1424
Szczegóły |
Tytuł |
1424 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1424 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1424 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1424 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tytu� orygina�u
To the Stars. Starworld
Rozdzia� 1
Redaktor
Jacek Foromariski
Opracowanie graficzne: Maria Dylis Ilustracja: Rados�aw Dylis
PRINTED IN GREAT BRITAIN
Wydanie I
Harry Harrison 1987 Copyright for the Polish edition
by PHANTOM PRESS INTERNATIONAL GDA�SK 1991
ISBN 8385276742
GWIEZDNY DOM
Rozdzia� 1
Stary, po�atany frachtowiec przeci�� orbit� Marsa i lecia� dalej, wykorzystuj�c jedynie tradycyjny nap�d silnik�w atomowych. Kierowa� si� w stron� Ziemi lub raczej w stron� miejsca, w kt�rym Ziemia znajdzie si� za kilka godzin. Wszystkie urz�dzenia elektroniczne statku by�y b�d� wy��czone, b�d� pracowa�y na minimalnych obrotach pe�n� moc pobiera�y jedynie ekrany ochronne. Wraz ze zbli�aniem si� ku Ziemi, z ka�d� sekund� ros�o ryzyko wykrycia. I natychmiastowego zniszczenia.
A wi�c przynosimy im w ko�cu wojn� powiedzia� oficer polityczny.
Przed rewolucj� by� profesorem ekonomii niewielkiego uniwersytetu na jednej z odleg�ych planet. Wojna pozmienia�a wszystko.
Nie musi mnie pan o tym przekonywa� odpar� Blakeney. By�em w komitecie, kt�ry opracowa� ten atak. I m�wi�c szczerze, wcale nie jestem tym pomys�em zachwycony.
Wcale nie pr�buj� pana przekonywa�, po prostu sama my�l o tym sprawia mi przyjemno��. Mia�em rodzin� na Teorancie...
Ale ju� jej pan nie ma przerwa� szybko Blakeney. Ca�a planeta zosta�a zniszczona. Radzi�bym, by jak najszybciej pan o nich zapomnia�.
Nie. Chc� o nich pami�ta�. I wierz�, �e atak ten przeprowadzamy tak�e i po to, by uczci� pami�� tych ludzi. Tych i milion�w innych, zniewolonych lub
pomordowanych. Nareszcie odwa�yli�my si� walczy�. Jestem z tego dumny.
Wci�� niepokoi mnie oprogramowanie komputera.
Zupe�nie niepotrzebnie. Pojedyncza bomba zrzucona zostanie na Australie. W jaki spos�b mo�e pan nie trafi� w tak du�y cel?
Mog� to panu dok�adnie wyja�ni�. Po od��czeniu statku zwiadowczego rozpocznie on przy�pieszenie od pr�dko�ci podstawowej, kt�r� w tej chwili osi�gamy. Komputer nie b�dzie m�g� pope�ni� �adnego b��du w trajektorii lotu, poniewa� nie b�dzie czasu na �adne korekty. Czy zdaje pan sobie spraw�, jak ogromna b�dzie pr�dko�� ko�cowa? si�gn�� po kalkulator i nacisn�� kilka przycisk�w.
Dow�dca niecierpliwym ruchem uni�s� r�k�.
Wystarczy. Nie mam w tej chwili g�owy do matematyki. Wiem jedynie, i� nasi najlepsi specjali�ci zmodyfikowali statek zwiadowczy do tego jednego zadania. W �rodku jest jaki� wirus, kt�ry ma zniszczy� wszystkie zasoby �ywno�ci. Sam pan przecie� opracowa� program lotu, lokalizacji celu i rzucenia bomby.
Tak, zawieraj� one jednak zbyt wiele zmiennych. Zejd� na d� i przeprowadz� jeszcze jeden test.
Prosz� bardzo. Lecz niech pan nie zapomni, �e pozosta�o ju� tylko kilka godzin. Gdy znajdziemy si� w zasi�gu sieci ich radar�w, natychmiast wysy�amy statek i zmykamy, nie ogl�daj�c si� za siebie.
To nie zajmie du�o czasu zapewni� Blakeney.
Odwr�ci� si� i opu�ci� mostek.
"To wszystko jest jedn� wielk� improwizacj�" rozmy�la� ponuro, id�c w d� pustymi korytarzami statku.
Nieuzbrojony frachtowiec atakuj�cy samo serce Federacji! Lecz sam plan by� na tyle zwariowany, �e mo�e si� powie��. Od momentu przeci�cia orbity Marsa wci�� nabierali pr�dko�ci. By� mo�e uda im si� przemkn�� tu� obok Ziemi, zanim zaskoczona obrona b�dzie w stanie wykona� przeciwuderzenie, i wystrzeli� bez przeszk�d niewielki statek zwiadowczy, nad kt�rym kontrol� przejmie komputer.
I to w�a�nie martwi�o go najbardziej. Obwody wi�kszo�ci komputer�w by�y prototypowe i niesprawdzone. Je�eli zawiod�, nie powiedzie si� ca�a misja. Przeprowadzenie jeszcze jednej serii test�w by�o spraw� zwyk�ego rozs�dku.
Male�ki zwiadowca, mniejszy nawet ni� zwyk�y pojazd ratunkowy, tkwi� przymocowany do pod�ogi zewn�trznego luku stalowymi klamrami wyposa�onymi w wybuchowe sworznie. Tuba ��cznikowa, dzi�ki kt�rej powietrze z frachtowca przedostawa�o si� do wn�trza zwiadowcy, wci�� tkwi�a na swoim miejscu. Blakeney przeczo�ga� si� przez ni�, wszed� do wn�trza kabiny i zmarszczy� czo�o, spogl�daj�c na umieszczon� na jednej ze �cian pl�tanin� kabli i urz�dze� kontrolnych. Odwr�ci� si� w stron� ekranu, wcisn�� kilka przycisk�w na pulpicie komputera i rozpocz�� ostatni� seri� kontrolnych test�w.
Nagle na mostku zabrzmia� sygna� alarmowy i paru cz�onk�w za�ogi podesz�o, by spojrze� na ekran. Oficer polityczny zbli�y� si� tak�e i stan�� tu� obok pe�ni�cego wacht� operatora.
Co to za sygna�? zapyta�.
Weszli�my w�a�nie w zasi�g ich detektor�w.
Wi�c wiedz� ju�, �e tu jeste�my?
Niekoniecznie. Wci�� jeszcze znajdujemy si� w p�aszczy�nie ekliptyki...
A to oznacza..
�e jeste�my jeszcze zbyt daleko, by mogli wykry� jakiekolwiek �lady promieniowania z naszego statku.
Na razie jeste�my dla nich jeszcze jednym kawa�kiem kosmicznego �miecia. Na razie. System wykrywania zosta� ju� jednak zaalarmowany i za chwil� skieruj� na nas wszystko, co tylko maj�. Lasery, radary i tym podobne rzeczy. Zreszt� wkr�tce si� tego dowiemy. Monitorujemy ich wszystkie sygna�y. Gdy powr�cimy, wszystko b�dzie pi�knie nagrane. Po uwa�nym przeanalizowaniu dowiemy si� sporo o uk�adach, w jakich pracuj�.
"Gdy pomy�la� ponuro oficer polityczny a nie: je�eli". Jak na razie morale za�ogi by�o bez zarzutu. Lecz to dopiero po�owa misji. Pozosta�a jeszcze ta druga po�owa ta najwa�niejsza. Zerkn�� na zegar i po��czy� si� ze statkiem zwiadowczym.
Wkraczamy w stref� czerwon�. Do od��czenia statku pozosta�o mniej ni� p� godziny. Co u pana?
Za chwil� ko�cz� i zaraz do was do��cz�.
Dobrze. Chcia�bym...
Zlokalizowa� nas radar pulsacyjny! wykrzykn�� operator. Teraz wiedz� ju�, �e si� zbli�amy. Tu� obok jego �okcia zap�on�� nagle ekran pomocniczy, na kt�rym pojawia� si� zacz�y rz�dy cyfr. Operator wskaza� na nie palcem. Wszystkie ekrany ochronne zosta�y wystrzelone, tak wi�c na ich ekranach zamiast jednego, pojawi si� kilkana�cie niezidentyfikowanych punkt�w, poruszaj�cych si� w r�nych kierunkach i z r�nymi pr�dko�ciami.
Nie b�d� wi�c wiedzieli, kt�ry z tych punkt�w jest prawdziwym statkiem?
W tej chwili nie, lecz ju� wkr�tce zaczn� analizowa� wypadkowe wszystkich kurs�w, zar�wno do przodu jak i do ty�u w czasie i zlokalizuj� ten prawdziwy. Jednak zanim ich komputery uporaj� si� z tym problemem, nasze zainicjuj� ju� kolejne programy dezorientuj�ce. Zreszt� ca�kiem niez�e, opracowane przez najlepszych fizyk�w i komptech�w.
