14126
Szczegóły |
Tytuł |
14126 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14126 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14126 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14126 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andrzej Ziemia�ski
Koloryt Lokalny
Nad ranem, kiedy temperatura we wn�trzu stacji obni�a�a si� bardzo, tu� nad pod�og� unosi�
si� jak niespotykanej grubo�ci dywan, ob�ok pary. Bia�y a zarazem przejrzysty k��bi� si� i wirowa�
pod nogami zmierzaj�cego do zewn�trznych kabin Donnera. Zaklejaj�ce oczy resztki snu,
przenikliwe, mimo ciep�ej koszuli i swetra, zimno i opary jakby wyj�te �ywcem z ba�niowych
bagien tworzy�y wraz z przy�mionym, nocnym �wiat�em wystarczaj�co przygn�biaj�c� atmosfer�,
by pozbawi� go resztek dobrego samopoczucia.
Stara� si� jak najszybciej przeby� pl�tanin� ponurych korytarzy i chocia� droga z jego pokoju
do miejsca pracy nie by�a d�uga, to kiedy dotar� do przylepionych bezpo�rednio do zewn�trznego
pancerza stanowisk wymiennik�w, czu� w skroniach niespokojny rytm przyspieszonego t�tna.
O tej porze panowa�a tu temperatura nieco ni�sza od normalnej, jednak w por�wnaniu z lodowym
ch�odem wn�trza stacji, atmosfera wydawa�a si� niemal tropikalna. Wszyscy dy�uruj�cy w nocy
ju� wyszli i w niewielkim, s�abo o�wietlonym pomieszczeniu zauwa�y� tylko �l�cz�cego nad
jakimi� papierami Dusty�ego i kogo� odwr�conego plecami, zamykaj�cego si� w kabinie
wymiennika.
� Jest co� nowego? � spyta� szukaj�c swojej karty.
Dusty podni�s� g�ow� znad papier�w:
� Co� jest nie w porz�dku z odczytami i pob�r mocy jest przekroczony o prawie pi�� procent...
Donner wzruszy� ramionami.
� Pyta�em, co nowego. W tym wraku takie rzeczy s�yszy si� codziennie.
Nie otrzyma� odpowiedzi, zreszt� nie spodziewa� si� jej. W�a�ciwie prawie nie zna� Dusty�ego.
Tak jak z innymi styka� si� z nim w pracy i podczas posi�k�w, rzadziej w wolnym czasie. Ani
stacja, ani w og�le jakakolwiek praca w przestrzeni czy na dalekich planetach nie sprzyja�a
zacie�nianiu stosunk�w mi�dzy lud�mi. Poza niecierpliwym oczekiwaniem na wyga�ni�cie
kontrakt�w konsolidowa�a ich jeszcze jednakowa u wszystkich ch�� powrotu w bardziej ludne
strony. Powrotu o tyle beznadziejnego, �e nie m�g� by� ani d�ugi ani trwa�y.
Wszyscy po pewnym czasie, d�u�szym lub kr�tszym, wyruszali oboj�tnie tu czy gdzie indziej,
pchani niezrozumia�ym dla innych pragnieniem wyrwania si� z monotonii normalnego �ycia,
przej�cia z jednego obszaru nudy do drugiego, ci�gni�ci nierozerwalnymi p�tami nie potrzeby ju�
a na�ogu. Na�ogu nie obiecuj�cego niczego poza now� nadziej� powrotu, kt�ry, chocia� nie ni�s�
ze sob� �adnej zmiany, to jednak �udzi� przerwaniem bezbarwnego �a�cucha dni, pozorn� zmian�
otoczenia, zmian� �wiat�a... Co do zmiany ludzi, nikt ju� nie mia� w�tpliwo�ci.
Donner zamkn�� nad sob� pokryt� brudnoszarymi zaciekami klap� kabiny wymiennika.
