1432

Szczegóły
Tytuł 1432
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1432 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1432 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1432 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Autor: James Morrow Tytul: Pr�buj�c napisa� imi� Boga (Spelling God with Wrong Blocks) �wiat nie jest wi�zieniem, ale rodzajem duchowego przedszkola, gdzie miliony zagubionych dzieci pr�buj� napisa� imi� Boga. Edward Arlington Robinson 1 lipca 2059 Procyon-5, Kontynent Po�udniowowschodni, Uniwersytet Greenrivet. Powietrze tutaj przypomina zawarto�� p�uc na�ogowego palacza. Ale to nic nie szkodzi - wci�� upajamy si� sukcesem na Arcturus-9. W ci�gu zaledwie dw�ch tygodni nie tylko uda�o si� nam z Marcusem wyzwoli� mieszka�c�w z przes�du, �e kamienne lalki z du�ym biustem lecz� bezp�odno��, ale tak�e wpoili�my im podstawy naukowej medycyny. Przypuszczam, �e gdy wr�cimy za jaki� czas na Arc- 9, znajdziemy tam pa�stwowe szpitale, centra diagnostyczne, kliniki, programy ochrony zdrowia... Praca misjonarza nauki mo�e nie przynosi du�ych dochod�w i czasem jest trudna, ale ile� daje satysfakcji. Nasze przybycie na lotnisko mi�dzyplanetarne w Greenrivet by�o prawdopodobnie najbarwniejsz� uroczysto�ci� od czasu, kiedy HMS "Bounty" przybi� do brzeg�w Tahiti. Tubylcy - same androidy - zjawili si� t�umnie przynosz�c prezenty, mi�dzy innymi grube, pachn�ce wie�ce, kt�re uroczy�cie zawiesili nam na szyi. Marcus jest uczulony na kwiaty, ale zni�s� to ze stoickim spokojem. Nawet gdyby nie by� moim bratem bli�niakiem i tak uwa�a�bym go za najwi�kszego i najbardziej utalentowanego misjonarza nauki naszych czas�w. Mo�liwe, �e prosto st�d zostanie przeniesiony do pracy w Instytucie Heurystyki - ma zadatki na wielkiego Arcybiskupa Geofizyki. Po�r�d kubk�w, garnuszk�w i krawat�w by� jeden prezent, kt�ry bardzo mnie zdziwi�: reprint oryginalnej wersji z 1859 roku "O powstawaniu gatunk�w" Karola Darwina, drukowany na pi�knym pergaminie i oprawiony w �licznie t�oczon� sk�r�. Ofiarowuj�c mi to dzie�o rdzewiej�cy, przestarza�y ju� model 605 podni�s� r�ce do g�ry, krzy�uj�c je tak, �e przypomina�y metalowe X. - Liczne gatunki, rodzaje i rodziny zamieszkuj�ce Ziemi� pochodz�, ka�de w obr�bie swojej gromady lub grupy od wsp�lnych rodzic�w - wyrecytowa� robot "O powstawaniu", rozdzia� 14, paragraf 7, akapit 4, wers 1. Podzi�kowa�em, mimo �e stary android wydawa� si� mnie nie s�ucha�. Rektorem Uniwersytetu w Greenrivet jest dr Polycarp, model 349. Ma o�lepiaj�co jasne oczy i z�by, kt�re przypominaj� drut kolczasty. Przywi�z� nas z lotniska swoim prywatnym samochodem i oprowadzi� po szkole, kt�ra mie�ci si� w kilku kopu�owatych budynkach, przypominaj�cych metalowe igloo stoj�ce na betonowym pasie startowym. W uniwersyteckiej �wietlicy spotkali�my profesora Hippolytusa i dziekana Tertulliana. Polycarp i jego koledzy wydaj� si� do�� rozs�dni. Nie ma jednak w�tpliwo�ci, �e ich umys�y zanieczyszczone s� mitami i przes�dami, kt�re my z Marcusem powinni�my wykorzeni� za pomoc� skutecznego narz�dzia, jakim jest logiczny pozytywizm. 