1638
Szczegóły |
Tytuł |
1638 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1638 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1638 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1638 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "Czysta robota i inne opowiadania"
autor: FredericK Forsyth
Prze�o�y�: STEFAN WILKOSZ
Tytu� orygina�u: "NO COMEBACKS AND OTHER STORIES"
tekst wklepa�: Krecik
Autor ilustracji
K. WARD
Opracowanie graficzne
Studio Graficzne "Fototype"
Redaktor
MARIA GRZYMSKA
LUCYNA LEWANDOWSKA
LEDIA KOWAL
Copyright (c) 1972, 1973, 1979, 1982 by Frederick Forsyth
For the Polish edition
Copyright (c) 1993 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
Published in cooperation with
Wydawnictwo Mizar Sp. z o.o.
ISBN 83-7082-244-4
Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
Warszawa 1993. Wydanie I
Sk�ad: "Kolonel" w �omiankach
Druk: ��dzka Drukarnia Dzie�owa
CZYSTA ROBOTA
Mark Sanderson lubi� kobiety. Lubi� tak�e krwiste befsztyki
z dobrze przyprawion� sa�at�. Zar�wno pierwsze, jak i drugie
konsumowa� z jednakowym apetytem. Kiedy bra�a go ochota,
telefonowa� do odpowiedniego dostawcy i zamawia� towar, kt�ry
przysy�ano mu do wytwornego domku, zbudowanego na dachu du�ej
kamienicy. M�g� sobie pozwoli� na wszystko, by� bowiem multi-
milionerem i to w funtach szterlingach, a wi�c w walucie, kt�rej
warto��, nawet w dzisiejszych niepewnych czasach, r�wna si� niemal
dw�m dolarom.
Jak wi�kszo�� bogatych i mo�nych ludzi wi�d� �ycie na trzech
r�nych p�aszczyznach. Pierwsz� stanowi�o jego �ycie zawodowe
i publiczne, by� przecie� jednym z potentat�w londy�skiego City i to
powszechnie znanym i podziwianym. Drug� okre�lano jako domen�
prywatn�, kt�ra nie zawsze pokrywa�a si� z plotkami, jakie na jego
temat kr��y�y. Trzeci� wreszcie by�o �ci�le prywatne �ycie, do kt�rego
nikt nie mia� dost�pu.
Pisano o nim regularnie na �amach wszystkich dziennik�w, in-
teresowa�y si� nim kolumny finansowe i kolumny plotkarskie najroz-
maitszych pism, nie m�wi�c ju� o programach telewizyjnych. Mark
Sanderson rozpocz�� swoj� karier� w p�nych latach pi��dziesi�tych
w agencji handlu nieruchomo�ciami w centrum Londynu. Mia�
niewielkie wykszta�cenie, kt�re uzupe�nia� niezwyk�y instynkt i praw-
dziwy nos do transakcji inwestycyjnych. W ci�gu dw�ch lat nauczy�
si� nie tylko wszystkich zasad kupieckiej gry, ale - co wa�niejsze -
sposob�w legalnego ich obchodzenia. W wieku dwudziestu trzech lat
za�atwi� w ci�gu jednej doby swoj� pierwsz� samodzieln� transakcj�.
By�o ni� kupno posiad�o�ci w dzielnicy St. John's Wood. Zarobi� na
tym dziesi�� tysi�cy funt�w, po czym za�o�y� firm� pod nazw� Hamilton
Holdings, kt�ra przez nast�pne czterna�cie lat mia�a by� jego g��wn�
5
baz� wypadow�. Nazwa� j� tak na pami�tk� owej pierwszej transakcji,
albowiem nabyta przeze� w�wczas kamienica znajdowa�a si� na
Hamilton Terrace. Mia� to by� ostatni sentymentalny odruch w jego
�yciu zawodowym.
Z pocz�tkiem lat sze��dziesi�tych, gdy zarobi� pierwszy milion,
przerzuci� si� z handlu nieruchomo�ciami na budownictwo budynk�w
biurowych. W po�owie dekady by� wart bez ma�a dziesi�� milion�w
i rozszerzy� granice swojej dzia�alno�ci. Jego mistrzowskie operacje
z dziedziny finans�w, bankowo�ci, przemys�u chemicznego, inwestycje
w miejscowo�ciach letniskowych nad Morzem �r�dziemnym by�y
r�wnie intratne, jak owa pierwsza transakcja w St. John's Wood.
Opisywa�a je prasa, ludzie je podziwiali, a akcje dziesi�ciu przed-
si�biorstw zgrupowanych w Hamilton Holdings stale zwy�kowa�y na
gie�dzie.
Na innych stronicach gazet mo�na by�o znale�� plotki z prywat-
nego �ycia Marka Sandersona. Pisano o jego wspania�ym apartamen-
cie przy Regent's Park, luksusowej posiad�o�ci w stylu el�bieta�skim
w hrabstwie Worcestershire, zamku w dolinie Loary, willi w Cap
d'Antibes, o jego jachcie, rolls-roysie, lamborghinim, a tak�e o nie
ko�cz�cym si� korowodzie m�odych, kszta�tnych gwiazdek filmo-
wych, w kt�rych to towarzystwie nieustannie si� fotografowa�.
Plotkarskie k�ciki gazet pe�ne by�y fascynuj�cych opis�w wdzi�k�w
dziewczyn wyleguj�cych si� w jego czterometrowym, okr�g�ym �o�u.
Jeszcze przed dziesi�ciu laty zosta�by zapewne zrujnowany, gdyby
jego nazwisko ��czono ze spraw� rozwodow� pewnej maj�tnej
gwiazdy filmowej lub procesem o ojcostwo wytoczonym mu przez
pretendentk� do tytu�u miss �wiata. Ale na prze�omie lat siedem-
dziesi�tych skandale te stanowi�y raczej �wiadectwo - tak obecnie
po��dane - jego krzepy. Tote� w ko�ach towarzyskich londy�skiego
West Endu budzi�y sensacj� i podziw. Mark Sanderson by� wi�c
osobisto�ci� powszechnie znan�.
Jego tajemne �ycie by�o czym� zgo�a innym. Mo�na by je okre�li�
po prostu jednym s�owem: nuda. Ca�a ta intensywna aktywno��
nudzi�a go �miertelnie. Ukute niegdy� przez niego powiedzonko
"czegokolwiek Mark zapragnie - Mark dostanie" przemieni�o si�
w kiepski �art. W wieku trzydziestu siedmiu lat wygl�da� nie�le,
pozowa� na Marlona Brando, by� w �wietnej formie fizycznej i bardzo
samotny. Zdawa� sobie spraw�, �e potrzebuje nie setek dziewczyn, ale
jednej jedynej, kt�ra da�aby mu dzieci i potrafi�a stworzy� domowe
ognisko. Rozumia�, �e ma ma�e szans� znalezienia takiej kobiety,
poniewa� wiedzia� do�� dok�adnie, jaka powinna by�, i �adnej takiej
6
nigdy w �yciu nie spotka�. Jak wi�kszo�� bogatych playboy�w, m�g�
ulec urokom jedynie takiej kobiety, kt�rej nie imponowa�yby ani jego
pieni�dze, ani pozycja spo�eczna, ani reputacja. W odr�nieniu od
wi�kszo�ci bogatych playboy�w, Mark Sanderson zachowa� wystar-
czaj�c� trze�wo�� umys�u, by m�c patrze� na samego siebie obiektyw-
nie. Ale tylko po kryjomu. Publiczne przyznanie si� do czego� takiego
r�wna�oby si� o�mieszeniu.
By� ju� ca�kiem pewny, �e nigdy owej wymarzonej istoty nie
spotka, kiedy tak si� w�a�nie sta�o. By�o to wiosn�, na jakim� balu
dobroczynnym, takim na kt�rym wszyscy go�cie nudz� si� �miertelnie,
a doch�d ze sprzeda�y bilet�w starcza akurat na ba�k� mleka dla
dzieci w Bangladeszu. Kobieta sta�a po drugiej stronie salonu, s�uchaj�c
monologu jakiego� niskiego grubasa kurz�cego d�ugie cygaro. S�ucha�a
go z dyskretnym p�u�miechem, z kt�rego nie mo�na by�o wnioskowa�,
czy bawi j� anegdotka grubasa, czy te� jego b�aze�skie wysi�ki
zajrzenia w g��b jej dekoltu.
Sanderson przedar� si� przez t�um i korzystaj�c z pobie�nej
znajomo�ci grubego producenta filmowego, pozwoli� si� przedstawi�
dziewczynie, kt�ra nazywa�a si� Angela Summers. D�o� o wypiel�g-
nowanych paznokciach, kt�r� mu poda�a, by�a w�ska i ch�odna. Na
serdecznym palcu lewej r�ki, w kt�rej trzyma�a szklank� ginu z toni-
kiem, a raczej z samym tonikiem, widnia�a z�ota obr�czka. Sandersona
bynajmniej to nie zra�a�o. Kobiety zam�ne uwa�a� za r�wnie �atwe
do zdobycia jak panny. Pozby� si� filmowca i zaprowadzi� j� w k�t
pokoju, �eby m�c spokojnie porozmawia�. Blisko�� kobiety podnieci�a
go, co by�o rzecz� normaln�, ale wra�enie, jakie na nim zrobi�a, raczej
by�o niezwyk�e.
