Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14233 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Opowiastki familijne
Beata Andrzej czuk
Opowiastki familijne
AfAEL
¦\
Beata Andrzej czuk
Opowiastki familijne
AfAEL
Redakcja
Tomasz Balon-Mroczka
Agata Pindel-Wtek
Korekta Katarzyna Lupa Anna Zając
Okładka i rysunki Monika Kaźmierczyk
Opracowanie komputerowe Andrzej Witek
Jl0b§v
ISBN 83-89431-25-4
© 2003 Dom Wydawniczy „Rafael" ul. Grzegórzecka 69 31-559 Kraków 73 tel./fax: (0*12) 41114 52 e-mail:
[email protected] www.rafael.pl
Druk: Drukarnia Kolejowa Kraków Sp. z.o.o., tel. (0*12) 421 95 78
i I
t
i
Wszystkim dzieciom - za to, że tak wiele się od nich uczę...
Pawełkowi Andrzejczukowi za wielkie, gorące serce i za dobroć, którą tak hojnie rozdaje i której nigdy mu nie ubędzie.
Bajka o zranionym serduszku
/ ? ie tak dawno temu, w zielonym bloku, ' V mieszkała dziewczynka o imieniu Zuzia. Miała bardzo dobre serduszko. Nigdy nikomu nie dokuczała, nie kłóciła się z innymi dziećmi, nie kłamała mamusi, nie krzywdziła zwierząt. Była miła i grzeczna. Zawsze mówiła „dzień dobry", „do widzenia", „proszę" i „dziękuję". Kiedyś idąc do szkoły znalazła małego ptaszka, który wypadł z gniazda. Serduszko natychmiast zabiło mocniej i powiedziało:
- Weź go do domu i zaopiekuj się nim. Gdy Ela, koleżanka z klasy bardzo płakała, serduszko powiedziało:
- Pociesz ją. Jest taka smutna.
Innym razem, gdy Jacek zapomniał zabrać z domu drugie śniadanie, serduszko szepnęło:
— 7 —
- Daj mu pół swojej kanapki. Jest głodny. Zuzia lubiła słuchać głosu swojego serduszka.
***
Pewnego dnia, gdy Zuzia szła do szkoły spotkała po drodze Jacka.
- Cześć - powiedział.
- Cześć - odparła.
Jacek trzymał ręce w kieszeni i pogwizdywał pod nosem. W pewnym momencie podniósł kamień leżący na drodze i szukał wzrokiem celu, do którego mógłby rzucić.
- Potrafię trafić kamieniem dokładnie w tę tabliczkę z numerem - pochwalił się.
Zuzia spojrzała w kierunku tabliczki i przeraziła się.
- Nie rób tego - powiedziała. - Obok jest okno.
- Nie przejmuj się - roześmiał się Jacek. - Jestem mistrzem celnych rzutów. Popatrz tylko - Jacek przymierzył się, wycelował i cisnął kamieniem w kierunku tabliczki. Niestety chybił! Rozległ się brzęk tłuczonego szkła.
- To przez ciebie! - krzyknął przerażony. - Po coś tyle gadała? Uciekajmy stąd!
- wrzasnął, i ile miał sił w nogach popędził do przodu.
Zuzia szła spokojnym krokiem, choć bardzo się bała.
- Co mam zrobić, jeśli zaraz wybiegnie właściciel domu i zapyta, kto to wybił szybę?
- zapytała serduszko.
- Powiedz prawdę - odszepnęło.
- Jacek uzna, że jestem skarżypyta - myślała Zuzia. - Powiem po prostu, że jest mi bardzo przykro, ale ja tego nie zrobiłam
- dziewczynka nie zdążyła zastanowić się głębiej, gdy ujrzała tęgiego Pana, trzymającego Jacka za sweter. Chłopiec wrzeszczał wniebogłosy i gdy tylko zobaczył Zuzię, krzyknął:
- To ona wybiła tę szybę! To ona! Ja jej mówiłem, żeby tego nie robiła, ale jej się zachciało udowadniać, że rzuca lepiej od chłopaków.
Tęgi Pan był czerwony ze złości.
- Już ja wam pokażę łobuzy! - burczał gniewnie pod nosem. - Chodź no tu do mnie, moja panno - złapał Zuzię za rękę i pomaszerował wprost do szkoły.
Opowiedział o wszystkim pani nauczycielce, która obiecała, że sprawca zostanie ukarany.
- Zuziu, jak mogłaś zrobić coś takiego?
- zapytała Pani. - Po Jacku bym się prędzej
— 10 —
spodziewała, ale po tobie? - powiedziała ze zmartwioną miną. - Co ci strzeliło do głowy? Będę o wszystkim musiała opowiedzieć twojej mamusi.
- Powiedz jej - szepnęło serce - jak było naprawdę.
- Po co? Przecież ona nie chce mnie wysłuchać - po policzku Zuzi spłynęła łza.
- Nie opłaca się być dobrym - rzekła dziewczynka. - Dałam Jackowi pół śniadania, a on całą winę zwalił na mnie. Pani wie, że zawsze byłam grzeczna, a jednak uwierzyła tęgiemu Panu, nie mnie.
Serduszko nic na to nie odpowiedziało.
***
Zuzia przez kilka dni siedziała z Elą w jednej ławce. Pani zgodziła się, ponieważ Kasia, która zazwyczaj siedziała z Elą była chora na świnkę, podobnie jak Kamila siedząca z Zuzią.
- Ale się cieszę, że będziemy razem siedzieć - powiedziała Ela. - Mam już dość tej Kaśki. Ciągle ode mnie pożycza kredki, ołówki i flamastry. Kredek nie oddaje, flamastry mi wypisała, a ołówki połamała. Nie znoszę jej.
— 12 —
V
i t, j <,-;> i-ts-\ jvv (^?? •> v^ U^ A_.
Jest taka głupia - mówiła Ela. - A ty lubisz Kamilę? - zapytała.
- Tak - odparła Zuzia. - Bardzo ją lubię. Jest miła.
Właściwie przez wszystkie te dni, gdy dziewczynki siedziały razem, Ela obgadywała Kasię. Gdy jednak po chorobie koleżanki wróciły do szkoły, Ela udawała, że bardzo się z tego cieszy. Jakież było zdziwienie Zuzi, gdy zauważyła, że zarówno Ela, jak i Kasia oraz Kamila przestały z nią rozmawiać. Bawiły się same, a nawet raz, gdy Zuzia próbowała przyłączyć się do zabawy, Kasia powiedziała:
- Odejdź stąd. Nie jesteś już naszą koleżanką.
Zuzia próbowała dowiedzieć się od Kamili, co takiego zrobiła.
- Nie udawaj, że nie wiesz! - powiedziała dziewczynka robiąc obrażoną minę. - Jesteś fałszywa. Gdy byłyśmy chore, powiedziałaś o Kasi, że jest głupia, a o mnie, że mnie nie lubisz. Ela nam wszystko opowiedziała.
Tego wieczoru Zuzia długo płakała leżąc na łóżku w swoim pokoju.
- Nie opłaca się być dobrym - powiedziała.
Serduszko milczało.
— 14 —
***
Dziewczynka postanowiła, że nie pozwoli się więcej krzywdzić.
- Gdy jest się dobrym, wszystkie dzieci to wykorzystują, mówią, że zrobiłam coś czego nie zrobiłam, bo wiedzą, że jestem taka grzeczna, więc nie będę się kłócić ani im dokuczać. Dość tego. Ja im jeszcze pokażę! - postanowiła.