Rozumowanie to nie trafia�o jednak do przekonania oficerowi politycznemu. Nie podoba�a mu si� my�l, i� jego �ycie zale�y od zaprogramowanych przez nieznanych mu ludzi komputer�w, bawi�cych si� w kotka i myszk� z komputerami wroga. Zamiast tego wyjrza� na zewn�trz, spogl�daj�c na male�kie iskierki gwiazd i powi�kszaj�cy si� dysk Ziemi. Spr�bowa� wyobrazi� sobie, jak tu� obok nich przemykaj� niewidzialne promienie �wiat�a i fale radiowe. By�o to oczywi�cie niemo�liwe. Musia� jedynie na wiar� przyj��, i� rzeczywi�cie tam s� i walcz� zamiast niego z wrogiem.
Ludzie dawno ju� przestali toczy� bitwy w kosmosie. Zast�pi�y ich komputery. Za�ogi by�y jedynie uwi�zionymi w kruchych kad�ubach obserwatorami. Sta� nieruchomo, nie�wiadomy, i� coraz mocniej zaciska za�o�one za plecy d�onie.
Nagle wyczu� raczej ni� us�ysza� seri� niewielkich, g�uchych wstrz�s�w, po kt�rych nast�pi�a s�yszalna ju� wyra�nie eksplozja.
Trafili nas! wykrzykn�� w przyp�ywie paniki.
Jeszcze nie odpar� operator, nie odrywaj�c wzroku od ekranu. Wystrzelili�my jedynie pozosta�e ekrany, a po nich statek zwiadowczy. Nasza misja jest ju� zako�czona, lecz musimy si� jeszcze st�d wyrwa�. Stos wy��czony, obwody nap�du przestrzennego zregenerowane w pe�ni. Za chwil� b�dziemy w drodze.
Oczy oficera politycznego otworzy�y si� szeroko, gdy jego m�zg przeszy�o nagle straszliwe podejrzenie. Rozejrza� si� szybko dooko�a.
Gdzie jest Blakeney? wykrzykn��, lecz �aden ze zgromadzonych na mostku ludzi nawet go nie us�ysza�.
W napi�tym milczeniu odliczali sekundy, dziel�ce ich od pocisk�w, kt�re z pewno�ci� zosta�y ju� wystrzelone w ich stron�.
Oficer jednak nie my�la� w tej chwili o rakietach. Wiedzia� ju�, gdzie by� Blakeney.
Mia� wiec racj�, zupe�n� racj�! I oni nazywali siebie komptechami. Nie potrafiliby nawet napisa� programu, kt�ry wygra�by w bierki. Por�wnawcza orientacja przestrzenna najwidoczniej przekracza�a ich mo�liwo�ci.
Z satysfakcj� obserwowa� elektroniczny pisak, kre�l�cy na ekranie obraz przesuwaj�cej si� w dole Ziemi. Nagle zmartwia�, gdy dostrzeg� przesuwaj�cy si� majestatycznie tu� nad Europ� front burzowy. Wy��czy� automat zawiaduj�cy ruchami pisaka i dotkn�� palcem ekranu w miejscu, na kt�rym widzia� jedyny wolny w tej chwili od g�stej pokrywy chmur wycinek Australii. Gdy �wiec�ca ko�c�wka pisaka przesun�a si� na wskazane przez niego miejsce, wcisn�� klawisz z napisem IDENTYFIKACJA POZYTYWNA i cofn�� palec.
W sekund� p�niej jednostajny do tej pory �piew silnik�w zmieni� si�, gdy niewielki stateczek zmieni� kurs. Dobrze. Wy�wietli� na ekranie kolejny etap programu i odblokowa� prze��cznik, umo�liwiaj�cy mu w razie jakichkolwiek k�opot�w r�czne odstrzelenie pojemnika.
Na szcz�cie nie by�o �adnych. W chwili, gdy na ekranie pojawi�a si� cyfra zero, komputer uaktywni� mechanizm detonuj�cy, wyrzucaj�c ceramiczny pojemnik ku powierzchni Ziemi. Siedz�cy w kabinie oddalaj�cego si� �agodnym �ukiem stateczku, Blakeney
u�miechn�� si� w duchu, wiedz�c, co si� za chwil� wydarzy: pojemnik by� jedyn� rzecz�, kt�ra zosta�a zaprojektowana naprawd� dobrze. Wraz z opadaniem w coraz g�stsze warstwy atmosfery, pojemnik, zawieraj�cy umieszczone w kriogenicznych kapsu�ach zamro�one wirusy, zacznie si� rozgrzewa�, wytracaj�c przy tym szybko��. Odpadnie pow�oka ceramiczna, ods�aniaj�c tkwi�cy wewn�trz manometr.
Dok�adnie na wysoko�ci dziesi�ciu tysi�cy siedemset sze��dziesi�ciu dziewi�ciu metr�w eksploduje �adunek wybuchowy, uwalniaj�c zawarte w kapsu�ach wirusy.
Wiatry roznios� je po ca�ej Australii, zanios� by� mo�e nawet do Nowej Zelandii zmodyfikowane genetycznie, mikroskopijne szkodniki, kt�re zaatakuj� i zniszcz� wszelkie pozosta�e jeszcze na Ziemi zbiory p�od�w rolnych.
Blakeney u�miecha� si� jeszcze, gdy uderzy� pocisk.
Poniewa� rakieta wyposa�ona by�a w g�owic� j�drow�, ludzie na powierzchni Ziemi odnie�li wra�enie, i� przez moment nad horyzontem rozb�ys�o drugie s�o�ce.
Rozdzia� 2
Odrzutowiec TWA wystartowa� z Nowego Jorku par� godzin po zmroku. Natychmiast po osi�gni�ciu wyznaczonego mu korytarza powietrznego zwi�kszy� szybko�� do nadd�wi�kowej i z rykiem silnik�w pomkn�� na wsch�d. Gdy przelatywali nad Kansas, lec�cy z pr�dko�ci� 2,5 Macha odrzutowiec napotka� na pierwsze promienie zachodz�cego s�o�ca. A gdy obni�yli pu�ap lotu nad Arizon�, s�o�ce sta�o jeszcze wysoko nad horyzontem, i pasa�erowie, kt�rzy ogl�dali jeden zach�d s�o�ca w Nowym Jorku, byli teraz �wiadkami kolejnego, tym razem jednak o wiele bardziej malowniczego nad pustyni� Mojave.
ThurgoodSmythe skrzywi� si� i przyciemni� okno. Musia� przejrze� notatki ze zwo�anej w po�piechu w gmachu Narod�w Zjednoczonych konferencji i nie mia� g�owy, by podziwia� subtelne pi�kno zachodu s�o�ca. Na jego kolanach le�a�a otwarta dyplomatka z tkwi�cym wewn�trz ekranem monitora. W�drowa�y teraz po nim cyfry, nazwiska i daty. Nieruchomia�y jedynie wtedy, gdy m�czyzna dotyka� klawiatury niewielkiego komputera, koryguj�c b��d zapisu. Robi� to jednak zupe�nie automatycznie, my�lami b��dz�c wok� tego, co wydawa�o si� nieprawdopodobne, a jednak si� wydarzy�o.
L�dowaniu towarzyszy�o niewielkie szarpni�cie. ThurgoodSmythe zamkn�� dyplomatk�, naci�ni�ciem guzika rozja�ni� przyciemnione okno i spojrza� na zewn�trz, na bia�e wie�e centrum kosmicznego, sk�panego w tej chwili w krwawych rozb�yskach zachodz�cego s�o�ca. By� pierwszym pasa�erem, kt�ry wysiad� z samolotu.
Na zewn�trz czeka�o ju� dwu umundurowanych stra�nik�w. Na ich spr�ysty salut skin�� jedynie niedbale g�ow�. Nie pad�o ani jedno s�owo, czy to powitania, czy te� z pro�b� o identyfikacj�. Stra�nicy wiedzieli, kim by�; wiedzieli tak�e, i� ten nadprogramowy lot odby� si� jedynie po to, by przywie�� tego cz�owieka tutaj. Haczykowaty nos i ostre rysy twarzy ThurgoodSmythe'a wystarczaj�co cz�sto pojawia�y si� w �rodkach masowego przekazu, by nie zadawa� mu �adnych pyta�. Kr�tko przyci�te, stalowosiwe w�osy oraz wyprostowana sylwetka sprawia�y, i� wygl�da� dok�adnie na tego, kim by� w rzeczywisto�ci na cz�owieka u steru w�adzy.