Pani Summers, wysoka i smuk�a, by�a pi�kna i promieniowa�a
spokojem. Mimo obowi�zuj�cej w latach siedemdziesi�tych szczup�o�ci
sylwetki mia�a wydatne piersi, w�sk� tali� i solidne biodra. B�yszcz�ce
kasztanowate w�osy �ci�ga�a klamra, a ich po�ysk zdawa� si� �wiadczy�
o zdrowiu w�a�cicielki. Mia�a na sobie prost� bia�� sukni�, kt�ra
podkre�la�a jej z�ocist� opalenizn�. Nie nosi�a �adnej bi�uterii. Oczy
lekko podkre�li�a o��wkiem, poza tym twarz bez makija�u, co
wyr�nia�o j� w�r�d obecnych w salonie wytwornych pa�. Sanderson
okre�li� jej wiek na trzydzie�ci lat. Jak si� p�niej dowiedzia�, mia�a
trzydzie�ci dwa.
Sanderson obra� sobie jej opalenizn� za temat rozmowy. Czy
naby�a jej w czasie wiosennych wakacji w g�rach, czy mo�e na statku,
w drodze na Wyspy Karaibskie? Zak�ada�, �e Summersowie s�
wystarczaj�co zamo�ni, �eby prowadzi� taki sam tryb �ycia, jaki
7
prowadzi�a wi�kszo�� obecnych na balu go�ci. Okaza�o si�, �e obydwa
jego przypuszczenia s� b��dne. Mieszka�a z m�em w domku na
wybrze�u Hiszpanii. Pa�stwo Summers �yli z niewielkich honorari�w
z ksi��ek o ptakach, kt�re pisa� jej m��, oraz z pieni�dzy zarabianych
przez ni�. Udziela�a lekcji angielskiego.
Przygl�daj�c si� jej ciemnym oczom i w�osom oraz z�ocistej
cerze, doszed� do wniosku, �e jest Hiszpank�, ale powiedzia�a
mu, �e jest Angielk�. Przyjecha�a w odwiedziny do rodzic�w mie-
szkaj�cych w �rodkowej Anglii, a szkolna kole�anka zaprosi�a
j� na tydzie� do Londynu. Za kilka dni mia�a powr�ci� do Hiszpanii.
Rozmawia�o si� z ni� �atwo. Nie schlebia�a Sandersonowi, co
mu odpowiada�o, nie wybucha�a przesadnym �miechem, kiedy m�wi�
co� zabawnego.
- Co pani my�li o londy�skiej socjecie? - zapyta�, kiedy stali
oparci o �cian�, przygl�daj�c si� ta�cz�cym parom.
- Przypuszczalnie nie to, co powinnam - odrzek�a powa�nie.
- Papugi w szklanej klatce - mrukn�� z�o�liwie. Unios�a brwi.
- A mnie si� zdawa�o, �e Mark Sanderson jest jednym z filar�w
tej socjety - powiedzia�a bez ��ci, ale stanowczo.
- Czy�by wie�ci o mnie dociera�y a� do Hiszpanii?
- Nawet na Costa Blanca czytamy Daily Express - odpowie-
dzia�a spokojnie.
- A w nim dok�adne opisy �ycia i przyg�d Marka Sandersona.
- Oczywi�cie - odpar�a bez wahania.
- Czy robi� na pani wra�enie?
- A powinny?
- Nie.
- A wi�c nie robi�. - Jej odpowied� nape�ni�a go dziwnym
zadowoleniem.
- To dobrze. Ale czy mog� zapyta�, dlaczego?
Zastanawia�a si� przez chwil�.
- To chyba wszystko fa�sz - stwierdzi�a.
- Czy ja te�?
Patrzy�, jak pod prost�, bia�� bawe�nian� sukienk� �agodnie
wznosz� si� i opadaj� jej piersi. Wreszcie spojrza�a mu w oczy.
- Nie wiem - odpar�a z powag� - ale przypuszczam, �e gdyby
da� panu szans�, m�g�by pan zosta� raczej porz�dnym cz�owiekiem.
Jej s�owa wytr�ci�y go z r�wnowagi.
- Myli si� pani - mrukn��, ale ona u�miechn�a si� pob�a�liwie,
jak do ma�ego, krn�brnego ch�opca.
Po kilku minutach zjawili si� jej przyjaciele, przywitali si� z San-
8
dersonem i zabrali j�. W drodze do hallu Mark zaproponowa� jej
szeptem wsp�ln� kolacj� nast�pnego wieczoru. Od lat nikogo ju� tak
nie zaprasza�. Angela Summers nie wysili�a si� na �aden dowcip o tym,
jak to niebezpiecznie jest pokazywa� si� w jego towarzystwie ani
o tym, �e ma nadziej�, i� nie b�dzie w pobli�u fotograf�w. Zastanawia�a
si� przez chwil� i odpowiedzia�a:
- Dobrze, bardzo ch�tnie.
Mark my�la� o niej przez ca�� noc. Ca�kowicie zaniedba� wy-
chudzon� i mizdrz�c� si� modelk�, kt�r� poderwa� nad ranem
w jakim� nocnym lokalu. Wpatrywa� si� w sufit i widzia� oczami
wyobra�ni po�yskuj�ce kasztanowe w�osy, wyobra�a� sobie, �e
le�� na jego poduszce. Pod palcami czu� mi�kk� z�ocist� sk�r�
Angeli. By� pewien, �e ich w�a�cicielka �pi spokojnie i cicho,
bo wszystko przecie� robi�a w taki w�a�nie spos�b. Wyci�gn��
r�k�, �eby popie�ci� pier� modelki, ale trafi� na wysuszony woreczek
przypominaj�cy ucho zag�odzonego szczeniaka. Dziewczyna wyda�a
z siebie cichy j�k, kt�ry mia� by� niby to j�kiem rozkoszy. Wi�c
poszed� do kuchni, zaparzy� sobie kaw� i usiad� w ciemnej bawialni.
Popijaj�c z wolna, przesiedzia� tam do �witu, kiedy to drzewa
parku, o�wietlone promieniami s�o�ca wschodz�cego hen nad wrzo-
sowiskami Wansteadu, zarysowa�y si� przed jego oczami jasno
i wyra�nie.
Tydzie� to kr�tki okres na rozwini�cie si� romansu, ale bywa
wystarczaj�co d�ugi, by zmieni� nie tylko jedno �ycie, ale nawet dwa
lub trzy. Nazajutrz wieczorem podjecha� po ni�. Zesz�a i usiad�a przy
nim. W�osy mia�a spi�trzone nad czo�em. Ubrana by�a w bia�� bluzk�
z bufiastymi r�kawami, zako�czonymi koronk�, i d�ug�, czarn�,
mocno �ci�gni�t� w talii szerokim paskiem sp�dnic�. Str�j ten
przydawa� jej sylwetce staro�wieckiej, wiktoria�skiej elegancji, co tak
bardzo odbiega�o od jej wczorajszego wygl�du i od obrazu, jaki mia�
w pami�ci, �e podnieci�o go.
Odzywa�a si� rzadko, ale to, co m�wi�a, by�o proste i in-
teligentne, a kiedy zacz�� jej opowiada� o swoich transakcjach
handlowych - co rzadko czyni� w towarzystwie kobiety - s�ucha�a
go uwa�nie. Pod koniec wieczoru zrozumia�, �e to, co zaczyna
do niej odczuwa�, nie jest przelotnym uczuciem, a ju� z pewno�ci�
nie zwyk�ym po��daniem. Podziwia� j� ogromnie. By�a w niej
wewn�trzna pogoda, wielkie opanowanie, jej obecno�� przynosi�a
spok�j i ukojenie.
9
Coraz �atwiej i swobodniej rozmawia�o mu si� z ni� o sprawach, jakie
na og� zachowywa� dla siebie - w wi�c o operacjach finansowych,
o pogardzie, jak� �ywi� dla lu�nych obyczaj�w ludzi ze swojej sfery,
bezlito�nie wykorzystuj�c je dla w�asnych cel�w. A ona to wszystko
rozumia�a, chocia� nie zawsze by�a poinformowana, a u kobiet zdolno��
rozumienia jest wa�niejsza ni� znajomo�� rzeczy. Kiedy wybi�a p�noc
i zacz�to zamyka� restauracj�, wci�� siedzieli, pogr��eni w rozmowie.
Uprzejmie, ale stanowczo, odrzuci�a propozycj� pojechania do
niego na ostatniego drinka. Z tak� odmow� nie spotka� si� od lat.
Po kilku dniach czu�, �e jest zakochany po uszy, niczym sztubak.
