13969
Szczegóły |
Tytuł |
13969 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13969 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13969 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13969 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
J�zef Ignacy Kraszewski
Przed burz�
Sceny z roku 1830
Przy ulicy �wi�tokrzyskiej, w domku murowanym niepozornym, o jednym pi�terku z
poddaszem, ze staro�wiecka wygl�daj�cym, na dole mieszka� szewc Noi�ski, zwany kulawk� z
powodu, �e mocno na lew� upada� nog�, z drugiej strony stolarz Aramowicz, na g�rze ca�e
niewielkie pi�tro zajmowa� pan Brenner. Na ty�ach mie�ci�a si� Matusowa, kt�ra handlowa�a
ogrodowin� i siadywa�a z ni� na Starym Mie�cie w straganie, a naprzeciwko Aramowicz mia�
sk�ad drzewa i cz�� warsztatu. Na poddaszu, kt�re stanowi�o ma�e kawalerskie mieszkanko o
dw�ch pokoikach niewykwintnych, ale czystych i zacisznych, od �w. Jana roku zesz�ego
wkwaterowa� si� by� m�odzieniec s�u��cy w biurze Komisji Skarbu, kt�rego nazywano Kalikstem.
Ca�a ludno�� ma�ej kamieniczki tej zna�a si� i by�a z sob�, nie wyjmuj�c str�a, zajmuj�cego in
ultima Thule*, na samym tyle ciupek par� � w niemal przyjacielskich stosunkach.
Str�a mianowano Dygasem i musia� si� jako� podobnie zwa� w istocie, chocia� go poufale
wabiono te� na pana Lasantego � co zapewne od Kalasantego pochodzi�o.
Jest jakim� prawem tej poczciwej natury, kt�ra wie, dlaczego to robi � �e ubogim rodzinom
nigdy na dzieciach nie zbywa. Bogatym cz�sto si� ich dochowa� trudno, biednym przychodz�
niespodziewanie i cho� si� biedactwo na nie cz�sto skrzywi, p�niej B�g to obraca na dobre. Tak
te� w kamieniczce, o kt�rej mowa, dzieci i wyrostk�w by�o jak bobu. Ani panu Dygasowi, ani
pierwszemu pi�tru dogodnie z tym nie by�o, bo dzieci maj� swe prawa i wiele te� bezprawi�w
wybacza� im trzeba. Dobywa�y si� po wschodach bez �adnej dobrej racji a� na strych, zalatywa�y
na ty�, gospodarzy�y w ma�ym dziedzi�czyku, a krzyk i wrzawa na dole by�y nie do zniesienia.
Szewc Noi�ski opr�cz tego mia� dw�ch urwipo�ci�w na nauce, u stolarza by� jeden sza�awi�a*
okrutny: Matusowej J�ziek nie lepszy by� od innych. Starzy �yli z sob� dobrze i przyk�adnie, ale
m�oda ta ludno�� dar�a cz�sto koty i guzy sobie nabija�a okrutne.
Jedyn� w�adz� i policj� dzier�y� w swych r�kach Dygas, cz�ek stary, powolny, g�uchawy i nie
maj�cy dosy� energii, aby zuchwalstwa tej gawiedzi poskromi�.
W�a�ciciel kamieniczki, kt�ry j� po �onie otrzyma� i w niej nie mieszka�, rzadko tu zagl�da� i
dowiadywa� si� tylko, gdy, uchowaj Bo�e, trzeba by�o zweryfikowa� jak�� nieodzown� reparacj�,
zameldowan� przez Dygasa � popraw� rynny, okucie okiennicy, odnowienie bruku i tym
podobne.
Dla mieszka�c�w pierwszego pi�tra ludno�� zajmuj�ca ni�sze sfery by�aby niezno�n�, bo i
szewc ca�y dzie� stuka�, i stolarz ko�ata�, i w bramie by�o zawsze jak na zarwanicy*, gdyby to nie
byli ludzie cierpliwi na podziw i spokojni. Pierwsze pi�terko, niskie, nie�adne, od dawna nie
od�wie�ane, w kt�rym i drzwi si� nie domyka�y, i okna odstawa�y, i pod�ogi a piece wiele
pozostawia�y do �yczenia � zajmowa� p. Brenner z famili�. Rodzina jego sk�ada�a si� z bardzo
pi�knej c�rki, panny Julii, ju� rozkwit�ej i doros�ej, i ciotki jej, wdowy, pani Ma�uskiej. Kucharka i
ma�e dziewcz� do pomocy by�y ca�ym dworem.
Brenner, kt�rego, nie wiadomo dlaczego, nazywano panem radc�, by� cz�owiekiem ju� oko�o lat
pi��dziesi�ciu maj�cym, ma�ym, kr�pym, podobnym do mn�stwa ludzi �redniego wzrostu
chodz�cych po ulicach. Pozna� go w t�umie by�o nie�atwo, a opisa�, jak wygl�da�, nie mniej
trudno. Zdawa�o si�, �e czy natura czy sztuka da�y mu, jak niekt�rym zwierz�tom, barw� jak��
start�, form� nie ra��c� � aby si� przesun�� m�g� po �wiecie niepostrze�ony. Brenner nosi� si� te�
jak wszyscy, nie odr�nia� si� niczym i widuj�cy go codziennie wsp�mieszka�cy kamienicy
cz�sto wracaj�cego do domu nie od razu poznawali. Twarz mia� blad�, ogolon� � oczy ciemne,
biegaj�ce, niespokojne i najcz�ciej spuszczone, mow� cich�, ruchy jakie� mi�kkie i wymykaj�ce
si�. Zdawa� si� ca�e �ycie nie s�ucha� nic, na nic nie patrze�, ma�o kogo zna� i nie wiedzie� o
niczym.
O nim te� tak ma�o kto wiedzia�, �e ci, co z nim �yli w jednej kamienicy, najrozmaitsze mieli
przekonania o jego zatrudnieniach. Szewc Noi�ski nazywa� go lichwiarzem, stolarz Aramowicz
by� pewny, �e on zbo�em handluje. Matusowa zbywa�a, pytana, tym, �e � �albo ja tam wiem � a
mnie co do tego!!�
Brenner nigdy nikogo u siebie nie przyjmowa�, ca�e dnie prawie sp�dza� za domem i na oko nie
zdawa� si� wcale niczym zaj�ty. Pani Ma�uska, ciocia, odzywa�a si� z tym, �e ma pensj� . i z niej
�yje, bo dawniej by� w s�u�bie rz�dowej, ale w wojew�dztwie lubelskim. Chodzi�y s�uchy
niewiadomego �r�d�a, �e Brenner s�u�y� w komisariacie i na jakich� dostawach grosza uciu�a�.
B�d� co b�d� przesz�o�� jego i tera�niejszo�� okrywa�y nieprzejrzane ciemno�ci. Z rana �
czasem ju� o si�dmej � widywano go wychodz�cego na Nowy �wiat i gin�cego tam w�r�d
t�um�w. W�r�d dnia rzadko komu trafia�o si� go spotyka�, ale par� razy jednak widywano go
wychodz�cego to z cukierni, to z jakiego traktieru*, to z kawiarni. Nigdy jednak mimo to nie
spotka� go nikt ani pod dobr� dat�, ani nawet rozweselonego. � Twarz mia� zawsze jedn�, blad�,
smutn� i jakby wiecznie strwo�on�.
Trafia�o si�, i� go dni kilka nie by�o w domu, bywa�o �e wraca� nocami � zawsze jednak w
jednym humorze i usposobieniu.
W domu ca�ego dnia nigdy nie przesiedzia�. S�ota, wicher, zimno, skwar, nic go od zwyk�ej
przechadzki nie wstrzyma�o. Nie skar�y� si� nawet na to. Zdrowie mimo lat pi��dziesi�ciu mia�
czerstwe i doskona�e, gusta niewybredne. Obchodzi� si� lada czym, przyjmowa�, co mu dano.
Ludno�� ca�ej kamieniczki spogl�da�a na� i z pewnym uszanowaniem, i z wielk� ciekawo�ci�.
By�a to dla niej chodz�ca zagadka.
�ycie na pierwszym pi�trze by�o skromne, ale dostatnie; nie dawa�a si� tam nigdy czu� ani
potrzeba kredytu, ani ochota do wyst�pywania.
Brennera prawie nigdy, chyba wieczorem, w domu znale�� by�o mo�na: rz�dzi�a wi�c ciocia
Ma�uska i panna Julia.
