1551
Szczegóły |
Tytuł |
1551 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1551 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1551 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1551 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "Lapidaria"
autor: Ryszard Kapu�ci�ski
* * *
Ma�y, zadrzewiony skwer w centrum Queretaro. Co-
dziennie o sz�stej po po�udniu robi si� tu rojno. Najpierw
przychodz� kobiety, same kobiety. S� to mamy z c�rkami
na wydaniu. Mamy rozsiadaj� si� na �awkach otaczaj�-
cych k�p� starych drzew rosn�cych na �rodku skweru.
�awek jest kilkana�cie, matek kilkadziesi�t, c�rek ponad
sto. Dziewczyny witaj� si� i zaczynaj� chodzi� parami
wok� skweru. Chodz� zgodnie z ruchem zegara, zawsze
w tym samym kierunku, niezmiennie, bo to widocznie ry-
tua� praktykowany od zamierzch�ych czas�w. Po chwili
na skwerze pojawiaj� si� ch�opcy, miejscowa kawalerka.
Te� witaj� si� (ale tylko ch�opcy z ch�opcami) i zaczynaj�
chodzi� parami tworz�c pier�cie� kr���cy na zewn�trz
pier�cienia dziewcz�t. . Na zewn�trz i w przeciwnym kie-
' runku.
To kr��enie pier�cieni trwa godzin�.
Mamy patrz�, s� czujne.
Panuje cisza.
S�ycha� tylko rytmiczne kroki poruszaj�cych si� par.
Regularne, wyra�ne, dok�adnie odmierzane staccato.
Ch�opcy i dziewcz�ta nie rozmawiaj� ze sob�, nie wy-
mieniaj� uwag, dowcip�w ani okrzyk�w. Tylko mijaj�c
si�, przygl�daj� si� sobie w skupieniu. Te spojrzenia s�
raz dyskretne, raz natarczywe, ale zawsze obecne i uwa�-
ne. Obie strony obserwuj�c si� oceniaj�, rozwa�aj�, doko-
nuj� wyboru. Mi�dzy tymi dwoma kr���cymi pier�cienia-
. mi wibruje pe�ne napi�cia pole, jest to przestrze� magne-
tyczna, na�adowana z trudem t�umion� emocj�, ledwie
powstrzymywanym przyci�ganiem.
Po godzinie matki, wszystkie jednocze�nie, wstaj� z �a-
wek i zaczynaj� si� �egna� (trwa to kilka minut). Nast�p-
, nie wo�aj� dziewcz�ta i razem, powoli, odchodz� do do-
m�w. Pier�cie� ch�opc�w te� p�ka i rozsypuje si�, ch�opcy
znikaj� w s�siednich uliczkach.
Plac pustoszeje.
S�ycha� tylko og�uszaj�cy �wiergot ptactwa buszuj�cego
w zbitej, zwe�nionej k�pie drzew rosn�cych na skwerze.
Tu, w Ameryce �aci�skiej, wida� najlepiej, jak �wiat
�yje na r�nych pi�trach, w�a�ciwie - w r�nych kom�r-
kach, podzielony, zatomizowany. Czy nier�wno�� zawsze
rodzi nienawi��? Tu - raczej frustracj�, a u wielu nawet
- pokor�. Pokora ta jest form� samoobrony, chytrym
wybiegiem, kt�ry ma zmyli� z�o, os�abi� jego dzia�anie.
Ich si�� jest obrona, a nie atak, umiej� przetrwa�, ale nie
potrafi� zmienia�. S� jak krzew, kt�ry ro�nie na pustyni
- do�� silny, aby �y�, zbyt s�aby, aby rodzi�.
Istniej� dwa rodzaje korupcji: korupcja bogactwa i ko-
rupcja n�dzy. Zwykle m�wi si� o tej pierwszej, tylko o
niej, poniewa� bogactwo rzeczywi�cie demoralizuje. A ko-
rupcja n�dzy? Z ni� maj� do czynienia partyzanci w
Ameryce �aci�skiej. Ch�op, kt�ry za pi�� dolar�w wydaje
na rze� ca�y oddzia�, oddzia� walcz�cy o jego ziemi�, o je-
go �ycie.
N�dza jest demoralizuj�ca. Je�eli trzecia cz�� spo�e-
cze�stwa �yje w n�dzy, ca�e spo�ecze�stwo jest zdemorali-
zowane. Produktem n�dzy jest strach i nakaz kategorycz-
ny, marzenie gor�czkowe, �eby wyrwa� si� z niej za
wszelk� cen�. Odgrodzi� si� szyb� limuzyny, murem ota-
czaj�cym will�, wysokim kontem bankowym. N�dza
przygniata i odstrasza. Rozlu�nia �wiadomo�� i skraca
perspektyw�. Cz�owiek my�li tylko o tym, co b�dzie jad�
dzi�, za godzin�, za chwil�. N�dza jest aspo�eczna, jest
niesolidarna. T�um n�dzarzy nigdy nie b�dzie solidarny.
Wystarczy rzuci� w ten t�um kawa�ek chleba - zacznie
si� b�jka. Obrazy n�dzy nie ciekawi� ludzi, nie budz� ich
zainteresowania. Ludzie odruchowo odsuwaj� si� od sku-
pisk n�dzy. Widocznie w n�dzy jest co� wstydliwego, co�
poni�aj�cego, jaka� sytuacja pora�ki, znami� kl�ski.
Szereg konflikt�w ideologicznych pochodzi st�d, �e
ideologia zmieniaj�c swoje po�o�enie geograficzne zabar-
wia si� inn� kultur�, niekiedy zmienia nawet sw�j sens
pierwotny. Ka�de �rodowisko kulturowe opatruje t� sam�
ideologi� innym odcieniem, co� jej dodaje i czego� ujmu-
je, w�dr�wka idei jest procesem czynnym, u kresu tej
w�dr�wki idea mo�e wyst�pi� w najbardziej zaskakuj�co
odmiennym wcieleniu. W ka�dym ruchu ideolog�� w prze-
strzeni - z kraju do kraju, z kontynentu na kontynent, z
' jednego obszaru kulturowego na inny - istnieje poten-
cjalna gro�ba schizmy. Potencjalna, a mo�e nawet nieuch-
ronna. Przyk�ad chrze�cija�stwa, kt�re przesuwaj�c si� na
Wsch�d roz�amuje si� na schizmy, zwalczane przez Cen-
trum. Przyk�ad islamu, kt�ry rozpada si� na schizmy, w
miar� jak rozprzestrzenia si� na �wiecie. Centrum zwalcza
schizmy argumentem, �e schizma os�abia ideologi�, �e jest
jej wroga. Ale dzieje chrze�cija�stwa i islamu dowodz�
czego� innego. Schizma przez uterenowienie, przez zna-
cjonalizowanie ideolog�� - wzmacnia j�, cho� jednocze�-
nie (i to jest prawd�) - os�abia Centrum. S�owem-
wzmacnia merytorycznie, a os�abia organizacyjnie.
Rodzaje demagog�� uprawiane przez tutejszych polity-
k�w:
konserwaty�ci, prawica - ci g�osz�, �e jest ci�ko, ale
.
ci�ko wszystkim, st�d wyj�cie ku lepszemu le�y w jed-
no�ci, a jedno�� ta winna wyra�a� si� w skupieniu wok�
w�adzy, we wspomaganiu jej, w rozumieniu itd.,
niby-post�powi - ci atakuj� bogaczy, obcy kapita�,
m�wi� o n�dzy jednych i bogactwie drugich, a potem nic
nie robi�, wypalaj� si� w gadaniu, odurzaj� si� gadaniem,
jest wreszcie rodzaj demagog�� - nazwijmy to - spra-
wozdawczej, np. expos� prezydenta republiki: dwie�cie
stron zadrukowanych tysi�cem cyfr, nazw, dat, po to,
aby ukry� rzecz g��wn� - �e nie zosta�o zrobione nic
wa�nego.
M. zwraca uwag� na wa�ny element kultury �ycia w
Meksyku (zreszt� og�lnolatynoski). Nazywa to asysten-
cj�. To potrzeba uczestniczenia w wa�nej uroczysto�ci, w
kt�rej bior� udzia� wa�ne osoby. Dla asystencji rzuca si�
wszystko - jest ona niezb�dna dla �ycia, dla poczucia
godno�ci w�asnej. Powaga, pompa tych uroczysto�ci-
mowy, bankiety, nastr�j, formalizm. Nikogo to nie razi.
