o wszystkim. Nt ma powodu, �eby ta sprawa dosz�a do uszu pa�skich i �o�onych.
- Dzi�kuj�. Jest pan bardzo uprzejmy. - Propozycja /^ sta�a przyj�ta przez oficera z mniejszym entuzjazmem i si� Reynolds spodziewa�, a w jego g�osie wyczu� nav j akby -cie� sarkazmu. -Niech mi pan powie, Buhl, dlac/c by� pan w tej ci�ar�wce? Do�� niezwyk�a forma podr<> wania jak na takiego wa�nego przedsi�biorc�. I nawet i zapyta� pan kierowcy.
- Zapewne by mi odm�wi�. Mia� wywieszk�, �e nie l>i<| rze przygodnych pasa�er�w. - Gdzie� w g��bi m�/i| zad�wi�cza� mu ostrzegawczy dzwoneczek. - A ja mam pl| ne spotkanie.
- Ale dlaczego...
Ostatnia granica � 15
^i�'l(0 ci�ar�wka? - Reynolds u�miechn�� si� po-
I drogi s� zdradzieckie. Tu po�lizg na lodzie, l W nawierzchni i m�j borgward z�ama� przedni�
(hal pan samochodem? Przemys�owiec w takim
. wiem! Reynolds pozwoli� sobie na nut� znie-
II irytacji. -Dlaczego nie samolotem? Mia�em ci zamiennych w baga�niku i na tylnych ! ;uluje si� takiego ci�aru na samolot. - Ze l nast�pnego papierosa. -To ca�e przes�u-
� uwa�ne. Dowiod�em moich uczciwych za-si� spiesz�. Co z tym transportem? o dwa ma�e pytanka i pojedzie pan - przy-
raz wygodnie w krze�le, z r�kami skrzy�o-lach i Reynolds poczu�, �e jego niepok�j
ni prosto z Wiednia? G��wn� szos�? /awo�a� Reynolds. -Jakby inaczej?
iir b�dzie �mieszny. - Wiede� by� oddalo-wit-�cie kilometr�w od miejsca, gdzie si�
. po po�udniu.
1'iutej?
N �adnie dziesi�� po sz�stej. Pami�tam, �e narek podczas odprawy celnej. IIH to przysi�c? .�'C/ne. v ci e g�ow� i znak dany oczami przez ofice-
�ynoldsa, lecz zanim zd��y� uczyni� naj-/y pary ramion pochwyci�y go z ty�u, pond wykr�conych do przodu r�kach szcz�k-talowe kajdanki.
>!a ma /naczy�? - Mimo szoku, zimna furia � n nic mog�a by� prawdziwsza, umiej�tny k�amca nie powinien operowa� i 1'iiklami. - Milicjant stara� si� m�wi� nor-ilr tryumf w jego g�osie i oczach by� dla
16 � Alistair MacLean
Ostatnia granica � 1-7
wszystkich widoczny. - Mam dla pana wiadomo��, Bm je�li pan si� tak nazywa, w co ani przez moment nie wier �em. Dzi� o trzeciej po po�udniu granica austriacka zostm zamkni�ta na dwadzie�cia cztery godziny, jak s�dz� w cd rutynowej kontroli przej�cia. Dziesi�� po sz�stej, akurat" i Nie kryj�c ju� szerokiego u�miechu, si�gn�� r�k� po sin chawk� telefonu. - Dostaniesz od nas �rodek transportu <ll Budapesztu, ty bezczelny oszu�cie, dostaniesz, a jak�e, ni licyjn� wi�niark�. Ju� od dawna nie mieli�my w r�kiic zachodniego szpiega, jestem pewien, �e z przyjemno�� wy�l� specjalnie z tej okazji samoch�d z samego Buda|x sztu.
Przerwa� nagle, zmarszczy� brwi, nacisn�� wide�ki te fonu raz i drugi, pos�ucha� jeszcze przez chwil�, w koni1 mrukn�� co� pod nosem i gniewnym ruchem od�o�y� s chawk�.
- Znowu zepsuty! Ten cholerny grat jest wiecznie psuty! - Nie by� w stanie ukry� rozczarowania, os�b r z�o�enie tak wa�nego meldunku stanowi�oby jedn� z n pi�kniejszych chwil jego �ycia. Skin�� na jednego ze s v ich ludzi. - Gdzie jest najbli�szy telefon?
- W wiosce. Trzy kilometry st�d.
- Biegnij tam jak najszybciej. - Nagryzmoli� co� z fur na kartce papieru. - Tu masz numer i wiadomo��. Nt zapomnij powiedzie�, �e pochodzi ode mnie. Id� ju�, ul �a�uj n�g.
Milicjant z�o�y� kartk�, wsadzi� do kieszeni, zapili p�aszcz po szyj� i wyszed�. Przez otwarte na moment cliw Reynolds zobaczy�, �e w tym kr�tkim okresie, kt�ry min� od jego uj�cia, niebo zd��y�o si� zachmurzy� i na ciemny^ tle pokaza�y si� wiruj�ce p�atki �niegu. Mimo woli wstr/n n�� si�, potem zwr�ci� wzrok na oficera.
- Obawiam si�, �e przyjdzie panu gorzko za to zaplin H - powiedzia� spokojnie. - Robi pan wielki b��d.