Przypi�� si� pasami do fotela, nastawi� wy��cznik czasowy i w��czy� dop�yw pr�du. Jako
pracownik z du�ym sta�em i takim samym do�wiadczeniem nie odczuwa� tak dotkliwie jak
pocz�tkuj�cy, negatywnych skutk�w po��czenia. Nie dra�ni�y go elektrody wszczepione pod sk�r�,
nie czu� zawrot�w g�owy ani uporczywych natr�tnych my�li, kt�re tak wielu zmusi�y do zmiany
zawodu. Niemniej, d�ugotrwa�e dzia�anie aparatu powodowa�o, utrzymuj�cy si� cz�sto nawet
przez kilka godzin po jego wy��czeniu, nastr�j przygn�bienia i apatii trudny do przezwyci�enia
nawet przy pomocy �rodk�w farmakologicznych.
Kiedy po��czenie zosta�o dokonane, zespoli� si� psychicznie z jak�� prymitywn� istot�
spoczywaj�c� w�r�d wielu podobnych w p�ytkim szlamie pokrywaj�cym wi�kszo�� obszar�w tej
planety. Kieruj�c my�lami, wol� czy raczej instynktownymi odruchami amebowatego stworu,
poderwa� go z dna b�otnistej niszy i powoli wyprowadzi� na such� r�wnin�. Pokonuj�c bierny op�r
kilkudziesi�ciotonowego stworzenia rozpocz�� monotonne zbieranie radioaktywnych rud.
Tym razem jednak nu��ca praca nie trwa�a d�ugo. Nie zrobi� nawet pe�nego okr��enia pola
kiedy poczu� opanowuj�ce go uczucie bezw�adu, znak, �e urz�dzenie ��cznikowe przestaje dzia�a�.
Otaczaj�ca go granatowa ciemno�� zacz�a si� powoli rozja�nia�, aby potem, jakby prawem
kontrastu powr�ci� znowu ju� w postaci bezimiennej czerni kabiny. Z chwil� gdy usta� ucisk
w skroniach znowu sta� si� sob�. Nie m�g� czu� si� ot�pia�y po tak kr�tkiej pracy wi�c raczej
z przyzwyczajenia za�y� zwyk�� dawk� �rodk�w pobudzaj�cych.
W pustym poprzednio pomieszczeniu panowa� teraz gwar i t�ok nie pasuj�cy do nastroju
Donnera. W�r�d dyskutuj�cych cz�onk�w ekipy technicznej z trudem odnalaz� Dusty�ego. Dotar�
do niego jednocze�nie z pracuj�cym w kabinie obok Ryanem. Dusty jakby uprzedzaj�c ich pytania
zacz�� si� usprawiedliwia�:
� Nie wiem co si� dok�adnie sta�o, jest jaka� powa�niejsza awaria. Na razie koniec pracy.
W�tpi� �eby dzisiaj to usuni�to, lepiej jednak nie oddalajcie si� zbytnio... � przerwa� nad czym� si�
zastanawiaj�c � albo nie, dam wam konkretn� robot�.
Z szuflady pobliskiego biurka wyj�� jaki� schemat i poda� go Ryanowi.
� Sprawd� lini� przesy�u mocy, je�li uda ci si� pootwiera� te stare kasety to zwr�� szczeg�ln�
uwag� na z��cza. Z r�nic mi�dzy rachunkami a prospektem firmy produkuj�cej te urz�dzenia
wynika, �e zu�ywamy za du�o energii... Ty natomiast � zwr�ci� si� do Donnera � m�g�by�
sprawdzi� jeszcze raz aparaty kontroluj�ce ja�owy bieg...
� Przecie� kaza�e� mu to sprawdza� kilka dni temu, kiedy wysiad�a centrala rozrz�du �
powiedzia� Ryan.
� Wiem, ale musi tam co� by� nie w porz�dku, niekontrolowany up�yw energii wynosi obecnie
prawie pi�� procent, a pozosta�e segmenty sam sprawdza�em. Tak du�y pob�r mocy mog� mie� ju�
tylko urz�dzenia tamtej sekcji, trzeba to jeszcze raz sprawdzi�.
Ryan wzruszy� ramionami, spojrza� pytaj�co na Donnera, ale ten nie popar� go, zaj�ty
w�asnymi my�lami. Nie m�g� sobie przypomnie�, kiedy sprawdza� urz�dzenia kontroluj�ce bieg
ja�owy...
� Musia�o ci si� co� pomyli� Dusty, nigdy nie by�em w tamtej sekcji � powiedzia�.
� Nie sil si� na ironi�, wiem, �e to nudne, ale kto� to musi zrobi� a ja jestem zaj�ty tutaj.
