14414

Szczegóły
Tytuł 14414
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14414 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14414 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14414 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jude Deveraux Dama Przek�ad Magdalena Rakowska Prolog Starsza, gruba kobieta w przyklapni�tym kapeluszu, spod kt�rego wychodzi�y str�ki siwych w�os�w, zdumiewaj�co sprawnie wdrapa�a si� na siedzenie du�ego wozu. Le�a�y na nim �wie�e warzywa, przykryte wilgotnymi szmatami. - Sadie. Kobieta odwr�ci�a si� i spojrza�a na wielebnego Thomasa, wysokiego, przystojnego m�czyzn� z zatroskaniem marszcz�cego brwi. - B�dziesz ostro�na? Nie zrobisz �adnego g�upstwa? Nie b�dziesz zwraca�a na siebie uwagi? - Obiecuj� - przyrzek�a Sadie �agodnym, m�odzie�czym g�osem. - Wr�c� najpr�dzej, jak si� da. - �ci�gn�a lejce i w�z, turkoc�c, ruszy� powoli. Droga, prowadz�ca z miasteczka Chandler w Colorado do kopalni, by�a d�uga i wyboista. Sadie musia�a czeka�, a� przejedzie poci�g na jednej z bocznych linii kolejowych. Ka�de z siedemnastu osiedli kopalnianych w pobli�u Chandler mia�o sw� w�asn� bocznic�. Przed rozjazdem, sk�d prowadzi�a droga do kopalni Tentona, Sadie spotka�a podobny w�z, na kt�rym r�wnie� siedzia�a stara kobieta. Zatrzyma�a swe cztery konie i rozejrza�a si� wok�. - Jakie� problemy? - cicho spyta�a Sadie. - Nie, ale zwi�zkowcy s� coraz bardziej zdeterminowani. A u ciebie? Sadie skin�a g�ow�. - W zesz�ym tygodniu by� zawa� w tunelu numer sze��. Ludziom szkoda czasu na umacnianie wykop�w. Masz mi�t�wki? - Wszystkie rozda�am - odpowiedzia�a kobieta, nachylaj�c si� bli�ej. - Uwa�aj, Sadie. Najgorzej jest w Ma�ej Pameli. Przera�a mnie Raf� Taggert. - Wiele os�b si� go boi. Jedzie nast�pny w�z. - �ciszy�a g�os ruszaj�c. - Do zobaczenia za tydzie�, Aggie. Sadie min�a nadje�d�aj�cy w�z i pomacha�a jad�cym na nim ludziom. Za chwil� skr�ca�a ju� w d�ug� drog� prowadz�c� do osiedla kopalni Ma�a Pamela. Droga by�a stroma i posterunek stra�y Sadie zauwa�y�a dopiero w ostatniej chwili. Pr�bowa�a si� opanowa�, ale serce jej wali�o. - Dzie� dobry, Sadie. Masz rzep�? - Pi�kn�, du��. - U�miechn�a si�, ukazuj�c sczernia�e z�by. - Zostaw dla mnie worek, co? - powiedzia� stra�nik, otwieraj�c bram�. Nie wspomnia� o zap�acie. Wpuszczenie obcej osoby na teren osiedla by�o wystarczaj�cym wynagrodzeniem. Stra�nicy zostali postawieni po to, aby nie wpuszcza� do osiedla organizator�w ruchu zwi�zkowego. Ka�dego podejrzanego o pod�eganie g�rnik�w stra�nicy mogli najpierw zastrzeli�, a dopiero potem zadawa� pytania. Ka�dego, kogo zastrzelili, mogli potem oskar�y� o dzia�alno�� zwi�zkow�, a s�d, zar�wno lokalny, jak i stanowy, uniewinni�by ich. W�a�ciciele kopal� mieli prawo do ochrony swojej w�asno�ci. Sadie musia�a si� sporo napracowa�, �eby manewrowa� du�ym wozem po w�skich, zasypanych w�glem uliczkach. Po obu stronach ulicy znajdowa�y si� pude�ka, zwane przez w�a�cicieli kopal� domami. W ka�dym mie�ci�y si� przewa�nie cztery male�kie pokoiki, a kom�rka na w�giel i ubikacje sta�y w podw�rku. Wod� przynoszono w wiadrach ze wsp�lnej, zanieczyszczonej w�glem studni. Sadie przejecha�a obok sklepu nale��cego do sp�ki i ch�odno powita�a w�a�ciciela. Byli naturalnymi wrogami. G�rnikom p�acono nielegalnie kuponami, za kt�re rodziny mog�y robi� zakupy tylko w sklepach sp�ki. Ludzie m�wili, �e w�a�ciciele kopal� wi�cej zarabiaj� na sklepach ni� na w�glu. Po prawej stronie, mi�dzy lini� kolejow� a stromym zboczem, Sadie min�a rz�d podw�jnych domk�w, pomalowanych na obrzydliwy, ��ty kolor. Nie by�o ogr�dk�w, a domki dzieli�o od ubikacji zaledwie kilka metr�w. Sadie zna�a doskonale mieszanin� dymu z poci�g�w z innymi woniami. Tu mieszkali nowi g�rnicy. Zatrzyma�a konie przed jednym z wi�kszych dom�w. - Sadie! My�la�am, �e ju� nie przyjedziesz - powiedzia�a �adna, m�oda kobieta wychodz�c z domu i wycieraj�c r�ce w �ciereczk�. - Znasz mnie - odpowiedzia�a Sadie, z trudem schodz�c z siedzenia. - D�ugo dzi� spa�am, a pokoj�wka zapomnia�a mnie obudzi�. Jak si� miewasz, Jean? Jean Teggert u�miechn�a si� do staruszki. Sadie by�a jedn� z niewielu os�b, kt�re wpuszczano do osady. Co tydzie� Jean umiera�a ze strachu, �e policja kopalni przeszuka w�z Sadie. - Co przywioz�a�? - spyta�a Jean szeptem. - Lekarstwo na kaszel, smarowid�o, troch� morfiny dla pani Carson, dwana�cie par but�w. Niewiele mo�na ukry� w g��wkach kapusty. I firanki dla narzeczonej Ezry. - Firanki! - zdumia�a si� Jean i a� si� roze�mia�a. - Pewnie masz racj�. Bardziej si� ucieszy z koronek ni� z czego� innego. No chod�, zabierajmy si� do roboty. Rozdawanie warzyw zaj�o im trzy godziny. Ludzie p�acili kuponami, kt�re p�niej Sadie w tajemnicy im oddawa�a. W�a�ciciele kopalni, policja osiedlowa ani nawet sami g�rnicy nie mieli poj�cia, �e warzywa Sadie i inne sekretne dobra s� za darmo. G�rnicy byli bardzo dumni i nie przyj�liby ja�mu�ny, ale kobiety gotowe by�y wzi�� wszystko dla swych dzieci i zm�czonych m��w. By�o ju� p�no, gdy Sadie i Jean wr�ci�y pustym wozem do domu Jean. - Jak tam Raf�? - spyta�a Sadie. - Bardzo ci�ko pracuje, tak samo jak m�j ojciec. A wujek Raf� lubi robi� zamieszanie, wi�c lepiej ju� jed�. Nie mo�emy ryzykowa�, �e b�dziesz mia�a k�opoty - powiedzia�a Jean ujmuj�c r�k� Sadie. - Masz takie m�ode r�ce. - K�opoty? - spyta�a zmieszana Sadie. Jean roze�mia�a si�. - Wi�c do przysz�ego tygodnia. I nie obawiaj si� mnie, Sadie. Ju� od dawna wiem. Sadie zaniem�wi�a. Wdrapa�a si� na w�z i cmokn�a na konie. Godzin� p�niej zatrzyma�a si� przed probostwem w Chandler. Pod os�on� zmroku przebieg�a do budynku, wesz�a przez nie zamkni�te drzwi i wpad�a do �azienki, gdzie na wieszaku czeka�y czyste ubrania. Szybko zdj�a z g�owy peruk�, zmy�a z twarzy charakteryzacj�, zeskroba�a na�o�ony na z�by brud. Zsun�a z siebie grube, wywatowane ubranie, w kt�rym by�a taka t�ga, i wci�gn�a koronkowe pantalony