- Upieranie si� przy swoim jest samo w sobie rzci chwalebn�, ale trzeba wiedzie�, kiedy da� spok�j. - (V wieczek za biurkiem wyra�nie delektowa� si� sytuacj; Jedyny b��d, jaki zrobi�em, to danie cho� przez chu wiary pa�skim s�owom. - Spojrza� na zegarek. - Za p�ll <"
te za dwie przy tej pogodzie, nadjedzie pa�ski, uj��, �rodek transportu. Mo�emy sp�dzi�.ten |o po�ytecznie. Gar�� informacji, poprosz�. Za-pim.skiego nazwiska, tym razem prawdziwego, i pan nic przeciwko temu. �n moje nazwisko. Sprawdza� pan dokumenty. iv, Reynolds usiad� z powrotem, dyskretnie 'iajdanki: by�y mocne, ciasno zaci�ni�te wo-A' i nie dawa�y �adnej nadziei. Mimo wszy-r i ;ic skr�powane r�ce, m�g� pozby� si� ofice-|ii' .owy nadal spoczywa� pod kapeluszem, ale ni marzy� w obecno�ci trzech uzbrojonych liii plecami.
l c informacje i papiery s� prawdziwe - do-> ii k�ama� tylko dla pa�skiej przyjemno�ci.
:i/i> panu k�ama�, jedynie, powiedzmy, od-:inu'e�. Niestety, wymaga to pewnie lekkiej
I N i.int odsun�� krzes�o, podni�s� si� ci�ko na li � 'nurko; na stoj�co by� jeszcze ni�szy i grub-
prosz�.
< m ju�...
I� l ;il / sykiem b�lu, gdy hojnie upier�cienio-i ; o dwukrotnie w twarz: wierzchem i spo-,,;isn�l g�ow�, podni�s� skr�powane r�ce i icika ust. Jego twarz by�a bez wyrazu, sk-niu pewnych spraw nabiera si� zwykle r promienia�. - S�dz�, �e zaczynam dost.rze-
II .\ s/e oznaki rozs�dku. Sko�czmy wi�c z tym lar/aniem.
I� l icll mu w twarz niecenzuralne wyzwisko.
II nnhicglo krwi� jak po smagni�ciu szpicru-na r�ka podnios�a si� - i nagle m�czyzna ii biurko, wij�c si� i skowycz�c z b�lu po ifi-ynolds wymierzy� mu b�yskawicznym ru-!<� w Kor� nog�. Na pa"r� sekund oficer znie-,ic l dysz�c, na wp� le��c, na wp� kl�cz�c rku, podc/as gdy jego ludzie stali jak skali! wstrz��ni�ci t� nieoczekiwana, niepra-Hiuc-ji! W�a�nie w tym momencie drzwi z
18 . � Alistair MacLean
trzaskiem otworzy�y si� i do baraku wp�yn�� podmuch mnego powietrza.
Reynolds obr�ci� si� w krze�le. M�czyzna stoj�cy drzwiach zmierzy� zimnym spojrzeniem jasnoniebieski' oczu - bardzo przenikliwych jasnoniebieskich oczu - sn n�, jaka rozgrywa�a si� wewn�trz. By� szczup�y, barczyst; tak wysoki, �e jego g�ste kasztanowe w�osy dotyka�y niem. � g�rnej framugi; mia� na sobie zielonkawy, przypr�szoi �niegiem, wojskowy p�aszcz z wysokim ko�nierzem i epoli tami, �ci�gni�ty paskiem i tak d�ugi, �e zakrywa� g�r� ji-j| wysokich, l�ni�cych oficerek. Reszta fizjonomii pasowa�^ do oczu: g�ste brwi, delikatne nozdrza nad przystrzy�onyii w�sem, w�skie arystokratyczne usta, wszystko to nadawaj zdecydowanej, przystojnej twarzy ten nieokre�lony wlad czy wyraz kogo� nawyk�ego do natychmiastowego i IK-I wzgl�dnego pos�usze�stwa.
Dwie sekundy wystarczy�y mu na zorientowanie siv sytuacji - temu m�czy�nie zawsze wystarcz� dwie sekuii dy, pomy�la� Reynolds: �adnego zdziwienia, �adnych pytud "Co si� tu dzieje?" czy "Co to do diab�a ma znaczy�?! Przybysz wszed� prosto do^pokoju, wyj�� jeden z kciukom zza sk�rzanego paska, na kt�rym wisia� rewolwer, pochyl si� nad biurkiem i podni�s� oficera na nogi, nie zwracajii^ uwagi na jego pobiela�� twarz i urywane bolesne j�ki.
- Idiota! - G�os by� dopasowany do postaci, .zimny, t nami�tny, matowy. - Kiedy nast�pnym razem b�dziecie hm:., przes�uchiwa� kogo�, pami�tajcie trzyma� si� z dal� ka od jego n�g. - Wskaza� ruchem g�owy na Reynoldsa Kim jest ten cz�owiek, o co go pytali�cie i dlaczego?
Oficer rzuci� w�ciek�e spojrzenie na wi�nia, wci�gn�� g��boko powietrze do udr�czonych p�uc i powiedzia� cli raj pliwie przez zaci�ni�te gard�o:
- Nazywa si� rzekomo Johann Buhl i podaje za przemy s�owca z Wiednia, ale ja w to nie wierz�. To szpieg, i . dz�cy faszystowski szpieg! - wyrzuci� z furi�.
-Naturalnie. - Wysoki m�czyzna u�miechn�� slj ch�odno. - Wszyscy szpiedzy s� �mierdz�cymi faszystain^ Ale nie pyta�em o wasze zdanie, pyta�em o fakty. Po pii-i wsze, sk�d wiecie, jak si� nazywa?
Ostatnia granica � 19 ifilzia� i ma paszport na to nazwisko. Fa�szy-
',').
al na st�, staraj�c si� wyprostowa�.
mrukn��.
