16337
Szczegóły |
Tytuł |
16337 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16337 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16337 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16337 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Władysław Kopaliński
Kot w worku czyli z dziejów pojęć i nazw
Od autora
Książeczka niniejsza składa się z osiemdziesięciu ośmiu rozdziałów różnej
długości, z których każdy mówi o czymś innym. Łączy je z sobą jednak to, że są
komentarzami do wyrazu, nazwy, wyrażenia czy przysłowia umieszczonego w ich
tytule. Ale i objaśnienia te różnią się między sobą pod wielu względami. W
jednym jest mowa o pochodzeniu nazwy, w innym o legendach z nią związanych, w
jeszcze innym o faktach historycznych, anegdotach, bądź o mitach na jej temat,
przy czym bieg tej relacji jest przeważnie swobodny; dotyczy ona zwykle tylko
wybranych dowolnie niektórych stron omawianej materii.
Ten styl gawędy, przyjęty z rozmysłem, nie przeszkadza poruszaniu także spraw
trudniejszych i za-wilszych, zawsze jednak z jakiegoś powodu (przynajmniej
zdaniem autora) interesujących. Kolejność rozdziałów, ta a nie inna, służy po
prostu uprzyjemnieniu, urozmaiceniu lektury.
Indeks i spis rzeczy umożliwiają natomiast szybkie odnalezienie miejsc, gdzie
przedstawiono jakąś sprawę albo gdzie mowa o konkretnej osobie, miejscowości czy
nazwie.
Autor nie występuje tu w roli wszechwiedzącego erudyty w rozlicznych dziedzinach.
Kompilacyjny charakter tej książeczki, w której z rzadka tylko powołuję się na
źródła, choć oczywisty, lepiej by się uwidocznił, gdyby zaopatrzono ją w
bibliografię źródeł. Ale byłaby to dla niej ozdoba nieco zbyt preten-
3
sjonalna. Zastąpi ją przeto ogólne podziękowanie autorom żywym i nieżyjącym, a
także licznym zaprzyjaźnionym specjalistom. Bo, jak powiada mędrzec, choć
wdzięczność jest najmizerniejszą z cnót, to niewdzięczność jest przewinieniem
najcięższym.
W. K.
Na zdrowie!
Dlaczego osobom kichającym mówi się: Na zdrowie!? Ozy aby się jeszcze mówi?
Wydaje się, że już coraz rzadziej. Zwłaszcza, że w miejscach publicznych, w
poczekalniach, autobusach itp. kichacze są niemile widziani, szczególnie jeżeli
nie rozumieją, że owe wodogrzmoty z ust i nosa winny być starannie osłaniane
chusteczką, aby nie obdarzać niewinnych bliźnich własnym katarem. Cóż, kiedy nie
zawsze się udaje zdążyć w porę z wyciągnięciem chusteczki z głębi kieszeni lub
torebki. Gorzej jeszcze patrzą na kichających w teatrze lub na koncercie.
Bardziej utalentowanych kichaczy spotykają tam pomruki: „Trzeba było pójść do
łóżka, a nie na koncert". Na pewnych zawodach jeździeckich po prostu wyproszono
widza, który nieustannym łoskotem apsików wpływał ujemnie na stan nerwowy koni
szykujących się do wzięcia kolejnej przeszkody.
Gwałtowne i mimowolne wyrzucenie powietrza z nosa i ust na skutek podrażnienia
receptorów śluzówki jamy nosowej od dawna uważano za zjawisko złowróżbne.
Znaczna część ludności świata wierzy do dziś, że kichnięcie jest rodzajem
niewielkiego grzmotu w głowie, stanowiącym bezpośredni znak od bogów, który
wieści dobry lub zły los. Rzymianie witali kichnięcie słowami: Absit omen!, aby
nie stało się zapowiedzią nieszczęścia. Według tradycji papież Grzegorz Wielki,
żyjący w VI wieku, był pierwszym, który nakazał wiernym reagować na kichnięcie
odpo-
5
sjonalna. Zastąpi ją przeto ogólne podziękowanie autorom żywym i nieżyjącym, a
także licznym zaprzyjaźnionym specjalistom. Bo, jak powiada mędrzec, choć
wdzięczność jest najmizerniejszą z cnót, to niewdzięczność jest przewinieniem
najcięższym.
W. K.
Na zdrowie!
Dlaczego osobom kichającym mówi się: Na zdrowie!? Ozy aby się jeszcze mówi?
Wydaje się, że już coraz rzadziej. Zwłaszcza, że w miejscach publicznych, w
poczekalniach, autobusach itp. kichacze są niemile widziani, szczególnie jeżeli
nie rozumieją, że owe wodogrzmoty z ust i nosa winny być starannie osłaniane
chusteczką, aby nie obdarzać niewinnych bliźnich własnym katarem. Cóż, kiedy nie
zawsze się udaje zdążyć w porę z wyciągnięciem chusteczki z głębi kieszeni lub
torebki. Gorzej jeszcze patrzą na kichających w teatrze lub na koncercie.
Bardziej utalentowanych kichaozy spotykają tam pomruki: „Trzeba było pójść do
łóżka, a nie na koncert". Na pewnych zawodach jeździeckich po prostu wyproszono
widza, który nieustannym łoskotem apsików wpływał ujemnie na stan nerwowy koni
szykujących się do wzięcia kolejnej przeszkody.
Gwałtowne i mimowolne wyrzucenie powietrza z nosa i ust na skutek podrażnienia
receptorów śluzówki jamy nosowej od dawna uważano za zjawisko złowróżbne.
Znaczna część ludności świata wierzy do dziś, że kichnięcie jest rodzajem
niewielkiego grzmotu w głowie, stanowiącym bezpośredni znak od bogów, który
wieści dobry lub zły los. Rzymianie witali kichnięcie słowami: Absit omen!, aby
nie stało się zapowiedzią nieszczęścia. Według tradycji papież Grzegorz Wielki,
żyjący w VI wieku, był pierwszym, który nakazał wiernym reagować na kichnięcie
odpo-
5
wiednikiem naszego „Na zdrowie" czy „Bóg strzegł". Mówiąc to kłaniano się nisko
i uchylano kapelusza, co miało zapewne oznaczać grzeczne, ale — być może —
ostatnie pożegnanie się z kichającym. W Persji i Indiach uważano, że kichanie
wyrzuca z ciała demony i złe duchy. Teoria ta mogłaby być pociechą dla pewnej
młodej mieszkanki Florydy, która w roku 1966 pobiła światowy rekord
nieprzerwanego kichania, czyniąc to przez całe 155 dni. (O ile zwykłe kichnięcie
jest odruchem obronnym chroniącym drogi oddechowe przed działaniem czynników
szkodliwych, o tyle nieustanne kichanie jest objawem chorobowym).
Największa prędkość wyrzutu zawartości nosa w czasie kichnięcia, jaką dotychczas
zmierzono, wyniosła 174 kilometry na godzinę (wiatr o prędkości 118 km/godz.
nazywa się już huraganem). Wynik ten nie zdziwi zapewne tego, kto próbował
zdławić zbliżające się kichnięcie znalazłszy się (w czasie gry w chowanego albo
przez rycerskość) pod stołem lub w szafie, albo w celach szpiegowskich za
dyplomatyczną kotarą. Kichanie jest wielkim równaczem ludzi i, jak pisał pewien
filozof perski, choć szach może być najpotężniejszym człowiekiem na świecie, i
on nie potrafi powstrzymać zwykłego kichnięcia.