i haleczk�. Zasznurowa�a z przodu bia�y, lniany gorset, na kt�ry w�o�y�a seledynow�, jedwabn� bluzk� i �akiet z niebieskiej ser�y, wyko�czony zielonym aksamitem. Wci�gn�a sp�dnic�, tworz�c� komplet z �akietem. Kiedy zapina�a ciemnoniebieski, sk�rzany pasek, rozleg�o si� pukanie do drzwi. - Prosz�. Wielebny Thomas stan�� w drzwiach i przez moment przypatrywa� si� stoj�cej przed ni� kobiecie. Panna Houston Chandler by�a wysoka, szczup�a i pi�kna; mia�a br�zowe, po�yskuj�ce rudawo w�osy i b��kitnozielone oczy, prosty, arystokratyczny nosek i ma�e, pi�knie wykrojone usta. - A wi�c Sadie zn�w znik�a na tydzie�. - Duchowny u�miechn�� si�. - Musisz ju� i��, Houston. Tw�j ojciec... - Ojczym - poprawi�a. - Dobrze, b�dzie r�wnie z�y, jakkolwiek go nazwiesz. - Czy Ann� i Tia wr�ci�y ju� ze swymi wozami? - Dawno. Zbieraj si� st�d. - Tak jest. - U�miechn�a si�. - Do nast�pnej �rody! - zawo�a�a przez rami�, wychodz�c z plebanii i kieruj�c si� szybko w stron� domu. 1 Maj, 1892 Houston Chandler przesz�a dwie przecznice do swego domu najspokojniej, jak potrafi�a, i zatrzyma�a si� przed dwupi�trowym, wiktoria�skim domem z czerwonej ceg�y, kt�ry nazywano w mie�cie rezydencj� Chandler�w. Przyg�adzi�a w�osy, zrobi�a grzeczn� min� i wesz�a po schodach. Gdy wstawia�a parasolk� do porcelanowego stojaka, us�ysza�a podniesiony g�os swego ojczyma. - Nie b�d� tolerowa� takiego j�zyka w moim domu! Uwa�asz, jak widz�, �e skoro nazywasz siebie doktorem, masz prawo do nieprzyzwoitego zachowania! Nie w moim domu! - krzycza� Duncan Gates. Blair Chandler, tak podobna do siostry bli�niaczki, jak to tylko mo�liwe, patrzy�a na solidnie zbudowanego m�czyzn� - by� kilka centymetr�w ni�szy od niej. - Od kiedy jest to tw�j dom? M�j ojciec... Houston wesz�a do salonu i stan�a mi�dzy siostr� a ojczymem. - Czy nie czas na obiad? Mo�e ju� p�jdziemy? - Stoj�c ty�em do Duncana, patrzy�a na siostr� b�agalnie. Blair odwr�ci�a si� od nich obojga, wyra�nie rozgniewana. Duncan uj�� Houston pod rami� i poprowadzi� j� do jadalni. - Mam przynajmniej jedn� przyzwoit� c�rk�. Skrzywi�a si�, s�ysz�c cz�sto powtarzane zdanie. Nie znosi�a, gdy por�wnywano j� z Blair, zw�aszcza gdy j� chwalono. Zasiedli przy du�ym, mahoniowym stole, z nakryciami z porcelany, kryszta�owymi kieliszkami i z�otymi sztu�cami - Duncan u szczytu sto�u, Opal Gates po drugiej stronie, a bli�niaczki naprzeciw siebie. - Mo�na by oczekiwa�, �e chcesz zrobi� przyjemno�� matce - powiedzia� Duncan, patrz�c na Blair. Postawiono przed nim p�misek z olbrzymi� pieczenia. Wzi�� sztu�ce do krojenia. - Pewnie jeste� zbyt samolubna, �eby przejmowa� si� jeszcze kim�? Twoja matka ju� nic dla ciebie nie znaczy? Blair, z zaci�ni�tymi z�bami, popatrzy�a na matk�. Opal by�a wyblak�� kopi� swoich c�rek. Je�li posiada�a kiedy� jak�� energi�, dawno si� wyczerpa�a albo drzema�a g��boko ukryta. - Mamo - odezwa�a si� Blair - czy chcesz, �ebym wr�ci�a do Chandler, wysz�a za jakiego� t�ustego bankiera, mia�a dwana�cioro dzieci i rzuci�a medycyn�? Opal spojrza�a z mi�o�ci� na c�rk�. Nabra�a ma�� porcj� ober�yny. - Chc�, �eby� by�a szcz�liwa, kochanie, i uwa�am to za bardzo szlachetne, �e chcesz ratowa� ludziom �ycie. Blair spojrza�a na ojca triumfalnie. - Houston zrezygnowa�a ze swego �ycia, �eby ci dogodzi�. To nie wystarczy? Mnie te� chcesz z�ama� �ycie? - Houston! - hukn�� Duncan, tak mocno zaciskaj�c wielki n� do krojenia mi�sa, a� pobiela�y mu kostki. - Pozwolisz swojej siostrze wygadywa� takie rzeczy? Patrzy�a to na siostr�, to na ojczyma. Nie chcia�a bra� niczyjej strony. Kiedy Blair wr�ci po weselu do Pensylwanii, ona pozostanie w tym mie�cie z ojczymem. Ucieszy�a si�, gdy us�ysza�a z do�u, �e pokoj�wka zaanonsowa�a doktora Leandera Westfielda. Wsta�a pr�dko. - Susan - powiedzia�a do s�u��cej. - Do�� jeszcze jedno nakrycie. Leander wszed� do pokoju pewnym, energicznym krokiem. By� wysoki, szczup�y, ciemnow�osy i niezwykle przystojny. Mia� zielone oczy, dla kt�rych mo�na by�o umrze�, jak to okre�li�a przyjaci�ka Houston. Cechowa� go ten rodzaj pewno�ci siebie, kt�ry sprawia�, �e kobiety ogl�da�y si� za nim na ulicy. Uk�oni� si� pa�stwu Gates. Leander nachyli� si� nad sto�em i poca�owa� Houston w policzek. Publiczne ca�owanie kobiety, nawet �ony, a tym bardziej narzeczonej, uchodzi�o za co� oburzaj�cego, ale jemu wybaczano rzeczy, na kt�re nie powa�y�by si� inny m�czyzna. - Zjesz z nami obiad? - spyta�a uprzejmie Houston, wskazuj�c miejsce obok siebie. - Ju� jad�em, ale mo�e wypij� fili�ank� kawy. Dobry wiecz�r, Blair - powiedzia�, siadaj�c naprzeciwko niej. Blair rzuci�a na niego okiem nie przerywaj�c posi�ku. - Blair, odezwij si� do Leandera - rozkaza� Duncan. - Nic si� nie sta�o, prosz� pana - odpowiedzia� uprzejmie Leander, spogl�daj�c z zaciekawieniem na Blair. U�miechn�� si� do Houston. - Jeste� dzi� pi�kna jak panna m�oda. - Panna m�oda! - parskn�a Blair, poderwa�a si� i omal nie przewr�ci�a krzes�a, wybiegaj�c z pokoju. - Och, ta... - Duncan od�o�y� widelec, jakby mia� zamiar wsta�. Houston zatrzyma�a go. - Prosz�, nie. Co� j� gn�bi. Mo�e t�skni za przyjaci�mi z Pensylwanii? Leander, czy chcia�e� porozmawia� ze mn� o �lubie? Mogliby�my wyj��? - Oczywi�cie. Wsiedli do czekaj�cego na nich powoziku, Leander cmokn�� na konia i pojechali w kierunku przedmie�cia. G�rskie powietrze stawa�o si� o tej porze ch�odne i Houston wtuli�a si� w k�t powozu. - A teraz powiedz mi, co si� dzieje - poprosi�. Zaci�gn�� hamulec i przywi�za� lejce. - Wydajesz si� r�wnie zdenerwowana jak Blair. Houston zamruga�a, by powstrzyma� �zy. Dobrze by�o przebywa� z nim sam na sam. By� taki sw�j, taki pewny. By� oaz� spokoju w jej �yciu. - To pan Gates. Zawsze j� denerwuje, m�wi, �e nawet gdy by�a dzieckiem, nie nadawa�a si� do niczego i wci�� chce, �eby rzuci�a medycyn� i pozosta�a w Chandler. Ach, Lee, on wci�� jej powtarza, jaka ja jestem nadzwyczajna. - Och, kochanie - powiedzia� Lee, bior�c