15904
Szczegóły |
Tytuł |
15904 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15904 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15904 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15904 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Joanna Przyby�a
STRZA�
Spojrza� na Sto Trzeciego. Ten siedzia� w k�cie ma�ej salki dotychczas s�u��cej za magazyn.
Wi�zie� obejmowa� ramionami podci�gni�te niemal pod brod� kolana. Zar�wno jego postawa jak
i twarz absolutnie nic nie wyra�a�y. �Twardy jest ten Sto Trzeci� � pomy�la� Corel i po�o�y� na
pod�odze sk�p� racj� �ywno�ci.
� Masz tu swoje �arcie � mrukn��.
Nie bardzo wiedzia� po co go jeszcze karmi. M�g�by go po prostu zag�odzi�, ale nie zrobi tego.
Mo�e z poczucia obowi�zku, a mo�e dlatego, �e wi�zie� nr 103 by� poza nim i prawie ju�
martwym Colinem, jedyn� w promieniu kilkunastu tysi�cy kilometr�w obrzydliwie pustej i zimnej
przestrzeni istot� �yj�c�.
Zamkn�� za sob� metalowe drzwi by�ego sk�adu na narz�dzia, przeszed� przez sterowni� i usiad�
w fotelu na przeciw wygaszonego ekranu. Nie m�g� teraz znie�� widoku nieba i gwiazd. Wszystko
przysz�o tak nagle i by�o do tego stopnia niezrozumia�e, �e potrzebowa� du�o czasu, by w pe�ni
poj�� swoj� sytuacj�. W ca�o�ci pozosta�a tylko sterownia, �w nieszcz�sny magazyn przemieniony
w cel� i ma�y fragment korytarza g��wnego ograniczony �luz� grodziow�. Reszta statku zamieni�a
si� w mas� bezu�ytecznego �elastwa dryfuj�cego bezw�adnie poprzez otch�a� czerni. Z ludzi � do
niedawna za�ogi statku i eskortowanych przez nich wi�ni�w � nie zosta�o ju� nic.
Do uszu Corela doszed� j�k, niemal zwierz�ce skomlenie, kt�re wyrwa�o si� z gard�a cz�owieka.
To Colin le��cy na prowizorycznej pryczy. Ca�e pomieszczenie wype�nia� jego szybki, chrapliwy
oddech. Pogruchotan� czaszk�, rami� i kr�gos�up kolegi Corel pozawija� jak m�g�, lecz tutaj
potrzebny by� lekarz. Wsta� i podszed� do le��cego. Spojrza� na skrwawion� i wykrzywion�
grymasem b�lu twarz Colina pokryt� kropelkami potu. G��bokie cienie pod oczami nadawa�y jej
pozory martwoty, a jednak Colin spazmatycznie chwyta� powietrze, parowa� gor�czk�. Palce jego
prawej, ca�ej r�ki kurczowo �ciska�y koc.
� Jak� d�ugo jeszcze � wychrypia� chory otwieraj�c oczy. Jego szkliste �renice patrzy�y
nieprzytomnie, czai� si� w nich strach.
� Jeszcze troch� wytrzymaj � ponowi�em wezwanie. � Powinni, nied�ugo by�. � M�wi�
szeptem by tamten nie us�ysza� jak dr�y mu g�os Sili� si� na u�miech wiedz�c �e k�amie. Nic innego
nie m�g� zrobi�. �udzi� si�, �e powtarzaj�c w k�ko s�owa otuchy, sam w nie w ko�cu uwierzy.
� Nie o to chodzi� Jak d�ugo b�dziesz� sta� nade mn�. Jak d�ugo� mam si� m�czy� Jeden
strza�, Corel� jeden strza��
Po ciele Colina przebieg�y drgawki, oddech rannego sta� si� szybszy.
� Nic nie m�w, le� spokojnie � Corel podni�s� si� i nerwowo, du�ymi krokami zacz��
przemierza� sterowni�. Wylot korytarza, sze�� d�ugich krok�w, pulpity, zwrot, sze�� krok�w,
zwrot� w t� i z powrotem. Wreszcie zm�czony do granic pad� na fotel i� zasn��. Budzi� go co
chwil� j�k Colina. Za ka�dym razem ogarnia�a go wi�ksza rozpacz, nie, z�o�� na wszystko. Na to
�co��, kt�re spowodowa�o katastrof�, na statek, Sto Trzeciego, Colina, wreszcie na to, �e nie
znalaz� si� po drugiej stronie �luzy razem z tymi, kt�rzy mieli ju� wszystko poza sob�. Wiedzia�, �e
nawet najszybsze statki dotr� tu najwcze�niej za tydzie�. Nigdzie nie znalaz� �adnych �rodk�w
u�mierzaj�cych. Pozosta�o mu tylko patrze� i czeka�. Dziwi� si�, �e tamten jeszcze �yje, jest tak
pogruchotany� Spad� na rury�
Cisza wype�niona tylko szybkim oddechem chorego wprowadzi�a go w stan dziwnego
ot�pienia, dra�ni� go nier�wnomierny rytm, ale uwa�a�, �e ka�dy inny d�wi�k by�by tu jako� nie na
miejscu. Poczu� nagle silny zawr�t g�owy, wyda�o mu si�, �e leci gdzie� w d� w bezdenn� studni�.
