15350
Szczegóły |
Tytuł |
15350 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15350 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15350 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15350 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Siergiej Łukianienko
Negocjatorzy
Przekład: Eugeniusz Dębski
Ta gwiazda nie miała planety. Ani jednej. Miała natomiast wspaniały pas asteroid
i dwie grupy
hipertuneli, nad i pod płaszczyzną ekliptyki. Dlatego też G-785 posłużyła za
zaakceptowane przez
wszystkie strony miejsce negocjacji. W przypadku zagrożenia można było wycofać
się, ukrywając za
pasem asteroid.
– Dziś coś się wydarzy, Dawidzie.
Powiedziała to Ania Bieguniec, główny egzopsycholog Floty. Jej stanowisko, przez
wiele lat
pełniące funkcję synekury, przez ostatni miesiąc było eksploatowane w pełnym
wymiarze.
W głębi duszy Dawid zachwycał się tym, jak panuje nad sobą ta mała, niemłoda, w
końcu
kobieta, na której barkach leżała odpowiedzialność za los ludzkości.
– Tak? – zapytał.
Charakteryzator, zajmujący się w tym momencie malowaniem twarzy, zerknął z
dezaprobatą na
pilota, ale nie odezwał się. On też był zawodowcem, najlepszym charakteryzatorem
Hollywoodu,
jednym z niewielu, którym udało się pomyślnie przejść badania medyczne. No i
stale zajmował się
makijażem kapryśnych gwiazd filmowych i równie kapryśnych polityków, którym ani
na sekundę nie
zamykały się usta. Tyle, że to było na Ziemi.
– Przecież wie pan, Dawidzie, jakie sakralne znaczenie przywiązują D-dorianie do
liczby sześć.
Dziś mijał szósty dzień negocjacji.
Słowo oznaczające rasę Obcych zabrzmiało w ustach Anny bardzo czysto. D-dorianie.
Pęczki
różnokolorowych macek. Lądowe ośmiornice...
Charakteryzator przyjrzał się makijażowi twarzy, cofnął o krok, skinął głową.
Potem przycupnął
przy niskim stoliku i zajął się pachwiną.
– Dziś genitalia powinny być białe – powiedziała Anna. W jej głosie zabrzmiało
pozbawione
nawet cienia ironii opanowanie. – To jest oznaka dobrych zamiarów i nadziei na
szybkie zakończenie
sporu. Nie opuszcza mnie wrażenie, że D-dorianie z jakiegoś powodu nie ufają nam.
Charakteryzator zerknął na Annę. Mimo młodego wieku ten imponujący Murzyn nie
bał się
przedstawić swojego punktu widzenia.
– Białe? A co z czerwonymi obramowaniami? Proszę sobie przypomnieć dodatkową
interpretację kodeksu kolorów, Miss Bieguniec!
– Dobrze, jedna obwódka – zgodziła się Anna po chwili wahania. – I nie więcej!
Dawid z rozpaczą popatrzył w lustro.
Charakteryzatornia na statku kosmicznym!
O Boże jedyny...
I on – goły facet, pomalowany na niewyobrażalne barwy, które coś mają
symbolizować. Pięć dni
temu, po pierwszej turze rokowań, Bieguniec opowiedziała mu rosyjski dowcip o
kowboju i
zielonym koniu. Dowcip nie rozśmieszył Dawida, ale utkwił w pamięci.
I nic nie mógł na to wszystko poradzić. Negocjacje muszą prowadzić ci, którzy
doprowadzili do
pierwszego kontaktu. Na rozmowy należy przychodzić nago, a ciało ma być pokryte
symbolicznymi
barwami.
Można, oczywiście, odmówić. Oświadczyć, że ludzie nie przyjmują tego typu
warunków. Ale
czy nie będzie to powodem do wojny?
Jakkolwiek by się starały ziemskie rządy i korporacje, budujące Globalną Sferę
Obrony, to
ojczysty glob posiadał tylko jeden statek międzygwiezdny. Pierwszy,
eksperymentalny, ten właśnie
który tak pechowo, zbyt szybko natrafił na obce inteligentne rasy...
Sami D-dorianie mają setki statków kosmicznych.
I oto on, pilot sławny i niemłody, skoro już o tym mowa, mężczyzna, weteran NASA
i uczestnik
pierwszej marsjańskiej ekspedycji, idzie na rozmowy, połyskując pośladkami.