2 lipca 2059 Jak� kultur� mog� rozwin�� maszyny, ze swoj� sztuczn� inteligencj�, a bez interwencji ludzkiej? Przed Wielkim Kryzysem Ekonomicznym Wydzia� Socjobiologii Uniwersytetu Harvardzkiego bardzo si� interesowa� tym prowokacyjnym problemem. Podj�to badania. Harvard ufundowa� Greenrivet, zaludni� go androidami serii 8000 i pozostawi� ich w�asnemu losowi... Nasza chatka, kt�r� dr Polycarp upiera si� nazywa� domem, jest okropnym stosem kamieni nad brzegiem moczar�w i wspania�ym schronieniem dla komar�w i obrzydliwych zapach�w. Za to z okna jadalni wida� mi�y oku sad i ogr�d. Z �atwo�ci� mog� sobie wyobrazi� siebie, jak siedz� w spokoju przy stole - przygotowuj� lekcje, sprawdzam prace, popijam herbat� i patrz�, jak wiatr ko�ysze p�kami na drzewach. Biedny Marcus ze swoimi alergiami! Mimo �e jeste�my bli�niakami - urodzi� si� pi�� minut przede mn� - zawsze my�la�em o nim jako o moim m�odszym bracie, kt�ry potrzebuje opieki i ciep�a. Nasza gosposia, Vetch, jest walcowatym modelem 905. ��da, �eby zwraca� si� do niej "panno Vetch" - tytu� ten ca�kowicie si� k��ci z bezp�ciowo�ci� android�w. Kiedy dzi� rano zszed�em ze strychu, na kt�rym �pi�, Vetch zauwa�y�a - zauwa�y�o - m�j egzemplarz "O powstawaniu gatunk�w" wystaj�cy z kieszeni p�aszcza. - Jak to mi�o pracowa� dla dobrego, prawego wyznawcy Darwina - powiedzia�a - powiedzia�o - robi�c znak X, kt�ry widzia�em ju� na lotnisku. Pogwizduj�c jak ma�y imbryczek panna Vetch poda�a nam �niadanie. 6 lipca 2059 Pierwszy dzie� letniego semestru. Wyk�ada�em kurs sto pierwszy Wiedzy i Prawdy Wy�szej. Sala jest ciasna i duszna. W pierwszym rz�dzie siedzi wyj�tkowo szczup�y i l�ni�cy model 692 ods�aniaj�c w u�miechu metalowe z�by. Dlaczego wydaje mi si�, �e to kobieta? Jest tak samo pozbawiona p�ci jak nasza gosposia. Nazywa si� panna Blandina. Przerobili�my troch� Euklidesa, zahaczyli�my o topologi�. Wszystko sz�o g�adko. Zosta�em zasypany inteligentnymi pytaniami, szczeg�lnie przez pann� Blandin�. Te maszyny szybko si� ucz�. Trzeba im to przyzna�. 7 lipca 2059 Bez problemu prze�kn�li pierwsze i drugie prawo termodynamiki. Przechodzimy do trzeciego! Marcus m�wi, �e to naj�atwiejsza misja, jak� mieli�my. Zgadzam si� z nim. Za ka�dym razem, kiedy panna Blandina si� u�miecha, ciep�y dreszcz przechodzi mi po plecach. 