Od tej pory zmieniła się nie do poznania. Wyśmiała w szkole Kamilę, gdy pani oddała dyktando i okazało się, że dziewczynka ma bardzo dużo błędów. Zemściła się też na Jacku. Na ścianie w szkolnym korytarzu, napisała markerem:
„Nie lubię pani Sawickiej, bo jest gruba i brzydka. Jacek".
Pani Sawicka była nauczycielką w klasie Zuzi i dziewczynka celowo napisała o niej, pamiętając, że Pani nie chciała jej wysłuchać, tylko uwierzyła tęgiemu Panu, że to Zuzia zbiła szybę. Do Eli powiedziała:
- Jesteś wstrętną małpą i nie kłam więcej, bo inaczej ja nakłamię o tobie.
***
Dni mijały, ale Zuzia wcale nie czuła się lepiej. Myślała, że gdy będzie już niegrzeczna, to
— 15 —
świat się zmieni i będzie mieć więcej koleżanek i kolegów. Myślała także, że nie będzie już nigdy smutna. Wprawdzie dzieci przestały jej dokuczać, ale Zuzia czuła się coraz gorzej. Wszystkie złe rzeczy, które zrobiła siedziały gdzieś w niej, w środku i dręczyły ją. Dziewczynka wyobraziła sobie je, jako małe czarne stworki. W nocy nie pozwalały jej spać i Zuzia bardzo płakała. Prosiła o pomoc serduszko, ale ono milczało. Płacz dziewczynki usłyszała mama. Przyszła do pokoju, usiadła na brzegu łóżka, mocno przytuliła córeczkę i poprosiła:
- Opowiedz mi o wszystkim.
Zuzia zaczęła opowiadać i to był chyba pierwszy raz, kiedy stworki na chwilę uspokoiły się i Zuzia poczuła się lżej.
- Co mam zrobić mamusiu?
- Zapytaj serca - odparła mama.
- Ale ono już nie chce ze mną rozmawiać.
- Na pewno chce - mama pocałowała Zuzię w czoło - tylko musisz się mocno wsłuchać w jego bicie. Ono chciało z tobą rozmawiać Zuziu - powiedziała łagodnie mama - tylko ty nie chciałaś słuchać.
- To dzieci skrzywdziły moje serce - wyjaśniła Zuzia. -1 ono już nigdy nic nie powie.
— 16 —
- Zaufaj mu, a wszystko będzie dobrze
- mama uśmiechnęła się.
Zuzia długo jeszcze wsłuchiwała się w jego bicie, ale nie przemówiło do niej.
- Trudno - powiedziała do swojego zranionego serduszka. - Nie musisz nic mówić, ponieważ ja wiem, co byś powiedziało i tak właśnie zrobię.
***
Wymagało to wiele odwagi od małej Zuzi. Musiała walczyć ze wstydem i strachem, ale tylko w taki sposób mogła pokonać małe czarne stworki, które ją dręczyły. Gdy Pani weszła do klasy Zuzia podniosła dwa palce do góry.
- Co chciałaś Zuziu? - zapytała Pani.
- Chciałam powiedzieć coś bardzo ważnego - wykrztusiła Zuzia i rozpłakała się.
- Nie płacz dziecko - Pani była łagodna.
- Powiedz o co chodzi.
I Zuzia najpierw cichutko i nieśmiało, a potem coraz głośniej i odważniej opowiedziała wszystko od samego początku do końca. Pani nie pozwoliła, aby dzieci przerywały Zuzi, a gdy skończyła swoją opowieść przyznając
— 17 —
się do wszystkich złych rzeczy, które zrobiła, Pani pierwsza zaczęła bić brawo. Po chwili przyłączyły się do niej inne dzieci. Tylko Jacek i Ela siedzieli ze spuszczonymi głowami i wypiekami na twarzy. Zuzia wiedziała, że ich także męczą czarne stworki. Uśmiechnęła się jednak, bo przecież wiedziała również, że mogą je pokonać jeśli tylko zechcą.
***
- To nie dzieci cię zraniły - powiedziała Zuzia do swojego serduszka. - To ja cię zraniłam, tym co zrobiłam. Dzieci ranią wyłącznie swoje serduszka, choć wydaje im się inaczej. Po raz pierwszy zraniłam cię, gdy powiedziałam, że nie warto być dobrym...
- Spij już - odpowiedziało serduszko. - Czy wiesz, która jest godzina?
I Zuzia zasnęła szczęśliwa, że znów je słyszy-
Koniec
— 18 —
Gabrysia szuka przyjaciela
f ? abrysia mieszkała w małym domku, sto-^X jącym na uboczu wsi. Szkoła była oddalona o parę kilometrów i dziewczynka codziennie musiała iść drogą prowadzącą przez las. Lubiła zapach drzew, traw i mchu. Często przyglądała się z ukrycia leśnym zwierzątkom i obserwowała zmieniającą się przyrodę. Dużo czasu spędzała w lesie, gdyż we wsi nie było dzieci w jej wieku. Nie miała więc towarzyszki zabaw. Smutno było dziewczynce z tego powodu.
Któregoś dnia bawiąc się, jak zwykle w lesie, rozmyślała o tym, jak bardzo chciałaby mieć przyjaciółkę. Była tak pochłonięta swoimi myślami, że nie zauważyła pięknej kobiety, opierającej się o pień starego drzewa.
— 19 —
- Dzień dobry Gabrysiu - powiedziała kobieta.
Dziewczynka przestraszyła się, gdyż przyzwyczajona była do samotności.
- Kim jesteś? - zapytała drżącym głosem.
- Mam na imię Leśmiana. Jestem księżniczką tego lasu. Pomagam zwierzętom i roślinom, gdy są w potrzebie.
- Dlaczego więc nigdy cię tu nie spotkałam?
- Nie pokazuję się ludziom - odparła i poprawiła wianek upleciony z drobnych, leśnych kwiatuszków.
- Dlaczego więc przyszłaś do mnie? - Gabrysia zaczęła nabierać ufności. Zaciekawiła ją ta piękna, leśna kobieta.
- Jesteś dobrą dziewczynką - rzekła Leśmiana. - Widziałam, jak włożyłaś pisklę do gniazda, chociaż boisz się chodzić po drzewach. Wiem też, że kochasz las. Bawisz się tutaj już tyle lat, a nigdy niczego nie zniszczyłaś. Nie płoszysz zwierzyny, a zimą przynosiłaś im pokarm. Poprosiłaś tatusia, aby zrobił karmniki dla ptaków i porozwieszał na drzewach.
- To prawda - Gabrysia uśmiechnęła się. - Kocham las. Jest taki piękny. Mogę tutaj odpocząć i marzyć.
— 20 —
— fC~t. <??^*-.??\ ?^?i-? . ~L«^»-r J^ouL^l jP-*-*b *-*^~A
- Wiem o czym marzysz - Leśmiana zbliżyła się do dziewczynki. - W podziękowaniu za twoją miłość do lasu, mogę spełnić to marzenie.
- Możesz znaleźć dla mnie przyjaciółkę?
- wykrzyknęła uradowana Gabrysia.
Leśna dama uśmiechnęła się.
- No, niezupełnie. Będziesz sama musiała wybrać, z którą z dziewcząt chcesz się zaprzyjaźnić. Możesz wybrać tylko jedną.
- To bardzo trudne - zasmuciła się dziewczynka. - A jeśli wszystkie będą miłe?