!o. - Polecenie zosta�o powt�rzone dok�ad-lonem, z t� sam� intonacj�, riatfnnj szybko r�k�, krzywi�c si� z b�lu Im. i poda� paszport,
podrobiony. Rzeczywi�cie doskonale. -mc przerzuca� strony. - M�g�by nawet by� mc jest. Tak, to nasz ptaszek. i sia� zrobi� spory wysi�ek, �eby przesta�
Ten cz�owiek by� niesko�czenie gro�ny, iszy od batalionu g�upich cymba��w w ro-i oficerka. Jakakolwiek pr�ba oszukania go u.
ck? Wasz ptaszek? - Milicjant ci�ko dy-ipiac oddech. - Co to znaczy? i K- pytania, cz�owieku. M�wicie, �e jest /i'�o?
r przekroczy� granic� dzi� wiecz�r. - Oficer �e nale�y m�wi� zwi�le..- Granica by�a
i1! si(? o �cian�, wyj�� rosyjskiego papierosa
papiero�nicy - miedziane czy chromowe
n'c dla tych na g�rze, pomy�la� Reynolds
11 i popatrzy� w zadumie na wi�nia. W
�rwa! oficer milicji. Dwadzie�cia czy trzy-lalo mu czas, �eby zebra� my�li i zdoby� si�,
.1111 s�ucha� waszych rozkaz�w? - wybuch�. cl iiio widzia�em. Ja tu jestem dow�dc�. A do diabla?
(l/icsie� sekund, podczas kt�rych przybysz � /rokiem twarz j ubranie Reynoldsa, za-
� l MV. po�piechu i spojrza� na milicjanta, nieruchome, cho� wyraz twarzy
20 � AlistairMacLean
si� nie zmieni�: oficer zdawa� si� dziwnie kurczy� w mundurze i cofn��-si� szybko, wpadaj�c na kant biurka.
- Zdarzaj� mi si�, cho� rzadko, momenty wspaniali my�lno�ci. Zapomnimy na razie, co powiedzieli�cie i tonem. - Przybysz wskaza� g�ow� na Reynoldsa i jego glfl niemal nieznacznie stwardnia�. -- Temu cz�owiekowi k'( krew z ust. Stawia� mo�e op�r przy aresztowaniu?
- Nie odpowiada� na moje pytania i...
- Kto da� wam prawo przes�uchiwa� czy bi� wi�niow| - Zabrzmia�o to jak smagni�cie bata. - Ty cholerny, skul czony idioto, mog�e� wyrz�dzi� nieodwracaln� szkod�! .id szcze raz przekroczysz kompetencje, a osobi�cie dopi� ni je, �eby� odpocz�� od swoich m�cz�cych obowi�zk�w. Mof nad morzem, na przyk�ad w Konstancy?
Milicjant pr�bowa� obliza� wyschni�te wargi, jego ocl by�y oszala�e ze strachu. Konstanca, rejon n�ewolniczyc oboz�w pracy przy budowie kana�u Dunaj-Morze Czarnd by�a postrachem ca�ej Europy �rodkowej: wielu tam zes!^ no, ale nikt nigdy nie wr�ci�.
- Ja tylko... ja tylko my�la�em...
- Zostaw my�lenie tym, kt�rzy potrafi� sprosta� trudnemu zadaniu. - Wskaza� kciukiem na Reynoldsn Ka�cie zaprowadzi� tego cz�owieka do mojego samoch�d Naturalnie, zosta� przeszukany?
- Ale� oczywi�cie! - Oficer a� trz�s� si� z gorliwo�ci Bardzo dok�adnie, zapewniam. >
- Zapewnienie z waszych ust to najlepszy pow�d powt�rzenia tej czynno�ci - skwitowa� wysoki m�czy/.n sucho. Spojrza� na Reynoldsa, unosz�c lekko jedn� brew J Czy musimy zni�a� si� do upokarzaj�cych nas obu czynn^ �ci, to znaczy do tego, abym osobi�cie pana przeszuka�?
- Mam n� pod kapeluszem.
- Dzi�kuj�.
M�czyzna podni�s� kapelusz, wzi�� n�, uprzejmie ws| dzi� Reynoldsowi kapelusz z powrotem na g�ow�, -nacisni spr�yn�, obejrza� uwa�nie ostrze, zamkn�� n�, wsun�� | do kieszeni p�aszcza i spojrza� na bladego jak p�otu oficera.
Ostatnia granica � 21
c dlaczego nie mieliby�cie si� wznie�� na i profesji - rzek� zerkaj�c na zegarek,
� iwnie z�oty jak papiero�nica. - No, musz�
�i/�, �e macie tu telefon. Po��czcie mnie z szybko!
rassy! Chocia� Reynolds z ka�d� chwil� > do to�samo�ci m�czyzny, potwierdzenie a wywo�a�o w nim wstrz�s i czu�, jak mimo t�eje pod bacznym wzrokiem przybysza. rassy mie�ci�a si� kwatera- g��wna AVO, rz�du Bezpiecze�stwa, kt�rego metody po-il/ily za najbardziej brutalne, bezlitosne i l q �elazn� kurtyn�. By�o to jedyne miejsce ,o za wszelk� cen� pragn�� unikn��.
:o ta nazwa co� panu m�wi. - Nieznajomy - To nie �wiadczy dobrze o panu, panie skich zamiarach. Zachodni przemys�owcy I3 si� t� ulic�. - Odwr�ci� si� do milicjanta. m razem?
ii. - Oficer zn�w m�wi� wysokim, piskliwym ';ie zacinaj�c. By� przera�ony do najwy-Mie dzia�a.
Nie/r�wnana sprawno�� pod ka�dym
li bogowie maj� w opiece nasz nieszcz�sny
wyj�� z kieszeni portfel z legitymacj� i
�od oczami milicjanta. -Jakwidzicie, mam 'ur�e, �eby przej�� wi�nia.