� Ale ja naprawd� nie mog� sobie przypomnie�, �ebym sprawdza� co� takiego...
� Tym bardziej trzeba to zrobi� teraz � Dusty by� w pod�ym humorze, usiad� za biurkiem
i zacz�� nerwowo przerzuca� jakie� papiery co mia�o oznacza�, �e nie s� mu potrzebni.
Ryan zaskoczony popatrzy� na Donnera i na zdenerwowanego Dusty�ego, potem u�miechn��
si� i ruszy� w kierunku drzwi. Donner odruchowo poszed� za nim. W drzwiach Ryan odwr�ci� si�.
� To dobrze, �e go przytemperowa�e�, niech sobie nie wyobra�a zbyt wiele, chocia� chwil�
wybra�e� niezbyt odpowiedni�...
� M�wi�em prawd� � odpar� Donner.
� Dobra � Ryan klepn�� go z u�miechem po ramieniu � lepiej odpocznij. � W�o�y� trzymany
dot�d w r�ce schemat do kieszeni i ruszy� w kierunku pomieszcze� reaktora.
Niewielkie pomieszczenia urz�dze� kontrolnych w zasadzie nie r�ni�y si� mi�dzy sob�
niczym szczeg�lnym, to jednak, w kt�rym pracowa� Donner, rzadko odwiedzane, odstrasza�o
zwa�ami kurzu i py�u, kt�ry nier�wnomiernymi warstwami pokrywa� wszystkie aparaty. Teraz
unosi� si� i wirowa�, dra�ni�c oczy i drogi oddechowe oraz pot�guj�c z pozoru nieuchwytny
zapach st�chlizny. Nie zamierza� przebywa� tu d�ugo, wyj�� z rejestratora graficzn� kopi� zapisu
pracy urz�dze�, dokona� pobie�nej kontroli po��cze� i w�ciek�y na archaiczny klimatyzator
mieszaj�cy tylko otaczaj�cy go py�, poszed� do pobliskiego klubu.
Spojrza� na zegarek, dochodzi�a si�dma � o tej porze nikogo tu nie by�o. Granatowoszara
ciemno�� za nielicznymi iluminatorami powoli zacz�a traci� sw�j g��boki ton, przechodz�c
w ja�niejsze odcienie. Mimo, �e przyzwyczajono go do wczesnego wstawania, z trudem
przystosowywa� si� do dziennego rytmu, w czym nie pomaga�a lurowata kawa z automatu ani
nowa porcja �rodk�w pobudzaj�cych. Monotonne przegl�danie przyniesionych zapis�w jeszcze
spot�gowa�o nastr�j senno�ci. Dopiero kiedy dotar� do wykresu zu�ycia pr�du zainteresowa�a go
niespotykana regularno�� zarejestrowanych wychyle� pisaka. Nie spotka� si� z czym� takim przy
�adnej awarii. Jedynym wyt�umaczeniem mog�o by� to, �e kto� musia� pod��czy� jakie� urz�dzenie
do linii przesy�u, c�, zwyk�e nadu�ycie... A jednak niepokoj�cy by� niezwyk�y kszta�t linii
wykresu. Wynika�o z niej, �e co najmniej od paru tygodni podczas ja�owego biegu lub konserwacji
wymiennik�w, kradzie� energii stale wzrasta i to o ma�e co prawda, ale mniej wi�cej r�wne
warto�ci ka�dego dnia. Nie przychodzi�o mu na my�l �adne urz�dzenie o takim poborze mocy.
Kojarzy�o si� to ju� raczej z powolnym wdra�aniem do pracy jakiej� wielkiej maszyny. O ile
dobrze sobie przypomina� niczego takiego, opr�cz samych wymiennik�w, na stacji nie by�o.
Od d�u�szego czasu prze�laduj�ce Donnera pod�wiadome uczucie powtarzania si� sytuacji
i my�li nasili�o si�. Chocia� wydawa�o mu si�, �e nie ma natr�ctw my�lowych ani innych bardziej
odczuwalnych dolegliwo�ci z racji swej pracy, jednak u�wiadomi� sobie uporczywe odradzanie si�
starych, zatartych zada�, skojarze�, a nawet ca�ych ci�g�w my�lowych � zdarza�o si� to ostatnio
coraz cz�ciej, a dzisiaj szczeg�lnie ostro.
