15813
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 15813 |
Rozszerzenie: |
15813 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 15813 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 15813 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
15813 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
UCZUCIA POWRACAJĄ
Diana Blayne
Rozdział pierwszy
Od samego rana wszystko układało się źle. Dwa najlepsze szkice Keeny Whitman zostały
zniszczone, kiedy Faye rozlała na nie kawę. Musiała robić wszystko od nowa, a jej klienci bardzo
niecierpliwili się, że muszą czekać. Spóźniła się na umówiony ze znajomymi lunch, a jakby tego
było mało, dowiedziała się, że wykroje bluzek, nad którymi pracowała cały zeszły tydzień, muszą
zostać niezwłocznie poprawione.
Kiedy wieczorem znalazła się w swoim mieszkaniu na Manhattanie, była zupełnie wykończona.
Zrzuciła z nóg pantofle na wysokich obcasach, wyciągnęła się na przykrytym niebieską, aksamitną
narzutą tapczanie i westchnęła ciężko. Ile to już czasu minęło od chwili, kiedy zaczęła pracę w
tym wielkim Domu Mody? Zaczynała od zera, a teraz miała własny dom i była jedną z najlepszych
projektantek w kraju. Mimo to, nie czuła się w pełni szczęśliwa. Czegoś w jej życiu brakowało.
Czegoś, co pobudzałoby ją do działania. Keena nie miała nawet pojęcia, co to może być.
Prawdopodobnie paskudna zimowa pogoda była powodem tej chandry. Z upragnieniem czekała na
wiosnę, na ciepłe promienie słońca i delikatny powiew wiatru. O takiej porze roku zawsze czuła się
dużo lepiej.
Leżała na plecach i wpatrywała się w sufit. Była szczupłą, zgrabną kobietą, o krótkich ciemnych
włosach i oczach tak zielonych jak wiosenna trawa. Miała brzoskwiniową cerę i idealnie wykrojone usta.
Pomimo swoich dwudziestu siedmiu lat, wyglądała bardzo dziewczęco. Na pierwszy rzut oka, nikt nie
powiedziałby, że ma ogromne doświadczenie życiowe. A przecież Nicholas stwierdził, że je ma.
Nicholas. Zamknęła oczy i uśmiechnęła się. De czasu już upłynęło od chwili, kiedy Nicholas Coleman
zaproponował jej pracę asystentki w swoim Domu Mody? Minęło sześć lat Spotkała go zaraz po
ukończeniu szkoły. Tak bardzo bała się wtedy potężnego mężczyzny o nazwisku Coleman, którego biuro
mieściło się w jednym z drapaczy chmur w Atlancie.
Tydzień czasu przygotowywała się na spotkanie z tym człowiekiem. Straciła wtedy mnóstwo nerwów.
Wiedziała, że Coleman szuka nowych talentów, a ona przecież jeszcze nic sobą nie reprezentowała.
Do tej pory pamięta, jak bardzo obawiała się tego mężczyzny o poważnej twarzy, który zdawał się nigdy nie
uśmiechać.
- Pokaż, co potrafisz, kochanie - odezwał się cynicznie.- I nie bój się, nie będę bił.
Drżącymi rękami rozłożyła swoje rysunki na politurowanym blacie biurka i ze ściśniętym gardłem
czekała na jego reakcję. Jednak ani jego twarz, ani brązowe, głęboko osadzone oczy nie wyrażały żadnych
uczuć. Pokiwał głową i to było wszystko. Potem okręcił się na obrotowym krześle i spojrzał na nią.
-Praktyka?
- Tylko tyle, co w szkole. Mój ojciec jest krawcem i często pomagałam mu, gdy przyjeżdżałam na ferie do
domu...
- Gdzie jest ten dom? - przerwał jej.
-W Ashton.
Skinął głową i poprosił, by kontynuowała, wydawał się jednak nie przejawiać żadnego zainteresowania
tym, co mówi.
- Od niego też się wiele nauczyłam - wymamrotała. - A projektowanie ubrań zawsze było moją
największą pasją. Och, panie Coleman, wiem, że potrafię to robić. Proszę tylko dać mi szansę. Wiem, że
potrafię. - W te słowa włożyła całe swoje serce i młodzieńczy entuzjazm. - Wiem, że trzeba ogromnego
doświadczenia do tego rodzaju pracy, ale jeśli da pan mi szansę, obiecuję, że pana nie zawiodę.
Zaprojektuję ciuchy, jakich pan jeszcze nie widział. Będę pracować w weekendy, nie chcę żadnych
wakacji, ja....
- Miesiąc - wpadł jej w słowo. - Tyle czasu dostanie pani, by udowodnić, co jest warta.
Potem zaproponował pensję, pożegnał ją skinieniem głowy i zajął się starannie poukładanymi na biurku
papierami. Był żonaty, ale po kilku dniach pracy Keeny, jego żona zmarła na atak serca. Byli
małżeństwem przez dziesięć lat. Wszyscy bezustannie o tym rozmawiali, ale dziewczyna nie zwracała
uwagi na plotki. Mówiono, że Coleman zdradzał żonę i dlatego zachorowała. Keena nie chciała wierzyć,
że zdrada małżeńska mogłaby być przyczyną ataku serca i ostro odpowiedziała jednej z kobiet, że pan
Coleman z pewnością do tego typu mężczyzn nie należy. Miała wrażenie, że ten człowiek ma dobre serce.
Zresztą, nie trzymałby na biurku zdjęcia żony, gdyby jej nie kochał.
Nie wiadomo, w jaki sposób ta niewinna rozmowa dotarła do niego. Tydzień później odszukał ją w
kantynie podczas przerwy na lunch i poprosił o wyjaśnienia.
- W takich sytuacjach zawsze powstają plotki - powie
działa, trzymając w ręku plastikowy kubek z kawą.
Uśmiechnął się, słysząc jej słowa, a Keena pomyślała, że to pierwszy uśmiech po śmierci żony.
Pani Coleman była prawdziwą pięknością. Miała długie blond włosy i filigranową sylwetkę. Była
zupełnym przeciwieństwem potężnego, ciemnowłosego mężczyzny, jakim był jej mąż. Widać, że bardzo
cierpiał po jej śmierci. Jego temperament powoli stawał się legendą. Więcej czasu spędzał w fabryce, niż w
biurze, często odwiedzał konkurencyjne firmy. Jasne było, że szwankuje mu zdrowie, a organizm
domaga się odpoczynku. Włosy zaczęły srebrzyć się na skroniach, a pod oczami pokazały się ciemne
cienie. Za to interes kwitł coraz piękniej. Ktoś powiedział, że pan Coleman już od dawna jest bilionerem.
Inny dodał, że ma zamiar stworzyć największe w Ameryce imperium i chce przejąć inne firmy. Tylko
Keena zdawała się dostrzegać, jak bardzo samotny jest ów niezmordowany biznesmen. Pozostali
pracownicy mogli myśleć, że ich szef ma stalowe zdrowie i nerwy, ale ona była pewna, że tak nie jest.
Czasami spotykała go w windzie czy w kafeterii, a pewnego razu podszedł do jej stolika w kantynie.
Trzymając w ręku kubek kawy, dosiadł się do stolika, przy którym siedziała z koleżanką, tak jakby
codziennie spotykał się z nimi w tym miejscu.
- Jak idzie panno Przyszła Sławna Projektantko? - zapytał, przesyłając Keenie rozbawione spojrzenie.