Zapyta� j� o ulubione perfumy, dowiedzia� si�, �e nazywaj� si� Miss
Dior i �e kupuje je sobie od czasu do czasu w samolocie, gdzie
sprzedawane s� bez c�a. Pos�a� wi�c kogo� na Bond Street po
najwi�ksz�, jaka by�a w sprzeda�y, butelk� tych perfum. Przyj�a
prezent bez minoderii, ale zaprotestowa�a przeciwko jego rozmiarom.
- To straszna ekstrawagancja - powiedzia�a. Zawstydzi� si�.
- Chcia�em ci ofiarowa� co� bardzo specjalnego.
- Ale to musia�o kosztowa� fortun� - zauwa�y�a ze zgorszeniem.
- Zapewniam ci�, �e sta� mnie na to.
- Wierz� - odpar�a - i jestem wdzi�czna, ale prosz� mi nigdy
wi�cej nie kupowa� takich rzeczy. Nie lubi� ekstrawagancji.
Zatelefonowa� do Worcestershire, do swojej posiad�o�ci, kaza�
nape�ni� basen wod� i podgrza� j�. W sobot� pojechali tam na
weekend, mimo �e wia� ch�odny majowy wiatr. Zarz�dzi� wi�c, by
otoczono basen z trzech stron ruchomymi szklanymi parawanami.
Wy�oni�a si� z kabiny w jednocz�ciowym bia�ym kostiumie k�pielo-
wym z materia�u frotte i by�a tak pi�kna, �e a� mu dech zapar�o. C�
to za wspania�a kobieta, pomy�la�, i to pod ka�dym wzgl�dem.
Ostatni wiecz�r przed jej powrotem do Hiszpanii sp�dzili oczywi�cie
razem. Przez d�ugi czas ca�owali si� w ciemnym rolls-roysie, zapar-
kowanym na ma�ej poprzecznej uliczce niedaleko jej domu, ale kiedy
spr�bowa� wsun�� r�k� za jej dekolt, odsun�a j� �agodnie, ale
stanowczo.
Zaproponowa�, �eby rozesz�a si� z m�em i wysz�a za niego.
Poniewa� powiedzia� to bardzo powa�nie, ustosunkowa�a si� r�wnie
serio do sprawy i potrz�sn�a g�ow�.
- Nie potrafi�abym tego zrobi� - odrzek�a.
- Kocham ci�. I to nie jest przemijaj�ce uczucie. Kocham ci�
bezgranicznie i na zawsze. Zrobi�bym dla ciebie wszystko.
Wbi�a wzrok w zalegaj�c� za szyb� samochodu ciemno��.
- Wierz� ci, Mark. Nie powinni�my byli posun�� si� tak daleko.
10
To moja wina, �e nie zorientowa�am si� wcze�niej i nie przesta�am si�
z tob� widywa�.
- Ale czy ty mnie tak�e kochasz? Chocia�by odrobin�?
- Jeszcze nie wiem. Nie jestem taka szybka.
- Mo�e b�dziesz mog�a mnie pokocha�? W przysz�o�ci.
I znowu wykaza�a kobiec� intuicj� i odnios�a si� z powag� do tego
pytania.
- S�dz�, �e tak. Na pewno tak. Jeste� zupe�nie inny ni� fama
o tobie. Pod grub� warstw� cynizmu tkwi w tobie ciep�y i wra�liwy
cz�owiek, a to mi si� podoba.
- Wi�c rzu� go i wyjd� za mnie.
- To niemo�liwe. Jestem �on� Archie'ego i nie mog� go porzuci�.
- Czy on ma co�, czego ja nie potrafi�bym ci ofiarowa�?
- Nie, sk�d�e - u�miechn�a si�. - On jest w gruncie rzeczy
szalenie s�abym cz�owiekiem i kiepsko sobie radzi...
- Wi�c czemu nie chcesz si� z nim rozej��?
- Poniewa� on mnie potrzebuje - odpar�a z prostot�.
- Ja ci� te� potrzebuj�.
- Nie, chyba nie - potrz�sn�a g�ow�. - Ty mnie pragniesz, to
pewne, ale potrafisz sobie doskonale da� rad� beze mnie. A on nie.
Nie ma na to si�.
- Ja ci� nie tylko pragn�, Angelo, ja ci� kocham, i to bardziej ni�
kogokolwiek czy cokolwiek, co w �yciu posiada�em. Uwielbiam ci�,
po��dam ci�.
- Ty nic nie rozumiesz - powiedzia�a po chwili. - Kobiety
lubi� by� kochane, uwielbiaj� by� uwielbiane, po��dane, ale nade
wszystko potrzebuj� tego, �eby ich kto� potrzebowa�. A ja jestem
Archie'emu potrzebna bardziej ni� powietrze, kt�rym oddycha.
Sanderson gwa�townym ruchem zgasi� cygaro w popielniczce.
- Wi�c pozostaniesz z nim, dop�ki was �mier� nie rozdzieli...
Nie zareagowa�a na jego ironiczny ton, tylko spojrza�a mu prosto
w oczy i skin�a g�ow�.
- Tak, chyba w�a�nie tak. Dop�ki nie rozdzieli nas �mier�.
Przykro mi, Mark, ale taka ju� jestem. W innym miejscu, w innym
czasie, no i gdybym nie by�a ju� �on� Archie'ego, zareagowa�abym
pewnie inaczej na twoj� propozycj�, nawet na pewno. Ale jestem ju�
m�atk� i nie ma na to �adnej rady.
Nazajutrz wyjecha�a. Kaza� szoferowi zawie�� j� na lotnisko, sk�d
odlecia�a do Walencji.
11
S� wprawdzie r�nice pomi�dzy mi�o�ci� i potrzeb� czyjej� obec-
no�ci, t�sknot� i po��daniem, ale ka�de z tych uczu� potrafi przemieni�
si� w obsesj�. W przypadku Marka Sandersona wszystkie te uczucia
uleg�y takiemu przekszta�ceniu. Maj ust�pi� miejsca czerwcowi, a on
coraz bardziej i bardziej pragn�� Angeli. �ycie nie odm�wi�o mu dot�d
niczego, od bez ma�a dziesi�ciu lat mia� wszystko, o czym tylko
zamarzy�, i - jak zreszt� wszyscy ludzie dysponuj�cy nadmiarem
w�adzy - sta� si� psychicznym kalek�. Logicznie i precyzyjnie kroczy�
od po��dania do determinacji, od determinacji do koncepcji, od
planowania do wykonania planu, czyli do celu. W pierwszych dniach
czerwca Sanderson postanowi� zdoby� Angel� Summers za wszelk�
cen� i od tej chwili przez g�ow� nieustannie przebiega�a mu jedna
jedyna my�l, zdanie, wyj�te prosto z modlitewnika: "dop�ki nas
�mier� nie roz��czy". Gdyby Angela by�a inna, gdyby by�a kobiet�
pragn�c� pieni�dzy, luksusu, w�adzy, wysokiej pozycji towarzyskiej,
nie by�oby w og�le problemu. M�g�by j� w�wczas ol�ni� bogactwem,
ale wtedy nie by�aby przecie� sob� i nie pragn��by jej z tak�
nami�tno�ci�.
Znalaz� si� wi�c w b��dnym kole. Kr��enie po nim doprowadzi�oby
go z pewno�ci� do szale�stwa, postanowi� wi�c znale�� jakie� wyj�cie,
a by�o w ko�cu tylko jedno. Wynaj�� sobie na nazwisko Michael
Johnson niewielkie mieszkanko w Londynie. Zrobi� to za po�rednict-
wem agenta i przez telefon. Zap�aci� komorne za miesi�c i z�o�y�
odpowiedni depozyt - wszystko czekiem i przez poczt�. Poprosi�,
�eby pozostawiono klucz od mieszkania pod s�omiank�, gdy� planowa�
przyjazd p�nym wieczorem.
Zadzwoni� nast�pnie do jednej z owych agencji, kt�re nie sta-
wiaj� zbyt wielu pyta� i nie interesuj� si� zanadto legaln� stron�
przeprowadzanych transakcji, poda� nowy londy�ski adres i zre-
ferowa� dok�adnie, o jak� us�ug� mu chodzi. Poniewa� pragn��
pozosta� anonimowy, za��dano od niego pieni�dzy z g�ry. Wys�a�
przesy�k� polecon� zaliczk� got�wk� w wysoko�ci pi�ciuset funt�w
szterling�w.
