1502
Szczegóły |
Tytuł |
1502 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1502 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1502 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1502 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Philip K. Dick
�Za drzwiami�
Tego wieczora, kiedy jedli kolacj�, przyni�s� go i postawi� obok jej
talerza. Doris wlepi�a we�
spojrzenie, przyciskaj�c r�k� do ust.
- Bo�e, a c� to takiego? � Podnios�a na niego roziskrzony wzrok.
- Sama zobacz.
Oddychaj�c pospiesznie, Doris zdar�a ostrymi paznokciami wst��k� i papier
z kwadratowego
opakowania. Larry obserwowa�, jak podnosi wieczko. Zapali� papierosa i opar� si�
o �cian�.
- Zegar z kuku�k�! � wykrzykn�a. � Prawdziwy zegar z kuku�k�, zupe�nie
taki jak ten, kt�ry
nale�a� do mojej matki. � Ogl�da�a zegar ze wszystkich stron. � Zupe�nie jak
mojej matki, kiedy
Pete jeszcze �y�. � W jej oczach zal�ni�y �zy.
- Niemiecka produkcja � o�wiadczy� Larry. Po chwili doda�: - Carl za�atwi�
mi go po cenie hur-
towej. Ma znajomo�ci u zegarmistrza. W przeciwnym razie wcale bym go nie... �
Urwa�.
Doris wyda�a z siebie kr�tki, nieartyku�owany odg�os.
- To znaczy, w przeciwnym razie wcale nie by�oby mnie na niego sta�. �
Spochmurnia�. � O co
ci chodzi? Masz sw�j zegar czy nie? Czy nie tego chcia�a�?
Doris siedzia�a, trzymaj�c zegar, i przyciska�a palce do br�zowego drewna.
- No � ponagli� Larry. � Co jest?
Zdumiony ujrza�, jak zrywa si� z krzes�a i wybiega z zegarem z pokoju.
Potrz�sn�� g�ow�.
- Nijak nie dogodzisz. One wszystkie takie. Nigdy nie maj� dosy�.
Usiad� przy stole i doko�czy� posi�ek.
Zegar z kuku�k� nie by� du�y. Jego r�cznie rze�bion� powierzchni� zdobi�y
niezliczone naci�cia
oraz drobne ornamenty wyryte w mi�kkim drewnie. Usiad�szy na ��ku, Doris
osuszy�a oczy i przy-
st�pi�a do nakr�cania zegara. Ustawi�a wskaz�wki wed�ug swojego zegarka. I zaraz
przesun�a je na
za dwie dziesi�ta. Zanios�a zegar na toaletk� i opar�a o �cian�.
Nast�pnie usiad�a i z�o�y�a r�ce na podo�ku � czeka�a, a� wraz z wybiciem
godziny kuku�ka opu-
�ci swoj� kryj�wk�.
W tym czasie my�la�a o Larrym i o tym, co powiedzia�. I o tym, co sama
powiedzia�a � cho�
wcale nie czu�a si� niczemu winna. Ostatecznie nie mog�a wys�uchiwa� go bez
s�owa sprzeciwu;
niby dlaczego mia�a dawa� sobie dmucha� w kasz�.
Naraz podnios�a do oczu chustk�. Dlaczego musia� to powiedzie�, to o cenie
hurtowej? Dlaczego
musia� wszystko zepsu�? Skoro tak uwa�a�, to w og�le nie powinien by� kupowa�
zegara. Zacisn�a
pi�ci. Jego ma�ostkowo�� przekracza�a wszelkie granice.
Jednak widok tykaj�cego miarowo zegara i karbowanych kraw�dzi jego
drzwiczek napawa� j�
bezmiern� rado�ci�. Wewn�trz siedzia�a kuku�ka, czekaj�c na moment, kiedy b�dzie
mog�a wyj��
na zewn�trz. Czy nas�uchiwa�a, z przechylon� na bok g��wk�, a� bicie zegara da
jej znak?
