1451
Szczegóły |
Tytuł |
1451 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1451 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1451 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1451 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Autor: Marek Oramus
Tytul: Ukryty w gwiazdach
Z "NF" 5/92
Tego dnia, kiedy w telewizji pojawi�a si� pierwsza wzmianka
o Stalowym Ptaku, ojciec d�ugo w nocy chodzi� po swoim
gabinecie. Zanim zasn��em, s�ysza�em przez �cian�, jak �apa�
zagraniczne radiostacje. Zawsze to robi�, kiedy na �wiecie
dzia�o si� co� niezwyk�ego. Tym razem jednak poszed� na
ca�o��: nast�pnego dnia zwolni� si� z pracy.
- Mamy troch� oszcz�dno�ci - t�umaczy� matce, kt�ra jak
zwykle zarzuca�a mu lekkomy�lno��. - Chwila jest epokowa, a
ja mam chodzi� do biura. Je�eli to obca sonda kosmiczna, to
za miesi�c �wiat zostanie wywr�cony do g�ry nogami.
Chyba jej nie przekona�, bo s�ysza�em, jak wieczorami
cz�sto wracali do tego tematu. Ja natomiast postanowi�em by�
sprytny.
- Tato - powiedzia�em - chwila jest epokowa, a ja musz�
chodzi� do szko�y.
Ojciec podrapa� si� po g�owie, niby to z zak�opotaniem.
U�miechn�� si� do mnie, jak zawsze kiedy obmy�li� jaki�
�art.
- I co proponujesz? - spyta� dla formalno�ci, bo
oczywi�cie ju� wiedzia�.
- No... m�g�bym przesta�, nie? Zmora to w og�le po�o�y�
lag� na stopnie. Demonstruje pe�ny zwis i szama�ski luz.
- Szama�ski? - upewni� si� ojciec.
- Jego brat m�wi, �e w szkole ucz� nas samych bzdur, bo
ta sonda uniewa�ni ca�� nauk� ziemsk�.
- Hm - mrukn�� ojciec powa�niej�c - uniewa�ni albo nie
uniewa�ni. My�lisz, �e brat Zmory dosta� jaki� przeciek?
- Ale przecie� oni wszystko nam dadz�. Gotowe maszyny i w
og�le.
- Dadz� albo nie dadz� - odpar� ojciec z niezm�conym
spokojem. - A nawet je�li dadz�, kto� powinien sprawdzi�, co
to za prezenty. Najm�drzejsi z nas musz� je obejrze�.
Ludzko�� nie mo�e zachowywa� si� jak debil.
- Te ich maszyny b�d� robi� wszystko, co si� pomy�li.
Ka�dy b�dzie m�g� im rozkazywa� - wypali�em z entuzjazmem.
Chyba przeholowa�em, ojciec zmarszczy� brwi.
- Pos�uchaj - powiedzia� - masz bomb� atomow� i masz
ma�p�. Da�by� ma�pie bomb� atomow�?
- No... nie da�bym.
- Co� si� zrobi� taki sk�py? Daj jej. Bomb masz pod
dostatkiem, a ta ma�pa wygl�da sympatycznie. Bomba si� jej
przyda.
- Ale ona mo�e niechc�cy wysadzi� si� w powietrze -
o�wiadczy�em z przekonaniem. - I jeszcze innym zrobi
krzywd�.
- No popatrz, nie pomy�la�em o tym. Ty dajesz jej bomb�,
a ona my�li, �e to banan. A wiesz, dlaczego tak my�li? Bo
nie chodzi�a do szko�y. - Zagarn�� mnie wielkim �apskiem i
przyci�gn�� do siebie tak, �e jego g�os dobiega� zza moich
plec�w. - Pochod� jeszcze troch�, co ci szkodzi. Nie b�d� t�
ma�p�.
Informacje o Stalowym Ptaku nadchodzi�y sk�po. Na dobr�
spraw� nie wiedzieli�my nawet, sk�d posz�a jego nazwa.
Pojawia� si� ko�o Ziemi, to tu, to tam, raz daleko, raz
bli�ej. Na podstawie tych manewr�w uczeni wnioskowali
przebiegle, �e musi mie� w�asne �r�d�o nap�du. Lata� sobie
wok� nas, ani nie eksponuj�c si� specjalnie, ani nie
staraj�c si� ukry�. By�o mu zdaje si� oboj�tne, co sobie o
nim my�limy. Mo�e o nas nie wiedzia�? Oczywi�cie zrobiono mu
troch� zdj�� z satelit�w, ale wszystkie ze zbyt wielkich
odleg�o�ci, �eby by�o wida� jakie� szczeg�y. Moim zdaniem
przypomina� raczej kapelusz ni� ptaka.
Przez ten pierwszy tydzie� ojciec zachowywa� si�
dziwacznie: wychodzi� gdzie� bardzo wcze�nie rano, wraca�
wieczorem, zawsze z torb� na ramieniu, raz wypchan�, a raz
prawie pust�. Co� zbiera�? By� maj, na grzyby stanowczo za
wcze�nie. Zaproponowa�em kiedy�, �e z nim p�jd�, ale
odm�wi�. To nie by�oby dla ciebie ciekawe, powiedzia�.
Wieczorami d�uba� w piwnicy, s�ysza�em dzwonienie rurek czy
pr�t�w, raz wycie jakby generatora. Co to by�o, nie
dowiedzia�em si�, bo drzwi zamyka� na klucz, a okno
szczelnie zas�ania� firank�. Denerwowa�y mnie te tajemnice.
Z dnia na dzie� ojciec zaprzesta� wycieczek, za to zaj��
si� troskliwie domem. W�azi� w najbardziej niedost�pne
zakamarki, co� tam skroba�, pi�owa�, cementowa�. Moj� ofert�
pomocy odrzuci� do�� opryskliwie. Doszed�em do wniosku, �e
wiem, dlaczego tak si� upiera� przy szkole: wola�, �ebym mu
nie wchodzi� w parad�.
Raz po obiedzie zagadn��em mam� o sprawy ojca.
- Naprawia dach - powiedzia�a oschle. - Po�owa dach�wek
przecieka. Najwy�szy czas, �eby kto� si� nimi zaj��.
- M�g�bym mu troch� pom�c - b�kn��em.
- Lepiej pomy�l o szkole. Stopnie masz nie najlepsze.
Znowu ta szko�a.
Trudno by�o zmyli� czujno�� ojca, nie budz�c zarazem
podejrze� matki, ale w ko�cu uda�o mi si� to. Wylaz�em pod
sam dach, otworzy�em klap� i zd�bia�em: pod krokwiami, na
kt�rych by�y osadzone dach�wki, kto� zawiesi� wi�zki
suszonych zi�, mn�stwo jakich� drut�w, cynfolii, bibu�ki i
podobnych szpej�w. Wygl�da�o to jak sk�ad ozd�b choinkowych
przeznaczonych dla jakiej� sekty. Jedno by�o pewne: dach�wki
zupe�nie ojca nie interesowa�y. Z �atwo�ci� dostrzeg�em
jedn�, kt�ra p�k�a, rysa �wiat�a �wiadczy�a o tym wyra�nie.
Czy�by te wst��eczki, druciki, pr�ty i cynfolie mia�y
odp�dza� deszcz?
Z przykro�ci� pomy�la�em, �e m�j ojciec zwariowa�.
Niestety, wra�enie to potwierdza�y wyczyny ojca w
ogrodzie. Mieli�my ko�o domu kawa�ek ziemi, na kt�rej
ros�o troch� warzyw. Ojciec zasadzi� te� par� drzew owocowych,
ale nie dba� o nie zanadto. Teraz ka�d� chwil� sp�dza� poza
domem: ry� jakie� rowy, uk�ada� kamienie, znosi� nieustannie
dziwne ro�liny i sadzi� je w po�piechu, ale nie na grz�dkach,
jak uczciwy ogrodnik, tylko w rz�dach monstrualnej d�ugo�ci,
kt�re przerzyna�y ca�y ogr�d tworz�c dziwaczny labirynt.
Matka zrz�dzi�a, �e trawa wyros�a za wysoko, ale ojciec ani
my�la� ima� si� kosiarki. I ani s�owem nie wtajemnicza� mnie
w swoje plany, cho� na otwartej przestrzeni o wiele trudniej
by�o mnie sp�awi�. Wreszcie przysta� z niech�ci� na moje
towarzystwo i bywa�o, �e pracowali�my obok siebie w
milczeniu, wykonuj�c ca�� t� absurdaln� robot�, kt�ra
zdawa�a si� nie mie� ko�ca.
