14370

Szczegóły
Tytuł 14370
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14370 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14370 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14370 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jackie Stevens SUMA \N9ZYsTKlCH Przełożyła Marta Tyczyńska Elf Warszawa 2005 Tytuł oryginału THE SUM OF ALL GRIEFS Copyright © 2004 by Jackie Stevens Projekt graficzny okładki Marcin Piątek Redakcja Urszula Okrzeja For the Polish translation Copyright © 2005 by Wydawnictwo ELF For the Polish Edition Copyright © 2005 by Wydawnictwo ELF Skład i łamanie „Kolonel" Druk i oprawa OPOLGRAF S. A Wydanie I ISBN 83-89278-56-1 W iesz, że nie możesz nam tego zrobić - powiedziała matka i Ashley czuła, że to koniec rozmowy. Ten udręczony głos, głębokie, pełne bólu westchnienie, cisza, która zaległa w słuchawce - wszystko to Ashley znała i rozumiała, ale teraz wyobraziła sobie, że jest inaczej, tak jak było daiWiiej, przed wiekami, w tamtym - poprzednim - życiu. - Ashley - odezwała się matka. - Ustaliliśmy pewne rzeczy, prawda? Zgodziłaś się z nami. - Tak, mamo. - Więc po co ten telefon? - Przepraszam, nie powinnam była dzwonić - odparła Ashley. - Myślałam tylko, że nic się nie stanie... - Przerwała, ale matka milczała, więc po chwili dodała: - W porządku. Niech tata przyjedzie po mnie, tak jak się umawialiśmy. Zerknęła na zegarek, a potem powędrowała wzrokiem w stronę salonu, w którym bawiło się ponad dwadzieścia osób. Poczuła ukłucie zazdrości, kiedy pomyślała, że za Jackie Steuens piętnaście minut ona stąd wyjdzie, a oni zostaną - roześmiani, szczęśliwi, beztroscy. Ale przecież właśnie do tego była przyzwyczajona - zabawa, żarty i beztroska to coś zarezerwowanego dla innych. - Tata już wyjeżdża - oznajmiła matka. - Będzie tam na pewno przed dziesiątą. - Dobrze. Poczekam na niego przed domem - powiedziała Ashley i odłożyła słuchawkę. Stała, zastanawiając się, czy jest sens wracać do salonu, czy lepiej w piętrzącej się na kanapie w przedpokoju stercie ubrań nie poszukać kurtki i nie wyjść na dwór już teraz. Pewnie i tak nikt nie zauważy, że zniknęłam, pomyślała i zaczęła przerzucać ubrania. A jednak ktoś zauważył. - Gdzie się podziewasz?! - zawołała Carol, wybiegając z salonu. - Musiałam zadzwonić do domu. - Aha. - Carol, jako gospodyni przyjęcia, które urządzała razem ze swoim o rok starszym bratem, była tego wieczoru niezwykle zabiegana. - Chodź ze mną do kuchni. Pomożesz mi kroić pizzę. - Chwilkę, tylko to odłożę - powiedziała Ashley, pokazując dwie kurtki, które akurat trzymała w ręce. Carol dopiero teraz zwróciła na nie uwagę. - Zaraz - rzuciła. - Co ty w ogóle robisz przy tych ubraniach? - Szukam swojej kurtki. - Tego się domyśliłam. Tylko po co ci ona? - Wychodzę - odparła Ashley, uśmiechając się przepraszająco. Zrobiło jej się głupio, że zamierzała opu- Suma wszystkich smutków ścić przyjęcie, nie żegnając się z nikim, nawet z Carol i Ethanem, jej bratem, którzy obchodzili urodziny w odstępie czterech dni - ona siedemnaste, on osiemnaste -i w tym roku wreszcie zaczęli się ze sobą na tyle dobrze dogadywać, że postanowili urządzić je wspólnie. - Żartujesz - rzuciła Carol. Przechyliła głowę i przyjrzała się koleżance. - Nie podoba ci się impreza? Wydawało mi się, że wszyscy dobrze się bawią. - Nie, coś ty. Jest fantastyczna... - Tylko? - Carol nie spuszczała z niej wzroku. Nie miała pojęcia, że Ashley po raz pierwszy jest na takiej imprezie i że do ostatniej chwili zastanawiała się, czy nie zrezygnować z przyjścia tutaj. Były koleżankami od początku liceum, ale - w przeciwieństwie do skłonnej do zwierzeń Carol - Ashley nie opowiadała wiele o sobie. Nie opowiadała o tym, jak rodziców niepokoi każde jej wyjście z domu. Po co miałab^to robić. Carol i tak by tego nie zrozumiała. Nie zrozumiałby nikt, kto nie przeżył tego co oni. Carol była pogodną, beztroską dziewczyną, której rodzice już na początku imprezy zniknęli, życząc wszystkim dobrej zabawy. Cieszyli się, że córka i syn urządzają takie wspaniałe przyjęcie, i wyszli z domu, niczym się nie martwiąc. Nie musieli się martwić. Ich nie spotkało takie nieszczęście jak rodziców Ashley. - Skoro jest tak fantastycznie, to dlaczego chcesz wyjść? - spytała Carol. - Obiecałam rodzicom, że wyjdę o dziesiątej. - Nie możesz do nich zadzwonić i powiedzieć, że wrócisz później? Przecież impreza dopiero się rozkręca. Jackie Steuens - Właśnie po to przed chwilą do nich dzwoniłam. - Ach, tak, rzeczywiście. I co? Nie możesz zostać dłużej? Ashley pokręciła głową. Carol spojrzała na nią ze współczuciem. Ludziom, którzy mają rodziców nie rozumiejących potrzeb swojego nastoletniego potomstwa i zapominających o tym, że kiedyś sami byli w ich wieku, należy się współczucie. A takich rodziców się potępia - to jasne. Ashley zauważyła, oczywiście, to potępienie we wzroku koleżanki i natychmiast chciała stanąć w obronie matki i ojca. Carol nie miała prawa ich oceniać. Ona nic nie wiedziała. Nic nie rozumiała. - Chodź, pomogę ci z tą pizzą -powiedziała. -A potem pójdę. Ojciec ma przyjechać po mnie o dziesiątej. Zdążyły otworzyć trzy wielkie pudła, dostarczone przed kilkoma minutami z pobliskiej pizzerii, kiedy do kuchni wszedł Ethan, a zaraz za nim jego kolega. - No i co z tą pizzą, siostra? - Nie widzisz? Właśnie zabieramy się za krojenie - odparła Carol. - Może byście pomogli. - Jasne - zaofiarował się kolega Ethana. - Dajcie tylko jakiś przyrząd. Carol wręczyła mu radełko do krojenia pizzy, a Ashley odeszła parę kroków w bok, żeby mu zrobić dostęp do kuchennego blatu. Kiedy się uśmiechnął, wydało jej się, że ten uśmiech skierowany jest do niej. Natychmiast zbeształa się w duchu, że sobie nie wiadomo co wyobraża. Prawda jednak była taka, że sobie wyobrażała, i to od chwili, 8 Suma wszystkich