16192

Szczegóły
Tytuł 16192
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16192 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16192 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16192 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Catherine Coulther Gwiazda 2 - Gwiazda p�nocy PROLOG Guildford, Surrey, 1852 - ...Z prochu powsta�e�... Wilgotne grudy �wie�o rozkopanej ziemi spad�y na trumn�, wydaj�c g�uchy, jednostajny odg�os. Poje dyncza czerwona r�a zab�ys�a plam� koloru i znik�a, przysypana br�zow� ziemi�. Przynajmniej on jest teraz z mam�. - ...Nasz Pan, Jezus Chrystus, zrz�dzi�, i� wszyscy przedstawiciele rodu ludzkiego musz� pewnego dnia spotka� si� z nim i zazna� wiekuistego spokoju... - Tak nam przykro, Elizabeth... - Gdyby�my mogli ci jako� pom�c, Elizabeth... - ...B�agamy ci�, Zbawco, przyjmij dusz� naszego zmar�ego przyjaciela sir Aleca Jamesona Fitz-Hugha... - Tw�j ojciec by� mi�ym, kochaj�cym cz�owie kiem... - Co za tragedia, Elizabeth, jaka strata... - Elizabeth! Potrz�sn�a g�ow�, aby usun�� z my�li pe�ne wsp�czucia s�owa pastora i kondolencje przyjaci�. Zamruga�a, a potem podnios�a wzrok i spojrza�a na 7 Paula Montgomery'ego, d�ugoletniego przyjaciela oj ca i jego doradc� prawnego. Odchrz�kn�� i spojrza� z wyrzutem na ciotk� Elizabeth, August�. Jednak Augusta Penworthy, niezra�ona jego pe�nym nagany spojrzeniem, jeszcze bardziej podnios�a g�os i powie dzia�a w�adczo: - Skup si�, Elizabeth! Pan Montgomery ma z pe wno�ci� co� lepszego do roboty, ni� siedzie� i pa trze�, jak �nisz na jawie! I, pozwol� sobie doda�, ja tak�e! - Wybacz mi, wujku Paulu - powiedzia�a Eliza beth, ignoruj�c ciotk�. Zdawa�a sobie spraw�, �e ciotka, kt�ra poza ni� by�a jedyn� �yj�c� krewn� jej ojca, musi by� obecna przy odczytaniu ostatniej woli swego brata. Spojrza�a na wuja Alfreda, poc�cego si� obficie, mimo i� kwiecie� dopiero si� zacz�� i popo�udnie by�o ch�odne. Ojciec pogardza� Alfredem Penworthym, nazywaj�c go �a�osnym ma�ym cz�owiecz kiem, kt�ry ba�by si� wypi� szklaneczk� porto, nie zapytawszy wpierw Gussie o pozwolenie. - Chauncey - powiedzia� Paul Montgomery, u�y waj�c tego zdrobnienia po raz pierwszy - je�li mam by� zupe�nie szczery - tu machn�� d�oni� w kierunku stosu dokument�w na biurku jej ojca - to niewiele zosta�o do odziedziczenia. Obawiam si� te�, �e Jameson Hall b�dzie musia�o zosta� sprzedane, by pokry� d�ugi. - Co takiego? Skrzekliwy g�os ciotki Augusty powstrzyma� Paula Montgomery'ego wp� s�owa. Zmarszczy� brwi i po chyli� g�ow�, by spojrze� na kobiet� ponad grubymi szk�ami okular�w. - Rozmawiam z pann� Fitz-Hugh, madame - po wiedzia� stanowczo. 8 - Wi�c Alec nie zostawi� ani grosza? To w�a�nie pr�buje nam pan powiedzie�? Ale to przecie� niemo �liwe! Nie m�g� by� a� tak nieudolny! - Sir Alec zostawi� niewielkie zapisy dla s�u�by, madame. Pan Montgomery wzruszy� w�skimi ramionami. - Widzisz, Elizabeth -- kontynuowa� tonem tak pe�nym wsp�czucia, �e Chauncey �zy nap�yn�y do oczu - obawiam si�, �e tw�j drogi ojciec poczyni� w ostatnich latach kilka do��... niefortunnych in westycji. Pr�bowa�em go ostrzec, powstrzyma�, ale na pr�no. Obawiam si� tak�e, i� nie sporz�dzi� testamentu. To dlatego tw�j wuj i ciotka s� tu dzi� z nami. Chauncey wpatrywa�a si� w niego, wiedz�c, co za chwil� si� wydarzy. Mimo to zapyta�a: - Co chcesz przez to powiedzie�, wujku? Pan Montgomery zdj�� okulary i zacz�� polerowa� Szk�a o mankiet koszuli. - Chc� powiedzie�, �e nie przewidzia�, i� b� dziesz potrzebowa�a kogo� w rodzaju opiekuna prawnego, dop�ki nie uko�czysz dwudziestu jeden lat. Oczywi�cie, spodziewa� si�, �e kiedy umrze, ty ju� od dawna b�dziesz �on� sir Guya Danforda. A skoro sam nie wyznaczy� opiekuna, twoja ciotka i wuj, jedyni �yj�cy krewni, b�d� musieli podj�� si� tej roli.' - A zatem - stwierdzi�a ciotka z niesmakiem - mam przyj�� dziewczyn� pod sw�j dach, �ywi� j� i ubiera�, i to bez nadziei na jak�kolwiek re kompensat�! - C�, moja droga, biedna Elizabeth nie odpowia da przecie� za to, �e jej ojcu zabrak�o... - zacz�� wuj Alfred, kt�remu ,,biedna Elizabeth" natychmiast przerwa�a. 9 - Ale� ja sko�cz� dwadzie�cia jeden lat ju� za p� roku, wujku! Nie potrzebuj� opiekuna, aby za rz�dza� moim maj�tkiem. Zreszt�, czym tu zarz� dza�? A nawet, gdyby by�o, czy s�dzisz, �e chcia�a bym, aby moja chciwa ciotka sprawowa�a nad tym kontrol�? - Takie jest prawo, moja droga - powiedzia� Paul Montgomery. - Lecz, oczywi�cie, istnieje alternaty wa, czy� nie? Chauncey spu�ci�a g�ow� i pomy�la�a o Guyu Danfordzie. Jej narzeczony rozpaczliwie potrzebowa� pieni�dzy, kt�re mia�a mu wnie�� w posagu. Lecz �adnych pieni�dzy nie by�o. - Nie, wujku - odpar�a cicho, lecz w miar� wypo wiadanych zda� jej g�os nabiera� pewno�ci - nie ma alternatywy. Wsta�a i strz�sn�a czarn� we�nian� sp�dnic�. - Je�li to ju� wszystko, wujku, to pozw�l, �e si� oddal� i wydam polecenia s�u�bie. Ciotko Au gusto, wuju Alfredzie - czy zostaniecie w Jameson Hall na noc? Ciotka tylko skin�a g�ow� i Chauncey ruszy�a w kierunku drzwi biblioteki, zastanawiaj�c si�, czy Augusta pomy�la�a w ko�cu o bracie i czy �a�uje swych szorstkich s��w. Zamkn�a cicho drzwi, zza kt�rych dobieg�o j� pe�ne furii: - To �mieszne, �e musimy wzi�� dziewczyn�! To niemal stara panna! Z pewno�ci� �aden d�entelmen nie zechce si� z tak� o�eni�! I co mamy z ni� zrobi�, panie Montgomery? Chauncey nie czeka�a, aby us�ysze� odpowied�. To by by�o wszystko, je�li chodzi o ciotk� i jej ewentualny moment skruchy. - Panno Chauncey? - Tak, Convers? 