- Tylko jedna będzie prawdziwa - rzekła poważnym tonem Leśmiana. - Inne będą tylko w twojej wyobraźni. Jeśli wybierzesz źle, nie będę mogła ci pomóc. Dam ci radę. Musisz kierować się sercem, tak jak robiłaś to do tej pory, a na pewno się nie pomylisz. A teraz chodź ze mną - dodała i pociągnęła delikatnie Gabrysię za sobą.
Dziewczynka przyjrzała się uważnie Leśmianie. Kobieta miała długie kasztanowe włosy, suknię w kolorze liści i głęboko zielone oczy. Gabrysia była tak zachwycona urodą Leśmiany, że nie zauważyła leżącej na drodze gałęzi. Potknęła się i zraniła w kolano.
- Krwawisz - powiedziała Leśmiana.
- Trzeba zrobić opatrunek - zerwała jeden
— 22
duży liść i przyłożyła do rany. Następnie przywiązała go trawą. - To zioła. Odkażą ranę - wskazała palcem na liść. Doszły do starego drzewa.
- Teraz wszystko zależy od ciebie - rzekła i okrążyła je trzykrotnie, wypowiadając słowa w niezrozumiałym dla Gabrysi języku. W pewnym momencie uniosła w górę dłonie i drzewo rozchyliło się.
- Wejdź prędko - rzekła Leśmiana. - Na co czekasz?
Dziewczynka wolnym krokiem przekroczyła próg. Drzewo natychmiast zamknęło się. Oczom dziewczynki ukazała się piękna komnata. Była cała w błękitach. Błękitne ściany, błękitny dywan, błękitne obrazki, błękitny stoliczek i fotel. Błękitna kanapa. Po chwili zza błękitnej kotary wyszła dziewczynka. Miała na sobie sukienkę z falbankami w kolorze obłoczków i rajstopy w kolorze niezapominajek. Nawet oczy miała niebieskie, jak modraki kwitnące w zbożu. Była taka ładna.
- Czy zostaniesz moją przyjaciółką? - zapytała Gabrysia.
- Czemu nie? - odpowiedziała pytaniem dziewczynka.
— 23 —
- Zawsze marzyłam o takiej pięknej przyjaciółce.
Dziewczynka uśmiechnęła się i zaczęła opowiadać o swojej urodzie, o tym, jak ją pielęgnuje, w jakich ziołach płucze włosy i czym naciera cerę, aby była delikatna. Gabrysia słuchała z zachwytem, ale nadszedł czas opuszczenia błękitnej komnaty. Coś zawirowało, Gabrysia poczuła, jak wszystko kręci jej się w głowie i znalazła się poza drzewem.
- Czas na kolejne odwiedziny - powiedziała stojąca obok Leśmiana i wszystko odbyło się, jak za pierwszym razem. Leśmiana obeszła drzewo trzykrotnie, uniosła w górę dłonie i drzewo rozstąpiło się. Gabrysia teraz już odważniej weszła do środka. Kolejna komnata była cała w złocie. Złote ściany, złoty dywan i stoliczek, na którym leżały złote monety. Złota kanapa. Zza złotej kotary wyszła dziewczynka ubrana w złotą suknię, złote buciki, a we włosy miała wpięte złote kokardy.
- Czy mogłabyś zostać moją przyjaciółką? - zapytała Gabrysia.
- Czemu nie? - zapytała dziewczynka. - Przyniosłaś coś dla mnie?
— 24 —
- Nie - odparła Gabrysia. - Jesteś bardzo bogata, więc po co ci coś jeszcze?
- Nie miałabym tego wszystkiego ze szczerego złota, gdybym nie potrafiła o to sama zadbać - uśmiechnęła się dziewczynka i zaczęła opowiadać Gabrysi w jaki sposób stała się bardzo bogata. Była to ciekawa opowieść, bo Gabrysia zrozumiała, że wcale nie jest tak łatwo stać się bardzo bogatym. Czas jednak się skończył, wszystko zawirowało, Gabrysi zakręciło się w głowie i znalazła się obok drzewa.
- Czas na następną wizytę-rzekła Leśmiana i dziewczynka znów znalazła się w środku drzewa. Następna komnata była kryształowa. Wszystko tu lśniło i było bardzo czysto.
- Tutaj musi mieszkać ktoś bardzo pracowity - powiedziała do siebie Gabrysia i nie pomyliła się. Zza szklanego parawanu, wyszła dziewczynka w nieskazitelnie białej sukni, białych rajstopkach i bucikach. Gdy zobaczyła Ga-brysię, założyła natychmiast biały fartuszek, wzięła białą szczotkę i białą szufelkę i zaczęła zamiatać wokół Gabrysi.
- Nie zdjęłaś butów - fuknęła. - Zobacz jak się nabrudziło.
— 26 —
- Przepraszam - powiedziała zawstydzona Gabrysia. - Czy mogłabyś zostać moją przyjaciółką? - zapytała.
- Czemu nie? - odparła tak, jak poprzednie dziewczynki.
Gabrysia była pewna, że wysłucha teraz ciekawej opowieści o tym, jak należy sprzątać dom, aby wszystko tak pięknie lśniło, lecz dziewczynka w białej sukience zauważyła opatrunek na noce Gabrysi i wykrzyknęła:
- Rana ci krwawi! Wyjdź szybko, bo wszystko zabrudzisz! - I nim Gabrysia zdążyła cokolwiek powiedzieć, drzewo zawirowało, Gabrysi zakręciło się w głowie i znalazła się poza drzewem.
- Rana znów krwawi - powiedziała do Leśmiany.
- Jeszcze tylko jedna wizyta - odparła Leśmiana. - Potem zmienię ci opatrunek. Nie możemy teraz tracić czasu - powiedziała i znów wszystko odbyło się tak, jak poprzednio.
Tym razem Gabrysia znalazła się w komnacie zielonej. Zielone były ściany, zielony dywan, zielona kanapa i turkusowy stoliczek, na którym stał wazon, a w nim seledynowe kwiaty. Zza zasłonki utkanej z zielonych traw
— 27 —
wyszła dziewczynka w zielonej sukience. Jej oczy były koloru morza i tylko włosy miała rude - prawie pomarańczowe i śmieszne piegi na nosie. Nie była tak piękna, jak jej poprzednie koleżanki. Gabrysia już chciała zapytać, czy mogłaby zostać jej przyjaciółką, lecz nie zdążyła, gdyż dziewczynka powiedziała:
- Wejdź, pewnie zabłądziłaś w lesie i jesteś głodna. Zaraz ci zrobię placuszki z lipy i dam naparu z ziół. To cię wzmocni.
- Nie wiem, czy mogę wejść, bo mam krwawiąca ranę - odpowiedziała Gabrysia.
- Nie chciałabym ci zabrudzić komnaty.
- Oj ej! - zawołała dziewczynka. - Nie zauważyłam, że masz krwawiąca ranę. Wchodź szybko i usiądź tutaj. Zmienię ci opatrunek
- i pobiegła po świeży okład z liści.
- A kanapa? - zapytała Gabrysia Dziewczynka zaczęła się śmiać.
- Jak mogłabym przejmować się kanapą, gdy tobie krwawi rana? - powiedziała. - Człowiek jest ważniejszy, niż jakiś tam mebel
- dodała i zmieniła Gabrysi opatrunek. Potem wszystko zawirowało, Gabrysi zakręciło się w głowie i znalazła się poza drzewem.
- Czy zdecydowałaś, która z nich zostanie twoją przyjaciółką? - zapytała Leśmiana.
