1386

Szczegóły
Tytuł 1386
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1386 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1386 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1386 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

WALDEMAR �YSIAK DOBRY Nota wydawnicza Powie�� ta zosta�a napisana w latach 1984-86, pocz�tkowo z przeznaczeniem do publikacji w rodzimym "drugim obiegu". Pe�nomocnikiem autora w tej sprawie by� m�ody poeta Jacek Kozik (laureat Nagrody Literackiej im. St. Pi�taka w roku 1986 za tomik "Tego nie kupisz"). Jednak�e dwaj przyjaciele autora (dr Andrzej Kory� z Polskiej Akademii Nauk i dr W�adys�aw Gajowniczek z Kliniki Chirurgii Onkologicznej Szpitala Grochowskiego) po przeczytaniu maszynopisu zwr�cili �ysiakowi uwag�, �e ze wzgl�du na mo�liw� infiltracj� wydawnictw drugoobiegowych przez S B lepiej by�oby najpierw wyda� " Dobrego " na Zachodzie. W efekcie �ysiak zdecydowa� si� na wydawnictwo kanadyjskie. Gdy z Kanady przyjecha� po "Dobrego"przedstawiciel wydawnictwa, Litwin Ramunas Wierzbicki, i gdy �ysiak otworzy� komod�, w kt�rej kilka miesi�cy wcze�niej zamkn�� "Dobrego"- okaza�o si�, �e po "Dobrym "nie ma �ladu: znikn�� r�kopis, maszynopis, obie kopie i nawet teczka z notatkami. Fakt, �e bezpo�rednim sprawc� "dematerializacji" ksi��ki by� cz�onek najbli�szej rodziny �ysiaka, sprawi� autorowi wi�kszy b�l ni� utrata plonu jego kilkuletniej pracy. W roku 1989 kto� trzeci ("nieznajomy dobroczy�ca") zaproponowa� �ysiakowi sekretne kupno "Dobrego" i autor za du�� sum� kupi� jedn� kopi� maszynopisu swojej w�asnej powie�ci (tak wi�c wobec "Dobrego" tytu� tomiku Jacka Kozika " Tego nie kupisz" okaza� si� jedyn� nieprawd� w tym, znakomitym sk�din�d, zbiorku poetyckim). Dzi�ki temu "Dobry" m�g� si� teraz ukaza� drukiem. To, �e m�g� si� ukaza� drukiem w Polsce, jest ju� nast�pstwem efekt�w zupe�nie innej gry. I Takich ludzi jak "Ksi���" pokazuj� w kinach. Potem opuszczasz sal�, marz�c, i� jeste� "Ksi�ciem", a� do przystanku, na kt�rym pragniesz tylko, by nadjecha� tramwaj. W �yciu nie ma podobnych ludzi, tak jak nie ma spe�nionych marze�. Wszystko jest k�amstwem, wspomnieniem lub snem. D�ugi czas by�em przy nim i musz� to opowiedzie�. Mo�e opowiem �le, ale opowiem, co widzia�em, a nikt nie widzia� wi�cej, ni� ja. Tylko jednego nie mog�em zobaczy�. Zawsze chcia�em ujrze�, co ma w �rodku, lecz jak mo�na to zrobi�? To by� facet o pionowym starcie; gdy karuzela da�a w cug, inni ogl�dali mu podeszwy, zostaj�c coraz ni�ej, pr�cz kilku uczepionych jego nogawek. Ci�gn�� ich do g�ry jak samolot, kt�ry holuje szybowce. Za�apa�em si� w ten rejs, ale inn� mod� - trzyma� mnie na r�ku, niby w�asnego dzieciaka. M�wi�, �e moja obecno�� przynosi mu fart. Robi�em za maskotk�. By� tak charakterny, �e bardziej nie mo�na. Twardy i spokojny, nie narywa� si� o byle co i na byle co, nie znalaz�by� w nim �ladu pozerstwa, frajerskiego pieprzenia, wydziwiania i strojenia min. Kiedy kto� go wkurzy�, w oczach zapala�a mu si� cicha �mier�, bez �adnego grymasu, i to by�o tak straszne, �e bali si� nawet ci, kt�rzy byli niewinni. Pewnego razu, gdy ju� ka�dy kozak w Warszawie m�wi� o nim z szacunkiem, chcia�em si� przypochlebi� i powiedzia�em mu, �e jest s�awny. Odpowiedzia�, nie patrz�c na mnie, szeptem, kt�ry nie by� podobny do �adnego innego szeptu: - Lepiej by� szcz�liwym, ni� s�awnym, "Fokstrot". Bo moje pseudo jest "Fokstrot", od tego, �e klawo ta�cz�. Zrozumia�em, co mia� na my�li, chocia� nie zawsze mi si� udawa�o, a innym jeszcze rzadziej (tylko "Petro" rozumia� ka�dy tekst "Ksi�cia", bo sam mia� identyczny styl). Zapyta�em: - Jak to zrobi�? - To bardzo trudne - mrukn�� po chwili. - Trzeba albo znale�� kogo�... albo my�le� ka�dego dnia kategoriami wieczno�ci, zamiast tylko o tym, co masz jeszcze dzisiaj do zrobienia i co zrobili tobie inni. Tego nie skapowa�em od razu, chocia� by�o proste. Ale czym mia�em chwyta� w lot od razu wszystko ja, kt�ry s�owo kategorie zna�em tylko do wagi w ringu? "Ksi���" nadawa� tyle frajerskich wyraz�w, �e z pocz�tku niekt�re jego teksty by�y dla nas r�wnie zrozumia�e jak nasza kmina dla frajer�w ze �r�dmie�cia. Uczy�em si� przy nim i �ycia i tych wyraz�w, a jak. czego� nie kojarzy�em, to szuka�em w takim s�owniku, gdzie napakowano same s�owa z uniwersyteckiej kminy. Wtedy u ka�dego innego, ktoby mi zapodawa profesorskim be�gotem, wnerwia�oby mnie, lecz nie u niego. Jemu by�o z tym do twarzy. Jemu by�o do twarzy ze wszystkim, co robi i m�wi�. Kmin� i grypser� zna� nie gorzej od przeci�tnego ch�opaka z "Do�u", Pragi, Targ�wka i Grochowa, ale nigdy si� nie pos�ugiwa�. To s� gadki r�ne jak kurwa, co regularnie chodzi w miasto i cicho-dajka, taka jest odleg�o�� kminy od grypsery; pierwsz� nadaj� urkowie spod cel, �eby psy i klawisze nie mog�y trafi�, co jest grane; grypsera to potoczny j�zyk tak zwanego marginesu, daleki od szyfru kminy, zrozumia�y nawet dla drewniak�w. Kmin� sprzedano milicji w sze��dziesi�tym trzecim czy czwartym (kapusiom, kt�rzy to zrobili, utopiono �by w kiblach), ale gdybym ja chcia� pisa� kmin�, nie zrozumieliby�cie niczego. Grypsera te� - tylko z pocz�tku by�oby to klawe, potem by�cie si� zm�czyli. Czasami wrzucam jaki� fant, �eby frajer (przecie� dla nich pisz�) mia� ubaw, ale to kiwka - wieszam co kilka zda� g�wnian� bombk� na choince. Jakbym w�r�d ch�opak�w powiedzia�, �e "Fokstrot" to m�j pseudonim, poszed�bym pod fleki, bo pseuda to mieli towarzysze z lasu za Szwaba, a my mamy ksywy. Tylko "Ksi���" nie by�o ksywk� - wymawiali�my to jak dewoci imi� Pana i zawsze mi�dzy sob� lub o nim, bo do niego zwracali�my si� po prostu: szefie. Kiedy powiedzia� mi o szcz�ciu, zabrzmia�o jak gdyby nie mia� szcz�cia, a przecie� je mia�. Mo�e nie takie z "kategoriami", lecz to zwyk�e, od dnia, kiedy pojawi� si� na bazarze. Mia� cholerny fart. Mojej matce fart kojarzy� si� zawsze z Opatrzno�ci� Bosk�, ale "Ksi���" my�la� inaczej. Duchownych i �wi�tych olewa�, tak si� przynajmniej zdawa�o, bo jak m�wi� o nich, to u�ywa� s�owa "klecha", a kiedy�, gdy jechali�my na ulic� �wi�tego Stanis�awa i "�bik" zacz�� si� k��ci� z P�lkiem od kt�rego Stanis�awa wzi�a si� ta nazwa, od tego, co go zwali Kostka, czy od tego, co go stukn�� kr�l, i spytali "Ksi�cia", kt�ry wa�niejszy, "Ksi���" wzruszy� ramionami