13701
Szczegóły |
Tytuł |
13701 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13701 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13701 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13701 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Włodzimierz Chłumow
Rocznica
Zjadłszy solidny obiad Phineas Aldrin rozparł się w miękkim fotelu i jak zwykle
zabrał się
do gazety. Ze szpalt krzyczały tytuły artykułów politycznych. Phineas ziewnął i
przerzucił parę
stron. Jak każdy normalny człowiek czytanie gazety rozpoczynał od ostatniej
kolumny.
Przejrzawszy kilka sprawozdań sportowych – jedno z nich przypadło mu szczególnie
do gustu (w
kolejnej rundzie mistrzostw kontynentu w piłce nożnej na ślizgaczach jego
ulubiona drużyna
«Ghicago Black Hole» zadała druzgocący cios głównemu rywalowi), Phineas
zatrzymał się
dłużej na rubryce «Sto lat temu». Informowano w niej o ciekawych wydarzeniach i
faktach
sprzed stu lat, to znaczy z roku 1969. Mowa była na przykład o próbnej jeździe
na trasie Paryż-
Bordeaux superpotężnej lokomotywy skonstruowanej przez inżynierów francuskich:
pociąg
pasażerski rozwinął prędkość dwustu mil na godzinę.
Phineas uśmiechnął się z zadowoleniem na myśl, że jego własny ślizgacz osiąga
prędkość
dwa razy większą. Przeczytał jeszcze kilka ciekawostek, które jednak nie były w
stanie rozwiać
opanowującej go zwyczajowej drzemki poobiedniej. Nagle jego uwagę przykuła pewna
informacja. Phineas aż wstał z wrażenia. Przeczytał ją jeszcze raz. Nie wierzył
własnym oczom!
W lipcu 1969 roku z kosmodromu na półwyspie Kennedy wystartował statek kosmiczny
«Apollo» z astronautami na pokładzie, kierujący się ku Księżycowi. Astronauci
wylądowali na
Księżycu, po czym wrócili na Ziemię. Phineas przeczytał raz jeszcze i krzyknął:
– Joe!
Do pokoju wjechał robot domowy:
– Jestem, słucham pana.
– Joe, przeczytaj to tutaj – rzekł Phineas. Robot dłuższą chwilę gapił się w
gazetę. Po czym
podniósł głowę i powiedział:
– Muszę pozmywać naczynia, proszę pana. Co będzie pan jadł na kolację?
– Smażone układy scalone, ty darmozjadzie! – wrzasnął Phineas.
– Pytam ciebie, co sądzisz o tym, co tu jest napisane, a nie, co będę jeść na
kolację. Co ci tam
wszyto na ten temat do twego pustego łba?
– Pójdę pozmywać naczynia, proszę pana. Co będzie pan jadł na kolację?
Robot wyraźnie nawalił. Phineas cisnął w niego gazetą, jakby to była patelnia.
Lecz gazeta
niczym postrzelony ptak machnęła szpaltami i spadła w pół drogi.
– Drogi Joe – rzekł Phineas hamując się z trudem – bądź tak uprzejmy i powiedz
mi, co się
mówi w tym twoim łbie o lotach na Księżyc?
Robot powtórzył kilka razy słowo «księżyc» i słowo «loty», po czym jakby
przypomniawszy
sobie machnął ręką i powiedział:
– Juliusz Verne, «Wokół Księżyca», Herbert Wells, «Pierwsi ludzie na
Księżycu»... – robot
wymienił jeszcze parę tytułów, lecz Phineas mu przerwał:
– Czekaj, czekaj, więc nic tam nie ma oprócz fantastyki?
– Pójdę pozmywać naczynia, proszę pana. Co będzie pan jadł na kolację?
Phineas machnął ręką i wykręcił na wideofonie kod swego starego przyjaciela
Jerry’ego
Silberga. Na ekranie ukazała się zmęczona twarz.
– A, Phineas, cześć.
– Cześć, Jerry. Czytałeś dzisiejszy «Times»?
– Nie, wiesz, u mnie na razie wszystko jest normalnie – roboty po uszy, nie mam
czasu na
czytanie gazet.
– Posłuchaj, tu jakieś głupoty powypisywali. W rubryce «Sto lat temu»
amerykańscy
astronauci lądowali na Księżycu. Masz, popatrz – Phineas podniósł z podłogi
gazetę i przystawił
do wideofonu.
Twarz na ekranie wydłużyła się z niedowierzaniem.
– To pewnie kawał – powiedział Jerry.
– Ładny mi kawał – dzisiaj nie jest prima aprilis.