— 28 —
- Tak - powiedziała Gabrysia. - Chcę, aby moją przyjaciółką została dziewczynka z zielonej komnaty.
- Dlaczego? - zdziwiła się Leśmiana. - Nie jest ani piękna, ani bogata, ani nie dba o porządek.
- Bo tylko ona jedna nie mówiła i nie myślała o sobie. Ja byłam dla niej ważna i ona będzie ważna dla mnie.
Leśmiana uśmiechnęła się.
- Czas na pożegnanie. Musimy się rozstać.
- Czy kiedyś cię jeszcze zobaczę? - zapytała Gabrysia.
- Nie. Tylko raz na kilkadziesiąt lat mogę się komuś pokazać i ten ktoś musi być bardzo dobry, kochać las, przyrodę, zwierzęta i ludzi - westchnęła. - Coraz trudniej kogoś takiego znaleźć. A więc żegnaj!
- Poczekaj - zawołała Gabrysia. - Nie powiedziałaś mi, która z nich była prawdziwa.
- Wkrótce się przekonasz - Leśmiana zaśmiała się, zawirowała niczym liście podczas wiatru i znikła, zostawiając dziewczynkę pośród drzew.
— 29 —
***
Gabrysia obudziła się wczesnym rankiem. Rozejrzała się dookoła. Była we własnym łóżku. Nie było ani drzew, ani Leśmiany, ani dziewczynek.
- Miałam piękny sen - pomyślała i przeciągnęła się.
- Wstawaj śpiochu - powiedziała mamusia, która weszła akurat do pokoju. — Szkoda dnia. Wiesz, do tego domu, który tyle czasu stał pusty, wprowadzili się nowi właściciele - mówiła mamusia. - Mają córeczkę w twoim wieku. Może wreszcie będziesz się miała z kim bawić...
Mamusia nie skończyła zdania, a Gabrysia już zerwała się na równe nogi, ubrała w pośpiechu i co sił w nogach popędziła zobaczyć nowych właścicieli.
- Nawet śniadania nie zjadła - zmartwiła się mamusia.
Gabrysia już z daleka zobaczyła krzątającą się po podwórku dziewczynkę o rudych włosach, prawie pomarańczowych. Podeszła do furtki.
- Mogę wejść? - zapytała. - Pobawimy się razem?
— 30 —
lt o ??
???~/
i» ??^??] <0 ?^ ? jf
4>W"<^«-*-v*>
7
- Oczywiście - odpowiedziała dziewczynka. - Muszę tylko coś zrobić z tym palcem. Zadrasnęłam się i trochę krwawi.
- Zaraz zrobię ci opatrunek z takich specjalnych liści leczniczych - powiedziała Gabrysia i uśmiechnęła się, a gdy oddaliła się na chwilę, aby zerwać liście, spojrzała w stronę lasu i cichutko szepnęła:
- Dziękuję ci Leśmiano za moją nową przyjaciółkę.
Koniec
— 32 —
Tatusiu, wróć!
? ?? as*a sta*a ??2:? °^n^e z noskiem przy-_y V ciśniętym do szyby. Na dworze świeciło słońce i swym blaskiem sprawiało, że świat wydawał się taki radosny. Dla Kasi był to jednak kolejny smutny dzień. Dziewczynka obserwowała dzieci bawiące się na podwórku. Iza z tatusiem właśnie skończyła grać w badmintona. Tato Antka pomagał mu wsiąść na nowy rower, a tato Agatki wychylił się przez okno i wołał ją do domu. Kasia czekała na swojego tatę. Miał być o czwartej po południu, a wskazówki zegarka pokazywały szóstą. To nie pierwszy raz, kiedy tato się spóźnił. To nie pierwszy raz, kiedy tato w ogóle nie przyszedł. Dziewczynka płakała. Przypomniała sobie, że dawniej, kiedy tatuś mieszkał z nią i mamusią, zawsze miał dla niej czas.
.— 33 —
Pomyślała, że wyprowadził się, gdyż ona była niegrzeczna. Teraz też pewnie z tego powodu nie przyjechał. Na pewno mamusia powiedziała mu, że Kasia wczoraj nie odrobiła lekcji i pani wpisała jej uwagę do zeszytu. Tak! Była o tym przekonana. To wszystko jej wina! Z zamyślenia wyrwał ją głos mamy.
- Tatuś dzwonił - powiedziała stawiając szklankę z ciepłym kakao na stole. - Bardzo cię przeprasza, ale musiał zostać dłużej w pracy.
Kasia przez dłuższą chwilę milczała, potem zapytała:
- Dlaczego tatuś się wyprowadził? Czy już mnie nie kocha?
- Co ci przyszło do głowy? - zaniepokojona mama podeszła i przytuliła córeczkę mocno do siebie. - Oczywiście, że cię kocha. Mamy z tatą problemy, ale dotyczą one nas. Ty nie masz z tym nic wspólnego Kasiu.
- To przez to, że się kłóciliście - westchnęła dziewczynka. - Ja też się kłócę z Karoliną, ale potem się z nią godzę i bawimy się dalej. Czy nie możecie się pogodzie?
- To nie takie proste. Jesteśmy dorośli...
- To w takim razie powinniście się szybciej pogodzić niż my - przerwała Kasia. - Tato
— 34 —
?.
o rwt p^e^WiM /?.
Ty
nie zniszczył ci lalki, tak jak mnie Karolina, ani nie przezywał cię na podwórku. Nie powiedział ci, że jesteś najgłupsza na świecie, a mi tak Karolina powiedziała.
- Tatuś jest zapracowany - rzekła poważnie mama. - Kocha nas bardzo, ale nie potrafi dać nam więcej czasu. O to się pokłóciliśmy.
- Phi - Kasia wzruszyła ramionami. - Też mi powód. Jak Karolina musi iść na tańce, albo na plastykę, to ja też bawię się sama i wolę, żeby mieszkała w naszym bloku, bo inaczej w ogóle nie mogłabym się z nią bawić. No pomyśl - Kasia przybrała dorosły ton - gdyby Karolina mieszkała gdzieś daleko, to nie miałabym czasu, żeby do niej pojechać. Dlatego tato powinien mieszkać z nami. Częściej byś go widziała niż teraz i ja też.
Mamusia nic nie powiedziała. Miała jednak bardzo smutną minę.
***
Tatuś zjawił się następnego dnia i przyniósł Kasi lalkę.
- Przepraszam cię skarbie, ale nie mogłem wczoraj przyjść.
- Wiem - powiedziała krótko Kasia.
— 36 —
Tatuś nie miał zielonego pojęcia, co działo się w serduszku Kasi. Z jednej strony bardzo się cieszyła, że jest, a z drugiej bała się, że zaraz będzie musiał wyjść. Cała jej radość była tłumiona przez smutek. Kasia złapała mocno tatę za rękę. Tak bardzo pragnęła, aby tatuś już nigdzie nie poszedł, aby położył się tak jak dawniej do łóżka i niechby sobie nawet zasnął z gazetą w ręku. Co tam! Nie musiałby nawet grać z nią w badmintona. Ważne, żeby był. Tu, w tym domu, razem z nią.
- Pójdziemy na lody? - zaproponował tatuś.
- Tak - ucieszyła się Kasia.
W pobliskiej kawiarence kupili smaczne lody. Potem dziewczynka wyciągnęła tatę na spacer. Powiedziała, że koniecznie musi zobaczyć pociąg przejeżdżający przez most.
- To daleko - rzekł tato. - Będą cię bolały nogi.