i burkn��: - Nie wiem. Wielu �wi�tych kanonizowano tylko za to, �e byli dobrymi �ebrakami. Polek i "�bik" zbaranieii i przestali si� k��ci�. Ze mn� wyci�� lepszy numer. Od dzieciaka nie lubi�em ksi�y, najbardziej od Wielkiej Nocy, kiedy z ca�� rodzin� i z koszykiem poszli�my do ko�cio�a �wi�ci� jajo. Mia�em sze�� albo siedem lat i jak proboszcz machn�� w nasz� stron� kropid�em, to si� wnerwi�em i wrzasn��em: - Czego chlapiesz, gnoju! Ojciec tak mi zer�n�� ty�ek, �e przesta�em chodzi� na msz� i w ka�d� niedziel�, odstawiony jak do komunii, maszerowa�em nad Wis�� przygl�da� si� w�dkarzom. Po godzinie wraca�em do domu z min� �wi�tego, wstawia�em farmazon o tym, co m�wi� ksi�dz na kazaniu i wszystko by�o cacy. To samo robi�em p�niej, jak doros�em, tylko ju� nie urywa�em si� nad Wis��. A� kt�rej� niedzieli matka zobaczy�a, �e id� ulic� z "Ksi�ciem", wtedy, kiedy mia�em by� na mszy. Podbieg�a: - Co ty tu robisz?! Mia�e� by� w ko�ciele! Sczerwienia�em jak dziabni�ty frajer i zacz��em farmazoni�: - Mamu�ka, ja... ja p�jd� na pierwsz�, bo w�a�nie mam wa�n� spraw�... ja... to jest w�a�nie m�j szef, pan Stefan. "Ksi���" uk�oni� si� mamie z fasonem, uca�owa� j� w d�o� i powiedzia�: - Bardzo pani� przepraszam, to moja wina. J�zek o pierwszej b�dzie na mszy, dopilnuj� tego. Mamie zrobi�o si� jako� g�upio, co� wymamrota�a i odesz�a, a "Ksi���" spojrza� na sikor (nosi� zawsze staromodn� "Dox�", cznia� te szpanerskie z cyferkami, za kt�rymi wszyscy wariowali) i powiedzia� kr�tko: - Zd��ysz. Gdzie chodzisz, na Skaryszewsk� czy do �wi�tego Floriana? - Do �adnego - odpowiedzia�em. - D�ugo tak ok�amujesz matk�? - D�ugo, szefie. Ju� nawet nie pami�tam od kiedy. Musz� to robi�, bo zap�aka�aby si� na �mier�... Przerwa� mi: - Od dzisiaj b�dziesz pami�ta�, �e w ka�d� niedziel� jeste� na mszy i to na tej samej, co twoja matka. Zrobisz jej tym przyjemno��. - Kurcz� blade, szefie, ona chodzi na sum�, to trwa tyle czasu, �e mo�na wykorkowa�! - Zrobisz, co kaza�em! - Szefie, ja w to wszystko nie wierz�, mam si� zgrywa� przed o�tarzem?! Lepiej, �ebym dalej udawa�, i� chodz� rano! Pofilowa� na mnie tak, �e mi ciary zjecha�y po krzy�u i wycedzi� (przedtem wyj�� z ust zapa�k� - nie pali�, tylko wiecznie gryz� zapa�ki): - Masz udawa� tak, �eby sam Pan B�g w to uwierzy�! Zrozumia�e�, "Fokstrot"? Zrozumia�em, ale zn�w nie wszystko. U niego nic nie by�o jasne na blach�; my�la�e�, �e jest tak, a po jakim� czasie wychodzi�o, �e� si� kropn��, bo jest nie tak, tylko prawie tak, albo zupe�nie inaczej. Niby nie wierzy� w Boga, a to "Pan B�g" powiedzia� takim tonem, jakby m�wi� o kim�, z kim robi si� interesy. Mo�na nie wierzy� facetowi, z kt�rym si� je robi, lecz trudno nie wierzy�, �e on istnieje. Tylko, jaki to interes, kiedy nie chodzi si� do domu tego faceta i nie zaprasza go do siebie, bo w og�le nie chce si� z nim rozmawia�? Dopiero po �mierci "Ksi�cia" zrozumia�em wiele rzeczy, kt�rych nie pojmowa�em, kiedy �y�. Zrozumia�em, �e B�g by� w nim, tak jak w drzewach, gwiazdach, kamieniach, w bydl�tach i w wodzie ze �r�d�a, wi�c nie musia� szuka� Boga i klepa� o nim, jak inni, ci, co uczenie przekr�caj� Pismo �wi�te, i ci tak g�upi, jak wiejskie baby, kt�re piej� w procesji, powtarzaj�c bezmy�lnie ze �piewnika: "O Maryjoooo i te deee!". Podobnie by�o z ksi�mi - ten obciach zaliczyli wszyscy, kt�rzy (jak ja na pocz�tku) z�apali "Ksi�cia" za s�owo i z tego s�owa wyg��wkowali prawd�, co wcale nie by�a prawd�, lecz zmy�k� pr�buj�cych my�le� baran�w. Kiedy Lucek "P�ton" dosta� z czyjej� r�ki trzy sztuki kos� przy gazowni na Powi�lu i zesztywnia�, ksi�a za��dali od jego matki forsy na pogrzeb. Ale ona by�a pusta, ze zbierania flakon�w po go�dzie ledwo jej na mich� starcza�o. W zakrystii bez szmalu nie chcieli gada�. "Ksi���", jak o tym us�ysza�, powiedzia� spokojnie: - To ich zaw�d, szewc bierze za buty, dlaczego oni maj� si� modli� za darmo? I pojechali�my w dwa wozy do ko�cio�a,- nim nasta� dzie�. Dw�ch ch�opak�w obudzi�o ko�cielnego, trzech wskoczy�o do mieszkania proboszcza, wyj�o go z bet�w i tak jak sta�, w gaciach i na bosaka, przyprowadzi�o do przedsionka, gdzie obok miski z wod� �wi�con� czeka� "Ksi���". Proboszcz po drodze wyrywa� si� i grozi�, ale jak dosta� kopa, to przesta� szczeka� i tylko si� trz�s�. "Ksi���" wyj�� z portfela dziesi��, czerwonych papier�w i wrzuci� je do �wi�conej wody. - To za pogrzeb Lucjana Kusia, bierz! - rozkaza�. Proboszcz si� nie ruszy�, ale szturchni�ty w bok, wyci�gn�� grab�. - Z�bami, klecho! - doda� "Ksi���". "D�ek" i ja przygi�li�my gawronowi �eb; wyci�gn�� pr�chnem tych kilka st�w, parskaj�c jak p�awiony kundel. Nie opi� si� za du�o, bo p�ywa�y po wierzchu. - Staraj si� przy tym pogrzebie, je�li nie chcesz, �ebym wrzuci� tu trzy razy wi�cej i kaza� ci po�kn�� razem z t� wod�, r�wnie �wi�t�, jak wy wszyscy! - rzuci� "Ksi���" na odchodnym. My�leli�my odt�d, �e dla niego ksi�dz to trefniak i szlus! A on znowu rozbe�ta� nam pod czaszk�, innym pogrzebem! Przed szko�� na Zwyci�zc�w codziennie �azi� emerytowany ksi�dz i czeka�, a� dzieciarnia wybiegnie z budy. Gadano, �e ma zajoba, bo kiedy jeszcze spowiada� w ko�ciele, za pokut� kaza� sadzi� drzewka. Potem widzia�o si� go tylko na placyku przed Si�demk�. Karmi� go��bie i czeka� na dzieci, kt�re pokazywa�y mu dzienniczki i zeszyty, a on za pi�tk� dawa� pi�� z�otych, za czw�rk� cztery, za tr�jk� trzy, a za dw�jk� cukierka ("�eby ci nie by�o przykro. Postaraj si� jutro, to dostaniesz i ty pi�� z�otych"). Bachory sz�y do kiosku z lodami i wy�miewa�y przyg�upa. Zesz�ej zimy staruszek odwali� kit� i kto� doni�s� "Ksi�ciu", �e �adnego z tych szczeniak�w oraz ich wapna nie ma na mszy �a�obnej, za trumn� p�jd� tylko ksi�dz i dwie zakonnice. Ponad stu ludzi z ferajny dosta�o rakietowy cynk: dwadzie�cia minut na ogolenie si� i przebranie! W trzy kwadranse potem, gdy karawan zajecha� na Br�dno, u wr�t cmentarza czeka� odstawiony t�um, z wie�cami, kt�rych nie powstydzi�by si� na swej trumnie pierwszy sekretarz partii. Dzwony bi�y, ptaki fruwa�y, frajerzy wytrzeszczali patrza�ki, a my�my deptali b�oto za trumn� do wt�ru Chopina r�ni�tego przez orkiestr�, kt�r� przys�a� "Ksi���". Dla jednego kopni�tego klechy! "Ksi�ciu" zawdzi�czam wszystko: i to, �e mam u�o�one pod czapk�, i to, �e nie kibluj� w recydywie, i