A mo�e pomi�dzy jedn� godzin� z drug� zapada w sen? Tak czy inaczej, zaraz
j� zobaczy: wte-
dy b�dzie mog�a zapyta�. I poka�e zegar Bobowi. Spodoba mu si�: Bob uwielbia�
starocie, nawet
stare znaczki czy guziki. Oczywi�cie to by�o odrobin� niezr�czne, ale na
szcz�cie Larry sp�dza�
mas� czasu w swoim biurze. Gdyby tylko Larry nie dzwoni� czasami, aby...
Rozleg� si� szum. Zegar zadr�a� i drzwiczki raptownie odskoczy�y. Ze
�rodka p�ynnie wysun�a
si� kuku�ka. Zamar�a w bezruchu, obrzucaj�c powa�nym spojrzeniem kobiet�, pok�j
oraz meble.
Widzia�y si� po raz pierwszy, skonstatowa�a Doris z pe�nym zadowolenia
u�miechem. Wsta�a i
podesz�a do niej nie�mia�o.
- No dalej � poprosi�a. � Czekam.
Kuku�ka otworzy�a dzi�b. Zaszumia�a, po czym kilkakrotnie szybko zakuka�a.
Po chwili namy-
s�u wycofa�a si� do wn�trza zegara. Drzwiczki zatrzasn�y si� za ni�.
Doris nie posiada�a si� z zachwytu. Klasn�a w d�onie i zakr�ci�a si�
dooko�a. Kuku�ka by�a cu-
downa, wspania�a! A spos�b, w jaki rozejrza�a si� po pokoju, taksuj�c j�
spojrzeniem. Zyska�a jej
aprobat�; tego by�a pewna. Naturalnie z wzajemno�ci�, pokocha�a ptaka od razu.
Najzupe�niej od-
powiada� jej oczekiwaniom.
Doris podesz�a do zegara. Pochyli�a si� nad ma�ymi drzwiami, przysuwaj�c
usta do drewna.
- S�yszysz mnie? � szepn�a. � Uwa�am, �e jeste� najcudowniejsz� kuku�k�
na �wiecie. � Umil-
k�a zak�opotana. � Mam nadziej�, �e ci si� tu spodoba.
Larry nie m�g� doj�� do �adu z zegarem od samego pocz�tku. Doris
twierdzi�a, i� dzia�o si� tak
dlatego, �e nie nakr�ca� go jak nale�y, zegar za� nie lubi� by� przez ca�y czas
nakr�cony zaledwie
do po�owy. Larry pozostawi� wi�c jej to zadanie; co kwadrans kuku�ka wyskakiwa�a
na zewn�trz,
bezlito�nie rozci�gaj�c spr�yn�, przez co stale musia� by� w pobli�u kto�, kto
powt�rnie by j� na-
kr�ci�.
Mimo najlepszych stara� Doris wielokrotnie o tym zapomina�a. W�wczas Larry
ostentacyjnie
rzuca� gazet� i podnosi� si� z miejsca. Nast�pnie szed� do jadalni, gdzie na
�cianie nad kominkiem
wisia� zegar. Zdejmowa� go i skrz�tnie przyciskaj�c kciukiem drzwiczki,
przyst�powa� do nakr�ca-
nia.
- Dlaczego przyciskasz kciukiem drzwi? � zapyta�a kiedy� Doris.
- Bo tak trzeba.
Unios�a brwi.
- Na pewno? Zastanawiam si�, czy nie chodzi o to, �e nie chcesz, aby
wysz�a, kiedy stoisz tak
blisko.
- Niby dlaczego?
- Mo�e si� jej boisz.
Larry wybuchn�� �miechem. Umie�ci� zegar z powrotem na �cianie i ostro�nie
oderwa� kciuk od
drzwiczek. Kiedy Doris odwr�ci�a wzrok, zbada� go uwa�nie.