Kasia tak bardzo się upierała, że tatuś się zgodził. O to właśnie chodziło. Daleko, oznaczało, że będzie długo z tatusiem, a spacer wałem wzdłuż Odry gwarantował, że spotkają inne dziewczynki z Kasi klasy. Kasia chciała, aby cały świat oglądał ją na spacerze z tatusiem.
— 37 —
***
- Będziemy mieć w szkole występ - powiedziała rano dziewczynka wciągając przez głowę bluzeczkę w kwiatki. - Zadzwoń do taty, żeby przyjechał. Będę mówiła wiersz o wiośnie.
- A czy mogłabym być ja zamiast taty?
- zapytała mamusia.
- Nie - odburknęła Kasia. - Ma być tata i już!
- Dobrze. Zadzwonię - odparła mama i poszła do kuchni szykować śniadanie.
W szkole dziewczynka, nie mogła doczekać końca lekcji. Wracała do domu prawie biegiem, nie czekając nawet na Karolinę, która jak to zwykle bywało obraziła się na koleżankę.
- Mamo - wołała Kasia od progu.
- Dzwoniłaś?
- Tak - odpowiedziała mama nie przerywając mycia naczyń.
- I co? Przyjdzie tato na przedstawienie?
- Nie wiem. Będzie się musiał zastanowić. Ma ważne sprawy do załatwienia.
Kasia rzuciła z impetem tornister tak, że aż wysypały się z niego książki. Z oczu zaczęły płynąć ogromne łzy. Dziewczynka zacisnęła
— 38 —
rączki w piąstki, podbiegła do mamusi i uderzając na oślep, krzyczała:
- To wszystko twoja wina! Twoja! To wszystko przez ciebie! Jak tato ostatnio był, to znów się z nim kłóciłaś! Przez ciebie nie przyjdzie na moje przedstawienie!
- Kasiu - mamie też spłynęła łza po policzku, ale wytarła ją ukradkiem - uspokój się. To nie jest tak, jak myślisz... - próbowała wytłumaczyć Kasi, ale dziewczynka wyrwała się z uścisku mamy i pobiegła do swojego pokoju, zatrzaskując z całej siły drzwi. Kasia ukryła twarz pod kocem i bezgłośnie płakała. Chyba nikt na całym świecie nie wiedział co czuła. Była taka bezradna, bezbronna, a smutne myśli szalały po jej małej główce: „czy to ja jestem winna?, a może to mamusi wina?, czy tatuś mnie kocha?, co mam mu powiedzieć, aby wrócił?".
- To niczyja wina - do uszu Kasi dobiegł głos. - Dorośli są dziwni - mówił głos. - Wszystko komplikują. Co innego mają w sercu, a co innego mówią i robią.
Kasia wysunęła zapłakaną buzię spod koca. Rozejrzała się po pokoju. Na krześle przy biurku, siedziała mała ruda dziewczynka i obgryzała paznokcie.
— 39 —
- A fuj! - powiedziała Kasia. - Przestań obgryzać paznokcie. Kim jesteś i co robisz w moim pokoju?
- Cicho, bo twoja mama usłyszy - dziewczynka, jak gdyby nigdy nic, nadal obgryzała paznokcie. - Może będę mogła ci pomóc -dodała.
- W jaki sposób? - zaciekawiła się Kasia ocierając łzy.
- Muszę podstępnie uśpić w nich to, co sprawia, że nie słyszą głosu swojego serca.
- Wiesz... - odezwała się Kasia. - Jesteś bardzo mała, obgryzasz paznokcie, a do tego mówisz w sposób, którego nie rozumiem.
- Kochasz swoją mamę? - zapytała dziewczynka tajemniczo.
- No jasne! - wykrzyknęła oburzona Kasia. - Jak w ogóle możesz mnie pytać o coś takiego?
- No właśnie - odparła dziewczynka. - Kochasz ją, choć przecież nie zawsze robi tak, jakbyś chciała. Pamiętasz? Prosiłaś, by kupiła ci tę nową lalkę...
- No... taką w stroju narciarskim. Była super - Kasia westchnęła przywołując w pamięci widok lalki na sklepowej półce.
— 40 —
- Ale nie dostałaś tej lalki i mimo to kochasz mamę.
- No jasne! - potwierdziła Kasia.
- Chciałaś, aby poszła z tobą do kina. Pamiętasz?
- Tak. Nie mogła. Musiała zostać dłużej w pracy - wyjaśniła Kasia.
- I przestałaś ją kochać?
- No co ty?! Oszalałaś?!
- No widzisz... Tak samo jest z dorosłymi. Najpierw kochają się sercem, a potem zapominają o tym.
- Jak to zapominają? - Kasia nie rozumiała o czym mówi ruda dziewczynka.
- Zwyczajnie. Żyją sobie w tym dorosłym świecie, w którym jest tyle obowiązków i zapominają, jak się czuje miłość. Gdy już zapomną, to chcą dowodów na miłość.
- Jakich dowodów? - zapytała Kasia, po czym dodała. - Musisz to robić?
- Co? - zapytała dziewczynka.
- Obgryzać paznokcie. To obrzydliwe.
- Spróbuję przestać - odparła dziewczynka i ponownie wsadziła paznokieć do buzi. - Chcą dowodów - powtórzyła. - Jeśli mnie kochasz, nie pracuj tyle - dziewczynka
— 42 —
przybrała dorosły ton głosu. - Jeśli mnie kochasz, zrób dla mnie obiad! Jeśli mnie kochasz, pomaluj pokój na niebiesko! Jeśli mnie kochasz, wyjdź z psem na spacer!
Kasia uśmiechnęła się rozbawiona.
- Ale co to ma wspólnego z moją mamą i tatą?
- Oni też zapomnieli jak się czuje miłość. Zrobisz coś dla mnie? - zapytała rudowłosa dziewczynka.
- Co takiego?
- Bądź miła dla mamy. Sprawiasz jej smutek. Chcesz, aby twój tato przyszedł na przedstawienie, a co z mamą?
Kasia zaczerwieniła się ze wstydu.
- Przeproszę ją - powiedziała.
- No to na co czekasz? - zapytała dziewczynka i wsadziła paznokieć do buzi.
***
Następnego dnia po szkole Kasia podeszła bliziutko do mamy. Drobnymi rączkami objęła ją w pół i przytuliła główkę do jej ciała.
- Mamusiu - wydukała. - Czy przyjdziesz do mojej szkoły na przedstawienie?
— 43 —
- A chcesz, żebym przyszła? - zapytała mama.
- Bardzo chcę - odparła Kasia.
- A co z tatusiem? - mamie zadrżał głos.
- Może zadzwoń jeszcze raz - zaproponowała nieśmiało Kasia. - Wtedy bylibyście oboje.
- Sama zadzwoń! - do uszu Kasi dobiegł pełen pretensji głos.
Rozejrzała się po pomieszczeniu i dopiero w tej chwili zobaczyła rudą dziewczynkę siedzącą przy kuchennym stole, z bardzo niezadowoloną miną. Kasia spojrzała na mamusię, ale mama w ogóle nie zareagowała.
- Ona mnie nie widzi - wyjaśniła dziewczynka. - I nie słyszy - dodała.
- Jak to?
- Zwyczajnie. Nie zadawaj tyle pytań, tylko powiedz, że zadzwonisz sama do taty.
Kasia była bardzo zaskoczona sytuacją, ale posłusznie wykonała polecenie.
- Wiesz mamusiu - szepnęła. - Sama zadzwonię do tatusia.