odwyk, i zaw�d. Pos�a� mnie na termin do introligatora Biruka, kory mia� warsztat przy Radzymi�skiej, a przed wojn� by� uczniem samego Radziszewskiego. Biruk nie �pa� grzbiet�w kolorowymi sk�rkami w kwiatki jak Radziszewski, bo na to dzisiaj nikogo nie sta� i nie wyrobi�by na kieliszek chleba, pieprz�c si� z jedn� knig� przez dwa tygodnie, "nie te czasy - m�wi� - kiedy pan mistrz (to o Radziszewskim) waln�� w sk�r� ze z�otymi or�ami trzy tomy �Polska, jej dzieje i kultura�, a one kosztowa�y tyle, �e za cztery komplety mo�na by�o kupi� sanacyjnego fiata i na �wiatowej wystawie w Pary�u �abojady dali nam za to medaj dor, skubani!". Dla dobrych klient�w Biruk robi� solidnie, w p�sk�rki z bindami na grzbietach i z git kaszerowaniem; ciapciakom, zamawiaj�cym najta�sze p��tno, klei� picerk� stylow� jak katana szyta u tandeciarza. A ja mu pomaga�em i to mnie rajcowa�o, bo knigi zawsze mi podchodzi�y i belfer nie musia� mnie goni� do Trylogii, czy "Pana Tadeusza". Jak sko�czy�em termin, "Ksi���" zacz�� mi dawa� swoje knigi do oprawy i za t� fuch� p�aci� mi osobno (sta�� pensj� bra�em za szoferowanie). Kurde mol, ale� on mia� knigi! Szy�em je i czyta�em naraz. Kojarz�, i� po to w�a�nie kaza� mi je lepi�, a nie tylko na to, �ebym zafarci� wi�cej grosza. Niekt�re by�y filozoficzne, albo w obcym, to nie dla mnie. Inne, kornik je tr�ca�! - stare rz�chy, pisane za kr�la �wieka, polskim, ale tak, �e nic nie mog�em wyrozumie�. Zdarza�y si� draczne, albo o dracznych tytu�ach, jak ta Lombroso i Ferrero: "Kobieta jako zbrodniarka i prostytutka - studia antropologiczne poprzedzone biologi� i psychologi� kobiety normalnej" (nie zasuwam z pami�ci, jego biblioteka zosta�a u mnie). "Ksi���", kiedy oddawa�em t� knig�, �miej�c si� z jej tytu�u, powiedzia�, �e owszem, dwa ostatnie wyrazy s� do �miechu, ale si� nie roze�mia�; tylko raz w �yciu widzia�em go �miej�cego si�, w sekund� potem ju� nie �y�. Z pocz�tku daleko mi by�o do Biruka, lecz "Ksi���" wiedzia�, co robi. Najpierw kaza� mi oprawia� Dumasa Aleksandra. Ja was kr�c�, to by� Meksyk? Zwariowa�em, tak mi podesz�o. "Muszkieterowie", "Hrabia", przesta�em kima�, matka gasi�a �wiat�o, a ja pod ko�dr� dusi�em paluchow� latark�, jak wyg�odzona panienka druta, podniecaj�c si� ka�dym zdaniem. Potem przyszed� London, Go�ubiew, Twain, "Faraon", "Na wsch�d od Edenu", "Komu bije dzwon" -gites knigi! Cwanie to by�o wykombinowane, budowa� mi drabin� z coraz trudniejszych szczebli. Ale kiedy zasun�� Faulknera i Dostojewskiego, p�k�em - jak nie ma biglu w akcji, to mnie ma�o bierze. "Idiota", nie powiem, �adnie pisane, ale nie tak jak "Quo vadis", od�o�y�em po kilkudziesi�ciu stronach, nie lubi� facet�w bez jaj. "Zbrodnia i kara" to znowu krymina� dla peda��w, frajer narywa si� jak bydl� na staruszk�, za du�o g��wkuje i odbija mu palma. Zm�czy�em do ko�ca, ale pomy�la�em sobie: finito!, takie bajery to nie dla mnie. "Ksi�ciu" sk�ama�em: - Git kniga! Wiedzia�, �e �gam, trudno by�o sprzeda� mu lewizn�. Z knigi potrafi� zrobi� wszystko, nie tylko francuza do przykr�cenia takiej czy siakiej mutry na moich klepkach. W jego r�ku kniga stawa�a si� cymes kos�, kt�r� puszcza� juch� jak najlepszy no�ownik. Lubi� t� gr�: trafia� sposobem, a nie na chama. Ja my�la�em, �e takie numery mo�na o dup� pot�uc, ka�dy to spu�ci w kibel. Ale kiedy zobaczy�em, jak da� popali� kilku cwaniaczkom, nastawi�em zeza. On strzela� w dych� automatycznie, mo�na by�o nie rozumie�, co gra, ale g�upot� by�o w�tpi�, �e trafi. W Urz�dzie Dzielnicowym na Pradze siedzia� jeden aparat, co si� zawzi�� na Bazar R�yckiego - wicenaczelnik Pa�ach Leon (podw�adni przezywali go: Pata�ach). Mocny by� skurwiel, kilka lat wcze�niej wygruzi� Ciuchy ze Skaryszewskiej do Rembertowa, ale wtedy jeszcze nie by�o "Ksi�cia". Potem wzi�� na z�b bazar, �e niby pasku-dzi dzielnic�, przeszkadza w rozbudowie, �e siedlisko elementu i tak dalej. W "Ekspresiaku" napisali: z bazarem szlus, wynocha w pole, do kmieci. Wnerwione ch�opaki prosz� "Ksi�cia", �eby da� wynie�� �ajz� na zel�wkach, a on nic, zabroni�. Starzy kupcy z g��wnych alei m�wi�: za co p�acimy? Uspokoi� wszystkich, �e krzywdy bazaru nie b�dzie. I wszyscy wiedzieli, �e kiedy "Ksi���" da� s�owo, to nie trzeba p�ka�, bo znaczy frajer kaput, ale nie wiedzieli, jak "Ksi���" to machnie. Tylko ja wiedzia�em, o co biega. Blisko wyj�cia na Z�bkowsk�, wizawis stragan�w ze zbo�em, handlowa� makulaturnik Szapko. Dla frajer�w wyk�ada� �miecie i modne bestsellery, w torbie mia� cude�ka dla lepszej klienteli i swojak�w, kni�ki, go�e fotki i takie pisemka, przy kt�rych "Playboy" robi za Pismo �wi�te. U niego "Ksi���" kupi� kilkana�cie tomik�w groszowej serii przedwojennego wydawnictwa "R�j", z niemo�ebnie kolorowymi ok�adkami. Trzy z nich by�y lepsze od granat�w od�amkowych. Pierwsza Henryka Duvernois, w przek�adzie Stefanii Oko�ow-Podhorskiej, "Eunuch", Warszawa 1927. Na ok�adce t�usty kretyn z zaczerwienionymi polikami, uszami i nochalem, typ mon-goidalny, a u do�u wielki szkar�atny tytu�: EUNUCH. Waln�li�my z tego obrazka reprodukcje Agfa-kolor i nazajutrz wisia�y one w gablotach na klatce schodowej Pa�acha i w jego urz�dzie, z dopiskiem: "Czy to kap�on, czy to wa�ach? Nie, to jest magister Pa�ach". Pod ok�adk� widnia�a "karta choroby", przefotografowany kawa�ek strony 63: "Przytuli�a go do siebie. Wybe�kota�: �Ratuj mnie! Wiesz, chcia�em si� zabi�, zanim ciebie pozna�em... Ratuj mnie! Nie opuszczaj mnie! Jestem tylko z�o�liwem zwierz�ciem, a kiedy czyni� z�o, to z�o mnie przera�a...