Polacy nie gęsi
Wiele osób uważa, że ma tu do czynienia z przysłowiem. O człowieku miernych
zdolności i niewielkiej ambicji mawia się czasem: „To nie orzeł, przez lufcik
nie wyfrunie". Tutaj sens jest oczywisty. Istnieje również powiedzonko niby
kelnerskie: „Klient nie struś, wszystko zje". I to jest całkiem zrozumiałe.
Trudno jednak pojąć, co miałoby oznaczać przysłowie „Polacy nie gęsi". Nie
wyobrażam sobie okoliczności, w których można by je było zastosować, nie widzę
bowiem w gęsi żadnych cech przed wstawia jacy eh się w sposób sensowny cechom
Polaka,
6
Przypuszczać należy, że powiedzenie to nabrało żywotności pod wpływem tytułu
sztuki Ludwika Hieronima Morstina. Jest to sztuka o Mikołaju Rej u. Tytuł jej to
wyrwany z kontekstu urywek autorskiego posłania umieszczonego na końcu ogromnego
utworu pt. Zwierzyniec. Zdanie to, z którego ów fragment wyrwano, brzmi: „A
niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają!".
Oznacza to oczywiście, że Polacy mają nie gęsi język, ale swój, że nie gęgają,
ale mówią po polsku. Gęsim językiem nazywano wtedy wszelki żargon. Widać stąd,
że w tytule sztuki Polacy nie gęsi pozbawiono przymiotnik „gęsi" przedmiotu,
którego właściwość ów przymiotnik określa. Tytuł ten najoczywiściej wprowadza w
błąd, sprawiając wrażenie, że idzie tu o rzeczownik w mianowniku liczby mnogiej
— gęsi.
W pełnym, przytoczonym powyżej zdaniu Rej staje w rzędzie obrońców języka
polskiego jako tworzywa literackiego, a zatem w szeregu pionierów literatury
polskiej. I to jest właśnie przyczyną popularności tego cytatu.
Odstukać
Stukanie w drzewo, zwłaszcza w nie malowane, ma — według jednego z najbardziej
rozpowszechnionych we wszystkich krajach i kulturach przesądów — bronić przed
zapeszeniem sprawy, o której się właśnie mówi. Jest to też jeden z nielicznych
przesądów, jakie zachowują się nadal, podczas gdy wielu innych poniechano. Po
ankiecie przeprowadzonej wśród profesorów w jednym z najpoważniejszych
uniwersytetów świata okazało się, że tylko czwarta część ciała pedagogicznego
jest całkiem wolna od przesądów. Jeden z zapytywanych profesorów powiedział:
„Jedyny przesąd, jakiemu ulegam, to pukanie w drzewo w chwili gdy mówię, że
zdrowie mi dopisuje albo, że szczęście mi sprzyja".
W różnych krajach wszelkie stukanie czy kołatanie niewyjaśnionego pochodzenia
przypisywano chętnie duchom lub innym nadprzyrodzonym przyczynom. Zabobon taki
rozpowszechniony był także i w Polsce, Pustelnik w IV części Dziadów Mickiewicza
powiada: „Chodź tu, malcze, pod kantorek. Nachyl się i przyłóż uszko; tu biedna
duszka prosd o troje paciorek. Aha, słyszysz jak kołata?" A dziecko na to: „Tak,
tak, tak, tak, tata, tata! Jak zegarek pod poduszką".
Według innego znów, bardzo popularnego wierzenia, trzy stuknięcia usłyszane w
pobliżu łóżka osoby chorej, przepowiadają jej zgon. Przesąd ten ma wiele odmian.
Według jednej z nich stukanie takie rozlega się przy łóżku któregoś z krewnych
chorego. To wierzenie pochodzi być może jeszcze od starożytnych Rzymian, którzy
sądzili, iż duchy zmarłych starają się ostrzec krewnych umierającego, że jego
chwile są policzone. W Anglii, gdy słyszy się pukanie do drzwi, a po ich
otwarciu nie zastaje się nikogo, mówi się niekiedy półżartem, że najwidoczniej
diabeł wśliznął się do mieszkania. Na seansach spirytystycznych, które już na
ogół wyszły z mody, stukanie w stół było po-
8
pularnym środkiem porozumiewania się uczestników seansu z rzekomymi duchami. Ten
kod był bardzo prosty: jedno stuknięcie znaczyło „tak", dwa — ,,nie", trzy —
„nie wiem" albo „proszę powtórzyć pytanie". Stukacze bywają dobroczynnymi
duchami albo gnomami zamieszkującymi kopalnie. Pomagają ludziom odnajdywać żyły
kruszcu, kierując ich krokami za pomocą popukiwań zza węgła. Górnicy walijscy
utrzymują, że ich gnomy kopalniane mają cztery cale wzrostu. W legendach
niemieckich są one przynajmniej trzy razy wyższe; są to staruszkowie w.strojach
górniczych, dobroczynni albo złośliwi.
Najmocniej jednak utrzymało się wierzenie (oczywiście wierzenie na wpół tylko
uświadomione, wstydliwe, pokrywane kpiną, a przecież nieustępliwe!), że
pyszałkowata postawa chwalenia się przynosi karę albo ze strony zawistnych złych
mocy, albo od bóstwa, któremu samochwał powinien dziękować za łaski. Aby
udaremnić ten gniew lub zniweczyć skutki zawiści, trzeba natychmiast stuknąć w
drzewo, najlepiej trzy razy z rzędu, albo go przynajmniej dotknąć. Czy dotykanie
drzewa jest delikatniejszą namiastką czy też schyłkową odmianą pukania, lub,
przeciwnie, było jego formą pierwotną, trudno stwierdzić. Zwykle
łączy się je ze starą ceremonią religijną dotykania drewnianego krucyfiksu w
chwili wypowiadania formuły przysięgi. Drewniane amulety, talizmany, nosi się do
dziś dnia (zabobonni ich właściciele nazywają je lekceważąco maskotkami, co
bynajmniej nie zmienia ich znaczenia). Znaleźć je można na łańcuszkach albo w
kieszeni, aby były pod ręką gdy zajdzie potrzeba.
Zapewne jednak pukanie w drzewo jest starsze i wiąże się z dobrze znanym
zwyczajem wielu ludów prymitywnych, które w groźnych chwilach albo w
złowróżbnych miejscach wszczynają różnego rodzaju hałasy dla odstraszenia
demonów. Przesąd ten może mieć również związek z czcią, jaką druidzi, celtyccy
kapłani i wróżbiarze oddawali drzewom albo z wiarą Rzymian w driady, czyli nimfy
leśne i hama-driady, boginki drzew, które przychodziły na pomoc ludziom
wzywającym ich pukaniem w drzewo.
Kupować kota w worku
Przedmiot handlu wydaje się dość dziwny, tym dziwniejszy, im przysłowie starsze,
boć przecie nikt normalnie na targu kotów nie kupował, chyba zaraz po ostatniej
wojnie, na Ziemiach Odzyskanych, gdzie pierwszych osiedleńców trapiła plaga
myszy, a kotów brakło (taką scenę na targu przedstawia film Sami swoi
Chmielewskiego). Jest przysłowie rosyjskie: Nie kupuje się konia na ślepo. I
drugie: Tylko jajkami handluje się na ślepo (tzn. bez zaglądania pod skorupkę).
