16256
Szczegóły |
Tytuł |
16256 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16256 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16256 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16256 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JOSEPH CONRAD
OPOWIE�CI WYBRANE
HEART OF DARKNESS. J�DRO CIEMNO�CI. T�. ANIELA ZAG�RSKA
AN OUTPOST OF PROGRESS PLAC�WKA POST�PU. T�. ANIELA ZAG�RSKA
AMY FOSTER. AMY FOSTER. T�. ANIELA ZAG�RSKA
THE PARTNER. WSP�LNIK. T�. ANNA NIKLEWICZ
PRZEDMOWA
1
Oto le�y przede mn� kartka papieru, niepokalana w swej bia�o�ci: mam napisa� przedmow�
do czterech opowiada� Conrada, wydanych w tym zestawieniu po raz pierwszy. To wielka
odpowiedzialno�� � taka przedmowa. Nie wolno w niej podawa� swoich indywidualnych
impresyj, wra�e� z lektury, upodoba� i antypatii � chodzi przecie� o Conrada; o cz�owieka,
kt�rego cechowa�a zawsze najwi�ksza powaga i odpowiedzialno��, z jak� podchodzi� do swej
pracy pisarskiej. Praca pisarska za� nie zaczyna si� od chwili, gdy si� bierze kartk� papieru i
pi�ro do r�ki � jest to etap ko�cowy. Zaczyna si� ona w chwili, gdy oko artysty � z podziwem,
zachwytem i zgroz�, lecz przede wszystkim kierowane ciekawo�ci� i t�sknot� za prawd� �
spocznie na jakim� wycinku rzeczywisto�ci, kt�r� � w owym stadium ko�cowym, nigdy
nieprzewidzianym i zawsze troch� zagadkowym � pisarz spr�buje wyrazi� i ukaza�; ukaza�
wraz ze swym zachwytem i zgroz�, ze sw� t�sknot� i mi�o�ci�. Je�li chodzi o rdze� tematyki
tomu, kt�ry w�a�nie w tej chwili czytelnik otworzy�, niby wrota wiod�ce do zaczarowanego
ogrodu, gdzie wszystko jest fikcj� i wszystko jest prawd�, rdze� ten dojrza� Conrad w czasie
wyprawy w g��b belgijskiego Konga, jak� odby� w roku 1890. Pojecha� tam jako cz�owiek
dojrza�y, pe�en si� i zapa�u; pojecha� jak do kraju swoich marze� m�odzie�czych � jeszcze z
krakowskich szkolnych czas�w, kiedy to pochyla� si� nad atlasem i z ch�opi�cym g�odem
egzotyki, przyg�d i pi�knych podro�y roi� o wn�trzu Czarnego L�du, przedstawiaj�cym si�
zreszt� na mapie w znacznej mierze jako bia�e plamy � owe tajemnicze plamy jeszcze bardziej
pobudza�y wyobra�ni�. To nie jest moja rekonstrukcja � wyznania te znajdzie czytelnik u
wst�pu do �J�dra ciemno�ci�, co prawda w�o�one w usta porte�parole autora, kapitana
Marlowa. Lecz �eby zrozumie�, czym by�a dla Conrada ta wyprawa po �wielkiej, pot�nej
rzece, kt�r� si� ogl�da�o na mapie podobn� do olbrzymiego w�a, ze �bem w morzu, z cia�em
wij�cym si� poprzez rozleg�� krain�, z ogonem zagubionym w g��bi l�du�, nie wolno straci� z
oczu owych marze� ch�opi�cych. Z wyprawy tej wyni�s� Conrad zrujnowane zdrowie, lecz
jeszcze w wi�kszej mierze od si� organizmu uleg�y strzaskaniu ch�opi�ce marzenia i z�udy,
nienaruszone przez lata �eglugi, lata niebezpiecze�stw, odpowiedzialno�ci i nieustannego
czuwania; lata tak bogate, �e starczy�y Conradowi na wype�nienie jego olbrzymiego dzie�a
pisarskiego. Z g��bi Czarnego L�du wywi�z� pozornie niewiele � ca�y �up m�g� �zmie�ci� w
bocznej kieszeni, starannie go z�o�ywszy� � jak sam wyznaje: jest to w�a�nie �J�dro
ciemno�ci� i �Plac�wka post�pu�; oczywi�cie napisa� te utwory du�o p�niej, owa �boczna
kiesze� dotyczy pierwszego stadium tw�rczo�ci � widzenia � nie maj�cego nic wsp�lnego z
r�kopisem. Gdy my�limy o pot�dze armatniego pocisku, nie zastanawiamy si� nad �adunkiem
zawieraj�cym proch; lecz moc pocisku pochodzi od owego �adunku, kt�ry mo�e le�e� latami,
nim wywo�ana jak�� okoliczno�ci� iskra � zapalona �wiadomie lub przez tak zwany
�przypadek�, wyzwoli energi� i spowoduje wybuch. W tej chwili interesuje nas �w �adunek z
prochem, nie za� jego skutki, kt�re czytelnik pozna w czasie lektury tego tomu.
W ci�gu nied�ugiej stosunkowo wyprawy run�y ch�opi�ce marzenia, zawali� si� �wiat
m�odzie�czej romantyki, kt�rym pisarz �y� dot�d. Ko�cowe wyznania Kurtza z �J�dra
ciemno�ci�, �w straszliwy �okrzyk szeptem�, wydany przed �mierci� przez cz�owieka, na
kt�rego twarzy malowa� si� wyraz �ponurej pychy, bezlitosnej si�y, przera�liwego strachu �
g��bokiej i beznadziejnej rozpaczy�, �ohyda! ohyda!� � brzmi tak sugestywnie, z tak
zadziwiaj�c� szczero�ci�, �e nie mo�na w�tpi� w � co najmniej! � solidaryzowanie si� pisarza
z t� bezlitosn� ocen�. Lecz Conrad �nie poszed� za Kurtzem� � w nico�� i �mier�. Zosta�, �by
prze�ni� ten koszmar do ko�ca�. Potrafi� si� te� z niego wyzwoli� i przezwyci�y� go, a to
wyzwolenie zmieni�o Conrada do gruntu. Dzi�ki uprzejmo�ci kuzynki pisarza, p. Karoli
Zag�rskiej, jestem w posiadaniu paru szczeg��w biograficznych dotycz�cych w�a�nie �J�dra
ciemno�ci�. Conrad w poufnej rozmowie, gdy p. Zag�rska powiedzia�a mu, �e by�oby lepiej,
gdyby go omin�a ta koszmarna wyprawa, op�acona zrujnowanym zdrowiem, powiedzia�
wyra�nie: �Nie mog� sobie wyobrazi� mojego �ycia bez tej, jak j� nazywasz, koszmarnej
wyprawy � i nie �a�uj� straconego zdrowia. W�a�nie tam chcia�em jecha� Prze�y�em to de
mon mieux i zdo�a�em koszmar zanotowa�. A po chwili: �Nie lubi� si� cofa�, nie lubi� omija�
tego, co mi staje na drodze � chyba �e to s� pnie i martwe k�ody czyhaj�ce na dno statku. Po
koszmarnej wyprawie by�em innym cz�owiekiem � czy te� znalaz�em siebie�. A oto inne
wyznanie, podane przez doskona�ego znawc� Conrada, Mortona D. Zabela, w jego ostatnim
szkicu o wielkim pisarzu, zamieszczonym jako wst�p do podr�cznego wydania Conrada (wyd.
The Viking Press), wyznanie uczynione przyjacielowi pisarza, E. Garnettowi: �Przed podr�
do Konga by�em po prostu zwierz�ciem� (po angielsku brzmi to nieco �agodniej: �I was just a
mere animal�). Niezwyk�e wyznanie!
Lecz co ono znaczy? Czy� nale�y je rozumie�, jakoby Conrad pope�nia� �czyny zwierz�ce�,
��y� jak zwierz�? Z jego biografii wiemy, �e nic podobnego nie mia�o miejsca, a w jego
tw�rczo�ci nie znajdujemy �adnego �ladu czyn�w, kt�re by m�g� w ten spos�b zakwalifikowa�
� u tego za�, tak osobistego pisarza, kt�rego ca�a tw�rczo�� jest jakim� najbardziej wnikliwym,
odwa�nym i szczerym rachunkiem sumienia i rachunkiem �ycia, jest nie do pomy�lenia, by
czyny tego rodzaju nie trafi�y na karty powie�ci. Nie, t� interpretacj� trzeba zupe�nie wykluczy�.