W tydzie� p�niej pan Johnson otrzyma� list, w kt�rym donoszono
mu, �e jego zlecenie zosta�o wykonane i �e pozostaje do zap�acenia
jeszcze dwie�cie pi��dziesi�t funt�w. Sum� t� wys�a� poczt� i w trzy dni
p�niej otrzyma� odpowiedni materia�. By�a tam kr�tka biografia,
kt�r� szybko przekartkowa�, fotografia wyci�ta z ok�adki ksi��ki na
temat ptactwa rejonu Morza �r�dziemnego, kt�rej od dawna nie by�o
w sprzeda�y, a kt�ra rozesz�a si� w znikomej liczbie egzemplarzy, oraz
kilka kiepskich zdj�� wykonanych obiektywem teleskopowym. Widnia�
12
na nich drobny, raczej cherlawy m�czyzna o cofni�tym podbr�dku
i z ma�ym w�sikiem przypominaj�cym szczoteczk� do z�b�w. Major
Archibald Clarence Summers. Musi si� oczywi�cie nadal pos�ugiwa�
chlubn� rang� majora - zdenerwowa� si� Sanderson - brytyjski
eks-oficer, �yj�cy obecnie w niewielkiej willi kilkaset metr�w od
wybrze�a, na przedmie�ciu ma�ego hiszpa�skiego miasteczka w prowin-
cji Alicante, w po�owie drogi pomi�dzy Alicante a Walencj�. Sanderson
obejrza� sobie zdj�cia willi. Wreszcie przeczyta� kr�tki raport na temat
trybu �ycia jej mieszka�c�w. �niadanie pa�stwo S. spo�ywali na
niewielkim patio, przed po�udniem pani S. udawa�a si� do pa�acu, by
uczy� angielskiego tr�jk� dzieci contessy, a ka�dego popo�udnia opala�a
si� na pla�y i p�ywa�a w morzu, dok�adnie mi�dzy trzeci� a czwart�,
kiedy to jej ma��onek pracowa� nad notatkami do dzie�a o ptactwie
Costa Blanca.
Nazajutrz Sanderson zawiadomi� personel biura, �e zamierza
pewien czas sp�dzi� w domu, ale �e be*dzie w sta�ym kontakcie
telefonicznym. Nast�pnie zaj�� si� zmian� swojej powierzchowno�ci.
Poszed� do ma�ego zak�adu fryzjerskiego, kt�ry og�asza� si� w je-
dnym z tygodnik�w przeznaczonych dla pederast�w. W�a�ciciel
zak�adu okaza� si� nadzwyczaj pomocny. Obci�� do�� d�ugie w�osy
Sandersona na je�a i ufarbowa� je na jasny blond. Zabieg ten
trwa� nieco ponad godzin�. Fryzjer by� zachwycony rezultatem,
kt�ry - jak twierdzi� - powinien wystarczy� na jakie� dwa
tygodnie.
Odt�d Sanderson zawsze wje�d�a� samochodem wprost do
podziemnego gara�u, gdzie wsiada� do windy tak, �eby unikn��
wzroku portiera. Zadzwoni� do jednego ze swoich przyjaci�,
dziennikarza, i poprosi� go o adres najlepszego londy�skiego
archiwum, specjalizuj�cego si� w historii czas�w najnowszych.
Zbiory te sk�ada�y si� z milion�w wycink�w prasowych i setek
tysi�cy s�ownik�w i dzie� informacyjnych. W trzy dni p�niej
Sanderson by� posiadaczem karty wst�pu na nazwisko Michael
Johnson.
Zacz�� od s�owa "najemnik". W teczce opatrzonej tym has�em
znalaz� takie nazwiska, jak Mik� Hoare, Robert Denard, John Peters
i Jacques Schramme, jak r�wnie� odsy�acze do takich hase�, jak Kenia,
Rodezja, Kongo, Katanga, Jemen, Nigeria/Biafra i Angola. Przejrza�
je wszystkie. Przeczyta� niezliczone ilo�ci informacji gazetowych,
artyku��w w magazynach, komentarzy, recenzji z ksi��ek i wywiad�w.
Notowa� nazwiska autor�w ksi��ek, po czym wybiera� ksi��ki z p�ek.
Przeczyta� Histori� najemnictwa Anthony'ego Mocklera, Najemnika
13
w Kongo Mike'a Hoare'a i tom pod tytu�em Si�a ognia, po�wi�cony
w ca�o�ci Angoli.
Z plejady nazwisk rewolwerowc�w, przewijaj�cych si� przez jego
lektury, wy�oni�o si� w ko�cu jedno, kt�re go zainteresowa�o. Nale�a�o
do cz�owieka walcz�cego w trzech wojnach. Nawet najostrzejsi
z autor�w zdawali si� pisa� o nim w spos�b raczej ogl�dny. Cz�owiek
ten nigdy nie udzieli� nikomu wywiadu i nigdy nie pozwoli� si�
fotografowa�. By� Anglikiem. Sanderson postanowi� dzia�a� tak, jak
gdyby ten cz�owiek znajdowa� si� obecnie w Londynie.
Przed kilkoma laty, kiedy Sanderson przejmowa� przedsi�biorstwo,
kt�rego akcje sta�y na gie�dzie bardzo wysoko, zosta� przy okazji
w�a�cicielem grupy innych firm, mi�dzy innymi sklepu z cygarami,
laboratorium wywo�uj�cego filmy i agencji literackiej. Nigdy jako� nie
stara� si� tych przedsi�biorstw rozwin��. Teraz agencja literacka
znalaz�a mu prywatny adres autora tomu wspomnie�, kt�ry go
szczeg�lnie zainteresowa�. Wydawca ksi��ki nie mia� powodu, aby co�
podejrzewa�. Poda� wi�c adres autora, dok�d wysy�a� od czasu do
czasu niewielkie tantiemy.
Kiedy wielki finansista odwiedzi� najemnika-autora, udaj�c urz�d-
nika wydawnictwa, znalaz� si� w obliczu cz�owieka ca�kowicie wyko�-
czonego, rozpitego, �yj�cego wy��cznie wspomnieniami. By�y najemnik
my�la� z pocz�tku, �e wizyta ma jaki� zwi�zek z dalszymi nak�adami
i honorariami, a kiedy okaza�o si�, i� tak nie jest, nie ukrywa�
rozczarowania. Gdy jednak go�� zaproponowa� mu zaliczk�, oczy mu
zab�ys�y.
Sanderson przedstawi� si� nazwiskiem Johnson i powiedzia�, �e
jego firma otrzyma�a wiadomo��, i� by�y kolega najemnika nosi si�
z zamiarem napisania pami�tnik�w. Firma jest nimi zainteresowana
i nie chcia�aby, �eby ubieg�a j� konkurencja. Problem polega na tym,
�e nikt nie zna adresu owego cz�owieka.
Kiedy by�y najemnik us�ysza� nazwisko eks-kolegi, skrzywi� si�.
- Zdecydowa� si� wi�c wszystko wywali� na wierzch - mrukn��. -
Wierzy� mi si� nie chce.
By� oboj�tny, ale tylko do chwili, gdy wypi� sz�st� whisky i poczu�
pomi�dzy palcami szeleszcz�ce banknoty. Wtedy nagryzmoli� co� na
kartce papieru i poda� j� Sandersonowi.
- Kiedy ten skurwiel przyje�d�a do miasta, zawsze si� tam
uchlewa - powiedzia�.
Sanderson jeszcze tego� wieczora odnalaz� �w lokal. By� nim
przytulny bar w pobli�u Earl's Court. Nazajutrz wieczorem zjawi� si�
ten, kt�rego oczekiwa�. Nigdy nie widzia� fotografii faceta, ale
14
przeczyta� jego opis w jednym z pami�tnik�w. Rozpozna� blizn�
na policzku oraz imi�, kt�rym barman si� do niego zwr�ci�.
By� to barczysty, d�ugonogi, wysportowany m�czyzna. Sanderson
obserwowa� jego twarz odbijaj�c� si� w lustrze za kontuarem,
g��boko osadzone oczy i usta skrzywione w gorzkim u�miechu.
Cz�owiek powoli popija� piwo z kufla. Kiedy opu�ci� klub, San-
derson poszed� za nim i zobaczy�, �e wchodzi do czynszowej
kamienicy, po�o�onej w odleg�o�ci jakich� czterystu metr�w od
klubu.
W kilka minut potem zauwa�y� w jednym z okien �wiat�o. Zapuka�
do drzwi mieszkania. Otworzy� mu cz�owiek w ciemnych spodniach
i kamizelce. Sanderson zauwa�y�, �e zanim otworzy� drzwi, zgasi�
�wiat�o w przedpokoju, aby si� znale�� w cieniu. O�wietla�a go tylko
lampa z hallu.
- Mister Hughes? - odezwa� si� Sanderson.
M�czyzna uni�s� jedn� brew.
- Z kim mam przyjemno��? - warkn��.
- Nazywam si� Johnson. Michael Johnson.
- Nakaz rewizji - za��da� Hughes stanowczym tonem.
- Nie jestem glin� - odpar� Sanderson - lecz prywatnym
obywatelem. Czy mog� wej��?
- Kto panu da� m�j adres? - zapyta� Hughes, nie reaguj�c na
pytanie go�cia.
Sanderson poda� mu nazwisko swojego informatora.
- Za dwadzie�cia cztery godziny zapomni, �e ze mn� rozma-
wia� - doda�. - Jest tak napompowany, �e nie pami�ta w�asnego
nazwiska.
W k�cikach ust Hughes'a ukaza� si� cie� u�miechu, ale oczy
pozosta�y gro�ne.