- Dobrze córeczko - odparła zadowolona mama. - Muszę na chwilkę wyjść do sklepu - powiedziała. - Czy mogłabyś w tym czasie odrobić lekcje?
— 44 —
- Tak - Kasia skinęła główką.
Gdy tylko drzwi za mamą się zamknęły, Kasia podeszła do rudej dziewczynki.
- Przestań w końcu obgryzać te paznokcie
- wysyczała przez zaciśnięte zęby. - Dlaczego ja mam dzwonić do taty? Co ja mu powiem?
- Prawdę - odparła dziewczynka. - Tylko w ten sposób możesz trafić do jego serca.
- Przestań w końcu tak mądrze gadać!
- Kasia była zła. - Może powiem, że jeśli nie przyjdzie, to się na niego pogniewam
- rozmyślała.
- Nie wytrzymam z tobą - ruda dziewczynka aż podniosła się z krzesła. - Przez pół dnia ci tłumaczyłam, że miłość nie potrzebuje dowodów. Powiedz mu co czujesz, powiedz co masz w sercu. Dzwoń!
- No dobra - Kasia wystraszyła się rozgniewanego głosu rudej dziewczynki. - Już dzwonię - wzięła do rączki notesik ze spisem telefonów i otworzyła na stronie, gdzie mamusia zapisała numer do tatusia. Podniosła słuchawkę. Ruda dziewczynka wsadziła paznokieć do buzi i przyglądała się uważnie Kasi.
— 45 —
- Dzień dobry. Mówi Kasia. Tatusiu, czy to ty?
- Tak - odparł tatuś. - Co się stało córeczko? Dlaczego dzwonisz?
- Mam w szkole przedstawienie i chciałabym, żebyś przyszedł - Kasia zawahała się, nie wiedząc co ma dalej powiedzieć. W tym czasie poczuła silne uszczypnięcie. Ruda dziewczynka stała koło niej. Nawet palec na tę chwilę wyjęła z ust.
- Powiedz co czujesz - wysyczała.
- Tatusiu - pisnęła Kasia do słuchawki. - Ja tak bardzo cię kocham i jest mi smutno, że nie ma cię z nami. Tęsknię za tobą przez cały czas. Bardzo chciałabym, abyś przyszedł na przedstawienie.
Ruda dziewczynka nie spuszczała Kasi z oczu.
- Kasieńko - tatusiowi głos załamał się ze wzruszenia. - Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby przyjść. Ja też bardzo cię kocham.
Kasia odłożyła słuchawkę i rozpłakała się.
- Nie becz - powiedziała ruda dziewczynka. - Przemówiłaś swoim sercem do jego serca, ale czasem nie wystarczy zrobić to jeden raz.
— 46 —
- Skąd taka mała dziewczynka jak ty, wie tyle o..., o... - Kasia nie potrafiła znaleźć odpowiedniego słowa.
- O miłości - podpowiedziała dziewczynka. - Bo z miłością jest podobnie, jak z przyjaźnią. Jeśli kochasz, to chcesz dawać. Pragniesz dać komuś siebie. Pragniesz, aby cię przyjął. Pragniesz zmienić się dla niego. I to wszystko chcesz zrobić bez przymusu. Pragniesz ofiarować to drugiej osobie w prezencie. To jest dar dla niego.
- To znaczy, że tatuś w prezencie dla mamy powinien zrezygnować z dodatkowej pracy? - przerwała Kasia.
- To powinien być dar, nie przymus - uśmiechnęła się dziewczynka.
- To znaczy, że mama nie powinna tego żądać? - zapytała Kasia. - No tak... ale, jak to zrobić?
- Nie zrobisz tego za nikogo, ale możesz mówić do nich sercem. Tak jak to zrobiłaś rozmawiając z tatą - dziewczynka podskoczyła nagle, jak oparzona.
- Co się stało? - zapytała przerażona Kasia.
- Obgryzłam paznokieć do krwi.
- Dam ci w końcu po łapach - zaśmiała się Kasia. - Dobrze ci tak mądralo. Taka mała,
— 47 —
a wszystkie rozumy pozjadała - i nim Kasia zdołała dokończyć zdanie, do domu wróciła mamusia.
- Z kim rozmawiałaś kochanie? - zapytała od progu.
- Ja? - zdziwiła się Kasia. - Z nikim. Musiało ci się coś wydawać - powiedziała i rozejrzała się uważnie. Po rudej dziewczynce nie było ani śladu.
***
Kasia przestępowała z nogi na nogę. Była bardzo zdenerwowana. Wśród zgromadzonej publiczności zauważyła swoją mamusię, która pomachała do niej ręką i uśmiechnęła się leciutko. Dziewczynka rozejrzała się po sali. Tatusia wciąż nie było.
- A więc wszystko na nic - pomyślała Kasia. - Znów nie przyjdzie.
Starała się ze wszystkich sił powstrzymać napływające do oczu łzy.
- Witamy rodziców, którzy przybyli na nasze przedstawienie - powiedziała nauczycielka. - Dzieci przygotowały specjalnie dla was piosenki i wiersze na temat wiosny. No
— 48 —
to zaczynamy - zwróciła się do dzieci i dała znak ręką.
Pierwsza mówiła Patrycja. Była ubrana w zieloną spódniczkę i żółtą bluzeczkę. Na głowie miała kapelusz z przypiętymi wiosennymi kwiatami. Następnie wszystkie dzieci zaśpiewały piosenkę i przedstawiły kilka krótkich scenek związanych z odejściem zimy i powitaniem nowej pory roku. W końcu nadeszła kolej na Kasię. Dziewczynka zaczęła recytować wiersz. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie, że mówi ten wiersz dla swojej mamy i swojego taty. Starała się wypowiadać każde słowo najpiękniej, jak potrafiła. Na sali zapanowała cisza. Gdy Kasia skończyła, otworzyła oczy i ukłoniła się wszystkim nisko. Rozległy się brawa. Ale, cóż to? Kasia nie mogła uwierzyć własnym oczom! Koło mamusi stał tato i klaskał w dłonie z całych sił.
- Brawo Kasiu! - krzyczał. - Brawo córeczko!
Kasia nie zwracając na nikogo uwagi, zaczęła biec w stronę taty. Rzuciła mu się na szyję.
- Tatusiu wróć! - wołała. - Tatusiu wróć do mnie! Tatusiu wróć...
— 50 —
- Jeśli tylko mamusia się zgodzi to wrócę - wyszeptał tatuś spoglądając na mamę.
- Oczywiście, że się zgodzę - odparła mama.
- Nie będę tyle pracował - obiecał tato.
- Jeżeli będzie to konieczne, nie będę ci robić wyrzutów z powodu twojej pracy - powiedziała poważnie mama.
Gdy rodzice rozmawiali, Kasia dostrzegła małą rudą dziewczynkę siedzącą na ławeczce i machającą nogami.
- Zaraz wrócę - powiedziała do rodziców i podeszła do dziewczynki.
- Nie wiem kim jesteś, ani jak to zrobiłaś, ale dziękuję ci za to.
- Ja nic nie zrobiłam - odparła dziewczynka i wsadziła palec do buzi. - Widzisz - zwróciła się do Kasi - rozmawiają ze sobą sercem.
- Czy jeszcze kiedyś się spotkamy? - zapytała Kasia.
- Nie wiem - powiedziała dziewczynka. - Zjawiam się tylko tam, gdzie jestem potrzebna, a tutaj już nie jestem... Biegnij do rodziców - dodała. - Czekają na Ciebie.