Gdy wszed� do pokoju, August Blanc sta� zwr�cony twarz� w stron� ogromnego, ca�o�ciennego okna. Jako dyrektor Spaceconcent zajmowa� biuro umieszczone na ostatnim pi�trze najwy�szego budynku administracyjnego. Widok za oknem by� wr�cz ol�niewaj�cy. Majacz�ce na horyzoncie smoli�cie czarne g�ry, obramowane by�y czerwieni� nieba. Wszystkie budynki i statki kosmiczne sk�pane by�y w tym samym, ognistym kolorze kolorze krwi. By� mo�e by� to znak. Dyrektor wzdrygn�� si� na t� my�l. Nonsens. S�ysz�c za plecami znacz�ce chrz�kni�cie, odwr�ci� si� i spojrza� prosto w twarz ThurgoodSmythe'a.
Mam nadziej�, �e mia� pan przyjemny lot powiedzia�, wyci�gaj�c d�o�.
By�a szczup�a i r�wnie delikatna, jak rysy jego twarzy. Chlubi� si� posiadaniem starego, francuskiego tytu�u, niemniej jednak u�ywa� go niezmiernie rzadko. Zreszt� ludzie pokroju ThurgoodSmythe'a nie zawracali sobie takimi rzeczami g�owy. Przybysz skin�� kr�tko g�ow�, wydaj�c si� zniecierpliwiony tymi niepotrzebnymi formalno�ciami.
Niew�tpliwie mia� pan m�cz�cy dzie�. Mo�e wi�c co� na pokrzepienie?
Nie. Dzi�kuj� drogi Augu�cie. Chocia�... poprosz� o szklaneczk� Perrier.
To suche powietrze w samolotach... Nie to, co w naszych liniowcach powiedzia�, podaj�c go�ciowi wysok� szklaneczk�. Sobie nala� koniaku. Nie odwracaj�c g�owy, zupe�nie jakby zawstydzony tym, o co chce zapyta�, przem�wi� w stron� zgromadzonych w barku butelek: Czy rzeczywi�cie jest �le? Tak �le, jak o tym czyta�em?
Nie wiem, co pan s�ysza� odpar� ThurgoodSmythe, poci�gaj�c ze szklaneczki. Ale w zaufaniu mog� panu powiedzie�...
Ten pok�j jest absolutnie bezpieczny.
... �e jest o wiele gorzej, ni� nam si� wydawa�o na pocz�tku. To by�a istna lawina opad� w fotel i pustym wzrokiem zapatrzy� si� w trzyman� w d�oni szklaneczk�. Przegrali�my. Wsz�dzie. Nie mamy ju� kontroli nad �adn� z planet...
To niemo�liwe! w starannie modulowanym do tej pory g�osie Augusta zabrzmia�y nutki niemal zwierz�cej paniki. A nasze bazy? W jaki spos�b mog� zosta� zaj�te?
Nie m�wi� w tej chwili o nich. S� zreszt� niewa�ne. Po�o�one s� na pozbawionych powietrza ksi�ycach o niskiej grawitacji i musz� by� regularnie zaopatrywane. Wi�cej z nimi k�opotu ni� po�ytku. Ewakuujemy je wszystkie.
Nie mo�ecie tego zrobi�! S� nasz� g��wn� lini� obrony przed...
U�ywaj�c klasycznego por�wnania: s� nasz� pi�t� Achillesow� tym razem w g�osie ThurgoodSmythe'a nie by�o ani �ladu ciep�a. Potrzebujemy transportu i potrzebujemy ludzi. Tutaj jest rozkaz. Od tej chwili jest pan odpowiedzialny za sprawny przerzut sieci� Fascolo wyj�� z dyplomatki dokument i wr�czy� go poblad�emu wyra�nie dyrektorowi. Decyzje zosta�y ju� podj�te.
August Blanc wyci�gn�� dr��c� d�o� i przybli�y� dokument do oczu. ThurgoodSmythe spogl�da� na niego bez s�owa. Ten cz�owiek by� mu potrzebny. Zna� si� na tym, co robi. Tylko dlatego jego g�os, gdy odezwa� si� ponownie, zabrzmia� niemal �agodnie:
Wiem, i� decyzje takie �atwiej jest czasami podj��, ni� si� z nich wywi�za�. Przykro mi, Augu�cie. Rebelianci nie pozostawili nam wyboru. Planety s� ich. Wszystkie. Zaplanowali to doskonale. Wi�kszo�� naszych ludzi zosta�a pojmana lub po prostu nie �yje. Jednak ca�a nasza flota przestrzenna pozosta�a nietkni�ta, chocia� mia�o miejsce par� akt�w sabota�u. To, co w tej chwili robimy, to po prostu strategiczne przegrupowanie si�.
Odwr�t! w g�osie dyrektora brzmia�a wyra�nie gorycz. A wi�c przegrali�my.
Wcale nie. Wci�� mamy jeszcze liniowce, a pomi�dzy nimi jednostki o przeznaczeniu typowo militarnym. Rebelianci posiadaj� jedynie frachtowce, holowniki i jednostki pomocnicze. Wiele z ich planet ju� cierpi g��d. Podczas gdy oni b�d� zmuszeni martwi� si� o prze�ycie, my zreorganizujemy nasze �rodki obrony. Gdy spr�buj� nas zaatakowa�, z pewno�ci� b�dziemy na to dobrze przygotowani. A potem ponownie odzyskamy wszystkie planety. Ostateczny sukces Ziemi nie podlega �adnej dyskusji, cho� by� mo�e jest to sprawa odleg�ej przysz�o�ci.
Co wi�c mam robi�?August Blanc nie wydawa� si� by� przekonany.
Wys�a� to. Jest to specjalny rozkaz S�u�b Bezpiecze�stwa zalecaj�cy natychmiastow� zmian� kod�w. Jestem przekonany, i� stare kody nie stanowi� ju� dla rebeliant�w tajemnicy.
August Blanc spojrza� na tajemnicze serie liter i cyfr i skin�� g�ow�. Sam proces kodowania niewiele go obchodzi� starczy�o, i� wiedzia�, �e ca�ym tym procesem zajmuje si� komputer. Wsun�� zapisany g�sto skrawek papieru w szczelin� czytnika i szybko wystuka� na klawiaturze seri� polece�. Par� sekund p�niej mechaniczny g�os, dobiegaj�cy z wmontowanego w obudow� komputera g�o�nika oznajmi�:
Polecenie przekazane do wszystkich wymienionych na li�cie odbiorc�w. Potwierdzenie odbioru od wszystkich wymienionych na li�cie odbiorc�w. Procedura zmiany kod�w komunikacyjnych w toku.
ThurgoodSmythe po wys�uchaniu komunikatu skin�� kr�tko g�ow� i po�o�y� na biurku dyrektora kolejny papier.
Po przeczytaniu z pewno�ci� zauwa�y pan, �e wszystkie wyszczeg�lnione tu rozkazy potraktowane s� bardzo og�lnikowo. Ca�a flota w mo�liwie najkr�tszym terminie wycofana ma zosta� na orbit� Ziemi, bazy planetarne zniszczone, a bazy na Ksi�ycu maj� otrzyma� posi�ki. Gdy wejdziemy w posiadanie odpowiedniej ilo�ci �rodk�w transportu, natychmiast rozpoczniemy przerzucanie oddzia��w na kolonie oko�oziemskie. Zostan� zaj�te si��. Z dobrego �r�d�a wiadomo, i� sympatyzuj� z rebetiantami, a nie z nami.
To samo stanie si� z orbitalnymi stacjami satelitarnymi. Czy ma pan jakie� pytania?
Czy wyst�pi� braki �ywno�ciowe? Dosz�y mnie s�uchy, �e stoimy przed widmem g�odu. Wys�a�em �on� z du�� list� zakup�w, z kt�rej uda�o jej si� zrealizowa� zaledwie po�ow�. Czy wie pan co� na ten temat?
"Ten cz�owiek jest tch�rzem, a w dodatku g�upcem
pomy�la� ThurgoodSmythe w takiej sytuacji martwi� si� o kuchni�! Defetysta. Ale to poj�cie z pewno�ci� jest dla niego obce. Dla wi�kszo�ci ludzi najprawdopodobniej tak�e. Ale to niewa�ne, dowiedz� si�, co ono oznacza, gdy rozstrzelamy kilku z nich. W�a�nie za rozsiewanie takich niesprawdzonych plotek."
Powiem panu prawd� powiedzia� g�o�no.
Lecz przede wszystkim musz� pana ostrzec. Jeste�my w stanie wojny, kiedy morale ca�ego spo�ecze�stwa jest spraw� pierwszorz�dnej wagi. Tak wi�c ludzie, kt�rzy rozsiewaj� niepokoj�ce pog�oski oraz tacy, kt�rzy b�d� gromadzi� nadmierne zapasy �ywno�ci, pozbawiaj�c jej innych pomagaj� naszemu wrogowi i b�d� za to ukarani. Jedyn� kar� b�dzie kara �mierci. Czy wyrazi�em si� do�� jasno?
