15600
Szczegóły |
Tytuł |
15600 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15600 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15600 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15600 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
OLGA TOKARCZUK NUMERY
W hotelu ,,Capital" zatrzymuj� si� tylko ludzie bogaci. Dla nich istniej� portierzy w liberiach, smuk�onodzy, wyfraczeni kelnerzy z hiszpa�skim akcentem, dla nich bezszelestne windy ca�e w lustrach, dla nich mosi�ne klamki bez prawa zatrzymania odcisk�w palc�w, dwa razy dziennie pucowane przez drobn� Jugos�owiank�, dla nich wy�cie�ane dywanami schody, kt�rych u�ywaj� tylko wtedy, gdy dopada ich klaustrofobia windy, dla nich wielkie kanapy, ci�kie, pikowane kapy, �niadania w ��ku, klimatyzacja, bielsze ni� �nieg r�czniki, myd�a, pachn�ce szampony, d�bowe sedesy, �wie�e czasopisma, dla nich B�g stworzy� Angela od Brudnej Bielizny i Zapat� od Specjalnych Zam�wie�, dla nich �migaj�ce po korytarzach pokoj�wki w bia�o-r�owych mundurkach, a w�r�d nich ja. Ale by� mo�e, ja" to za wiele powiedziane, niewiele zostaje ze mnie, gdy w kantorku na ko�cu korytarza przebieram si� w pasiasty fartuszek. Zdejmuj� przecie� moje w�asne kolory, moje bezpieczne zapachy, ulubione kolczyki, m�j waleczny makija� i buty na wysokich obcasach. Zdejmuj� tak�e m�j egzotyczny j�zyk, moje dziwaczne imi�, rozumienie kawa��w, zmarszczki mimiczne, upodobanie do niebywa�ych tutaj potraw, pami�� drobnych zdarze� -- i staj� naga w tym bia�o-r�owym mundurku, jakbym stan�a nagle w morskiej pianie. I od tego momentu Moje jest cale drugie pi�tro w ka�dy weekend. Przychodz� na �sm� i nie musz� si� spieszy�, bo o �smej wszyscy bogaci ludzie jeszcze �pi�. Hotel ho�ubi ich w sobie, ko�ysze bezpiecznie, jakby by� wielk� muszl� w �rodku �wiata, a oni drogocennymi per�ami. Gdzie� daleko budz� si� samochody, a podziemne metro wprawia w delikatne dr�enie czubki traw. Hotelowe podw�rko zalega jeszcze ch�odny cie�. Wchodz� drzwiami od podw�rza i od razu czuj� ten dziwny zapach zmieszanych ze sob� �rodk�w czyszcz�cych, wypranej bielizny i mur�w, kt�re poc� si� od nadmiaru ci�gle zmieniaj�cych si� ludzi. Winda, p� na p� metra, zatrzymuje si� przede mn� gotowa do us�ug. Naciskam guzik czwartego pi�tra i jad� do mojej prze�o�onej Miss Lang po dyspozycje. Zawsze mi�dzy drugim a trzecim pi�trem muska mnie w twarz co� podobnego do paniki, �e winda zatrzyma si� i �e zostan� na zawsze, jak bakteria, uwi�ziona w ciele hotelu ,,Capital". A gdy Hotel si� obudzi, zacznie mnie niespiesznie trawi�, dobierze si� do moich my�li i wch�onie wszystko to, co jeszcze ze mnie zosta�o, po�ywi si� mn�, zanim bezg�o�nie znikn�. Lecz winda lito�ciwie wypuszcza mnie na zewn�trz. Miss Lang siedzi za swoim biurkiem, a okulary trzymaj� si� jej na czubku nosa. Tak powinna wygl�da� kr�lowa wszystkich pokoj�wek, prezydentowa o�miu pi�ter, szafarka setek prze�cierade� i poszewek, szam-belanowa dywan�w i wind, koniuszy szczotek i odkurzaczy. Patrzy na mnie znad szkie� i wynajduje kartk� przeznaczon� specjalnie dla mnie, a na niej w rubrykach i okienkach diagnoza ca�ego drugiego pi�tra, stan ka�dego pokoju. Miss Lang nie zauwa�a go�ci w Hotelu. Mo�e s� wa�ni dla wy�szego jeszcze personelu, cho� trudno sobie wyobrazi�, �e mo�e by� kto� wa�niejszy, bardziej dystyngowany ni� Miss Lang. Dla niej Hotel jest pewnie doskona�� struktur�, �yj�cym, acz nieruchomym bytem, o kt�ry my musimy dba�. Jasne, �e przelatuj�, przep�ywaj� przez niego ludzie, zagrzewaj� miejsca w jego ��kach, pij� wod� z jego mosi�nych sutk�w. Ale oni przemijaj�, odchodz�. My i Hotel zostajemy. Dlatego Miss Lang opisuje mi pokoje, jakby by�y miejscami nawiedzonymi -- zawsze w trybie biernym: zaj�ty, brudny, opuszczony, wolny od kilku dni. Patrzy przy tym z niech�ci� na moje cywilne ciuchy, na �lad spiesznego makija�u. A ja ju� z karteczk� zapisan� pi�knym, nieco wiktoria�skim pismem Miss L. id� korytarzem, obmy�laj�c strategie, rozk�adaj�c si�y.