� Pocieszy�a go, uko�ysa�a, tym samym harmonijnym ruchem, jakim ko�ysa�a c�reczk� i wzrok jej ze s�odycz� przechodzi� od tej dzieciny �pi�cej w niewinno�ci nie�wiadomej, do tego dziecka, starzej�cego si� w beznadziejnej czysto�ci..." Pod tym kropn�li�my dedykacj� wie�cz�c� dzie�o: "Z wyrazami ubolewania dla obywatelki Pa�achowej. Aktyw". Gabloty by�y zamkni�te na fest, �aden klucz nie dawa� rady, musieli je �ama� albo ci�� szk�o (w domu Pa�ach sam wyt�uk� szyb�). Po kilku dniach og�oszenie zmartwychwsta�o. Znowu zerwali, a ono apia�! Pa�ach dosta� gor�czki,, wezwa� milicj� i postawi� personel urz�du na stra�y przy gablotach w czynie spo�ecznym. Nie pomog�o, komplecik "Eunuch" by� jak wa�ka-wsta�ka. Ca�a prawobrze�na Warszawa zdech�a ze �miechu, pr�cz Pa�achowej, kt�ra zapad�a w rozstr�j nerwowy. Pa�acha przeniesiono na Wol�, jako szefa wydzia�u kultury komitetu dzielnicowego. W�wczas komplecik zamieszka� na Woli, ale ju� ze szwagrem - dodali�my ok�adk� knigi J.T. Wr�blewskiego "Ja�nie chamstwo" (te� "R�j") i zdj�cie naszego klienta, format paszportowy. Po kilku tygodniach Pa�ach wyni�s� si� na Ok�cie i tam zosta� naczelnym dyrektorem rze�ni. Ok�ciu zafundowali�my ten sam komiks, wzbogacony o ok�adk� jeszcze jednej knigi Duvernois: "Dzieje Psiapsiusia". I by�o po balu. Pa�acha wywieziono do Szczawnicy, gdzie robi� za prezesa klubu sportowego i leczy� si� w sanatorium. Gdyby�my grali ten mecz dalej, musieliby go chyba kopsn�� na ambasadora do Patagonii. R�wnie klawym jokerem zabi� "Ksi���" dam�. To by�a redaktorka, wielka grandziara. Jak kto� musowo pragn�� przy�adowa� w imperializm albo w hunwejbinizm, ods�oni� bezrobocie i g��d, sflekowac NATO, za�o�y� nelsona reakcji, czy zakapowa� prezydenta Ameryki, �e jest lebiega i palant do kwadratu, to ona to robi�a prima! Przez te artyku�y zbiera�a medale, a pod sto�em die�gi od ludzi, bo mia�a taki uk�ad (m�� w warszawskim kwaterunku, a blatniak w Izbie Kontroli), �e kto nie posmarowa�, ten m�g� sobie kwaterunkowe mieszkanko odpu�ci�. Na Targ�wku, Grochowie i Pradze (tak samo jak i po lewej stronie) jest kupa narodu, co groszem nie �mierdzi, a �yje w pi�ciu na izb� bez kibla. Ci licz�, �e wujek kwaterunek zrobi im socjalizm, a tu poruta, bo pani redaktor nie rozdaje za friko. "Ksi���" zna� te rudery z matkami becz�cymi przy dzieciach chorych na reumatyzm od tapet marki liszaj, wi�c przez t� pani� trafi� go szlag. Gdyby wtenczas ujawni� si� ju� Dobry, by�oby po sprawie, bo Dobry na pro�b� "Ksi�cia" za�atwi�by 'rzecz w try miga, ale to by�o przedtem. Musieli�my wykona� "powt�rk� z rozrywki": "Ksi���" zacz�� filowa� za odpowiedni� knig�. I znalaz�. On mia� co� takiego, �e jakby wepchn�� po ciemku grab� w kartoflisko, to by trafi� na garnek ze z�otem. Zastosowali�my metod� prze�wiczon� na Pa�achu, z dodatkiem nowszej techniki: poczty i ksero. Kniga nazywa�a si� "Rady dla s�u��cych", autor X.C.J. Busson, Krak�w 1878. Klientce, jej zwierzchnikom i podw�adnym, s�siadom i znajomym, kolegom po pi�rze, radnym dzielnicowym, pos�om na sejm i komu si� tylko da�o wys�ali�my li�ciki. Ka�dy list zawiera� machni�t� przez ksero laurk� "Dla Kr�lowej Kwaterunkowej, obywatelki X... w rocznic� wzi�cia pierwszej �ap�wy, z �yczeniami". Na laurce by� rysunek z pier�cionkow� �ap� o czerwono lakierowanych szponach, bior�c� szmal pod blatem sto�u, kopia strony tytu�owej oraz "�yczenia": kawa�ki ze strony 117 ("Nie kradnij! Z cudz� w�asno�ci� nie wejdziemy do Kr�lestwa Niebieskiego. Wszelka niesprawiedliwo�� ukaran� b�dzie w przysz�em �yciu kar� stosown� do stopnia wykroczenia i z�o�liwo�ci, chyba �e przed �mierci� winowajca nagrodzi wyrz�dzon� krzywd�. Ty, moja c�rko, nie tylko z obowi�zku chrze�cija�skiego winna� zachowa� to prawo, ale nadto obowi�zana do� jeste� ze stanowiska s�u��cej"), strony 142 ("Wszelkie wynagrodzenie niesprawiedliwe wymaga zwrotu, a zwraca� znaczy oddawa� rzecz zabran� lub warto��") i strony 143 ("Uczy� sama pokorne wyznanie; pro� o przebaczenie i natychmiast zwr��, co im si� z prawa nale�y; krok ten wiele ci� kosztowa� b�dzie, ale wkr�tce powinszujesz sobie, �e� go uczyni�a"). Podpis: "Zak�ad Odszczurzania Miasta". Wielkiej afery z tego niezdie�ano, ale porobi�o si� jako� tak, �e za kilka miech�w starego naszej klientki wywalili z kwaterunku, awansuj�c na dyra w kuratorium o�wiatowym. J� sam� przeflancowano z gazety do telewizji, gdzie zasuwa�a audycje, takie po byku, �e hej!, i komentarze, te� po byku dla tych, co chcieli, �eby �pa�a te audycje i komentarze. Jedne by�y spo�eczne, inne na temat. Bardzo �adnie nawija�a o moralno�ci, uczciwo�ci i pokoju mi�dzy narodami, kt�remu ci�gle jaki� kutas z zachodu szcza ko�o pi�ra; okaza�o si�, �e te zachodniaki nic nie robi�, tylko kombinuj� jakby tu przysra� pokojowi i rozpocz�� wojn�, kt�ra zgubi ca�y �wiat, a ich najsampierw, bo jak amen w pacierzu dostan� od nas w dup�. Za to po�yka�a awanse szybciej, ni� Szewi�ska bie�ni� i sta�a si� gwiazd� - jasna sprawa, w okienko gapi si� z nud�w ca�y nar�d. Ale ludziska za choler� nie chcieli jej pokocha� i opowiadali o niej g�upie kawa�y. To j� wkurwia�o i nabawia�o pierdolca we �bie, bo ka�dy lubi jak go lubi�, a ten, co szpanuje przed wszystkimi, jest wko�o Wojtek chory na to lubienie i kiedy nie trafia, zdycha. Skr�t kich, sto szlug�w dziennie, flakon pod bia�e myszki i w�r kuta�nych pomys��w. Ona wyg��wkowa�a najgorszy: zacz�a mruga� w�r�d swoich, z nadziej�, �e puszcz� to w obieg, i� jest pod przymusem i dlatego robi r�ne g�upoty, ale ma zamiar z tym sko�czy�, bo tak naprawd� to ona jest przeciw! Wylicza�a odrzucone przez siebie propozycje "wstr�tnych" program�w, kt�rych nie chcia�a pichci�, bo "nie jest prostytutk�". Mo�na si� by�o przekr�ci� ze �miechu, jak pragn� wolno�ci - ona! Kontra ludowa, Czapajew�wna w carskiej s�u�bie, bia�a gwardia pod czerwon� mask� z perskim okiem, kurwa ma�! Taka rura! "Ksi���" zatar�by grabulki, gdyby mia� zwyczaj to robi�, ale przecie� musia� czu� co� takiego, jak �yd, kiedy cmoknie z radochy, bo pod�o�y�a mu si� niczym bura suka. Tym razem "wycinanki" przyklei�y si� na �cianach Radiokomi-tetu i pofrun�y do kogo trza z takimi tekstami, �e wysiadaj� g�owice atomowe. Busson, "Rady dla s�u��cych". Cz�� I, rozdzia� III, "Zale�no��", strona 9: "I ty �alisz si�, c�rko, na zale�no�� twego stanu? Jak�e si� zapatrujesz na to wszystko, co ci� otacza? Wszak�e i twoi pa�stwo s�uchaj� bezustannie, a ty chcesz, aby �adne wymaganie nie kr�powa�o twej woli? Gdzie� tu rozs�dek? Mia�a�by ci pycha lub inna jaka nami�tno�� zaciemnia� zdrowe poj�cie? (...) Nawet mi�dzy zwierz�tami i istotami nieczu�emi nie ma ani jednego, kt�reby si�� lub instynktem nie s�ucha�o praw tej�e karno�ci. Wsz�dzie panuje zale�no��..." Cz�� III, rozdzia� LIV, "Pos�usze�stwo powinno by� dok�adne i og�lne", strony 184 i 185: "Zatem, c�rko, pos�usze�stwo, do kt�rego obowi�zan� jeste� wzgl�dem pa�stwa, powinno si� rozci�ga� na to wszystko, co jest przedmiotem ich rozkaz�w. Pos�usze�stwo powinno by� dok�adne. Pos�usze�stwo powinno by� powszechne. Nie powinno si� zachwia� ani