Troch� nieprzytomnym wzrokiem rozejrza� si� po ma�ej salce nie mog�c zatrzyma� spojrzenia
na �adnym konkretnym podmiocie. Wyszarza�e i wytarte obicia foteli; nie domykaj�ce si� szafki,
poplamiona czym� wyk�adzina i porysowane szk�a iluminator�w uparcie podsuwa�y mu jakie�
niejasne skojarzenia, kt�rych sensu nie potrafi� uchwyci�. Z�apa� si� natomiast na tym, �e od
d�u�szego czasu usi�owa� policzy� ile razy ostatnio odczuwa� w tak dotkliwy spos�b powtarzanie
si� sytuacji. Liczby nie m�g� oczywi�cie poda� nawet w przybli�eniu, ale musia�o nast�powa� to
jednak bardzo cz�sto. Na pewno miewa� przedtem, jak inni ludzie, niejasne uczucie, �e ju� to
wszystko prze�ywa�, ale nigdy nie by�a to tak jasna, sprecyzowana my�l jak teraz. Odruchowo
wzruszy� ramionami nie mog�c otrz�sn�� si� z tego nastroju. Od�o�y� na najbli�szy st� trzymane
w r�ku papiery.
Nie m�g� po��czy� si� z Dustym w sprawie swoich odkry� zwi�zanych z ubytkiem energii,
linia by�a zaj�ta przez konsultuj�cych si� technik�w. Nie chcia� wraca� do i tak przepe�nionych
stanowisk, postanowi� nagra� wiadomo�� na kasecie i wys�a� poczt� pneumatyczn�.
Otworzy� szyfrowy zamek swojej szafki i wyj�� magnetofon. Przewin�� ta�m� w kasecie do
po�o�enia zerowego i �eby sprawdzi� co kasuje w��czy� odczyt. Po kr�tkim urywku jakiej� melodii
rozleg�y si� czyje� ciche, ale brzmi�ce wyra�nie s�owa. Up�yn�a d�u�sza chwila zanim
zorientowa� si�, �e to jego w�asny g�os: �Wiadomo�� dla Dusty�ego. Podczas kontroli urz�dze�
reguluj�cych prac� wymiennika na ja�owym biegu odkry�em, �e strata mocy odbywa si� w�a�nie
gdzie� na linii ��cz�cej wymiennik z rozrz�dem lub w samym wymienniku. Trudno w tej chwili
dok�adnie oszacowa� poniesione straty, najprawdopodobniej wynosz� one od trzech do pi�ciu
procent og�lnych nak�ad�w energii. Poza tym odkry�em, �e straty energii podczas ja�owego biegu
stale rosn�, zwi�kszaj�c si� codziennie o pewn� sta�� warto��. Ta�ma przez chwil� jeszcze
przesuwa�a si� w ciszy by po cichym trzasku powr�ci� do przerwanej melodii. Donner wy��czy�
magnetofon. By�o co� w otaczaj�cej go ciszy, w md�ej szaro�ci �witu ledwie wydobywaj�cego
niewyra�ne kszta�ty za iluminatorami i w nim samym, co kaza�o mu w tej chwili szuka�
towarzystwa innych ludzi. Nie m�g� uporz�dkowa� k��bi�cych si� my�li ani doj�� do �adu
z wyobra�ni� spi�trzaj�c� ci�gle nowe obrazy i wyja�nienia, kt�re odsuwa� nie mog�c ich
analizowa� lub boj�c si� takiej analizy. Troch� pod�wiadomie, jak skazany, kt�ry uspokaja si�
maj�c przy sobie drug� osob�, mimo, �e nie spodziewa si� od niej konkretnej pomocy, ruszy�
w kierunku pokoju ekipy naprawczej. Nie by�o tam tylu ludzi ilu spodziewa� si� zasta�. Przy stole
siedzia� tylko Dusty i doktor Merck. Po zaczerwienionych twarzach, nerwowych ruchach i stosie
niedopa�k�w w popielniczce pozna�, �e musieli si� k��ci�. Nie wiedzia� od czego zacz�� w tej
sytuacji. Uprzedzi� go Dusty.