Keena roześmiała się i stwierdziła, że redaktorzy z „Women's Wear Lady" zabijają się, by zrobić z nią
wywiad. Dziwiła się bardzo, że o tym nie słyszał.
Margaret szybko dopiła kawę, przeprosiła ich i odeszła.
- Czy powiedziałem coś, czego nie powinienem? ~ zapytał Nicholas, spoglądając za wychodzącą młodą
kobietą.
- Tak to już jest, że pracownicy są skrępowani w towarzystwie przełożonych - wyjaśniła sucho.
- Ale pani tak się nie czuje.
- Nie - zgodziła się - ale ja zawsze byłam inna niż wszyscy.
Zachichotał i upił łyk kawy.
- A propos', pani wzory zostały zatwierdzone. Ponoć są zupełnie wyjątkowe.
- Świetnie. Zaakceptowali je pomimo wysokiej ceny. Mam nadzieję zarabiać na tym dziesięć tysięcy
dolarów rocznie. Proszę pamiętać, że jeszcze nie pokazałam, co potrafię.
-Tupeciara.
-Taka już jestem.
Potrząsnął głową z udaną desperacją.
- Jest pani niepoprawna.
Przyjrzała się siedzącemu naprzeciwko mężczyźnie. Wyglądał jak prawdziwy biznesmen.
Miał na sobie elegancki szary garnitur, który opinał jego szerokie barki. Niemal natychmiast spuściła
wzrok.
Od tej pory kilkakrotnie zapraszał ją na kawę albo kolację. Zawsze spędzali czas miło gawędząc.
Pewnego razu zapytała go, czy ma jeszcze jakąś rodzinę. Odpowiedział, że niechętnie rozmawia na ten
temat.
- To ciągle boli, prawda? - odezwała się cicho. Spojrzał na nią, a jego twarz stężała.
- Przepraszam, ale nie rozumiem. Odważnie zajrzała mu w oczy.
- Tęskni pan za nią.
Miała wrażenie, że czyta w jej myślach, ale po chwili zauważyła, że opuszcza go napięcie.
- Tęsknię za nią jak diabli - przyznał, uśmiechając się
nieśmiało. - Była najwspanialszą kobietą, jaką kiedykolwiek znałem, i to pod każdym względem.
Kochająca, uczciwa i nieśmiała. - Westchnął ciężko, a jego twarz za chmurzyła się. - Czasami kobieta
potrafi jednym słowem doprowadzić mężczyznę do szału. Ale Misty samym spojrzeniem sprawiała, że
czułem się mężczyzną w każdym calu. Pobraliśmy się, ponieważ trzeba było utrzymać rodzinny interes.
Dopiero potem desperacko pokochaliśmy się nawzajem. - Spojrzał na Keenę. - Tak, bardzo za nią
tęsknię. Uśmiechnęła się do niego.
- Ale był pan szczęśliwy. Popatrzył na nią z ukosa.
- Szczęśliwy?
- Są ludzie, którzy przechodzą przez życie w ogóle nie zaznając miłości. Kochać i być kochanym... to
musi być wspaniałe uczucie - zakończyła nieśmiało. - A pan doznawał tego przez dziesięć lat
Zajrzał jej głęboko w oczy, ale zaraz odwrócił wzrok.
- Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób.
- A powinien pan. - Jej głos był łagodny i cichy. Mężczyzna rozmyślał o tym, co przed chwilą usłyszał,
a ona zręcznie zmieniła temat opowiadając o zmianach, których dokonała we wzorach wykrojów.
Myślała, że to smutne, iż on i Misty nie mieli dzieci. Nie czułby się teraz taki samotny. Wiedziała, że jej
towarzystwo jest dla niego pewnego rodzaju pociechą. Mieli podobne zdania na wiele tematów. Niewiele
różnili się też zainteresowaniami. Lubili rozmawiać o balecie, teatrze, muzyce klasycznej i sztuce. Był dla
niej zarówno mentorem, jak i przyjacielem, opiekunem i doradcą. Nicholas nigdy jej niczego nie narzucał,
ale zawsze chętnie służył swoim doświadczeniem. Badawczo przyglądał się każdemu z jej adoratorów i
zawsze, bez względu na to, czy sobie tego życzyła czy nie, wypowiadał swoje zdanie na ich temat. Jeżeli
zmuszona była pracować do późna, odwoził ją do domu.
Kiedy doszedł do wniosku, że jest już dostatecznie przygotowana, znalazł jej posadę w najlepszym
Domu Mody w Nowym Jorku. Dodawał jej odwagi, udzielał poparcia; kiedy trzeba było, beształ i straszył,
dopóki nie wspięła się na szczyt. Było to bardzo duże osiągnięcie, zwłaszcza dla córki ubogiego krawca z
Ashton w stanie Georgia. Keena nie chciała pamiętać o swoim dzieciństwie. Tak naprawdę, Nicholas był
jedyną osobą, z którą rozmawiała na ten temat. Chyba dlatego, że jest zupełnie wyjątkowy. Był jej
jedynym przyjacielem od czasu, kiedy opuściła Ashton. Niedługo potem, jak zamieszkała w Nowym Jorku,
Nicholas wynajął tam apartament. Keena z ulgą przyjęła tę wiadomość.
Rozdział drugi
Zadzwonił telefon, ale kobieta była tak bardzo zatopiona w swoich myślach, że niemal go nie słyszała.
Zatrudniała Mandy, która zwykle odbierała telefony, parzyła kawę i gotowała posiłki. Dzisiaj miała wolny
dzień i Keena dopiero po piątym sygnale uświadomiła sobie, że sama musi podnieść słuchawkę.
- Hallo? - wymamrotała ziewając.
- Ty też masz dzisiaj zły dzień? - doszedł ją głęboki, rozbawiony głos. - Włóż na siebie coś ładnego, bo
zabieram cię na obiad do „The Palace".
Ożywiła się.
- Och, Nicholas, nie byliśmy w tej knajpie od wieków! Serwują tam najwspanialszy mus czekoladowy.
- Wystarczy ci pół godziny? - zapytał zniecierpliwiony. - O jedenastej mam samolot do Paryża. Nie
zostało nam dużo czasu.
- Czy nikt nigdy nie mówił ci, że ludzie, którzy się spieszą, chorują na wrzody żołądka? - Keena
wydawała się rozdrażniona.
- Nie. Masz pół godziny.
Wpatrywała się w głuchą słuchawkę.
- Nicholas jest taki zagadkowy - mruczała do siebie,
zakładając zieloną, aksamitną sukienkę z głębokim dekoltem w kształcie litery V. Był urodzonym
biznesmenem, ale ostatnio pracował zbyt ciężko. Rozumiała, że rzucił się w wir pracy po to, by
zapomnieć o Misty, Jednak zbyt dużo chciał wymazać z pamięci,
Keena była już gotowa i czekała, aż zabrzęczy dzwonek. Natychmiast otworzyła drzwi, a kiedy zobaczyła
Nicholasa w stroju wieczorowym, jak zwykle zaparło jej dech w piersiach. Ciemnooki, ciemnowłosy,
o smagłej karnacji - był mężczyzną, o którym mogły marzyć wszystkie kobiety. Gdyby Keena nie była
uprzedzona do mężczyzn, gdyby potrafiła zapomnieć o fatalnym w skutkach romansie, który przeżyła gdy
była bardzo młoda, z pewnością zakochałaby się w nim po uszy. Często widywała Nicholasa i wiedziała,
jakie wrażenie robi na kobietach. Może więc dlatego nie chciała ryzykować dołączenia do grona
niewiast, oczekujących na skinienie ręki Nicholasa. Mężczyzna ten tak bardzo przeżywający śmierć
swojej żony, nie był zresztą w stanie zaangażować się w żaden związek. Keenie natomiast bardzo
odpowiadała pozycja przyjaciółki i powiernicy Nicholasa. Wolała to, niż być jego zdobyczą na jedną noc.