na chwil� i obj�� wszystko, co ci pa�stwo maj� prawo nakaza�, bez �adnego wyj�tku. Uwa�aj, prosz� ci�, r�nic�, jaka zachodzi mi�dzy dok�adno�ci� i powszechno�ci� pos�usze�stwa: dok�adno�� odnosi si� tylko do ducha i litery rozkazu, ze wszystkiemi nale��cemi do tego okoliczno�ciami; powszechno�� za� do wszystkich rozkaz�w prawomocnych w ci�gu ca�ej twej s�u�by. B�d� wi�c pos�uszna we wszystkiem. Nie ma �adnego prawego wyj�tku w regule pos�usze�stwa". Cz�� III, rozdzia� LV, "Pos�usze�stwo powinno by� weso�e", strony 186 i 187: "Je�eli wi�c pos�usze�stwo twoje jest smutne, s�u�ysz z musu, nosisz jarzmo z�orzecz�c mu i stajesz si� niewolnic� pokorn� z obawy si�y, a nie dzieci�ciem pos�usznem - nie mo�esz spodziewa� si� wielkiej nagrody. Ten smutek tak�e by�by dowodem, �e jeste� zdoln� zbuntowa� si� (...) Pami�taj tak�e, �e s�u��ca smutna i nieukontentowana w pos�usze�stwie, pope�nia mn�stwo b��d�w, niecierpliwi pa�stwa, gniewa. Zatem nie daj si� opanowa� tej sk�onno�ci. Jakiekolwiek by�yby rozkazy pa�stwa, nie okazuj, odbieraj�c je lub wykonuj�c takowe, nieukontentowania i przykrego uczucia. Co ci� to obchodzi� mo�e? Czy to robi�, czy owo, oboj�tnem ci by� powinno. Byleby� wole spe�ni�a, s�uchaj�c pa�stwa (...) Gdy ci� pa�stwo zawo�aj�, cho�by to by�o w nocy, przybiegnij z u�miechni�t� twarz�, m�wi�c: ot� jestem do us�ug". Lalunia dosta�a udaru pod dachem. Skapowa�a, �e primo jej numer zatytu�owany: "Moruska jestem, kochajta mnie ludzie!" nie wypali�, a po drugie mo�e �ci�gn�� na ni� kopy od szef�w. Wi�c przekr�ci�a wajch� abarot, melduj�c trybunie: "G�wno prawda, tamto plotki, swojaczka jestem robotniczo-ch�opska, proletariuszka wszystkich kraj�w nieroz��czna!". Z kilku prezydent�w zrobi�a na antenie takich �mieci�w, �e powinni sfajczy� si� ze wstydu, albo rozpirzy� sobie gnatem baniak, albo przyczo�ga� do nas we w�osie-nicy, z popio�em na fryzurze. Klei�a za wielki szmalec patriotyczne imprezy, przy kt�rych karnawa� w Rio to jest ogr�dek jordanowski dla ubogich. Has�a wyskakiwa�y jej z u�miechu niby o��w z biodra szeryfa. W�a�nie wtedy wdepn�li�my znowu w g�wno kryzysu pog��bionego i zacz�to tasowa� asior�w telewizji, bo to oni robili z ludzi balona; nasza dzidzia wychodzi�a ze sk�ry, �eby tylko si� nie sturla� na bruk. �wieci�a przyk�adem, pi�tnowa�a starzyzn� i wielbi�a mod�, bra�a najwy�sze stawki i by�a anio�em odnowy - syrenka wymachuj�ca mieczem na wybrze�u Wis�y zawr�conej w drug� stron�! A my: gong, trzecia runda! Ci�gle ten sam Busson, "Rady dla s�u��cych". Cz�� VI, rozdzia� XX, strona 321: "Przypuszczam, c�rko, �e chciwo�� twoja co do pobierania zap�aty nie �ci�ga ci nagany zacnych ludzi. Oto co si� dzieje ze s�u��cemi opanowanemi ��dz� wysokiej p�acy: maj� ci�gle przed oczami przedmiot swej ��dzy, �yj� w ci�g�em niepokoju, wymagaj�c coraz nowych dodatk�w. Raz jeden i drugi uda si�, ale z czasem znudzeni pa�stwo oddalaj� s�u��c� (...) Co si� dzieje z innemi, stanie si� i z tob�, chyba �e dla s�usznych przyczyn mo�esz si� liczy� do wyj�tk�w". S�owo sta�o si� cia�em: pa�stwo znudzone gr�, w kt�rej ci�ko rypani s� s�dziowie, wygruzi�o nygusk� z posady kopem wzwy�, na. korespondenta do Londynu. Nie min�� miesi�c, a ta pinda podzi�kowa�a im przez mikrofon "Wolnej Europy", szczebiocz�c swoje stare wypracowania, tyle �e poprawione z historii i z geografii. "Ksi���" by� fachura od knig, zna� je jak ma�o kto. Zamiast nawija� w�asnym s�owem, m�g�by podczas rozm�w otwiera� kni�k� za kni�k� i wskazywa� r�ne teksty jako odpowiedzi, bo zna� wszystko, co si� ukaza�o. "Faraon", kiedy mi podszed�, to m�wi� do niego: - Wdechowa kniga, szefie, takie historyczne mi le��, ten numer z za�mieniem s�o�ca Prus klawo wymy�li�... I tak dalej. A on mi na to, �e nie wymy�li�, bo kap�ani byli farmazony i nie takie numeranctwo odstawiali na luzie. Inaczej to powiedzia�, ale w ten sam dese�. Zdj�� z p�ki knig� Ochorowicza "Wiedza tajemna w Egipcie", otworzy� i zacz�� kartkowa�, nie przerywaj�c gadki o "Faraonie": - To nie jest rzecz historyczna, "Fokstrot", tylko polityczna, najlepsza powie�� o robieniu w�adzy. Kap�ani byli m�drymi nikczemnikami i mieli t� robot� we krwi, tak jak ty masz w nogach tango. Pokaza� mi stron�, gdzie jeden kap�an t�umaczy frajerowi z Grecji, jakim sztychem robi si� z ludzi ziemi� do kwiat�w: - "A wi�c pos�uchaj: tajemnic� nasz� jest znajomo�� tajemnic natury. Mamy dwie nauki: jedn� dla ciemnego ludu, drug� dla �wiat�ych m�drc�w. Pierwsza polega na bajkach, wymy�lonych przez ludzi i przypisywanych bogom, to wystarcza dla t�umu. Druga obejmuje kosmogoni�, astronomi� i fizyk�, uczy ona dochodzi� od objaw�w do przyczyn i tym sposobem daje nam klucz do wyja�nienia zjawisk przyrody, kt�re lud uwa�a za nadnaturalne. B�d�c w posiadaniu wszystkich odkry� nauki, chowamy je w g��bi naszych przybytk�w i tak� jest tajemnica naszej wy�szo�ci nad reszt� �miertelnych. Ta czysta wiedza, kt�rej lud nie m�g�by zrozumie�, podnosi cz�owieka, oswobadza go od boja�ni i innych ludzkich s�abostek, a zbli�a do B�stwa". Przeczyta�em to i skapowa�em prawie wszystko, ale nie by�em pewien, czy skapowa�em dobrze, wi�c na wszelki wypadek powiedzia�em: - Cwaniak! "Ksi���" milcza� i zrobi�o mi si� �yso, dlatego zapyta�em, �eby co� jeszcze powiedzie�: - A tamten jak na to? "Ksi���" wyj�� mi knig� z r�ki i sam przeczyta� odpowied� Greka: - "Nie s�dz�, �eby by� m�drcem, przyjacielem ludzi ten, kto odkrywszy u�yteczn� prawd� nie pozwala z niej korzysta� swoim bli�nim. Prawda powinna by� dla, Wszystkich zrozumia��, skoro ma czyni� ludzi lepszymi. Ukrywa� przed nimi prawd� jest to ukrywa� �wiat�o i pozostawia� ich w ciemno�ci". Ale kap�an nie stryfi� i zbajerowa� Greka nast�pn� mow�-traw�: - "T�um jest g�upi i �atwowierny, tajemniczo�� i cudowno�� przemawia mu do przekonania, podczas gdy naga prawda nie mia�aby dla� uroku; umys� jego musi by� wstrz�sany widokiem rzeczy niezwyk�ych, �eby da� si� powodowa�...". Teraz Grek pokaza�, �e nie taki z niego m�ot, bo odpyskn��: - "Jednym s�owem spekulujecie na ciemnot� ludzk�. Czy nie l�kacie si�, �e prawda musi wyj�� na jaw?". - "Milcz!" - dopieprzy� mu wnerwiony arcykap�an. �aden nie odpu�ci�, pstykali si� tak, �e mo�na by�o zg�upie�. - Kt�ry ma racj�, szefie? - zapyta�em. Popatrzy� mi w nos jak matka, kt�ra filuje na