Wi�c jak nale�y rozumie� owo wyznanie? Czy nie znaczy ono po prostu, �e przedtem Conrad
by� �lepy �jak zwierz�, �e bra� wiele pozor�w za prawd�, a wiele z�udze� za rzeczywisto��? �e
nie mia� ostro�ci widzenia � a mo�e pe�ni wsp�czucia � kt�re jest znamieniem prawdziwego
cz�owiecze�stwa? W Afryce centralnej, w tym miejscu, �gdzie panuje mrok� (a przecie� jest to
kraina roz�arzona s�o�cem do bia�o�ci), Conrad zetkn�� si� z koszmarem, z tragedi� chciwo�ci
i kamiennych serc, z upodleniem cz�owieka � tego, kt�ry upadla�, i tego, kt�ry si� podli� � a to
by�o jakby snopem �wiat�a rozja�niaj�cym ciemno�ci. By widzie� w pe�ni blask s�o�ca i
wspania�o�� gwiazd, trzeba dojrze� g��bi� mroku � i Conrad, podobnie jak Dante, m�g� o
sobie powiedzie�, �e przeszed� przez piek�o. Zrozumia� czarn� mroczno�� piekie� i odt�d nigdy
nie uleg� pokusie s�dzenia wedle pozor�w. Przejrza� � przesta� by� zwierz�ciem, sta� si�
cz�owiekiem i sta� si� artyst�.
Jak u tych, kt�rzy przeszli przez piek�o, pozosta�a mu powaga widzenia b�d�ca pami�ci�
prze�ytego koszmaru � powaga tego, kt�ry widzia� g��bi� upadku, kt�ry pochyla� si� nad
cz�owiekiem � legendarnym, bohaterskim, zezwierz�cia�ym Kurtzem � szepcz�cym w
�miertelnej agonii straszliwe s�owa sumuj�ce jego w�asne �ycie:
� Ohyda! Ohyda!
2
�J�dro ciemno�ci� jako rodzaj literacki jest czym� jedynym i niepowtarzalnym w ca�ej
tw�rczo�ci Conrada. On sam nazywa je skromnie opowiadaniem. Istotnie, zaczyna si� ono, jak
wiele jego utwor�w: gaw�d� Marlowa na zakotwiczonym stateczku czekaj�cym godziny
odp�ywu. Grupka przyjaci� gaw�dzi dla zabicia czasu i Marlowowi przypomina si� jego
dawna wyprawa w g��b Afryki. Ale wkr�tce ton opowiadania zmienia si� radykalnie, gubi
gaw�dziarsk� bezpo�rednio��, barwy nabieraj� intensywno�ci, zaczynaj� kontrastowa�, zjawia
si� jaka� przejmuj�ca, patetyczna tonacja, rosn�ca coraz mocniej, w miar� jak posuwamy si� w
g��b nieznanej krainy, gdzie czeka nas wyolbrzymiona przez legend�, p�realna, niemal
mityczna posta� Kurtza. W tej p�on�cej w blaskach tropikalnego s�o�ca podr�y mroki si�
zag�szczaj�, krajobraz, rzeka z czyhaj�cymi na dno statku k�odami powalonych drzew, ludzie,
zaro�la z czaj�cym si� w g��bi, tajemniczym �ywio�em, nawet �elazne pud�o parowca i jego
przera�liwa gwizdawka, nawet kryte falist� blach� baraki � wszystko nabiera kszta�t�w
ba�niowych, pe�nych grozy i okrucie�stwa, zagadkowo�ci i jakiego� straszliwego nonsensu,
l�ku i z�a. Tak jest � w�a�nie koszmaru. Lecz przecie szczeg�y s� realistyczne i zrozumia�e,
opis celny i wierny, cz�sto brutalny, nieraz robiony z bezlitosn� drobiazgowo�ci�. A jednak ten
sen, z�y sen, potworny i makabryczny � sen ten jest prawd�; by� realnym prze�yciem; tym jest
okropniejszy. Zwarto�� obrazowania nie ma ju� nic z gaw�dziarskiej rozlewno�ci pocz�tku, a
drobne przerwy w opowiadaniu s� jak chwile folgi, chwile przebudzenia, po kt�rym zn�w
zanurzymy si� w �wiat, nazwany przez jednego z jego wsp�tw�rc�w tym straszliwym
s�owem�obelg�, obrazuj�cym dno piek�a � kt�re jest w�a�nie ohyd�.
Nie, �J�dro ciemno�ci� nie jest opowiadaniem � to poemat. Poemat o grozie �ycia, o grozie
chciwo�ci i z�a, o �upieskiej ��dzy panowania nad �wiatem, o bezwzgl�dno�ci cz�owieka dla
cz�owieka i upodleniu niewolnik�w. To oskar�enie i obrona, to pr�ba dotarcia do dna duszy
�cz�owieka, w kt�rej roi si� wszystko: pod�o�� jest pomieszana ze szlachetno�ci�, fantazja i
wielki gest � z okrucie�stwem, m�stwo z miernot�, wielkie idea�y ze zdrad� tych�e idea��w �
biada tym, co zaufali pozorom! �J�dro ciemno�ci� to kraina bez Boga, bez prawa, bez mi�o�ci,
bez dobra � to ziemia, kt�ra posiada jedyn� warto�� dla zdobywc�w: ko�� s�oniow�. To nie
jest piek�o upa�u, d�ungli, ludo�erc�w, krokodyli, moskit�w, ��tej febry, dziczy i pustki � to
piek�o skamienia�ych serc ludzkich. W nich w�a�nie � w tych oszala�ych ��dz� zdobyczy
sercach � panuje mrok, szaleje �pycha, bezlitosna si�a, strach przera�liwy � g��boka,
beznadziejna rozpacz�. I aby to piek�o ukaza�, musia� Conrad napisa� w�a�nie poemat,
�zupe�nie inny rodzaj sztuki�, jak on sam o �J�drze ciemno�ci� powiada. Chcia� bowiem
�nada� ponuremu tematowi z�owrogi rezonans, ton bardzo swoisty i przeci�g�� wibracj�,
kt�re� zostan� w powietrzu i b�d� d�wi�cza�y, gdy ostatnia nuta ju� przebrzmi�.
Dumne s�owa � s�owa, kt�re m�g� wypowiedzie� mistrz w pe�ni �wiadomy swej sztuki; lecz
w jego ustach nie brzmi� jak puste samochwalstwo. Dziwna jest rezerwa Conrada � rezerwa
g��bokiej zadumy i �ciszenia, w�a�nie pokory, w�a�nie poczucia krucho�ci si� ludzkich � gdy
pisze o �J�drze ciemno�ci�. � �Chcia�em � powiada � uczyni� owo prze�ycie bli�sze
umys�om i sercom czytelnik�w� � i dlatego by� mu potrzebny �inny rodzaj sztuki�. Znalaz� go
� i ukaza� nam j�dro ciemno�ci zatajone w g��bi serca ka�dego z nas. A to ukazanie ma moc
oczyszczaj�c� i tw�rcz� � jak ka�de wielkie dzie�o sztuki.
3
Conrad opatrywa� tomy swoich dzie� (w zbiorowym wydaniu) w przedmowy, opisuj�ce
powstanie poszczeg�lnych utwor�w, wspomnienia ze spotkanymi lud�mi,kt�rych wprowadzi�
na karty swych opowie�ci, wreszcie kompozycj� poszczeg�lnych tom�w. Kiedy si� zabiera�em
do pisania tej przedmowy, pr�bowa�em wyobrazi� sobie, jakby j� Conrad napisa�. Zebrane w
tom opowiadania stanowi� zawsze jak�� kompozycj�, nawet je�li zgromadzono je
przypadkowo; jako� si� uzupe�niaj� lub kontrastuj�, graj� dysonansem lub tworz� harmonijny
akord. Wyb�r czterech opowiada�: �J�dro ciemno�ci�, �Plac�wka post�pu�, �Amy Foster�
oraz �Wsp�lnik�, posiada swoj� znamienn� wymow�, podkre�la pewn� tonacj� w tw�rczo�ci
pisarza, trudniejsz� do zauwa�enia, gdy utwory te s� rozrzucone w czterech tomach. Jakby
Conrad skomentowa� � i uwypukli� � powy�szy wyb�r?
My�l�, �e mog�aby to by� przedmowa z akcentami polemicznymi. Byli ludzie, kt�rzy go
okre�lali jako pisarza �egzotycznego� � co doprowadza�o Conrada niemal do pasji.