j� w ramiona. - Jeste� nadzwyczajna. Jeste� s�odka, mi�a i zgodna. Odsun�a si�. - Zgodna? Taka oferma? - Nie. - Lee u�miechn�� si�. - Po prostu �liczna, milutka kobietka. Bardzo to pi�kne, �e martwisz si� o siostr�, ale przecie� Blair musi si� liczy� z tym, �e b�dzie krytykowana, gdy zostanie lekarzem. - Jednak ty nie uwa�asz, �e powinna rzuci� medycyn�? - Nie mam poj�cia, co powinna robi� twoja siostra. To nie moja sprawa. Ale po co rozmawiamy o Blair? Mamy swoje �ycie. - M�wi�c to, obj�� j� i poca�owa� w ucho. Nie znosi�a takich zalot�w, chocia� lubi�a mie� go w pobli�u. Tak dobrze go zna�a. Stanowili par� od czasu, gdy sko�czy�a sze�� lat, a on dwana�cie. Teraz, gdy mia�a lat dwadzie�cia dwa, sp�dza�a wiele czasu w towarzystwie Leandera Westfielda i wiedzia�a od dawna, �e zostanie pani� Westfield. Ca�a jej edukacja, wszystko, czego si� nauczy�a, by�o przygotowaniem do dnia, w kt�rym zostanie �on� Lee. Lecz od kilku miesi�cy, gdy wr�ci� ze studi�w w Europie, przy ka�dym spotkaniu j� ca�uje, wciska w k�t powozu i gmera przy jej ubraniu. Jedyne, czego wtedy pragnie, to �eby jak najpr�dzej przesta�. On natomiast z�o�ci si�, nazywa j� lodowat� ksi�niczk� i odwozi do domu. Mimo pozor�w gnu�no�ci Chandler w Colorado by�o miasteczkiem o�wieconym, tote� Houston wiedzia�a, jak powinna reagowa� na dotyk Leandera, ale nie odczuwa�a absolutnie niczego. Wiele razy zap�akiwa�a si� ze zmartwienia. Nie wyobra�a�a sobie, �eby mog�a kogo� kocha� bardziej ni� jego, a jednak nie podnieca� jej jego dotyk. Wyczu� chyba jej nastr�j, bo odsun�� si� od niej, a w jego oczach wida� by�o z�o��. - To ju� nieca�e trzy tygodnie - powiedzia�a z nadziej� w g�osie. - Nied�ugo b�dziemy po �lubie i wtedy... - W�a�nie, co wtedy? - Spojrza� na ni� bokiem. - Lodowata ksi�niczka si� roztopi? - Mam nadziej� - szepn�a, przede wszystkim do siebie. - Nikt bardziej ni� ja tego nie pragnie. Milczeli przez chwil�. - Czy jeste� gotowa na jutrzejsze przyj�cie u gubernatora? - spyta� Lee, wyci�gaj�c z kieszeni cygaro i zapalaj�c je. Houston u�miechn�a si� dr��co. Te chwile po tym, jak go odtr�ca�a, by�y zawsze najgorsze. - Moja suknia od Wortha czeka gotowa. - Spodobasz si� gubernatorowi, zobaczysz. - U�miechn�� si� do niej, ale wyczuwa�a sztuczno�� tego u�miechu. - Pewnego dnia b�d� mia� u boku najpi�kniejsz� �on� w ca�ym stanie. Stara�a si� uspokoi�. Przyj�cie u gubernatora to by�o co�, do czego j� w �yciu przygotowywano. Mo�e powinna by�a pobiera� kursy, jak nie by� ozi�b�� �on�. Wiedzia�a, �e niekt�rzy m�czy�ni uwa�ali, �e ich �ony nie musz� lubi� seksu, ale wiedzia�a te�, �e Leander by� inny i oczekiwa� od niej entuzjazmu. Houston wierzy�a, �e tak b�dzie, ale wci�� czu�a si� poirytowana, gdy Leander j� ca�owa�. - Musz� jutro jecha� do miasta - powiedzia�, przerywaj�c tok jej my�li. - Chcesz jecha� ze mn�? - Bardzo ch�tnie! Aha, Blair chce wpa�� na poczt�, bo kto� jej przys�a� czasopismo medyczne z Nowego Jorku. Leander cmokn�� na konie, a Houston opar�a si� o �cian� powozu i zastanawia�a si�, co te� by zrobi�, gdyby si� dowiedzia�, �e jego milutka, zgodna narzeczona raz w tygodniu robi co� absolutnie nieeleganckiego. Blair siedzia�a oparta o wezg�owie ��ka z baldachimem; podwin�a pod siebie kolano, tote� by�o wida�, �e nosi szarawary. Jej du�y, bia�o-b��kitny pok�j znajdowa� si� na drugim pi�trze i roztacza� si� z niego pi�kny widok na Ayers Peak. Mia�a kiedy� pok�j pi�tro ni�ej, tam gdzie reszta rodziny, ale gdy opu�ci�a Chandler w wieku dwunastu lat, Opal zasz�a w ci��� i pan Gates przerobi� pok�j Blair na pok�j dziecinny z �azienk�. Opal poroni�a, a ma�y pokoik, pe�en lalek i �o�nierzyk�w, kupionych przez Gatesa, sta� teraz nie u�ywany. - Nie rozumiem, dlaczego musimy jecha� z Leanderem - powiedzia�a Blair do Houston, kt�ra siedzia�a wyprostowana na pokrytym brokatem krze�le. - Nie widzia�am ci� kilka lat, a teraz musz� si� tob� dzieli�. Houston u�miechn�a si� s�abo do siostry. - To Leander nas poprosi�, �eby mu towarzyszy�, a nie odwrotnie. Czasem my�l�, �e go nie lubisz. Ale czemu? Jest uprzejmy, uwa�aj�cy, ma pozycj� w towarzystwie. - I kompletnie tob� zaw�adn��! - krzykn�a Blair, zeskakuj�c z ��ka. Przerazi�a Houston tym nag�ym wybuchem. - Nie rozumiesz, �e w szkole pracowa�am z takimi kobietami jak ty, tak bardzo nieszcz�liwymi, �e wci�� pr�bowa�y pope�nia� samob�jstwo? - Samob�jstwo? Blair, nie mam poj�cia, o czym m�wisz. Nie mam najmniejszego zamiaru si� zabija�. - Szkoda, �e nie widzisz, jak si� zmieni�a� - powiedzia�a cicho Blair. - Tyle si� �mia�a�, a teraz jeste� taka przygaszona. Rozumiem, �e musia�a� si� dostosowa� do Gatesa, ale dlaczego masz wychodzi� za kogo� podobnego do niego? Houston wsta�a i po�o�ywszy r�k� na toaletce z orzecha, automatycznie dotyka�a srebrnej szczotki do w�os�w, nale��cej do Blair. - Leander nie jest taki jak pan Gates. Naprawd� jest inny. - Popatrzy�a na siostr� w du�ym lustrze. - Kocham Leandera - powiedzia�a cicho. - Kocham go od lat i zawsze chcia�am wyj�� za m��, mie� rodzin�, dzieci. Nigdy nie chcia�am robi� czego� wielkiego i szlachetnego, jak ty. Nie rozumiesz, �e jestem szcz�liwa? - Chcia�abym ci wierzy� - powiedzia�a szczerze Blair - ale co� mi przeszkadza. Mo�e to spos�b, w jaki on ci� traktuje. Jakby� ju� by�a jego. Gdy jeste�cie razem, zachowujecie si� jak para, kt�ra prze�y�a z sob� dwadzie�cia lat. - Znamy si� od bardzo dawna. - Houston uwa�nie spojrza�a na siostr�. - Czego mam szuka� u m�a, je�li nie tego, by�my do siebie pasowali? - Wydaje mi si�, �e najlepsze ma��e�stwa tworz� ludzie, kt�rzy s� dla siebie interesuj�cy. Wy jeste�cie zbyt podobni. Gdyby Leander by� kobiet�, by�by idealn� dam�. - Tak jak ja - szepn�a Houston. - Ale nie zawsze jestem dam�. Robi� pewne rzeczy... - Sadie? - Sk�d wiesz? - spyta�a. - Od Meredith. Co powiedzia�by tw�j kochany Leander, gdyby wiedzia�, �e co �rod� nara�asz si� na niebezpiecze�stwo? I jak chirurg z jego pozycj� mo�e