Przera�ony tym poderwa� si� i rozpocz�� na nowo sw� w�dr�wk� po sterowni. Nie mog�c znie��
widoku Colina otworzy� klap� i wyszed� na korytarz. Zatrzyma� si� przed ko�cz�c� go �luz�.
D�ugo wpatrywa� si� w grub� opancerzon� p�yt�. Po raz kt�ry� z kolei sprawdzi� zamkni�cie
grodzi. Czu� si� jak w zbyt ciasnej ponurej klatce, gdzie zamkni�to go wraz ze strz�pem �ywego
cz�owieka i kryminalist�. Klatka by�a zamkni�ta � wska�nik przy grodzi jednoznacznie m�wi�, �e
po drugiej stronie panuje pr�nia. Nagle przysz�a mu do g�owy my�l, �eby jednak otworzy� obie
grodzie �luzy i zako�czy� m�ki Colina. Ten Sto Trzeci i tak jest ju� stracony, a on, Corel ma tylko
jeden nab�j w pistolecie i nie mo�e nic zrobi�. To wyj�cie rozwi�za�o by problem. Nikt nawet nie
domy�li si�, �e on by� morderc�, zreszt� nie b�dzie to mia�o ju� znaczenia� Nie! Nie zrobi tego.
Boi si� zas�yszanych opowiada� o cia�ach ludzi rozdymanych pod w�asnym ci�nieniem i
p�kaj�cych jak baloniki wype�nione krwi�, kt�ra zamarza nim zostanie rozerwana na atomy. Ba�
si� tego, uwa�a� tak� �mier� za zbyt straszn�.
Przypomnia� sobie jeszcze raz, jak to by�o. Pogania� ich. By� w�ciek�y i zm�czony. Siedzia� w
fotelu i niech�tnie przygl�da� si� wi�niom. Wreszcie wsta� by zamkn�� drzwi sterowni, odprawa
by�a sko�czona. Wszyscy Ju� przeszli, gdy nagle ten z numerem 103 zawr�ci� w miejscu i ruszy�
biegiem w kierunku sk�d przed chwil� szed�. Corel zast�pi� mu drog�, chc�c go zatrzyma�, ale
wi�zie� rzuci� si� na niego z jakim� dzikim furiackim okrzykiem. Poczu� uderzenie, lecz nie straci�
przytomno�ci. Le��c na pod�odze w sterowni zobaczy� Colina, kt�ry id�c jako ostatni z
eskortuj�cych, ruszy� mu na pomoc. Doskoczy� do napastnika i wymierzy� mu cios sw� pot�n�
r�k�.
� Nic ci si� nie sta�o? � spyta� go Colin podchodz�c do sk�adu narz�dziowego. Zdj�� ze �ciany
zw�j liny z wyra�nym zamiarem skr�powania nieprzytomnego wi�nia.
Corel nie zd��y� odpowiedzie�. Wstrz�s jak kopni�cie olbrzyma targn�� ca�ym statkiem.
Widzia� wszystko. Ka�dy szczeg� jak na zwolnionym filmie, jednocze�nie rozleg� si� dzwonek
alarmu, huk zamykanej grodzi i krzyk Colina. On sam zdo�a� uchwyci� si� podstawy fotela.
Bezw�adne cia�o Sto Trzeciego przejecha�o par� metr�w i zatrzyma�o si� na progu. Stoj�cy Colin,
targni�ty niewidzialn� si�� wymin�� go, przelecia� przez otwarte drzwi, zatoczy� �uk i g�ow�
wprz�d run�� w stron�, gdzie ze �ciany wychodzi�a sie� rur ch�odzenia� Corel nie pami�ta�
dok�adnie co dalej robi�, musia� dzia�a� w szoku� W miejscu gdzie Colin uderzy� w �cian�, mia�
przed sob�, na pod�odze czarn� plam� skrzep�ej krwi.
� Core�el � doszed� go ochryp�y g�os z daleka. Zacisn�� g�ow� w d�oniach. Nie m�g� s�ucha�
tego j�ku, wiedzia� �e tamten b�dzie go b�aga� o skr�cenie m�ki. Mia� tylko jeden nab�j.
� Coorel � krzyk przedar� si� przez zapor� d�oni. Powl�k� si� do sterowni.
� Corel, jeste� tu? � us�ysza�.
� Tak � odpowiedzia� pokonuj�c zm�czenie.
� Corel� ja nic nie widz�. Nic nie� widz�, rozumiesz? To� koniec� � szept dociera� do
niego jakby z daleka. Milcza�.
� Jeste� tu? Odezwij si� nie chc� by� sam.