Spotyka�em nawet okre�lenie go jako pisarza �kolonialnego� � pisz�cego utwory o koloniach
� taka kwalifikacja pewnie by go doprowadzi�a do furii. A jednak dwa pierwsze � z czterech
wymienionych opowiada� � s� w�a�nie po�wi�cone zagadnieniom kolonialnym. S�
oskar�eniem i pamfletem, lecz oskar�eniem pe�nym wsp�czucia i b�lu; wida� to wyra�nie w
�Plac�wce post�pu�. Nie wolno przeoczy� tego ironicznego tytu�u i zestawienia go z makabr�,
jaka si� w owej stacji handlowej rozegra�a. Conrad bardzo oszcz�dnie operuje komentarzem
autorskim � �J�dro ciemno�ci� i �Plac�wka post�pu�, te dwa oskar�aj�ce i os�dzaj�ce tytu�y,
s� bardzo jaskrawym komentarzem. Niech�e czytelnik sam odczyta ten wyra�ny � cho�
nacechowany umiarem � komentarz obu tytu��w. I niech�e nie pope�nia krzywdy wobec
pisarza, kt�ry w swych dzie�ach najszlachetniejszymi cechami � wierno�ci nawet przegranej
sprawie, m�stwa, przyja�ni i m�dro�ci � obdarzy� jak�e hojnie ludzi o innym, ni� jego w�asny,
kolorze sk�ry. Te dwa opowiadania mog� wystarczy� za dow�d � za dow�d szeroko�ci
spojrzenia, wielko�ci serca i odwagi pisarskiej.
�Amy Foster� warto przypomnie� tym wszystkim, kt�rzy z ironicznym wzruszeniem ramion
m�wi� o polsko�ci pisarza. Zabel zaczyna sw�j szkic od czterech urywk�w, kt�re uwa�a za
istotne dla stosunku pisarza do Polski, �do tego kraju, kt�ry od syn�w swych wi�kszej ��da
mi�o�ci ni� jakikolwiek inny kraj na �wiecie; mi�o�ci pe�nej �a�osnego ukochania, jakim si�
kocha umar�ych a niezapomnianych; niewygasaj�cego p�omienia beznadziejnego uczucia,
jakie tylko �ywy, tchnieniem ciep�y idea� obudzi� w nas mo�e � na dum� nasz�, na um�czenie,
na wywy�szenie nasze i na upadek najni�szy� (�Ksi��� Roman�). Kt� w literaturze naszej �
mo�e nie pi�kniej, ale �arliwiej � wyrazi� mi�o�� do swej prawdziwej ojczyzny? W ostatnim
rozdziale swego szkicu, rozwa�aj�c stosunek Conrada do Anglii, Zabel zamyka swe wywody
s�owami: �Mo�e Conrada wierno��, najg��bsza i ukryta, le�a�a gdzie indziej i � jak ten
rozbitek z �Amy Foster�, Polak Janko � Conrad swoj� najg��bsz� t�sknot� zachowa� dla
innego zak�tka ziemi�.
Antoni Go�ubiew
J�DRO CIEMNO�CI
Jacht kr��owniczy Nellie obr�ci� si� na kotwicy bez najl�ejszego trzepotu �agli i stan�� bez
ruchu. Przyp�yw si� sko�czy�, wiatr ucich� prawie zupe�nie, a �e jacht kierowa� si� w d� rzeki,
nie pozostawa�o nic innego jak tylko zatrzyma� si� i czeka� odp�ywu.
Przymorski obszar Tamizy rozci�ga� si� przed nami jak pocz�tek niesko�czonego wodnego
szlaku. Morze i niebo w oddali spaja�y si� z sob� bez �ladu, a w �wietlistej przestrzeni
wysuszone na s�o�cu �agle szkut, dryfuj�cych w g�r� z przyp�ywem, zdawa�y si� tkwi�
spokojnie w k�pkach czerwonych, mocno napi�tych p��cien, b�yskaj�c pokostowanymi
rejkami. Na niskich brzegach sta�a mg�a �ciel�ca si� ku morzu coraz cie�sz� warstw�.
Powietrze by�o ciemne nad Gravesend, a jeszcze dalej w g��b zdawa�o si� zg�szcza� w ponury
mrok, skupiony w pos�pnym bezruchu nad najbardziej rozleg�ym i najpot�niejszym miastem
�wiata.
Naszym kapitanem i gospodarzem by� dyrektor r�nych towarzystw. Gdy tak sta� na baku,
ty�em do nas, patrz�c w stron� morza, wszyscy czterej spogl�dali�my ku niemu z prawdziw�
�yczliwo�ci�. Na ca�ej rzece nie by�a nikogo o wygl�dzie tak typowo marynarskim.
Przypomina� pilota, kt�ry dla marynarza jest wcieleniem wiarogodno�ci. Trudno by�o
uwierzy�, �e teren jego pracy nie le�y hen, u �wietlanego uj�cia rzeki, lecz w g�rze Tamizy,
w�r�d ponurego mroku.
Jednoczy�a nas � jak ju� gdzie� powiedzia�em � wi� morza. By�a nie tylko ��cznikiem
naszych serc w czasie d�ugich okres�w rozstania, ale uczy�a wzajemnej pob�a�liwo�ci dla
snutych przez nas opowiada� � a nawet dla naszych pogl�d�w. Prawnik � najmilszy z
towarzyszy � ze wzgl�du na poka�n� ilo�� lat i cn�t by� w posiadaniu jedynej poduszki na
pok�adzie i le�a� na jedynej derce. Buchalter wydoby� ju� pude�ko z dominem i zabawia� si�
ustawianiem domk�w z kostek. Marlow siedzia�, skrzy�owawszy nogi, w g��bi rufy, oparty o
tylny maszt. Mia� zapad�e policzki, ��t� cer�, proste plecy, wygl�d ascety, a ze swymi
obwis�ymi ramionami i r�koma le��cymi na kolanach d�oni� ku g�rze podobny by� do bo�ka.
Dyrektor upewniwszy si�, �e kotwica dobrze trzyma, przyszed� na ruf� i zasiad� mi�dzy nami.
Zamienili�my leniwie kilka s��w. Potem na jachcie zapad�o milczenie. Dla jakiej� tam
przyczyny nie rozpoczynali�my partii domina. Ogarn�a nas zaduma i mieli�my ochot� tylko
si� patrze� przed siebie. Dzie� si� ko�czy� w�r�d cichej pogody, wspania�ej, nieskazitelnej.
Woda ja�nia�a spokojnie; niebo bez �adnej plamki by�o dobrotliwym bezmiarem nieskalanego
�wiat�a; nawet mg�y na mokrad�ach Essexu wygl�da�y jak zwiewna, promienista tkanina,
zwisaj�ca z lesistych wynios�o�ci w g��bi l�du i uk�adaj�ca si� na niskich brzegach w fa�dy
przejrzystej draperii. Tylko ku zachodowi nad g�rnym brzegiem rzeki tkwi� skupiony mrok i
�ciemnia� si� z ka�d� minut�, jakby rozgniewany zbli�aniem si� s�o�ca.
Wreszcie s�o�ce zsun�o si� nisko, zakre�laj�c niedostrzegalny �uk, i od gorej�cej bia�o�ci
przesz�o w ciemn� czerwie� bez promieni i bez ciep�a, jakby mia�o nagle zagasn��, ra�one
�mierci� przy zetkni�ciu z owym mrokiem �ciel�cym si� pos�pnie nad ci�b� ludzi.
Woda leg�a zmianie, a pogoda sta�a si� mniej �wietna, lecz jak gdyby g��bsza. Stara rzeka
rozlana szeroko wypoczywa�a bez ruchu u schy�ku dnia � po ca�ych wiekach dzielnego
s�u�enia rasie zaludniaj�cej jej brzegi � rozpostarta spokojnie w swej godno�ci wodnego
szlaku, wiod�cego do najdalszych kra�c�w ziemi. Nie patrzyli�my na czcigodn� rzek� z punktu
widzenia kr�tkiego, wartkiego dnia, kt�ry si� zjawia i odchodzi na zawsze, ale widzieli�my j�
we wznios�ym �wietle trwa�ych wspomnie� I zaiste, nic �atwiejszego dla ludzi, kt�rzy � jak to
si� m�wi � �po�wi�cili si� morzu� z szacunkiem i przywi�zaniem, ni� wywo�a� wielkiego
ducha przesz�o�ci na przymorskim obszarze Tamizy. Przyp�yw i odp�yw biegn� tam i z
powrotem w nieustaj�cej s�u�bie, przepe�nione wspomnieniami o okr�tach i ludziach, kt�rych
nios�y ku domowemu wytchnieniu lub ku walkom na morzach. Pr�dy te zna�y wszystkich
m��w, kt�rymi szczyci si� nar�d, i s�u�y�y im wszystkim, od Sir Franciszka Drake�a do Sir
Johna Franklina, rycerzom utytu�owanym lub bez tytu�u, wielkim b��dnym rycerzom morza.
Pr�dy te d�wiga�y wszystkie statki; imiona ich b�yszcza�y w pomroce wiek�w jak drogocenne
kamienie, pocz�wszy od Z�otej �ani powracaj�cej z �onem pe�nym skarb�w � statku, co po
odwiedzinach Jej Kr�lewskiej Mo�ci znika z gigantycznej opowie�ci � a� do Erebu i Terroru,
kt�re pu�ci�y si� na inne podboje � aby ju� nigdy nie wr�ci�. Pr�dy te zna�y i okr�ty, i ludzi.
