1650

Szczegóły
Tytuł 1650
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1650 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1650 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1650 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "Ig�a" autor: Ken Follett tytu� orygina�u: "The Eye of the Needle" prze�o�y�a: Ma�gorzata Targowska-Grabi�ska tekst wklepa�: [email protected] Czytelnik - Warszawa 1989 copyright c) 1978 by Ken Follett Ali Rights Reserved Ok�adk� i kart� tytu�ow� projektowa� W�adys�aw Brykczy�ski (c) Copyright for the Polish edition by Sp�dzielnia Wydawnicza "Czytelnik' Warszawa 1981 ISBN 83-07-00479-9 * * * Wst�p Na pocz�tku 1944 roku wywiad niemiecki zbiera� dowody na istnienie pot�nej grupy wojsk w po�udniowo-wschodniej Anglii. Samoloty rozpoznawcze dostarczy�y zdj�� barak�w, lotnisk oraz eskadr okr�t�w wojennych w zatoce Wash. Zauwa�ono genera�a Georga S. Pattona, ubranego w swoje charakterystyczne r�owe bryczesy, kt�ry przechadza� si� w towarzystwie bia�ego buldoga; stwierdzono znacznie intensywniejsz� dzia�alno�� radiow� i cz�st� wymian� meldunk�w mi�dzy oddzia�ami. Szpiedzy niemieccy przebywaj�cy w Wielkiej Brytanii potwierdzali wszystkie te obserwacje. Oczywi�cie nie by�o �adnej armii. Okr�ty wojenne zbudowano z gumy i drewna, wojskowe baraki by�y tylko makietami; Patton nie mia� pod swym dow�dztwem ani jednego �o�nierza; meldunki nadawane przez radio by�y bez znaczenia; szpiedzy okazali si� podw�jnymi agentami. Celem tych wszystkich zabieg�w by�o wprowadzenie wroga w b��d, tak �eby zacz�� przygotowania do odparcia inwazji w rejonie Pas de Calais. L�dowanie wojsk alianckich w Normandii 6 czerwca 1944 roku mia�oby wtedy wszelkie atuty zaskoczenia. By� to dok�adnie przemy�lany, szale�czy plan oszukania nieprzyjaciela. Tysi�ce ludzi uczestniczy�o w jego realizacji. By�oby cudem, gdyby kt�ry� ze szpieg�w Hitlera o nim si� nie dowiedzia�. Czy rzeczywi�cie dzia�ali jacy� szpiedzy? Ludzie byli w�wczas przekonani o istnieniu Pi�tej Kolumny. Po wojnie ur�s� mit, �e MI5 wychwyci�a wielu agent�w jeszcze przed Bo�ym Narodzeniem roku 1939. Zdawa�o si�, �e pozosta�o bardzo niewielu szpieg�w, gdy� MI5 unieszkodliwi�a prawie wszystkich. Ale wystarczy�by tylko jeden... Wiemy, �e Niemcy zauwa�yli wszystkie znaki, kt�re mieli zobaczy� we Wschodniej Anglii. Wiemy r�wnie�, �e podejrzewali podst�p i robili wszystko, aby wykry� prawd�. Tyle m�wi historia i w historycznych ksi��kach �adnych innych fakt�w nie znalaz�em. Reszta jest fikcj�. A jednak my�l�, �e podobna historia musia�a si� zdarzy�... Camberley, Surrey czerwiec 1977 Niemcy byli prawie zupe�nie wyprowadzeni w pole - tylko Hitler mia� trafne przeczucie i chcia� umocni� swoje podejrzenie... A.I.P. Taylor Historia Anglii 1914-1945 Cz�� pierwsza By�a to najch�odniejsza zima w Anglii od czterdziestu pi�ciu lat. �nieg odci�� wsie od reszty kraju, a Tamiza zamarz�a. Zdarzy�o si� nawet jednego dnia w styczniu, �e poci�g z Glasgow dotar� do dworca Euston w Londynie z dwudziestoczterogodzinnym op�nieniem. �nieg i zaciemnione ulice sprawi�y, �e poruszanie si� po jezdniach sta�o si� niebezpieczne, ilo�� wypadk�w drogowych zwi�kszy�a si� w dw�jnas�b, a ludzie opowiadali sobie kawa�y o tym, �e wi�kszym ryzykiem jest jazda w nocy Austinem po Piccadilly, ni� wyprawa czo�giem przez Lini� Zygfryda. Z nadej�ciem wiosny �wiat jakby si� odmieni�. Balony zaporowe unosi�y si� majestatycznie na b��kitnym niebie, �o�nierze na urlopie przechadzali si� po ulicach Londynu i flirtowali z dziewcz�tami w letnich sukienkach. Miasto nie wygl�da�o wcale jak stolica kraju, kt�ry bierze udzia� w wojnie. Oczywi�cie mo�na by�o zauwa�y� pewne oznaki wojny i Henry Faber, jad�c na rowerze z dworca Waterloo w stron� Highgate, widzia� je wyra�nie: stosy work�w z piaskiem przed wa�nymi urz�dami, schrony w podmiejskich ogr�dkach, propagandowe afisze o ewakuacji i ostrze�enia przed powietrznymi nalotami. Faber obserwowa� wszystkie te znaki - by� o wiele bardziej spostrzegawczy ni� przeci�tny urz�dnik kolejowy. Zobaczy� t�umy dzieci w parkach i zrozumia�, �e ewakuacja nie dosz�a do skutku. Wiedz�c o racjonowaniu benzyny policzy� samochody na drodze i obejrza� reklamy nowych modeli pojazd�w. Wiedzia�, co znacz� t�umy robotnik�w przychodz�cych do fabryk na nocn� zmian�, podczas gdy par� miesi�cy temu by�y k�opoty ze znalezieniem pracy dla jednej zmiany. Przede wszystkim �ledzi� ruch wojska w pobli�u brytyjskich linii kolejowych: ca�a dokumentacja przechodzi�a przez jego biuro i stanowi�a �r�d�o cennych informacji. Dzisiaj, na przyk�ad, otrzyma� opiecz�towan� porcj� formularzy, dzi�ki kt�rym dowiedzia� si�, �e utworzono nowe Si�y Ekspedycyjne. Mia� ca�kowit� pewno��, �e powo�ano sto tysi�cy m�czyzn z zamiarem wys�ania ich do Finlandii. Tak, wsz�dzie by�y znaki, tylko �e co� niepowa�nego kry�o si� w tym wszystkim. Programy radiowe na�miewa�y si� z wojennych rozporz�dze�, s�ycha� by�o zbiorowe �piewy w schronach przeciwlotniczych, a eleganckie kobiety nosi�y maski gazowe w pojemnikach projektowanych przez wielkich krawc�w. M�wi�o si� o "nudnej wojnie". By�o to bardzo prawdziwe i jednocze�nie trywialne, jak film ogl�dany w kinie. Wszystkie, bez wyj�tku, ostrze�enia o nalotach okazywa�y si� fa�szywym alarmem. Faber mia� na to wszystko sw�j w�asny punkt widzenia - no, ale Faber by� kim� zupe�nie obcym. Skierowa� rower w stron� Archway Road i pochyli� si� do przodu, by �atwiej m�c pokona� strome wzg�rze; jego d�ugie nogi pracowa�y bez wysi�ku niczym t�oki lokomotywy. By� w �wietnej formie jak na swoje trzydzie�ci dziewi�� lat, do kt�rych si� nie przyznawa�. Ukrywa� te� wiele innych spraw, czuj�c si� bezpieczniej w�r�d ci�g�ych k�amstw. zacz��si� poci�, kiedy wspina� si� na wzg�rze wiod�ce do Highgate. Budynek, w kt�rym mieszka�, by� jednym z najwi�kszych w okolicy i dlatego w�a�nie zdecydowa� si� tam zatrzyma�. Wiktoria�ski, ceglany dom sta� jako ostatni z sze�ciu wzniesionych na wzg�rzu. Domy by�y wysokie, w�skie i ciemne jak my�li ludzi, dla kt�rych zosta�y zbudowane. Ka�dy mia� trzy pi�tra i suteren� z wej�ciem dla s�u�by - w dziewi�tnastym wieku angielscy mieszczanie upierali si� przy budowie specjalnego wej�cia dla