. towarzyszu pu�kowniku, oczywi�cie. -Itforliwo�ci. - Cokolwiek ka�ecie, towarzy-
1'ortfcl znikn�� w kieszeni, nieznajomy . i-ynoldsa i uk�oni� z ironiczn� kurtuazj�. -lin / W�gierskiego Urz�du Bezpiecze�-i l un. panie Buhl, a m�j samoch�d jest do < 11 Niezw�ocznie wyruszamy do Budape-i ja oczekiwali�my pana ju� od kilku ochot� przedyskutowa� z panem
Rozdzia� drugi
Na dworze panowa�a teraz, kompletna ciemno��, aj| blask z otwartych drzwi i niezasioni�tego okna bara dawa� troch� �wiat�a. W�z pu�kownika Szendr� stal drugiej stronie drogi: czarny mercedes, kt�ry zdo�a�a A pokry� gruba warstwa �niegu opr�cz maski, gdzie topnl pod wp�ywem rozgrzanego silnika. Nast�pi�a jeszcze chv| la op�nienia, gdy pu�kownik kaza� im zwolni� kierowi "ci�ar�wki i sprawdzi�, czy Buhl nie zostawi� w niej jaklj go� baga�u. Niemal od razu znale�li tam jego torb�, wsadj li do niej zabrany mu pistolet, po czym Szendr� otwoi przednie drzwf limuzyny, zapraszaj�c gestem wi�nia i �rodka.
Reynolds m�g�by przysi�c, �e nikt nie jest w star wie�� go na si�� samochodem d�u�ej ni� pi��dziesi�t kil metr�w, ale jeszcze zanim ruszyli przekona� si�, jak bar�( si� myli�. Podczas gdy milicjant z karabinem pilnowa� H' lewej strony, Szendr� nachyli� si� z drugiej, otworzy� scl wek na r�kawiczki przed Rey�oldsem i wyci�gn�� <l d�ugie cienkie �a�cuchy, zostawiaj�c schowek otwarty.
- Nieco nietypowe auto, drogi panie Buhl - powiecb przepraszaj�co. - Ale pan rozumie. Od czasu do c/l uwa�am, �e powinienem zapewni� niekt�rym moim pal �erom poczucie, hm... bezpiecze�stwa.
Rozpi�� nagle jeden z kajdank�w, przeci�gn�� p r niego koniec �a�cucha, zamkn��, przeci�gn�� �am-i przez k�ko na tylnej �ciance schowka i przypi�� do dnu go kajdanka. P�niej owin�� drugi �a�cuch wok� n�g l(i noldsa, tu� nad kolanami, zamkn�� drzwi i nachylaj�c przez otwarte okno zamkn�� go na k��dk� do pod�okii ka. Cofn�� si� i obejrza� swoje dzie�o.
- Chyba wszystko w porz�dku. B�dzie pan mia� pc\vj wygod� i swobod� ruchu, ale nie dostateczn�, �eby ni dosi�gn��, zapewniam, a jednocze�nie nie uda si� p
Ostatnia granica � 23
!>(��/<��/ drzwi, kt�rych tak czy owak nie mo�na pan zauwa�y, �e nie ma przy nich klamki. -i by� lekki, nawet �artobliwy, ale Reynolds /wie��. - Niech pan tak�e nie robi sobie ii- ukradkiem wytrzyma�o�� �a�cuch�w i ich �a�cuchy wytrzymuj� ci�ar ponad tony, st specjalnie umocniony, a k�ko w scho-ane do ramy... Co tam znowu, do diaska? �ii-m powiedzie�, towarzyszu pu�kowniku, -\ bko, nerwowo. - Przekaza�em wiadomo�� udy w Budapeszcie, �eby przys�ali samo-uwieka.
Ton Szendr� brzmia� ostro. - Kiedy?
sie�, pi�tna�cie minut temu.
'�ha by�o powiedzie� mi od razu. W ka�dym .1 p�no. To nic, mo�e nawet dobrze si� Koledzy s� r�wnie ci�ko my�l�cy jak wy,
mino sobie wyobrazi�, d�uga jazda w zi-
, iowietrzu powinna zbawczo rozja�ni� im
nndr� zatrzasn�� drzwiczki, zapali� �wiat-s/yb�, �eby widzie� wi�nia, i ruszy� do i rodes mia� szerokie �niegowe opony na >-<'h ko�ach i mimo zlodowacia�ej nawierz-�tuil z du�� szybko�ci�. Prowadzi� ze-swo-i mistrza, raz po raz zwracaj�c zimne nie-
i|/.ial spokojnie, patrz�c przed siebie.
iiciichy mimo przestr�g pu�kownika - kt�-irzesadzi�. Teraz zmusza� si�, aby my-nie i konstruktywnie. Jego sytuacja 'icjiia, a wiedzia�, �e kiedy dotr� do �iipelnie beznadziejna. Cuda si� zda-rc�lonych granicach - nikt nigdy nie nej AVO, z sal tortur na ulicy Stalina. ni znajdzie, b�dzie zgubiony. Je�li ma i s jazdy, w ci�gu najbli�szej godziny. i h nie by�o korbki do otwierania okna Unie usun�� wszelkie takie pokusy -
24 � Alistair MacLean
ale nawet przy otwartym oknie nie dosiegn��by klamki zewn�trz. Jego r�ce nie dosi�ga�y tak�e do kierownic sprawdzi� d�ugo�� �a�cucha i wiedzia�, �e zabrak�oby d brych kilku centymetr�w. M�g� wyci�gn�� nogi na pewj odleg�o��, ale nie m�g� podnie�� ich na tyle wysoko, �� kopn�� w przedni� szyb�, roztrzaska� w bryzgi hartowa szk�o i by� mo�e spowodowa� wypadek przy du�ej predlj �ci. M�g� oprze� nogi o tablic� rozdzielcz� i zna� samoci dy, w kt�rych zrzuci�by w ten spos�b przednie siedz� ni j szyn. Ale w tym aucie wszystko wygl�da�o solidnie, a gdy) jego pr�by spali�y na panewce, co by�o niemal nieuniknj ne, zosta�by stukni�ty w g�ow� i dowieziony nieprzytonr na ulic� Andrassy. �wiadomie nie dopuszcza� do siei my�li, co si� z nim stanie, kiedy ju� si� tam znajdzie:! prowadzi�o jedynie do upadku ducha i zguby.