Dosz�o wreszcie do tego, do czego doj�� musia�o: kr���cy
tam i sam Stalowy Ptak lekko si� wszystkim znudzi�. Mog�o
min�� z dziesi�� dni, odk�d si� pokaza�. Dni te, wbrew
zapowiedziom ojca, w najmniejszej mierze nie wstrz�sn�y
�wiatem. Ogl�dali�my we troje piekielnie rozwlek�y program
telewizyjny, w kt�rym przedstawiciele r�nych si�
politycznych wypowiadali si� ze swad�, co te� nale�y pocz��,
je�li Stalowy Ptak wyl�duje. Kiedy prowadz�cy program zada�
mordercze pytanie, jak wygl�da struktura parlamentu tam,
sk�d Ptak przyby�, ojciec poruszy� si� gro�nie, ale
powstrzyma� si� od komentarza. Byli�my obaj nieludzko
uznojeni po ca�ym popo�udniu sp�dzonym w ogrodzie, nasz
labirynt przybiera� imponuj�ce rozmiary. Powiedzia�em, �e
chce mi si� spa� i wymkn��em si� z pokoju.
Oczy istotnie zdrowo mi si� klei�y, ale przed snem
chcia�em przekartkowa� �wierszczyk po�yczony od
Zmory. W�a�nie ko�czy�em przegl�da� go drugi raz, analizuj�c
na spokojnie niekt�re szczeg�y, kiedy zza uchylonych drzwi
dobieg�y mnie podniesione g�osy. Dopad�em bezszelestnie
szpary i wype�z�em na korytarz. Ojciec z matk� nadal tkwili
przed telewizorem, kt�rego po�wiata obrysowa�a mi�kko ich
sylwetki. Ju� mia�em wr�ci� do �wierszczyka, kiedy matka
rozpocz�a natarcie.
- Arnoldzie - powiedzia�a dobitnie i uroczy�cie - pal
sze�� twoj� prac�. Jak wiesz, obiecali�my sobie wzajemn�
tolerancj� w sprawach naszych dziwactw. Stara�am si� ze
wszystkich si� tej umowy dotrzyma� i by�oby mi si� to uda�o,
ale traf chcia�, �e wysz�am dzi� rano do ogrodu. W�a�ciwie
to s�siadka zadzwoni�a, co my tam szykujemy. - Przerwa�a,
lecz ojciec nie zareagowa�. - Arnoldzie, musz� ci wyrazi� m�j
najg��bszy niepok�j.
Ojciec wydawa� si� bez reszty skoncentrowany na
telewizorze.
- Czy mo�esz mi powiedzie�, co ty do diab�a wyprawiasz z
tym Bogu ducha winnym, bezbronnym kawa�kiem ziemi?
Ojciec nie reagowa�. Mia� chyba stalowe nerwy.
- Kiedy przery�e� transzejami teren pod drzewami,
my�la�am: niech tam. Cho� oczywi�cie powiniene� wiedzie�, �e
drzewa z podci�tymi korzeniami po pewnym czasie usychaj�. -
Da�a ojcu czas na ogarni�cie bezmiaru zbrodni, jakiej si�
dopu�ci�. - Kiedy zacz��e� sadzi� te �odygi, my�la�am: niech
sadzi. W jesieni si� wykopie i fertig. Notabene kto to
widzia� przesadza� takie rozwini�te ro�liny. Czy zauwa�y�e�,
�e niekt�re zaczyna�y ju� prawie kwitn��? Nie dziwota, �e ci
wszystkie usch�y.
- Nie wszystkie.
- Ale wi�kszo�� - g�os matki by� surowy i pewien swoich
racji. - Kiedy zacz��e� znosi� te kamienie i uk�ada� z nich
jakie� spirale, pomy�la�am: tylko spok�j, Alicjo. Ch�op musi
mie� zaj�cie, chyba nie wola�aby�, �eby pi� w�dk�. Nie ma
si� czym przejmowa�. To, �e inni pozbywaj� si� kamieni ze
swej ziemi, zbieraj� je i wywo�� jak najdalej, o niczym
przecie� nie �wiadczy. �cierpia�abym to w milczeniu,
�cierpia�abym wszystko, gdyby� nie anga�owa� do tych
absurd�w Artura. C� ci zawini�o to biedne dziecko?
- Sam przyszed� i chcia� pomaga�. Mia�em go przep�dzi�?
Nie by�a to do ko�ca prawda. Przyszed�em zobaczy�, o co
ojcu chodzi z tym ogr�dkiem. Po prostu chcia�em si� czego�
dowiedzie�. Ale ojciec nie zdoby� si� na �adne wyja�nienie,
tylko powiedzia�: - Podaj mi tamte kamienie.
- Ale i Artura bym przebola�a, w ko�cu to tak�e tw�j syn.
Oboje za ma�o si� nim zajmujemy. Czy wiesz, �e on znosi do
domu pisma z nagimi kobietami?
Zrobi�o mi si� gor�co. Na szcz�cie ojciec stan�� na
wysoko�ci zadania.
- No i dobrze - powiedzia� - martwi�bym si�, gdyby tego
nie robi�. Przynajmniej w noc po�lubn� nie przerazi si� tych
waszych urz�dze�, jak to mnie si� zdarzy�o.
- Nie zmieniaj tematu - skarci�a go matka. - Dobrze
pami�tam, �e nie by�e� �adnym niewini�tkiem. Wi�c pomy�la�am
sobie: w porz�dku, niech Artur pob�dzie przy ojcu. Niczego
si� wprawdzie nie nauczy, ale �yknie przynajmniej �wie�ego
powietrza. Nic tylko w k�ko ten komputer, gry i inne
brednie.
- M�wi�a� przecie�, �e pisma - ojciec odzyskiwa� rezon.
Je�li matka chcia�a nak�oni� go do skruchy, musia�a si�
jeszcze solidnie napracowa�.
- Nie zarzucisz mi po tym wszystkim, �e by�am ma�o
tolerancyjna. Ale kiedy wdar�e� si� ze swoimi sadzonkami na
grz�dki, kt�re z takim trudem urz�dzili�my, zrozumia�am, �e
miarka si� przebra�a. Rzodkiewka prawie ju� wschodzi�a! -
krzykn�a bole�nie. - Nie waha�e� si� ani przez chwil�, by
przeora� koperek, pietruszk� i marchewk�. Dla w�tpliwej
zabawy po�wi�ci�e� efekty naszej wsp�lnej pracy.
- Waha�em si� - rzek� ponuro ojciec - ale naprawd� nie
widzia�em innego wyj�cia.
- Dalie i mieczyki uda�y si� w zesz�ym roku
nadzwyczajnie. Mia�am prawo s�dzi�, �e i teraz b�dzie
podobnie. Zacz�y kwitn�� tulipany, ale ciebie oczywi�cie
nic to nie obchodzi, wjecha�e� ze swymi wiechciami na
najpi�kniejsze rabatki. Pyta�e� mnie chocia� o zgod�?
- Nie by�o czasu.
- Czasu by�o a� nadto.
- Dobrze, powiem ci - zdecydowa� si� ojciec. - Stara�em
si� urz�dzi� ogr�d w tajemnicy przed tob�, bo wiedzia�em, �e
ci� nie przekonam.
Matk� a� zamurowa�o. - Urz�dzi�. Co� takiego. Nie
s�dzi�e� chyba, �e tak szeroko zakrojone roboty ziemne ujd�
mojej uwagi. B�d��e powa�ny, Arnoldzie. Wprawdzie jestem
osob� zaj�t�...
- Alicjo, w tym ca�y szkopu�, �e nie wiedzia�em, za co
si� bior�. Z pocz�tku zapowiada�o si� to skromnie, dopiero w
trakcie nabra�o rozmachu. Z powodu tulipan�w jest mi
naprawd� �yso, ale nie by�em w stanie bardziej zacie�ni�
spirali. Teren dwa razy wi�kszy od naszego nie zdo�a�by
wszystkiego pomie�ci�. Uwierz mi na s�owo: ta spirala to
naprawd� majstersztyk miniaturyzacji.
- My�l�, Arnoldzie - powiedzia�a uroczy�cie matka - �e
czas, aby�my sobie wyra�nie powiedzieli, czemu ma s�u�y�
twoja ostatnia dzia�alno��. Wykroczy�a ona znacznie poza to,
co przyj�o si� okre�la� jako niewinne hobby. Po co
zawiesi�e� te bibeloty pod dachem? Po co to wszystko?
- Szkopu� w tym - o�wiadczy� prostolinijnie ojciec - �e
nie wiem.
Matka usi�owa�a och�on�� po tym uderzeniu. - Wiesz co,
Arnoldzie? Wola�abym chyba, �eby� sk�ama�. Kompletnie
przesta�e� si� ze mn� liczy�, je�li ju� nawet nie chce ci
si� obmy�li� g�upiego k�amstwa.