s�u�by, nawet je�li jej w og�le nie mieli. Faber mia� cyniczny stosunek do Anglik�w. W�a�cicielem mieszkania pod numerem sz�stym by� pan Harold Garden z ma�ej sp�ki "Garden's Tea and Coffee", kt�ra zbankrutowa�a w latach wielkiego kryzysu. Poniewa� przez ca�e �ycie pan Garden przestrzega� zasady, �e niewyp�acalno�� jest grzechem �miertelnym, nie pozosta�o mu nic innego, jak tylko umrze�. Posiad�o�� dosta�a si� w spadku jego �onie, kt�ra by�a zmuszona wzi�� lokator�w. Polubi�a swoj� now� rol� gospodyni, chocia� etyka �rodowiska zmusza�a j� do udawania, �e jest tym faktem troch� zawstydzona. Faber zajmowa� pok�j z mansardowym oknem na najwy�szym pi�trze. Mieszka� tam od poniedzia�ku do pi�tku, weekendy sp�dza� z matk� w Erith, o czym poinformowa� pani� Garden. W rzeczywisto�ci mia� jeszcze jedn� gospodyni� w Blackheath, dla kt�rej nazywa� si� Baker i by� komiwoja�erem firmy produkuj�cej przybory do pisania, sp�dzaj�cym ca�y tydzie� w drodze. Wjecha� przez ogr�d, �cie�k� pod wysokimi oknami frontowego pokoju. Wprowadzi� rower do szopy i unieruchomi� go przy maszynie do strzy�enia trawy - prawo zabrania�o pozostawiania pojazd�w nie zabezpieczonych. Ziemniaki w skrzynkach wok� szopy wypuszcza�y ju� kie�ki. Ze wzgl�du na wojn� pani Garden zmieni�a grz�dki z kwiatami na ogr�d warzywny. Faber wszed� do domu, powiesi� kapelusz na wieszaku w korytarzu, umy� r�ce i pospieszy� na kolacj�. Trzej pozostali lokatorzy siedzieli ju� przy stole: pryszczaty ch�opiec z Yorkshire, kt�ry bardzo chcia� wst�pi� do wojska, sprzedawca wyrob�w cukierniczych o przerzedzonych, jasnych w�osach i oficer marynarki na emeryturze, z wyra�nie znudzon� min�. Faber uk�oni� si� i usiad�. Sprzedawca w�a�nie opowiada� dowcip: - Wi�c dow�dca eskadry m�wi: "Wcze�nie wr�ci�e�", a pilot odwraca si� do niego i odpowiada: "Tak jest, rozrzuci�em ulotki zwi�zane w paczki. Taki chyba by� rozkaz?" A wtedy dow�dca eskadry: "O Bo�e, przecie� mog�e� kogo� zrani�!" Oficer marynarki zachichota�, a Faber u�miechn�� si� grzecznie. Pani Garden wesz�a z dzbankiem herbaty. - Dobry wiecz�r, panie Faber. Zacz�li�my je�� bez pana. Mam nadziej�, �e nam pan wybaczy. Faber rozsmarowa� cienko margaryn� na kromce chleba, kt�ra by�a ca�ym posi�kiem, i nagle zat�skni� za kawa�kiem dobrej kie�basy. Mo�na ju� sadzi� pani ziemniaki - poinformowa� gospodyni�. Jad� bardzo szybko. Pozostali k��cili si�, czy Chamberlain powinien by� odsuni�ty po to, by Churchill m�g� zaj�� jego miejsce. Pani Garden wyrazi�a swoje zdanie na ten temat, a potem czeka�a na opini� Fabera. By�a kwitn�c� kobiet�, mo�e tylko troch� za t�g�. Dochodzi�a prawie do wieku Fabera, niemniej ubiera�a si� jak kobieta trzydziestoletnia i Faber domy�la� si�, �e bardzo pragn�a po raz drugi wyj�� za m��. Nie bra� udzia�u w dyskusji. Pani Garden w��czy�a radio. W�r�d trzask�w dobieg� ich g�os spikera: "Tu rozg�o�nia radia BBC. Nadajemy audycj� pod tytu�em �To znowu ten cz�owiek�". Faber s�ysza� j� ju� przedtem. By�a dalszym ci�giem opowiadania o niemieckim szpiegu Funfie. Przeprosi� wszystkich i wycofa� si� na g�r� do swego pokoju. Gdy audycja si� sko�czy�a, pani Garden zosta�a sama: oficer marynarki poszed� ze sprzedawc� do pubu, a ch�opiec z Yorkshire, kt�ry by� bardzo religijny, uda� si� na nabo�e�stwo do ko�cio�a. Siedzia�a ze szklaneczk� d�inu w r�ce, patrzy�a na zaciemnione okna i my�la�a o Faberze. Czy naprawd� musia� sp�dza� a� tyle czasu w swym pokoju? Potrzebowa�a towarzystwa, a on nadawa� si� do tego najlepiej. Podobne my�li budzi�y w niej poczucie winy. �eby je z�agodzi�, pomy�la�a o panu Gardenie. Wspomnienia o m�u by�y bardzo konkretne, ale wyblak�e, jak stara kopia filmu z ledwo widocznym obrazem i niewyra�n� �cie�k� d�wi�ku, wi�c cho� pami�ta�a dobrze, co znaczy�o mie� go przy sobie, trudno by�o jednak przywo�a� w pami�ci twarz pana Gardena, spos�b jego ubierania si�, czy te� uwagi, jakimi dzieli�by si� po wys�uchaniu codziennych komunikat�w wojennych. By� niskim eleganckim m�czyzn�, kt�ry robi� �wietne interesy, kiedy dopisywa�o mu szcz�cie, a gdy go opuszcza�o, traci� wszystko. By� pow�ci�gliwy na zewn�trz i niezwykle czu�y w ��ku. Bardzo go kocha�a. Podzieli pewnie los wielu samotnych kobiet, je�li ta wojna szybko si� nie sko�czy. Nala�a sobie nast�pn� porcj�. Pan Faber by� m�czyzn� bardzo spokojnym i na tym w�a�nie polega� ca�y k�opot. Wydawa�o si�, �e nie ma �adnych wad. Nie pali�, nigdy nie czu�a alkoholu w jego oddechu i wszystkie wieczory sp�dza� w swym pokoju s�uchaj�c muzyki klasycznej w radio. Czyta� du�o gazet i chodzi� na d�ugie spacery. Podejrzewa�a, �e nie jest g�upi pomimo swego skromnego zawodu: jego uwagi w trakcie rozm�w z innymi lokatorami �wiadczy�y o nieprzeci�tnej inteligencji. Na pewno, gdyby si� postara�, m�g�by zdoby� lepsz� prac�. Wydawa�o si�, �e wcale nie szuka swej �yciowej szansy, cho� na ni� w pe�ni zas�uguje. To samo mo�a powiedzie� o jego wygl�dzie. By� ca�kiem przystojny: wysoki, d�ugonogi, barczysty i bardzo szczup�y. Wysokie czo�o, d�uga szcz�ka i jasne niebieskie oczy znamionowa�y cz�owieka mocnego. Faber nie by� typem gwiazdora filmowego, ale mia� urod�, jak� lubi� kobiety. Z wyj�tkiem ust: by�y ma�e i w�skie i pani Garden podejrzewa�a, �e ten cz�owiek potrafi by� okrutny. Pan Garden nie by� zdolny do �adnego okrucie�stwa. A jednak na pierwszy rzut oka Faber nie mia� wygl�du m�czyzny, na kt�rego kobieta spojrza�aby dwa razy. Spodnie znoszonego starego garnituru nie zna�y �elazka. Uprasowa�aby je ch�tnie, ale nigdy o to nie poprosi�. Poza tym zawsze nosi� wytarty prochowiec i p�ask� czapk� dokera. Nie mia� w�s�w i przycina� w�osy co dwa tygodnie. Wydawa�o si�, �e zale�y mu na tym, by nie rzuca� si� zbytnio w oczy. Potrzebowa� kobiety, nie by�o co do tego �adnej w�tpliwo�ci. Przez chwil� zastanawia�a si�, czy nie jest przypadkiem antyfeminist�, ale zaraz odrzuci�a t� my�l. Potrzebowa� �ony, �eby dba�a o jego wygl�d i rozbudza�a w nim ambicje. A ona potrzebowa�a m�czyzny dla towarzystwa i do mi�o�ci. Niemniej Faber nigdy nie zrobi� najmniejszego zach�caj�cego gestu w jej stron�. Czasem chcia�o si� jej a� krzycze� ze z�o�ci. Nie mia�a w�tpliwo�ci, �e jest atrakcyjna. Spojrza�a w lustro nalewaj�c sobie nast�pn� porcj� d�inu. Zobaczy�a �adn� twarz, jasne kr�cone w�osy, no i okr�g�e kszta�ty. Wychyli�a kieliszek i zastanowi�a si�, czy to ona powinna zrobi� pierwszy krok. Pan Faber by� oczywi�cie nie�mia�y, chronicznie nie�mia�y. Na pewno by� normalny: pami�ta�a spojrzenie, jakim j� obrzuci�, kiedy dwa razy przechodzi�a obok niego w koszuli nocnej. By� mo�e bezczelno�ci� uda�oby si� jej przezwyci�y� jego nie�mia�o��. Przecie� nic na tym nie straci. Pr�bowa�a wyobrazi� sobie najgorsze, cho�by po to, �eby zobaczy�, jak by si� wtedy czu�a. Przypu��my, �e nie b�dzie chcia� mie� z ni� nic wsp�lnego. Hm, by�oby to co najmniej �enuj�ce, je�li nie upokarzaj�ce. Cios zadany jej dumie. Ale przecie� nikt nie musi si� o tym dowiedzie�. Po prostu ka�e mu si� wyprowadzi�. My�l o jego odmowie zrazi�a j� do ca�ego pomys�u. Wsta�a powoli, my�l�c: "Nie jestem przecie� typem bezwstydnicy". Nadesz�a ju� pora, �eby k�a�� si� do ��ka. Je�li wypije jeszcze jeden d�in, b�dzie mog�a zasn��. Wzi�a ze sob� butelk� na g�r�. Jej sypialnia znajdowa�a si� tu� pod pokojem Fabera i kiedy si� rozbiera�a, s�ysza�a d�wi�ki skrzypiec dobiegaj�ce z jego radia. W�o�y�a now� koszul� nocn� - r�ow�, z haftem wok� szyi; zrobi�o si� jej smutno, �e nikt jej nie zobaczy w tym �adnym stroju. Przygotowa�a ostatni� szklaneczk� d�inu. Zastanawia�a si�, jak te� wygl�da pan Faber, gdy zdejmie ubranie. Pewnie ma p�aski brzuch, w�osy na piersiach i mocno zarysowane �ebra, poniewa� jest taki szczup�y. Zabra�a kieliszek do ��ka i otworzy�a ksi��k�, ale skoncentrowanie si� na lekturze wymaga�o zbyt wielkiego wysi�ku. Poza tym nudzi�y j� literackie romanse. Historie o niebezpiecznych przygodach mi�osnych by�y ciekawe, o ile samej mia�o si� bezpieczn� mi�o�� z w�asnym m�em, a ka�da kobieta potrzebuje czego� wi�cej ni� tylko powie�ci Barbary Cartland. Popija�a d�in i jedynym jej �yczeniem by�o, �eby Faber wy��czy� radio. "To tak, jakby pr�bowa�o si� usn�� na dancingu" - pomy�la�a. Oczywi�cie mog�a go poprosi�, �eby je ca�kiem zgasi�. Spojrza�a na zegarek obok ��ka: by�o po dziesi�tej. Mog�a w�o�y� szlafrok, kt�ry �wietnie pasowa� do koszuli nocnej, przyczesa� troch� w�osy, w�lizgn�� si� w pantofle - ca�kiem gustowne, z wyhaftowanymi r�yczkami - i po prostu wbiec po schodach na nast�pne pi�tro, i zapuka� do jego drzwi. Otworzy�by jej, ubrany pewnie w spodnie i koszulk� trykotow�, a potem spojrza�by na ni� w ten sam spos�b, jak wtedy, kiedy zobaczy� j� w koszuli nocnej, gdy sz�a do �azienki... - G�upia stara idiotka - powiedzia�a do siebie g�o�no. - Szukasz pretekstu, �eby p�j�� do niego. I nagle zastanowi�a si�, czy w og�le potrzebuje pretekstu. By�a przecie� doros�� kobiet� we w�asnym domu i przez dziesi�� lat nie spotka�a m�czyzny, kt�ry by wzbudzi� jej sympati�. Wypi�a d�in do ko�ca, wsta�a z ��ka. W�o�y�a szlafrok, poprawi�a troch� w�osy, wsun�a nogi w pantofle i wzi�a p�k kluczy na wypadek, gdyby jego drzwi by�y zamkni�te i nie us�ysza� jej pukania z powodu g�o�nej muzyki. Na korytarzu nie by�o nikogo. W ciemno�ciach trafi�a na schody. Zamierza�a omin�� stopie�, kt�ry skrzypia�, ale potkn�a si� o wystaj�cy dywan i ca�ym ci�arem stan�a na tym w�a�nie stopniu. Wydawa�o si�, �e nikt nic nie s�ysza�, posz�a wi�c dalej i zapuka�a do drzwi na g�rze. Nacisn�a lekko klamk�. Drzwi by�y zamkni�te. Radio umilk�o i pan Faber zawo�a�: - Tak?! M�wi� bardzo poprawnie: �adnym cockneyem i bez cienia cudzoziemskiego akcentu - mi�y, bezbarwny g�os. - Czy mog� zamieni� z panem s��wko? - zapyta�a. Wydawa�o si�, �e si� waha. Potem powiedzia�: - Nie jestem ubrany. - Ja te� nie - zachichota�a i otworzy�a drzwi zapasowymi kluczami. Sta� tu� przy radiu ze �rubokr�tem w r�ku. By� w spodniach, ale bez trykotowej koszulki. Twarz mia� przera�liwie blad� i wydawa� si� �miertelnie przera�ony. Wesz�a do �rodka i zamkn�a za sob� drzwi, zupe�nie nie wiedz�c, co powiedzie�. Nagle przypomnia�o si� jej zdanie z ameryka�skiego filmu i zapyta�a: - Czy nie postawi�by pan drinka samotnej dziewczynie? By�o to g�upie pytanie, gdy� wiedzia�a, �e nie trzyma u siebie �adnego alkoholu, a ona nie by�a oczywi�cie odpowiednio ubrana, �eby gdzie� p�j��, niemniej zabrzmia�o to uwodzicielsko. I chyba odnios�o oczekiwany skutek. Bez s�owa zbli�y� si� do niej. Zauwa�y�a w�osy na piersiach. Zrobi�a krok w jego stron� i wtedy obj�� j� ramionami, a ona zamkn�a oczy i unios�a twarz. Poca�owa� j�, porusza�a si� mi�kko w jego obj�ciach i nagle poczu�a straszliwy, potworny, nie do zniesienia ostry b�l w plecach; otworzy�a usta w przera�liwym krzyku. Faber us�ysza�, jak potkn�a si� na schodach. Gdyby poczeka�a jeszcze chwil�, zd��y�by w�o�y� nadajnik w pokrowiec, a ksi��k� szyfr�w do szuflady, i nie musia�aby umiera�. Ale zanim uda�o mu si� ukry� wszystkie dowody, us�ysza� klucz w zamku i kiedy otworzy�a drzwi, trzyma� sztylet w pogotowiu. Zada� pierwszy cios, ale nie trafi� w serce, poniewa� poruszy�a si� w jego ramionach. Musia� te� zacisn�� d�o� na jej gardle, �eby zd�awi� krzyk, uderzy� jeszcze raz, ale ona znowu si� poruszy�a i ostrze trafi�o w �ebro, rani�c j� powierzchownie. Zacz�a bardzo krwawi� i zrozumia�, �e spartaczy� ca�� robot�. Zawsze si� tak dzia�o przy chybionym pierwszym uderzeniu. Nie m�g� jej teraz zabi� dodatkowym ciosem, gdy� za bardzo si� kr�ci�a.Trzymaj�c d�o� na jej ustach, �cisn�� palcami szcz�k� i z ca�ej si�y pchn�� kobiet� w stron� drzwi. Uderzy�a g�ow� o drewno z g�uchym �oskotem: �a�owa�, �e �ciszy� radio, ale nie m�g� przecie� przewidzie�, �e wszystko si� tak potoczy. Zanim j� zabi�, zawaha� si� - o wiele lepiej by�oby, gdyby umar�a w ��ku. Doszed� do wniosku, �e wtedy znacznie �atwiej by�oby ukry� ca�� spraw�, ale nie mia� pewno�ci, czy przenoszenie pani Garden nie narobi ha�asu. �cisn�� mocniej jej szcz�k�, unieruchamiaj�c g�ow�, i zada� sztyletem cios, kt�ry rozerwa� ca�e gard�o. Odsun�� si� gwa�townie, unikaj�c w ten spos�b zalania krwi�, a potem zrobi� krok do przodu, �eby z�apa� cia�o, zanim upadnie na pod�og�. Zaci�gn�� pani� Garden na ��ko, staraj�c si� nie patrze� na jej szyj�. Zabija� ju� przedtem, m�g� wi�c przewidzie�, jaka b�dzie reakcja: nast�powa�a, gdy tylko wraca�o poczucie bezpiecze�stwa. Podszed� do umywalki w k�cie pokoju i czeka� na