14210
Szczegóły |
Tytuł |
14210 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14210 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14210 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14210 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Krzysztof W. Malinowski
TEN, KT�RY CZUWA U WR�T WSZECH�WIATA
�Gdy pomy�la�em, �e mia�bym m�wi� w pustk�, w t� cholern� nico��, kt�ra ze
wszystkich stron nas opad�a, zw�tpi�em w sens tego wszystkiego. Fakt, niewielki
mam wyb�r:
m�wi� do tej zbieraniny, gnie�d��cej si� na stosach swoich plastykowych odpadk�w
i
dusz�cej si� wyziewami swoich superwehiku��w � to tak�e m�wi� w pustk�. Ale
obowi�zki
s� po to, �eby je wype�nia�, jak mawia� ostatni z prawdziwych stoik�w, Robert
Hookes.
Dlatego wybra�em ciebie, Bob. B�d� mia� t� mow� do ciebie, bo przecie� musi tam
by�
jeden rozumny cz�owiek, kt�ry to pojmie. Nikogo na Ziemi nie zostawi�em; takim
jak ja nie
wolno nikogo opuszcza�, bo za bardzo chcieliby wraca�. Dopiero teraz zrozumia�em,
jakie to
wa�ne. Ale kto� musi mnie s�ucha�
Zak�adam, Bob, �e wiesz, jak to smakuje. �e lata�e� � bo chyba Ziemianie jeszcze
lataj�?
� i wiesz, �e to przera�liwa czer�, zupe�na pustka, cisza zamar�ych silnik�w.
Tyle �e nie
mo�esz wiedzie�, jak to wygl�da tu, dwie�cie dwana�cie lat �wietlnych od Ziemi,
gdzie
dopad�a nas lito�ciwa �mier�. Nas�uchowcy poka�� ci dok�adnie, gdzie to jest. A
ja ci
opowiem, jak by�o.
Pomy�l tylko: sze�� godzin � (to jedno okr��enie.
Po spirali.
Dzwoni�ce milczenie odbiornik�w.
G�adka ziele� tachoskop�w.
A czasem j�k grawid�a, zanim dostrze�e je robot i rozniesie w py� miotaczem.
I te korytarze w sufitach, �cianach i pod�ogach � wypalonych, poszarpanych
wystrza�ami
z miotaczy.
To si� ju� pono� kiedy� zdarzy�o, czy tak, Bob? Tak w ka�dym razie m�wi� Alex.
Powiedzia�, �e jakie� dwie�cie lat temu kt�ra� z ziemskich wypraw ju� tak
uwi�zia. To by�a
rzekomo wina kapitana. Jasne. Czyja� musia�a by�. Na og� zwala si� j� na
kapitana. Dlatego
si� w�a�nie t�umacz�. Mimo wszystko. Mimo �e �yj�. Wierz�, Bob, wierz�, �e
b�dziesz umia�
im to wyt�umaczy� lepiej ni� ja�
Szli�my we dwa statki � �Searcher� i �Virgimia� Olafa Gulfa. To by� �wietny
fachowiec
� Olaf, tyle �e mo�e nerwus. Ale zna� si� na swojej robocie. Kiedy�my tamtych
dojrzeli �
p�dz�cych, popychaj�cych przed sob� t� �cian� czerni, czerni nieprawdopodobnej,
nie
widzia�e� jeszcze takiej, Bob � �Virginia� by�a kilkana�cie lat �wietlnych w
przedzie. Olaf
zameldowa� przez radio, �e p�jdzie po diagonali, �eby z�apa� kontakt. Wszystko
wedle
procedury; nie m�g� przecie� przypuszcza�, �e stanie si� co� podobnego.
Wi�c obserwowali�my ich na ekranach � ��Wirgini� i tamtych. To by� niesamowity
widok. Nie wiem, jak ich opisa� � t� czer�, jakby przejrzyst�, i w �rodku co�
kulistego,
czerwonego w j�drze, lecz ciemniej�cego a� do g��bokiego fioletu na zewn�trz.
Wiem, �e
niezgrabnie to opisuj�, ale tego po prostu nie spos�b opisa�.
* * *
I wtedy to, jeszcze zanim Gulf przes�a� im pierwszy ci�g sygna��w, �ciana czerni
poch�on�a �Virgini�. Po prostu � jakby na statek niespodziewanie kto�
naci�gn�� �a�obny
ca�un.