10 Prze�kn�a zdradzieckie �zy i przybrawszy oboj�t ny wyraz twarzy, odwr�ci�a si�, by spojrze� na ka merdynera Fitz-Hugh�w. - U kobiety drobne przejawy emocji s� uwa�ane za jak najbardziej do przyj�cia - powiedzia�by jej ojciec. Niemal widzia�a, jak wzrusza ramionami, u�miechaj�c si� k�tem ust. - Jednak w ten spos�b pozwalasz innym, by poznali twoje uczucia. A to nie zawsze jest po��dane, prawda? - Sir Guy jest tutaj. Chce si� z pani� zobaczy�. Widz�c, �e si� zawaha�a, spyta� mi�kko: - Czy mam mu powiedzie�, �e pani dzi� nie przyjmuje? - Nie, Convers, zobacz� si� z nim. Jest w B��kit nym Salonie? - Tak, panienko. Dobrze si� pani czuje? - Oczywi�cie, przynie�, prosz�, co� do picia. Nie, zaczekaj, to nie b�dzie konieczne. Nim wesz�a do B��kitnego Salonu, zatrzyma�a si� na chwil� przed oprawnym w srebro lustrem. Blada twarz, kt�ra spojrza�a na ni� z lustrzanej tafli, nie przypomina�a zbytnio zawsze roze�mianej, beztroskiej Chauncey Jameson Fitz-Hugh. Za ni� znajdowa�a si� wielka sala, sk�d olbrzymie, podw�jne d�bowe drzwi prowadzi�y do wy�o�onego marmurem przedsionka. Przez chwil� wpatrywa�a si� w lustrzane odbicie wspania�ego wysokiego sufitu, zdobionego rytym geometrycznym deseniem z herbami rodu, i na kamienn� pod�og�, pokryt� tureckim dywanem o jaskrawych barwach. Ci�kie mahoniowe meble, kt�rych ciemnoczerwony kolor zamieni� si� z czasem w br�z, poustawiano zgodnie z ich przeznaczeniem. Wisz�ca na �cianach �redniowie czna bro� - lance, �uki i he�my - by�a nietkni�ta przez kurz, jako �e s�u�ba Fitz-Hugh�w stanowi�a bardzo zdyscyplinowan� oraz sumienn� dru�yn�. 11 Zamkn�a na chwil� oczy, wspominaj�c ma�� dzie wczynk�, kt�ra pojedynkowa�a si� na niby z wy polerowan� na wysoki po�ysk zbroj�, stoj�c� dumnie w k�cie sali. Jameson Hall, w�asno�� i dom rodzinny trzech pokole� Fitz-Hugh�w mia� oto przej�� w obce r�ce. �adnych wi�cej pojedynk�w z nieznanym, da wno zmar�ym rycerzem. Koniec z taplaniem si� w leniwie p�yn�cej rzece Wey, tocz�cej swe wody na wsch�d od Jameson Hall, bo to nie przystoi m�odej damie. Nie b�dzie ju� mi�ych pogaduszek z ojcem przed masywnym kominkiem, kiedy to siada�a na pod �odze, podwijaj�c pod siebie sp�dnice. Rzadko za jmowa�a miejsce w ma�ym fotelu, kt�ry nale�a� kiedy� do jej matki, pi�knej Isobel. Czu�a, �e w g��bi serca ojciec nadal uwa�a go za w�asno�� zmar�ej �ony. Poczu�a, jak jej cia�o przenika dreszcz. Bogu niech b�d� dzi�ki, pomy�la�a, �e oszcz�dzono ci tego, oj cze. Wcisn�a niepos�uszne pasmo wij�cych si� w�o s�w w upi�ty z ty�u g�owy, skromny kok, wypro stowa�a ramiona i wesz�a do salonu. - Elizabeth! St�umi�a niezadowolenie. Guy nie potrafi� si� zmu si�, aby nazywa� j� Chauncey. Widocznie u�ywanie tego zdrobnienia, nadanego jej w dzieci�stwie przez irlandzk� niani�, wydawa�o mu si� pospolite. A tak�e �wiadcz�ce o braku poczucia w�asnej warto�ci. Jed nak tatu� kocha� to imi�. W jego ustach brzmia�o zawsze tak mi�kko, �e by�o niczym pieszczota. ' ,,Chauncey, kochanie" droczy� si� z ni�, wymawiaj�c s�owa z irlandzkim akcentem, ,,co ty, u licha, wy prawiasz, przesuwaj�c skoczka na to pole. Czy�by� by�a anio�em, �e tak �atwo pozwalasz mi z sob� wygra�?". 12 - Cze��, Guy - powiedzia�a, wchodz�c do pokoju. - Mi�o z twojej strony, �e przyszed�e�. Pozwoli�a mu uj�� swoje d�onie i u�ciskiem od powiedzia�a na u�cisk. - To oczywiste, �e przyszed�em, kochanie - od par� uprzejmie. Jaka ona blada, pomy�la�, spogl�daj�c na niebies kawe cienie pod jak�e wyrazistymi oczami dziew czyny. Czarna suknia nie pasowa�a do niej, podkre� laj�c blado�� �ci�gni�tych zmartwieniem rys�w. Cho� nie cieszy�a go zbytnio perspektywa nadcho dz�cych miesi�cy �a�oby, wype�ni sw�j obowi�zek, pozostaj�c cierpliwym i wyrozumia�ym. Chauncey uwolni�a d�onie i skierowa�a si� ku odleg �emu k�towi salonu, gdzie stan�a obok marmurowego w�oskiego kominka, dumy jej zmar�ej babki. Spojrza�a na Guya spod opuszczonych rz�s. Ciekawe, dlaczego w og�le chcia�am go po�lubi�, pomy�la�a nagle. Oczy wi�cie, by� przystojny na sw�j spokojny, ascetyczny spos�b. Jego w�ska, poci�g�a twarz podoba�a jej si� kiedy�, poniewa� s�dzi�a, i� odzwierciedla szczery, cho� nieco skomplikowany charakter. Lecz teraz patrzy�a na tego m�czyzn� nowymi oczami. Przecie� to pedant i zarozumialec, pomy�la�a, ju� w wieku dwudziestu o�miu lat nad�ty i sztywny w pogl�dach i zachowaniu. No i jeszcze ta jego niewiarygodnie ograniczona matka. Dlaczego nie widzia�am go takim wcze�niej? Czy by�am tak skoncentrowana na sobie i �lepa, �e nie postrzega�am ludzi takimi, jakimi naprawd� s�? Dlacze go ojciec nie pozna� si� na Guyu? On z pewno�ci� nie powinien by� by� tak za�lepiony jak ja. - Prosz�, przyjmij moje kondolencje, Elizabeth. Matka tak�e przesy�a wyrazy wsp�czucia. - Oczywi�cie - mrukn�a Chauncey. - Dzi�kuj�, Guy. 13 - Matka martwi si� o ciebie, kochanie. Oczywi�cie, zdaje sobie spraw�, �e nie b�dziemy mogli si� pobra�, nim minie rok �a�oby, i zastanawia si�, co zamierzasz. Wspomnia�em jej, �e z pewno�ci� ch�tnie pozosta�aby� w Jameson Hall, lecz ona nie uwa�a tego za w�a�ciwe. Musia�aby� przynajmniej mie� przyzwoitk�. Zasugero wa�a wi�c, by� zamieszka�a u ciotki i wuja w Londynie. - Tak - powiedzia�a Chauncey - wszystko wska zuje na to, �e b�d� musia�a z nimi zamieszka�. - Oczywi�cie, droga Elizabeth, wezm� na sie bie obowi�zek rozm�wienia si� z twoim doradc� prawnym i zaopiekuj� si� Jameson Hall do chwili, kiedy b�dziemy mogli w nim zamieszka�. - To nie b�dzie konieczne, Guy. Spojrza�a mu prosto w oczy i nagle u�wiadomi�a sobie, �e Guy najwyra�niej wcale nie przej�� si� �mierci� jej ojca. Przeciwnie, �wiadomo��, �e wkr�t ce wszystko b�dzie nale�a�o do niego, sprawi�a mu ulg�. Doprawdy, czy musi ju� teraz spogl�da� na wyposa�enie salonu chciwym okiem przysz�ego w�a �ciciela? Mia�a ochot� si� roze�mia�, lecz zamiast tego powiedzia�a z wolna i bardzo wyra�nie: - Jameson Hall wkr�tce zostanie sprzedane. - Ja... nie rozumiem, Elizabeth - wykrztusi� sir Guy, �ci�gaj�c ciemne brwi. Bo�e, chyba nie postrada�a zmys��w, kiedy sie dzia�a bezczynnie przez dwa dni, pogr��ona w pe� nym rozpaczy milczeniu. No c�, histeria by�aby z pewno�ci� jeszcze gorsza, pomy�la�. Lecz nie, Eli zabeth nigdy nie wprawi�aby go w zak�opotanie, demonstruj�c swoje uczucia. - Z pewno�ci� jeste� zdenerwowana, kochanie - powiedzia� z niepozbawionym wy�szo�ci wsp� czuciem. - Dyskusje z prawnikiem mo�esz pozo stawi� mnie. 14 - Pos�uchaj, Guy - oznajmi�a, �ci�gaj�c z palca zar�czynowy pier�cionek - nie ma �adnych pieni� dzy. M�j ojciec nie zostawi� mi niczego. Jameson Hall musi zosta� sprzedane, by pokry� roszczenia wierzycieli. Jak ju� powiedzia�am, nie mam innego wyboru, jak tylko zamieszka� z wujem i ciotk�, dop�ki nie uko�cz� dwudziestu jeden lat. - Nie ma pieni�dzy - powt�rzy� t�po. - Ale� to niemo�liwe! Mia�a ochot� si� u�miechn��, poniewa� w jego g�osie nietrudno by�o doszuka� si� tego, co ju� s�y sza�a wcze�niej z ust ciotki Augusty: zdumienia, oburzenia i pot�pienia. Przecie� nie m�g� by� a� tak nieudolny! - No c�, to wszystko prawda, Guy. Oto tw�j pier�cionek. Zwalniam ci� z przyrzeczenia. To dziwne, lecz zwrot delikatnego pier�cionka z szafirem by� niczym zrzucenie z ramion wielkiego ci�aru. Musia�am by� szalona i nie my�le� jasno, skoro zgodzi�am si� po�lubi� tego m�czyzn�. Tak jak si� spodziewa�a, Guy przyj�� pier�cionek. Nie oczekiwa�a, �e b�dzie si� z ni� k��ci�, b�agaj�c i zapewniaj�c, �e kocha. Obserwowa�a, jak wyraz zaskoczenia znika powoli z jego twarzy. Poszukiwa� uprzejmych s��w, kt�rymi m�g�by j� po�egna�. - To nie do wiary - powiedzia� w ko�cu, czuj�c, jak wzbiera w nim gniew, wywo�any tym nag�ym odwr�ceniem si� fortuny. Do diab�a z sir Alecem! - Wiesz, �e zale�y mi na tobie, lecz... - Rozumiem, Guy - przerwa�a mu. - Prosz�, po dzi�kuj ode mnie matce za trosk�. A teraz pozw�l, �e ci� po�egnam. Jest wiele spraw, kt�rymi musz� si� zaj��. Do widzenia. Covers ci� odprowadzi. Nie powiedziawszy ani s�owa wi�cej, wysz�a z sa lonu, nie ogl�daj�c si� za siebie. 