Federico Bracamontes, urz�dnik bankowy i m�j s�siad,
zaprasza mnie na przyj�cie. Okazja jest nast�puj�ca: Fe-
derico maluje. Maluje kicze okropne, powiem nawet-
przera�aj�ce, czy - jeszcze lepiej: przygn�biaj�ce. Robi
przyj�cie z okazji uko�czenia takiego w�a�nie kolejnego
kiczu. W czasie przyj�cia ods�ania obraz. Obyczaj wyma-
ga, aby w tym momencie rozleg� si� j�k zachwytu. Tak
te� i jest. Fotograf dokonuje zdj��, a go�cie - kt�rzy
przybyli t�umnie - wznosz� toasty za kicze nast�pne i
gratuluj� autorowi kiczu w�a�nie ods�oni�tego.
Polityka w Ameryce �aci�skiej jest rozumiana jako za-
j�cie dla bogatych. Dzia�acz - to bogacz. Partia to ro-
dzaj businessu, a po to, �eby uprawia� business, trzeba
mie� kapita�. Biedny, zapytany o pogl�dy polityczne, od-
powiada: "Nie mam pogl�d�w. Jestem na to za biedny".
' Ta postawa jest wynikiem d�ugich do�wiadcze� w kra-
jach, gdzie polityka dawa�a zysk, bogactwo, by�a �r�d�em
kolosalnych dochod�w. Dlatego elity polityczne by�y i s�
tu tak zamkni�te, tak niedost�pne, ekskluzywne: �eby by-
�o wi�cej do podzia�u, do kiesy. Lud to tylko widz, s�abo
zorientowany �wiadek, przygodny kibic.
Umie� ustali� cel konkretny, o kt�ry walczy wie�, mia-
' steczko. Ludzie z Santo Victorio walcz� o swoje winnice.
"Bez wina jeste�my niczym". Ich talent, ich si�a, ich soli-
darno�� - wszystko oddane jest walce o winnice. Ch�op
, nigdy nie walczy o ziemi� wog�le. Walczy o konkretny
kawa�ek ziemi: od tego du�ego kamienia - prosto - do
drzew~, kt�re stoi o - tam - na - lewo. Walczy o to,
co jest w zasi�gu r�ki, co mo�e obj�� spojrzeniem. Poza
granic� horyzontu zaczyna si� ju� inny �wiat, kt�ry do
niego nie nale�y, kt�ry jest mu obcy i cz�sto - wrogi.
Tegucigalpa: w Tegucigalpie nie ma czym my�le�.
W La Paz (Boliwia). Plaza Murillo jest centralnym
punktem miasta. W niedziel� rano panowie politycy przy-
chodz� tu czy�ci� buty. Ka�da partia zajmuje inn� stron�
placu. Ka�da partia ma swoich czy�cibut�w. Ka�da par-
tia ma swoje ulice tradycyjnie zajmowane przez ni� na
spotkania i spacery. Dzielnice te� maj� r�ne. Wa�ne jest
zorientowa� si� w tym systemie, kt�ry pozwala wszystkim
jako� �y�, omija� si�, siedzie� w swoich matecznikach.
Wielkie place, wielkie ulice maj� na ca�ym �wiecie
wsp�ln� cech�: miejsce cz�owieka zast�puje t�um. Trzeba
doj�� do ma�ych uliczek. i�� na peryferie, wej�� w bramy,
�eby znowu odnale�� cz�owieka.
Teoria czas�w lokalnych. Czas posuwa si� z r�n�
szybko�ci� zale�nie od miejsca na kuli ziemskiej, zale�nie
od tego punktu, w kt�rym jeste�my, zale�nie od kultury.
Ten fakt, �e kiedy� istnia�y r�ne miary czasu, dowodzi,
�e ludzie umieli r�nicowa� je, umieli dostosowywa� je do
lokalnych warunk�w �ycia i geografii. Ka�dy, kto �y� z
koczownikami na pustyni czy w�r�d Indian Amazon��,
wie, jak nasz zegarek traci tam sens i racj� bytu. Jest
zb�dnym mechanizmem, abstrakcj� oderwan� od �ycia.
Bujna ro�linno�� tropiku myli, stwarza wra�enie �atwej
i niezwyk�ej urodzajno�ci. Tymczasem wszystko osi�ga si�
tu za cen� wielkiego trudu i koszt�w. Potrzeba ogro-
mnych nak�ad�w, aby wytrzebi� ro�linno�� tropikaln� i
oczy�ci� pole pod zasiewy i uprawy. Inne problemy-
plagi insekt�w, choroby tropikalne. Ale przede wszystkim
- deszcze, kt�re niszcz� ziemi�, zmywaj� pr�chnic�,
przerywaj� komunikacj�. Kto� przewiduje, �e gdyby wy-
ci�� d�ungle Amazon��, rejon ten, w ci�gu p� wieku, za-
mieni si� w pustyni�.
Wiadomo�� o gazecie elektronicznej, kt�ra b�yskawicz-
nie przeniesie informacj� do ka�dego domu. Tak, ale
problem polega na tym, �e procesowi przyspieszenia in-
formacji towarzyszy zjawisko jej sp�ycenia. Coraz wi�cej
informacji, ale coraz p�ytszych.
Flash - jest to jednozdaniowa informacja, kt�ra po-
przedza szczeg�owy opis zdarzenia. Ale je�eli ca�� infor-
macj� sprowadzi si� do flash'�w - co zostanie? Potok
wiadomo�ci, kt�ry b�dzie tylko og�usza�, st�pia� wra�li-
wo��, usypia� uwag�.
Jednozdaniowa informacja to cz�sto po prostu dezin-
formacja. Oto pojawi�a si� wiadomo��: "Anguilla og�osi
niepodleg�o��". Anguilla to ma�a. pi�kna wysepka na
Morzu Karaibskim. Stara, brytyjska posiad�o��. Znalaz�
si� tam sprytny cz�owiek, niejaki .lohn Webster. Zawar�
cich� umow� z jedn� z firm hotelowych z Miami, �e
sprzeda im Anguill�, kt�ra jest jedn� wielk�, gor�c� pla-
��. Aby doprowadzi� transakcj� do skutku, Webster za�o-
�y� parti� narodowowyzwole�cz�, a nast�pnie og�osi� wys-
p� niepodleg�ym pa�stwem (mieszka tam dziesi�� tysi�cy
ludzi). Sko�czy�o si� wys�aniem na miejsce oddzia�u poli-
cji londy�skiej i ucieczk� Webstera do Miami.
Krajobrazy andyjskie - g��bokie, plastyczne, rze�bione
z rozmachem, wype�niaj�ce ca�� przestrze�. Nasze ludzkie
zagubienie w tych krajobrazach.
"Druga religia" - temat i tytu� eseju o pi�ce no�nej w
Ameryce �aci�skiej. Zaczyna si� od szmacianki w dzielni-
cy slums�w - ciasne uliczki, podw�rka, �cisk uganiaj�cej
, si�, rozszala�ej, rozkrzyczanej dzieciarni. W Brazyl��-
tradycja lansowania kr�la futbolu, jak gdzie indziej lansu-
je si� gwiazd� filmow� lub - wodza ludu. Kr�l kopn��
pi�k�, kr�l strzeli� gola - to nape�nia ich dum�. Mo�e
dlatego, �e kto�, �e jeden z nich potrafi� co� zro-
bi�. Mecz pi�karski - jako przyczyna wojny, jako przy-
czyna masakry, jako mechanizm patriotycznego wy�ado-
wania (miasto po meczu wygranym, miasto w ekstazie,
Meksyk, Lima, Montevideo jak w czasie festynu, roz-
, �wietlone, kolorowe). Mecz wa�niejszy ni� zmiana rz�du
(w Ekwadorze zrobili zamach wojskowy w czasie, kiedy
wszyscy siedzieli przed telewizorami ogl�daj�c swoj� dru-
�yn� graj�c� z Kolumbi� i nikomu nie przysz�o do g�owy
wyst�pi� w obronie usuni�tego gabinetu). Mecz jako
przyczyna samob�jstw (pewna dziewczyna w Salwadorze
po utracie bramki na rzecz Chile), zab�jstw pope�nionych
w eufor��, w szcz�ciu (cz�sty przypadek w Brazyl��). Nogi
Pele (bardzo brzydkie, kosmate i krzywe) s� dok�adnie i
nieustannie fotografowane - w Guadalajarze Pele siada
na fotelu, a t�um fotoreporter�w czo�ga si� po murawie
boiska, fotoreporterzy walcz� ze sob�, rozpychaj� si�, wa-
l� po g�owach kamerami - ka�dy zabiega o lepsze zdj�-
cie n�g Pelego, kt�rym p�niej gazety po�wi�c� swoje ko-
lorowe dodatki.
Diego Rivera. Jego freski w kaplicy Escuela Nacional
de Agricultura, w Meksyku (rok 1926). Prowokacja! Bo
stoi o�tarz, krzy�, s� �awki dla wiernych. Ale na �cianach
wymalowane sierpy i m�oty, czerwone gwiazdy, nagie ba-
by wiejskie. Zapata z�o�ony w grobie. Ch�opi z karabina-
mi: Kaplica Syksty�ska Rewolucji Meksyka�skiej, "Tym,
kt�rzy padli i kt�rzy jeszcze padn� w walce o ziemi�".