Ciocia, bezdzietna, dobra, cicha, niem�oda niewiasta, milcz�ca, pos�uszna, albo si� modli�a na
ksi��ce i robi�a po�czoch�, lub z za�o�onymi r�kami na piersiach opowiada�a pannie Julii o domu
ksi���t Sanguszk�w, u kt�rych za m�odu nieboszczyk jej m�� by� oficjalist�*. Ciocia kocha�a
siostrzenic� jak w�asne dzieci�, pomaga�a jej, s�u�y�a, i gdyby panna Julia nie by�a bardzo �agodn�
i dobr�, mog�aby j� by�a zawojowa� zupe�nie. � Ojciec te� by� przywi�zanym do tego jedynego
dzieci�cia � ba�wochwalczo. Wracaj�c do domu, pierwszy jego krok by� do Julci, pierwsze
zapytanie o ni�. Najmniejsze jej niezdrowie odrywa�o go od zaj��, tak �e po kilka razy przybiega�
do domu dowiadywa� si� o ni�. Dla Julci nie by�o rzeczy ani za drogiej ani za trudnej do nabycia �
szcz�ciem, �e skromnych bardzo ��da� c�rka rzadko czego� zapragn�a.
Straci�a ona matk� za wcze�nie, sam wi�c ojciec z pomoc� ciotki zajmowa� si� jej
wychowaniem. Nie �a�owa� na nie nic: najlepsza pensja, najdro�si metrowie*, wszystko, czego
nauka wymaga� mog�a, mia�a Julcia na zawo�anie. Sta�o si� te�, i� na pensji, przy lekcjach, w
czasie dosy� d�ugiej nauki, c�rka pana Brennera znalaz�a si� obok panienek daleko od niej wy�szej
sfery towarzyskiej, nabra�a og�ady, a z nauk tak korzysta�a wiele, i� wr�ciwszy do domu, musia�a
si� uczu� bardzo osamotnion�.
Pani Ma�uska, poczciwo�ci kobiecina, z�ote serce, by�a mimo zetkni�cia si� z dworem ks.
Sanguszk�w tak praktyk� �ycia tylko nieco okrzesan�, tak naiwn� i prostoduszn�, i� z ni�, pr�cz o
upiorach, o odpustach, o kuchni i o pogodzie, ma�o o czym wi�cej rozmawia� by�o mo�na. Zna�a
si� te� nieco na medycynie popularnej; leczy�a od b�lu z�b�w, od r�y (bardzo skutecznie), febry i
reumatyzm�w.
Sam Brenner w tych kr�tkich chwilach, kt�re sp�dza� z c�rk� w domu, nie okazywa� te�
wykszta�cenia zbyt wysokiego. Nie czytywa� nigdy nic � wiadomo�ci nie mia� �adnych, opr�cz
�Kurierka� Dmuszewskiego* w domu nic innego nigdy nie by�o; ale �ywego �ycia stosunki i
spr�yny zna� za to doskonale.
Z nim wi�c i z cioci� � niewiele mog�a panna Julia mie� przyjemno�ci w rozmowie. �
Natomiast zajmowa�a si� bardzo wiele muzyk�, kt�rej uczy�a si� od Elsnera*, gra�a godzinami na
fortepianie i niezmiernie wiele czyta�a.
W wyborze ksi��ek mia�a sobie zostawion� swobod� najzupe�niejsz�, tak jak w og�le w ca�ym
�yciu, bo ojciec i ciotka mieli nieograniczon� ufno�� w rozumie jej i charakterze. Z pensji rozmaite
w mie�cie mia�a znajomo�ci, do kt�rych wolno jej by�o chodzi�, przebywa�, powraca�, gdy si� jej
podoba�o. Bra�a z sob� ma�� Agatk�, kaza�a jej czasem przychodzi� po siebie, a ciocia nawet nigdy
jej nie towarzyszy�a.
Bardzo rzadko chyba kt�ra� z towarzyszek odwiedza�a j� i zabawi�a godzin par�.
Panna Julia by�a do�� s�usznego wzrostu, postawy kszta�tnej, rys�w szlachetnych, mi��, ale
mo�e na sw�j wiek za powa�n�. Pi�kno�� jej i �wie�o�� w tej Warszawie, kt�rej na �licznych
twarzyczkach nigdy nie zbywa�o, mog�a uj�� oka, bo nie by�a narzucaj�c� si� i �wietn� � lecz
zachwyca�a ka�dego, kto si� do niej zbli�y�, kto j� pozna�, pos�ysza�, komu si� u�miechn�a. Mimo
powagi swej i pewnego smutku, rozlanego na twarzy, mia�a niezmierny �w wdzi�k, kt�ry poci�ga
nawet w niepi�knych osobach, c� dopiero gdy si� po��czy ze szlachetnymi rysy, niemal
klasycznych kszta�t�w. Julia ubiera�a si� z wielk� prostot� i skromno�ci�, ale ze smakiem
niepor�wnanym, z dystynkcj� uderzaj�c�, � Wygl�da�a w najprostszej sukience na wielk� pani�.
Gawied� domowa, dla kt�rej by�a uprzejm� i grzeczn�, znajdowa�a j� mimo to � arystokratk� i
nie �mia�a si� z ni� spoufala�, gdy z cioci� Ma�usk� szewcowa Noi�ska, �ona stolarza Aramowicza
by�y w takiej komitywie, �e do niej chodz�c po lekarstwa, i na gaw�dki siadywa�y godzinami.
Wszystkie te jejmo�cie zwa�y j� � wysoko �adukowan�� pann� � i przepowiada�y jej bardzo
�wietne losy. Szczeg�lnie Noi�ska, unosz�ca si� nad gr� na fortepianie panny Julii, by�a pewn�, �e
�pu�dzie� za obywatela, za urz�dnika lub nawet mo�e za jakiego jenera�a. � Wszystko to by�o
mo�liwym.
Chocia� jenera�ska ranga na�wczas, stawi�c na poz�r wysoko tych, co ni� zaszczyceni byli,
otwieraj�c wrota do dalszej krescytywy*, wcale nie dawa�a niezale�no�ci.
By�o to bowiem za tego pami�tnego panowania, za tej osobliwej dyktatury wielkiego ksi�cia
Konstantego*, kt�ra w dziwny spos�b godzi�a si� jako� z konstytucj� b�ogos�awionej pami�ci
cesarza Aleksandra.*
Ksi��� Konstanty, Nowosilcow* i ca�y Belweder by�y to korektywa* nie dopuszczaj�ce, aby
Kr�lestwo wzi�o ow� konstytucj� na serio. Na papierze sta�o prawo, w kt�rym jakby na
po�miewisko zapisano: neminem captivabimus nisi iure victum*, a co dzie� niemal nape�nia�y si�
kozy najrozmaitszego nazwiska: Dominikanie, Karmelici, Marcinkanki, pa�ac Bruhlowski,
piwnice w Belwederze, mieszkanie Aksamitowskiego*, ratusz, gdzie rz�dzi� Lubowidzki*, stary
zuchthaus*, koszary artylerii, lud�mi chwytanymi pod najmniejszym pozorem jakiej� winy, a
raczej cienia my�li lub usposobienia wyst�pnego.
Turkot kocza* ksi���cego, przelatuj�cego p�dem ulice, wyludnia� je i przera�a� jak burza
nios�ca pioruny. Na widok jego dr�a�o wszystko. Najwy�ej po�o�one osoby, gdy je zawezwano do
Belwederu, doznawa�y przera�enia, cho�by si� winnymi nie czu�y.
Rzadko w dziejach daje si� spotyka� taki terroryzm pos�uguj�cy si� tak rozga��zionym, a tak �
powiedzmy prawd� � niedo��nym szpiegostwem. Rok 1826 i potem 1830 da�y tego najlepsze
dowody. Despotyzm Konstantego by� tak dzielnym bod�cem do utrzymania i podsycenia
patriotyzmu, i� mu niemal g��wnie rozbudzenie i utrzymanie ducha przyzna� nale�y.
Najsystematyczniej w �wiecie zwracano oczy narodu na wszystko, co b�d�c zakazanym, stawa�o
si� przez to samo chciwie ��danym i upragnionym. Najmniejszy objaw samoistno�ci nielito�ciwie
karcony, surowa karno�� posuni�ta do �mieszno�ci, zwr�ci�y ducha wewn�trz, spot�gowa�y go,
podnios�y, rozdra�ni�y niemal do szale�stwa. W. ksi���, uwiadomiony w por� o drobnostkach i
dzieci�stwach, nie mia� pomimo to najmniejszego poj�cia o rzeczywistym stanie umys��w.
�apano objawy zewn�trzne, ducha uj�� nikt nie m�g�. Przeczuwano go, domy�lano si�, goniono za
nim � na pr�no.
U drzwi Belwederu rozkwita� patriotyzm najgor�tszy, nie dostrze�ony dla tej ca�ej falangi
szpiegowskiej*, kt�ra nigdy g��biej w spo�eczno�� wejrzenia zapu�ci� nie mog�a. Despotyzm w.
ksi�cia tak dobrze nauczy� k�ama� i salony, i ulic�, �e si� oboje nigdy pochwyci� na niczym nie
dawa�o.