typowe objawy. Wyra�nie widzia� sw� twarz w ma�ym lustrze, przy kt�rym zazwyczaj si� goli�. By�a blada, z szeroko otwartymi oczami. Spojrza� na siebie i pomy�la�: "Zab�jca". Potem zwymiotowa�. Kiedy mia� to ju� za sob�, poczu� si� znacznie lepiej. Teraz m�g� dalej pracowa�. Wiedzia�, co powinien zrobi�: obmy�li� szczeg�y ju� w trakcie zabijania. Umy� twarz, wyczy�ci� z�by i wyszorowa� umywalk�. Potem usiad� przy stole obok radia. Otworzy� notatnik, znalaz� odpowiednie miejsce i zacz�� nadawa� szyfrem. By�a to druga informacja - o powo�aniu armii, kt�ra mia�a by� wys�ana do Finlandii. Kiedy pani Garden przerwa�a mu swym nadej�ciem, przekaza� ju� po�ow� wiadomo�ci. Zako�czy� nadawanie podpisuj�c si�: "Pozdrowienia dla Williego". Sprawnie zapakowa� nadajnik do specjalnie zaprojektowanej walizki. Do drugiej w�o�y� reszt� swych rzeczy. Zdj�� spodnie i spra� �lady krwi, potem umy� si� ca�y dok�adnie. Wtedy dopiero spojrza� na cia�o. Nie mia� �adnych wyrzut�w sumienia. By�a wojna i byli dla siebie wrogami, gdyby jej nie zabi�, na pewno przyczyni�aby si� do jego �mierci. Stanowi�a zagro�enie, wi�c odczu� du�� ulg�, �e zosta�o ono usuni�te. Nie przestraszy go ju� wi�cej. Niemniej zadanie, jakie go jeszcze czeka�o, by�o okropne. Rozpi�� jej szlafrok i podci�gn�� do g�ry nocn� koszul�. Pani Garden mia�a na sobie ozdobne majtki do kolan. Biedna kobieta: chcia�a tylko go uwie��. Ale zanim uda�oby mu si� wyprowadzi� j� z pokoju, na pewno zauwa�y�aby nadajnik, a wyszkoleni przez propagand� Anglicy wsz�dzie wietrzyli szpieg�w. Zabawne, gdyby Abwehra mia�a tak wielu agent�w, jak o tym pisa�y brytyjskie gazety, Anglicy dawno ju� powinni przegra� wojn�. Cofn�� si� i spojrza� na cia�o z ukosa. Co� tu nie gra�o. Spr�bowa� wyobrazi� sobie spos�b rozumowania zbocze�ca seksualnego. Gdyby chorobliwie po��da� takiej kobiety jak Una Garden i zabi� j� tylko dla seksualnego zaspokojenia, co zrobi�by na jego miejscu? Oczywi�cie, �e taki wariat chcia�by j� dok�adnie obejrze�. Faber nachyli� si� nad cia�em, chwyci� koszul� przy szyi i rozdar� a� do pasa. Lekarz policyjny wkr�tce odkryje, �e nikt jej nie zgwa�ci�, ale Faber nie przypuszcza�, �eby to odgrywa�o jak�� istotn� rol�. Ucz�szcza� kiedy� na zaj�cia z kryminologii w Heidelbergu i wiedzia�, �e zdarza�y si� nie skonsumowane zbrodnie seksualne. Poza tym, dla samej tylko ch�ci zmylenia wroga nie potrafi� posun�� si� a� tak daleko. Nie, nawet dla Ojczyzny. Nie pracowa� przecie� w SS. Niekt�rzy z "nich" ustawiliby si� w kolejce, �eby m�c zgwa�ci� trupa. Nie chcia� o tym nawet my�le�. Umy� jeszcze raz r�ce i w�o�y� ubranie. Zbli�a�a si� p�noc. Wyniesie si� za jak�� godzin�, wtedy b�dzie znacznie bezpieczniej. Usiad�, �eby przeanalizowa� ca�� sytuacj� i doj��, w kt�rym miejscu si� pomyli�. Bez w�tpienia pope�ni� b��d. Gdyby zastosowa� wszystkie �rodki ostro�no�ci, by�by ca�kowicie bezpieczny. Gdyby by� ca�kowicie bezpieczny, nikt nie odkry�by jego tajemnicy. Pani Garden odkry�a jego tajemnic� lub raczej odkry�aby j�, gdyby �y�a par� sekund d�u�ej. Znaczy to, �e nie by� ca�kowicie bezpieczny, nie przewidzia� wszystkich okoliczno�ci i wpad� w tarapaty. Dlaczego nie za�o�y� zasuwy na drzwiach? By�oby o wiele lepiej, gdyby brali go za chorobliwie nie�mia�ego. Nie nara�a�by si� wtedy na wizyty roznegli�owanych gospody�, skradaj�cych si� po nocy z zapasowymi kluczami. Ale b��d tkwi� znacznie g��biej. Problem polega� na tym, �e Faber by� kawalerem "do wzi�cia". My�la� o tym z irytacj�, a nie z dum�. Zdawa� sobie spraw�, �e jest mi�ym, atrakcyjnym m�czyzn� i nie by�o w�a�ciwie powodu, dla kt�rego pozostawa� samotny. zacz��obmy�la� �rodki zaradcze, kt�re mog�yby go chroni� przed zalotami ze strony takich pa� Garden. Dlaczego si� dot�d nie o�eni�? Poruszy� si� niespokojnie - nie lubi� zbyt bezpo�rednich pyta�. By�o to ca�kiem proste. Pozosta� kawalerem ze wzgl�du na swoj� prac�. Je�li by�y jakie� inne, powa�niejsze powody, nie chcia� ich zna�. Postanowi� sp�dzi� reszt� nocy na �wie�ym powietrzu. G�sto zadrzewione tereny �wietnie si� do tego nadawa�y. Rano zaniesie walizki do przechowalni baga�u na stacji kolejowej, a wieczorem przeniesie si� do swego pokoju w Blackheath. W�lizgnie si� w swoj� drug� sk�r�. Nie obawia� si� wcale, �e z�apie go policja. Komiwoja�er, zajmuj�cy pok�j w Blackheath tylko w czasie weekend�w, niczym nie przypomina� urz�dnika kolejowego, kt�ry zamordowa� swoj� gospodyni�. Lokator z Blackheath by� wylewny, wulgarny i pretensjonalny. Nosi� krzykliwe krawaty, fundowa� kolejki drink�w w pubie i zupe�nie inaczej czesa� w�osy. Policja roze�le wsz�dzie opis n�dznego niskiego zbocze�ca, kt�ry w obecno�ci kobiet umiera� ze strachu, zanim wykrztusi� s�owo, chyba �e ogarnia�o go chorobliwe po��danie. Nikt nie b�dzie podejrzewa� przystojnego sprzedawcy w kraciastym garniturze, kt�ry nie musi przecie� zabija� kobiet, aby zobaczy� ich piersi. Powinien wymy�li� jeszcze jedn� osobowo��; musia� zawsze mie� co najmniej dwie. Potrzebowa� nowej pracy i �wie�ych papier�w - paszportu, dowodu osobistego, ksi��eczki z kartkami �ywno�ciowymi, metryki urodzenia. Wszystko stawa�o si� tak bardzo ryzykowne. Przekl�ta pani Garden! Dlaczego nie wypi�a tyle co zawsze i nie zasn�a. Wybi�a pierwsza. Faber rozejrza� si� po raz ostatni po pokoju. Nie przejmowa� si�, �e zostawi �lady -jego odciski palc�w znajdowa�y si� oczywi�cie w ca�ym domu i nikt nie b�dzie mia� najmniejszych w�tpliwo�ci, kto jest morderc�. Nie czu� te� �adnego �alu, �e opuszcza miejsce, kt�re by�o jego domem przez dwa lata: nigdy nie uwa�a� go za sw�j dom. �adne miejsce nie by�o dla niego domem. B�dzie zawsze o nim my�la� jak o mieszkaniu, w kt�rym nauczy� si�, �e trzeba zak�ada� zasuw� na drzwiach. Zgasi� �wiat�o, wzi�� walizki, zszed� cicho po schodach i wy�lizgn�� si� w ciemn� noc. Henryk II by� niezwyk�ym kr�lem. W wieku, kt�ry jeszcze nie zna� okre�lenia "kr�tkie wizyty pa�stwowe", przenosi� si� z Anglii do Francji z tak� szybko�ci�, �e zacz�to mu przypisywa� umiej�tno�� pos�ugiwania si� si�ami nadprzyrodzonymi, czemu oczywi�cie nie przeczy�. W roku 1173, w czerwcu czy te� mo�e we wrze�niu, w zale�no�ci od �r�d�a, kt�re wybierzemy, pojawi� si� w Anglii, z kt�rej wyjecha� tak