Rivera - witalny, �mia�y, niby-prymitywny, mocny, zde-
cydowany. Bry�y - bry�y postaci, g��w, pi�ci, kolb ku-
kurydzy, ska�. Bry�a �wiadomie zamierzona, ci�ka, ma-
sywna, dobrze osadzona na podstawie - na ziemi.. Re-
wolucja i religia - Rivera nie umie tego rozdzieli�, a mo-
�e nawet inaczej: m�wi nam wprost, �wiadomy swojego
przes�ania, �e rewolucja mo�e by� religi�, nadziej� i unie-
sieniem, nim stanie si� kapliczn� liturgi�, obrz�dkiem
sakralnym, malowid�em na�ciennym.
Tepotzotlan, Monte Alban, Macchu-Picchu - r�ligia
Indian a religia katolicka. Ich religia wymaga�a otwartej
przestrzeni, monumentalnej scener��. Nasza religia - to
zg�szczenie, �cie�nienie, to t�um zbity, spocony, napi�ty,
ich religia - to cz�owiek w wielkim krajobrazie, to niebo
rozpi�te, to ziemia i gwiazdy. W takiej przestrzeni t�um
znika�, wtapia� si� w pejza� uniwersalny, w tym gigan-
tycznym krajobrazie t�um nie m�g� unicestwi� jednostki,
cz�owiek m�g� by� sam na sam z Bogiem, czu� si� wolny,
z��czony z nadziemsk� wielko�ci�. Ich architektura sak-
ralna sprowadza si� do najprostszej geometr��. �adne de-
tale nie rozpraszaj� uwagi. Wzrok b��dzi w przestrzeni. U
nas - t�ok i ciasnota, tam - swoboda i niesko�czono��,
u nas - mur ograniczaj�cy, tam - pejza� nie ograniczo-
ny.
Z Kolumb��: zasada wydawania wyroku bez jego egze-
kucji. Zawiesi� nad g�ow� miecz i kaza� �y� w cieniu tego
miecza. Taki cz�owiek, z mieczem nad g�ow�, �yj�cy w
warunkach wolno�ci zagro�onej, jest roznosicielem stra-
chu, zatruwa strachem otoczenie. Zachowuje si� tak, jak-
by wszyscy widzieli ten wisz�cy nad nim miecz. Stopnio-
wo taki cz�owiek staje ' si� coraz bardziej i n n y.
Oddala si�, nie mo�emy si� porozumie�, tracimy go. I
cho� miecz nie drgnie do ko�ca, de facto wyrok jest wy-
konany.
S�owo: r�nica mi�dzy wag� s�owa u nich i u nas. "I
s�owo sta�o si� cia�em". Ot� tutaj s�owo nigdy nie osi�ga
tego stadium, tego stopnia krystalizacji. Tu s�owo jest
korkiem na wodzie, pierzem na wichrze. P�ywa, fruwa,
rozpada si�, jest zmienne jak kalejdoskop; jest nieuchwyt-
ne, pojawia si� i znika bez �ladu, a cz�sto - bez wra�e-
nia. Nie ma ci�aru, nie ma tej bezwzgl�dnej, topornej
natr�tno�ci, nie jest zagro�eniem. Czto napisano pierom,
nie wyrubat' toporom. St�d nabo�e�stwo odprawiane
nad ka�dym s�owem, gdy� jest ono traktowane magicznie,
to znaczy wierzy si�, �e ono rz�dzi rzeczywisto�ci�, �e
mo�e j� stworzy�, zmieni� albo unicestwi�.
Opisa� proces przemiany bia�ego w BIA�EGO. Bia�y
w Europie nie ma �wiadomo�ci, �e jest bia�y. Nie zastana-
wia si� nad tym, nie �yje t� my�l�. Natomiast bia�y w
Trzecim �wiecie staje si�, w miar� up�ywu czasu, coraz
bardziej bia�y. Jest ograniczony i izolowany przez to, �e
jest bia�y, a jednak sam b�dzie swoj� bia�o�� umacnia�,
poniewa� dla niego bia�o�� - to wy�szo�� (lub z�udzenie
wy�szo�ci).
Dyskryminacja rasowa jest znacznie bardziej odczuwal-
na i upokarzaj�ca ni� dyskryminacja ekonomiczna. St�d
w Stanach Zjednoczonych istnieje ruch Black Power czy
Poder Chicano, natomiast nie ma np. ruchu Italian Po-
wer, poniewa� W�osi, cho� cz�sto �le ekonomicznie sytuo-
wani, nie s� dyskryminowani rasowo, s� biali. Dyskrymi-
nacja rasowa rodzi ruchy protestu i odwetu bardziej
gwa�towne i niszczycielskie ni� dyskryminacja ekonomicz-
na.
Charakterystyczne dla ewolucji politycznej inteligenta
latynoskiego jest to, �e z regu�y zaczyna dzia�a� na lewi-
cy, a ko�czy - na prawicy. Zaczyna od udzia�u w anty-
rz�dowej demonstracji studenckiej, a ko�czy za biurkiem
ministerialnym. Od m�odego buntownika do starego biu-
rokraty - taka jest jego droga. Nigdzie na �wiecie prze-
pa�� mi�dzy m�odo�ci� a staro�ci�, mi�dzy pocz�tkiem a
ko�cem �yciorysu nie jest tak drastyczna. Campo Salas,
komunizuj�cy jako student, ko�czy jako minister prze-
mys�u i handlu w rz�dzie Diaza Ordaza (Meksyk). Eko-
nomista Aldo Ferrer, demaskator systemu argenty�skie-
go, ko�czy jako minister gospodarki w rz�dzie gen. Le-
vingstona. Angel Asturias, pisarz-demaskator, buntownik
studencki, ko�czy jako ambasador skrajnie despotyczne-
go re�imu Montenegro (Gwatemala). Jaka� zdolno�� asy-
milacyjna tych re�im�w! Przyswoj�, wch�on� wszelk�
opozycj�.
Niebezpiecze�stwo stagnacji polega m.in. na tym, �e
stagnacja rodzi akomodacj�, �e wewn�trz systemu niewy-
godnego wytwarza si� podsystem wygodny, z kt�rego
cz�� ludzi ch�tnie korzysta. Pojawia si� ca�a warstwa he-
roicznych paso�yt�w podaj�cych si� za ofiary systemu,
ale w rzeczywisto�ci zainteresowanych w jego utrzymaniu,
poniewa� zapewnia im wzgl�dnie wygodne �ycie.
Gomez Padilla z Dominikany opowiada� mi, �e u nich
istnieje system list - r�ne listy sporz�dzane przez poli-
cj�, na tych listach r�ni ludzie zaliczani do opozycji. Na
przyk�ad on, Gomez, by� na tzw. lista para encarcelar. Je-
�eli cokolwiek zdarzy�o si� w kraju, zaraz by� zamykany.
Najcz�ciej nie wiedzia� dlaczego. Czasem dowiadywa� si�
w areszcie od koleg�w, kt�rzy byli na tej samej li�cie,
czasem dopiero po wyj�ciu albo nawet z gazet. W miar�
zaostrzania si� represji, coraz wi�cej ludzi dostawa�o si�
na jak�� list�. By�a i gradacja list - dzi�ki protekcjom i
�ap�wkom mo�na by�o zosta� przesuni�tym na lepsz�, �a-
godniejsz� list�. Ale je�eli powin�a si� noga, mo�na by�o
spa�� na list� gorsz�. Byli przyjaciele z tej samej listy, by-
�y znajomo�ci, kt�re si� urywa�y, kiedy kto� przechodzi�
na inn� list�.
, Octavio Paz o Latynosach: "Mieszka�cy przedmie�� hi-
stor��". Ten�e: "Na naszych ziemiach wrogich my�leniu".
Ten�e: "Nasza tradycja ci�g�ego zaczynania od pocz�t-
ku". I jeszcze: "Jest w nas nieustanne poczucie frustra-
cji".
Meksyk. W n�dznej wiosce rozmowa z ch�opami. Po-
korne, zabiedzone typy. Skar�� si� na wszystko, wzdy-
chaj�.
- Dlaczego nie walczycie?
Cisza, po chwili odpowied�:
- Bo nie mamy �wiadomo�ci, se�or.
Dla nich �wiadomo�� to narz�dzie takie jak motyka,
jak siekiera. To co� materialnego. To nawet jakby luksus.
Cz�owieka biednego nie sta�, �eby mia� �wiadomo��.
W g�rach Sierra Madre de Chiapas,. w czasie podr�y
przez Yucatan, widzia�em pogrzeb w wiosce india�skiej.