Raporta, kt�re sk�ada� Lubowidzki, kt�re przynosi�y Makroty*, Jurgaszki*, Birnbaumy* i ci,
kt�rymi si� pos�ugiwali, pe�ne by�y szczeg��w a puste. Denuncjowano wykroczenia �mieszne;
strasznego tego kipi�tka, kt�ry wrza� na spodzie � ledwie miano jakie� ciemne przeczucie.
Ksi�ciu, pal�cemu na kominku dzie�em Staszica*, prze�laduj�cemu tych, co �mieli wzi�� w r�k�
numer gazety francuskiej, co poklasn�li w teatrze dwuznacznemu wyrazowi, zdawa�o si�, �e
st�umi� ducha, odebra� odwag�, zabi� wszelkie zachcianki swobody � gdy tymczasem on i jego
pomocnicy krzewili idee liberalne i rewolucyjne� Przesada nawet w despotyzmie jest
niebezpieczn��
Dra�liwo�� ksi�cia czyni�a go po prostu �miesznym. Opowiadano sobie cicho po ca�ej
Warszawie �w wypadek w Belwederze, gdy jednej nocy ksi���, zbudzony ha�asem w s�siednim
pokoju, ledwie szlafrok na siebie narzuciwszy, zbieg� na strych, a pos�any na zwiady kamerdyner
Kochanowski* odkry� winowajc�w, buntownik�w w faworytalnych ma�pach ksi�cia, kt�re
wykrad�szy si� z klatki, bawi� si� zacz�y kulami dzia�owymi, bombami i przyrz�dem
wojskowym, kt�rego pe�no by�o zawsze po k�tach.
Podobnych pop�och�w kilka by�o w Belwederze. Raz przekradaj�cy przez wa�y za pa�acem
w�dk� todre�nicy*, na kt�rych stra� napad�a � wszystko, co �y�o, powo�ali do broni.
L�kano si� nie wiedz�c czego, chocia� ogromna armia p�atnych str��w bezpiecze�stwa
powinna by�a r�czy� za nie, a g�r� stoj�cy jenera�owie �andr, Kruta* i inni mieli oko na wy�sze
sfery. Wojsko trzymane by�o w surowo�ci nies�ychanej � najmniejszy krok, s�owo, wejrzenie
kontrolowane, ka�da godzina czym� zaj�ta, nieustanne mustry nie dawa�y mu ani tchn��, ani
my�le�, ani zrobi� kroku. Na m�odzie�, mian� zawsze w podejrzeniu, szczeg�lne zwracano oko,
objaw liberalizmu czytano czasem w nie zapi�tym guziku, w troch� d�u�szych w�osach � ale serce
by�o tajemnic�. Uczono tylko k�amstwa i ostro�no�ci. Cudownie te� prawie tam, gdzie szept ka�dy
by� pods�uchiwanym, ksi��ka najniewinniejsza zakazan�, rozmowa karan�, duch si� rozwija�
pot�nie, olbrzymio.
Spo�ecze�stwo przedstawia�o obraz ciekawy, jedyny prawie w dziejach wsp�czesnych. W
wy�szych sferach mocno sfrancuzia�ych, gdzie niemal polskiego j�zyka us�ysze� nie by�o mo�na,
cichutko �miano si� i narzekano na w. ksi�cia, ale jego ucisk nie wydawa� si� jednak do
niezniesienia. Tam obawiano si� mo�e rewolucji tak samo jak w Belwederze i wstr�t do niej miano
r�wny. Pewien rodzaj apatii ow�adn�� wszystkimi. �ycie tam, gdzie si� nie styka�o z polityk�, by�o
im prawie wygodnym. Zreszt� m�wiono sobie, �e ksi��� nie by� nie�miertelnym. Przez adiutant�w
ksi�cia, do kt�rych liczby liczy�y si� naj�wietniejsze polskie imiona, przez stosunki wyrabiano
sobie jaki� modus vivendi*, z kt�rym mo�na si� by�o pogodzi�. Tu patriotyzm ogranicza� si� na
westchnieniach, milczeniach, marzeniach tylko i gasn�� co chwila. Znaczniejsza cz�� wielbi�a
b�ogos�awion� pami�� wskrzesiciela Polski. Tu nie przypuszczano nawet mo�no�ci jakiego�
zuchwa�ego porywu. Nadto znano pot�g� Rosji.
Tacy ludzie nawet jak jenera� Ch�opicki*, graj�c wieczorami wista*, wiod�c �ycie sybarytskie*,
strzegli si� najmniejszego cienia patriotyzmu i chmurno przyjmowali jego objawy.
W �redniej klasie wspomnienia 1794 r.* by�y jeszcze �ywe, tu patriotyzm, nie zdaj�c sobie
sprawy ze �rodk�w, z si�, pe�en by� zawsze nadziei i pragnie�. Po wsiach czytano z zaj�ciem
najwi�kszym gazety, z polityki europejskiej wyci�gaj�c wnioski na przysz�o�� i wierz�c, �e
odbudowanie Polski by�o Europie niezb�dnym, �e pierwsza wojna musia�a je wywo�a� nawet bez
przy�o�enia si� Polski � s�dzono, �e odbudowanie jej cudownie si� jako� dokona� mia�o.
We w�asne si�y wierzy�a ta tylko m�odzie�, kt�r� ksi��� Konstanty parali�owa�, oniemia�,
kr�powa� i wyciska� z niej rozpaczliw� odwag�. Tu �adna groza, �adne powie�ci o �ukasi�skich*,
o innych wi�zionych i znik�ych lub na Sybir wywiezionych nie zdo�a�y zachwia� postanowieniem
m�nego porywu. Ale tu te� rachowano dziwnie na �ywio�y, kt�rych nie znano, na liczby
fantastyczne, na sympatie nie dowiedzione, na tysi�czne kombinacje, kt�re si� nigdy sprawdzi� nie
mia�y. Heroizm za�lepia�. Wierzy� w to, �e si�� sw� upoi, poci�gnie, uchwyci, roz�arzy � i w
istocie uda�o mu si� pr�dem pot�nym unie�� za sob� nawet tych, co najmniejszej ufno�ci nie mieli
w przysz�o��.
Nie mia� jej ani ks. Czartoryski*, ani Ch�opicki, zmuszony do przyj�cia dyktatury, ani ca�e
wy�sze grono wojskowych, ani wielu z tych, co potem rol� czynn� grali w wypadkach. W chwili,
gdy si� powie�� nasza zaczyna, nie by�o mo�e nawet przeczucia, �e si� co� gotuje i wi��e; nikt nie
przypuszcza�: takiego zuchwalstwa.
Domy�lano si� spisk�w, ubolewano nad nimi i nad ofiarami, jakie one �ci�ga�y � nikt nie
wierzy�, aby pod czujnym okiem policji w. ksi�cia mog�o si� co� uknu� i dojrze� do wybuchu.
Ze wszystkim w �wiecie oswoi� si� mo�na, wy�sze spo�ecze�stwo na koniec oby�o si� nawet z
despotyzmem w. ksi�cia: cichutko si� �mia�o z niego, a w potrzebie mia�o drogi do ksi�nej
�owickiej*, do Kruty, do Stasia Potockiego*, do adiutant�w, do faworyt�w, nawet do s�u�by
belwederskiej, aby sobie wyrobi� pozwolenie lub przebaczenie. Mieszczanie po k�tach opowiadali
sobie anegdotki zabawne � siadywano Pod Bia�ym Or�em* na odwachu* i � jako� si� �y�o.
Przybywaj�cy do Warszawy obywatel strzeg� si� nawet kapelusza ksi�ciu niemi�ego w�o�y� na
g�ow� � cichutko przemyka� si� przez ulic�, nie m�wi� nic, nas�ucha� si� p�s��wek i szcz�liwy
wraca� pod spokojn� strzech� do domu. Bawi� si� by�o czym, bo mo�na by�o bezkarnie szydzi� z
olbrzymich projekt�w Lubeckiego*, z Newachowicza* i Sp�ki, z Doeplera, po trosze z
Dmuszewskiego, wywie�� dowcip jaki starego ��kowskiego*, na ucho opowiada� o teatralnych
intry�kach i peruce blond Rautenstraucha*, itp.
Na wsi czasem nie�mia�o, w polu, zabrzmia�o � Jeszcze nie zgin�a, Trzeci maj lub inna jaka
piosenka, ale, uchowaj Bo�e, na imieninach lub balu byle z czym g�o�niej si� odezwa�, zaraz by si�
to odbi�o w Warszawie.