15 ROZDZIA� Londyn, 1852 1 Wpatrywa�a si� w drzwi sypialni zw�onymi z gnie wu oczami. Klamka powoli ust�powa�a pod naciskiem, dop�ki nie zatrzyma� jej mechanizm zamka. Chauncey wyda�o si�, �e s�yszy st�umione przekle�stwo, a potem odg�os oddalaj�cych si� krok�w w korytarzu. Zerwa�a si� na r�wne nogi, wygra�aj�c pi�ci� w kierunku zamkni�tych drzwi. Ten wstr�tny Owen! Jak ta ropucha mog�a s�dzi�, �e ona nie uzna go za zdecydowanie odra�aj�cego? Westchn�a, podesz�a z powrotem do okna i przy cisn�a policzek do ch�odnej szyby. Dzie� by� pas kudny, mglisty i ledwie mog�a dostrzec sylwetki przechodz�cych ulic� ludzi. Jak�e nienawidzi�a Lon dynu! Jak bardzo nie lubi�a mieszka� z wujem i ciot k�! Ciotka sprzeda�a nawet jej klacz, Imbir, a potem nie pozwoli�a bratanicy dosiada� �adnego z koni z w�asnej stajni. - Jeste� w �a�obie, Elizabeth - powiedzia�a tym swoim szorstkim g�osem - i b�dziesz zachowywa�a si�, jak przystoi damie. Dama, te� mi co�! Podczas tych pi�ciu miesi�cy, jakie sp�dzi�a w domu ciotki, by�a raczej wo�em roboczym i popychad�em. Traktowano j� jak typow� ubog� krewn�, zmuszan� wykonywa� polecenia cio tki i znosi� paplanin� trzech jej ha�a�liwych c�rek. O unikaniu wspominaj�c. niewybrednych zalot�w Owena nie - Doprawdy, Lizzie - j�cza�a czternastoletnia ku zynka Janin� w pokoju do nauki, na drugim pi�trze - te lekcje historii to jedna wielka bzdura. Po co 16 dziewczynie wiedza na temat Gibraltaru? Jeste� tylko g�upi� star� pann�! A Owen, stoj�cy w otwartych drzwiach, doda� kpi�co: - No c�, siostrzyczko, biedna Elizabeth musi czym� si� zaj��, prawda? Skoro nie ma twoich mo� liwo�ci... - Tak - pulchna, jedenastoletnia Alice o pisk liwym g�osie a� si� wzdrygn�a - ona jest tylko g�upi� star� pann�! Co si� ze mn� stanie, gdy sko�cz� dwadzie�cia jeden lat? To pytanie powraca�o nieustannie, od kiedy szok i rozpacz po �mierci ojca nieco zel�a�y. Chauncey przygryz�a doln� warg�. By�a wykszta�cona, przynaj mniej jak na Angli� i swoje �rodowisko, lecz my�l o zostaniu guwernantk� napawa�a j� odraz�. Nie znosi�a tego. Czy wszystkie dziewcz�ta by�y takie jak jej kuzynki? Niezainteresowane niczym poza sentymentalnymi mi�osnymi piosenkami? Nie chcia�a te� by� lekcewa�ona ani nara�ona na niepo��dane zaloty ze strony m�czyzn takich jak Owen. Jej dwudziestotrzyletni kuzyn, r�wnie chudy, jak jego ojciec by� pulchny, mia� szpiczast� brod� i taksuj�ce, nieszczere spojrzenie. Chauncey bardzo si� zdziwi�a, kiedy tydzie� wcze�niej zatrzyma� j� na schodach. - Jak przyjemnie jest mie� ci� tutaj, droga kuzyn ko - powiedzia�, dotykaj�c jej policzka. Chauncey nie wiedzia�a, co to strach. Co pr�dzej odwr�ci�a twarz. - Doprawdy, Owenie - odpar�a ostro - przyjem no�� nie ma tu nic do rzeczy. Musz� z wami miesz ka�. To wszystko. - Ale� Elizabeth - zaoponowa�, obrzucaj�c j� charakterystycznym spokrzeniem, kt�re sprawia�o, �e 17 poczu�a si� naga, odziana jedynie w swoje zdumie nie. - Nie doceniasz swoich... wdzi�k�w, cho� mnie wydaj� si� bardzo inspiruj�ce. Wkr�tce uko�czysz dwadzie�cia jeden lat, wiesz o tym. I co wtedy zrobisz? Widz�, �e ta sprawa ci� martwi. By� mo�e, gdyby� zdecydowa�a si� by� dla mnie mi�a... Spostrzeg�, �e si� cofn�a, a w jej oczach zab�ysn�� gniew. Dziwny, jakby mahoniowy kolor tych oczu ogromnie go fascynowa�. - Tak, po prostu b�d� dla mnie mi�a, Elizabeth. Mog� da� ci r�ne rzeczy, nauczy� ci� tego czy owego. Nie wierz�, �e uda ci si� znale�� odpowied niego m�a. Ale kto powiedzia�, �e musisz go mie�? Posiadanie m�a nie zawsze jest konieczne. Jak bardzo Owen r�ni si� od Guya! - pomy�la�a - A mo�e by� po prostu bardziej szczery. - Jeste� moim kuzynem, Owenie - powiedzia�a spokojnie - niczym wi�cej. I nie �ycz� sobie, aby� w ten spos�b ze mn� rozmawia�. Ale� ona jest �liczna, my�la� Owen, niezra�ony jej ch�odem. Jak na jego gust, by�a mo�e nieco zbyt szczup�a, lecz nawet obcis�y gorset nie m�g� ukry� bujno�ci jej piersi. Wyobrazi� sobie, jak smuk�e nogi dziewczyny zaplataj� si� wok� jego bioder, i poczu� przyp�yw po��dania. Lecz to jej oczy najbardziej go poci�ga�y. W ich g��bi dostrzega� bowiem ukryty p�omie� nami�tno �ci. Teraz jednak, roz�wietlone gniewem, zdawa�y si� z�ote niczym bursztyn. - Dumna z ciebie sztuka, co, kuzyneczko? - roze �mia� si� szorstko. - A nie masz do tego powod�w. Nie mieszkasz ju� w wielkim domu pe�nym s�u�by, gotowej zaspokoi� ka�dy tw�j kaprys. A kochaj�cy tatu� nie kupi ci pi�knych stroj�w. Jedyne, co mo �esz zrobi�, to poszuka� sobie... protektora. 