1473

Szczegóły
Tytuł 1473
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1473 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1473 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1473 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Autor: R. Garcia y Robertson Tytul: Not Fade Away Z "NF" 8/92 Buddy Holly'emu; r�wnie� Fletcherowi Prattowi R.A. Heinleinowi, R.E. Howardowi i H. Beamowi Piperowi, kt�rzy uwa�aj�, �e ani przesz�o�� nie jest taka z�a, ani przysz�o�� taka dobra, na jakie wygl�daj�. Postacie w p�askim krajobrazie Janet s�ysza�a ostrzegawczy krzyk mew. Mewy to �ar�oczne, z�o�liwe darmozjady, kt�re zawsze zwiastuj� najgorsze, mimo to jednak spojrza�a w g�r� zostawiaj�c �opat� w �wie�o skopanej ziemi. Poranne mg�y obliza�y czubki traw sprasowuj�c wszystko: morze, ziemi� i wisz�c� w powietrzu wilgo� w jeden p�aski, nieruchomy krajobraz - pastwiska, piaszczysto-�wirowat� pla��, bagniste r�wniny i g�adk�, metalicznie po�yskuj�c� zatok�. Faliste wzg�rze Maine i garbate wyspy majaczy�y w mglistej dali jakby oderwane od ziemi. Z mg�y wy�oni�y si� dwie postacie. My�liwy i ofiara - nasun�o si� natychmiast Janet. Pierwsza posta�, smuk�a, drobna, ca�y czas si� potyka�a. By�a tak niematerialna i srebrzysta jak otaczaj�ca j� mg�a. Pada�a i podnosi�a si�, �lizga�a w b�ocie i znajdowa�a oparcie dla n�g na �wirowatej pla�y brn�c przez s�one trawy i burzany. Druga posta�, bardziej odleg�a, ale zarazem i bardziej materialna, starannie stawia�a du�e kroki id�c przez bagna i wymachuj�c czym� d�ugim i masywnym. Janet patrzy�a, jak obie sylwetki oddzielaj� si� od stoj�cych nieruchomo mgie� i zmierzaj� w jej stron�. Ocenia�a odleg�o�� spogl�daj�c na jeepa, kt�ry sta� nie opodal w pogotowiu. W g�rze nad jej g�ow� mewy dalej skrzecz�c zatacza�y ko�a. Mog�aby wyjecha� intruzon naprzeciw. Zobaczy�, co si� dzieje. Jako� si� zaanga�owa�. Ci ludzie byli ju� na ich ziemi, a kiedy kto� pyta: "Izalim ja str�em brata mego?" - tata m�wi�, �e Biblia odpowiada "Tak". Ale Janet nie lubi�a je�dzi� po terenie wykopalisk jeepem, kt�rego ci�kie ko�a miesi�y ziemi� nad india�skimi domostwami i cmentarzyskami sprzed setek lat. Szpadel to co innego. Janet uwa�a�a go za narz�dzie szacowne, delikatnie ods�aniaj�ce warstw� gleby jedynie po to, by pozna� jej tajemnice. Skorupy naczy� i groty strza� zabiera�a do domu, ale wielk� stert� ko�ci zostawi�a na pla�y nietkni�t�. Prawo do ojcowizny to jeszcze nie prawo do ograbiania zmar�ych. Z takim uczuciem, jakby j� uk�si� w��, obserwowa�a zbli�aj�ce si� postacie. Z bliska pierwsza wydawa�a si� niezupe�nie ludzka, podobna do na p� tylko przepoczwarzonej wa�ki, szczup�ej i kobiecej w srebrzystym kombinezonie ni to z metalu, ni ze sk�ry. Tam gdzie kombinezon by� rozdarty, �yska�o blador�owe cia�o, z czerwonymi szramami, twarz za� przypomina�a jasn� b�yszcz�c� mask� z p�ytkimi zag��bieniami w miejscu oczu, ust i nosa. Dziwny stw�r wl�k� za sob� po ziemi delikatne, mieni�ce si� kolorami t�czy ci�kie od b�ota skrzyd�a. - O Jezu! - Janet wyci�gn�a z ziemi ostry szpadel. Nie, na to nie jestem przygotowana - pomy�la�a. Srebrzysta kobieta-owad potkn�a si� na bru�dzie i wpad�a do do�u. Szybko jednak stan�a na nogach i podci�gn�a si� do g�ry spogl�daj�c Janet prosto w twarz i wyci�gaj�c ku niej b�agalnym gestem l�ni�c� r�k� zako�czon� pi�cioma metalowymi palcami. Zag��bienie ust otwar�o si� i kobiecy g�os powiedzia�: - Pom� mi. On chce mnie skrzywdzi�. Ponad go�ym metalowym ramieniem Janet widzia�a zbli�aj�c� si� drug� posta�. By� to olbrzym o szerokich barach i czarnej brodzie. Wygolona g�rna warga ukazywa�a prost�, gro�n� krech� ust. Jedwabiste w�osy sp�ywa�y na kark, na kt�rym spokojnie mo�na by zaparkowa� p�ci�ar�wk�. M�czyzna mia� na sobie kr�tk� tunik�, sk�rzane sztylpy i we�nian� peleryn� spi�t� okr�g�� miedzian� brosz�. W jednej r�ce trzyma� top�r o d�ugim stylisku i nieprzyjemnym p�kolistym ostrzu. Zbli�a� si� powoli, ale zdecydowanie, jak prymitywny kat, kt�ry odby� d�ug� drog� i czeka� zbyt d�ugo. Obie postacie mia�y grube matowoczarne obr�cze na r�kach, ale poza tym r�ni�y si� mi�dzy sob�, jak tylko mog� si� r�ni� dwie ludzkie istoty. Z pewno�ci� nie by�a to jeszcze jedna para zirytowanych turyst�w z Bay State* zagubionych w bagnistych r�wninach Maine. Srebrzysta posta� si�gn�a r�k�, z�apa�a za materia� pod brod� i �ci�gn�a sobie przez g�ow� mask�. Spod maski ukaza�a si� pi�kna twarz. Twarz kobieca. Jasnoszare oczy, wyra�ne ko�ci policzkowe, d�ugi, prosty nos. Pe�ne wargi powiedzia�y: - Pom� mi. On mnie porwa�. - G�os zabrzmia� absurdalnie spokojnie. Srebrzysta posta� r�wnie dobrze mog�aby pyta�, kiedy opadnie mg�a albo jak si� st�d dosta� do Bar Harbor. Janet rzuci�a szpadel, zerwa�a si� na nogi i pomog�a kobiecie wygramoli� si� z do�u. Metaliczna tkanina by�a w dotyku zimna, niemal elektryzuj�ca. Janet czu�a jakby kombinezon wyci�ga� z niej si��. - Kto ty jeste�? Co si� tu dzieje? - Jestem Deena. On mnie skrzywdzi�. I jeszcze mo�e mnie skrzywdzi�. - Chod�, wsiadaj do jeepa. - Janet poprowadzi�a kobiet� do samochodu. Deena usadowi�a si� na krytym zielonym plastykiem siedzeniu bardzo zr�cznie i fachowo. Janet obieg�a w�z doko�a, �eby zaj�� miejsce kierowcy, i wsiadaj�c nacisn�a klakson. G�o�ny sygna� przestraszy� j�; poczu�a si� g�upio. Kluczyki tkwi�y w stacyjce. Tak daleko od miasta spokojnie zostawia si� kluczyki w samochodzie. Jeszcze kilka krok�w i szary, ponury olbrzym, kt�ry zbli�a� si� nieub�aganie, b�dzie przy nich. Janet zacz�a manipulowa� kluczykami, �eby jak najpr�dzej ruszy�. M�czyzna ani nie przy�pieszy� kroku, ani nie uni�s� topora. Zachowywa� si� tak, jakby mia� mn�stwo czasu. Srebrzyste palce pog�aska�y Janet po ramieniu. Opu�ci�a j� panika, spokojnie naciskaj�c peda�y uruchomi�a jeepa. Buksuj�ce ko�a opryska�y sk�rzane sztylpy i we�nian� tunik� m�czyzny fontannami b�ota. Odje�d�aj�c z rykiem silnika Janet zd��y�a jeszcze dostrzec w bocznym lusterku jego znikaj�c� posta�. Sta� z szeroko otwartymi ustami, z kropelkami �liny l�ni�cymi na brodzie, jakby widok ruszaj�cego samochodu wprawi� go w os�upienie. Podskakuj�c na wybojach Janet z