Bywa�y praktyki, �e zaje�d�ali �andarmi do spokojnych obywateli i � wie�li ich do Modlina
lub Zamo�cia.*
* * *
W tych to czasach grozy i trwogi � w spokojnej kamieniczce przy ulicy �wi�tokrzyskiej panna
Julia godzinami, zadumana, grywa�a na fortepianie, pani Ma�uska odmawia�a pacierze, Noi�ski
buty szy� dla podchor��ych i oficer�w, a Aramowicz sto�ki i stoliki ciosa� r�wnie dla gwardii
rosyjskiej i dworu w. ksi�cia, jak dla ludno�ci stolicy. Tu w warsztatach rzemie�lniczych nie
wiedziano o Bo�ym �wiecie, pr�cz �e kto czapki w ulicy nie zdj�� przed w. ksi�ciem, ten szed� Pod
Or�a Bia�ego. Nie �mia� si� ch�opiec id�cy z butami zatrzyma� naprzeciw Saskiego placu, gdy si�
odbywa�a parada, bo kto wie, co go tu spotka� mog�o. By�y godziny, w kt�rych znajdowania si� na
ulicy unika� ka�dy. Wiadom� by�a anegdota o owym szlachcicu�staruszku, kt�ry si� rewii,
niedaleko stoj�c od Konstantego, przypatrywa� i sam za�ywaj�c tabak�, ksi�cia ni� pocz�stowa�,
za co poszed� do kozy�
Z zimn� krwi� szlachcic, po tej �a�ni wr�ciwszy do domu, powtarza�, i� si� nauczy�, �e zbytek
grzeczno�ci mo�e mie� z�e skutki.
W uliczce by�o spokojnie, dzieci mog�y si� u wr�t zabawia� bez obawy katastrofy. Rzadko t�dy
przelecia�a urz�dowa figura, jedna z tych, kt�re szepcz�c pokazywano sobie palcami. Mieszka�cy
dolnego pi�tra, chocia� ich �ywot i sprawy Brennera dosy� zajmowa�y, w ko�cu si� z nimi oswoili,
wyt�umaczyli te� sobie samotne dosy� i ciche znajdowanie si� na strychu pana Kaliksta. Patrzeli
ju� na� przez rok ca�y. On tak�e wchodzi� i wychodzi� o godzinach oznaczonych dosy� regularnie,
k�ania� si� wszystkim grzecznie, nigdy z nikim o nic nie mia� sporu, cho� dzieci zapuszcza�y mu si�
pode drzwi, ha�asuj�c, jakby go wyzywa�y � i mia� tu s�aw� bardzo porz�dnego m�odzie�ca. W
pierwszych miesi�cach nawet mieszka�cy pierwszego pi�tra wcale go nie widzieli, a pani Ma�uska
mia�a sobie opisanym tylko przez kuchark� i Agatk�.
Pan Kalikst nie wygl�da� na biuralist�, cho� s�u�y� w Komisji Skarbu i gorliwie w niej pracowa�.
Nudne to zaj�cie u stolika nad papierami urz�dowymi jeszcze go nie zgubi�o, nie z�ama�o, nie
star�o z jego twarzy �wie�o�ci m�odzie�czej, nie odj�o mu ani wesela, ani energii. Mi�o by�o
spojrze� na niego, tak si� w nim �mia�a rze�wa m�odo��, kt�r� ko�ysze marzenie, a �ywi� nadzieje.
Pan B�g go stworzy� raczej na �o�nierza ni� na gryzipi�rka, bo postaw� mia� rycersk�, ruchy
�mia�e, wzrok jasny, wyr�s� bujno i wida� w nim by�o potomka rodziny szlacheckiej. Pan Kalikst
Rucki w istocie pochodzi� ze starej szlachty z Sandomirskiego, niemaj�tnej teraz, ale nie tak
zubo�a�ej, aby o swej przesz�o�ci zapomnia�a. By�o ich dw�ch braci, starszy o rok Ludwik
znajdowa� si� w Szkole Podchor��ych*, Kalikst rozpoczyna� od bardzo skromnej posady
nadliczbowego zaw�d urz�dniczy. Mia� u g�ry protekcje, po kt�rych poparcia si� spodziewa�.
Wola�by by� niesko�czenie zamiast tej s�u�by wst�pienie do uniwersytetu, co si� i jego bratu
u�miecha�o, ale ojciec, stary �o�nierz napoleo�ski, tak rozporz�dzi� � musiano s�ucha�. Zrazu obu
chcia� odda� pod w. ksi�cia, aby si� tam karno�ci nauczyli, potem Lubeckim zachwycony, Kaliksta
na urz�dnika przeznaczy�.
Obaj chodzili wprz�dy do Liceum w Warszawie* � mieli tu liczne znajomo�ci � i � godzili
si� jako� ze swym losem. Przynajmniej po panu Kalik�cie nie by�o wida�, abv si� na� uskar�a�.
Twarz mia� wypogodzon� zawsze i u�miechni�t�. Troch� poeta, cho� to si� �le godzi�o z
narzuconym mu powo�aniem rachmistrzowskim, wielki wielbiciel Mickiewicza i romantyk�w,
czytywa� wiele i w sporach �wczesnych literackich udzia� bra� bardzo �ywy, cho� niewidoczny. W
swoim mieszkanku na g�rce, je�eli mia� woln� chwil�, po�wi�ca� j� tak samo jak panna Julia
czytaniu ksi��ek, kt�re najrozmaitszymi zdobywa� sobie sposobami, cz�sto na kilka godzin tylko,
bo kupowa� ich nie mia� za co.
Na�wczas po�yka� je chciwie i rozgor�czkowywa� si� nimi do sza�u prawie.
Tam, gdzie na pierwszym pi�trze mieszka pi�kna i muzykalna panienka, a na g�rce tego rodzaju
m�odzian � cudem by by�o, a�eby si� nie spotkali, nie poznali i nie ocenili wzajemnie.
Pierwsza pani Ma�uska obudzi�a w spokojnej pannie Julii ciekawo�� poznania s�siada � bez
�adnej z�ej my�li opowiadaj�c jej, co si� dowiadywa�a o nim od kucharki i Agatki. Obie one
nadzwyczaj si� pi�knym m�odzie�cem zajmowa�y. Wiedzia�y, �e ksi��ki nosi�, �e po nocach
czytywa�, �e czasem, gdy panna Julia grywa�a, okno otwiera�, cho� by�o zimno, aby si� lepiej m�c
przys�uchiwa�, �e by� bardzo grzeczny i uczynny. Ciocia go raz spotka�a na wschodach, kt�re
dosy� by�y ciasne, ust�pi� jej z drogi i uk�oni� si� bardzo �adnie.
Brenner, kt�ry nigdy prawie w domu nie bywa�, nigdy si� z s�siadem nie spotyka�, nigdy nie
wspomina� o nim, gdy raz przypadkiem ciocia co� napomkn�a o panu Kalik�cie, okazuj�c
ciekawo�� dowiedzenia si�, co to by� za jeden � zadziwi� j� i c�rk� bardzo dok�adnymi
wiadomo�ciami o s�siedzie. Domy�la� si� godzi�o, �e jako troskliwy i przewiduj�cy ojciec musia�
si� postara� o to, aby na wszelki wypadek wiedzie�, z kim ma do czynienia.
Brenner, jak zawsze, sucho, protokolarnie opowiedzia�, kto by� ojciec pana Ruckiego, gdzie
mieszka�, ile wie� jego by�a warta, w jakiej randze wyszed� z wojska, �e by� osobi�cie znany
jenera�owi Krasi�skiemu*, �e dw�ch mia� syn�w i czym si� oni zajmowali.
Panna Julia wys�ucha�a te� tego sprawozdania, ale zupe�nie oboj�tnie.
� Pomimo �e to dosy� go�a � doko�czy� Brenner � ale te� i dumna szlachta. Ojciec cho� da�
jednego syna do wojska w. ksi�ciu, ale ksi��� go nie lubi. Ma, s�ysz�, muchy w nosie.
Brenner wyra�a� si� w ten spos�b o wszystkich ludziach mniej spokojnego charakteru, do
kt�rych nie mia� sympatii. Sam by� cz�owiek okrutnie spokojny i regularny. W k�ku rodzinnym
nawet unika� wszystkiego, co by na chwil� ten spok�j prawid�owy naruszy� mog�o.