Oboje zamilkli, poch�oni�ci jakim� ciekawszym fragmentem.
- Po co mia�bym k�ama�? - odezwa� si� ojciec. - Pami�tasz
taki film archiwalny... "Bliskie spotkania trzeciego
stopnia", je�li si� nie myl�. Puszczali go ze trzy miesi�ce
temu. Pewien facet wrzuca� tam ziemi� przez okno do swojego
pokoju, a potem uformowa� z niej wzg�rze.
- Zachowywa� si� dok�adnie tak jak ty.
- Do tego zmierzam. Pod wp�ywem jakiego� pot�nego
impulsu zacz�� robi� co�, co przedtem nawet nie przysz�oby
mu do g�owy. Odczuwa� po prostu wewn�trzny przymus. Nie mia�
poj�cia, dlaczego to robi, wiedzia� tylko, �e tak musi. Od
pewnego czasu my�l� o tym bez przerwy.
- Arnoldzie, to bardziej przera�aj�ce ni� s�dzi�am.
Przyznajesz oto, �e jeste� automatem sterowanym przez tego
tam...
- Nie wykorzystuj mojej szczero�ci przeciwko mnie. Nic
takiego nie powiedzia�em.
- Ale da�e� do zrozumienia.
- Nie. Pos�uchaj, nie zaprzeczam, �e ostatnio moje
posuni�cia s� troch�... niekonwencjonalne. Zdaj� sobie
spraw�, �e co� dziwnego si� ze mn� dzieje, ale jednocze�nie
mam przekonanie, �e pozostaj� przy zdrowych zmys�ach. To
�aden dow�d, wiem. Usi�uj� zrozumie�, co mnie op�ta�o - i
nie widz� innej drogi ni� brn�� w to dalej. Jest jedna
ciekawostka: budowanie spirali dostarcza mi niewyt�umaczalnej
satysfakcji, jakiego� spe�nienia, zaspokojenia... s�uchasz,
co do ciebie m�wi�?
Chyba zasn��em, bo obudzi�o mnie, jak ojciec zbiera� mnie
z pod�ogi i zanosi� do ��ka. By�em skostnia�y, z
przyjemno�ci� zapad�em pod ko�dr�. Ojciec usiad� obok,
poczu�em, �e g�aszcze mnie po g�owie i us�ysza�em dziwne
s�owa:
- Nie staraj si� by� doros�y. Masz czas.
W ci�gu nast�pnych kilku dni doko�czyli�my budow� czego�,
co ojciec nazywa� Spiral� - kiedy o tym m�wi�, du�e S
narzuca�o si� samo przez si� - ja za� Labiryntem.
Powiedzia�em o tym ojcu; rozpromieni� si� i nie spuszczaj�c
wzroku z pobojowiska, w jakie zamienili�my nasz ogr�d,
przygarn�� mnie brudn� r�k�.
- Ka�dy z nas widzi w tym co innego - skwitowa�. - Ja
lini� u�o�on� z kamieni i ro�lin, ty - pas ziemi mi�dzy jej
zwojami. Ale bez w�tpienia mamy na my�li t� sam� rzecz.
Entuzjazm ojca - czy jego szale�stwo - udzieli� mi si�
bez reszty. Nie pyta�em ju�, po co k�adziemy pod kamienie
roz�o�yste i k�uj�ce k�py, z kt�rych dopiero w przysz�o�ci
mia�y wystrzeli� �odygi. Wygl�da�o to tak, jakby�my kamienne
bochenki uk�adali na zielonych serwetkach. Ochoczo podawa�em
ojcu jego druciki i skorupki, kt�re upycha� obok kamieni
zgodnie z niepoj�t� dla mnie instrukcj�. Gdzieniegdzie
sadzi� wieche� ro�liny, kt�rej nazwy sam nie zna�, przy czym
nie sprawia�o mu �adnej r�nicy, czy by� on kompletnie
suchy, czy te� mi�dzy zesz�orocznymi �d�b�ami przebija�y
zielonkawe kie�ki. Ca�o�� obsypywa� ziemi� - i tak
w�drowali�my po ziarnach tego niesamowitego r�a�ca.
Uporali�my si� z Labiryntem pod wiecz�r, zostawiaj�c ca�e
sprz�tanie na nast�pny dzie�. Wyk�pany, obci��em sobie zbite
o kamienie paznokcie i w radosnym poczuciu, �e oto dobieg�
ko�ca kawa� zb�dnego trudu, po�o�y�em si� do ��ka. Co� mnie
zbudzi�o w nocy. Wsta�em; przez otwarte drzwi wlewa� si� do
pokoju potok ksi�ycowej po�wiaty. By�a pe�nia, a kwitn�ce
drzewa pachnia�y jak oszala�e. Wyszed�em na balkon, �eby
przyjrze� si� tej niecodziennej scenerii; blada tarcza
ksi�yca zanurkowa�a w�a�nie mi�dzy rzadkie ob�oczki jak w
dym dalekiego ogniska. Pod drzewami, gdzie rozci�ga� w�owe
sploty nasz Labirynt, co� si� poruszy�o. Zamar�em i
wycofa�em si� ku drzwiom, a potem przylgn��em do ch�odnej
posadzki. By�o cicho i jakby uroczy�cie, bia�e p�atki
opada�y z drzew bezg�o�nie jak �nieg. Ojciec, w p�aszczu
k�pielowym narzuconym na pi�am�, przemieszcza� si� wzd�u�
Labiryntu, przystaj�c na d�ugie momenty kontemplacji.
Niekiedy rozk�ada� r�ce i sun�� tak, podobny do ptaka,
potr�caj�c ga��zie, siej�c za sob� bia�ymi p�atkami. To
znika� w cieniu, i wtedy jego kszta�t ledwo biela� w
p�mroku, to wy�ania� si� w plamie bladego �wiat�a jak
zjawa. Nie �mia�em g��biej odetchn��, �ledzi�em jego
w�dr�wk� po zacie�niaj�cych si� �ukach, a� dotar� do �rodka
Labiryntu i ga��zie drzew skry�y go przede mn�.
Potem na kr�tko zapatrzy�em si� we wzory, jakie po�wiata
ksi�yca wyczarowywuje na ob�okach. Kto� wo�a� mnie
p�g�osem spod balkonu. Doszed�em do wniosku, �e le�enie na
zimnej p�ycie znudzi�o mi si� i wyjrza�em przez barierk�.
Ojciec sta� na trawniku z r�kami w kieszeniach p�aszcza.
Z zafrasowaniem przygl�da� si� swoim kapciom, ca�ym w rosie
i w b�ocie. Ale w jego g�osie d�wi�cza�o zadowolenie i jakby
odpr�enie, kiedy zawo�a�: - Id� spa�, Artur. I zamknij
drzwi, robi si� zimno.
S�siedzi, rzecz jasna, interesowali si� Labiryntem, ale
ich ciekawo�� wydawa�a si� ojcu zbyt daleko posuni�ta.
Dociekali g�o�no, czemu nasze dziwactwo ma s�u�y�, a ojciec
odpowiada�, �e tworzymy w�a�nie system orientacyjny dla
w�drownych ptak�w. Nie, nie orientacyjny, tylko irygacyjny,
i nie dla ptak�w, tylko dla kret�w, poprawia� si�. Krety,
stworzenia, jak wiadomo, niezmiernie po�yteczne, lada dzie�
znajd� si� w fazie rozrodu. Pod �adnym pozorem nie wolno
dopu�ci�, by woda zala�a im nory z m�odymi.
- Dlatego tak si� �pieszymy - dodawa� z kamiennym wyrazem
twarzy. - Od�o�yli�my na bok wszelkie inne prace.
Bywa�o, �e ojciec wychodzi� na jeden albo dwa kufle piwa,
pos�ucha� g�osu ludu, jak m�wi�. Celem tych peregrynacji, w
kt�rych nieodmiennie mu towarzyszy�em, by�a restauracja
"Parkowa". Zasiadali�my przy bia�ych blaszanych stolikach
w�r�d bia�ych pni brz�z, ja pi�em piwo karmelowe z ma�ego
kufla, za� ojciec zatapia� si� w my�lach nad kuflami
jasnego. Wbrew zapowiedziom nie lgn�li�my do ludzi, nawet
sami do siebie ma�o si� wtedy odzywali�my, ceni�c sobie
atmosfer� tych rzadkich posiedze�.
Ale tego dnia - czy to pod wp�ywem Stalowego Ptaka, czy
te� trafili�my na dzie� wyp�aty - "Parkowa" p�ka�a w szwach.
Zaraz po wej�ciu wpadli�my na brata Zmory, kt�ry dzier�y� w
obu d�oniach po kuflu i rozgl�da� si� za wolnym miejscem.
