1464

Szczegóły
Tytuł 1464
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1464 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1464 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1464 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Autor: Robert Silverberg Tytul: Podr� do wn�trza (Chiprunner) Z "NF" 2/92 Mia� pi�tna�cie lat, ale wygl�da� na dziewi��dziesi�ciolatka, i to w dodatku marnie si� trzymaj�cego. Zna�em zar�wno jego matk�, jak i ojca - obecnie rozwiedzeni, pracowali w Krzemowej Dolinie i zajmowali w swoich firmach bardzo eksponowane stanowiska. Ka�de z osobna poprosi�o mnie, �ebym spr�bowa� si� nim zaj��. Jego sk�ra by�a b��kitnoszara, ciasno opi�ta na wystaj�cych ko�ciach policzkowych, oczy tak�e szare, du�e, g��boko osadzone, ramiona przypomina�y patyki, a w�skie usta by�y zaci�ni�te w grymasie wyra�aj�cym irytacj�. Wed�ug informacji zawartych w le��cej przede mn� na biurku karcie mia� sto siedemdziesi�t centymetr�w wzrostu i wa�y� trzydzie�ci trzy kilogramy. Chodzi� do trzeciej klasy jednej z najlepszych prywatnych szk� �rednich w okr�gu Palo Alto. Jego IQ wynosi� 161, co wida� by�o ju� na pierwszy rzut oka. Stanowi�o to dla mnie spore zaskoczenie, bowiem wi�kszo�� moich pacjent�w jest przygn�biona, zamkni�ta w sobie, niepewna i nie�mia�a, przypominaj�c ledwo poruszaj�ce si� zw�oki. W jego przypadku o niczym takim nie mog�o by� mowy. Wkr�tce okaza�o si�, �e czekaj� na mnie jeszcze inne niespodzianki. - Twoi rodzice powiedzieli mi, �e zamierzasz zaj�� si� hardware'ow� cz�ci� przemys�u komputerowego - zacz��em zgodnie ze standardow� procedur�, polegaj�c� na nawi�zaniu z pacjentem bli�szego kontaktu. Zbi� mnie z tropu jednym kwa�nym spojrzeniem. - Pan zawsze w ten spos�b zaczyna? "Opowiedz mi o swoim ulubionym hobby, ch�opczyku?" Je�eli nie ma pan nic przeciwko temu, to lepiej darujmy sobie te bzdury i od razu przejd�my do rzeczy. Zdaje si�, �e chcia� mnie pan zapyta� o to, jak jem. Zdumia�o mnie, jak �atwo w ci�gu trzydziestu sekund uda�o mu si� przej�� inicjatyw�. Nie mog�em powstrzyma� si� od por�wnania go z moimi innymi rozm�wcami, nieszcz�snymi, smutnymi istotami, z kt�rych musia�em wyci�ga� s�owo po s�owie. - Szczerze m�wi�c, ch�tnie porozmawia�bym tak�e na temat najnowszych osi�gni�� w przemy�le komputerowym - odpar�em, w dalszym ci�gu staraj�c si� zachowa� dobrotliwy ton. - Wydaje mi si�, �e nie rozmawia pan o tym zbyt cz�sto, bo inaczej nie u�y�by pan zwrotu "hardware'owa cz��", ani nawet "przemys� komputerowy". My ju� nie stosujemy takich wy�wiechtanych okre�le�. - W jego wysokim g�osie wyra�nie s�ycha� by�o t�umiony z trudem gniew. - Dalej, doktorze, chwy�my od razu byka za rogi; uwa�a pan, �e cierpi� na anoreksj�, prawda? - C�... - Wiem wszystko o anoreksji. To choroba psychiczna rozwijaj�ca si� na podk�adzie pr�no�ci, na kt�r� zapadaj� przede wszystkim dziewcz�ta. G�odz� si�, poniewa� chc� by� pi�kne, a ci�gle im si� wydaje, �e s� za grube. Ja nie jestem pr�ny, doktorze, a poza tym nie jestem dziewczyn�. Nawet pan powinien ju� chyba to zauwa�y�. - Timothy... - Chc� panu jasno i wyra�nie powiedzie�, �e nie mam �adnych k�opot�w z jedzeniem i �e nie cierpi� na nic, co kwalifikowa�oby mnie do czubk�w. Ca�y czas doskonale zdaj� sobie spraw� z tego, co robi�. Przyszed�em tu tylko po to, �eby przesta�a mnie dr�czy� matka, kt�ra wbi�a sobie do g�owy, �e chc� zag�odzi� si� na �mier�. Kaza�a mi si� do pana zg�osi�, wi�c jestem, jasne? - Jasne - odpar�em i wsta�em z fotela. Jestem wysokim m�czyzn� o pot�nych ramionach i gdy trzeba, potrafi� sprawia� wra�enie jeszcze pot�niejszego. Uda�o mi si� uzyska� to, co chcia�em, bowiem przez twarz Timothy'ego przemkn�� cie� strachu. Czasem, kiedy terapeucie zale�y na narzuceniu swojego autorytetu, najlepiej skutkuj� w�a�nie takie, najprostsze metody. - A teraz pom�wmy o jedzeniu, Timothy. Co jad�e� dzisiaj na obiad? Wzruszy� ramionami. - Kawa�ek chleba i troch� sa�aty. - To wszystko? - Jeszcze szklank� wody. - A na �niadanie? - Nie jadam �niada�. - Ale za to z pewno�ci� zjesz obfit� kolacj�? - Mo�e jak�� ryb�, jeszcze nie wiem. Moim zdaniem jedzenie to nic ciekawego. Skin��em g�ow�. - Timothy, czy m�g�by� pracowa� na swoim komputerze, gdyby� nie w��czy� go do sieci? - To dosy� protekcjonalne pytanie, doktorze. - Rzeczywi�cie. W takim razie zapytam ci� wprost: czy my�lisz, �e mo�esz zmusi� swoje cia�o do dzia�ania, nie dostarczaj�c mu