To by�o niewiarygodne, a jednak sta�o si�. Sta�o si� w naszych oczach. �adnego
b�ysku,
wybuchu, nic � po prostu ,,Virginia� obr�ci�a si� w czer�. A tamci szli
niewzruszenie
dalej, rozjarzeni, nietykalni, bo szli szybciej ni� �wiat�o.
Wiem, Bob, pewnie teraz kiwasz z politowaniem g�ow�, ale przekonasz si�, �e nie
oszala�em. Oni naprawd� szli szybciej ni� �wiat�o. Odchodzi�em prawie od zmys��w,
ale
potwierdzi�y to prawie wszystkie przyrz�dy. Co mia�em robi�? Po�cig by�
bezsensowny, a
jednak musia�em go podj��; przecie� to jasne � ci trzej dranie stali tu� obok,
utkwiwszy we
mnie pe�en rozpaczy wzrok. Co mia�em im powiedzie�? Oni przecie� oczekiwali
tylko
jednego: �ciga� i dopa�� tamtych. Zniszczy�! Szlag by trafi� ich etyk�, rozum,
lata szkolenia
Gdybym nie zdecydowa� si� na ten beznadziejny rozkaz, rozszarpaliby mnie tam, a
potem
sami ruszyliby w �lad za uciekaj�cymi..
Powiedz, Bob, czy mia�em jaki� wyb�r?
* * *
Ruszyli�my za nimi.
Oczywi�cie, nie mieli�my �adnych szans. Ta czer� Podejrzewa�em, �e to jakie�
pole
si�owe albo co� w tym rodzaju Trzy tygodnie p�dzili�my za tym �wietlnym cieniem
� bo
przecie� ich ju� nie by�o tam, gdzie widzieli�my ich obraz! Ta nico�� jedynie
pozostawia�a po
sobie �wietlny �lad � widomy symbol naszej bezradno�ci. Lecz ani Alex, ani Jan
na moment
nie odst�powali od ekran�w. Jakby ich wzrok rzeczywi�cie m�g� powstrzyma�
umykaj�c�
czerwon� kul�.
* * *
I wtedy nagle nasta�a przera�liwa jasno��. Jakby w ciemnym pokoju kto� rozwar�
drzwi na
roz�wietlon� s�o�cem ulic�. To trwa�o tylko mgnienie � zaraz potem zn�w nasta�a
ciemno��
� jak poprzednio, nieprzenikniona, bezgwiezdna. A wraz z ni� nadszed� koniec.
Statkiem
targn�o tylko raz. Rozdzwoni�y si� sygnalizatory przeci��enia. Rozhucza�y si�
pompy
symulator�w deceleracji. Byli�my w pu�apce.
* * *
�To ju� sz�ste okr��enie, Bob. �Searcher� obiega po spirali t� przera�liw�
pustk�,
monotonnie, wok� niewidzialnego �rodka, jakby uwi�zany na nici nawijaj�cej si�
na
niewidzialny palec.
* * *
�Bo�e, jak�e szamotali�my si�, pr�buj�c si� st�d wyrwa�! To straszliwe pole jest
jak
lepka ma�. Niby poruszasz si� w niej, niby ci ust�puje, lecz przecie� nie
puszcza; a ty suniesz
z coraz wi�ksz� trudno�ci�, z coraz wi�kszym wysi�kiem, czuj�c, jak opuszczaj�
ci� si�y.
Wiesz, ile paliwa po�era taka szarpanina? Z rozpacz� obserwowali�my sun�ce w d�
wskaz�wki czujnik�w z rezerwy paliwa. Nie by�o �adnych szans na uzupe�nienie
zapas�w.
Bo gdzie? Na pocz�tku przed przeci��eniami ochrania�y nas deceleratory, ale to
kosztowa�o
zbyt du�o energii. Coraz cz�ciej zacz�li�my si� chowa� do kapsu�
antygrawitacyjnych. Tylko
wtedy nie czu�o si� tej potwornej si�y, cisn�cej na ka�dy milimetr kwadratowy
cia�a, bo c�
mo�na czu� w temperaturze ciek�ego helu�
* * *
Alex pierwszy postrada� zmys�y. Zrozumia�em to ju� wtedy, gdy wyszed� z kapsu�y.