Uderzy� mnie roboczy charakter tej uroczysto�ci, w kt�rej
w�a�ciwie nie by�o nic z uroczysto�ci. Z pocz�tku my�la-
�em, �e to ludzie wracaj� z pracy. Szli gromad�, rozma-
wiali, spierali si�. �adnych stroj�w �a�obnych. Ni �piewu,
ni p�aczu. Nie�li dwie trumny, jedna z nich by�a male�ka
pewnie chowali kobiet� i dziecko, zmar�ych w czasie
po�ogu. �w roboczy charakter pogrzebu podkre�la� co-
dzienno�� �mierci w�r�d tych ludzi, jej zwyczajno��.
Ch�opi nie wierzyli w �mier� Zapaty. Emiliano Zapata,
przyw�dca rewolucji meksyka�skiej, zgin�� w 1919 roku.
Profesor Sorel� Inclan wspomina, �e dwadzie�cia lat p�-
niej s�ysza� ch�op�w m�wi�cych przed mauzoleum Zapa-
ty: "Tutaj le�y jaki� nieboszczyk. Zapaty tu nie ma".
Strach w Urugwaju:
Paco, cynik i z�o�liwiec, opowiada� mi o eksperymen-
tach, jakie urz�dza� z lud�mi na ulicach Montevideo. A
wi�c zaczyna� i�� za przygodnym cz�owiekiem. Cz�owiek
przystawa� - Paco przystawa�. Cz�owiek rusza� - Paco
za nim. Po jakim� czasie zaczyna� si� ogl�da�: Paco pa-
trzy� na niego przez ciemne okulary. Mija�y chwile i Paco
widzia�, jak na twarzy cz�owieka pojawia si� pot. Jak jego
koszula zaczyna by� mokra na plecach. Wtedy Paco po-
rzuca� swoj� ofiar� i odchodzi�.
Wszystko mo�e by� dowodem:
oto prokuratura generalna Meksyku przedstawia jako
dowody oskar�enia przeciw ma�ej, podziemnej organizacji
Ruch Akcji Rewolucyjnej m.in. peruki, sztuczne rz�sy.
okulary przeciws�oneczne, maszyny do pisania, magneto-
fony, lamp� naftow�, pude�ko zapa�ek, klej itd. Nawet
kilka jednakowych �y�ek. Wsp�lnie jedli, a wi�c stanowili
organizacj�! Konspirowali!
Cechy populizmu:
ambiguo - dwuznaczny, nawet wieloznaczny, nie-
skonkretyzowany, m�tny;
transaccional - polityka przetarg�w, godzenia sprzecz-
no�ci, kunktatorstwo, paktowanie;
sin salida - polityka, kt�ra nie prowadzi do �adnych
ostatecznych rozwi�za�, kt�ra pozostawia struktury nie-
naruszone;
demagogico - j�zyk ludu, ale dzia�anie - bez ludu,
ataki na oligarchi�, ale s�owne tylko, mgliste i ba�amutne.
Nowa mentalno�� (mowa o ruchach studenckich w
Ameryce �aci�skiej), jej cechy:
potrzeba uczestnictwa,
- potrzeba efektu natychmiastowego, kult fajerwerku,
- potrzeba negacji totalnej, ci�g�ego przeczenia,
- potrzeba emocji, prze�ycia,
- potrzeba akcji, czystego ruchu (od akcji do akcji,
bez refleksji, bez analizy, a� do wyczerpania energ��, a�
do przej�cia w przewlek�y; przygn�biaj�cy stan odr�twie-
nia)..
W sumie jest to mentalno�� subiektywna i spontanicz-
na, dla kt�rej cel jest tak daleki, �e a� niewidoczny i dla-
tego zamiast celu widzi ona tylko �rodek, mitologizuj�c
go i sk�adaj�c mu ofiary.
Paragwaj. M�odzi konspiratorzy. Ich naiwno��, niedoj-
rza�o��, cz�sto - nieodpowiedzialno��. Ich kostium, gest,
poza. Konspiracja - jako forma �ycia towarzyskiego, ja-
ko styl, jako temat ciekawej rozmowy. Konspiruj�, bo to
nale�y do dobrego tonu, cz�sto konspiruj� z nud�w, �eby
co� robi�, �eby si� tym troch� ponarkotyzowa�. Poniewa�
uwa�aj� w�adz� za wroga kultury, za jej niszczyciela,
traktuj� konspiracj� jako udzia� w kulturze, jako rodzaj
tw�rczo�ci. Rzadko jednak my�l� o dzia�aniu skromnym,
mr�wczym, wytrwa�ym, cz�ciej jest to dzia�anie - mani-
festacja, w kt�rym chodzi o to, aby si� pokaza�, dowar-
to�ciowa�, co� prze�y�, stworzy� legend�. Przygoda, kt�ra
czasem ko�czy si� �mierci�. Bezradni, nie mog�c pokona�
w�adzy, czerpi� satysfakcj� z tego, �e nie szcz�dz� jej
obelg, �e ni� gardz�. W sumie - obie strony s� silne i na
swoich miejscach. Silna jest w�adza, gdy� przeciwnik nie
zagra�a jej fizycznie, i silna opozycja - poczuciem swojej
moralnej wy�szo�ci, swojej racji. W ten spos�b od lat pa-
nuje mi�dzy nimi impas, sytuacja patowa, uk�ad napi�tej
r�wnowagi, kt�ry mimo -p�ywu czasu nie przechyla si�
na �adn� stron�.
Tak�e w�adza ma w�asn� konspiracj�. Aby zwalcza�
przeciwnik�w, tworzy ona organizacje pseudokonspiracyj-
ne, rodzaj p�oficjalnego podziemia. Boj�wki takie maj�
r�ne nazwy: Porras, Esquadron de Morte, Mano Blan-
ca. To one siej� postrach w szeregach opozycji, gro��,
terroryzuj�, wykonuj� wyroki. Policja udaje, �e ma czyste
r�ce, nawet b�dzie stwarza� wra�enie, �e �ciga boj�wka-
rzy (kt�rych sama werbowa�a i kt�rymi kieruje). W rze-
czywisto�ci opozycja zosta�a zdemoralizowana i zni-
szczona nie przez frontalne dzia�ania aparatu represji, ale
infiltracj� i prowokacj�, a wi�c dzi�ki temu, �e policji
uda�o si� stworzy� dziesi�tki niby-to-konspiracyjnych
grup i zwi�zk�w i w ten spos�b tak zam�ci�, zaciemni�
obraz, tak zatrze� granice i linie demarkacyjne, tak�
stworzy� niewyra�no��, niepewno�� i dwuznaczno��, �e
ju� nikt, poza sam� policj�, nie by� pewien niczego, a i
ona te�, okresami, gubi�a si� w �wiecie, kt�ry sama powo-
�a�a do �ycia.
Cech� charakterystyczn� rozwoju Ameryki �aci�skiej
jest to, �e nigdy jedna rzecz nie likwiduje drugiej ca�kowi-
cie, �e tutaj "nowe" nie usuwa "starego", �e walka mi�-
dzy nowym i starym nie ko�czy si� zniszczeniem jednej ze
stron, lecz kompromisem, �e - s�owem - proces rozwo-
ju jest tu procesem nawarstwiania, gromadzenia, dodawa-
nia. Tym samym jest to proces kumulacji napi��, kt�re
jednak rzadko ko�cz� si� wy�adowaniem ostatecznym.
Antonio Sanchez (meksyka�ski "Excelsior"), przypo-
minaj�c termin Pawlesa i Bergera "kryptokracja" na ok-
re�lenie wsp�czesnych rz�d�w i ich tajno�ci, pisze: "W
pa�stwie wsp�czesnym �ycie przeci�tnego obywatela jest
warunkowane tajemniczymi decyzjami podejmowanymi
przez grupy nie znanych mu ludzi, kt�rzy maj� wp�yw na
wszystkie dziedziny naszej egzystencji. Wej�cie do najbar-
dziej zamkni�tych elit polityczno-ekonomicznych przypo-
mina ceremonie tajemnych inicjacji, urz�dzane przez tajne
stowarzyszenia w rodzaju mason�w".
Si�a w�adzy latynoameryka�skiej polega na jej s�abo�ci.
W�adza pojawia si� tylko w momentach ostatecznych.
Przez to w �yciu codziennym nie jest odczuwana jako in-
stytucja natr�tna i wszechstronna, nie dra�ni. Cz�owiek
porusza si� tu w �wiecie rozlu�nionym, kt�ry daje mu po-
czucie wolno�ci.
Honduras. Na przyj�ciu pozna�em genera�a w stanie
spoczynku - Rojasa Toledo. Przyszed� w mundurze,
mia� na piersi dwa rz�dy order�w. Nie bra� udzia�u w �a-
dnej wojnie. .G�rny rz�d wype�nia�y ordery "Za Odwa-
g�", kt�re otrzyma� za udzia� w zamachach wojskowych.
