1531

Szczegóły
Tytuł 1531
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1531 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1531 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1531 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

W�ADYS�AW KONOPCZY�Ski POLSCY PISARZE POLITYCZnI XVIII WIEKU (do Sejmu Czteroletniego) VPARSZAWA 1966 PAl ST PO 'PE WYDA PNICT PO NAUKO PE , O Vyda� EMANUEL ROST POROWSgl VST�P Oklndh� i obwolut� prorektown� HENRYK BIA�OSKbRSKI , r 1 , lf 't t Copyright by Pa�stwowe Wydawnictwo Naukowe Warszawa 1868 Printed in Poland h PANSTWOWE WYDAWNICTWO NAUgOWE Nnk�nd 2250+250 e z. Ark. wyd. 20. Arh. druk. 28,25. Pnpies druh. sat. kl. III, 80 g. 8 x t04. Oddnno d,i sh�n- dnnin 27. VII1. t%5 r. Podpisnoo do drukn t2. I. t466 r. Druh uho�czono w styezuia t966 r. Znm. 742/63 - O-7. Cenn zl 42; WROC�AWSKA DftUKARNIA NAUKOWA Przedsi�wzi�ciu naszemu przy�wiecaj� trzy znako- mite wzory: Roman Pilat pisa� w r. 1872 O lite aturze politycznej Sej ,u Czterolet iego, Stanis�aw Tarnow- ski opracowa� przed p� wiekiem polskich pisarzy po- litycznych XVI w., Wilhelm Feldman da� przed laty 30 Dz�eje polskiej I.y�l� politycz ej. Nie s� to, jak wiadomo, tematy ani opracowania skoordynowane. Na kartach Tarnowskiego ja�niej� gwiazdy pierwszo- i drugorz�dne, za�miewaj�c rozwi- jaj�cy si� u ich podstaw ruch polityezny. Dla Feldma- na wszelki wyraz idei politycznej: gazeta, mowa, me- moria�, pamflet, ma warto�� nie mniejsz� ni� traktat polityczny ci�szego kalibru, jakieh w XIX w. stosun= kowo jest mniej ni� w Wieku Z�otym. Mniej go obcho- dz� talenty pisarskie ni� pr�dy spo�eczno-ideowe, nie m�wi�c ju� o tym, �e ci dwaj badacze patrz� na spra- w� narodow� z dw�ch skrajnie przeciwnych stanowisk - jeden z prawicy, drugi z lewicy: �atwiej nam na�ladowa� wz�r Tarnowskiego ni� Feldmana. O pr�dach. ideowych w Rzplitej w pier- wszej po�owie XVIII w. nie mo�e by� mowy. To, co pisali budziciele ducha publicznego, nie pokrywa�o si� bynajmniej z tokiem masowej polskiej my�li politycz- �ej. Czym innym �ywi�a si� opinia, a co innego kie�ko- wa�o w m�zgach samotnych my�licieli. Kto by chcia� Polsc p�sarze pol�t czni zilustrowa� tamt�, musia�by czerpa� ze szlacheckich miscellane�w najprymitywniejszego gatunku. Dopiero po pijarskiej reformie szk� wytwarza si� warstwa in- telektualna, zdolna do piel�gnowania pewnego zasobu przemy�lanych prawd polityczny h; odt�d ksi��ki ura- biaj� coraz skuteczniej opini� publiczn�, opinia �ywi i o�miela literatur�. Z powy�s ych wzgl�d�w zdecydo- wali�my si� da� tej pracy skromny tytu�: Polscy pisa- ze pol�tyczn� *, Pobie�ne przegl�dy literatury politycznej XVIII w. po- dejmowano u nas dot�d w zwi�zku z badaniem genezy reform, przy czym uwaga koncentrowa�a si� na epoee saskiej i na 5ejmie Czteroletnim; luk� w opracowaniach stanowi:a epoka mi�dzy Konarskim i Staszicem. Mamy wi�c pr�bne o�wietlenia wi�kszych ca�o�ci u Szujskiego, Dzieje Polsk�, t. IV, Lw�w 1866; u Roepella, Polen um d�e M�tte des XV111 Jahrhunderts, Gotha 1876; W. T. Kisielewskiego, Ksi���ta �zartorysc � �eh reforma na sejm�e kon2vokacyjnym li64 r., Sambor 1880 A. Rembowskiego, Stan�slazU Leszez �sk� jako statysta, Niwa 1878 i wst�p do wyd. G�osu u;olnego w Bibl, flrd. Krasi�skich (w r. 1903); St. Tarnowskiego, Histo wia literatury polskiej t. III, Krak�w� 1900; S. Grabskiego, Zarys rozzeoju �dei spolec�no=gos odarezych w Folsce, Przegl�d Polski 1902 i odb. 1903; w monografiach instytucji: u W Konopezy�skiego, Li= berum veto, Krak�w 1918; Geneza � ustano2v�e�e F.ady Nie- u.staj�cej, Krak�w 1917; J. Lewickiego, Geneza Kom�sj� Edu- kacj� Narodouej, Biblioteka Filomacka, nr 7, Warszawa 19?3 S. Sosina, Rejorma sejnzik�2u na Sejm�e Czteroletn�m, (w:) Korp us Kadet�zv dzies� tq rocznic� �stnienia, Che�mno 193Q w dziele A?. �wi�tochowskiego, Histor�a ch�op� polskich t. 2, Lw�w-Pozna� 1928, Materia� �r�d�owy zestawili: L. Fin- kel, B�bliograj�a h�stor�� Xolsk�ej, Krak�w 1906-1914; K. i S. Estreicherowie, Bibliografia polska, tomy 12-33 oraz G. Kor- but, l,iteratu a Xolska, t. II, Warszawa IQ23, kt�rego be- nedykty�ski trud, nie pozbawiony zreszt� usterek i brak�w ods�dzony od war o�ci przez S. Lama, ��usznie wzi�ty w ob- ron� przez I. Chrzanowskiego w My�li Narodowej, na r�wni 2 G Vst�p Jest to jeszeze mniej, ni�by obiecywa� tytu�: "Li= teratura polityczna". Przez literatur� rozumie si� pe wn� ca�o��, odzwierciedlaj�c� wymian� my�li i s�o- wva. Takiej wymiany i w w. XVI by�o niewiele. Wprawdzie nam dzisiaj trudno odtwarza� zwi�zki po- szezeg�lnych zjawisk literaekich z potrzebami chwili, r�wnie� wp�yw jednego pisarza na drugiego nie od ra- zu daje si� uchwyci�, nie wiemy, jak dalece ich my�li spotyka�y si� zc sob� cho�by w g�owach przypadko- wych czytelnik�w; ale s�dz�c ze sposobu ujmowania kwestii i z og�lnego przebiegu spraw publicznych, tych zwi��k�w, wp�yw�w, spotka� by�o niewiele. Z pe- wniejszym, wi�c skutkiem mo�emy wezytywa� si� w pisarzy ni� konstruowa� literatur�. Kompetentny znawca dziej�w prasy i opinii publicznej, wiede�ski profesor Wilhelm Bauer nawet w obr�bie XiX stuleeia radzi odr�nia� wypowiedzi publicystyki od ech prze- ei�tnego obywatelskiego my�lenia i przestrzega; �e nie nale�y mierzy� wp�ywu gazet ich poczytno�ci�. Ju� raczej u nas w dobie, kiedy nie by�o sztucznej, for- sownie finansowanej propagandy, a ka�dy kupowa� lub przepisywa� dos�ownie to, co mu si� podoba�o, mo�na by snu� takie wnioski o przewadze tyeh lub owych pogl�d�w; w tym celu nale�a�oby nie tylko rejestrowa� publikacje, ale oblicza� ich nak�ady tud�ie� bada� sto- pie� rozpowszechnienia nie drukowanych pisemek z Bibliografi� Estreieher�w odda� najwi�ksze us�ugi autorowi tego dzie�a. Wa�ne przyczynki ze ra� po Pilacie W. Smole�ski, Publicy�e� anoni no2 . � ko�ca XVIl1 Z.vieku, Przegl. Hist. 1912. Tymezasowe zestawienie najpilniejszych poprawek w za- kresie samej tylko sehy�kowej epoki zro::ili�my dla Przegl�du Powszechnego 19:0, nr 7-8 [artyku� pt. W�r�d bl�d�u); szeze- g�owe sprostowania i uzupe�nienia znajdzie czytelnik w ni- niejszej pracy i w przypisach do