smutków kiedy jakieś pół godziny wcześniej poprosił ją do tańca. Nawet nie wiedziała, jak ma na imię. Przedstawił jej się wprawdzie, ale w salonie było tak głośno, a on mówił tak cicho, że nie usłyszała. I właściwie dopiero teraz przyjrzała mu się dokładniej. Nie był zbyt wysoki, w każdym razie nie wydawał się taki, kiedy stał obok Ethana, który miał metr dziewięćdziesiąt pięć wzrostu. Ale Ashley i tak przewyższał prawie o głowę. Twarz miał szczupłą. Gdyby musiała opisać ją jednym słowem, raczej nazwałaby ją interesującą niż ładną. Najbardziej jednak przyciągały uwagę oczy - nie wielkością, kolorem czy kształtem, lecz wyrazem. Przyglądała mu się z boku, jak kroił pizzę na równe kawałki. - Patrick, nie mógłbyś tego robić trochę szybciej? - popędził go Ethan. <** Patrick... Miał więc na imię Patrick. Chłopak, z powodu którego zrobiła coś, czego chwilę potem żałowała - zadzwoniła do rodziców i zapytała, czy nie mogłaby zostać u Carol przynajmniej godzinę dłużej - miał na imię Patrick. Dziesięć minut później, kiedy wydobyła wreszcie z samego spodu sterty ubrań swoją kurtkę, powtarzała je w myślach, choć zdawała sobie sprawę, że to idiotyczne - powtarzać imię chłopaka, którego prawdopodobnie nigdy już nie spotka. Carol odprowadziła ją do drzwi. - Szkoda, że już musisz iść - powiedziała. - Było naprawdę fajnie - rzuciła Ashley, uśmiechając Jackie Stevens się najpogodniej, jak umiała. Nie chciała znów widzieć w oczach koleżanki współczucia, że ma tak niewyrozu-miałych rodziców. - Dzięki, że mnie zaprosiłaś. - Żartujesz! Jak mogłabym cię nie zaprosić?! Jesteś moją przyjaciółka. Ashley nigdy nie myślała o tym, że są przyjaciółkami. Dobrymi koleżankami - tak. Ale przyjaciółkami...? Według niej, przyjaźń wymagała czegoś więcej, niż Ashley mogła - albo była gotowa - dać. - Mimo wszystko dzięki. I bawcie się dalej dobrze. -Ktoś podkręcił muzykę. Z salonu dobiegły głośne dźwięki piosenki Destiny's Child. Zabawa rzeczywiście się rozkręcała. - Zobaczymy się w poniedziałek w szkole. Opowiesz mi, jak było - dodała Ashley i szybko otworzyła drzwi. Chciała stąd zniknąć, zanim zrobi jej się tak żal, że nie będzie w stanie tego ukryć. Na dworze było zimno, padało, wiał chłodny nieprzyjemny wiatr. W pierwszym odruchu chciała się cofnąć, wrócić do ciepłego wnętrza, do radosnej imprezowej atmosfery. Ale zaraz potem pomyślała, że tam nie ma dla niej miejsca, że do jej ponurego życia zdecydowanie bardziej pasuje ta przygnębiająca październikowa plucha. Zarzuciła kaptur na głowę i ruszyła podjazdem w stronę ulicy. Dochodziła dziesiąta; ojciec za chwilę powinien się zjawić. Kiedy usłyszała warkot silnika, uznała, że to pewnie on, i przyspieszyła kroku. Nie wiedziała, że ktoś wyszedł z domu. W tym samym momencie, w którym przed bramą wjazdową zatrzymał się samochód, usłyszała swoje imię. Odwróciła się. 10 Suma wszystkich smutków W otwartych drzwiach stał Patrick. - Nie wiedziałem, że wychodzisz! - zawołał. - Myślałem, że jeszcze ze mną zatańczysz. - Ojciec właśnie po mnie przyjechał - powiedziała, wskazując stojący z zapalonym silnikiem samochód. - Szkoda, miałem nadzieję, że zatańczymy. - Może innym razem - rzuciła i pobiegła do bramy, wiedząc, że tego innego razu nie będzie. Przy samochodzie zatrzymała się i popatrzyła na dom, przystrojony urodzinowo kolorowymi lampkami. Patrick wciąż stał w drzwiach. Pomachała mu szybko i wsiadła do wozu. Nie wiedziała, czy zauważył to poprzez strugi deszczu i czy jej odmachał. JMLogę włączyć radio? - zapytała Ashley. Nie potrafiła już znieść ciszy panującej w samochodzie. Kiedyś ojciec, nie dość, że puszczał muzykę, to zwykle próbował ją przekrzyczeć. A że nie miał głosu ani słuchu, ona, siostra i matka musiały zatykać sobie uszy. Teraz pomyślała, że to było cudowne i dużo by dała, żeby jeszcze kiedyś usłyszeć jego fałszowanie. - Mogę? - powtórzyła, ponieważ nie zareagował. -Włączyć radio - dodała. Ojciec wzruszył ramionami. Ucieszyła się, kiedy dość szybko udało jej się złapać stację nadającą muzykę country. Tata uwielbiał kiedyś country. Kiedyś... Kiedyś przez całą drogę by rozmawiali, a dziś nie zapytał nawet, jak udało się przyjęcie. Ashley postanowiła nie myśleć o tym, co było kiedyś, a co jest teraz. Takie porównania były zbyt bolesne. Usiadła wygodnie w fotelu, przymrużyła oczy i słuchała muzyki. 12 Suma wszystkich smutków Samochód zatrzymał się przed światłami na skrzyżowaniu. Tuż przy drodze rosło drzewo, teraz ogołocone już z liści. Wielkie krople deszczu zatrzymywały się na drobnych gałązkach i połyskiwały w świetle reflektorów niczym tysiące ułożonych spiralnie brylancików. - Zobacz, tato! - zawołała zachwycona Ashley. - Jakie to piękne! - Co? - Spójrz na to drzewo. Patrzył przez chwilę w tę samą stronę co ona, po czym pokręcił głową. - Naprawdę tego nie widzisz? - Pomyślała, że może z miejsca kierowcy drzewo rzeczywiście nie jest widoczne. Przechyliła się mocno w lewo, żeby to sprawdzić. Tysiące brylancików tworzyły misterną spiralną pajęczynkę tak samo jak przed chwilą. Światła zmieniły się na zielone^Fbjciec ruszył. - Nic nie widziałeś? - zapytała. - Tylko wstrętną październikową pluchę. Ashley zamyśliła się. - A co miałem zobaczyć? - spytał ojciec. Nie odpowiedziała. - Co tam takiego zauważyłaś? - Nic - odparła cicho. - Tylko wstrętną pluchę. - Wyciągnęła rękę i wyłączyła radio. Dalej jechali już w milczeniu. Odetchnęła z ulgą, kiedy wreszcie wysiadła z samochodu. Matka czekała na nią przy drzwiach. Uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła Ashley, ale z tym uśmiechem, który pogłębił zmarszczki biegnące od nosa do kącików ust, 13 ]ackie Stevens wydała się jeszcze smutniejsza. Trzy lata temu nie było tych zmarszczek, a nawet jeśli czasami się pojawiały, to tylko dodawały jej uroku. Wtedy była radosną kobietą, uwielbiającą żywe kolory, ubierającą się tak, że starsza córka, wybierając się na imprezy, pożyczała od niej ciuchy. Teraz miała na sobie wyciągnięty bury sweter i długą szeroką spódnicę w takim samym nijakim kolorze. Nie tylko zdobyła się na uśmiech, ale nawet zadała Ashley pytanie. - Jak było, skarbie? - Miło - odparła dziewczyna. - Bardzo miło. Zobaczyła wzrok matki i zrozumiała, że zadając to pytanie, wcale nie chciała się dowiedzieć, czy córka dobrze się bawiła. -Mamo...