Za ka�dego obalonego prezydenta republiki - order. W
dolnym rz�dzie wisia�y ordery "Za Lojalno��" - przy-
znawane w nagrod�, kiedy opowiada� si� po stronie rz�du
- przeciw zamachowcom. Te dwa rz�dy order�w bez-
konfliktowo koegzystowa�y na jego piersi.
Ludzie w krajach Trzeciego �wiata: ich os�abiony po-
tencja� biologiczny, ograniczona percepcja wskutek niedo-
�ywienia, rozwini�te psychozy spo�eczne itd. Je�eli w ta-
kim �rodowisku dojdzie do g�osu instynkt walki, b�dzie
on mia� dwie cechy: a - brak ukierunkowania (bunt des-
trukcji �lepej), b - kr�tkotrwa�o��. B�dzie to jednorazo-
we wy�adowanie, po kt�rym nast�pi odp�yw, d�ugi okres
apat��, rezygnacji, nawet l�ku i zwi�kszonej pokory (czar-
ni, kt�rzy po buncie p�acz�, Indianie, kt�rzy chowaj� si�
po domach, naci�gaj� na g�owy koce). St�d niewyt�uma-
czalne na poz�r reakcje, kiedy np. zbuntowani zdobywaj�
miasto, a potem sami, bez nacisku, wycofuj� si� z niego.
Albo �o�nierze, kt�rzy po buncie z w�asnej inicjatywy od-
daj� bro�.
Ameryka �aci�ska (og�lnie): zwraca uwag�, �e wyda-
rzenie polityczne ma tu z regu�y p�ytki, powierzchowny
charakter. Powierzchnia jest ruchliwa, wzburzona, a wn�-
trze, g��bia - nieruchome, wn�trze to zastoina. Tutejsze
struktury wytworzy�y pot�ne mechanizmy samoobrony,
kt�rych zbyt s�aba opozycja (opozycja najcz�ciej etycz-
no-werbalna), nie mo�e prze�ama�. M�j przyjaciel, Carlos
Fereira, jest przyk�adem cz�owieka z takiej opozycji. Jego
g��wna cecha to pesymizm posuni�ty do takiej skrajno�ci,
�e staje si� nieu�wiadomion� akceptacj� status quo.
Wszystkie zjawiska negatywne Carlos przyjmuje kiwni�-
ciem g�owy oznaczaj�cym: wiadomo, wiadomo, nie mo�e
by� inaczej. A wi�c to, �e jest �le - jest normalne. Nato-
miast wszystkie zjawiska pozytywne przyjmuje sceptycz-
nie, nieufnie. Carlos nie stara si� zmieni� rzeczywisto�ci
- chce si� od niej odci��, izolowa�. Tak r�wnie� zacho-
wuj� si� tutejsi konspiratorzy i partyzanci. Ich ruch jest
przede wszystkim ruchem oczyszczenia moralnego. Cel
polityczny jest w jakim� sensie wt�rny i nawet niezbyt
wyra�nie u�wiadomiony. Wielu m�odych wst�puje do par-
tyzantki, bo nie chce bra� na siebie winy za nadu�ycia sy-
stemu. Walcz� nie z pozycji pretendent�w do w�adzy, ale
z pozycji aposto��w egalitaryzmu, rozumianego jako ka-
tegoria moralna. Nie my�l� o tym, czy zwyci꿹, my�l� o
tym, �e chc� by� czy�ci.
Cztery "legalne" metody likwidacji fizycznej przeciwni-
k�w politycznych: 1 - desaparecido, tj. ten, kt�ry zni-
kn��, wyszed� z domu i nie wr�ci�, szed� ulic� i nagle zni-
kn��, nikt nie wie, co si� z nim sta�o, przecie� nie m�g�
wyparowa�, a jednak ju� go nie b�dzie; 2 - lex fuga, tj.
prawo ucieczki, inaczej: kto� zosta� zatrzymany, ale za-
cz�� ucieka�, �ci�lej - aby usprawiedliwi� zab�jstwo, po-
licja og�asza, �e zatrzymany zgin��, poniewa� usi�owa�
ucieka� i policjanci musieli otworzy� ogie�, st�d, w rezul-
tacie, ten niefortunny i przykry epilog; 3 - accidente, tj.
wypadek. Bardzo cz�ste usprawiedliwienie zab�jstwa. Po-
dejrzany jecha� samochodem i albo sam wpad� na drze-
wo, albo kto� na niego najecha�, w�a�ciwie nie wiadomo,
jak to by�o dok�adnie, ale �ledztwo wszystko kiedy� usta-
li, sprawa zostanie wyja�niona; 4 - zabity przez "hom-
bres desconocidos", tj. przez ludzi nieznanych, po prostu
kto� go zabi�, oczywi�cie, policja poszukuje morderc�w,
ale czy to tak �atwo znale�� morderc�? Przecie� sam nie
przyjdzie i nie przyzna si� do winy. Tak, wiemy, �e sta�o
si� wielkie nieszcz�cie, nie trzeba nas o tym przekony-
wa�.
Notatka z dziennika "Ovaciones", Meksyk 28.2.72:
"Rafael Radilla Meganda, oskar�ony o dokonanie 27
zab�jstw, zgin�� wczoraj tak, jak �y� - z pistoletem w r�-
ku. Radilla, kt�rego od wielu lat policja nie by�a w stanie
uj��, zosta� zaskoczony wczoraj w barze w Chilpancingo
przez pi�ciu m�czyzn, kt�rzy wpakowali w jego cia�o 125
kul. Radilla wyci�gn�� sw�j pistolet automatyczny, ale
powalony huraganem pocisk�w, nie zd��y� wystrzeli�.
Napastnicy uciekli na koniach w kierunku g�r otaczaj�-
cych miasto. Policja twierdzi, �e byli to bracia pewnego
cz�owieka, kt�rego Radilla zastrzeli� w ubieg�ym. tygod-
niu".
W tym�e mie�cie, w tym samym barze, cz�owiek za-
strzeli� cz�owieka. Nie znali si�. Siedzieli naprzeciw i pili
piwo. �aden nie by� pijany. W pewnym momencie jeden z
nich wyci�gn�� pistolet i zabi� tego z naprzeciwka. P�-
niej, zapytany przez s�dziego, dlaczego to uczyni�, odpar�:
"Poniewa� nie podoba�a mi si� jego twarz".
Z Gda�ska
1980
Dwana�cie sierpniowych dni sp�dzonych na Wybrze�u.
Szczecin, potem Gda�sk i Elbl�g. Nastr�j ulicy spokojny,
ale napi�ty, klimat powagi i pewno�ci zrodzony z poczu-
cia racji. Miasta, w kt�rych zapanowa�a nowa moralno��.
Nikt nie pi�, nie robi� awantur, nie budzi� si� przywalony
og�upiaj�cym kacem. Przest�pczo�� spad�a do zera, wy-
gas�a wzajemna agresja, ludzie stali si� sobie �yczliwi, po-
mocni i otwarci. Zupe�nie obcy ludzie poczuli nagle, �e s�
- jedni drugim - potrzebni. Wzorzec tego nowego typu
stosunk�w, kt�ry wszyscy przejmowali, tworzy�y za�ogi
wielkich zak�ad�w strajkuj�cych.
W tych dniach mo�na by�o zobaczy�, jak kszta�tuje si�
stosunek mi�dzy wielkim zak�adem a miastem. Kilkuset-
tysi�czne miasto samorzutnie podporz�dkowuje sw�j los
intencjom i d��eniom za�ogi stoczniowej, kt�rej walk�
uwa�a za swoj� i kt�rej zmagania wspiera solidarnie.
Wszelkie m�wienie i pisanie w stylu "Zniecierpliwione
spo�ecze�stwo Wybrze�a oczekuje, �e strajkuj�cy podejm�
prac�", powtarzane ci�gle w telewizji i prasie, brzmia�o
tam, na miejscu, jak ponury �art i przede wszystkim-
jak obraza. Rzeczywisto�� wygl�da�a inaczej: im bardziej
przed�u�a� si� strajk, tym silniejsza stawa�a si� wola wy-
trwania. W tych dniach bramy stoczni i wej�cia do innych
zak�ad�w ton�y w kwiatach. Bo te� sierpniowy strajk by�
zarazem i dramatycznym zmaganiem si�, i �wi�tem: Zma-
ganiem o swoje prawa i �wi�tem Wyprostowanych Ra-
mion, Podniesionych G��w.
Na Wybrze�u robotnicy rozbili pokutuj�cy w oficjal-
nych gabinetach i elitarnych salonach stereotyp robola.
Robol nie dyskutuje - wykonuje plan. Je�eli chce si�, �e-
by robol wyda� g�os, to tylko po to, aby przyrzek� i za-
pewni�. Robola obchodzi tylko jedno - ile zarobi. Kiedy
wychodzi z zak�adu, wynosi w kieszeniach �rubki, linki i
narz�dzia. Gdyby nie dyrekcja, robole rozkradliby ca�y
zak�ad. Potem stoj� pod budkami z piwem. Potem �pi�.