mie� �on� kryminalistk�? - Nie jestem przest�pc�. To, co robi�, jest dobre dla ca�ego miasta - odpowiedzia�a z zapa�em Houston i ucich�a. Wpina�a spinki w elegancki koczek z ty�u g�owy. Starannie u�o�one loczki otacza�y jej czo�o pod kapeluszem, ozdobionym niebieskimi pi�rami. - Nie wiem, co powiedzia�by o tym Leander. Mo�e si� nie dowie. - Ha! Ten rozpuszczony pysza�ek zabroni ci bra� udzia� w jakichkolwiek sprawach zwi�zanych z g�rnikami, a ty jeste� tak przyzwyczajona do pos�usze�stwa, �e zrobisz wszystko, co ci ka�e. - Mo�e po �lubie powinnam przesta� wciela� si� w Sadie. - Westchn�a. Blair ukl�k�a nagle na dywanie i wzi�a siostr� za r�ce. - Martwi� si� o ciebie. Nie jeste� dziewczyn�, z jak� si� wychowywa�am. Gates i Westfield gasz� w tobie ducha. Gdy by�y�my dzie�mi, lubi�y�my si� bawi� w �nie�ki z ch�opcami, a teraz zachowujesz si� tak, jakby� si� ba�a �wiata. Nawet je�li potrafisz zdoby� si� na co� tak wspania�ego jak powo�enie wozem towarowym, robisz to w sekrecie. Och, Houston. Przerwa�a, gdy� rozleg�o si� pukanie do drzwi. - Panno Houston, przyszed� doktor Leander. - Dobrze, Susan, zaraz schodz�. - Houston wyg�adzi�a sp�dnic�. - Przykro mi, �e tak ci si� nie podoba - powiedzia�a wynio�le - ale sama wiem, co robi�. Chc� wyj�� za Leandera, poniewa� go kocham. - Z tymi s�owami wysun�a si� z pokoju i zesz�a na d�. Chcia�a zapomnie�, co powiedzia�a Blair, ale nie potrafi�a. Powita�a Leandera z roztargnieniem, a potem siedzia�a poch�oni�ta w�asnymi my�lami, nie bardzo s�uchaj�c jego sprzeczki z Blair. Jako bli�niaczki by�y sobie bli�sze ni� zwyk�e siostry i Blair naprawd� martwi�a si� o ni�. Ale jak�e Houston mog�a odrzuci� my�l o po�lubieniu Leandera? Kiedy mia� osiem lat, postanowi� zosta� lekarzem, chirurgiem, kt�ry b�dzie ludziom ratowa� �ycie, a gdy Houston go pozna�a, mia� ju� lat dwana�cie i studiowa� podr�czniki po�yczone od dalekiego kuzyna. Houston zdecydowa�a, �e sprawdzi, jak to jest by� �on� lekarza. �adne z nich nie odst�pi�o od tej decyzji. Lee pojecha� studiowa� medycyn� na Harvardzie, a potem w Wiedniu, Houston za� chodzi�a do szk� dla panienek w Wirginii i w Szwajcarii. Houston skrzywi�a si�, przypominaj�c sobie k��tni� z Blair na temat wyboru szk�. - Chcesz przesta� si� kszta�ci� tylko po to, �eby nauczy� si� nakrywa� st� albo jak wkroczy� do sali d�wigaj�c na sobie dwadzie�cia metr�w ci�kiego at�asu i nie pa�� na twarz? Blair pojecha�a do s�ynnej szko�y w Vassar, a potem do medycznej, Houston za� ucz�szcza�a do Szko�y M�odych Dam panny Jones, gdzie przez kilka lat �wiczona by�a we wszystkim, pocz�wszy od uk�adania kwiat�w, a sko�czywszy na przerywaniu k��tni przy stole. Lee wzi�� j� pod r�k�, pomagaj�c wsi��� do powozu. - Wygl�dasz pi�knie jak zwykle - powiedzia� jej wprost do ucha. - Lee - spyta�a Houston - czy uwa�asz, �e jeste�my dla siebie interesuj�cy? Z u�miechem zmierzy� wzrokiem jej sylwetk�, przypominaj�c� klepsydr�. - Houston, uwa�am, �e jeste� fascynuj�ca! - Nie, chodzi mi o to, czy mamy o czym rozmawia�? Uni�s� brew. - To cud, �e w og�le potrafi� m�wi� w twoim towarzystwie - odpowiedzia�, pomagaj�c jej wej�� do powoziku, kt�rym jechali do centrum Chandler. 2 Chandler w Colorado mia�o zaledwie osiem tysi�cy mieszka�c�w, lecz dzi�ki g�rnictwu, hodowli byd�a i owiec, a tak�e browarowi pana Gatesa, by�o to ca�kiem bogate miasteczko. Posiada�o system ��czno�ci telefonicznej, elektryczno��, przechodzi�y przez nie trzy linie kolejowe, wi�c �atwo by�o dojecha� do wi�kszych miast, jak Colorado Springs i Denver. Centrum Chandler sk�ada�o si� prawie wy��cznie z nowych dom�w, zbudowanych z kamienia, pochodz�cego z miejscowych zak�ad�w. Zielonkawoszary kamie� by� cz�sto rze�biony w skomplikowane wzory i u�ywany na gzymsy budynk�w w zachodnim, wiktoria�skim stylu. Poza centrum porozrzucano domy w r�norodnych stylach. Na p�nocnym kra�cu miasta, na niewielkim wzniesieniu, sta� dom Jakuba Fentona, du�y, ceglany budynek w stylu wiktoria�skim, kt�ry jeszcze niedawno by� najwi�kszym domem w Chandler. Na zachodnim skraju, niedaleko domu Fentona, na sp�aszczonym wierzcho�ku tego, co niegdy� uwa�ano za g�r�, sta� dom Kane�a Taggerta. W jego piwnicy na wina zmie�ci�by si� ca�y dom Fentona. - Jeszcze wci�� ca�e miasto marzy, �eby si� tam dosta�? - spyta�a Blair, wskazuj�c na dom ledwo widoczny zza drzew. Ta �ledwo widoczna� cz�� by�a na tyle du�a, �e zauwa�a�o si� j� prawie z ka�dej cz�ci miasta. - Wszyscy - u�miechn�a si� Houston - ale odk�d pan Taggert zignorowa� wszystkie zaproszenia, a sam te� �adnych nie wys�a�, ludzie zacz�li rozpuszcza� straszne plotki na jego temat. - Nie jestem pewien, czy wszystko, co m�wi� na jego temat, to plotki - doda� Leander. - Jakub Fenton m�wi... - Fenton! - Blair rozz�o�ci�a si�. - Fenton, ten przebieg�y, z�odziejski... Houston nie s�ucha�a ju�, tylko opar�a si� wygodnie i przez tylne okienko powozu ogl�da�a dom. Blair dalej sprzecza�a si� z Leanderem, kt�ry w�a�nie zatrzyma� pow�z, �eby przepu�ci� konny tramwaj. Nie mia�a poj�cia, czy to, co m�wiono o panu Taggercie, by�o prawd�, czy nie, ale uwa�a�a, �e jego dom jest najwspanialsz� rzecz�, jak� w �yciu widzia�a. Nikt w Chandler nie wiedzia� zbyt wiele o Kanie Taggercie, ale pi�� lat temu przyjecha�o ze Wschodu ponad stu robotnik�w i ca�y poci�g wy�adowany materia�ami budowlanymi. W ci�gu kilku godzin zacz�li budowa� to, co wkr�tce okaza�o si� domem. Oczywi�cie, wszyscy byli ciekawi. Co najmniej ciekawi. Kto� powiedzia�, �e budowlani nie musieli nigdy p�aci� za posi�ki, bo wszystkie kobiety z Chandler karmi�y ich, �eby si� czego� dowiedzie�. Na pr�no. Nikt nie wiedzia�, kto buduje tak� rezydencj�. Budowa trwa�a trzy lata. Powsta� pi�kny dom w kszta�cie litery U, jednopi�trowy, bia�y, z czerwonym dachem z dach�wki. Jego rozmiar budzi� zdumienie. Pewien w�a�ciciel sklepu mawia�, �e wszystkie hotele z Chandler zmie�ci�yby si� na jednej kondygnacji. Bior�c pod