Dosta� ataku histerii, z trudem uspokoili�my go zastrzykiem gerontomycyny i
u�o�yli�my na
powr�t w kapsule. Pr�bowa� pope�ni� samob�jstwo i nawet dwa roboty nie mog�y
sobie z nim
poradzi�. Wtedy te� pojawi�y si� pierwsze grawid�a. Nie b�d� ci tego dok�adnie
opisywa�,
chyba nie potrafi�bym. Nie uwierzysz, co potrafi, rodzi� w umy�le cz�owieka
takie potworne
pole. Zrozumia�em to dopiero wtedy, gdy ujrza�em Jana. Bieg�, w ci�kim
skafandrze, a
przecie� nie mieli�my ju� wtedy nawet do�� paliwa, by zasila� regeneratory
powietrza� No
wi�c bieg� przez korytarz, zataczaj�c si�, z miotaczem otwartym na pe�ny ogie�.
Wali�, gdzie
popad�o, po �cianach, po suficie, po drzwiach laboratori�w. W s�uchawkach
rozlega�y si�
tylko chrapliwe wrzaski: �Pre�ecz! Do��! Doo��!� A przed nim, w ciemnym prawie
korytarzu
unosi�o si� c o �� Czy te� mo�e podskakiwa�o? Widzia�em to co� tylko w b�yskach
miotacza,
rzucaj�ce si� od �ciany do �ciany, to zn�w opadaj�ce w d�. Zanim Jana dopad�em,
nagle si�
uspokoi� � zawr�ci�, dojrza� mnie i na chwil� przystan��. Przez szyb� he�mu
widzia�em jego
z�by wyszczerzone w ob��kanym u�miechu. �Widzisz, Paul? � powiedzia�. � Widzisz,
co
zrobi�e�?�
Czy zdajesz sobie spraw�, Bob, z tego, co wtedy czu�em?
* * *
Zanim zrozumia�em, co � si� sta�o, Jan zd��y� sobie podci�� �y�y. Na szcz�cie
automat
szybko go reanimowa� � to nie by�o trudne, zw�aszcza �e przy takich nat�eniach
pola
grawitacyjnego serce pracuje o wiele wolniej.
Spodziewa�em si� tego zreszt�. Ale to ja by�em tym, kt�ry powinien by� ich od
tego
powstrzyma�. I to by�o najgorsze. By�em ich przyw�dc�, wi�c musia�em k�ama�.
Powiedz,
Bob, czy zawsze trzeba ok�amywa� ludzi, kt�rymi si� kieruje? Czy sztuka
rz�dzenia lud�mi
musi sprowadza� si� do dawania im z�udnych, niespe�nialnych nadziei? Przecie�
gdyby nie
to, by�bym pierwszym, kt�ry by sam si� u�mierci�. A ja musia�em by� tym, kt�ry
tym
ludziom prawa do �mierci odmawia�. Nie potrafi�bym ci nawet powiedzie�, co si�
ze mn�
dzia�o, kiedy tak patrzy�em na ich um�czone twarze, gdy le�eli na poz�r bez
�ycia, w
kapsu�ach niby przejrzystych kokonach. A tu� obok, co czas jaki�, z pr�ni
komory wychyla�a
si� jakowa� mara, istota ni to ludzka, ni zwierz�ca, barwna, dotykalna prawie �
cho�
przecie� nie z tego �wiata, naszego. I nim jeszcze dobieg�o ko�ca dzie�o jej
tworzenia, ju� �
zawis�� w pr�ni � dosi�gn�� p�omie� miotacza czujnego robota�
Gardzili mn�, wiedzia�em o tym. Za to, �e zakazywa�em im prawa do spokojnej
�mierci.
�e si� ba�em. �e by�em bezsilny � ja, kapitan, bezgraniczne �r�d�o zaufania. I
najgorsze
by�o to, �e i ja sob� gardzi�em. Ba�em si� istotnie. Ba�em si� po zwierz�cemu,
jak oni
marzy�em o �mierci, o zamkni�ciu oczu. Tego si� nie da opisa�: powiewnych
grawide�, tupotu
robot�w uzbrojonych w miotacze, ludzi � albo rozszala�ych w panicznej ucieczce
przed
zmaterializowanymi zmorami, albo pozornie u�pionych i strze�onych przez roboty.