Zgodnie z etykietą
Obcych – to, na czym się siedzi, powinno błyszczeć!
Hańba. Wstyd. Poniżenie. Ale lepiej dać się poniżyć, niż doprowadzić ludzkość do
zguby.
– Proszę się tak nie przejmować, Dawidzie – powiedziała Bieguniec. – W jednej ze
starych
rosyjskich powieści fantastycznych podczas pierwszego kontaktu z Obcymi ludzie
rozbierali się do
naga... demonstrowali piękno ludzkiego ciała.
– Jak lądowa ośmiornica może docenić ludzkie piękno? – zapytał posępnie Dawid.
Kątem oka zerknął na charakteryzatora. Ten pracował w milczeniu i z zapałem.
Zawodowiec... Wszyscy są tu zawodowcami.
– Przypomnę panu nudyzm i art-body – kontynuowała Anna. – Poza tym
północnoamerykańscy
Indianie...
– Ale ja jestem starym, owłosionym facetem z obwisłym brzuchem i krzywymi nogami!
–
warknął, nie panując nad sobą Dawid. – Kosz na śmieci jest przystojniejszy.
Anna uśmiechnęła się oschle, jakby chciała oznajmić: „Rozmowa skończona”.
– Musi pan być przekonany o swojej racji, Dawidzie – powiedziała. – O ile wiemy,
dziewięć
inteligentnych ras pokojowo współistnieje w przestrzeni kosmicznej. Dziewięć ras!
Nie walczą, z
szacunkiem mówią o sobie. Czyżbyśmy nie potrafili wejść do ich grona?
– Nie jestem dyplomatą, Anno! Ja nawet z żoną z trudem dochodzę do porozumienia.
– Dawid
nie potrafił się opanować i dodał złośliwie: – Gdyby na negocjacje pozwolono
pójść pani... O, jestem
pewien, że od razu wszystko poszłoby lepiej!
– Kiedy tylko będzie to możliwe, rozbiorę się do naga, wysmaruję czerwoną farbą
i pójdę na
rozmowy – odpowiedziała Anna z powagą. – Może patrzenie na mnie nie będzie tak
przyjemnie jak
czterdzieści lat temu... Ale co na to poradzę. Ronaldzie, czas!
– Już, już... – zamamrotał charakteryzator, szybkimi ruchami pędzla nanosząc na
kolana żółte
plamy. – Już, ostatnie pociągnięcia...
Dawid jeszcze raz zerknął na swoje odbicie w lustrze. Drgnął i odwrócił wzrok.
Jeśli przeklęci
dziennikarze zdobędą zapisy video rokowań – cały świat będzie się turlał ze
śmiechu. Jeśli, rzecz
jasna, ten świat będzie jeszcze istniał.
„Kolumb" zajmował pół nieba. Długie zbiorniki paliwowe, wyprowadzone na konsole
reaktory,
wolno wirujący pierścień pokładów mieszkalnych, kratownica anteny hipersilnika.
Dawid ostatni raz
popatrzył na jedyny międzygwiezdny statek ludzkości, zakłuło go serce. Stanom
Zjednoczonym
wystarczyło dwadzieścia lat, by przy potężnym wsparciu reszty świata zbudować
ten cudowny
gwiazdolot. Entuzjazm, jaki ogarnął Amerykanów po odkryciu zasady tunelowego
hiperskoku, wcale
nie przygasł przez te dwa dziesięciolecia.
Jakby wróciły czasy Dzikiego Zachodu, podboju nowych ziem, śmiałych osadników...
Gwiezdne
wojny i Babilon-5 już nie wydawały się fantastyką. Przyszłość zastukała do drzwi.
Nawet sam Dawid, lepiej od innych rozumiejący, jak długi będzie szlak od
pierwszych statków
do podboju Galaktyki, przyłapywał siebie na zupełnie szalonych fantazjach. Oto
on, ze starszym
synem, wędrują po nieziemskiej dżungli... Oto, po zjedzeniu sytego obiadu z
zaaklimatyzowanego na
obcych preriach indyka, jedzie dżipem na kosmodrom... żeby łyknąć po szklaneczce
w towarzystwie
znajomych pilotów i śmiesznych, zacofanych, kiepsko ucywilizowanych aborygenów...