Spojrzenie przybysza ślizgało się po jej sylwetce, dokonując niedbałej oceny.
- Wspaniale - powiedział, uśmiechając się ironicznie. -Możemy już iść?
- Umieram z głodu - powiedziała, gdy znaleźli się w pustej windzie, a Nicholas nacisnął guzik z
numerem jeden. -Czuję się tak, jakbym nie jadła od tygodnia.
- Tak też wyglądasz - mruknął nieprzyjemnie. - Dlaczego, do diabła, nie zrezygnujesz z tej cholernej
diety i nie zaczniesz jeść mięsa?
- I kto to mówi! - Rzuciła mu wyzywające spojrzenie. -Przypomnij sobie, jak nie miałeś siły, by
wspiąć się na wzgórze.
- Przysunął się bliżej, a oczy mu pociemniały.
- Uważasz, że jestem gruby, tak? - zarzucił jej. Złapał
kobietę za ręce i podniósł je do swoich ramion. - Dotknij
mnie. Sprawdź, czy jest tu chociaż gram tłuszczu.
Ogarnęło ją dziwne wrażenie. Spodziewała się poczuć w ustach smak wody, a rozkoszowała się
wykwintnym winem. Nigdy nie przypuszczała, że pierś i ramiona Nicholasa są tak szerokie i wspaniale
umięśnione. Odurzył ją zapach tytoniu i dobrej wody kolońskiej. Nigdy przedtem nie zauważyła, jak
piękne rysy ma jego twarz. Nie przypuszczała, że wpatrywanie się w te ciemne oczy może być tak . I
ekscytujące. Byłoby bezpieczniej, żeby nigdy o tym się nie dowiedziała. Dłonie błądziły po gładkim
materiale jego eleganckiej marynarki, zatrzymując się tam, gdzie wyczuwała potężne muskuły.
-I co? - zapytał nieco zachrypłym głosem, spoglądając na nią z góry.
- Ty... Nigdy nie myślałam, że jesteś tak wspaniale
zbudowany - wyjąkała.
Spojrzeli sobie w oczy, a czas zdawał się zatrzymać, podczas gdy oni doświadczali dziwnej,
nieznanej dotąd intymności.
Nie od razu uświadomili sobie, że winda zatrzymała się, a drzwi rozsunęły. Oszołomiona kobieta
niezgrabnie ruszyła w stronę wyjścia. Na zewnątrz czekał na nich biały rolls-royce z Jimsonem za
kierownicą.
- Dlaczego nigdy nie dajesz kierowcy wolnego dnia? -zapytała, gdy znaleźli się na tylnym siedzeniu
oddzielonym od kierowcy szklaną przegrodą. Mogli zachowywać się zupełnie swobodnie.
- Ostatnio jest mi ciągle potrzebny, bo pracuje dwadzieścia pięć godzin na dobę.
- Nie jestem przyzwyczajona do jeżdżenia takimi samochodami - westchnęła, opierając głowę o
skórzany podgłówek.
- A co w tym złego?
- Nic! Chciałam powiedzieć, że niewielu ludzi jeździ
rollsami, zwłaszcza białymi. - Roześmiała się.
Usiadł bokiem i położył potężne ramię na oparciu siedzenia. Jego oczy błyszczały, a na ustach błąkał się
nieznaczny uśmiech.
- Ale co w tym złego? - powtórzył pytanie, cedząc słowa.
Przestraszyła się błysków, które pojawiły się w jego oczach. Dlaczego patrzył na nią w taki drapieżny
sposób. Co miało znaczyć to ciemne, pełne grozy spojrzenie?
- O nic. Chodzi o to, że za każdym razem, gdy nim jadę, czuję się wyróżniona. To wszystko.
- Powinnaś być wyróżniana, Keeno. - Sposób, w jaki wypowiedział jej imię, przyprawił kobietę o
dziwne dreszcze.
- Ponieważ jestem sławna i bogata, a każdy w Ashton szczyci się, że Keena Withman pochodzi z tego
miasta -zakpiła z samej siebie.
Nicholasowi nie podobały się jej słowa. Nie chodzi mi o to, że byłaś małą panną Nikt z Ashton.
- Ważne, że wiesz kim jesteś teraz i znasz swoją wartość. A oprócz tego, jesteś piękną kobietą.
Gdyby na nią patrzył, zobaczyłby, jak bardzo jest zaskoczona. Keena była wdzięczna za ciemność,
która nagle zapanowała w samochodzie i dźwięk klaksonu, który na chwilę zainteresował Nicholasa.
- Cholerne korki - mruknął pod nosem.
Gdy spojrzał na Keenę ponownie, jego twarz miała dziwny wyraz.
- Z pewnością wielu mężczyzn mówiło ci, że jesteś piękna. Obawiam się, że słyszałaś tego typu
pochlebstwa setki razy.
Omiótł wzrokiem jej zgrabną sylwetkę. W męskich oczach było tyle podziwu i aprobaty, że kobieta
przestraszyła się nie na żarty. Nicholas nigdy przedtem nie zachowywał się w taki sposób.
- Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz? – wyszeptała nieśmiało.
Zajrzał jej głęboko w oczy.
- Zastanawiam się, jakie to uczucie kochać się z tobą.
Poczuła mrowienie w stopach. Ciśnienie krwi nagle wzrosło. Była zupełnie oszołomiona.
Nicholas zachichotał. Keena poczuła irytację, jednak nie miała tyle śmiałości, by uzewnętrznić swoje
uczucia.
- Mój Boże, a co to za reakcja - mruknął, rozpierając się
wygodnie na siedzeniu i głośno wzdychając. - Chciałem
tylko, żebyś zwróciła na mnie uwagę.
Spojrzała na niego.
- Osiągnąłeś swój cel i co dalej?
- Wracaj do teraźniejszości. Nie cierpię użalania się nad sobą. Mam dość własnych problemów, nie
muszę się cofać do twojej przeszłości, żeby mieć ich jeszcze więcej. A jeśli chodzi o ten drugi temat, to
poczekaj, aż wrócę z Paryża.
- O jakich problemach mówisz? Zacisnął usta.
- Maria.
Maria była jego kochanką. Zanim Nicholas zapoznał je ze sobą, Keena wielokrotnie czytała o ich
związku w kronikach towarzyskich. Nie przejmowała się tym jednak. Był 1 czterdziestoletnim, zdrowym,
pełnym wigoru mężczyzną, byłoby więc absurdem, gdyby oczekiwała, że do końca życia pozostanie
samotny. Pewnego wieczoru, gdy wybrała się z dopiero co poznanym młodym, wesołym brunetem do
modnej restauracji, dostrzegła ich tańczących w przeciwnym końcu sali. Byli do siebie tak blisko
przytuleni, że zrobiło się jej bardzo nieprzyjemnie. Poprosiła swojego partnera, by natychmiast odwiózł
ją do domu. Nienawidziła uczucia zazdrości, które od tamtej pory zaczęło panoszyć się w jej sercu. Robiła
wszystko co w jej mocy, by ukryć, że dźwięk jej imienia wywołuje w niej agresję.