Tylko
maszyny pozosta�y wierne swej idei � teraz pilnowa�y, by z mej woli ludzie �yli
w
ob��kaniu�
Wiesz ju� teraz, co to czarna dziura?
* * *
A jednak nie wydarzy�o si� jeszcze to, co najgorsze. Przyznam, i� nie
spodziewa�em si�,
by pok�adowy komputer m�g� dostarczy� nam jakichkolwiek nowych informacji.
Zupe�nie
nieoczekiwanie zasygnalizowa� zako�czenie pierwszej fazy procedury awaryjnej.
Znasz ten
przepis: w ka�dym tego rodzaju przypadku dow�dca statku ma obowi�zek
dostarczenia
komputerowi wszelkich danych, w��cznie z list� presumpcji prognostycznych i
heuirystycznych. To dla pewno�ci, �e niczego si� nie pomin�o w ocenie sytuacji.
Nie
liczyli�my na �adn� rozs�dn� odpowied�. Bo i o czym�e tu mo�na by�o jeszcze
rozwa�a�?
Tymczasem nasz �Illiac� nie pr�nowa�. Kiedy automat odczyta� wyci�g z wydruku
komputera, nie wierzy�em w�asnym uszom. Puszcz� ci to, Bob, bo to chyba jedyny
dokument
tego, co si� sta�o.
* * *
Czas 90.12: Czas wykonania programu 216 godzin. Czas pok�adowy 3211 koma 23.
Poziom pierwszy. Analiza logiczna zespo�u danych programu �Saving procedur�:
Nieznany obiekt o zespole parametr�w wed�ug listy danych; pr�dko��: nad�wietlna.
Nap�d: brak danych. Negacja materii w promieniu 2 koma 6 parseka; mechanizm
negacji:
brak danych.
Czas zero: Sytuacja awaryjna statku �Virginia�; negacja statku �Virginia�.
Mechanizm
destrukcji: brak danych. Stopie� destrukcji: brak danych. Kontrola pr�dko�ci
obiektu �X�:
brak danych.
Czas 90.46: Poziom pierwszy. Generacja pola 16 G: Czas generacji pola 12
mikrosekund.
Analiza kreacji pola: Wynik negatywny. Stan powy�ej ci��enia krytycznego.
Zagro�enie
poni�ej awaryjnego. Zapas paliwa: zero. Mo�liwo�ci korektury trajektorii: wynik
negatywny.
Wniosek po�redni: opuszczenie trajektorii spiralnej o parametrach wed�ug tabeli
wynik�w
niemo�liwe w ramach programu �Saving Procedur�. Analiza alternatywna: wynik
negatywny.
Czas 90.51: Poziom drugi. Analiza heurystyczna zespo�u danych programu �Saving
Procedure�:
Analiza wykaza�a efekty dzia�ania intencjonalnego w zakresie zespo�u danych.
Niezidentyfikowany obiekt kierowany przez istoty inteligentne. Pr�dko��
nad�wietlna obiektu
dopuszczalna w �wietle analizy struktury obiektu. Materia nie odpowiada cechom
materii
metagalaktycznej.
Wniosek po�redni: obiekt zbudowany z antymaterii lub negamaterii. W zespole
danych
brak informacji o anihilacyjnym promieniowaniu gamma. Wniosek bezpo�redni:
obiekt
zbudowany z negamaterii.
Analiza fizyczna: Istnienie negamaterii we wszech�wiecie nie pozostaje w
sprzeczno�ci z
zespo�em teorii fizycznych.
Wniosek po�redni: Istnieje mo�liwo�� kreacji ujemnych zakrzywie� przestrzennych
i
unicestwiania materii bez ekwiwalent�w energetycznych obserwowalnych w naszym
Wszech�wiecie.
Wniosek bezpo�redni: zamkni�cie pola kolapsu w czasie 12 mikrosekund jest
dzia�aniem
intencjonalnym.
Wnioski og�lne w ramach programu �Saving Procedure�:
Opuszczenie pola grawitacyjnego czarnej dziury przy zastosowaniu zespo��w
nap�dowych
statku � niemo�liwe. W przypadku zawn�trznego dzia�ania intencjomalnego mo�liwe
rozwarcie pola grawitacyjnego.
