15044
Szczegóły |
Tytuł |
15044 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15044 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15044 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15044 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Grzegorz Żak
Chłód perłowych wód
Zasadzki pod wodą są inne. Specyficzne. Sam efekt zaskoczenia wygląda inaczej. Jest jakby spowolniony – ofierze wydaje się co prawda, że wykonuje ruchy bardzo szybkie, że jest to paniczne szamotanie. W rzeczywistości szybkość reakcji ssaków typowo lądowych jest w wodzie żałośnie niska. Oczy są szeroko otwarte, włos jak gdyby rozwiany. I to ciągłe bulgotanie.
Krasnoludzki poławiacz lodowych pereł z Morza Wewnętrznego nie miał szans w starciu z syrenem. Co prawda był uzbrojony, ale lekki (jak na krasnoluda) topór, przytroczony do spodenek z foczej skóry nie przydał się na wiele. Krasnolud był bardzo sprawnym nurkiem – jak na stworzenie lądowe. Ale syren był bardzo sprawnym nurkiem jak na stworzenie wodne. Z wprawą godną zwycięzcy dorocznego konkursu na Mistrza Złodziei Puk-Puk odciął nurkowi sakiewkę z perłami i odpłynął z dużą prędkością, machając srebrzystym ogonem.
Poławiacz pereł odbił się od dna i ruszył w kierunku wielkiej plamy jasności. Tuż pod powierzchnią odtroczył topór i uderzył w biało – szarą powałę. Pod wodą generalnie nie słychać trzasków, raczej bulgot. Ale na powierzchni – owszem. Powierzchnia zarysowała się wyraźnie. Nurek poprawił jeszcze raz toporem. Potem jeszcze raz. Lód pękł. Krasnolud wyjrzał przez przerębel i odetchnął głęboko. Oparł się na sękatych ramionach, podciągnął i wyszedł na taflę. Wyglądał śmiesznie – za mokrą, długą do pasa brodą i włosami, zaplecionymi w dwa warkocze, zwisające teraz smętnie do połowy pleców. Jedynym jego ubraniem były spodenki z foczej skóry. Zadrżał, obserwując, jak cała wilgoć na jego ciele zmienia się powoli ale konsekwentnie w lód.
– Bjar, tutaj! – usłyszał. Otrząsnął się z zimnej skorupy.
Połów lodowych pereł na północnych wybrzeżach Morza Wewnętrznego to intratny interes. Lodowe perły są jednymi z najdroższych klejnotów na Sargalskich rynkach kamieni szlachetnych, cenionymi zarówno przez jubilerów, jak i przez klientów. Jednak uzyskanie ich nie jest sprawą prostą. Nurkowaniem w zimnych odmętach północnego Morza Wewnętrznego mogą zajmować się tylko najlepsi z najlepszych, odporni na chłód, potrafiący długo przebywać pod wodą i umiejący się z niej wydostać. Mistrzowie pływania z toporem u boku i wyrąbywania w rekordowym czasie przerębla od dołu. Tacy jak należący do plemienia Wikuitów krasnolud Bjar Morsotłuk, zwany powszechnie Skrzelo.
– Ponuropuszczańskiej – wydyszał, a podany róg wychylił jednym duszkiem – ooo, lepiej.
Opatulili go w niedźwiedzie futro i wsadzili w dobrze trzymające ciepło buty z wydrążonych kopyt śnieżnego bawoła. Zaprowadzili do śnieżnej chatki. Do szefa kompanii poławiaczy, hobbita Kubby Cukierpudera. Niziołek popijał gorący smolisty barszcz z bawolego rogu i bawił się kołnierzem swojego płaszcza, zrobionego z całej skóry młodego tygrysa maczugozębnego. Mankiety rękawów były fantazyjnie zakończone pazurami. Kołnierz, połączony z kapturem był paszczą, z przypiłowanymi nieco zębami.
– Witaj Skrzelo – chuchnął hobbit – coś szybko wracasz. Ile dziś nazbierałeś ?
– Nic – Bjar patrzył szefowi prosto w oczy. Miał o nim swoje zdanie. Typowy pogląd prawdziwego twardziela o bogatym wymoczku. W typowy sposób skrywane – jak zwykle, gdy bogaty wymoczek jest mecenasem. Mógł sobie pozwolić jedynie na zgrzytanie zębami. Więc zgrzytnął :
– Zostałem napadnięty.