paliwa? - Moje cia�o dzia�a ca�kiem dobrze - odpar� buntowniczym tonem. - Doprawdy? A powiedz mi, jaki sport uprawiasz? - Sport? - powt�rzy� z takim wyrazem twarzy, jakby us�ysza� to s�owo po raz pierwszy w �yciu. - Chyba wiesz, �e normalna waga osoby w twoim wieku i twojego wzrostu powinna wynosi�... - We mnie nie ma nic normalnego, doktorze, wi�c dlaczego akurat waga mia�aby by� normalna? - Bo by�a, a� do chwili, kiedy nagle przesta�e� je��. Twoja rodzina bardzo si� o ciebie niepokoi. - Nic mi nie b�dzie - powt�rzy� ponuro. - Chyba chcia�by� by� zdrowy, prawda? Przez d�ug�, mro��c� krew w �y�ach chwil� wpatrywa� si� we mnie oczami, w kt�rych wyra�nie widzia�em - albo wydawa�o mi si�, �e widz� - migocz�ce iskierki nienawi�ci. - Chcia�bym znikn�� - powiedzia� wreszcie. Tej nocy �ni�o mi si�, �e znikn��em. Sta�em nagi i samotny na p�ycie szarego metalu po�rodku rozleg�ej, pustej r�wniny pod z�owrogim niebem koloru miedzi i w pewnej chwili zacz��em si� zmniejsza�. Bardzo cz�sto w pod�wiadomo�� terapeuty zapada to, co us�yszy w swoim gabinecie; nazywamy to kontr- przeniesieniem. Mala�em coraz bardziej. Na powierzchni metalu pojawi�y si� otwory, kt�re wkr�tce zamieni�y si� w kratery o poszarpanych kraw�dziach, a potem w rozleg�e przepa�ci i w�wozy. Nad moj� g�ow� migota� ob�ok �wiec�cego py�u. Ziarenka piasku, plamki i drobinki py�u przybra�y rozmiary ogromnych g�az�w. Robi�em si� coraz mniejszy i mniejszy. Wok� mnie pojawi�y si� jakie� stworzenia, z kt�rych istnienia nie zdawa�em sobie do tej pory sprawy, przera�aj�ce, w�ochate potwory o niezliczonej liczbie odn�y. Czyni�y gro�ne ruchy, ale ja mala�em nadal i wkr�tce wszystkie znikn�y. W powietrzu ta�czy�o mrowie dr��cych, goni�cych za sob� szale�czymi zygzakami cz�steczek. Wirowa�y, od czasu do czasu uderzaj�c w moje cia�o, pozbawiaj�c mnie na moment tchu w piersi i popychaj�c we wszystkie strony. Unosi�em si�, zatacza�em i przewraca�em, nie mog�c w �aden spos�b nad tym zapanowa�, czuj�c na sobie pulsuj�ce uderzenia o�lepiaj�cego �wiat�a. Nic nie mog�o powstrzyma� mego szale�czego zmniejszania, a� wreszcie w pewnej chwili wymkn��em si� zupe�nie z kr�lestwa materii. Doko�a t�oczy�y si� promieniuj�ce oboj�tnym blaskiem twory - chyba protony i elektrony, ale sk�d mog�em wiedzie�? - wytwarzaj�c co jaki� czas snopy iskier, kojarz�ce mi si� z wybuchami radosnego �miechu. Powtarza�y mi, �ebym natychmiast opu�ci� ich kr�lestwo, bowiem w przeciwnym razie czeka mnie okropna �mier�. Zobaczy� �wiat w ziarnku piasku - napisa� Blake. Tak. A Eliot powiedzia�: Poka�� ci strach w gar�ci py�u. Kurczy�em si� coraz bardziej, a potem obudzi�em si�, przera�ony, mokry od potu i zupe�nie sam. Zazwyczaj pacjent jest ca�kowicie niekomunikatywny, wi�c rozmawia si� z rodzicami, rodze�stwem, nauczycielami, przyjaci�mi, z ka�dym, kto mo�e podsun�� spos�b nawi�zania kontaktu. Anoreksja jest �miertelnie gro�n� chorob�. Zapadaj� na ni� przede wszystkim dziewcz�ta lub kobiety w wieku dwudziestu kilku lat; trac� kompletnie samoocen� i nie odbieraj� �adnych bod�c�w zmuszaj�cych do poszukiwania i spo�ywania �ywno�ci, jakie wysy�a ka�de zdrowe cia�o. Jedzenie jest wrogiem i nale�y go za wszelk� cen� unika�. Jedz� tylko wtedy, kiedy s� do tego zmuszone,i jak najmniej. Nie zdaj� sobie sprawy, �e robi� si� zatrwa�aj�co chude. Kiedy ka�e im si� rozebra� i stan�� przed lustrem, pokazuj� na swoim wyniszczonym ciele wyimaginowane fa�dy t�uszczu. Czasem nawet intensywna terapia nie jest w stanie powstrzyma� tego procesu i po przekroczeniu pewnego punktu zaczyna si� nieodwracalny marsz ku �mierci. - By� zawsze nadzwyczaj inteligentny - powiedzia�a matka Timothy'ego, pi��dziesi�cioletnia, interesuj�ca kobieta, zawsze zadbana i elegancka, pe�ni�ca w jednej z najwi�kszych firm w Krzemowej Dolinie funkcj� wiceprezesa do spraw finansowych. Pozna�em j� w charakterystyczny dla Kalifornii spos�b: jej obecny m�� by� kiedy� m�em mojej pierwszej �ony. - Nauczyciele m�wili, �e jest geniuszem. Ale zawsze by� jaki� dziwny, jakby zamy�lony czy ponury. Nieraz zastanawia�am si�, czy przypadkiem czego� nie za�ywa, cho� oczywi�cie dzieciaki ju� tego teraz nie robi�. - Timothy by� jej jedynym dzieckiem z pierwszego ma��e�stwa. - Jestem przera�ona, kiedy widz�, jak si� w ten spos�b umartwia. Za ka�dym razem mam ochot� potrz�sn�� nim i wcisn�� mu si�� do gard�a lody, d�em, p�atki na mleku czy cokolwiek, a potem ju� tylko chc� go