I jeszcze zabawniejsze: Na ślepo można tylko placek kupić — nie spodoba się, sam
zjesz. Te powiedzenia tłumaczą się same. Inaczej jednak wygląda przysłowie o
kocie. Skąd on się tam wziął?
Odpowiedź na to pytanie nie może być ani łatwa, ani pewna, bo nie ulega
wątpliwości, że przysłowie to
10
wywodzi się co najmniej ze średniowiecza, że jest wspólne wielu językom
europejskim (co więcej, ma także swój odpowiednik w Chinach!) i że nie można
ustalić, kiedy i skąd pojawiło się na gruncie polskim. Jego najwcześniejsza
forma mówiła prawdopodobnie tylko o „kupowaniu w worku", bez wymieniania
przedmiotu transakcji. Niemiecki zbiór przysłów z początku XIII wieku notuje:
„Kto kupuje w worku, ten nieraz cienko zaśpiewa". Jeszcze Luter używa tego
przysłowia w postaci średniowiecznej.
Z czasem utworzyły się dwie odmiany. Jedna, angielska, mówi o kupowaniu
prosięcia w worku. Znajdujemy ją już w końcu XIV wieku, w Opowieściach
Kanterberyjskich Chaucera. Druga, kontynentalna wersja o kocie figuruje
dwukrotnie w Próbach Mon-taigne'a, pisanych pod koniec XVI w. Montaigne powiada
na przykład, że kobiety, wychodząc za mąż, kupują kota w worku. W tym wariancie
przysłowia szłc zapewne o kota, który miał być oszukańczo podłożony na miejsce
zająca. Niestety, w języku polskim powstaje tu dodatkowe nieporozumienie, gdyż
polscy myśliwi nazywają właśnie zająca kotem. Nam więc łatwiej nasuwa się
przypuszczenie, że kot sprzedawany w worku jest nadpsutym zającem, niż że ukryty
11
w worku zwierz jest nieżywym kotem, gdyż kotów na targu nigdy nie kupowano,
nawet żywych, a cóż dopiero zabitych!
Trzeba pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy
Uważa się powszechnie, że odpowiedział tak Napoleon Bonaparte na pytanie, jakich
to trzech najważniejszych rzeczy trzeba do prowadzenia wojny. Oczywiście nikt
nie może dowieść, że Napoleon tego dobrze za jego czasów znanego powiedzenia nie
użył; nie był on wszakże jego autorem. Był nim — także Włoch z urodzenia i także
oficer francuski — Gian--Jacopo Trivulzio, marszałek Francji. Gdy w roku 1499
król Ludwik XII zapytał go, jakiego uzbrojenia i zaprowiantowania potrzeba dla
zdobycia księstwa Mediolanu, odpowiedział: „Sire, do prowadzenia wojny potrzebne
są trzy rzeczy: pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze".
Odchodząc jednak od strony formalnej stwierdzić wypada, że ta odpowiedź
Trivulzia jest tylko przeróbką znacznie dawniejszego, bo pochodzącego z połowy
IV wieku przed ne. powiedzenia wielkiego ateńskiego mówcy i działacza
politycznego, Demoste-nesa. Kiedy go zapytano, jakie są trzy najważniejsze
rzeczy w sztuce krasomówczej, powtórzył trzykrotnie wyraz hypokrisis. To greckie
słowo w swej długiej historii znaczyło kolejno: odpowiedź, przemawianie,
deklamację, grę na scenie i udawanie. W znaczeniu dzisiejszym hipokryzja to
właśnie obłuda, dwulicowość, nieszczerość. W ustach Demostenesa znaczyło to
oczywiście, że nauczyć się krasomówstwa
12
można tylko przemawiając, przemawiając i jeszcze raz przemawiając.
Znając już ten wzorzec, łatwo rozpoznamy dalsze odmiany. Oto na przykład jeden z
przywódców Rewolucji Francuskiej, Danton, przemawiając w sierpniu roku 1792 we
francuskim Zgromadzeniu Narodowym oświadczył, że tylko trzy rzeczy mogą zbawić
Francję: odwaga, odwaga i jeszcze raz odwaga. W 1835 roku
polityk i patriota irlandzki Daniel 0'Connell, przemawiając do wyborców w
Dublinie, powiedział, że trzy rzeczy mogą wyzwolić Irlandię: agitacja, agitacja
i jeszcze raz agitacja. Nie bez racji nazwano go później Wielkim Agitatorem.
Wreszcie Leon Gambetta, polityk francuski, przemawiając w roku 1872 powiedział,
że trzy rzeczy potrzebne są do osiągnięcia sukcesu: praca, praca i jeszcze raz
praca. Historia tej formuły jest klasycznym przykładem na to, jak z powiedzenia
zaskakującego trafnością i lapidarnością tworzy się w ustach kolejnych
naśladowców banalny frazes.
Puszka Pandory
W mitologii greckiej tytan Prometeusz, przyjaciel ludzkości, wykradł ogień, aby
ludzie mogli piec na nim mięso i ogrzewać się zimą przy ognisku. Ojciec bogów,
Zeus, postanowił ukarać za to ludzi. Kazał boskiemu mechanikowi, Hefajstosowi,
stworzyć ko-
2»
13
bietę, czterem wiatrom — tchnąć w nią życie, a wszystkim bogom — obdarzyć ją
wszelkimi urokami kobiecości (stąd jej imię — Pandora — tj. ta, która otrzymała
„wszystkie dary")- Sam Zeus do tych wdzięków dodał jej głupotę, złośliwość i
nieposkromiona ciekawość, po czym kazał posłańcowi bogów, Hermesowi, odprowadzić
Pandorę do brata Prometeusza, Epimeteusza, i pozostawić mu ją jako dar Zeusa.
Wbrew radom brata (Prometeusz znaczy „przewidujący") Epimeteusz (tzn. „mądry po
szkodzie") poślubił Pandorę. Również wbrew ostrzeżeniom Prometeusza Pandora
otworzyła gliniane naczynie (puszkę) otrzymane od bogów w prezencie, w którym
uwięzione były wszelkie nieszczęścia, jakie by mogły trapić ludzkość, takie jak
Starość, Choroby, Obłęd, Złość i Namiętności. Wyleciały one z puszki i rozbiegły
się po świecie, aby prześladować ludzi.
Puszką Pandory nazywamy dziś sprawę, której poruszenie lub przedsięwzięcie
wywołało bezlik nieoczekiwanie przykrych skutków: kłopotów, przykrości lub
nieszczęść.
Do trzech razy sztuka
Liczba trzy uważana była od zarania dziejów za magiczną lub świętą. Filozof
grecki Pitagoras uważał ją za liczbę doskonałą, wyrażającą „początek, środek i
koniec" i dlatego uczynił z niej symbol bóstwa. Znaczenie Trójcy nie ogranicza
się tylko do chrześcijaństwa. Hinduska Trimurti to Brahma-Stwórca, Wisz-nu-
Zachowawca życia i Siva-Niszczyciel. Świat grecki był pod władzą trzech bogów:
Zeus-Niebo, Posejdon - Morze i Hades - Królestwo Zmarłych. Ta ulubiona liczba
występuje w trzech Parkach, trzech
14
Gracjach, trzech Harpiach itd., aż do... Trzech muszkieterów Dumasa.