� Niepotrzebnie szukali�my awarii w samym wymienniku, okaza�o si�, �e to awaria
komputera... Nie wy��czyli�my go w por� i teraz wszystko jest unieruchomione nie wiadomo na
jak d�ugo...
Przerwa�o mu wej�cie Ryana.
� Sprawdzi�em ca�� lini� � zacz�� od progu � nigdzie ani �ladu...
� To ju� nieaktualne � przerwa� mu Merck � okaza�o si�, �e to awaria komputera.
Ryan wzruszy� ramionami.
� Nie mogli�cie wcze�niej uprzedzi�? � Z niech�ci� rzuci� zarysowany r�nokolorowymi
mazakami schemat na st� przed Dusty�ego.
Przez chwil� milcza�, jakby zastanawiaj�c si� co ma powiedzie�, potem zwr�ci� si� do
Donnera moduluj�c sw�j g�os tak, aby brzmia� lekko, w kt�rym mimo to mo�na by�o dostrzec nut�
niepokoju:
� S�uchaj, czy przed snem jest ci tak zimno, �e chodzisz si� rozgrza� do pomieszcze� reaktora?
Donner spojrza� na niego zdziwiony nie wiedz�c do czego Ryan zmierza. Natomiast Merck
wydawa� si� zelektryzowany us�yszana wiadomo�ci�.
� Co chcesz przez to powiedzie�? � spyta�.
� Nie, nic takiego... � Ryan zdawa� si� teraz �a�owa�, �e poruszy� t� spraw� � po prostu
znalaz�em w przedsionku reaktora dwa zdj�cia Donnera, tam jest taki automat, kt�ry przy otwarciu
zewn�trznej klapy robi zdj�cia i notuje czas wej�cia i opuszczenia przedsionka. � Rzuci� na st�
dwie fotografie.
� Nie wiedzia�em nic o tym automacie...
� Ja te� dowiedzia�em si� dopiero dzisiaj. To pozosta�o�� po poprzednim u�ytkowniku stacji.
Wykonywali jakie� do�wiadczenia w komorze reaktora i potrzebny by� im zapis kto i jak d�ugo
tam przebywa�.
Doktor Merck przeni�s� wzrok na Donnera:
� Poka� dozymetr � powiedzia� sucho.
Przed podaniem go Merckowi, Donner zerkn�� na fosforyzuj�c� tarcz�. Ma�a ��toczarna
wskaz�wka wychyla�a si� daleko poza pierwsz� z trzech czerwonych linii. Trzy g�owy pochyli�y
si� nad wska�nikiem. Kto� gwizdn��. Merck pierwszy podni�s� g�ow�.
� Dlaczego to zrobi�e�? Je�eli musia�e� ju� tam le��, to czemu tego nie zg�osi�e� � rozgl�da� si�
przez chwil� jakby szukaj�c odpowiednich s��w � nie wiesz, �e grozi ci bia�aczka.
Odwr�ci� si� w stron� interkomu i wystuka� numer ambulatorium.
� W�a�ciwie chcia�em porozmawia� z tob� ju� od pewnego czasu � odezwa� si� Dusty. � Przed
twoim przyj�ciem w�a�nie, m�wi�c �agodnie, sprzeczali�my si� z doktorem o...
� Mo�e nie w tej chwili kolego... przerwa� Merck � trzeba go zabra� do szpitala.
� My�l�, �e w�a�nie chwila jest odpowiednia, wszystko to w jaki� spos�b si� ��czy i je�li nie
wyja�nimy ca�ej sprawy mo�e ona mie� powa�ne konsekwencje.
� Nie wiem, naprawd� nie wiem po co poszed�em do pomieszcze� reaktora. Nie pami�tam, �e
w og�le tam by�em � powiedzia� Donner, jakby dopiero teraz ockn�� si� z zaskoczenia. � Przecie�
nie wchodzi�bym tam gdzie grozi mi niebezpiecze�stwo, a gdzie nie ma nic, co...
� To prawda, �e tam niczego nie ma � wtr�ci� Ryan � to pusta sala, co� w rodzaju
nieu�ywanego od czas�w naszych poprzednik�w magazynu. Nawet do w�a�ciwej komory reaktora
nie da si� stamt�d wej�� bez wiedzy komputera...