Podszed� do pryczy i usiad� na jej skraju. Patrzy� na widniej�c� spod rozdartego kombinezonu,
pot�n� pier� rannego, kt�ra wznosi�a si� w spazmatycznym oddechu. Dotkn�� niemal z l�kiem
zdrowej, nadal zaci�ni�tej na kocu d�oni.
� Jestem.
� To dobrze � na twarzy Colina pojawi� si� jakby cie� odpr�enia, lecz w chwil� potem ta
zdrowa d�o� chwyci�a jego r�k� i zacisn�a si� na mej jak kleszcze. Le��cy spr�y� si� ca�y.
� S�uchaj, powiedz jej �e� Bboli, okropnie boli � j�kn��. � Powiedz, �e zawsze� do ko�ca
chcia�em� �e szkoda� i �eby pami�ta�a� bo� � g�os urwa� si� i przycich�. Corel pochyli� si�,
poczu� na twarzy gor�cy oddech. � Powiedz� �e zawsze� � wyrzucane z trudem s�owa
przesz�y w niezrozumia�y be�kot. Wyra�nie powtarza�o si� tylko jedno s�owo: Lii, kt�re by�o
zapewne imieniem dziewczyny.
R�ka Colina jeszcze mocniej zacisn�a si� na jego d�oni.
� Powiesz? � spyta� do�� wyra�nie.
� Powiem� � odpar� cicho, wiedz�c i� zn�w k�amie, �e nie powie jej, nie wie nawet jak
wygl�da. A mo�e gdy znajdzie si� na Ziemi ona podejdzie do niego i spyta: Gdzie jest Colin? A on
b�dzie m�g� tylko powiedzie� �e nie dowi�z� go, �e nie umia� mu pom�c. A ona? Mo�e rzuci si� na
niego z krzykiem jak Sto Trzeci, mo�e b�dzie milcze�, po�ykaj�c �zy, albo, co jest bardziej
prawdopodobne, wzruszy oboj�tnie ramionami i odejdzie. Nie wiedzia�, kt�ra z mo�liwo�ci jest
najgorsza.
Znowu poczu�, �e zapada w otch�a� bez dna. Mia� ochot� wy�, wali� g�ow� w chroni�c� ich
pancern� os�on�. Tylko d�o� Colina wilgotna, gor�ca i ogromna powstrzymywa�a go od
szale�czych czyn�w. Oczy tamtego nieruchomo patrzy�y w przestrze� spod zwoj�w banda�a.
Tylko oddech �wiadczy� o jego �yciu. Przez najbli�sze godziny chory rzuca� si� w gor�czce, co
pogarsza�o coraz bardziej stan uszkodzonego kr�gos�upa i powodowa�o nowe drgawki.
Kilka razy si�ga� do le��cego obok na pulpicie pistoletu, ale za ka�dym razem odk�ada� go z
powrotem. Chcia� pozostawi� sobie drog� wyj�cia. Modli� si� w duchu �eby pomoc przylecia�a jak
najpr�dzej, albo �eby wreszcie ten pechowiec o budowie Herkulesa wyzion�� ducha. Wed�ug
zegara pok�adowego by� ju� ranek, gdy szarpanina usta�a. Znu�ony przysn�� na siedz�co.
Zbudzi� go wzrok, w�a�nie wzrok Colina pe�en rozpaczy i strachu, zupe�nie przytomny.
� Jeste�? � ledwie dos�yszalny be�kot.
� Jestem�
Szyja mu drga�a, m�czy� si�. Chcia� co� powiedzie�. Wreszcie krzykn�� zrozpaczonym
�ami�cym si� g�osem:
� Nie chc�! Nie chc�!!
Usiad� gwa�townie czepiaj�c si� zdrowym ramieniem jego szyi i spazmatycznie przyci�gn�� do
siebie. Corel z�apa� go za ramiona i podtrzyma�.
� Niee � szepn�� Colin i zawis� mu bezw�adnie na r�kach. Rami� obejmuj�ce jego szyj�
osun�o si�. Corel u�o�y� martwego na pryczy. W piersiach czu� kamie�. Ogarn�a go w�ciek�o��.
Nie �a�owa� straconego �ycia � Colin by� mu raczej oboj�tnym, wszystko co dla niego robi�, robi�
bardziej po to by u�wiadczy� si� w swojej szlachetno�ci i z poczucia obowi�zku. Z�y by� na los,
kt�ry skaza� go na samotno��.
Zakry� kocem wykrzywion� twarz, potem nagle targni�ty pasj� chwyci� jego ko�ce i szarpn��.
Cia�o z �omotem stoczy�o si� na pod�og�. Ci�gn�� je korytarzem jak goniony przez z�e duchy.
Otworzy� wewn�trzn� klap� grodzi, wepchn�� do �luzy martwego Colina, zamkn�� j� i uruchomi�
mechanizm zewn�trznej. Przed oczyma mia� widok rozrywanego w pr�ni cia�a pomi�dzy
pogi�tymi blachami rakiety. Zacisn�� kurczowo powieki ale to nie pomog�o, obraz nie ust�pi�,
wype�ni� ca�� �wiadomo��. Zataczaj�c si� wybieg� do sterowni, chwyci� pistolet, jednym
szarpni�ciem otworzy� drzwi prowizorycznego wi�zienia.