- To by si� zgadza�o - mrukn�� i ruchem g�owy wskaza�
Sandersonowi wn�trze mieszkania. Weszli do du�ego pokoju. Sta�o
w nim kilka odrapanych grat�w, jak to zwykle w tak zwanych
umeblowanych pokojach, jakich w Londynie s� tysi�ce. Na �rodku
st�. Hughes wskaza� na jedno ze stoj�cych przy nim krzese�. Sanderson
usiad�, Hughes ulokowa� si� naprzeciwko niego.
- No wi�c?
- Chcia�bym zam�wi� pewn� robot�. Nazywa si� to, zdaje si�,
skok. Ale skok na cz�owieka.
Hughes patrzy� na niego twardo.
- Czy pan lubi muzyk�? - zapyta� nagle.
Sanderson by� zaskoczony, ale skin�� g�ow�.
15
- No to sobie co� zagramy.
Hughes wsta� i podszed� do przeno�nego radia, kt�re sta�o przy
��ku. Jedn� r�k� przekr�ci� ga�k�, a drug� si�gn�� pod poduszk�.
Obr�ci� si� i skierowa� na Sandersona colta 45. Oddycha� ci�ko i co
chwila prze�yka� �lin�. Podkr�ci� muzyk� tak, �e wprost og�usza�a.
Si�gn�� do szuflady nocnego stolika, wyci�gn�� notes i pi�ro, i nie
spuszczaj�c swojego go�cia z oka, powr�ci� do sto�u. Jedn� r�k�
napisa� teraz dwa s�owa na kartce i podsun�� j� Sandersonowi.
"Rozbiera� si�", przeczyta� Sanderson.
Zakr�ci�o mu si� w g�owie. Wiedzia�, �e ludzie tego pokroju
potrafi� by� bezlito�ni. Ruchem colta Hughes da� Sandersonowi
do zrozumienia, �eby si� odsun��. Ten pos�ucha�. Zdj�� marynark�,
krawat, koszul� i rzuci� je na pod�og�. Nie mia� na sobie pod-
koszulka. Pistolet skierowa� si� w d�. Sanderson zrzuci� spodnie.
Hughes przygl�da� mu si� z niewzruszon� twarz�, po czym po-
wiedzia�:
- W porz�dku. Ubieraj si� pan.
Z pistoletem skierowanym teraz w pod�og� podszed� do radia,
�ciszy� je i powr�ci� do sto�u.
- Rzu� mi pan marynark� - za��da�. Sanderson, ju� w spodniach
i koszuli, po�o�y� marynark� na st�. Hughes obmaca� j�.
- W�� j� pan - odezwa� si�. Sanderson zrobi�, co mu kazano,
i usiad�. Ul�y�o mu troch�. Hughes siedzia� teraz po drugiej stronie
sto�u. Colta po�o�y� tak, by by� w zasi�gu prawej r�ki, i zapali�
francuskiego papierosa.
- Co to by�o? - zapyta� go Sanderson. - Chcia� si� pan
upewni�, czy mam bro�?
Hughes powoli potrz�sn�� g�ow�.
- Wiedzia�em, �e nie - powiedzia�. - Ale m�g� pan mie� przy
sobie mikrofon. Gdybym go odkry�, to okr�ci�bym panu jaja przewo-
dem i pos�a�bym nagranie do pa�skiego szefa.
- Rozumiem. Ale widzi pan, nie mam ani szefa, ani broni, ani
mikrofonu. Jestem swoim w�asnym bossem i od czasu do czasu
wynajmuj� sobie kogo� do pomocy. Serio m�wi�. Potrzebny mi jest
cz�owiek do pewnej roboty. Got�w jestem dobrze zap�aci�. Jestem
cz�owiekiem wielce dyskretnym. Z konieczno�ci.
- Mnie to nie wystarcza - warkn�� Hughes. - Wi�zienie
Parkhurst pe�ne jest pierwszorz�dnych facet�w, kt�rzy dali si� nabra�
na pi�kne ^s��wka.
- Ja nie pana potrzebuj� - powiedzia� Sanderson twardo.
Hughes znowu uni�s� jedn� brew. - Nie, nie pana. Nie chc� do tej
16
roboty cz�owieka, kt�ry mieszka w Wielkiej Brytanii, ani nawet
takiego, kt�ry si� st�d wywodzi. Wystarczy, �e ja tu mieszkam.
Potrzebny mi jest cudzoziemiec, robota te� jest za granic�. Od pana
chc� tylko nazwiska. Nazwiska takiego cz�owieka. Zap�ac� panu
dobrze.
Z wewn�trznej kieszeni marynarki Sanderson wyj�� paczk� nowiu-
sie�kich banknot�w dwudziestofuntowych i po�o�y� j� na st�. Hughes
przygl�da� mu si� z oboj�tnym wyrazem twarzy. Sanderson podzieli�
paczk� na dwie cz�ci, podsun�� jedn� pod nos Hughesowi, a drug�
przedar� starannie przez p�. Po�ow� przedartych banknot�w wsun��
z powrotem do kieszeni.
- Pierwsze pi��set jest za wyra�enie zgody - powiedzia�. -
Drugie za nazwisko, i to nazwisko faceta, kt�ry zgodzi si� ze mn�
zobaczy� i wykona� zlecon� robot�. Niech si� pan nie martwi, to nic
skomplikowanego. Nie chodzi o �adn� s�aw�, jest to po prostu
nikomu nie znany cz�owiek.
Hughes nie spuszcza� oczu z le��cych przed nim pi�ciuset funt�w,
ale nie dotyka� ich.
- Mo�e nawet znam takiego faceta - odpar�. - Pracowa� ze
mn� przed laty. Nie wiem, co teraz robi. Musz� si� zorientowa�.
- Mo�e pan do niego zadzwoni - zaproponowa� Sanderson.
Hughes potrz�sn�� g�ow�.
- Nie mam zaufania do mi�dzynarodowych telefon�w - powie-
dzia�. - Za du�o jest pods�uch�w. Szczeg�lnie w Europie. Musia�bym
pojecha� do niego i pogada� z nim osobi�cie. To by pana kosztowa�o
jeszcze dwie st�wy, zgoda?
- Zgoda, ale wyp�ata po dostarczeniu nazwiska.
- Sk�d mog� mie� pewno��, �e nie zrobi mnie pan w konia? -
zapyta� Hughes.
- Znik�d. Tyle �e gdybym to zrobi�, to pewnie by si� pan na mnie
odku�, no nie? A na to nie mam szczeg�lnej ochoty. Wol� straci�
siedemset funt�w.
- A sk�d pan wie, �e ja pana nie wystrychn� na dudka?
- Tego te� nie wiem, ale pr�dzej czy p�niej znajd� sobie faceta
do mojej roboty. Mam dosy� pieni�dzy na zap�acenie dw�ch, gdyby
jeden si� w�ciek�. Ale nie lubi�, jak si� ze mnie robi wa�a. Po prostu
z zasady.
Przez dobre dziesi�� sekund patrzyli sobie twardo w oczy. Sander-
son pomy�la�, �e posun�� si� za daleko. Ale nagle Hughes u�miechn��
si�. Tym razem szczerze i jakby z szacunkiem. Zgarn�� ze sto�u pi��set
funt�w w ca�ych banknotach i stert� po��wek.
17
2 - Czysta robota
- Dostarcz� panu nazwisko i za�atwi� panu spotkanie z tym
cz�owiekiem. Jak si� pan z nim um�wi na fest, to prze�le mi pan
reszt� nale�no�ci. Na poste restante, poczta Earl's Court, nazwisko
Hargreaves. Zwyk��, nie polecon� przesy�k� pocztow�, w dobrze
zapiecz�towanej kopercie. Je�eli pan tego nie zrobi, to m�j cz�owiek
zostanie powiadomiony, �e umowa niewa�na. Okay?
Sanderson skin�� g�ow� na znak zgody.
- Kiedy wi�c b�d� mia� to nazwisko?
- Za tydzie�. Jak pana szuka�?
- Ju� ja pana znajd�.
Hughes wcale nie by� ura�ony.
- No to niech pan dzwoni do baru, w kt�rym mnie pan dzisiaj
widzia�. O dziesi�tej wieczorem.
Dok�adnie w tydzie� p�niej o wyznaczonej porze Sanderson
zadzwoni� do baru. Barman przekaza� s�uchawk� Hughesowi.
- Na rue Miollin w Pary�u jest kawiarnia - powiedzia� g�os. -
Niech pan tam b�dzie w poniedzia�ek w po�udnie. M�j cz�owiek
rozpozna pana. B�dzie pan czyta� Figaro, z�o�one tak, by pierwsza
kolumna by�a na zewn�trz. Wie, �e pan nazywa si� Johnson. Musi si�
pan z nim sam dogada�. Gdyby nie m�g� pan tam by� w poniedzia�ek,
to on b�dzie czeka� w tym samym miejscu we wtorek i w �rod�
w po�udnie. Potem koniec. I niech pan ma przy sobie got�wk�.