9 lipca 2059 Ka�dy na tym uniwersytecie wydaje si� by� wybitnym specjalist� w dziedzinie rozmna�ania. Mamy tu profesora od hybrydyzacji, profesora od mutacji, katedr� embriologii... dziwne. B�g jeden wie, czego oni tu uczyli przed naszym przyjazdem. Kiedy wyszli studenci Prawdy Wy�szej - w�a�nie wy�o�y�em im rozumowe podstawy teorii wzgl�dno�ci - spyta�em pann� Blandin�, czy ma jeszcze tego dnia jakie� wyk�ady. - Religi� por�wnawcz� - powiedzia�a. - A jakie religie por�wnujecie? - Agassizm i lamarkizm - brzmia�a odpowied�. - Obydwie r�wnie blu�niercze - doda�a. - Nie nazwa�bym ich religiami. Dotkn�a plastykow� d�oni� mojego policzka i zamruga�a rz�sami z w��kna szklanego. - Przyjd� w niedziel� do ko�cio�a. 10 lipca 2059 - Jak powstali�cie? - spyta�em student�w na zaj�ciach z Prawdy Wy�szej. Zapad�a kompletna cisza. - Pytam powa�nie - kontynuowa�em. - Sk�d pochodzicie? Kto was stworzy�? - Nikt nas nie stworzy� - powiedzia�a panna Blandina. - Wyewoluowali�my. - Wyewoluowali�cie? - spyta�em. - Powstali�my na drodze ewolucji! - podkre�li� model 106, kt�rego imienia jeszcze si� nie nauczy�em. - Ale jak powstali�cie? - Od naszych przodk�w - odpowiedzia� pan Valentinus. - Sk�d to wiecie? - Z testament�w - powiedzia�a panna Blandina. - Ze Starego Testamentu? Czy z Nowego? - Z Pierwszego Testamentu proroka Darwina - stwierdzi� pan Heracleon - "O powstawaniu gatunk�w drog� naturalnego doboru, czyli o utrzymywaniu si� doskonalszych ras istot organicznych w walce o byt". - I z Drugiego Testamentu - doda�a panna Basilides. - "O pochodzeniu cz�owieka". - Lecz dob�r naturalny jest to si�a nieustannie gotowa do dzia�ania - panna Blandina zacytowa�a z zapa�em - "O pochodzeniu", rozdzia� 3, paragraf 1, akapit 2, wers 9. - Takie rozumowanie wyja�nia ca�kowicie, dlaczego ludzie i inne kr�gowce wykazuj� jednolito�� typu w budowie cia�a - w��czy� si� pan Callistus. "O pochodzeniu", rozdzia� 1, paragraf 5, akapit 2, wers 9. - Zrobi� znajomy gest X. Oniemia�y z zak�opotania po�wi�ci�em reszt� zaj�� na wyja�nianie elektrodynamiki kwantowej. 11 lipca 2059 Obiad. Jak na kogo�, kto nie ma �o��dka, panna Vetch wie ca�kiem sporo o jedzeniu. Jej krewetki pieszcz� ka�d� brodawk� smakow�, jakby to by�a najwa�niejsza strefa erogenna. Dyskutowali�my z Marcusem o sprawie proroka Darwina. - Piers, bracie - powiedzia� Marcus. - Na jutrzejszym zebraniu musimy wzi�� to krowie �ajno za rogi. M�j brat jest niefortunnym po��czeniem delikatnego cia�a i niewyparzonego j�zyka. Zanim nie opanowali�my sztuki negocjacji, podw�rkowi si�acze za�atwiali mu cz�ste wizyty w gabinecie lekarskim. Mimo podobnych gen�w nie mam delikatnych ko�ci Marcusa i prze�y�em ch�opi�ce lata bez uszczerbku. Co prawda, mog�em w og�le nie w��cza� si� w te konflikty. Jednak ch�tnie podejmowa�em walk�, pewnie dlatego, �e to, co Marcus m�wi�, by�o zawsze prawdziwe. 