- Coś nie tak? - Starała się, by jej głos zabrzmiał naturalnie.
- Nie chce uwierzyć, że wszystko skończone - powiedział krótko. - Wydzwania do mnie dwa razy
dziennie i płacze. Twierdzi, że nie potrafi żyć beze mnie. Beze mnie, mój Boże, ale za to z dwoma
diamentowymi naszyjnikami, nowym porsche i gronostajowym futrem!
- Może naprawdę brakuje jej ciebie - zasugerowała, siląc się na obiektywizm. Za nic w świecie nie
przyznałaby się, że poczuła dziwną ulgę.
- Brakuje jej rolls-roysa, kochanie, nie mnie. - Zaśmiał się ponuro.
- Skoro ktoś jest dobry w łóżku... - zaczęła, a jej policzki oblał krwawy rumieniec.
-Rolls czy ja?
- Myślę, że może brakować jej ciepła. – Uśmiechnęła się.
Dojrzała wesołość w jego ciemnych oczach.
- Wyobrażasz sobie, że byłem ciepły?
- Jak piec hutniczy - zażartowała. - Czy wyjeżdżając do Paryża chcesz uciec od Marii?
- To wcale nie jest śmieszne! - powiedział ponuro.
- Wcale nie uważam, że jest. Ale twoje życie prywatne -myślę o kobietach, jest jedną wielką przygodą.
Moim zdaniem, powinieneś ponumerować swoje partnerki, bo w przeciwnym razie nigdy się ich nie
doliczysz.
- Cieszę się, że cię to bawi - powiedział zimno.
- Przecież to ty zawsze dokuczasz mi na ten temat.
Zatrzymał na niej swe ciemne oczy.
- Ale ty nie masz życia prywatnego. Przynajmniej, jeżeli
chodzi o przygody miłosne.
Zdziwiona podniosła brwi.
- Dlaczego jesteś taki pewien?
- Od dawna cię obserwuję, i to znacznie uważniej, niż przypuszczasz. Wiem, że długo nie miałaś
nikogo.
- Może i ja powinnam wynająć prywatnego detektywa?
- A co chciałabyś wiedzieć? - Uśmiechnął się złośliwie. - Wal śmiało. Odpowiem na każde pytanie.
Poważnie spojrzała na niego.
- Mam ochotę zadać ci pytanie bardzo osobiste. Jestem pewna, że zaczerwienisz się po czubki uszu.
- Nawet o tym nie marz, kochanie.
- Założę się, że miażdżysz je w łóżku.
Uniósł brwi w geście wyrażającym zdziwienie.
- Czy, twoim zdaniem, jest tylko jedna pozycja? - zapytał z niewinnym wyrazem twarzy.
Jej twarz oblała się krwawym rumieńcem. Nicholas siedział obok i obserwował ją, śmiejąc się cicho, jak
gdyby jej zmieszanie budziło w nim radość.
- Zamiast do teatru, powinienem zabierać cię na pogadanki dotyczące przeszkolenia seksualnego. Mam
wraże nie, że masz bardzo mało wiadomości na ten temat.
Otworzyła usta, by wyrazić swoje oburzenie, ale delikatnie podniósł do ust jej dłoń i pocałował końce
palców. Nie oczekiwała takiego zachowania ze strony mężczyzny. Serce zaczęło głucho walić w piersi.
Patrzył jej prosto w oczy, przysuwając się bliżej i nie wypuszczając ręki.
Dotknął dłonią Keeny własnego policzka, przez cały czas przyglądając się jej, jakby była niezwykle
cennym, rzadkim okazem.
- Zwykle podpieram się na łokciach - szepnął pieszczotliwym głosem, przyciągając ją jeszcze bliżej do
siebie. -
Żadna z moich partnerek nigdy nie narzekała. Chcesz, żebym ci to udowodnił?
Miała wrażenie, że już nigdy nie uda się jej złapać oddechu. Całym ciałem targały dziwne dreszcze.
Patrzyła na niego i nie miała dość siły, by odwrócić wzrok. Odczuwała leż niepokojący strach.
- Ty mały tchórzu. - Zajrzał jej głęboko w oczy, które wyrażały przerażenie ściganego zwierzęcia. –
Naprawdę tak bardzo się mnie boisz?
Chrząknęła.
- Jestem głodna - skłamała.
-Mnie?
Wyrwała rękę z jego uścisku i spuściła oczy. Obserwowała teraz Nicholasa kątem oka, rzucając krótkie,
nerwowe spojrzenia w jego stronę. W tej chwili tak bardzo przypominała osaczone zwierzątko.
- Nie wygłupiaj się - zachichotał. - Myślisz, że mam zamiar kochać się z tobą na oczach Jimsona?
- Jimson robi wszystko, by nie spoglądać w lusterko -powiedziała drżącym głosem. - A to, co tu
opowiadasz, wcale nie wydaje mi się zabawne.
- Nic na to nie poradzę. Wyglądasz tak słodko, kiedy się złościsz. - Delikatnie dotknął ustami jej czoła. -
Czy przez te wszystkie lata choć raz zastanowiłaś się, jakim mógłbym być kochankiem?
Pochyliła głowę.
- Tak - odparła po długiej chwili milczenia, gdyż po prostu nie potrafiła go okłamywać.
- No i co? - nalegał. - O czym pomyślałaś?
Spojrzała na niego z nieznaną dotąd nieśmiałością.
-Że jesteś ciężki.
Zaśmiał się cicho. -I co jeszcze? Wzruszyła ramionami.
- Czuły - szepnęła, a ich oczy spotkały się. - Cierpliwy. Może trochę brutalny.
- A nie wymagający? - zapytał cicho.
- A jesteś? - Wyrwało się Keenie.
- To zależy od kobiety. Potrafię być cierpliwy. I czuły, kiedy chcę taki być.
- A jaka... jaka powinna być twoja partnerka?
Skupił na niej wzrok, jego oczy pociemniały, a twarz zmieniła się pod wpływem emocji, które
opanowały to potężne ciało. Keena czuła, że coś ich łączy, jakaś dziwna nić, uczucie, którego nigdy
przedtem nie miała okazji doświadczyć.
- "Palace", proszę pana - przyjemny głos Jimsona przerwał ich milczącą konwersację, gdy zatrzymali
się przed drzwiami ekskluzywnej restauracji.
Keena odetchnęła z ulgą, zastanawiając się, co skusiło ją, by zadać tak intymne pytanie.
„Przechodzę chyba trudny wiek" - pomyślała, czekając aż okrąży samochód i otworzy jej drzwi.
- Uważam, że powinniśmy poważnie porozmawiać po moim powrocie z Paryża - powiedział, kiedy
wchodzili do środka. - Mam wrażenie, że nam obojgu przyniesie to ogromne korzyści.
- Zapewne chcesz, żebym zaprojektowała ci nową garderobę! - wykrzyknęła z udanym entuzjazmem.
- Coś na czasie, ale eleganckiego zarazem. Musisz przecież wyglądać odpowiednio, skoro jeździsz
takim samochodem. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy podołam, ale...