Przykłady aforyzmów będących wyliczankami trójkowymi można czerpać pełną garścią
z kultur Wschodu i Zachodu. „Są trzy rzeczy, które certię" powiada filozof Lao-
cy „pierwsza — to łagodność, druga — wstrzemięźliwość, trzecia — skromność".
Mędrzec Konfucjusz mówi natomiast: „Nienawidzę tych, którzy sądzą, że mądrość to
wścibskie mieszanie się do cudzych spraw, że odwaga to brutalność i że uczciwość
to donosicielstwo". Biblijnemu królowi Salomonowi przypisywano aforyzm
następujący: „Trzy rzeczy wyganiają człowieka z domu: dym (tj. dymiący piec),
woda (czyli cieknący dach) i zła żona". W biblijnej Księdze przypowieści czytamy:
„Trzy rzeczy są dla mnie trudne, a czwartej zgoła nie wiem: drogi orłowej w
powietrzu, drogi wężowej na skale, drogi okrętu pośród morza i drogi męża w
młodości".
należy się wystrzegać: pieniacza, pochlebcy i pyszałka". „Trzy zawody przetrwają
do końca świata: piekarza, piwowara i balwierza". „Trzem rzeczom nie należy
wierzyć: kobiecie, gdy płacze, kupcowi, gdy przysięga i pijakowi, gdy się modli".
„Trzy najpiękniejsze rzeczy na świecie to: statek z rozwiniętymi żaglami, rycerz
w pełnej zbroi i korpulentna niewiasta". „Trzy osoby to za wiele na dochowanie
sekretu i za mało na zabawę". „Trzy rzeczy kosztują drogo: miłość do psów,
pieszczoty kochanki i najazd nieprzyjaciela". „Trzy rzeczy należy czynić szybko:
uciekać przed zarazą, wycofywać się z kłótni i łapać muchy". „Trzech rzeczy nie
da się poskromić: głupców, kobiet i słonych fal oceanu". „Istnieją trzy rzeczy,
które dają się poznać tylko w trzech sytuacjach: odwaga tylko na wojnie, mądrość
tylko w gniewie, przyjaźń tylko w potrzebie".
Dyskwalifikujemy człowieka, mówiąc: „Do trzech zliczyć nie umie" albo: „plecie
trzy po trzy". Składamy zaś hołd magicznej liczbie trzy, mówiąc: „Do trzech razy
sztuka". Warto pamiętać zresztą, że przed wprowadzeniem obecnego, pozycyjnego
systemu zapisywania liczb, wykonywanie działań arytmetycznych było tak trudne,
że człowiek biegły w rachunkach wydawał się nadnaturalną potęgą. To mogło być
jedną z przyczyn, dla której mistyka liczb była tak rozpowszechniona.
Wyrwał się jak Filip z konopi
W Krótkich, przypowieściach dawnych Polaków zebranych przez Ambrożego
Grabowskiego i wydanych w r. 1819 czytamy: „Pan Filip z Konopi płoszywszy przez
lat czterdzieści Turki, Tatary, Wołoszę za króla
16
Olbrachta, Kazimierza i Aleksandra (tj. za Kazimierza Jagiellończyka i jego
synów Jana Olbrachta i Aleksandra), osiadł nareszcie w swoim majątku. Pojechał
na sejmik. Lecz chowany w obozach, wprawny bardziej do ścinania się z pohańcem
niż do rozpraw publicznych, nie zważał bynajmniej na przedmiot obrady i zaczął
wcale o czym innym prawić. Śmiech powstał powszechny: Któż tam taki wyrwał się?
— rzekł któryś z ziemianów. To Filip z Konopi! — krzyknęli usłużni sąsiedzi. I
odtąd prezyduje pan Filip bardzo niewinnie przy każdym niedorzecznym słówku".
Podobnie twierdzi Mickiewicz w swoich objaśnieniach do Pana Tadeusza: „Raz na
sejmie poseł Filip ze wsi dziedzicznej Konopie, zabrawszy głos, tak dalece
odstąpił od materii, że wzbudził śmiech powszechny w Izbie. Stąd urosło
przysłowie: wyrwał się jak Filip z Konopi".
Są to jednak tylko anegdoty dorobione do istniejącego już od dawna przysłowia,
które pochodzi z Białorusi, gdzie filipem zwano zająca. Właściwe wyjaśnienie
zawartego w przysłowiu porównania z zającem wyskakującym niespodziewanie z
konopi znaleziono dopiero w XX wieku.
I ty, Brutusie?
Według tradycji miały to być ostatnie słowa Juliusza Cezara, wypowiedziane w
chwili, gdy jego przyjaciel, Brutus, jako ostatni ze spiskowców, przebijał go
sztyletem. Cytują je także w formie: „I ty, Brutusie, przeciw mnie?" albo „I ty,
Brutusie, synu mój?"
Zdań przedzgonnych, prawdziwych lub tradycyjnych, znamy mnóstwo. Oto dla
przykładu garść ostatnich słów znanych osobistości. I tak wódz kartagiński
Hannibal miał powiedzieć umierając ^Pozbądźmy teraz Rzymian strachu przez
śmie/ć^łil^(^sstarca".
/'-5? A-
<s
&
Cesarz Oktawian August powiedzieć miał do przyjaciół: „Czy sądzicie, że dobrze
odegrałem swoją rolę w tej życiowej farsie?". Reformator religijny Jan Hus, na
widok staruszka dokładającego nabożnie i gorliwie drew do stosu, na którym go
palono, wykrzyknął: „O święta naiwności!". Znane są ostatnie słowa Nerona, gdy
odbierał sobie życie: „Jakiż artysta ginie". Rabelais'mu przypisywano dwa różne
ostatnie zdania. Pierwsze: „Spuśćcie kurtynę, farsa skończona". Drugie: „idę
poszukać wielkiego Być-Może". W czasie Rewolucji Francuskiej, w okresie terroru,
piękna pani Roland w drodze na gilotynę powiedziała: „O wolności, jakież
zbrodnie popełnia się w two-
*8
im imieniu!". Goethe tuż przed śmiercią powiedział: „Więcej światła"! —
prawdopodobnie szło tu o odsunięcie zasłony okiennej, ale zwykło się te słowa
traktować jako przenośnię. Przedśmiertne słowa Karola Darwina miały brzmieć:
„Nie jestem ostatni, który się boi śmierci". Wreszcie Ciceron zawołać miał do
swoich zabójców: „Uderzajcie!"
W XX wieku nie słychać już zupełnie o ostatnich słowach wielkich ludzi. Może to
skutki stosowania leków uspokajających, a może po prostu wypowiedzi takie wyszły
z mody i przestano je przekazywać szerszej publiczności.
Nie chwal dnia przed wieczorem
Przysłowie to spotykamy w rozmaitych odmianach u pisarzy antycznych. Jedną z
nich znajdziemy w opisanej przez pisarza-moralistę Plutarcha i historyka
Herodota rozmowie mędrca ateńskiego Solona ze słynnym z ogromnych bogactw królem
Lidii, Krezu-sem. Solon odwiedził Krezusa, który przyjął go bardzo gościnnie w
swoim pałacu. Rozkazał sługom, aby oprowadzili go po skarbcach i pokazali mu ich
oszałamiającą zawartość.