Po wewn�trznej stronie wci�� widnia�o na nim zadrapanie. Za czyj� spraw�
si� tam znalaz�o?
Pewnego sobotniego ranka, kiedy Larry znajdowa� si� w biurze poch�oni�ty
jakimi� niezmiernie
wa�nymi rachunkami, na ganek wkroczy� Bob Chambers i nacisn�� przycisk dzwonka.
Doris w�a�nie bra�a szybki prysznic. Wytar�a si� i narzuci�a szlafrok.
Otworzy�a drzwi i Bob z
u�miechem wszed� do �rodka.
- Cze�� � powiedzia�, tocz�c wok� spojrzeniem.
- Nie ma obawy. Larry jest w biurze.
- To �wietnie. � Bob zerkn�� na widoczne pod szlafrokiem szczup�e nogi
Doris. � Jak �adnie
dzisiaj wygl�dasz.
Roze�mia�a si�.
- Uwa�aj! Mo�e wcale nie powinnam ci� wpuszcza�.
Popatrzyli na siebie z mieszanin� l�ku i rozbawienia. Bob rzuci�
pospiesznie:
- Je�li chcesz, mog�...
- Na lito�� bosk�, nie. � Chwyci�a go za r�kaw.- Tylko odsu� si� od drzwi,
�ebym mog�a je za-
mkn��. ta pani Peters z naprzeciwka, sam wiesz.
Zamkn�a drzwi.
- Chc� ci co� pokaza� � rzek�a. � Jeszcze tego nie widzia�e�.
Bob okaza� zainteresowanie.
- Jaki� antyk? Czy co?
Uj�a go pod rami� i zaprowadzi�a do jadalni.
- Spodoba ci si�, Bobby. � Przystan�a i otworzy�a szeroko oczy. � Mam
nadziej�, �e tak. Musi;
musi ci si� spodoba�. Tyle dla mnie znaczy � ona tyle dla mnie znaczy.
- Ona? � Bob zmarszczy� brwi. � Kto taki?
Doris parskn�a �miechem.
- Zazdro�nik! Chod�. � Chwil� p�niej stan�li przed zegarem, popatrzyli na
niego. � Wyjdzie za
kilka minut. Poczekaj, a� j� zobaczysz. Jestem pewna, �e si� polubicie.
- A co s�dzi Larry?
- Nie znosz� si�. Czasem kiedy Larry jest w pokoju, ona wcale nie
wychodzi. Wtedy Larry si�
w�cieka. M�wi...
- Co m�wi?
Doris spu�ci�a oczy.
- Zawsze m�wi, �e zdarto z niego sk�r�, nawet mimo faktu, �e naby� zegar
po cenie hurtowej. �
Rozchmurzy�a si�. � Ale ja wiem, �e ona nie wychodzi, bo nie lubi Larry�ego.
Kiedy jestem sama,
kuka dok�adnie co kwadrans, cho� w�a�ciwie powinna tylko o pe�nej godzinie.
Popatrzy�a na zegar.
- Do mnie wychodzi, poniewa� chce porozmawia�; ja opowiadam jej rozmaite
rzeczy. Pewnie,
ze wola�abym zabra� j� na g�r� do sypialni, ale to nie by�oby w porz�dku.
Na ganku zabrzmia� odg�os czyich� krok�w. Wymienili zl�knione spojrzenia.
Larry, chrz�kaj�c, otworzy� frontowe drzwi. Postawi� swoj� walizk� i zdj��
kapelusz. Wtedy jego
wzrok po raz pierwszy spocz�� na Bobie.
- Chambers. A niech mnie diabli. � Zmru�y� oczy. � Co ty tutaj robisz? �
Wszed� do jadalni.
Doris bezradnie otuli�a si� szlafrokiem i zrobi�a krok do ty�u.