przytuli� i p�aka�. - Powinien ju� zacz�� si� goli� - powiedzia� jego ojciec, pracuj�cy dla laboratori�w Stanford AI. Cz�sto grywali�my razem w tenisa. - Ja w tym wieku ju� si� goli�em i ty pewnie te�. Jakie� trzy lub cztery miesi�ce temu podejrza�em go przypadkiem, kiedy bra� prysznic. Jeszcze jest dzieckiem. Pi�tna�cie lat i ani jednego w�oska na ciele. To przez to niedo�ywienie, prawda? Brak wystarczaj�cej ilo�ci pokarmu op�nia rozw�j fizyczny. - Ca�y czas pr�buj� co� w niego wmusi� - wyzna� jego przyrodni brat Mick. - Przyje�d�a do nas na weekendy i wi�kszo�� czasu sp�dza przy komputerze, ale nieraz udaje mi si� go gdzie� wyci�gn��. Kupujemy mu hot doga albo hamburgera, a on kiwa g�ow�, m�wi dzi�kuj� i udaje, �e je, ale wyrzuca go natychmiast, kiedy tylko wydaje mu si�, �e nikt na niego nie patrzy. Naprawd�, jest strasznie dziwny. I okropny. Kiedy si� go widzi, z tymi jego stercz�cymi �ebrami, to zupe�nie tak, jakby patrzy�o si� na jak�� posta� z horroru. - Chcia�bym znikn�� - powiedzia� Timothy. Przychodzi� w ka�dy wtorek i czwartek na jednogodzinne seanse. Pocz�tkowo we wszystkim, co m�wi�, pobrzmiewa�a wyra�na nuta wrogo�ci i niedowierzania. Jako zupe�ny laik zada�em mu kilka pyta� na temat najnowszych osi�gni�� w dziedzinie komputer�w, a on odpowiada� mi monosylabami, nie staraj�c si� nawet ukry� pogardy dla mojej ignorancji. Po pewnym czasie jednak niekt�re pytania zacz�y wzbudza� jego zainteresowanie i zdarza�o si�, �e zapomina� o swojej irytacji i udziela� mi znacznie d�u�szej odpowiedzi, zag��biaj�c si� przy okazji w r�ne dziedziny swego kr�lestwa. Nawet nie stara�em si� udawa�, �e cokolwiek rozumiem. Wiedzia�em, �e w�a�nie w taki spos�b uda mi si� do niego najbardziej zbli�y�, ale zdawa�em sobie jednocze�nie spraw� z tego, �e gaw�dz�c z nim przez godzin� o komputerach nie zdo�am uzyska� �adnych efekt�w terapeutycznych. Kiedy tylko pr�bowa�em skierowa� nasz� rozmow� na temat jedzenia, natychmiast robi� si� nadzwyczaj ostro�ny, co zreszt� �atwo by�o przewidzie�. Da� mi jasno do zrozumienia, �e to, co i jak je, jest wy��cznie jego osobist� spraw�, kt�rej nie ma ochoty omawia� ani ze mn�, ani z kimkolwiek innym. Jednak zawsze, kiedy o tym m�wi�, na jego twarzy pojawia� si� blask przywodz�cy na my�l wyg�odnia�ego artyst� Kafki; sprawia� wra�enie dumnego ze swoich osi�gni�� i wydawa�o si�, jakby nawet oczekiwa� podziwu dla zmy�lno�ci, z jak� udawa�o mu si� unika� przyjmowania posi�k�w. W przypadkach, kiedy mamy do czynienia z anoreksj�, nadmierna bezpo�rednio�� na pocz�tkowych etapach terapii mo�e przynie�� wi�cej szkody ni� po�ytku. Pacjentka k o c h a swoj� chorob� i opiera si� wszelkim pr�bom zmierzaj�cym do wyleczenia. W zwi�zku z tym moje rozmowy z Timothy'ym dotyczy�y g��wnie jego nauki, koleg�w ze szko�y i przyrodniego rodze�stwa. Post�p, jakiego dokonywa�em, by� obezw�adniaj�co powolny i przebiega� bardzo okr�n� drog�. Najgorsza by�a nie opuszczaj�ca mnie ani na chwil� �wiadomo��, �e nie mam du�o czasu. Wyniki przeprowadzanych w szkole bada� wskazywa�y na to, �e ch�opiec znajduje si� w bardzo powa�nym stanie: nast�pi�o znaczne os�abienie ko�ci, degeneracja tkanki mi�niowej, niekorzystne zmiany w elektrolicie i wydzielaniu hormon�w. Ju� nied�ugo zamiast stosowania psychoterapii mog�a zaj�� konieczno�� hospitalizacji, a w gruncie rzeczy nikt nie by� w stu procentach pewien, czy i na to nie by�o ju� za p�no. Timothy doskonale zdawa� sobie spraw� z niebezpiecze�stwa, ale w og�le si� tym nie przejmowa�. Da�em mu do zrozumienia, �e nie zamierzam go do niczego zmusza�. Powiedzia�em mu wprost, �e je�eli o mnie chodzi, to mo�e nawet zag�odzi� si� na �mier�, je�li tak bardzo mu na tym zale�y, ale jako psychologa maj�cego ambicje pomagania ludziom, bardzo interesuje mnie ustalenie przyczyn jego post�powania, i to wcale niekoniecznie po to, �eby go ratowa�, lecz by pom�c innym pacjentom, kt�rzy byliby uzyskaniem takiej pomocy zainteresowani. Uwierzy� mi, bowiem wyraz jego twarzy uleg� pewnej zmianie, za� on sam z�agodzi� nieco swoje nastawienie. By�o to ju� nasze pi�te spotkanie i czu�em, �e jego op�r mo�e lada chwila p�kn��. Zaczyna� o mnie my�le� nie jak o jednym z nieprzyjaci�, lecz jak o neutralnym, pozbawionym emocji obserwatorze. Nast�pny krok polega� na tym, �eby zmusi� go do dostrze�enia we mnie sprzymierze�ca - ja i ty, rami� w rami� przeciwko n i m. Opowiedzia�em mu troch� o moim dzieci�stwie i