uwag� fakt, �e Chandler le�a�o na skrzy�owaniu tras mi�dzy p�nocnym a po�udniowym Colorado, oraz liczb� hoteli w mie�cie, mia�o to swoj� wymow�. Przez ca�y rok po zako�czeniu budowy zwo�ono do domu skrzynie z naklejkami: Francja, Anglia, Hiszpania, Portugalia. Wci�� jednak nie by�o wida� ani �ladu w�a�ciciela. A p�niej, pewnego dnia, z poci�gu wysiad�o dw�ch m�czyzn. Obaj byli wysocy i pot�ni. Jeden by� sympatycznie wygl�daj�cym blondynem, drugi - ciemnow�osy i brodaty, wygl�da� niezbyt mile. Ubrani byli w drelichowe spodnie, jak g�rnicy, grube niebieskie koszule i szelki. Gdy szli ulic�, kobiety odsuwa�y swe szerokie sp�dnice. Ciemnow�osy poszed� do Jakuba Fentona i wszyscy s�dzili, �e chce go prosi� o prac� w jednej z kopal�, on jednak spyta�: - Dobra, Fenton, wr�ci�em. Podoba ci si� m�j dom? Dopiero kiedy przeszed� przez miasto i wszed� przez drzwi nowego domu, wszyscy zrozumieli, �e mia� na my�li w�a�nie ten dom. Przez nast�pne p� roku, zdaniem Duncana Gatesa, Chandler by�o �wiadkiem prawdziwej wojny. Kobiety samotne, wdowy i matki m�odych panienek przypu�ci�y gwa�towny szturm na cz�owieka, przed kt�rym przedtem odsuwa�y si� z dala. Z Denver przyby�o dziesi�tki krawcowych. W ci�gu tygodnia panie dowiedzia�y si� jego nazwiska i pan Taggert by� wprost obl�ony. Na og� sposoby maj�ce na celu zwr�cenie na siebie jego uwagi by�y banalne, na przyk�ad zdumiewaj�co du�o kobiet mdla�o w jego pobli�u, ale niekt�re metody by�y naprawd� oryginalne. Wszyscy byli zgodni co do tego, �e pierwsza nagroda nale�a�a si� Carrie Johnson, wdowy w ci��y, kt�ra wspi�a si� po linie do sypialni pana Taggerta w czasie b�l�w porodowych. Pomy�la�a, �e je�li przy nim urodzi, on natychmiast si� w niej zakocha i b�dzie b�aga�, �eby za niego wysz�a. Jednak Taggerta wtedy nie by�o i pomog�a jej tylko przechodz�ca praczka. Po p� roku, kiedy ju� prawie ka�da kobieta w mie�cie zrobi�a z siebie idiotk� i nic nie wsk�ra�a, zacz�y plotkowa�. Kt�ra chcia�aby takiego bogacza, co nawet nie potrafi si� ubra�? A ta jego gramatyka, jak u najgorszego kowboja! P�niej zacz�y si� zastanawia� co znaczy�o jego powiedzenie �wr�ci�em�? Kto� odnalaz� starego s�u��cego Jakuba Fentona, kt�ry przypomnia� sobie, �e Kane Taggert by� ch�opcem stajennym, dop�ki nie zacz�� kombinowa� z c�rk� Jakuba, Pamel� Fenton. Jakub go wyrzuci�, i bardzo s�usznie. To da�o nowy temat do rozm�w. Co ten Taggert sobie my�li? �e niby kim jest? Jakie mia� prawo budowa� ten dziwaczny, ekstrawagancki dom, g�ruj�cy nad spokojnym Chandler? Czy to mia�a by� zemsta na Jakubie Fentonie? Kobiety zn�w zacz�y si� odsuwa�, gdy przechodzi�. Jednak Taggert ich nie zauwa�a�. Wi�kszo�� czasu sp�dza� w domu, a raz na tydzie� je�dzi� swym starym wozem do miasta, by kupi� �ywno��. Czasami przyje�d�ali poci�giem jacy� ludzie, pytaj�c, jak do niego trafi�, i wyje�d�ali przed zachodem s�o�ca. Poza nimi jedynymi osobami, kt�re wchodzi�y lub wychodzi�y z tego domu, by� Taggert i cz�owiek zwany Edan, kt�ry zawsze mu towarzyszy�. - To wymarzony dom Houston - powiedzia� Leander, gdy przejecha� tramwaj konny, przywracaj�c dziewczyn� do rzeczywisto�ci. W�a�nie zako�czy� albo przerwa� k��tni� z Blair. - Gdyby nie mia�a mnie, do��czy�aby do kolejki kobiet walcz�cych o Taggerta i ten jego dom. - Chcia�abym zobaczy�, jak wygl�da w �rodku - powiedzia�a z przesadnym rozmarzeniem. - Lee, wysad� mnie tu, ko�o Wilsona - doda�a serdecznie, �eby zatrze� to wra�enie. - Spotkam si� z wami za godzink� u Farrella. Z przyjemno�ci� odetchn�a od ich wzajemnych zaczepek. Sklep Wilsona by� jednym z czterech du�ych sklep�w z artyku�ami przemys�owymi i tekstylnymi. Wi�kszo�� mieszka�c�w kupowa�a w nowocze�niejszym �The Famous�, ale pan Wilson pami�ta� ojca Houston. Pod �cianami sta�y wysokie szafy z drewna orzechowego, a mi�dzy nimi umieszczono pokryte marmurem lady, pe�ne towaru. Za jedn� z lad siedzia� Davey Wilson, syn w�a�ciciela; przed nim le�a�a ksi�ga rachunkowa. Jednak wieczne pi�ro, kt�re trzyma� w r�ku, nie rusza�o si�. Prawd� m�wi�c, �aden z trojga klient�w ani z czterech sprzedawc�w nawet si� nie poruszy�. Panowa�a nienaturalna cisza. Nagle Houston zobaczy�a, dlaczego: przy jednej z lad, plecami do pozosta�ych klient�w, sta� Kane Taggert. Houston po cichu podesz�a do lady, �eby popatrze� na gotowe leki, kt�rych nie mia�a zamiaru kupowa�. Czu�a, �e co� si� dzieje. - Och, mamo - zawodzi�a wysokim g�osem Alice Pendergast - nie mog� czego� takiego nosi�, wygl�da�abym, jakbym sz�a do �lubu z g�rnikiem. Ludzie my�leliby, �e jestem jak�� s�u��c�, pomywaczk�, kt�rej si� przewr�ci�o w g�owie. Nie, nie, mamusiu, tego nie mog� w�o�y�. Houston zagryz�a z�by. Obie kobiety wyra�nie urz�dza�y przedstawienie dla Taggerta. Odk�d je wszystkie odrzuci�, wymy�la�y r�ne z�o�liwo�ci. Obejrza�a si� i zobaczy�a go w lustrze. Ca�� twarz okala� mu zarost, wi�c trudno by�o cokolwiek zauwa�y�, ale widzia�a jego oczy. Z pewno�ci� s�ysza� idiotyczne teksty Mary Alice i dotkn�y go. Mi�dzy brwiami pojawi�a mu si� zmarszczka. Ojciec Mary Alice by� �agodnym cz�owieczkiem, kt�ry nigdy nie podnosi� g�osu. Mieszkaj�c tyle lat z panem Gatesem, Houston wiedzia�a, co potrafi zrobi� i powiedzie� m�czyzna, gdy go si� rozz�o�ci. Nie zna�a pana Taggerta, ale wydawa�o jej si�, �e widzi z�o�� w jego ciemnych oczach. - Mary Alice - powiedzia�a Houston - jak si� dzi� czujesz? Wygl�dasz troch� blado. Mary Alice spojrza�a na ni� zdumiona, jakby j� dopiero zobaczy�a. - O, Blair-Houston, czuj� si� �wietnie. Nic mi nie jest. Houston ogl�da�a buteleczk� z kroplami w�trobowymi. - Mam nadziej�, �e nie zemdlejesz. Znowu - podkre�li�a, wbijaj�c wzrok w Mary Alice. Zemdla�a dwa razy przed Taggertem wkr�tce po jego przyje�dzie. - O, ty...! Jak �miesz! - zaperzy�a si� Mary Alice. - Chod� tu, kochanie - zawo�a�a jej matka, pchaj�c c�rk� do drzwi. - Wiemy, gdzie szuka� przyjaci�. Houston by�a w�ciek�a na siebie, gdy obie panie wysz�y. B�dzie