Kasia podeszła do mamy i taty, którzy wzięli ją za ręce i wszyscy razem udali się do
— 51 —
domu. Do ich wspólnego domu. Kasia obejrzała się za siebie, ale po małej rudej dziewczynce, nie było już ani śladu.
Koniec
52 —
Zazdrośnica
/?I ??i?? siedziała przy oknie i wpatry-' * wała się w świat za szybą. Wszystko pokryte było białym, puszystym śniegiem. Sople lodu zwisające z dachu mieniły się w słońcu niczym diamenty. Niebo było przejrzyste i błękitne. Po opadłych jesiennych liściach, nie było ani śladu. Widok był cudowny, jak zaczarowany i Monika nawet przez chwilę, pomyślała, że tak musiała wyglądać właśnie kraina Królowej Śniegu.
- O czym tak rozmyślasz?
Monika nie zauważyła, kiedy mamusia weszła do pokoju.
- Jest mi trochę smutno - wyznała. - Chciałabym mieć taki piękny dom, jak ma Anitka... Chciałabym mieć tyle zabawek i takie piękne ubrania.
— 53 —
- Często się tak zdarza - rzekła mamusia - że chcemy mieć to, co mają inni. Nie potrafimy cieszyć się tym, co sami mamy, a to błąd.
- Ale my nic nie mamy - powiedziała dziewczynka. - Z czego mam się cieszyć?
- Przykro mi, że tak uważasz! - odparła mama. - Ja cieszę się z wielu rzeczy. Mam cudowną rodzinę, zdrowe dzieci, kawałek własnego ogródka...
- Mamo! - przerwała Monika. - Mnie nie o to chodzi. Chciałabym mieć taki wielki dom. Czy ty wiesz, jak tam jest pięknie? Takie lśniące kafelki są na podłodze i taki olbrzymi salon - zachwycała się dziewczynka. - A pokój Anitki jest taki wielki i mieszka w nim całkiem sama. Ja mam malutki pokoik i muszę mieszkać w nim z Natalką i Izą. To... jakieś... - Monika próbowała znaleźć odpowiednie słowo - niesprawiedliwe - dodała.
- Jedni mają takie rzeczy, a inni zupełnie coś innego - skwitowała mamusia - gdyby się człowiek uparł, to każdemu mógłby czegoś zazdrościć. I po co?
- Nie mam ani jednej rzeczy, której mogłaby mi zazdrościć Anita - powiedziała ze złością
— 54 —
dziewczynka. Czuła, że mamusia wcale jej nie rozumie i nawet nie stara się zrozumieć.
- Jestem pewna, że się mylisz i być może kiedyś się o tym przekonasz, a teraz chciałabym abyś mi pomogła zanieść do suszarni fi-rany. Święta zbliżają się wielkimi krokami i boję się, że nie zdążymy ze wszystkim.
- Anita na pewno nie musi nosić firan do suszarni - burknęła Monika. - Mają taką Panią, która sprząta w ich domu.
Mamusia nie odezwała się ani słowem.
***
Następnego dnia w szkole dziewczynki gorączkowo rozmawiały o prezentach pod choinkę.
- Ja poprosiłam mamę o taką fajną grę komputerową - mówiła Klaudia. - Można budować w niej domy, kupować meble, tworzyć rodzinę i sąsiadów.
- Ja ją mam - odezwała się Anitka. - Wszystkie części, bo w tej pierwszej jest mało rzeczy. W innych są też zwierzęta do kupowania, można wyjeżdżać na wakacje i urządzić przyjęcie.
Klaudia słuchała rozpromieniona.
- W takim razie - powiedziała - jeśli pierwszą część dostanę pod choinkę, to
— 56 —
o drugą poproszę jak będą moje urodziny, o trzecią na imieniny... - wyliczała.
- A o czwartą możesz poprosić na Dzień Dziecka - wtrąciła inna dziewczynka.
- No właśnie -zawołała uradowana Klaudia wdzięczna za podsunięcie pomysłu. - ? ?? jest tych części? - zwróciła się do Natalii.
- Chyba sześć, ale nie pamiętam dokładnie - odpowiedziała.
- Więc będę musiała coś wymyślić, aby dostać jeszcze te dwie - zmartwiła się.
- Może na Dzień Babci? - zaproponowała dziewczynka stojąca obok.
- Zwariowałaś? Przecież na Dzień Babci, to my dajemy babciom prezenty - odparła niezadowolona Klaudia.
- No tak, ale moja babcia, gdy przychodzę do niej z laurką i prezentem, zawsze też coś dla mnie ma - usprawiedliwiała się dziewczynka.
- No... właściwie to moja babcia też zawsze coś mi daje - Klaudia postanowiła o tym pomyśleć, ale nie była do końca przekonana, czy rzeczywiście wypada prosić o grę babcię i to jeszcze w dniu jej święta. - A ty co dostaniesz? - zwróciła się do Anity.
— 57 —
- Nie wiem-odparła smutno dziewczynka. - Mama wspominała o pianinie. Uważa, że powinnam nauczyć się grać. Rozmawiała nawet z jakąś panią, która jest nauczycielką muzyki i mogłaby udzielać mi lekcji.
- O rety - zapiszczała z zachwytu Monika, która uwielbiała muzykę. - Ale ci zazdroszczę.
- Nie ma czego. Nie znoszę pianina - powiedziała szorstko. - Przecież ja nawet śpiewać ładnie nie umiem. Wszystkie te melodie są dla mnie trudne do zapamiętania. A ty wiesz co dostaniesz? - zapytała Monikę.
- Pewnie jakiś drobiazg - powiedziała dziewczynka zawstydzona. - Mama tłumaczyła, że musi kupić łóżeczko dla Kacperka, ponieważ stare zrobiło się za małe.
- Gdybym miała takiego słodkiego braciszka to mogłabym w ogóle nie dostawać prezentów - Anitka uśmiechnęła się do swoich myśli.
Monika pomyślała, że Anitka nie wie co mówi, albo mówi tak tylko dlatego, że co roku dostaje najwspanialsze prezenty, o jakich inni mogą sobie tylko pomarzyć i najzwyczajniej w świecie, nie wie jak czują się dzieci, które znajdują pod choinką tylko paczkę nowych kredek lub kolorowy długopis. Na swoje uro-
— 58 —
dżiny Monika dostała od rodziców inny niż zazwyczaj szampon do włosów. Pachniał pięknie wanilią i miał takie ładne opakowanie. Cóż z tego, gdy Natalka połowę tego szamponu wylała do wanny. Siedziała potem chyba z godzinę w łazience i zrobiła taką bardzo dużą pianę. Mamusia trochę się nawet gniewała na Natalkę. Anitka takie szampony dostawała bez żadnej okazji. Tak zwyczajnie, na co dzień.
- Wiesz co? - Anitka zmieniła temat. - Przyjdziesz dziś do mnie pobawić się?
- No pewnie! - zawołała uradowana Monika.
***
Uwielbiała chodzić do tego pięknego domu. Rodziców koleżanki prawie nigdy nie było. Wszystkiego pilnowała pani Stasia. Była miła i sympatyczna, choć od progu zawsze marudziła:
- Tylko wytrzyj porządnie buty Moniko, a zaraz potem idź umyj ręce. Bawić możecie się tylko tymi zabawkami, które są na dole. Tych na górze mama Anitki nie pozwala ruszać. Mówi, że na pewno zniszczycie, a to są
— 59 —
bardzo drogie zabawki - potem jakby na swoje usprawiedliwienie dodawała:
- Wiem, wiem dziecinki, że bardzo byście chciały trochę połobuzować, ale muszę wykonywać polecenia mamy Anitki.