- Idź w cholerę! - wybuchnął głośnym śmiechem. -
Chodźmy coś zjeść, zanim naprawdę się do ciebie dobiorę.
Niemożliwością było nie zauważyć, że podczas wykwintnego posiłku, na który składał się homar,
maślane bułki, sałatka i drogie czerwone wino, znacznie większą uwagę Nicholasa przykuwała osoba
Keeny niż jedzenie.
Zastygła z uniesionym do ust widelcem i spojrzała na niego.
- Dlaczego tak mi się przyglądasz? - zapytała, śmiejąc się sztucznie. - Boisz się, że ucieknę, ze
srebrnymi sztućcami w torebce?
- Przypominasz mi złośliwego chochlika. Złośliwa twarz, złośliwe, nieco skośne w kącikach oczy, tylko te
idealnie wykrojone usta trochę mi nie pasują. Dlaczego dopiero teraz to zauważyłem?
- Mam dwadzieścia siedem lat i już dawno wyrosłam ze słuchania bajek.
- Dwadzieścia siedem - powtórzył cicho. - Delikatnie dajesz mi do zrozumienia, że jestem dwa razy
starszy od ciebie.
- Nic nie poradzę, że jesteś taki stary. Wkraczasz w tak zwane złote lata, kiedy kości zaczynają
trzeszczeć i psuje się wzrok.
- Zamknij się, do cholery! - niemal krzyknął, ale zaraz zapanował nad sobą.
Keena, nie spodziewając się takiej reakcji, zamilkła natychmiast. Bardzo często dokuczała Nicholasowi
na temat jego wieku. Zawsze się z tego śmiał. Po raz pierwszy uniósł się w jej towarzystwie, po raz pierwszy
nie podobały się mu jej żarty. Nie miała pojęcia, co się stało. Nie chciała doprowadzić go do takiego
stanu.
- Nicholas, przecież tylko droczyłam się z tobą - powiedziała miękko.
Jej słowa nie uspokoiły go ani trochę. Podniósł do ust kieliszek wina i jednym haustem opróżnił jego
zawartość.
- Nicholas, proszę - wyszeptała - nie bądź na mnie zły.
Powoli odstawił kieliszek na blat stolika i spojrzał jej prosto w oczy.
- Mam czterdzieści lat, a nie osiemdziesiąt i wszystkie części mojego ciała są sprawne. Jeśli mi nie
wierzysz, zapytaj Marię- dodał jadowicie.
Przygryzła dolną wargę. Nie miała najmniejszego zamiaru go drażnić. Zareagował w sposób, jakiego
zupełnie nie oczekiwała. Ze zdziwieniem zdała sobie sprawę, że jej oczy wypełniają się łzami. Nie
płakała już od łat, a teraz łzy spływały jej po policzkach.
Osuszyła serwetką oczy i omijając spojrzenie mężczyzny, powiedziała zmienionym głosem:
- Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to chciałabym już iść. Jestem zmęczona, a jutro czeka mnie
ciężki dzień.
- Chcesz deser?
Popatrzyła na niego odważnie, ale czuła, że trzęsie się jej podbródek.
- Pod warunkiem, że znajdzie się on na twojej głowie.
Keena intuicyjnie wyczuwała, że rozbawienie Nicholasa walczy ze złością. Szybko zapanował nad
sobą i rzucił krótko:
- W takim razie chodźmy.
Czekała przed restauracją w czasie, gdy Nicholas regulował rachunek. Starała się zapanować nad
targającymi serce emocjami. Zadarła dumnie głowę; za żadne skarby nie chciała pokazać Nicholasowi,
jak bardzo zabolała ją ta sprzeczka.
- Uważaj, żebyś nie nadwyrężyła szyi.
- Zajmij się lepiej swoim poczuciem humoru. Mam wra- żenię, że już zostało nadwyrężone -
odparowała natychmiast - Jeżeli chcesz się dalej droczyć, to może lepiej będzie, jeżeli wezmę
taksówkę. Ja osobiście mam już dosyć.
- Przestań już - powiedział, gdy podeszli do samochodu, i skinął Jimsonowi głową. Kierowca usiadł za
kierownicą i zapuścił silnik, a Nicholas otworzył przed Keena drzwi.
- To nie ja zaczynałam. - Odsunęła się w najdalszy kąt samochodu, robiąc wszystko, by nawet go nie
dotknąć.
- Przestań się wreszcie dąsać.
- Odczep się! Będę się dąsać, jeżeli będę miała na to ochotę. A ty, jeśli szukasz partnerki, to lepiej
zwróć się do Marii. Nie mam zamiaru zwabić cię do łóżka i zmuszać, abyś tam został, gdy już się mną
znudzisz.
- Gdybym znalazł się w twoim łóżku, nie miałabyś pojęcia, co ze mną robić.
Chciała odpowiedzieć mu coś równie nieprzyjemnego, ale była zbyt zmęczona, by podjąć ten wysiłek.
Ten dzień <xl samego początku był okropny, a z każdą chwilą stawał się coraz gorszy. Jej jedyny przyjaciel
był na nią wściekły, a ona miała ochotę wyć.
Jechali w milczeniu, aż wreszcie samochód zatrzymał się przed domem Kenny. Kobieta miała zamiar
otworzyć drzwi, ale silna ręka Nicholasa uchwyciła jej dłoń, zanim zdążyła to zrobić.
- Nie w ten sposób - powiedział. - Nie będę mógł wyjechać do Europy, wiedząc że zostawiam cię w takim
stanie.
- Dlaczego nie? - zapytała, nie patrząc na niego. - Nie raz byłeś stroną w bardziej nieprzyjemnych
sytuacjach, a polem śmiałeś się z tego w głos.
- Ale to nie byłaś ty - odparł cicho. - Wtedy nie chodziło o ciebie.
Ton jego głosu, bardziej niż słowa, wpłynął na nią uspokajająco. Powoli odwróciła głowę i spojrzała na
niego. Był bliżej niż przypuszczała. Ciemne oczy znajdowały się tylko o cal od jej twarzy; czuła ciepło
jego oddechu. Po jej ciele zaczęły przebiegać delikatne dreszcze.
- Wcale nie uważam, że jesteś stary - szepnęła niespokojnie. Jeszcze nigdy nie znajdowała się pod tak
ogromnym wpływem tego mężczyzny. - Nigdy nie zwracałam
uwagi na różnicę wieku. Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Denerwowało ją badawcze
spojrzenie Nicholasa.
- Jeżeli chodzi o moją wagę, pieniądze czy temperament, możesz dokuczać mi do woli, ale zostaw w
spokoju mój wiek.
Z trudem przełknęła ślinę.
-Dobrze, Nicholas. - Wyrwała rękę z jego dłoni, jakby ją parzyła.
- Skontaktuję się z tobą po powrocie. Nie będzie mnie około dwóch tygodni. Tyle zajmie mi
załatwienie wszystkich spraw, więc nie spodziewaj się mnie przed piętnastym lutego.
Dwa tygodnie bez niego. Wiedziała, że bez Nicholasa zima będzie wlokła się w nieskończoność.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak puste będzie życie, gdy wyjedzie najlepszy przyjaciel, gdy nie
będzie jego nieoczekiwanych wizyt i telefonów. Przecież nieraz nie było go w mieście j przez długi czas i
nigdy nie przejmowała się tym. Lecz nagle zaczęło ją to bardzo obchodzić. Spojrzała na mężczyznę, a jej
oczy wyrażały nie znane mu dotąd uczucia.