A kiedy się Solon do syta napatrzył, Krezus zadał mu takie pytanie: „Mój gościu
ateński, doszła już nas nie jedna wiadomość o twojej mądrości i o wędrówkach,
jakie odbywałeś z pragnienia wiedzy. Dlatego teraz przyszła mi ochota izapytać
cię, czyś już widział najszczęśliwszego ze wszystkich ludzi?" A zapytał go tak w
przekonaniu, że sam jest człowiekiem najszczęśliwszym. Solon jednak bynajmniej
mu nie schlebił i wymienił Tellosa z Aten, a następnie Kleo-bisa i Bitona, a
zatem ludzi, którzy mieli piękne życie
J 9
i piękną śmierć. Na to rozgoryczony Krezus zawołał: „A cóż moje szczęście,
gościu ateński, ty je sobie jakby nic odrzucasz?" Lecz Solon odrzekł: „Krezusie,
człowiek jest całkowicie igraszką przypadku. Widzę wprawdzie, że jesteś bardzo
bogaty i królujesz nad wielu ludźmi, ale nie wiem, czy jesteś szczęśliwy, zanim
się nie dowiem, że życie swoje dobrze zakończyłeś. Do tego czasu muszę
powstrzymać się z sądem i nie mówić »jest szczęśliwy«, ale »dobrze mu się
wiedzieć'.
Skandynawski zbiór pieśni i mitów z początku XII wieku, tak zwana Edda, wyraziła
tę samą myśl tak: „Chwal dzień wieczorem, kobietę — na stosie, broń — po
wypróbowaniu, dziewczynę — po ślubie, lód — kiedyś go przekroczył, a piwo — po
wypiciu".
W Pińczowie dnieje
Znaczy to mniej więcej tyle, co „Królowa Bona umarła", czyli inaczej: „Rychło w
czas wybrałeś się ze swoją nowiną, kiedy już wróble o niej ćwierkają". Skąd to
pochodzi? Któż może wiedzieć na pewno? Istnieją różne teorie na ten temat.
Według jednej z nich, góra św. Anny, która osłania to historyczne miasto od
południowego wschodu, sprawia, że słońce wschodzi nad Pińczowem później niż w
sąsiednich grodach, a zatem nowina, że dzień już wstał, dociera jakoby do
świadomości mieszkańców miasta później niżby należało. Od tego tylko krok do
stwierdzenia, że Pińczowianie są rzekomo mniej bystrzy czy mniej rozgarnięci.
Wszystko to są oczywiście żarty i przekomarzania się w rodzaju niezmiernie
popularnym w historii wielu miast świata. Ileż takich gołosłownych pomówień
zaczerpniętych z obfitych złóż powiatowej humor ? styki krąży jeszcze dziś po
miasteczkach! Niedawno piszący te słowa słyszał na własne
m
uszy w Kozienicach odpowiedź na czyjeś niezbyt rozgarnięte pytanie: „A co, z
Brzózyście?!" Sąsiedztwo o piętnaście kilometrów to odległość w sam raz na takie
niewinne żarty.
Niemal każdy kraj miał albo ma jakieś miasto czy okolicę, będącą jakoby
siedliskiem ludzi ograniczonych. W starożytnej Azji Mniejszej była to Frygia, u
Greków — Beocja, u Traków — Abdera. Francuzi mają Saint Maxient, Niemcy —
Schildburg, Holendrzy — Kampen, Belgowie — Dinant. Niekiedy idzie tu o mędrków-
spryciarzy udających głupców, jak za króla Jana mieszkańcy wsi Gotham w
hrabstwie Nottingham w Anglii, którzy w ten sposób nie dopuścili do wybudowania
zamku w pobliżu, co naraziłoby ich na ciężary i wydatki.
Warto jeszcze przytoczyć kilka typowych anegdot z życia takiego miasteczka X.,
owianego wesołą legendą głupoty. Burmistrz miasteczka kwestionował użyteczność
zegara słonecznego w nocy, dopóki jeden z rajców nie wpadł na pomysł, aby
pożyczyć burmistrzowi świecę, co mu pozwoli także i o zmroku zobaczyć, która
godzina. Kiedy pompy odmówiły posłuszeństwa przy gaszeniu ognia w X.,
rozgniewany kapitan straży rozkazał, aby odtąd zawsze w przeddzień pożaru,
sprawdzano działanie pomp. Pewien obywatel X. strzelił w nocy do wiszącego
płaszcza, myśląc, że to złodziej, a rano, poznawszy swą omyłkę, zawołał: „Całe
szczęście, że go w owej chwili nie miałem na sobie!". W kawiarni w X. pewien
trochę przesądny jegomość powiada koledze: „W tym roku pączki nie będą tak
smakować jak zwykle, bo Tłusty Czwartek będzie trzynastego". „Całe szczęście —
odpowiada tamten — że tego roku nie przypada on, na domiar złego, w piątek!".
Proboszcz w X. głosił pewnego razu w kazaniu, że Bóg dobrze uczynił,
umieszczając śmierć na samym końcu życia, gdyż w ten sposób ludzie mają czas,
aby się do niej przygotować. Inny znów zacny mieszkaniec X. kazał sobie w
ogródku wykopać studnię, a kiedy robotnicy spytali go, dokąd
21
mają wywieźć spory kopiec wydobytej ziemi, odpowiedział: „To drobiazg! Wykopcie
tu obok dół i wsypcie do niego tę ziemię". W szkole X. nauczyciel pyta Michałka,
dlaczego włożył pończoszki na lewą stronę. „A bo na wierzchniej są, proszę pana,
dziurawe!". Grupa mieszkańców X. budowała dom. Jeden z nich podszedł do
budowniczego i spytał, czy powinni budować od dachu w dół, czy od fundamentów w
górę. „Oczywiście trzeba zacząć od spodu i budować wzwyż!" odpowiedział
architekt. Tamten zaś wrócił na budowę i zawołał do towarzyszy: „Chłopcy, trzeba
to wszystko zburzyć. Musimy zacząć jeszcze raz od nowa w przeciwnym kierunku".
Kilku obywateli X., będących miłośnikami kukania, zbudowało w ogrodzie szczelny
płot wokół miejsca, gdzie chcieli trzymać kukułkę, aby im kukała przez okrągły
rok. Ale umieszczona w ogrodzeniu kukułka po chwili wyfrunęła. „Trzeba nam było
zbudować wyższy płot!" stwierdzili zawiedzeni miłośnicy kukułek.
' CO WAŻNIEJSZE W HERBACIE CL/KIER,CZY MIESZANIE? MIESZANIE ~A CUKIER SEU2Y
TYLKO DO TE60, ZĘBY WIEDZIEĆ, KIEDY PRZESTAĆ!
(?????????