Oczywi�cie, ja... ja nie zdawa�em sobie sprawy. Nie mia�em zamiaru...
M�czyzna trz�s� si� jak w ataku febry. ThurgoodSmythe spogl�da� na niego przez chwil� spod zmru�onych powiek.
Bardzo dobrze powiedzia� wreszcie, usilnie staraj�c si� nie ukaza� po sobie �ladu niech�ci. Na Ziemi nie b�dzie g�odu, lecz racje �ywno�ciowe b�d� zmniejszone i racjonowane. Zawsze musieli�my importowa� pewn� �ywno�� dla proli. Przez jaki� czas b�d� musieli zacisn�� troch� pasa, nie s�dz� jednak, by fakt ten mia� nam sp�dza� sen z powiek. O wiele powa�niejsza jest zaraza, kt�ra zniszczy�a ca�e zbo�e Australii.
Zaraza...? Obawiam si�, �e nie rozumiem.
Spowodowana zmutowanym wirusem, kt�ry zrzucili w formie bomby z niewielkiego statku kosmicznego. Ulega samodestrukcji po kilku miesi�cach, lecz do tej pory ca�a Australia b�dzie jedynie ja�ow� pustyni�.
Musimy zniszczy� ich wszystkich! To zwykli kryminali�ci! Chc� nas zag�odzi� na �mier�!
Niekoniecznie. Ten atak by� form� ostrze�enia. Niekt�rzy dow�dcy naszych si� przestrzennych powodowani ch�ci� zemsty przeprowadzili par� akcji na w�asn� r�k�, niszcz�c kompletnie co najmniej dwie planety rebeliant�w. Ci w odpowiedzi wys�ali ten statek, by zbombardowa� Australi�. Bardzo �atwo mogli zniszczy� wszystkie ziemskie zasoby �ywno�ci, a jednak ograniczyli si� do jednego tylko kontynentu. Nie, to by�o pewnego rodzaju ultimatum. Przej�li�my oczywi�cie ten statek i wys�ali�my go im z wiadomo�ci�, i� zgadzamy si� na ich warunki.
Od tej chwili bombardowanie planet ogranicza� si� ma do cel�w wy��cznie militarnych.
Musimy zniszczy� ich co do jednego! rzuci� ochryple August Blanc.
I tak si� stanie. Nasz plan jest stosunkowo prosty. Wycofujemy wszystkie nasze si�y na orbit� Ziemi, by zabezpieczy� si� przed jakakolwiek inwazj�, czy pr�b� przej�cia kolonii oko�oziemskich lub satelit�w. Potem ponownie zaczniemy zdobywa� utracone planety. Nasze wszystkie liniowce zostan� uzbrojone i przekszta�cone w jednostki wojenne. Rebelianci maj� jedynie kilka statk�w. Mo�e wygraj� jeszcze par� bitew, ale my wygramy wojn�...
Pilna wiadomo�� przerwa� mu mechaniczny g�os komputera.
August Blanc oderwa� wysuwaj�cy si� z drukarki skrawek papieru, podni�s� do oczu i wyci�gn�� w stron� swego go�cia.
Zaadresowane do pana powiedzia�. ThurgoodSmythe szybko przebieg� wzrokiem kilka linijek tekstu i u�miechn�� si�.
Poleci�em, by �ledzono wszystkie ruchy floty nieprzyjaciela. Potrzebuj� wi�cej �ywno�ci, ni� my. Wys�ali w�a�nie pewn� ilo�� statk�w transportowych na Halvmork to jedna z najwi�kszych planet produkuj�cych �ywno��. Chc�, by te statki wyl�dowa�y i zosta�y za�adowane. Potem mog� odlecie�...
A my je przejmiemy! wykrzykn�� z podnieceniem August Blanc, zapominaj�c na chwil� o swych wcze�niejszych obawach. To genialny plan, panie ThurgoodSmythe. Niech mi b�dzie wolno panu pogratulowa�. Rozp�tali t� wojn�, teraz wi�c przyjdzie im za to zap�aci�. Ska�emy ich na g��d.
Dok�adnie to by�o moim zamiarem, drogi Augu�cie. Dok�adnie. Obydwaj m�czy�ni wymienili okrutne, pozbawione ciep�a u�miechy.
Wini� mog� jedynie siebie m�wi� ThurgoodSmythe. Dali�my im pok�j, a oni w zamian dali nam wojn�. Poka�emy im teraz, jak wielk� cen� przyjdzie im zap�aci� za t� nieprzemy�lan� decyzj�. Gdy wreszcie z nimi sko�czymy, w galaktyce na wieki ju� zapanuje pok�j. Zapomnieli ju�, �e s� dzie�mi Ziemi, �e stworzyli�my Federacj� dla ich w�asnego dobra. Zapomnieli, jak wiele si� i �rodk�w poch�on�o przekszta�cenie planet, by mogli si� na nich osiedli�.
Rozdzia� 3
Zbuntowali si� przeciwko d�oni, kt�ra zapewnia im bezpiecze�stwo. Zaci�niemy teraz d�o� w �elazn� pi��, kt�ra spadnie im na karki i przygniecie do ziemi. Oni rozpocz�li t� wojn� lecz to my j� zako�czymy.
A wi�c odchodzisz powiedzia�a El�bieta, staraj�c si� nie okazywa� po sobie �adnych emocji.
Jednak jej d�onie, kt�re Jan trzyma� mocno w u�cisku, wyra�nie dr�a�y. Stali w cieniu jednego z frachtowc�w, kt�ry g�rowa� ponad najwy�szymi silosami. M�czyzna spojrza� na �agodne, zatroskane w tej chwili rysy twarzy dziewczyny. Westchn�� i nie znajduj�c �adnej sensownej odpowiedzi, skin�� jedynie g�ow�.
Zakrawa�o na okrutn� ironi�, i� po wszystkich latach sp�dzonych na tej niego�cinnej planecie, �onaty i nareszcie szcz�liwy, musi j� opu�ci�. Nie mia� jednak wyboru. By� jedynym, kt�ry m�g� walczy� o prawa dla zamieszkuj�cych t� rolnicz� planet� ludzi, jedynym, kt�ry m�g� stworzy� tu nowe, funkcjonuj�ce na prawid�owych zasadach spo�ecze�stwo. Jan by� bowiem jedynym na ca�ej Halymork cz�owiekiem, kt�ry urodzi� si� na Ziemi i zna� realia, jakimi kierowa�o si� �ycie nie tylko na macierzystej planecie, ale w ca�ej Ziemskiej Federacji Planet.
Halvmork by�o zapomnianym, ponurym �wiatem, zamieszkanym przez ekonomicznych niewolnik�w, kt�rych jedynym zadaniem by�o zaopatrywanie pozosta�ych planet w �ywno��. Walcz�c z tyrani� Ziemi planety oczekiwa�y, i� Halvmork w dalszym ci�gu pozostanie rolniczym zapleczem rebelii. Oczywi�cie, mogli obsiewa� pola w ko�cu by�o to jedyne, na czym si� znali pod warunkiem jednak, �e zamieszka�y przez nich �wiat przestanie by� wi�zieniem, a stanie si� domem.
Musieli by� wolni, by sta� si� cz�ci� Federacji, by ich dzieci mog�y si� uczy� i �y� w pokoju, wreszcie by zmieni� sztuczny system, dawno temu narzucony im si�� przez Ziemi�. Jan wiedzia�, i� nikt mu za to nie podzi�kuje. Niemniej jednak musia� to zrobi�. Dla przysz�ych generacji. Dla w�asnego dziecka.
Tak, musz� was opu�ci� powiedzia� wreszcie.
Jeste� tu potrzebny w tonie jej g�osu zabrzmia�a pro�ba.
Spr�buj mnie zrozumie�. Ta planeta, chocia� tak du�a, jest jedynie niewielk� cz�ci� galaktyki. Dawno temu mieszka�em na Ziemi, pracowa�em tam i by�em nawet szcz�liwy, dop�ki nie odkry�em, �e �ycie tam dla wi�kszo�ci ludzi jest prawdziwym piek�em. Pr�bowa�em im pom�c lecz to na Ziemi jest nielegalne. Zosta�em za to aresztowany, pozbawiony wszystkiego i zes�any tutaj jako zwyk�y pracownik fizyczny. Mia�em do wyboru to albo �mier�. Jednak gdy tu mija�y wolno lata, rebelia wreszcie wybuch�a i zako�czy�a si� sukcesem. Wsz�dzie, za wyj�tkiem Ziemi. W tej chwili moja praca tutaj jest ju� zako�czona, zbo�e zabezpieczone i gotowe do wysy�ki. My wywi�zali�my si� ze swoich zobowi�za�, chc� si� wi�c upewni�, �e owoce zwyci�stwa stan� si� tak�e i naszym udzia�em. Po prostu musz� lecie�, rozumiesz?