niej. Polsc pisarze polityczni Wst�p ulotnych. O takim ilo�ciowym uj�ciu przedmiotu nikt dotychczas nie pomy�la�, wi�c i z tego wzgl�du nie chcemy czytelnikowi obiecywa� zbyt wiele. Po prostu podobnie jak �wie�o Wac�aw Borowy z literatury pi�knej XVIII w. wydoby� to, co w niej by�o poezj� l, tak ksi��ka o "Pisarzach" z literatury prozaicznej po- stara si� wydoby� trzon my�li, rozwijaj�cej si� obok akcji czynnych polityk�w. By�oby zapewne wdzi�cznym zadaniem zestawi� przejawy naszej my�li politycznej czas�w saskich i sta- nis�awowskich z literatur� odpowiedni� Zachodu; na og� takie zestawienie by�oby dla czytelnika jedn� wi�cej lekcj� skromno�ci, jakiej bardzo potrzebowali nasi staty�ci, drukuj�cy nieraz swe pomys�y bez �ad- nej przyczyny po �acinie (prawda, �e �atwiej im by�o w�wczas o tacytowsk� �acin� ni� o rejowsk� polszczy- 2n�). Wiek XVIII uczy� si� i u nas, i w ca�ej Europie od Grotiusa, Locke a, Pufendorfa, Leibnitza, Hume a, �aint-Pierre'a, Woltera, Monteskiusza; encyklopedys- t�w, fizjokrat�w, pod koniec od Mably'ego, Burke'a, Priestleya. Ma�o kto z cudzoziemc�w zada� sobie trud, by poszuka� promyk�w obywatelskiej rady cho�by u Leszczy�skiego czy t�umaczonego na par� j�zyk�w Konarskiego. Jednak i my mamy w publicystyce za- chodniej pewne skromne aktywa; mieliby�my niew�t- pliwie wi�cej do powiedzenia Wschodowi, ale �w na- wet francusk� o�wiat� przyswaja� sobie w nieszkodli- wych, starannie cedzonych dozach; polskiej wolno�ci nie potrzebowa� ani w karykaturalnej postaci sarmac- kiej, ani w ulepszonej - stanis�awowskiej. ' V. Borowy, O poezj� polskiej w w�eku XVIII, Krak�w 1948. Zamiast tedy rozwodzi� si� o skarbach �wczesnej literatury politycznej Francuz�w, Anglik�w, W�och�w; Niemc�w, odsy�amy czytelnika do opracowa� tej�e, i mianowicie przede wszystkim do wi�kszych ca�o- kszta�t�w. Sir Frederick Pollock, An Irztroduction to the H�s- to y of the Sc�e ce of Pol�t�cs (Londyn 1890), istotnie da� raczej zach�caj�cy wst�p ni� opraeowanie ca�o�ci. Polski przek�ad wyszed� w r. 1903. Francuz Paul Ja= net parokrotnie przedrukowywa� dzie�o, kt�rego tytu� m�wi za siebie: H�sto�re de la sc�e'nce pol�t�que dans ses rapport� avec la tnorale (I wyd. 1859, III, 1887 - wed�ug niego przekszta�cony przek�ad polski pod red. A. Peretiatkowicza, H�sto �a doktryn pol�tycz ych, Po- zna� 1923), przewa�a tu o�wietlenie filozoficzne w du- chu pozytywizmu i liberalizniu. Z niemieckiej literatury (kt�r� w granicach XIX w. poda� Georg Jellinek, Allgeme�'ne Staatslehre, Hei- delberg, t. III, 1900) zas�uguj� na polecenie: Robert von Mohl, Gesch�chte u d L�teratur de Staatst,v�sse - schafte , t, I, Erlangen 1855 oraz Hermann Rehm, Ge- sch�chte der Staatsrecht �sse schaft (Handbuch des Offentlichen Rechts, Einleitungs Band, Freiburg und Leipzig 1896). W�och Gaetano Mosca, b. profesor uniwersytetu w Rzymie, Lez�o i di stor�a delle �st�tuz�oni e delle dot- tr� e pol�t�che (1932), powi�za� pouczaj�co rozw�j teo- rii ze wzrostem urz�dze�; przek�ad polski Stanis�awa Kozickiego, uzupe�niony rozdzia�em o Polsce, pt. "His- toria doktryn politycznych od staro�ytno�ci do naszych czas�w", ukaza� si� bez daty, nak�adem firmy Trzas- ki, oko�o r. 1936. 0 Polscy p�sar�e pol�tyczni Wy�ej od tych wszystkich wyk�ad�w nale�y posta- wi� dwa dzie�a rosyjskie prof. Borysa Cziczerina: Isto- r�a pol�t�ezesk�eh ucze �j; 5 t., Moskwa 1896-1902 oraz tego� Pol�t�ezesk�je 7n,ysl�t�el� dre n�ago � no a- go m�ra, 2 t. �adne z zacytowanych dzie� nie wyczerpuje, rzecz prosta, przedmiotu; usi�uje go stopniowo wyczerpa� literatura monograficzna, co do niekt�rych pozycji im- ponuj�ca. Zwi�zki nasze z Zachodem postaramy si� przy ka�- dej przebijaj�cej w literaturze sposobno�ci ods�ania�. Ale nier�wnie wi�cej b�dzie do powiedzenia o w s p � �- zale�no�ci mi�dzy publicystyk� a rze- � z y w i s t � p o 1 i t y k � danego momentu. Je�eli dawniej pisano z my�l� wychowawez� na przysz�o��, niekiedy "na wiatr", to w krytycznych "klimakterach" XVIII w., w obliczu nadci�gaj�cej katastrofy, w�r�d walki stronnictw, pod dozorem cudzoziemc�w ka�dy isarz polityczny dobrze rozwa�a� chwile, kiedy nale�y pu� i� w obieg swe rady. Literatura grupowa�a si� oko- �o wojen, sejm�w, konfederacji, elekeji. Ka�dy jej pomnik nale�y czyta� sub specie dopiero co prze�y- tych lub zapowiadaj�cych si� wypadk�w politycznych i trzeba zna� ludzi - zar�wno pisz�cych, jak i tych, dla kt�rych pisano. Na wst�pie narzuca si� tu jedno og�lne spostrze�e- nie: podezas gdy literatura polityczna XVI w. rozp�y- n�a si� w piasku sejmikowego prymitywizmu, aby w XVII w. wyja�owie� i straci� wp�yw na losy pa� �twa, to p�niej ze strumyk�w urasta (i chwilami roz- widla si�) potok, nurt, rzeka; rozbudzone coraz licz- niejsze umys�y zrywaj� si� do czyn�w sp�nionych dla pa�stwa, ale nie sp�nionych, p�odnych dla narodu: Wst�p il W t� mnogo�� przejaw�w trzeba wprowadzi� prze= de wszystkim �ad ehronologiczny. Odr�nia si� zwykle pisarzy epoki saskiej i stanis�awowskiej. Rzeezywisty ytm rozwoju by� tu inny. Publicy�ci wyst�puj� gru- pami - co pokolenie, pr y czym nieraz impuls wzi�- ty w m�odo�ci daje owoc w nast�pnej generacji (Kar= wicki, Leszezy�ski, Garezy�ski, Konarski). Owe wstrz� saj�ce zbiorowe prze�ycia, kt�re �ci�gaj� na gleb� o�ywezy deszez literatury, to za�amanie si� starej Polski po Sobieskim, w�r�d wojny p�nocnej (od r. 1700), kryzys niepodleg�o�ci w przedostatnim bez- kr�lewiu (1733), wzlot i katastrofa Czartoryskich oko+ �o r. 1764, wreszcie tragedia Sejmu Czteroletniego- i pa�stwa. Mi�dzy pierwsz�, drug� i trzeci� dat� s� lata ciszy; po trzeciej praca nie ustaje. Grupa czwarta wytwarza tyle, ile trzy pierwsze razem wzi�te. Ze sprawdzenia element�w chronologicznych oka zuje si�, �e r�ne traktaty i broszury ukazywa�y si� albo pod fikcyjn� dat�, albo w.wiele lat po rzeczy- wistym narodzeniu si�, wskutek czego historycy odno- sili je do niew�a�ciwych chwil rlziejowych. Wi�c np. G�os z >olny Leszezy�skiego nosi datg 1733, wyszed� w r. 1749, ale pocz�� si� w latach 1726-32 2; Konarski by� ju� w po�owie got�w w r. 1749 itd. U ag� Staszi- ca wysz�y