Rano jad�c poci�giem do pracy graj� w karty. Po przyj�-
ciu do zak�adu ustawiaj� si� w kolejk� do lekarza i bior�
zwolnienie. Ci�kie to �ycie kierowa� robolami. Nie ma z
nimi o czym rozmawia�. Na wszystkich wa�nych nara-
dach wiele jest wzdychania na ten temat.
Tymczasem na Wybrze�u, a potem w ca�ym kraju, spo-
za tego oparu zadowolonego samouspokojenia wy�oni�a
si� m�oda twarz nowego pokolenia robotnik�w - my�l�-
cych, inteligentnych, �wiadomych swojego miejsca w spo-
�ecze�stwie i - co najwa�niejsze - zdecydowanych wy-
ci�gn�� wszystkie konsekwencje z faktu, �e w my�l ideo-
wych za�o�e� ustroju ich klasie przyznaje si� wiod�c� rol�
w spo�ecze�stwie. Odk�d si�gam pami�ci�, po raz pierw-
szy to przekonanie, ta pewno�� i niezachwiana wola wy-
st�pi�y z tak� si�� w�a�nie w owe sierpniowe dni. To przez
nasz� ziemi� zacz�a p�yn�� ta rzeka, kt�ra zmienia pej-
za� i klimat kraju.
Nie wiem, czy wszyscy mamy tego �wiadomo��, �e co-
kolwiek jeszcze si� stanie, od lata 1980 �yjemy ju� w innej
Polsce. My�l�, �e ta inno�� polega na tym, �e robotnicy
przem�wili - w sprawach najbardziej zasadniczych .-
swoim g�osem. I �e s� zdecydowani nadal zabiera� g�os.
Do lokalu Komitetu Strajkowego Stoczni Gda�skiej
przysz�o pi�� kobiet z miejscowej sp�dzielni rzemie�lni-
czej. By�em �wiadkiem tej sceny. Przysz�y, aby przy��czy�
si� do strajku. Nie chcia�y podwy�ek, nie domaga�y si�
nowego przedszkola. One zdecydowa�y si� strajkowa�
przeciw swojemu prezesowi, kt�ry by� chamem. Wszelkie
pr�by nauczenia go grzeczno�ci i szacunku do nich-
kobiet i matek - ko�czy�y si� fatalnie, ko�czy�y si� szy-
kanami i prze�ladowaniami. Wszelkie odwo�ania do wy�-
szych czynnik�w nie przynios�y nic - prezes by� dobry,
poniewa� zapewnia� wykonanie planu. A one d�u�ej nie
mog� tego znie��. One przecie� maj� swoj� godno��. Wo-
bec donios�ych postulat�w stoczniowych motyw strajku
tych pi�ciu kobiet zdawa� si� by� drugorz�dny. Ile� u nas
rozjuszonego chamstwa! Ale m�odzi stoczniowcy, kt�rzy
wys�uchiwali tej skargi, odnie�li si� do niej z najwi�ksz�
powag�. Oni te� walczyli przeciw rozpanoszeniu biuro-
kracji, przeciw pogardzie, przeciw "r�bcie, a nie gadaj-
cie", przeciw nieruchomej i oboj�tnej twarzy w okienku
kt�ra m�wi "nie!". Kto stara si� sprowadzi� ruch Wyb-
rze�a do spraw p�acowo-bytowych, ten niczego nie zrozu-
mia�. Bowiem naczelnym motywem tych wyst�pie� by�a
godno�� cz�owieka; by�o d��enie do stworzenia nowych
stosunk�w mi�dzy lud�mi, w ka�dym miejscu i na wszyst-
kich szczeblach, by�a zasada wzajemnego szacunku obo-
wi�zuj�ca ka�dego bez wyj�tku, zasada, wed�ug kt�rej
podw�adny jest jednocze�nie partnerem.
W trakcie wspomnianej rozmowy jedna z kobiet powie-
dzia�a: "Czy ten nasz prezes nie m�g�by tak�e by� cz�o-
wiekiem?" Dla nich chamstwo by�o jak�� obc� nalecia�o�-
ci� w naszej kulturze, w kt�rej tradycji, owszem, istnia�a
szlachecka wy�szo��, ale nie rozmy�lne upodlenie, nie or-
dynarno��, perfidna szykana, brutalna wzgarda objawia-
na s�abszemu. Te zachowania robotnicy Wybrze�a posta-
wili pod pr�gierz, nadaj�c naszemu patriotyzmowi ten no-
wy walor: by� patriot� - to znaczy szanowa� godno��
drugiego cz�owieka.
Na Wybrze�u rozegra�a si� r�wnie� batalia o j�zyk, o
nasz j�zyk polski, o jego czysto�� i jasno��, o przywr�ce-
nie s�owom jednoznacznego sensu, o oczyszczenie naszej
mowy z frazes�w i bredni, o uwolnienie jej z trapi�cej
plagi - plagi niedom�wie�. "Po co to tak owija� wszyst-
ko w bawe�n� - powiedzia� jeden ze stoczniowc�w.-
Nasz j�zyk jest zahartowany. On si� nie przezi�bi". I pa-
mi�tam pierwsze spotkanie MKS-u z delegacj� rz�dow�.
Przewodnicz�cy MKS: "Prosimy przedstawiciela rz�du,
aby ustosunkowa� si� do naszych postulat�w". Przedsta-
wiciel rz�du: "Pozw�lcie, �e odpowiem na nie og�lnie".
Przewodnicz�cy MKS: "Nie. Prosimy o odpowied� konk-
retn�. Punkt po punkcie". Ich naturalna nieufno�� do od-
powiedzi og�lnych, do j�zyka og�lnego. Ich protest
przeciw wszystkiemu, co tr�ci fa�szem, luk�, wciskaniem
kitu, rozmywaniem, kluczeniem. Wyst�powali przeciw
zdaniom zaczynaj�cym si� od s��w: "Jak sami wiecie..."
(w�a�nie nie wiemy!), "Jak sami rozumiecie..." (w�a�nie
nie rozumiemy!). Jeden z delegat�w stoczni: "Lepsza jest
gorzka prawda ni� s�odkie k�amstwo. S�odycze s� dla
dzieci, a my jeste�my doro�li".
W ich rozgoryczeniu, kt�re odczuwa�o si� w pierwszych
dniach strajku, w ich d��eniu, aby stworzy� instytucjonal-
ne gwarancje, nieustannie przebija� duch nie spe�nionej
obietnicy. Tej, kt�ra by�a dana w latach 70-71. Oni po-
traktowali ow� obietnic� rzeczywi�cie serio, jako pocz�tek
dialogu, kt�ry b�dzie si� rozwija�, a kt�ry - jak dowiod-
�a praktyka - szybko i bez ich wiedzy usta�.
Ich rozwaga, ich rozs�dek i - chc� u�y� tego s�owa -
humanizm. Najwy�sz� kar� by�o - zosta� usuni�tym ze
strajku. I oto scena (zreszt� rzadka), kiedy w Gda�sku
za�oga stoczni postanawia usun�� cz�owieka, kt�ry j�
skompromitowa�. Wa��sa: "Prosz� wszystkich, aby pan
ten m�g� spokojnie i bez �adnej obrazy opu�ci� stoczni�.
Prosz� was o godne i szlachetne zachowanie".
I jeszcze scena (te� Stocznia Gda�ska), kiedy przyje-
cha�o z Hiszpan�� dw�ch trockist�w. Stoczniowcy popro-
sili mnie, abym by� t�umaczem w tej rozmowie. Trockista:
"Chcieli�my si� zapozna� z wasz� rewolucj�". Cz�onek
prezydium MKS: "Panowie si� pomylili. Nie robimy tu
�adnej rewolucji. Za�atwiamy nasze sprawy. Wybaczcie,
ale prosz� natychmiast opu�ci� teren stoczni, bez prawa
powrotu".
"Za�atwiamy nasze sprawy' ~. Wa�ne by�o te� to, jak je
za�atwiali. W tym dzia�aniu nie by�o �adnego elementu
zemsty, �adnej ch�ci odkucia si�, ani jednej pr�by rozgry-
wania spraw personalnych na �adnym szczeblu. Zapytani
o tak� postaw� odpowiadali, �e "to nie s� rzeczy istotne"
i �e, poza tym, by�oby to "niehonorowe". W tych sierp-
niowych dniach wiele s��w nagle od�y�o, nabra�o wagi i
blasku: s�owo - honor, s�owo - godno��, s�owo - r�w-
no��.
Zacz�a si� nowa lekcja polskiego. Temat lekcji: de-
mokracja. Trudna, mozolna lekcja, pod surowym i bacz-
nym okiem, kt�re nie pozwala na �ci�gawki. Dlatego b�-
d� tak�e dw�jki. Ale dzwonek ju� si� rozleg� i wszyscy
siadamy w �awkach.