� Skoro Donner utrzymuje, �e nie pami�ta swojej tam bytno�ci sk�d wie, �e sala jest pusta? �
spyta� podniesionym g�osem Merck.
� To �adna tajemnica, wszyscy o tym wiedz� � odpowiedzia� Ryan.
� Wszyscy? Dlaczego ja nic nie wiem?
Ryan co� mrukn�� i spojrza� wymownie na Mercka.
� Mo�e potem o tym porozmawiamy � przerwa� dyskusj� Dusty � s� jeszcze inne sprawy,
kt�re chcia�bym poruszy�. W zasadzie nie zwr�ci�bym na to uwagi gdyby nie to, czego
dowiadujemy si� teraz... Od do�� dawna niby przypadkiem albo �artem niekt�rzy ludzie skar�yli
si�, czy raczej dawali do zrozumienia, �e Donner przedrze�nia ich i na�laduje. Takie rzeczy s�
raczej trudne do zauwa�enia a tym bardziej do s�ownego skonkretyzowania, dlatego do�� dziwne
wyda�o mi si�, �e kilka os�b poruszy�o t� spraw�. Poza tym rzuci� mi si� w oczy post�puj�cy regres
w sprawozdaniach Donnera, z kt�rych trudno by�o cokolwiek wywnioskowa�, sk�ada�y si�
bowiem coraz bardziej ze schematycznych zwrot�w i formu�. Nigdy nie powi�za�bym ze sob� tych
fakt�w gdyby nie to, czego dowiedzia�em si� dzisiaj tu� po awarii. Jeden z technik�w par� dni
temu widzia� Donnera gdy po pierwszej kontroli tych samych co dzi� urz�dze� nagrywa� dla mnie
wiadomo�� na ta�mie o swoich odkryciach, kt�re wydawa�y mu si� wa�ne. Zdziwi� si�, �e
pos�a�em tam Donnera jeszcze raz, zdziwi� si� jeszcze bardziej gdy us�ysza�, �e nie dosta�em
wspomnianej wiadomo�ci...
Mimo niskiej temperatury Donner poczu� sp�ywaj�ce mu po twarzy grube krople potu.
Spr�bowa� je wytrze�, ale z powodu dr�enia r�k rozmaza� tylko pot po gor�cym czole.
� To prawda � g�os z trudem wydobywa� si� ze �ci�ni�tej krtani Donnera. � Przed chwil�
znalaz�em kaset� z nagran� wiadomo�ci�, by�a w mojej szafce... dzisiaj doszed�em do takich
samych wniosk�w... � Nie m�g� zdoby� si� na wysi�ek by w jaki� uporz�dkowany spos�b
przedstawi� zdarzenia. � Ale naprawd� nie wiem jak mog�o do tego doj��. Nie mog� sobie nic
przypomnie�...
Zlustrowa� otaczaj�ce go osoby. Ryan sta� z boku, niewiele zdaje si� rozumiej�c, ale
uczuciowo chyba solidaryzowa� si� z Donnerem � mo�e dlatego, �e wykonywali ten sam zaw�d,
mo�e z pod�wiadomej ch�ci przeciwstawienia si� kierownictwu, tak powszechnej u wszystkich
ludzi ni�ej postawionych, a mo�e z jakiej� innej jeszcze przyczyny. Z zachowania Mercka
wyra�nie przebija�a niezbyt maskowana nieufno��, by�o pewne, �e nie wierzy w ani jedno s�owo
Donnera. Natomiast z twarzy Dusty�ego nic nie mo�na by�o wywnioskowa�. On te� pierwszy
przerwa� milczenie.
� Je�li wszystko jest tak jak m�wi� Donner, to jest chyba tylko jedno rozwi�zanie, kt�re
r�wnocze�nie t�umaczy�oby i jego zachowanie i nienaturalne straty energii w tym sektorze...
� Prosz� m�wi� dalej, ch�tnie wys�uchamy tej hipotezy, cho� osobi�cie nie ��czy�bym
wymienionych fakt�w � odezwa� si� Merck.
� Moim zdaniem jest to wykorzystywanie aparatury ��cznikowej w kierunku przeciwnym, od
zewn�trz.