� Wy�a�! � rykn�� na ca�e gard�o. � Wy�a�!!
Sto Trzeci podni�s� si� powoli z pod�ogi. Ledwie dostrzegalnie drgn��, gdy ujrza� wycelowan�
w siebie luf�. Niewysoki, kr�py, o szarej twarzy na tle jaskrawopomara�czowego kombinezonu
wi�nia Pierwszej Grupy.
� No, wy�a�!! � powt�rzy� Corel, czuj�c jak s�abnie i jak prawa jego d�o� zaczyna dr�e�.
Przerazi� si� na my�l, �e tamten mo�e to zauwa�y�. Pokona� nag�y ucisk w krtani.
� To twoja wina � wychrypia� nieswoim, p�ytkim g�osem. � Ty, ty� � Nie znalaz�
odpowiedniego okre�lenia. Przed oczami zawirowa�y mu czarne p�aty, poprzez kt�re widzia�
spok�j Sto Trzeciego.
� Nie � powiedzia� nagle z szyderczym u�miechem. � Jeste� zbyt cenny, dostarcz� ci� panu,
morderco! �ywego. Jeste�my tu tylko my dwaj� � Urwa�. Reszt� si� pchn�� drzwi. Nie zd��y�
ich ju� zamkn��. Ogarn�a go nieprzenikniona, lepka ciemno��.
Ockn�� si� le��c na pod�odze pod uchylonymi drzwiami. Zacisn�� praw� pi��, by�a pusta.
Zerwa� si� z pod�ogi i zajrza� do celi.
� Tu jestem � spokojny, cichy g�os zmrozi� go. Odwr�ci� si� i napotka� spojrzenie ciemnych
�renic. Teraz dopiero wyra�nie zobaczy� jego twarz. O prostym, silnym nosie, upartych ustach i
wyra�nych ko�ciach policzkowych. Twarz pokryt� kilkudniowym zarostem. Pionowa zmarszczka
mi�dzy brwiami nadawa�a temu obliczu wyraz gniewnego skupienia, ale nic z tych uczu� nie
mo�na by�o znale�� w jego oczach.
� Siadaj � Sto Trzeci wskaza� na s�siedni fotel.
� Kpisz sobie ze mnie?! � krzykn�� Corel pr�buj�c doda� sobie odwagi.
� Nie. Sam m�wi�e�, jeste�my tu tylko my dwaj. Siadaj � powt�rzy�. Na pulpicie obok fotela
le�a�a porcja �ywno�ci i jego pistolet. Usiad� ostro�nie w mi�kkie obicie jakby mia� pod sob� ton�
trotylu.
� On umar��
Pytanie b�d�ce jednocze�nie odpowiedzi� zabrzmia�o dziwnie w ustach przest�pcy.
� Tak, przez ciebie.
� Nie mog�em przewidzie�, �e�
� Nie mog�e�!? � rzuci� Corel g�ucho, czu� ogarniaj�c� go znowu nasi�. Si�gn�� po bro�.
� To nic nie da, nab�j jest u mnie. Musia�em si� zabezpieczy�. Poczu�, �e blednie, nagle
zrobi�o mu si� zimno. Chcia� co� powiedzie�, ale j�zyk odm�wi� mu pos�usze�stwa.
� Mog�em ci� sprz�tn�� � powiedzia� Sto Trzeci jakby odgaduj�c jego my�li. � Ale to nic nie
da. Dla mnie i tak nie ma odwrotu, teraz jeste�my r�wni.
Corel nie powiedzia� nic. Po chwili spostrzeg�, �e ca�a jego nienawi�� rozp�yn�a si� w
mieszaninie nieokre�lonych wra�e�. Jeszcze nigdy nie czu� si� tak dziwnie. Spojrza� jeszcze raz na
wi�nia, twarz tamtego wcale si� nie zmieni�a, mierzy� go wci�� swymi ciemnymi �renicami.
Chyba si� u�miecha�. Corel westchn�� g��boko i wepchn�� do kabury niepotrzebny ju� pistolet.
Cisza wwierca�a si� uparcie w m�zg. Duszne, ci�kie powietrze z trudem wchodzi�o w
zm�czone p�uca. Wyczekiwanie sta�o si� katorg�.
� Wiesz, nigdy nie by�em w przestrzeni � rozbrzmia� nagle cichy, spokojny g�os. Sto Trzeci
siedzia� i wpatrywa� si� w ekran, na kt�rym md�ym blaskiem �wieci�y tysi�ce drobnych iskier. �
Zawsze chcia�em. Szkoda �e dopiero teraz� � nuta zawodu w g�osie.
� Ja mam tego dosy�, wy��cz monitor � odpar� Corel pokonuj�c zniech�cenie.