Barany Panurga
W książce Franciszka Rabelais'go Gargantua i Pan-tagruel jeden z towarzyszy
Pantagruela, Panurg, w czasie podróży okrętem wdaje się w rozmowę z pewnym
kupcem imieniem Jendorek, który przewoził na tym statku stado pięknych baranów,
i proponuje mu, aby mu sprzedał jednego barana. Po długich targach Panurg,
zapłaciwszy umówioną cenę, wybiera spośród całego stada dużego tryka i uprowadza
go, beczącego, z sobą. Inne barany, słysząc jego beczenie, zaczęły też pobekiwać
i oglądać się, dokąd to wiodą towarzysza. Nagle Panurg rzuca w morze beczącego
tryka. Wszystkie inne barany jęły sznurkiem, jeden po drugim, skakać i zanurzać
się w morze. Nie było sposobu ich powstrzymać, bo natura barania każe mu zawsze
iść za przewodnikiem, gdziekolwiek by ów szedł.
Barany Panurga są więc ilustracją tego, co nazywa się zwykle „owczym pędem".
Lwia część
Lwia część oznacza znacznie większą część. Wszelka spółka z lwem (czyli jak się
ją nazywa po łacinie leonina societas) kończy się przy podziale zdobyczy tak, że
lew bierze więcej niż mu z udziału przypada, a właściwie tyle, ile chce, „bo on
nazywa się lew", jak powiada bajkopisarz rzymski Fedrus, żyjący na początku
naszej ery. Pierwotnie jednak „lwia część" oznaczała zapewne całość. Dowodziłaby
tego bajka Ezopa pt. Lew, Osioł, Lis i Wilk, gdzie wymieniona w tytule czwórka
zwierząt upolowała wspólnie jelenia, którego następnie Lew podzielił na cztery
równe części. Ale kiedy każdy ze wspólników chciał
23
już sięgnąć po swoją, Lew powiedział: „Hola, poczekajcie wprzód, aż zgłoszę
swoje pretensje. Pierwszą ćwiartkę dostaję jako współmyśliwy, drugą za moją
odwagę, trzeciej nie mogę się zrzec z uwagi na apetyt mojej rodziny. Kto zaś
kwestionuje moje prawo do czwartej, proszę, niech wystąpi". Jak widać lwia część
wynosiła początkowo cztery ćwiartki, czyli wszystko.
Między ustami
i brzegiem pucharu
Jest to powiedzenie przysłowiowe bardzo rozpowszechnione w różnych wersjach i
wielu językach. W pełnym brzmieniu wyglądałoby ono mniej więcej tak: Wiele może
się wydarzyć rzeczy niespodziewanych między ustami i brzegiem pucharu. Filozof
Erazm z Rotterdamu, wyjaśniając około roku 1523 genezę przysłowia, opowiada o
synu Posejdona, Ankaiosie, który pewnego razu, sadząc winorośl, ostrzeżony
został przez wieszczka (czy też przez okrutnie potraktowanego niewolnika), że
dosięgnie go śmierć, nim zdąży napić się wina z gron tej rośliny. Czas mijał,
winnica dała obfity plon, aż wreszcie pewnego dnia Ankaios wziął w ręce puchar,
aby po raz pierwszy skosztować młodego wina wyciśniętego z gron owego krzewu...
Wspomniawszy przepowiednię Ankaios wydrwił wieszczka (czy też niewolnika) i
wzniósł puchar do ust. W tym momencie nadbiegł sługa z nowiną, że dzik pustoszy
winnicę. Ankaios, odstawiwszy w pośpiechu nietknięty ustami puchar, chwycił
oszczep i pobiegł, aby zabić dzika, sam jednak stracił życie w walce z
rozwścieczonym zwierzęciem. (Nawiasem mówiąc, opowieść o śmierci Ankaiosa, który
wrócił
24
z wyprawy Argonautów po złote runo okryty chwałą, jest typową historią z morałem,
wykazującym niebezpieczeństwa nadmiernej sławy, zbyt wielkiego szczęścia i
przesadnej pewności siebie).
Należałoby jednak raczej sądzić, że przysłowie o ustach i pucharze pochodzi,
wbrew Erazmowi, nie od mitu o Ankaiosie, ale od tego miejsca w Odysei Homera,
kiedy Odys w przebraniu żebraka wróciwszy do własnego domu w Itace, w którym
ucztowali bezczelni zalotnicy jego wiernej żony Penelopy, puścił strzałę z
wielkiego łuku przez ucha dwunastu toporów. Wtedy, powiada Homer, „przemądry
Odys zrzucił z siebie łachmany, skoczył na wielki próg, mając w ręku łuk i
kołczan pełny strzał. Wysypał je tuż u swych stóp i odezwał się do zalotników:
»Tak się więc skończyły te niewinne zawody. A teraz biorę sobie inny cel, w jaki
nikt jeszcze nie mierzył — i obym trafił z łaski ApoHina!« Rzekł i Antinoosowi
wymierzył gorzką strzałę. A ten właśnie miał podnieść pięk-
ny puchar złoty, dwuuszny, i już go w rękach obracał, chcąc napić się wina —
serce nie przeczuwało mordu. Odys puścił strzałę mierząc w gardło i grot przebił
na wylot mdekką szyję. Amtinoos padł na wznak, z rąk puchar wypuścił, nosem
rzucił się gęsty strumień krwi. Gwałtowne uderzenie przewróciło stół, z którego
jadło rozsypało się po ziemi: chleb, mięso i potrawy".
Istnieją polskie odmiany tego przysłowia, nieco do-sadniejsze, jak ??.: „Daleko
od łyżki do gęby" albo „Co u pyska, to jeszcze nie twoje", ale ich myśl jest
dokładnie taka sama jak w wytwornych słowach starożytnej sentencji
Broda nie czyni filozofa
Znaczenie bród, czupryn i wąsów nigdy nie sprowadzało się tylko do sprawy mody.
Pamiętajmy o tym, że w aiele ludzkim co raz ucięte, nie odrasta. Z jednym tylko
wyjątkiem — włosów i paznokci. Dlatego przypisywano im własności magiczne.
Ludzie silni bywają mocno owłosieni, a starzejący się często łysieją. Dlatego
włosy uważano za siedlisko siły, a nawet i duszy, a więc sposobowi ich noszenia
i czesania przypisywano wielkie znaczenie. Biblia uważa za rzecz naturalną, że
siła Samsona mieściiła się w jego włosach. Bóg Ojciec, Chrystus, apostołowie,
ojcowie Kościoła, a także prorocy biblijni przedstawiani byli wyłącznie z
brodami (nagi (i pozbawiony zarostu Chrystus w „Sądzie Ostatecznym" Michała
Anioła w kaplicy sykstyńskiej był zupełnie niebywałym wyjątkiem). Wolny Grek
jeszcze w początkach V wieku przed ne. nosił częstokroć włosy długie, spływające
na ramiona lub związane z tyłu. Wraz ze zwycięstwem demokracji w V wieku
zwyciężyła także 'krótka fryzura prostego człowieka, przejęta również przez
arystokrację. Książęta pochowani w Mykenach, jak świadczą ich złote
26
maski, nosili chętnie wąsy bez brody. Moda ta przeszła w drugim tysiącleciu
przed ne. na północ, do Celtów, Karów i Germanów, ale w Grecji i Rzymie znikła
kompletnie.