- Ja � zacz�� Bob. � To znaczy, my... � Urwa�, zerkaj�c na Doris. Od
strony zegara dobieg� szum.
Kuku�ka ha�a�liwie zacz�a oznajmia� godzin�. Larry ruszy� w jej kierunku.
- Ucisz to cholerstwo � rzuci�. Pogrozi� zegarowi pi�ci�. Kuku�ka
zamilk�a gwa�townie i wr�ci�a
do �rodka. Drzwi zatrzasn�y si�. � Teraz lepiej. � Przeni�s� wzrok na stoj�cych
w milczeniu Doris i
Boba.
- Przyszed�em, aby obejrze� zegar � odrzek� Bob. � Doris m�wi�a, �e to
rzadki okaz, no i...
- Bzdura. Sam go kupi�em. � Larry natar� na niego. � Wyno� si� st�d. �
Popatrzy� na Doris. � Ty
r�wnie�. I zabieraj ten sw�j zegar.
Umilk�, tr�c r�k� podbr�dek.
- Albo nie. Zegar zostanie tutaj. Nale�y do mnie; zap�aci�em za niego.
W ci�gu kilku tygodni, kt�re nast�pi�y po odej�ciu Doris, jego stosunki z
zegarem zaostrzy�y si�
jeszcze bardziej. Przede wszystkim kuku�ka przez wi�kszo�� czasu nie wychyla�a
dzioba ze �rodka,
niekiedy nawet o dwunastej, kiedy teoretycznie powinna by� najbardziej zaj�ta. A
gdy wreszcie
postanowi�a wyj��, kuka�a raz b�d� dwa razy, nigdy nie przestrzegaj�c w�a�ciwej
godziny. Poza
tym w jej g�osie d�wi�cza�a ponura, niezach�caj�ca nuta, zgrzytliwy odg�os,
kt�ry napawa� Lar-
ry�ego niepokojem i odrobin� z�o�ci.
Jednak pami�ta� o nakr�caniu zegara, gdy� panuj�ca w domu cisza, nie
zm�cona niczyim tupo-
tem, paplanin� czy stukaniem upuszczanych na pod�og� przedmiot�w, dzia�a�a mu na
nerwy. Uspo-
kaja� go nawet miarowy szum zegara.
Lecz nie znosi� kuku�ki. I czasami do niej m�wi�.
- S�uchaj � powiedzia� pewnego wieczora do zamkni�tych drzwiczek. � Wiem,
�e mnie s�yszysz.
Powinienem odda� ci� Niemcom � do Szwarcwaldu. � Chodzi� tam i z powrotem. �
ciekawe, co
robi� w tej chwili tamci dwoje. Ten m�ody punk ze swoimi ksi��kami i antykami.
M�czyzna nie
powinien interesowa� si� antykami; to dobre dla kobiet.
Zacisn�� z�by.
- Nie mam racji?
Zegar milcza�. Larry stan�� na wprost niego.
- Nie mam racji? � powt�rzy� z naciskiem. � Czy nie masz nic do
powiedzenia?
Popatrzy� na tarcz� zegara. Dochodzi�a jedenasta.
- Dobrze. Poczekam do jedenastej. Wtedy pos�uchamy, co masz do
powiedzenia. Od kiedy ode-
sz�a, nie jeste� zbyt rozmowna. � U�miechn�� si� krzywo. � A mo�e bez niej ci
si� tu nie podoba. �
Spos�pnia�. � Tak czy inaczej, zap�aci�em za ciebie i masz wychodzi� bez wzgl�du
na to, czy tego
chcesz, czy nie. S�ysza�a�?
W oddali, na skraju miasta, zegar na wie�y sennie wybi� jedenast�. Ale
drzwiczki ani drgn�y.
Up�yn�a minuta, a kuku�ka nie da�a znaku �ycia. Trwa�a gdzie� w g��bi zegara,
za swoimi drzwia-
mi, daleka i milcz�ca.