� Chc� popatrze�.
� Wy��cz � powt�rzy� z naciskiem, ogarn�o go znowu pod�e uczucie ,nienawi�ci do
wszystkiego dooko�a. Mia� wra�enie jakby ca�a kabina kurczy�a si� i zgniata�a go w sobie, przed
oczyma wci�� majaczy�a mu plama krwi w korytarzu. Nagle serce skoczy�o mu do gard�a.
Wyra�nie us�ysza� g�uche dudnienie, jakby kto� wali� od zewn�trz czym� twardym w poszycie
statku. Zerwa� si�.
� S�ysza�e�?!
� Co?
� To chyba Colin, obudzi� si�! � krzykn�� i pobieg� w g��b korytarza.
� St�j, Corel, st�j!! � wo�anie, kt�re go dobieg�o by�o poza jego �wiadomo�ci�. Kto� puka�,
trzeba zobaczy� kto. Rzuci� si� na klap� i bezmy�lnie szarpn�� za jej uchwyt. Nadbieg� Sto Trzeci,
chwyci� go mocno za r�ce i poci�gn�� w ty�.
� Wydawa�o ci si�. Tam nikogo nie ma. Nikogo, rozumiesz? � m�wi� szybko, akcentuj�c
ka�de s�owo.
� On tam jest!
� Kto?
� Colin!
� On nie �yje. Nie �yje, rozumiesz!
� Nie, nic mnie to nie obchodzi, mam ju� do�� tego wszystkiego. Oni nigdy nie przylec�, nikt o
nas nie wie. Oddaj mi nab�j, albo pozw�l otworzy� klap�! Pu��, chc� si� st�d wydosta�! � szarpa�
si� w�ciekle, lecz Sto Trzeci by� silniejszy.
� Corel, uspok�j si�, pomy�l o Ziemi, pami�tasz Ziemi�? B��kitne morze, trawa� Musisz tam
wr�ci�.
� Po co? Nikt tam na mnie nie czeka. Pu�� mnie!!
� Czeka, z pewno�ci� kto� czeka. Za �cian� nikogo me ma, to halucynacja!
� Nie! � rycza�, a g�os odbity zdawa� si� echem rozsadza� korytarz. Zacz�� mocniej si�
szarpa�, chcia� powali� tamtego na ziemi�. W pewnym momencie poczu� okropny b�l u nasady
g�owy. Straci� przytomno��.
Gdy si� ockn��, Sto Trzeci siedz�c w fotelu dysza� jeszcze po stoczonej z nim walce. Na jego
spoconej twarzy malowa� si� dziwny grymas, jakby nadal z czym� walczy�. W g�owie Corela
miarowo odzywa� si� b�l w takt t�tna, w oczach wirowa�a czerwona mg�a, a w uszach rozlega� si�
huk. Dopiero po chwili zorientowa� si�, �e to nie t�tno, �e g�osy pochodz� z zewn�trz. �Znowu� �
pomy�la� z rozpacz�.
� S�yszysz? � szepn�� przez zaci�ni�te gard�o.
� Tak, ale to nic. Po prostu halucynacja.
� Halucynacja� � powt�rzy� bezwiednie Corel czuj�c, �e balansuje na granicy ob��du.
Szalona pogo� my�li nie dawa�a si� ujarzmi�. Uni�s� si� z pod�ogi, ci�ko powl�k� do pryczy,
usiad� na niej. Z ca�ych si� potar� d�o�mi skronie. Bez rezultatu.
Nie wiedzia� ile godzin tak siedzieli, niemal fizycznie odczuwaj�c ka�dy nast�pny d�wi�k.
Robi�o si� gor�co i duszno. Corel czu� sp�ywaj�ce mu po twarzy str�ki potu. Czasem my�la�, �e to
wszystko jest tylko ob��dnym koszmarem i za wszelk� cen� pragn�� si� obudzi�. Wreszcie czuj�c,
�e czaszka p�knie mu od tego �omotu, �e nie wytrzyma i zacznie t�uc g�ow� w �cian� lub zrobi co�
jeszcze g�upszego, zebra� ca�� wol� jaka w nim pozosta�a, wsta� energicznie i wybieg� chwytaj�c
po drodze kilogramowy m�otek. Nim Sto Trzeci zorientowa� si�, Corel by� ju� przy �luzie.
Zamachn�� si� i uderzy� w bia�� tabliczk� rozdzielcz� mechanizmu grodzi. Gdzie� wewn�trz
wywalonej dziury zasycza� �uk elektryczny. Za�mierdzia�o spalon� izolacj�. Wypu�ci� m�otek z
d�oni. �elazo opad�o z g�uchym hukiem na pod�og�. Tu� za �cian� czai�o si� Nieznane, do kt�rego
odci�� sobie drog� raz na zawsze. Trzymaj�c si� �ciany, powoli powr�ci� do sterowni i pad�
bezw�adnie w fotel jakby w to uderzenie w�o�y� wszystkie swoje si�y.