Monika nie wiedziała co pani Stasia ma na myśli mówiąc, że chciałyby połobuzować, pewnie chodziło jej o to, że miałyby ochotę pością-gać zabawki z górnych półek szaf. Dziewczynka pomyślała jednak, że te które są na dole w zupełności wystarczają, a nawet jest ich za dużo. Inne zdanie miała na ten temat Anita.
- Nie wiem po co mama mi kupuje te wszystkie rzeczy, jeśli nie wolno mi się nimi bawić - westchnęła głęboko. - Tym domkiem bawiłam się tylko raz, jak była u mnie kuzynka - wskazała na wielkie pudło leżące wysoko na półce. - Mama cały czas wchodziła i mówiła: „Tylko uważaj na te firanki w oknach domku. Są bardzo delikatne, mogą się zabrudzić lub porwać". Po chwili już była z powrotem i sprawdzała, czy nie wyrwałyśmy drzwi z domku lub nie połamałyśmy jakiś części. Istny koszmar.
- Nie przejmuj się - odezwała się Monika. - Chodź się bawić.
— 60 —
Monikę zachwycało wszystko co znajdowało się w domu Anitki. Od ogrodu, poprzez salon z kominkiem, przestronne i duże pokoje na poddaszu, nowoczesną kuchnię połączoną z jadalnią, w której stał ogromny dębowy stół z błyszczącym blatem i dwanaście krzeseł, aż po łazienkę. Wyobrażała sobie zawsze, że jest królewną, która mieszka w pałacu. Łazienkę całą w błękitnych kafelkach nazwała „Morską Komnatą", salon „Komnatą Zabaw i Tańca", jadalnię „Salonem Uczty", a kuchnię „Komnatą Czarów". Wprawdzie brakowało jej zapachów przyrządzanych w domu potraw i różnych wywarów bulgoczących w garnkach, ale wyobraziła sobie, że one tam są. Mimo to zaciekawiona zapytała:
- Dlaczego u was nigdy nie ma żadnych garnków na kuchence i nigdy nic się nie gotuje?
- Mama nie pozwala pani Stasi gotować. Ta kuchenka jest bardzo droga. Mama sprowadziła ją aż z zagranicy. Boi się, że pani Stasia ją wytłuści, albo czymś zaleje i zostaną ślady nie do usunięcia. Garnki też są bardzo drogie. Gdyby pani Stasia przypaliła, mama bardzo by się gniewała.
— 61 —
- To nie gotujecie obiadów? - zapytała zdziwiona Monika.
- Jemy na mieście. Ja najczęściej w McDo-naldzie, bo mama twierdzi, że w restauracji nic mi nie smakuje.
- Ale ja ci zazdroszczę - powiedziała z zachwytem Monika. - Codziennie chodzić do McDonalda. Moja mama w życiu by się nie zgodziła. Nawet wtedy, gdyby miała dużo pieniędzy - dodała. - Moja mama uważa, że jedzenie w McDonaldzie jest bardzo niezdrowe.
- To znaczy, że w ogóle nie chodzisz do McDonalda? - tym razem Anitka się zdziwiła.
- Bardzo rzadko - odparła Monika.
- Czasem mama pozwala tacie, aby nas zabrał, zwłaszcza wtedy, gdy tato dostaje wypłatę, ale mówi, żebyśmy to traktowali jako zwykłą przyjemność. I dziwi się bardzo, że musi płacić za coś, co wcale nie jest zdrowe. Kiedyś pytała, czy nie mogłybyśmy kupić samych zabawek? No wiesz, bez jedzenia, ale my z Natalią uwielbiamy frytki i hamburgery. To takie dobre. Iza i Kacperek nie chodzą jeszcze z nami. Mama uważa, że są za mali.
- Słuchaj - powiedziała nagle Anitka.
- Czy któregoś dnia mogłabym przyjść się pobawić do ciebie?
— 62 —
Monika była bardzo zaskoczona.
- Pewnie, że możesz. Tylko... u mnie jest mało miejsca do zabawy - dukała - i nie mam tylu zabawek.
Anita wzruszyła ramionami.
- No to co? Przecież coś wymyślimy!
***
Mama Anitki zgodziła się na wizytę córki w domu Moniki. Wcześniej jednak mama Moniki musiała kilkakrotnie telefonować i ustalić szczegóły, o której Pani Stasia przyprowadzi dziewczynkę i o której ją odbierze. Gdy Anitka w końcu przyszła, Monika ubierała choinkę.
- Pomożesz mi? - zapytała. - Nie zdążyłam zrobić tego wcześniej.
- A mogę? - oczy Anitki błyszczały z zachwytu.
- No jasne - odparła Monika. - Wcześniej pomagała mi Natalka, ale chyba już jej się znudziło. Wy to pewnie macie piękną choinkę - rozmarzyła się Monika. - Tak strasznie ci zazdroszczę - wyznała w przypływie szczerości. - Masz takie piękne rzeczy. Ubrałaś już swoją choinkę? - zapytała widząc oczyma
— 63 —
wyobraźni lśniące wszystkimi kolorami bombki w kolorze złota i purpury.
- Ja nigdy nie ubierałam choinki - powiedziała smutno Anitka. - Mama mówi, że bombki są bardzo drogie i sama to robi. Nawet pani Stasi nie pozwala.
Zdziwiło to Monikę, ale szybko o tym zapomniała. Dziewczynki ubrały drzewko, a Anitka zdawała się być bardzo szczęśliwa. Potem mamusia zawołała je do kuchni, aby pomogły piec ciasta. Wszędzie rozchodził się przepiękny zapach. Anitka ucierała żółtka z cukrem w wielkiej misie, a Monika mieliła ser. Gdy skończyły swoją pracę, bawiły się z Kacperkiem i budowały domek dla lalek z różnych starych klocków, kartoników i zapisanych zeszytów. Z kolorowych szmatek porobiły łóżka i fotele.
- Nigdy się tak fajnie nie bawiłam - szepnęła Anitka, gdy nadszedł czas powrotu do domu. - I wiesz co? To ja tobie zazdroszczę.
- Czego? - zdziwiła się Monika.
- Tego, że możesz ubierać sama choinkę, ucierać ciasta i zajmować się Kacperkiem - rzekła dziewczynka i posłusznie pozwoliła pani Stasi zapiąć guziczki u jej nowego płaszczyka.
— 64 —
_ y^ r^yoty ^?? wWL^roJ-a^ U^o-^^UZ —.
***
Monika powiedziała mamusi, czego zazdrości jej Anitka.
- A widzisz każdemu można czegoś zazdrościć - odparła mama. - Ale lepiej cieszyć się tym co się ma - uśmiechnęła się i przytuliła córkę do siebie.
Anitka za zgodą swojej mamy, odwiedzała często koleżankę i bardzo lubiła do niej przychodzić. Właściwie to Monika była trochę dumna z tego powodu. Czasami też prosiła:
- Pobawmy się jutro u ciebie. Tak bym chciała pobawić się tą lalką w różowej sukni.
- No dobra - zgadzała się Anitka, ale widać było, że woli bawić się w domu Moniki.
Któregoś dnia mamusia tajemniczo oznajmiła:
- Muszę zabawić się w Świętego Mikołaja. Pora coś z tym zrobić - powiedziała i ubierając się ciepło wyszła z mieszkania.
Tatuś też miał bardzo tajemnicz