I nagle takie nieszczęście... Nagi, pomalowany człowiek w ciasnej kabinie
kosmicznego promu a
przed nim dziwaczne kształty statku D-dorian, o wiele mniejszego, ale znacznie
doskonalszego...
Salę rokowań zbudowali D-dorianie.
Dziesięciometrowej średnicy przezroczysta kopuła na metalowej platformie
wypełniona
nadającą się do oddychania atmosferą. Z grawitacją. Prawdziwą, nie tą namiastką,
jaką tworzył
wirujący mieszkalny pierścień „Kolumba”. Ludzkości nie pozostało nic innego, jak
zawierzyć
dobroci Obcych. No... i umiejętności blefowania pięćdziesięcioletniego pilota.
Prom miękko dotknął metalowego dysku. Przeniknął do wnętrza przezroczystej
kopuły.
Nieznany materiał rozstąpił się, szczelnie przywierając do dzioba pojazdu,
hermetyzując luk...
Pojawiła się siła ciężkości.
Dawid wstał z trudem, otworzył luk i wstąpił na twardą podłogę kopuły. D-
dorianin siedział
naprzeciwko. Jego statek też do połowy przeniknął do kopuły. Dwa gwiazdoloty
ziemski i obcy
wisiały w oddaleniu, nad głową skrzył się pas asteroidów. D-dorianie nie bali
się przypadkowych
meteorów. Pewnie dysponują jakimś rodzajem pola siłowego...
– Ile można czekać? – zapytał z rozdrażnieniem D-dorianin.
Translator wchodził w skład wyposażenia kopuły.
Jeszcze jedno przypomnienie o technologicznej przepaści...
– Spóźniłem się mniej niż minutę – powiedział Dawid, kucając przed nieziemcem.
Ciała D-dorian były symetryczne w płaszczyźnie poziomej – przypominający beczkę
korpus z
pierścieniem receptorów wzroku i węchu, sześć mocnych macek z góry, sześć – z
dołu... Góra i dół;
jak się nieraz już Dawid przekonał, były dla nich pojęciem względnym.
– Zajmujemy się poważnym problemem, omawiamy warunki pokoju i rozkwitu naszych
ras! –
zagrzmiał oburzony D-dorianin.
Urządzenie do przekładu albo było naprawdę bezbłędne, albo sprawiało takie
wrażenie. Ani
śladu przerwy, ani jednego niezgrabnego czy też niezrozumiałego zwrotu...
Dawid westchnął. Najgorsze było to, że rasa D-dorian wcale nie grzeszyła
przesadną
punktualnością.
Obcy potrafił spóźnić się pięć minut, nawet kwadrans, po czym rzucał kilka słów
o problemach z
rytualnym malunkiem na ciele, o ciekawym przekazie z ojczyzny albo interesującej
dyskusji z
kolegami. Można to było uznać za kpinę, butę... Ale – nie wiadomo dlaczego –
Dawid miał wrażenie,
że przyczyna tego była zupełnie inna.
– No to zajmijmy się tym problemem? – zaproponował, uchylając się od sprzeczki.
Od strony D-dorianina docierał doń roślinny zapach, nawet przyjemny. Może tak
pachniało ciało
Obcego. Może – farby, jakimi ozdobił swe ciało.
– Ustalmy najpierw, czy zawsze będziesz się spóźniał? – obruszył się D-dorianin.
– To się więcej nie powtórzy – powiedział Dawid, Może to i było dziwne, ale
słowa te
wystarczyły, do zamknięcia tematu.
– Wszystkie rasy rozumne z niepokojem obserwują postęp negocjacji – rzekł D-
dorianin. –
Przyjacielu mój, powinieneś rozumieć, że kosmiczne wojny są szkodliwe i
niebezpieczne.
Wpływając w Galaktykę stajemy się – chcemy tego czy nie – nastawieni pokojowo...
– Ziemianie całkowicie się z tym zgadzają! – ochoczo zgodził się Dawid. –
Wczoraj rząd mojego
kraju...
– Czy możesz mnie wysłuchać, nie przerywając? – oburzył się D-dorianin.
Dawid zamilkł.
– No więc tak, my wszyscy łakniemy pokoju! – kontynuował Obcy. – Może D-dorianie
nie
przypominają kulchów, może atenoidzi oddychają chlorem, a zerwies – w ogóle nie
oddychają...