- Ile? - zapyta� Sanderson.
- Oko�o pi�ciu tysi�cy funt�w. Na wszelki wypadek.
- Sk�d mam mie� pewno��, �e on mnie nie wystrychnie na dudka?
- Nie wiem. A sk�d on ma mie� pewno��, czy gdzie� w tej knajpie
nie siedzi jeden z pa�skich goryli?
Po drugiej stronie drutu trzasn�o, w s�uchawce rozleg� si� sygna�.
Sanderson siedzia� w kawiarni na rue Miollin. By� poniedzia�ek,
pi�� minut po dwunastej. Czyta� Figaro, pierwsza kolumna by�a na
zewn�trz. Kto� odsun�� stoj�ce naprzeciwko niego krzes�o i usiad�. By�
to m�czyzna, kt�ry ju� od godziny sta� przy kontuarze.
- Monsieur Johnson?
Sanderson opu�ci� gazet�, z�o�y� j� i od�o�y� na bok. M�czyzna
by� wysoki, szczup�y, mia� ciemne w�osy i oczy oraz kwadratow�
szcz�k�. Niew�tpliwie Korsykanin. Rozmawiali przez trzydzie�ci minut.
Korsykanin przedstawi� si� jako Calvi, faktycznie by�a to nazwa
miejscowo�ci, w kt�rej si� urodzi�. Po dwudziestu minutach Sanderson
wr�czy� mu dwie fotografie. Jedna przedstawia�a twarz m�czyzny,
18
z ty�u by�a opatrzona napisem Major Archie Summers, Villa San
Crispin, Playa Caldera, Ondara, Alicante. Na drugiej wida� by�o ma��,
bia�� will�, ozdobion� jaskrawo��tymi okiennicami. Korsykanin kiwa�
g�ow� z namys�em.
- To musi by� zrobione pomi�dzy trzeci� a czwart� po po�u-
dniu - zaznaczy� Sanderson. M�czyzna znowu skin�� g�ow�.
- �aden problem - przytakn��.
Jeszcze przez jakie� dziesi�� minut omawiali sprawy finansowe, po
czym Sanderson wr�czy� Calviemu dwie rolki banknot�w, z kt�rych
ka�da zawiera�a 500 funt�w. Robota po��czona z wyjazdem jest
zawsze dro�sza, t�umaczy� Korsykanin, poza tym policja hiszpa�ska
potrafi by� szczeg�lnie niemi�a dla pewnego gatunku turyst�w.
Wreszcie Sanderson wsta�.
- Kiedy? - zapyta�.
- Za tydzie�, dwa, najwy�ej trzy - odpar� tamten.
- Prosz� mi natychmiast da� zna�.
- W takim razie musz� mie� spos�b na skontaktowanie si�
z panem.
W odpowiedzi Sanderson napisa� kilka cyfr na kawa�ku papieru
i wr�czy� go Calviemu.
- Od dzi� za tydzie�, a nast�pnie w trzy kolejne poniedzia�ki
pomi�dzy godzin� si�dm� trzydzie�ci a �sm� rano mo�e mnie pan
zasta� pod tym numerem telefonu w Londynie. Prosz� nie szuka�
adresu tego mieszkania, no i �eby si� panu poszcz�ci�o.
Calvi u�miechn�� si� krzywo.
- Zrobi si� - powiedzia�. - Potrzebna mi jest druga cz�� forsy.
- I jeszcze jedno. �eby nie by�o �adnej fuszerki, �adnych �lad�w.
Korsykanin wci�� si� u�miecha�.
- Panu, panie Johnson, chodzi oczywi�cie o pa�sk� reputacj�, ale
mnie o �ycie. Gdybym wpad�, czeka mnie w najlepszym razie trzydzie�ci
lat wi�zienia i to hiszpa�skiego. Mo�e pan by� spokojny. Nie b�dzie
�adnych �lad�w, �adnej fuszerki. Czysta robota.
Kiedy Anglik odszed�, Calvi patrzy� za nim uwa�nie, �eby si�
zorientowa�, czy nikt za nim nie idzie, po czym uda� si� do innej
kawiarni w centrum miasta, w kt�rej sp�dzi� nast�pne dwie godziny.
Czerwcowe s�o�ce przygrzewa�o, a on odda� si� intensywnym rozmy�la-
niom. Zam�wienie by�o proste, chodzi�o o sprz�tni�cie jakiej� niczego
nie podejrzewaj�cej osoby. Problem polega� na tym, jak przeszmuglo-
wa� rewolwer do Hiszpanii. M�g�by pojecha� poci�giem Pary�-
19
-Barcelona i zaryzykowa� graniczn� kontrol� celn�, jednak�e gdyby
go przy�apano na szmuglu broni, by�aby to oczywi�cie nie francuska,
lecz hiszpa�ska policja - a Hiszpanie maj� bardzo staro�wieckie
podej�cie do zawodowych rewolwerowc�w. O samolocie nawet mowy
nie by�o. Dzi�ki palesty�skim porywaczom ka�dy pasa�er by� szczeg�-
�owo rewidowany na lotnisku Orly. Ale przypomnia� sobie, �e ma
w Hiszpanii jeszcze ca�kiem dobre kontakty, pochodz�ce z czas�w
dzia�alno�ci organizacji OAS. Byli to ludzie, kt�rzy raczej woleli �y�
na wybrze�u mi�dzy Alicante a Walencj� ni� podejmowa� ryzyko
powrotu do Francji. Z pewno�ci� kt�ry� z nich po�yczy mu swoj�
spluw�, jak go poprosi. Po chwili porzuci� jednak�e t� wersj� planu.
Pomy�la� sobie, �e ci ludzie nie maj� nic do roboty i pewnie od rana
do wieczora plotkuj�.
Wreszcie Korsykanin wsta�, zap�aci� rachunek i wyszed� na miasto.
Sp�dzi� dobre p� godziny w hiszpa�skim biurze turystycznym,
a nast�pnie dziesi�� minut w lokalu linii lotniczej Iberia. Wszed�
jeszcze do ksi�garni na rue de Rivoli, po czym pojecha� do swojego
mieszkania na przedmie�ciu.
Tego� wieczoru zatelefonowa� do Walencji, do hotelu Metropol -
najlepszego w ca�ym mie�cie - i zam�wi� z dwutygodniowym wy-
przedzeniem dwa pojedyncze pokoje: jeden na nazwisko Calvi, a drugi
na nazwisko figuruj�ce w jego paszporcie. Przedstawi� si� urz�dniczce,
z kt�r� rozmawia� przez telefon, jako Calvi, i przyrzek� potwierdzi�
listownie rezerwacj�. Zam�wi� sobie r�wnie� bilet z Pary�a do Walencji
na samolot przybywaj�cy do Walencji wieczorem w dniu rezerwacji
hotelowej oraz powrotny, przy czym powr�t do Pary�a mia� nast�pi�
nazajutrz, r�wnie� wieczorem.
Czekaj�c na po��czenie z Walencj� zd��y� napisa� list do hotelu.
List by� kr�tki i rzeczowy. Potwierdzi� rezerwacj� dw�ch pojedynczych
pokoj�w, doda�, �e poniewa� pan Calvi przed przybyciem do Walencji
b�dzie w d�ugiej podr�y, kaza� sobie przes�a� z Pary�a do hotelu
Metropol ksi��k� na temat historii Hiszpanii i prosi�, �eby mu j�
przechowano do jego przyjazdu.
Calvi wykombinowa� sobie - i s�usznie - �e gdyby ksi��ka
zosta�a przechwycona, to w chwili, kiedy podaj�c swoje prawdziwe
nazwisko, poprosi o ni� w imieniu Calviego, wyraz twarzy recepcjonisty
hotelowego z pewno�ci� wska�e mu, �e wszystko si� sypn�o. Wtedy
niew�tpliwie zd��y obr�ci� si� na pi�cie i zbiec. A nawet gdyby go
z�apano, b�dzie m�g� twierdzi�, �e jest niewinny i �e po prostu odda�
przys�ug� przyjacielowi, niejakiemu panu Calvi, kt�rego zawsze uwa�a�
za cz�owieka nieskazitelnie uczciwego.
List podpisa� lew� r�k� nazwiskiem Calvi, zaklei� go, opatrzy�
20
znaczkiem, po czym zabra� si� do ksi��ki, kt�r� zakupi� tego�
popo�udnia. By�a to rzeczywi�cie historia Hiszpanii, kosztowne, opas�e
tomisko z mn�stwem fotografii, wydrukowana na doskona�ym papie-
rze, a wi�c dosy� ci�ka.