Zna�y tych, co wyp�yn�li z Deptford, z Greenwich, z Erith � awanturnik�w i osadnik�w; zna�y
okr�ty kr�lewskie i okr�ty finansist�w, kapitan�w, admira��w; zna�y ciemne figury z handlu ze
wschodem i upe�nomocnionych �genera��w� wschodnio�indyjskich flot. �owcy z�ota lub
�owcy s�awy � wszyscy oni p�yn�li t� rzek�, dzier��c miecz, a cz�sto i pochodni� �
wys�annicy pot�gi z g��bi kraju, nios�cy iskry �wi�tego ognia. Kt�ra� wielko�� nie p�yn�a z
pr�dem tej rzeki, d���c ku tajemnicy nieznanych ziem!� Nios�a marzenia ludzkie, nasiona
rzeczypospolitych, zarodki cesarstw.
S�o�ce zasz�o; zmierzch pad� na rzek� i �wiat�a zacz�y si� ukazywa� wzd�u� brzegu.
Latarnia morska Chapmana, stoj�ca na trzech nogach w�r�d b�otnej �awicy, rzuca�a mocny
blask. Okr�towe �wiat�a d��y�y �eglownym szlakiem � odbywa� si� wielki ruch �wiate�ek w
g�r� i w d� rzeki. Dalej na zach�d, nad g�rnym biegiem, le�e potwornego miasta znaczy�o si�
wci�� z�owieszczo na niebie � ponur� mg�� w s�o�cu, m�tnym blaskiem pod gwiazdami.
� A i to miejsce � odezwa� si� nagle Marlow � by�o ongi jednym z mrocznych zak�tk�w
ziemi.
Marlow jeden jedyny spo�r�d nas wci�� jeszcze �s�u�y� na morzu�. Najgorszy zarzut, jaki
m�g� go spotka�, to ten, �e nie by� typowym przedstawicielem swojego zawodu. By� to
marynarz, ale by� to r�wnie� w�drowiec, gdy tymczasem wi�kszo�� marynarzy prowadzi, je�li
mo�na si� tak wyrazi�, �ycie osiad�e. Ich usposobienie nale�y do kategorii domatorskich, a dom
zawsze jest z nimi � okr�t; tak samo jak ich kraj � morze. Jeden okr�t jest bardzo podobny do
drugiego, a morze zawsze jest jednakowe. W�r�d niezmienno�ci otoczenia obce wybrze�a,
obce twarze, zmienny ogrom �ycia przesuwaj� si� ko�o nich, przes�oni�te bynajmniej nie
poczuciem tajemnicy, lecz nieco pogardliw� niewiedz�; gdy� dla marynarza nie ma nic
tajemniczego � chyba samo morze, kt�re jest w�adc� jego istnienia; w�adc� r�wnie
niezbadanym jak los. Co za� do reszty �wiata � przypadkowy spacer poza godzinami s�u�by
lub przypadkowa pijatyka na wybrze�u wystarcza, aby ods�oni� przed marynarzem tajemnic�
ca�ego kontynentu, i na og� uwa�a on, �e tajemnica nie by�a warta poznania. Opowiadania
�eglarzy s� proste, bezpo�rednie, nie grzesz�ce zbytkiem sensu. Lecz Marlow nie by� typowym
�eglarzem (wyj�wszy jego sk�onno�� do opowiada�) i wed�ug niego sens jakiego� epizodu nie
tkwi� w �rodku jak pestka � lecz otacza� z zewn�trz opowie��, kt�ra tylko rzuca�a na niego
�wiat�o � jak blask o�wietla opary � na wz�r mglistych aureoli, widzialnych czasem przy
widmowym o�wietleniu ksi�yca.
Uwaga Marlowa nie zaskoczy�a nas wcale. To by�o zupe�nie w jego stylu. Przyj�li�my j� w
milczeniu. Nikt nie zdoby� si� nawet na mrukni�cie, a on wkr�tce zacz�� zn�w m�wi� powoli:
� Mam na my�li bardzo dawne czasy, kiedy Rzymianie przybyli tu po raz pierwszy, tysi�c
dziewi��set lat temu � wczoraj� �wiat�o bi�o p�niej z tej rzeki � wspominali�cie o
rycerzach? Tak; ale to wszystko jest jak blask przebiegaj�cy r�wnin�, jak b�yskawica w�r�d
chmur. �yjemy w tym b�ysku � oby trwa�, p�ki stara ziemia toczy� si� b�dzie! Lecz wczoraj
by�a tu ciemno��. Wyobra�cie sobie uczucia dow�dcy pi�knej � jak to si� nazywa�o? �
triremy na Morzu �r�dziemnym, uczucia dow�dcy, kt�rego nagle odkomenderowano na
p�noc: przebiega Gali� w po�piechu; powierzaj� mu jeden z tych statk�w, budowanych przez
legionist�w � musieli to by� cudowni ludzie i bardzo obrotni � budowanych jak si� zdaje,
ca�ymi setkami w przeci�gu miesi�ca lub dw�ch, je�eli mo�na wierzy� temu, co si� czyta.
Wyobra�cie go sobie tutaj: istny kraniec �wiata, morze barwy o�owiu, niebo barwy dymu, okr�t
o zawarto�ci concertina � a dow�dca prowadzi go w g�r� rzeki, wioz�c zapasy czy rozkazy,
czy co tam chcecie. �awice piasku, bagna, lasy, dzicy ludzie � znikoma ilo�� po�ywienia
odpowiedniego dla cywilizowanego cz�owieka, a do picia nic pr�cz wody w Tamizie. Nie ma tu
falerne�skiego wina; wysiada� na brzeg nie mo�na. Tu i tam ob�z wojskowy zagubiony w
dziczy jak ig�a w kopcu siana � zimno, mg�a, burze, choroby, wygnanie i �mier� � �mier�
czatuj�ca w powietrzu, w wodzie, w g�szczu. Musieli tu gin�� jak muchy. Ale dow�dca na
pewno poprowadzi� t� wypraw� bardzo dobrze, niewiele o tym my�l�c � chyba mo�e p�niej,
kiedy si� che�pi� tym wszystkim, co przeszed� swego czasu. Byli to ludzie do�� m�ni, by
stawi� czo�o ciemno�ci. A mo�e takiemu dow�dcy dodawa�a ducha nadzieja, �e dostanie si� z
czasem do floty w Rawennie � je�li mia� dobrych przyjaci� w Rzymie i je�li wytrzyma�
straszny klimat.
� Albo wyobra�cie sobie, �e przyzwoity m�ody obywatel w todze, mo�e cokolwiek zbyt
gorliwie uprawiaj�cy gr� w ko�ci � zjawia si� tutaj w �wicie jakiego� prefekta czy te� poborcy
podatk�w, albo wreszcie kupca � aby poprawi� sw�j los. L�duje na trz�sawisku, maszeruje
przez lasy i osiad�szy na jakiej� plac�wce w g��bi l�du czuje, �e dzicz, ostateczna dzicz
zamkn�a si� wko�o niego � tajemnicze �ycie dziczy, kt�re t�tni w lesie, w d�ungli, w sercach
dzikich ludzi. Nie ma wtajemniczenia w takie misteria. Nasz obywatel musi �y� po�r�d
niepoj�tego, kt�re zarazem jest nienawistne. To niepoj�te zaczyna na niego dzia�a�, poci�ga go,
urzeka. Urzeka go to, co jest odra�aj�ce. Pojmujecie? Wyobra�cie sobie rosn�cy w tym
cz�owieku �al, pragnienie ucieczki, bezsilny niesmak, poddanie si�, nienawi��.
Zamilk�.
� Zwa�cie � zacz�� zn�w siedz�c ze skrzy�owanymi nogami; podni�s� r�k� obr�con�
d�oni� na zewn�trz � zupe�nie jak Budda nauczaj�cy w europejskim ubraniu i bez lotosa �
zwa�cie � powt�rzy� � �e �aden z nas nie czu�by tak jak oni. Nas ratuje wiara w skuteczno��
naszej pracy � oddanie si� jej. Ale tamci ludzie doprawdy nie przedstawiali sob� nic
nadzwyczajnego. Kolonistami nie byli; podejrzewam, �e ich administracja nie r�ni�a si�
niczym od ucisku. To byli zdobywcy, a do tego potrzeba tylko bezmy�lnej si�y � i nie ma si�
czym szczyci�, je�li si� j� posiada, poniewa� si�a ta jest po prostu przypadkiem i wyp�ywa ze
s�abo�ci innych. Zagarniali, co mogli � ze zwyk�ej chciwo�ci. By�a to po prostu kradzie� z
w�amaniem, masowe morderstwo na wielk� skal�, a ludzie rzucali si� w to na o�lep � jak
przystoi tym, kt�rzy napastuj� mrok. Zdobywanie ziemi � polegaj�ce przewa�nie na tym, �e
si� j� odbiera ludziom o odmiennej cerze lub troch� bardziej p�askich nosach � nie jest rzecz�
pi�kn�, je�li si� w ni� wejrzy zbyt blisko. Odkupi� j� tylko idea, idea, kt�ra tkwi w g��bi; nie
sentymentalny poz�r, tylko idea; i altruistyczna wiara w t� ide� � co�, co mo�na wyznawa� i
bi� przed tym pok�ony, i sk�ada� ofiary�
Urwa�. P�omyki �lizga�y si� po rzece: ma�e zielone p�omyki, czerwone, bia�e, �ciga�y si�
nawzajem, dop�dza�y, ��czy�y, krzy�owa�y � aby si� rozsta� spiesznie lub powoli. Ruch
handlowy wielkiego miasta trwa� na bezsennej rzece w�r�d g�stniej�cego mroku.