- Wyglądasz jakoś dziwnie - powiedział.
- Od bardzo dawna się nie kłóciliśmy. W zasadzie to chyba nigdy tego nie robiliśmy. - Keena była
wyraźnie zakłopotana.
- Być może dzięki temu poznaliśmy się jeszcze lepiej - I powiedział cicho i spojrzał jej prosto w oczy.
- Poznaliśmy się? - szepnęła.
Jego oddech był krótki i urywany. Spoglądał na jej miękkie usta tak intensywnie, że serce Keeny
zaczęło tłuc się w piersi jak oszalałe. Niemal czuła jego pocałunek, rozchyliła usta i przymknęła oczy
pod wpływem palącego spojrzenia Nicholasa.
Wiesz, mam wrażenie, że czuję dotyk twoich ust szepnął aksamitnym głosem. - Twoje usta drżą,
wyczuwam kształt twoich piersi.
- Nicholas! - krzyknęła, z trudem łapiąc oddech. Nie wiedziała czy jest oburzona, czy zawstydzona jego
słowami.
Gdyby Jimson nie siedział na przednim siedzeniu i nie udawał, że nie patrzy w lusterko, nie
przekonywałbym cię 0 tym słowami - powiedział ochrypłym głosem. - Rzuciłbym cię na siedzenie i
nauczył rzeczy, których twoje ciało nigdy nie doznało. Nigdy nie marzyłaś o takich odczuciach. Wiem, że
tego chcesz - spojrzał na nią wzrokiem, od którego zrobiło się jej słabo. - Chcesz tego, prawda?
Drżała na całym ciele. Patrzyła na niego rozszerzonymi oczami. Nienawidziła siebie za własne reakcje,
nienawidziła Nicholasa za to, że je wywołał.
Jesteś moim przyjacielem - powiedziała zdławionym głosem.
- Będę twoim kochankiem. Pomyśl o tym, gdy mnie nie
będzie.
Szybko wysiadła z samochodu i niemal pobiegła do drzwi swojego domu. Nicholas obserwował ją z
rozbawieniem. Jego oczy błyszczały triumfalnie. Wiedział, jak na nią działa. Miał zbyt dużo
doświadczenia, żeby się tego nie domyślać.
- Może nie będzie mnie tutaj, gdy wrócisz! - krzyknęła, wykorzystując ostatnią szansę, która
pozwoliłaby jej zachować szacunek do siebie.
- Będziesz! -Powiedziawszy to, zamknął drzwi.
- Będziesz szczęśliwy - mruknęła pod nosem, kiedy elegancki rolls rozpłynął się w ciemnościach nocy.
Wtedy jeszcze nie wiedziała, że te słowa były prorocze. Następnego ranka zadzwonił do Keeny lekarz
jej ojca. Dowiedziała się, że jej jedynego krewnego znaleziono martwego w łóżku. Ojciec odszedł.
Przygotowania do pogrzebu i sam jego przebieg spowodowały, że straciła wiele nerwów. Była
szczęśliwa, kiedy ta smutna ceremonia dobiegła końca. Kilku najbliższych przyjaciół ojca zaprosiła do
domu na skromny poczęstunek.
Potem, ze smutnym uśmiechem, przeglądała znalezione w biurku ojca dokumenty. Miała wrażenie, że
starszy pan spodziewał się śmierci, gdyż wszystko było zostawione w idealnym porządku.
Wstała od biurka i podeszła do okna. Ojciec nigdy nie chciał przyjąć od niej żadnej pomocy finansowej.
On i jego córka znaczyli dla siebie bardzo wiele, ale ojciec, podobnie jak Keena, przede wszystkim cenił
sobie całkowitą niezależność. Potrafił sam zarobić na swoje utrzymanie, a do szczęścia nie
potrzebował zbyt wiele. Mimo to, bardzo cieszył go sukces córki i często powtarzał Keenie, jak bardzo
jest z niej dumny.
Wyjrzała przez okno i zobaczyła wąską drogę prowadzącą do miasteczka. Ilu przyjaciół z lat szkolnych
poznałoby ją teraz? Jako podlotek była nerwową, bardzo nieśmiałą 1 dziewczyną. Była chuda i
niezgrabna, a ubrania zawsze wisiały na niej. Rówieśnicy naśmiewali się z Keeny i robili złośliwe uwagi
na temat jej sposobu ubierania się. Uważali, że porusza się jak pelikan. Nigdy nie lubiła tego miasteczka, i
tak jak wróbel ucieka przed jastrzębiem, tak ona starała się uciec przed kolegami i koleżankami ze
szkolnej ławy.
Alan Whitman przeprowadził się do Ashton z Miami, mając zamiar otworzyć swój własny interes.
Jednak ciężka choroba nie pozwoliła mu na to przedsięwzięcie. Co więcej, znacznie uszczupliła jego
majątek. Pamiętając, że ma na utrzymaniu córkę, zatrudnił się w tamtejszym zakładzie odzieżowym. Nie
zarabiał dużo, a musiał spłacać raty za dom i samochód. Rachunki, które wystawiali lekarze, z
czasem opiewały na coraz wyższe sumy. Wreszcie zrozpaczony ojciec zdał sobie sprawę, że już nigdy nie
uda mu się otworzyć własnego interesu.
Przez długi czas uczył się żyć z tą świadomością i wiele dni upłynęło, zanim w ich małym domku
ponownie zabrzmiał śmiech. Czasami przychodziły mu do głowy różne pomysły dotyczące dawnych
marzeń, ale szybko dochodził do wniosku, że są absurdalne.
Keena westchnęła ciężko, myśląc o tym, jak gorzka może być ironia losu. Jej ojciec do końca życia
pozostał biednym krawcem, a ona sama zaszła tak daleko. Teraz mogła kupować sobie najdroższe jeansy i
jedwabne bluzki. Stać ją było na prawdziwe klejnoty. Uśmiechnęła się na wspomnienie marzeń o
naszyjniku ze sztucznych pereł.
Ileż to czasu upłynęło od ukradkowych spotkań w lesie z pierwszym mężczyzną jej życia. Słodycz
pierwszych pocałunków zaprowadziła naiwną dziewczynę do mieszkania jednego z kolegów Jamesa.
Wysoki, ciemnowłosy, niebieskooki James Harris, był duszą ich szkolnego towarzystwa. Keena była
świadoma, że bardzo trudno jej będzie utrzymać przy sobie takiego chłopaka. Jednak serce nie sługa i
uczucia zwyciężyły podszepty rozumu. W żaden sposób nie była w stanie zainteresować się kim innym.
Dlaczego wtedy nie potrafiła zdać sobie sprawy, że James nigdy nie miał najmniejszego zamiaru jej
poślubić? Była tak bardzo zaślepiona własnym uczuciem, że nie widziała nawet tego, że chłopak stara się
ukrywać przed wszystkimi ich randki. Nigdy nie chciał przyjść do jej domu, rzadko spotykali się, a już
pod żadnym pozorem nie chciał pokazać się z nią w miejscu publicznym. Większość czasu spędzali w
ustronnym miejscu, na tylnym siedzeniu jego samochodu.