nie w r. 1785, lecz w 1787. Podobnie jak data bywa�a ba�amutna, tak samo W najnows�ych badaniach jako dat� pierwszego wyda- nia Gtosu u;olnego wysuni�to rok 1943. Por.: B. Krakowski; "G�os 2i;olny" Leszezy�sk�ego z r. 1743, Zeszyty NaukQwe Wydz. Humanist. Wy�szej Szko�y Pedagogicznej, t. I, Gda�sk 1962; E. Rostworowski, Legendy � fakty XV111 u;ieku, War- �awa 19E3, s. 91-92. W sprawie autorstwa Glosu 2 olneg� �ob. s. 98-99, przyp. wyd. l. !2 Polsc p%sarze polityczn� autorstwo ukryte lub c�asem zamaskowane. Najwa�- niejsze dzie�a polityczne tego wieku od Szezuki do Ko���taja ukazywa�y si� bezimiennie. Raczej wyj�tka- mi s� ci, co od razu ujawniali swe nazwiska (Karwicki, Garezy�ski, p�niejsi pisarze). Nie znaczy to, �e pi- sz�ey nie mieli odwagi cywilnej, ale w �rodowisku, gdzie ka�dy by� "czyj�" - dworski albo wielkopa�- ski - ka�dy zale�a� od partii, frakeji albo orientacji, lepiej by�o glosi� prawd� bezimienn� ni� nara�a� sie- bie lub swoje idee na zarzut dependeneji lub cudzej sugestii. Terror uprzedze� stronniczych i jeszeze gor- szy od niego terror bezpartyjnego sobkostwa ci��y� na publicystach tak dalece, �e trzeba by�o odwagi, aby powiedzie� osobi�cie m�dre s�owo. A� do pierwszego rozbioru cenzura sejmik�w by�a gorsza ni� istniej�ca formalnie cenzura duchowna, kt�r� si� kr�powali tyl- ko ksi�a, albo ni� nie�aska dworska. Nie wida�, by kt�rekolwiek dzie�o publicystyczne XVIII w. spotka�o i� z zakazem druku.. Pod wzgl�dem formy rozr�ni� si� dadz� w litera- raturze traktat wielkie (Konarski, Sienicki, Ko���taj), wzgl�d�ie wydawnictwa ci�g�e (Monitor, Pami�tnik Historyczno-Polityczny), ksi��ki �redniej miary (Kar- wicki, Leszezy�ski, Garezy�ski, Wybieki etc.), broszu ry i ulotki. Niew�tpliwie nale�� do literatury mowy sejmowe puszezane w obieg osobno. Do czas�w konfe- rleracji barskiej ma powodzenie dialog, czasem rozr~a- staj�cy si� nawet w tragikomedi�-satyr� (Ctzota uc�e- 7n,��o'na, Perek��ezyk). Cz�sto publieysta u�ywa for- �ny listu, kt�ry adresuje do jakiej� powagi (Zamoy�- kiego, Ma�achowskiego) albo do ziemianina z innego wojew�dztwa. Przejawia si� my�l polityczna tak�e w dramatach (Epa n,� on,das, Kaz� m�et'z W�elk�, Po- st�p 18 2v'r6t pos�a), przemawia i przez usta historyk�w, praw- nik�w (Anonim Otwinowski, Lengnich, Steinhauser, Skrzetuski, Naruszewicz). Jeszeze jedna uwaga wst�pna dotyczy autor�w i ich pochodzenia, mowy i sposobu przemawiania do pu- bliczno�ci: Do drugiej po�owy wieku pisz� prawie sami ma- gnaci i karmazyni: Lubomirski, Dzieduszyeki, Szezuka, Poniatowski, Garezy�ski, Rzewuski - wszystko na- zwiska ministrowskie lub senatorskie. Zwiastunem zmiany w kierunku demokratycznym jest Karwicki, po nim "dobr�" szlacht� reprezentuje Konarski. Ten toruje dost�p do trybuny publicystycznej �redniej warstwie ziemia�skiej oraz mieszezanom. Ale r�wno- legle z demokratyzacj� literatury politycznej posuwa si� proces wprost przeciwny procesowi ze�wiecezenia. W�a�nie Konarski prowadzi za sob� okaza�y zast�p publicyst�w-ksi�y, w kt�rym zaszezytnie figuruj�, w �lad za sekretarzem �ubie�skim (p�niejszym pry- masem) i biskupem Krasi�skim: Pop�awski, Stroynow- ski, Piramowicz, Ossowski, Staszic, Ko���taj, Jezierski, Dmochowski. P�no, mo�e o�mieleni przez Andrzeja Zamoyskiego, zaczynaj� si� odzywa� (czego im nikt nie broni�) mieszezanie. Do po�owy wieku dominuje w pu- blicystyce �acina; nawet Konarski cz�ciowo ho�duje temu szkolnemu upodobaniu. Zakrawa na to, jakby autorowie woleli mie� do czynienia z wykszta�co� elit� ni� z sejmikowym t�umem g. e OP r�kopisie nast�puje ci�g dalszy: "Forma dialogu prze- j�ta z XVI i XVII wieku", po czym kilka zda� skre�lonych, tycz�cych spraw, kt�re w ostatecznej redakc i s� om�wione we�e�niej. Wst�p czyni wra�enie niedoko�ezonego. 1. LUBOMIRSK1, DZIEDUSZYCKl, SZCZUKA; KAROVICKI De vanttate constitorum. Sens tego tytu�u. 2r�d�a pesymizmu i sceptycyzmu Lubomirskiego. Pr�bki pozytywnych rad na temat urz�d�w, podatk�w i wojny. Zwierciad�o dekadentyzmu czas�W saskich. Dziedusz cki kr tyc ny; e alista.` Traktat o elekcji. Dla- czego umllk� w r. 1707? My�li prze v diiie S. Szczuki. Co zrobiE z kr�lewszczyznami? Jak ratowaE ducha publicznego? O Gda�sku i 2ydach. Ze S�owianami przeciw Muzu�manom. Bieg �ycia S. Kar- wickiego. Jego do�wiadczenia. Mi�dzy majestatem i wolno�ci� Naprawa sejmik�w i lzby poselskiej. Potrzebny �ejm ci�g�y Hetma�stwo, skarbowo��. Reforma elekcji. 2r�d�a my�li prawnf- czej Karwickiego i jego pomys�y pomniejsze. Fkonomia wojskowa. Idea �karbu za a�owego. Jak sejm i ogb� przyj�� dzie�o Kar- wickiego. Niedosz�a publikacja. Wp�yw na dalsze pokoienia. zl:�entowa�y ksi��eczk� zatytu�owan�: De va �tate con- s�l�oruin. Wysz�o to dzie�ko w r. 1699 z t�oczni uprzy- wilejowanej pijarskiej. Autor niby to ukry� si� pod inicja�ami S.L. kt�re wnet trafnie wyt�umaczono ja- ko Stanis�aw Lubomirski *. Marsza�ek wielki koronny * O St. H. Lubomirskim pisali S. Tarnowski [Sta� � cha- rakter l�teratur pol�t cznej Xolsk�ej 2t w. XVl1. Pam��tn�k II Zjazdu H�stor k�'w Pnlsk�eh, t. I, Lw�w 1890); A. Marylski we wst�pie do stylizowanego przedruku dzie�ka O zn�komo�ci rad, Warszawa 1916 oraz I. Chrzanowski, S. H. Lubom�rsk%. Pr�ba t.vyja�nien�a sprzeczno�c� w My�li Narodowej 1930; nr 10. W XVIII w. wysz�o wyda� 18 De van�tate (15 �aci�- 16 Polscy p�sarze polityczn� , a wi�c minister Rzeczypospolitej, syn s�awnego wodza i rokoszanina, niegdy� marsza�ek sejmu 16?0 r., wzy- wany na tron przez powsta�c�w w�gierskich, filar kr�lewsko�ci M_icha�a, filar opozycji przeciw Jano- wi III, troch� moralista, troeh� jowialski, arnator Eklezjasty i Boccaecia, mia� chyba sporo do powierlze- nia szlachcie ze swych urozmaiconych do�wiadeze� i rozmy�la�, zw�aszeza �e poprzednimi pismami (Roz- mowy Artaksera � Ezuandra..., 1694, Adverb�o'ru7n, 7n.o- ral�u7n....,1688 etc.) wyrobi� sobie opini� Salomona pol- skiego, a biskupowi Za�uskiemu wyda� si� takim,Ka- tonem, co ani nie chcia�, ani nie m�g� zrobi� nic z�ego. Przypisywa� sobie umiej�tno�� leczenia dusz - mo�e uzdrowi Matk�-ojezyzn�? Vanitas - marno��, pr�na��, z�uda, znikomo��: nast�pi snad� mia�d��ca krytyka. Ale czego? Bo con- silium mog�o oznacza� i plan (program), i narad�. Czy- telnik�otwiera ksi��eczk� i czego si� dowiaduje? Co- kolwiek podpowiada nam U�uda, wszystko nicuje, oba- la, o�miesza mniemana Prawda. Tak sobie ugwarzaj� o radzie i konsyliarzach, o stanowieniu praw, o zjed= noczeniu umys��w, o przymierzach i zwi�zkach, o roz= dawaniu urz�d�w, o podatkach, o przyczynach i przy gotowaniu si� do wojny, zaci�ganiu wojsk, fortyfiko= waniu miejsc, o traktatach pokoju i po�rednictwach. Ale� to wszystko prze�ywa� autor z ca�� Polsk� za poprzedniego panowania i czasem wyra�nie do czego� pije. Widzia� niedawno pi�� sejm�w zerwanych, zjed- noczenie umys��w jako fatamorgana, dob�r konsylia= skich i 3 polskie) - widocznie subtelno�ci sceptycyzmu auto- ra wci�� poci�ga�y ezytelnik�w. Cytowali go m. in. S. Gar czy�ski w Anatom��, Ser�arz projekt�ui 1785 r. i autor My�Z� patr�ot czno-polityczn ch 1788 r., o kt�rym ni�ej (w tomie 11): Lubom�rsk�, Dz�eduszyck�, Szezuka, Kar2t>�ek� 19 rz�w i urz�dnik�w dla domu Sobieskich niefortunny, sojusz z Austri� szeroko krytykowany, wojn� prowa- dzon� z coraz s�abszym skutkiem, pok�j zawarty przy obcym po�rednictwie ledwo zno�ny, skarb pusty, for- tyfikacje zaniedbane, nowa wojna za progiem, nowe sojusze podejrzane - jest nad czym pisa� skargi i je- remiady i wali� w dzwony na alarm. Nasz Salomon ma na to tylko u�miech sceptyczny. Im mniej rady i radc�w, tym lepiej; o zgod� dba� nie warto, bo z�ych ludzi du�o, niech si� lepiej k��c�. Na sejmiki z prog- ramem lepiej nie wyst�powa� - wszystko uchwal� na opak; pos��w wi okami na wakanse lepiej nie kapto- wa�, zawiedzeni w nadziejaeh st wi� si� tym szkodli- wiej. Byle sejm jako� odwali�, mniejsza o uchwa�y i nie warto ieh p�tem oprawia� w se acie. "Czyli nie wiesz - g�osi Prawda - �e Rzplitej ten jest zwyczaj na swoje z�e dobrowolnie i��, na dobro z ci�ko�ci� da� si� prowadzi�". A program obrony narodowej? "Je�eli przyczynisz wojska, b�dziesz podejrzany oby- watelom, je�eli nie, w pogardzie b�dziesz u nieprzy- jaci�". Przyda�yby si� prowineje podleg�e, aby z nieh utrzymywa� wojsko, ale dalej czytamy, �e lenno takie, jak Prusy (ju� utracone) i Kurlandia, to tylko �r�d�a zdrady i bramy wypadowe dla nieprzyjaci�. To mo�e warto rozwin�� sie� dyploinatyezn�, rozes�a� wsz�dzie pos��w? Na nic! Zaczn� si� wys�ugiwa� obcym panom, w najlepszym razie zu�yj� du�o papieru na b�ahe pi- saniny, a zreszt� �atwiej wysondowa� jednego ni� wie- lu, wi�c zagranica z naszych pos��w wyci�gnie nasze tajemnice. O odzyskaniu przez wojn� utracony�h pro- wineji (Inflant czy Ukrainy?) nie ma co my�le�: "Aby� raczej nie straci�, czeg� przodkowie twoi nie stracili". Na wojnie jak na loteri padek rozstrzyga. Im 2 - Polscy pirarze polityczn III wieku O O i t ,t e x. g e gas 18 Polsc pisarze polit czn% prostsze wojsko, tym lepsze - wystarezy zwyk�a pie- chota i zwyk�a konnica, nawet dragon�w nie potrzeba, bo ci "mie� b�d� natur� nietoperza, kt�ry i mysz� jest, i ptakiem, a przeto ani tym, ani owym". Fortece nic nie pomog� ani wielkie, ani ma�e, ani w miejscach blotnistych, ani na wzg�rzach; w trudne obl�enia si� nie bawi� i pr�dko od nich odst�powa� (np. od Ka- mie�ca); z zawarciem pokoju nie zwleka�. Czasami udaje si� Lubomirskiemu utrafi� w jaki� pomys� zaradezy, b�d�cy ju� w obiegu. Ostatni pisarz polityczny XVII w., Kazimierz Zawadzki, zaleca� by� ograniczenie wysokich urz�d�w do trzech lat (czego przed nim ��dali konfederaci wojskowi). Salomon chce by� m�drzejszy: "Czego urz�dnicy d�u�ej czyni� nie b�d� mogli, czyni� b�d� cz�ciej i pr�dzej. Zabronisz; aby �dzierstwa nie odk�adali na potem, b�dziesz po- budk�, aby go co godzina czynili". "Plato, aby do�y- wotnie by�y urz�dy w Rzplitej, postanowi�... Nic bo- wiem nie jest nies�uszniejszego, jako sprawiedliwo�� i rz�dy Rzplitej, kt�re ugruntowane by� powinny, usta- wicznymi odmianami miesza�. I kt� na wiosn� uprawi rol�, kt�r� w zimie opu�ci� ma, albo kto konia karmi� i pilnie dogl�da� b�dzie, na kt�rym inszy je�dzi� ma, a podobno jego przeciwnik albo nieprzyjaciel?" Tu dopiero zaczynamy ksi�cia marsza�ka rozumie�: t� z jego paranteli osta�by si� na urz�dzie, gdyby go po trzech latach m�g� nie potwierdzi� kr�l albo nar�d? Jaka� szkoda, �e Lubomirski nie rozci�gn�� tego rozumowania na urz�d kr�lewski! Jeszeze zrozu- mialej brzmi ust�p o podatkach: "Zachowaj Bo�e, aby� z r�l cokolwiek wyci�ga� i w wn�trzno�ciaeh ziemi, pospolitej matki, czego szuka�, sk�d �ycie i �ywno�� bierzemy. Nie jest slu�zna, aby�my stamt�d wysysali Lubomarski, Dz2edusz cki, Szezuka, Kar2aickt 19 krew, sk�de�my j� wzi�li... wysysa� raczej nale�y komary, peh�y i paj�ki, kt�rzy z cia�a naszego krew pij�... kt�rzy na zbytki obracaj�... kt�rych napoje po- silaj�... kt�rym lekko jest traci� prywatne rzeczy, niech te� oni Rzeczpospolit� o�ywiaj�". Ce� autor tak�e nie lubi - przez celny fiskalizm mo�na gniszezy� handel. Wi�c je�li nie szlachta, nie kupcy, to kt�, zdaniem Lubomirskiego, ma podatkami wspiera� pa�stwo? Mo�e �ydzi, a na pewno ch�opi, posilaj�cy si� w karezmach napojami. Porz�dku w skarbie nie potrzeba. Skarbu te� nie potrzeba: "Kto ma stodo�y, ma myszy, kto ma skarby, ma z�odziej�w". Kpi�, czy o drog� pyta�? Chwilami, owszem, zdaje si�, �e dyskutowa� powa�nie: mianowicie (pod koniec ksi��ki) o sposobach wojowania, na kt�rych najmniej si� zna�; czy z tych przezornych, niekiedy nawet teh�rz- liwych rad korzystali nasi wodzowie? Zapewne tak, bo ju� w r.1702 Hieronim Augustyn Lubomirski dostrzeg� znikomo�� strategii Augusta II przeciw Karolowi XII oraz prawd� szwedzkiego :mpetu - i prysn�� z bitwy pod Kliszowem, a p�niejsi hetmani, regimentarze, marsza�kowie konfederaccy, partyzanci zrobili z rejte- rady prawid�o og�lne. Sprawiedliwo�� ka�e przyzna�, �e nasz Salomon my�la� subtelnie jak sofista i wszel- kiej u�udzie sw� dialektyk� zamyka� usta. Sk�d ten ego sceptyeyzm? �e zaczerpn�� z Montaigne'a ton zasadniczy: "ezy ja wiem?" - to po cz�ci prawda. Ale ca�a reszta prawdy, jak s�usznie zauwa�y� Chrza- nowski, tkwi we w�asnej