Obdarzy�a go czu�ym, pe�nym mi�o�ci spojrzeniem i zamkn�a w silnym u�cisku, jakby obawiaj�c si�, �e widz� si� by� mo�e po raz ostatni. Nie chcia�a si� do tego przyzna�, lecz ba�a si�. Gdzie� daleko, pomi�dzy obcymi gwiazdami trwa�a wojna, a on wyrusza�, aby wzi�� w niej udzia�. Przytuli�a si� do niego mocniej.
"On wr�ci powtarza�a w my�lach z pe�n� rozpaczy determinacj�. Musi wr�ci�..."
Wr�� do mnie szepn�a. Odepchn�a go od siebie i nie ogl�daj�c si�, pobieg�a w stron� domu.
Dziesi�� minut wykrzykn�� Debhu, stoj�c u podstawy prowadz�cego do �luzy trapu. Chod�my na pok�ad. Musimy si� przygotowa�.
Jan odwr�ci� si� i ruszy� za nim w g�r� trapu. Jeden z cz�onk�w za�ogi czeka� ju� na nich przy �luzie i natychmiast po ich wej�ciu zamkn�� i uszczelni� zewn�trzny w�az.
Id� na mostek rzuci� Debhu. Nie by�e� nigdy w kosmosie, wi�c lepiej przywi�� si� do czego� pasami
Pracowa�em w stanie niewa�ko�ci odpar� kr�tko Jan.
Przez wargi Debhu przemkn�� u�miech, m�czyzna nie powiedzia� jednak ani s�owa. Halvmork by�a planet� wi�zieniem i nie by�o ju� wa�ne, za co kto� zosta� tutaj zes�any.
Dobrze mrukn��. Mo�e mi si� przydasz. Stracili�my mn�stwo wyszkolonych ludzi, a wi�kszo�� nowej za�ogi nie ogl�da�a jeszcze otwartej przestrzeni. Chod�my na mostek.
Jan stwierdzi�, i� operacja, kt�rej w�a�nie by� �wiadkiem, jest niezwykle fascynuj�ca. Musia� przyby� na Halvmork statkiem, kt�ry by� bardzo podobny do tego, na kt�rym znajdowa� si� obecnie niewiele jednak z tego okresu zachowa�o si� w jego pami�ci. Jedyne, co pami�ta� to duszna, pozbawiona okien cela wi�zienna. I nafaszerowane narkotykami po�ywienie, kt�re sprawia�o, i� by� uleg�y i zoboj�tnia�y na wszysko. A potem ju� straci� przytomno��. Gdy si� ockn�� stwierdzi�, �e le�y na nawierzchni drogi a statki znikn�y. To jednak dzia�o si� wiele lat temu.
Teraz jednak wszystko wygl�da�o inaczej. Pojazd, na pok�adzie kt�rego znajdowali si� w tej chwili, r�ni� si� od pozosta�ych holownik�w jedynie numerem. By�y to toporne, lecz niezwykle pot�ne jednostki, zdolne do podniesienia z powierzchni planety ci�ar�w, tysi�ckrotnie przekraczaj�cych ich w�asn� wag�. Przez ca�y czas przebywa�y w przestrzeni, kr���c na orbicie ko�owej. U�ywano je raz na cztery ziemskie lata, gdy na planecie zmienia�y si� pory roku. Wtedy w�a�nie, zanim jeszcze pola uprawne zamieni� si� latem w ja�owe pustynie a mieszka�cy wyrusz� na drug�, zimow� p�kul�, przybywa�y statki. Z otch�ani kosmosu wynurza�y si� liniowce podobne do olbrzymich paj�k�w jednostki, kt�re nigdy nie wchodzi�y w kontakt z atmosfer� planet. Pozostawa�y na orbicie, uwalniaj�c zacumowane po bokach metalowe cygara frachtowc�w. Wtedy w�a�nie wkracza�y do akcji holowniki.
Na ich pok�ady wchodzi�y za�ogi i uruchamia�y wszystkie urz�dzenia jednostek. Potem holowniki cumowa�y przy burtach pustych frachtowc�w i rozpoczyna�y delikatn� operacj� opuszczania ci�kich jednostek na powierzchni� planety.
W tej chwili frachtowce by�y ju� za�adowane. Mia�y na swych pok�adach wystarczaj�c� ilo�� ziarna, by wy�ywi� wszystkie zbuntowane planety. Start, kontrolowany w ca�o�ci przez komputer, przebieg� bez �adnych zak��ce�. Metalowe olbrzymy wznosi�y si� coraz wy�ej i szybciej, przebijaj�c z rykiem silnik�w atmosfer�. Programy komputerowe, nadzoruj�ce ca�� operacj�, napisane zosta�y przez nie�yj�cych ju� dawno komtech�w z precyzj�, daj�c� im pow�d do s�usznej chwa�y. Orbity zosta�y obliczone, odrzutowe silniki korekcyjne w��czone. Olbrzymie kad�uby, wa��ce tysi�ce ton, dryfowa�y wolno ku sobie i wreszcie ��czy�y si� ze statkiem macierzystym.
Po��czenia frachtowc�w zako�czone wyrecytowa� mechanicznie komputer. Pe�na gotowo�� do odcumowania i transferu za�ogi.
Debhu naci�ni�ciem odpowiedniego klawisza rozpocz�� nast�pn� faz� programu. Jeden po drugim gigantyczne winogrona zacz�y si� rozdziela�. Kad�ubem holownika targn�� wyra�ny wstrz�s. Pozbawiony swego ci�aru holownik odp�yn�� na bok, a po chwili skierowa� si� w stron� liniowca. Oba olbrzymy zetkn�y si�. Natychmiast po uszczelnieniu komory powietrznej rozleg� si� syk i wewn�trzne drzwi rozsun�y si� na boki.
Chod�my powiedzia� Debhu i ruszy� jako pierwszy. Zazwyczaj czekamy, dop�ki holowniki ponownie nie znajd� si� na orbitach ko�owych. Tym razem jednak liniowce po przycumowaniu frachtowc�w natychmiast wyruszaj� w drog�. Ka�dy z nich kieruje si� do innego punktu przeznaczenia. To zbo�e jest spraw� naszego �ycia lub �mierci.
W centrali rozbrzmiewa� brz�czyk alarmowy, a jedna z lampek na pulpicie kontrolnym pulsowa�a ogni�cie czerwonym kolorem.
Nic powa�nego o�wiadczy� Debhu. Nie zabezpieczona pokrywa chwytaka. Do szcz�k mog�o dosta� si� troch� py�u lub te� mog�o to zosta� spowodowane b��dem odczytu. Chcia�by� rzuci� na to okiem?
Czemu nie? odpar� Jan. Od czasu przybycia na t� planet� to w�a�nie naprawy by�y moim g��wnym zaj�ciem. Gdzie s� kombinezony?
Pojemnik z narz�dziami by� integraln� cz�ci� kombinezonu, tak samo jak i radio. Kieruj�c si� g�osem niewidzialnego przewodnika, Jan dotar� do uszkodzonej jednostki. Wraz z wypompowaniem powietrza ze �luzy, kombinezon z lekkim sykiem zacz�� si� usztywnia�. W ko�cu w�az zewn�trzny otworzy� si� i Jan wyp�yn�� na zewn�trz.
Nie mia� czasu, by podziwia� subtelne pi�kno gwiazd nie przes�oni�tych atmosfer� planety. Podr� nie rozpocznie si�, dop�ki on nie usunie op�niaj�cego ich uszkodzenia. Uruchomi� namiernik i przytrzymuj�c si� por�czy, ruszy� w kierunku wskazywanym przez strza�k�. Zatrzyma� si� gwa�townie, gdy nagle tu� obok niego z kad�uba wystrzeli� w g�r� s�up cz�steczek lodu. Po chwili pojawi� si� jeszcze jeden i jeszcze. Jan u�miechn�� si� lekko i ruszy� dalej. Dobrze wiedzia�, czym w rzeczywisto�ci by�y owe gejzery. Frachtowce wypompowywa�y z �adowni powietrze. Uwolnione z wn�trza statk�w powietrze i para wodna natychmiast zamienia�y si� w l�d. Pr�nia odwodni ziarno, zabezpieczaj�c je i nie dopuszczaj�c przy okazji do rozprzestrzenienia si� przywleczonych tutaj z powierzchni planety mikroorganizm�w.