1
Wtedy to bezwiednie przechodz� z cz�ci gospodarczej do Cz�ci dla Go�ci. Poznaj� to po zapachu -- musz� podnie�� g�ow�, �eby go rozpozna�. Czasem mi si� to udaje: pachnie m�skim armanim albo lager-fe�dem, albo rozkosznie eleganckim boucheronem. Znam te zapachy z tanich pr�bek w ,,Yogue", wiem, jak wygl�daj� flakoniki. Tak�e pudrem, kremem przeciw zmarszczkom, jedwabiem, krokodyl� sk�r�, cam-pari rozlanym na po�ciel, papierosami marki ,,Capri-ce" dla subtelnych szatynek. To jest w�a�nie ten swoisty zapach drugiego pi�tra. A raczej nie ca�y zapach; raczej pierwsza warstwa swoistego zapachu drugiego pi�tra, kt�r� poznaj� jak starego znajomego, gdy tak pod��am do mojej kanciapy, gdzie nast�puje Przemiana Ja w r�owo-bia�ym mundurku ju� inaczej patrz� na korytarz. Nie szukam zapach�w, nie przyci�gaj� mnie w�asne odbicia w mosi�nych klamkach, nie ws�uchuj� si� we w�asne kroki. Teraz w perspektywie korytarza interesuj� mnie ponumerowane prostok�ty drzwi. Za ka�dym z o�miu tych prostok�t�w jest pok�j -- czworok�tna sprostytuowana przestrze�, kt�ra co kilka dni oddaje si� komu innemu. Okna czterech z nich wychodz� na ulic�, gdzie zawsze stoi brodaty facet w szkockim stroju i gra na kobzie. Podejrzewam, �e to fa�szywy Szkot. Za wiele w nim entuzjazmu. Przy nim -- kapelusz i moneta, kt�ra ma przyci�gn�� sobie podobne. Nast�pne cztery pokoje z oknami na podw�rko nie s� ju� tak s�oneczne i zawsze k�pi� si� w mroku. Wszystkie osiem pokoi tkwi w moim m�zgu, chocia� ich jeszcze nie widz�. Moje oczy dostrzegaj� tylko klamki. Na niekt�rych z nich wisi kartonik ,,Don't dis-turb". Ciesz� si�, bo nie jest w moim interesie przeszkadza� ani ludziom, ani ich pokojom, i wol�, �eby oni nie przeszkadzali mi w kontemplacji posiadania drugiego pi�tra na w�asno��. Czasem kartonik oznajmia: ,,The room is ready to be serviced". Ten napis stawia mnie w stan gotowo�ci. I jest jeszcze trzeci rodzaj informacji: brak informacji. To mnie energetyzu-je, nieco niepokoi i w��cza moj� u�pion� do tej pory inteligencj� pokoj�wki. Czasem, gdy cisza zza takich drzwi jest zbyt wyra�na, musz� przy�o�y� do nich ucho i s�ucha� w napi�ciu, a nawet zagl�dn�� przez dziurk� od klucza. Wol� to ni� nag�e znalezienie si� z nar�czem r�cznik�w wewn�trz i natkni�cie si� na przera�onego, zas�aniaj�cego nago�� go�cia lub, co gorzej, ujrzenie go�cia pogr��onego w bezradnym �nie tak g��boko, �e a� wydaje si� go nie by�. Dlatego ufam kartonikom na drzwiach. One s� wiz�, kt�ra daje wej�cie w miniaturowy �wiat, �wiat numer�w Pok�j 200 jest pusty, ��ko pogniecione, troch� �mieci i gorzki zapach czyjego� po�piechu, przewracania si� na ��ku, gor�czkowego pakowania. Ten kto� musia� wyjecha� wcze�nie rano, zapewne spieszy� si� na lotnisko, mo�e na dworzec. Moim zadaniem jest usuni�cie �lad�w jego obecno�ci z ��ka, dywanu, szaf, szafeczek, �azienki, tapet, popielniczek, powietrza. To wcale nie jest proste. Nie wystarczy zwyk�e sprz�tanie. Resztki zostawionej tu osobowo�ci poprzedniego go�cia trzeba zwalczy� swoj� bezosobowo�ci�. Po to jest Przemiana. Resztki odbi� tamtej twarzy w lustrze nie tylko musz� zetrze� szmatk�, ale tak�e zape�ni� lustro moj� bia�o-r�ow� beztwarzowo�ci�. Tamten zapach zostawiony przez roztargnienie i po�piech musz� zag�uszy� moim bezzapachem. Po to tu jestem jako osoba oficjalna, a przez to w og�le ma�o konkretna. I w�a�nie to robi�. Najgorzej jest z kobietami. Kobiety zostawiaj� po sobie wi�cej �lad�w i chodzi nie tylko o to, �e zapominaj� drobiazg�w. One instynktownie pr�buj � przerabia� hotelowe pokoje na namiastki dom�w. Ukorzeniaj� si�, gdzie tylko mog�, jak niesione wiatrem nasiona. W hotelowych szafach wieszaj� jakie� zapiek�e t�sknoty; w �azienkach, w spos�b bezwstydny, zostawiaj� swoje po��danie i opuszczenie. Na szklankach i ustnikach papieros�w lekkomy�lnie porzucaj� �lad swoich ust; w wannie -- w�osy. Pod�ogi zasypuj � talkiem, kt�ry, j ak zdraj ca, odkrywa taj em-nic� �lad�w ich st�p. Niekt�re z nich, k�ad�c si� spa�, nie zmywaj� makija�u i wtedy poduszka, ta hotelowa chusta Weroniki, pokazuje mi ich twarze. Nie zostawiaj� jednak napiwk�w. Do tego potrzebna jest pewno�� siebie m�czyzn. Dla m�czyzny �wiat jest bowiem
2
zawsze bardziej bazarem ni� teatrem. Oni wol� za wszystko zap�aci�, nawet na zapas. Tylko wtedy s� wolni, gdy p�ac�. Nast�pny jest Numer 224, w kt�rym mieszka para Japo�czyk�w
S� tutaj do�� d�ugo i w ich pokoju czuj� si� znajomo. Wstaj� wcze�nie rano, zapewne by w niesko�czono�� zwiedza� muzea, galerie, sklepy, zwielokrotnia� miasto w fotografiach, przemyka� cicho i grzecznie ulicami i ust�powa� miejsca w metrze. Pok�j, kt�ry zajmuj�, jest eleganck� dw�jk�. Wygl�da jednak, jakby nie by� zamieszkany w jakimkolwiek sensie. Nie ma tu rzeczy zostawionych przez przypadek na komodzie pod lustrem. Nie u�ywaj� telewizji ani radia, nie ma �lad�w palc�w na mosi�nej tablicy z prze��cznikami. Nie ma te� wody w wannie, kropelek na lustrze, paproch�w na dywanie. Poduszki nie ho�ubi� kszta�tu ich g��w. Do mojego mundurka nie lgn� ich pogubione czarne w�osy. I, co ju� niepokoi, nie ma ich zapach�w. Pachnie tylko hotel ,,Capital". Przy ��ku widz� dwie pary sanda��w, czyste i schludne, porz�dnie ustawione, na chwil� zwolnione ze s�u�by stopom. Jedne du�e, drugie mniejsze. Na szafce le�y przewodnik, biblia ka�dego turysty, a w �azience u�o�one przybory toaletowe -- funkcjonalne, dyskretne. Prze�cielam wi�c tylko ��ko i robi� przy tym tyle ba�aganu co oni przez miesi�c. Wzaiszam si�, kiedy tu sprz�tam, bo zdumiewa mnie, �e mo�na by� w spos�b, jakby si� w og�le nie by�o. Przysiadam na kraw�dzi ��ka i ch�on� t� ich nieobecno��. Wzrusza mnie tak�e to, �e Japo�czycy zawsze zostawiaj� niewielki napiwek -- porz�dnie u�o�one monety na poduszce, kt�re musz� wzi��. To rodzaj listu, informacji. To taka nasza korespondencja: oni mi ten napiwek, jakby przepraszali, �e mnie tak ma�o sob� zajmuj�, op�ata za brak zgie�ku, �e nie dostosowali si� do tego chaosu wok�. Martwi� si�, �e mo�e mnie to rozczarowa�, rozgniewa�. Ten ma�y napiwek jest wyrazem ich wdzi�czno�ci, �e pozwalam im by� tak, jak umiej�, tak, jak chc�. Staram si� doceni� ten ich spos�b spotykania si� ze mn� -- �ciel� im to ��ko z mi�o�ci�. Wyg�adzam poduszki, pieszcz� prze�cierad�a, kt�rych oni nie s� w stanie pognie��, jakby ich drobne cia�a by�y mniej materialne ni� cia�a innych. Robi� to wolno, z namaszczeniem, czuj�, �e daj�. Rozp�ywam si� w dawaniu; zapominam si� w sobie. Pieszcz� ich pok�j, muskam czule rzeczy. I pewnie oni to czuj� na swojej sk�rze teraz, gdy jad� metrem do kolejnego muzeum, na nast�pn� wypraw� w nierozpo-znawalne miasto. W oczach rozkwita im na chwil� obraz hotelowego pokoju, niejasna t�sknota, nag�a ch�� powrotu, lecz ani �ladu mnie. Moja mi�o��, kt�r� oni nazwaliby pewnie wsp�czuciem, nie ma twarzy, nie ma cia�a w bia�o-r�owym mundurku. Zostawiaj� wi�c napiwek nie mnie, ale pokojowi, za jego milcz�ce trwanie w przestrzeniach �wiata, za jego sta�o�� w niczym nie wyt�umaczonej niesta�o�ci. Dwie monety zostawione na poduszce przytrzymuj� do wieczora z�udzenie, �e takie pokoje istniej�nawet wtedy, gdy si� na nie nie patrzy. Dwie monety rozwiewaj� jedynie istotny l�k -- �e �wiat istnieje tylko w patrzeniu na �wiat, a wi�cej nic nie ma. Siedz� tak i w�cham ch��d i pustk� tego pokoju, pe�na szacunku dla pary Japo�czyk�w, kt�rych znam tylko z niematerialnego kszta�tu stopy w opuszczonych sanda�ach. Zaraz jednak musz� odej�� z tej ma�ej �wi�tyni. Robi� to cicho, jakbym wzdycha�a, i schodz� na p�-pi�tro, bo w�a�nie jest Czas na herbat� Bia�o-r�owe ksi�niczki innych pi�ter ju� siedz� na schodach, gryz�c ociekaj�ce mas�em tosty i popijaj�c je kaw�. Ko�o mnie siada Maria, kt�ra ma urod� Indianki, dalej Angelo od Brudnej Bielizny i Pedro -- chyba od Czystej, bo jest taki powa�ny. Ma szpakowat� brod� i g�ste, czarne w�osy. M�g�by by� misjonarzem, zakonnikiem werbist�, kt�ry przysiad� na schodach w swoich natchnionych podr�ach. Na dodatek czyta W�adc� much i podkre�la niekt�re s�owa o��wkiem, a niekt�re popija kaw�. -- Pedro, jaki jest tw�j ojczysty j�zyk? -- pytam.