trudnej m�odo�ci, traktuj�c to jak kilka sznurk�w szklanych paciork�w zaoferowanych z my�l� o wymianie. - Dok�d chcesz p�j��, kiedy uda ci si� znikn��? - zapyta�em wreszcie. Chwila okaza�a si� dobrze dobrana, za� rezultaty przesz�y moje naj�mielsze oczekiwania. - Czy wie pan, co to jest uk�ad scalony? - Oczywi�cie - odpar�em. - Tam w�a�nie wchodz�. Nie "chcia�bym tam wej��", tylko po prostu "wchodz�". - Opowiedz mi o tym - poprosi�em. - Natur� rzeczywisto�ci mo�na pozna� tylko wtedy, je�li si� jej dok�adnie przyjrze� - powiedzia�. - Najdok�adniej, jak tylko mo�na. We�my na przyk�ad te fantastyczne mikroprocesory - s� mniejsze od paznokcia, a maj� mo�liwo�ci pi��dziesi�t razy wi�ksze od dawnych komputer�w. Co si� w nich n a p r a w d � dzieje? Ot� ja w�a�nie wchodz� w nie i patrz�. To jakby co� w rodzaju transu: koncentruj� si� coraz bardziej i bardziej, a potem zaczynam schodzi� w d�, do wn�trza, coraz g��biej. - Roze�mia� si� ochryple. - My�li pan pewnie, �e to tylko jaki� mistyczny be�kot, prawda? Waha si� pan mi�dzy dwoma interpretacjami: jedn�, �e jestem po prostu postrzelonym szczeniakiem i drug�, �e ma pan do czynienia z nie lada spryciarzem, karmi�cym pana stekiem bzdur, �eby tylko nie przej�� do sedna sprawy. Czy nie mam racji, doktorze? - Kilka tygodni temu mia�em sen, w kt�rym stawa�em si� niesko�czenie ma�y - odpar�em. - W�a�ciwie to by� bardziej koszmar ni� sen, ale mimo to wr�cz fascynuj�cy, cho� zarazem okropny. Zszed�em a� do poziomu moleku�, staj�c si� mniejszy od ziaren piasku, bakterii, a potem nawet elektron�w i proton�w, czy te� czego�, co wed�ug mnie nimi by�o. - Jakie �wiat�o by�o tam, gdzie pan dotar�? - O�lepiaj�ce. Bezustannie pulsowa�o. - Jaki mia�o kolor? - Wszystkie kolory na raz. Spojrza� mi w oczy. - To prawda! - Widzia�e� to samo? - Tak. Nie. - Poruszy� si� niepewnie. - Jak mog� panu powiedzie�, skoro pan te� to widzia�? Tak, to by�o co� w rodzaju pulsuj�cego strumienia, sk�adaj�cego si� ze wszystkich mo�liwych kolor�w. - Opowiedz mi co� jeszcze. - O czym? - O tym, co czujesz, kiedy si� zmniejszasz. Popatrzy� na mnie z wy�szo�ci� jak nauczyciel na ucznia. - Wie pan, jakiej wielko�ci jest uk�ad scalony? Powiedzmy, na przyk�ad MOSFET? - MOSFET? - Tranzystor polowy typu metal-tlenek-p�przewodnik - wyja�ni�. - Najnowsze maj� �rednic� jednego mikrometra, czyli dziesi�� do minus sz�stej metra. Inaczej m�wi�c, to jedna milionowa metra. S� ma�e, ale daleko im jeszcze do poziomu molekularnego. Na jednym mikrometrze mo�na zmie�ci� oko�o dwustu ameb albo ca�� armi� wirus�w. Tam w�a�nie schodz�, do korytarzy, w kt�rych bezustannie �migaj� elektrony. Oczywi�cie, nie widz� ich. Nie zobaczy�bym ich nawet wtedy, gdybym sta� si� jeszcze mniejszy, tylko co najwy�ej m�g�bym wyliczy� ich najbardziej prawdopodobne trasy, ale za to je c z u j �. Biegam wraz z nimi korytarzami i kana�ami, wciskaj�c si� we wszystkie szpary i poznaj�c teren, �ebym m�g� si� czu� jak u siebie w domu. - Jak wygl�daj� elektrony? - Podobno �ni�o si� to panu, wi�c niech mi pan powie. - Przypominaj� iskry albo ob�ok �wiec�cych, p�dz�cych z ogromn� pr�dko�ci� b�belk�w. - Wyczyta� pan to w kt�rym� ze swoich fachowych czasopism? - Ja to widzia�em - odpar�em. - A raczej czu�em w swoim �nie. - Tak jest naprawd�! - By� spocony, na policzki wyst�pi�y mu intensywne rumie�ce, d�onie wyra�nie dr�a�y, a ca�e cia�o rozpali�o si� metaboliczn� gor�czk�, jakiej jeszcze u niego nie widzia�em. Wygl�da� jak szkielet, kt�ry w�a�nie zszed� z kortu po bardzo zaci�tym meczu. - Czy jest pan pewien, �e to by� tylko sen? - zapyta� nachylaj�c si� do mnie i po raz pierwszy pozwalaj�c sobie na okazanie wobec mnie ca�ej swojej s�abo�ci. - Jest pan pewien, �e nie by� pan tam naprawd�? Kafka mia� racj�; osobie cierpi�cej na anoreksj� przede wszystkim zale�y na okazaniu swych nadzwyczajnych zdolno�ci. "Popatrzcie - m�wi - jaka jestem niezwyk�a. Posiadam niespotykany dar. Potrafi� w pe�ni zapanowa� nad moim cia�em. Odmawiaj�c przyjmowania pokarm�w przej�am kontrol� nad moim losem. Dysponuj� nadzwyczajn� si�� woli. Czy wy umiecie narzuci� sobie tak� dyscyplin�? Czy potraficie to zrozumie�? Oczywi�cie, �e nie. Tylko ja jestem do tego zdolna." Nadmierna oty�o�� stanowi tutaj jedynie ma�o istotny pretekst, bowiem przede wszystkim chodzi o zademonstrowanie niezwyk�ych umiej�tno�ci, udowodnienie, �e jest si� zdolnym osi�gn�� co� nadzwyczajnego i pokazanie �wiatu, jak