samowiedzy marsza�ka: kto tak jak on broni� ojca rokoszanina, potem popiera� najgorszego z kr�l�w, potem podkopywa� jednego z naj- lepszych, Sobieskiego, s�u�y� Habsburgom, potem si� ndda� czy sprzeda� Burbonom, poddyma� rokosz woj= 20 Polscy p�sarze polit czn� skowy - ten na staro�� nie by� zdolny do innej "fi- lozofii" pr�cz sceptycznej. Jego ksi��ka nabiera w�a�ciwego wyrazu dopiero w ramach �wezesnej rzeczywisto�ci politycznej: sejmy z trzaskiem p�kaj� (1688, 1689, 1693, 1695, 1696, 1698, 1701=02), a do�wiadezony dyrektor obrad z r.1670 m�- wi: jak najmniej obrad. Ministrowie, senatorowie pada- j� w obj�cia obcej dyplomacji - on uczy: nie warto szu- ka� ministr�w; s�siedzi nas obserwuj� i od siebie uza- le�niaj�, August narzuea swoj� dyplomacj�, on prze- strzega: jak najmniej dyplomacji; Europa wysila si� na nowoczesn� skarbowo�� - on swoje: �adnej skar- bowo��i; grozi wojna p�nocna, mo�emy na niej zawa- �y� i co� zarobi� - on radzi ukry� g�ow� w piasku. I taka ksi��ka by�a rozehwytywana, t�umaczona na polski, przedrukowywana po �acinie 16 razy, po polsku 6 razy, a� do czas�w konfederacji barskiej, nawet prze- �o�ona na niemiecki w r. 1746 jako "der politisehe Staatsrath" - cenne �r�d�o informacji dla Niemc�w, nieoceniona kopalnia sofizmat�w dla swojskiego sob- kostwa i zacofania. Dla nas dzisiejszyeh trudno o lepszy termometr �wezesnego stanu opinii publicznej: od niej trzeba zaczyna�, aby oceni� niepewne, czasem skromne, czasem nietrze�we, po trosze coraz jednak pe�niejsze rozb�yski naszej my�li politycznej przed �witem O�wie- cenia. Jak dot�d za najbli�szy chronologieznie po Lubo-- mirskim dokument owej my�li wypada uzna� traktat Karwickiego; �e jednak autor ten przyzna� si� publicz- nie do swego dzie�a dopiero w r. 1710, a pozosta�o ono �ywe w pami�ci syn�w i wnuk�w, wi�c odk�adamy je na p�niej - a bierzemy do r�k ma�o znany Traktat o elekcy� k �l�2u polsk�eh Jerzego Dzieduszyckiego, ko- Lubo%n.�rsk�, Dz�eduszyck�, Szezuka, Kar2u�ek� 21 riiuszego koronnego (1670-1730). Data uko�ezenia tego traktatu, 19 sierpnia 1707, wprowadza nas od razu w osobliwy moment dziejowy. August II traktatem altransztadzkim zrezygnowa� z tronu, ale Polakom abdykacji formalnie nie og�osi�. Leszezy�ski powszech- nego uznania nie zdoby�. Z Dreznem zachowa�a kontakt pewna grupa saskich kreatur; lojali�ei lepszego gatun- ku zachwiali si� ju� w r. 1705, kiedy ich kr�l opu�ci�, a jego sprzymierzeniec car Piotr okaza� du�� sk�onno�� do zajmowania ziem Rzplitej, przy ma�ej zdolno�ci do �tawienia czola Sz vedom. Augustowezycy gorszej mar- ki umy�lili ratowa� nie tyle Rzplit�, ile swoje wp�ywy i stanowiska, oddaj�c si� pod opiek� cara. Zjazd lwow= ski podtrzyma� konfederacj� sandomiersk�, dawnieJ przy kr�lu, teraz ju� bez kr�la. Ci� ludzie na zje�dzie lubelskim (11 lipca 1707) og�osili bezkr�lewie. Szukano gor�czkowo kandydata - i wtedy zabra� g�os by�y lojalista, ale ju� gruntownie zra�ony do Sas�w- Dzieduszycki *. Czytamy go najpierw z lekkim rozeza rowaniem. Co� niby szkolne wypracowanie; autor niby Arehimedes siedzi w�r�d s�turmu na ojezyste miasto, pogr��ony w dociekaniach, z g�ow� pe�n� Filopemen�w, Gall�w, Tyberiusz�w, Cezar�w. Po trosze jednak spoza tych wszystkich dekoracji wynurza si� August locny; z�y kr�l, intrygant, samolub, leniwiec, awanturnik; zamachowiec. O nim to autor, jakoby mia� cenzora nad g�ow�, pisze najpierw sub rosa, przypominaj�c do= * Traktat o elekeji kr�l�w polskich wyd. z r�kopisu Za- �uskiego T. Wierzbowski w "Bibliotece zapomnianych poet�w i prozaik�w polskich", Warszawa 1506. O Jerzym Dzieduszyc- kim ob.: Pol. S�ow. Bio r., t. VI (artyku� pi�ra Konopezy�skie- go ; Kron�ka domou a Dz�eduszyck�eh, opr. przez Maurycegd ,Dzieduszyckiego, Lw�w 1865, s. 119-203. 22 Polscy pisarze politycz i �wiadezenia Rzymian, potem przechodzi do swojskich do�wiadeze� z kr�lami eudzoziemcami, wreszeie ude- rza na Niemca wprost i formu�uje wyra�ne na przy- sz�o�� wska�ania. Nie trzeba nam takich �wietnych ' Aleksandr�w" jak rozwi�z�y Wetty�ezyk - to przy nim w�a�nie, cho� na przek�r jemu, "zbyt rozpuszezona od majestatu wolno�� degenerat in licentiam, liceneja... w sedycje, farsalie, jednym s�owem w niezrozumian� anarehiam". Obi�r jego na tron by� ci�kim b��dem, my zreszt�, "zgo�a tak czyniemy, jakoby�my si� myliE koniecznie ex professo in eligendo principe uparli": Bl�dem zasadniczym by�a uchwalona w r. 1696 eksklu- zja od korony Piast�w - rodak�w. Nam potrzebny w�a�nie rodak, cho�by i nie rycerski, i nie genialny, ale sumienny, kochaj�cy ojezyzn� przy tym, m�ody, aby mia� czas przebudowa� wal�cy si� gmach Rzplitej we- d�ug swojego planu. Wykluczy� na konwokacji cudzo- ziemc�w by�oby niepodobie�stwem (to� ostatni� kor:- wokacj� intrygi rozerwa�y), ale mo�na za �ycia kr�la postanowi� prawo, �e ka�dy obcy kan- dydat w razie wyboru w��cza swoje pa�stwo do posiad�o�ci polskich - to pow�ci�gnie ambitnych dynast�w (chocia� - wtr�ci- my - nie pow�ci�gnie cz�onk�w ieh rodzin bez ziemi). R�wnie� mo�na i trzeba wykluezy� od wszelkich urz�- d�w i korzy�ci w pa�stwie polskim dziedzicznych pod- danych kandydata cudzoziemca. Aby ten ostatni nie zaskoczy� nas nag�ym zg�oszeniem, jak August w r.1697, wprowadzi si� termin zg�osze� najp�niej na sejmikach przedelekcyjnych (troch� zbyt p�no!). Ogranicza� w dalszym ci�gu w�adzy kr�lewskiej autor nie radzi; wystar�zy, gdy si� obi�r ministr�w stanu przeniesie na sejmy, w ten jednak spos�b, aby izby per secretum Lubomirski, Dzieduszycki, Szezuka, Karu icki 23 calculum (zatem wi�kszo�ci�) obiera�y kanelerzy, mar- sza�k�w i podskarbich spo�r�d kandydat�w podanyeh przez kr�la. Bardzo niedostateczna r�kojmia zgody mi�dzy ministrami i narodem, bo przecie� kr�l propo- nowa� b dzie samych regalist�w, a sejm swego wy- bra�ca nie utrzyma w ryzach po��danego kierunku. Gdyby taki minister rz�dzi� tylko od sejmu do sejmu, gdyby sejmy zabezpieczone by�y od zrywania, Dzie- duszycki dopi��by mo�e swego - ministrowie lepiej y strzegli praw ni� "antykamery". On jednak tego nie przewidzia�, a za to zaj�� si� ukr�ceniem senatu. Polska uniknie "regimen optimatum", gdy ustawowo sobie zapewni "aby senatus consilia w sejmowe materie et in quasvis materias status non involent, �eby pluralitas coneludat, a wszystkie vota senatoria ante conelusum senatus consilli ad publicum arehivum podane by�y". Zn�w pomys� nie przemy�lany: pluralitas obowi�zuj�ca w senacie - to przecie� w�a�nie og aniczenie w�adzy kr�lewskiej, kt�ra dotychezas nie kr�powa�a si� g�o- sowaniem senator�w, a odpowiedzialno�� rad senator- skieh sta�a si� na sparali�owanyeh sejmach martw� liter�. Dzieduszycki urwa� w tym miejscu, gdzie mu si� my�li najlepiej.zacz�y konkretyzowa�. Przyczyna po- niek�d zrozumia�a: car Piotr nie mog�c dobi� targu z kandydatami kaza� zlimitowa� 11 sierpnia zjazd lu- belski, a elekeji pod Wol� wcale nie zwo�ano. Marsz Karola XII z Altransztadu na wseh�d wr�y�, �e o ob- sadzie tronu polskiego (na czym Dzieduszyekiemu naj- wi�cej zale�a�o) zadecyduj� bagnety, a nie sufragia: Dalszy obr�t kampanii, a� do Po�tawy i dalej, m�g� tylko podci�� inicjatyw� reformatorsk� Polak�w, i nasz koniuszy, o ile wiadomo, nigdy ju� do pracy publicy- 24 Polsey p�sarze polityczn� stycznej nie wr�ci�. A szkoda. Oceni� on nale�ycie kry- tyczny stan Rzplitej. Widzia� j� wprost nad przepa�ci�: je�eli tylu cudzoziemc�w nie dokona�o nad nami szk - dliwej imprezy, to chyba Opatrzno�ci zawdzi�cza� na- le�y. "Pomaga i sytuacyja interes�w s�siedzkich, kt�rzy o podzia� nasz zgodzi� si� mi�dzy s�b� nie mog�c, wol� nas widzie� w nieporz�dnej wolno�ci s�abymi, ni�eli przy obszernej potenejej skartowanymi sub abso- lutum dominium". �ywi� nas pensjami, aby�my zawsze zostawali w bierno�ci: "Cho�by kiedykolwiek zawita�a po��dana, a rzadko kiedy w Polszeze widziana unani- mitas", jeste�my moralnie tak g��boko rozdarci, "�e�my rwszystkich potencyj poddani et totius Europae cives... kto (nam) zap�aci, temu s�u�ymy". Wspomina autor z �alem kr�la Stefana, co "ju� w �eis�e terminy pocz�� by� zap�dza� rozbiegan� wolno��", cytuje z Pufendorfa nie potwierdzon� sk�din�d informacj� o uk�adzie:; Zyg- munta III z Habsburgami o wzajemnym popieraniu= plan�w absolutystycznych. �e sam ma w zanadrzu gotowy zamach na liberum veto, wida� z krytyki jednomy�lno�ci oraz anarehii, z lekko rzuconej rady: "pluralitas coneludat", oraz z podejmowanych na sej- mie sekretnych g�osowa�. Ale z tym wszystkim rych�o si� autor po�egna�. Eks�owezy wr�ci� do �ow�w. Nie tak dorywezo i z du�ym poczuciem odpowie- dzialno�ci dawa� swe rady narodowi Stanis�aw Szezuka, swego czasu sekretarz kr�lewski, marsza�ek sejmu 1688-89 r., referendarz koronny, wreszcie podkanele- rzy litewski (1699-1710)*: Wierny doradca Jana III; * Pierwodruk w formacie 4-to wyszed� w Warszawie r. 1709. Nowe, bardzo staranne wydanie z polskim przek�adem pt. Za�m�en�e Polsk� �w�atu powszechnemu w kazane przez Lubom�rski, Dz�eduszyck�, Szezuka, Karw�ek� 25 potem uczciwy minister Augusta, sta� przy jego boku w walce dw�ch konfederacji, a� widz�c Rzplit� w sie= roctwie, spr�bowa� w latach 1708-9 wykrzesa� z na- rodu ducha zgody i zarazem pehn�� go na drog� po- prawy. Skoro nas August opu�ci� i okaza� si� niegodnym korony - skoro Karol XII poszed� zada� cios ostatni Piotrowi, to my korzystajmy ze sposobnej chwili, po- ��czmy braterskim w�z�em obie konfederacje i wy- bierzmy nowego kr�la - Jakuba Sobieskiego. Lesz- czy�ski sk�ania� si� do tych propozycji, licz�c, �e wsp�lny zjazd utrzyma go na tronie pod szwedzk� protekej�; Szezuka na t� elekej� wygotowa� wyw�d historyczno-polityczny pt. Ecl�ps�s Polon�ae o b� pu- bl�co de7no st ata. Autore Cand�do Ve o e s�. Straszny obraz rozk�adu Rzplitej wplata autor do opowiadania o wypadkaeh wojny p�nocnej. Niedawno temu, za rz�d�w Jana III, najszez�liwszego z panuj�cych, wszystko wed�ug cnoty dzielnego i m�drego Pana w �ad si� sk�ada�o, podziwiali poddani m�stwo i na- �ladowali; mi�owa�a Rzplita prawego, szanowali postronni wspania�omy�lnego, bali si� nieprzyjaciele dzielnego, w ca- �o�ci pozostawa�a senatu godno��, szlachty wolno��, bezpie- cze�two dla wszystkich, u�ywali�my wszyscy tak podezas wojny, jak podezas pokoju dochod�w naszych bez zamieszek... Kwit�y �wietne zdolno�ci jak d�ugo on �y�, zagin�y z jego �mierci�. A w dziesi�e lat po Sobieskim? Szezerotg Prawdz�ekiego, da� Fr. Kluczyeki, Krak�w 1902. Szezuka wart osobnej biografii, bo to, co o nim powiedzieli J. Bartoszewicz w Tygodniku Ilustrowanym 1862, t. VlC i w Encyklopedii Orgelbranda, oraz Tarnowski w H�stori� l�teratury, t. III, nie wystareza. Niestety, w bogatyeh jego Tekach (40 wolumin�w w zbiorach wilanowskich) nie zna- le�li my pr�yczynk�w do genezy Za�m�en�a. 26 Polsc pisarze polityczni Ju� nie o fortuny chodzi�o, nie o prawa lub wolno�� ', lecz o spos�b do �ycia... skoro senat, szlachta, duchowie�stwo i lud, zar�wno z najlichszym poddanym jednakich m�k do- znawali; unikano rozm�w w2ajemnych i wszelkiej poufa�o�c ; by uj�� pozoru zm�w, ko wr�g na wszystko by� podejrzliwy, a skorzy donosiciele nawet pomi�dzy nami samymi. Tak w ueisku yli my od przyjaEi� zar�wno jak i od nieprzyja- ci�:: sro�ej bez w�tpienia ola�a rana od swoich, bo g��biej dojmuje zadana r�k� swego ni� cudzego... Szeroka na wszyst- kie strony po rozlogach pustynia, cierniami nasro�one role, lud, o ra owany z wszelkiego byd�a roboczego, z wszelkiego zbo�a 1 WSZEIkIEgO Lkogiego sprz�tu, krwawymi p�aka� �zami; podatki jednak, cho� ich �aden sejm nie uchwala�, nak�ada�a przemoc, wymierza� i wydusza� wed�ug dowolno�ci ka�dy pierwszy lepszy �o�nierz... Nigdy liczniejszego u nas ani te� bardziej rozlo�nionego nie widziano wojska... Zbieg�a si� na niegodziwy wyzysk wyniszezona szlachta; lud, s�u�ba, na zgub� nawet swych w�asnych chlebodawc�w, jak ko o chciwo�� unosi�a. Wojowano towiEm bez rozr�nienia przeciW,nika, za= miast �o�du rabunek maj�c zapewniony. Nie twierdzi autor, jak Dzieduszycki, �e�my si� mylili w ka�dym bezkr�lewiu, ale wykazuje, �e�my sami sobie przez rokosze i wichrzenia nag�y ten upadex zrz�dzili: W�adys�awa, Jana Kazimierza, Micha�a, na- wet Jana III nie oszez�dzi�a zel�ywa zawi��, a� ca�e spo�eeze�stwo stoczylo si� w