Zalecenia w ramach �Saving Procedur�: Ponawia� pr�by nawi�zania kontaktu ze
struk
� turami rozumnymi �X�. Analiza kontaktu: Wynik negatywny. Dalsze zalecenia w
miar�
uzupe�nienia danych.
* * *
�Z negamaterii, Bob. Kiedy to us�ysza�em, opanowa� mnie dziwny spok�j.
Wiedzia�em ju�, upewni�em si�, �e niczemu tu nie mia�em mo�liwo�ci zaradzi�.
Zda�em sobie
spraw� z tego, �e to nie by�o takie nonsensowne, �e nie by�o zupe�nie
niepotrzebne. Starcie
cz�owieka z niewiadomym dodaje mu zawsze si�. A ja tych si� potrzebowa�em
bardziej ni�
kiedykolwiek. Sprawdzi�em wszystko raz jeszcze. To prawda. Teoria wzgl�dno�ci
nie
zaprzecza mo�liwo�ci istnienia negamaterii. Cia�a poruszaj�ce si� z pr�dko�ci�
ponad �
�wietln� musz� mie� ujemne masy. Taka negamateria znika przy napotkaniu naszej,
zwyk�ej
po prostu, bez �ladu znika. Tak w�a�nie znikn�a �Virginia�. Nie dziwnego, je
dla nich
rozwarcie pola �czarnej dziury� by�o niczym; wygenerowanie ujemnego zakrzywienia
przestrzeni, je�li tylko dysponuje si� odpowiednim �r�d�em energii, jest wtedy
drobnym
zabiegiem. Rozumiesz: troch� ujemnej masy, tak, aby zniwelowa�a zakrzywienie
dodatnie
wok� �czarnej dziury� � i taki pr�niowy b�bel stoi przed tob� otworem. To by�a
w�a�nie ta
o�lepiaj�ca jasno��. Za ni� b�yszcza� ju� Nega�wiat.
Wtedy, gdy pod��ali�my za nimi � a raczej za ich �wietlnym cieniem � nie
zdawali�my
sobie nawet sprawy z tego, �e naprawd� suniemy w tunelu wykrojonym w pot�nym
polu
grawitacyjnym �czarnej dziury�. W tunelu, otwartym tylko na chwil�, na mgnienie
oka,
podczas kt�rego tamci przechodzili do swego �wiata. Dla nas ju� nie starczy�o
czasu. Mo�e to
i gorzej? Tamta �mier� by�aby naglejsza.
* * *
Kiedy to wszystko dotar�o do �wiadomo�ci Alexa i Jana � zwariowali zupe�nie.
Odpowied� komputera nie dawa�a nam ju� przecie� �adnych szans. Czyni�a to
wszystko tylko
bardziej niesamowitym. By�em ju� prawie pewien, �e mnie zabij�. To by�o dla nich
jedyne
wyj�cie. Tylko wtedy m�g� si� Jan � bo to na niego przechodzi�y wtedy moja
w�adza i
obowi�zki � uwolni� od czujnej opieki robot�w.
* * *
W miar� wzrostu ci��enia � grawid�a wype�nia�y coraz liczniej ubog� przestrze�
statku.
Teraz ju� wiedzia�em, sk�d si� bior�. Rodzi�y si� bezustannie � te zjawy z
naszych sn�w �
wygenerowane w starciach naszej pod�wiadomo�ci ze straszliwym polem
grawitacyjnym,
niedope�nione, nierealne jak ludzkie sny, czy umiesz to sobie wyobrazi�, Bob?
Pomy�l:
budzisz si� z d�ugiego snu, przepe�nionego majakami, zmorami um�czonego umys�u�
Budzisz si� i widzisz te zmory na jawie � zmaterializowane, stokro� ohydniejsze
w swej
realno�ci i zniekszta�ceniu; twarze nieludzkie prawie, zawis�e nad twoj� g�ow�:
rozdziawione
g�by maszkaron�w, dziobog�owe, skrzydlate odw�oki, kr�tkonogie cielska� Wszystko
to, co
twoja wyobra�nia jest zdolna stworzy� w chwili intensywniejszego snu, ka�dy
silniejszy
poryw elektromagnetycznej emisji m�zgu zrodzi w oddzia�ywaniu z polem
grawitacyjnym
materi�. To by�y struktury kruche, ulotne, dziwnie niewa�kie, ale to by�a jednak
�
materia. I wszystkie one, dop�ki nie dopad�y ich roboty, spogl�da�y ci w oczy,
gdy tylko
przebudzi�e� si� w kapsule.