Przypatrywali�my si�, czekaj�c cierpliwie � nic innego nie mo�na by�o robi� a� do ko�ca
przyp�ywu; lecz dopiero po d�u�szym milczeniu Marlow rzek� z wahaniem w g�osie: �
Pami�tacie pewno, koledzy, �e by�em czas jaki� marynarzem na s�odkich wodach� � i
w�wczas wiedzieli�my ju�, �e nim odp�yw si� zacznie, jest nam s�dzone wys�ucha� jednej z
rozlicznych przyg�d Marlowa, kt�re nie doprowadza�y do �adnej konkluzji.
� Nie chc� nudzi� was tym, co spotka�o mnie samego � zacz��, zdradzaj�c t� uwag�
s�abo�� w�a�ciw� wielu gaw�dziarzom, kt�rzy tak cz�sto zdaj� si� nie wiedzie�, co ich
s�uchaczy najbardziej interesuje. � Lecz aby zrozumie� wp�yw, jaki to na mnie wywar�o,
musicie wiedzie�, w jaki spos�b si� tam znalaz�em, co zobaczy�em, jak pop�yn��em w g�r�
rzeki a� do miejsca, gdzie spotka�em si� po raz pierwszy z tym nieborakiem. By� to najdalszy
punkt mojej wyprawy i kulminacyjny punkt moich prze�y�, kt�ry rzuci� jak gdyby pewne
�wiat�o na to, co mnie otacza�o � i na moje my�li. Wszystko to by�o do�� ponure, i �a�osne, i
wcale nie nadzwyczajne � i niezupe�nie jasne; bynajmniej. Nie, nie by�o jasne. A jednak zdaje
mi si�, �e rzuci�o pewnego rodzaju �wiat�o.
Powr�ci�em w�wczas, jak pami�tacie, do Londynu po d�u�szej �egludze na Oceanie
Indyjskim, Spokojnym, na Morzach Chi�skich � po porz�dnej porcji Wschodu � trwa�o to
oko�o sze�ciu lat. Wa��sa�em si� tu i �wdzie, przeszkadzaj�c kolegom w pracy i nachodz�c ich
domy, zupe�nie jakby mi niebo poruczy�o misj� cywilizacyjn�. Przez pewien czas by�o to
bardzo przyjemne, lecz wkr�tce zm�czy�em si� wypoczynkiem. W�wczas zacz��em rozgl�da�
si� za okr�tem � co jest chyba najci�sz� prac� na �wiecie. Ale okr�ty nie chcia�y na mnie
nawet spojrze�. Poczu�em si� zm�czony.
Ot� kiedy by�em ma�ym ch�opczykiem, mia�em nami�tno�� do map. Wpatrywa�em si�
godzinami w Po�udniow� Ameryk� lub Afryk�, lub Australi�, pogr��aj�c si� we
wspania�o�ciach odkrywczych podr�y. W owych czasach by�o jeszcze wiele pustych miejsc
na ziemi, a je�li kt�re z nich wydawa�o mi si� na mapie szczeg�lnie pon�tne (one wszystkie tak
w�a�nie wygl�daj�), k�ad�em na nim palec i m�wi�em: �Pojad� tam, jak dorosn�. Pami�tam, �e
biegun p�nocny nale�a� do tych miejsc. Nie zajecha�em tam jeszcze, a teraz ju� pr�bowa� nie
b�d�. Czar prys�. Inne zn�w miejsca by�y rozrzucone w okolicach r�wnika i po wszelkich
szeroko�ciach geograficznych obu p�kul. Zwiedzi�em niekt�re z nich i� nie b�dziemy o tym
m�wili. Ale by�o tam jedno � najwi�ksze i � �e tak powiem � najbardziej puste, do kt�rego
ci�gn�o mi� najsilniej.
Prawda, �e w chwili mojej wyprawy to miejsce puste ju� nie by�o. Od czas�w mego
dzieci�stwa zape�ni�y je rzeki i jeziora, i nazwy. Przesta�o by� pr�n� przestrzeni� pe�n�
rozkosznej tajemnicy � bia�� plam�, budz�c� w ch�opcu wspania�e marzenia. Przeobrazi�o si�
w przestw�r, gdzie panuje mrok. Ale by�a tam przede wszystkim jedna rzeka, wielka, pot�na,
kt�r� si� ogl�da�o na mapie, podobn� do olbrzymiego, wyci�gni�tego w�a, z �bem w morzu, z
cia�em wij�cym si� poprzez rozleg�� krain�, z ogonem zagubionym w g��bi l�du. Gdy si� jej
przygl�da�em na mapie przez okno sklepowej wystawy, przykuwa�a mnie ta rzeka, jak w��
przykuwa wzrokiem niem�drego, ma�ego ptaszka.
Przypomnia�em sobie, �e istnieje jakie� towarzystwo, sp�ka dla handlu na owej rzece. Do
licha! Przysz�o mi na my�l, �e przecie� nie mog� prowadzi� handlu bez pos�ugiwania si�
jakimi� statkami na tej ogromnej wodnej przestrzeni � bez parowc�w! Dlaczegobym nie mia�
si� postara� o dow�dztwo kt�rego� z nich? Szed�em dalej przez Fleet Street, ale nie mog�em si�
pozby� tych my�li. W�� mnie oczarowa�.
To handlowe towarzystwo by�o sp�k� kontynentaln�, ale mam mn�stwo krewnych na
kontynencie, poniewa� m�wi�, �e tam jest taniej i o wiele przyjemniej, ni�by si� zdawa�o.
Z przykro�ci� musz� wyzna�, �e zacz��em swych krewnych nudzi�. Ju� to samo by�o dla
mnie czym� zupe�nie nowym. Rozumiecie, nie mia�em zwyczaju w taki spos�b bra� si� do
rzeczy. Szed�em zawsze swoj� w�asn� drog�, na w�asnych nogach, tam dok�d mia�em ochot�. I
nie by�bym wierzy�, �e jestem zdolny do czego� podobnego, tylko �e tym razem czu�em, �e
musz� si� tam dosta� � tak czy inaczej. Wi�c ich zanudza�em. M�czy�ni m�wili mi: �M�j
drogi� � i nie robili nic. W�wczas � czy uwierzycie? � uda�em si� do kobiet. Ja, Charlie
Marlow, zaprz�g�em do roboty kobiety, aby dosta� posad�. S�owo daj�! Widzicie �
prze�ladowa�a mnie ta my�l. Mia�em ciotk�, zacn�, entuzjastyczn� dusz�. Napisa�a mi: �To
b�dzie cudowne. Gotowam zrobi� dla ciebie wszystko, wszystko. My�l jest �wietna. Znam
�on� jednego z cz�onk�w administracji, postawionego bardzo wysoko; znam tak�e cz�owieka,
kt�ry ma wielkie wp�ywy� � i tak dalej, i tak dalej. Postanowi�a poty suszy� g�ow� ludziom,
p�ki nie zamianuj� mnie kapitanem rzecznego parowca � poniewa� taka by�a moja fantazja.