12 lipca 2059 Zebranie zacz�o si� p�no, a nasza sprawa by�a ostatnim punktem porz�dku dziennego, wi�c kiedy Marcus zacz�� m�wi�, wszyscy byli ju� dosy� rozdra�nieni. - Jest pewien problem - zacz�� m�j brat. - Znaczna cz�� student�w wydaje si� wierzy�, �e powstali�cie w wyniku procesu, kt�ry Darwin nazywa doborem naturalnym. Profesor Hippolytus, jeden z embriolog�w, nape�ni� swoj� fajk� magnezem. - Czy�by� w�tpi� w s�owa Darwina? - spyta� i podni�s� wysoko brwi. - Darwin nie mia� na my�li robot�w - powiedzia� Marcus tonem, jakiego u�ywa dziewi�cioletnia dziewczynka zwracaj�c si� do niezno�nego m�odszego brata. - On pisa� o istotach �ywych - doda� z pob�a�liwym u�miechem. - Objawiona prawda to rzadki i cenny dar - powiedzia� dr Polycarp - mamy szcz�cie, �e testamenty zosta�y nam przekazane. U�miech znikn�� z twarzy Marcusa. - Prawda jest taka, doktorze, �e wy nie powstali�cie w drodze ewolucji. - Ale� oczywi�cie, �e powstali�my - odpar� dr Ignatius, ekspert w dziedzinie hybrydyzmu. - Tak jest napisane w "O powstawaniu". - I w "O pochodzeniu" - profesor Hippolytus wypu�ci� w stron� sufitu bia�y p�omie� magnezu. - Powstali�cie w spos�b nienaturalny - powiedzia�em. - Zostali�cie stworzeni na Uniwersytecie Harvardzkim przez grup� socjobiolog�w. Ka�dy z was jest oddzielnym, niezmienialnym produktem. - Dob�r naturalny mo�e przekszta�ci� budow� m�odych odpowiednio do rodzic�w i budow� rodzic�w odpowiednio do m�odych - zacytowa� profesor Hippolytus. - "O powstawaniu", rozdzia� 4, paragraf 1, akapit 11, wers 1. - No w�a�nie! - wykrzykn�� Marcus zrywaj�c si� na r�wne nogi. - Widzicie o co mi chodzi? Wy nie mo�ecie mie� dzieci. Prawa doboru naturalnego was nie dotycz�. - Boski plan jest nieodgadniony - stwierdzi� Dean Tertullian. - Musimy by� cierpliwi. - Nie bra�em nigdy prysznica z �adnym z was - u�miechni�ty Marcus przygotowywa� si� do ostatecznego ataku. - Ale mog� si� za�o�y�, �e wasza budowa nie jest przystosowana do rozmna�ania si�. No... Czy... Mam racj�? - Ewolucja wymaga czasu - stwierdzi� profesor Hippolytus. - Du�o czasu. Powoli przystosujemy si�. - To nadejdzie - powiedzia� dr Ignatius. - Tak jest napisane, przeczytaj s�owa Darwina. Zwierz�ta s� rozdzielnop�ciowe - zacytowa�. - Tak wi�c organy rozrodcze samc�w i samic musz� si� r�ni�. "O pochodzeniu", rozdzia� 8, paragraf 1, akapit 1, wers 1. - Ale p�ki dotego czasu zatrzymajcie swoj� teori� o naszym powstaniu z daleka od naszych sal wyk�adowych - doda� dr Polycarp. - To szalona teoria - powiedzia� dziekan Tertullian. - Niemoralna - podkre�li� dr Ignatius. - I niezgodna z prawem - doko�czy� profesor Hippolytus. P�omie� unosz�cy si� z jego fajki zmieni� kolor na ��ty. - Wed�ug Prawa publicznego, tom 37, przepis numer 31428, uwa�a si� za przest�pstwo wyk�adanie jakiejkolwiek teorii o pochodzeniu android�w sprzecznej z pogl�dami przedstawionymi w dziele Darwina "O powstawaniu gatunk�w". - Przest�pstwo? - spyta�em otwieraj�c szeroko oczy ze zdziwienia. - Jakie przest�pstwo? - Powa�ne przest�pstwo - stwierdzi� dr Ignatius. - Zamykam zebranie - og�osi� dr Polycarp. 