* * *
Wreszcie sta�o si� to, czego tak d�ugo oczekiwa�em. Skorupa zakrzywionej
przestrzeni
rozwar�a si� ponownie. Zn�w na moment rozb�ysn�a jasno�� tamtego �wiata i
wychyn�li
stamt�d oni: czerwonokuli�ci, spieszni � i nietykalni w swej pr�dko�ci. Nim
zd��y�o to
dotrze� do naszej �wiadomo�ci, znikn�li w otch�ani czarnej pustki Kosmosu. To
by{
ostateczny dow�d.
* * *
A po trzech dniach zgas�a gwiazda.
Tak, m�wi� to zupe�nie �wiadomie. Wiem, �e to oni zgasili t� gwiazd�. To by�a
Psi 216 w
gwiazdozbiorze Perseusza. Potwierdzi� to komputer. Po czterech dniach wr�cili.
* * *
�Dziwne jest to uczucie. Wraz ze s�abn�cym polem grawitacyjnym m�ci si�
�wiadomo��.
To jedyna satysfakcja � ja jeden wierzy�em, �e przy spotkaniu z rozumem musimy
mie�
szans�. Szkoda, �e nie rozegrali�my tego rozs�dnie. Da�em si� ponie�� emocjom.
Szastali�my
paliwem � ca�e zapasy zu�yli�my w dwa miesi�ce. Tak, Bob, w dwa miesi�ce nasz
�Searcher� zamieni� si� w bezw�adn� kup� krzemu, stali i cementu. Nasze g�upie,
beznadziejne wysi�ki wyrwania si� z tego potwornego pola pozbawi�y nas nawet
mo�liwo�ci
manewrowania na orbicie. Liczyli�my na cud. Mo�e i s�usznie? Tyle tylko, �e ten
cud nas
zaskoczy�. Gdyby�my �yli, mo�e by�aby jeszcze jaka� szansa� Bo kiedy ust�pi�o
pole � jak
zawsze nieoczekiwanie � i nast�pi�a owa przenikliwa jasno��, w naszym statku nie
drzema�a
ju� �adna si�a zdolna poruszy� go z miejsca. Tkwi� nieruchomy, bierny jak
kawa�ek drewna
na spokojnej tafli jeziora. I wtedy jeszcze raz przybyli tamci. Skryci za
przejrzyst� czerni�
negamaterii, nietykalni, pocz�li nas wypycha� z pola �czarnej dziury�. Spe�ni�y
si� prognozy
naszego komputera: to by�a negamateria. To on obliczy�, �e je�li dwie dodatnie
masy si�
przyci�gaj�, to masa ujemna i dodatnia powinny si� odpycha�. To prosty rachunek,
Bob � a�
dziw, �e wcze�niej na to nie wpad�em. Trzeba tylko uwa�a�, �eby nie wej�� w pole
negamaterii zbyt szybko; wtedy nawet si�a odpychania nie zdo�a ci� powstrzyma�
przed
znikni�ciem. Tak w�a�nie sta�o si� z �Virgini��.
No wi�c, Bob, oni zdaj� sobie spraw� z tego, co robi�. Podeszli do statku wolno,
bardzo
wolno. Po chwili czujniki pok�adowe drgn�y.
�Searcher� powoli pocz�� si� oddala� od j�dra �czarnej dziury��
Wiedzia�em ju�, �e to, co przydarzy�o si� �Virginii�, nie sta�o si� z ich winy.
Nie
zamierzali zniszczy� statku. Byli zbyt rozumni. Ale ka�dy rozum mo�e by�
zaskoczony przez
dzia�anie nierozumne. A tak w�a�nie zachowa� si� Gulf. Zaszed� im drog�, i
dlatego
�Virgini� poch�on�a nico��.