3
Podnosi g�ow� znad ksi��ki, chrz�ka, jakby si� obudzi�, wida�, �e t�umaczy sobie w g�owie moje pytanie na ten sw�j j�zyk. Pozna� to po jego chwilowej nieobecno�ci. Musi mie� czas, �eby wr�ci� tam gdzie� g��boko w siebie, rozejrze� si�, nazwa� ten podstawowy w sobie rytm, okre�li� go jednym s�owem, przet�umaczy� s�owa i wreszcie je wypowiedzie�. -- To kastylijski. Nagle czuj� si� onie�mielona. -- A gdzie jest ta Kastylia? -- pyta Ana, W�oszka. -- Kastylia-Bastylia -- m�wi filozoficznie Wesna, �liczna Jugos�owianka, Pedro rysuje o��wkiem jaki� kontur i potykaj�c si� o s�owa, si�ga do zamierzch�ych czas�w, kiedy ludzie z jakich� powod�w przemierzali ogromne obszary tego, co dzi� nazywamy Europ� i Azj�. W swoich w�dr�wkach mieszali si� i osiedlali, a potem ruszali dalej, nios�c ze sob� w�asne j�zyki jak sztandary. Tworzyli wielkie rodziny, chocia� nie znali si� nawzajem, a jedynymi trwa�ymi rzeczami w tym wszystkim by�y s�owa. Zapalamy papierosa, podczas gdy Pedro robi wykresy, udowadnia podobie�stwa i wyci�ga ze s��w rdzenie, jakby drylowa� wi�nie. Dla tych, co rozumiej� ten wyk�ad, powoli staje si� jasne, �e wszyscy, jak tu siedzimy na tych schodach, pij�c kaw� i jedz�c tosty, wszyscy m�wili�my kiedy� tym samym j�zykiem. No, mo�e nie wszyscy. Nie �miem pyta� o m�j j�zyk, a i Myrra z Nigerii udaje, �e nie rozumie. I gdy Pedro rozpo�ciera nad nami ciemn�, sk��bion� chmur� prehistorii, wszyscy chcemy si� pod ni� wcisn��. -- Niby jaka� wie�a Babel -- sumuje Angelo. -- Tak mo�na by to uj�� -- kiwa smutno g�ow� Kasty lijczyk Pedro. A oto i Margaret. Przybiega sp�niona, jak zwykle. Jej zawsze brakuje czasu, zawsze jest gdzie� w tyle. Margaret jest moja; m�wi tym samym j�zykiem, wi�c jej jasna, zar�owiona wysi�kiem twarz wydaje mi si� rado�nie bliska. Nalewam jej herbaty i smaruj� tosta mas�em. -- Cze�� -- szele�ci i to staje si� znakiem do rozpadu rozmowy na wszelkie mo�liwe j�zyki. I ju� wszystkie r�owo-bia�e panny szumi� po swojemu; s�owa jak klocki terkoc�, spadaj�c po schodach w d� do kuchni, pralni, magazyn�w z bielizn�. S�ycha�, jak wibruje od nich fundament hotelu ,,Capital". Niestety, przerwa ju� si� ko�czy i trzeba wraca� na swoje pi�tro, gdzie czeka przecie� Reszta pokoi Rozchodzimy si� rozgadane, ale zaraz d�ugie korytarze narzucaj� nam milczenie. I tak ju� b�dzie. Milczenie -- ta cnota pokoj�wek we wszystkich hotelach �wiata. 226 wygl�da na �wie�o zamieszkany. Walizki jeszcze nie rozpakowane, gazeta nie ruszona. M�czyzna (bo m�skie kosmetyki w �azience) jest pewnie Arabem (arabskie napisy na walizce, arabska ksi��ka). Ale zaraz my�l�: co mnie obchodzi, sk�d jest kolejny go�� Hotelu i co tu robi. Ja si� spotykam z jego rzeczami. Cz�owiek jest ledwie powodem, dla kt�rego te wszystkie rzeczy znalaz�y si� tutaj, tylko figur�, kt�ra przemieszcza rzeczy w czasie i przestrzeni. W gruncie rzeczy wszyscy jeste�my go��mi rzeczy tak ma�ych jak ubrania i tak wielkich jak hotel ,,Capital". Ten Arab i Japo�czycy, i ja, i nawet Miss Lang. Nic si� nie zmieni�o od czas�w, o kt�rych opowiada� Pedro. Inaczej wygl�daj� hotele i baga�e, ale podr� trwa dalej. W pokoju nie ma wiele do roboty. Go�� musia� przyjecha� w nocy, nawet nie k�ad� si� do ��ka. Teraz wyszed� pewnie w interesach, a rozpakuje si�, kiedy wr�ci. Albo dalej pojedzie w �wiat, daj�c si� zwodzi� podr�om swoich rzeczy. W �azience zauwa�am z satysfakcj�, �e si� nie my�, a zamiast papieru toaletowego u�ywa� serwetek do twarzy. Musia� by� zdenerwowany albo nieuwa�ny, co na jedno wychodzi. Musia� nagle poczu� si� obco, gdy taks�wka przywioz�a go tu w nocy z lotniska. W takich razach przychodzi znienacka ochota na seks. Nic tak nie oswaja �wiata jak seks. Pewnie wymkn�� si� szybko na poszukiwanie cia� kobiecych czy m�skich, tych w�t�ych ��dek, kt�re bezbole�nie przewo�� przez ka�dy niepok�j, ka�dy l�k. Pok�j 227 jest taki sam jak 226. Taka sama jedynka. Tylko tutaj go�� mieszka od d�u�szego czasu. Nie pami�ta�abym tego, gdyby nie ten sam zapach papieros�w, alkoholu i ba�aganu. I to
4
samo pobojowisko, kt�re mnie przera�a. Porozstawiane wsz�dzie szklanki z nie dopitymi drinkami, popi� z papieros�w, rozlany sok, kube� na �mieci pe�en butelek po w�dkach, tonikach, koniakach. Zapach zamkni�tego kr�gu i beznadziejno�ci. Otwieram okno, w��czam klimatyzacj�, ale to pog��bia jeszcze bardziej atmosfer� sytuacji bez wyj�cia, pokazuje bowiem kontrast mi�dzy tym, co �wie�e i zdrowe, a tym, co zat�ch�e i chore. Ten facet (kilkadziesi�t krawat�w przewieszonych przez drzwi od szafy) jest inny ni� reszta go�ci^Nie tylko przez to, �e pije i ba�agani, ale przez to, �e si� zapomina. Nie pilnuje granic pokazywania si� i wyra�ania przez swoje rzeczy. Nie dba o pozory. Przelewa ca�y sw�j wewn�trzny rozgardiasz i oddaje to w r�ce kogo� takiego jak ja. Czuj� si� tu piel�gniark� i nawet to mi si� podoba. Opatruj� ��ko zranione nocn� bezsenno�ci�, zmywam rany od sok�w z blatu sto�u, wyci�gam butelki z cia�a pokoju, jakbym wyci�ga�a ciernie. Nawet odkurzanie to przemywanie ran. Na fotelu porz�dnie