wyj�tkowym jest si� cz�owiekiem. Surowa dieta stanowi tylko �rodek do osi�gni�cia innego celu: uzyskania kontroli nad swoim cia�em, �yciem, a wreszcie nad ca�ym fizycznym �wiatem. Zacz�� nieco lepiej wygl�da�. Na jego policzkach pojawi� si� �lad rumie�c�w, za� on sam wydawa� si� bardziej odpr�ony i jakby mniej nerwowy. Odnios�em nawet wra�enie, jakby troch� przyty�, cho� wyniki bada�, jakie otrzymywa�em od szkolnego lekarza, nie potwierdza�y moich obserwacji; czasem waga wskazywa�a kilogram lub dwa wi�cej, czasem mniej, lecz nic nie �wiadczy�o o tym, �e rozpocz�� si� sta�y przyrost ci�aru cia�a. Z rozm�w z jego matk� wynika�o, �e miewa� okresy nieznacznie wi�kszego zainteresowania jedzeniem, ale zaraz potem nast�powa� powr�t do �cis�ej diety albo niech�tnego, powolnego prze�uwania. Z ca�� pewno�ci� trudno by�o uzna� te wyniki za zach�caj�ce, lecz mia�em granicz�ce z pewno�ci� przeczucie, �e zaczynam wreszcie nawi�zywa� z nim kontakt i �e znajduj� si� na pocz�tku drogi, kt�r� uda mi si� odci�gn�� go od skraju przepa�ci. - Po to, �eby si� tam dosta�, musz� si� sta� ca�kowicie niewa�ki - powiedzia� Timothy. - Zupe�nie dos�ownie. To, co do tej pory osi�gn��em, to dopiero pocz�tek. Musz� jeszcze straci� ca�� reszt�. - Dopiero pocz�tek, powiadasz? - powt�rzy�em do g��bi poruszony i zapisa�em co� szybko w notesie. - Jestem ju� w stanie wyruszy� w drog�, ale na razie nie mog� nigdzie dotrze�. W chwili, gdy docieram do strukturalnych rejon�w uk�adu scalonego, napotykam barier� nie do przebycia. - A wi�c jednak docierasz do jego wn�trza? - Owszem, ale nie osi�gam prawdziwego zrozumienia, na kt�rym mi przede wszystkim zale�y. By� mo�e wina le�y po jego stronie, a nie po mojej. Mo�e osi�gn��bym to, co zamierzam, gdybym mia� do dyspozycji uk�ad scalony wykorzystuj�cy zjawisko studni kwantowej, ale taki jeszcze nie zosta� skonstruowany, a nawet je�li zosta�, to i tak nie zdob�d� do niego dost�pu. Wie pan, chcia�bym zabra� si� z falami prawdopodobie�stwa. Chcia�bym by� tak ma�y, �eby z�apa� si� jakiego� elektronu i przeby� wraz z nim ca�� drog�. - Jego oczy p�on�y wewn�trznym blaskiem. - Je�li pan chce, niech pan porozmawia o tym z moim bratem albo z kimkolwiek. Ci, kt�rzy tego nie rozumiej�, uwa�aj� mnie za wariata, zreszt� podobnie jak pozostali. - Mnie mo�esz o tym powiedzie�, Timothy. - Uk�ad scalony to w gruncie rzeczy miliardy mikroskopijnych, st�oczonych jeden przy drugim tranzystor�w. S� wykonane z krzemu lub germanu, zanieczyszczonego dodatkami boru, arsenu lub jeszcze innych pierwiastk�w. Po jednej stronie warstwy izolacyjnej tranzystora znajduj� si� cz�steczki typu n, po drugiej typu p. Kiedy przez bramk� zaczyna dop�ywa� pr�d, elektrony przenosz� si� na stron� p, poniewa� ma ona potencja� dodatni, za� cz�steczki na�adowane dodatnio uciekaj� na stron� n. W zwi�zku z tym ka�dy, nawet najprostszy obw�d logiczny... - przerwa�. - Nad��a pan? - Mniej wi�cej. Powiedz mi, co czujesz, kiedy zaczynasz si� zag��bia� do wn�trza uk�adu. Na pocz�tku jest nag�e poruszenie i przyp�yw ekstatycznej si�y; nie ma mowy o �adnym spadaniu, raczej ju� o unoszeniu si� w przestrzeni. Pod�oga znika z pola widzenia, a w chwil� potem nadchodzi niewyobra�alne zwielokrotnienie percepcji - w jeszcze przed chwil� pustym, zdawa�oby si�, powietrzu, zaczynaj� ta�czy� drobinki py�u, za� �wiat�o nabiera zupe�nie nowych cech, odbijaj�c si� i migocz�c w niesamowity spos�b. �wiat zaczyna si� zmienia�. Znajome kszta�ty - st�, krzes�o, komputer - znikaj� w miar� jak obserwator zbli�a si� do samej ich istoty, dostrzegaj�c z�o�on� struktur� i urozmaicenie powierzchni. To ju� nie las, a poszczeg�lne drzewa. Wszystko jest zrobione z czego�, ale nic nie jest jednolicie solidne. Drewno i metal zamieniaj� si� w labirynty w��kien, sieci i po��cze�. Otwieraj� si� coraz to nowe w�wozy i bezdenne przepa�ci. W�drowiec zbli�a si� do nich, niesiony niczym pi�rko podmuchami molekularnego wiatru. Nie jest to �atwa podr�. �wiat staje si� coraz bardziej ziarnisty. Trzeba przedziera� si� przez niewidzialn� zamie� szalej�cych cz�steczek tlenu i azotu, hamuj�c� ka�dy, najmniejszy nawet krok. Przed w�drowcem le�y stanowi�cy cel jego wyprawy uk�ad, b�yszcz�cy niczym promienista Valhalla. Trzeba przesta� my�le� o przeciwno�ciach i rozpocz�� szale�czy bieg. Na niebie rozb�yskuj� gigantyczne t�cze, rozlewaj�c o�lepiaj�ce strugi najczystszych barw i uderzaj�c z si�� gotow� wyrzuci� z