* * *
�Zgas�a gwiazda� Wiele razy potem jeszcze ogl�da�em ich, wyp�ywaj�cych z tej
swojej
jasno�ci i ruszaj�cych w otch�anie naszego Wszech�wiata. Spieszyli, by zgasi�
jak�� gwiazd�
i przemieni� j� w jeszcze jeden przestrzenny b�bel, roztaczaj�cy wko�o
straszliwe pole
grawitacyjne. Mu � sieli tak robi�. Ka�dy kolaps w naszym Wszech�wiecie oznacza�
w ich
Nega�wiecie narodziny nowej gwiazdy � powstanie nowego skupiska negamaterii. Oni
musieli dba� o istnienie obu tych �wiat�w � bo my nie byli�my jeszcze do tego
zdolni. Tam,
gdzie zapalali pot�ne kwazary, wlewa�a si� do naszego Wszech�wiata energia,
czerpana z
Nega�iwiata. Takie by�y po prostu prawa wzrostu entropii. Cho� to nie jest
dok�adnie tak�
Entropia w�a�ciwie nie wzrasta�a � ona przybywa�a tylko do nas jako negaentropia
z tamtego
�wiata. A oni dbali jedynie o r�wnowag�. Bo ka�de jej zachwianie grozi�o ko�cem
jednego z
tych �wiat�w.
* * *
Ta s�abo��, Bob. To ju� koniec. Z ka�dym kilometrem, z ka�d� sekund� czuj�, jak
s�abnie
umys�. Przewidzia�em, �e zwyci�y w tych ch�opcach wola �mierci. Racja by�a po
ich stronie.
Alex powiedzia� mi kiedy�, �e mnie zabije. I tak si� sta�o. Zabili mnie podczas
snu, kiedy nikt
nie m�g� mnie wzi�� w obron�. Dziwisz si�? �e robot powinien mnie obroni�?
Zgoda. Tak naprawd� to ja chcia�em, �eby mnie zabili! To by�o zaplanowane.
Tch�rz?
Mo�e. Pozostaje tylko pytanie: co jest wi�kszym tch�rzostwem: zabi� si� samemu,
czy
pozwoli�, by zrobi� to tch�rz jeszcze wi�kszy. Tak czy inaczej, czuj� si� podle.
Ale nie
potrafi�em oprze� si� tej pokusie. To dla mnie by�a jedyna szansa ucieczki.
Wi�c zabili mnie. A potem rozkazali automatowi, �eby u�pi� ich na trzy doby �
wcze�niej
zniszczywszy system automatycznej kontroli czasu rewitalizacji.
Ale by�em sprytniejszy. Wiedzia�em, �e mo�e nadej�� chwila jak ta, teraz, kiedy
byliby�my ocaleni, gdyby nie to, �e nie ma ju� komu przynosi� tego ocalenia. Nie
chcia�bym
sobie odm�wi� przyjemno�ci przes�ania na Ziemi� pierwszego i ostatniego meldunku
ze
statku, kt�ry uwolni� si� z �czarnej dziury�. Cho� z ni� przegra�. Tego nie
zrobi�by �aden
automat. A dop�ki tkwili�my w polu, oczywi�cie nie mog�o by� mowy o ��czno�ci.
�Czarna
dziura� po�era nawet fale radiowe. Lecz teraz�
Wi�c zrobi�em u�ytek z tego, co wp�dzi�o nas w szale�stwo. Oto m�wi do ciebie,
Bob,
pierwsze grawid�o, z jakiego cz�owiek zrobi� u�ytek. Pozwolisz, �e zmieni� osob�
� jako�
dziwnie by�oby dalej m�wi� o sobie jako kapitanie Sachsie. Hm� Wi�c oto ja:
czwarta,
udana kreacja sobowt�ra z negamaterii.
Pr�ba kreacji negaumys�u przez umys�. Mo�e niezupe�nie udana� Ale zawsze
�wiadoma�
Z tym, Bob, �e moje istnienie mia�o sens w polu materii. W bardzo silnym polu�
To by�
ostatni rozkaz kapitana Sachsa� Pami�tam� pami�tam, jak si� rodzi�em� Jak
wpatrywa�
si� w lustro.. Rad jestem, Bob, �e� ja pierwszy fantom mog� wam przes�a� wie�ci
o tych, co
czuwaj�.. u wr�t Wszech�wiata