Kieszenie - czy ma co� w kieszeniach, co mog�oby 'przyda�? Co� na tyle ci�kiego, �eby waln�� Szendni g�ow� i wprawi� w szok na czas wystarczaj�co d�ugi, u straci� kontrol� nad kierownic� i rozbi� samoch�d. U( nolds zdawa� sobie spraw�, �e sam mo�e zosta� ran r�wnie ci�ko jak pu�kownik, chocia� mia� t� przewaw, by�by przygotowany, ale pi��dziesi�t procent szansy ' lepsze ni� jedna na milion. Wiedzia� dok�adnie, ,u Szendr� schowa� kluczyk od kajdank�w.
Szybki przegl�d w my�lach zawarto�ci kieszeni pozl wi� go tej nadziei: mia� tam tylko gar�� forint�w. W�r tego buty - mo�e uda mu si� zdj�� buta i r�bn�� Szendrj twarz, zanimten si� zorientuje, co si� �wi�ci? Zaraz jed( zda� sobie spraw� z daremno�ci tego pomys�u: maj�c w kajdankach m�g�by pr�bowa� niepostrze�enie s' do but�w jedynie mi�dzy kolanami, a te by�y ciasno s| powane... W�a�nie przyszed� mu do g�owy jeszcze j(' pomys�, desperacki, lecz nie bez szans, kiedy pu�kowi si� odezwa�, po raz pierwszy od pi�tnastu minut, od" wyruszyli w drog�.
- Jest pan niebezpiecznym cz�owiekiem, panie liut zauwa�y� lekkim tonem. - Za du�o pan my�li... jak KE Zna pan waszego wielkiego Szekspira, oczywi�cie.
Ostatnia granica � 25
* nie odpowiedzia�. Ka�de s�owo tego cz�owie-
ipkn.
ni- najniebezpieczniejszym, jakiego mia�em tu
l .'U1, a paru gotowych na wszystko ludzi siedzia-
iii .samym miejscu co pan - ci�gn�� Szendr� z
\ lt% pan, dok�d pan jedzie, i zdaje si� pan nie
' Ale oczywi�cie pan si� denerwuje.
� dulej milcza�. Ten plan m�g� si� uda�... naj-"Jllwo�� sukcesu wystarcza�a, aby usprawied-
iir/hyt towarzyski, m�wi�c najogl�dniej -\ nik.
�rosa i wyrzuci� zapa�k� przez okno. Rey-lywnia�: czeka� w�a�nie na co� takiego. ' icj�, �e jest panu wygodnie? - spyta�
Iteynolds przybra� ten sam ton niedba�ej i kownik. - Ale z ch�ci� zapali�bym papiero-i>aii nic przeciwko temu. burd zo. - Szendr� by� sam� uprzejmo�ci�.
��woich go�ci. Znajdzie pan kilka le��cych i.u. Tani i pospolity gatunek, niestety, ale 'i/t-nia, �e ludzie w pa�skim... po�o�eniu irdni w tych sprawach. Ka�dy papieros, iikicRo gatunku, pomaga podczas stresu. Noynolds wskaza� g�ow� ga�k� na tablicy wojej stronie. - Zapalniczka, tak? ""/c j<*j u�y�.
ii.'il sp�tane r�ce, nacisn�� zapalniczk�
K nudach; roz�arzona spirala zab�ys�a
ni �wietle znad szyby. Wtem r�ce mu
i na pod�og�. Si�gn�� w d�, ale jego
<>n,' na �a�cuchu kilkana�cie centy-
/. i kl�� cicho pod nosem.
i u: i Reynolds prostuj�c si�, spojrza�
ulkownika nie by�o z�o�ci, tylko mie-
i i podziwu, z przewag� tego ostat-
26 � Alistair MacLean
Ostatnia granica � 27
- Bardzo, bardzo sprytnie, panie Buhl. Powiedzia �e jest pan niebezpiecznym cz�owiekiem i coraz bard/H si� w tym upewniam. - Zaci�gn�� si� g��boko papierosr( - Otwieraj� si� teraz przed nami trzy r�ne mo�liwie prawda? �adna z nich, musz� przyzna�, nie jest dla szczeg�lnie poci�gaj�ca.
- Nie wiem, o czym pan m�wi.
- Wspaniale! - Szendr� u�miecha� si� szeroko. - '/� mienie w pana g�osie nie mog�oby brzmie� prawdziwi^ Jak powiedzia�em, mamy przed sob� trzy warianty. wszy: schylam si� us�u�nie, �eby j� podnie��, � pan z < :il si�y wali mnie w ty� g�owy kajdankami. Z pewno�ci� st j ci�bym przytomno��, za� pan bardzo uwa�nie, cho� <l| kretnie, obserwowa�, gdzie chowam kluczyki.
Reynolds spojrza� na niego pozornie nierozumiejacj wzrokiem, ale w ustach ju� czu� gorycz pora�ki.