- Ashley westchnęła ciężko.- Mamo, przecież wiesz... - Wiem, skarbie. Przepraszam. - Matka podeszła i pocałowała ją. Dziewczyna poczuła, że ma wilgotny policzek. Dopiero teraz zauważyła, że mama płakała. Znowu płakała... - Zjesz coś może? - spytała matka, ukradkiem wycierając oczy. - Nie jesteś głodna? - Nie, była pizza. - Owszem, była, tylko że Ashley nie zdążyła jej zjeść. Mimo to wolała pójść spać głodna, byle tylko zamknąć się w swoim pokoju i odgrodzić od wszystkich smutków tego domu. - Wezmę tylko prysznic i położę się. Dobranoc. - Śpij dobrze, skarbie. Ashley nie zapalała światła w przedpokoju na górze. 14 Suma wszystkich smutków Znała drogę do siebie na pamięć i potrafiła ją znaleźć nawet w zupełnych ciemnościach. A teraz nie było tam całkiem ciemno. Z pokoju sąsiadującego z jej sypialnią przez szczelinę między drzwiami a framugą sączyło się światło. Mama znowu tam była, pomyślała. I znów zapomniała zgasić światło. Ashley chciała wejść do siebie i zapomnieć, że tamten pokój w ogóle istnieje. Nie potrafiła o nim jednak zapomnieć. Zawróciła i uchyliła drzwi. Zamierzała tylko wejść i zgasić lampę, ale kiedy się w nim już znalazła, nie mogła się przemóc i natychmiast wyjść. Stanęła na środku i wodziła wzrokiem po fotografiach i dyplomach na ścianie. Natasha jako niemowlę... Natasha zdmuchująca cztery świeczki na urodzinowym torcie... Natasha po raz pierwszy idąca do szkoły... na szkolnej wycieczce... na swoich dwunastych urodzinadt:.. na wakacjach na Florydzie... w Nowym Jorku, przed Empire State Buil-ding... na piętnastych urodzinach... Dyplom za zajęcie pierwszego miejsca w szkolnych zawodach pływackich... Wyróżnienie za udział w szkolnym konkursie młodych talentów... Dyplom za osiągnięcia w nauce w przedostatniej klasie liceum... List dziękczynny, podpisany przez gubernatora, za działalność na rzecz niepełnosprawnych dzieci... Ashley, patrząc na zdjęcia swojej pięknej siostry, na te wszystkie wyrazy uznania, poczuła się tak mała i nic niewarta jak jeszcze nigdy w życiu. Nie zazdrościła jej. Za bardzo kochała Natashę, żeby odczuwać wobec niej choćby cień zazdrości. 15 Jackie Stevens Jeszcze raz przebiegła wzrokiem po ścianach, a potem podeszła do szafy, na której drzwiach wisiała bladożółta suknia. Przez chwilę rozważała, jak wyglądałaby w tym kolorze, ale już wkrótce sam pomysł, żeby się nad tym zastanawiać, wydał jej się niedorzeczny. Jak mogłaby wyglądać dziewczyna o mysim kolorze włosów, jasnej cerze i szarych oczach w bladożółtej sukience?! A Natasha... Natasha, ze swoją ciemną karnacją i kruczoczarnymi gęstymi włosami, wyglądałaby w niej przepięknie. Tylko że Natasha nigdy jej nie włożyła. I nigdy już nie włoży. Suknię, w której miała wystąpić na balu na zakończenie liceum, dostarczono dwa dni po tym, jak zmarła w miejskim szpitalu na skutek przedawkowania narkotyków. W poniedziałek Ashley i Carol nie miały razem pierwszych lekcji, spotkały się więc dopiero w stołówce w czasie lanczu. Siedziały przy jednym stoliku z Susan Parker i April Sarrandon, które w sobotę również były u Carol. Ashley z lekkim ukłuciem zazdrości słuchała relacji dziewcząt o tym, co się wydarzyło po jej wyjściu. Jak to zwykle bywa po takich imprezach, opowiadały sobie głównie o chłopakach, o tym, z którym się najlepiej tańczyło, który jest kompletnym głupkiem, który im się spodobał, i wreszcie o tym, któremu one wpadły w oko - albo tak im się przynajmniej wydawało. Ashley miała niewiele do powiedzenia, ale uważnie słuchała. Niestety, imię, na które była szczególnie wyczulona, w ogóle w tych opowieściach nie padło. Przemknęło jej przez głowę, żeby zapytać Carol o Pa-tricka, ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu. To, że z nią zatańczył i chciał zatańczyć po raz drugi, o niczym jeszcze nie świadczyło. Uznała więc, że wypytując o niego, 17 Jackie Stevens zrobiłaby z siebie idiotkę. Chociaż z drugiej strony, Susan i April dopytywały się o kolegów Ethana, z którymi nie zamieniły nawet słowa. Znów zaczęła się wahać. I właśnie wtedy Carol szepnęła jej do ucha: - Muszę z tobą potem pogadać. Ashley skinęła głową i z niecierpliwością czekała, aż skończy się lancz. Kiedy wyszły ze stołówki, rozległ się dzwonek, ale na szczęście następną lekcję miały razem. - Domyślasz się, o czym chcę rozmawiać? - spytała Carol, kiedy rozstały się z Susan i April. - Nie, nie wiem- odparła Ashley, kręcąc głową. Naprawdę nie wiedziała. Domyślała się, czy raczej miała nadzieję, że koleżanka powie jej coś o Patricku, ale nie mogła przecież tego wiedzieć. - Musiałaś coś zauważyć. - Co? - Nie widziałaś, jak on ci się przyglądał? - spytała Carol. - Mówisz o... - No, o Patricku. Musiałaś to widzieć. - Raz z nim tańczyłam, ale nie zauważyłam, żeby mi się przyglądał w jakiś szczególny sposób. - Dopiero kiedy to powiedziała, przypomniało jej się, że w sobotę dwa, może trzy razy, gd^ zerknęła w jego stronę, pochwyciła jego spojrzenie. Wtedy doszła do wniosku, że to ona zbyt często mu się przygląda i w ten sposób przyciąga jego wzrok. - Zresztą dlaczego miałby mi się przyglądać? - Bo... moja... droga... - Ashley dla podniesienia napięcia po każdym kolejnym słowie robiła coraz dłuższą przerwę - bardzo... mu... się... spodobałaś. 