Odgi�� ok�adki i z��czy� je solidn� gumow� opask�. Znajduj�ce
si� pomi�dzy nimi czterysta stron mocno �cisn�� i przytwierdzi�
do kuchennego sto�u za pomoc� dw�ch klamer stolarskich. Za-
kupionym przed kilkoma godzinami cienkim skalpelem zacz�� teraz
wycina� w zbitych ze sob� stronicach wg��bienie w formie prostok�ta,
pozostawiaj�c doko�a margines szeroko�ci oko�o czterech centy-
metr�w. W ten spos�b powsta�a skrytka 15x17 cm, g��boka na
siedem i p� centymetra. Wn�trze jej wysmarowa� g�stym klejem
i czekaj�c, by wysech�, wypali� dwa papierosy. Wiedzia�, �e kiedy
klej stwardnieje, czterysta stronic ksi��ki nie da si� ju� nigdy prze-
kartkowa�. Calvi wy�o�y� wg��bienie skrytki sztuczn� g�bk�, kt�r�
poprzednio starannie zwa�y� na kuchennej wadze. Roz�o�y� na
cz�ci ma�ego browninga, dziewi�tk�, kupionego przed dwoma mie-
si�cami w Belgii, zaraz po tym, jak wrzuci� do kana�u colta 38,
kt�rym pos�u�y� si� do wykonania innej roboty. By� ostro�nym
cz�owiekiem i nigdy dwa razy nie u�ywa� tej samej broni. Browning
mia� luf� wystaj�c� na p�tora centymetra. Koniec lufy zosta� na-
gwintowany dla umocowania t�umika.
T�umik pistoletu automatycznego nigdy nie jest ca�kowicie skutecz-
ny, jedynie chyba w wyobra�ni autor�w scenariuszy filmowych.
Albowiem pistolety, w odr�nieniu od rewolwer�w, maj� ruchomy
zamek. Kiedy pocisk opuszcza luf�, bro� automatycznie repetuje, aby
wyrzuci� �usk� i wprowadzi� nowy nab�j do komory. W�a�nie dlatego
nazywa si� je broni� automatyczn�. Ale w u�amku sekundy, kiedy
zamek si� otwiera, po�owa huku strza�u wydobywa si� przez otwarty
zamek i w ten spos�b t�umik umieszczony na ko�cu lufy wygasza
d�wi�k jedynie w pi��dziesi�ciu procentach. Calvi wola�by pos�u�y� si�
rewolwerem, ale potrzebna mu by�a bro� p�aska, mieszcz�ca si�
w skrytce ksi��ki.
T�umik, kt�ry le�a� po�r�d cz�ci browninga, by� najwi�kszym
przedmiotem do schowania, mia� bowiem oko�o trzynastu centymetr�w
d�ugo�ci. Calvi, kt�ry by� fachowcem, wiedzia�, �e t�umiki, jakie
ogl�damy cz�sto na ekranach telewizor�w, maj�ce zazwyczaj wielko��
korka od szampana, s� tak ma�o skuteczne, jak domowa ga�nica,
kt�r� kto� usi�owa�by ugasi� wybuch Wezuwiusza. U�o�one obok
siebie cz�ci pistoletu, ��cznie z t�umikiem i magazynkiem, nie zmie�-
ci�yby si� w skrytce, wobec czego Calvi wsun�� magazynek do uchwytu,
aby zaoszcz�dzi� miejsca. U�ywaj�c flamastra nakre�li� teraz na
21
kawa�kach sztucznej g�bki zarysy poszczeg�lnych cz�ci pistoletu
i nowym skalpelem powycina� odpowiednie wg��bienia dla ka�dej
z nich. Kiedy wybi�a p�noc, le�a�y ju� spokojnie, ka�da w swoim
��eczku, lufa, r�koje�� i zamek r�wnolegle do siebie, a t�umik
umocowany pionowo wzd�u� grzbietu ksi��ki. Nast�pnie Calvi nakry�
wg��bienie cienk� warstw� g�bki, nasyci� �wie�� warstw� kleju i za-
mkn�� ksi��k�. Po�o�y� j� na pod�og� i przycisn�� blatem odwr�conego
do g�ry nogami sto�u. Po godzinie by�a ju� twarda jak kamie�. Chyba
tylko no�em mo�na by j� otworzy�. Ponownie j� zwa�y�. By�a teraz
tylko kilka gram�w ci�sza ni� poprzednio.
Wreszcie wsun�� t� dziwn� histori� Hiszpanii do grubej koperty,
takiej jakiej u�ywaj� wydawcy, aby chroni� warto�ciowe ksi��ki.
Koperta wykonana by�a z polietylenu, tote� Calvi zamkn�� j� roz-
grzanym na gazowej kuchence ostrzem swojego scyzoryka. Gdy celnik
zechce otworzy� przesy�k�, zobaczy poprzez przezroczysty polietylen,
�e w �rodku znajduje si� po prostu ksi��ka, i z pewno�ci� po prostu
j� zamknie.
Na koniec Korsykanin wsun�� sw�j skarb do jeszcze jednej,
zwyk�ej ju� koperty, z tych, kt�re zamykaj� si� na metalowy
klips, przeci�gni�ty przez dwie dziurki. Wydrukowa� na dziecinnej
drukarce naklejk� z adresem znanej ksi�garni, a adres odbiorcy
napisa� na maszynie. Brzmia� on: Monsieur Alfred Calvi, Hotel
Metropol, Calle de Jativa, Valencia, Espagne. Jeszcze wydrukowa�
naklejk� z napisem "Libros - Impresos - Livres" - i wszystko
by�o gotowe.
Nazajutrz rano wys�a� list poczt� lotnicz�, a ksi��k� zwyk��,
nie polecon� przesy�k�, co oznacza�o, �e zostanie nadana na
poci�g i dotrze na miejsce przeznaczenia dopiero po dziesi�ciu
dniach.
S�o�ce w�a�nie zachodzi�o, kiedy samolot linii Iberia wyl�dowa� na
Campo de Manises. By�o w�ciekle gor�co i trzydziestka pasa�er�w
denerwowa�a si� z powodu d�ugiego oczekiwania na baga�. Byli to
przewa�nie w�a�ciciele willi nadbrze�nych, kt�rzy przyjechali z Pary�a
na sze�ciotygodniowy pobyt.
Calvi mia� baga� r�czny, jedn� niewielk� walizk�. Celnik otworzy�
j� i przejrza� uwa�nie. Korsykanin wyszed� pierwszy z budynku
i uda� si� na post�j taks�wek. Po drodze obejrza� sobie pobliski
parking i z zadowoleniem stwierdzi�, �e du�a jego cz�� odgrodzona
by�a od gmachu szpalerem roz�o�ystych wysokich drzew. Pod
drzewami sta�y d�ugie rz�dy samochod�w i cierpliwie czeka�y na
22
swoich w�a�cicieli. Calvi postanowi� powr�ci� tu nast�pnego dnia
i wybra� sobie odpowiedni wehiku�. Potem pojecha� taks�wk� do
miasta.
Recepcjonista hotelowy by� niezwykle uprzejmy. Obejrzawszy
sobie wr�czony mu paszport, natychmiast przypomnia� sobie rezerwa-
cj� i list z jej potwierdzeniem. Przyni�s� z biura paczk� z ksi��k�.
Korsykanin wyja�ni� mu, �e jego przyjaciel, pan Calvi, niestety nie
m�g� przyjecha� i �e nazajutrz, przy wyje�dzie, op�aci obydwa
rachunki. Nast�pnie pokaza� list Calviego, upowa�niaj�cy go do
odbioru paczki. Recepcjonista przeczyta� list, podzi�kowa� za przy-
rzeczenie uregulowania rachunku Calviego i wyda� Korsykaninowi
paczk�.
W pokoju Calvi obejrza� dok�adnie kopert�. Otwierano j�, metalowe
klipsy by�y odgi�te, a nast�pnie z powrotem zaci�ni�te. Brakowa�o te�
kropelki kleju, jak� Calvi umie�ci� na jednym ze spinaczy. Ale w �rodku
w nie naruszonym polietylenowym opakowaniu spoczywa�a nietkni�ta
ksi��ka.
Calvi wyci�gn�� j�, rozci�� scyzorykiem i wyj�� cz�ci pistoletu.
Zmontowa� go, nakr�ci� t�umik na luf� i sprawdzi� zawarto��
magazynka. Znajduj�ce si� w nim kule mia�y usuni�t� po�ow� �adunku
prochu, �eby strza� by� cichszy. Nawet przy zmniejszonym �adunku
dziewi�ciomilimetrowy pocisk przebija bez trudu ludzk� czaszk�
z odleg�o�ci trzech metr�w, a Calvi z zasady nigdy nie strzela�
z wi�kszej odleg�o�ci.
Po�o�y� pistolet na dno szafy, zamkn�� j� na klucz, klucz wsadzi�
do kieszeni i wyszed� na balkon. Pal�c papierosa i przygl�daj�c si�
arenie do walki byk�w, rozmy�la� o jutrzejszym dniu. O dziewi�tej
zszed� na d�. Wci�� mia� na sobie szary, zakupiony u jednego
z najekskluzywniej szych krawc�w Pary�a garnitur, kt�ry doskonale
pasowa� do atmosfery eleganckiego starego hotelu. Zjad� doskona�y
obiad, o p�nocy po�o�y� si� do ��ka. Od recepcjonisty dowiedzia� si�,
�e o �smej rano odlatuje samolot do Madrytu, i kaza� si� obudzi�
o sz�stej.