Strzępy drogocennych informacji. Dawid miał nadzieję, że zamontowane w promie
mikrofony
zapisują wszystkie rewelacje Obcego.
– ...ale ciągle obawiamy się, że w kosmosie pojawi się rasa zbyt młoda i
energiczna, by uznać
zasadę pokojowego współistnienia. Oto dlaczego kontakt z każdą nową rasą jest
procesem trudnym i
bolesnym. Wiemy, że wasz statek dysponuje laserem i trzema rakietami z głowicami
termojądrowymi!
Postawiony przed faktem, Dawid nie zaprzeczał.
– Owszem, są. A czy wasze statki nie są uzbrojone?
– Uzbrojone! – przyznał D-dorianin. – Ale tylko w celu obrony przed nieznanym
zagrożeniem!
– Nasz również.
D-dorianin rozłożył macki. Rzekł ze smutkiem:
– Problem ufności. Co może oznaczać posiadanie przez was tak prymitywnej broni?
Może to
oznaka umiłowania pokoju? A może podstępną próba ukrycia doskonalszej broni?
To znaczy, że jesteśmy zacofanymi dzikusami, durniu! – pomyślał Dawid. Ale
przemilczał
pytanie Obcego.
– Nie wiem... – niespodziewanie odezwał się D-dorianin.
W jego głosie pojawił się smutek.
– Problemy negocjacji są tak trudne. Ja jestem zwykłym pilotem! Nie potrafię
rozmawiać z
Obcymi!
– Ja też – przyznał się Dawid. – Ale gdybyśmy przekazali sprawy kontaktu
specjalistom...
– Nie możemy – ze smutkiem powiedział D-dorianin.
– Nie możemy stawiać was na niewygodnych dla was pozycjach. – Przecież nasi
negocjatorzy
mają już doświadczenie w kontaktach z obcymi rasami. Wy takich specjalistów nie
macie. Zasady są
sprawiedliwe – dogadują się ci, co nawiązali pierwszy kontakt. To my musimy
podjąć decyzje. My
powinniśmy zdecydować, czy nasze rasy są dla siebie zagrożeniem.
Obaj zamilkli.
Przeklęte zasady! Dawid gotów był zgodzić się, że w słowach Obcego zawiera się
racjonalne
sedno. Taka delikatność była rozczulająca...
– Masz dziś wspaniałe malunki – mruknął, usiłując jakoś wypełnić przeciągającą
się niezręczną
pauzę.
W odróżnieniu od rosyjskiej kobiety-psychologa i hollywoodzkiego wizażysty pilot
nie poznał
niuansów kolorystycznego abecadła. Ale coś trzeba było powiedzieć...
– Poważnie? – zapytał D-dorianin.
– Bardzo ładne – powiedział Dawid. – Niebieskie macki i te zielone plamki...
– Bardzo się denerwowałem przed tym spotkaniem, wszystko robiłem w pośpiechu...
– Obcy z
wyraźnym niezadowoleniem machnął górnymi mackami. – Czy ty przypadkiem nie
silisz się na
komplementy?
W rzeczywistości – tak właśnie było. Dawid palnął pierwsze, co mu przyszło do
głowy, podobnie
jak czasem postępował z żoną, wybierając się na nudne, ale ważne dla
towarzyskiej śmietanki,
przyjęcie.
Odpowiedział, zaufawszy natchnieniu tego samego typu:
– Mówię zupełnie szczerze. Cekiny dokoła otworów oddechowych – prima!
Korzenny zapach D-dorianina wyraźnie stał się silniejszy.
– Dziękuję, to była improwizacja... Naprawdę – ładne?
– Bardzo... – Dawid z trudem ukrywał podniecenie.
Myśl, jaka przyszła mu do głowy, była potworna! Myśl, jaka przyszła mu do głowy,
była
genialna! Czyżby siedział przed nim kobiecy odpowiednik D-dorianina?! Te okruchy
wiedzy ludzi o
Obcych, wcale nie przeczyły takiej hipotezie. Wszyscy Obcy byli dwupłciowi – to
najłatwiejszy
sposób rozmnażania się, gwarantujący wymianę materiału genetycznego i łatwość
rekombinacji
genów. Wszystkie obce rasy pozbawione były przesądów, obie płcie były
równoprawne – w
rozmowie o swoich kolegach ze statku D-dorianin używał zaimków „on” i „ona”
równie często.