dziecko i widz�c, �e znowu si� nie umy�o, nie wkurza si�, ale jest troch� zniecierpliwiona. Powiedzia�: - Racj� ma silniejszy. Racja s�abego to pi�kna bro� bez naboi, "Fokstrot". - No dobra, szefie, ale kt�ry tutaj ma racj�?! - zaperzy�em si�, bo chcia�em co� wreszcie skapowa�, a czu�em, �e on ju� ko�czy i kiedy zamilknie, to wyjd� na wa�a nie nadaj�cego si� do �adnej pogaduchy. Odpowiedzia� mi niech�tnie, jakby by� zm�czony: - Ten, kt�ry wygra�. Greka zamordowano, wi�c nie mia� racji. Z�o�y� knig�, odwr�ci� si� i bardzo ostro�nie, �eby nie pogi�� ok�adek, wepchn�� j� w r�wny szereg na p�ce. Zawsze robi� to wolno i uwa�nie, nienawidzi� niszczenia knig. Bardzo �le na tym wyszed� J�zek Racho�, m�j kumpel z budy, kt�ry nawet nie uko�czy� siedmiu klas, bo zawiesi� �y�k� nad wej�ciem do pokoju nauczycielskiego, �eby dyrektorce spad�a peruka i peruka spad�a, ods�aniaj�c �ysin� "carycy". To by� ten J�zek- ,,Bomba", co wyszukiwa� na ulicach s�awnych mistrz�w boksu, podchodzi� i jedn� celn� pi�ch� na szczen� zwala� ich z n�g, potem czeka�, a� wstan� i zechc� si� odku�, a kiedy kt�ry� chcia�, to J�zek poprawia� kr�ciutk� �mierteln� seri� i m�wi� do le��cego: - Przepraszam pana, ale ja naprawd� jestem lepszy. Po wyj�ciu z poprawczaka J�zek dmucha� sobie w biceps przy roz�adunku towarowych na Dworcu Wile�skim. Dzi�ki tej robocie wiedzia�, jakie delikatesy stoj� na bocznicach i po ciemku fruwa� ze sw� paczk� przez parkan wyczyszcza� wagony z importowanych ciuch�w, pralek, maszyn do szycia i innych klamot�w. Starcza�o to nie tylko na du�� zaprawk� z gut zagrych� w najlepszych metach -i na luks-panienki z francuskim uz�bieniem - zostawa�o jeszcze tyle, �e po roku strzeli� matce kurz� ferm�. A� kt�rej� nocy rozbili wagon, kt�ry przyszed� z Londynu. W �rodku by� maj�t przesiedle�czy jednego hrabiego, kt�remu odbi�o na staro�� i postanowi� wr�ci� do czerwonej Polski, �eby tu kojfn��, bo uzna� poddanych kr�lowej za wi�kszych skurwieli od bolszewik�w, a do tego by� ju� tak zwapnia�y, �e nie musia� ba� si� czegokolwiek z komun� w��cznie. Splun�� na wszystko i kupi� bilet do domu, a graty wys�a� poczt�: w wagonie by�a jego biblioteka, same knigi. J�zek, jak to zobaczy�, dosta� kota. Tak go tr�ci�o, �e si� napoci� zrywaniem plomb do makulatury, i� kaza� ch�opakom spryska� ca�y ten niedosz�y szaber. Wyj�li kapucyn�w i waln�li jak pluton egzekucyjny stra�y ogniowej. Ten obeszczany ksi�gozbi�r to by� koniec J�zka. "Ksi���" da� mu do wyboru: obci�cie fujarki albo codzienn� k�piel w "ma�ym jasnym" przez miesi�c. Trzydzie�ci jeden razy ca�a paczka kolejowa odlewa�a si� na le��cego i potem Racho� nie nadawa� si� ju� na jej szefa, bo w ca�ej dzielnicy zwano go "Sracz", "Kibel" albo "Wucet" i nawet kiedy min�a jego ka��, ludzie zatykali przy nim kinol, chocia� by� czysty jak niemowl�. W ko�cu wyg��wkowa� co�, �eby przestali si� z niego nabija�: rzuci� si� pod elektrow�z. "Ksi���", kiedy mu doniesiono, zrobi� tylko taki ruch ustami, jakby chcia� splun��. Potrafi� by� okrutny. I to mi si� wtedy podoba�o, bo by�em m�ody i g�upi, ale teraz ju� mi si� nie podoba. Inna para kaloszy, �e teraz tak�e nie pij� i zawdzi�czam to okrucie�stwu "Ksi�cia", bo da� mi taki odwyk, po kt�rym chlanie przestaje cz�owieka bawi�. Szed�em z go�d� w cug ostro, gdybym nie zbastowa�, dzisiaj mia�bym durszlak zamiast w�troby przy du�ym farcie, bo pewnie ju� dawno bym kopsn�� w kalendarz. Powiedzia�: - "Fokstrot", przestajesz pi�. - Si� zrobi, szefie - czkn��em, my�l�c, �e jemu idzie o tankowanie w tym dniu. Chodzi�o o co innego. Kiedy drugi raz dorwa� mnie na fest fleku, nie powiedzia� s�owa; wzi�� do siebie i po�o�y� w bety. Widzia�em jak �ci�ga moje skoki, jak przykrywa mnie kocem, i urwa� mi si� film. Wsta�em ko�o po�udnia. �eb p�ka, w gardle jajco, �lepia jak u ropuchy. Wkitra�em si� do sracza, a on wszed� za mn�. Trzyma� flakon czystej i musztard�wk�. Nape�ni�. - We�, klin dobrze robi. Wzi��em szklank� i poci�gn��em. - Do pe�na - rozkaza�. Goln��em do dna i zamroczy�o mnie. Chcia�em pu�ci� pawia, ale -nie przy nim. Nala� znowu. - Ju�... nie... mog�, szefie!...-j�kn��em. - Pij! - Nie mog�! Odstawi� szk�o na szafk� z brudn� bielizn� i strzeli� mnie w dzi�b, tak mocno, �e waln��em baniakiem o rury i usiad�em na desce. - Pij! Po trzeciej szklance straci�em przytomno��. Przez dwie i p� doby trzyma� mnie zamkni�tego w sraczu, bi� i pompowa� bebechy krzak�w� siln� jak spiryt. Nie dawa� nic do �arcia. Pi�em kiblan� wod�, rzyga�em w fajans, wy�em i traci�em zmys�y. Chcia�em si� powiesi� - �a�cuszek od rezerwuaru by� za s�aby na krawat, p�ka�. Dar�em w paski koszul�, �eby uple�� sznur -zabrali. Przyszed� �apiduch. Le�a�em tydzie�. S�u��ca "Ksi�cia", Ma�ka Dorot, karmi�a mnie �y�k�. Najpierw wszystko zwraca�em i nie mog�em kima�, bo w kimie m�czy� mnie widok tego sracza, gdzie obci�gn��em kilka litr�w i by�em o krok od piachu. W ko�cu �o��d przesta� mi robi� numery, mog�em szama� normalnie. Sny porobi�y si� okej. Nigdy przedtem nie kima�em tyle, w m�odo�ci cz�ek skraca sen, bo mu szkoda �ycia. Teraz kimam du�o. We �nie jestem taki, jak za "Ksi�cia", m�ody i po byku, ca�y �wiat jest m�j, nogi ta�cz�, r�ce rw� si� do wszystkiego i powietrze gra w piersiach. Moje sny s� cudowne, tylko w nich �yj�... Od tamtej pory nie wzi��em �yka, chocia� by�o wielu solenizant�w - na widok go�dy robi mi si� md�o i s�ysz� jak p�ka �a�cuszek owini�ty wok� mojej krtani. Pami�tam wszystko, ka�dy jego gest, nawet je�li nie mia� wi�kszego znaczenia. Wszystko to kibluje w moim odw�oku, gdzie� na tej granicy mi�dzy �bem a sercem, gdzie rodzi si� mi�o�� i nienawi��. Kiedy ta granica dostaje gor�czki, puszczam sobie ta�m� z jego g�osem. By� m�dry, kup� rozm�w nagrywa�, �eby potem ci, co z nim gadali, nie mogli pieprzy� g�odnych kawa�k�w o czym� innym. Ta�my, kt�re trzeba by�o skasowa�, ja kasowa�em. Mia� do mnie fur� zaufania. Nawet tak m�drzy, jak on, s� naiwni jak dzieci. Czasem, gdy musz� zrobi� knig� "na wczoraj", zostaj� w warsztacie do p�nej nocy. Wracam o trzeciej albo czwartej rano. Piechot�. Dzielnica jest ciemnoszara, w kimie i brudzie, jak zdech�y szczur. Znam ka�d� ceg�� tej zapyzia�ej ziemi mi�dzy Kijowsk�, Markowsk�, Targow� i Dworcem Wile�skim, ka�dy zapach: sadzy kolejowej, tanich dup, pyz i flak�w z bazaru, cichych