18 Suma wszystkich smutków - Nie wygłupiaj się. Skąd ty to niby możesz wiedzieć? - Bo... mi... się... do... tego... przyznał. - Zmyślasz. - Po co miałabym wymyślać coś takiego? - Właśnie się zastanawiam po co - odparła Ashley. - No więc jak wymyślisz jakieś rozsądne wyjaśnienie, to mi powiedz. - Carol zasznurowała usta i szła obok niej w milczeniu, w końcu jednak nie wytrzymała. -1 nie rozumiem, dlaczego tak cię dziwi, że mu się spodobałaś, że aż nie możesz w to uwierzyć. Ashley nie odezwała się, chociaż miała na to gotową odpowiedź. Bo nie jestem taka jak Natasha, pomyślała. Wiedziała, oczywiście, że Carol nie wymyśliła sobie tego wszystkiego, tylko zupełnie "nie miała pojęcia, co zrobić z tą wiedzą. Na ust*peisnęły jej się dziesiątki pytań. Kto to właściwie jest ten Patrick? Czy to przyjaciel Ethana, czy tylko kolega? Czy znają się ze szkoły? Czym się interesuje? Gdzie mieszka? Czy ma dziewczynę? Czy może właśnie go rzuciła, a on teraz szuka jakiejkolwiek? Nawet takiej jak ona? Tak, to byłoby jakieś wyjaśnienie, pomyślała, i zaraz potem nasunęły jej się kolejne pytania. Ale żadnego nie zadała głośno. - Wiesz, on zapytał, czy nie wybralibyśmy się we czwórkę do kina - powiedziała Carol. - Co?! - spytała zaskoczona Ashley. - Do kina. We czwórkę. Ja, ty, Ethan i on. Czyli Patrick. - Carol mówiła krótkimi prostymi zdaniami, jakby 19 Jackie Stevens miała do czynienia z osobą niedorozwiniętą, która bardziej skomplikowanych mogłaby nie zrozumieć. - Tak- powiedziała Ashley, nim zdążyła się zastanowić. - Co: tak? - spytała zdezorientowana Carol. - Rozmawiasz ze mną jak z kretynką, a sama nie rozumiesz prostego „tak". Do kina. We czwórkę. Ty, ja Ethan i on. Czyli Patrick. Tak. Mówię na to: tak. Bardzo chętnie. 1 opatrz, mamo, jakie to ładne! - zachwyciła się Ashley, przystając przed wystawą GAP-a, kiedy w piątek po południu robiły w pobliskim centrum handlowym cotygodniowe zakupy. Matka bez specjalnego zainteresowania podążyła za wzrokiem córki. ¦** - Mówisz o tym? - spytała zdziwiona, wskazując zwiewną bawełnianą bluzkę. - Chyba nie włożyłabyś czegoś takiego? - Dlaczego tak sądzisz? - Przecież ty nie lubisz takich krzykliwych kolorów. Dziewczyna jeszcze raz spojrzała na bluzkę, która przed chwilą tak ją zachwyciła. Jej barwy - różne tonacje zieleni, od wpadającej w cytrynową, przez intensywnie groszkową i ciemną soczystą, aż po bliską turkusowej -rzeczywiście nie były stonowane. Ale żeby je od razu nazywać krzykliwymi to przesada, pomyślała. Nie odpowiedziawszy matce, poszła za nią w stronę drogerii. Chodząc jednak między regałami z kosmetykami, 21 jackie Stevens Ashley cały czas miała przed oczami tę bluzkę. Od dwóch dni, to znaczy od kiedy ustaliły z Carol, że w sobotę idą z Ethanem i Patrickiem do kina, myślała, co włoży. Nie miała zbyt wielkiego wyboru - kilka par dżinsów oraz kilkanaście T-shirtów i bluz, które w zasadzie niczym się od siebie nie różniły - właściwie tylko odcieniem szarości. Nie przywiązywała wagi do strojów i nigdy się nie zastanawiała, co na siebie włożyć. Wyjmowała z szafy to, co wpadało jej w ręce - pierwsze z brzegu dżinsy i T^shirt albo bluzę, które leżały na wierzchu stosu. Dwa dni temu, gdy uświadomiła sobie, że w sobotę spotka się z Patrickiem, nagle zapragnęła wyglądać inaczej niż zawsze. Tylko że samo pragnienie nie wystarczało, samym pragnieniem nie była w stanie zmienić swoich sza-roburych nudnych ubrań w odjazdowe ciuchy, w jakich chodziły inne dziewczyny. Przemknęło jej nawet przez głowę, żeby poprosić Carol o pożyczenie czegoś. Z pewnością by nie odmówiła, ale Carol była od niej prawie o głowę wyższa i trochę tęższa, wk?c pewnie trudno byłoby znaleźć coś pasującego na Ashley. Ale nawet gdyby miały identyczne figury, Ashley prawdopodobnie i tak nie zwróciłaby się do niej z taką prośbą. Nie chciała, żeby koleżanka wiedziała, jak ważne dla niej jest to spotkanie. A było. Żyła nim, czekała na nie. I bardzo jej zależało, żeby zrobić na Patricku dobre wrażenie. Tak bardzo, że kiedy po wyjściu z drogerii przechodziły obok GAP-a, znów się zatrzymała. Zdarza się, że coś, co zachwyca przy pierwszym spojrzeniu, przy drugim albo trzecim wydaje się już zupełnie 22 Suma wszystkich smutków zwyczajne i człowiek zastanawia się, co takiego widział w tym wcześniej. Ale bluzka na wystawie okazała się równie ładna, jak pół godziny wcześniej. Ashley nagle zapragnęła ją mieć i włożyć na jutrzejszy wieczór. Zerknęła na cenę. Dwadzieścia sześć dolarów. Niewiele w porównaniu z tym, co mama, która kupowała ubrania tylko - jak to określała - w dobrym gatunku, płaciła, na przykład, za jej szare T-shirty. - Mogłybyśmy wejść do środka? - zapytała Ashley. - Jest późno i powinnyśmy wracać do domu - odparła matka. - Ojciec już na pewno czeka na kolację. Ashłey nie pamiętała dokładnie, jak to było dawniej, kiedy żyła Natasha, ale po śmierci siostry nigdy nie prosiła rodziców o nowe ubrania. Matka sama dwa razy do roku brała ją na zakupy i wracały z torbami pełnymi dżinsów o podobnym fasonie oraz szafach T-shirtów i bluz. Nie jest łatwo prosić o coś po raz pierwszy, mimo to Ashley się nie zawahała. - Mamo, przydałyby mi się jakieś nowe ciuchy. Matka spojrzała na nią, zaskoczona. - Przecież dostałaś nowe trzy tygodnie temu. Powinny ci wystarczyć na kilka miesięcy. Ashley poczuła się niepewnie. Chciała już zrezygnować, machnąć na to ręką, ale pomyślała, że jeśli teraz tak zrobi, już nigdy się nie uwolni od szarości. Będzie wiodła smutne szare życie w swoich szarych ubraniach. I nagle poczuła, że ta zwiewna bluzka na wystawie - z jej fantastycznymi wesołymi barwami - może wszystko zmienić. 