musia�a je p�niej przeprosi�. Niecierpliwie naci�gn�a r�kawiczki z ko�l�cej sk�ry i ju� mia�a wyj�� ze sklepu, gdy zn�w spojrza�a w lustro i zauwa�y�a, �e pan Taggert przygl�da si� jej uwa�nie. Zwr�ci� si� do niej. - Pani jest Houston Chandler? - zapyta�. - Tak - odpowiedzia�a ch�odno. Nie mia�a zamiaru wdawa� si� w rozmow� z nieznajomym m�czyzn�. Co j� op�ta�o, �e wzi�a stron� tego nieznajomego zamiast osoby, kt�r� zna ca�e �ycie? - Czemu ta kobieta nazwa�a pani� Blair? Przecie� to pani siostra? Davey Wilson parskn�� cichutko. W sklepie, opr�cz Houston i Kane�a, znajdowa�o si� tylko czterech pracownik�w, wszyscy na swoich miejscach. - Jeste�my bli�niaczkami i poniewa� nikt w mie�cie nie potrafi nas odr�ni�, ludzie nazywaj� nas Blair-Houston. A teraz przepraszam pana. - Zwr�ci�a si� w stron� wyj�cia. - Nie wygl�da pani jak siostra. Widzia�em j�, ale pani jest �adniejsza. Na moment Houston zatrzyma�a si�, gapi�c si� na niego. Nikt nigdy nie potrafi� ich rozr�ni�. Gdy szok min��, zn�w ruszy�a do wyj�cia. Gdy ju� trzyma�a d�o� na ga�ce drzwi, Taggert rzuci� si� przez pok�j i z�apa� j� za r�k�. Przez ca�e �ycie mieszka�a w mie�cie pe�nym g�rnik�w, kowboj�w i mieszka�c�w dzielnic, o kt�rych istnieniu nie powinna nawet wiedzie�. Wiele kobiet nosi�o z sob� parasolki o mocnej r�czce, kt�r� mo�na by�o strzaska� na m�skiej g�owie. Houston umia�a zmrozi� przeciwnika wzrokiem. Zmierzy�a go teraz takim w�a�nie spojrzeniem. Usun�� wprawdzie r�k�, ale sta� tu� przy niej, a �e by� pot�ny, czu�a si� przy nim malutka. - Chcia�em pani zada� pytanie - powiedzia� cicho. - To znaczy, je�eli pani nie ma nic przeciwko temu - doda� z u�miechem. Skin�a g�ow�, ale nie mia�a zamiaru zach�ca� go do rozmowy. - Tak si� zastanawiam. Jakby pani, taka dama i w og�le, robi�a zas�ony do mojego domu, wie pani, tego bia�ego na wzg�rzu, to co by pani tu z tego wybra�a? Nie zada�a sobie nawet trudu, �eby spojrze� na bele materia�u, kt�re wskaza�. - Prosz� pana - powiedzia�a z wy�szo�ci� w g�osie - gdybym mia�a taki dom, zam�wi�abym specjalne tkaniny w Lyonie we Francji. A teraz �egnam. Wysz�a pr�dko ze sklepu i znik�a na moment pod pasiastymi markizami os�aniaj�cymi po�udniow� stron� ulicy, stukaj�c obcasami po drewnianym chodniku. W miasteczku by� dzi� du�y ruch, wi�c co chwila komu� si� k�ania�a i do kogo� zagadywa�a. Na rogu ulicy Trzeciej i G��wnej otworzy�a parasolk�, by os�oni� si� przed ostrym, g�rskim s�o�cem, po czym ruszy�a w kierunku Sklepu �elaznego Farrella. Sta� przed nim powozik Leandera. Gdy min�a drogeri� Freyera, och�on�a troch� i zacz�a rozmy�la� o tajemniczym panu Taggercie. Nie mog�a si� ju� doczeka�, kiedy b�dzie opowiada� kole�ankom o tym spotkaniu i o tym, jak si� upewnia� czy wie, kt�ry to jego dom. Mo�e powinna by�a zaoferowa� pomoc przy zmierzeniu okien i zam�wieniu zas�on? W ten spos�b dosta�aby si� do wn�trza domu. U�miechn�a si� do siebie, gdy nagle czyja� r�ka z�apa�a j� za rami� i wci�gn�a w cienist� alejk� na ty�ach teatru. Nim zdo�a�a krzykn��, kto� zatka� jej r�k� usta i zosta�a dos�ownie przyparta do muru. Gdy unios�a oczy, zobaczy�a Kane�a Taggerta. - Nie ukrzywdz� pani. Tylko �em chcia� pogada�, ale tam, przy tamtych, to pani nic by mnie nie powiedzia�a. Nie b�dzie pani krzycze�? Houston pokr�ci�a przecz�co g�ow�, wi�c zabra� r�k�, ale nadal sta� tu� przy niej. Pr�bowa�a si� uspokoi�, jednak wci�� ci�ko oddycha�a. - Z bliska pani �adniejsza. - Nie poruszy� si�, tylko zmierzy� wzrokiem jej zgrabny, zielony kostium. - I wygl�da pani jak dama. - Prosz� pana - powiedzia�a stanowczo. - Protestuj� przeciwko wci�ganiu mnie w boczne alejki i trzymaniu pod murem. Je�li ma mi pan co� do powiedzenia, to prosz� to zrobi�. Nie odsun�� si�, tylko po�o�y� jedn� r�k� na murze nad jej g�ow�. Wok� jego oczu wida� by�o ma�e zmarszczki; mia� ma�y nos i pe�n� doln� warg�. - Czemu pani stan�a po mojej stronie w tym sklepie? Specjalnie pani jej wytkn�a, �e przy mnie zemdla�a? - Ja... - Houston zawaha�a si�. - Chyba nie lubi�, jak si� komu� robi przykro��. Mary Alice by�o wstyd, �e zrobi�a z siebie idiotk� i zemdla�a przy panu, a pan nie zauwa�y�. - Jasne, �e zauwa�y�em - powiedzia� i Houston zobaczy�a, �e jego dolna warga rozci�ga si� w u�miechu. - �e�my si� z nich wszystkich z Edanem �miali. Houston zesztywnia�a. - To niezbyt uprzejmie z pana strony. D�entelmen nie powinien �mia� si� z damy. Parskn�� jej w twarz i Houston pomy�la�a, �e ma mi�o pachn�cy oddech; zacz�a si� zastanawia�, jak on by wygl�da�, gdyby nie mia� tego zarostu. - Po mojemu, to one si� tak zachowywa�y, bo jestem bogaty. Czyli robi�y z siebie kurwy, wi�c nie by�y �adne damy, to nie musia�em robi� za d�entelmena i ich podnosi�. Houston zamruga�a, s�ysz�c to s�ownictwo. Jeszcze nigdy �aden m�czyzna tak si� przy niej nie wyra�a�. - A pani czemu nie chcia�a zwr�ci� na siebie uwagi? Nie chce pani moich pieni�dzy? Houston ockn�a si� z letargu. Zda�a sobie spraw�, �e niemal przyczepi�a si� do tej �ciany. - Nie, prosz� pana, nie chc� pa�skich pieni�dzy. A teraz prosz� mnie pu�ci�, bo musz� i�� jeszcze w par� miejsc i prosz� mnie wi�cej nie zaczepia� - powiedzia�a i odwr�ci�a si� na pi�cie. Us�ysza�a jego chichot. Dopiero gdy przechodz�c przez ulic� ma�o nie wpad�a pod w�z z gnojem, zda�a sobie spraw� z tego, jaka jest zdenerwowana. Niew�tpliwie Taggert uwa�a�, �e jej zachowanie by�o kolejn� gr� o pieni�dze. Lee powiedzia� co� do niej na powitanie, ale nic nie zrozumia�a. - S�ucham? Wzi�� j� pod �okie� i zaprowadzi� do powozu. - Powiedzia�em, �eby� lepiej ju� jecha�a do domu szykowa� si� na jutrzejsze przyj�cie u gubernatora. - Tak, oczywi�cie - odpowiedzia�a nieprzytomnie. W�a�ciwie by�a zadowolona, gdy Blair i Lee zn�w zacz�li si� sprzecza�, bo mog�a spokojnie pomy�le� o tym, co j� spotka�o tego przedpo�udnia. Wydawa�o jej si� czasami, �e ca�e �ycie by�a pann� Blair-Houston. Nawet wtedy, gdy Blair wyjecha�a, m�wiono tak na ni� z