trudem odnajdowa�a wiejsk� drog�, nie m�wi�c o trzymaniu si� jej. Poczu�a si� znacznie lepiej, kiedy wje�d�aj�c w zielony tunel �wierk�w i sosen zobaczy�a pod sob� asfalt szosy stanowej. Srebrna r�ka dalej spoczywa�a na jej ramieniu. Janet spojrza�a w ch�odne, szare oczy. Tak, ta kobieta jest materialna. To wszystko dzieje si� naprawd�. Wiatr szala� w otwartym jeepie z szybko�ci� dwukrotnie przekraczaj�c� pr�dko�� jazdy, uniemo�liwiaj�c rozmow�. Zwolnij. To nie pora, �eby ci� aresztowano. Dlaczego nie? Policja jest nam potrzebna. Czas najwy�szy, �eby konna policja hrabstwa zacz�a na siebie zarabia�. Ta kobieta zosta�a skrzywdzona, pobita, gro�ono jej siekier�. Spojrza�a na swoj� pasa�erk�. Jaka kobieta? Przecie� ona wiezie bia�ow�os� wr�k� ze zbrukanymi skrzyd�ami. W Eastport jest granica, a Janet da�aby sobie g�ow� uci��, �e Deena nie ma wa�nej wizy. Instynkt domu kaza� jej zjecha� z asfaltu w �wirowany go�ciniec wiod�cy do farmy ojca, a nast�pnie w drog� prowadz�c� do samych drzwi. Potrzebne jej by�y w�asne cztery �ciany i znajomy telefon, �eby si� mog�a po��czy� z tat�. Podskakuj�c na wybojach przydusi�a peda� hamulca; jeep zatrzyma� si� gwa�townie, kiedy zdj�a nog� z gazu. Wn�trze drewnianej chaty stanowi�o bez�adne zbiorowisko rzeczy jej i ojca. Grzejniki naftowe, p�aszcze nieprzemakalne i buty, wszystko to wisia�o przy drzwiach. Na stole wala�y si� porozrzucane papiery razem z wykopanymi kawa�kami skorup, suchym chlebem i brudnymi naczynami. Stoj�ce na dole ��ko pokrywa�y zmi�te prze�cierad�a. Wida� by�o, �e ani ona, ani tata nie s� domatorami. Wina mamy, �e uciek�a. Janet z�apa�a za telefon i zacz�a nakr�ca� numer. Deena zapyta�a: - Czy to jest komunikator? - Jej g�os zabrzmia� lekko, nawet z nut� rozbawienia, jakby by�a star� przyjaci�k� zaintrygowan� now� zabawk� Janet. - Tak. To zwyk�y telefon, nic szczeg�lnego. - Stoj�c ze s�uchawk� w r�ku Janet stwierdzi�a, �e na dobr� spraw� nie potrafi�aby w�a�ciwie dok�adnie powiedzie�, czym jest telefon. Poza tym, �e s� to druty, przeka�niki, mikrofony i operatorka. To by�a ca�a jej wiedza na ten temat. - Prosz� ci�, nie porozumiewaj si� z nikim. - Deena wyci�gn�a r�k�. I zn�w Janet poczu�a lekki, zniewalaj�cy dotyk na ramieniu. Kombinezon sprawowa� nad ni� jak�� dziwn� w�adz�. - Zamierza�am zadzwoni� do taty, do mojego ojca. - Po�o�y�a s�uchawk�, ale nie wypu�ci�a jej z r�ki. Deena zaprosi�a j� do sto�u, za wszelk� cen� staraj�c si� nie narusza� panuj�cego na nim ba�aganu. - Prosz� ci�, usi�d�. Nie chcia�abym wprowadza� zamieszania w twoje �ycie. - U�miechn�a si� wiedz�c, �e jej s�owa brzmi� absurdalnie. Jak mo�e nieznajoma o metalicznej sk�rze i t�czowych skrzyd�ach by� czymkolwiek innym, jak tylko komplikacj�? Jednak jej naturalny wdzi�k i pogoda sprawi�y, �e to Janet poczu�a si� go�ciem, kt�ry wkroczy� w �wiat Deeny. Unosz�c bia�� brew nieznajoma g��biej wci�ga�a Janet w konspiracj�. - Nie jestem upowa�niona do nawi�zywania kontakt�w na wi�ksz� skal�. �miech Janet by� na granicy histerii. - Ja nie jestem nikim na wi�ksz� skal�. - Dlaczego? - rzek�a Deena. - Masz wielkie serce i jeste� szlachetna. Potrzebowa�am pomocy i uzyska�am j� od ciebie. Jestem ci za to bardzo wdzi�czna. D�o� Janet dalej spoczywa�a na s�uchawce. Woln� r�k� zrobi�a gest w kierunku drzwi. - Ten cz�owiek. Nie mo�emy pozwoli� mu tak biega� w przebraniu Conana Barbarzy�cy i wymachiwa� siekier�. Eastport to ma�e miasto. Ludzie m u s z � to zauwa�y�. Roze�mia�y si� obie. Napi�cie prys�o, b�yskawicznie roz�adowane. Denerwuj�cy epizod wyda� si� nagle czym� humorystycznym. Janet przypomnia�o si�, jak przekr�ci�a kluczyk w stacyjce i jak� zaskoczon� min� mia� m�czyzna, kiedy zobaczy�, �e jeep si� od niego oddala. Wyobrazi�a sobie, jak olbrzym idzie przez miasto z siekier� w r�ku, a ludzie pierzchaj� zamykaj�c si� w domach. - Ale powiedz mi, kim on jest? - Janet cisn�y si� na usta tysi�ce pyta�, mog�a wi�c r�wnie dobrze zacz�� od tego. - Dzikus. Prosz� ci� bardzo, najpierw porozmawiaj ze mn�. A zadzwoni� zawsze zd��ysz. - Deena podkre�li�a subtelny kontrast pomi�dzy dzikusem, kt�ry j� �ciga�, a grzecznym zachowaniem, jakiego oczekiwa�a od Janet. Janet od�o�y�a s�uchawk� i usadowi�a si� naprzeciwko Deeny, kt�ra wygl�da�a w spos�b niezwykle realny z odrzuconym do ty�u srebrzystym kapturem i z u�miechem na pi�knej twarzy o delikatnych rysach. Wyci�gn�a r�ce przez st� i przykry�a d�onie Janet swoimi w ge�cie niemal modlitewnym, usprawiedliwiaj�cym, znajomym. - Wiem, �e musz� ci si� wydawa� niesamowita. - Ostatecznie w tym, �e biegasz w srebrnych trykotach i ze skrzyd�ami i �e ci� goni kud�aty Schwarzenegger z wielkim toporem, nie ma jeszcze nic niesamowitego. To jest po prostu co� nie z tego �wiata. Co�, co si� widuje na stoiskach w supermarketach. - Na stoiskach w supermarketach? - Rozumiesz, mam na my�li nag��wki w rodzaju: "Anio� przybywa w UFO - Najazd jaskiniowca na Maine - Dziewczyna prawie rodzi na pla�y". Zn�w si� roze�mia�y. Chichot Deeny zabrzmia� jak dzwonki na lekkim wietrze. - Nie, nie to, �e nie z tego �wiata, ale tak dobrze jest by�... - Deena jakby w zagraconej chacie szuka�a w�a�ciwego s�owa. - W erze cywilizowanej. - Deena, musisz mi powiedzie�, sk�d przychodzisz. Zapomnij o dzikusie z siekier�. Naprawd� wa�ne jest tylko to. - Szczerze m�wi�c, pochodz� dok�adnie st�d. - To niemo�liwe. Ja znam prawie wszystkich w okolicach Eastport. Nie mog�a� tu by� nawet przejazdem. St�d, ale nie z t e r a z - odpar�a Deena powoli. - Urodzi�am si� troch� na p�noc od tego miejsca. Na terenach, kt�re obecnie nazywaj� si� Kanad�. Teraz jest dwudziesty pierwszy wiek, starego stylu, tak? - Ach nie, jeszcze nie - odrzek�a Janet. - Musisz nam da� jeszcze troch� czasu. Do roku 2001 brakuje �adnych kilku lat. - Janet si�gn�a za siebie, wyj�a czajnik i postawi�a na piecu, ciep�ym jeszcze od rana. Nie zdziwi�a si� specjalnie s�ysz�c sformu�owanie: "Na terenach, kt�re obecnie nazywaj� si� Kanad�". To pasowa�o do Deeny. Przynajmniej nie upiera�a si�, �e pochodzi z Wenus czy jakiej� Andromedy. Do cholery, kupa Kanadyjczyk�w z Quebecu i Nowej Fundlandii gada, �e w gruncie rzeczy