uk�adam nowiutkie i drogie zabawki, kupione pewnie wczoraj -- pluszowe przejawy bolesnego poczucia winy. Ten facet musia� d�ugo sta� przed lustrem i przymierza� krawaty. Mo�e nawet zmienia� garnitury, lecz ka�da odmiana siebie by�a mu wstr�tna. Potem poszed� do �azienki -- na umywalce stoi nie dopity drink. By� niezdarny i bezradny, wyla� szampon na posadzk� i pr�bowa� go zetrze� bia�ym r�cznikiem. Wybaczam mu to. Usuwam te jego potkni�cia. Uk�adam jego kosmetyki. Wiem, �e boi si� zestarze�. Oto krem przeciw zmarszczkom, puder, woda toaletowa najlepszej marki. Jest tak�e r� i kredka-- do oczu. Codziennie rano, przera�ony obco�ci� swojej twarzy, musi stawa� przed lustrem i dr��cymi r�kami przywraca� jej dawny wygl�d. Chwieje si�, niedowidzi, przysuwa si� do lustra, ma��c je palcami. Wylewa szampon, klnie, chce go wytrze�, a potem po angielsku, francusku czy niemiecku m�wi: ,,Sram na to". I ju� chce wyj�� na �wiat taki, jaki jest, ale kiedy widzi si� w lustrze, kapituluje, wraca i ko�czy makija�. Fluid skrywa zmarszczki rozczarowania wok� ust i ciemniejsze cienie pod oczami, znaki tego, �e nie sypia po nocach, i ciemniejsze plamy na brodzie, dow�d, �e bierze leki. �lad kredki do oczu fa�szuje czerwie� spoj�wek. W ko�cu udaje musi wyj��, a jak wr�ci, powinien zasta� �azienk� bez �lad�w swojego upadku. I ja jestem tu po to, �eby mu wybaczy�. W pewnym momencie przychodzi mi nawet do g�owy, �eby zostawi� kartk�, na kt�rej napisa�abym tylko: ,,Wybaczam ci", a on przyj��by te s�owa, jakby je napisa�a sama Opatrzno��, i wr�ci�by tam, gdzie dzieci czekaj � na te pluszowe zabawki, gdzie krawaty maj� swoje miejsce w szafach, gdzie mo�na z za-puchni�t� od picia twarz�, z drinkiem w d�oni wyj�� na taras i krzykn�� �wiatu pe�nym g�osem: ,,Sram na ciebie!" Ale to rzeczywisto�� jest Opatrzno�ci� i je�eli dzieje si� tak, jak si� dzieje, to zapewne ma to jaki� g��boki sens. Zostawiam pok�j gotowy na przyj�cie swojego zawsze tymczasowego lokatora. Na korytarzu mijam Angela nios�cego worki z brudn� bielizn�. U�miechamy si� do siebie. Otwieram drzwi pokoju 223 i pierwszy rzut oka pozwala mi stwierdzi�, �e w pokoju tym mieszkaj� M�odzi amerykanie �adna z nas nie lubi bowiem sprz�ta� pokoi, w kt�rych mieszkaj� m�odzi Amerykanie. Nie s� to �adne uprzedzenia. Nie mamy nic przeciwko Ameryce, nawet j� podziwiamy i t�sknimy do niej, cho� wiele z nas nigdy jej nie widzia�o. Ale m�odzi Amerykanie, kt�rzy zatrzymuj� si� w hotelu ,,Capital", robi� bezmy�lny, g�upi ba�agan, ba�agan, w kt�rym nie ma sensu, nie ma prawdziwego znaczenia. Jest to ba�agan nieuczciwy, bo nie daje �adnej satysfakcji ze sprz�tni�cia go. W�a�ciwie nie mo�na go sprz�tn��; nawet gdy poustawia si� wszystko porz�dnie i po kolei, gdy wymy-je si� plamy i �lady b�ota, gdy wyg�adzi si� wszystkie zmarszczki na kapach i poduszkach, gdy wywietrzy si� sk��bione zapachy, to ten ba�agan zniknie tylko na chwil�, a raczej schowa si� gdzie� pod sp�d i tam b�dzie czeka� na powr�t swoich w�a�cicieli. Obudzi go po prostu zgrzyt klucza w zamku i wtedy rzuci si� na pok�j. Taki ba�agan mog� zrobi� tylko dzieci: obrana do po�owy pomara�cza na po�cieli, kubki do mycia z�b�w pe�ne sok�w, rozdeptana tubka pasty na dywanie. �cinki papier�w porozk�adane jak kolekcja, metki od ubra� z najlepszych sklep�w, poduszki wci�ni�te do szafy, z�amany na p� hotelowy o��wek, rzeczy z walizki wysypane na fotel, zaadresowane widok�wki bez tekstu
5
pozdrowie�, w��czony telewizor, zawini�te firanki, skarpety i majtki susz�ce si� na klimatyzacji, wysypane papierosy, popielniczki pe�ne pestek od arbuza. Pok�j, w kt�rym mieszkaj� Amerykanie, jest o�mieszony, odarty ze swej powagi, protekcjonalnie niby-zaprzyja�niony. W�a�nie pi�kny r�owo-be�owy 223 jest sprofanowany w ten spos�b. Wygl�da jak powa�ny starszy d�entelmen przebrany za pajaca. Kiedy tu wchodz�, boli mnie. Stoj� przez chwil� bez ruchu i oceniam rozmiary tego pogromu. Pok�j wygl�da jak ma�e pole walki. Te jedwabne drogie sukienki przerzucone niedbale przez por�cze fotela, zapach luksusowych perfum, beztroski, bogactwa, t�yzny fizycznej, zapach metra dziewi��dziesi�t osiem, nieliczenia si� z porz�dkiem, kt�ry jest integraln� cz�ci� rzeczy. Ca�a ta nerwowa aktywno��, niezauwa�a-nie tera�niejszo�ci i brak zrozumienia, �e to ona jest zal��kiem �wi�tej przysz�o�ci -- budzi we mnie l�k. To jest jedna strona w tej walce. Po drugiej stronie jest stabilny, konkretny, tera�niejszy i niezmienny pok�j 223.1 ja staj� po stronie pokoju. Powoli i systematycznie zabieram si� do uk�adania rzeczy, ale Rzeczy Prywatnych nie ruszam. By� mo�e s� ju� przyzwyczajone do bycia nie na swoich miejscach. Czas p�ynie tu skokami i robi� si� coraz bardziej niespokojna. Telewizor brz�czy, stacja CNN zarzuca mnie wiadomo�ciami z brz�cz�cego �wiata, a �wiat zapewnia stacj� CNN, �e gdzie� tam istnieje, zawsze pe�en m�odych Amerykan�w. M�j niepok�j ro�nie, gesty staj� si� zamaszyste i wyczerpuj�ce, zaczynam si� spieszy�, zaczynam patrze� na zegarek, zaczynam wychodzi� z momentu ,,teraz" i