Nim Jan dotar� do sygnalizuj�cego uszkodzenie modu�u, wykwituj�ce z kad�uba strumienie lodu zacz�y ju� zanika�. Uni�s� pokryw� skrzynki kontrolnej i prze��czy� na sterowanie r�czne. Motory zaj�cza�y i masywne szcz�ki j�y rozsuwa� si� na boki. Przyjrza� si� uwa�nie ich g�adkim powierzchniom i po chwili na jednej z nich dostrzeg� co�, co przypomina�o grudk� skrystalizowanego b�ota. Usun�� j� i nacisn�� przycisk w skrzyni kontrolnej. Tym razem szcz�ki zetkn�y si� ca�ymi powierzchniami, a na pulpicie zap�on�a zielona lampka. "Prosta sprawa" pomy�la�, ponownie zamykaj�c skrzynk�.
Natychmiast wracaj! dobieg� go podniecony g�os z wmontowanego w kombinezonie radia. Urz�dzenie umilk�o, zanim zd��y� zapyta� o przyczyn� takiego po�piechu. Nie trac�c ani chwili, z�apa� za lin� bezpiecze�stwa i niezgrabnymi ruchami zacz�� podci�ga� si� w stron� �luzy powietrznej.
W�az by� jednak zamkni�ty i uszczelniony.
Przez kilka cennych sekund wpatrywa� si� w niego z os�upieniem. To przecie� niemo�liwe. Odwr�ci� si� i dopiero wtedy spostrzeg� przyczyn� ca�ego zaj�cia.
Tu� przed ich dziobem dryfowa� wolno kolejny liniowiec, wysuwaj�c w ich stron� chwytaki magnetyczne. Na jego ob�ym boku widnia� znajomy znak b��kitnego globu na bia�ym tle.
By�a to flaga Ziemi.
Przez d�u�sz� chwil� Jan tkwi� po prostu nieruchomo, czuj�c, jak wali mu serce i pr�buj�c zrozumie�, co si� w�a�ciwie dzieje. Spostrzeg�, jak na statku przeciwnika otwiera si� �luza powietrzna i nagle wszystko sta�o si� jasne.
Ziemia nie mia�a wcale zamiaru poddawa� si� tak �atwo. Z pewno�ci� obserwowali tworzenie si� tego konwoju i z �atwo�ci� mogli odgadn�� miejsce jego przeznaczenia. A Ziemia potrzebowa�a zmagazynowanego w cielskach frachtowc�w ziarna w takim samym stopniu, jak planety rebeliant�w. Potrzebowa�a, by przetrwa� i by g�odem zmusi� niepokornych do uleg�o�ci. Utrata tego zbo�a oznacza�aby kl�sk�.
Na widok pierwszej, opadaj�cej w�a�nie na kad�ub ubranej w kombinezon postaci Jan zawrza� gniewem.
Za wszelk� cen� trzeba ich powstrzyma�. Wyj�� z pojemnika z narz�dziami elektryczny �rubokr�t i naci�ni�ciem kciuka nastawi� wiruj�ce ostrze na najszybsze obroty. Trzymaj�c zaimprowizowan� bro� przed sob�, ruszy� w stron� odwr�conego ty�em m�czyzny.
Przewaga le�a�a po stronie Jana w cieniu, rzucanym przez masywny kad�ub by� zupe�nie niewidoczny. M�czyzna, k�tem oka dostrzegaj�c niewyra�ny ruch, pr�bowa� si� odwr�ci� by�o ju� jednak za p�no. Jan z�apa� go za rami� i przy�o�y� obracaj�ce si� szybko ostrze do boku kombinezonu. Obserwowa�, jak metal wgryzaj�c si� w twardy materia� rozerwa� go, i jak po chwili wytrysn�� w kosmos strumie� zamro�onego powietrza. M�czyzna szarpn�� si� raz i zwiotcza�. Jan odepchn�� bezw�adne cia�o, odwr�ci� si� i odskoczy� na bok, wyci�gaj�c r�wnocze�nie sw� bro� w stron� kolejnego przeciwnika.
Jednak za drugim razem nie uda�o mu si� zaatakowa� tak skutecznie, jak za pierwszym. M�czyzna unieruchomi� dzier��c� �rubokr�t d�o� w silnym uchwycie. Zmagaj�c si� desperacko, Jan zapomnia� o obecno�ci innych. Nagle poczu�, �e kto� �apie go za nogi.
By� to nier�wny pojedynek i Jan wiedzia�, �e musi go przegra�. Jego przeciwnicy byli uzbrojeni Jan dostrzeg� w ich d�oniach pistolety rakietowe. Po unieruchomieniu go schowali je jednak do kabur. Jan zaprzesta� walki. Nie chcieli go zabija� oczywistym by�o, �e potrzebowali je�c�w. D�onie napastnik�w unios�y go w g�r� i poczu�, �e p�ynie w stron� obcego statku. Przez �luz� powietrzn� wci�gn�li go do �rodka. Gdy tylko w�az �luzy ponownie zosta� uszczelniony, zdarli z niego kombinezon i przewr�cili na pod�og�. Jeden z m�czyzn post�pi� krok do przodu i kopn�� go w skro�, a potem powoli, metodycznie, zacz�� kopa� w �ebra. Jan czu�, jak b�l przes�ania mu oczy kurtyn� czerwonej mg�y. Potrzebowali swych je�c�w �ywych lecz niekoniecznie ciesz�cych si� dobrym zdrowiem. By�a to jego ostatnia my�l, bowiem but ponownie uderzy� go w g�ow�, tym razem odbieraj�c lito�ciwie przytomno��.
Rozdzia� 4
Zabili kilku naszych m�wi� Debhu, przyk�adaj�c wilgotny r�cznik do g�owy Jana. Jednak jedynie wtedy, gdy stawiali op�r i pojmanie ich by�o zbyt niebezpieczne. Reszt� wzi�li �ywcem. Otoczyli nas i st�ukli pa�kami. Najwidoczniej potrzebuj� je�c�w. Jak twoja g�owa?
Paskudnie.
Mog�o by� gorzej. Masz par� siniak�w i za�o�yli ci kilka szw�w. Lekarz powiedzia�, �e wszystkie ko�ci s� ca�e. Chc� dowie�� nas w dobrym stanie, by po powrocie na Ziemi� urz�dzi� pokazowy proces z nami jako oskar�onymi. Do tej pory nie uda�o im si� wzi�� zbyt wielu je�c�w. To nie by� ten rodzaj wojny - zawaha� si� na moment, a po chwili przem�wi� du�o spokojniejszym tonem. Jeste� w ich kartotekach? To znaczy, czy mog� ci� zidentyfikowa�? Dowiedzie� si�, kim by�e�?
Dlaczego pytasz?
Ja nigdy poprzednio nie by�em na Ziemi. By� mo�e i maj� o mnie jakie� informacje, nie jestem pewny. Lecz wszystkim nam zrobiono fotografi� siatk�wki oka. Tobie tak�e, gdy by�e� nieprzytomny.
Jan skin�� g�ow� i prawie natychmiast przymkn�� oczy, gdy� nawet tak nieznaczny ruch eksplodowa� gdzie� we wn�trzu g�owy t�pym b�lem.
Gdy mnie zidentyfikuj�, czeka ich prawdziwa niespodzianka powiedzia�. Niestety, nie mog� cieszy� si� z tego na r�wni z nimi.
Wz�r siatk�wki oka jest bardziej indywidualny dla danego osobnika, ni� jakiekolwiek odciski palc�w. Nie mo�na go zmieni� czy sfa�szowa�. Ka�dy na Ziemi ma �w wz�r zakodowany w kartotekach ju� od urodzenia i co kilka lat zmuszany jest poddawa� go obowi�zkowej weryfikacji. Komputer jest w stanie przejrze� miliony takich fotografii w ci�gu zaledwie kilku sekund. Z pewno�ci� odnajd� jego fiszk�. A wtedy b�d� wiedzieli o nim wszystko. O jego kryminalnej przesz�o�ci tak�e.
Zreszt� i tak nie ma to ju� wi�kszego znaczenia
powiedzia� Debhu, opieraj�c si� plecami o stalow� �cian� ich celi. Wszystkich nas czeka to samo. Najprawdopodobniej pokazowy proces by zabawi� proli, a co potem nie wiadomo. Jestem jednak dziwnie pewny, �e nic dobrego. Mo�emy mie� jedynie nadziej� na szybk� �mier�.
Zamiast popada� w depresj�, mo�emy pomy�le� o czym� innym. Ignoruj�c b�l, Jan zmusi� si�, by usi��� prosto. Mo�emy spr�bowa� st�d uciec.
Tak. Wargi Debhu wykrzywi�y si� w lekkim u�miechu. Mo�emy spr�bowa�.