szybko, �e �aden ze wsp�czesnych pisarzy nie zd��y� zauwa�y� tego faktu. P�niejsi historycy odkryli opis jego podr�y w Archiwum Pa�stwowym. W tym czasie kr�lestwo Henryka by�o atakowane przez jego dw�ch syn�w na p�nocnych i po�udniowych kra�cach - od strony szkockiej granicy i po�udniowej Francji. Jaki dok�adnie by� cel jego wizyty? Kogo odwiedza�? Dlaczego trzymane to by�o w tajemnicy, gdy pog�oski o jego zagadkowym przenoszeniu si� z miejsca na miejsce mog�y zawa�y� na losach ca�ej armii. Co osi�gn��? Ten w�a�nie problem niepokoi� Percivala Godlimana w lecie 1940 roku, gdy wojska Hitlera niszczy�y zbo�a na polach Francji, a Brytyjczycy wycofywali si� spod Dunkierki w krwawym zam�cie. Profesor Godliman by� �wietnym znawc� �redniowiecza. Jego ksi��ka o Czarnej �mierci po�o�y�a kres dotychczasowym teoriom na ten temat. Sta�a si� te� bestsellerem i doczeka�a si� wydania kieszonkowego. Maj�c to wszystko ju� za sob�, profesor rozpocz�� studia nad nieco wcze�niejszym i trudniejszym do zbadania okresem. Pi�knego czerwcowego dnia o dwunastej trzydzie�ci w Londynie sekretarka zasta�a Godlimana pochylonego nad o�wietlonym manuskryptem. Profesor pracowicie t�umaczy� �redniowieczn� �acin� i robi� notatki swym ma�o czytelnym pismem. Sekretarka zamierza�a zje�� lunch w ogr�dku restauracyjnym niedaleko Gordon S�uare. Nie cierpia�a sali, w kt�rej przechowywano manuskrypty, gdy� uwa�a�a, �e przesycona jest trupim zapachem. I trzeba by�o u�y� tylu kluczy, aby si� tutaj dosta�; pok�j mia� w sobie co� z atmosfery cmentarza. Godliman sta� przy pulpicie na jednej nodze niczym ptak, z twarz� niewyra�nie widoczn� w s�abym �wietle padaj�cym z g�ry. Wygl�da�, jak duch mnicha, kt�ry napisa� ksi�g� i teraz w zimnej celi czuwa nad sw� cenn� kronik�. Dziewczyna odchrz�kn�a i czeka�a, a� profesor j� zauwa�y. Widzia�a niskiego m�czyzn� po pi��dziesi�tce, przygarbionego i o s�abym wzroku. Ubrany by� w tweedowy garnitur. Wiedzia�a, �e potrafi by� bardzo towarzyski i mi�y, gdy tylko uda si� go wyci�gn�� ze �redniowiecza. Chrz�kn�a znowu i zapyta�a: - Profesorze Godliman? Podni�s� wzrok i u�miechn�� si� na jej widok. Wcale nie przypomina� ducha, ju� raczej czyjego� zbzikowanego ojca. Cze�� - powiedzia� zdziwionym g�osem, zupe�nie jakby spotka� swego najbli�szego s�siada na �rodku Sahary. - Chc� panu przypomnie�, �e jest pan um�wiony na lunch w "Savoyu" z pu�kownikiem Terry. - A tak, rzeczywi�cie. - Wyci�gn�� zegarek z kieszonki kamizelki. - Je�li mam tam i�� na piechot�, powinienem ju� wyruszy�. Skin�a g�ow�. - Tu jest pana maska gazowa. - �e te� pani o wszystkim pami�ta. - U�miechn�� si� znowu i pomy�la�a, �e jest ca�kiem przystojny. Poda�a mu mask�. - Czy powinienem wzi�� p�aszcz? - zapyta�. - Dzi� rano przyszed� pan bez p�aszcza. Jest ca�kiem ciep�o. Czy zamkn�� za panem? - Tak. Dzi�kuj�, dzi�kuj� bardzo. - Schowa� notatnik do kieszeni marynarki i wyszed�. Sekretarka rozejrza�a si� po pokoju, wzdrygn�a si� i pospiesznie opu�ci�a bibliotek�. Pu�kownik Andrew Terry by� Szkotem o czerwonej twarzy, sylwetce przera�liwie szczup�ej od na�ogu palenia papieros�w i przerzedzonych ciemnoblond w�osach, kt�re grubo pokrywa� brylantyn�. Godliman zasta� go siedz�cego przy stoliku w rogu restauracji "Savoy Grill". Nie nosi� munduru. W popielniczce le�a�y ju� trzy niedopa�ki. Terry wsta�, �eby si� przywita�. - Dzie� dobry, wujku Andrew. -Terry by� m�odszym bratem jego matki. - Co u ciebie s�ycha�, Percy? - Pisz� teraz ksi��k� o Plantagenetach. - Godliman usiad�. - Czy�by twoje manuskrypty by�y nadal w Londynie? Bardzo dziwne. - Dlaczego? Terry zapali� nast�pnego papierosa. - Przewie� je na wie� na wypadek bombardowania. - My�lisz, �e powinienem? - Po�owa obraz�w z National Gallery zosta�a ukryta w diablo g��bokiej dziurze w ziemi gdzie� na terenie Walii. M�ody Kenneth Clark jest szybszy od ciebie w zacieraniu �lad�w. Mo�e by�oby rozs�dniej gdyby� i ty wyjecha�, skoro ju� nad tym pracujesz? Nie przypuszczam, �e zosta�o ci wielu student�w. - To prawda. - Godliman wzi�� od kelnera menu. - Nie chc� �adnego alkoholu - powiedzia�. Terry nie patrzy� na kart�. - Ale tak naprawd�, Percy, dlaczego ci�gle jeszcze jeste� w mie�cie? Godliman o�ywi� si� wyra�nie, jak gdyby po raz pierwszy od chwili wej�cia do restauracji co� go naprawd� zainteresowa�o. - Niech wyje�d�aj� dzieci albo instytucje pa�stwowe typu Bert-rand Russell. Ale nie ja, hm, to by�oby jak ucieczka i zmuszanie innych, aby walczyli za mnie. Zdaj� sobie spraw�, �e mo�e nie brzmi to zbyt przekonywaj�co, ale jest to raczej kwestia sentymentu ni� logiki. Terry u�miechn�� si� jak cz�owiek, kt�ry spodziewa� si� w�a�nie takiej odpowiedzi. Nie podtrzymywa� jednak tematu, lecz spojrza� na menu. Po chwili wykrzykn��: - A to co takiego? Pasztet "Le Lord Woolton"! Godliman skrzywi� si�. -- Jestem pewien, �e tylko ziemniaki i warzywa. - Co my�lisz o naszym nowym premierze? - zapyta� Terry, kiedy ju� zam�wili obiad. To osio�. No, ale Hitler jest szale�cem, a jednak zobacz, jak dobrze sobie radzi. A jakie jest twoje zdanie na ten temat? Z Winstonem mo�na wytrzyma�. Przynajmniej jest wojowniczy. Godliman uni�s� brwi Czy znowu bierzesz udzia� w tej ca�ej grze? Hm. Tak naprawd� nigdy si� z niej nie wycofa�em. Ale m�wi�e� przecie�... Powiedz mi, Percy, czy potrafi�by� znale�� cho� jeden resort, kt�ry nie jest zaanga�owany w t� wojn�? - Oczywi�cie, jestem sko�czonym idiot�. Ca�y czas... Przyniesiono im pierwsze danie i napocz�li butelk� Bordeaux. Pogr��ony w my�lach Godliman jad� �ososia saut�. - Wspominasz pewnie ostatni� wojn�? - zapyta� w ko�cu Terry. Godliman przytakn��. - No wiesz, dawne czasy. - G�os jego by� pe�en t�sknoty. - Dzisiejsza wojna jest ca�kiem inna. Moi ludzie nie id� za lini� wroga, aby liczy� namioty, jak robi�o si� za waszych czas�w. Oczywi�cie nale�y to tak�e do ich zada�, jednak s� to sprawy znacznie mniej istotne. Dzisiaj s�uchamy po prostu radia. - Przecie� oni nadaj� szyfrem? Terry wzruszy� ramionami. - Szyfr mo�na z�ama�. Szczerze m�wi�c, udaje si� nam dzisiaj przechwyci� wszystkie potrzebne informacje. Godliman rozejrza� si� niespokojnie po sali, ale na szcz�cie s�siednie stoliki by�y puste i w ko�cu nie nale�a�o do jego obowi�zk�w zwracanie