stawa� ju� jedn� nog� w momencie ,,potem". Kln� sama do siebie: ,,Shit!". �piewam: Yankee Doodle went to town... Zostawiam mokr� �cierk� na drewnianym blacie stolika. To straszne zaniedbanie, drewno odbarwia si� od wilgoci. Zaczynam si� zara�a�. Musz� ucieka� do �azienki, gdzie ju� nie czu� tego zgie�ku, a kiedy powoli udaje mi si� ogarn�� porozrzucane r�czniki, g�bki, myd�a i flakony, kiedy mog� zamkn�� drzwi do �azienki i skupi� si� na szczeg�ach, robi si� ca�kiem cicho. �azienka jest podszewk� pokoju, spodni� stron� �ycia. W wannie po k�pieli zostaj� w�osy, zmyty ze sk�ry brud osiada na �ciankach. Kosz jest pe�en zu�ytych tampon�w, serwetek i wacik�w. Oto golarka do golenia n�g, oto lusterko do wyciskania w�gr�w i robienia makija�u kryj�cego wszystkie niezdecydowania. Oto talk przeciw poceniu si�, st�p, oto przyrz�dzik do robienia lewatywy i kosmetyczka z prezerwatywami. �azienka nie potrafi przemilcze� tej drugiej strony �ycia. Uprz�tam �azienk� z grubsza, bo mo�e nawet boj� si� zniszczy� te sakralne dowody przemijal-no�ci ludzi, kt�rzy tu mieszkaj�. Mo�e powinni wiedzie�. Mo�e nie mieli okazji tego zobaczy� w telewizji, w dziennikach, kt�re mieszaj� wszystko ze wszystkim, k�ad� jedno na drugie, jak w hamburgerze, mo�e nie uczono ich tego w szkole, nie by�o tego w filmach, Armstrong nie znalaz� tego na Ksi�ycu. �e rozpadamy si� z ka�d� chwil�. �yj�c umieramy. Tak samo oni, jak i ja. To mnie do nich zbli�a, do tych bogatych, energicznych Amerykan�w, tak ode mnie r�nych. Maj� przecie� sw�j niewyobra�alny kraj, inny rytm, pomara�czowy sok na ka�de �niadanie i j�zyk, kt�rym m�wi ca�y �wiat. Dwa tysi�ce lat temu byliby Rzymianami, a ja mieszka�abym na prowincji, odleg�ych rubie�ach Imperium, w jakiej� Galii, w jakiej� Palestynie. Ale oni i ja mamy cia�o z tej samej gliny, a mo�e z tego samego prochu, cia�o, kt�re gubi w�osy, starzeje si� i marszczy, i zostawia na g�adkich kraw�dziach wanny wianuszek brudu. Kiedy k�ad� czyste r�czniki i wieszam nowe p�aszcze k�pielowe, mam tak g��bokie poczucie wsp�lnoty w naszej marno�ci, �e a� zastygam w bezruchu. To samo zdarza mi si�, gdy na przyk�ad w ��ku bogatej i pewnej siebie kobiety, kt�ra przyjecha�a na wa�ny kongres naukowy, znajduj� wytartego, starego misia ubranego w niemowl�ce ciuszki. Albo gdy w apartamencie jakiego� Wielkiego Cz�owieka Sukcesu po�ciel jest wilgotna od potu. To Strach �ciele im ��ka -- ta ko�cista pokoj�wka. Chwa�a Bogu, �e istnieje. Bez niej byliby jak starzy bogowie -- silni, pewni siebie, pyszni i g�upi. A teraz, kiedy tak le�� w swoich ��kach po dniach pe�nych interes�w, pieni�dzy, wycieczek, zakup�w, wa�nych spotka� i nie mog� usn��, i kiedy wpatruj� si� w skomplikowany wz�r tapety na �cianie, ich zm�czone oczy zaczynaj� dostrzega� w tym rytmicznym wzorze jak�� rys�, dziur�, niekonsekwencj�. Zaczynaj � widzie� tam zadrapanie, odbarwienie, ten rodzaj kurzu, kt�rego nie da si� zetrze�, brudu, kt�rego nie da si� zmy�. W takich momentach dywany
6
�ysiej�jak chore kobiety, a w doskona�o�ci tiulowej firanki tkwi wypalona papierosem dziurka. At�as poduszek roz�azi si� w szwach, rdza dobiera si� do klamek i oku�. Kraw�dzie mebli �cieraj� si�, pl�cz� si� fr�dzle przy zas�onach. Wtedy pled traci sw� spr�ysto�� i flaczeje ze staro�ci. Cuchnie kurzem. Nawet wiem, co ci ludzie wtedy robi�. Wstaj�, potrz�saj� g�ow� i wypijaj� mocnego drinka lub �ykaj� tabletk� na sen. Le��c z zamkni�tymi oczami, licz� barany, a� ich zagro�one my�li wybawi sen. Rano ta chwila z nocy wyda im si� nierealna i nieodr�nialna od m�cz�cych sn�w. Czy� ka�dy nie miewa ich co jaki� czas? Stoj� oparta o �azienkowe drzwi. Praca sko�czona. Chce mi si� pali�. Mam teraz do wyboru dwa pokoje: 228 i 229. Decyduj� si� na 229, kt�rego kabalistyczna suma cyfr wynosi Trzyna�cie To cyfra nadmiaru i oszustwa, i taki te� jest ten pok�j, bowiem pok�j 229 ma w�a�ciwo�ci. Przyci�ga, obiecuje, niesie niespodzianki. Sam w sobie jest niby podobny do innych: z prawej strony �azienka, kr�tki korytarzyk i ca�a reszta z ��kiem nakrytym br�zow� kap�, z tapetami w odcieniach szaro�ci, kwiecistymi zas�onami, komod� i lustrem. A jednak sprawia wra�enie bardziej pustego ni� wszystkie inne. Tutaj s�ysz� m�j w�asny oddech, widz� moje d�onie nap�cznia-�e od wody, mniej przypadkowo odbijam si� w lustrach. Zawsze gdy wchodz� do tego pokoju, sztywniej� z napi�cia. W zesz�ym tygodniu mieszka�a tu para kochank�w, mo�e m�odych ma��onk�w. Wzburzyli ��ko, porozrzucali r�czniki, rozlali szampana. Zosta�y po nich ��te plamy na prze�cieradle, ogromny kosz kwiat�w, �wiadectwo mi�osnych przysi�g. Z �alem musia�am go wyrzuci�. Ten pok�j trudniej jest doprowadzi� do stanu nag�ej gotowo�ci, bo ma on swoj� twarz. Przyjmuje ludzi z zamys�em. Podejrzewam, �e po pierwszej sp�dzonej w nim nocy �apie ich w swoje sid�a, niepokoi snami, przytrzymuje na d�u�ej, wzbudza pragnienia i burzy plany. Dwa tygodnie temu jego mieszka�cy zapomnieli zakr�ci� kurki w �azience. Woda wyla�a si� na korytarz, zala�a puszyste dywany, podmy�a z�ocone