- Doskonale, jak sobie chcesz � mrukn�� Larry, wykrzywiaj�c usta. � Ale to
nie w porz�dku. To
tw�j obowi�zek. Wszyscy nie raz robimy to, czego nie lubimy.
Powl�k� si� do kuchni i otworzy� wielk�, b�yszcz�c� lod�wk�. Nie
przestaj�c my�le� o zegarze,
nala� sobie drinka.
Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e kuku�ka powinna wyj��, niewa�ne, czy jest
Doris, czy jej nie ma. Od
pocz�tku przypad�y sobie do gustu. I niezmiernie si� lubi�y. Przypuszczalnie
polubi�a r�wnie� Boba
� pewnie przyjrza�a mu si� wystarczaj�co dobrze, aby m�c go pozna�. By�oby im
wszystkim dobrze
ze sob� � Bobowi, Doris oraz kuku�ce.
Larry dopi� drinka. Otworzy� szuflad� pod zlewem i wyj�� z niej m�otek.
Ostro�nie zani�s� go do
jadalni. Od strony wisz�cego na �cianie zegara dochodzi�o spokojne tykanie.
- Zobacz � powiedzia�, wymachuj�c m�otkiem. � Widzisz, co tu mam? Wiesz,
co mam zamiar z
tym zrobi�? Najpierw porachuj� si� z tob�. � U�miechn�� si�. � Wszyscy troje
jeste�cie niez�ymi
ptaszkami.
Pok�j odpowiedzia� mu cisz�.
- Wychodzisz? Czy sam mam ci� wydosta�?
Zegar wyda� z siebie lekki, brz�cz�cy odg�os.
- S�ysz� ci�. Przez ostatnie trzy tygodnie nazbiera�o ci si� sporo rzeczy do
powiedzenia. Jak s�-
dz�, jeste� mi winien...
Drzwi otworzy�y si�. Ze �rodka wypad�a kuku�ka, celuj�c wprost w niego. W tym
czasie Larry
ze zmarszczonymi brwiami w zamy�leniu spogl�da� na pod�og�. Podni�s� wzrok i
ptak dziobn�� go
prosto w oko.
Run�� na d� razem z m�otkiem i krzes�em i z og�uszaj�cym �omotem uderzy�
o pod�og�. Kuku�-
ka przez chwil� trwa�a bez ruchu ze sztywno wypr�onym cia�em. Nast�pnie
ponownie schroni�a
si� w zaciszu zegara. Drzwi za ni� si� zamkn�y.
M�czyzna le�a� rozci�gni�ty groteskowo na pod�odze, z przekrzywion� na
bok g�ow�. W poko-
ju panowa� ca�kowity bezruch. Opr�cz tykania zegara ciszy nie m�ci� �aden
d�wi�k.
- Rozumiem � odrzek�a Doris z twarz� �ci�gni�t� napi�ciem. Bob
uspokajaj�cym gestem otoczy�
j� ramieniem.
- Doktorze � powiedzia� Bob. � Czy m�g�bym pana o co� zapyta�?
- Naturalnie � odpar� lekarz.
- Czy rzeczywi�cie tak �atwo skr�ci� sobie kark, spadaj�c z tak niedu�ego
krzes�a? Wysoko��
wcale nie by�a znaczna. Zastanawiam si�, czy to istotnie by� wypadek. Czy
istnieje prawdopodo-
bie�stwo, aby...
- Samob�jstwo? � Lekarz poskroba� si� w podbr�dek. � Nigdy nie s�ysza�em,
aby ktokolwiek
pope�ni� samob�jstwo w taki spos�b. Jestem ca�kowicie przekonany, �e to by�
wypadek.
- Nie mia�em na my�li samob�jstwa � mrukn�� pod nosem Bob, zerkaj�c na
zegar �cienny. �
Mia�em na my�li co� innego.
Ale nikt go nie us�ysza�.