Cudem znale�li�my stolik. Czekaj�c na kelnera ojciec pi�
piwo Zmory, interesuj�c si� kurtuazyjnie jego studenck�
karier�.
- Nied�ugo sesja, co? - zagadn��. - Roboty naukowej
pewnie pod dostatkiem?
Brat Zmory nastroszy� si� lekko, ale odpar� z godno�ci�,
�e od pojawienia si� Stalowego Ptaka inne sprawy poch�aniaj�
ludzi nauki. Ptak wywo�a� ferment w �rodowisku i podzieli�
kadr�. W tych warunkach obiboki, do kt�rych nale�a� starszy
Zmora, korzystali na ca�ego z os�abienia dyscypliny.
- A czy �wiat nauki powzi�� ju� jakie� ustalenia co do
Stalowego Ptaka? Czym jest, sk�d przyby�, po co...
Zmora zas�pi� si�. - Hm - powiedzia� - kr��� pewne
pomys�y. Cz�� hipotez zna pan pewnie z telewizji.
- Drogi panie Zmora - ojciec wyprostowa� si� w krze�le -
to, co nadaje telewizja, przeznaczone jest dla posp�lstwa i
dociekliwy umys� nie tam powinien kierowa� si� w
poszukiwaniu prawdy.
Nadszed� kelner. Ojciec odda� piwo Zmorze i postawi�
przede mn� kufel jasnego z wianuszkiem piany.
- Pijesz tylko do po�owy - zastrzeg�, ale i tak czu�em
si� pasowany na m�czyzn�. Zerkn��em, czy Zmora to zauwa�y�,
ale by� zbyt rozkojarzony.
- Jakie� dziesi�� lat temu nagrod� Nobla z fizyki
otrzyma� profesor Alfred Testa za zmatematyzowanie i
zmodyfikowanie starszej ju� hipotezy nie jego autorstwa.
Wed�ug Testy Wszech�wiat jest aren� i zarazem wynikiem gry,
jak� tocz� ze sob� od miliard�w lat najstarsze cywilizacje.
W efekcie tej gry powsta�a znana nam materia, prawa i sta�e
fizyczne... to wszystko, co sk�ada si� na swoisto�� naszego
Wszech�wiata. - Zmora upi� piwa. - Testa jednak przyj��
pewne za�o�enie... czy te� by� to jeden z jego wniosk�w -
wie pan, znam jego prac� z om�wie�, cz�owiek nie ma czasu
czyta� wszystkiego w oryginale - �e gra przebiega niejako
korespondencyjnie. Cywilizacje nie kontaktuj� si� ze sob�
bezpo�rednio, fizycznie - uniemo�liwia to bezmiar
rozdzielaj�cych je przestrzeni. Do kolizji dochodzi - czy
raczej dochodzi�o - na granicach kontrolowanych przez nie
stref. Strefy te oznacza�y obszary obowi�zywania konkretnej
fizyki. W wyniku kolizji gracze modyfikowali parametry i
warunki gry, a� ca�y kosmos zosta� doprowadzony do
dzisiejszego stanu.
Tego faceta zauwa�y�em ju� wcze�niej, jak zaczepia�
kelnera, a potem z zak�opotaniem rozgl�da� si� w
poszukiwaniu wolnego stolika. Wiedzia�em, �e w ko�cu
podejdzie do nas. By� wielki i gruby, w bia�ej koszulce z
kr�tkimi r�kawami i p��ciennych jasnych spodniach, nalany na
twarzy. Usiad� jako� bokiem, jak gdyby jeszcze nie straci�
nadziei na znalezienie innego miejsca.
Ojciec obrzuci� przybysza przelotnym spojrzeniem. - I
oczywi�cie z chwil� pojawienia si� Stalowego Ptaka ca�a ta
koncepcja wzi�a w �eb.
- No, mo�e nie ca�a, ale za�o�enie, �e ka�da cywilizacja
sobie rzepk� skrobie - na pewno. Do tej pory Testa mia�
komfortow� sytuacj�: jego hipoteza by�a matematycznie
niesprzeczna i kto by chcia� j� podwa�y�, musia�by grzeba�
si� w aparacie opisowym, bo w dziedzinie fakt�w nie by�o
wi�kszych konkret�w. A w matematyce Testa niestety by�
mocny.
- Czyli fizycy maj� swoj� zagwozdk�.
- No, nie tylko oni. Stalowy Ptak namiesza� nie tylko
naukowcom. Niech pan we�mie na przyk�ad kwestie religijne.
Dlaczego Ko�ci� tak ostentacyjnie ignoruje obecno��
Stalowego Ptaka? No bo je�li to jest pojazd mi�dzygwiezdny,
to kto� go musia� zbudowa�. Kto� go musia� pilotowa� albo
zaprogramowa�. Kto� go musia� tu wys�a�. Stoi za nim, kr�tko
m�wi�c, jaki� rozum, nie-ziemski i nie-ludzki. Za� uznanie
tego faktu otwiera ca�e wachlarze nieprzyjemnych problem�w
teologicznych. - Zmora odgi�� od pi�ci palec i zacz��
wylicza�: - Je�li na innych planetach s� istoty rozumne, czy
dokona�o si� tam r�wnie� odkupienie? Czy ziemskie Ewangelie
maj� tam zastosowanie? Czy wobec tych istot - kt�re prawie
na pewno s� poganami - uprawniona jest dzia�alno��
misjonarska? I tak dalej.
- No dobrze - powiedzia� ojciec - a co na to sam Testa?
- Profesor Testa nie �yje - odezwa� si� grubas w
koszulce. - P� roku temu zgin�� w katastrofie lotniczej.
Mo�na si� w��czy� do rozmowy? - Przedstawiaj�c si� wymrucza�
jakie� nazwisko, kt�re uton�o w og�lnym gwarze.
Zna�em tego jegomo�cia - tylko nie mog�em sobie
przypomnie� sk�d. Z telewizji? Gdzie� go ju� widzia�em albo
s�ysza�em jego tubalny g�os. Zauwa�y�em, �e tak�e ojciec
wpatrywa� si� w niego z uwag�.
- Pomys� Testy jest godny po�a�owania. - Grubas tylko
tyle zd��y� powiedzie�, gdy� w�a�nie zawis�a przed nim taca
pe�na kufli z piwem. Zgarn�� je zr�cznie na blat, wcisn��
kelnerowi banknot o wysokim nominale, ruchem r�ki wygasi�
niemrawe przygotowania do wydania reszty. Spojrza� na nas
przepraszaj�co, si�gn�� po kufel i po prostu wyla� sobie
zawarto�� do paszczy, a jego brzucho zafalowa�o. Z mniejsz�
ju� �apczywo�ci� opr�ni� do po�owy drugi kufel, westchn��
przeci�gle, po czym niech�tnie wr�ci� do spraw przyziemnych.
- Cz�stujcie si�, panowie, bez �enady - wskaza� kufle -
jak kto ma ochot�.
- Pan tutejszy? - zapyta� ojciec z pow�tpiewaniem.
- Nie, przejazdem. Tam stoi m�j samoch�d - machn�� r�k� w
stron� parkingu.
- I zamierza pan prowadzi� po alkoholu?
- E... - stropi� si� grubas. - Piwo to nie alkohol. - Nie
certoli� si� zbytnio; drugi kufel pokaza� dno. W d�oni
grubasa wygl�da� jak kubek. - �ona b�dzie prowadzi� -
oznajmi� tonem odkrywcy.
Brat Zmory bez �enady pocz�stowa� si� z jego puli.
- Pan jest fizykiem?
- Nie, sk�d�e. Jeszcze by tego brakowa�o. Ale po
amatorsku interesuj� si� tym i owym. Panowie, profesor Testa
nie mia� racji. Bardzo szanuj� jego dokonania, ale wiele
hipotez mo�na przedstawi� w spos�b matematycznie
niesprzeczny. Sam taki opis niczego jeszcze nie dowodzi.
Mo�liwe, �e we Wszech�wiecie toczy�a si� albo toczy jaka�
gra. Tylko �e kto� najpierw musia� pu�ci� to wszystko w
ruch, zaprogramowa� ca�� maszyneri�. Kto� wyprodukowa�
materi�, powo�a� graczy, ustali� regu�y - i powiedzia�:
start.
- Jest pan duchownym - wtr�ci� bez przekonania brat
Zmory.
- Z takimi nawykami? - zagrzmia� brzuchacz. Przy�o�y�
nast�pny kufel do ust; poziom piwa w naczyniu obni�a� si�
piorunem. - Jestem in�ynierem. Budowlanym, je�li chce pan
wiedzie�.
- Ale obecno�� Boga w pana wywodach narzuca si� sama
przez si� - ojciec po�pieszy� Zmorze w sukurs.