bagno bezprawia. Lekar- stwa na to wypisuje autor, niby senator na uchod�stwie do innego senatora (z tre�ci wida�, �e to pisze sam Szezuka do duchownego przyjaciela, b�d�eego w nie- woli, a wi�c do Za�uskiego, bawi�cego na pokucie w Ankonie.) Na demoralizacj� radykalny spos�b: obr�- ci� wszystkie kr�lewszezyzny, pr�cz d�br sto�owych i tych, z kt�rych �yj� starostwa grodowe, na skarb, I W r�kopisie autorskim rak dalszego ei�gu eytatu, na kt�ry pozostawiono 3/4 pustej strony. Cytat uzupe�ni� wydawca. Lubomirski, Dzieduszycki, Szezuka, Kar2 icki 29 i puszeza� je w dzier�aw� najwi�cej daj�cym. Te dobra ' s� dla panuj�cych i dla Rzplitej raczej "z�e", podsycaj� prywat�, zuehwalstwo, karierowiczostwo. To samo zro- bi� nale�y z dobrami duchownymi. O uposa�eniu du- chowie�stwa Szezuka nie pomy�la�. Obok dochodu z dzier�awy d�br pa�stwowych p�jd� na wojsko po- datki sta�e, a nie jak dot�d dora�nie uchwalane; opr�cz nich po dawnemu hiberny i kwarty (czy�by z owych kr�lewszezyzn, ju� obarezonych czynszem?): Tym wszystkim zawiadywa� b�dzie nie podskarbi, lecz specjalne grono komisarzy wybranych z wojew�dztw. Owo grono, wi�c zapewne Komisja Skarbowa, zdawa� b�dzie spraw� na sejrnikaeh ze zu�ycia czynsz�w i po- atk�w na wojsko. Jedynie remanent i�� b�dzie do dyspozycji sejmu, czy te� w�a�ciwie kr�la na sejmie, kt�ry zreszt� rozdysponuje nim, na polecenie senatu i pos��w ziemskich tudzie� hetman�w, a wi�c zapewne w formie zgodnej uchwa�y sejmowej. Podskarbich rola ograniczy si� do �ci�gania ce� i innych dochod�w, nie podlegaj�eych owej sta�ej komisji. Co si� za� tyczy zu�ycia wszelkich sum (z obu �r�de�) przed�o�onych sejmowi, to Szezuka nie widzi innego celu jak wyna- grodzenie os�b zas�u�onych; tu musi si� chyba zmie�ci� ca�y bud�et s�u�by cywilnej, ca�e utrzymanie dyplo- macji, no i reszta pa�stwowych potrzeb, o kt�rej autor niewiele ma do powiedzenia. Uzasadnia on potrzeb� sta�ych podatk�w po cz�ci tym, �e I�ejszy dla gospo- darki ci�ar sta�y ni� zmienny, a po komisarzach spo- dziewa si�, �e lepiej pow�ci�gn� oni nadu�ycia (depac- tationes) w skarbowo�ci, ni� to m�g� uczyni� naciskany przez ludzi minister. Wojska wystarezy 36 000, w po�owie z piechoty i jazdy, byle by�o ono dobrze p�atne i zaopatrzone, 28 Polscy p�sarze pol�tyczn� zw�aszeza husaria; komenda niech b�dzie polska (c� jednak nie znaczy, �eby autor odrzu�a� technik� woj- skow� "cudzoziemskiego autoramentu)". Hetman�w kr�l mianowa� b�dzie na okres trzyletni, a je�li dobrze si� sprawi�, to na wstawienie si� sejmu dow�dztwo b�dzig im przed�u�one. Pospolite ruszenie przyda si� na osta= teczn� potrzeb�; autor widzi w nim zreszt� i w jego corocznych zjazdach (popisach) �rodek wychowawezy, zapobiegaj�cy gnu�no�ci i pr�niactwu, postrach na niegodziw��w i zdrajc�w, no i pobudk� do utrzymania w goitowo�ci or�a i koni. Nie tylko zreszt� ducha rycerskiego rad by Szezuka wskrzesi� w�r�d obywateli: chce on o�wieci� nasz� demokracj� i rozszerzy� hory- zont jej my�li przez pewnego rodzaju propagand� z urz�du: "Po wszystkich g��wnych miastach kr�lestwa ustanowieni liy� maj� przysi�gli p�atni pocztarze, kt�- rzy darmo co tydzie� rozsy�a� b�d� szlachcie nowiny krajowe i zagraniczne. Nadto we wszystkich akade= miaeh i gimnazjaeh p�atni wyk�adowcy uczy� b�d� m�odzie� geografii i historii politycznej". Przewiduj�c zarzut: sk�d �rodki na to wszystko? ma Szezuka gotow� odpowied�: na razie ze skarbu, potem ten rodzaj o�wia= ty oprze si� na fundacjach dobroczynnych obywateli: Dapiero taka reforma da demokracji szlaeheckiej sa- modzielno�� my�low�, przestan� j� wodzi� na pasku 2naj�cy zagranic� magnaci, przestan� drwi� z naszej ignoraneji cudzoziemcy i obejdzie si� bez kosztownych, a zwykle bezcelowych podr�y naszych paniez�w za granic�. Jak skarb, podobnie i s�dy wymagaj� gruntowne naprawy - w duchu demokratyczno-republika�skim. Trybuna�, przeci��ony apelacjami, sieje zgorszenie kr�- tactwem i zbytkiem, moc spraw zalega, wykonanie Lubom�rsk�, Dziedusz ck�, Szezuka, Karz.v�eki 29 wyrok�w si� odwleka: niech�e lepiej wszystkie procesy z wyj�tkiem spraw o prawa dziedziczne i o sporne spadkobierstwa (kt�re ko�ezy� si� b�d� po dawnemu w trybuna�ach), niech wszystko inne przejm� do osta- tecznego za�atwienia s�dy asesor�w po wojew�dztwaeh, w kompletach po 12, z kadenejami co kwarta�; oczy- wi�cie obiera� tych s�dzi�w b�dzie szlachta na sejmi- kach, podobnie jak obiera deputat�w. Bliscy bliskim lepiej i taniej wymierz� sprawiedliwo��, ze znajomo�ci� miejscowych stosunk�w. Smia�e pomys�y finansowe Szezuki da�yby jednak po�owiczny rezultat, gdyby dalej trwa� w Polsce dwo- jaki wyzysk, wyniszezaj�cy nasze mieszeza�stwo: Z jednej strony "piln� i ci�k� prac�" szlacheck� (o ch�opskiej praey si� nie m�wi) eksploatuje Gda�sk, kt�ry dowolnie niskie ceny dyktuje za zbo�e i dowolnie wysokie za towary zagraniczne, kolportowane t�dy do Rzplitej. Nie popisa� si� Gda�sk wierno�ci� Koronie Polskiej, gdy sk�ania� si� w r. 1704 pod protekej� szwedzk� i brandenbursk�",hardo i niesfornie poczyna sobie z nami, narzucaj�c jarzmo tym, co go broni� i utrzymuj� przy wolno�ciach. Albo wi�c trzeba za- wrze� z nim sta�� umow� handlow� o cenach, albo niechaj je reguluje z roku na rok komisarz Rzeczy- pospolitej". Gdyby si� na to Gda�sk nie zgodzi�, przy= wr��my prawo sk�adu Grudzi�dzowi, Che�mnu i innym miastom nad doln� Wis��, by mog�y wsp�zawodniczy� z samolubn� metropoli�, albo pobudujemy �pichrze w Pucku i w innych punktach u uj�cia 'Wis�y do Ba�- tyku, aby tam tylko wolno by�o "zsypywa� ziarno", id�ce za morze z pomini�ciem Gda�ska. Na drugi ga= tunek wyzyskiwaczy rada bardzo prosta: "�ydostwa niegodziwy t�um z Kr�lestwa wyp�dzi�", "nar�d to 30 Polscy pi�arze pol�iyczni bowiem bardziej naei wszystkie pod s�o�cem prze- wrotny; boja�liwy a srogi, pod�y a pyszny, uk�adny a gwa�towny, brudny a po��dany". "Wszelkie tajemnice pa�stwowe w cudze kraje wydaje, z nieprzyjacio�y Rzplitej si� porozumiewa, miasta i miasteczka nies�y- chan� niechlujno�ci� zanieczyszeza; kupc�w wsp�za- wodnictwem w sprzeda�y towar�w niszezy i cokolwiek w kwitn�cym Kr�lestwie