przyzwyczajenia. A jednak kto� jej dzisiaj powiedzia�, �e jest inna ni� siostra. Oczywi�cie, przechwala� si� tylko. Na pewno nie potrafi� ich rozr�ni�. Jechali w kierunku zachodnim, byli ju� poza miastem, gdy zobaczy�a stary w�z, w kt�rym siedzieli Taggert i Edan. Kane zatrzyma� konie i zawo�a�: - Westfield! Zdumiony Lee przystan��. - Chcia�em tylko powiedzie� paniom �dzie� dobry�. Panno Blair - zwr�ci� si� do siedz�cej z boku bli�niaczki. - I panno Houston - powiedzia� �agodniejszym g�osem, patrz�c wprost na ni�. - Dobrego dnia pa�stwu �ycz�! - doda�, po czym strzeli� z bata i pogna� swoje cztery konie. - O co chodzi? - zdziwi� si� Leander. - Nie wiedzia�em, �e znacie Taggerta. Nim Houston zd��y�a si� odezwa�, Blair powiedzia�a: - Wi�c to by� ten cz�owiek ze s�ynnego domu? Nic dziwnego, �e nikogo nie zaprasza. Wie, �e wszyscy by mu odm�wili. A swoj� drog�, jak on nas rozr�ni�? - Po ubraniu - odpowiedzia�a pr�dko siostra. - Spotka�am go w sklepie tekstylnym. Blair i Leander rozmawiali dalej, ale Houston nie s�ysza�a ani s�owa. Rozmy�la�a o tym spotkaniu. 3 Dom Chandler�w by� pi�knie po�o�ony. Za domem znajdowa�a si� powozownia, a wszystko otacza� wspania�y ogr�d. Przylegaj�ca do niego z trzech stron weranda obro�ni�ta by�a winoro�l�. W ci�gu wielu lat Opal zrobi�a z ogrodu prawdziwe cudo. Wi�zy, posadzone zaraz po zbudowaniu domu, by�y teraz doros�e i os�ania�y g�ste trawniki i kwiaty przed wysuszaj�cym s�o�cem Colorado. Po�r�d rosn�cych w k�pach kwiat�w ukryte by�y wy�o�one �wirem �cie�ki, pos��ki i ma�e sadzawki. Mi�dzy domem a powozownia znajdowa� si� ogr�d kwiatowy, sk�d Opal �cina�a kwiaty do wazon�w do ca�ego domu. - No dobra - powiedzia�a Blair, gdy Houston nachyli�a si� nad krzewem r� w ogrodzie. - Chcia�abym wiedzie�, o co chodzi. - Nie mam poj�cia, o czym m�wisz. - Kane Taggert. Houston na moment zatrzyma�a r�k� na r�y. - Widzia�am go w sklepie tekstylnym Wilsona, a p�niej powiedzia� nam dzie� dobry. - Nie m�wisz mi wszystkiego. Houston spojrza�a na siostr�. - Pewnie nie powinnam si� by�a wtr�ca�, ale pan Taggert wydawa� si� w�ciek�y, wi�c chcia�am zapobiec k��tni. Niestety, odby�o si� to kosztem Mary Alice. - Opowiedzia�a Blair, jakie niesympatyczne uwagi robi�a panna Pendergast. - Nie podoba mi si�, �e si� z nim zadajesz. - M�wisz zupe�nie jak Leander. - Tym razem ma racj�. Houston za�mia�a si�. - Mo�e powinny�my odnotowa� ten dzie� w Biblii rodzinnej. Blair, przysi�gam, �e po dzisiejszym wieczorze nie wspomn� ju� nazwiska Taggert. - Po dzisiejszym wieczorze? Houston wyci�gn�a z r�kawa karteczk�. - Zobacz tylko - powiedzia�a z przej�ciem. - Przyni�s� to pos�aniec. Zaprasza mnie na kolacj� w swoim domu. - No to co? Przecie� wychodzisz gdzie� z Leanderem, prawda? Houston zignorowa�a t� uwag�. - Blair, nie masz poj�cia, jakie poruszenie wywo�a� ten dom w naszym mie�cie. Ka�dy chcia� by� do niego zaproszony. Ludzie przyje�d�ali z ca�ego stanu, �eby go zobaczy�, ale nikomu si� to nie uda�o. Kiedy� sugerowano nawet Taggertowi, �e powinien zaprosi� przeje�d�aj�cego przez miasto angielskiego ksi�cia, ale on nawet nie chcia� o tym s�ysze�. A teraz ja jestem zaproszona. - Ale przecie� mia�a� p�j�� gdzie indziej. B�dzie tam gubernator. Na pewno jest to wa�niejsze ni� ogl�danie wn�trza jakiego� tam domu. - Nie rozumiesz, co to by�o. - Houston rozmarzy�a si�. - Przez kilka lat patrzyli�my, jak wy�adowywano te wszystkie paki z poci�gu. Pan Gates twierdzi, �e w�a�ciciel nie wybudowa� bocznicy kolejowej do swego domu, bo chcia�, aby ca�e miasto widzia�o, co si� przewozi. By�y tam skrzynie z ca�ego �wiata. Och, Blair, wiem, �e to meble! I gobeliny. Pomy�l, gobeliny z Brukseli. - Houston, nie mo�esz by� jednocze�nie w dw�ch miejscach naraz. Obieca�a� p�j�� na to przyj�cie i musisz i��. Houston od niechcenia bawi�a si� r�. - Kiedy by�y�my dzie�mi, mog�y�my by� w dw�ch miejscach naraz. Dopiero po chwili Blair zrozumia�a. - Chcesz, �ebym ci� zast�pi�a? Mam sp�dzi� wiecz�r z Leanderem, udaj�c, �e go lubi�, �eby� ty mog�a i�� ogl�da� dom jakiego� rozpustnego typa? - Co ty wiesz o Kanie, �eby go nazywa� rozpustnym? - Wi�c to ju� Kane, tak? S�dzi�am, �e go nie znasz? - Nie zmieniaj tematu. Blair, prosz�, zast�p mnie. Ten jeden raz. Posz�abym do Kane�a kiedy indziej, ale boj� si�, �e pan Gates mi nie pozwoli i nie jestem te� pewna, czy Leander by si� zgodzi�. Ostatni wyskok przedma��e�ski. - M�wisz o tym �lubie jak o wyroku �mierci. Poza tym Leander pozna�by od razu, �e to nie ty. - Na pewno nie, o ile b�dziesz si� odpowiednio zachowywa�a. To nie jest takie trudne. Wiem, bo w ka�d� �rod� gram t� star� kobiet�. Musisz tylko by� spokojna, nie k��ci� si� z nim, nie m�wi� nic o medycynie i chodzi� jak dama, a nie p�dzi� jak do po�aru. Blair wci�� nie odpowiada�a, ale Houston czu�a, �e siostra mi�knie. - Prosz�, prosz� ci�, Blair. Tak rzadko ci� prosz� o cokolwiek. - Poza tym, �ebym sp�dzi�a kilka miesi�cy w domu z naszym ojczymem, kt�rego nie cierpi�. I �ebym sp�dzi�a kilka tygodni z tym zadowolonym z siebie cz�owiekiem, kt�rego chcesz po�lubi�. - Och, b�agam, Blair - szepn�a Houston. - Tak bardzo chc� zobaczy� ten dom. - Tylko dom ci� interesuje, nie Taggert? Wiedzia�a, �e odnios�a zwyci�stwo. Blair stara�a si� jeszcze oci�ga�, ale z jakich� sobie tylko znanych powod�w by�a sk�onna si� zgodzi�. Houston mia�a tylko nadziej�, �e nie b�dzie namawia�a Lee, �eby j� zabra� do szpitala. - Na mi�o�� bosk�! - powiedzia�a Houston - by�am na dziesi�tkach kolacji i jeszcze mnie �aden gospodarz nie op�ta�. Poza tym, b�d� te� inni ludzie. W ka�dym razie tak� mia�a nadziej�. Nie chcia�aby zn�w zosta� przygwo�d�ona do �ciany. Blair u�miechn�a si� nagle. - Czy po �lubie b�d� mog�a powiedzie� Leanderowi, �e to ze mn� sp�dzi� wiecz�r? To warte wszystkich pieni�dzy - zobaczy� jego min�. - Oczywi�cie, �e mo�esz. Lee ma poczucie humoru i na pewno pozna si� na tym �arcie. - W�tpi�, ale przynajmniej ja