Mi�dzy nim a c�rk� na przyk�ad ju� nawet niedaleko widz�ca ciocia Ma�uska dostrzeg�a pewnej
r�nicy przekona�, kt�rych starcia ojciec jak najtroskliwiej si� wystrzega�. Panna Julia,
wychowana w�r�d swych r�wie�nic z rodzin dawnych szlacheckich, kt�re zachowa�y gor�c�
mi�o�� kraju, by�a te� zapalon� patriotk�. Brenner nigdy si� wyra�nie z uczuciami dla przybranej
ojczyzny nie objawiaj�c (pochodzenia bowiem by� jakiego� nieoznaczonego), zbywa� milczeniem
ten przedmiot, a czasem nawet odzywa� si� z cicha: � �G�upstwo��
C�rka musia�a to i spostrzec, i przeczu�, a jednak�e, cho� ojca kocha�a i by�a mu powoln�, jakby
na umy�lnie cz�sto bardzo m�wi�a gor�co o Polsce i swym przywi�zaniu do niej. Zdawa�o si� to
ojca niecierpliwi�, milcza�, chodzi�, mrucza�, zagadywa� � odezwa� si� niekiedy: � �Da� by temu
pok�j� � lecz c�rki nie nawraca�. P�niej ju� oboje wystrzegali si� dra�liwego przedmiotu. Ile
razy przypadkiem albo ksi��k� patriotyczn�, lub �piewk� zakazan� znalaz� u Julci, ojciec z
widoczn� niech�ci� je rzuca�, a nie �mia� nic jej powiedzie�, W rzadkich tych chwilach, gdy si�
rodzina zbiera�a razem, a przysz�a mowa o czym�, jak uwi�zienie, kara jaka�, post�pek gwa�towny
ksi�cia � Ma�uska i panna Julia wyrzeka�y na surowo�� i ucisk, Brenner chodzi� milcz�cy i
ramionami rusza�, Widocznie go to niecierpliwi�o. Najcz�ciej zamyka� rozmow�: � �Da� by
temu pok�j � g�upstwo�.
Raz czy dwa formalnie m�odzie� obwini� o niepotrzebne nara�anie siebie i rodzin � dodaj�c:
� �Wszystko g�upstwo i na nic si� nie zda�o�,
W tym roku Brenner czynniejszym si� by� zdawa� i chmurniejszym ni� kiedykolwiek.
Wychodzi� czasami do dnia, a powraca� nocami i pos�pny a kwa�ny ledwie do c�rki przem�wi�. Po
kilka dni niespodzianie wcale znika�, a pytany, odpowiada�, �e ma interesa. Jakiego one by�y
rodzaju, o tym ani c�rka, ani siostra �ony nie mia�a najmniejszego wyobra�enia. �e one jednak nie
musia�y by� z�e i op�aca�y trud, wida� to by�o z zapasu, jaki Brenner gromadzi�. Pieni�dzy nie tylko
w domu zawsze by�o pod dostatkiem, ale si� kupowa�y sk�rki i sk�ada�y kapitaliki.
O zamo�no�ci ojca jednak c�rka nawet nie mia�a jasnego poj�cia, gdy� si� z tego nigdy nie
spowiada�, tryb �ycia si� nie zmienia�, c�rce tylko, czego za��da�a, dostarcza� ch�tnie i bez
trudno�ci. ��dania jej by�y bardzo skromne. Dla siebie Brenner potrzebowa� te� bardzo ma�o.
Ma�uska mia�a jak�� pensyjk� od rodziny m�owskiej, kt�ra jej starczy�a na niewielkie potrzeby.
Pan Kalikst by�by si� mo�e nie pozna� tak �atwo z pann� Juli�, gdyby nie prawdziwie
romansowy wypadek. Wieczorem dnia jednego, gdy i kucharka by�a w mie�cie i Agatk� pos�ano
po sucharki, pani Ma�uska chodz�c nieostro�nie ze �wiec�, zapali�a w saloniku firanki. A �e si�
nadzwyczajnie ognia l�ka�a, zacz�a przera�liwie wo�a�: � �Gore! gore!� � Otworzy�a drzwi,
wypad�a na wschody. Od szewca si� ludzie byli rozeszli, nikt jako� nie us�ysza� krzyku albo go nie
zrozumia�; gdy pan. Kalikst zbieg� z g�rki, do saloniku si� rzuci�, firanki oberwa�, ogie� pozalewa�
i � bardzo by� mo�e, i� nie tylko od strachu, ale z niebezpiecze�stwa te panie wybawi�. Tu
naturalnie spotka� si� oko w oko z pann� Juli�, kt�ra z r�wn� jak on przytomno�ci� i m�stwem
pomaga�a do st�umienia ognia. Wkr�tce oboje �mia� si� nawet mogli z wypadku, ma�� szkod�,
cho� wielk� trwog� zako�czonego. Ciocia p�aka�a ze strachu i wdzi�czno�ci.
Wybawcy nie podobna by�o na chwileczk� nie zatrzyma�, zw�aszcza �e si� podoba� bardzo i od
razu, �e si� da� pozna� lepiej ni� zwykle przy pierwszym spotkaniu, i �e zar�wno on, jak panna
Julia sympati� ku sobie, co� pokrewnego w duszach swych uczuli. Pan Kalikst spostrzeg� jak��
ksi��k�, co� napomkn��, zrozumiano si� w jednych upodobaniach i wstr�tach. Panna Julia by�a te�
wielk� Mickiewicza wielbicielk�.
Zawi�za�a si� niespodziana, dziwna znajomo��. � Po wyj�ciu s�siada panna Julia d�ugo jako� o
nim my�la�a. Ciocia ci�gle m�wi�a o nim. Pan Kalikst by� jak piorunem ra�ony widokiem pi�knej
Julii � czu� si� od razu zakochanym i to go do rozpaczy przyprowadza�o � bo si� czu� zwi�zanym
i niewolnikiem.
Na pierwszym pi�trze i na g�rce jedne prawie uczucia, jednakie postanowienia si� zrodzi�y �
panna Julia czu�a, �e m�odzieniec na niej uczyni� wra�enie, jakiego nie dozna�a w �yciu; mia�a
zamiar si� broni�, gniewa�a si� na siebie za zbytni� wra�liwo�� i sentymentalno��. Kalikst
pr�bowa� szydzi� sam z siebie, rusza� ramionami, potem rzuci� si� do ksi��ki � nie m�g� czyta�,
chcia� si� zmusi�, prze�ladowany wspomnieniem, wzi�� si� do roboty, ta nie sz�a, skleci� wierszyk,
podar� go, i poparzone troch� r�ce opatrzywszy, bardzo p�no spa� poszed�.
Gdy noc� ju� powr�ci� do domu Brenner i w progu zasta� ciotk� spiesz�c� z opowiadaniem o
nieszcz�ciu i ratunku, patrz�c na� bacznie, rzek�by kto, i� daleko si� wi�cej zmartwi� przyby�ym
na pomoc s�siadem ni� samym wypadkiem.
Nie powiedzia� nic wprawdzie, ale zamiast wypytywa� o szkody i niebezpiecze�stwo,
dowiadywa� si�, jakim sposobem m�g� si� tu m�odzik dosta�. Panna Julia, kt�ra s�ucha�a i patrzy�a
na ojca, zrozumia�a to i zarumieni�a si� mocno. Wypada�o ze wszech miar, aby gospodarz poszed�
podzi�kowa� uczynnemu m�odzie�cowi; ciotka, daj�c mu to do zrozumienia niewyra�nie, s�dzi�a,
�e sam si� tego domy�li. Brenner jednak wcale snad� sobie nie �yczy� tej znajomo�ci i g��wnie
zdawa� si� niepokoi� tym, �e ona niejako zawi�za�a si� sama.
Troska ta tak by�a widoczn�, a dla Julii zna� obra�aj�c�, �e po wyj�ciu ciotki uczu�a si�
zmuszon� powiedzie� ojcu:
� Widz�, �e si� papa obawiasz tego stosunku i znajomo�ci, ale prosz� by� spokojnym. P�och�
nie by�am i nie jestem, i dla mnie nie ma najmniejszego niebezpiecze�stwa�
Ojciec, kt�ry obawia� si� ukochanemu dzieci�ciu przykro�� uczyni�, zacz�� si� t�umaczy�,
niemal przeprasza�, uniewinnia� si�; nie usz�o jednak jego oka, i� Julcia poruszona by�a mocno,
obra�ona prawie, a b�d� co b�d�, w niezwyk�y spos�b tym dotkni�t�. Pociesza� si�, chwilowej
doznawszy nieprzyjemno�ci, tym, �e ona jednak b�dzie przestrog� i zapobie�y dalszemu zbli�aniu
si� m�odych ludzi.
Cale przeciwnego zdania pono by�a ciocia, kt�ra widzia�a w tym jakby palec i zrz�dzenie Bo�e,
a w panu Kalik�cie najpo��da�szego m�a dla kochanej siostrzeniczki. Z tym jednak si� nie
wygada�a przed nikim. Obiecywa�a si� tylko modli� na t� intencj�.
Brenner, cz�owiek niezmiernie zr�czny i przebieg�y, jak si� okaza�o, nazajutrz wybra� tak
godzin� wyj�cia z domu, aby w�a�nie na wschodach si� spotka� z panem Kalikstem. Pozdrowi� go
bardzo ch�odno.