Noszono natomiast brody bez wąsów w Grecji i Etruria epoki archaicznej, tak jak
to czynili również bohaterowie Homera, co zmusza nas do wyobrażania sobie
Achillesa z wygoloną górną wargą i aureolą włosów dookoła twarzy, a to
najpiękniejszym nawet rysom nadaje lekko małpią aparycję. Dopiero Aleksander
Wielki, który golił twarz i nie pozwalał żołnierzom nosić brody, aby jej podczas
walki wręcz nie pochwyciła krzepka dłoń nieprzyjaciela, wprowadził tę modę w
całym ówczesnym świecie, także w Rzymie, dokąd pierwszy golibroda, jak twierdzi
Varro, przybył z Sycylii w roku 300 przed ne.
Brzytwę odnalazł niemiecki archeolog amator, Heinrich Schliemann, już w ruinach
Troi. Miała ona w starożytności zwykle kształt półksiężyca z ostrzem po stronie
zewnętrznej. Występuje ona też bardzo wcześnie w znaleziskach italskich.
Codzienne golenie się wprowadził w Rzymie Scypion Afrykański Młodszy, wybitny
wódz, ale też zwolennik wszelkich modnych nowinek, a Klaudiusz Maroellus,
zdobywca Sy-rakuz, pierwszy kazał wybić swój gładko ogolony profil na monetach.
Moda ta zmieniła się dopiero w II wieku ne., kiedy to ospowaty cesarz Hadrian
usiłował przesłonić swoje dzioby długim zarostem. Noszono więc brody aż do
czasów Konstantyna Wielkiego. Począwszy od niego wszyscy władcy cesarstwa, z
wyjątkiem cesarza-filozofa Juliana, golili się gładko. Z reguły zapuszczali
długie brody i wąsy ludzie w żałobie, a także oskarżeni o przestępstwa
kryminalne, którzy stawali przed sądem brudni, zarośnięci i źle odziani.
Uczeni greccy i rzymscy, filozofowie, zwłaszcza cynicy i stoicy, nie szli za
zmienną modą, ale według dawnego obyczaju zapuszczali bujne brody. Siad tej
tradycji odczytać zapewne można w brodach ducho-
27
wieństwa Kościoła wschodniego. Broda stała się w ten sposób oznaką zawodu i
misji myśliciela, często także przedmiotem kpin, co znalazło odbicie właśnie w
przysłowiu głoszącym, że „broda nie czyni filozofa".
W późniejszych czasach długie włosy mężczyzn w przeważającej liczbie wypadków
były oznaką należenia do elity społecznej. Niewolnik i jeniec ogoloną głową i
szczecinastym podbródkiem unaoczniał swój nędzny stan. Podobnie patrzyli
arystokraci z otoczenia króla angielskiego, Karola I, na krótko, z chłopska
ostrzyżone okrągłe łby purytańskich członków stronnictwa parlamentarnego, którzy
z kolei z tych strzyżonych łbów czynili rodzaj sztandaru rewolucji. To znów
skłaniało króla i arystokrację do noszenia loków opadających aż na ramiona.
Broda, wyrastając dopiero w okresie dojrzewania i będąc jedną z cech płci
męskiej, może miieć pewne znaczenie towarzyskie d z tego punktu widzenia. W tym
kontekście właśnie występował filozof niemiecki Schopenhauer przeciw brodzie,
jako „zewnętrznemu objawowi grubiaństwa, oznace płci wyrastającej na środku
twarzy, świadczącej o tym, że przekłada się samczość, łączącą nas ze zwierzętami,
nad humanizm; że się jest naprzód mężczyzną, a potem dopiero człowiekiem".
Ale i długie włosy na głowie służyć mogły za symbol męskości, czego dowodziłyby
olbrzymie peruki barokowe, nie udające nawet autentycznej czupryny, przeciwnie,
ukrywające indywidualność nosiciela za stylizowaną maską i kostiumem. Peruka
oznaczała tu irangę i godność, a nie cechy osobiste. Do dziś w Brytanii peruka
jest oznaką urzędu i rangi urzędników dworskich i sędziów. Zawodowe wojska
oświeconego absolutyzmu, będące idealnie wymusztrowa-nym mechanizmem do zabawy
władcy na paradzie i na polu bitwy, nie mogły sobie pozwolić na rozmaitość
fryzur żołnierzy. Wszyscy musieli występować w identycznych perukach z harcapem
w harbajtlu,
28
osłaniającym kark przed ciosem szabli. Dopiero Rewolucja Francuska wymiotła
perukę wraz z pudrem i warkoczem z Francji, a Wkrótce potem i z całej Europy.
Młody generał Bonaparte zapuścił włosy do ramion i pozwalał im trzepotać się na
wietrze.
W Europie, mniej więcej od XV wieku, część młodzieży, zwłaszcza studenckiej, ma
zwyczaj prowokować rodziców, profesorów i inne osoby starsze (i z natury rzeczy
nastrojone konserwatywnie) przy pomocy fryzur i zarostu odmiennych od
obowiązującej mody. W okresach, kiedy starsi noszą brody, młodzi się golą i
odwrotnie, kiedy starsi są wygoleni i krótko strzyżeni, młodzi zapuszczają włosy.
W obu wypadkach starsi potępiają tę oryginalność fryzur młodzieży nie tylko ze
względu na obowiązującą modę, ale z uwagi na higienę, moralność, etykę, estetykę,
politykę itd. dtp., co oczywiście daje młodzieży upragnione satysfakcje już od
dobrych czterystu lat, a końca
39
jeszcze ciągle nie widać, mimo iż doświadczenie uczy, że bitwy, kampanie i
dyskusje na temat fryzur i bród ośmieszają zwykle obie walczące z sobą strony, a
bardziej rzecz prosta tę, która ma więcej powagi do stracenia.
Odradza się jak feniks z popiołów
O feniksie, legendarnym ptaku egipskim pisze He-rodot: „Ja go wprawdzie nie
widziałem inaczej niż na malowidle, bo przylatuje do Egipcjan bardzo rzadko, co
pięćset lat, jak mówią Heliopolici. Twierdzą zaś, że pojawia się wtedy, gdy mu
ojciec umrze. Jeżeli istotnie jest taki jak jego podobizna, to ma następującą
wielkość i wygląd: część jego upierzenia jest barwy złotej, inna część barwy
czerwonej, a co do ogólnych zarysów i wielkości najbardziej podobny jest do orła.
Ten ptak obmyśla rzecz następującą, jak oni opowiadają, ale ja nie mogę w to
uwierzyć. Nadlatując z Arabii, przynosi swego ojca, spowitego w mirrę, do
świątyni Heliosa i tam go grzebie. Przynosi zaś w ten sposób: naprzód lepi z
mlirry jajo tak wielkie, jakie zdoła unieść, potem wydrąża je i wkłada w nie
swego ojca, poczym mirrą zalepia je."
Całkiem inaczej opisuje tę sprawę młodszy od He-rodota o pięćset lat przeszło
historyk rzymski Tacyt. Sceptycyzm autora wyrażany jest znacznie oględniej, ileż
za to dokładnych danych historycznych związanych z tak cudaczną legendą!