13 lipca 2059 Niedziela. Nie ma wyk�ad�w. Leje jak z cebra, albo nawet jak z dw�ch cebr�w. Postanowili�my pos�ucha� panny Blandiny i uda� si� do ko�cio�a. Szli�my alej� imienia Gregora Mendla, gdy Marcus nagle z�apa� mnie za r�kaw i wci�gn�� do budynku poczty. Wyj�� z kieszeni kopert� i nada� j� do Instytutu Heurystyki. Spojrza�em na adres. - Czego chcesz od Arcybiskupa Clementa? Marcus nie odpowiedzia�. - Mam nadziej�, �e nie b�dziesz �ama� prawa - powiedzia�em. - Przepis Prawa publicznego, tom... czy jak to tam by�o. - Opiekuj� si� bratem i wi�zienie to jedno z miejsc, od kt�rych chcia�bym go trzyma� z daleka. - Czy jako misjonarze nauki nie powinni�my zast�powa� ignorancji wiedz�, Piers? - spyta� Marcus. - Przest�pstwo - odpowiedzia�em. - Powa�ne przest�pstwo, pami�tasz? U�miechaj�c si� wyszed� na ponur� ulic�. Zawsze wierzy�em, �e m�j odwa�ny i prostolinijny brat daleko zajdzie, ale teraz nie by�em ju� taki pewien, czy idzie w dobrym kierunku. Kilkuset wiernych wype�ni�o ko�ci�, niekt�rzy stali nawet pod stalowymi �cianami. W pierwszym rz�dzie siedzia�a panna Blandina, �wie�a i b�yszcz�ca. Emanowa�a z niej taka joie de vivre, o jak� nie pos�dzi�bym �adnej maszyny. O�tarz by� replik� HMS "Beagle", a wn�ki w prezbiterium zawiera�y marmurowe pos�gi Alfreda Wallace'a, Charlesa Lyella, Herberta Spencera, J.D. Hookera, T.H. Huxleya i, oczywi�cie, Darwina, najwy�szego proroka. Pastor, model 415, kt�rego g�os dochodzi� do nas jak ze studni, przeczyta� czytanie z "Podr�y na okr�cie Beagle", potem podni�s� swoj� wielk� g�ow� i zawo�a�: - Organizmy jednokom�rkowe da�y pocz�tek... - Organizmom wielokom�rkowym! - odkrzykn�li wierni. - A organizmy wielokom�rkowe da�y pocz�tek... - kontynuowa� pastor. - Robakom! - odpowiedzieli wierni. - A robaki da�y pocz�tek... - Rybom! - A ryby da�y pocz�tek... - Gadom i p�azom! - A gady i p�azy da�y pocz�tek... - Ptakom lataj�cym i zwierz�tom l�dowym! - A zwierz�ta l�dowe da�y pocz�tek... - Ludziom! - A ludzie dali pocz�tek... - Androidom! �awka za mn� skrzypn�a. - Marcus, co by�o w tym li�cie? - spyta�em, pochylaj�c si� w jego stron�. - Dowiesz si�. - Wp�dzasz nas w k�opoty - stwierdzi�em. 14 lipca 2059 Pada i pada. Mog�oby ju� przesta�. Po �niadaniu - panna Vetch umie sprawi�, �e jajka z serem smakuj� wspaniale - pojawi� si� kompletnie przemoczony urz�dnik poczty i przyni�s� drewnian� skrzynk� wielko�ci ma�ej szafki. Ku zbiorowemu przera�eniu panny Vetch i urz�dnika Marcus wyrwa� ostatni� stron� z naszego egzemplarza "O powstawaniu", napisa� na niej co� i przyczepi� j� do skrzynki, kt�r� kaza� dostarczy� do mieszkania dr. Polycarpa. - Co jest w tej skrzynce? - zapyta�em nie licz�c na konkretn� odpowied�. - Antidotum na z�udzenia, Piers. 