- Drugi wariant: rzucam panu pude�ko zapa�ek. p| zapala jedn�, podpala g��wki w ca�ym pude�ku i cisk;i | je w twarz, samoch�d rozbija si� i kto wie, co dalej? te� poda� panu ogie�, zapalniczk� lub papierosem, wt�< chwyt judo za kciuk, par� z�amanych palc�w, przej�cii nadgarstek i kluczyki s� do pa�skiej dyspozycji. Pan Buhl, musi si� pan obej�� smakiem.
- M�wi pan bzdury - powiedzia� Reynolds grubia�s
- Mo�e, mo�e... Mam podejrzliw� natur� i dlatego Jol cze chodz� po tym �wiecie. - Rzuci� co� Reynoldsowi kolana. - Oto jedna zapa�ka. Mo�e j� pan zapali� o met.ij wy zawias schowka.
Reynolds siedzia� i pali� w milczeniu. Nie m�g� chcia� si� podda�, chocia� wiedzia� w g��bi serca, �e md czyzna za kierownic� zna si� na wszystkich sztuczk;iq nawet takich, o kt�rych on sam nie ma poj�cia. Przysz�o i do g�owy jeszcze p� tuzina pomys��w, ka�dy bardziej 14 tastyczny i niedorzeczny od poprzedniego, i w�a�nie czy� pali� drugiego papierosa - odpali� go od pierwszoi kiedy pu�kownik zredukowa� bieg, rozejrza� si� po czu, zahamowa� nagle i skr�ci� w wiejsk� drog�. P� mind p�niej, kiedy jechali ni� r�wnolegle do szosy, nie dni ni� dwadzie�cia metr�w od niej, ale skryci za g�styrf
i kr/akami. Szendr� zatrzyma� samoch�d i zga-�ikzo �wiat�a mijania i pozycyjne; mimo mrozu kohca okno i wbi� wzrok w Reynoldsa. �wiat�o ula� pali�o si� w ciemno�ci.
/licznie, pomy�la� Reynolds ponuro. Nieca�e kilometr�w do Budapesztu, ale on ju� nie
kac. Reynolds nie mia� �adnych z�udze�, Uial w swoim czasie dost�p do tajnych akt Ino�ci W�gierskiego Urz�du Bezpiecze�-rwawym powstaniu pa�dziernikowym ty-I pi��dziesi�tego sz�stego roku. By�a to
'.tura, trudno wprost uwierzy�, �e funkcjo-'.'.y AVH jak si� ostatnio nazywali - nale�� /.kiej. Gdziekolwiek si� pojawili, nie�li ze
<i:lado, �mier� za �ycia i �mier� w sensie i�lnil �mier� ludzi starych w obozach ze-rli w obozach niewolniczej pracy, szybk�
��h egzekucji i potworn� �mier� w m�czar-
> przechodzili najokrutniejsze tortury, ja-
'h szata�skich umys�ach wymy�le� wyrafi-
i /awsze trafiaj�cy do policji politycznej
� kich na ca�ym �wiecie. A �adna z nich w ' � przewy�szy�a ani nawet nie dor�wna�a
� \ O w nieopisanych okropno�ciach, nielu-
� .lwach i wszechobecnym terrorze, pod ja-
� trzymali bezbronnych, zastraszonych do ic/.yli si� wiele od hitlerowskiego Gestapo wojny �wiatowej i pog��bili t� wiedz� pod VI), swoich obecnych radzieckich zwierzaj uczniowie przero�li mistrz�w i wpr�wa-\ na u�owi� udoskonalenia i jeszcze skute-v zastraszania, o jakich innym si� nawet
k S/I-IK l r� by� nadal w rozmownym nastro-wzuil torb� Reynoldsa z tylnego siedze-ki)lnnnch i spr�bowa� otworzy�. By�a za-
28 � Alistair MacLean
- Klucz - powiedzia� Szendr�. -1 prosz� mi nie m�\\; �e pan go nie ma, albo �e si� zgubi�. Obaj, jak s�dz�, pan Buhl, wyro�li�my ju� z przedszkola.
To prawda, pomy�la� Reynolds ponuro.
- Jest w kieszeni mojej marynarki - rzek�.
- Prosz� go wyj��. I pana dokumenty tak�e.
- Nie mog� do nich dosi�gn��.
- Ja to zrobi�.
Reynolds skrzywi� si�, kiedy poczu� mocny ucisk l rewolweru na ustach i r�k� pu�kownika wyjmuj�ca dokumenty z kieszeni na piersiach z wpraw�, jakiej powstydzi�by si� zawodowy kieszonkowiec. Po chv Szendr� ju� siedzia� na swoim miejscu z otwart� torb;i l kolanach; bez namys�u przeci�� p��cienn� podszewk� wyci�gn�� z g��bi cienki plik papier�w, kt�re zacz�� portf nywa� z dokumentami z kieszeni Reynoldsa.
- No, no, no, panie Buhl. Interesuj�ce, bardzo interi" j�ce. Zmienia pan to�samo�� niczym kameleon barwo. zwisko, miejsce urodzenia, zaw�d, nawet narodowi wszystko nowe w mgnieniu oka. Nadzwyczajna przeiniiij - Ogl�da� dwa zestawy dokument�w, trzymaj�c ka�dy! innej r�ce. - Kt�remu z nich, je�li ju�, mamy wierzy�?
- Austriackie papiery s� fa�szywe - burkn�� Reynol Po raz pierwszy przesta� m�wi� po niemiecku i przesad na p�ynny, kolokwialny w�gierski. - Dosta�em wiadoi �e moja matka, kt�ra od wielu lat mieszka�a w Wiedr jest umieraj�ca. Musia�em je zdoby�.
- Oczywi�cie, A co z pa�sk� matk�?
- Nie �yje. - Reynolds prze�egna� si�. - Znajdzie panj nekrolog we wtorkowej gazecie. Maria Rakosi. �
- Doszed�em ju� do tego, �e by�bym zdziwiony, gdyhj nie znalaz�.