Nie staraj si� traktowa� mnie protekcjonalnie
rzuci� ze z�o�ci� Jan. Wiem, co m�wi�. Pochodz� z Ziemi i samo to, to ju� wi�cej, ni� ktokolwiek w tym pomieszczeniu mo�e o sobie powiedzie�. Wiem, jak ludzie na Ziemi my�l� i w jaki spos�b dzia�aj�. Zreszt� i tak jeste�my ju� martwi, wi�c co szkodzi nam przynajmniej spr�bowa�?
Je�eli uda nam si� st�d wydosta�, to i tak nigdy nie opanujemy tego statku. Nie bez armii uzbrojonych ludzi.
Nie musimy przecie� ucieka� st�d w�a�nie teraz. Poczekajmy a� do momentu l�dowania. Wtedy ca�a za�oga b�dzie na swoich stanowiskach, pozostan� jedynie stra�nicy. I wcale nie b�dziemy musieli zdobywa� tego statku. Po prostu wyniesiemy si� st�d.
Brzmi stosunkowo prosto ponownie u�miechn�� si� Debhu. Jestem z tob�. Czy masz jednak jakikolwiek pomys�, jak wydosta� si� z tej zamkni�tej celi?
Mn�stwo. Chc�, by� zebra� od ludzi wszystko, co maj� jeszcze przy sobie. Zegarki, narz�dzia, monety wszystko. Gdy zobacz�, co mamy, wtedy powiem, jak si� st�d wydostaniemy.
Jan nie chcia� w tej chwili niczego wyja�nia�. Napi� si� jedynie wody i rozejrza� po metalowych �cianach pomieszczenia, w kt�rym zostali uwi�zieni. Na plastykowej wyk�adzinie pod�ogi le�a�o kilka cienkich materacy, a pod jedn� ze �cian znajdowa� si� zlew i niewielka toaletka. I to by�o ju� wszystko. W przeciwnej �cianie widnia�y pojedyncze drzwi. Nie dostrzeg� nigdzie �adnych ukrytych urz�dze� podgl�dowych, nie znaczy�o to jednak, �e ich nie by�o. Musi zachowa� wszelkie dost�pne �rodki ostro�no�ci, maj�c jedynie nadziej�, �e stra�nicy nie obserwuj� ich zbyt uwa�nie.
W jaki spos�b podaj� nam jedzenie? zapyta� Jan, gdy Debhu ponownie usiad� tu� obok niego.
Wsuwaj� tace przez szczelin� w drzwiach. Kubki i talerze s� plastykowe i po trzech minutach rozpuszczaj� si�. Nic, czego mogliby�my u�y� jako broni.
Nie o tym my�la�em. Co jest za tymi drzwiami?
Kr�tki korytarz i drugie drzwi. Nigdy nie s� otwierane jednocze�nie.
Coraz lepiej. Czy w tym korytarzu jest jaki� stra�nik?
Ja �adnego nie widzia�em. By� mo�e uwa�aj�, i� nie ma takiej potrzeby. Ale uda�o mi si� co� zebra� od ch�opak�w...
Nie pokazuj mi tego. Po prostu powiedz.
W wi�kszo�ci �miecie. Monety, klucze, obcinacz do paznokci, komputer osobisty...
Prosz�, prosz�. Jakie� zegarki?
Nie, zabrali wszystkie. Ten komputer to czysty przypadek. Jest wbudowany w brelok, kt�ry jeden z naszych nosi� na szyi. I co ty w�a�ciwie chcesz z tym zrobi�?
Zbudowa� zesp� obwod�w mikroelektronicznych. Zajmowa�em si� tym, zanim mnie aresztowano. Czy te �wiat�a nigdy nie gasn�?
Obawiam si�, �e nie.
A wi�c musimy post�powa� niezwykle ostro�nie. Przysu� si� bli�ej i w�� mi te wszystkie rzeczy do kieszeni. Je�eli zabieraj� nas na Ziemi� jak d�ugo potrwa sama podr�?
Oko�o dw�ch tygodni czasu subiektywnego. P� raza d�u�ej czasu przestrzennego.
Dobrze. A wi�c powinno si� uda�.
�wiat�a nie gas�y nawet na chwil�. Jan w�tpi�, by wi�niowie obserwowani byli przez ca�y czas musia� tak zreszt� uwa�a�, bowiem w przeciwnym wypadku jakakolwiek pr�ba ucieczki nie mia�aby wi�kszego sensu. Pos�uguj�c si� jedynie dotykiem, posortowa� znajduj�ce si� w kieszeni przedmioty. Nast�pnie po�o�y� si� na pod�odze i roz�o�y� przed sob� wyj�te z kieszeni klucze, staraj�c si� jednocze�nie zas�oni� je w�asnym cia�em. By�y to r�nokolorowe, niewielkie rurki, zaopatrzone na jednym ko�cu w pier�cie�. Aby otworzy� drzwi, nale�a�o po prostu w�o�y� je w otw�r mechanizmu zamka. By�y tak powszechne, i� niewielu ludzi zastanawia�o si�, co w�a�ciwie tkwi wewn�trz plastykowej rurki.
Jan wiedzia� jednak, �e zawiera ona stosunkowo skomplikowany mechanizm, sk�adaj�cy si� z odbiornika mikrofal owego, procesora mikrochipowego i niewielkiej baterii. Po w�o�eniu klucza w otw�r, wysy�any przez mikroelektryczny obw�d zanika sygna� uaktywnia� ukryty w kluczu mechanizm, kt�ry w odpowiedzi wys�a� sw�j w�asny sygna� kodowy. Je�eli by� on prawid�owy, drzwi otwiera�y si�, a niewielkie, lecz bardzo silne pole magnetyczne �adowa�o powt�rnie bateri�. Je�eli w zamek w�o�ono jednak nieodpowiedni klucz ze z�ym sygna�em kodowym, drzwi nie tylko pozostawa�y zamkni�te, ale mechanizm zamka natychmiast roz�adowywa� bateri�, czyni�c klucz niezdatnym do u�ytku.
U�ywaj�c ostrza obcinacza do paznokci, Jan zerwa� okrywaj�c� mechanizm klucza warstw� plastyku. Mia� teraz narz�dzia, obwody i baterie. By� pewny, �e przy odrobinie cierpliwo�ci i umiej�tno�ci uda mu si� zbudowa� to, czego potrzebuje. Technologia mikrochipowa by�a ju� tak powszechna, i� te nieprawdopodobnie ma�e mikroprocesory znalaz�y swe zastosowanie we wszystkich praktycznie urz�dzeniach mechanicznych. Wi�kszo�� ludzi wydawa�a si� tego jednak nie dostrzega�. Jan wiedzia� o tym doskonale, poniewa� sam zaprojektowa� wi�kszo�� tego typu obwod�w. Wiedzia� tak�e jak je zmieni�, by pos�u�y�y jego celom.
Z jednego z kluczy wyj�� sam� bateri�. Jej dwa cienkie przewody pos�u�y�y do zmian w obwodach mikroelektronicznych drugiego klucza. Jego transmiter sta� si� teraz odbiornikiem, kt�rego zadaniem b�dzie wykrycie kombinacji impuls�w zamka w drzwiach celi. Gdy wszystkie czynno�ci zosta�y ju� zako�czone, Jan odwr�ci� si� w kierunku siedz�cego nieruchomo Debhu.
Chc� teraz spr�bowa� odczyta� kod zamka w drzwiach naszej celi. Mam jedynie nadziej�, �e nie jest obwarowany obwodem zabezpieczaj�cym.
My�lisz, �e si� uda?
Jan pozwoli� sobie na s�aby u�miech.
Powiedzmy, i� mam tak� nadziej�. Jedynym sposobem, by si� o tym przekona�, jest w�o�enie tego klucza w zamek. Ale b�d� potrzebowa� twojej pomocy.
Oczywi�cie. Co mog� zrobi�?
Musisz odwr�ci� uwag� stra�nik�w. Nie wiem, w jakim stopniu jeste�my obserwowani. Nie chc� jednak ryzykowa�. Ja b�d� pod �cian� tu� obok drzwi. Niech twoi ludzie zaczn� walczy� ze sob� pod przeciwleg�� �cian�. Z pewno�ci� zwr�ci to uwag� stra�nik�w i da mi kilka cennych sekund.
Debhu pokr�ci� z pow�tpiewaniem g�ow�.
Czy to musi by� akurat walka? Moi ludzie niewiele wiedz� o tego typu sprawach. Nigdy si� tego nie uczyli.
Naprawd�? zaskoczony Jan spojrza� prosto na swego rozm�wc�. A te karabiny, kt�rymi tak ochoczo wymachiwali na planecie? Wygl�da�y ca�kiem realistycznie.
By� prawdziwe, ale nie na�adowane. Mo�e mogliby�my zrobi� co� innego? Hainault jest gimnastykiem. Porozmawiam z nim. Z pewno�ci� przyjdzie mu co� do g�owy.
I niech to lepiej b�dzie dobry pomys�.