W okresie kryzysu dotkliwiej ni� kiedykolwiek odczu-
wa si� sprzeczno�� mi�dzy czasem subiektywnym a obiek-
tywnym, mi�dzy czasem mojego �ycia, osobistym, pry-
watnym, a czasem pokole�, epok, histor��. Zdaje nam si�,
�e im bardziej bezwzgl�dnie historia realizuje swoje wiel-
kie, dalekosi�ne cele, tym mniejsz� mamy szans� na spe�-
nienie naszych zamierze�, osobistych, jednostkowych. Im
wi�ksz� przestrze� uzurpuje sobie historia, tym mniej
miejsca znajdujemy dla siebie samych. W takich momen-
tach cz�owiek odczuwa swoj� zb�dno��, zdaje mu si�, �e
zosta� wtr�cony w sytuacj�, w kt�rej musi t�umaczy� si�,
�e istnieje (w ka�dym razie sam fakt istnienia, to, �e je-
stem, mo�e by� wystarczaj�cym powodem, aby mnie
oskar�y� i prze�ladowa�). Twoje plany, ambicje, marze-
nia? Wszystko to zdaje si� b�ahe, wygl�da jak strz�py de-
koracji w teatrze, w kt�ry przed chwil� uderzy�a bomba.
Wszystko utraci�o znaczenie, racj� bytu, sens. Do kogo
zwr�ci� si�? Co powiedzie�? Bunt cz�owieka przeciw mo-
lochowi histor��, przeciw nieokie�znanej pazerno�ci tego
molocha, sprzeczno�� mi�dzy cz�owiekiem-tw�rc� i cz�o-
wiekiem-ofiar� histor��. Jednoczesno�� tej antynom��, m�-
cz�ce napi�cie, jakie w niej tkwi.
W epoce bezprawia pu�apki ustaw i dekret�w s� tak
g�sto rozstawione, �e codziennie (cz�sto o tym nie wie-
dz�c, nie zdaj�c sobie sprawy) wpadasz w jak�� pu�apk�.
To znaczy codziennie, chc�c nie chc�c, musisz naruszy�
jakie� prawo. Chodzi bowiem o to, aby� stale �y� w os�a-
biaj�cym ci� poczuciu winy. W ten spos�b na widok w�a-
dzy, nawet na sam� my�l o niej b�dziesz odczuwa� strwo-
�enie, l�k, pokor�. W dodatku w twojej zdeformowanej,
spokornia�ej �wiadomo�ci zacznie pojawia� si� my�l, �e,
by� mo�e, rzeczywi�cie jeste� winowajc�, a w�adza jak��
tam racj� ma. Je�eli w�adza dopu�ci si� bezprawia, ludzie
odnosz� si� do tego bardziej tolerancyjnie, ni� gdyby
uczyni� to cz�owiek prywatny. Oto zosta� aresztowany
kto� zupe�nie niewinny. Wiemy, �e jest niewinny, ale co
najmniej raz, cho�by przelotnie, pomy�limy: mo�e rzeczy-
wi�cie co� z�ego zrobi�? Co� naruszy�? Oficjalne bezprawie
�eruje na takich chwilach naszego zachwiania, dezorienta-
cji.
A teraz - stosunek w�adzy do ciebie, obowi�zuj�ce w
tej dziedzinie regu�y gry. W�adza wie, �e codziennie �a-
miesz prawo, �e - tym samym - jeste� przest�pc�. Ale
czeka, jest przebieg�a i pewna siebie; patrzy, obserwuje
twoje ruchy, s�ucha tego, co m�wisz. Niech ci� nie myli
to, �e poruszasz si� w miar� swobodnie, �e - na razie-
nie siedzisz pod kluczem: po prostu korzystasz z prawa
�aski. Ale uwa�aj! B�dziesz porusza� si� tylko dot�d, do-
p�ki nie zrobisz kroku, kt�ry w�adza zakwestionuje, kt�-
ry uzna za wrogi. W tym momencie nast�pi uderzenie. I
dowiesz si�, �e ca�e twoje �ycie by�o pasmem niewyba-
czalnych b��d�w i karygodnych, gro�nych przest�pstw.
Starganie losu polskiego: co kilka lat nowy etap, nowa
scena, nowy uk�ad. �adnej ci�g�o�ci. To, co przychodzi,
nie wynika z tego, co by�o. Co by�o wczoraj, dzi� jest
zwalczane albo straci�o znaczenie, ju� si� nie liczy. Nic si�
nie sumuje, niczego nie mo�na zgromadzi�, niczego ufor-
mowa�. Wszystko zaczynaj od pocz�tku, od pierwszej
ceg�y, od pierwszej bruzdy. Co zbudowa�e� - b�dzie po-
rzucone, co wzesz�o - uschnie. Dlatego buduj� bez prze-
konania, na niby. Tylko irracjonalne jest trwa�e - mity,
legendy, z�udzenia, tylko to jest osadzone.
S� dwa rodzaje ub�stwa: ub�stwo materialne i ub�-
stwo potrzeb. Oba s� wygodne dla w�adzy. W pierwszym
wypadku - poniewa� bieda os�abia i przygniata cz�owie-
ka, czyni go bardziej uleg�ym, pog��bia jego poczucie ni�-
szo�ci; w drugim - poniewa� kto�, czyje potrzeby s�
ubogie, nawet nie wie, �e istniej� rzeczy, kt�rych m�g�by
domaga� si�, zabiega� o nie i walczy�.
Ka�dy tekst jest odczytywany u nas jako aluzyjny, ka�-
da opisana sytuacja, nawet najbardziej odleg�a w czasie i
przestrzeni, jest natychmiast, niemal odruchowo, przek�a-
dana na sytuacj� polsk�. W ten spos�b ka�dy tekst jest u
nas jakby tekstem podw�jnym, pomi�dzy liniami druku
poszukuje si� przekazu napisanego atramentem sympa-
tycznym, w dodatku ten utajony przekaz jest traktowany
jako wa�niejszy i - przede wszystkim - jedynie praw-
dziwy. Wynika to nie tylko z trudno�ci m�wienia j�zy-
kiem otwartym, j�zykiem prawdy. Dzieje si� tak r�wnie�
dlatego, �e kraj nasz zazna� wszelkich mo�liwych do-
�wiadcze� i jest nadal wystawiany na dziesi�tki pr�b tak
najprzer�niejszych, �e ju� ka�demu w naturalny spos�b
wszelka historia nie-nasza z nasz� b�dzie si� kojarzy�.
Stopnie barbarzy�stwa: najpierw niszczy si� tych, kt�-
rzy tworz� warto�ci. Potem zostaj� zniszczeni r�wnie� ci,
kt�rzy wiedz�, co to s� warto�ci i �e ludzie, kt�rych
przed nimi zg�adzono, w�a�nie je tworzyli. Rzeczywiste
barbarzy�stwo zaczyna si� w momencie, kiedy nikt ju�
nie potrafi oceni�, nikt ju� nie wie, �e to, co czyni, jest
barbarzy�stwem.
Kiedy pojawiaj� si� pytania, na kt�re nie ma odpowie-
dzi, oznacza to, �e nast�pi� kryzys.
W czasie rozmowy ze Szwajcarem nagle zjawia si� po-
kusa, �eby powiedzie� mu - m�j drogi, c� ty wiesz o
�yciu! �yjesz jak lord, wszystko masz, nikogo si� nie
boisz...
W takiej chwili z jednej strony odczuwamy wobec
Szwajcara zazdro��, ale z drugiej - rekompensuj�cy t�
zazdro�� przyp�yw dziwnej satysfakcji, �e to my w�a�nie
- nie on! - dotarli�my do prawdy �ycia, �e posmako-
wali�my jego gorzkiej istoty i zg��bili jego tragiczn� taje-
mnic�. Ten rodzaj filozofii zak�ada, �e �ycie jest piek�em i
�e takie sytuacje, jak spok�j, dobrobyt, zadowolenie, s� z
natury rzadkie, przypadkowe i nietrwa�e i ten tylko wie,
co znaczy �ycie prawdziwe, kto cierpi, przegrywa, doznaje
krzywdy, zmierza od kl�ski do kl�ski.
Umar�.
By� besti�, by� pod�o�ci�. Ale teraz le�y w ziemi i
wszystko mu wybaczamy. Nie jest zdolny wywo�a� w nas
�adnych silniejszych uczu� - ani grozy, ani nienawi�ci,
ani pot�pienia. Tak! Naprawd�, szczerze, rzeczywi�cie,
pozwalamy spoczywa� mu w spokoju wiecznym, amen.
Zachwyca�em si� jego poezj�. A potem dowiedzia�em
si�, �e pope�ni� wielkie �wi�stwo. I ta poezja nagle mi
zgas�a. Ju� nie chcia�em po ni� si�ga�. Nie umia�em od-
dzieli� literatury od �ycia.