Nazajutrz o si�dmej wyprowadzi� si� z hotelu i taks�wk�
pojecha� na lotnisko. Stan�� przy wej�ciu do budynku i przygl�da�
si� zaje�d�aj�cym samochodom, notowa� ich marki i numery rejest-
racyjne oraz wygl�d ich w�a�cicieli. W siedmiu znajdowali si�
pojedynczy kierowcy w ciemnych garniturach. Calvi wszed� na taras
obserwacyjny i zauwa�y� czterech z nich, wsiadaj�cych do madryc-
kiego samolotu. Spojrza� na swoje notatki i stwierdzi�, �e ma do
wyboru simc�, mercedesa, jaguara i seata, czyli starego hiszpa�s-
kiego fiata 600.
23
Kiedy samolot wystartowa�, Calvi poszed� do toalety, zdj�� szare
ubranie i w�o�y� d�insy, jasnoniebiesk� sportow� koszul� i granatow�
nylonow� wiatr�wk�, zapinan� z przodu na b�yskawiczny zamek.
Pistolet owin�� r�cznikiem i w�o�y� do wydobytej z walizki mi�kkiej
torby lotniczej. Walizk� zdeponowa� w przechowalni baga�u, potwier-
dzi� swoj� rezerwacj� na wieczorny lot do Madrytu i poszed� na
parking.
Zdecydowa� si� na seata, poniewa� jest to najpopularniejszy
samoch�d w Hiszpanii i daje si� �atwo otworzy�. Odczeka�, a� dwaj
m�czy�ni, kt�rzy w�a�nie zajechali na parking, oddal� si�, po czym
podszed� do ma�ego czerwonego samochodu. Z r�kawa wyj�� kawa�ek
metalowej rury, wsun�� j� za klamk� i szarpn��. Zamek trzasn��.
Otworzy� mask� i spi�� dwoma przewodami akumulator i cewk�
rozdzielacza. Silnik zapali� natychmiast, Calvi skoczy� szybko do wozu
i ruszy� z parkingu prosto na now� autostrad� nadmorsk� nr 332,
prowadz�c� na po�udnie do Alicante.
Odleg�o�� pomi�dzy Walencj� a Ondar� wynosi dziewi��dziesi�t
pi�� kilometr�w. Droga prowadzi przez gaje pomara�czowe Gandii
i Oliwii. Jecha� wolno, tote� podr� trwa�a a� dwie godziny. Ca�e
wybrze�e sk�pane by�o w porannym s�o�cu, pla�e wzd�u� szosy
ci�gn�y si� niby z�ota wst�ga, upstrzona tylko br�zowymi cia�ami
opalaj�cych si� na nich ludzi. Upa� by� straszny, powietrze nieruchome,
horyzont gin�� w oparach rozedrganej mgie�ki.
Wjecha� do Ondary i min�� Hotel Palmera, gdzie -jak wiedzia� -
mieszka� genera� Raoul Salan, by�y szef organizacji OAS. Po-
informowano go, �e Playa Caldera le�y p�tora kilometra od
miasta. By�o ju� po�udnie, gdy znalaz� si� w dzielnicy malowniczych
domk�w, zamieszka�ych przewa�nie przez cudzoziemc�w. Zacz��
si� rozgl�da� za dobrze znan� mu z dawno ju� z ostro�no�ci
zniszczonych fotografii willi San Crispin. Nie chcia� teraz pyta�
o drog�.
Kiedy wreszcie znalaz� domek o bia�ych �cianach i ��tych
okiennicach, dochodzi�a pierwsza. Sprawdzi� nazwisko w�a�ciciela,
wymalowane na kafelku wpuszczonym w kolumienk� przy furtce,
i zaparkowa� samoch�d dobre dwana�cie metr�w od willi. Przerzuci�
torb� lotnicz� przez rami� i powolnym krokiem uda� si� w kierunku
pla�y. Dyskretnie przyjrza� si� bocznej furtce. Stwierdzi�, �e jest
otwarta. Poszed� w g�r� w�sk� �cie�k� przez pomara�czowy gaj za
rz�dem jednorodzinnych domk�w. Spoza zas�ony drzew stwierdzi�, �e
tylko niskie ogrodzenie oddziela rud� ziemi� pomara�czowego sadu
od ogrodu willi z ��tymi okiennicami. Cz�owiek, o kt�rego mu
chodzi�o, przechadza� si� po ogrodzie i podlewa� kwiaty. Oszklone
24
drzwi, prowadz�ce z salonu willi do ogrodu, otwarte by�y na o�cie�,
�eby do �rodka przedostawa�o si� powietrze, ale by�o ono zupe�nie
nieruchome. Korsykanin spojrza� na zegarek. Pora na obiad. Wr�ci�
do samochodu i pojecha� do Ondary.
Do godziny trzeciej siedzia� w barze Valencia na ulicy Doktora
Fleminga. Zjad� du�y talerz krewetek i wypi� dwie szklanki miejscowego
bia�ego wina. Zap�aci� i opu�ci� lokal.
Kiedy znalaz� si� znowu w drodze na Playa Caldera, deszczowe
chmury zacz�y si� zbiera� nad jego g�ow�, s�ycha� by�o gro�ny
pomruk dalekich jeszcze grzmot�w, co by�o do�� niezwyk�e w tej
cz�ci Hiszpanii w po�owie lipca. Zaparkowa� w�z w pobli�u �cie�ki,
prowadz�cej do pomara�czowego gaju, wsun�� pistolet za pasek,
zasun�� suwak wiatr�wki po sam� szyj� i ruszy� pomi�dzy drzewa.
Przeskoczy� niski p�ot i znalaz� si� w ogrodzie, w kt�rym panowa�a
ca�kowita cisza. Wszyscy mieszka�cy willowej dzielnicy oddawali si�
poobiedniej sje�cie. Pierwsze krople deszczu zacz�y spada� na li�cie
pomara�czowych drzew. Ulewa run�a dok�adnie w momencie, w kt�-
rym wszed� na kamienne schodki i dotar� do oszklonych drzwi salonu.
Calvi ucieszy� si�. Wiedzia�, �e gwa�towne dudnienie deszczu o czerwone
dach�wki willi zag�uszy wszystko inne.
Od lewej strony, z przyleg�ego do salonu pokoju dochodzi� d�wi�k
stukania na maszynie. Calvi wydoby� pistolet, przez chwil� sta�
nieruchomo po�rodku salonu. Potem ruszy� powoli po plecionej macie
pokrywaj�cej pod�og� i znalaz� si� w drzwiach gabinetu pana domu.
Major Summers z pewno�ci� nie zd��y� sobie niczego uzmys-
�owi�. Mo�e zobaczy� stoj�cego w drzwiach cz�owieka i wsta�, �eby
zapyta�, czego chce. Mo�e nawet zauwa�y� przedmiot, kt�ry cz�o-
wiek ten trzyma� w r�ku. Rozleg�y si� dwa g�uche pukni�cia, niewiele
g�o�niejsze od uderze� kropel deszczu w dach. Dwie kule przebi�y
pier� majora. Trzecia z odleg�o�ci p� metra trafi�a go w skro�, ale
tej ju� chyba nawet nie poczu�. Korsykanin przykl�kn�� i poszuka�
pulsu swojej ofiary. Potem podni�s� g�ow�, wsta� i ruszy� w stron�
drzwi.
Nast�pnego wieczoru w kawiarni na rue Miollin spotkali si� dwaj
m�czy�ni: morderca i jego klient. Calvi zadzwoni� do Sandersona
jeszcze z Walencji i Sanderson natychmiast polecia� do Pary�a. Wr�czy�
Korsykaninowi nale�ne mu pi�� tysi�cy funt�w szterling�w. Wydawa�
si� zdenerwowany.
- I co? Obesz�o si� bez �adnego problemu?
Calvi u�miechn�� si� i potrz�sn�� g�ow�.
25
- Wszystko posz�o g�adko. Major nie �yje. Dosta� dwie kule
w serce i jedn� w g�ow�.
- Nikt pana nie widzia�? Nie by�o �adnych �wiadk�w?
- Nie - Korsykanin wsta� od stolika i gestem pe�nym satysfakcji
poklepa� si� po prawej g�rnej kieszeni marynarki. - Chocia�, niestety,
pod sam koniec, kiedy ju� sta�em nad zw�okami, kto� wszed� do
pokoju, pewnie �eby zamkn�� okna, bo la�o jak z cebra.
Anglik spojrza� na Korsykanina z przera�eniem w oczach.
- Kto to by�?
- Jaka� kobieta.
- Wysoka? Brunetka?
- W�a�nie. Nawet ca�kiem niebrzydka.
Widz�c zmienion� twarz swojego klienta, Korsykanin poklepa� go
przyja�nie po ramieniu.
- Niech si� pan nie martwi, monsieur - powiedzia� uspokaja