Kanada wcale nie jest Kanad�. - Kilka lat temu - westchn�a Deena - no c�, mia� mnie. Rz�dzi� bram� i jedyne, co mog�am zrobi�, to uciec. Powiem ci co�: najlepiej b�dzie, jak po prostu sobie p�jd�. Tak b�dzie dla ciebie najlepiej. - Chyba bym zwariowa�a, gdyby� co� takiego zrobi�a - odpar�a Janet. Umiera�a ze strachu, �e mog�aby si� nigdy nie dowiedzie�, na czym polega�a jej poranna przygoda. Deena ponownie westchn�a. - Ja mieszkam i pracuj� bardzo blisko st�d. Ty by� nazwa�a to "przysz�o�ci�". - Aha. A ty jakby� to nazwa�a? - Domem. Z czajnika buchn�a para. Obie dziewczyny zignorowa�y ten fakt. Deena poprowadzi�a srebrzystym palcem lini� przez st�. - Jad�c tu z pla�y - powiedzia�a - porusza�y�my si� z szybko�ci� mniejsz� ni� pr�dko�� �wiat�a. - Stara�am si� trzyma� mniej wi�cej w granicach dozwolonej szybko�ci. Deena po�o�y�a drugi palec. - Przenios�y�my si� z jednego punktu w czasoprzestrzeni do drugiego. Poruszaj�c si� z szybko�ci� mniejsz� ni� pr�dko�� �wiat�a, poruszamy si� tylko w przestrzeni. Gdy przekraczasz pr�dko�� �wiat�a, tw�j ruch staje si� jakby "czasowy". Tracisz zasad� przyczynowo-skutkow� przeskakuj�c mi�dzy punktami w czasoprzestrzeni, kt�rych �wiat�o nigdy nie ��czy. - Prosz� ci�, tylko mi tego nie demonstruj. - Janet by�a przekonana, �e Deena mog�aby znikn�� bez najmniejszego trudu. - Nie obawiaj si�. Chcia�abym, �eby to by�o a� takie proste. - Potrz�sn�a g�ow�. By� to gest naturalny i dobrze znany, kt�ry niewiele si� zmieni�. - Kana�y do podr�y z szybko�ci� ponad�wietln� trzeba dopiero zbudowa�. A do tego potrzebna jest ogromna moc, ale kiedy ju� zostan� otwarte, wytwarzaj� w�asn� materi� i energi�. Najlepsze por�wnanie to dziury, jakie dr��� robaki, albo mo�e nadprzewodniki, chocia� fizyka jest zupe�nie inna. Macie nadprzewodniki? - Nie przy sobie. Tata m�wi, �e w�adze federalne u�ywaj� ich do pods�uchiwania naszych telefon�w. - To jest jak droga, kt�r� przyby�y�my. Jedne trasy s� �atwe, inne nieprzejezdne. - A ten m�czyzna z siekier�? - Janet wyda� si� on do�� pierwotny. Nie wygl�da� na kogo�, czyje zainteresowania wykracza�yby poza w�asny punkt w czasoprzestrzeni. - Jestem archeologiem prowadz�cym wykopaliska w terenie. Badam okresy szczeg�lnej dziko�ci. Zrobiono na nas zasadzk�, a on mnie porwa� i zmusi�, bym go zaprowadzi�a do bramy. Poradzi� sobie jako� z ukradzionym kluczem i zawl�k� mnie w ten czas i w to miejsce. Przypuszczam, �e mnie wykorzysta� specjalnie w tym celu, �eby si� tu dosta�. Janet dotkn�a czarnej matowej bransolety na r�ce Deeny. - To jest klucz do bramy, tak? - Sk�d wiesz? - Po raz pierwszy Deena wydawa�a si� zdziwiona czym� z dwudziestego wieku, starego stylu. - My, dzikusy, mamy swoje sposoby. On te� mia� taki na r�ce. Zupe�nie nie pasowa� do reszty jego stroju. Co zamierzasz z nim zrobi�? Deena spu�ci�a oczy. - Nie chcia�abym go zostawia� w waszej erze, ale jestem za s�aba, �eby zarzuci� na niego sie� i wci�gn�� z powrotem w jego czas. Gdybym tylko mog�a dosta� si� do domu, przys�a�abym brygad�, kt�ra by go wytropi�a i pojma�a. I my mamy swoje sposoby. - A mo�esz si� dosta� do domu? - Z tym w�a�nie jest pewien problem. - Deena unios�a w g�r� swoje l�ni�ce, szare oczy. - Potrzebna mi b�dzie twoja pomoc. Wszystko, cokolwiek Deena m�wi�a czy robi�a, wydawa�o si� takie s�uszne. Janet nawet nie wyobra�a�a sobie, by mog�a zadzwoni� na policj� miasta Eastport i powiedzie�, �e ma go�cia z przysz�o�ci. Ich pomoc w takich sytuacjach sprowadza�a si� do przekazania obcych przybysz�w biuru imigracyjnemu. Deena znalaz�aby si� w r�kach w�adz, a ojciec ostrzega� Janet, czym to pachnie. Cholerni faceci z w�adz federalnych z pewno�ci� by j� pokroili na kawa�ki. A ona, Janet, znalaz�aby si� na jakim� ekskluzywnym oddziale psychiatrycznym, naszpikowana narkotykami dla zatuszowania sprawy. Nie, wszelkiej niezb�dnej pomocy musi udzieli� Deenie sama. - Na przyk�ad jaka? - Musz� si� dosta� do bramy, a je�li on tam czeka, trzeba go przechytrzy�. Konfrontacja fizyczna by�aby najprawdopodobniej nieskuteczna. Czajnik zacz�� gwizda�. Ponury olbrzym z siekier� by� chyba ostatni� osob�, z kt�r� Janet chcia�aby si� spotka�. Mo�e to mimo wszystko jednak by�o zadanie dla policji. Znalaz�a dwa niezbyt czyste kubeczki i ma�o co si� nie oparzy�a pr�buj�c nala� do nich herbaty. - A jak by�my go mia�y przechytrzy�? Deena dotkn�a z�b�w srebrnym palcem. - Przede wszystkim musimy si� st�d wynie��. Tw�j pojazd zostawi� g��bokie �lady w piasku, a ty wcale nie pr�bowa�a� ukry� miejsca, w kt�rym zjecha�a� z twardej nawierzchni. Janet postawi�a herbat�. - To on m�g�by przyj�� t u t a j? - Nie od razu. - Deena zn�w uj�a j� za r�k�. - Jecha�a� z lekkomy�lnie du�� pr�dko�ci�. Ale on w pogoni za mn� pokona� pi�tna�cie stuleci i ocean. To, �e dotrze i tutaj, nie jest wi�c wykluczone. Janet pomy�la�a, �e tata by wiedzia�, co robi� w takiej sytuacji, i zn�w si�gn�a po telefon. Zawaha�a si� jednak. Tata z pewno�ci� wpad�by do domu ze strzelb� na�adowan� najgrubszym �rutem. Tata atakowa� problemy jak ca�a cholerna dywizja pancerna. Mo�e lepiej najpierw wys�ucha� Deeny do ko�ca. - Zostawimy mu fa�szywe �lady, kt�re go tak daleko odwiod� od bramy, �e nie wr�ci przed zmrokiem. A po zmroku b�d� ju� mia�a nad nim przewag�. - Deena naci�gn�a kaptur na g�ow�, tak �eby srebrne zag��bienia trafi�y na oczy. - W ten spos�b widz� po ciemku. Je�eli odwaga jest umiej�tno�ci� zachowania elegancji w ogniu niebezpiecze�stw, to Deena mia�a j� a� w nadmiarze. Pierwsza cz�� planu wydawa�a si� rozs�dna, druga samob�jcza, ale Janet a� si� pali�a do tego, �eby myli� �lady. Gdyby wezwa�a policj�, to istnia�y r�wne szanse, �e cz�owiek z siekier� zd��y na miejsce przed nimi. Janet krz�ta�a si� nalewaj�c herbat� do aluminionwego termosu i szykuj�c kanapki z serem. Przygotowa�a te� ubranie i �piw�r na wypadek, gdyby przysz�o im nocowa� pod go�ym niebem, a nast�pnie wrzuci�a to wszystko do plecaka dodaj�c jeszcze niezb�dnik i jednopalnikow� kuchenk� na butan. Pomy�la�a, czy by nie zrezygnowa� z kuchenki, ale ostatecznie par� kilo wi�cej czy mniej nie mia�o znaczenia, a gor�ca herbata p�n� jesieni� i do tego jeszcze w