Wszystko jest tu oparte na pewnej zasadzie weryfikacji
asymetrycznej, a mianowicie - system obiecuje, �e
sprawdzi si� p�niej (zapowiadaj�c powszechn� szcz�li-
wo��, ale dopiero w przysz�o�ci), natomiast ��da od cie-
bie, aby� sprawdzi� si� ju� dzisiaj, daj�c dowody swojej
aprobaty, lojalno�ci i pilno�ci. W ten spos�b masz zobo-
wi�za� si� do wszystkiego, system - do niczego.
W spo�ecze�stwie na niskim szczeblu rozwoju po-
wszechnej biedzie towarzyszy powszechna bezczynno��.
Sposobem na prze�ycie nie jest tu walka z natur�, wzmo-
�one wytwarzanie, sta�y wysi�ek pracy, ale - odwrotnie
- minimalne wydatkowanie energ��, ci�g�e d��enie, aby
osi�gn�� stan bezruchu. Filozofi�, kt�ra towarzyszy ta-
kiemu zachowaniu, takiej egzystencji, jest - fatalizm.
Cz�owiek nie czuje si� panem natury, ale jej niewolnikiem
przyjmuj�cym z pokor� nakazy i impulsy, jakie odbiera z
otaczaj�cego go �wiata~ Jest niemym s�ug� losu nieu-
chronnego. Los to dla niego wszechpot�ne b�stwo, tabu.
Przeciwstawi� mu si�, to pope�ni� �wi�tokradztwo i ska-
za� si� na piek�o.
Nie ma gorszego po��czenia ni� bro�, g�upota i strach.
Wszystkiego najgorszego mo�na si� w�wczas spodziewa�.
Uwa�ajcie, bo maj� bro�, a nie maj� wyj�cia.
Tylko wyst�pienie przeciw w�adzy jest uwa�ane za
przest�pstwo rzeczywiste i niewybaczalne. Wszystkie inne
nadu�ycia mog�, ale nie musz�, by� uznane za przest�p-
stwo.
Nasze ocalenie? W d��eniu do osi�gni�cia rzeczy nie-
mo�liwych do osi�gni�cia.
Dezorientacja, zagubienie cz�owieka bior� si� tak�e
st�d, �e ma on zak��cony sens czasu, �e sens ten jest dla
niego trudno uchwytny. Ca�a przesz�o�� jest niejasna,
ci�gle przywracana i odwo�ywana, uznawana lub pot�pia-
na, w rezultacie cz�owiek nie widzi w niej trwa�ego opar-
cia, wskaz�wki, zdecydowanej inspiracji. Tera�niejszo��
jest r�wnie� pozbawiona ducha pewno�ci i zach�ty, cz�-
ciej czujemy si� w niej jak go�cie, czy nawet - ofiary, ni�
jak tw�rcy i rz�dcy. A przysz�o��? Ta bardziej przypomi-
na potrzask i loch ni� kryszta�owy pa�ac, w kt�rym za
chwil� s�u�ba zapali �wiat�a i zacznie przygotowywa� nam
uczt�.
Terror niczego nie tworzy, jest ja�owy. Zajmowanie si�
terrorem, jako tematem - jest ja�owe. Mechanizm terro-
ru to mechanizm rozwijaj�cego si� i z�o�liwiej�cego raka.
�wiat straszny i monotonny, przera�aj�cy i pusty, ziemia
szara, wydr��eni ludzie, skowyt, krzyki, wielkie obszary
milczenia, nieustaj�cy spacer wi�zienny - chodzenie w
ko�o, w kr�gu ot�pienia i b�lu.
Tak zwany cz�owiek z ludu (m�wi� te� - cz�owiek
prosty) traktuje �ycie takim, jakim ono jest - wi�c do-
s�ownie, przyzwalaj�co, fatalistycznie. Jego stosunek do
kaprys�w histor�� jest taki jak do kaprys�w przyrody (su-
szy, powodzi itp.), dla niego s� to naturalne odmiany lo-
su, stara si� do nich przystosowa�. St�d jego rzadkie tyl-
ko odruchy buntu. Albowiem �r�d�em si�y buntowniczej
nie s� utrapienia, jakie przynosi bieda (kt�ra bardziej t�u-
mi, ni� rozpala energi� protestu), ale �ywa i niezale�na
�wiadomo��, przekonana o swojej racji.
Cz�owiek napotkawszy przeszkod�, kt�rej nie mo�e zni-
szczy� - zaczyna niszczy� sam siebie. Straszliwe sprz�e-
nie, kt�re jest przyczyn� za�ama� i depresji, �r�d�em al-
koholizmu i narkoman��.
Cz�owiek kompromisu, elastyczny. U nas nie lubi� ta-
kich. Powiedz� o nim, �e dwuznaczny. U nas cz�owiek
musi by� jednoznaczny. Albo bia�y, albo czarny. Albo tu,
albo tam. Albo z nami, albo z nimi. Wyra�nie, otwarcie,
bez waha�! Nasze widzenie jest manichejskie, frontowe.
Denerwujemy si�, je�eli kto� zak��ca ten kontrastowy
obraz. Wynika to z braku tradycji liberalnej, demokra-
tycznej, bogatej w odcienie. W zamian mamy tradycj�
walki, sytuacji skrajnych, gestu ostatecznego.
Odwr�t od sytuacji demokratycznej do totalitarnej jest
zawsze cofni�ciem cywilizacyjnym.
Z., kt�rego los ci�ko do�wiadczy�, daje mi rad�:
"Ko�cz, powiada, ka�dy dzie� m�wi�c do siebie - tak
dobrze jak by�o dzisiaj, ju� nigdy wi�cej nie b�dzie!"
Nieszcz�cie - ro�lina samowysiewaj�ca si�. Je�eli je-
den cz�owiek jest nieszcz�liwy, czyni nieszcz�liwymi
tych, kt�rzy go otaczaj�, zatruwa ich, pogr��a w nie-
szcz�ciu.
�atwo��, z jak� mo�na manipulowa� umys�em ludz-
kim, wynika z samej natury cz�owieka. Jest on bardziej
odbiorc� ni� poszukiwaczem, ch�tnie (z powodu lenistwa,
bierno�ci i braku wyobra�ni) zadowoli si� pierwsz� z
brzegu informacj� lub opini�, a ta im bardziej b�dzie up-
roszczona, ubarwiona i bzdurna - tym lepiej. Bzdura ma
co� z konwencji bajki (i cz�sto - kiczu), przemawia wi�c
�atwo do wyobra�ni potocznej.
S� ludzie, kt�rzy traktuj�c prawd� jako najwy�sz� war-
to�� sam� w sobie, nie zastanawiaj� si�, czy jest ona do
statecznie atrakcyjna, aby pozyska� tzw. cz�owieka z uli-
cy, kt�ry bardziej pragnie co� prze�y�, ni� racjonalnie
zg��bi�. Prawda mo�e by� tak oczywista, �e nie wzbudzi
�adnego zainteresowania, mo�e te� by� zwyczajnie nudna.
Tymczasem w bzdurze (dobrze podanej) jest cz�sto jaka�
fantastyczno��, jaka� zwracaj�ca uwag�, intryguj�ca de-
formacja, zakl�cie, ba��.
Cz�� ludzi uwa�a, �e powi�kszy stref� swojej prywat-
nej wolno�ci, je�eli pomniejszy stref� swojej publicznej
dzia�alno�ci (czy po prostu: swojej obecno�ci). Staraj� si�
wi�c skurczy�, zubo�e�, przemieni� w py�ek. Ludzie ci li-
cz�, �e w�wczas w�adza przestanie si� nimi interesowa�,
poniewa� dla w�adzy istnieje tylko ten, kto jest widoczny,
albo ten, komu mo�na co� zabra�.
Ch�tnie idziemy �ladem mistyk�w, poniewa� wierzymy,
�e wiedz�, dok�d id�. Ale oni te� b��dz�. Tyle �e b��dz�
mistycznie, mrocznie, tajemniczo - i to nas wci�ga.
W czasie nieszcz�cia, traged��, grozy, przyroda, jej bar-
wy, jej przemiany, jakby znikaj� nam z oczu. W takich
momentach ca�y obszar naszego postrzegania wype�nia
cz�owiek i jego dramat. Zaj�ci sob�, nie dostrzegamy
drzew, nie dostrzegamy nieba. Jaka by�a jesie� roku 1348,
kiedy na Europ� spad�a Czarna �mier�? Co widzia� przez
okno Johann Wolfgang von Goethe, kiedy umiera� pew-
nego marcowego dnia roku 1832? Blade, ledwie wiosenne
s�o�ce? Deszcz padaj�cy od rana?
Im bardziej pogr��amy si� w ludzkim dramacie, tym
s