- Dlaczego od razu Boga? Po co ci�ga� do wszystkiego
tego znu�onego starca? - Wydawa� si� rozsierdzony, ale po
chwili spu�ci� z tonu. - Widzi pan, B�g zawsze by� sytuowany
poza granicami ludzkiej wiedzy. Najpierw jego rezydencj�
by�y niebiosa, potem jakie� nieokre�lone miejsce poza
Ziemi�. W miar� coraz to nowszych ustale� nauki Boga
eksmitowano wci�� dalej i dalej. O ile si� nie myl�, dzi�
B�g przebywa poza czasem, gdzie� poza granicami widzialnego
Wszech�wiata.
- Chce pan powiedzie�, �e Boga nie ma? - nastroszy� si�
brat Zmory. Zna� by�o po nim wypite piwo.
- Bynajmniej, m�odzie�cze. Ale pogl�d, �e B�g pierzcha
pod naporem reflektora my�li ludzkiej, wydaje mi si�
okropnie wulgarny. �e kryje si� przed nami tam, gdzie ju�
nie jeste�my w stanie go dopa��. B�g, m�ody kolego, jest
wsz�dzie. Przenika wszystko i wszystkiemu jest winien.
Uczestniczy we wszystkim jako si�a sprawcza. Ale te� w
niczym mu nie przeszkadza, �e jacy� gracze pr�buj�
przestawi� klocek w jego gospodarstwie. Mnie osobi�cie
denerwuje natomiast, �e ka�d� luk� w wiedzy, ka�d�
elementarn� ignorancj� pr�buje si� wype�nia� ingerencj�
Boga. On nie ma na to czasu. Jego to nie interesuje.
- A jak si� to ma do tezy profesora Testy? -
zainteresowa� si� ojciec. - Mo�na? - si�gn�� po jeden z
kufli zam�wionych przez go�cia.
- W�a�nie do tego zmierzam. Je�li okre�li�em jego ide�
mianem godnej po�a�owania, to tylko ze wzgl�du na zakres,
jakim Testa si� pos�uguje. Czemu� jego gracze mieliby
gustowa� w jakich� lokalnych przer�bkach, podczas gdy do
dyspozycji stoi mrowie innych wszech�wiat�w? Przyj�wszy, �e
ka�dy wszech�wiat to taki niewielki b�bel, na ich inwencj�
czeka ca�a piana z�o�ona z tych b�bli. Z pewno�ci� w
poszczeg�lnych wszech�wiatach up�yn�o wystarczaj�co wiele
czasu, by przynajmniej kilka cywilizacji wyrwa�o si� poza
ich granice i zacz�o najpierw dokonywa� penetracji, a potem
modyfikacji owej g�bki, pumeksu czy piany - jak zwa� tak
zwa� - na skal� naprawd� godn� uwagi. - Poch�on�� nast�pne
piwo. - Sami panowie widz�, �e do t�umaczenia takich
prostych rzeczy nie ma co anga�owa� Boga.
- O ile dobrze rozumiem - podj�� ojciec - nie odmawia pan
racji profesorowi Te�cie, ale pod warunkiem zmiany skali.
Gra toczy si�, ale szczebel wy�ej.
- Tak jest. A przynajmniej mog�aby si� toczy�. Zechce pan
sobie wyobrazi� niesko�czenie rozleg�y plaster miodu. Jak��
tak� monstrualn� budowl� sporz�dzon� z materia�u o strukturze
plastra miodu. Ka�dej kom�rce tego plastra odpowiada jeden
wszech�wiat, podobny z grubsza do tego tutaj - powi�d� r�k�
nad g�ow�. - Cywilizacje, kt�re wydosta�y si� ze swych
kom�rek, prowadz� w ich bezpo�redniej blisko�ci swoje prace.
O innych sobie podobnych ani wiedz�, ani chc� wiedzie�, gdy�
kontakt na takie odleg�o�ci w mi�dzyprzestrzeni przewy�sza
ju� wszystko co mo�liwe. Niekt�re cywilizacje wnioskuj�
jednak o istnieniu pobratymc�w na podstawie zmian, jakim
ulega plaster. W tym w�a�nie sensie gra opisana przez
profesora Test� trwa w najlepsze.
- Pszczo�y w plastrze miodu - westchn�� ojciec.
- W�a�nie, dobrze pan to okre�li�: pszczo�y, nie
cywilizacje. Nie nale�y sobie wyobra�a� pod tym poj�ciem
zbiorowo�ci podobnych do naszej, raczej s� to jednorodne
twory zajmuj�ce wzgl�dnie ma�o miejsca, kt�re mog� dowolnie
si� dzieli� i przybiera� dowolne postacie. Ale te pszczo�y
s� bardzo samotne: gdyby nawet ka�da z nich po�wi�ci�a si�
wy��cznie poszukiwaniu innych, prawdopodobie�stwo spotkania
nale�y uzna� za znikome - z powodu chocia�by mamucich
rozmiar�w plastra. Przypu��my, �e pewna pszczo�a operuje tu,
na Ziemi, a najbli�sza w okolicy Procjona. Jaka jest szansa,
�e na siebie trafi�?
- Mimo to mog�yby teoretycznie zaistnie� gniazda takich
pszcz�. Plaster nie ma przecie� cech jednorodno�ci, wi�c
nie jest powiedziane, �e dok�adnie z jednej kom�rki na
miliard uwolni si� pszczo�a. W pewnych sektorach plastra
pszcz� b�dzie wi�cej, a w pewnych mniej.
- Na pewno.
- Zatem nie da si� wykluczy� powstawania koalicji pszcz�
- oczywi�cie niezmiernie rzadko, przy zaistnieniu mn�stwa
sprzyjaj�cych czynnik�w. Te pszczo�y mog� wtedy omija�
zakaz Testy i kontaktowa� si� ze sob� bezpo�rednio w celu -
bo ja wiem - ustalania wsp�lnych regu� gry czy wsp�lnej
strategii wobec plastra.
- Nawet je�li ma pan racj� - rzek� oschle t�u�cioch - to
takich gniazd naliczy pan nawy�ej cztery, pi�� na ca�y
plaster. Rozwa�my jednak bli�ej pa�sk� sugesti�. Nawet w�r�d
tak zaawansowanych spec�w jak te pszczo�y nie obejdzie si�
bez konflikt�w. Nic nie wiemy wprawdzie o ich moralno�ci,
lecz konflikty z g�ry mo�na uzna� za interkosmiczn� sta��.
Kto� spo�r�d graczy mo�e kwestionowa� niekorzystne dla
siebie wyniki gry, pr�bowa� zmienia� regu�y, zalega� z
wyp�at� tym, co z nim wygrali, albo si� od niej uchyla�. Co
wtedy?
- Ja na jego miejscu bym uciek� - powiedzia�em.
Grubas spojrza� na mnie z uznaniem. - Ja tak�e bym nie
czeka�, a� mnie obedr� ze sk�ry. Pr�bowa�bym ukry� si� w
jednej z kom�rek plastra albo wr�cz wybudowa� now�. Przy
technice, jak� dysponuj� te pszczo�y, jest to w pe�ni
realne. Oczywi�cie, gra pszcz� to nie �aden kosmiczny poker,
w kt�rym stawk� s� okre�lone obiekty materialne. Ju� pr�dzej
rozgrywka idzie o to, kto zdominuje gniazdo, a kto si�
b�dzie musia� podporz�dkowa�. Kto narzuci swoje koncepcje
czy metody, a kto ograniczy si� do realizacji.
- Wracaj�c do takiego kontestatora gry: zastanawiam si�,
po co mia�by ponosi� dodatkowe nak�ady i ryzyko, buduj�c
nowy b�bel, skoro inne pszczo�y maj� mapy tej okolicy i nowy
element nie ujdzie ich uwagi. Gdybym ja chcia� si� schowa�,
korzysta�bym z gotowych kom�rek - oznajmi� Zmora.
- Brawo, m�odzie�cze. Tylko �e wybieraj�c konkretn�
kom�rk� skazujesz si� na panuj�ce w niej warunki,
niewykluczone wi�c, �e ewentualna ekspedycja karna mo�e ci�
�atwo dopa�� id�c po twoich �ladach. B�bel, w kt�rym si�
ukry�e�, jest znany twoim prze�ladowcom nie gorzej ni�
tobie. Tworz�c nowy b�bel pszczo�a-uciekinier wskazuje, co
prawda, od razu miejsce swego schronienia, lecz w �rodku
prawie wszystko zale�y od jej inwencji, o ile ma do�� czasu
i sposobno�ci, by nale�ycie rzecz przygotowa�. Panowie -
wzni�s� uroczy�cie kufel - my�l� nad tym zagadnieniem nie od
dzi� i doszed�em do wniosku, �e nasz b�bel, nasz
Wszech�wiat, zosta� skonstruowany specjalnie z my�l� o tym,
aby kogo� ukry�.