� S�ysza�em � rzek� � �e pan by�e� �askaw wczoraj przyj�� w pomoc moim kobietom w tym
ich pop�ochu. Pozw�l, bym mu za to podzi�kowa�. Zaj�ty jestem tak i w takich godzinach do domu
powracam, �eby mi inaczej trudno by�o mu si� z tego d�ugu ui�ci�.
Pan Kalikst odpar� tylko, �e to by�a bardzo ma�a przys�uga, nie zas�uguj�ca na �adne
podzi�kowanie � a Brenner, unikaj�c dalszej rozmowy � natychmiast kroku przyspieszy� i �
odszed�.
Chocia� pan Kalikst sam si� pono do tego nie przyznawa� przed sob�, jednak�e po raz pierwszy
pocz�� nast�pnego dnia szuka� �rodk�w spotkania si�, zobaczenia z pi�kn� Juli�. Nie by�o to
�atwym. St�sunki z cioci� utrzymywa�y si� jak najlepsze, ale panna si� nie pokazywa�a.
Trafem to czy instynktem, czy nie wiem ju� czym nazwa� nale�y � ale � w par� dni potem,
gdy panna Julia przez Saski Ogr�d powraca�a z Agatk� do domu, na drodze si� jej trafi� Kalikst.
Nie rozmy�laj�c nad tym, co czyni, nie troszcz�c si� o to, czy pannie natr�tnym nie b�dzie �
sk�oni� si�, zbli�y� i rozpocz�� rozmow�, powiadaj�c sobie w duchu, �e je�li go si� zbywa� b�dzie
panna Julia i oka�e mu ozi�b�o�� widoczn�, natychmiast j� po�egna.
Panna si� wprawdzie zarumieni�a straszliwie, zmiesza�a mocno, ale w tej�e chwili odzyska�a
przytomno��, weso�o�� i nie tylko �e nie odstr�czy�a pana Kaliksta, ale nie okazuj�c najmniejszej
zalotno�ci, z powag� i prostot� wielk� zawi�za�a z nim rozmow�, wcale nie zdaj�c si� jej
odpycha�.
By�o gor�co, zacz�o si� to wi�c od og�lnik�w, przesz�o na muzyk�, kt�rej pan Kalikst by�
wielkim a wielkim mi�o�nikiem, potem na poezj� i ksi��ki.
Zacz�to m�wi� o Marii Malczewskiego*, o Mickiewicza balladach* i kilku jego nie
drukowanych poezjach. Kalikst si� zdziwi�, �e panna Julia zna�a je, niekt�re nawet na pami��
umia�a. O poezji m�wi�c � potr�ca si� o uczucie. Rozmowa jednak m�odych ludzi wcale weso�� i
p�och� nie by�a. Od pierwszych wyraz�w postrzeg� Kalikst, �e ma przed sob� nie dziecinn� i
zalotn� dzieweczk�, ale kobiet� nad wiek sw�j dojrza��, prawie na oko ch�odn� i zdrowo s�dz�c� o
wszystkim. �artobliwy ton nie przystawa� wcale do jej usposobienia � �atwo mu przysz�o go
zmieni�.
Od poezji przeszli do romans�w historycznych Walter Skota*, kt�re na�wczas nowo�ci� sw� i
pi�kno�ci� zajmowa�y. � Wychodzi� w�a�nie Klaszt�r*, t�umaczony zbiorowymi si�y, do kt�rych i
Goszczy�ski* w znacznej mierze nale�a�. Oboje nie postrzegli si�, jak z Ogrodu Saskiego przeszli
znaczn� przestrze� ku �wi�tokrzyskiej ulicy, wymieniaj�c my�li, u�miechaj�c si� sobie i coraz
mocniej czuj�c, �e si� z sob� we wszystkim dziwnie godzili.
� Nie miej mi pani za z�e mojego natr�ctwa � rzek� w ko�cu Kalikst, widz�c, �e ju� do
kamienicy by�o niedaleko, i chc�c wprz�dy po�egna� pann�, aby powrotem z ni� razem nie dawa�
powodu do plotek kulawemu Noi�skiemu, kt�ry ci�gle patrza� w okno, i ch�opakom Aramowicza
� nie postrzeg�em si�, jak mi czas ubieg� i �em pani� m�g� znudzi�. Ale � nie bierz pani tego za
komplement, prawdziwy urok rzuci�a� na mnie, nie mog�em si� oprze�
Julia spojrza�a na� powa�nie, ale bez gniewu i �agodnie.
� Gdybym si� mia�a gniewa� � odpowiedzia�a � i gdyby mi, bez pochlebstwa, rozmowa jego
mi�� nie by�a, by�abym pana zaraz w Ogrodzie po�egna�a. Ja mam zwyczaj mo�e do zbytku by�
szczer� i otwart�. Dla pana rozmowa ta nie by�a niczym rzadkim, bo mu daleko �atwiej pewnie
znale�� towarzystwo, Ja nie mam tak jak �adnego� Jednak�e musz� pana uprzedzi� � doda�a z
u�miechem � �e ojciec m�j jest bardzo surowy i �e, cho� tak blisko z sob� s�siadujemy, nawet go
do nas nigdy zaprosi� nie b�d� mog�a!
M�wi�a to tak naturalnie, �e pan Kalikst nie m�g� ani sobie wyraz�w tych inaczej t�umaczy�, jak
brzmia�y, ani z nich nic wyci�ga�. Wida� by�o z tonu, z g�osu � �e by�a szczer�, ale oczy m�wi�y
� �e by�a �yczliw�,
� A! pani � zawo�a� Kalikst � za wiele by to by�o szcz�cia dla mnie, doprawdy, nigdym si�
tego nie �mia� spodziewa�, Niech mi jednak b�dzie wolno, je�li kiedy traf szcz�liwy spotka� nam
si� dozwoli�
Panna Julia si� zarumieni�a, milcz�ca, Kalikst, widz�c, �e si� zbli�aj� do kamienicy, szybko j�
po�egna�. Noi�ski ani pachol�ta Aramowicza, ani niepoczciwy wisus J�ziek przekupki nie
postrzegli Kaliksta przeprowadzaj�cego pann�, ale � tajemnica dla cioci zachowa� si� nie mog�a,
bo z okna na pierwszym pi�trze wida� by�o daleko, a pani Ma�uska, na ksi��ce czytaj�ca z pomoc�
okular�w, odleg�e przedmioty doskonale rozr�nia�a, W dodatku Agatka sz�a za pann�, a by�a
papla, �e by si� ze �miertelnego grzechu wygada�a.
Ze spuszczon� g�ow� panna Julia sama, zamy�lona, do domu powr�ci�a. Ciotce tak by�o pilno
rozm�wi� si� z siostrzenic�, �e wysz�a naprzeciw niej na wschody. Nie �mia�a zagadn��, a pa�a�a
ciekawo�ci�,
Julia, zdejmuj�c kapelusz, odezwa�a si� zaraz:
� Wie ciocia, z kim si� spotka�am?
� Domy�lam si� a raczej przyznam ci si�, kochanie, z dalekam widzia�a.
Zarumieni�a si� Julia mocno,
� No, to ju� nie mam si� z czego spowiada� � rzek�a weso�o.
� Ale, owszem, m�w, bo gorej� z niecierpliwo�ci, jak�e to by�o? jak?
� Przypadkiem zesz�am si� z nim, wracaj�c, w Saskim Ogrodzie.
� A! przypadkiem! doskona�a jeste� � przerwa�a ciotka � chcesz, bym wierzy�a w
przypadek! Filut ch�opak szpiegowa� ci�, szuka�, czeka� i postawi� na swoim�
� Ale nie mo�e to by�! � oburzy�a si� Julia.
� Dlaczego? i c� w tym z�ego? prosz� � m�wi�a ciotka. � Mia�abym go za �lepego, �eby si�
w tobie nie zakocha� � a przyznam ci si�
Nie doko�czy�a i spyta�a:
� Przyczepi� si� i przeprowadza�?
� Ano, tak, je�li ciocia chce, to si� przyczepi�� Rozmawiaj�c szli�my prawie do kamienicy,
ale mia� tyle delikatno�ci, �e mnie po�egna� wprz�dy�
� Bo rozumny, bo przyzwoity co si� zowie � doda�a ciotka klaszcz�c w r�ce. � Po c� mia�
Noi�ski z tego zaraz robi� historie jakie�.
Pomilcza�y troch�, a pani Ma�uska westchn�a.
� Nie m�wi� ja nic nigdy przeciwko ojcu twojemu, rozumny cz�owiek, ojciec dobry � ale
�eby te� nie zaprosi� go do domu� Z ka�dym innym rozumiem ostro�no��, ale to cz�owiek
edukowany, przyzwoity, ty nad wiek stateczna � a zreszt� od czeg� ja tu �szumeruj�*?