tapety. Przera�eni go�cie stali zawini�ci w prze�cierad�a, a personel lata� ze �cierkami. -- Nic si� nie sta�o! Nic si� nie sta�o! -- powtarza� Zapata, wykr�caj�c mokre �cierki, lecz jego twarz m�wi�a co innego -- �e sta�o si� straszne -- g�upi, bezmy�lni ludzie podnie�li r�k� na hotel ,,Capital". I zawsze od takich wydarze� jest w�a�nie 229. Ten pok�j jest inny, to pewne. My�l�, �e wiedz� o tym w recepcji, bo cz�ciej pozwalaj� mu zosta� pustym. Ca�y ruch kieruj� na pokoje o ni�szych numerach, na pocz�tek korytarza, �eby by�o bli�ej windy, bli�ej schod�w, bli�ej �wiata. Gdy pok�j stoi pusty, ja musz� tylko sprawdzi�, czy wszystko jest w nim w porz�dku, czy nie zebra� si� kurz na meblach, czy dzia�a klimatyzacja. Robi� to szczeg�lnie uwa�nie. Wyg�adzam kap�, sprawdzam kraw�dzie boazerii, wietrz�, a potem przysiadam na chwilk� w fotelu i ws�uchuj� si� we w�asny przyspieszony oddech. Pok�j otacza mnie sob�, obejmuje. Jest to najczulsza, niedotykalna pieszczota, tak mo�e pie�ci� tylko zamkni�ta przestrze�. W takich momentach czuj� wyra�nie, �e moje cia�o istnieje i wype�nia po brzegi r�owo-bia�y mundurek. Czuj� ko�nierzyk na szyi i zimno b�yskawicznego zamka mi�dzy piersiami. Czuj�, jak troki fartuszka ciasno opasuj� mnie w talii. Czuj� moj� sk�r�, jak �yje, ma sw�j zapach, paruje, i czuj� w�osy, jak muskaj� uszy. Lubi� wtedy wsta� i zobaczy� si� w lustrze, i nigdy nie jest tak, �ebym si� nie dziwi�a. To ja? To ja? Dotykam palcami twarzy, naci�gam sk�r� na policzkach, mru�� oczy, mocniej �ci�gam gumk� w�osy. Tak si� sobie zreszt� �ni� -- zawsze w lustrze, zawsze z inn� twarz�. Stoj� i marz�, �eby si� wyk�pa� w sterylnie czystej wannie, wytrze� w te bia�e ciep�e r�czniki, a potem wyci�gn�� si� na br�zowej kapie i s�ucha� w spokoju, jak oddychamy --ja i pok�j, pok�j i ja. Ale dzi� 229 jest zamieszkany i na klamce wisi karteczka, �e pok�j jest gotowy do sprz�tania. Otwieram moim kluczem drzwi i wchodz�, taszcz�c ze sob� pude�ko z przyborami. I staj� kompletnie zaskoczona, bo pok�j nie jest pusty. Przy biurku siedzi facet nad klawiatur�
7
notebooka. Odzyskuj� g�os, przepraszam i chc� wyj��, my�l�c, �e to pomy�ka, �e �le powiesi� karteczk�. On jednak zaprasza i przeprasza, i prosi, �eby si� nim nie przejmowa�. To si� czasem zdarza. Bardzo tego nie lubi�. Musz� si� wtedy spieszy� i robi� swoje pod okiem go�cia. Teraz go�� staje si� gospodarzem, a ja go�ciem. Wieczny porz�dek zostaje postawiony na g�owie. Moje sprz�tanie nie jest ju� wszechw�adne, niewiele znaczy. Pokoje nie s� obliczone na sprz�taj�cego i go�cia--przeszkadzamy sobie nawzajem. Musz� szybko i zgrabnie prze�cieli� ogromne, dwuosobowe ��ko, kt�re w tym celu trzeba odsun�� od �ciany. Jest ma�o miejsca. Facet, kt�ry siedzi przy komputerze, jest wystarczaj�c� przeszkod� w sprawnym �cieleniu. Ju� wiem, �e go nie lubi�. Jest przera�aj�co �ywy. Najpierw �ci�gam stare prze�cierad�o i poszewki z czterech poduszek. K�ad� pierwsze czyste przeciera-d�o i �eby je wyg�adzi�, musz� naoko�o obej�� odsuni�te ��ko. Czuj�, �e m�czyzna mnie obserwuje. Nie mam odwagi spojrze� na niego, �eby nie spotka� jego wzroku. Musia�abym si� u�miechn��, on by o co� zapyta�, musia�abym odpowiedzie�. Staram si� by� cicho, nie szele�ci�. Teraz k�ad� drugie prze�cierad�o i przeciskam si� mi�dzy meblami, podk�adaj�c pod materac jego brzegi. Kiedy przechodz� ko�o wyci�gni�tych n�g m�czyzny, ca�a spinam si�, �eby ich nie musn��, i spiesz� si�, bardzo si� spiesz�. Facet ju� teraz jawnie na mnie patrzy. Czuj� to. Te jego wyci�gni�te nogi s� prowokacj�, przeszkadzaj� mi i onie�mielaj�. Z po�piechu i przej�cia robi mi si� gor�co. Napi�te mi�nie �ydek bol�, kiedy podnosz� ci�ki materac. Teraz oblekam poduszki w czyste poszewki. Co� mi nie wychodzi, poduszka wysuwa mi si� z r�k, spada na pod�og�. Potykam si� o ni� i trac� r�wnowag�. Osuwam si� prosto w spojrzenie zaciekawionych oczu. -- Jeste� Hiszpank�? -- pyta. -- Och nie, nie. -- �yd�wk�? Zaprzeczam. --A sk�d jeste�? Odpowiadam, a on wygl�da na rozczarowanego. Uk�adam poduszki i bior� si� za kap�. On patrzy z zainteresowaniem, jak m�cz� si� z po�o�eniem ci�kiej narzuty. Znowu jestem ko�o niego. Teraz ty�em. Kiedy uk�adam poduszki, czuj� jego wzrok na moich �ydkach. Przesuwam si� pod �cian� i chowam nogi za ��ko. Nagle robi mi si� wstyd za moje p�askie czarne pantofle i mimowolnie staj� na palcach. I zaraz �a�uj�, �e jestem w tym nie�adnym, nietwarzowym mundurku z fartuszkiem i kluczami u pasa, a nie w jednej z tych eleganckich sukienek, kt�re widzia�am u Amerykan�w. Czuj� si� nie�wie�a, mokra od potu, zm�czona. Wiem, �e teraz m�czyzna przy komputerze przygl�da mi si� bezczelnie. Jego wzrok dotyka mnie gdzie� w okolicach ko�nierzyka, zamka b�yskawicznego, ale ja ju� jestem po drugiej stronie ��ka. Jeszcze raz powinnam przej�� ko�o niego i po�o�y� ma�e poduszeczki, ale znowu musia�abym stan�� ty�em do tego drapie�nego wzroku, wi�c rzucam po prostu poduszeczki na ��ko. Kucaj�c po brudn� po�ciel, po�ciel tego faceta, kt�ry na mnie patrzy, czuj�, �e moje cia�o