Posłuchajmy: „Za konsulatu Paulusa Fabiusza i Lucjusza Witełiusza, po długim
okresie wieków przybył do Egiptu ptak Feniks, który najuczeńszym spośród
krajowców i Greków dostarczył materiału do wielu dysput nad tym cudownym
zjawiskiem. Szczegóły, na które się zga-
3Q
dzają oraz więcej takich, które są wątpliwe, lecz godne poznania, pragnę tu
wyłuszczyć. Że stworzenie to poświęcone jest Słońcu, a wyglądem odmienne od
reszty ptaków, na to zgadzają się wszyscy, którzy jego postać wyobrazili. Co do
liczby lat rozmaita bywa tradycja. Najbardziej rozpowszechniona podaje okres
pięćsetletni; niektórzy jednak mówią na serio o odstępie 1461 lat, że z
dawniejszych Feniksów pierwszy za rządów Sesosisa, drugi za rządów Amasisa,
ostatni za Ptolemeusza III przyleciał do miasta Heliopolis w licznym orszaku
innych ptaków, zdumionych niezwykłością jego wyglądu. Lecz dawne czasy są ciemne,
a między Ptolemeuszem i Tyberiuszem upłynęło mniej niż dwieście pięćdziesiąt lat.
Stąd niektórzy sądzili, że ten Feniks był fałszywy, że nie przybył z kraju
Arabów i że nie posiadał żadnej z tych właściwości, jakie stwierdziła dawna
tradycja; że mianowicie dopełniwszy liczby swych lat, w chwili zbliżania się
zgonu w rodzinnym kraju ściele sobie gniazdo i składa tam rodne nasienie, z
którego powstaje płód, a pierwszą troską dorosłego ptaka jest sprawić pogrzeb
swemu ojcu. Skoro podoła ciężarowi podróży, bierze na siebie zwłoki ojca, zanosi
je na ołtarz Słońca i tam spala. Te szczegóły są niepewne i baśniami upiększone,
lecz nie ulega wątpliwości, że ptak ten niekiedy pojawia się w Egipcie".
Jak widać naocznie z porównania obu przekazów, nowoczesność aparatu naukowego,
orientacja w chronologii ii postawa umiarkowanie krytyczna rzymskiego historyka
nie czynią z jego relacji opowieści bardziej godnej zaufania niż prosty, czy też
— jeśli kto woli — naiwny opis „ojca historii" — Herodota.
Pieczone gołąbki
nie przyjdą same do gąbki
Aluzja do średniowiecznej bajki o krainie przyjemności, bogactwa, luksusu i
bezczynności, gdzie wszelkie jadło, przyrządzone jak trzeba, samo przychodzi do
rąk i ust szczęśliwych wałkoni, próżniaków, żarłoków i opojów. Kraj ten w
łacinie średniowiecznej zwany Cucainia, po francusku Cooagne, po niemiecku
Schlaraffenland, po polsku zaś — niekiedy — Krajem Jęczmiennym, znany był w
Polsce już w XVI wieku. A oto typowy opis tego kraju pochodzący z XVII wieku:
„Na drzewach nie tylko owoce, ale i ptaszki pieczone, gołąbki, oo komu smakuje.
A za tobą zaraz fontanny, z których wina hiszpańskie (i małmazje cieką; a
kieliszki stoją, co raczysz, pij. Najadłszy się, napiwszy, to spać. Chcesz-li
się kąpać, są sadzawki, w których różane wody. Jest tam góra jedna z tartego
twarogu bieluchna, na której wierzchołku kocieł z ogniem, a w nim kluseczki
drobnliuchne wyskakują z kotła i taczają się po onym twarogu aż do rzeki,
32
która płynie ? topionego masła. Gdzie widelce długie i łyżki, jedz smaczno, a
potem ukłaść się. Są tam też na polach cukry w głowach lodowate robione i melony
słodziusieńkie. Mosty przez rzeczki z biszkoptu. Są i szkatuły napełnione
pieniędzmi i złotem, ale tam po tym nic, bo na cóż kiedy jest wszystko. Kiełbasy,
kiszki faszerowane ryżem i wątrobą z jagłami po ogrodach rosną, ciepłe i
upieczone. Sery, rnałdrzyki, gomółki lada gdzie, podle płota. W sadzawkach ryby
pieczone, warzone, pluskają poplątane, byle kto chciał jeść obficie.
A kto by chciał cokolwiek robić, wina wielka, przyjdzie gospodarz z czeladzią i
wezmą onego, wsadzą do więzienia między puchowe pierzyny. Gospodarz z lejkiem do
niego przychodzi i sos leje mu w gębę z kapłona i cielęciny, potem kaszę drobną
i polewkę, aż go nasycą. Cóż przecie, że tam ludzie długo nlie żyją, choć się
mają tak dobrze. Jeszcze żadnego nie znam, oo by się stamtąd wrócił. Ja tylko
sam le-dwiem isię wymknął dla dobrego bytu, a teraz nędzę klepię. Nazad trudno,
bo nim tam dojdzie, trzeba dwadzieścia dni na brzuchu po piernatach drapać się
jak po obłokach; na dzień ledwo ujdziesz ćwierć mili, a wspinać się trzeba do
góry jak do Tybetu".
Ta sama kraina występuje też w Chłopach Reymonta w oracji niedźwiedników
zapustnych, przybywających „z kraju dalekiego, zza morza szerokiego, z lasu
wielgachnego, gdzie ludzie do góry nogami chodzą, gdzie płoty kiełbasami grodzą,
gdzie garnki do słońca przystawiają, świnie po wodach pływają, a deszcze
gorzałką padają".
Najsławniejszym zaś jej wizerunkiem jest obraz pt. Kraina lenistwa, który w r.
1565 namalował wielki malarz niderlandzki Pieter Bruegel.
Syzyfowe prace
W mitologii greckiej Syzyf był synem Eola, króla Tesalii, i posiadał piękne
stada bydła na Istmie czyli Przesmyku Korynckim. Sąsiadem jego był niejaki
Autolikus, złodziej z bożej łaski. Bóg Hermes obdarzył go mianowicie
czarodziejską mocą dowolnego przeobrażania maści każdej ukradzionej sztuki bydła.
Choć więc Syzyf zauważył, że jego stada topnieją, a Autołikusa przedziwnie się
mnożą, nie mógł go jednak przyłapać na gorącym uczynku. Postanowił zatem całej
swej trzodzie wyryć na wewnętrznej stronie kopyta inicjały SS. A gdy Autolikus
dokonał nocą swej zwykłej sztuczki, Syzyf zwołał sąsiadów na świadków, poszedł z
nimi po śladach do obór Autołikusa, gdzie rozpoznał swoje krowy po autografach
na kopytach. Gdy sąsiedzi wdali się w iście grecki, hałaśliwy spór z Autolikusem,
Syzyf chyłkiem wbiegł na pokoje i porwał córkę gospodarza, Anty-kleję, czym
obraził bogów.
Innym razem, kiedy Zeus porwał Eginę, córkę rzecznego boga Azopa, ten,
poszukując nadaremnie córki, przybył wreszcie do Koryntu. Syzyf, który dobrze
wiedział, co się z Eginą stało, obiecał Azopowi zdradzić tę tajemnicę pod
warunkiem, że na akropolu korynckim wytryśnie Wieczne źródło. Azop zgodził się.
Źródło to nazwano Peirene. Wtedy Syzyf wyjawił Azopowi, kto mu porwał córkę,
czym oczywiście znów obraził bogów. Zeus, który cudem tylko uniknął zemsty
rozwścieczonego bożka, rozkazał bratu swemu, w