wspanialego i po�ytecznego by by�o, to z gruntu ubo�y". Nasz autor jednak wie- dz�c, ile wsp�lnych interes�w ma �ydostwo ze szlacht�; pozwala mu trzyletniego terminu - na sp�at� d�ug�w, na sprzeda� nieruchomo�ci i likwidacj� innych intere= s�w, gro��c konfiskat� i nawet kar� cielesn� tym, kt�rzy by pr �bowali zosta� w Polsce. Osobny ust�p traktatu po�wi�cony jest sprawie wyznaniowej. Obce do�wiadezenie uczy, �e r�no�� wiar nie s�u�y dobrze �adnemu pa�stwu; musimy wi�c na�ladowa� ca�� Europ� i likwidowa� herezje, kt�re zreszt� rodzi�y si� swego czasu nie z �arliwej mi�o�ci ku Bogu, ale z ubocznych politycznych, cz�sto nawet z materialistycznych pobudek. T�dy dochodzi autor do kwestii obsady tronu polskiego: "Kr�lem ma by� Polak i katolik i w �adne z obcyeh panuj�cych pokrewie�- stwa ani ma��e�stwa miesza� si� nie powinien". Innymi s�owy Szezuka, jak i Dzieduszycki, cho� mniej si� roz- wodzi nad zaletami Piasta i unika ostrych zarzut�w przeciw Augustowi, nia ju� do�� niemieclciej gospo- darki. Mo�na by go, zaiste, zainterpelowa�, czemu nie pomy�la� raczej o uaktywnieniu narodu, skoro ubolewa nad rwaniem sejm�w i radzi zabezpieczy� cho�by sej miki elekcyjne; on wszak�e aktywno�� widzi nie tyle w uzdrowieniu sejmu, ile w powrocie do dawnej, zdo- bywezej polityki Sobieskiego. Tak los zdarzy�, �e kiedy 1,ubomirski, Dzacduszycki, Szezuka, Karu ieki 3i ca�a Europa p�awi�a si� w wojnach mi�dzy chrze�cija- nami, my tylko i wolni Wenecjanie ochraniali�my pa�- stwa absolutystyczne. I tak by� powinno nadal. Bez wzgl�du na traktaty trzeba wyst�pi� zbrojnie przeciw po�eraczce narod�w Porcie Ottoma�skiej. Uzasadnienie tej rady, trzeba przyzna�, brzmi do�� przyziemnie i musi razi� ka�dego czytelnika, kt�ry albo w�wezas wierzy�, albo teraz wierzy, �e z Turej� po pokoju kar- �owickim nasta�a niezm�cona przyja��: "Bo co ju� S�siad imperator ( na Sl�sku ), co Szwed ( w Inflan- tach), Brandenburezyk (na Pomorzu) z dzier�aw za- garn�li, te utraty na powr�t odzyska� daremna na- dzieja". Ca�a Rzesza uj�aby si� za napadni�tym kt�rymkolwiek z germa�skich w�adc�w; tymezasem nikt nie uderzy na Polsk�, gdy b�dzie ona po dawnemu chwalebnie walezy�a z p�ksi�ycem. Zreszt� i inne wzgl�dy przemawiaj� za rzuceniem si� narodowych na front po�udniowy: jakkolwiek Moskal tak�e zagarn�� bezprawnie nasze ziemie, podburza Kozak�w, "gn�bi- ciel, �upie�ca, podpalacz" - ale on sam jeden jeszeze opiera si� napastniczej furii teuto�skiej Karola XII; gdyby on uleg�, by�by to koniec S�owia�szezyzny, dla- tego Szezuka nie waha si� g�osi� zasadniczej tezy, �e "Moskal nam przyjazny", �e to nasz naturalny sojusz- nik przeciw Turkom. W innyeh kierunkaeh nie ma co marzy� o wojennych sukcesach: "Polska wolno�ciami ci�gle urasta, prowinejami od wszystkich �cian male- je; os�abiaj� j� fakeje, podkopuj� przekupstwa, prze- ciwnie u nich ( tj. u s�siad�w ), panuj�cych bez ogra- niczenia; zamys�y wszystkie nieznane, rz�d i dow�dztwa w r�ku jednego panuj�cego, ze strony wszystkich pos�usze�stwo, si�a jawna, rady tajemne, i nigdy nie wyjawiane, chyba wykonaniem samym, zamiary". 32 Polscy pisarze pol�t-yczn� Rady Szezuki wplecione s� mi�dzy opowiadanie o wypadkach 1708 r.; dopiero dalej, po przytoczeniu ndr�bnego �dania przyjaciela-korespondenta (Za�uskie- go) co do oddania na skarb d�br duchownych, ; wraca autor na widowni� wojny p�nnenej i ucina przed sam� Po�taw�. Chwilami jakby przeczuwa�, �e pot�ga szwedzka wisi na jednym w�osku, �e gdy ona runie, nast�pi rozbi�r tego pa�stwa; aby ratowa� osamotnion� Rzplit� zwo�uje na zjazd pojednawezy obie strony- stanis�awc�w i konfederat�w sandomierskich. Nawia- sem m�wi�c Stanis�aw ufa�, �e po abdykacji otrzyma koron� z powrotem w drodze nowej elekeji, za� Szezu- ka przeznacza� j� dla Jakuba Sobieskiego. Miesi�ce jednak up�ywa�y w�r�d targ�w o sporne wakanse, a tymezasem Po�tawa przekre�li�a wszystkie plany re- formatorskie i wojenne stoj�cego nad grobem podkan- clerzego. Jego traktat pozosta� do�� niesk�adn� pr�b� publicystyki zmie�zanej z histori�; zapowied� ko�cowa: "Aderit (si vita suppetet gustusve legentium, narratio fusior)" nie spe�ni�a si�, bo autor umar�... Stanis�aw Dunin Karwicki (1839-1724) *, ziemianin kilkuwioskowy z okolicy Stopniey i Opatowa, � g�r� * Ilopiero J. Hartoszewicz, Systemat Kar2v�ek�ego, w Prze- gl�dzie Polskim I868-69, wy�o�y� bardzo szezeg�owo tre�� pisma De Ord�nanda (przedruk w Szk�cach z czas�w sask�eh. Dz�e�a, Krak�w, t. VII); streszezenie to zach�ci�o S. Krzy�a- nowskiego do og�oszenia w firakowie 1891 r. �aci�skiego orygina�u. Personalia o Karwickim zebra� W. Konopezy�ski w art. Stan�s�a2s Dun�n Karz.uick� (1640-1724), Przegl. Hist. 37 (1948). Opr�cz przekaz�w tam om�wionych znajcl� si� prawdopodobnie dalsze, ale nie wydaje si�, by istnia�y jeszeze :Eedakeje odmienne. Tekst�w traktatu Karwickiego zachowa�o �i� kilkana�cie; Lubomirsk�, Dz�eduszycki, Szezuka, Kar2o�ek� 33 p� wieku sp�dzi� na pos�ugach publicznych; najwa�- niejszych rzeczy dokona� jako tytularny cze�nik sando- mierski, do senatu nigdy nie w�zed� - wida� za karier� nie goni�: g�owa pracowa�a za ca�e pokolenie. Gdzie ko�ezy� szko�y, nie wiemy; uczy� si� z ksi�g klasycz- nych i historycznych, z podr�y po Niemezech, W�o- szech i zapewne Franeji, a najwi�cej - z rzeczywi- sto�ci polskiej w okresie coraz ci�szej niedoli ojezyzny. Dzieckiem prze�y� rok 1648, m�odzie�cem - "potop"; zacz�� dzia�alno�� publiczn� w szeregach rzeeiwnik�w Lubomirskiego i tej ciemnej demokracji, co wynios�a na tron Micha�a Wi�niowieckiego. S�u�y� pod Janem z tego po�owa by�a we Lwowie, co zreszt� nic nam nie m�wi o rozpowszechnieniu tego pisma w�a�nie w Ma�opolsce Wsehod- niej, bo do Ossolineum �ci�ganc r�kopisy zewsz�d. Znaczna cz�� r�kopis�w powsta�a dopiero w r. 1946, jak o tym �wiad- czy wzmianka w d�ugim tytule. Pierwszy wydawea [Krzy- �anowski) odnotowa� r�nic kilkana�cie, z ezego okazuje si�, �e by�y redakeje, nawzajem siebie wykluczaj�ce: dodatk�w ze znakiem '/. nie ma w kodeksie w�asnym wydawcy, s� w dzikowskim [z biblioteki Tarnowskich w I zikowie); prze- ciwnie, tam s� tylko