Oczywi�cie dosta�em nominacj�; i dosta�em j� bardzo pr�dko. Zdaje si�, �e towarzystwo
dowiedzia�o si� o �mierci jednego z kapitan�w, kt�ry zosta� zabity w b�jce z krajowcami. To
by�o moje szcz�cie i tym bardziej zachcia�o mi si� jecha�. Dopiero w d�ugie miesi�ce potem,
gdy usi�owa�em odzyska� cia�o owego kapitana, dowiedzia�em si�, �e �r�d�em k��tni by�o
nieporozumienie o kury. Tak, o dwie czarne kury. Fresleven � tak si� �w cz�owiek nazywa� �
Du�czyk, uwa�a�, �e go pokrzywdzono przy kupnie, wysiad� wi�c na l�d i zacz�� ok�ada� lask�
naczelnika wsi. Ach, nie zdziwi�em si� wcale, gdy mi to opowiadali, zaznaczaj�c
r�wnocze�nie, �e Fresleven by� naj�agodniejsz�, najspokojniejsz� istot� pod s�o�cem. By�o tak
z pewno�ci�; ale przecie� znajdowa� si� tam ju� od paru lat, s�u��c wznios�ej idei, i
prawdopodobnie uczu� nareszcie potrzeb� stwierdzenia w jakikolwiek spos�b szacunku dla
siebie samego. Dlatego te� �upi� bez lito�ci starego Murzyna; naoko�o gapi� si� t�um
skamienia�ych krajowc�w, a� wreszcie jeden z nich � podobno syn naczelnika � z rozpacz�
s�uchaj�c wrzask�w starca, rzuci� w bia�ego w��czni� dla pr�by � i oczywi�cie w��cznia z
�atwo�ci� uwi�z�a mi�dzy �opatkami. Potem ca�a ludno�� uciek�a do lasu w oczekiwaniu
wszelkich mo�liwych kl�sk, parowiec za� dowodzony przez Freslevena odp�yn�� r�wnie� w
wielkim pop�ochu pod komend� maszynisty, o ile sobie przypominam. P�niej ju� nikt nie
zdawa� si� troszczy� o szcz�tki Freslevena, p�ki ja si� tam nie znalaz�em jako jego nast�pca.
Nie mog�em tej sprawy zaniedba�, ale gdy wreszcie nastr�czy�a mi si� sposobno�� zetkni�cia z
mym poprzednikiem, trawa rosn�ca mi�dzy jego �ebrami do�� by�a wysoka, aby zas�oni�
ko�ci. Zosta�y wszystkie na miejscu. Nikt nie tkn�� tej nadnaturalnej istoty le��cej na ziemi.
Wie� opustosza�a, chaty sta�y otworem, czarne, butwiej�ce, krzywe w�r�d rozwalonych
p�ot�w. Kl�ska istotnie spad�a na wie�. Ludno�� znik�a. Ob��kany strach rozproszy� wszystkich
� m�czyzn, kobiety i dzieci; zaszyli si� w g�szcz i nie wr�cili nigdy. Nie wiem doprawdy, co
si� sta�o z kurami. Przypuszczam, �e sprawa post�pu pozyska�a je jako� dla siebie. Tak czy
owak, wskutek tego s�awnego wydarzenia dosta�em nominacj�,, nim si� jeszcze zacz��em
prawdziwie jej spodziewa�.
Lata�em na wszystkie strony jak wariat, aby si� przygotowa� do wyjazdu, i przed up�ywem
czterdziestu o�miu godzin jecha�em ju� przez kana� dla pokazania si� pryncypa�om i podpisania
umowy. W bardzo niewiele godzin przyby�em do miasta, kt�re przywodzi mi zawsze na my�l
gr�b pobielany. Z pewno�ci� to uprzedzenie. Znalaz�em bez trudu biura sp�ki. By� to
najwi�kszy budynek w mie�cie i ka�dy, kogo tylko spotka�em, m�wi� mi o nim. Ta sp�ka
mia�a si� zabra� do za�o�enia zamorskiego imperium i zdoby� niezliczone mn�stwo pieni�dzy
za pomoc� handlu.
W�ska, opustosza�a uliczka w g��bokim cieniu, wysokie domy, niezliczone okna o
weneckich �aluzjach, martwa cisza, trawa mi�dzy kamieniami, imponuj�ce wjazdowe arkady
na prawo i lewo, olbrzymie, masywne, nieco uchylone podwoje. W�lizn��em si� przez jedn� ze
szpar, wszed�em po zamiecionych, nagich schodach, ja�owych jak pustynia, i otworzy�em
pierwsze z napotkanych drzwi. Dwie kobiety, jedna t�ga, a druga szczup�a, siedzia�y na
krzes�ach wyplatanych s�om�, robi�c co� na drutach z czarnej we�ny. Szczup�a podnios�a si� i
sz�a wprost na mnie ze spuszczonymi oczyma � nie przestaj�c porusza� drutami � i dopiero
gdy pomy�la�em, �e trzeba ust�pi� jej z drogi jak lunatyczce, zatrzyma�a si� i podnios�a oczy.
Mia�a sukni� prost� jak futera� od parasola; odwr�ci�a si� bez s�owa i zaprowadzi�a mnie do
poczekalni. Wymieni�em swoje nazwisko i zacz��em si� rozgl�da�. W �rodku by� st� z
sosnowego drzewa, zwyk�e krzes�a sta�y pod �cianami; w jednym ko�cu pokoju wisia�a wielka,
b�yszcz�ca mapa, znaczona wszystkimi kolorami t�czy. By�a tam wielka ilo�� czerwieni �
kt�r� zawsze mi�o jest widzie�, poniewa� z g�ry wiadomo, �e bardzo konkretna praca tam si�
odbywa � ca�e mn�stwo b��kitu, troch� zieleni, pasma pomara�czowe, a na wschodnim
wybrze�u purpurowa �ata, aby pokaza�, gdzie dziarscy pionierzy post�pu popijaj� weso�e
lagrowe piwo. Ale nie wybiera�em si� do �adnego z tych kolor�w. Wybiera�em si� do ��tego.
W samym �rodku mapy � jak strzeli�. I rzeka by�a tam tak�e � przykuwaj�ca � �miertelna �
niby w��. Brr!
Otworzy�y si� drzwi, ukaza�a si� bia�ow�osa g�owa sekretarza o wsp�czuj�cym wyrazie
twarzy i ko�cisty palec kiwn�� na mnie. Wszed�em do sanktuarium. �wiat�o tu by�o
przy�mione, a ci�kie biurko przykucn�o w �rodku pokoju. Dozna�em wra�enia, �e za tym
gmachem tkwi blada oty�o�� w surducie. By� to �w wielki cz�owiek we w�asnej osobie. Liczy�
zapewne jakie� pi�� st�p sze�� cali, a dzier�y� w r�ku bardzo wiele milion�w. Poda� mi d�o�, o
ile pami�tam, szepn�� co� nieokre�lonego, wyrazi� uznanie dla mojej francuszczyzny. Bon
voyage.
Po up�ywie mniej wi�cej czterdziestu pi�ciu sekund znalaz�em si� zn�w w poczekalni w
towarzystwie wsp�czuj�cego sekretarza, kt�ry � strapiony i pe�en sympatii da� mi do
podpisania jaki� dokument. Zdaje mi si�, �e mi�dzy innymi zobowi�za�em si� do zachowania
wszystkich handlowych sekret�w. No i nie zamierzam ich zdradzi�.
Zacz��em odczuwa� lekki niepok�j. Wiecie, �e nie jestem przyzwyczajony do takich
ceremonii, a przy tym w tej atmosferze by�o co� z�owieszczego. Zupe�nie jakby mnie
wtajemniczono w jaki� spisek � nie umiem tego okre�li� � jakby co� by�o niezupe�nie w
porz�dku; cieszy�em si�, kiedym si� stamt�d wydosta�. W przyleg�ym pokoju owe dwie kobiety
robi�y gor�czkowo na drutach co� z czarnej we�ny. Zjawiali si� interesanci i m�odsza z kobiet,
wprowadzaj�c ich, chodzi�a tam i na powr�t. Stara siedzia�a na krze�le. P�askie sukienne
pantofle opar�a o ogrzewacz, na jej kolanach spoczywa� kot. Na g�owie mia�a jak�� bia��,
wykrochmalon� historyjk�, brodawk� na policzku i okulary w srebrnej oprawie zsuni�te na
koniec nosa. Popatrzy�a na mnie znad szkie�. Zmiesza� mnie oboj�tny spok�j tego szybkiego
spojrzenia. Wprowadzano w�a�nie dw�ch m�odzik�w o g�upkowatych, weso�ych twarzach, a
stara rzuci�a im takie samo szybkie spojrzenie, m�dre i oboj�tne. Zdawa�o si�, �e wie o nich
wszystko, a tak�e i o mnie. Poczu�em zabobonny l�k. Wyda�a mi si� niesamowita i z�owroga.
Cz�sto � gdy by�em ju� tam, daleko � my�la�em o tych dw�ch kobietach, od�wiernych u wr�t
Ciemno�ci, robi�cych na drutach jakby ciep�y ca�un z czarnej we�ny; wspomina�em, jak jedna z
nich wprowadza, wprowadza bez ko�ca w Nieznane, a druga bada oboj�tnie starymi oczami
weso�e i g�upie twarze. Ave, stara pracownico, migaj�ca drutami nad czarn� prz�dz�! Morituri
te salutant. Niewielu z tych, na kt�rych spojrza�a, zobaczy�o j� znowu � znacznie mniej ni�
po�owa.