nap�cznia-�o i chce wyskoczy� z mundurka. Czy mia�abym si� t�umaczy�? I jakim tonem, j�zykiem, dlaczego? Wycofuj� si� do drzwi ze spuszczonym wzrokiem. Zbieram pude�ko z moimi p�ynami, g�bkami i jestem przy drzwiach. -- Dzi�kuj� bardzo -- m�wi� i wiem, �e wcale nie mam za co dzi�kowa�. To on powinien uk�oni� si� szarmancko i poca�owa� mnie w r�k�. A ja dygn�abym czy co� w tym rodzaju. Widz�, jak facet rozgrzeszaj�co kiwa g�ow�, i w tym jego ledwie zaznaczonym u�miechu jest co� takiego, �e z ulg� dotykam klamki. -- Do zobaczenia -- m�wi, ale ja nie chc� go widzie� nigdy wi�cej. Jestem ju� za drzwiami. Stoj� jeszcze chwil� i nads�uchuj�. Ca�a jestem zgrzana, bol� mnie nogi, mi�nie dr�� ze zm�czenia. Tak si� spieszy�am, �e zaoszcz�dzi�am mn�stwo czasu. Dobrze by�oby wi�c och�on�� na dole. Zostawiam wi�c pude�ko pod �cian� i id� na trzecie pi�tro, tam gdzie jest ma�e przej�cie na squar, kr�t�, boczn� klatk� schodow� i gdzie zaczyna si�
8
Tajemnicza cz�� Hotelu dla sta�ych go�ci. Schodz� po kilku schodkach, mijam jedne i drugie drzwi i wreszcie staj� przed barierk� g��bokiej na trzy pi�tra klatki schodowej. Patrz� w d� i widz� st�d parter. I -- jak zwykle -- nikogo. Tylko p�mrok i spok�j. Tak si� najlepiej odpoczywa, patrz�c w d�, gdzie wszystko staje si� coraz mniejsze i odleglejsze, mniej wyra�ne i zwodnicze. S�uar to naprawd� najbardziej tajemnicza cz�� hotelu, Trzeba by� bardzo bystrym, �eby tu nie zab��dzi�. Same schodki, przej�cia, p�pi�tra i zakr�ty. Jest to rodzaj wie�y z przyleg�o�ciami, na kt�r� sk�adaj� si� trzy kondygnacje, na ka�dej za� z nich s� dwa pokoje z numerem zaczynaj�cym si� od siedem. Wiem, �e w sumie jest tam osiem pokoi, ale nie potrafi� sobie wyobrazi�, w jakich zakamarkach znajduj� si� te dwa pozosta�e. Mo�e zamieszkuj� je mizantropi albo niewygodne �ony, niebezpieczni bracia bli�niacy, mroczne kochanki. Mo�e wynajmuje je mafia do nielegalnych transakcji albo g�owy pa�stw, �eby tu, w zamkni�ciu spiralnej przestrzeni, poby� kim� zwyczajnym. Na squarze pokoje wygl�daj� inaczej, to w�a�ciwie apartamenty. S� mo�e mniej eleganckie, albo mo�e eleganckie w zupe�nie innym stylu. Szafy ukryte w �cianach, werandy, dziwaczne meble i sztuczne ksi��ki. Ca�e p�ki zastawione sztucznymi ksi��kami: Szekspir, Dante, Donn�, Walter Scott. Gdy wzi�� tak� do r�ki, oka�e si�, �e to tekturowe puste pude�eczko udaj�ce ok�adk�. Biblioteki pustki. Kiedy schodzi si� s�uarem do toalet dla personelu na dole, trzeba by� bardzo uwa�nym, �eby nie zab��dzi�. Zdarza�o mi si� to na pocz�tku. Otwiera�am znajome drzwi, ale one nie prowadzi�y tam, gdzie powinny, zostawia�am pude�ko z przyborami na jakich� schodach, ale potem nie umia�am go znale��. Podziwia�am wisz�ce na �cianach reprodukcje martwych natur, a potem my�la�am, �e mi si� �ni�y. Tu dzieje si� co� dziwnego z przestrzeni�. Przestrze� nie lubi spiralnych schod�w, komin�w i studni. Ma wtedy tendencj� do degenerowania si� w labirynty. Najlepiej trzyma� si� barierki studni, tak jak ja teraz. Nie patrze� w d� ani do g�ry, lecz tylko przed siebie. Nagle przy�apuje mnie jaki� d�wi�k, gdzie� ni�ej dzieje si� co�, co brzmi podejrzanie rytmicznie -- puff, puffi skrzypni�cie. Schodz� na palcach pi�tro ni�ej, napi�ta jak kot. Siekni�cie, skrzypienie, siekni�cie, skrzypienie. Co to jest? Zbli�am si� do drzwi, kt�re wygl�daj�jak wszystkie drzwi w Hotelu. Tylko w szparze przy pod�odze widz� metalowe klamerki i wyra�niej s�ysz� te dziwne d�wi�ki i do tego sapanie. Ostro�nie przyk�adam ucho do drzwi i teraz sapanie robi si� coraz szybsze, gwa�towniejsze, a skrzypienie przera�-liwsze. Odskakuj� przera�ona, robi mi si� gor�co, brz�kaj� klucze u pasa. Z tamtej strony wszystko ustaje. Cichutko wbiegam na schody i pi�tro wy�ej podchodz� do barierki. Pstrykaj� odpinane klamerki, drzwi pokoju uchylaj� si� i m�czyzna w samych majtkach wystawia g�ow� na korytarz. W r�ku trzyma jakie� pe�ne spr�yn urz�dzenie, co� jak skomplikowany ekspander. Cofam si� szybko pod �cian�. Trudno mi uspokoi� rozhu�tan� wyobra�ni�. Schodz� po ciemnych kr�tych schodach do piwnic, gdzie znajduj� si� nasze toalety. Jest tutaj jasno od wulgarnych jarzeni�wek. Dopadam ubikacji i zamykam za sob� drzwi. Chlapi� si� zimn� wod�, myj� twarz i r�ce, ale to nie daje och�ody. Siadam na sedesie. Nie dochodzi tu �aden d�wi�k. Sterylnie, cicho, bezpiecznie. Szczeg�owo i w skupieniu ogl�dam proszek do mycia sanitariat�w, papierowe r�czniki, wielk� bel� papieru toaletowego i pisane r�k� Miss Lang og�osze-Kr�tk� Histori� Cywilizowania Personelu. ma Najpierw Miss Lang napisa�a: ,,Jak my�lisz, dlaczego Hotel sprowadza torebki jednorazowego u�ytku?" i podpis: ,,Miss Lang". Lecz prawdopodobnie �adna z dziewcz�t nie potrafi�a odpowiedzie� na to pytanie, bo pod spodem jest nast�pna kartka: ,,Czy mog�aby� u�ywa� papierowych torebek do pozbycia si� wszelkich zu�ytych �rodk�w opatrunkowych?". Ale i ta pro�ba nie da�a rezultatu, bo ni�ej czerwonym atramentem Miss Lang dopisa�a kategorycznie: ,,Prosz� nie wrzuca� podpasek i tampon�w do muszli!".