– Pod wodą? I nic ci się nie stało? – Kubba Cukierpuder znał się nieco na pracy pod wodą. Wiedział na pewno, że jest tam bardzo mokro.
– Nic. Zabrano mi tylko perły.
– A któż to był, jeśli można wiedzieć? – skrzywił się szef kompanii – Czyżby biały rekin, ogarnięty nagłym atakiem chciwości ? Może ławica pazernych dorszy ? Albo kraken chciał kolię dla swojej krakenowej, co? Czy też niewinnej syrence zachciało się kleptomanii? Nie, to z pewnością był pijany łosoś, prawda?
– To był syren.
Otaczający ich odziani w futra mężczyźni popatrzyli na siebie.
– Syren powiadasz – podjął Kubba Cukierpuder – nawet jeśli rzeczywiście, to przecież topora nie nosisz ze sobą po to, żeby rąbać pod wodą drwa na opał ? – oczekiwał, że zaśmieją się wszyscy, a nie tylko czterej ochroniarze – zmutowana krzyżówka ludzi, trolli i górskich goryli. Ci mieli śmiech donośny, odrobili z nawiązką. Szef uciszył ich gestem dłoni.
– Będziesz to musiał odpracować, Bjar. Za darmo.
Skinął na ochronę. Wyszli.
– Gnojek – rzucił cicho jeden z nurków.
– Kupa kurzych ścierw – dodał inny.
– Słuchaj Skrzelo, pomożemy ci, chłopaki zrobią zrzutkę i ...
– Nie trzeba – przerwał Bjar Morsotłuk – wiecie, co mnie zastanawia ? Czemu syren rabuje nurka, zamiast samemu sobie kulek nazbierać.
– Żeby było szybciej ? – zaryzykował ktoś z obsługi.
– Ale syreny i tak nieszczególnie mają co do roboty. Nieraz cały dzień siedzą na krach i drą mordy. Sam widziałem.
– Ano prawda. Co by mu zależało kulek nazbierać ?
– Żeby było szybciej ? – powtórzył ktoś z obsługi.
– Albo dla zabawy. Z tych nudów właśnie.
– Ryzykować spotkanie z Morsotłukiem dla zabawy ?
– Niewiele ryzykował – przyznał niechętnie Skrzelo – ten syren jest niesamowicie szybki. Nie zdążyłem nawet dziaby sięgnąć.
– No to może faktycznie syren szukał mocnych wrażeń ?
– A mnie się zdaje – odezwał się milczący dotąd stary Ulk Lodołamacz – że coś tu śmierdzi.
– Pewnie Olmak znowu żarł kiszonego kaszalota – zarechotał ktoś.
– Zamknij się, nie o to idzie – Ulk był kiedyś jednym z najlepszych pod wodą – mnie się zdaje, że to jakaś sprawka nieczysta. Bo syrenowi kulki niepotrzebne. Nawet syreny, znaczy ichnie baby, na kulki się nie łaszą.
– Więc co? – spytał Skrzelo Morsotłuk – ...?
Wzruszyli ramionami.
Nikt nie lubi pracować za darmo. Zwłaszcza nurkując w zimnym morzu. Zwłaszcza Bjar Morsotłuk. Potrafił wytrzymać pod wodą do siedmiu sargalskich minut. W ciągu tego czasu starał się wypatrzyć jak najwięcej błękitnych perłopławów, następnie połechtać je silnymi dłońmi w podgardle, zmuszając do śmiechu i do wyplucia klejnotu. Był zawodowcem. Ale praca za darmo nie motywowała go szczególnie. Pracował więc wolniej niż zwykle, rozglądając się częściej wokół siebie. Syrena zobaczył o wiele wcześniej niż wczoraj. Zdążył wyciągnąć topór. Teraz czuł się pewniej. Za to syren wyraźnie stracił ochotę do podpływania zbyt blisko. Popatrzył niebieskimi oczami na krasnoluda, podkręcił długiego czarnego wąsa, opłynął go żwawo dookoła i zniknął w pobliskich algowych zaroślach . Skrzelo zważył w rękach woreczek – wiedział, że nie powinien robić tego pod wodą, ale miał dość na dziś. "Starczy" – pomyślał i skoczył ku powierzchni. Miał szczęście – jego przerębel jeszcze nie zamarzł.