Ale przecież o sobie D-dorianin zawsze mówił „on”!
– Czy nie będzie kłóciło się z protokołem, jeśli porozmawiamy trochę o sobie, o
negocjatorach? –
zapytał Dawid.
– Nie będzie – zgodził się D-dorianin.
– Czy masz rodzinę, czcigodny przyjacielu?
– Tak, w domu została żona i troje dzieci. Genialny domysł Dawida rozsypał się w
pył.
– A ja byłem dwukrotnie żonaty – przyznał ze smutkiem.
– Nic nie jest wieczne, nawet miłość – górnolotnie, ale ze zrozumieniem, odezwał
się Obcy. –
Jakże chciałbym wrócić na statek i powiedzieć: „Nasze rasy są sobie bliskie i
mogą żyć w pokoju!”
– Cóż więc przeszkadza ci to uczynić?
D-dorianin zawahał się, ale odpowiedział:
– Podejrzenie, człowieku. Straszliwe podejrzenie co do istoty ludzkości.
Dawida ogarnęła panika. Czyżby w jakiś sposób dotarły do nich informacje o
wojnach,
rewolucjach, głodzie, religijnym zróżnicowaniu. Czyżby Obcy mieli jednak uznać
ludzi za istoty
żądne krwi i niebezpieczne?
– Mów, przyjacielu – powiedział Dawid. – Odpowiem na wszelkie pytania. Czym
mogliśmy was
urazić?
– Wy po prostu zbyt dobrze prowadzicie negocjacje – wypalił nagle D-dorianin. W
podnieceniu
aż uniósł się nieco na dolnych mackach: Niewątpliwa oznaka silnego
podenerwowania.
– Zbyt dobrze? – zapytał oszołomiony Dawid.
– Nasze rasy dzieli przepaść – ze smutkiem przyznał D-dorianin. – Fizjologiczna
i
psychologiczna bariera.
Różne środowiska zamieszkania. Znacząca kulturowa niezgodność... Przecież sam
mówiłeś, że
zwyczaj emocjonalnego malowania się uważasz za przestarzały... Nie, nie
przerywaj! Czy możesz
przynajmniej raz wysłuchać mnie spokojnie? Tak więc... każda rasa, w trakcie
pierwszego kontaktu,
przeżywa potworny socjokulturowy szok. Żadne domysły uczonych, żadna sztuka
fantastycznego
wymysłu nie może przygotować nikogo do kontaktu z Obcymi. Ja przyjaźnię się z
wieloma
kulchami, kontaktowałem się z przedstawicielami wszystkich dziewięciu ras. I
dlatego twój widok
nie wywołuje u mnie uczucia negacji. Ale ty, człowiek... Jak ty możesz spokojnie
siedzieć obok istoty
tak niepodobnej do siebie, kontaktować się z nią, rozmawiać o detalach
małżeństwa i sekretach
makijażu?
– Może dlatego – zaczął zdenerwowany Dawid – że na naszej ojczystej planecie
jest wiele
różnorodnych form życia. Przyzwyczajeni jesteśmy do każdej postaci zewnętrznej...
Macki zwinęły się w geście zwątpienia:
– Zwierzęta z twojej planety są rozumne?
– Nie... Jeśli dobrze wiem, nie...
– Zatem nie tłumaczy to tej cechy.
– Ludzie też są bardzo różni. Kolor skóry...
– Zjawisko dymorfizmu kolorów istnieje u wszystkich ras – odrzucił jego
przypuszczenia
Ddorianin – ale nie ratuje to przed socjokulturowym szokiem. Nie! Obawiamy się
czego innego!
– Czego, mianowicie? – zapytał zrezygnowany Dawid.
– Podejrzewamy... – D-dorianin aż się zająknął ze zdenerwowania – ...że ludzie
już kontaktowali
się z obcymi rasami. Ale z powodu straszliwego wynaturzenia psychiki zniszczyli
ich albo
sprowadzili do pozycji pozbawionych praw niewolników!
– To nieprawda! – Dawid poczuł, że jest naprawdę urażony. – Czegoś takiego nigdy
nie było!
Owszem, ludzie walczyli między sobą, nawet z powodu języka...
– To się zdarzało wszędzie. – Terytorium...
D-dorianin tylko westchnął z goryczą.