orbit zab��kane atomy. A potem... potem... Uk�ad pojawia si� w ca�ym swym przepychu, niczym wzniesiona na ate�skiej r�wninie �wi�tynia Zeusa. Olbrzymie, jarz�ce si� przy�mionym �wiat�em kolumny, ziej�ce czerni� bramy, ciemne, kusz�ce korytarze, ukryte sanktuaria, do kt�rych nie mo�na dotrze�, za� ich istoty nie spos�b nawet zrozumie�. Wsz�dzie wok� pe�no r�nobarwnego �wiat�a. W powietrzu rozbrzmiewa tajemnicza, podnios�a muzyka. Podr�ny czuje si� jak odkrywca stawiaj�cy pierwsze kroki w zaginionym �wiecie, jednocze�nie ani przez moment nie przestaj�c si� kurczy�. Niedostrzegalne jeszcze przed chwil� szczeg�y powi�kszaj� si� b�yskawicznie, puchn�c niczym rosn�ce po deszczu, metalowe grzyby i pn� si� coraz wy�ej, �eby wreszcie ca�kowicie przes�oni� niebo. W�drowiec jest ju� tak ma�y, �e z trudem udaje mu si� przekroczy� pr�g, ale znalaz�szy si� we wn�trzu mo�e si� porusza� ze znacznie wi�ksz� swobod�. Znajduje si� w niezwyk�ym w�wozie, kt�rego srebrzyste, pokryte licznymi p�kni�ciami �ciany wznosz� si� wy�ej ni� si�ga jego wzrok. Zaczyna biec. Dysponuje niespo�yt� energi�, a jego nogi poruszaj� si� niczym stalowe spr�yny. Za jego plecami wrota otwieraj� si� i zamykaj�, otwieraj� i zamykaj�; porywa go wezbrany strumie� i niesie naprz�d, a on czuje, bo nie widzi, wibracje atom�w boru i krzemu, wyczuwa mijaj�ce go elektrony i nie-elektrony, przyci�gane do dodatnio lub ujemnie na�adowanych �cian w�wozu. Ale to nie wszystko. Biegnie nadal, bowiem jest tu jeszcze niesko�czenie wi�cej, ca�y �wiat zamkni�ty w otaczaj�cym go �wiecie, le��cy u jego st�p i dra�ni�cy go swoj� niedost�pno�ci�. Wiruje przed nim niczym cyklon, a on rzuci�by si� w jego �rodek, gdyby m�g�, lecz powstrzymuje go jaka� niewidzialna bariera, granica wyznaczaj�ca kres jego w�dr�wki i dokona�. Niczego nie pragnie tak bardzo, jak chwyci� przemykaj�cy obok elektron, wyrwa� go z jego �cie�ki i zajrze� mu do serca. Pragnie wej�� do wn�trza atomu i odetchn�� zamkni�tym w jego wn�trzu powietrzem, a nast�pnie zobaczy� ukryte g��boko j�dro, t�skni za widokiem mezon�w, kwark�w i neutrin. Tyle jeszcze jest tych �wiat�w w �wiatach, a on jest du�y, potwornie niezgrabny, niczym chwiej�cy si� na nogach olbrzym, niezdolny przedosta� si� na drug� stron� niewidzialnej granicy... Tylko dot�d i ani kroku dalej... Ani kroku... Patrzy� na mnie z drugiej strony biurka. Jego twarz by�a mokra od potu, a cienka koszula przyklei�a si� w wielu miejscach do sk�ry, kt�ra zupe�nie straci�a sw�j niezdrowy, ziemisty odcie�. Sprawia� wra�enie ca�kowicie przeistoczonego i wr�cz tryskaj�cego �yciem, bardziej ni� ktokolwiek, kogo do tej pory widzia�em. W jego oczach p�on�� faustowski ogie� i wszechogarniaj�ca ��dza. Podobnie musieli wygl�da� Magellan, Newton i Galileusz. Jednak w jednej chwili wszystko to znikn�o i znowu mia�em przed sob� wymizerowanego ch�opca, chudego, przygarbionego i �a�o�nie kruchego. Poszed�em do znajomego fizyka, przyjaciela ojca Timothy'ego, prowadz�cego badania na uniwersytecie. Nie wspomnia�em ani s�owem o ch�opcu. - Co to jest "studnia kwantowa"? - zapyta�em. Spojrza� na mnie ze zdziwieniem. - Gdzie o tym us�ysza�e�? - Od jednego ze znajomych, ale obawiam si�, �e nie bardzo go zrozumia�em. - To co� w rodzaju nadzwyczaj ma�ego prze��cznika - powiedzia�. - Dzieli nas od niego jeszcze jakie� pi��, dziesi�� lat. Sam pomys� polega na tym, �eby do tej samej sieci krystalicznej wprowadzi� dwa r�ne, p�przewodz�ce materia�y, tworz�c w ten spos�b "supersie�" przypominaj�c� nieco tr�jwymiarow� szachownic�. Przeciskaj�ce si� mi�dzy poszczeg�lnymi sze�cianami elektrony mog�yby w�wczas wykonywa� wszelkie operacje ze zwielokrotnion� pr�dko�ci�. - A jak du�e by�oby to urz�dzenie w por�wnaniu z dzisiejszymi uk�adami scalonymi? - Jego rozmiary mierzy�oby si� w nanometrach, czyli w miliardowych cz�ciach metra - odpar�. - By�oby mniejsze od wirusa, osi�gaj�c wielko��, poni�ej kt�rej, wed�ug teoretycznych wylicze�, zanika zjawisko p�przewodzenia. Jeszcze krok dalej i trzeba by ju� przej�� na angstremy. - Angstremy? - Jedna dziesi�ciomiliardowa metra. Mierzy si� w nich rozmiary atom�w. - Aha... Dobrze. Czy mog� ci� jeszcze o co� zapyta�? Na jego twarzy pojawi� si� wyraz lekko rozbawionej, cierpliwej tolerancji. - Czy kto� wie, jak w�a�ciwie wygl�da elektron? - Jak w y g l � d a ? - Chodzi mi o to, czy starano si� je zobaczy�, mo�e nawet sfotografowa�... - Wiesz, co to