� Co za bzdura... � mrukn�� Merck zakrywaj�c, jakby w nag�ym zm�czeniu, twarz d�o�mi.
� Czy kto� widzi inne rozwi�zanie?
� Przecie� istoty �yj�ce na tej planecie i wykorzystywane przez nas nie s� inteligentne. Ich
umys�owo�� sprowadza si� do inteligencji ameby powi�kszonej tak aby wa�y�a kilkana�cie ton.
W jaki wi�c spos�b ci gigantyczni kretyni potrafiliby i to bez �adnej materialnej ingerencji
opanowa� tak skomplikowan� aparatur� jak� stanowi� wymienniki?
� Nie wiem i nie umiem udzieli� pewnej odpowiedzi przed dok�adnym zbadaniem urz�dze�
stacji. My�l� jednak, �e gdy codziennie podczas pracy ��cz� si� tak r�ne psychiki, nie jest trudno
o dokonanie przeskoku, kt�ry mo�e sprawi�, �e psychika ludzka nie b�dzie ju� dominuj�ca.
Wystarczy� by� mo�e jeden przepalony przew�d w wymienniku, tak ma�y, �e nie zarejestrowa�y
go urz�dzenia kontrolne. Najnowsze z u�ywanych przez nas urz�dze� maj� co najmniej
dziewi��dziesi�t lat, st�d, mimo konserwacji, tyle awarii i st�d by� mo�e wynika fakt, �e po tak
wielu przer�bkach nie w pe�ni nad nimi panujemy.
� Jak to mo�liwe, �e wp�yw cz�owieka na te istoty nie ulega przerwaniu po opuszczeniu kabiny
wymiennika?
� Ka�dy, kto tam pracuje, ma wszczepione na sta�e elektrody, w chwili gdy opuszcza kabin�
wymiennika urz�dzenia przechodz� na bieg ja�owy � kontakt wi�c nie ulega przerwaniu, a jedynie
zmniejsza si� do nie odczuwalnych warto�ci. St�d te� aby uzyska� normalny kontakt poza
kabinami konieczny by� wzrost pobieranej energii przy ja�owym biegu. Dopiero po ca�kowitym
wy��czeniu urz�dze� kontakt si� urwa�.
� Nie wiem, jak na podstawie tak niewielu i tak trudnych do interpretacji fakt�w mo�na
wysnu� wniosek o obcej interwencji w psychik� Donnera. Ale nawet je�li za�o�ymy, �e tak si�
sta�o, je�li za�o�ymy na przyk�ad, �e chc� w ten spos�b opanowa� nasz� stacj�, to jak wyt�umaczy�
bezsensowne zachowanie si� osoby podporz�dkowanej woli tych istot?
� Przede wszystkim nie wiemy � odpar� Dusty � i nie wie tego sam Donner, czego zdo�ali
dotychczas dokona�. Znamy tylko kilka oderwanych fragment�w z bogatej by� mo�e dzia�alno�ci
cz�owieka podporz�dkowanego ich woli. Poza tym nie mo�emy przyk�ada� do nich ludzkiej miary,
nie mo�na dopatrywa� si� zrozumia�ych dla nas cel�w u kogo� tak odmiennego... Nie widz�
innego wyt�umaczenia dziwnego zachowania Donnera, tych luk w pami�ci...
� A w�a�nie � przerwa� mu Merck � jak pan wyt�umaczy owo �przedrze�nianie�, post�puj�cy
regres jego sprawozda� i co si� z tym wi��e, o ile dobrze pana zrozumia�em, regres my�li
i zachowa� w�r�d innych ludzi?
� Nie mog� bez odpowiednich bada� odpowiedzie� na to pytanie. Wszystko, co dotychczas
powiedzia�em, opiera si� na nie sprawdzonej hipotezie, ale wydaje mi si�, �e w chwili gdy obca
psychika zdominowa�a �wiadomo�� Donnera, musia�a przej�� kierowanie jego zachowaniem.
W jaki spos�b to zrobi� by nie odr�nia� si� od innych os�b � to proste, stara� si� robi� to co one �
st�d �przedrze�nianie�. Ale to nie wystarcza�o, nie zawsze mo�na bra� przyk�ad z innych, dlatego
trzeba by�o si�gn�� do pami�ci Donnera, do przechowywanych tam starych my�li, zdarze�, reakcji,
czyli... czyli schemat�w, na kt�rych opiera si� zewn�trzny obraz cz�owieka.