– Koloru skóry! – Zdarzało... – Religii!
– A pewnie!
– Z powodów, ekonomicznych...
– Ludzie dyskryminowali się wzajemnie z powodów rasowych, płciowych, z powodu
wieku...
– Zbadaliśmy wszystkie udostępnione nam przez was materiały. Brak jednak w nich
odpowiedzi
na nasze pytanie. Wasza cywilizacja kroczy zwyczajną drogą ras rozumnych. Ale, z
niewiadomego
powodu, nie doznaje szoku z powodu kontaktu z nami. Nawet ty, szeregowy pilot,
jesteś wspaniałym
negocjatorem! Wniosek jest jeden – spotkaliście się już z inną formą życia
rozumnego. Skoro nie
mówicie o tym – los tej rasy musi być smutny. Bardzo bym chciał, przyjacielu,
pozytywnie
zaopiniować nasze rozmowy. Ale boję się! W kopule zapanowała cisza. Przez
szczeliny w podłodze
sączyło się czyste, chłodne powietrze. Lśnił pas asteroidów, wisiały w
przestrzeni statki.
Dawid mruknął:
– Wolałbym być teraz w domu. Skoczyłbym na ryby...
– No... – z żalem w głosie odezwał się D-dorianin. – Cicha rzeczka... siedzisz
sobie z żoną na
brzegu, ościenie w pogotowiu...
– My łowimy na wędki...
– Mało sportowe. A macie zawody sportowe?
Dawid skinął głową.
– My mamy dobrą lożę na centralnym stadionie miasta – pochwalił się D-dorianin.
– Jeśli w
ciągu najbliższej doby podejmiemy jakąś decyzję, zdążę jeszcze na finał. Żona
miała wielką nadzieję,
że obejrzymy go razem.
– Mojej żony nie zaciągnąłbym za żadne skarby świata na ryby ani na mecz... –
poskarżył się
Dawid. – O, na jakieś party, albo na dobroczynny bal, to co innego...
D-dorianin poruszył mackami – gest współczucia.
– Miłość – powiedział – to tajemnicze uczucie wszystkich ras inteligentnych.
Smutne, kiedy
powstaje również w warunkach niezgodności interesów.
– Bez przesady, mamy wiele wspólnych zainteresowań – powiedział Dawid,
przeklinając siebie,
za, to wciąganie ośmiornicy w sekrety życia rodzinnego. – Ale wędkowanie,
sport... to nie są kobiece
sprawy.
– Dlaczego? – zdziwił się D-dorianin. – Przyjacielu mój, wychodzi z ciebie
niezaspokojony
szowinizm płciowy! Nieładnie jest zabraniać kobietom zajmowania się polowaniem
czy sportami...
Dawid podniósł głowę. Popatrzył na D-dorianina. I zaczął mówić...
Ledwo udało mu się wykąpać. Przeklęta farba zmywała się z trudem. Dawid zużył
potrójną
porcję wody, zanim ośmielił się wyjść spod prysznica. Ubrał się i wrócił z bloku
sanitarnego do
swojej kajuty.
Kapitan, stary, słynny Ed Couvert, i zagadkowa Rosjanka, Anna Bieguniec, czekali.
Napięcie już
opuściło ich oblicza, teraz widniała na nich tylko ciekawość.
– No i? – Anna zapytała pierwsza, lekceważąc subordynację.
– Wszystko w porządku. – Dawid usiadł w fotelu, zawahał się, ale jednak wyjął z
osobistej
walizki butelkę whisky. Ed pokręcił głową, potem wyjął swoją.
Bieguniec w milczeniu wzięła z rąk Dawida szklaneczkę.
– No? – zapytał Ed.
– Bali się nas – zaczął wyjaśnienia Dawid. Łyknął, przymknął z rozkoszą oczy.
Pierwsza kropla
alkoholu od miesiąca. I pierwsza spokojna chwila. – Oni bali się nas straszliwie.
Wiecie, dlaczego?
Bo zbyt dobrze prowadziliśmy negocjacje! Zbyt łatwo przystosowaliśmy się do ich
wyglądu, do ich
obyczajów!
– Co im się w tym nie podobało? – zdziwił się Ed.