Sekundy ��czy�y si� w minuty, kt�re by� mo�e by�y godzinami. Ci�gle zza grodzi dochodzi�y
tajemnicze d�wi�ki dr���ce m�zg, szarpi�ce ka�dym nerwem z osobna. Corel sam nie wiedzia�
kiedy popad� w nerwowy sen. Zbudzi� si� nagle pe�en niepokoju. Co� si� zmieni�o. Z pocz�tku nie
wiedzia� co, po parunastu sekundach spostrzeg�, �e to cisza. Piekielna, absolutna cisza.
Nas�uchiwa� d�ugo, lecz nie us�ysza� nic. Zdziwi� si�, bo ten brak d�wi�k�w wcale nie przyni�s�
mu ulgi. Spojrza� na le��cy w k�cie roztrzaskany zegar. Nie bardzo wiedzia� czy zniszczy� go
podczas wywlekania cia�a Colina, czy te� mo�e spad� on bez jego pomocy. Czas sta� si�
niewymierny. Oszcz�dza� baterie, �wiat�o ledwo si� tli�o, nie uruchamia� radia a na napraw� zegara
nie by�o go sta�. Powietrze stawa�o si� coraz g�stsze i gor�tsze. Powinien by� sprawdzi� na ile
starczy im powietrza i energii, lecz nie mia� na to si��
Chc�c zetrze� �askocz�ce kropelki potu z nasady nosa natrafi� na tward� szczecin� na policzku.
Wed�ug zarostu mog�o min�� najwy�ej trzy dni. Poczu� g��d. Zajrza� do skrytki z �ywno�ci�,
zosta�o jej ju� przera�liwie ma�o. Walczy� z my�l� by gdzie� schowa� resztki jedzenia przed
�pi�cym Sto Trzecim i korzysta� z nich samemu. W ko�cu jednak zatrzasn�� skrytk� zostawiaj�c
ca�� jej zawarto��, zadziwiony troch� swoj� reakcj�. Odg�os trza�ni�cia zbudzi� Sto Trzeciego.
Corel nabra� w p�uca powietrza. Setki pyta� cisn�o mu si� na usta, najpierw jednak spyta�:
� Zjesz co�?
� Nie, jeszcze nie.
� S�uchaj� Jak ci na imi�?
� Po co ci imi�? � �achn�� si� tamten. � Jestem wi�niem Sto Trzy, kt�rego ty eskortujesz.
� Nie chc� tak. Numer jest jaki�� nieludzki. A ja, to wszystko jest ludzkie?
� Zrozum, nie ma ju� wi�nia i cz�onka S�u�by, s� dwaj rozbitkowie.
� Teraz. A co b�dzie potem?
� Potem. Sk�d wiesz, �e b�dzie jakie� potem?! � mimowolnie podni�s� g�os. Co� dziwnego
dzia�o si� w jego umy�le. Ju� ciszej doda� No, jak?
� Seran�
� Za co� � chcia� zada� nast�pne pytanie, ale g�os uwi�z� mu w gardle. Poczu� nagle, �e nie
powinien go zadawa�, �e jest tak jak powinno by�.
�e nie musi wiedzie�. Niezale�nie od odpowiedzi ten cz�owiek poddany wyrokiem losu jego
woli, na zawsze pozostanie dla niego kim� bardzo wa�nym w �yciu. Wiedzia�, �e nie trzeba s��w.
Gdzie� w jego duszy otworzy�y si� dawno zapomniane drzwi ukazuj�c mu gam� uczu� nie znanych
dot�d. Poczu� jak rodzi si� w nim co�, co przetrwa� mo�e najci�sze pr�by losu, co� o czym s�ysza�
ale nie spotka� nigdy, czego na ziemi ju� nie ma. Rozpocz�te zdanie wisia�o w powietrzu.
Powiedzia� wi�c tylko:
� Ile? Seran, jak d�ugo?
� Na zawsze.
� Wi�c jednak� My�la�em, �e�
� Nie, za to nie ma nadziei wolno�ci. Zostaje cela taka jak sterownia i t�sknota za Ziemi�.
� Dlaczego� nie, to niemo�liwe� � Corel rozpaczliwie bi� si� z w�asnymi my�lami. �Jak
to? Te ciemne spokojne oczy mia�yby by� oczyma��
� Nie mia�em �adnego wyboru � szepn�� Sto Trzeci.
� Nie m�w nic, nie chc� � Corel niemal krzykn��, nie zdo�a� jednak powstrzyma� s��w
Serana.
� Pi�ciu ludzi. Pi�ciu ludzi� To by�o okropne, wiesz? Nie chcia�em tego� I tak nie ma ju�
dla mnie �ycia. Kiedy tamten umar�, a ty wymierzy�e� we mnie pistolet mia�em nadziej�, �e
sko�czy si� to wszystko. Nie mog� sobie tamtego darowa� Potem zabra�em tw�j rewolwer i
chcia�em sam, ale wtedy pomy�la�em, �e we dwoje jest zawsze lepiej, �atwiej. Ja mam mo�liwo��
wsz�dzie, ju� nawet tam� uciec od siebie. Ty by�e� inny od wszystkich i dlatego�
� Nie, wcale nie by�em inny. Gdyby na moim miejscu znalaz� si� kto� z za�ogi powiedzia�by�
to samo. Czysty przypadek.