szarpni�� kos� i g�o�nych przekle�stw, od kt�rych dr�y frajernia po tamtej stronie rzeki. Przy Kijowskiej zbudowali par� nowych blok�w, ale za nimi wszystko zosta�o jak dawniej, przed wojn� i po wojnie. �miecie, brud, dziury w chodnikach, zastawione doniczkami okna, z kt�rych wychylaj� si� m�czy�ni w podkoszulkach, ze zgas�ymi petami na j�zyku. Kobity pastuj� pod�ogowe dechy, gnojki wrzeszcz�, doliniarze pruj� kimona, kapusie studiuj� gazety. W ka�dym podw�rku skwer i kapliczka Matki Boskiej, w bramach interes do zafarcenia, na paluchach sygnety, we w�osach tani aerozol, w m�zgownicach nienawi�� do pa�stwowej roboty, w gaciach wrz�tek, syf lub rulon dolc�w owini�ty chustk� albo plastikiem. Nie ma po�piechu w tak� noc, odsypiam za dnia. Id� wolno i czuj� si� jak wtedy, kiedy on tu by�, bo tak naprawd� to zmieni�o si� wszystko i tylko noc�, w ciemno�ci i ciszy, mo�na wywo�a� tamten czas. Spotykam pijaczk�w, co usi�uj� rzuci� pawie na zamkni�te stragany, p�acz�cych frajer�w, kt�rym zwini�to portfele i skuto g�by w krzakach parku Skaryszewskiego, gdzie zaci�gn�a ich cwana dzidzia, ma�ych urk�w, b��kaj�cych si� po daniu nogi z chaty, czasem przejedzie radiow�z. A tak to pusto, jakby wszystko by�o dekoracj� teatru, na kt�rego dechach gra si� tylko sztuk� o "Ksi�ciu". W rynsztoku kima stary ga�ganiarz, w�r�d po�amanych gzyms�w ptaki; najstarsze z nich dobrze pami�taj� "Ksi�cia", bo w t� cholern� zim�, kiedy p�ka�y rury, kaza� codziennie sypa� im obiad i sam chcia� buli� za ca�� wy�erk� zbo�ownikom z bazaru, ale oni honorowo dali bez forsy po trzy kilo na dzie� (nikt nie bra� szmalu od "Ksi�cia", ka�dy knajpiarz pr�dzej by si� usma�y� we w�asnej patelni, ni� pokaza� "Ksi�ciu" rachunek). Spomi�dzy zas�on na drugim pi�trze po lewej stronie Z�bkowskiej s�czy si� �wiate�ko, to melina. Prowadzi j� t�umok szpetny jak w bajce, swego czasu najpi�kniejsza kobita Pragi, "Kasia-da�a-z-siebie-wszystko". Prawobrze�ne or�y kroi�y si� przez ni� majchrami, mia�a z�ota pot�d, inne dzidzie �yczy�y jej syfa od cyck�w po lakierowane paluchy w komisowych szpilach, a Ka�ka �mia�a si� z�bami bia�ymi z rozpusty (nazywa�a ch�opski interes "szczoteczk� do z�b�w") i ta�czy�a przez �ycie niby nakr�cona kukie�ka. Czasu nie zatrzymasz, musia�a da� z siebie wszystko: policzki sflacza�y jak stary kartofel, z�bki wypad�y, nosek zgni�, szminka nie mog�a ukry� tej ruiny. Wi�c Kasia wzi�a si� za gorza�k�. Przychodzi do niej lepsza klientela, kt�ra lubi obci�gn�� p� basa pod ciep�e go��bki, bigos albo kaszank�, i jeszcze �eby drzwi by�y zamkni�te, kiedy si� dmucha dam� w po�cieli wykrochmalonej na sztorc; p�taki i szybkobiegacze kupuj� ksi�ycow� monopolk� na trawniku ko�o dyrekcji telefon�w, cho� i tam mo�na rozcie�czy� gor�c� zagrych�, a jak kogo przyci�nie mus, to i drucik wypieszczony na stojaka mia� b�dzie. Dupczenia z trzema gwiazdkami nie ma ju� w dzielnicy. Trzy kamienice dalej by� pierwszokla�ny burdel, nazywali go "Hotel-Lux". Z zewn�trz wygl�da� jak ka�dy tutejszy dom, odrapany ceglak w plamach tynku, ale wewn�trz zamiast szczyn, co gdzie indziej zrywaj� farb� na klatkach schodowych, i tych �mierdz�cych zlew�w w korytarzach, mia� ekstra kafelki, d�bowe boazerie, z�ocone lustra, fr�dzlaste kotary, lampy pulsuj�ce czerwieni� i dziewczyny ganc pomada, czy�ciutkie i grzeczne jak anio�ki, ondulowane, pachn�ce dobr� perfum�, w majtkach z koronkami i z kwiatkiem we w�osach, �e na sam� my�l kutas wybija� cz�owiekowi oko. By�em wtedy mleczny szczaw, ale wiem jak wszystkie matki i �ony kl�y "Hotel-Lux", gdzie faceci zostawiali kurewsk� fors�, bo jeden numer kosztowa� tyle, �e m�g�by� za to kupi� dobr� jesionk�, albo prawdziwe renifery. Kumpel mojego brata awansowa� na pierwszego wykidaj�� w tej budzie i zapieprza� jak robol ziemniaczany z powodu cz�stych drak, kt�rych by�o od groma, gdy ju� firma schodzi�a na psy. Klienci podnosili raban, �e ceny eksportowe, a dziwki do niczego i tak by�o odk�d ,,Lulu", kt�ra nosi�a bielizn� z lamparta, wysz�a za m��, a inne git towary da�y dyla do �r�dmiejskich knajp, �eby patroszy� Arab�w z zielonego koksu. Dzisiaj nie ma nawet szyb w oknach "Hotelu-Lux". B�d� rozbiera�, ale jako� nie rozbieraj� i tylko w piwnicach (bo pi�tra wypali�y si�) szuka kr�tkiej mety przechodzona franca, ma�olatka-cichodajka i z�odziej zaprawiaj�cy po udanym skoku. Czasem, gdy zgwa�c� tu jak�� frajerk�, co si� po�ar�a ze �lubnym, wybieg�a na miasto, pozna�a w kawiarni "pana in�yniera" i ten zaholowa� j� "do swej pracowni" - przyje�d�a glina, robi kipisz, odje�d�a i znowu jest spok�j. Skr�cam w Brzesk�. Na rogu by� bar "Pod My�liwym". Nikt z was ju� nie zje takich ulik�w, nie pokosztuje takiej golonki, nikt nie kojarzy, co to jest minoga, koniec, szlus, by�o si� sko�czy�o! Wtran�alajcie sos ze �ciery i par�wk� z norek wsadzon� do bu�ki jak palec w dup�, m�odziaki, nie wiecie, co podniebienie, zosta�o wam tylko o�le ucho na wrzask elektronicznych ryj�w. Zaplecze "My�liwskiej" przeznaczone by�o do wy�szych zada�: ch�opcy r�n�li tu w karci�ta i ko�czyli udane geszefty popijaw�. Rezydowa� tam ober, pan Tosiu, kt�ry mia� w tylnej kieszeni spodni kantor wymiany lepszy od bankowego, a we �bie maszyn� do obliczania kurs�w wszystkich walut �wiata, przy kt�rej ruski komputer to jest kupa z�omu. Panienek nie tolerowa�, bo sam by� pusty w jajach i bra�a go z�o��. Ale mich� dawa� charaktern�, wi�c lubili go wszyscy. Jak Tosiu przemeldowa� si� na Br�dno, jego lokal zamieniono na komis. Mijam bazar. Tu si� wszystko zacz�o, ile razy przechodz�, cyka film z tymi obrazkami, najlepszy kawa�ek mojego zasranego �ycia. Mnogo jest takich, co nie mieli nawet grama podobnego fartu, przeturlali sw�j los jak we�niane owce. Dlatego nie narzekam. Mo�na odebra� cz�owiekowi pieni�chy, kobit� lub wolno��, ale nie mo�na wspomnie�. Prawda? No to ja nie jestem biedny. Gdybym tak m�g� wspomina� dobrze wszystko, ca�y czas sp�dzony przy "Ksi�ciu", to mia�bym prawo do filowania w lustra bez wzgardy dla siebie. Ale nie �a�uj�c, nie wstydz�c si� i nie przeklinaj�c, mog� wspomina� tylko pocz�tki, dobre i to. I tego, tych pocz�tk�w, nie odbierze mi nikt. ,,Ksi��e" by to wy�mia�. Bez rechotu, bo on si� nie szczerzy�, ale na wszystko mia� jakie� zdanie, kt�re zabija�o, jakby nienawidzi� wszystkiego; ka�d� fa�szyw� �wi�to�� tr�ca� kopem, w