Czeka�a mnie jeszcze wizyta u doktora. �Prosta formalno��, zapewni� mnie sekretarz z
takim wyrazem twarzy, jak gdyby bra� g��boki udzia� we wszystkich moich strapieniach. Jaki�
m�odzik w kapeluszu naci�ni�tym na lew� brew, zapewne urz�dnik � musieli tam by� i
urz�dnicy w tej sp�ce, cho� dom by� cichy, jakby si� znajdowa� w mie�cie umar�ych � zeszed�
sk�d� z g�ry i poprowadzi� mnie. Obszarpany by� i zaniedbany, r�kawy kurtki mia� poplamione
atramentem, a pod jego brod�, przypominaj�c� czubek starego buta, tkwi� wielki, falisty
krawat. Na doktora by�o jeszcze troch� za wcze�nie, wi�c zaproponowa�em, �eby�my si�
czego� napili, dzi�ki czemu m�j towarzysz pu�ci� wodze swej weso�o�ci. Gdy�my ju� siedzieli
przy kieliszkach wermutu, zacz�� si� unosi� nad interesami sp�ki; od s�owa do s�owa,
wyrazi�em mimochodem zdziwienie, �e on sam si� do Afryki nie wybiera. Och��d� natychmiast
i sta� si� bardzo opanowany.
� �Nie taki dure� ze mnie, na jakiego wygl�dam, rzek� Platon do swych uczni�w� �
powiedzia� sentencjonalnie i wychyli� kieliszek z wielk� stanowczo�ci�, po czym wstali�my z
miejsc.
Stary doktor wzi�� mnie za puls, my�l�c najwidoczniej zupe�nie o czym innym. � �W
porz�dku, mo�e pan jecha� � mrukn�� i zapyta� z pewn� skwapliwo�ci�, czy bym mu nie
pozwoli� zmierzy� swej g�owy. Odrzek�em: dobrze � nieco tym zaskoczony, a on wyci�gn��
co� w rodzaju cyrkla i zrobi� pomiary z ty�u, z przodu i ze wszystkich stron, notuj�c starannie.
By� to nieogolony cz�owieczek w wytartym kaftanie, podobnym do opo�czy, i w pantoflach;
wygl�da� na nieszkodliwego durnia.
� �W interesie nauki � rzek� � prosz� zawsze tych, kt�rzy tam jad�, aby mi pozwolili
zmierzy� swoje czaszki.�
� �A gdy wracaj�, robi pan to samo?� � zapyta�em.
� �Ach, nigdy si� ju� z nimi nie stykam � zauwa�y�. � a przy tym, widzi pan, zmiany
zachodz� wewn�trz. � U�miechn�� si�, jak po wypowiedzeniu przyjemnego �artu. � Wi�c
pan tam jedzie. �wietnie. To bardzo zajmuj�ce. � Spojrza� na mnie badawczo i zn�w co�
zanotowa�. � Czy nie by�o kiedy w pa�skiej rodzinie wypadku ob��kania?� � zapyta�
rzeczowym tonem.
Zaczyna�o mnie to mocno dra�ni�. � �Pan pyta o to r�wnie� w interesie nauki?�
� �By�oby rzecz� zajmuj�c� � odrzek�, nie zwracaj�c uwagi na moje rozdra�nienie �
gdyby mo�na dla cel�w naukowych �ledzi� tam na miejscu zmiany psychiczne zachodz�ce w
jednostkach, ale��
� �Czy pan jest psychiatr�?� � przerwa�em.
� �Ka�dy lekarz powinien by� troch� psychiatr� � odpar� z niewzruszonym spokojem
orygina�. � Mam pewn� teoryjk�, do kt�rej udowodnienia wy, panowie, udaj�cy si� tam,
musicie mi pom�c. To jest m�j udzia� w korzy�ciach, jakie kraj m�j powinien osi�gn�� z
posiadania tej wspania�ej kolonii. Bogactwa zostawiam innym. Prosz� mi wybaczy� te pytania,
ale pan jest pierwszym Anglikiem, kt�ry si� dostaje pod moj� obserwacjꅔ
Pospieszy�em go zapewni�, �e nie jestem bynajmniej typowym.
� �Gdyby tak by�o � rzek�em � nie rozmawia�bym z panem w ten spos�b.�
� �To, co pan m�wi, jest do�� g��bokie i prawdopodobnie b��dne � rzek� ze �miechem. �
Niech pan si� wystrzega irytacji jeszcze bardziej ni� przebywania na s�o�cu. Adieu. Jak to si�
m�wi po angielsku, co? Good�bye. Aha! Good�bye. Adieu. Pod zwrotnikami trzeba przede
wszystkim zachowywa� spok�j� � Podni�s� ostrzegawczo palec. � Du calme, du cdlme.
Adieu.�
Pozostawa�o mi jeszcze jedno � po�egna� si� z moj� zacn� ciotk�. Zasta�em j� tryumfuj�c�.
Wypi�em fili�ank� herbaty � ostatni� fili�ank� dobrej herbaty na d�ugi przeci�g czasu � i w
pokoju � kt�ry wygl�da� w�a�nie tak jak sobie wyobra�amy kobiecy salon, co podzia�a�o na
mnie niezmiernie koj�co � uci�li�my przy kominku d�ug�, spokojn� gaw�d�. W ci�gu tych
zwierze� zrozumia�em, �e opisano mnie �onie wysokiego dygnitarza � i poza tym B�g raczy
wiedzie� ilu innym osobom � jako istot� wyj�tkow� i szczeg�lnie obdarzon�, cz�owieka dla
sp�ki opatrzno�ciowego � kt�rego si� cz�sto nie spotyka. Mi�osierny Bo�e! A ja mia�em
obj�� komend� na jakim� tam marnym rzecznym parowcu, zaopatrzonym w tandetn�
gwizdawk�. Okaza�o si� przy tym, �e jestem tak�e Dzia�aczem, przez du�e �D�. Niby
wys�a�cem �wiat�a, niby aposto�em po�ledniejszego gatunku. W owych czasach rozpuszczano
mas� takich bredni w druku i s�owie i zacna moja ciotka, �yj�ca w po�rodku tej ca�ej blagi,
straci�a r�wnowag�. Poty rozprawia�a o tym, �e �trzeba odzwyczai� miliony tych ciemnych
ludzi od ich ohydnego �ycia�, a� wreszcie � daj� wam s�owo � zrobi�o mi si� jako� g�upio.
O�mieli�em si� nadmieni�, �e przecie� sp�ka zosta�a za�o�ona dla zysku.
� �Zapominasz o tym, kochany Charlie, �e ten, kto pracuje, wart jest wynagrodzenia� �
rzek�a weso�o.
To ciekawe, jak dalece kobiety nie maj� poczucia rzeczywisto�ci. �yj� we w�asnym �wiecie,
kt�ry w�a�ciwie nigdy nie istnia� i istnie� nie mo�e. Jest na to o wiele za pi�kny; a gdyby mo�na
taki �wiat zbudowa�, rozlecia�by si� przed zachodem s�o�ca. Zdarzy�by si� pierwszy lepszy �
pal go licho � fakt, z kt�rym my, m�czy�ni, mo�emy wsp�y� zgodnie od chwili stworzenia
� i zburzy�by wszystko.
Zosta�em u�ciskany, przykazano mi, abym nosi� flanel�, abym cz�sto pisywa� i tak dalej � i
po�egna�em si�. Na ulicy, nie wiem dlaczego, opanowa�o mnie dziwne wra�enie, �e jestem
oszustem. Szczeg�lna rzecz; ja, kt�ry przywyk�em wyrusza� w jak�kolwiek stron� �wiata w
przeci�gu dwudziestu czterech godzin, po�wi�caj�c temu mniej uwagi ni� inni przej�ciu na
drug� stron� ulicy, mia�em chwil� � nie powiem wahania, ale oci�gania si� i l�ku wobec tak
zwyk�ej dla mnie sprawy. Najlepiej wam to wyt�umacz�, gdy powiem, �e przez par� sekund
dozna�em uczucia, jakbym si� wybiera� nie do �rodka jakiego� kontynentu, ale do �rodka ziemi.