Terry'emu uwagi, �e nieostro�na rozmowa mo�e kosztowa� �ycie. - Tak naprawd� - ci�gn�� Terry - moim zadaniem jest upewni� si�, czy nie posiadaj� potrzebnych im informacji. Jedli teraz pasztet z kurcz�cia. Dania z wo�owiny nie figurowa�y w jad�ospisie. Godliman nie odzywa� si� ani s�owem, podczas gdy Terry m�wi� bez przerwy. - Canaris to �mieszny typ. Admira� Wilhelm Canaris, szef Abwehry. Spotka�em go tu� przed rozpocz�ciem wojny. Lubi Angli�. Podejrzewam, �e nie przepada za Hitlerem. W ka�dym razie wiemy, �e w okresie przygotowa� do inwazji kazano mu przeprowadzi� g��wn� operacj� si� wywiadowczych przeciwko nam, ale nie robi zbyt wiele. Zaraz pierwszego dnia po wybuchu wojny aresztowali�my ich najlepszego cz�owieka w Anglii. Przebywa teraz w wi�zieniu w Wandsworth. Szpiedzy Canarisa to bezu�yteczni ludzie. Fanatyczni faszy�ci, stare damy w pensjonatach, drobni kryminali�ci... - Uwa�aj, stary, chyba si� zagalopowa�e� przerwa� Godliman zdziwiony i troch� z�y na przyjaciela. - Te wszystkie sprawy s� przecie� tajemnic�. Nie chc� o nich nic wiedzie�. Terry wcale si� nie speszy�. - Czy chcia�by� zje�� co� jeszcze? - zaproponowa�. - Ja zamawiam lody czekoladowe. - Nie mam na nic ochoty. - Godliman uni�s� si� z miejsca. -Je�li pozwolisz, to wr�c� do swojej pracy. Terry spojrza� na niego ch�odno. - �wiat mo�e poczeka� na twoj� prac� o Plantagenetach, Percy. Jest teraz wojna, drogi ch�opcze. Chc�, �eby� pracowa� dla mnie. Godliman wpatrywa� si� w niego przez d�u�sz� chwil�. - Ale co, do diab�a, m�g�bym robi�? �apa� szpieg�w - oznajmi� Terry z chytrym u�miechem. W drodze powrotnej do college'u Godliman czu� si� przygn�biony pomimo �adnej pogody. Oczywi�cie przyjmie propozycj� pu�kownika Terry. Jego kraj bierze udzia� w wojnie i je�li Godliman nie uczestniczy czynnie w walce ze wzgl�du na sw�j wiek, jest wci�� wystarczaj�co m�ody, aby s�u�y� pomoc�. Niemniej my�l o porzuceniu pracy, i to w dodatku na nie wiadomo jak d�ugo, przygn�bia�a go. Historia by�a pasj� jego �ycia i od dziesi�ciu lat, od chwili �mierci swej �ony, by� ca�kowicie poch�oni�ty zagadnieniami �redniowiecznej Anglii. Lubi� rozpl�tywa� tajemnice, odkrywa� niejasne przes�anki, analizowa� sprzeczno�ci, demaskowa� k�amstwa, propagand� i legend�. Najnowsza jego ksi��ka b�dzie jedn� z najlepszych, jakie napisano na temat �redniowiecza przez ostatnie sto lat, i na pewno nie pojawi si� druga na tym samym poziomie przez nast�pne stulecie. My�l o tym wiekopomnym dziele zaw�adn�a ca�ym jego �yciem i nag�a konieczno�� porzucenia pracy wyda�a si� prawie niemo�liwa i tak trudna do przyj�cia, jak odkrycie w�asnego sieroctwa i braku wi�z�w krwi z lud�mi, kt�rych zwyk�o nazywa� si� matk� i ojcem. Alarm przeciwlotniczy gwa�townie przerwa� tok jego my�li. Zastanawia� si�, czy nie zignorowa� wycia syren; coraz wi�cej ludzi tak teraz robi�o, a poza tym zosta�o mu tylko dziesi�� minut drogi do collegc'u. Nie zale�a�o mu jednak na powrocie do biblioteki, gdy� wiedzia�, �e tego dnia nie b�dzie ju� wi�cej pracowa�. Poszed� wi�c szybko na stacj� metra i stan�� w t�umie londy�czyk�w t�ocz�cych si� na schodach i brudnych peronach. "Nie chodzi przecie� tylko o to, �e zostawiam pewne sprawy" - pomy�la�. Przygn�bia� go r�wnie� fakt, �e znowu wci�gni�to go w t� ca�� gr�. Oczywi�cie mia�a ona swoje plusy; chodzi�o w niej o odkrywanie znaczenia niewa�nych z pozoru szczeg��w, umiej�tne wykorzystanie inteligencji i sprytu, skrupulatno��, ci�g�e �amig��wki do rozwi�zywania. Z drugiej strony nienawidzi� szanta�u, zdrady, podst�pu, desperackich czyn�w i likwidowania przeciwnika ciosem no�a w plecy. Na peronie przybywa�o ludzi. Godliman usiad� obok m�czyzny w mundurze kierowcy autobusu. Nieznajomy u�miechn�� si� i zadeklamowa�: ,.O gdyby by� tam w Anglii, gdy teraz lato w�a�nie".Wie pan, kto to powiedzia�? ,,Gdzie teraz kwiecie� w�a�nie" ---- poprawi� go Godliman. Robert Browning. - S�ysza�em, �e Adolf Hitler - powiedzia� kierowca. Siedz�ca obok nich kobieta zanios�a si� �miechem i m�czyzna zwr�ci� si� ku niej. - Czy wie pani, co wysiedleniec powiedzia� �onie farmera? - zapyta�. Godliman przesta� s�ucha� i zacz�� przypomina� sobie kwiecie�, w kt�rym on sam t�skni� za Angli�. Skulony na wysokiej ga��zi platanu za lini� frontu wpatrywa� si� w zimn� mg�� francuskiej doliny. Nawet przez lornetk� widzia� jedynie niewyra�ne, ciemne kszta�ty i ju� mia� zamiar zsun�� si� z drzewa i i�� przed siebie mil�, czy nawet dalej, kiedy nagle, zupe�nie nie wiadomo sk�d, pojawili si� trzej niemieccy �o�nierze, usiedli pod drzewem i zapalili papierosy. Po chwili wyci�gn�li karty i zacz�li gra�, a m�ody Percival Godliman zrozumia�, �e znale�li spos�b, �eby wymkn�� si� z oddzia�u, i niechybnie sp�dz� tu ca�y dzie�. Pozosta� na drzewie, staraj�c si� nie poruszy�, a� zacz��dygota� z zimna; czu� bolesny skurcz mi�ni i obawia� si�, �e za chwil� p�knie mu p�cherz. Wyci�gn�� rewolwer i zastrzeli� wszystkich trzech, jednego po drugim, mierz�c prosto w g�owy. Trzech m�czyzn, kt�rzy przed chwil� jeszcze �miali si�, przeklinali, grali w karty na pieni�dze, przesta�o po prostu istnie�. Wtedy w�a�nie po raz pierwszy zabi� cz�owieka, a zrobi� to dlatego, �e musia� si� wysiusia�. Godliman wr�ci� do rzeczywisto�ci zimnego peronu stacji metra i wspomnienia pierzch�y. Poczu� ciep�y wiatr od strony tunelu i po chwili nadjecha� poci�g. Ludzie, kt�rzy z niego wysiedli, szybko usadowili si� na peronie w oczekiwaniu na odwo�anie alarmu. Godliman przys�uchiwa� si� rozmowom swym s�siad�w. - Czy wiesz, co powiedzia� Churchill przez radio? S�uchali�my go w pubie ,,Duke of Wellington". Stary Jack Thornton p�aka�. G�upi dziad... - Dowiedzia�em si�, �e ch�opiec Kathy mieszka we wspania�ym domu i ma nawet w�asnego lokaja! Moja Alfie doi krow�... - Tak dawno nie jad�em befsztyk�w, �e zupe�nie zapomnia�em, jak smakuj�... Komitet alkoholowy przewidzia� nadej�cie wojny i na szcz�cie zakupi� dwadzie�cia tysi�cy butelek... - Urz�dzimy ca�kiem skromne wesele, nie by�o przecie� �adnego sensu odk�ada� na p�niej, gdy nie wiadomo, co przyniesie nast�pny dzie�. - To si� nazywa wiosna, mamo, m�wi do mnie, i przychodzi do nich co roku... - Wiesz, ona znowu jest w ci��y... tak, trzyna�cie lat od