23 Jackie Stevens - Mamo, czy ty nic nie rozumiesz? Nie rozumiała. Ashley widziała to w jej spojrzeniu. - Nie przyszło ci do głowy - ciągnęła - że mogę mieć już dosyć chodzenia ciągle w takich samych ciuchach? Matka pokręciła głową. - Nie, nie przyszło - powiedziała. - Wydawało mi się, że dobrze się w nich czujesz, że to jest właśnie to, co lubisz. - Przerwała i przyglądała się córce. -Ashley - odezwała się po chwili. - Przecież ja ci nigdy nie narzucałam stylu ubierania się. Robiłyśmy zakupy razem i zawsze ostateczną decyzję zostawiałam tobie. - Jasne - prychnęła dziewczyna. - Zostawiałaś mi decyzję, czy wybrać jaśniejszy szary, czy ciemniejszy szary. Ale jakie to ma znaczenie?! - ciągnęła, coraz bardziej podnosząc głos. - Jaśniejszy czy ciemniejszy! Szarość to szarość! I to, że dla ciebie od trzech lat nie istnieje żaden inny kolor, nie znaczy jeszcze, że ja przez całe życie mam go nosić. Rzadko dawała się tak ponieść emocjom i teraz matka wpatrywała się w nią szeroko otwartymi oczami. - Skarbie - powiedziała w końcu cicho - ja naprawdę nie miałam pojęcia, że nie podobają ci się te ubrania, które ci kupowałam. Byłam pewna, że lubisz takie wygodne, niezbyt krzykliwe rzeczy. - A to - Ashley wyciągnęła palec w stronę bluzki - jest, według ciebie, krzykliwe. - Wzruszyła ramionami. - Może masz rację - dodała zrezygnowana, obróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. - Zaczekaj. Jeśli ta bluzka tak ci się podoba, to wejdźmy do środka - zaproponowała matka. 24 Suma wszystkich smutków Ashley szła jednak dalej, nawet się nie oglądając. Po chwili mama zrównała się z nią krokiem i zatrzymała, chwytając ją za ramię. - Nie możesz się tak zachowywać - powiedziała. - Co ja zrobiłam, że traktujesz mnie tak, jakbym ci wyrządziła jakąś krzywdę? Dziewczyna popatrzyła na jej twarz, na pozbawione blasku oczy, w których nie było widać cienia złości, tylko bezbrzeżny smutek. I wtedy poczuła się strasznie głupio. - Przepraszam - szepnęła, kładąc rękę na dłoni matki, która wciąż leżała na jej ramieniu. - Zupełnie nie wiem, co mnie napadło. Matka próbowała się uśmiechnąć, ale to tylko pogłębiło zmarszczki na jej twarzy, przez co wydała się jeszcze bardziej przygnębiona. - Przepraszam - powtórzyła Ashley. - Chodź, wracamy do domu. ¦** - A ta bluzka? Przecież ci się podoba. Powinnaś ją przymierzyć. Ashley wahała się. To, że sprawiła przykrość mamie, było dla niej w tej chwili o wiele ważniejsze niż to, co włoży jutro wieczorem. Matka jednak zadecydowała za nią. Wzięła córkę za rękę i pociągnęła w stronę GAP-a. Kiedy tylko Ashley włożyła bluzkę, wiedziała, że chce ją mieć. Mimo to uznała, że powinna pokazać się w niej mamie i zapytać ją o zdanie. Zwłaszcza że materiał - cieniutka bawełna -był prawie prześwitujący i bluzka nadawała się właściwie tylko do noszenia na czymś, a ona nie miała pojęcia, co mogłaby włożyć pod spód. - Mamo! - zawołała. 25 Jackie Steoens Nie usłyszała odpowiedzi, więc wychyliła głowę z kabiny. Mamy jednak nigdzie nie było. Dopiero po dłuższej chwili zobaczyła ją idącą w stronę przymierzami. - I jak? - spytała Ashley niepewnie. - Nie bardzo, co? Musiałabym mieć coś pod spodem, a... - Właśnie o tym pomyślałam - przerwała jej matka, unosząc dwa topy, jeden o barwie niedojrzałej cytryny, a drugi morskiej zieleni. Dziewczyna przyłożyła najpierw jeden, potem drugi do bluzki. Kolorystycznie pasowały idealnie. - Jak myślisz, który? - spytała. - Przymierz oba - poradziła jej mama. Ashley zniknęła w kabinie i po dwóch minutach wyszła z niej w bluzce z cytrynowym topem pod spodem. I znów ze zdziwieniem stwierdziła, że matki nie ma. Wróciła do kabiny i po kolejnych kilku minutach wyłoniła się z niej w drugim topie pod bluzką. - Gdzie mi tak uciekasz? - zapytała, kiedy mama wreszcie się pojawiła. - Co o nich sądzisz? - Matka rozłożyła przed sobą parę spodni, bardzo niskie biodrówki z ciemnego granatowego dżinsu, miejscami fantazyjnie wytartego. Jaśniejsze miejsca miały odcień wyraźnie turkusowy. - Chyba nieźle by wyglądały z tą bluzką, prawda? Ashley aż zaświeciły się oczy. Porwała spodnie z rąk mamy i kolejny raz zniknęła w kabinie. - I jak? - spytała niepewnie parę minut później. Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek była ubrana w coś, co by się 26 Suma wszystkich smutków jej tak bardzo podobało, i trochę się obawiała, że matka ostudzi jej zapał. Ona tymczasem cofnęła się o kilka kroków, zmierzyła córkę wzrokiem, po czym z aprobatą pokiwała głową. - Ładne - powiedziała. - Podoba ci się? - Ashley, przecież chodzi o to, żeby podobało się tobie. - To znaczy, że ci się nie podoba. - Nic takiego nie powiedziałam - zaprzeczyła matka i kiedy starała się uśmiechnąć, znów pogłębiły się te dwie zmarszczki biegnące od nosa do kącików ust, a oczy podejrzanie zabłyszczały. Ashley wyobraziła sobie, co mama teraz przeżywa. Kiedy sama zobaczyła się w lustrze, w tych fantastycznych ciuchach, natychmiast przypomniała jej się Natasha, która właśnie tak lubiła się ubierać. ByT5 pewna, że mama myśli o tym samym. Matka odwróciła się na chwilę, a kiedy spojrzała na córkę, oczy już jej nie błyszczały. Ashley wiedziała, że ukradkiem wytarła łzy, i uświadamiając to sobie, poczuła wyrzuty sumienia. Miała ochotę natychmiast zrzucić z siebie te kolorowe ubrania, włożyć stare dżinsy, szarą bluzę i raz na zawsze zapomnieć, że na świecie są jeszcze inne kolory. Z zamyślenia wyrwał ją głos mamy: - A ten drugi top? - Co ten drugi? - Ten jasny. Mierzyłaś go? Ashley skinęła głową. - I który podoba ci się bardziej? - zapytała matka. 