– Nie, źle mnie zrozumiałeś. To jest kawał nie dzisiejszy, tylko sprzed stu lat.
– Ale wtedy to także nie był prima aprilis. Jerry zamyślił się.
– Masz rację. Wszystko jedno to jakaś lipa. A co mówią twoi domownicy?
– Robert jest w szkole, Sue w pracowni, a Joe sfiksował kompletnie, kiedy
przeczytał
notatkę. Może zatelefonować do redakcji?
– Chcesz im sprawić satysfakcję, że jest idiota, który dał się nabrać. Na
ekranie ukazał się
jakiś typ z papierami. Jerry popatrzył na papiery i powiedział:
– Słuchaj, Phineas, jestem zajęty, porozmawiamy wieczorem, zgoda?
– Dobra – Phineas wyłączył się.
Z kuchni dobiegał szczęk naczyń. Phineas rozejrzał się za jakimś źródłem
informacji. Ale
oprócz stosu pism, prospektów reklamowych i gazet nic pod ręką nie było. Zresztą
nie powinno
być. Był przecież Joe, który, jak opiewa reklamówka firmy «Universal Robots
Company», wie
wszystko.
Phineas wrócił do wideofonu i połączył się z pracownią. Na ekranie pojawiła się
Sue. Żona
z igłą w zębach manipulowała wokół manekina. Kiwnęła potakująco głową dając
znać, że słyszy
sygnał. Wreszcie oderwała się od manekina i zapytała:
– Co tam, kochanie? Przepaliłeś robota? Biedny Joe. Nie? – Phineas nie zdążył
nawet
wykrztusić słowa. – Czy coś z Robertem? Nie? Chwała Bogu! Telefonujesz do mnie,
żeby mi
powiedzieć, że nie widziałeś mnie tysiąc lat i bardzo się stęskniłeś? Nie
przerywaj! Nie dajesz mi
powiedzieć słowa. No, nie gniewaj się, spójrz lepiej na ten model. Udana
kreacja, co?...
– Sue! – niemal wrzasnął Phineas, co odniosło pożądany skutek: żona zamilkła.
– Sue, jak myślisz, ludzie latali na Księżyc czy nie?
– Na Księżyc?
– Tak, na Księżyc – powtórzył.
– Co się stało, Phineas, mówże wreszcie!
– Przestań, Sue. Nic się nie stało. Co byś powiedziała, gdybyś dowiedziała się,
że ludzie
latali na Księżyc?
– Powiedziałabym: nie zawracaj mi głowy. Kto by mógł wymyślić takie bezużyteczne
przedsięwzięcie?
– No naturalnie, że bezużyteczne, to jasne – rzekł Phineas i zamyślił się... –
Wyobraź sobie,
w dzisiejszym «Timesie» napisano, że sto lat temu ludzie latali na Księżyc.
– A co mówi Jerry? – spytała żona i dodała: – Mówiłeś z nim przecież?
– Jerry powiedział, że to kawał. Próbowałem dowiedzieć się u Joe... Ale on wciąż
tylko
w kółko powtarzał, że chce zmywać naczynia... O niczym takim nie wie.
– Zaczekaj, co to znaczy«w kółko»? Więc przepaliłeś go jednak?
– Ależ skąd! Właśnie zmywa w kuchni naczynia – Phineas obejrzał się. Joe stał w
drzwiach
i najpewniej przysłuchiwał się rozmowie małżonków.
– Dobra, Sue, pewnie nie masz czasu. Do zobaczenia! – Pożegnali się.
W ciemnym ekranie wideofonu odbijała się zatroskana twarz Phineasa. Chwilę
posiedział
patrząc na siebie i znowu włączył wideofon. Na ekranie ukazała się ponownie
pracownia.
– Sue, a może oni to wszystko z ciekawości? Sue krążyła wokół manekina.
– Jacy «oni» i jakie «to wszystko»? – zdziwiła się szczerze Sue nic nie
rozumiejąc.
– No, ludzie, którzy latali na Księżyc.
– A-a... Być może. Chociaż nie. O czym my rozmawiamy? Zapomniałeś o SYSTEMIE.
– Sądzisz, że SYSTEM był zawsze?
– Och, jesteś nieznośny. Pozwól mi spokojnie pracować.
Ekran zgasł. Phineas spojrzał na robota, który nadal stał w drzwiach.
– Pozmywałeś naczynia, Joe? – spytał Phineas.
– Tak, proszę pana.
– Przez kogo i kiedy został uruchomiony SYSTEM? – zapytał nieufnie Phineas.