� Ten kto�� Chocia� mo�e jest tak jak m�wisz.
Oczy ich spotka�y si�. Serana emitowa�y dziwne b�yski. Corel odpowiedzia� u�miechem. W
jednym momencie znik�a przestrze� napawaj�ca strachem i szale�stwem, znik�a ciasna duszna
kabina. Nic nie mia�o znaczenia, teraz nie by�a wa�na �adna sprawa. Cisza sta�a si� cudown�
muzyk�. Czasem zamieniali kilka s��w, kr�tkich, urywanych zda�. Przewa�nie nie m�wili jednak
nic, nie potrzeba by�o. Odosobnienie by�o dla nich ucieczk� przed powszednimi sprawami. Nawet
problem ich przetrwania odp�yn�� gdzie� w dal. Corela nie przera�a� ju� widok czarnego nieba.
Dostrzega� w tym obrazie co� wi�cej. Fascynowa�a go niesko�czona przestrze�, lecz nie czu�
wobec niej w�asnej nico�ci. Tu by� jego dom. Wpatrzony w ekran, przepe�niony przedziwnymi i
wspania�ymi uczuciami zupe�nie straci� rachub� czasu.
Statek zbli�a� si� z zapalonymi �wiat�ami. Po kr�tkim czasie wype�ni� niemal po�ow� monitora.
W ko�cu oderwa�a si� od niego niewielka kapsu�a ratownicza. Stali obaj przed ekranem bez s�owa.
Corel obok ulgi odczuwa� dziwny i pot�ny smutek.
� To ju� koniec � powiedzia�. Pochyli� si� nad pulpitem, przycisn�� odpowiedni guzik. Do
pomieszczenia z szumem wpad� tlen z zapasowych butli. Od razu �atwiej by�o oddycha�, ale jego
my�li nadal b��dzi�y wok� jednego faktu. Koniec tego najtrudniejszego i najbardziej niezwyk�ego
lotu w jego marnym �yciu. Wpatrywa� si� w kapsu�� raczej jak w widmo �mierci ni� ocalenia.
Nagle zda�o mu si�, �e uleg� z�udzeniu, bowiem stateczek miast kierowa� si� ku nim pop�yn�� ku
ty�owi rakiety.
� Co oni tam robi�? � szepn�� do siebie pochylaj�c si� nad pulpitem jakby chcia� wej�� w
ekran. W��czy� nas�uch. Uszkodzone anteny odbiorcze dawa�y same nieokre�lone szumy. Na
karku poczu� szybki oddech Serana.
Nagle g�o�nik zaskrzecza�:
� AD 5, AD 5 do Bazy, AD 5 do Bazy! Mamy rozbitk�w. Jak mnie s�yszycie?
� Baza do AD 5, zrozumia�em.
�Jakich rozbitk�w? Czy ja zwariowa�em?!� pomy�la� i bez zastanowienia, odruchowo porwa�
mikrofon i krzykn�� na ca�e gard�o:
� Do AD 5! Do AD 5! Tu RK 110! Jeste�my tutaj w sterowni! Os�upia�, gdy us�ysza�:
� AD 5 do Bazy. Mamy jeszcze jednych. Musia�y zewrze� si� gro� Corel zerwa� si� i pobieg�
do �luzy. Pomy�la�, �e zwariuje � ci�nieniomierz spoczywa� na zerze. Ze zd�awionym okrzykiem
rozpaczy i w�ciek�o�ci uderzy� go zwini�t� pi�ci�. Strza�ka drgn�a jakby obudzona. Skoczy�a i
zatrzyma�a si� w po�owie skali.
Poczu� jak sufit korytarza wali mu si� na g�ow�. �Wi�c wystarczy�o tylko uderzy� w aparat.
Statek jest ca�y. Tylko grod� si� zawar�a i zaci�� ci�nieniomierz� Zniszczy�em mechanizm my�l�c
�e ratuj� sobie �ycie a tymczasem odci��em si� od reszty� A oni tam my�leli identycznie to
samo��
Ogarn�a go fala niepowstrzymanego �miechu. �mia� si� g�o�no, chrapliwie, nerwowo. Zwija�
si� i rechota� nie mog�c przesta� mimo, �e wewn�trznie wcale nie by�o mu do �miechu, czu�
idiotyzm sytuacji.
� Seran! � zawo�a� z trudem chwytaj�c powietrze. � Sp�jrz tu! � wskaza� zdumionemu Sto
Trzeciemu. � Strza�ka zaci�a si�, a ty�
Nagle spowa�nia�. W oczach tamtego by�o co�, co kaza�o mu zamilcze�.
� Sko�czy�o si�, znowu jeste�my po obu stronach barykady.