18 Chauncey parskn�a �miechem. Nie potrafi�a si� powstrzyma�. - A ty, jak rozumiem, chcia�by� zg�osi� swoj� kandydatur�? Twarz Owena poblad�a z gniewu, a oczy zw�zi�y si�. - Zostaw mnie w spokoju, kuzynie, s�yszysz? I trzymaj si� z daleka od pokoju do nauki. - Zapewne szybko zmienisz zdanie - powiedzia� cicho, po czym obj�� j� i przycisn�� do siebie tak szybko, �e nie zd��y�a zaprotestowa�. Jego d�onie sun�y po ciele dziewczyny w kierunku piersi. Teraz Chauncey ju� wcale nie by�o do �miechu. Na szcz� cie przypomnia�a sobie, co zwyk�a mawia� jej stara niania: - Udawaj martw�, kochanie, a potem spraw mu b�l, kt�ry niepr�dko b�dzie w stanie zapomnie�! Zwiotcza�a w jego ramionach, on za�, podbudowa ny brakiem oporu, rozlu�ni� u�cisk i pochyli� twarz, aby poszuka� jej warg. I wtedy Chauncey, nie my� l�c o konsekwencjach, b�yskawicznie unios�a kolano najwy�ej, jak mog�a. Owen krzykn�� z b�lu, chwyta j�c si� za krocze. - Ty suko! - wrzasn��. - Zap�acisz mi za to! - W�tpi�, �a�osna ropucho - odpali�a ostro. - Zo baczymy, co powie twoja matka! I, przepe�niona s�usznym gniewem, po�pieszy�a do pokoju ciotki. - O czym ty m�wisz, panienko? - przerwa�a jej bezceremonialnie ciotka. Wsta�a od toaletki i od stawi�a na blat s�oiczek pomady. - M�wi� o Owenie, ciotko. Zachowa� si� ze wszech miar niew�a�ciwie. Kobieta zmierzy�a j� spojrzeniem i zacisn�a usta. - Doprawdy, Elizabeth, takie opowie�ci po prostu ci nie przystoj�. Wiem, co ci chodzi po g�owie, ale 19 nic z tego. Lepiej przesta� flirtowa� z moim synem. I tak si� z tob� nie o�eni. Chauncey spojrza�a na ciotk� z niedowierzaniem. - Naprawd� s�dzisz, �e sobie to wymy�li�am? I �e staram si� z�apa� Owena na m�a? Pr�dzej wysz�a bym za z�odziejaszka z nabrze�a! P�niej Owen nie raz pr�bowa� przy�apa� j� sa m�, lecz Chauncey nie by�a g�upia. Wydawa�o si� jej, �e to nieustanne skradanie si�, ta denerwuj�ca zabawa w kotka i myszk�, sprawiaj� mu przyjem no��. Na szcz�cie drzwi jej sypialni posiada�y soli dny zamek. Co si� ze mn� stanie, - my�la�a nieustannie - kie dy za miesi�c sko�cz� dwadzie�cia jeden lat? Chauncey, z uniesion� d�oni�, sta�a przed drzwia mi sypialni ciotki i zastanawia�a si�, czy zapuka�. Jej dwudzieste pierwsze urodziny zbli�a�y si� nieuchron nie i musia�a porozmawia� o swojej przysz�o�ci. Z pewno�ci� siostra jej ojca cho� troch� zatroszczy si� o bratanic�! Uniesiona d�o� Chauncey znieruchomia�a, bo zza drzwi dobieg� g�os ciotki, wymawiaj�cej s�owa ze z�o�liw� wr�cz wyrazisto�ci�: - Dziewczyna nie potrafi przystosowa� si� do sy tuacji. Sp�jrz tylko, co dla niej zrobili�my, Alfredzie, a ona nadal zachowuje si� niczym dumna dziedzicz ka! I te k�amstwa na temat drogiego Owena! Biedny ch�opiec by� zaszokowany, zapewniam ci�! - Doprawdy? - Ale� tak! Poza tym dziewcz�ta nie s� w stanie niczego si� od niej nauczy�. Biedna Janin� skar�y�a mi si�, �e Elizabeth mia�a czelno�� skarci� j� za to, �e nie uwa�a podczas lekcji matematyki. Matematy ki, na mi�o�� bosk�! Musz� po�o�y� temu kres. Szko20 da, �e nie uda�o jej si� po�lubi� sir Guya, lecz pewnie narzeczony porzuci� j�, kiedy dowiedzia� si�, jak sprawy stoj�. - Nie, Elizabeth sama zwolni�a go z danego s�o wa. - To ona tak twierdzi - powiedzia�a ciotka drwi� co. - No c�, post�pi�a niem�drze. Oczywi�cie, je�li to prawda. Elizabeth jest zupe�nie taka, jak jej matka. Dumna, marzycielska i zupe�nie pozbawiona rozs�d ku. Ty te� m�g�by� przesta� mie� tak� rozmarzon� min�, Alfredzie. Tak, wiem, �e smali�e� cholewki do drogiej, s�odkiej Isobel. Chauncey zamar�a. Wuj Alfred i jej matka? Pods�uchujesz, moja droga, zgani�a sam� siebie. Jednak, cho� chcia�a odej��, jej nogi po prostu wros �y w pod�og�. Us�ysza�a, �e wuj wzdycha ci�ko: - Isobel nie �yje, Gussie. Owszem, podziwia�em j�, podobnie jak wi�kszo�� ludzi. - Ha! Da�a Alecowi tylko jedn� bezwarto�ciow� c�rk�, a potem traktowa�a j� jak ksi�niczk�, dop�ki nie umar�a w po�ogu, rodz�c nast�pn�. Gdyby Isobel wnios�a w posagu do�� pieni�dzy, by� mo�e dzi� Jameson Hall nale�a�oby do nas! - I tak odziedziczy�aby je Elizabeth, nie my. - Gdybym by�a starszym bratem Aleca, nie jego siostr�, to mnie dosta�aby si� posiad�o��! B�g wie, �e nie poczyni�e� nazbyt szcz�liwych inwestycji, Alf redzie, a mamy przecie� trzy c�rki, dla kt�rych musimy znale�� m��w. - Przynajmniej zyska�a� dla nich darmow� guwer nantk�, kochanie - powiedzia� spokojnie Alfred. - To z pewno�ci� zaoszcz�dzi ci wydatk�w. A co do moich inwestycji, to wiesz doskonale, �e Owen wy daje ca�� sw�, niema�� przecie�, pensj�, a nie zarabia ani grosza. 21 - Owen jest d�entelmenem - powiedzia�a Augusta gniewnie. - I wkr�tce bogato si� o�eni, ju� ja tego dopilnuj�. A co do tej hardej kuzyneczki, to z pew no�ci� nie zadziera�aby tak nosa, gdyby zna�a ca�� prawd� o swoim drogim ojcu. Prawd�? Jak� zn�w prawd�? Daj spok�j, cey, i lepiej st�d odejd�. Chaun- Nie poruszy�a si� jednak. Wuj te� pewnie siedzi ju� jak na szpilkach, pomy�la�a. - Przesta�, Augusto. Dziewczyna zarabia na swo je utrzymanie. - Widz�, �e chcesz j� chroni�, i nawet wiem dlaczego. Poniewa� jest c�rk� Isobel! No c�, je�li jeszcze raz przyjdzie do mnie i zacznie opowiada� mi niestworzone historie na temat Owena, nie b�d� kry�a, �e jej drogi ojciec odebra� sobie �ycie, ot co! Zaszokowana Chauncey przez d�u�sz� chwil� wpatrywa�a si� w drzwi niewidz�cym spojrzeniem. Jej drogi ojciec odebra� sobie �ycie... - Nie! - j�kn�a g�ucho, zginaj�c si� wp�. B�l by� tak silny, i� wydawa�o si� jej, �e za chwil� umrze. - Nie! Mary, jedyna s�u��ca w Heath House, kt�ra trakto wa�a Chauncey uprzejmie, znalaz�a j� skulon� na stopniach schod�w prowadz�cych na pi�tro dla s�u�by. - Panienko - powiedzia�a cicho, dotykaj�c leciut ko ramienia Chauncey. - Dobrze si� panienka czuje? Chauncey spojrza�a na Mary, oszo�omiona. - On nie m�g� tego zrobi� - szepn�a. - Nie, oczywi�cie, �e nie - zapewni�a j� Mary, nie maj�c poj�cia, o co w�a�ciwie chodzi. Dostrzeg�a jednak rozpacz w oczach m�odej damy i �a�owa�a bardzo, �e nie potrafi jako� ul�y� jej w b�lu. Z pewno�ci� to ostry j�zyk pani doprowadzi� to biedne stworzenie do takiego stanu. Niech piek�o poch�onie tego starego babsztyla! 22 - Och, Mary! - wykrztusi�a Chauncey. �zy trys n�y jej z oczu i rozszlocha�a si�, wtulona w obfity biust s�u��cej. Chauncey unios�a wy�ej brod� i przy�pieszy�a kro ku. Nie mia�a pieni�dzy, a spacer z placu Bedford do biura wuja Paula na Fleet Street okaza� si� d�ugi i m�cz�cy. Na domiar z�ego dziewczyna mia�a na sobie ci�ki czarny kapelusz z woalk�, co mia�o uchroni� j� przed zaczepkami m�czyzn, przekona nych, �e kobieta id�ca samotnie ulic� z pewno�ci� wyruszy�a w oczekiwaniu przygody. Woalka utrud nia�a oddychanie. Kiedy znalaz�a si� wreszcie na miejscu, by�a spocona i brakowa�o jej tchu. Przez chwil� nie potrafi�a si� zmusi� do wej�cia po niskich stopniach prowadz�cych do drzwi wej�ciowych. Nie b�d� tch�rzem, Chauncey. Ciotka Augusta to pod�a stara wied�ma. Na pewno k�ama�a, lecz wujek Paul powie prawd�. Kilku ubranych na czarno urz�dnik�w siedzia�o na wysokich sto�kach, pochylaj�c g�owy i pracowicie skrobi�c pi�rami. Chauncey chrz�kn�a. - Przepraszam bardzo - powiedzia�a, zwracaj�c si� do m�odego urz�dnika. - Chcia�abym zobaczy� si� z panem Montgomerym. Nazywam si� Elizabeth Fitz-Hugh. - Jest pani um�wiona? - zapyta� m�odzieniec. - Prosz� powiadomi� go, �e tu jestem - odpowie dzia�a stanowczo, unosz�c woalk�. M�odzieniec przyjrza� si� jej z uznaniem. - Prosz� spocz��, panienko. Zobacz�, czy jest wolny. Paul Montgomery niemal natychmiast wy�oni� si� ze swego biura. - Chauncey! Co za przyjemna niespodzianka! Ale� wejd�, prosz�, wejd�! 