27 Jackie Stevens - Nie wiem, oba są ładne. - No to weźmiemy oba. - Mamo... - No, zdejmuj te ubrania i idziemy z nimi do kasy. Tata już się pewnie o nas niepokoi. - Ale... - Ashley, spodobała ci się ta bluzka na wystawie. Wyglądasz w niej ślicznie, więc nad czym się zastanawiasz? Ślicznie wyglądałaby w niej Natasha, pomyślała Ashley. Kiedy weszła do kabiny, zaciągnęła kotarę i zobaczyła swoje odbicie w lustrze, zadała sobie pytanie, czy już zawsze będzie się porównywać z siostrą. Idąc do kasy, zatrzymała się na chwilę przy wieszaku ze spódnicami i zaczęła się zastanawiać, jak wyglądałaby w krótkiej sztruksowej spódniczce z fałdami. Nie potrafiła sobie tego wyobrazić, ponieważ nosiła wyłącznie spodnie. Zdjęła więc jedną z wieszaka, podeszła do najbliższego lustra i przyłożyła do siebie. - Podoba ci się? - spytała matka. Ashley wzruszyła ramionami. - Nie mam pojęcia, jak wyglądałabym w spódnicy. Mama zerknęła na zegarek. - Wiesz co? Dzisiaj już jest późno, ale przyjedziemy tu w przyszłym tygodniu, dobrze? Ashley i tak nie mogła uwierzyć, że za chwilę stanie się właścicielką spodni, bluzki i topu, które trzymała w ramionach, uznała więc, że oczekiwanie czegoś jeszcze byłoby zuchwałością. Mimo to rozejrzała się po sklepie, uśmiechnęła się i powiedziała: - Dobrze. , Ładnie wyglądasz, naprawdę ładnie - powiedziała matka, kiedy w sobotę krótko przed szóstą Ashley, gotowa do wyjścia, wyglądała przez okno w salonie, wypatrując samochodu Ethana. Dziewczyna ucieszyła się, gdy wreszcie nadjechał, ponieważ wiedziała, że mama za chwilę się rozpłacze - znała ten wyraz jej oczu. Nie chciała przy tym być. Za bardzo cieszyła się z dzisiejszego wyjścia, żeby teraz łzy mamy padły cieniem na ten wieczór. - Już są! - zawołała. - Pa, mamo! Wychodząc z salonu, zauważyła, że matka podchodzi do okna. Ashley powiedziała rodzicom, że idzie do kina z Carol i jej bratem, ani słowem nie wspominając o Pa-tricku. Matka i ojciec znali Carol, na szkolnych zebraniach poznali również jej rodziców, nie mieli więc nic przeciwko dzisiejszemu wyjściu. Ashley była niemal pewna, że byłoby zupełnie inaczej, gdyby się dowiedzieli, że towarzyszy im jeszcze jeden chłopak - „obcy" chłopak. Rozumiała ich. To przecież chłopak, którego nie znali, 29 ]ackie Stevens trzy lata temu przyniósł narkotyki na imprezę, na której była jej siostra. To przez niego Natasha nigdy nie włożyła pięknej bladożółtej sukienki i nie została królową swojego ostatniego szkolnego balu. Ashley nie mogła powiedzieć mamie i tacie, że pojawił się jakiś inny „obcy" chłopak. Za bardzo cierpieli po utracie starszej córki, żeby ich narażać na niepokój z powodu młodszej. Wychodząc z domu, cieszyła się, że z okna salonu nie widać dokładnie tego, co dzieje się na ulicy, i nie sposób rozpoznać, ile osób siedzi w samochodzie Ethana. INI ic nie padło cieniem na ten wieczór. To były najpiękniejsze chwile w jej życiu. W tym życiu. Może w poprzednim, w tym, w którym była Natasha, trafiały się równie piękne- wigilie Bożego Narodzenia, dni, gdy w ich ogrodzie pojawiały się pierws:2e"przebiśniegi... Może... Ale od tamtej pory minęły nie trzy lata, a całe wieki i Ashley wszystkie te chwile pamiętała jak przez mgłę, tak jak się pamięta sny - nie te, które z najdrobniejszymi szczegółami można opowiedzieć przy śniadaniu, lecz te, które człowiek, budząc się rano, bezskutecznie usiłuje sobie przypomnieć. A przecież to był zwykły wieczór. Większość nastolatków spędza w ten sposób sobotnie wieczory - kino, potem pizza, dużo śmiechu... Niby nic specjalnego, ale dla Ashley fakt, że robi to co inni, był niezwykły. A w dodatku robiła to w towarzystwie chłopaka, który bardzo jej się podobał. Żałowała tylko jednego - że te kilka cudownych godzin 31 Jackie Stevens tak szybko minęło. Kiedy wychodzili we czwórkę z piz-zerii, niespodziewanie ogarnął ją smutek. - Coś się stało? - zapytał Patrick. - Nie, skąd - odparła i uśmiechnęła się. Nie był to jednak już ten sam uśmiech, który jeszcze przed chwilą w tak naturalny sposób pojawiał się na jej twarzy. - Wydawało mi się, że nagle posmutniałaś. Ashley pokręciła głową, ale zbyt gwałtownie, żeby ten ruch mógł kogokolwiek przekonać, a tym bardziej chłopaka, który przyglądał jej się tak uważnie. Przez cały wieczór czuła na sobie jego spojrzenie i musiała przyznać, że to bardzo przyjemne uczucie. Teraz jednak miała ochotę uciec przed jego wzrokiem. Tylko że to nie było takie proste. Kiedy jechali do kina, ona i Carol siedziały na tylnym siedzeniu, a chłopcy z przodu. Teraz Carol, zanim jej koleżanka zdążyła się zorientować, wskoczyła na miejsce obok kierowcy. Ashley nie pozostało więc nic innego jak usiąść z tyłu z Patrickiem. Kiedy wyjechali z parkingu, Ethan włączył muzykę. - O Chryste, ale rzęch - zaprotestowała jego siostra. - Limp Bizkit to, według ciebie, rzęch! - oburzył się Ethan, spoglądając przez ramię, jakby szukał poparcia u Ashley i Patricka. Ashley nie mogła mu pomóc, ponieważ nie znała tego zespołu, ale szczerze mówiąc, ostre, niemal agresywne dźwięki płynące z głośników wcale jej się nie spodobały. Patrick również nie przyszedł z pomocą przyjacielowi, więc Ethan po burzliwej dyskusji z siostrą zgodził się, żeby to ona wybrała muzykę. Carol jednak tak długo 32 Suma wszystkich smutków zastanawiała się, co puścić, że nawet gdy zbliżali się do domu Ashley, ona wciąż nie była zdecydowana. - Czego chcesz posłuchać? - zwróciła się do przyjaciółki. Ashley uśmiechnęła się. - Mnie jest już właściwie wszystko jedno - odparła. - Ja i tak zaraz wysiadam. Znów poczuła dotkliwy smutek, ale teraz nie chodziło o to, że ten wieczór tak szybko się skończył, lecz o to, że pewnie już się nie powtórzy i nieprędko - jeśli w ogóle - będzie miała okazję spotkać Patricka. - Dzięki za miły wieczór - powiedziała, kiedy Ethan zaparkował przed jej domem. - Było naprawdę fajnie. Świetnie się bawiłam - dodała na pozór beztrosko. Nie mogła się oprzeć pokusie, żeby, zanim wysiądzie, spojrzeć jeszcze na Patricka. PoWSyła rękę na klamce i zerknęła w jego stronę. W tym samym momencie wyskoczył z samochodu i zanim się zorientowała, znalazł się przy drzwiach od jej strony i je otworzył. Ashley poczuła na twarzy chłodne krople. Kiedy wychodzili z pizzerii, nie padało. Zdziwiona, spojrzała w górę i zaczęła się zastanawiać, czy deszcz jest tak zimny, czy tylko jej się tak wydaje, ponieważ ma rozpaloną