� Nie, nigdy�
� Przesta� ple�� g�upstwa, przed tob� ca�e �ycie, mnie i tak nic ju� nie pomo�e. � Sto Trzeci
wyj�� z kieszeni zapomniany ju� nab�j i rzuci� go na pod�og�.
� Nie, nie� � Corel nie m�g� powiedzie� nic innego, obezw�adni�o go poczucie bezsilno�ci.
� Tak, to ju� koniec � g�os tamtego by� ledwo s�yszalny i bezbarwny.
� Seran, zawdzi�cza�bym tobie �ycie gdyby nie ten przypadek. Ale licz� si� intencje� �
Urwa�, czuj�c jak co� d�awi�cego podje�d�a mu do gard�a.
� Znowu wygadujesz bzdury. Ja chcia�em ci tylko powiedzie� � Sto Trzeci m�wi� bardzo
powoli. Jego niezm�cenie spokojne, stalowe �renice zdawa�y si� przenika� Corela na wskro� � �e
to by�y najpi�kniejsze chwile mojego �ycia.
Wyci�gn�� d�o�. By�a ch�odna i mocna w u�cisku. Corel patrzy� mu prosto w oczy i pragn��, by
ta chwila trwa�a wiecznie. Powoli, bardzo powoli Seran cofn�� si� i ci�kimi krokami poszed� do
sterowni.
�Masz teraz!� my�la� Corel staraj�c zada� sobie wypowiadanymi w my�li s�owami jak
najwi�cej b�lu. �Masz, czego chcia�e�. Dowioz�e� go, teraz dostaniesz pochwa�� za utrzymanie
wi�nia, a on, on rzuci si� na kt�rego� innego stra�nika by nie cierpie� samotno�ci do ko�ca �ycia.
Ty by�e� szcz�liwy, a on� on i tak zginie. Zginie!� � powtarza� w duchu patrz�c na b�yszcz�c�
ob�� kropl� u swych st�p. Podni�s� j� z pod�ogi i w�o�y� do magazynka. W jednej sekundzie podj��
decyzj�.
Nogi mia� jak z o�owiu, ka�dy krok by� walk�. Metal rewolweru zdawa� si� wa�y� ton�. Stan��
w drzwiach sterowni. Na tle ekranu rysowa�y si� szerokie plecy wi�nia obleczone w jaskrawy,
obrzydliwy kombinezon. Zrobi� nadludzki wysi�ek by unie�� r�k� i uczyni� jeszcze jeden krok.
� Seran� � niemal j�kn��. Dr�a� na ca�ym ciele. � Seran � powt�rzy� i szybko doda� � To
jedyne co mog� dla ciebie zrobi�!
Kr�pa posta� odwr�ci�a si�. Corel czu� jak mi�kn� mu nogi. Na twarzy Sto Trzeciego odbi�o si�
jakby zdumienie.
Z bezg�o�nym krzykiem nacisn�� spust. Huk wystrza�u rozdar� cisz� i odbi� si� echem po�r�d
wi�za� rakiety. Corel chcia� zamkn�� oczy ale nie zrobi� tego. Widzia� jak w zwolnionym filmie
ka�dy szczeg�. Wyraz zdumienia na twarzy tamtego ust�pi� grymasowi b�lu.
� Dzi�kuj� ci � szept zabrzmia� wyra�niej od wystrza�u. � Warto by�o. Jaskrawo ubrana
sylwetka zgi�a si� wp� i jak podci�te drzewo osun�a na ziemi�. Obraz w oczach Corela zamaza�
si�. Opu�ci� r�k�, nie czu� ci���cego mu w d�oni metalu. Z rozpacz� my�la�, ogl�da� oczami ducha
jak gdzie� w jego wn�trzu co� rozpada si�, z hukiem wali w gruzy. Wszystkie my�li ulecia�y gdzie�
w pustk� a on wiedzia�, �e straci� co�, czego ju� nigdy wi�cej nie spotka.
Sta� d�ugo. Lekko pochylony, z opuszczonymi r�koma. T�po spogl�da� na le��ce cia�o swego
jedynego w �yciu przyjaciela. W ciemnych otwartych oczach Sto Trzeciego zastyg�a, nuta
zrozumienia. Pionowa rysa mi�dzy uniesionymi lekko brwiami nie zak��ca�a dziwnego spokoju tej
twarzy. W k�ciku upartych ust czerwienia� w�ski strumyk krwi. Seran nadal zdawa� si� przenika�
tym swoim wzrokiem problemy tego �wiata. Chyba si� u�miecha�.
Ogarn�� Corela dziwny, niezm�cony niczym spok�j. Za jego plecami rozleg� si� specyficzny
syk otwieranej �luzy.
� Ratunek � pomy�la� bez �adnego uczucia.
Uni�s� oczy znad cia�a wi�nia nr 103. Za szyb� ekranu jarzy�y si� tysi�ce gwiazd, zawsze
takich samych. Zimnych i oboj�tnych.