Wykorzystuj�c zaabsorbowanie ojca dyskusj� opr�ni�em m�j
kufel i debatowa�em, czy chwyci� za nast�pny, zanim
nienasycony grubas poch�onie ca�� bateri�. Kr�ci�o mi si� w
g�owie, ale w miar�: treningi z m�odszym Zmor� nie posz�y na
marne.
Z wywod�w grubasa niewiele rozumia�em. Pada�y
sformu�owania: mur Plancka, teorie inflacyjne, zasada
antropiczna...
- Inflacja Wszech�wiata nie pozwala na przyk�ad ustali�
�adnych konkretnych danych przed momentem, od kt�rego
nast�pi�a - grzmia� ten wielbiciel piwa i kosmosu. - S�u�y
zatem zamazywaniu jego historii. Poka�cie mi lepszy spos�b
na zacieranie �lad�w! Z kolei zasada antropiczna, kt�ra -
jestem o tym przekonany - nie w ka�dym b�blu obowi�zuje,
przyczynia si� do wytworzenia masy r�nych pod-cywilizacji,
co nie pozwala �cigaj�cym w kr�tkim czasie przeskanowa�
ca�o�ci b�bla, tylko zmusza ich do m�cz�cych i
czasoch�onnych podr�y od gwiazdy do gwiazdy, galaktyka po
galaktyce. Komu si� b�dzie chcia�o w to bawi�? - Mi�osnym
ruchem przytuli� kufel do twarzy. - Tak, nasz uciekinier
chytrze to sobie wykoncypowa�.
- Chwila moment - wpad� mu w s�owo Zmora - zasada
antropiczna oraz inflacja Wszech�wiata s� to idee w pewnym
sensie przeciwbie�ne. Pierwsza domaga si� na�o�enia
precyzyjnych parametr�w od samego Big-Bangu, druga za�
polega na ich rozchwianiu, na zamazywaniu historii, jak pan
to s�usznie okre�li�.
Grubas u�miechn�� si� z wyrozumia�o�ci�. - Chodzi panu o
to, czy nie wykluczaj� si� wzajemnie? Tak si� wydaje nam.
Naszym uczonym, naszej nauce. Na wy�szym poziomie z
pewno�ci� jest to do pogodzenia.
Zdawa�o mi si�, �e ojciec poblad�.
- S�dzi pan wi�c, �e Stalowy Ptak...
- Ja nic nie s�dz� - wzruszy� ramionami gruby jegomo��. -
Jestem tylko in�ynierem budowlanym. - Kilkoma ruchami
ustawi� na swoim brzegu stolika piramid� o podstawie z
czterech pustych kufli. Dopi� ostatnie piwo i zwie�czy�
budowl�. - Je�li my�li pan, �e Stalowy Ptak kogo� tu
poszukuje, to da� si� pan schwyta� w pu�apk� w�asnej
fantazji. No, na mnie czas. Przyjemnie si� z panami
gaw�dzi�o.
- Ale przecie�...
- Powtarzam panu: jego pojawienie si� tutaj to czysty
przypadek. Czymkolwiek jest, brakuje mu programu albo
rozeznania - inaczej by si� tak nie kr�ci�. Zreszt�, czy
mamy pewno��, �e Ptak naprawd� istnieje?
- Odprowadzimy pana - postanowi� ojciec.
- Lepiej nie... zb�dna fatyga - wymrucza� piwo��op.
Ruszyli�my jednak pospo�u ku wyj�ciu, Zmora z jednej, ja z
ojcem z drugiej strony. - Wie pan, co Jung napisa� o UFO?
"Widuje si� co�, ale nie wiadomo co" - i potraktowa�
lataj�ce talerze jako rodzaj pog�oski wizyjnej. Ludzko��
tak si� otumani�a, prosz� pana, �e by� mo�e zacz�a
produkowa� takie projekcje na w�asny u�ytek.
Wyszli�my za bram� i skierowali�my si� ku parkingowi.
Ojciec perorowa� co� o obiektywizmie kamer i teleskop�w.
- Prosz� nas kiedy� odwiedzi� - uci�� te wywody in�ynier.
Wydoby� z kieszeni notes i nagryzmoli� w nim co� szybkimi
ruchami d�ugopisu. Wsun�� ojcu do r�ki z�o�on� wp�
karteczk�. - Dzi�kuj� za towarzystwo. Zawsze m�wi�: czas
sp�dzony przy piwie nigdy nie jest stracony.
U�cisn�� nam r�ce i oddali� si� do czerwonego merkurego o
wypolerowanej karoserii. Na ca�ym parkingu nie by�o takiego
samochodu. Jego przednia szyba wydawa�a si� prawie czarna,
odbijaj�c niebo, ciemne korony drzew. Dostrzeg�em jednak w
g��bi jakby blady owal twarzy otoczony chmur� jasnych w�os�w.
In�ynier wsiad�, nachyli� si� ku �onie, co� do niej
zagada�. Pomacha�a nam r�k�. Cofn�a w�z do wyjazdu, merkury
wydosta� si� na szos� i znikn�� nam z oczu.
Ojciec rozwin�� kartk�, wpatruj�c si� w ni� z
niedowierzaniem. Zajrza�em obok jego ramienia: skrawek
papieru by� zupe�nie czysty.
Pierwszym miejscem, kt�re odwiedzili�my po rozdzieraj�cym
serce po�egnaniu z czerwonym merkurym, by�a toaleta. Czu�em,
jak wraca mi jasno�� my�lenia.
- A ten facet po tylu piwach wcale nie my�la� o wc -
zauwa�y�em. - Musi mie� p�cherz jak wielb��d.
- Mo�e woli to robi� w plenerze - odpar� ojciec zdawkowo.
W domu matka czeka�a ju� z kolacj�. - Wyobra�cie sobie -
oznajmi�a, kiedy�my jedli - �e kto� obcy kr�ci� si� tu
niedawno bia�ym merkurym.
- Jak wygl�da�?
- Bia�y, l�ni�cy - jak prosto z myjni. Albo z fabryki.
- Facet, nie samoch�d.
- Gruby, �ysy, w bia�ej koszulce. Typ buldoga.
- R�kawy?
- Kr�tkie. Wiem, bo prowadzi� z �okciem wystawionym przez
okno. Przejecha� wolno, potem cofn��, jakby kogo� szuka�.
Chyba zatrzyma� si� naprzeciwko waszych wykopalisk. Potem
ruszy� i odjecha�.
- Sam prowadzi�? Nie by�o z nim kobiety?
- Raczej nie. Rzuci�aby mi si� w oczy. Mog�a co najwy�ej
siedzie� z ty�u. Szyby mia� chyba metalizowane, nic nie by�o
wida�.
Spojrzeli�my z ojcem na siebie.
- A ten merkury - wtr�ci�em - nie by� przypadkiem
czerwony?
- Masz mnie za daltonistk�? Jak m�wi� bia�y, to bia�y.
- Kobiet� m�g� gdzie� wysadzi� - zastanawia� si� ojciec -
ale o karoseriach zmieniaj�cych kolor na zawo�anie jeszcze
nie s�ysza�em. Wypi� te� niema�o: dziesi�� piw, i to w jakim
tempie. S�o� by si� obali�.
- Mogliby�cie ja�niej? - zniecierpliwi�a si� matka.
Ojciec odchrz�kn��, wyra�nie zabieraj�c si� do relacji.
Odszed�em do swoich spraw.
Zasiad�em przy komputerze i po��czy�em si� z informacj�
naukow�. Za��da�em danych o Wszech�wiecie: teorii, liczb.
Kr�tko m�wi�c, zamierza�em rozwa�y� par� modeli b�bla, w
kt�rych naj�atwiej by�oby si� ukry�. Jednak zaraz na wst�pie
ogarn�y mnie w�tpliwo�ci, czy podo�am ogromowi zadania.
Budowanie wszech�wiat�w na skal� przemys�ow� tylko w relacji
in�yniera wydawa�o si� proste. Ot, powyjmowa� z pud�a
mg�awice, galaktyki, czarne dziury, pozawiesza� w
przestrzeni, zakr�ci� tym jak nale�y, spowodowa� ekspansj� -
nic trudnego, prawda? Albo wzi�� kulk� i detonowa� j� -
wcze�niej zakodowawszy w niej swoisty program genetyczny,
aby b�bel rozwija� si� sam z siebie. Kr�tki kurs
konstruowania wszech�wiat�w. Niestety, dwie godziny to za
ma�o, �eby dostatecznie wprawi� si� w tym zawodzie, a cho�by
pokusi� o zamkni�cie ca�ego zagadnienia w algorytm.