ostatniego... my�la�am, �e dowiem si�, jaka by�a tego przyczyna! - Nie, Piotr nie wr�ci� z Dunkierki... Kierowca autobusu pocz�stowa� go papierosem. Godliman podzi�kowa� i wyci�gn�� fajk�. Kto� zacz�� �piewa�: Z ulicy wo�a patrol stra�acki: "C� to za widok, gdzie jest firanka?" A w odpowiedzi okrzyk junacki: "Szybko, dziewczyno, podnie� kolanka!" Piosenka rozchodzi�a si� w t�umie, a� wszyscy zarazili si� �piewem. Godliman te� zacz�� �piewa�. Wiedzia�, �e jest to nar�d, kt�ry przegrywa wojn� i �piewa, aby ukry� sw�j strach, tak jak cz�owiek, kt�ry zaczyna gwizda�, gdy przechodzi w nocy obok cmentarza. Zdawa� sobie spraw�, �e jego nag�y przyp�yw uczu� do Londynu i londy�czyk�w by� jedynie efemerycznym sentymentem podobnym do histerii t�umu. Nie dowierza� wewn�trznemu g�osowi, kt�ry go przekonywa�: "W�a�nie na tym polega wojna, w�a�nie dlatego warto w niej bra� udzia�". Nie dowierza�, ale po raz pierwszy od tak dawna poczu� prawdziwy fizyczny dreszcz braterstwa, kt�ry sprawi� mu niek�aman� rado��. Kiedy alarm zosta� odwo�any, ludzie �piewaj�c wychodzili po schodach na ulic�. Godliman podbieg� do budki telefonicznej. Chcia� zadzwoni� do pu�kownika Terry i zapyta� go, jak szybko otrzyma zadanie. Ma�y wiejski ko�ci�ek by� stary i bardzo pi�kny. Kamienny mur otacza� cmentarz, na kt�rym ros�y dzikie kwiaty. Sam ko�ci�, a mo�e niekt�re tylko jego fragmenty, sta� na tym samym miejscu prawie tysi�c lat temu, w czasach ostatnich najazd�w na Brytani�. P�nocna �ciana z naw�, gruba na par� st�p i zaopatrzona w dwa ma�e okna, mog�a pami�ta� ostatni� inwazj�, wybudowano j� bowiem wtedy, kiedy ko�cio�y by�y miejscem zar�wno fizycznych zmaga�, jak i duchowych prze�y�, a ma�e okr�g�e okienka bardziej nadawa�y si� do wypuszczania z nich strza�, ni� do wpuszczania promieni s�o�ca. W rzeczy samej, ochotnicy z miejscowych oddzia��w Obrony Terytorialnej posiadali szczeg�owe plany wykorzystania ko�cio�a, na wypadek gdyby wsp�cze�ni naje�d�cy przep�yn�li Kana�. W sierpniu 1940 roku nie s�ycha� by�o jeszcze g�o�nego tupotu �o�nierskich but�w na ch�rze. S�o�ce przedziera�o si� przez witra�e w oknach, kt�re przetrwa�y ikonoplast�w z czas�w Cromwella i zach�anno�� Henryka VIII; muzyka organ�w odbija�a si� od dachu, kt�rego nie zd��y�y jeszcze stoczy� korniki. To by� wspania�y �lub. Lucy ubrana by�a na bia�o, a druhny (jej pi�� si�str) mia�y na sobie suknie koloru moreli. David w�o�y� po raz pierwszy w �yciu nowy od�wi�tny mundur lotnika RAF-u. �piewali Psalm 23 "B�g pasterzem i gospodarzem". Ojciec Lucy by� tak dumny, jak tylko mo�e by� m�czyzna, kt�ry wydaje swoj� najstarsz� i najpi�kniejsz� c�rk� za przystojnego ch�opca w mundurze lotnika. Chocia� by� farmerem, od dawna straci� kontakt z ziemi�. Wydzier�awi� swoje grunty orne, a zarobione w ten spos�b pieni�dze przeznaczy� na hodowl� koni wy�cigowych. Oczywi�cie tej zimy postanowi� zaora� swoje pastwiska i zasadzi� na nich ziemniaki. W rzeczywisto�ci posiada� wi�cej cech d�entelmena ni� farmera. Zachowa� jednak ogorza�� cer�, zapadni�t� klatk� piersiow� i stwardnia�e r�ce rolnika. Wi�kszo�� m�czyzn stoj�cych w tej cz�ci ko�cio�a mia�a podobny wygl�d. Pot�ni w ramionach, o czerwonych, wysmaganych wiatrem twarzach, ludzie, kt�rzy zamiast frak�w wol� tweedowe ubrania i solidne wysokie buty. Druhny wygl�da�y podobnie, by�y przecie� wiejskimi dziewczynami. Panna m�oda przypomina�a swoj� matk�. Mia�a d�ugie ciemnorude, grube, b�yszcz�ce i wspania�e w�osy, a jej ogromne bursztynowe oczy by�y szeroko osadzone w owalnej twarzy. Kiedy spojrza�a na pastora swym czystym spojrzeniem i mocnym, zdecydowanym g�osem powiedzia�a: "Chc�", zaskoczony pastor pomy�la�: "Na Boga, ona naprawd� tego pragnie" co by�o do�� niespodziewan� reakcj� jak na duchownego, kt�ry w�a�nie udziela �lubu. Rodzina pana m�odego, kt�ra sta�a po drugiej stronie nawy, zwraca�a na siebie uwag� charakterystycznym wygl�dem. Ojciec Davi-da by� prawnikiem. Sta�a zmarszczka mi�dzy brwiami nadawa�a mu pozory surowo�ci, pod kt�ra kry�a si� jednak pogodna natura. (Podczas poprzedniej wojny by� majorem piechoty i uwa�a�, �e ca�y RAF i wojna powietrzna to moda. kt�ra nied�ugo minie). Nikt nie by� do niego podobny, nawet w�asny syn, kt�ry sta� w�a�nie przy o�tarzu, sk�adaj�c przysi�g� wytrwania w mi�o�ci a� do �mierci, kt�ra mo�e nie by�a a� tak bardzo odleg�a. Nie, wszyscy byli raczej podobni do matki Davida, szczup�ej kobiety o czarnych w�osach i ciemnej karnacji, kt�ra siedzia�a teraz w �awce obok m�a. David g�rowa� nad wszystkimi wysokim wzrostem. W czasie odbywaj�cych si� rok wcze�niej zawod�w na uniwersytecie w Cambridge pobi� rekord w skoku wzwy�. Jak na m�czyzn� by� zbyt �adny, jego twarz by�aby ca�kiem kobieca, gdyby nie ciemny, nie�atwo daj�cy si� usun�� bujny zarost. Goli� si� dwa razy dziennie. Mia� d�ugie rz�sy i wygl�da� na inteligentnego (jakim rzeczywi�cie by�) i wra�liwego (jakim wcale nie by�). Prawdziwa idylla: dwoje szcz�liwych, przystojnych ludzi, dzieci solidnych, porz�dnych angielskich rodzin o twardych charakterach, kt�rzy bior� �lub w wiejskim ko�ci�ku w najpi�kniejszym dniu lata, jaki Anglia mo�e zaofiarowa�. Kiedy og�oszono, �e zostali m�em i �on�, obie matki mia�y suche oczy, a obaj ojcowie p�akali. "Ca�owanie panny m�odej to barbarzy�ski zwyczaj" - pomy�la�a Lucy, kiedy czyje� mokre od szampana usta musn�y jej policzek. Zwyczaj ten pochodzi� od zamierzch�ych czas�w, kiedy ka�demu cz�onkowi szczepu wolno by�o... no, w ka�dym razie ju� najwy�szy czas, �eby�my si� ucywilizowali i zarzucili te przestarza�e obyczaje. Wiedzia�a, �e ten moment wesela nie b�dzie nale�a� do najprzyjemniejszych. Lubi�a szampana, ale nie przepada�a za n�kami pieczonej kury ani wielkimi porcjami kawioru na prostok�tach zimnych grzanek, a co do przem�wie�, zdj�� i kawa��w robionych nowo�e�com, hm... Ale mog�o by� jeszcze gorzej. Gdyby nie wojna, ojciec wynaj��by pewnie Albert Hali. Dziewi�� os�b ju� im �yczy�o: "Wszystkiego najlepszego", a jedna, sil�c si� na troch� wi�ksz� oryginalno��, powiedzia�a: "Chcia�abym, �eby�cie si� zajmowali nie tylko pomna�aniem ro�lin w waszym ogrodzie". Lucy �ciska�a niezliczone ilo�ci r�k i udawa�a, �e nie s�yszy uwag w rodzaju: "Bardzo bym