Wsiad�em na francuski parowiec, kt�ry zaje�d�a� do wszystkich zakazanych port�w, jakie
Francuzi maj� tam po drodze � o ile si� mog�em po�apa�, jedynie po to, aby wysadza� na l�d
�o�nierzy i urz�dnik�w komory celnej. Przypatrywa�em si� wybrze�u. Obserwowanie brzegu,
kt�ry przesuwa si� ko�o okr�tu, przypomina rozwi�zywanie zagadki. Oto le�y przed wami
wybrze�e � u�miechni�te, chmurne, powabne, wspania�e, n�dzne, banalne albo dzikie � a
zawsze nieme, cho� zdaje si� szepta�: chod� i przekonaj si�. Ten za� brzeg jakby si� jeszcze nie
ukszta�towa�, by� prawie zupe�nie bez charakteru, a wygl�d mia� ponury i monotonny. Skraj
olbrzymiej d�ungli � o zieleni tak ciemnej, �e wydawa�a si� prawie czarna � obramowany
bia�� fr�dzl� nadbrze�nych fal, bieg� prosto, jak nakre�lony przy pomocy linii, daleko, hen �
wzd�u� b��kitnego morza, kt�rego po�ysk by� przy�miony przez pe�zaj�c� mg��. S�o�ce pali�o
okrutnie, ziemia zdawa�a si� b�yszcze� i ocieka� kroplami pary. Gdzieniegdzie
popielatawobia�e plamki ukazywa�y si� grupkami na wybrze�u poza bia�� lini� fal; czasem
flaga powiewa�a nad nimi. By�y to osady licz�ce po kilka wiek�w, a jednak wydawa�y si� nie
wi�ksze ni� g��wki od szpilek na nietkni�tej przestrzeni kraju. Statek sun�� ci�ko wzd�u�
brzegu, zatrzymywa� si�, wysadza� �o�nierzy; jecha� dalej, wysadza� urz�dnik�w komory
celnej, aby pobierali c�o na wybrze�u, kt�re wygl�da�o jak pustka zapomniana przez Boga, z
zagubion� w niej blaszan� szop� i s�upem od flagi; i zn�w wysadza� �o�nierzy �
prawdopodobnie po to, aby pilnowali urz�dnik�w komory celnej. M�wiono mi, �e kilku z nich
uton�o w nadbrze�nych falach, ale nikt nie zdawa� si� o to troszczy�. Wyrzucono ich tam po
prostu i jechali�my dalej. Dzie� po dniu brzeg wygl�da� tak samo, jakby�my nie poruszali si�
wcale; przeje�d�ali�my ko�o r�nych miejsc � osad handlowych � o nazwach takich jak
Gran� Bassam, Little Popo, nazwach, kt�re zdawa�y si� nale�e� do jakiej� plugawej farsy
odgrywanej na tle pos�pnej kurtyny. Bezczynno�� pasa�era, osamotnienie w�r�d tych
wszystkich ludzi, z kt�rymi nie mia�em �adnych punkt�w stycznych, oleiste i leniwe morze,
jednostajna pos�pno�� wybrze�a trzyma�y mi� jakby zda�a od rzeczywisto�ci � uwik�anego w
sieci �a�osnej i bezsensownej u�udy. G�os nadbrze�nych fal, dochodz�cy niekiedy, stanowi� dla
mnie prawdziw� przyjemno��, jak odezwanie si� brata. By� to objaw naturalny, co�, co mia�o
swoj� przyczyn� i jakie� znaczenie. Niekiedy ��d� z wybrze�a dawa�a mi chwilowy kontakt z
rzeczywisto�ci�. Wios�owali w niej czarni ludzie. Mo�na by�o dojrze� z daleka po�yskuj�ce
bia�ka ich oczu. Krzyczeli, �piewali; cia�a ich oblewa� pot, twarze przypomina�y groteskowe
maski; ale mieli ko�ci, musku�y, dzik� �ywotno��, intensywn� energi� w ruchach, co by�o
r�wnie naturalne i prawdziwe jak fale rozbijaj�ce si� o brzeg. Ich obecno�� nie wymaga�a
usprawiedliwienia. Widok tych ludzi stanowi� wielk� pociech�. Przez pewien czas czu�em, �e
nale�� jeszcze do �wiata prostych fakt�w; ale to nie trwa�o d�ugo. Zawsze co� si� zdarza�o i
p�oszy�o to uczucie. Raz, pami�tam, natkn�li�my si� na statek wojenny zakotwiczony daleko
od brzegu. Na l�dzie nie by�o nawet szopy, a jednak statek obrzuca� g�szcz pociskami. Okaza�o
si�, �e Francuzi prowadz� wojn� w tamtych okolicach. Flaga statku zwisa�a jak �achman; lufy
d�ugich, sze�ciocalowych armat wystawa�y ze wszystkich stron niskiego kad�uba; statek
wznosi� si� leniwie i opada� na t�ustej, mulistej fali, chwiej�c cienkimi masztami. Ten niepoj�ty
okr�t tkwi� w�r�d niezmierzonej pustki ziemi, wody i nieba i strzela� w g��b kontynentu. Bum!
odzywa�a si� jedna z sze�ciocalowych armat; ma�y p�omyk wyskakiwa� i znika�, niewielki k��b
bia�ego dymu rozp�ywa� si� w powietrzu, drobny pocisk zaskrzecza� s�abo � i nic nie
nast�powa�o. Nic nast�pi� nie mog�o. By�o w tym co� ob��kanego, widok ten przypomina�
ponur� krotochwil� i nie rozproszy� tego wra�enia jaki� cz�owiek z pok�adu, zapewniaj�cy
mnie powa�nie, �e tam jest ob�z krajowc�w (nazywa� ich nieprzyjaci�mi!) � ukryty gdzie� w
g��bi.
Dor�czyli�my wojennemu statkowi listy (m�wiono mi, �e ludzie na tym samotnym okr�cie
umieraj� na febr� przeci�tnie po trzech dziennie) i pop�yn�li�my dalej. Odwiedzili�my jeszcze
kilka innych miejscowo�ci o nazwach jak z farsy � gdzie �mier� i handel wiod� weso�y taniec
w�r�d cichej atmosfery nasyconej zapachem ziemi, niby w przegrzanych katakumbach;
p�yn�li�my wzd�u� bezkszta�tnego wybrze�a obramionego pian� niebezpiecznych
nadbrze�nych fal, jakby sama przyroda usi�owa�a odeprze� intruz�w; wje�d�ali�my w uj�cia
rzek � strumieni �mierci tocz�cych si� w�r�d �ycia, kt�rych brzegi rozk�ada�y si� w b�ocie,
kt�rych wody, zg�szczone w szlam, zagarnia�y poskr�cane mangrowje, zdaj�ce si� wi� pod
naszym wzrokiem w ostatecznej, bezsilnej rozpaczy. Nie zatrzymali�my si� nigdzie tak d�ugo,
aby mo�na by�o dozna� jakich� poszczeg�lnych wra�e�, ale og�lne uczucie nieokre�lonego i
dotkliwego zdziwienia wci�� we mnie wzrasta�o. By�a to jak gdyby uci��liwa pielgrzymka
w�r�d zapowiedzi nocnych zjaw.
Min�o z g�r� trzydzie�ci dni, nim zobaczy�em uj�cie wielkiej rzeki. Zapu�cili�my kotwic�
naprzeciw rz�dowej siedziby. Ale moja praca mia�a si� zacz�� dopiero o jakie� dwie�cie mil
dalej. Tote� wyruszy�em mo�liwie najpr�dzej do miejscowo�ci po�o�onej trzydzie�ci mil w
g�r� rzeki.
Odby�em drog� na ma�ym morskim parowcu. Kapitan, Szwed, wiedzia�, �e jestem
marynarzem, i zaprosi� mnie na mostek. By� to cz�owiek m�ody, szczup�y, nas�piony blondyn;
w�osy mia� rzadkie i pow��czy� nogami. Gdy�my odbijali od lichego, ma�ego pomostu, wskaza�
pogardliwie g�ow� na brzeg.
� �Tam pan mieszka�?� � zapyta�.
� �Tak� � odpowiedzia�em.
� �Niez�e okazy, ci rz�dowi faceci � co? � m�wi� dalej po angielsku z wielk� precyzj� i
g��bokim rozgoryczeniem. � To ciekawe, czego si� niekt�rzy ludzie nie podejm� za par�
frank�w na miesi�c. Chcia�bym wiedzie�, co si� dzieje z takimi osobnikami, kiedy si� znajd�
tam, w g�rze rzeki?�
Odrzek�em, �e mam nadziej� wkr�tce si� o tym przekona�.
� �Wi�c to ta�a�ak! � wykrzykn��. Przeszed� w poprzek statku, pow��cz�c nogami i
zerkaj�c czujnie ku przodowi. � Niech pan nie b�dzie zanadto pewny siebie � m�wi� dalej. �
Par� dni temu odczepi�em cz�owieka, kt�ry si� powiesi� na drodze. By� to tak�e Szwed.�
� �Powiesi� si�! Dlaczego, na mi�o�� bosk�?� � wykrzykn��em. Kapitan patrzy� wci��
bacznie ku przodowi.
� �Kt� to wie? Mo�e nie m�g� znie�� tutejszego s�o�ca, a mo�e i kraju.�
Wreszcie dotarli�my do miejsca, gdzie rzeka si� rozszerza�a. Ukaza�o si� skaliste urwisko,
wa�y wydobytej ziemi na brzegu, domy na wzg�rzu; inne domki o �elazny