Tego dnia perły stracili wszyscy nurkowie kompanii oprócz Bjara Morsotłuka. To nie był radosny dzień. Stojąc przed śnieżną chatką wysłuchali słów Kubby Cukierpudera. Były krótkie i treściwe. Jak sam Kubba:
– Macie mi to odrobić. Oczywiście za darmo.
– A może by tak sprowadzić Rybija? – krzyknął ktoś odważniejszy z tłumu.
– Rybija nie ma. Wywędrował na południe – stwierdził hobbit – zresztą nie dziwię mu się. Sam mam dosyć.
– To może... – zaczął jakiś Wikuita, ale Kubba dał znak swojej ochronie i wsiadł do sań zaprzężonych w psoreny. Po chwili zniknął za zakrętem.
– Coś tu śmierdzi – stwierdził kiwając głową Ulk Lodołamacz – ten karypelek nie wyglądał na zbyt zmartwionego. Powiadam wam.
– No – przyznał inny – i Rybija nie chce sprowadzić. Jakby mu zależało, to by mu zależało.
– Rybij drogi – zaśmiał się któryś – nie dość, że perły idą won, to jeszcze na tego zbira ma kramary wytracać?
– Ale po co syrenowi kulki? – zastanawiał się głośno Skrzelo – no po co ?
– I czemu ten krwiopijca nie klnie jak szewc. Za spokojny jest – Ulk miał swoją teorię na ten temat – Trza by zrobić wywiad.
– Jaki wywiad?
– Kie licho?
– Słuchajta, trza nam karypla wyśledzić. Mnie się zdaje, że jemu kramarów mało. To tak z nimi jest. Takim jak on zawsze mało.
– Ba, ale jego goryle? – podrapał się w głowę Bjar Morsotłuk.
– A co, my gorsze? Może słabsze? – rzucił Ulk Lodołamacz – zresztą nie będziem ryzykować. Gdzie on bez tych tłuków chodzi?
– Jak to gdzie? Do Dziupli, wiadomo.
– No wiadomo. Kiszony kaszalot nie każdemu służy.
– No i dobrze – uciszył towarzystwo Ulk – No to zrobimy tak...
Do tego pomieszczenia nawet Kubba Cukierpuder chodził na piechotę i bez ochrony. To był przywilej. Nikt na dalekiej północy Nieskończonych Prerii nie miał podgrzewanego wychodka. Nikt, oprócz oczywiście potentata w handlu lodowymi perłami. Mówiono nawet, że w tym ozdobnym drewnianym baraku jest wielka balia, na dwie, a nawet na cztery osoby, do której niziołek każe sobie nalewać gorącej wody i w której potrafi siedzieć dłużej, niż najbardziej wytrwały nurek w Morzu Wewnętrznym. Dziś też tam siedział. W Dziupli było przyjemnie. Bardzo przyjemnie.
Pod Dziuplą stały beczki – najprawdopodobniej po suszonych śledziach. Wcześniej ich tam nie było. W beczkach siedziały krasnoludy. Wcześniej ich tam nie było. Każdy miał w ręku róg. Przykładał go szerszym końcem do ścianki, węższym do ucha.
– Dobrze – usłyszeli całkiem wyraźnie – bardzo dobrze.
Potem było coś jak "prrrrrr!"
"Kiszony kaszalot" – pomyślał Bjar Morsotłuk – "temu to się powodzi".
"Prrrrrrrrrr!" powtórzyło się kilka razy. Później hobbit krzyknął "Nalewać gorącej i wynocha". Plusk był głośny. Z budynku wybiegli służący. Olle Kruszyszyszak wyjrzał z beczki.
– Wchodzimy? – zapytał.
– Ciiiii! – usłyszeli Ulka Lodołamacza – słuchajcie.
Niziołek rozmawiał. Chyba z kimś.
– Witaj Sawik. Czuj się jak u siebie.
– Witaj Kubba. Coś ci przyniosłem – ten głos był jak mżawka. Wydawało się, że ktoś, kto tak mówi, może podlewać ogórki samym głosem.