chcia� znale�� si� dzi� w nocy w pi�amie Davida". David wyg�osi� d�ug� mow�, w kt�rej podzi�kowa� rodzicom Lucy, �e oddali mu sw� c�rk�. M�wi� o niej, jak gdyby by�a martwym przedmiotem owini�tym bia�ym jedwabiem i ofiarowanym kandydatowi, kt�ry najbardziej na� zas�ugiwa�. Ojciec Lucy nie wysili� si� na ni oryginalniejszego ponad stwierdzenie, �e nie tylko nie traci c�rki, ale zyskuje syna. Wszystko razem by�o bardzo banalne, ale czego si� ni robi dla rodzic�w. Daleki kuzyn wy�oni� si� z okolic baru lekko si� zataczaj�c i kiedy zbli�y� si� do nich, poczu�a dreszcz obrzydzenia, kt�ry stara�a si� ukry� - Davidzie, to jest wuj Norman - przedstawi�a go m�owi. W Norman potrz�sn�� ko�cist� r�k� Davida. - No c�, ch�opcze, kiedy podejmujesz s�u�b�? - Ju� jutro, prosz� pana. - A co z miodowym miesi�cem? - B�dzie trwa� dwadzie�cia cztery godziny. - Wydawa�o mi si�, �e niedawno sko�czy�e� szkolenie. - Tak, ale mog� wylecie� wcze�niej, sam pan rozumie. Uczy�em si� lata� w Cambridge. Poza tym w obecnej sytuacji wyra�nie odczuwa si� brak pilot�w. My�l�, �e ju� jutro znajd� si� w powietrzu. - Och, nie -- szepn�a Lucy, ale David nie zwr�ci� na ni� uwagi. - Na czym b�dziesz lata�? - zapyta� wuj Norman, podniecaj�c si� jak ucze�. - Na samolocie "Spitfire". Widzia�em go wczoraj. Pierwszorz�dni latad�o. - David �wiadomie przyswaja� sobie �argon RAF-u, wszystkie te "latad�a", "gruchoty" i tym podobne wyra�enia. - Ma osi karabin�w maszynowych, wyci�ga czterysta mil i mo�e zrobi� p�tle nawet w pude�ku od but�w. - To si� nazywa dzisiejsza m�odzie�. Wyprujecie flaki z Luftwaffe, prawda, ch�opcy? - Zaliczyli�my wczoraj sze��dziesi�t za naszych jedena�cie - p wiedzia� David z tak� dum�, jakby je osobi�cie wszystkie str�ci�. Poprzedniego dnia, kiedy ruszy�y na Yorkshire, odprawili�my parszywych boj�wkarzy do Norwegii, a� si� kurzy�o, i nie stracili�my ani jednej maszyny. Wuj Norman z pijackim zapa�em chwyci� Davida za rami�. - "Nigdy jeszcze w dziejach wojen - zacytowa� pompatycznie tak liczni nie zawdzi�czali tak wiele tak nielicznym". To s�owa samego Churchilla. David u�miechn�� si� pow�ci�gliwie. Mia� na pewnie na my�li rachunki w kasynie. Lucy nie znosi�a, kiedy w tak ironiczny spos�b m�wi�o si� o tragediach tej wojny. Chod�, Davidzie, powinni�my si� przebra� - powiedzia�a. Pojechali dwoma samochodami do domu Lucy. Matka panny m�odej pomog�a jej zdj�� �lubn� sukienk�. - S�uchaj, kochanie - powiedzia�a - nie wiem, czego oczekujesz po dzisiejszej nocy, ale powinna� zdawa� sobie spraw�, �e... - Ach, mamo, nie b�d� �mieszna - przerwa�a jej Lucy. - Sp�ni�a� si� co najmniej o dziesi�� lat z wyja�nieniem, jak si� rodz� dzieci. Mamy przecie� rok 1940! Matka zarumieni�a si� lekko. - A wi�c dobrze, kochanie - powiedzia�a �agodnie - ale je�li b�dziesz kiedy� potrzebowa�a jakiej� rady... Lucy zrozumia�a, �e rozmowa o sprawach tak intymnych kosztuje matk� du�o wysi�ku, i po�a�owa�a swej ostrej odpowiedzi. - Dzi�kuj� - powiedzia�a i dotkn�a r�ki matki. - Na pewno poprosz� ci� o pomoc. Dobrze. A na razie rad� sobie sama. Daj mi zna�, je�li b�dziesz czego� potrzebowa�a. - Poca�owa�a policzek Lucy i wysz�a. Lucy zdj�a sukni�, siad�a przed lustrem i zacz�a szczotkowa� w�osy. Dobrze wiedzia�a, czego mo�e si� spodziewa� po tej nocy. Bli�sza znajomo�� z Davidem zacz�a si� od dobrze zaplanowanego uwiedzenia, chocia� Lucy wtedy nie przysz�o nawet do g�owy, �e David z g�ry ukartowa� ka�de posuni�cie. Zdarzy�o si� to w czerwcu, rok po spotkaniu w pubie "Glad Rag Bali". Widywali si� wtedy co tydzie� i David sp�dza� cz�� �wi�t wielkanocnych z rodzin� Lucy. Matka i ojciec dziewczyny w pe�ni akceptowali adoratora c�rki, by� przecie� przystojny, nieg�upi i dobrze wychowany, a poza tym pochodzi� z tej samej, co oni, warstwy spo�ecznej. Ojca razi�a troch� jego pewno�� siebie, ale matka bra�a m�odego cz�owieka w obron�, twierdz�c, �e starsze pokolenie zawsze mia�o co� do zarzucenia m�odzie�y, a ona jest przekonana, �e David b�dzie dobry dla swej �ony, co w ko�cu, na d�u�sz� met�, jest najwa�niejsze. W czerwcu Lucy pojecha�a do rodzinnego domu Davida na weekend. Kwadratowy dom z dziewi�cioma sypialniami i tarasem, z kt�rego roztacza� si� pi�kny widok, przypomina� wiktoria�sk�, osiemnastowieczn� farm�. Lucy d�ugo pozostawa�a pod wra�eniem faktu, �e ludzie, kt�rzy kiedy� sadzili drzewa w ogrodzie, musieli zdawa� sobie spraw�, �e zanim one wyrosn�, ich ju� dawno nie b�dzie na tym �wiecie. Na farmie panowa�a mi�a atmosfera, popijali piwo na tarasie sk�panym promieniami s�o�ca. To w�a�nie wtedy David powiedzia� Lucy, �e zosta� przyj�ty do RAF-u razem z czterema kumplami z uniwersyteckiego klubu lotnik�w. Chcia� zosta� pilotem my�liwskim. - Nie�le ju� sobie radz� - m�wi�. - Trzeba b�dzie wielu pilot�w, je�li wojna szybko si� nie sko�czy. Podobno wszystko ma si� tym razem rozegra� w powietrzu. - Nie boisz si�? - spyta�a cicho. - Ani troch� - powiedzia�. Potem zakry� oczy d�oni� i doda�: - Tak, diablo si� boj�. Pomy�la�a, �e jest bardzo dzielny i wzi�a go za r�k�. Chwil� p�niej w�o�yli kostiumy i poszli k�pa� si� w jeziorze. Woda by�a czysta i ch�odna, pomimo silnie przygrzewaj�cego s�o�ca. Chlapali si� jak dzieci, jakby przeczuwaj�c, �e by�y to ostatnie beztroskie chwile ich m�odo�ci. - Dobrze p�ywasz? - zapyta� j�. - Lepiej od ciebie! - No to �cigajmy si� do wyspy. Os�oni�a oczy przed blaskiem s�o�ca. Sta�a tak przez chwil�, udaj�c. �e zupe�nie nie zdaje sobie sprawy, jak pon�tnie wygl�da w swym mokrym kostiumie k�pielowym ze wzniesionymi r�kami. Wyspa na �rodku jeziora by�a ma�� k�p� krzak�w i drzew, odleg�� o trzysta jard�w od brzegu. Wyrzuci�a r�ce do przodu i krzycz�c: ,,Start!" pop�yn�a szybkim kraulem. Oczywi�cie wygra� David dzi�ki swym d�ugim ramionom i nogom. Lucy mia�a k�opoty ju� w odleg�o�ci pi��dziesi�ciu jard�w od wyspy. Zmieni�a styl na "�abk�", ale by�a zbyt zm�czona, aby m�c dalej p�yn��, i musia�a przewr�ci� si� na plecy i chwil� odpocz��. David, kt�ry ci�ko dysz�c siedzia� ju� na brzegu, wszed� zn�w do wody i pop�yn�� jej na spotkanie. Min�� j�, chwyci� za ramiona przyjmuj�c postaw� w�a�ciw� ratownikom i przyci�gn�� powoli do brzegu. Jego r�ce znalaz�y si� tu� pod jej piersiami. - Ale klawo! - powiedzia�,