Roz�mia�a si�, ramionami ruszaj�c.
� O tym ani mowy by� nie mo�e � zamkn�a Julia.
W istocie sko�czy�a si� rozmowa nawet, zwracaj�c na przedmiot inny.
Nazajutrz spotkano si� � przypadkiem � na wschodach. Pan Kalikst ni�s� ksi��k�, pokaza� j�,
panna Julia by�a jej ciekaw�, prosi�, aby j� do czytania wzi�a i odes�a�a mu potem. . Nie
odm�wiono. Owszem, spojrza�a na� panna Julia bardzo �yczliwie, poda�a mu r�k�. Byli tak z sob�
jako� poufale, dobrze, bez zalotno�ci i bez trwogi, jak brat z siostr�.
Rozstali si� z tym uczuciem, �e si� znowu spotka� musz� i widywa� b�d�, cho� tego sobie nie
powiedzieli. Tylko Agatka i kucharka szepta�y po cichu, �e ju� si� kawaler z g�rki do ich panny
zaleca�. Ciocia, pods�uchawszy rozmowy, mocno je zgromi�a, wyt�umaczy�a niewinn� znajomo��
po�arem i nakaza�a milczenie.
Kucharka jednak poufnie co� napomkn�a o tym Noi�skiej, a ta, niewiasta wielkiego
do�wiadczenia, rzek�a jej na ucho:
� Ja to z dawien dawna wiedzia�am, �e si� na tym sko�czy� musi. Moja jejmo��, krew nie
woda� oboje jakby stworzeni dla siebie, ale co stary na to powie? H�! tu s�k!
� Stary � rzek�a kucharka, zaduman� g�ow� wspieraj�c na �okciu � stary� a kto naszego
pana odgadnie? Niech pani majstrowa powie, kto z nas go zna? Ja u nich s�u��, co dzie� go widuj�,
my�li pani majstrowa, ja go w najmniejszej rzeczy znam! Ani �dziebdzi�tka� kto go wie nawet,
co on na �wiecie robi�
� Ju� to prawda � potakiwa�a Noi�ska, g�os zni�aj�c i szeptem wyjawiaj�c zwierzenie. � Bo,
czy on s�u�y, czy handluje, czy lichwuje, czy czym tam na �wiecie na chleb zarabia, nikt � jak
Pana Boga kocham � nikt nie umie zgadn��.
� My�li pani majstrowa � doda�a kucharka � co jego najbli�si, jakby si� rzek�o, Ma�uska
albo dziecko rodzone, znaj� jego chody i zachody � jak Pana Boga mojego kocham � tyle, co i
my, pani majstrowa albo ja�
� Ale czy� to mo�e by�, moja jejmo�� � szepta�a Noi�ska, ucieraj�c nos od natury danym na
to narz�dziem � czy to s�ychana i widziana rzecz, aby te� si� to tak tai�o? Panie Bo�e, odpu��
grzechy, mog�oby si� wydawa�, �e to tam co� krzywo stoi, kiedy si� tak ludzkich ocz�w l�ka. Moja
jejmo��, jak na przyk�ad, nie przymierzaj�c, kiedy m�j stary buty szyje, nie tai si� z tym, albo ten
Aramowicz, co sto�ki kleci, wiadomo o tym ca�emu �wiatu. A ten � s�u�y nie s�u�y?� handluje,
szachruje � kto go wie! To prawda.
� �wi�ta prawda, moja pani majstrowa. Albo to te�, �e do niego nikt nigdy, przenigdy nie
przy�dzie? Wy�dzie rano, ca�y dzie� go nie ma, na obiad, jak nie ma na swoj� godzin�,
przykazanie jest: nie czeka�. Cz�sto powr�ci, kiedy my ju� do snu si� bierzemy, tylko panna
zawsze, nie rozbieraj�c si�, czeka na niego� a czyta. Przyleci, jakby si� z ukropu, z
przyzwoleniem, wyrwa�, zaraz do swojego biurka. Z kieszeni jakie� papiery powybiera i na klucz
zamknie.
� Co jejmo�� m�wi? papiery? nosi papiery? � przerwa�a szewcowa.
� A ju�ci! pe�ny kieszenie! a tak o nich pami�ta � jak oka w g�owie pilnuje. Hnet do biurka i
traf � zamknie. Raz, jedyny raz si� tak przydarzy�o, �e w surducie czego� by� zapomnia�,
powiadam majstrowej, z pozwoleniem, w jednej koszuli wylecia� do sieni zaraz, aby tego papieru
dosta�. A blady by� � trz�s� si�, a� strach.
� Prosz� ja kogo, moja jejmo��odezwa�a si� Noi�ska� to ju�ci nie bez kozery� pewnie, co
papiery wa�ne by� musz�.
Schyli�a si� do ucha kucharki.
� Ja powiedam jejmo�ci � bywa�am w Bywalicach*� to nic innego, tylko wedle szachrajki z
pieni�dzmi, �e na lichw� po�ycza. Ale jak to wilk ko�o domu owiec nie chwyta, to kiedy
Matuszowej raz pi��dziesi�t z�otych by�o potrzeba � rozst�p si� ziemia � a posz�a go prosi� �
nie da�.
� Nie da�?!
� Nie da�! powiedzia�: czy to ja jaki procentnik, kapitulista? a u mnie sk�d pieni�dze maj� by�?
Chcia�a Matuszowa zastaw da�, to si� jeszcze ofukn��* i drzwiami trz�s�. Dopiero nazajutrz
Ma�uska niby to ze swoich pieni�dzy da�a jej na dwa tygodnie przez procentu� Albo to filuteria?
ho! ho! my�li sobie: co maj� wiedzie�, czym si� ja zabawiam? Noi�ski przyjdzie � przyjdzie
Aramowicz, rozg�osz� si� wielkie procenty� zaraz cz�ek spadnie z waloru. A tak, co si� na Pradze
lub na Solcu stanie, kto go wie? i cz�ek sobie pan radzca, a konsyderowa�* trzeba�
Kucharka g�ow� kiwa�a. :
� Ju� jak to pani majstrowa wyk�ada, jakby cz�ek patrza�� Pewnie, �e nie inaczej by� musi.
� Ja powiem jejmo�ci � szepn�a tajemniczo Noi�ska � on ma sw�j kantor pewnie k�dy� w
mie�cie� Gdzie by on siedzia� po ca�ych dniach? gdzie?
� Oczewi�cie � rzek�a kucharka � pani majstrowej te� nie tajno, czy s�ota, czy b�oto, czy
mr�z, czy piorony bij� � on musi wy��, �eby tam nie wiem co� musi.
Zamilk�y obie kumoszki.
� Za�o�y�abym si� � doda�a Noi�ska � �e pieni�dzy ma na krocie.
� Kto jego wie? Dlatego sam sobie na buty prawie �a�uje�
� Zreszt� dobry cz�ek � poprawi�a majstrowa � nie mo�na powiedzie�!
Kucharka dziwnie g�ow� chyli�a na prawo i na lewo.
� �eby by� z�y, tego ja te� nie powiem. Pasjonat nie jest � cz�eka nie pokrzywdzi, ale �eby
znowu do niego mo�na przysta� � trzeba by� c�rk� chyba� E! panienk� to ju� kocha, �e nie
mo�na lepiej � ale tyle �wiecy i wosku. Ju� Ma�usk� ma za ba i bardzo, a reszty �wiata�
Machn�a r�k�.
� C�rce to by rad niebios przychyli� � co prawda� ano i tyle. Pierwsze oko w g�owie. Dla
niej by najdro�szej rzeczy nie posk�pi, a sobie bielizny nie sprawi i w �atanej chodzi�
� No i co z tego romansu b�dzie, jak si� jejmo�ci zdaje? � spyta�a Noi�ska.
� Kto ich wie! nasza panna jak ojciec zamkni�ta, nawet si� nie wyda, co my�li. Ma�uska by
gotowa rajfurzy�*! o!� babinie . a� g�ba si� nie zamyka � ale � z nasz� pann�� Mnie si� widzi,
�e ani ciotka, ani ojciec, ani nikt nie pokieruje na �wiecie� Jak czego chce albo nie chce, to tam
pr�no g�b� studzi�!�
Noi�ska kiwn�a g�ow�.
� Kawaler stateczny, ojciec, s�ysz�, kole Sandomirza wiosk� ma, brat pod wielkim ksi�ciem
we wojsku. Karaj Bo�e do wieku, nigdy wy jego tu w kamienicy nie widzieli, �eby najmniejsze
ba�amuctwo na nim by�o. M�ody, przystojny.