nocy, to naprawd� wa�na sprawa. W li�cie, kt�ry zostawi�a ojcu, napisa�a, �e zamierza spa� u przyjaci�ki. A nast�pnie zap�dzi�a t� przyjaci�k� do jeepa. Na ko�cu piaszczystej drogi dojazdowej Janet zaparkowa�a samoch�d na �wirze i pobieg�a zamaza� �lady, jakie zrobi�a jad�c do domu. Po czym ruszy�a ku wzg�rzom nie omijaj�c ani jednego mi�kkiego miejsca, na kt�rym mo�na by�o pozostawi� widoczne odciski opon. Po po�udniu by�y ju� daleko na po�udnie od Eastport, prawie na wysoko�ci Bar Harbor, karmi�c po drodze kanapkami z serem �ar�oczne wiewi�rki i podziwiaj�c, jak uko�ne promienie s�o�ca przebijaj� si� przez rz�dy �wierk�w i srebrnych brz�z. By�o to beztroskie popo�udnie i Janet pozby�a si� wszelkich podejrze� co do tego, �e Deena mog�a by� uciekinierk� z jakiego� stanowego szpitala. Wierzy�a �wi�cie, �e ma do czynienia z kobiet�, kt�ra by�a �wiadkiem budowy piramid i kt�ra such� nog� przesz�a przez Cie�nin� Beringa. A do tego jeszcze widzia�a dalek� przysz�o��. Janet czu�a, �e ka�de s�owo Deeny wype�nia luki, jakie pozostawi�o wychowanie taty i edukacja szkolna. - A po co ci te skrzyd�a? Deena spojrza�a na zwisaj�ce bezw�adnie skrzyd�a. - To s� ogniwa s�oneczne, kt�re stanowi� nap�d dla kombinezonu. A ten kombinezon to cudo, je�li dzia�a prawid�owo. Widzi w ciemno�ci, grzeje w zimie i ch�odzi w lecie. Bez niego ten cz�owiek zabi�by mnie z pewno�ci�. - Pozawi�zywa�a rozdarcia zapewniaj�c Janet, �e kostium r�wnie� goi rany na ciele. - Ale nie mo�e za ciebie zadzwoni� do domu, co? - Dom nie b�dzie istnia� jeszcze przez wiele wiek�w. - Deena poklepa�a ziemi�. - To jest ca�y �wiat, jaki istnieje, tu i teraz. My�l�, �e mog�abym wyry� na skale jak�� wiadomo�� podaj�c obecn� dok�adn� dat�. Gdyby kto� kiedy� znalaz� ten kawa�ek ska�y, to z pewno�ci� zg�osi�aby si� po mnie jaka� dru�yna. - W porz�dku - rzek�a Janet. Wygl�da�o na to, �e ska�a musi jeszcze jaki� czas poczeka�. - A co to za historia z terenami, kt�re "obecnie nazywaj� si� Kanad�"? Przecie� chyba nic z�ego z Kanad� si� nie sta�o, nie ma mowy o �adnej wojnie, prawda? - Tata nauczy� j�, �e wi�kszo�� Kanadyjczyk�w to honorowi Amerykanie, kt�rzy m�wi� po angielsku, ale nie p�ac� podatk�w. Deena zastanawia�a si� przez chwil�. - P� Halifaxu wyleci w powietrze w wojnie �wiatowej. - Ach, ale to si� ju� sta�o. Wybuch� tam kiedy� statek z amunicj�. Starzy ludzie do dzi� wspominaj� ten huk. - Wobec tego Kanada nie ma si� czego obawia�. Granice narodowe nie maj� dla mnie wi�kszego znaczenia. Docieramy wsz�dzie i dlatego graniczymy ze wszystkimi. - Chryste - powiedzia�a Janet. - Ca�e szcz�cie, �e ci� nie przedstawi�am tacie. Uwa�a, �e ju� samo graniczenie z Meksykiem jest wystarczaj�cym z�em. Mamy piwnic� zawalon� konserwami, na wypadek gdyby komuni�ci og�osili rz�d �wiatowy albo demokraci oddali stan Maine Indianom. - Noga Sowiet�w nigdy nie postanie w Maine ani Indianie nie odzyskaj� tych teren�w. - Tata w to nigdy nie uwierzy. - Czy tw�j ojciec jest takim niedowiarkiem? - Tata ma swoje pogl�dy, kt�rych si� trzyma. Nie wierzy rz�dowi, odk�d z papierowych pieni�dzy usuni�to napis o r�wnowarto�ci w srebrze. Mam nadziej�, �e nie b�dzie te� �adnego kataklizmu nuklearnego? - W ka�dym razie o niczym takim nie s�ysza�am. - Do diab�a. Stracili�my mas� czasu na te przygotowania. Ca�e weekendy sp�dzone w lesie tylko o jagodach i zio�ach. - Zdaje si�, �e tw�j tata boi si� cudzoziemc�w - rzek�a Deena. Janet podnios�a patyk i z�ama�a go. - Ale� sk�d. Niekt�rych wr�cz podziwia. Na przyk�ad takiego faceta, kt�ry powiedzia�, �e �ydzi nie powinni �y� w�r�d innych narod�w, tylko gdzie� si� wynie��. - To tw�j ojciec popiera Hitlera? - Nie, ten cz�owiek nazywa� si� Moj�esz. Tata przypi�� sobie na �cianie jego podobizn�. Wykapany Charlton Heston, tylko m�odszy. Wzrok Deeny pobieg� gdzie� w dal pomi�dzy brzozami. - I ty tak z nim jeste� w tej chacie przez ca�e �ycie? - spyta�a na koniec. - Przez ca�e �ycie. Od kiedy sko�czy�am dwadzie�cia lat, sprawa sta�a si� delikatna. Chcia�am i�� na studia i zosta� archeologiem - Mia�a ochot� doda�: "Jak ty". Deena nie odwzajemni�a jej u�miechu. - A twoja matka? - Nie mam matki od czwartego roku �ycia. - Deena poruszy�a bolesn� strun�, ale rozmowa z t� przybyszk� z przysz�o�ci by�a stosunkowo �atwa. Jakby Janet rozmawia�a z osob� dokonuj�c� spisu ludno�ci. Powiernica w srebrnym kombinezonie. Z wiekiem Janet odkry�a, �e jest coraz wi�cej spraw, o kt�rych nie mo�e rozmawia� z tat�. - Mama od nas odesz�a. Tata wzi�� mnie do pracy, bo mama powiedzia�a, �e chce chocia� na jeden dzie� zosta� tylko z dw�jk� m�odszych dzieci - Jimem juniorem i Sharon. Kiedy wr�cili�my, nie by�o �adnego listu, �adnego wyja�nienia, nie by�o te� mamy. - I nie wiedzieli�cie, dlaczego odesz�a? - Wtedy nie. I przez d�ugie lata nie. Teraz rozumiem, jak musia�o jej by� ci�ko. Wysz�a za m�� jako szesnastoletnia dziewczyna i w ci�gu czterech lat urodzi�a tr�jk� dzieci. Tata uwa�a, �e kontrola urodzin to spisek antychrze�cija�ski. Jest zdania, �e nie bez powodu w Biblii m�wi si� o tych wszystkich "zrodzonych". Mama rzeczywi�cie musia�a potrzebowa� wytchnienia. By�a swego rodzaju hippiesk�. K��cili si� jak wszyscy diabli, ale tata twierdzi, �e rozw�d to takie samo z�o jak skrobanka. W ten spos�b podzieli�a si� z nim rodzin�. Wida� nie zale�a�o jej na mnie. - A chcia�aby� si� z ni� zobaczy�? - Deena zapyta�a od niechcenia, jakby m�wi�a o zakupach w domu towarowym. - Chcia�abym ci si� jako� odwdzi�czy�. Jeste�my bardzo dobrzy w tropieniu ludzi. Janet patrzy�a wystraszona i zdziwiona. By�o to co� bardziej realnego i osobistego od piramid czy nawet przysz�o�ci Kanady. Porzucenie przez mam� i pozostawienie z tat� mia�o w �yciu Janet decyduj�ce znaczenie. Gdyby zdo�a�a przebaczy�, to czy rzeczywi�cie chcia�aby po tylu latach spotka� si� z t� kobiet�? - Nie mog� zmieni� tego, �e odesz�a - rzek�a Deena, jakby czyta�a my�li Janet. - Przesz�o�� to przesz�o��. Do�wiadczony podr�nik w czasie nie pr�buje tego, co niemo�liwe. To tak jakby� chcia�a wyj�� przez okno na wysokim pi�trze, �eby wypr�bowa� prawo ci��enia. Nie mo�na zmieni� twego dotychczasowego �ycia. Ale