jest zasada nieoznaczono�ci? - No... Nie bardzo. - Elektrony s� cholernie ma�e i maj� mas� rz�du... eee... co� oko�o dziewi�� razy dziesi�� do minus dwudziestej �smej grama. Po to, �eby cokolwiek zobaczy�, w dowolnym znaczeniu tego s�owa, potrzebujemy �wiat�a, bowiem widzimy w�a�nie dzi�ki �wiat�u emitowanemu przez dany obiekt lub pochodz�cemu z innego �r�d�a i odbitemu przez niego. Najmniejsza jednostka �wiat�a, jak� jest foton, posiada tak nisk� cz�stotliwo��, �e po prostu zas�oni ka�dy elektron, jaki znajdzie si� w jego pobli�u. Nie mo�emy u�y� promieniowania o wy�szej cz�stotliwo�ci, takiego jak na przyk�ad promienie gamma lub x, bowiem w miar� wzrostu cz�stotliwo�ci ro�nie tak�e energia, wi�c taki promie� po prostu wybi�by interesuj�cy nas elektron nie wiadomo gdzie i tyle by�my go widzieli. Tak wi�c sam rozumiesz, �e nie mo�emy "zobaczy�" elektronu, bowiem ju� w chwili ustalania jego pozycji nadaliby�my mu now� pr�dko��, w wyniku czego natychmiast zmieni�by swoj� pozycj�. Jedyne, co nam pozostaje, to na podstawie szczeg�owych oblicze� i rachunku prawdopodobie�stwa domy�la� si�, gdzie jest i jak szybko si� porusza. Mniej wi�cej w�a�nie na tym polega zasada nieoznaczono�ci. - Chcesz przez to powiedzie�, �e zobaczy� elektron mo�e tylko kto�, kto jest dok�adnie jego wielko�ci lub nawet mniejszy? Zerkn�� na mnie z ukosa. - Zdaje si�, �e to pytanie nie jest pozbawione sensu - odpar�. - Przypuszczam nawet, �e m�g�bym na nie odpowiedzie� twierdz�co, ale o czym my w�a�ciwie, do diab�a, rozmawiamy? Tej nocy �ni�em ponownie o olbrzymich, groteskowych stworzeniach, jarz�cych si� fluorescencyjnym blaskiem na tle najczarniejszego z mo�liwych nieba. Mia�y szpony, macki i tuziny oczu, a ich p�kate, asymetryczne cielska by�y poro�ni�te g�stymi, rudymi w�osami. Niekt�re posiada�y grube pancerze, inne za� l�ni�ce kolce, wysuwaj�ce si� rz�dami spod dr��cej sk�ry. Goni�y mnie w tym pozbawionym powietrza �wiecie i wsz�dzie, gdzie si� skierowa�em, widzia�em ich coraz wi�cej i coraz bli�ej. W pewnej chwili ujrza�em, �e �ciany kosmosu zaczynaj� si� chwia� i rozp�ywa�, niebo zatacza si� jak pijane, a przez szczeliny w ciemno�ci wlewaj� si� strugi jaskrawych, wymieszanych ze sob� barw, splecione niczym wielkie �a�cuchy. Wci�� bieg�em przed siebie, lecz potwory otacza�y mnie ze wszystkich stron, nie pozostawiaj�c �adnej drogi ucieczki. Timothy nie przyszed� na spotkanie. Od kilku dni mia�em wra�enie, �e oddala si� ode mnie; cz�sto przez ca�� godzin� siedzia� bez ruchu, nie odzywaj�c si� ani s�owem i wpatruj�c si� we mnie z wn�trza hermetycznej kuli niedost�pno�ci. Uzna�em to za objaw pasywno-agresywnej fazy oporu, lecz kiedy nie zjawi� si� o wyznaczonej porze, zaniepokoi�em si�; taki otwarty bunt nie by� w jego stylu. Wszystko wskazywa�o na to, �e trzeba b�dzie si�gn�� po inne metody terapii - bezpo�redni� interwencj� starszego, kochaj�cego brata, czyli mnie, terapi� rodzinn� lub nawet spotkania z udzia�em nauczycieli i koleg�w. Pomimo ostatnich, niekorzystnych zmian wci�� jeszcze wydawa�o mi si�, �e zdo�am dotrze� do niego na czas, ale w tym momencie miarka si� przebra�a. Nazajutrz zadzwoni�em do jego matki, od kt�rej dowiedzia�em si�, �e Timothy zosta� zabrany do szpitala, wi�c zaraz po porannych godzinach przyj�� pojecha�em go odwiedzi�. Kiedy lekarz dy�urny us�ysza�, �e jestem terapeut� i usi�owa�em wyleczy� go z anoreksji, zesztywnia� i przybra� lodowaty ton. Nie musia�em by� telepat�, �eby wiedzie�, co my�la�. "Niewiele uda�o ci si� osi�gn��, co?" - S� z nim rodzice - powiedzia�. - Zapytam, czy zgodz� si�, �eby pan wszed�. Jego stan jest bardzo powa�ny. Okaza�o si�, �e byli tam wszyscy, ��cznie z ojczymami, macochami i dzie�mi z kolejnych ma��e�stw. Timothy przypomina� woskow� lalk�. Przyniesiono mu ksi��ki, kasety, a nawet walizkowy komputer, ale wszystko by�o poupychane po k�tach ��ka. Le��ce na �rodku cia�o by�o tak wychudzone, �e niemal trudno je by�o dostrzec pod cienk� ko�dr�. Mia� pod��czon� kropl�wk�, a tak�e ca�� mas� innych kabelk�w i rurek prowadz�cych do ustawionych wok� ��ka aparat�w. Nie spa�, ale wydawa� si� spogl�da� na inny �wiat, by� mo�e �wiat szalej�cych bakterii i dr��cych moleku�, kt�ry �ni� mi si� kilka nocy temu. Odnios�em wra�enie, �e si� leciutko u�miecha�. - Zemdla� podczas lekcji - szepn�a matka. - Dok�adnie w pracowni komputerowej - doda� ojciec z nerwowym, zgrzytliwym chichotem. - Odzyska� przytomno�� dwie