prawdziwe nie wierzy�. Mog�e� by� z czego� dumny, co� chwali�, przybiec do niego z czym� wielkim, a on patrzy� na ciebie i m�wi� zimno, jakby wbija� sztylet, to zdanie, po kt�rym odechciewa�o ci si� pieprzy�, a twoje z�oto przekr�cone w tombak wylatywa�o ci z r�k i sam by�e� zdziwiony, �e takie g�wno mog�o ci� rajcowa�. Na jednym wdechu za�atwi�by twierdzenie, �e nie mo�na odebra� pami�ci. Albo znalaz�by brzytw� w swoich knigach i �ci��by t� pewno��. To, co by�o dla� morowe, podkre�la� mi�kkim o��wkiem i zak�ada� paskami z celofanu. Kiedy� powiedzia�em, �e tatuuje knigi, a on, �e chyba zostan� poet�, bo u�y�em klawej metafory (pierwszy raz us�ysza�em to s�owo) na g�upk�w, co kre�l� w knigach d�ugopisem. Teraz czytam jego "tatua�e", jakby to by�y listy, kt�re mi po nim zosta�y. W powie�ci Czingiza Ajmatowa "Dzie� d�u�szy ni� wiek" trafi�em o plemieniu �uan-�uan "mankurtyzuj�cym" swoich niewolnik�w: "Zabijali ich pami�� okrutnym sposobem. Na wygolon� dok�adnie g�ow� niewolnika wciskali �czapk� ze sk�ry szyjnej �wie�o zar�ni�tego wielb��da, przylepiaj�c j� tak szczelnie, �e przylega�a jak czepek k�pielowy. Potem zakuwali w dyby, �eby nieszcz�nik nie m�g� dotkn�� ziemi g�ow� i wystawiali go na pal�ce promienie s�o�ca. Sk�ra wysycha�a, �ciskaj�c g�ow� jak �elazna obr�cz. Po kilku dniach wyj�cy z b�lu niewolnik doznawa� za�mienia umys�u i albo umiera�, albo na zawsze traci� pami��, przekszta�caj�c si� w mankurta - cz�owieka bez woli i bez przesz�o�ci. Mia� on ca�y szereg zalet. By� pos�uszny jak bydl� i bezpieczny. Najwi�ksz� zmor� w�a�cicieli niewolnik�w jest mo�liwo�� buntu - mankurt nie wiedzia�, co to bunt, tak jak nie zna� swego imienia i wszystkiego, co prze�y� zanim uczyniono go mankurtem. Wystarczy�o karmi� go, albowiem pies nie ma wi�kszej potrzeby nad zaspokajanie g�odu. Odebra� w ten spos�b cz�owiekowi godno��, odbieraj�c mu �yw� pami��, to najci�sza ze zbrodni przeciw naturze ludzkiej". Zak�adk� by� tu wycinek z "Polityki", kawa�ek przedrukowanego wywiadu Ajmatowa dla pisma francuskich komunist�w "Revolution", z podkre�lonym zdaniem autora: "Chcia�em powiedzie�, �e �w proces �mankurtyzacji� jest obecnie bardzo rozpowszechniony. Ci��y na ka�dym z nas". Mo�e i tak, ale mnie to zwisa; mojej pami�ci nikt nie sk�ruje, to ona sk�ruje mnie. Jestem wyrzucony na �mietnisko Judasz, kt�remu zabrak�o si�y, �eby za�o�y� sobie krawat, bo podej�cie w kiblu u "Ksi�cia" sta�o mi si� szlabanem dla takich numer�w. On dyryguje mn� nawet po �mierci, nigdy si� od niego nie uwolni�. Gdzie zwia�? Nie uciekniesz od ducha; i nie ma sensu, gdy� pami�� o nim to jedyna morowa rzecz, kt�r� posiadam, ona robi ze mnie cz�owieka. Gdybym by� tylko z sob� i z pami�ci� o tym, co mam na w�asnym koncie, to by�bym brudn� �wini� do natychmiastowego odstrza�u. Lecz pami�taj�c o nim, mam obowi�zek �y� p�ki nie wybebesz� z siebie ostatniego s�owa prawdy. My�l�, �e jest B�g, chocia� nie taki, jakiego si� ludziom wciska. I �e trzeba kupi� bilet wst�pu do niego, bo za frajer nie wpuszcz�. Dlatego ujawni� wszystko, a gdy to zobaczycie, b�d� dla was do�ywotni szmondak i nawet kiedy ju� wyl�duj� w parku sztywnych, nikt mi nie odpu�ci. I w porz�dku. "Ksi���" podkre�li� tak� mow� plastyka Micha�a Anio�a: "Ci, kt�rzy godz� si� s�u�y� tronowi za os�y, jeszcze po �mierci b�d� d�wigali swoje brzemi�". Kijowska przede mn�. Dwa domy od rogu jest moja meta. Schody szerokie, drewniane; gdy by�em m�ody, stopnie by�y ni�sze i nie by�o ich tak du�o, biega�em do g�ry. Teraz cz�api�, po�piech mi zwapnia�. Sz�ste pi�tro. Drzwi bez wizyt�wek, martwe �ar�wki, sp�aszczone pety, kibel w korytarzu ze sznurkiem zamiast �a�cuszka i ha�dy pustych flakon�w. Tylko jedna wycieraczka - przed moj� bramk�. Zzzzzzz! - skubane zawiasy; nie oliwi�em i nie b�d� oliwi�, kiedy gadaj�, to mi przypomina matk�: "Gdzie� si� w��czy� do tej pory? Zdejmij buty i chod� co� zje��, trzymam w piekarniku!... I umyj r�ce!". Wewn�trz zimno jak na Syberii, zostawi�em otwarty lufcik. Gasz� ciemno�� �yrandolem z ostatniej wyp�aty. Facet w lustrze nosi moje nazwisko i m�j flak, tylko gdzie si� podzia� "Fokstrot"? Czasem mam ochot� da� mu w ryj, ale szkoda mi mebla (i jeszcze ten cykor, �e od�amki p�jd� w oko). Trzask za plecami, to wiatr szarpie lufcikiem; pe�zacze "Ksi�cia" wchodzili przez taki lufcik do ka�dego domu jak ma�pa na drzewo. Pusty pok�j starych, z makatk�, na kt�rej wisi zdj�cie w owalnej ramie. Przytulaj� si�, on pasiasta dwurz�dowa, ona w welonie, oboje m�odzi i g�upi. Ni�ej tapczan nakryty przedwojenn� kap�. Kostnica tego domu. Jak mam� tr�ci� ci�ar�wk� pijany szoferak, m�j brat Gienio spyta� mnie (chocia� starszy), czy mo�e si� sprowadzi� do jej pokoju. Chorowa�, �onka wola�a zdrowych. Ja mieszka�em ju� od lat u "Ksi�cia", no i ucieszy�em si�, �e brat taki ma dla mnie szaconek, ale potem przesta�em si� cieszy�, bo to by� rak. Gienio umiera� na tapczanie matki; zabra�em go ze szpitala, kiedy ju� by�o jasne, �e nic si� nie da zrobi�. I on o tym wiedzia� odk�d przyszed� ksi�dz. P�aka� bez g�osu: le�a� nieruchomo, a po policzkach ciek�y strumienie �ez, jakby kto� odkr�ci� dwa male�kie krany. Wieczorem, kiedy wysz�a piel�gniarka, kt�ra wstrzykiwa�a morfin� (inaczej b�l rozerwa�by mu �eb), pochyli�em si� nad nim i ledwo dos�ysza�em o co prosi: - J�zek... nie chc� umiera�!... - Nikt ci� nie zmusza! - strzeli�o nas zza plec�w g�o�no i szorstko. Odwraca�em si� powoli, jak na fleku. �lina zatka�a mi krta�. W drzwiach sta� "Ksi���", a obok niego siwy model w okularach i w palcie z bobrowym ko�nierzem. W r�ku mia� walizeczk� z czarnej sk�ry. - Przecie� ja... ja wiem... - wyszepta� Gienio. - - Nie obchodzi mnie, co ty wiesz, tylko co powie ekspert - burkn�� "Ksi���" i rozkaza�: - We� palto profesora. Zdj��em facetowi bobry. - Chce pan go obejrze�? - spyta� "Ksi���". - Tak, zbadam chorego, sprawdzimy, czy mo�e odby� lot w tym tygodniu. Os�ucha� i obmaca� Gienia. My�my milczeli; ja by�em pewien, �e kimam, ba�em si� ruszy�. Zapi�� Gieniowi pi�am� i powiedzia�: - Prosz� mi pokaza� kart� choroby. "Ksi���" spojrza� na mnie. Ja wci�� trzyma�em palto. Kiedy bra�em Gienia z Dzieci�tka Jezus, dali mi jakie� koperty. Skoczy�em do przedpokoju, majtn��em kapot� na hak i zaraz przybieg�em z tymi papierami. Okula