� Na, moja pani majstrowa � odrzek�a kucharka � ju�ci, Bogiem a prawd�, i pannie te� nic
zada� nie mo�na. �liczno�ci, adukacja pa�ska i ojciec grosz robi.
� To co? � odpar�a szewcowa � albo to jejmo�� nie wiesz, co� po szlachcie s�ugowa�a, �e
taki Brenner mo�e i z �yd�w albo z Szwab�w, co jeszcze gorzej� to zawsze ino �mierdzi� H�!
h�!
� A ju�ci� � ale, moja majstrowa, kiedy pieni�dze s��
� O! to prawda, moja jejmo��, ty pieni�dze! ty pieni�dze! bodaj ich �wiat nie znal. Wszystko
z�e z nich. Cz�ek haruje, pracuje � nie uciu�a, a taki ot, co r�kami nic, tyle g�ow� m�druje, ludzi
okpiwa, same mu id� do kieszeni. Jak Pana Boga kocham�
Kucharka, kt�ra sta�a z koszykiem, namy�li�a si� wreszcie wyj�� na miasto i zajmuj�ca
rozmowa na tym si� przerwa�a.
* * *
Nigdy mo�e, chyba w przededniu Sejmu Czteroletniego, nie by�o tyle �ycia w Warszawie, co w
tym roku, kt�ry mia� si� listopadem sta� pami�tnym. Lecz Sejm Czteroletni, wyj�wszy chwil�
przed og�oszeniem ustawy dnia 3 maja � jawnie dzia�a� i wp�ywa� na kraj � ruch 1830 roku
musia� si� ca�y tai� z sob�. Najmniejszy objaw jego by� podejrzanym i nie przechodzi� bezkarnie.
Ca�a niezliczona falanga szpieg�w najrozmaitszego rodzaju i rangi czuwa�a szczeg�lniej nad
m�odzie��, w kt�rej rewolucyjnego ducha podejrzywano. Win� niemal by�o dla pogadanki si�
zbiera� i g�o�niej nieco �mielsz� objawi� opini�.
Co rano ksi��� odbiera� raporta, w kt�rych czyta�, co wczoraj si� sta�o w stolicy. M�wili�my
ju�, �e ca�a ta kosztowna machina na niewiele by�a przydatn�, rzadko jej si� uda�o co� istotnie
wa�nego pochwyci� � ale zmuszona za pieni�dze, kt�re kosztowa�a, wyp�aca� si� czym�, znosi�a
drobnostki i s�u�y�a do dr�czenia ludzi, do n�kania ich strachem. Za mniejsze przewinienia, za
niebaczne s�owa wy�ej po�o�one osoby powo�ywano do Belwederu � co ju� by�o kar� � za
podejrzenia, gdy pad�y na tych, z kt�rymi nie by�o potrzeby robi� wiele ceremonii, pakowano do
kozy. Tu cz�stokro� samo �ledztwo starczy�o na nabawienie chorob� cz�owieka, na przyprawienie
go o �mier�, je�eli si� do czego poczuwa�.
Pomimo tej surowo�ci i oka argusowego* nigdy mo�e do spiskowania nie by�o wi�kszej ochoty.
Spiski i sprzysi�enia by�y w powietrzu, patriotyczne wiersze obiega�y Warszaw� i prowincje.
�apano je � nie mog�c doj�� sprawc�w, pokutowali ci, na kt�rych je policja schwyci�a. Co dzie�
prawie przynoszono ksi�ciu jakie� strofy, kt�re go do w�ciek�o�ci pobudza�y.
Lubowidzki z ca�� sw� armi� nie zdo�a� nigdy nic pochwyci� wi�cej nad to, co po powierzchni
p�ywa�o. Tu i �wdzie zjawia� si� wierszyk w�glem na �cianie nakre�lony, kawa�ek papieru
przylepiony do muru; pisano raporta. Stan ducha objawia� si� a� nadto wyra�nie, lecz mieszkania
jego �adne oko wy�ledzi� nie mog�o. Kt�by by� m�g� przypuszcza�, �e jednym z ognisk by�a pod
bokiem i okiem ksi�cia zostaj�ca Szko�a Podchor��ych?? M�odzie� nikogo ze starszych nie
przypuszcza�a do tajemnicy, l�kaj�c si�, aby ich ch�odny rozum jej zapa�u nie studzi�. Rachowano
na wielu, nie wzywano do rady nikogo.
R�wnolegle z ruchem patriotycznym i zwi�zkowym literacki t�umiony i wstrzymywany przez
cenzur� wylewa� za jej brzegi.
Czego wydrukowa� nie by�o mo�na, to kr��y�o przepisywane.
Tak samo jak spiskowi czuli niezb�dn� potrzeb� swobody dla narodowego ducha � literaci
widzieli konieczno�� wy�amywania si� z wi�z�w, kt�re na nich bezmy�lne szkolnictwo wk�ada�o i
pedanteria. Z Wilna i Litwy wyszed� ruch ten reformatorski, kt�ry by� tylko odbiciem pr�du
przebiegaj�cego Europ�. Polska m�odzie� zerwan� na czas jaki� tradycj� r�wnomiernego chodu z
Zachodem i cywilizacj� na nowo szczepi�a i wi�za�a. Klasycyzm warszawski* by� wyrazem
bezmy�lnego, gnu�nego konserwatyzmu nieuk�w, ukrywaj�cych sw� nago�� za pos�gami
mistrz�w staro�ytnych � Mickiewicz podnosi� chor�giew post�pu � pochodu, �ycia. Z jednej
strony by�a �mier�, z drugiej � mo�e niekiedy szalone, wybuja�e, ale �ywe �ycie. Pomi�dzy
falang� tych, co trzymali z trupami, i zast�pem gor�cych rycerzy przysz�o�ci wojna wrza�a, do
kt�rej r�kawic� rzuci� Mickiewicz pismem* do krytyk�w warszawskich wystosowanym. U
jenera�a Krasi�skiego i po innych domach spierano si� gor�co o romantyzm i klasycyzm*, pod
kt�rymi kry�o si� po prostu �ycie i ruch � a �mier� i odr�twienie. Pomi�dzy bojuj�cymi zast�pami
stali smutni, nie wiedz�c, gdzie i��, aby nie opu�ci� braci, s�odki �piewak Wies�awa* i dowcipny
Morawski*. Ko�mian* tymczasem piorunowa� na nowator�w i s�aw� obozu podtrzymywa�
poematami umar�ymi w powiciu.
My�l przewodnia tej walki nie dla wszystkich by�a jasn�, ale epizody jej roznami�tnia�y.
Wadzono si� o rymy, o miary, o przedmioty, o wyra�enia, o drobnostki � z zagorzalstwem
nies�ychanym.
W tym boju na poz�r niewinnym, do kt�rego trudno by�o si� wmiesza� policji, ksi��� i jego
klika widzieli wszak�e jedno � ruch, kt�ry umys�y z u�pienia budzi� i zbytnio ludzi o�ywia�,
�mia�o�� pewn� i niezale�no��. By�o nieco rewolucji w romantyzmie � a wyznawcy jego sk�adali
si� z �ywio�u nienawistnego ksi�ciu, kt�ry tylko pod karabinem i pod pa�k� ch�tnie m�odzie�
ogl�da�.
Policja wi�c czuwa�a tak samo nad Kaw� Literack�*, nad wieczorkami literackimi po domach,
nad redakcjami pism najniewinniejszych � jak nad najpodejrza�szymi ogniskami.
W kilka dni po widzeniu si� z pann� Juli� na wschodach Kalikst, kt�ry lubi� si� przys�uchiwa�
rozmowom o literaturze i uczy� ze spor�w, jakie si� niemal zawsze wywi�zywa�y, wieczorem
poszed� na kaw�. Zna� par� os�b nale��cych do literackiego grona i przypuszczanym by� do niego,
cho� si� w�r�d tego grona bardzo skromnie znajdowa�. Tu si� by�o mo�na dowiedzie� zawsze o
nowo ukazuj�cych si� i obiecuj�cych ksi��kach, o losie pism i dziennik�w, kt�re zak�ada�
my�lano.
Co do politycznej prasy, tej rozwini�cie si� by�o zupe�nie niemo�liwym w owej chwili�my�le�
o nim nawet nie �miano, z tym wi�kszym wi�c zapa�em rzucano si� ku literackim projektom, do
kt�rych na ch�ciach i pragnieniach nie zbywa�o, ale na �rodkach. Gor�ca m�odzie� ca�a niemal by�a
zale�n� i ubog�, a mecenasi* starsi liczyli si� do obozu przeciwnego.
Pomimo kilku pisemek potrzeba literackiego zbiorku uznan� by�a powszechnie. W nim i utwory
nowe, i polemika o nie mie�ci� si� mia�y. N