Wyobra�a�em to sobie do�� naiwnie: ustal� kilkana�cie
najwa�niejszych parametr�w, b�d� je modyfikowa� i
obserwowa�, co z tego wyniknie. Z komputerem wszystko wydaje
si� �atwe.
W ko�cu musia�em przyzna�, �e wyprodukowanie
programu do modelowania wszech�wiat�w jest ponad moje si�y.
Pociesza�em si�, �e nawet gdybym mia� taki program - od
starszego Zmory na przyk�ad - m�j komputer z pewno�ci�
okaza�by si� dla niego za ciasny.
Siedzia�em wi�c przed pustym ekranem, ubolewaj�c w g��bi
duszy, �e nic mnie ju� nie uchroni od zaj�cia si� lekcjami.
Rozleg�o si� pukanie, skrzypn�y drzwi. Ojciec.
- Stalowy Ptak znik�. Podali w wiadomo�ciach.
Sta� w progu, wspieraj�c si� barkiem o futryn�. Sprawia�
wra�enie, jakby chcia� wsp�lnie ze mn� zastanowi� si� nad
tym.
- Jak to znikn��? - powiedzia�em. - Odlecia�?
- Nie, znik�. By� - i w jednej chwili zgas� jak wy��czona
lampa. Tak m�wi�.
- I co teraz zrobisz?
Wzruszy� ramionami. - Id� pos�ucha� Labiryntu.
Le�a�em ju� w ��ku, kiedy wr�ci�.
- Jeszcze nie �pisz? P�no ju�.
- Co powiedzia� Labirynt?
- Och, Artur - ojciec ni to za�mia� si�, ni to �achn�� -
ty naprawd� wyobra�asz sobie, �e Labirynt s�u�y do �ledzenia
Stalowego Ptaka? �e to taki radioteleskop domowej roboty?
Przecie� wycelowany jest ci�gle w ten sam sektor nieba, a
Ptak lata� sobie, gdzie popad�o.
- Wi�c po co go budowali�my? Po co po nim chodzisz i
czego s�uchasz?
- Sam nie wiem - odpar� r�wnie prostodusznie jak kiedy�
matce. - Sprawdzam, czy wszystko jest w porz�dku. - Zacz��
spacerowa� po pokoju z r�kami za�o�onymi do ty�u. - Co do
Ptaka, to moim zdaniem zastosowa� kamufla�. Czy tak trudno
odci�� promieniowanie, kt�re si� emituje? Wystarczy postawi�
jakie� ekrany albo w��czy� poch�anianie, a potem przenie��
si� w zupe�nie inny sektor sfery niebieskiej. O ile przy
okazji nie zakryje si� �adnej wi�kszej gwiazdy, rzecz jest
praktycznie nie do wytropienia.
- Czemu wi�c nie zrobi� tego na samym pocz�tku?
- Pewnie nie przypuszcza�, �e s� tutaj ludzie. A mo�e
prowadzi� jakie� badania i nie m�g� si� izolowa� optycznie?
Tak czy owak chyba nadal czai si� gdzie� w okolicy. W
telewizji pe�ny kociokwik. Dobranoc, Artur.
- Tato...
Zatrzyma� si� w progu.
- Zastanawia�em si� nad tym wszystkim... no wiesz.
Przysz�o mi do g�owy, �e gdybym by� tym graczem z
opowiadania o pszczo�ach, kt�ry przegra�, ale nie chce
pogodzi� si� z kl�sk�...
- Wiem, uciek�by�.
- Nie ca�kiem. Czy zwr�ci�e� uwag�, �e te pszczo�y mog�
dowolnie si� dzieli�? Wi�c ja bym si� podzieli� na dwie
cz�ci: wi�ksz� i mniejsz�. Wi�ksz� zostawi�bym na miejscu
dla niepoznaki, a mniejsz� cz�ci� bym uciek� i szuka�
sposobu, jak to odkr�ci�.
- Sprytny pomys�, Artur. Naprawd�.
- Piwo wzmaga predyspozycje umys�owe - stwierdzi�em
prowokacyjnie.
Nawet si� nie u�miechn��.
- Na pewno. Dobranoc.
�ni� mi si� Stalowy Ptak. Wisia� nad naszym ogrodem.
Mi�dzy inkrustowan� �wiat�ami podstaw� pojazdu a Labiryntem
przebiega�y roje kolorowych robaczk�w �wi�toja�skich.
- Wsysa nasz Labirynt! - krzykn��em.
- Nie st�jmy przy oknie, jeszcze nas zauwa�y - powiedzia�
ojciec.
Ptak jakby go us�ysza�. Strumie� �wietlik�w zrzed� i
znik�. Powoli, majestatycznie srebrny kapelusz po�o�y� si�
na jedn� stron�, jakby zamierza� wbi� si� blaszanym rondem w
ziemi�. Zamiast tego zacz�� okr��a� nasz dom, nie czyni�c
najmniejszej krzywdy drzewom. Dopiero po chwili zrozumia�em,
jak tego dokona�: Stalowy Ptak zmala�.
Nadal by� jednak na tyle du�y, �e przelatuj�c za oknami
przes�ania� je w ca�o�ci. Wiedzia�em, jak taki efekt osi�ga
si� w kinie, dzi�ki czemu do mieszka� w wie�owcach zagl�daj�
rozmaite potwory. Mimo ca�ej teatralno�ci taniec Ptaka,
widziany od wewn�trz, by� fascynuj�cy. Uciekali�my z pokoju
do pokoju, a on jakby zgadywa�, w kt�rym oknie ma si�
pokaza�.
- Do piwnicy - zaproponowa�a matka.
Zbiegali�my po schodach. Co� zawirowa�o w powietrzu,
stopnie nad�y si� i uros�y, osi�gaj�c wysoko�� parkanu.
�eby sforsowa� kilka ostatnich, musia�em opuszcza� si� na
r�kach. Z do�u piwnica wygl�da�a jak wielki, ciemny loch -
nawet gdyby�my chcieli w��czy� �wiat�o, kontakt by� wysoko,
poza zasi�giem. Posadzka by�a chropowata, zagracona i pe�na
kurzu.
- Tam - ojciec wskaza� uchylone drzwi. Naparli�my na nie;
po niesko�czenie d�ugiej chwili uda�o si� skutecznie
zwi�kszy� prze�wit. Od sto�u, pod kt�rym zamierzali�my si�
ukry�, dzieli� nas niewielki odcinek, lecz nie zd��yli�my go
przebiec. Wielka szyba w oknie wygi�a si� pod naporem i
p�k�a, a szk�o sp�yn�o bezg�o�nie po pancerzu Stalowego
Ptaka. Jak mog�em widzie� w nim kapelusz? By� teraz
wielko�ci sporego go��bia, mia� dzi�b, deltowate skrzyd�a i
bardzo jasne talerzyki oczu.
Dalsza ucieczka nie mia�a sensu. Usiad�em na kupce
czego�, co wygl�da�o jak zw�glony kape�. Czeka�em z
rezygnacj�. Czu�em, �e Ptak stoi obok i przygl�da si� nam
swoim jasnym wzrokiem.
Wbrew oczekiwaniom najpierw zwr�ci� si� do mnie.
- To wszystko, co ze mnie zosta�o w ostatnim rozdaniu -
powiedzia� wskazuj�c kape�. Wsta�em i dok�adnie przyjrza�em
si� kupce materii. Przypomina�a raczej miniaturow� wi�zk�
chrustu albo powi�kszone monstrualnie w�sy Charlie Chaplina.
Ojciec poruszy� si�, a Ptak momentalnie wycelowa� w niego
sw�j stalowy dzi�b.
- Przegra�e�, Rrayven - powiedzia� budz�c powszechne
zdumienie, bo dla wszystkich by�o to od dawna jasne. -
Zostawiam wam Ptaka, Prawa Jasno�ci i Rejestr D�ug�w.
Zaczynajcie od nowa.
Patrzyli�my na siebie; z Ptaka jakby usz�o �ycie. Nadal
tkwi� w tym samym miejscu - por�czna zabawka do postawienia
gdzie� na p�ce - ale jego duch gdzie� si� zwyczajnie
ulotni�.
W powietrzu dogasa� jego g�os - jak dzwonienie
kryszta�owego dzwonka.
- Nie narzekaj, Rrayven... nie wyszed�e� na tym
najgorzej. Ptak jest w dobrym stanie, a Rejestr D�ug�w
kr�tki. Ty wpakowa�e� mnie w gorsze tarapaty.