godziny temu, ale bredzi� co� bez sensu. - On chce wej�� do swojego komputera - oznajmi� jeden z ch�opc�w. - To g�upie, prawda? - No oko m�g� mie� jakie� siedem lat. - Timothy umrze, Timothy umrze! - zanuci�a jego r�wie�nica. - Christopher! Bree! Uspok�jcie si�! - zareagowa�o jednocze�nie troje spo�r�d rodzic�w. - Czy zacz�� reagowa� na kropl�wk�? - zapyta�em. - Lekarze m�wi�, �e nie - odpar�a matka. - Jest w krytycznym stanie. W tym tygodniu schud� p�tora kilograma. My�leli�my, �e je, ale on musia� chyba chowa� wszystko do kieszeni. - Potrz�sn�a g�ow�. - Nie spos�b by�o ca�y czas go pilnowa�. Patrzy�a na mnie zimno, podobnie jak ojciec, a nawet wi�kszo�� pozosta�ych os�b. "To twoja wina. Liczyli�my na ciebie, mieli�my nadziej�, �e uda ci si� mu pom�c" - m�wi�y ich oczy. Co mia�em im odpowiedzie�? Wyleczy� mo�na tylko tych, do kt�rych mo�na dotrze�, za� Timothy postanowi� za wszelk� cen� pozosta� poza moim zasi�giem. Mimo to bole�nie odczuwa�em ich pe�en wyrzutu gniew. - Widzia�em ju� ludzi, kt�rzy po leczeniu wychodzili ze znacznie gorszego stanu - powiedzia�em. - Musi odzyska� si�y na tyle, �eby by� w stanie znowu ze mn� rozmawia�. Jestem pewien, �e wtedy uda mi si� doprowadzi� go do porz�dku. Ju� prawie prze�ama�em jego op�r, kiedy... Jasne, odrobina optymizmu nic nie kosztuje. Da�em im wszystko, co mog�em: do�wiadczenie wyp�ywaj�ce z kontakt�w z podobnymi przypadkami, kiedy to po ostrym kryzysie nast�powa�a raptowna poprawa, i tak dalej, i tak dalej, dziel�c si� bogatym do�wiadczeniem wykszta�conego, m�drego cz�owieka. Nawet to na nich podzia�a�o. Po jakim� czasie nabrali granicz�cego z pewno�ci� przekonania, �e na policzkach ch�opca pojawi�y si� lekkie rumie�ce, a on sam poruszy� si� lekko. Uwierzyli, �e wkr�tce dzi�ki maszynom t�ocz�cym do jego krwiobiegu substancje od�ywcze, kt�rych on z tak� konsekwencj� unika�, odzyska przytomno��. - Patrzcie! - m�wili jeden przez drugiego. - Patrzcie, jak porusza r�kami! Patrzcie, jak oddycha! Na pewno wszystko b�dzie dobrze. Chyba nawet ja sam zacz��em w to wierzy�. Potem jednak przypomnia�em sobie jego s�owa: "Po to, �eby tam dotrze�, musz� sta� si� ca�kowicie niewa�ki. To dopiero pocz�tek. Musz� pozby� si� ca�ej reszty. Chcia�bym znikn��." Tej nocy mia�em trzeci sen, szczeg�owy, realistyczny, niemal namacalny. Spada�em i bieg�em jednocze�nie, pracuj�c nogami jak marato�czyk na czterdziestym drugim kilometrze, w tym samym czasie p�dz�c przez pozbawion� powietrza pustk� w kierunku srebrno-czarnej powierzchni jakiej� planety. Spada�em bez ko�ca, nie czuj�c w�asnego ci�aru, po czym wyl�dowa�em mi�kko na powierzchni i natychmiast zacz��em biec, posuwaj�c si� jednak nie naprz�d, lecz w d�, mi�dzy ust�puj�cymi mi z drogi atomami substancji, z kt�rej sk�ada� si� grunt. W miar� jak schodzi�em coraz ni�ej, robi�em si� tak�e coraz mniejszy i mniejszy, a� wreszcie przypomina�em zaledwie p�dz�cego przed siebie, bezcielesnego ducha, niewa�kie wspomnienie samego siebie. Mimo to nie zatrzymywa�em si�, wnikaj�c w kolejne poziomy wolny od niewygodnego balastu cia�a. Rano zadzwoni�em do szpitala. Timothy umar� wczesnym �witem. Czy zawiod�em? By� mo�e tak, ale s�dz�, �e nikomu na moim miejscu nie uda�oby si� odnie�� sukcesu. Timothy przeni�s� si� tam, gdzie chcia� si� przenie��, za� si�a jego woli by�a tak wielka, �e wszelkie pr�by przeciwstawienia si� jej musia�y by� dla niego jak nieistotne, pozbawione jakiegokolwiek znaczenia brz�czenie owad�w. Tak wi�c uda�o mu si� osi�gn�� sw�j cel. Pozby� si� bezu�ytecznej skorupy. Ruszy� w d�, biegn�c i unosz�c si� w przestrzeni, a� do samego j�dra, gdzie panuje absolutna wiedza i nikt nigdy nie s�ysza� o czym� takim jak niepewno��. Biegnie w�r�d l�ni�cych elektron�w, dotar�szy wreszcie do wyznaczanego miar� angstrem�w �wiata. Prze�o�y� Arkadiusz Nakoniecznik ROBERT SILVERBERG Autor ameryka�ski, urodzony w r. 1935. Sw� b�yskotliw� karier� rozpocz�� jako niespe�na dwudziestolatek. Uko�czy� wydzia� literatury angielskiej na Uniwersytecie Columbia i w tym samym roku otrzyma� Hugo w kategorii najlepiej zapowiadaj�cego si� m�odego tw�rcy. Od tego czasu Silverberg dosta� wszystkie mo�liwe nagrody SF. Uwa�any jest za wielkiego stylist�. "Fantastyka" przedstawi�a go opowiadaniem "Skrzyd�a Nocy" (nr 5/85). "Podr� do wn�trza", kt�r� prezentujemy Pa�stwu dzisiaj, Don Wollheim umie�ci� w swoim wyborze najlepszych opowiada� roku 1990. D.M.