Pewnego wieczora ich pocałunki były dużo bardziej namiętne niż zazwyczaj i James zasugerował, by
poszli do
mieszkania jego przyjaciela i zjedli coś, zanim odwiezie ją do domu. Oboje dobrze wiedzieli, w jakim celu
tam jadą. Byli świadomi, że nie ma to nic wspólnego z jedzeniem. Moda, naiwna Keena, zaślepiona
pierwszym uczuciem, ufała mu bez granic.
Myślała, że wszystko będzie tak, jak w romansach, w których się rozczytywała. Oczekiwała czułości
i delikatności. Tymczasem James, mimo że był doświadczonym kochankiem, pragnął zaspokoić tylko
własne pożądanie. Nie trudził się nawet, by poznać jej młode, nie tknięte jeszcze ciało. Był szybki i
oszczędny w słowach i gestach.
- Ubieraj się szybko - powiedział, gdy osiągnął już swój cel.
Keena była zmieszana i sfrustrowana, a przede wszystkim zawstydzona tym, że tak szybko mu uległa.
Nawet nie patrzył, kiedy się ubierała.
- Pospiesz się! - rzucił jej krótko przez ramię. – Za chwilę może się tu zjawić Jack. Udostępnił mi
mieszkanie tylko na godzinę.
Ubierała się w pośpiechu, łzy płynęły jej po policzkach, a ciałem targały nerwowe dreszcze. Oczekiwała,
że powie jej coś miłego, ale z jego ust nie padło ani jedno czułe słówko, którymi zwykle raczą się
kochankowie.
Odwiózł ją w pobliże domu i wysadził w odludnym miejscu.
- Przykro mi, że wszystko musiało odbyć się tak szybko - powiedział na pożegnanie, uśmiechając się
sztucznie. - Następnym razem będzie lepiej. Postaram się znaleźć inne miejsce.
Drżącym z rozczarowania głosem poinformowała go, że nie będzie następnego razu.
- A czego ty, dziewczyno, oczekiwałaś? Bukietów róż i fajerwerków? Myślałem, że ci na mnie zależy.
- Zależy mi - wyszeptała.
Nie mam zamiaru tolerować twoich fochów, Keeno. W miasteczku jest wiele dziewcząt czekających
na moje skinienie. - Powiedziawszy to, odjechał.
Przez kilka następnych tygodni Keena zupełnie nie mogła dojść do siebie. Odetchnęła dopiero wtedy, kiedy
upewniła się, że nie jest w ciąży. Jednak jej miłość do Jamesa nie zmalała. Wyczekiwała na jego odwiedziny,
drżała na każdy dźwięk telefonu, ale on nawet nie próbował skontaktować się z nią. Zdesperowana przyjęła
zaproszenie brata Jamesa, Larrego, na przyjęcie, które miało się odbyć w ich domu. Miała nadzieję, że tam
go zobaczy, a może nawet z nim porozmawia. Przecież mieli zamiar się pobrać. James wspominał o
zaręczynach. Może chciał jej tylko dać trochę czasu do namysłu. Z pewnością dlatego właśnie nie dzwonił od
tak dawna, a wszystkie pogłoski o Jamesie i Cherrie były po prostu zwykłymi plotkami. Cóż z tego, że
Cherrie była córką miejscowego adwokata? Cóż z tego, że była prześliczną blondynką? Tak naprawdę
Jamesowi zależało tylko na Keenie.
Przyjęła zaproszenie Larrego, zastanawiając się, czy chłopak zdaje sobie sprawę z uczucia, jakie ona żywi
do jego brata. Zaskoczył ją bolesny wyraz jego oczu, kiedy uparła się, by porozmawiać z Jamesem.
Ubrała się w sukienkę z białej krepy, którą własnoręcznie uszyła. Materiał kupiła za zarobione podczas
wakacji pieniądze za pracę w sklepie. Już wtedy miała wspaniałe wyrzucie smaku i sukienka wyglądała
naprawdę wystrzałowo, nawet na córce biednego krawca.
Jednak kiedy pojawiła się na przyjęciu u boku Larrego, James zaszczycił ją tylko przelotnym
spojrzeniem. Nie przywitał się z nią, ani nie poprosił do tańca. Podobnie zachowali się jego rodzice, jeśli nie
liczyć chłodnych uśmiechów i nieznacznego skinięcia głowy.
Stała w pobliżu i dokładnie słyszała rozmowę Larrego i Jamesa.
- Czyż Keena nie wygląda dzisiaj jak marzenie? - zapytał Larry.
- Nie zauważyłem. Dlaczego, do diabła, przywlokłeś ją tutaj? Nasza matka może litować się nad
robotnikami, ale z pewnością nie jest zadowolona, że jej syn spotyka się z córką jednego z nich. - James
zaśmiał się.
- Ale ojciec Keeny jest bardzo miły - bronił się Larry.
- Mój Boże, może to i prawda, ale za to jest ponury jak zimowy dzień. A jego koścista córka jest podobna
do niego jak dwie krople wody. Jest głupia i płaska jak deska. Uwierz mi, kochać się z taką... to
zupełnie jak z facetem.
Doskonale wiedziała, że Larry przeżył ogromny szok.
- Spałeś z nią? - zapytał, z trudem łapiąc oddech.
Keena z płaczem wybiegła z przyjęcia. Piechotą dowlokła się do domu i choć było już ciemno, ani
przez chwilę nie pomyślała o niebezpieczeństwie. Po głowie telepały się jej słowa Jamesa. Właściwie
powinna być mu wdzięczna. Częściowo dzięki niemu odniosła sukces. Wtedy zdecydowała, że nie może
dłużej zostać w tym miejscu. Wyjechała, kontynuowała naukę, nigdy jednak nie zapomniała owej
tragicznej nocy. Wiele by teraz dała, żeby udowodnić wszystkim dawnym znajomym, że jest kimś więcej,
niż tylko córką biednego krawca.
Usłyszała ciche trzaśniecie drzwi. Weszła Mandy, drobna, niewysoka kobieta, o ciemnych włosach i
błyszczących oczach.
- Przyniosłam ci trochę kawy. - Postawiła tacę na niskim
stoliku. Obok dzbanka z kawą stał talerzyk z ciasteczkami
orzechowymi. - Keeno, przecież musisz coś zjeść.
Kobieta skrzywiła się.
- Nie chcę jeść, ale dziękuję za kawę.
- Jeżeli nadal będziesz pościć, włożę ci odważniki dokieszeni, żeby nie porwał cię wiatr - ostrzegła
pokojówka.
- Po co mnie tu trzymasz, skoro nie pozwalasz mi gotować.
- Ten dom jest taki opustoszały i zaniedbany. – Keena zmieniła temat
Rozejrzała się wokoło. Dom faktycznie był niemal ruiną, Zanim kupił go jej ojciec, prezentował się
wspaniale. Uchodził za piękną rezydencję. Nikt się o niego nie troszczył, nie inwestował pieniędzy,
dlatego teraz był w tak opłakanym stanie. Jeżeli teraz Keena nie zajmie się tym, wkrótce z domu
pozostaną tylko ruiny.
- Skontaktowałaś się już z robotnikami? - zapytała Keena, mieszając kawę łyżeczką.
- Tak. - Twarz Mandy nie wyrażała aprobaty dla poczynań pracodawczyni. - Posłuchaj, wiem że to nie
mój interes, ale dlaczego chcesz wpakować taką ogromną sumę
pieniędzy w tę chałupę?
Keena odstawiła filiżankę i usiadła na sofie.