23 Chauncey u�miechn�a si� do niego i by� to jej pierwszy szczery u�miech od �mierci ojca. - Doceniam to, �e tracisz czas, by si� ze mn� zobaczy�, wujku. - Nonsens, kochanie! - Zaprowadzi� j� do swego biura i usadowi� na krze�le stoj�cym przed masywnym d�bowym biurkiem. - A teraz powiedz, co mog� dla ciebie zrobi�. Lecz Chauncey milcza�a. - �licznie wygl�dasz - powiedzia� w ko�cu Paul, kiedy milczenie przeci�ga�o si�. - Mam nadziej�, �e jest ci dobrze u ciotki i wuja? B�agam, niech ona powie ,,tak", modli� si� w du chu, formu�uj�c w my�li s�owa, kt�re pragn�� us�ysze�. - Wujku Paulu, czy m�j ojciec odebra� sobie �ycie? S�owa, bezlitosne i nieub�agane, zawis�y w po wietrzu pomi�dzy nimi. Chauncey zauwa�y�a, �e wuj zesztywnia�. Powoli zdj�� okulary i zacz�� czy�ci� je mankie tem koszuli, jak mia� w zwyczaju. - Sk�d ci to przysz�o do g�owy, moja droga? - A zatem to prawda - powiedzia�a. - Prosz�, wujku, nie ok�amuj mnie. Ja... pods�ucha�am jak ciotka rozmawia�a o tym z wujem. - G�upia kobieta! - wymrucza� Paul Mongomery. Przez chwil� bada� spojrzeniem poblad�� twarz dzie wczyny, a potem podj�� decyzj�. - Przykro mi, moja droga. Nie by�o powodu, aby� musia�a si� o tym dowiedzie�. Nie mia�em poj�cia, �e twoja ciotka... Lecz teraz to i tak nie ma znaczenia, prawda? - Dla mnie ma. Poczu�a sp�ywaj�c� pomi�dzy piersiami stru�k� potu. 24 - Mia� chrze�cija�ski pogrzeb - powiedzia�a g�u cho. - Nikt nie pisn�� ani s��wka. Nawet doktor Ramsay. - No c�, ja z pewno�ci� nie mia�em zamiaru wspomina� pastorowi, �e �mier� twego ojca by�a czym� wi�cej ni� tylko nieszcz�liwym wypadkiem! Bo i, prawd� m�wi�c, tym w�a�nie by�a. Doktor Ramsay zgodzi� si� ze mn�. Przedawkowanie lau danum... - Ale dlaczego, wujku Paulu? Dlaczego on to zrobi�? Paul Montgomery przeni�s� wzrok na sw�j wydat ny brzuch, okryty wykrochmalon� kamizelk�. - Modli�em si�, bym nigdy nie musia� ci o tym powiedzie�, Chauncey. - Nie mog� uwierzy�, �e zabi� si� z powodu kilku nieudanych inwestycji! - Nie chodzi�o wy��cznie o to. To dosy� zagmat wana historia, moja droga. Umilk� na chwil�, jakby zbieraj�c my�li. Spo strzeg� wyraz determinacji, maluj�cy si� na twarzy dziewczyny, i powiedzia� spokojnie: - No c�, Chauncey, skoro ju� musisz wiedzie�... Ot� latem 1851 roku tw�j ojciec pozna� w Londynie pewnego Amerykanina, niejakiego Delaneya Saxtona. Saxton przyjecha� do Anglii szuka� inwestor�w. I chocia� wydawa� si� dosy� zamo�ny - podobno zarobi� na wydobyciu z�ota - twierdzi�, �e pragnie pomno�y� sw�j maj�tek. Dobi� interesu z twoim ojcem, kt�ry upar� si�, aby�my wraz z angielskim doradc� prawnym Saxtona, Danielem Boyntonem, zaaran�owali transfer dwudziestu tysi�cy funt�w na konto pana Saxtona. Powinienem by� si� domy�li�, �e tw�j ojciec zastawi� wszystko, by zdoby� t� sum�, lecz jako� usz�o to mojej uwagi. Boynton 25 i ja podpisali�my dokumenty, kt�re mia�y zabez pieczy� inwestycje twego ojca. Ot�, gdyby ko palnia kwarcu - pewny interes, wed�ug Saxtona - nie przynios�a takiego dochodu, jaki obiecywa�, zgodzi� si� on podpisa� dokument, w kt�rym prze kazywa� twemu ojcu cz�� praw w�asno�ci do �wie tnie prosperuj�cej, czynnej kopalni z�ota. Saxton przedstawi� dow�d, i� kopalnia rzeczywi�cie przy nosi doch�d. W kilka miesi�cy p�niej opu�ci� Angli� i wszelki �lad po nim zagin��. Tw�j ojciec zacz�� popada� w rozpacz. Wreszcie, mniej wi�cej na dwa miesi�ce przed jego �mierci�, doradca Saxtona poinformowa� mnie, i� pan Saxton przys�a� mu list, w kt�rym donosi�, �e interes z kopalni� kwarcu okaza� si� absolutnym niewypa�em. Od m�wi� te� honorowania umowy. Tw�j ojciec przyj�� to bardzo �le. - Ale� to nie do wiary, wujku, po prostu nie do wiary! - Nie tak zupe�nie, moja droga. Przyznam, �e od pocz�tku by�em mocno sceptyczny, je�li chodzi o ten interes, ale tw�j ojciec... - Wzruszy� ramionami. - Zapewnia� mnie, �e ten Saxton ma w Londynie wp�ywowych przyjaci�. Ufa� mu. - A kim s� ci jego wp�ywowi przyjaciele? - Nie powiedzia�. Z jakiego� tajemniczego powo du wola� zatrzyma� to dla siebie. I cho� zdeklarowa �em si�, �e nadam sprawie dalszy bieg, on si� upar�, �e za�atwi wszystko sam. - Najwidoczniej odm�wili udzielenia mu pomocy. A co z tym doradc� Saxtona, Boyntonem? Z pewno� ci� musia� o wszystkim wiedzie�! - I zn�w, moja droga, nie potrafi� ci na to od powiedzie�. Widzisz, biedny Boynton zmar� na apop leksj� kilka tygodni przed �mierci� twojego ojca. 26 Chauncey wpatrywa�a si� w niego bez s�owa. Gdybym by�a synem, nie c�rk�, my�la�a, z pewno� ci� ojciec pozwoli�by mi sobie pom�c. - Z tego, co us�ysza�am, jasno wynika, �e nie bardzo wierzysz, i� ta kopalnia kwarcu kiedykolwiek istnia�a - powiedzia�a. - Wszystko mo�liwe, Chauncey. Obawiam si�, �e nigdy nie poznamy prawdy. - A co na to prawo? Czy nic ju� nie da si� zrobi�? - zapyta�a dr��cym g�osem. - Droga Chauncey, Delaney Saxton mieszka w San Francisco, mie�cie po�o�onym w Kalifornii. To wiele tysi�cy mil st�d. Uwierz mi, kiedy tw�j ojciec wyzna�, �e straci wszystko, je�eli Saxton nie wywi��e si� z umowy, powiadomi�em o ca�ej spra wie zaprzyja�nionego bankiera z Nowego Jorku. Przeprowadzi� dochodzenie, ale niczego nie odkry�, a kontynuowanie bada� kosztowa�oby zbyt wiele pieni�dzy. Ani tw�j ojciec, ani ja nie posiadali�my takiej sumy. Bo, widzisz, nic nie zosta�o. Chauncey zamkn�a na chwil� oczy. Dlaczego oj ciec jej si� nie zwierzy�? Czy nie zdawa� sobie sprawy, �e zrobi�aby dla niego wszystko? Zamiast tego odebra� sobie �ycie z powodu pieni�dzy... i po zostawi� j� sam�, na �asce ciotki. Poczu�a, jak na my�l o jego tch�rzliwym zachowaniu ogarnia j� gniew. Czym pr�dzej zdusi�a go w sobie. Z pewno� ci� ojciec nie my�la� jasno. No i spodziewa� si�, �e ona jednak zostanie �on� Guya Danforda. - Pieni�dzy jak nie by�o, tak nie ma. Ani grosza! A temu kanciarzowi, temu wstr�tnemu �ajdakowi ujdzie to na sucho! - Chauncey, kochanie, jeste� przem�czona i wytr� cona z r�wnowagi. Musisz si� uspokoi�. Co ze