– Dobrze, bardzo dobrze. Tu jest balia dla ciebie. Woda taka jak lubisz.
– Ba. Nie to co tam. Tu masz szesnaście woreczków.
– Jednego braknie...
– Jednego nie przyniosłem. Nie dał się.
– A, tak wiem. Skrzelo. Mój najlepszy nurek. Niech i tak będzie. Tak wiarygodniej.
– Co?
– Mówię, że tak łatwiej im będzie uwierzyć. Niedługo zaczną szumieć. To był dobry pomysł.
– Bardzo dobry. Dawno się chciałem rozerwać. A tu przyjemne z pożytecznym.
– Kaszalota? Świeżo kiszony.
– A, chętnie.
Olle Kruszyszyszak znów wychylił się z beczki:
– Słyszycie? – syknął – Kozia jego mać! Wchodzimy.
– Ano czas – potwierdził Ulk Lodołamacz – za mną.
Dziesięciu krasnoludów uzbrojonych w normalne, nie podwodne topory, to niebagatelny oddział. Drzwi były co prawda tylko przymknięte, ale dla zasady porąbali je w drzazgi.
– W lewo czy w prawo? – spytał Skrzelo i pociągnął nosem – Tu śmierdzi rybą i tu śmierdzi rybą!
– Tu wszędzie śmierdzi rybą – minął go Ulk – połowa w lewo, połowa w prawo. Ci, co nie znajdą, wracać zaraz.
Na prawo był wychodek. Na lewo ktoś krzyczał:
– Czego tu? Wynocha przecież mówiłem!
– Mówiłeś, mówiłeś. Dużo mówiłeś. Ale to już twoje ostatnie podrygi – warknął Skrzelo Morsotłuk, wyrywając drzwi z futryną – brać go!
Hobbit siedział w balii z parującą, pachnącą mydłem wodą. Obok, w większej balii siedział wąsaty syren. U niego woda śmierdziała rybą.
– Co jest?! – Kubba był uosobieniem zdziwienia – Straż! Straż!
W międzyczasie syren żwawo wyskoczył z balii, otworzył okrągłe, drewniane drzwiczki i zniknął w nich.
– Gdzie on zwiał? – Ulk wsadził głowę do ciemnego otworu. Odpowiedziało mu echo.
Kubba Cukierpuder stał nago na mokrej podłodze. Krasnoludy wylały go z balii razem z kąpielą. Nie czuł się zbyt pewnie. Ale udawał :
– Zwalniam was! – krzyknął na próbę, ukrywając drżenie głosu.
– Zanim nas zwolnisz, to my cię przyspieszymy – chrapnął Bjar – gdzie jest rybiodupy ?
– Sawik? No, on....
– Zwiał – stwierdził Ulk Lodołamacz – widzi mi się, że ten tunel prowadzi do morza. Nie będziem go gonić, zajmiem się tym ścierwem.
– To nie jest bajka – klepnął hobbita Skrzelo – tutaj zły naprawdę przegrywa. Zobaczysz.
– Wszystko wiemy – uprzedził krzyk niziołka Olle Kruszyszyszak – prawie wszystko.
– No właśnie – Ulk popatrzył na potentata perłowego – ubierz sobie chociaż gacie.
Ubrał.
– Kilka pytań – zagaił Bjar – zanim unurzamy cię w smole i pierzu. Po co to było ? Przecież i tak miałeś perły. I co chciał syren w zamian ?
– Syrenowi wystarczało, że będzie mógł popluskać się tu w ciepłej wodzie – burknął hobbit, widząc, że od jego elokwencji zależy, jak długo jeszcze nie będą go maltretować fizycznie. A może przez przypadek nadejdzie któryś z goryli ? Mówił – nic więcej, jeno tutaj zjeść, wypić i poleżeć w cieple.
– Tanio – stwierdził ponuro Bjar – ale po co?
– Nie pytaj go, jemu o pieniądze chodziło – wtrącił Ulk – wiadomo.
– A łajno tam! – wyrwało się Cukierpuderowi – co to ja pieniędzy nie mam? Mam jak lodu!
– No i pewnie więcej chcesz! – ryknął Ulk – znają was, psiekrwie!
– Łajno! – zdenerwował się hobbit – was się chciałem pozbyć!