Szendr� te� m�wi� po w�giersku, ale jego akcent niol budapeszte�ski, Reynolds by� tego pewien: sp�dzi� \v| kator�niczych miesi�cy ucz�c si� wszystkich budapes/t skich nalecia�o�ci i idiom�w od by�ego profesora j�/yl �rodkowoeuropejskich z Uniwersytetu Budapeszt skiego.
Ostatnia granica � 29
nieszcz�cie - ci�gn�� pu�kownik. - Sk�aniam bym wsp�czuciu, metaforycznie, rozumie pan. lilzi pan, �e nazywa si� Lajos Rakosi? Bardzo nazwisko.
il�v l prawdziwe. Znajdzie je pan w ewidencji (trudzenia, miejscem zamieszkania i dat� �lu-
iiszcz�dzi�. - Szendr� zaprotestowa� pod-
- Nie w�tpi�. Nie w�tpi�, �e mo�e mi pan /koln� z wydrapanymi swoimi inicja�ami i ilawn� ma�� przyjaci�k�, kt�rej odni�s� ki d<i domu. Nie zrobi to na mnie najmniej-
Co natomiast robi na mnie wra�enie, to u-upulatno�� i precyzja dzia�ania nie tylko
� kich zwierzchnik�w, kt�rzy tak starannie na do jakich� wyznaczonych przez siebie cdy dot�d nie zetkn��em si� z tak� perfe-
11 karni, pu�kowniku. Jestem zwyk�ym,
Mog� tego dowie��. To prawda, mam
irkie papiery. Ale moja matka by�a
11 wa�em si� i�� na ca�o��. Nie pope�ni-
i) przest�pstwa przeciwko naszemu
pan to przyzna. Gdybym chcia�, m�g�-
idzie, ale nie chcia�em. M�j kraj jest
peszt jest moim rodzinnym miast�m.
. ka - mrukn�� Szendr�. - Nie wr�ci� i lo pan przyjecha� i to zapewne po raz prost na Reynoldsa i nagle wyraz jego
Tam, za panem!
>\vo obejrza� si�, zanim sobie u�wiado-knal po angielsku, cho� w jego oczach i c, co by zdradza�o jego intencje. Od-iii /. min� niemal znudzon�. /.nam angielski - m�wi� teraz po an-i wnego? Drogi pu�kowniku, gdyby pan ./tu, sk�d pan nie pochodzi, wiedzia�-
iiHJinniej pi��dziesi�t tysi�cy miesz-
Ostatnia graniga �
31
30 � Alistair MacLean
kafic�w stolicy. Dlaczego tak powszechna umiej�b
mia�aby budzi� podejrzenie?
- Do licha! - Szendr� klepn�� si� r�k� w udo. -Wsp;i le, naprawd� wspaniale. Zaczynam odczuwa� zaw�d zazdro��. �eby Anglik czy Amerykanin-Anglik, jak sini. ameryka�ska intonacja jest trudna do ukrycia - na si� tak dobrze m�wi� po w�giersku, w dodatku z bi' szte�skim akcentem, to ju� niema�o. Ale �eby Angl wi� z tym akcentem po angielsku, to doprawdy nadzv.
ne!
- Na mi�o�� bosk�, nie ma w tym nic nadzwyczajnr. zirytowa� si� Reynolds. - Przecie� jestem W�grem,
- Obawiam si�. �e nie. - Szendr� potrz�sn�� g�o\v.i Pa�scy zwierzchnicy przygotowali pana bardzo dobr/c marginesie: jest pan wart fortun� dla ka�dego kontrwyw du na �wiecie, ale jednej rzeczy nie mogli pana nauc/ poniewa� jej nie znaj�. M�wi� o mentalno�ci ludzki S�dz�, �e mo�emy rozmawia� otwarcie, jak dwaj intelir.' tni m�czy�ni i zostawi� na boku d�te patriotyczne ba u-' wyg�aszane na u�ytek tak zwanego proletariatu. Jest kr�tko m�wi�c, mentalno�� ludzi pokonanych, zastnn> nych, niepewnych dnia ani godziny.
Reynolds patrzy� na niego ze zdumieniem: ten cz�ow musia� by� nies�ychanie pewny siebie.
- Widzia�em wielu naszych rodak�w, panie Buhl - n n�� Szendr� nie zwracaj�c uwagi na zdziwienie Reynoli
- id�cych na straszliwe tortury i �mier�. Wi�kszo��
sparali�owana z przera�enia, niekt�rzy dygocz� i pl;i
nieliczni trz�s� si� z w�ciek�o�ci. Pan nie pasuje do zad
z tych kategorii, cho� pan powinien. Ale, jak ju� m�w i t
s� rzeczy, o kt�rych pa�scy mocodawcy nie mog� wied/.l
Siedzi pan ko�o mnie i na ch�odno, bez emocji ca�y c
planuje pan i kalkuluje, ani na chwil� nie przestaje
patrywa� mo�liwo�ci ucieczki, ufny w swoje si�y i zdol iv
do skorzystania z pierwszej okazji, jaka si� nadarzy. (Id
pan by� cz�owiekiem mniejszego kalibru, panie Buhl,
chowanie nie zdradzi�oby pana tak �atwo...