mnie za bezmy�lny g�upiec, �e ci o wszystkim opowiedzia�em! 27 Chauncey zapanowa�a nad ogarniaj�c� j� histeri�. �wiat nigdy dot�d nie wydawa� jej si� tak ponury. - A ja mog� co najwy�ej zosta� pann� sklepow� i szy� kapelusze. - Roze�mia�a si�. - Tak si� jednak nieszcz�liwie sk�ada, �e nie umiem szy�! - Chauncey, prosz�. Zostaniesz u wuja i ciotki. Wkr�tce zapewne wyjdziesz za m��, a smutne wspo mnienia zblakn� i odejd� w niepami��. Sama si� przekonasz. Dziewczyna wsta�a, wyprostowa�a ramiona i po wiedzia�a stanowczo: - Nie, wujku Paulu, ja nie zapomn�. Nigdy. Paul Montgomery spojrza� na jej �ci�gni�t� twarz. Dumna i bezradna, pomy�la�. To ca�kiem prawdopo dobne, �e nie zapomni, lecz to jej nie pomo�e. Nic jej nie pomo�e. Nie odezwawszy si� ju� ani s�owem, odprowadzi� dziewczyn� do wyj�cia. ROZDZIA� 2 - To dla mnie, ciotko? - zapyta�a Chauncey, w najwy�szym stopniu zdumiona. Ciotka obdarzy�a dziewczyn� szerokim, cokolwiek sztucznym u�miechem. - Oczywi�cie, moja droga Elizabeth. To twoje urodziny, czy� nie? Do�� ju� tej czerni, pora na zmiany. Chcemy troch� podnie�� ci� na duchu, ko chanie. Nie wierz�, aby tw�j ojciec �yczy� sobie, by� chodzi�a w tych ponurych �a�obnych strojach d�u�ej ni� przez p� roku. Wra�enie nierealno�ci nie opuszcza�o Chauncey. �ciska�a w d�oni skraj jedwabnej lawendowej sukni. Ciotka Augusta u�miecha si� do niej? Daje jej pre28 zenty? Najwidoczniej �wiat przewr�ci� si� do g�ry nogami. Przesun�a bezmy�lnie spojrzeniem po salo nie ciotki, zastawionym masywnymi, ciemnymi meb lami, pe�nym ci�kich, obszytych fr�dzlami draperii i zape�niaj�cych ka�dy k�t grat�w. Co za udr�ka wszystko to odkurza�, powiedzia�aby zapewne Mary. - B�dzie ci w niej do twarzy, kuzynko - oznajmi� Owen, podchodz�c bli�ej. - Chocia� i tak wygl�dasz pi�knie. Chauncey spojrza�a na kuzyna. Wpatrywa� si� w ni� z wyrazem szczerego podziwu. On k�amie, u�wiado mi�a sobie. Przecie� nie znosi mnie z ca�ego serca! Wuj Albert chrz�kn��, ale, zganiony spojrzeniem �ony, nie odezwa� si�. - Droga Elizabeth - odezwa�a si� ciotka. - Zdaj� sobie spraw�, �e ostatnich sze�� miesi�cy nie by�o dla ciebie szczeg�lnie... przyjemne. Ten szok, wywo �any �mierci� ojca... B�d� z tob� szczera. Byli�my bardzo zaskoczeni, �e Alec zostawi� ci� bez grosza i mo�e dlatego nie zachowywali�my si�, jak nale�y. Mog� ci tylko powiedzie�, �e sami borykamy si� akurat z pewnymi k�opotami finansowymi, co nie pozosta�o bez znaczenia, je�li chodzi o nasze za chowanie. Byli�my dla ciebie zbyt oschli, a jeste� przecie� tak� mi�� dziewczyn�. Mam nadziej�, �e zdo�asz nam wybaczy�. Tu ciotka u�miechn�a si� i czule obj�a Chauncey. Chauncey pozwoli�a si� obj�� i na chwil� ogarn�a j� fala ciep�ych uczu�. Jak to mi�o by� znowu kocha n� i mie� rodzin�. Wujostwo troszczyli si� o ni�, pragn�li, by by�a szcz�liwa. Wuj Alfred chrz�kn�� ponownie. - Elizabeth, moja droga, dzi� wiecz�r uczcimy twoje urodziny. Uroczysta kolacja, a potem teatr. Co ty na to? 29 - Och, tak, wuju Alfredzie, dzi�kuj� - wykrztu si�a. - Mo�e by� si� przebra�a? - zaproponowa�a ciot ka. - Przydzieli�am ci Mary jako osobist� pokoj�w k�. Wiem, s�dzi�a�, i� odprawi�am j� po twojej ma �ej... wycieczce w zesz�ym tygodniu i rzeczywi�cie tak by�o, lecz kiedy przekonali�my si�, jak bardzo polubi�a� t� dziewczyn�, kaza�am sprowadzi� j� z powrotem. Czeka w twoim pokoju, by pom�c ci w ubieraniu. Uczucie nierealno�ci jeszcze si� wzmog�o. Mi�k ka, b�yszcz�ca suknia wydawa�a si� r�wnie nierze czywista jak to, co si� przed chwil� wydarzy�o. - Dzi�kuj� - mrukn�a i, oszo�omiona, wysz�a z salonu. Mary ju� na ni� czeka�a, dok�adnie tak, jak powiedzia�a ciotka. - Ja te� tego nie rozumiem, panienko - powiedzia�a, jakby czytaj�c w my�lach Chauncey i poma gaj�c jej zdj�� znienawidzon�, czarn� we�nian� suk ni�. - Kiedy w agencji powiedzieli mi, �e mam tu wr�ci�, o ma�o nie po�kn�am w�asnego j�zyka! Zo sta�am przecie� odprawiona bez referencji i to dlate go, �e pomog�am panience zobaczy� si� z prawni kiem ojca i nie pisn�am ani s�owa starej wied�mie! Mary potrz�sn�a g�ow�. - Oczywi�cie, ten �a�osny donosiciel Cranke do wiedzia� si� o tym i natychmiast poinformowa� jej lordowsk� mo��. Dopiero urz�dzi�a mi scen�! Wrze szcza�a niczym handlarka ryb! Chauncey wzdrygn�a si�, przypominaj�c sobie, jak� scen� urz�dzi�a ciotka po jej powrocie z biura wuja Paula. A potem, a� do dnia urodzin, traktowano j� jak pariasa. Nie �eby j� to szczeg�lnie obchodzi�o, poniewa� umys� i tak mia�a zaj�ty czym innym. Lecz 30 wkr�tce to odr�twienie zmieni�o si� w zimn� niena wi�� do cz�owieka, kt�ry oszuka� jej ojca i zmusi� go do samob�jstwa. Zrozumia�a wszystko, o czym m� wi� Paul Montgomery, absolutnie wszystko. I czu�a si� tak diabelnie bezradna! Delaney Saxton znajdo wa� si� o tysi�ce mil st�d, a ona tkwi�a w Londynie bez grosza przy duszy. U�wiadomi�a sobie, �e Mary przygl�da si� jej wyczekuj�co, ale nawet za cen� �ycia nie by�aby w stanie przypomnie� sobie, czy s�u��ca o co� j� pyta�a. - Przykro mi, Mary, nie uwa�a�am. To wszystko bardzo mnie zaskoczy�o. Ciotka Augusta t�umaczy�a si� przede mn�. I nawet mnie obj�a. Nie wiem, w co wierzy�. To wszystko jest strasznie zagadkowe. - Rzeczywi�cie, panienko. Ja naprawd� wierz� w chrze�cija�skie mi�osierdzie i w to, �e powinno si� go przestrzega� we w�asnych czterech �cianach, ale w tym domu? Nie jestem przecie� �lepa i do skonale widzia�am, jak oni dot�d pani� traktowali. Teraz na pewno czego� od pani chc�. Tak, z pe wno�ci� o to w�a�nie im chodzi. Chc� czego�. Prosz� usi���, panienko, u�o�� panience w�osy, zanim w�o �ymy sukni�. Chauncey usiad�a na krytym brokatem sto�ku przed toaletk�. - Ale - odezwa�a si� po chwili, napotykaj�c spojrzenie Mary w lustrze - co te� ja mog� mie� takiego, czego oni by pragn�li? To nie ma sensu. Tak naprawd� to bardzo chcia�abym im zaufa�, uwierzy�, �e pragn� uzna� mnie za cz�onka rodziny. Kot zawsze pozostanie kotem, zwyk�a mawia� jej stara niania, Hannah. Koty to nieobliczalne stworze nia i cho�by nie wiem jak d�ugo je g�aska� i s�ucha� ich mruczenia, i tak si� nie zmieni�. Nigdy. 