– Nas? – zdziwił się Olle – Jak to nas? A gdzie byś nurków znalazł?
– A na grzybicę mi nurkowie ? W perłach nie ma przyszłości – stwierdził hobbit głośno- perły się kiedyś skończą. Zresztą czarodzieje już sztuczne umieją robić. I co, zbaraniały wam gęby? Tak jest! – Kubba rozpalał się – trzeba inny interes robić, ot, dziuple budować, ludzi z całego Sargalu zapraszać. Syreny to jeszcze tylko u nas śpiewają. Sawik miał koncerty załatwić... Przyszłość w tym – ot, dziuple luksusowe, gospody, zorza, polowania, tak, tak.
– Zaraz, a co my ...?
– Wy? Wy byście raban zaczęli czynić, że pracę się wam zabiera, że tradycja ginie, znam ja was! A tu inaczej myśleć trza. Koniec z szukaniem pereł. Turystów sprowadzać, psoreny w zaprzęgi i wozić ich! Sawik miał was do pracy zniechęcić, mieliście mi sami zrezygnować, pobuntować się troszeczkę. No i miałem nowy interes zaczynać. Bo perły ostatnio słabo w Sargalu stoją – sztuczne są mniej niż połowę tańsze. Zresztą co ja tu wam...
– Koniec z połowami ? – Olle Kruszyszyszak zmarszczył brwi – co on gada ?
– Nie trza nam było tego mówić – stwierdził Ulk Lodołamacz – teraz nie mamy wyboru...
Nurkowie zamilkli, obserwując grubego hobbita w kąpielówkach. On widział w ich twarzach zaciętość i determinację. Czuł, że coś się zbliża. Nie był pewien co i z której strony. Bał się.
– Ale, czekajcie – milczenie przerwał Bjar Morsotłuk – on ma rację.
– Co?
– On ma rację – powtórzył Bjar – po co łowić perły.
– I ty to mówisz Skrzelo ?
– Posłuchajcie. Nie będziemy rezygnować z łowienia. Ale teraz nie damy zarabiać temu wieprzowi. Sami będziem sprzedawać, a on nam sprowadzi, ugości i nakarmi klientów. A my, zamiast moczyć się cały dzień, zagruntujemy dwa razy po pięć kulek, sprzedamy detalem zamiast hurtem i mamy czysty zysk. Możemy faktycznie powozić trochę psorenami, a co, szkodzi nam? Ja jestem za.
– No co ty, Skrzelo ? – drapał się w głowę Ulk – jakże to ?
– Ty, Ulk, będziesz mógł gadki opowiadać za kramary, o przygodach z kulkami. U nas i tak już wszyscy znają.
– No, może...
– Bjar dobrze gada – Cukierpuderowi wróciła odwaga – ma łeb chłopak.
– Tak – stwierdził Skrzelo – a ty, zapewnisz nam tutaj tłumy. To leży w twoim interesie, szefie. Dajcie szefowi coś do ubrania.
Od wejścia dało się słyszeć tupanie. Do łazienki zajrzał jeden z goryli Kubby Cukierpudera.
– Szefie, eeeee? – spytał, drapiąc się w głowę.
– Nie, Taran, oni cacy – uspokoił go hobbit – no to panowie, myślę, że się dogadaliśmy.
– No, chyba tak... – powiedział Ulk Lodołamacz.
Bjar miał rację – teraz zarabiali więcej i łatwiej. Nie musieli już pracować przez osiem sargalskich godzin w lodowatej wodzie. Po kilku latach wszyscy mieli agencje organizujące krótkie, ale drogie pokazy podlodowego poławiania pereł i koncerty syrenich chórów. Wąsaty syren Sawik był możnym impresariem. Olle Kruszyszyszak otworzył zakład produkcji i sprzedaży pamiątek. Ulk opowiadał w Lodowym Amfiteatrze Północy dowcipy o tym jak "perła pierła".
Poza tym mieli potężne śmietnisko i tłumy panoszących wczasowiczów z Puk-Puk, a żona Bjara Morsotłuka uciekła na południe z Kuźmą Jeszczogryzem z Ponurej Puszczy. Zostawiła list, że woli prawdziwych mężczyzn, a nie bogatych wymoczków.