9
Siedz� jeszcze przez chwil� i kontempluj� kszta�t ka�dej litery. Potem spuszczam wod�, poprawiam w�osy i ruszam na moje pi�tro, bo przecie� zosta� mi jeszcze jeden pok�j, Ostatni pok�j Jest ju� po drugiej i zacz�� si� ruch. Oficjalna winda je�dzi w g�r� i w d�, trzaskaj� zamykane i otwierane drzwi. Go�cie wybieraj� si� do miasta, �o��dki domagaj� si� lunchu. Angelo od Brudnej Bielizny rozgo�ci� si� w mojej kanciapie i zbiera po�ciel do swoich wor�w. -- Ile ci jeszcze zosta�o? -- pyta. -- Jeden -- m�wi� i po raz kolejny widz�, �e miejscem Angela nie powinien by� nawet tak elegancki hotel jak ten, ale Pie�� nad pie�niami. Tam m�g�by sobie chodzi�, skacz�c po g�rach, i by�by jak jelonek m�ody. Bowiem Angelo jest pi�kny i okaza�y jak g�ry w jego Libanie. Kiwa g�ow� i pokazuje mi, �e z pokoju 228 wychodzi para staruszk�w. Widzia�am ich ju� kiedy� w drodze do windy. On jest wysoki i siwy, lekko przygarbiony i trzyma si� lepiej ni� ona. Mo�e jest m�odszy, a mo�e zawar� jaki� pakt z czasem. Ona -- male�ka, wysuszona, rozdygotana, ledwie chodzi. -- To Szwedzi. Ona przyjecha�a tu umrze� -- m�wi Angelo, a on wie wszystko. Angelo chyba �artuje, ale kiedy patrz� za nimi, widz�, �e ten starzec wi�cej ni� j� podtrzymuje, on j� prawie niesie. Gdyby si� odsun��, upad�aby na ziemi�, jak pusta sukienka. Ubrani s� zawsze w be�e i pastelowe br�zy, kolory Hotelu. Oboje s� zupe�nie siwi tym rodzajem siwizny, kt�ra zapomnia�a ju� wszystkie grzechy. Gdy znikaj� w windzie, wchodz� do ich pokoju. Lubi� sprz�ta� ten pok�j. Nie ma tu wiele do roboty: rzeczy stoj� na swoich miejscach, jak wro�ni�te korzeniami. W powietrzu nie ma z�ych sn�w, sapa�, podniecenia. Lekko wgniecione poduszki �wiadcz� o spokojnym �nie. W �azience porz�dnie powieszone r�czniki, u�o�one szczoteczki do z�b�w, wymyte kubki podw�jnie odbijaj� si� w lustrze. Podstawowe kosmetyki -- to zwyczajny krem, p�yn do p�ukania ust, dyskretne perfumy i woda toaletowa. Kiedy �ciel� ��ko, uderza mnie brak konkretnego zapachu. Tak pachn� dzieci. Ich sk�ra sama z siebie nie wydziela �adnych woni, �apie tylko i zatrzymuje zapachy z zewn�trz: powietrza, wiatru, trawy rozgniecionej �okciem i cudowny, s�ony zapach s�o�ca. Tak w�a�nie pachnie ta po�ciel. Kiedy si� �pi bez grzechu, bez dalekosi�nych plan�w, bez buntu i rozpaczy, kiedy sk�ra staje si� coraz cie�sza, bardziej papierowa, kiedy z cia�a powolutku ucieka �ycie, jak z dziwacznej gumowej zabawki, kiedy widzi si� przesz�o�� raz na zawsze dokonan� i zamkni�t�, kiedy w nocy zaczyna si� �ni� B�g, wtedy cia�o przestaje zaznacza� �wiat swoim zapachem. Sk�ra przyjmuje zapachy z zewn�trz i smakuje je po raz ostatni. Na stoliku obok ��ka le�� obok siebie dwie ksi��ki. Nads�uchuj�, czy nikt nie kr�ci si� po korytarzu, i robi� co�, czego mi nie wolno zrobi�. Otwieram pierwsz� z nich, to gruby zeszyt, chyba pami�tnik, bo na ka�dej stronie jest data, a pod ni� dr��ce, okr�g�e pismo w zupe�nie niezrozumia�ym dla mnie j�zyku. Zeszyt jest zapisany prawie do ko�ca, zosta�o tylko kilka pustych stron. Druga ksi��ka to Biblia po szwedzku. Nie rozumiem nic, a jednak wszystko wydaje mi si� znajome. Czerwona wst��ka za�o�ona jest tam, gdzie zaczyna si� Ksi�ga Eklezjasty. Przelatuj� wzrokiem wiersze i mam wra�enie, �e zaczynam rozumie� wszystko. Najpierw znajome staj� si� pojedyncze s�owa, a potem ca�e zwroty wyp�ywaj� z pami�ci i mieszaj� si� z drukiem. ,,To, co jest, by�o ju� dawno, a to, co b�dzie, te� ju� jest od dawna; bo B�g przywraca to, co przemin�o." Najbardziej tajemnicze s�owa �wi�tej Ksi�gi. Gdy sprz�tanie jest ju� sko�czone, przysiadam jeszcze na �wie�o po�cielonym ��ku. Mi�o jest tak siebie zawiesi� na chwil� w istnieniu. Potem patrz� na swoje r�ce wytrawione p�ynami do mycia wanien, na moje wyra�nie ju� spuchni�te stopy w czarnych pantoflach. Ale moje cia�o �yje i wype�nia sk�r� po brzegi. W�cham r�kaw mojego mundurka -- pachnie zm�czeniem, potem, �yciem. Z rozmys�em zostawiam troch� tego zapachu w pokoju 228. Zamykam drzwi i id� do kanciapy. Chowam odkurzacz, pude�ko z przyborami, a potem zdejmuj� r�owo-bia�y mundurek i przez chwil� stoj� naga, bez w�a�ciwo�ci. �eby Przemiana mog�a si�
10
odby� w drug� stron�, musz� w�o�y� kolczyki, kolorow� sukienk�, zmierzwi� w�osy i zrobi� makija�. Gdy wychodz� na zalan� s�o�cem ulic�, mijam przebieraj�cego si� w bramie Szkota. Kraciasta sp�dniczka le�y na kobzie, a on zapina modne dziurawe d�insy. -- Wiedzia�am, �e jeste� fa�szywy -- m�wi�. U�miecha si� tajemniczo i robi do mnie oko.
1989
11