31 Mary przeci�gn�a ostatni raz szczotk� po g�stych splotach, uj�a je w d�o�, okr�ci�a na palcach i upi�a na czubku g�owy Chauncey. - Ma pani pi�kne w�osy. Ilekro� wydaje mi si�, �e wiem, jakiego s� koloru, pada na nie inny rodzaj �wiat�a i dostrzegam kolejny odcie� miedzi czy br� zu. A jakie s� g�ste! Madame z pewno�ci� nie sprawia przyjemno�ci kontrast pani urody z wygl� dem jej puco�owatych c�rek. Jak ju� m�wi�am, pa nienko, nie rozumiem, co si� tu dzieje, lecz co� mi si� zdaje, �e szybko odkryje pani motywy ich po st�powania. - Nie wierzysz, �e mogli si�... zmieni�? Prosz�, Mary, powiedz, �e to mo�liwe! - Czy pomara�cze rosn� w Londynie? W�tpi� w to, panienko. A teraz prosz� wsta�, zobaczymy, jak wygl�da pani w tej sukni. Pochodzi z pracowni, w kt�rej szyj� suknie madame. S�ysza�am, jak jej krawcowa, Broome, m�wi�a, �e dostarczono j� dzi� po po�udniu. Jaka� dama zam�wi�a t� sukni�, a po tem za ni� nie zap�aci�a. Na szcz�cie doskonale na pani� pasuje. Mi�kki lawendowy jedwab pie�ci� jej ramiona, a kaskada starannie zszytych koronek zakrywa�a biust. Suknia rzeczywi�cie nie�le na niej le�a�a. Przez chwil� czu�a si� niczym Chauncey sprzed ro ku, kt�ra wirowa�a, roze�miana, w bibliotece ojca, prezentuj�c mu now� sukni� i przys�uchuj�c si� za pewnieniom, �e tego wieczoru z pewno�ci� z�amie wszystkie m�skie serca w Surrey. - Panienka jest taka �liczna - powiedzia�a Mary, poprawiaj�c niepos�uszn� falbank�. - Musi si� pani wystrzega� panicza Owena. Jest taki g�adki i przy stojny, ale to diabe� wcielony. Kucharka powiedzia�a mi, �e w zesz�ym roku pr�bowa� zniewoli� jedn� 32 z m�odych pokoj�wek, i to gdzie: w toalecie! Oczy wi�cie madame natychmiast j� odprawi�a. - Mary wzruszy�a ramionami. - Tak to ju� jest. Mary widzi rzeczy bardziej jasno. Musz� przejrze� na oczy i nie postrzega� wszystkiego tak, jak chcia�a bym, aby wygl�da�o. Pora dorosn�� i przesta� by� naiwnym g�uptasem. - Wiesz, Mary - powiedzia�a z lekkim odcieniem goryczy w g�osie, wci�gaj�c na d�onie nowe bia�e r�kawiczki. - Chyba musi co� by� w tym powiedze niu, �e razem z miodem dostajesz i pszczo�y. Dzi� wiecz�r zamierzam wr�cz ocieka� s�odycz�. - Tylko prosz� wzi�� pod uwag�, �e nie jest panienka garnkiem na mi�d, a pszczo�y mog� nie�le u��dli�! - westchn�a Mary. Owen, zdecydowa�a Chauncey po kwadransie jaz dy powozem, by� tak� w�a�nie pszczo��. Jego nader poprawne zachowanie dziwi�o j� i napawa�o niepo kojem. Prawi� jej komplementy i z przypochlebn� uwag� przys�uchiwa� si� wszystkiemu, co m�wi�a - chocia� nie by�o tego zbyt wiele. Najwidoczniej porzuci� ju� pomys�, aby przy�apa� j� sam� na scho dach. Chauncey u�miecha�a si� przez ca�y czas, tote� kiedy przybyli wreszcie do restauracji Russela na Albion Street, mi�nie �uchwy bola�y j� od ci�g�ego wysi�ku. - Ach, moja droga - o�wiadczy� wuj Albert, kiedy zasiedli wok� stolika, nakrytego bia�ym koronko wym obrusem - jeste� tu najpi�kniejsz� m�od� dam�. Widz�, jak d�entelmeni spogl�daj� z zazdro�ci� na Owena. Oczywi�cie, skoro to twoje urodziny, musi my zam�wi� szampana, prawda, kochanie? Tak, ma my z pewno�ci� co �wi�towa�. Dwudzieste pierwsze urodziny. Cudowny wiek. Ma si� ca�e �ycie przed 33 sob�. Trzeba przyzna�, �e poszcz�ci�o ci si�, Eliza beth. Mieszkasz u kochaj�cej rodziny... - Chyba zam�wi� rostbef - oznajmi�a ciotka, uci naj�c wp� s�owa wylewne zachwyty poc�cego si� obficie ma��onka. - Ty za�, Elizabeth, cho� niew�tp liwie �liczna, tak jak m�wi wuj, jeste� jednak nieco zbyt szczup�a. Zam�w wszystko, na co tylko b� dziesz mia�a ochot�, skarbie. Dlaczego nie potrafi� ci zaufa�? Uwierzy� w two j� szczero��? - pomy�la�a Chauncey. - Dzi�kuj�, ciotko Augusto - powiedzia�a na g�os. - Tak sobie my�l� - m�wi�a dalej ciotka - �e powinna� zacz�� spotyka� si� z kuchark�. Przez kil ka �adnych lat prowadzi�a� ojcu gospodarstwo i nie chc�, by twoje umiej�tno�ci os�ab�y. Oczywi�cie ku charka b�dzie przygotowywa�a to, co jej ka�esz. Jestem pewna, �e tw�j gust w doborze potraw oka�e si� doskona�y. - Z przyjemno�ci� zjem wszystko, co Elizabeth wybierze - powiedzia� Owen. - A zatem postanowione. I gdzie te� podziewa si� kelner, Alfredzie? Chauncey ju� mia�a powiedzie� wujowi, by wy bra� za ni�, lecz powstrzyma�a si�. Nie, pomy�la�a, prostuj�c plecy, pora wzi�� sprawy w swoje r�ce. Zam�wi to, co wyda jej si� najkosztowniejsze. Owen, zwykle do�� blady, poczerwienia� po wypi ciu czwartego kieliszka szampana. Chauncey zdusi�a chichot, poniewa� ciotka co chwil� obrzuca�a syna karc�cym spojrzeniem. Kiedy raczyli si� wspania�� galaretk� migda�ow� ze �mietank�, ciotka Augusta pochyli�a si� ku brata nicy i poklepa�a j� po d�oni w r�kawiczce. - Wiesz, kochanie - oznajmi�a z odcieniem szcze ro�ci w g�osie - dobrze si� z�o�y�o, �e nie po�lubi�a� 34 Guya Danforda. On nie potrafi�by uczyni� ci� szcz� �liw�. Z pewno�ci� wola�aby� kogo�... subtelniejszego, bardziej wyrafinowanego i nie tak du�o starszego. S�dz�, �e wypi�e� ju� dosy� szampana, Owenie. W ko�cu, to przecie� nie twoje urodziny. - Masz racj�, mamo. Obawiam si�, �e nieco prze sadzi�em. Dlaczego mam ochot� wybuchn�� �miechem? - pomy�la�a Chauncey. - Nawet ta ropucha Owen wydaje mi si� zabawny. Nagle powr�ci�a my�lami do ojca i do �ajdaka, kt�ry go zamordowa�, tak jakby w�asnor�cznie do prawi� jego wino laudanum. Wuj Alfred zas�oni� usta d�oni� i ziewn�� dys kretnie. - Wiesz, moja droga - powiedzia� do �ony - chy ba jestem ju� za stary na tego rodzaju rozrywki. Mo�e wr�cimy do domu i zostawimy m�odych sa mym sobie? Mog� przecie� i�� do teatru bez nas. . - Znakomity pomys�, Alfredzie. - I co ty na to, Elizabeth? - zapyta� Owen, zawie szaj�c g�os, co pewnie wydawa�o mu si� rodzajem intymnej pieszczoty. - Dobrze si� tob� zaopiekuj�. Obejrzymy Romea i Juli�. Oczywi�cie, my nie mamy takich problem�w - doda�, u�miechaj�c si� nad wy raz znacz�co. My? M�j Bo�e, pomy�la�a Elizabeth, dobrze mi si� zdawa�o. Spostrzeg�a pe�en aprobaty wyraz twarzy wujost wa. Ale dlaczego? Jeszcze nie tak dawno ciotka oskar�y�a j�, �e chce z�apa� Owena na m�a. O co tu chodzi? Hannah zawsze ostrzega�a j�, by poskromi�a swoj� ciekawo�� i nie kusi�a losu. Ale czym by�oby �ycie bez cho�by odrobiny ryzyka? Nie w�tpi�a, �e sobie poradzi. 