mo�emy j� znale�� dla ciebie teraz. Zabrzmia�o to tak, jakby Deena mia�a na my�li jakie� czary. Je�eli rzeczywi�cie chce co� dla niej zrobi�, to czy jest sens, �eby traci�a czas na wy�ledzenie jej stukni�tej matki? Przecie� Janet nie jest adoptowanym dzieckiem, kt�re poszukuje swojej "prawdziwej" mamy. Wie, �e jej prawdziwa mama to zwyk�a szmata. - Mo�e lepiej podaj mi numery wygranych na loterii. Deena spojrza�a, jakby nie wiedzia�a, co to takiego loteria. Przez te podr�e w czasie ci ludzie musz� traci� wiele przyjemno�ci. - Ja naprawd� nie chcia�abym ci komplikowa� �ycia. Najpierw pom� mi dosta� si� do domu, a dopiero potem si� nad tym zastanowisz. A jednak my�l o zobaczeniu matki jako� Janet nie opuszcza�a. Mo�e sprawi�y to stanowczo�� i pewno�� w g�osie Deeny, kt�ra mog�a wiedzie� o przysz�o�ci wi�cej ni� m�wi�a, ale Janet postanowi�a nie pyta�. Przeby�y kawa� drogi, zanim dotar�y, dobrze na po�udnie, do autostrady federalnej nr 1, potem za� z rykiem silnika pomkn�y wzd�u� wybrze�a, ju� po ciemku, z zasuni�tym dachem jeepa i podkr�conymi oknami. Im bardziej zbli�a�y si� do bramy, tym bardziej o�ywiona i czujna stawa�a si� Deena. I dobrze, bo perspektywa ponownego spotkania z wymachuj�cym siekier� szale�cem mia�a zupe�nie odwrotny wp�yw na Janet, kt�ra si� nie�le spoci�a podczas jazdy. Srebrna r�ka Deeny spocz�a na d�wigni bieg�w. - Nie masz si� czego obawia�. Ze mn� jeste� bezpieczna. - Deena, ja nie chc� opuszcza� t u i t e r a z. - Nie ma potrzeby. Ja tylko p�jd� skontaktowa� si� z moj� podstacj� i zaraz wracam. Mog� nawet zadzwoni� do bramy, gdzie jest m�j zesp�, zanim przyjedziemy. Niewykluczone zreszt�, �e zobaczysz dwie Deeny. Ale tym si� nie przejmuj. - Potrafisz to zrobi�? - To nie jest niemo�liwe. Rano mog�am nie p�j�� po prostu na pla�� i si� nie uratowa�. Ta scena jest ju� przes�dzona; co� mnie zatrzyma. - Na przyk�ad co? - Kto wie? Po prostu wiem, �e si� nie uratuj�. A poza tym gdybym si� uratowa�a, straci�abym to popo�udnie z tob�. Skr�ci�y z asfaltowej szosy i Janet pochyli�a si� nad kierownic�, z l�kiem my�l�c o tym, co si� czai poza zasi�giem jej �wiate�. Deena, z naci�gni�tym na g�ow� kapturem, prowadzi�a j� zapewniaj�c, �e ta ciemno�� przed nimi to jasny dzie�. W swoim pe�nym kostiumie zn�w by�a bajecznym robotem-widmem. Mo�e to i by�o konieczne, ale na pewno nie dodawa�o otuchy. A jednak spod tej maski Deeny w dalszym ci�gu emanowa� spok�j i pewno�� siebie, kt�re przywiod�y je a� tutaj. - O, tu, prosto. Ten kawa�ek go�ej pla�y. - Ta brama wydaje si� piekielnie niepewna. A co si� stanie, jak si� wy�onisz i pla�a b�dzie pod wod�? - My tak nawet wolimy. Wyj�� pod wod� to znacznie bezpieczniejsze i bardziej prywatne. Dzi�ki temu kombinezonowi mog� oddycha� pod wod�. Deena mia�a wi�c odpowied� na wszystko. Janet zachichota�a, troch� histerycznie, wyobrazi�a sobie bowiem, jak brama zostaje otwarta i jak wody Zatoki Fundy wdzieraj� si� do �rodka zalewaj�c przysz�o��. Ale Deena nie wydawa�a si� tym zatroskana. Nad�wietlne metro nie mo�e dzia�a� w ten spos�b. Nie by�o ani �ladu powracaj�cego do domu zespo�u Deeny. Janet skierowa�a d�ugie �wiat�a jeepa tam, gdzie wed�ug Deeny mia�a znajdowa� si� brama. W zdenerwowaniu z�apa�a za plecak, gotowa rozwali� ka�dego barbarzy�c�, jaki jej stanie na drodze. Tata zawsze stara� si� rozbudzi� w niej zainteresowanie broni�. Na Bo�e Narodzenie zaskoczy� j� nawet kupuj�c na czarnym rynku colta AR-15, przerobionego na ogie� ci�g�y. Tata nie wierzy� w �adne Uzi ani bro� NATO czy inne zagraniczne bzdury. Ka�asznikow by� dla niego cholernie nieameryka�ski. Czy Wyatt Earp u�ywa�by chi�skiej wersji rosyjskiej spluwy? Ni cholery - dla Wyatta by� dobry akurat w�a�nie colt. Teraz �a�owa�a, �e kaza�a ojcu tego colta zabra�; jego nie zaspokojone pragnienie syna by�o a� nazbyt oczywiste. Matka zabra�a mu jedynego potomka m�skiego, zostawiaj�c c�rk�. Wysiadaj�c z jeepa Janet s�ysza�a szum fal i widzia�a migotliw� powierzchni� Atlantyku. Mg�a unios�a si�, za nimi wznosi�a si� czarna �ciana sosen i widmowe zag��bienia znacz�ce bezkres pla�y. Deena przemierza�a mroczn� przestrze� l�ni�c srebrem kombinezonu. Wpatrywa�a si� w ciemno��. - Nie ma nikogo. Pewnie dzikus si� nie pokaza� i dlatego nie by�o sensu wysy�a� dru�yny, chyba �e... Chyba �e stanie si� co� potwornego i to bardzo szybko. I tak nieoczekiwanie, �e nikt nie zdo�a tego powstrzyma�. Janet zaczyna�a rozumie� ca�� t� histori� z punktami w czasoprzestrzeni. �adna dru�yna nie zjawi si� po to tylko, �eby by� �wiadkiem rzezi, kt�rej nie b�dzie w stanie zapobiec. W promieniach reflektor�w Deena przypomina�a rzucony na piasek gigantyczny srebrny znaczek z maski samochodu. - Jeszcze kawa�ek mo�esz ze mn� i��. By�oby to nawet dla ciebie bezpieczniejsze. Janet potrz�sn�a g�ow�. Nie by�a przygotowana na przysz�o��; sama my�l o ewentualnym zobaczeniu si� z matk� ju� j� wystarczaj�co zniech�ca�a. - Przynie� ze sob� numery wygranych na loterii albo zwyci�zc�w w przysz�orocznych rozgrywkach Suffolk Downs. W swojej srebrnej masce Deena robi�a wra�enie ju� bardzo odleg�ej. - Dobrze, do zobaczenia. Dla ciebie nie potrwa to nawet sekundy. Dla mnie troch� d�u�ej, wi�c na razie... Janet dostrzeg�a podnosz�cy si� cie�. Z najbli�szego zag��bienia poderwa�a si� ociekaj�ca piaskiem gigantyczna posta�. W blasku reflektor�w zobaczy�a grubo ciosan� twarz dzikusa z rozwichrzonymi w�osami i czarn� brod�. Szed� prosto na nie wlok�c po�yskliwe ostrze osadzone na d�ugim drzewcu. Panika na wszystkich frontach. Zanim zdo�a�a przyzwoicie krzykn��, zosta�a zwalona pot�nym ciosem. - To nie ja, ty kretynie! Ja jestem osob� postronn�, kibicem siedz�cym za blisko bramki. Chwileczk�! - Ale pod wp�ywem odr�twiaj�cego ciosu Janet zrobi�a salto l�duj�c w o�lepiaj�cym blasku reflektor�w. �wiat�o i ciemno�� wymaza�y pla��. Nie mog�c z�apa� tchu, Janet kl�cza�a na piasku i plu�a �wirem w oczekiwaniu na uderzenie siekiery. Poch�on�� j� gigantyczny ci�ar; reflektory zgas�y. Uczta umar�ych D�awi�ca ciemno�� trzyma�a j� jakby w cielesnym u�cisku. Nast�pnie Janet poczu�a, �e kto� j� wlecze po gor�cym piasku o�lepion� przez jaskrawe �wiat�o