Kiedy ma zacz��?
Gdy tylko znajd� si� pod drzwiami. Gdy b�d� gotowy, potr� podbr�dek.
Daj mi par� minut powiedzia� Debhu i ruszy� powoli w stron� le��cego nieruchomo m�czyzny.
Hainault okaza� si� by� prawdziwym artyst�. Zacz�� od niewielkiej rozgrzewki. Wkr�tce przeszed� do stania na r�kach i skomplikowanych mostk�w, a zako�czy� wyskokiem z saltem w powietrzu.
Zanim jeszcze stopy akrobaty dotkn�y pod�ogi, Jan na kr�tk� chwil� w�o�y� zmodyfikowany klucz w otw�r zamka. Po wyj�ciu ukry� go w d�oni i odsun�� si� od drzwi, oczekuj�c na ryk syreny alarmowej.
Nic si� jednak nie sta�o. Po pi�ciu minutach ju� wiedzia�, i� pierwszy krok zako�czony zosta� sukcesem.
Najwa�niejsz� rzecz�, kt�r� uda�o si� zatrzyma� wi�niom, by� mikrokomputer. By�a to w�a�ciwie zabaweczka, niew�tpliwie otrzymana od kogo� w podarunku. Stra�nicy przeoczyli go, poniewa� z wygl�du przypomina� sztuk� bi�uterii w kszta�cie wisz�cego na z�otym �a�cuszku czerwonego serca, z wygrawerowan� po jednej stronie liter� "J". Nale�a�o jedynie po�o�y� wisiorek na p�askiej powierzchni i nacisn�� liter�, by przed operatorem pojawi� si� pe�ny hologram klawiatury. Pomimo braku wra�enia realno�ci by� to jednak najprawdziwszy komputer, dzi�ki wbudowanej jednostce pami�ci molekularnej zbli�ony pojemno�ci� do zwyk�ych komputer�w osobistych.
Jan zna� ju� kod zamka w drzwiach celi. Nast�pnym krokiem b�dzie taka zmiana jednego z kluczy, by emitowa� ten w�a�nie kod. Bez komputera nie by�oby to jednak mo�liwe. U�y� go, by wykasowa� star� pami�� z obwod�w klucza i wprowadzi� na to miejsce now�. By� to d�ugi, pe�en pr�b i b��d�w proces. Zaj�o to mn�stwo czasu lecz w efekcie Jan otrzyma� klucz, o kt�rym wiedzia�, i� otworzy drzwi celi nie powoduj�c alarmu. Debhu spojrza� z pow�tpiewaniem na niewielki, plastykowy cylinder.
Jeste� pewny, �e zadzia�a? zapyta�.
Prawie. Powiedzmy, �e w dziewi��dziesi�ciu dziewi�ciu procentach.
Spore szans�. A co zrobimy po otwarciu tych drzwi?
U�yjemy tego samego klucza, by otworzy� zewn�trzne drzwi na ko�cu korytarza. Tutaj szans�, �e ten zamek otwiera si� t� sam� kombinacj� klucza s� ju� mniejsze, wynosz� jakie� pi��dziesi�t procent. Je�eli si� otworz�, wychodzimy na zewn�trz. Je�eli nie, to... no c�, wtedy po naszej stronie b�dzie przynajmniej element zaskoczenia.
Je�eli si� uda, prawdopodobnie nigdy nie zdo�amy ci si� odwdzi�czy�...
Nawet tak nie m�w przerwa� ostro Jan. Gdyby nie to, �e najprawdopodobniej na nas wszystkich wydano ju� wyrok �mierci, nawet nie rozwa�a�bym tak zwariowanego pomys�u. Czy zastanowi�e� si�, co stanie si�, je�eli nasza ucieczka rzeczywi�cie zako�czy si� powodzeniem? Je�eli uda nam si� opu�ci� ten statek?
No c� b�dziemy wolni. Jan westchn�� z rezygnacj�.
By� mo�e, gdyby�my wyl�dowali na jakiej� innej planecie. Ale to b�dzie Ziemia. Gdy wyjdziesz z tego liniowca, znajdziesz si� w samym sercu centrum kosmicznego. W dodatku bardzo pilnie strze�onego. Ka�da osoba, kt�r� spotkasz, b�dzie twoim wrogiem. Prole nie zrobi� nic, by ci pom�c a najprawdopodobniej wydadz�, gdy za twoj� g�ow� wyznaczona zostanie nagroda. Ka�dy inny cz�owiek b�dzie twoim prze�ladowc�. W przeciwie�stwie do twoich ludzi potrafi� walczy� i sprawia im to przyjemno��. Niekt�rzy z nich lubi� nawet zabija�. Widzisz wi�c, �e b�dziemy st�pa� po bardzo niebezpiecznym gruncie.
To ju� nasze zmartwienie odpar� Debhu, k�ad�c d�o� na ramieniu Jana. Wszyscy jeste�my ochotnikami. Rozpoczynaj�c rebeli� doskonale wiedzieli�my, dok�d mo�e nas to zaprowadzi�. Przeciwnikowi uda�o si� nas pojma� i ma zamiar poprowadzi� nas na stryczek niczym stado baran�w na rze�. Uratuj nas, Janie Kulozik, a do ko�ca �ycia pozostaniemy twoimi d�u�nikami.
"Aby tylko starczy�o tego �ycia" pomy�la� gorzko Jan. Szybko jednak odepchn�� ponure my�li na bok, koncentruj�c si� na planowanej ucieczce. Szans� na powodzenie, chocia� minimalne, jednak rzeczywi�cie by�y. Rozmy�la� nad tym wszystkim przez kilka pozosta�ych do �adowania dni i opracowa� plan, kt�ry wyda� mu si� najodpowiedniejszy. Szeptem wyja�ni� le��cemu tu� obok Debhu, co nale�y robi�:
Gdy wyjdziemy z celi, musimy trzyma� si� razem i porusza� bardzo szybko. Zaskoczenie jest nasz� jedyn� broni�. B�dziemy tak�e musieli odnale�� drog� do wyj�cia. Proponuj� pojma� jednego z cz�onk�w za�ogi i zmusi� go, by nas prowadzi�...
Nie ma takiej potrzeby przerwa� Debhu. Jestem konstruktorem i sam budowa�em takie statki. Dlatego te� powierzono mi dow�dztwo jednego z nich. Ten liniowiec to ulepszona wersja standartowego pojazdu klasy Bravo.
Znajdziesz drog�?
Nawet w ciemno�ciach.
A wi�c bardzo wa�ne pytanie w jaki spos�b mo�emy omin�� g��wn� �luz�? Czy s� jakie� inne drogi wyj�cia ze statku? I to ca�kiem sporo. Poniewa� statek ten zaprojektowano, by operowa� zar�wno w atmosferze, jak i w pr�ni, posiada kilka niezale�nych �luz i w�az�w. Du�y luk za�adunkowy jest w maszynowni... chocia� nie, otwarcie go zajmuje zbyt wiele czasu zamy�li� si� na chwil�. Ale ca�kiem niedaleko jest du�o mniejszy luk, s�u��cy do uzupe�niania zapas�w. Do naszych cel�w wr�cz idealny.
Jan u�miechn�� si� szeroko.
Zatem dobrze. B�dziemy post�powa� zgodnie z rozwojem sytuacji. W tej chwili nie wiem nawet, w jakim kraju wyl�dujemy. Najprawdopodobniej w Stanach Zjednoczonych, w Spaceconcent na pustyni Mojave. To stwarza dodatkowy problem. Pozw�l mi przez chwil� pomy�le�. Kompleks na pustyni posiada jedynie kilka dr�g wjazdu i wyjazdu. Niedobrze. Mog� �atwo wszystko zablokowa�.
Po nast�pnym posi�ku do pomieszczenia wszed� oddzia� silnie uzbrojonych stra�nik�w.
Ustawi� si� w szeregu rozkaza� dowodz�cy oficer. Twarzami do �ciany. W�a�nie tak, r�ce do g�ry i d�onie oparte o �cian�, tak, by�my mogli je widzie�. Ty tam, pierwszy w szeregu. Wyrzu� wreszcie ten chleb i kl�kaj.
Do przodu wyst�pi� stra�nik z soniczn� maszynk� do golenia i nachyli� si� nad kl�cz�cym wi�niem. Fale ultrad�wi�kowe dawa�y znakomity efekt - usuwa�y wszelki zarost nie dotykaj�c przy tym sk�ry. Sam akt golenia by� te� niezwykle szybki. Wkr�tce z twarzy wi�ni�w znikn�y wszelkie �lady zarostu, a ogolone do go�ej sk�ry g�owy przypomina�y g�adkie kule bilardowe. By�o to niezwykle upokarzaj�ce - stra�nikom jednak wydawa�o si� �mieszne. Ca�a