16 lipca 2059 Zebranie. Skrzynka Marcusa by�a pierwszym punktem porz�dku dziennego. - Starannie przestudiowali�my te dowody - zwr�ci� si� dr Polycarp do mojego brata. - Bardzo starannie - podkre�li� dr Ignatius. Dr Polycarp si�gn�� do klatki, kt�ra sta�a na �rodku sto�u, jakby zawiera�a jakie� bezcenne znaleziska archeologiczne - mo�e klejnoty albo egipsk� urn�. Jednak wyj�� tylko odbitki jakiej� dokumentacji i kilka hologram�w. - Zgromadzono tu nieodparte dowody teorii nienaturalnego powstania android�w - powiedzia� profesor Hippolytus. - Absolutnie nieodparte dowody - doda� dr Ignatius. Marcus u�miechn�� si� jak Wolter na pomniku d�uta Houdona. - Jednak - powiedzia� dr Polycarp. - S� one niewystarczaj�ce. Wolter spojrza� gro�nie. - Na przyk�ad - t�umaczy� Dean Tertullian. - O ile te hologramy mog�yby rzeczywi�cie s�u�y� na poparcie pa�skiej teorii, wszystkie argumenty przemawiaj� za tym, �e linia monta�owa android�w, kt�r� przedstawiaj�, powsta�a w drodze doboru naturalnego. Wolter j�kn��. - Jest tu dokumentacja dotycz�ca modelu 517, modelu 411 i modelu 973 - zauwa�y� profesor Hippolytus - ale nie znalaz�em nic na temat modelu 604 i 729. Tak si� sk�ada, �e ja jestem modelem 729. - Poklepa� si� po klatce piersiowej, wydaj�c przy tym pusty, metaliczny d�wi�k. - Kr�tko m�wi�c - stwierdzi� dr Ignatius. - W tej dokumentacji s� powa�ne luki. - Znacz�ce luki - dorzuci� Dean Tertullian. - Istotne luki - doda� dr Polycarp. - Wnioski s� oczywiste - podsumowa� profesor Hippolytus. - Teoria Darwina jest znacznie bardziej przekonuj�ca ni� teoria nienaturalnego powstania. Doceniamy jednak pa�sk� prac� - dr Polycarp po�o�y� swoj� metalow� d�o� robota na ramieniu mojego brata. - Mo�e pan �mia�o wystawi� rachunek i zwr�cimy koszty przesy�ki. Marcus wygl�da� jakby co� du�ego i ostrego stan�o mu w gardle. - Nie rozumiem was - wyszepta�. Na twarzy dr. Polycarpa pojawi� si� radosny u�miech. K�ciki jego ust lekko zaskrzypia�y. - Kiedy czytam prace Darwina - powiedzia� - jestem wdzi�czny Bogu za cud, dzi�ki kt�remu istniej�. "O powstawaniu" uczy, �e �ycie jest braterstwem gatunk�w, po��czonych genetycznie. Wy, misjonarze nauki, chcecie nas pozbawi� tego �wi�tego dziedzictwa. - Z nieukrywan� pogard� profesor Hippolytus wrzuci� dokumentacj� dotycz�c� modelu 346 z powrotem do skrzynki. - Wed�ug was powstali�my na zam�wienie Uniwersytetu Harvardzkiego, wymy�leni przez grup� socjobiolog�w do jakich� im tylko znanych cel�w. - Kiedy si� tego s�ucha - stwierdzi� dziekan Tertullian - ma si� wra�enie, jakby ca�a warto�� i celowo�� opada�a z naszych dusz, jak niepotrzebny, suchy, chitynowy pancerz z owada. - Nie, nie, mylisz si� - powiedzia� Marcus. - By� dzieckiem Harvardu, to pow�d do dumy. - Mamy dzi� jeszcze wiele spraw do om�wienia - zako�czy� dyskusj� profesor Hippolytus, dmuchaj�c w swoj� pust� fajk�. Mojemu bratu nie uda�o si� wtr�ci� �adnej z�o�liwej uwagi. - Punkt drugi - dr Polycarp postawi� krzy�yk na swoim planie. - Unowocze�nienie uniwersyteckiego salonu masa�u. 17 lipca 2059 Na �rodku naszego salonu stoi skrzynka. Przybi�em jej wieko tak, jakbym zamyka� trumn�. U�ywamy jej jako stolika. Marcus bez przerwy rozmy�la. Zamiast rozmawia� ze mn� cytuje Herberta Spencera: Nie ma wi�kszej zdrady ni� strach przed prawd� cho�by najgorsz�. 