twarz. - Niepotrzebnie wychodziłeś - powiedziała cicho. -Zmokniesz. - Nic się nie stanie. Odprowadzę cię do drzwi, dobrze? Gwałtownie pokręciła głową. Dopiero teraz zdała 33 Jackie Steuens sobie sprawę, że matka pewnie stoi w oknie i widzi ją rozmawiającą z Patrickiem. Nie myliła się. Gdy popatrzyła na dom, w jednym z okien salonu zobaczyła sylwetkę mamy. Teraz nie miało już znaczenia, czy Patrick ją odprowadzi, czy nie. Rodzice i tak będą wiedzieć, że spędziła dzisiejszy wieczór w towarzystwie chłopaka, którego nie znają - w towarzystwie „obcego". Deszcz zacinał coraz silniej. Ashley pomyślała, że jeśli będzie stała tu dłużej, za chwilę oboje przemokną do suchej nitki. Pomachała więc Carol i Ethanowi i prawie biegiem ruszyła w stronę domu. Nie zaprotestowała, kiedy Patrick poszedł za nią. Zatrzymała się dopiero, gdy znaleźli się na zadaszonej werandzie. - Jesteś cały mokry- powiedziała, widząc krople deszczu spływające po jego twarzy. - Nie szkodzi. Rozejrzała się. Z miejsca, w którym stała, nie było widać okien salonu, więc jeśli matka wciąż tam była, nie mogła jej obserwować. Mimo to postanowiła nie zwlekać z wejściem do domu. - Wracaj do Carol i Ethana - rzuciła. - I jeszcze raz dzięki za miły wieczór. - To ja dziękuję. I to nie jest takie... - Zamilkł, szukając właściwych słów. - No, wiesz, takie grzecznościowe dziękuję, tylko... Kiedy znów przerwał, Ashley pomyślała, że powinna powiedzieć „Cześć" i wejść do domu, ale tak bardzo chciała posłuchać go do końca, że nie ruszyła się z miejsca. 34 Suma wszystkich smutków Wydawało jej się, że minęła cała wieczność, zanim Patrick znów się odezwał. - Myślisz... - zaczął niepewnym głosem. - Myślisz, że moglibyśmy się kiedyś spotkać? Smutek, który ogarnął ją przed chwilą na myśl, że taki wieczór jak ten już nigdy się nie powtórzy, zniknął, jakby spłynął z Ashley wraz z ostatnimi kroplami deszczu ściekającymi z policzków. - Pewnie tak - odparła i zaraz potem, obawiając się, że Patrick odczyta to „pewnie" jako jej wahanie, poprawiła się: - Oczywiście, że tak. Mam tylko nadzieję, że Carol i Ethan też będą mieli na to ochotę. - Tylko że widzisz...- Wciągu tego wieczoru nie zrobił na niej wrażenia chłopaka, który ma problemy z wysławianiem się, teraz jednak sprawiało mu to pewne kłopoty.- Ja myślałem, że... że może moglibyśmy się spotkać sami. ^"* Ashley nie byłaby szczera wobec siebie, gdyby zaprzeczyła, że w ciągu kilku ostatnich godzin parę razy myślała 0 tym, jak by to było, gdyby ona i Patrick umówili się na randkę. Mimo to jego pytanie zaskoczyło ją. Otworzyła szeroko oczy. - Co? - spytał jeszcze bardziej niepewnym głosem. -Uważasz, że to zły pomysł. - Nie - zaprzeczyła pośpiesznie w obawie, że chłopak się wycofa. - Nie, to bardzo dobry pomysł - dodała, zanim zdążyła się zastanowić, co powiedzą rodzice, kiedy się dowiedzą, że zamierza się spotkać z „obcym". Z twarzy Patricka zniknęło napięcie. Uśmiechnął się 1 odetchnął z wyraźną ulgą. 35 Jackie Steuens - Zadzwonię do ciebie - powiedział. - Nie masz mojego numeru - przypomniała mu. Wiedziała, jak będzie czekać na ten telefon, wolała więc uniknąć sytuacji, w której musiałaby się zastanawiać, czy nie dzwoni dlatego, że zapomniał albo nie ma ochoty, czy dlatego, że nie ma jej numeru. - Mam. - Masz?! Skąd? - Z książki telefonicznej - odparł. Patrzyła na niego zaskoczona. - Wiesz, po imprezie u Ethana zapytałem gó, jak się nazywasz i gdzie mieszkasz. A kiedy się już tego dowiedziałem, ze znalezieniem numeru nie było żadnego kłopotu. - Zamilkł i spuścił wzrok. - Chciałem do ciebie zadzwonić - dodał po dłuższej chwili - ale nie miałem śmiałości. Ashley poczuła dziwny ucisk w sercu. Z radości? Też. Ale było w tym coś jeszcze. Nie miała pojęcia, co powiedzieć. Uśmiechnęła się więc tylko i w tym momencie usłyszała kroki dobiegające z wnętrza domu. Po chwili drzwi się otworzyły. Na progu stała matka. Popatrzyła na córkę, a potem przeniosła wzrok na Patricka i na nim go zatrzymała. - Cześć, mamo. - Ashley z trudem wydobyła z siebie głos. - To jest Patrick, kolega Ethana. - Dobry wieczór - powiedział Patrick. Matka skinęła głową, ale się nie odezwała. Żadnego „Miło mi cię poznać", żadnego podania ręki. Przyglądała mu się, i to tak bacznie, że poczuł się nieswojo. 36 Suma wszystkich smutków - No to ja już pójdę - rzucił niepewnie. - Dobranoc. - Dobranoc - powiedziała matka po dłuższej chwili, ale tak cicho, że chłopak, który zszedł już z werandy, nie mógł tego słyszeć. Po kilkunastu metrach zatrzymał się i odwrócił. - Cześć, Ashley. Zadzwonię do ciebie. C^zekała, aż któreś z rodziców coś powie. Kiedy tylko weszła do domu, matka oświadczyła, że muszą porozmawiać. Wydawało jej się, że minęła cała wieczność, odkąd usiadła naprzeciwko nich na kanapie w salonie. Nie mogąc dłużej znieść pełnej napięcia ciszy, Ashley odezwała się pierwsza: - Możecie mi powiedzieć, o co właściwie chodzi? - Nie wiesz? - spytała matka, patrząc na nią z wyrzutem. - Okłamałaś nas. - Nie okłamałam - zaprotestowała Ashley, chociaż mama miała trochę racji. Nie poinformowała rodziców, że spędzi dzisiejszy wieczór nie tylko w towarzystwie Carol i Ethana, ale również jego kolegi, i zrobiła to świadomie, a więc w pewien sposób ich oszukała. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie zrobić tego jeszcze raz i nie powiedzieć im, że wcale nie byli z Pa-trickiem umówieni, tylko przypadkiem spotkali go w kinie i do nich dołączył. Takie wyjście byłoby pewnie najprostsze. Być może skorzystałaby z niego, gdyby w grę 38 Suma wszystkich smutków wchodził ktoś, z kim miałaby się już nigdy nie spotkać, ale tu chodziło o Patricka. Czuła, że ten chłopak może stać się dla niej kimś ważnym; coś z samego dna duszy podszeptywało jej, że już tak jest. Jak więc mogła się wikłać w kłamstwa na samym początku tej znajomości? Matka cały czas przeszywała ją przepełnionym żalem wzrokiem. - Domyślam się, że chodzi ci o Patricka, tego chłopca, którego ci przedstawiłam - powiedziała Ashley. - To kolega Ethana. Był z nami w kinie. - Nie wiedziałaś, że z wami będzie? - wtrącił się ojciec. Ashley zobaczyła w jego oczach nadzieję, że ona to potwierdzi, co zakończy całą sprawę. Wiedziała, że tata nie lubi takich poważnych rozmów. Skoro jednak postanowiła nie kłamać, musiała go rozczarować. - Wiedziałam - przyznała się. ¦*¦* - Tylko że nie uznałaś za stosowne nas o tym poinformować - zarzuciła jej matka. - Nie sądziłam, że to jest aż takie ważne - odparła Ashley. - Spędzasz wieczór w towarzystwie obcego chłopaka i uważasz, że to jest na tyle nieważne, że nie trzeba nam o tym mówić?! - Przecież nie byłam z nim sama. Byliśmy we czwórkę - broniła się Ashley. - A poza tym to nie jest obcy chłopak. To przyjaciel Ethana, chodzą razem do szkoły. Matka uśmiechnęła się, ale jej uśmiech był pełen goryczy. 39 Jackie Stevens - Tamten chłopak też był czyimś przyjacielem. Też chodził z kimś do szkoły - powiedziała. Ashley wiedziała, kogo matka ma na myśli. - Mamo, nie masz prawa podejrzewać każdego o to, że będzie próbował wcisnąć mi narkotyki. - Nie mam prawa?! - obruszyła się matka. - Uważasz, że nie mam prawa? Ashley zorientowała się, że użyła niewłaściwego słowa, mimo to poczuła, że nie może ustąpić, że musi się bronić. Jeśli tego nie zrobi, rodzice nigdy nie dopuszczą, by w jej pobliżu pojawił się jakiś „obcy" chłopak. A teraz nie chodziło o „jakiegoś" chłopaka, tylko o Patricka. - Nie masz - odparła najspokojniej, jak potrafiła. -A poza tym... - Przerwała, ponieważ wiedziała, jakie mogą być konsekwencje tego, co chce powiedzieć. - Poza tym ten „obcy" chłopak, o którym ty mówisz... Wiem, że Natasha od niego dostała narkotyki. Ale czy on ją zmusił, żeby je wzięła? Matka otworzyła usta, ale się nie odezwała, jakby słowa utknęły jej w krtani. Ojciec wbił w Ashley błagalne spojrzenie. Wydawało jej się, że ją prosi, żeby zamilkła i nie mówiła już ani słowa więcej. Często słyszała, jak rodzice rozmawiają o śmierci Natashy. Winą za tragedię sprzed trzech lat obciążali wszystkich - tego „obcego", przyjaciół córki, również siebie - siebie najczęściej. Na Natashę nie padał przy tym najlżejszy nawet cień. Natasha była bez skazy. Ashley czuła, że przekracza granicę, której być może nie powinna nigdy przekroczyć, mimo to nie mogła się powstrzymać przed zrobieniem tego kroku. 40 Suma wszystkich smutków - Nie zmusił jej - ciągnęła. - Pewnie namawiał, ale mogła przecież powiedzieć „nie". Ojciec pochylił się, oparł łokcie na kolanach i ukrył twarz w dłoniach. Matka wreszcie odzyskała głos. - Jak możesz mówić coś takiego? - spytała łamiącym się szeptem. Pokręciła z niedowierzaniem głową. - Jak możesz? Przecież to twoja siostra. - Nie musisz mi tego przypominać. I nie patrz na mnie z takim żalem. Myślisz, że tylko ty i tata ją kochaliście? Że mnie jej nie brakuje? Że nie było mi ciężko po jej śmierci? Że wciąż nie jest mi ciężko? - Więc dlaczego mówisz o niej takie rzeczy? - Chcesz wiedzieć dlaczego? Naprawdę chcesz wiedzieć? - Ashley nie zdawała sobie sprawy, jak głośno mówi. - Interesuje cię to? Matka patrzyła na nią zaskoczona^, ona, nie zważając na to, że coraz bardziej podnosi głos, atakowała ją: - Pytam, bo nie wiem, czy obchodzi cię cokolwiek poza twoim bólem po stracie Natashy. - Ashley! - zawołał ojciec. - Nie wolno ci w ten sposób rozmawiać z mamą. Matka uniosła rękę, dając mu znak, żeby nie ingerował. Z rezygnacją pokręcił głową. - Postaraj się przynajmniej tak nie krzyczeć - zwrócił się do córki, zanim znów ukrył twarz w dłoniach. W salonie zaległa cisza. Ashley słyszała ciężkie oddechy rodziców. Własnego nie słyszała. Miała wrażenie, że w ogóle przestała oddychać. 41 Jackie Steuens - Obchodzi mnie - rozległ się w końcu zdławiony głos mamy, tak cichy, że Ashley nie była pewna, czy się nie przesłyszała. - Obchodzi - powtórzyła matka. - Ty mnie obchodzisz. Obchodzi mnie, żeby nie spotkało cię to samo co Natashę. - Właśnie! - zawołała Ashley, tak głośno, że ojciec podskoczył na kanapie. Oderwał na chwilę ręce od twarzy, ale się nie odezwał. - Mamo - powiedziała już znacznie ciszej Ashley. - Popatrz na mnie. Popatrz na mnie. Matka, nie rozumiejąc, o co jej chodzi, pokręciła głową. - Popatrz na mnie uważnie - powtórzyła Ashley. - Cały czas to robię. - To jestem ja, Ashley. Widzisz mnie? - Widzę, ale zupełnie nie rozumiem, do czego zmierzasz. - To jestem ja - powtórzyła Ashley. - Nie jestem taka ładna jak Natasha. - Mówiła cicho, robiąc długie przerwy po każdym słowie, tak żeby nie umknęło nic z tego, co zamierza powiedzieć. - Ani taka zgrabna jak ona. Ani tak inteligentna. I brakuje mi jeszcze mnóstwa innych zalet, które miała Natasha. Ale... - Kochanie - nie dała jej dokończyć matka - nigdy nie porównywałam cię z Natasha... To znaczy... nie w ten sposób. Ashley nie mogła w to uwierzyć. Sama zawsze porównywała się z siostrą i była pewna, że każdy musi to robić. Nie o tym jednak chciała teraz rozmawiać. 42 Suma wszystkich smutków - Ale - kontynuowała - chyba jest coś, czego Natasha nie potrafiła, a ja tak. Ja potrafiłabym powiedzieć „nie". Nawet gdyby mnie ktoś nie wiem jak namawiał, potrafiłabym powiedzieć „nie". Ashley czekała przez chwilę, aż któreś z rodziców się odezwie, ale oboje milczeli. Pomyślała, że może byłoby lepiej nie mówić już nic więcej. Wiedziała, że i tak padło zbyt wiele bolesnych słów. Widziała, jak matka walczy ze łzami. Zastanawiała się, czy kontynuowanie tej rozmowy nie jest z jej strony okrucieństwem, nie była jednak w stanie się powstrzymać. Skoro już raz zdobyła się na odwagę i zaczęła, musiała skończyć. - Nie jestem Natasha - powiedziała. -1 nie rozumiem, dlaczego mam płacić za jej błąd. -