dzienne. S�ysza�a, jak pod pra��cym s�o�cem fale uderzaj� o brzeg. Ale i ona uderza�a kogo� swoim plecakiem z ca�ej si�y, co jednak nie robi�o na tym kim� najmniejszego wra�enia. Ga��zki krzew�w �apa�y j� za d�insy i kurtk�, ale dopiero gdy znalaz�a si� w ch�odnym mroku pod drzewami, zn�w mog�a widzie�. Poprzez krzewy, przes�aniaj�ce jej widok, odr�nia�a garbate wyspy u uj�cia zatoki. By�o to ponad wszelk� w�tpliwo�� wybrze�e Maine, Janet mia�a jednak niemi�e uczucie, �e znajduje si� w punkcie czasoprzestrzeni odleg�ym od Eastport, USA. Uwi�ziona w mocnym u�cisku barbarzy�cy, potyka�a si� o korzenie drzew, pora�ona �wiadomo�ci�, �e znajduje si� z dala od domu, w mocy olbrzyma, kt�ry m�g� z ni� zrobi� dos�ownie wszystko. Nie by�o nikogo, kto by przyszed� jej z pomoc� - ani policji, ani armii, ani gwardii narodowej - tylko ciemne �cie�ki lasu. A najgorsze, �e nie by�o taty. Jaka� okaza�a si� g�upia. Przecie� mia�a w r�ku telefon. Ju� tata da�by temu Conanowi Barbarzy�cy pow�cha� �rutu, ale nie, ona Deenie. Ufaj w przysz�o��. "Ja po ciebie wr�c�". Do diab�a, jest sko�czon� idiotk�! Ma to, na co zas�u�y�a. Kiedy dotarli tam, gdzie powinna by�a znajdowa� si� asfaltowa szosa hrabstwa, Janet dar�a si� jak op�tana: - Puszczaj mnie, ty d�ugow�osy, stukni�ty sukinsynu! - Ale najwyra�niej angielszczyzna nie mia�a tu �adnego zastosowania. By� to prawdopodobnie jeszcze jeden nielegalny imigrant, kt�ry przyjecha� obmacywa� dziewczyny, ale nie nauczy� si� j�zyka. Przeklinanie i miotanie si� by�o ca�kowicie bezcelowe, wi�c Janet trzymaj�c go na odleg�o�� wyci�gni�tego ramienia zapar�a si� obcasami. Dzikus zatrzyma� si�, usiad�, ale nie pu�ci� jej r�ki. Oparty o pie� drzewa, z idiotycznym u�mieszkiem zadowolenia na twarzy, wygl�da� jak p� kamienicy. By� tak gro�ny, jakim go zapami�ta�a z pierwszego spotkania: wielkie bicepsy, broda i rozczochrane w�osy. Przypomina� cz�onk�w gang�w motocyklowych, kt�rzy przyje�d�ali w lecie na�pani z Portland autostrad� federaln� nr 1 poszukuj�c piwa i okazji do gwa�tu. Broszka, kt�r� spi�ty by� p�aszcz m�czyzny, przedstawia�a w�a po�ykaj�cego w�asny ogon - symbol wybitnie nieprzyzwoity. W ci�kim p�aszczu, we�nianej sp�dnicy i sk�rzanych sztylpach wygl�da� jak przebieraniec. Janet dos�ownie kona�a z gor�ca i marzy�a o oswobodzeniu r�ki ju� cho�by po to, �eby m�c zdj�� kurtk�. Czu�a jak narasta w niej przera�enie. Po prostu by�o lato. W powietrzu roi�o si� od owad�w, a s�o�ce sta�o nieprawdopodobnie wysoko. Drzewa okrywa�o g�ste zielone listowie. Ogromne d�by i klony, pomieszane ze znacznie wy�szymi jod�ami i cyprysami. Znik�y m�ode sosny, w�r�d kt�rych si� wychowa�a, znik�y ci�gn�ce si� wzd�u� pla�y r�wninne pastwiska. Patrzy�a na wysoki las, kt�ry musia� mie� setki lat albo nigdy nie by� karczowany. Spojrza�a na dzikusa. - Kim jeste�? Je�eli tkwili g��boko w przesz�o�ci, zanim pierwsi osadnicy wykarczowali lasy, to co robi� tutaj Conan? Nie by� bli�szy Hiawacie ni� ona sama. Je�li za� znajdowali si� daleko w przysz�o�ci, kiedy ju� lasy zd��y�y odrosn��, to wobec tego przysz�o�� by�a znacznie n�dzniejsza ni� Janet sobie wyobra�a�a. M�czyzna odpowiedzia� na pytanie, ale nie na wiele jej si� to zda�o. Jego j�zyk, wprawdzie melodyjny, nie by� jednak ani hiszpa�skim, ani francuskim, nie przypomina� te� Janet �adnego ze znanych jej s��w india�skich. W ka�dym razie dzikus nie m�wi� po angielsku. By�oby to za �atwe. A przecie� wypowiadane przez niego s�owa mia�y w sobie co� odlegle znajomego, jakby zapami�tanego z filmu. Cho� wydawa�o si� to ma�o prawdopodobne. Tata uwa�a� zagraniczne filmy za element zmowy antychrze�cija�skiej. Monty Pythona musia�a ogl�da� ukradkiem. J�zyk m�czyzny wyda� jej si� jednak �adny, nie licuj�cy z jego obro�ni�t� fizjonomi�. Te niby znajome dziwne d�wi�ki podkre�la� fakt, �e m�czyzna powtarza� w k�ko co� jakby "Ja-nant", chocia� d�wi�k "j" wymawiany nieprawid�owo brzmia� jak "d�". - Tak - poklepa�a si� po piersiach. - Ja Janet, ty Tarzan. - Chocia� dzikus przypomina� Tarzana bardziej z musku��w ni� z czystych rys�w Lorda Greystoke'a. Czy�by on rzeczywi�cie zna� jej imi�? To chyba niemo�liwe. By�a przekonana, �e nie sp�dzi� popo�udnia w barze Eastport popijaj�c piwko i przepytuj�c ch�opak�w, kto to jest ta dziewczyna, kt�ra kopie na terenie starej india�skiej osady. Tym razem m�czyzna poklepa� si� po piersiach i powiedzia� co�, co zabrzmia�o jak "Bran". A nast�pnie wyci�gn�� r�k� i dotkn�� jej policzka. Przerazi�o j� to nie na �arty, ale si� nie cofn�a. Dotykaj�c jej powiedzia� "Ban". Ten "Bran" i "Ban" najwyra�niej go rozbawi�y, bo roze�mia� si� z w�asnego dowcipu. Wszystko wskazywa�o na to, �e �wietnie si� dogaduj� t e r a z. M�czyzna by� najwyra�niej przekonany, �e nawi�zali rozmow�... mo�e nawet pu�ci jej r�k�... I rzeczywi�cie po chwili pu�ci�, z tak� min�, jakby chcia� powiedzie�: "A teraz mo�esz sobie wrzeszcze�, ile wlezie, na ca�y las". Wsta�a niemal ze szlochem i rozgl�daj�c si� doko�a stwierdzi�a w przera�eniu, �e to, czy dzikus j� trzyma, czy nie, nie ma najmniejszego znaczenia, poniewa� i tak nie mia�aby dok�d uciec. M�czyzna be�kota� dalej usi�uj�c j� uspokoi� i nazywaj�c "Ban-Ja-nant". W pewnym momencie si�gn�� pod p�aszcz, sk�d wyj�� co� w rodzaju sk�rzanego portfela wielko�ci mniej wi�cej damskiej torebki, otworzy� go, wyj�� co� ze �rodka i ofiarowa� jej. Janet spodziewa�a si� chustki do nosa, ale by� to kawa�ek naprawd� staro�ytnej suszonej wo�owiny, znacznie gorszy ni� te, kt�re si� widuje przy kasach sklepowych mi�dzy czerstwymi p�czkami a papierem toaletowym. - Zr�b mi t� uprzejmo�� - powiedzia�a Janet. - Poca�uj mnie w dup�. M�czyzna usiad� i zacz�� �u�; Janet ocieraj�c oczy bezw�adnie osun�a si� na ziemi�. Wyci�gn�� w jej stron� do po�owy zjedzon� wo�owin�. Odepchn�a jego r�k�. - Jedzenie starej ko�skiej sk�ry jest ca�kowicie w twoim stylu - rzek�a Janet. - Ja jestem od trzynastego roku �ycia wegetariank�, a poza tym nie wezm� nic z twojej r�ki, nawet gdyby� mi podawa� najlepszy stek. Kto wie, w kt�rym punkcie czasoprzestrzeni pad�a ta krowa? Jest w tym wystarczaj�co du�o z�ej karmy, �eby� dosta� choroby pyska i