18 lipca 2059 Nienawidz� tej planety. 21 lipca 2059 Schodz�c na �niadanie zauwa�y�em, �e kto� otworzy� wieko skrzynki. Wi�kszo�� dokumentacji i hologram�w znikn�a. Po po�udniu wyk�ada�em prawo ci��enia, ale moje my�li kr��y�y wok�... sali 329, gdzie by� Marcus. Co si� tam mog�o dzia�? M�j niepok�j r�s� z ka�d� up�ywaj�c� sekund�. Studenci - nawet panna Blandina - spogl�dali na mnie wrogo, prawie drapie�nie, jak koty skradaj�ce si� do go��bnika. By�o ju� dobrze po p�nocy, kiedy pojawi� si� Marcus. Jego twarz wykrzywia� dziwny u�miech. Przyciska� do siebie dokumentacj� dotycz�c� nienaturalnego powstania android�w. Wida� by�o, �e du�o wypi�. - Uda�o mi si� do nich dotrze�! - powiedzia� z trudem wymawiaj�c s�owa. Ostro�nie w�o�y� papiery do skrzynki. - S�uchali mnie! Zadawali pytania! Zrozumieli! Piers, racjonalne my�lenie jest cudown� rzecz�! 22 lipca 2059 Kiedy pisz�, moje spocone palce przyklejaj� si� do klawiatury komputera. Zjawili si� o �wicie. Oko�o trzydziestu android�w w czarnych strojach i sk�rzanych maskach. Wywlekli Marcusa z ��ka. Kopi�c zaci�gn�li go do sadu. B�aga�em, �eby wzi�li mnie zamiast niego. Mieli grub� lin�. Drzewo, do kt�rego go przywi�zali, wygl�da�o jak szpony gigantycznego s�pa. Panna Vetch pola�a dr��ce cia�o benzyn�. Kto� rzuci� p�on�c� zapa�k�. Zakapturzony android z pust� fajk� w ustach zrobi� znany mi gest X i przeczyta� g�o�no Akt Prawa Publicznego, z tomu 37, przepis 31428. Marcus zacz�� krzycze� co� o hologramach i dokumentacji. P�omienie si�ga�y coraz wy�ej. Krzyki Marcusa sprawia�y mi fizyczny b�l. Zacz��em si� przedziera� przez ob�oki ciemnego, �mierdz�cego dymu. S�ycha� by�o jakby kto� rozgniata� owoce wojskowymi butami. To sk�ra p�ka�a pod wp�ywem gor�ca. Po godzinie pozosta�o ju� niewiele - troch� w�gli, kt�re nigdy nie zostan� Arcybiskupem Geofizyki. Trudno by�oby je nawet pochowa�. 30 lipca 2059 Naturalnym stanem wszech�wiata jest ciemno��. 3 sierpnia 2059 Wszed�em do klasy sp�niony o kilka minut, machaj�c teczk�. Zgromadzeni studenci siedzieli cicho, pe�ni szacunku. Pan Valentinus pochyli� si� w moim kierunku. Pan Callistus wygl�da� na zaciekawionego. Panna Basilides wydawa�a si� spragniona wiedzy. Je�eli jest co�, co naprawd� lubi� robi� - to uczy�. Otworzy�em teczk� i wysypa�em jej zawarto�� na biurko. Moje przekrwione oczy szuka�y panny Blandiny. Wymienili�my u�miechy. - Dzi� - powiedzia�em - chc� wam przedstawi� pewn� dokumentacj�... Prze�o�y�a Anna Koszur JAMES MORROW Po raz pierwszy przedstawiali�my tego ameryka�skiego autora �redniego pokolenia w "Nowej Fantastyce" nr 3/92 opowiadaniem "Abe Lincoln u McDonalda". Tym razem drukujemy zupe�nie inny - w stylu starej fantastyki - utw�r ze zbiorku autorskiego wydanego przez Pulphouse Publishing w 1990 roku, a pierwotnie wydrukowany w magazynie "Fantasy and Science Fiction" w maju 1987 roku. (DM)