Merck nie panowa� ju� nad sob�, roz�o�one na pulpicie przed nim r�ce drga�y lekko, ale
zauwa�alnie. Zwr�ci� poczerwienia�� nagle twarz w stron� Dusty�ego:
� Czy chce pan przez to powiedzie�, �e mo�na na�ladowa�... co tam, stworzy� cz�owieka,
podrabiaj�c par� schemat�w zachowa�? Czy sk�adamy si� z samych schemat�w?
� Zapewne nie. Ale obraz otaczaj�cej nas rzeczywisto�ci, a przede wszystkim ludzi odbieramy
bardzo fragmentarycznie. W �adnej ze znanych sobie os�b nie dostrzegamy bezpo�rednio owej
�istoty wy�szej�, dociera do nas to, co przekazuj� nam swoim zachowaniem, to, co widzimy na
zewn�trz. W zale�no�ci od tego jacy sami jeste�my dobudowujemy i uzupe�niamy nasz �wiat
indukuj�c go i deformuj�c poprzez w�asny punkt widzenia. Jacy naprawd� s� ludzie, wiemy tylko
na podstawie naszych wewn�trznych domys��w. Dlatego mo�e nie zawsze potrafimy dostrzec czy
pod zas�on� s��w i gest�w naprawd� kryje si� cz�owiek, czy tylko go tam dobudowali�my.
� Nigdy si� z panem nie zgodz�. To nie jest mo�liwe... Rozstrzyganie tak abstrakcyjnych
problem�w wykracza poza nasze kompetencje...
� Mo�e, ale jest te� realny problem, nad kt�rym trzeba si� zastanowi�. Chodzi o to czy mamy
wznowi� prac� po usuni�ciu awarii.
� Nie rozumiem.
� Mamy do dyspozycji kilka fakt�w, kt�re u�o�yli�my w pewn� hipotez�. Kwestia teraz w tym,
czy zaryzykujemy i, opieraj�c si� na wnioskach do jakich doszli�my, mimo ca�ej niecodzienno�ci
i nurtuj�cej nas w stosunku do niego niepewno�ci wstrzymamy dalsz� prac� bez wzgl�du na
konsekwencje, czy te� podejmiemy j� bezpo�rednio po usuni�ciu awarii nie bacz�c na
niebezpiecze�stwo...
Merck podni�s� si� powoli.
� Domy�lam si� do czego pan zmierza, wi�c odpowiem panu z g�ry: nie, nie wiem, co
spowodowa�o takie a nie inne zachowanie Donnera ale nigdy, powtarzam nigdy nie uwierz�
w podobne brednie wyssane z palca. Pan nie jest osob� kompetentn� do tworzenia takich hipotez.
Mo�e pan by� pewny, �e je�li zostanie zwo�ane zebranie zarz�du po�wi�cone temu tematowi, b�d�
g�osowa� za natychmiastowym podj�ciem pracy po usuni�ciu awarii.
Szybkim krokiem podszed� do drzwi i otworzy� je.
� Powiem panu jeszcze tylko jedno � odwr�ci� si� w progu. � Nie jest mo�liwe sterowanie
cz�owiekiem przez jakie� bezmy�lne bydl�. Nikt i nic nie mo�e rozkazywa� ani
podporz�dkowywa� sobie rozumnych i �wiadomych istot jakimi jeste�my... A my � zwr�ci� si� do
Donnera � chod�my do ambulatorium.
Donner sta� oparty o rdzewiej�c� �cian� ze wzrokiem utkwionym gdzie� w niewyra�nej za
zaparowanym iluminatorem przestrze�: na zewn�trz stacji, nie zauwa�aj�c lub nie chc�c zauwa�y�
z trudem maskowanych ciekawych spojrze� jakimi obrzucali go obecni. Potem powoli, jakby
brn�c przez o�rodek du�o g�stszy od powietrza ruszy� w kierunku jedynego zdawa�oby si�
istniej�cego dla niego punktu w przestrzeni � rozkazuj�cego wzroku Mercka.