racic. Bran nie wygl�da� na takiego, co przebiera w towarach, wi�c Janet si�gn�a do plecaka i wyci�gn�a kanapk� z serem, �eby mu pokaza�. Na sam widok kanapki poczu�a jednak potworny g��d i zacz�a je��. Od jej ostatniego posi�ku musia�y min�� ca�e wieki. Podczas jedzenia przeszuka�a swoje kieszenie i plecak. Solidnie przygotowa�a si� do sp�dzenia nocy poza domem. Zabawne. Mia�a jeszcze jedn� kanapk� z serem, nylonowy �piw�r, jednopalnikow� kuchenk� gazow�, niezb�dnik, aluminiowy termos, ma�� wodoszczeln� puszk� z zapa�kami, par� gumiak�w, zegarek na r�k�, pi�� dolar�w w banknotach, trzy �wier�dolar�wki, dwie pi�ciocent�wki, sze�� pens�w i monet� dolarow� z g�ow� Statui Wolno�ci, na szcz�cie. To wszystko plus d�insy i kurtka puchowa, nie licz�c trykotowej bawe�nianej koszulki, skarpetek i bielizny, stanowi�o relikt cywilizacji przemys�owej, jaki jej pozosta�. Je�li ten koszmar mia�by potrwa� d�u�ej ni� powiedzmy dzie�, to z pewno�ci� dostanie fio�a. Powinna by�a przynajmniej wzi�� derringera, kt�rego tata da� jej specjalnie, �eby zabiera�a id�c na randki. Nie mia�a dos�ownie nic, co by jej zapewni�o bezpiecze�stwo - ani penicyliny, ani prezerwatyw, ani nawet scyzoryka. Je�eli Tarzan j� zgwa�ci, to po prostu b�dzie musia�a urodzi� jego dziecko. Przynajmniej AIDS jej nie grozi, no i mo�e nie wynaleziono jeszcze syfilisu. Termos by� ju� pusty i czerstwa kanapka z serem wi�z�a jej w gardle. Bran przyni�s� kud�aty buk�ak, kt�ry kiedy� stanowi� szat� zewn�trzn� jakiej� kozy. Poci�gn�wszy �yk pocz�stowa� Janet. Kozia sk�ra mia�a t�uste wy�ysia�e miejsca, tam, gdzie si� ociera�a pod pach� Brana, wi�c Janet wstrzyma�a oddech i szybko �ykn�a z buk�aka. Ale r�wnie szybko wyplu�a to, co mia�a w ustach. Nie by�a to bowiem woda. Nap�j przypomina� wino, kt�re w�a�nie zamienia�o si� w ocet. Bran roze�mia� si�. Co za szcz�cie, �e trafi� jej si� porywacz, kt�rego tak �atwo rozbawi�. Poci�gn�� jeszcze raz i odwiesi� buk�ak na miejsce. Nast�pnie wsta�, wskaza� r�k� przed siebie, powiedzia� co� niezrozumia�ego i zacz�� i��. Zanim doszed� do trzeciego drzewa, Janet wrzasn�a: - Poczekaj, ty ma�poludzie, id� z tob�! - W duchu powiedzia�a sobie, �e nie idzie za nim, tylko za czarn� obr�cz� na jego r�ce. Klucz do bramy by� jej jedyn� nadziej� na powr�t do domu. Las przypomina� teraz park - drzewa ros�y w znacznej odleg�o�ci jedno od drugiego. W rzadkim poszyciu Janet widzia�a t�uste przepi�rki i pomykaj�c� drobn� zwierzyn� - by� mo�e, by�y to kuny. Id�c dalej natkn�li si� na du�ego srebrzystego wilka. Nikt trze�wy nie widzia� w Maine wilka co najmniej od p� wieku, ale zwierz� sta�o przed nimi namacalne i zupe�nie nie sp�oszone, gapi�c si�, kiedy przechodzili. Kiedy min�� szok, Janet zacz�a si� martwi� o r�ne g�upstwa, jak na przyk�ad o to, �e zostawi�a w jeepie zapalone �wiat�a. Roz�aduje sobie akumulator. No c�, b�dzie mia�a do�� czasu, �eby co� z tym zrobi�. Min� wieki, zanim ludzie wymy�l� baterie, a co do samochod�w, potrwa to jeszcze d�u�ej. Przeszli przez ostatni� stref� drzew i nagle otworzy� si� przed nimi widok na co�, co stanowi�o po��czenie ogrodu warzywnego z wykarczowanym lasem. Wszystkie drzewa, poza najwy�szymi, zosta�y zredukowane do poczernia�ych pie�k�w, pomi�dzy kt�rymi rysowa�y si� wielobarwne wzg�rki poro�ni�te kukurydz�, ��to-zielonym g�szczem s�onecznik�w i dyni. Po�rodku tego wielkiego ogrodu wznosi� si� prymitywny ostrok� z cienkich pali poprzetykanych ga��ziami, sponad kt�rego �ypa�y ku nim zaokr�glone dachy d�ugich budynk�w z drewna i kory. Janet sta�a w pal�cym s�o�cu, oszo�omiona widokiem obcego, a jednocze�nie znajomego. By�a to india�ska wioska, na kt�rej terenie jeszcze wczoraj prowadzi�a wykopaliska. Linia brzegu cofn�a si� nieznacznie i nad�o�yli kawa� drogi, ale budynki nie budzi�y w�tpliwo�ci. Z osady dochodzi�a piekielna wrzawa - ludzie �piewali i krzyczeli na ca�e gard�o, ale Bran dalej szed� naprz�d bez najmniejszego wahania. Janet sz�a za jego bransolet�. Przy bramie po�o�y� siekier� na ziemi i uni�s� r�ce przytykaj�c wierzch d�oni do ust. Na ich powitanie wysz�a grupa starszych m�czyzn, wymalowanych i wysmarowanych t�uszczem. Wyg�aszali uroczyste mowy, kt�rych Janet zupe�nie nie rozumia�a. Ich powa�ny i dostojny spos�b bycia nie licowa� ze strojami: okrywa�y ich jedynie naszywane paciorkami opaski biodrowe, kt�re pozwala�y wiatrowi igra� swobodnie z ich genitaliami. �eby nie pozostawa� w tyle, Bran wyg�osi� r�wnie niezrozumia�� mow� w swoim w�asnym �piewnym j�zyku. Przekonawszy si�, �e strony nie mog� nawi�za� porozumienia, nagi klub starszych pan�w zaprosi� ich do �rodka. Ci dziadkowie o wytwornych manierach, spaleni na piernik, z kolczykami z muszelek w uszach i tatuowanymi ogonami, nadawali ton ca�ej osadzie. Je�li nie liczy� opasek biodrowych, kt�re si� tu i �wdzie trafia�y, ca�e zbudowane z drewna i kory miasteczko wygl�da�o jaka obozowisko punkowych nudyst�w �wi�tuj�cych Halloween. Janet otoczy� t�um podnieconych Indian: wzruszone kobiety, dzieciaki z oczami jak spodki, wychudzone psy i oswojone skunksy - wszystko to gapi�o si� na ni�, jakby to ona by�a dziwol�giem. Po wyg�oszeniu m�w powitalnych wodzowie podj�li powa�ne pr�by nawi�zania porozumienia. Ustawiwszy par� go�ci na zakurzonych trzcinowych matach m�czy�ni zacz�li robi� sugestywne ruchy oznaczaj�ce siadanie. Janet i Bran usiedli. Nast�pnie starcy przeszli do pantomimy jedzenia i picia, brudnymi paluchami �aduj�c wyimaginowane jedzenie do ust. Bran sk�oni� si� lekko, co mia�o oznacza� przyzwolenie. Mo�liwe, �e ju� wcze�niej tu jad�. Kobiety postawi�y przed nimi miski pe�ne delikatnej, ale syc�cej papki z ziarna kukurydzy, z mi�sem i suszonymi jagodami. W miar� jak Janet wyjada�a mi�so, nastr�j �wi�towania wyra�nie si� wzmaga�. Wznoszono okrzyki i pojawi�o si� wi�cej nagich kobiet ze sk�rzanymi workami na plecach, pokrzykuj�cych "Hajiii, haiii". Janet o ma�o nie zwr�ci�a papki, kt�r� i tak z trudem prze�yka�a. Z ka�dego worka szczerzy�a si� czaszka. Sk�rzane worki zawieraj�ce ludzkie szcz�tki oparto rz�dami w pobli�u mat tworz�c w ten spos�b galeri� zmar�ych. Nast�pnie przed tymi nowymi go��mi ustawiono