si� b�d� dobrze bawi�. Houston obj�a siostr�. - Chod�my si� ubiera�. Ja w�o�� co� pasuj�cego do tego domu, a ty musisz si� ubra� w niebiesk� at�asow� sukni� od Wortha - powiedzia�a zach�caj�co. P�niej niezdecydowana Houston przejrza�a ca�� garderob�, �eby znale�� co� odpowiedniego. W ko�cu stan�o na brokatowej sukni fio�kowor�owej i srebrnej z dekoltem karo ozdobionym, podobnie jak d�, gronostajem. Ukryje t� kreacj� w sk�rzanej torbie (Blair zawsze chodzi�a z torbami pe�nymi narz�dzi medycznych) i przebierze si� u Tii. Nie chcia�a u�ywa� telefonu, �eby jej kto� nie pods�ucha�, wi�c da�a pensa jednemu z ma�ych Randolph�w, �eby poszed� do jej przyjaci�ki, Tii Mankin. Mieszka�a na pocz�tku drogi prowadz�cej do domu Kane�a. Gdyby kto� pyta�, mia�a powiedzie�, �e jest u niej Blair. Blair zn�w zacz�a narzeka�, zupe�nie jakby Houston j� wysy�a�a na jak�� ryzykown� wypraw�. Przez dwadzie�cia minut j�cza�a, �e ma za mocno zasznurowany gorset, co by�o nieodzowne, �eby zmie�ci�a si� w sukni� od Wortha. Jednak kiedy spojrza�a w lustro, Houston zobaczy�a b�ysk w jej oku i wiedzia�a, �e siostra jest zadowolona ze swego wygl�du. Kilka minut, jakie sp�dzi�y w bawialni z matk� i panem Gatesem, da�y Houston sporo rado�ci. W wygodnym ubraniu Blair czu�a si� prawie jak ch�opak i wci�� przeciwstawia�a si� panu Gatesowi, a kiedy przyszed� Leander, �artowa�a sobie i z niego. Jego ch��d i demonstrowane poczucie wy�szo�ci bardzo j� zez�o�ci�y, wi�c by�a zadowolona, gdy wreszcie mog�a ich wszystkich opu�ci�. Tia czeka�a na ni� w cieniu drzew ko�o swego domu i bocznym wej�ciem wprowadzi�a j� do swojego pokoju. - Blair - szepn�a Tia, pomagaj�c Houston ubra� si�. - Nie mia�am poj�cia, �e znasz naszego tajemniczego pana Taggerta. Jak ja bym chcia�a z tob� tam p�j��. Za�o�� si�, �e Houston te�. Tak jej si� podoba ten dom. Czy m�wi�a ci kiedy� o tym, jak?... Chyba lepiej nie b�d� o tym m�wi�. - Mo�e nie powinna� - przyzna�a Houston. - A teraz musz� i��. �ycz mi szcz�cia. - Opowiedz mi jutro. Chc� wiedzie� o wszystkim, o ka�dziutkim meblu, pod�odze, suficie - powiedzia�a Tia, sprowadzaj�c przyjaci�k� na d�. - Opowiem - zawo�a�a Houston, a po chwili wbiega�a ju� na podjazd prowadz�cy do domu Taggerta. Z�a by�a, �e zjawi si� pieszo, jak jaki� zbieg czy �ebrak, bez powozu, ale nie mog�a ryzykowa�. Kolisty podjazd prowadzi� na front domu, a wysokie, bia�e skrzyd�a otacza�y go, jak ramiona, z obu stron. Na dachach widnia�y barierki i Houston zastanawia�a si�, czy to znaczy, �e urz�dzono tam tarasy. Drzwi wej�ciowe by�y bia�e, z dwoma szklanymi panelami i gdy przegl�daj�c si� w nich wyg�adza�a sukni�, serce jej wali�o. Staraj�c si� uspokoi�, zapuka�a. Po chwili us�ysza�a ci�kie kroki odbijaj�ce si� echem w pustym domu. Kane Taggert, wci�� w swym roboczym ubraniu, u�miechn�� si� otwieraj�c jej drzwi. - Mam nadziej�, �e nie jestem za wcze�nie - powiedzia�a Houston, staraj�c si� patrze� wprost na niego i nie rozgl�da� si� po otoczeniu. - Akurat. Kolacja gotowa. Cofn�� si� i Houston po raz pierwszy zobaczy�a wn�trze domu. Z obu stron pomieszczenia schodzi�y cudowne, szerokie schody, otoczone kut� �elazn� barierk�. Schody opiera�y si� na bia�ych kolumnach, kt�rych ozdobne zwie�czenia przechodzi�y w wysoki sufit. Wszystko utrzymane by�o w bia�o-z�otym kolorycie, podkre�lonym przez delikatne elektryczne o�wietlenie. - Podoba si� pani? - spyta� Kane, wyra�nie rozbawiony wyrazem jej twarzy. Houston zdo�a�a zamkn�� rozdziawione z zachwytu usta. - To najpi�kniejsze wn�trze, jakie widzia�am - wyszepta�a. Kane puch� z dumy. - Chce se pani poogl�da�, czy zje��? - Ogl�da� - odpowiedzia�a staraj�c si� dojrze� ka�dy skrawek holu i klatki schodowej. - No, to chod�my - powiedzia� Kane i natychmiast ruszy�. - Ten pokoik to m�j gabinet - rzuci�, otwieraj�c drzwi do pokoju rozmiar�w ca�ego parteru domu Chandler�w. By� wy�o�ony pi�kn� orzechow� boazeri�, a na jednej ze �cian Houston zobaczy�a marmurowy kominek. Jednak na �rodku pokoju sta�o tanie, d�bowe biurko, a przy nim dwa stare krzes�a kuchenne. Na biurku wala�o si� mn�stwo papier�w, z kt�rych cz�� spad�a na wy�o�on� parkietem pod�og�. - A to biblioteka. Nie daj�c jej czasu na przygl�danie si�, zaprowadzi� j� do obszernego pomieszczenia ze �cianami wy�o�onymi drewnem w kolorze z�ota obstawionego pustymi p�kami na ksi��ki. Mi�dzy boazeri� znajdowa�y si� kawa�ki ca�kiem pustych, otynkowanych �cian. - Tu id� jakie� tam dywany, alem ich jeszcze nie powiesi� - powiedzia�, gdy wychodzili z pokoju. - A to si� nazywa du�y salon. Houston zdo�a�a zaledwie rzuci� okiem na du�y, bia�y pok�j pozbawiony zupe�nie mebli, gdy gospodarz ju� j� wprowadzi� do ma�ego saloniku, jadalni, pomalowanej na jasnoseledynowy kolor, po czym skierowa� si� poprzez hol do cz�ci s�u�bowej. - To jest kuchnia - oznajmi� zupe�nie niepotrzebnie. - Pani siada. Kiwn�� g�ow� w kierunku du�ego, d�bowego sto�u i krzese�, kt�re musia�y pochodzi� z tego samego �r�d�a co biurko w gabinecie. Siad�a i zauwa�y�a, �e kraw�d� sto�u jest zat�uszczona. - Pa�ski st� i biurko wydaj� si� kompletem - powiedzia�a ostro�nie. - No, zam�wi�em to wszystko u Searsa w Roebuck - przyzna�, nape�niaj�c miski zawarto�ci� olbrzymiego gara, stoj�cego na kuchennym piecu. - Mam jeszcze wi�cej na g�rze. Bardzo �adne. Jest jedno krzes�o wy�cielone czerwonym aksamitem z ��tymi chwa�cikami. - Interesuj�cy mebelek. Postawi� przed ni� misk� gulaszu z wielkimi kawa�ami mi�sa p�ywaj�cymi w t�ustym sosie i usiad�. - Niech pani je, nim ostygnie. Houston wzi�a do r�ki �y�k� i zacz�a grzeba� w jedzeniu. - Kto projektowa� pa�ski dom? - Taki facet ze wschodu, a co?Podoba si� pani, nie? - Bardzo. Tylko by�am ciekawa. - Czego? - spyta� z pe�nymi ustami. - Dlaczego jest taki pusty? Dlaczego w pokojach nie ma mebli? My, to znaczy mieszka�cy Chandler, widzieli�my, jak przywo�ono skrzynie po uko�czeniu domu. Byli�my pewni, �e to meble. Patrzy�, jak przesuwa �y�k