Przerwa� -nagle i zgasi� g�rne �wiat�o, gdy ich , bieg� warkot zbli�aj�cego si� samochodu; zamkn��
us/.UI
apierosa z r�ki Reynoldsa i rozdepta� go
nie powiedzia� ani si� nie poruszy�, dop�ki
auto, ledwo widoczne zza o�lepiaj�cych
� imcc cicho po o�nie�onej nawierzchni, nie inno�ci. Kiedy nie by�o go ju� wida� ani � zawr�ci� na szos� i ruszy� pe�nym gazem,
�wy bezpiecze�stwa, po zdradzieckiej dro-u> padaj�cego �niegu.
i'l:ipi'sztu zaj�a im p�torej godziny - by�a
i n;i podr�, kt�ra w normalnych warunkach
'� kr�cej. Ale zas�ona z du�ych puszystych
li w �wietle reflektor�w stawa�a si� co-
i�li zwolni�, czasem posuwaj�c si� w
uipie. Pracuj�ce ci�ko wycieraczki mo-
nieg, przesuwaj�c si� po coraz w�szym
ustawa�y zupe�nie. Przynajmniej dzie-
misia� zatrzymywa� samoch�d, �eby wy-
Klio.
;ma�cie kilometr�w od granic stolicy, liul z g��wnej drogi zapuszczaj�c si� w \ch uliczek. Na wielu z nich, pokrytych :|, zdradziecko maskuj�c� dziury w na-� liylo z pewno�ci� pierwszym pojazdem r(ly od pocz�tku �nie�ycy. Jednak mimo i j jazdy Szendr� nie przestawa� co kilka Keynoldsa; jego nies�abn�ca czujno�� nnl nieludzka.
"drafil odpowiedzie� sobie na pytanie,
i k /jecha� z g��wnej drogi, podobnie jak
itrzyma� si� w polu. To, �e pragn��
ni� z autem milicyjnym jad�cym na
i. n teraz omin�� blokad� na obrze-
�am s�ysza� w Wiedniu, by�o oc�ywi-(�KO zachowania by�y niezrozumia�e, wiul si� d�u�ej nad tym problemem, .usta�o mu najwy�ej dziesi�� minut.
�Iziulnicy willowej, wzd�u� kr�tych, uycli u liczek Budy, zachodniej cz�ci
32 � Alistair MacLean
miasta, opadaj�cej do Dunaju. �nieg zn�w troch� si� ] rzedzi� i Reynolds obr�ciwszy si� w fotelu m�g� dostr/^ kamienisty stok G�ry Gellerta, jej szare granitowe sk�( stercz�ce ponad nawianym �niegiem; pot�n� sylwcll Hotelu Gellerta i, gdy zbli�yli si� do mostu Francisil J�zefa, wierzcho�ek g�ry, gdzie w dawnych czasach biskl Gellert, kt�ry narazi� si� swoim ziomkom, zosta� wepchni ty do beczki nabitej gwo�dziami i str�cony do Dunaju <l za amatorska robota, pomy�la� Reynolds ponuro. Po/l* wiono go w ten spos�b �ycia w ci�gu paru minut. Dzisi:i|j piwnicach Andrassy zabrano by si� do tego znacznie pf cyzyjniej.
Przejechali ju� przez Dunaj i skr�cili w lewo na C�r niegdy� modny bulwar pe�en kafejek na �wie�ym pow trzu, le��cy w Peszcie, po drugiej stronie rzeki. Tera/ ciemny i wyludniony, jak niemal wszystkie ulice, i \vyd wa� si� staro�wiecki, anachroniczny- nostalgiczna i �ali na pozosta�o�� z dawnych, szcz�liwszych czas�w. Trucf by�o, niemal nie spos�b, przywo�a� duchy tych, kt�rzy H cerowali tu zaledwie dwie dekady temu, beztroscy, rad ni, pewni, �e nie b�dzie innego jutra, �e wszystkie ji b�d� takie same jak dzie� dzisiejszy. Nie spos�b by�o ' obrazi� sobie, cho�by mgli�cie, wczorajszy Budapeszt., i pi�kniejsze i najpogodniejsze z miast; miasto, jakim \\1 den nigdy nie by�; miasto, do kt�rego przyje�d�a�o na Kij ko, na dzie� lub dwa, tylu obcokrajowc�w ze wszysiK stron, po to, aby nigdy ju� st�d nie wyjecha�. Ale to u i stko min�o, nawet pami�� o tym si� zatar�a.
Reynolds nigdy przedtem tu nie by�, ale zna� to mii jak ma�o kt�ry z jego rdzennych mieszka�c�w. Na �arli nim brzegu Dunaju Zamek Kr�lewski. gotycko-maui-H ska Baszta Rybacka i ko�ci� �w. Macieja wznosi�y si<; mai niewidoczne w �nie�nej ciemno�ci, on jednak dzia�, gdzie s� i jak wygl�daj�, jakby mieszka� tu ca�e /y Po prawej stronie mijali wspania�y gmach Parlamc-i jego tragicznym, naznaczonym krwi� dziedzi�cem, ud podczas powstania pa�dziernikowego mia�a miejsce in| kra ponad tysi�ca W�gr�w rozjechanych przez czo�gi i J
Ostatnia granica � 33
� 11 � re�ym ogniem ci�kich karabin�w maszyno-
� mych przez AVO na dachu tego� Parlamentu.
l o prawdziwe, ka�dy budynek, ka�da ulica
miejscu, dok�adnie tam, gdzie mia�y by�, ale
nogi si� pozby� rosn�cego poczucia nierze-
ji, jakby by� widzem na spektaklu i ogl�da�
^ innego. Jako cz�owiek o przeci�tnej
i a twarde szkolenie stara�o si� ca�kiem wy-'
l>y podporz�dkowa� wszystkie emocje i
ni intelektu i rozs�dku, by� �wiadom dziw-
icHo umys�u i nie wiedzia�, czemu to przypi-
lowaly to przeczucie pora�ki i tego, �e stary
nie wr�ci do kraju? Albo mo�e zimno, zm�-
M>s� i widmowy welon wiruj�cego �niegu
�ystk