Obraz piwnicy z wybitym oknem i Stalowym Ptakiem na
�rodku posadzki zacz�� nagle marszczy� si�, p�ka�, dzieli�
na pod�u�ne pasemka. Kto� znajduj�cy si� po drugiej stronie
rozgarn�� je r�kami jak kurtyn�. Do mojego snu wkroczyli
ojciec z matk� - lecz jak�e odmienieni! Ledwo ich pozna�em.
On we fraku, z muszk� na bia�ym gorsie, ona w eleganckiej
czarnej sukni i per�ach, oboje u�miechni�ci, urodziwi niczym
bohaterowie seriali telewizyjnych. Wygl�dali ol�niewaj�co:
jak m�odsze i lepsze wcielenia samych siebie. Emanowa�o od
nich jakie� wewn�trzne �wiat�o, z kt�rego dot�d nie zdawa�em
sobie sprawy.
- Namno�y�o si� tych postaci - zakomunikowa� ojciec. -
Namno�y�o si� tych postaci.
- A wszystko to ty, a wszystko to ty - zawt�rowa�a mu
matka. - Obud� si�, b�dziemy mieli go�cia.
I oczywi�cie natychmiast zbudzi�em si�. Ojciec z matk�
stali przede mn� tacy sami jak we �nie, tak samo pi�kni i
dystyngowani. Poczu�em co� w rodzaju onie�mielenia.
- �rodek nocy - burkn��em. - W sam raz pora na wizyty.
Zanim wyszli, matka wskaza�a mi str�j, kt�ry wprawi� mnie
w zdumienie. Mn�stwo b�yskotek, szw�w, zamk�w, kieszeni,
jasna tkanina w srebrne nitki, na plecach ni to p�omie� z
wszystkich odcieni b��kitu, ni to ogon pawi... Spodnie
normalne, ciemne, troch� obcis�e, za to but�w z tyloma
bajerami jeszcze nie spotka�em. Brakowa�o przy nich tylko
�y�ew, bo ca�y kostium nadawa� si� raczej dla �y�wiarza
figurowego ni� dla mnie. Ale dla �wi�tego spokoju odzia�em
si� w to dziwactwo, a kiedy sko�czy�em, a� westchn��em do
lustra: noc przemieni�a puco�owatego przeci�tniaka w
kr�lewicza z bajki.
W salonie st� by� nakryty do uroczystej kolacji,
najlepsza zastawa i sztu�ce. Na dw�ch lichtarzach pali�y si�
�wiece. Na m�j widok matka podbieg�a krokiem baleriny
wyg�adza� jakie� urojone zmarszczki.
Punktualnie o drugiej Stalowy Ptak sforsowa� ciemne szyby
w oknie z tak� �atwo�ci�, jak gdyby to by�a zdublowana
powierzchnia wody. Nie towarzyszy� temu �aden ha�as;
najmniejszy okruch szk�a nie spad� na pod�og�. Widzia�em w
zwolnionym tempie, �e szyby omywaj� srebrzyste boki Ptaka
jak obrys skanuj�cego lasera. Ptak oderwa� si� lekko od
szklanej tafli, kt�ra zasklepi�a si� natychmiast. Przez
moment ci�gn�� za sob� nitk� szk�a, kt�ra cienia�a, a�
p�k�a, cofn�a si� spr�y�cie, przywar�a do tafli i wtopi�a
si� w ni�. By�em dziwnie pewien, �e na szybie nie pozosta�a
skaza.
Srebrny pojazd wyl�dowa� precyzyjnie na stole, mi�dzy
dzbankiem z kaw� a cukiernic�. P�omienie �wiec nawet si� nie
poruszy�y. Jego skrzyd�a z�o�y�y si� bez po�piechu; oczy
mia� ��tobia�e, g��bokie. Po sekundzie na grzbiecie Ptaka
odsun�a si� klapka, co� wydobywaj�c si� stamt�d zawirowa�o
kolorowo i tubalny g�os w g��bi pokoju powiedzia�:
- Zechc� mi pa�stwo wybaczy�, �e nie korzysta�em z
bardziej konwencjonalnych sposob�w, ale chcia�em zrobi�
przyjemno�� Arturowi. Ptak nale�y do ciebie, m�j ch�opcze.
Jegomo�� z "Parkowej" w zamkni�tym pomieszczeniu wydawa�
si� jeszcze wi�kszy i bardziej oty�y, ale jaka� godno��
rozpromienia�a jego oblicze. Bez w�tpienia nale�a� do tego
samego gatunku ludzi, co ojciec z matk�. P�kat� figur�
opina� dobrze skrojony smoking, a biel jego koszuli razi�a w
oczy nie gorzej ni� pancerz Ptaka.
- A gdzie� to zostawi� pan �on�? - zainteresowa�a si�
matka. - Mieli�my nadziej� j� pozna�.
- Droga pani, musz� si� wyt�umaczy�. By�em i jestem tu
sam. S�abo znam tutejsze zwyczaje, wi�c kiedy m�� pani
zwr�ci� mi uwag� na naganno�� siadania za kierownic� po paru
piwach, ratowa�em si� podst�pem. Wywo�a�em fantom kobiety,
nieszczeg�lnie udany, bo bez gorsu i n�g. Dzi� wiem, jaki to
okropny czyn. Wstydz�c si� go ju� wtedy, ustawi�em samoch�d
pod �wiat�o. Nie by�em pewny efektu, wi�c dodatkowo
przyciemni�em szyby. Najusilniej prosz� o wybaczenie.
W�r�d podobnych ceregieli siedli�my do sto�u.
Podzi�kowa�em za Stalowego Ptaka i wypowiedzia�em
grzeczno�ciow� uwag�, �e niebywale przypomina sw�j
pierwowz�r - cho� wcale tak nie uwa�a�em.
- Ale�, m�j ch�opcze - obruszy� si� in�ynier - nie by�o
�adnego pierwowzoru! Chc�c was odnale�� musia�em nada�
um�wiony sygna�, a potem utrzyma� go tak d�ugo, aby mie�
pewno��, �e nie zostanie przeoczony. Jednocze�nie m�j
pojazd, kt�ry w niczym oczywi�cie Ptaka nie przypomina,
okr��a� Ziemi� na r�nych wysoko�ciach w dzie� i w nocy.
Srebrzysty Ptak by� rozleg�ym, niskoenergetycznym fantomem,
widocznym g��wnie od strony Ziemi. Musia�em wykona� pomiary
szybko i solidnie, powt�rzy� je na wszelki wypadek, a tak�e
przyjrze� si� pewnej liczbie niejasnych miejsc. Samo
przeanalizowanie dziewi�ciu miliard�w �a�cuch�w
reinkarnacyjnych to nie w kij dmucha�. Nawet kiedy ju� was
zidentyfikowa�em, n�ka�y mnie rozmaite w�tpliwo�ci. �eby je
rozwia�, wybra�em si� na piwo do "Parkowej".
- Nie obawia�e� si�, �e w �lad za tob� mog� tu nadci�gn��
jednostki Yirs-Gidrisa?
- Z takim niebezpiecze�stwem zawsze nale�y si� liczy�.
Ale te� moja wyprawa odbywa si� z zachowaniem najwy�szych
�rodk�w ostro�no�ci. Dysponowa�em nawet w�asn� eskort�,
kt�ra z chwil� mojego zag��bienia si� w b�bel wytworzy�a
fa�szywy duplikat mojego pojazdu - �e niby nadal jeste�my w
komplecie. W b�blu rozsiewa�em u�pione czujniki, trudniejsze
do wykrycia ni� py� kosmiczny, kt�re w jednej chwili da�yby
mi zna�, gdyby kto� posuwa� si� za mn�. Kluczy�em i robi�em
postoje. Bardziej ju� obawia�em si�, �e was nie odnajd�, �e
nie rozpoznam, �e mimo wszystkich znak�w i pe�nomocnictw nie
pozyskam waszego zaufania.
- Przyby�e� za wcze�nie - stwierdzi� ojciec.
- Bo mamy sytuacj� nie cierpi�c� zw�oki. Odk�d Quand-
Esqual utraci� Regu�y na rzecz Yirs-Gidrisa, nasze po�o�enie
dalekie jest od komfortowego. Yirs-Gidris nie zawaha si�
przed zmian� Regu�, to jasne. Twierdzisz, �e przyby�em za
wcze�nie. O ile? - o pi��dziesi�t, sto, dwie�cie lat? Jestem
pe�en uznania dla waszej roboty tutaj, ale sami chyba
zdajecie sobie spraw�, �e mniej ni� dwa wieki mog�
doprowadzi� tutejsz� ludzko�� do piek�a samounicestwienia.
Gdybym zjawi� si� nieco p�niej, pozosta�yby mi wielce
romantyczne spacery po zgliszczach.
- To nie