miski z jedzeniem. Przera�ona Janet siedzia�a skulona obejmuj�c w�asne nogi. Ca�kowicie straci�a zainteresowanie dla posi�ku. Przesz�o�� jawi�a jej si� wielkim odra�aj�cym domem wariat�w, w kt�rym siln� r�k� rz�dz� pacjenci. Bran jad� jak �winia. U�miechaj�c si� do wszystkich wymienia� niezrozumia�e dowcipy z obs�uguj�cymi ich nagimi kobietami. Kilka z nich mia�o na biodrach pasy naszywane muszelkami. Bezwstydne fl�dry. Odchodz�c kr�ci�y w stron� Brana wielkimi ty�kami. W tym samym czasie inne kobiety pochlipywa�y dr�c si� za w�osy i rozbijaj�c gliniane garnki, kt�re Janet mia�a kiedy� wykopywa�. Uczta umar�ych trwa�a ca�y dzie�, cho� �aden z drogich nieobecnych nawet nie ruszy� papki ani mi�sa. W powietrzu dos�ownie roi�o si� od niebieskich much, kt�re obsiad�y cia�a i miski z jedzeniem. Niekt�re usiad�y nawet na porcji Janet. A, niech im b�dzie. Og�upia�a od upa�u i widoku tego, co si� wok� niej dzia�o, Janet powoli dostawa�a bzika. P�nym popo�udniem zaprowadzili j� do du�ej, ch�odnej chaty, gdzie pad�a p�przytomna. Przebywszy okres od p�nocy do po�udnia w przeci�gu kilku sekund Janet cierpia�a na ci�ki przypadek niedospania. Obudzi�a si�, kiedy kobiety wtaszczy�y na wiecz�r do chaty swoich zmar�ych. Zn�w zacz�� si� ten sam koszmar, ale teraz ju� znosi�a go lepiej. Spa�a dobrze, a jej zegarek wskazywa� godzin� dziesi�t� rano czasu wschodniego. Domy�la�a si� nawet, dok�d w�druj� ko�ci zmar�ych na noc. Zawsze zdumiewa�o j� wielkie cmentarzysko za wiosk�. Jakim cudem tyle os�b mog�o by� pochowanych jednocze�nie? Teraz ju� wiedzia�a. Ca�kowicie rozbudzona patrzy�a, jak kobiety zamieniaj� chat� w jedn� wielk� koszmarn� trupiarni�. W przy�mionym �wietle ognisk czy�ci�y i przystraja�y ca�e pokolenia swoich zmar�ych w r�nych stadiach rozk�adu, przemawiaj�c do nich pieszczotliwie i pop�akuj�c. Wbrew swojej woli Janet zauwa�y�a u siebie zrozumienie i akceptacj� dla tego, co robi�y. Kobiety �egna�y si� z utraconymi rodzicami, dzie�mi i kochankami, pe�ne wsp�czucia i czu�o�ci, kt�rych nie by�y w stanie os�abi� smr�d i robactwo. Oszo�omiona, przygl�da�a si� jak ich myj�, ubieraj� w futra i naszyjniki i stroj� tak, �e na tle reszty mieszka�c�w osady wyr�niali si� elegancj�. Zapdaj�c w niespokojny sen Janet ze �zami w oczach przysi�ga�a sobie, �e je�li kiedykolwiek wr�ci do domu, to z ca�� pewno�ci� wyrzuci szpadel. Nazajutrz o �wicie Bran by� got�w do dalszej drogi. B�g jeden wiedzia�, dok�d zamierza� i��, ale Janet postanowi�a mu towarzyszy�. Tej nocy mia�a straszne sny: wsz�dzie widzia�a czaszki - w ciemnych k�tach, w ziemi, poprzez warstw� ludzkiego cia�a. Mieszka�cy wioski wyposa�yli ich w jedzenie i wyprawili w podr�. Kieruj�c si� na p�noc, wzd�u� wybrze�a, Bran by� w doskona�ym nastroju; ca�y czas m�wi� do niej, nie zra�ony barier� j�zykow�. Podczas pierwszego odpoczynku Janet rozebra�a si� do bielizny i wesz�a do zimnej wody, �eby zmy� z siebie trupi od�r. Kiedy si� k�pa�a, podszed� do niej ciekawski jele�. Zjad�a na brzegu ostatni� kanapk� z serem i starannie schowa�a do kieszeni plastikow� torebk�. W tym zbieraniu opakowa� by� jaki� patos, ale przecie� Janet znalaz�a si� w �wiecie, gdzie plastyk by� rzadszy od z�ota. Mijali ich id�cy na po�udnie ludzie, kt�rzy nie�li worki ze zmar�ymi i pokrzykiwali "Hajii!". Nast�pna osada wydawa�a si� niemal zupe�nie normalna: wymalowani Indianie, kt�rzy bili w b�bny, jedli psie mi�so i ta�czyli nago. Zatrzymali si� tutaj na kilka dni. W��cz�ga na p�noc w towarzystwie Brana Barbarzy�cy mog�a by� gorsza, ale nieznacznie. Przypomina�a weekendy sp�dzane z tat� w lasach na �wiczeniach z obrony cywilnej, tyle �e trwa�a bardzo d�ugo. W pewnym sensie by� to "Dzie� po". Czas i przestrze� zmiot�y Stany Zjednoczone z powierzchni ziemi lepiej ni�by to zrobili komuni�ci. Patrzenie na puste miejsce po Eastport by�o niezwykle przygn�biaj�ce. Bran musia� jej niesko�czenie wiele razy m�wi�, dok�d id�, ale Janet naturalnie nic z tego nie rozumia�a. Powoli jednak zaczyna�a �apa� poszczeg�lne s�owa. Zorientowa�a si� na przyk�ad, �e "aber" w jego j�zyku znaczy uj�cie rzeki, a "ab" zatoka. Niekt�re s�owa wydawa�y jej si� nawet niepokoj�co znajome, cho� nie mog�a dopatrzy� si� w tym �adnej regularno�ci. Na przyk�ad "dor" znaczy�o "du�y", a zn�w "bak" "ma�y". Janet upodoba�a sobie s�owo "sooigy" oznaczaj�ce miejsce, gdzie mo�na by�o usi���. Ca�y czas marzy�o jej si� sooigy. Nie mia�a ani do�� si�y, ani zapa�u, by uczy� Brana angielskiego. Pod jej kierunkiem opanowa� jednak zupe�nie nie�le: "Bran jest sukinsynem". A tak�e na powitanie "Pieprz� ci�" i w porze lunchu "�arcie gotowe". Ale w sumie by�o to niezbyt zabawne. Janet bez przerwy my�la�a o Deenie. "Przyjd� po ciebie". Zgoda. Ale w kt�rym punkcie czasoprzestrzeni? Te bzdury o szybko�ci ponad�wietlnej mog�y by� zwodnicze. Deena obieca�a, �e Maine nigdy nie zostanie oddane Indianom. Mo�e to i prawda, ale osobista przysz�o�� Janet by�a g�sto zaludniona Indianami, kt�rzy zachowywali si�, jakby byli w�a�cicielami tego kraju. Nic z�ego nie przytrafi�o si� te� Kanadzie - po prostu przesta�a istnie�. Przynajmniej dla niej. Indianie nie tylko ich nakarmili, ale tak�e przewie�li swoim sanoe przez zatok� do Nowej Szkocji. Janet zrozumia�a teraz, dlaczego Indianie nie mogli sobie da� rady w nowoczesnym �wiecie. �ywili i wozili t� par� bia�ych cudzoziemc�w nie pytaj�c o pieni�dze, nie przejmuj�c si� tym, �e przyjd� jeszcze miliony takich jak oni, kt�rzy wytn� im lasy, wybij� zwierzyn� i wymorduj� ich samych, a niedobitk�w wyp�dz�. Nie to, �eby Indianie z natury rzeczy byli tacy szlachetni. Janet widzia�a kiedy�, jak dostali w swoje r�ce kogo�, kogo uznali za wroga. Przy tym, co wtedy zrobili, Teksaska Masakra Pi�� Mechaniczn� przypomina�a Muppet Show. Najbardziej ponure w tym barbecue po��czonym z wiwisekcj� by�o to, �e w antraktach ofiara mia�a obowi�zek zabawia� swoich oprawc�w �piewem i opowiadaniem dowcip�w na sw�j koszt. Ani jednak Janet, ani Bran nie odgrywali g��wnej roli w tym swoistym variete. Raz przynajmniej by�a zadowolona, �e przysz�o�� jest szczelnie zamkni�ta. Jedyne niebezpieczne chwile zdarza�y si� wtedy, gd