35 Z�o�y�a serwetk� w ma�y kwadracik i od�o�y�a j� na stolik. Unios�a g�ow� i u�miechn�a si� szeroko do trojga przypatruj�cych si� jej ludzi. - Bardzo ch�tnie obejrza�abym sztuk� - powie dzia�a niewinnym g�osikiem - jak to mi�o z twojej strony, �e mnie zaprosi�e�, Owenie. Na pewno nie b�dziesz mia�a nic przeciwko temu, ciotko? Potrafi� by� r�wnie nieszczera jak wy. - Oczywi�cie, moja droga. Ja... tw�j wuj i ja pragniemy, aby� by�a szcz�liwa i dobrze si� bawi�a. Mo�esz by� pewna, �e Owen doskonale si� tob� zaopiekuje. - O, tak, Elizabeth, obiecuj�. Spektakl by� �enuj�cy. Aktorzy gestykulowali, pr�buj�c przyci�gn�� uwag� niespokojnej widowni. Biedny Romeo liczy� sobie co najmniej czterdzie�ci lat. Przynajmniej si� nie nudz�, pomy�la�a Elizabeth, kiedy Owen po raz kolejny przycisn�� udo do jej nogi. Podczas antraktu pozwoli�a, by eskortowa� j� do foyer, gdzie podawano napoje. - Czy mog�abym dosta� szklaneczk� lemoniady, Owenie? - spyta�a. - Ju� si� robi, moja droga Elizabeth - odpar�, k�aniaj�c si� jej przesadnie. Kiedy wr�ci� ze szklank�, Elizabeth podzi�kowa�a mu wylewnie i zacz�a s�czy� nap�j. Jednak po chwili spojrza�a na niego z namys�em i powiedzia�a: - Obawiam si�, �e ta lemoniada jest zbyt kwa�na. Czy m�g�by� przynie�� mi s�odsz�? Spostrzeg�a b�ysk gniewu w jego oczach i mia�a ochot� si� roze�mia�. �w b�ysk zosta� niemal na tychmiast zast�piony czym�, co Owen uwa�a� zape wne za uwodzicielskie, lecz Chauncey nie da�a si� oszuka�. A zatem, moja droga ropucho, my�la�a, 36 przygl�daj�c si�, jak kuzyn toruje sobie drog� do stolika z napojami, matka zmusi�a ci�, by� zacz�� zabiega� o moje wzgl�dy. Upi�a �yk z nowej szklaneczki, a potem wr�czy�a j� Owenowi i powiedzia�a: - Wiesz, Owenie, rozbola�a mnie g�owa. Czy m�g�by� odwie�� mnie do domu? Jej �yczenie spotka�o si� jedynie z �yczliwym skinieniem g�owy i pe�nym troski spojrzeniem. - Czujesz si� lepiej, Elizabeth? - zapyta�, kiedy ju� zasiedli w wynaj�tym powozie. - Och tak, Owenie - odpar�a zadowolona, �e nie m�g� dostrzec chytrego b�ysku w jej oczach. - To by� naprawd� ekscytuj�cy dzie�... Jestem taka szcz� �liwa, �e a� kr�ci mi si� w g�owie. - Droga Elizabeth - mrukn�� Owen i delikatnie u�cisn�� jej d�o�. - Tak si� ciesz�, �e czujesz si� szcz�liwa - doda� po chwili, a Elizabeth mimo woli zacz�a si� zastanawia�, czy to wst�p do wcze�niej przygotowanej mowy. - Moim najszczer szym pragnieniem jest da� ci wszystko, czego mog �aby� sobie za�yczy�, kochanie - powiedzia� i zno wu umilk�. Zbierasz si� na odwag�, aby mi co� powiedzie�, Owenie? - mia�a ochot� go zapyta�. Czeka�a cierp liwie, u�miechaj�c si� delikatnie. - Doprawdy? - zapyta�a, by przerwa� przed�u�ajj�c� si� cisz�. - Ale� tak, Elizabeth. I cho� zdaj� sobie spraw�, �e prawdopodobnie jest jeszcze zbyt wcze�nie, po niewa� tw�j ojciec nie �yje zaledwie od kilku mie si�cy, to serce zmusza mnie, bym przem�wi�. Uwiel biam ci� od lat, droga Elizabeth, od lat. M�j Bo�e, on zamierza mi si� o�wiadczy�! Pr�dzej zostan� pann� sklepow�, ni� wyjd� za niego za m��! 37 Nie mog�a na to pozwoli�, bo gdyby Owen po prosi� j� o r�k�, roze�mia�aby mu si� w twarz, a po tem prawdopodobnie wybuchn�aby p�aczem. Nagle u�wiadomi�a sobie, �e si� boi. - Ten b�l g�owy, Owenie... powr�ci� - powiedzia �a gwa�townie. - Je�eli nie masz nic przeciwko temu, wola�abym posiedzie� w milczeniu, dop�ki nie wr� cimy do domu. - Oczywi�cie, moja droga. Czy�by naprawd� dos�ysza�a w jego g�osie ulg�? Powr�t do domu up�yn�� Chauncey na gor�czko wych rozmy�laniach. Jednak �aden rozs�dny pow�d nag�ej zmiany post�powania wujostwa nie przyszed� jej do g�owy. No c�, pomy�la�a, wygl�da na to, �e znowu b�d� musia�a pods�uchiwa�. Pozwoli�a Owenowi uca�owa� d�o�, po czym szyb ko oddali�a si� do swego pokoju. Wys�a�a Mary na spoczynek, a potem odczeka�a kilka minut i wyjrza�a ostro�nie na korytarz. Nikogo nie by�o wida�, za cz�a wi�c skrada� si� w stron� apartament�w ciotki. Pod drzwiami saloniku wida� by�o smug� �wiat�a. Nie musia�a nawet przyciska� ucha do drzwi, bo wiem g�os ciotki d�wi�cza� niczym dzwon. - Dobrze zrobi�e�, �e nie usi�owa�e� przy�pieszy� biegu spraw, drogi ch�opcze - m�wi�a ciotka. - Mo�li we, �e Elizabeth nie uwierzy�aby, i� zakocha�e� si� w niej tak szybko. - Westchn�a z ulg�. - Naprawd� mam nadziej�, �e dziewczyna wybaczy nam, i� nie zajmowali�my si� ni� jak nale�y podczas tych ostatnich miesi�cy. Doprawdy, nie uwa�a�am, �e a� tak �atwo b�dzie ni� kierowa�, ale by� mo�e nie mia�am racji. - Je�li mam by� szczery, nie podoba mi si� to wszystko - powiedzia� wuj Albert. - Nie chodzi o to, �e jeste�my... Ciotka przerwa�a mu wp� s�owa. 38 - Wystarczy, Alfredzie. Nie mamy zbyt wiele czasu. Owen musi okazywa� kuzynce jak najwi�cej wzgl�d�w. Nie maj� zbyt wiele czasu - na co? Us�ysza�a, jak Owen odzywa si� ponuro: - Nie s�dz�, by Chauncey... - Co za okropne zdrobnienie! Prosz�, by� wi�cej go nie u�ywa�!! - Dobrze, mamo. Jak ju� powiedzia�em, nie s� dz�, by Cha... Elizabeth na mnie zale�a�o. Po chwili pe�nej napi�cia ciszy Augusta powie dzia�a z nagan� w g�osie: - To by�o g�upie z twojej strony! Traktowa� j� jak s�u��c�! Naprawd� g�upie. Musisz odzyska� jej za ufanie. Tak, o to w�a�nie chodzi. Dziewczyna czuje si� samotna, a my stanowimy jej rodzin�. Jej kocha j�c� rodzin�. - A je�li ona nie da si� zwie��? Albo zabraknie nam czasu? - zapyta� Owen tak cicho, �e Chauncey musia�a dobrze si� wysili�, by go us�ysze�. W saloniku znowu zapanowa�o milczenie. Po - Nie chcia�abym posuwa� si� a� tak daleko, no i skompromitowanie m�odej damy to co� doprawdy okropnego, lecz... Chauncey zaczerpn�a powietrza. Us�ysza�a, �e Owen si� �mieje, zag�uszaj�c ostatnie s�owa ciotki. Poczu�a, jak ogarnia j� fala gniewu. - Nie podoba mi si� to - odezwa� si� wuj. - Ani troch� mi si� nie podoba. - Zapomnij o Isobel - skarci�a go ciotka. - Trzeba to zrobi�, i ju�. - Chyba si� po�o�� - oznajmi� Owen. Chauncey pomkn�a korytarzem i b�yskawicznie zamkn�a za sob� drzwi swego pokoju. Tej nocy d�ugo nie mog�a zasn��. 39 d�u�szej chwili ciotka powiedzia�a: - Prosz�, panienko, oto czekolada. Mamy dzi� pi�kny dzie�, a ja chcia�abym si� dowiedzie�, co te� panienka odkry�a. Chauncey strz�sn�a z siebie resztki snu. - Dzie� dobry, Mary - powiedzia�a, ziewaj�c. - Mam ci co nieco do powiedzenia. Obmy�li�am te� pewien plan. Kiedy sko�czy�a zdawa� relacj� z pods�uchanej rozmowy, Mary spojrza�a na ni� skonsternowana. - Jakie to pod�e! Sugerowa�, by Owen panienk� skompromitowa�! To po prostu... - Masz racj�, Mary - przerwa�a jej Chauncey. Podczas bezsennych godzin zdo�a�a jako� zapano wa� nad smutkiem, gniewem i �alem. Pozosta�a jej tylko determinacja. - Pomo�esz mi,