– D-dorianie uznali, że mamy już doświadczenie w kontaktach z obcymi rasami
rozumnymi. Ale
ponieważ nie przyznawaliśmy się do tego, Obcy uznali, że kłamiemy. Że
zniszczyliśmy tych, których
wcześniej spotkaliśmy.
Kapitan jedynego istniejącego ziemskiego gwiazdolotu, Ed Couvert, roześmiał się.
– Ich zdaniem, w żaden inny sposób nie mogliśmy osiągnąć dostatecznej
elastyczności
świadomości – wyjaśnił Dawid. – Różnice rasowe, religijne są nieprzekonujące. D-
dorianie dążyli do
nawiązania kontaktu... Wyjaśnili przekonująco, dlaczego wojna w przestrzeni
kosmicznej jest
niemożliwa i niepotrzebna, dlaczego najkorzystniejszy jest pokój i handel
technologiami. Ale musieli
mieć jakieś wyjaśnienie naszej... jak by to powiedzieć... kontaktowości? Właśnie
– kontaktowości!
Dlatego pozwoliłem sobie przypomnieć pewną hipotezę naukową... o tym, że
kromaniończycy i
neandertalczycy przez długi czas żyli obok siebie, czasem ze sobą wojowali, a
czasem współistnieli
pokojowo... Póki nie stopili się w jedną rasę. Wyraziłem przypuszczenie, że od
tamtej pory ludzkość
zachowała taką wysoką kontaktowość.
Powinniście byli zobaczyć, z jakim entuzjazmem D-dorianin zgodził się ze mną!
– Ta hipoteza nie wytrzymuje krytyki – pokręciła głową Bieguniec.
– A ja wcale nie twierdzę, że jest słuszna. To było takie przypuszczenie. —
Dawid nalał sobie
jeszcze whisky. – Koniec. Zostaliśmy uznani za godnych równoprawnego kontaktu!
– Dawidzie, znam cię od dwudziestu lat – Ed pokiwał głową. – Dobra, z D-
dorianami załatwiłeś
to wspaniale. Ale z oczu widzę, że masz jeszcze jedną hipotezę. Tę właściwą.
Którą uważasz za
słuszną.
Dawid uśmiechnął się triumfująco.
– Owszem. Bo wiesz, w rozmowie powstała nagle pauza... Pochwaliłem rytualne
barwy Obcego.
Po prostu, żeby coś powiedzieć! A ten tak się ożywił... No wiesz, jak w domu,
kiedy człowiek
zauważy, że żona ma nową szminkę, i pochwali ją...
– D-dorianin był samicą? – zawołała Bieguniec. – Przepraszam... kobietą?
– Ależ nie! – Dawid pokręcił głową. – Wcale nie. Samiec. Ale potem zaczęliśmy
rozmawiać o
rodzinach... On wspomniał, że chodzi z żoną na ryby, na jakieś mecze
międzyplanetarnego futbolu...
Rozumiecie?
Anna nachmurzyła się. Ed chrząknął.
– Męskie i kobiece psychologie są różne – uroczyście oświadczył Dawid. – Weźmy,
na przykład,
małe dzieci: chłopcy bawią się samochodzikami, biją, łapią żaby i inne takie.
Dziewczynki kręcą się
przed lustrami, plotkują, chichoczą bez sensu. My do tego przywykliśmy. Wydaje
się nam, że tylko
tak może być. A u nich różnica między kobietami i mężczyznami jest wyłącznie
fizjologiczna!
Psychologicznie są identyczni! Pod względem psychologicznym są jedną jedyną rasą!
A my, ludzie,
praktycznie jesteśmy dwoma rasami, żyjącymi w symbiozie! Od dziecka uczymy się
kontaktów z
Obcymi! Jesteśmy idealnymi negocjatorami, nic nas nie dziwi: ani kolorowe
malunki, ani sprzeczki
bez powodu, ani niezrozumienie partnera! Wspólny język znajdziemy z każdą
napotkaną we
wszechświecie istotą!
Bieguniec poderwała się na równe nogi, obrzucając Dawida pełnym gniewu
spojrzeniem.
– Neandertalczyk! – wypaliła z oburzeniem.
Oszołomiony Dawid milczał. Piastująca funkcję głównego egzopsychologa ziemskiej
kosmofloty kobieta niczym pocisk wypadła z kajuty.
Ed Couvert uśmiechnął się ironicznie..
– Albo... niemal z każdą... — wymamrotał Dawid.