Muszę także odnowić meble. Spróbuj znaleźć dobrego tapicera.
- Jak długo masz zamiar tu pozostać? - zapytała zaciekawiona Mandy
Kilka tygodni. - Kobieta roześmiała się, widząc szok malujący się w oczach pokojówki. - Potrzebna mi
jest przerwa. Mogę równie dobrze wykonywać swoją pracę lulaj. Będę w kontakcie z Ann, da mi znać,
jeżeli będzie niezbędna moja pomoc. Odpocznę trochę i zajmę się tym domem.
- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz - westchnęła Mandy. To taki rodzaj gry - wyjaśniła Keena
uśmiechając się.
- Czy Nicholas także będzie w to grał?
Keena spojrzała na nią. Nie chciała teraz myśleć o tym mężczyźnie.
- On jest moim przyjacielem. Tylko dlatego spotykamy się czasami.
- Dwa, trzy razy w tygodniu. On opiekuje się tobą jak matka.
Keena poruszyła się niespokojnie.
- Nick jest dla mnie jak brat Czuje się za mnie odpowiedzialny.
- Ładny mi brat. Szkoda, że nie zauważyłaś, jak patrzył na ciebie podczas gwiazdkowego przyjęcia. Nie
dopuszczał do ciebie żadnego mężczyzny. Cały czas kręci się w pobliżu, moja panno Niezależna.
Jestem pewna, że Nicholas nie pozwoli ci spędzić tych kilku tygodni z dala od siebie.
- A co on może zrobić?! Zabrać mnie siłą do domu?!
- Zobaczysz, że coś wymyśli.
- Mandy, dlaczego zawsze martwisz się za mnie?
Pokojówka uśmiechnęła się szeroko.
- Mogłabym być twoją matką. Zobacz, jakie mam siwe włosy.
Keena roześmiała się i spojrzała na włosy Mandy gęsto poprzetykane nitkami siwizny.
- Nie są znowu takie siwe.
- Masz zamiar spotkać się z tym Harrisem? - Pokojówka nagle zmrużyła oczy.
Keena starała się ominąć jej wzrok.
- Może.
- Wygląda na niezłego gagatka. Nie radzę ci się z nim zbytnio spoufalać. - Wytarła ręce o fartuszek. -
Wiedz o tym, że wspomnienia są niebezpieczne. Zawsze wydają się lepsze niż teraźniejszość.
- Dlatego właśnie tu wróciłam. Chcę stanąć z nimi twarzą w twarz. - Podniosła się. - Nie rozmawiajmy
więcej na ten temat. - Uśmiechnęła się ciepło. - Mam ochotę na przejażdżkę konną.
- Mówiłaś mi kiedyś, że wasza posiadłość graniczy z ziemią Harrisów.
- To prawda. Kiedyś wydawałam wszystkie swoje oszczędności na wypożyczenie konia. Czasami
udawało mi się spotkać w lesie Jamesa Harrisa. Może i dzisiaj będę miała trochę szczęścia.
* * *
W lesie było dość zimno i Keena była zadowolona, że Ubrała bryczesy i botki. Na jedwabną bluzkę
założyła kaszmirowy sweter i tweedową kurtkę, a na ręce miękkie skórzane rękawiczki.
Jako dziewczyna nigdy nie mogła pozwolić sobie na tego typu ubrania i była dziwnie poruszona, że
mogła robić to teraz. Wróciła pamięcią do dni, kiedy odbywała przejażdżkę z Jenny, siostrą Jamesa.
Wtedy zawsze miała na sobie stare jeansy i zniszczoną kurtkę, a Jenny naśmiewała się z niej.
Zatrzymała się nad małym strumyczkiem. Zamknęła oczy, rozkoszując się ciszą lasu. Wsłuchała się w
melodyjny plusk wody i wystawiła twarz na delikatny powiew wiatru. Otworzyła oczy w momencie,
gdy na horyzoncie pojawił się jeździec. Duży, czarny koń niósł na grzbiecie przystojnego mężczyznę o
ciemnych włosach, niebieskich oczach i ponurym wyrazie twarzy. Na sweter z wielbłądziej wełny nałożoną
miał tweedową kurtkę. W dłoni o długich palcach trzymał zapalonego papierosa.
- Znajduje się pani na cudzym gruncie - odezwał się mężczyzna. - To jest teren prywatny.
Podniosła brwi, ignorując głuche dudnienie swojego serca, które przypomniało jej, co łączyło ją z tym
człowiekiem dobre dziesięć lat temu.
- Jeśli chodzi o ścisłość, to linia graniczna jest dwa kroki
za panem - odparła chłodno. - Zleciłam ponowne pomiary
tej posiadłości kilka dni temu i wyznaczono nowe granice.
Zmrużonymi oczyma przyglądał się jej zgrabnej sylwetce.
- Keena? - zapytał głosem, który świadczył, że to spotkanie wydaje się mu niewiarygodne.
Zatrzymał wzrok na twarzy kobiety, a potem patrzył w jej zielone oczy. Pozwoliła sobie na
uśmiech.
- Tak mam na imię.
- Mój Boże, ależ się zmieniłaś. - Uśmiechnął się nieznacznie. - Ale widzę, że nadal nosisz na co dzień
swoją najlepszą biżuterię. Cieszę się, że przynajmniej coś pozostało z dawnej Keeny.
Miała zamiar uderzyć go batem. Z pewnością dawna Keena zrobiłaby to, ale obecna użyła wszystkich
sił, by się | opanować.
- Mylisz się, nic już nie pozostało z moich starych przyzwyczajeń - odparła, uśmiechając się gorzko.
- Naprawdę - mruknął - przykro mi z powodu śmierci twojego ojca. Był dobrym pracownikiem. Z
pewnością otrzymasz po nim niezłą rentę. Możesz załatwić to osobiście w biurze, jeśli masz ochotę.
Dostałaś kwiaty, które wysłaliśmy?
- Były bardzo ładne. Dziękuję.
- Nadal mieszkasz w Atlancie? - zapytał uprzejmie.
- Nie, w Nowym Jorku.
Skrzywił się.
- Paskudne miejsce. Strasznie zanieczyszczone. Osobiście wolę Ashton.
Przyglądała się mężczyźnie, porównując wspomnienia z rzeczywistością. Zmienił się, wyglądał dużo
starzej, mniej imponująco, mniej arystokratycznie.
- Jak się ma Jenny? - zapytała cicho. - Dobrze, dziękuję. Mieszka z mężem i synem w Greenville. Larry
też się ożenił. Mieszka w Charlestonie. - Słyszałam, że ty i Cherrie pobraliście się. Opuścił głowę.
- Rozeszliśmy się dwa lata temu. Wzruszyła ramionami.
- Zdarza się. Spojrzał na nią ponownie, a jego oczy wyrażały zamyślenie.
- Nie mogę się nadziwić, że jesteś taka zmieniona. Wyglądasz zupełnie inaczej. - Jestem starsza.
- Wyszłaś za mąż? - zapytał, nie starając się ukryć ciekawości. Potrząsnęła przecząco głową. - Robię
karierę zawodową.
- W tekstyliach? - zapytał z nieznacznym uśmiechem na wsiach. Zamilkła na chwilę.
- Można tak powiedzieć. Zaśmiał się krótko. - Szyjesz, jak przypuszczam.
- To też. - Poklepała konia po karku. - Muszę już w