– SYSTEM istniał zawsze – odrzekł Joe.
Skrzypnęły drzwi wejściowe. «Pewnie wrócił Robert» – pomyślał Phineas.
– Cześć, tato! – Robert wbiegł do pokoju. – Powinszuj nam zwycięstwa!... Co tak
patrzysz na
mnie, jak policjant na układ okresowy Mendelejewa? Nie pamiętasz? Ładna
historia! «Ghicago
Black Hole»... Nie czytałeś? Tu jest «Times». Kupiłem z rana. – Robert podał
ojcu gazetę.
– Dziękuję – odpowiedział wreszcie Phineas. I jak gdyby coś sobie przypomniał,
wstał
pośpiesznie i wyszedł z pokoju. Przez dłuższą chwilę szperał w swoim gabinecie,
po czym wrócił
i spytał:
– Nie wiesz, Robercie, gdzie może być takie stare pudełko po cygarach?
– Dziadkowe?
– Tak. Stare pudełko z różnymi rupieciami.
– Chodźmy – powiedział Robert i poprowadził ojca do gabinetu. – Pomóż mi
podsunąć fotel.
– Podsunęli fotel do etażerki zawalonej cedułami giełdowymi. Syn wlazł na fotel
i z górnej półki
zdjął zakurzone pudełko. Phineas zdmuchnął kurz i podniósł pokrywkę. Nie
przerywając
grzebania w pudełku podszedł do okna.
– Jest! – powiedział Phineas, wydobywając coś z pudełka. Za nim stanął nic nie
rozumiejący
Robert. Ale nie zdążył nic zauważyć, bo ojciec znalezioną rzecz zacisnął w
garści.
– Niech cię to nie dziwi, Robercie. Nigdy ciebie o to nie pytałem: lubisz
fantastykę?
– Tak, oczywiście – rzekł zdziwiony Robert.
– Wyprawy na Księżyc, na planety, do gwiazd? – ciągnął Phineas.
– Szczególnie do gwiazd. Joe czyta mi o nich co wieczór...
– A jak sądzisz, kiedy ludzie polecą na Księżyc?
– Nie wiem... za jakieś dwadzieścia lat – odrzekł niepewnie Robert.
– Loty w kosmos – to brednie – przerwał ich rozmowę Joe, który wszedł
nieoczekiwanie. –
Loty w kosmos – to prerogatywa fantastyki. Istnieje SYSTEM. Nie przechodził pan
jeszcze tego,
Robercie.
– Ha, SYSTEM! – roześmiał się nerwowo Phineas. – Ludzie byli na Księżycu! Była
wyprawa...
– Pan ma na myśli gazetę? To był żart. Połączyłem się z redakcją. Niewydarzony
żart.
Winowajcy zostali ukarani – oświadczył robot.
– Czy ty też, tato, żartowałeś na temat tych lotów na Księżycu!
– Jakie to żarty? Sto lat temu astronauci byli na Księżycu!
– Wybacz, tato, ale Joe ma rację. Pomyśl tylko: jeśli to prawda, co mówisz, to
dlaczego teraz
nie latamy na Księżyc?
– Widzisz, Robercie, istnieje autonomiczny SYSTEM. Tam, w kosmosie. Ktoś go tam
umieścił.
– SYSTEM istniał od zawsze, proszę pana. Jest stróżem pokoju, Robercie. SYSTEM
strąca
automatycznie każdą rakietę startującą z Ziemi. Zresztą nikt nie buduje rakiet.
To nie ma sensu...
– Milcz, cymbale. Od kiedy to się nauczyłeś mi przerywać? Twoje miejsce jest
przy
zmywaniu naczyń albo pomyśl na temat kolacji – wybuchnął Phineas. – Wiesz,
Robercie, kiedyś
zamiast bonów indywidualnych były pieniądze. Papierowe banknoty. Ale z różnych
ważnych
okazji emitowano specjalne monety metalowe. Jedną taką monetę przechowywał
dziadek. Ja też
ją przechowywałem, kompletnie nie wiedząc, czemu została poświęcona. A teraz
rozumiem co
znaczy ten orzeł, lądujący na powierzchni Księżyca. I rok się zgadza. Ludzie
byli na Księżycu...
Rozumiecie to, czy nie? Chodzili po nim... Odbyła się uwieńczona sukcesem
wyprawa na
Księżyc. Nie, nie na Księżyc... To był lot w przyszłość. W każdym razie mam taką
nadzieję.
Phineas Aldrin rozwarł pięść. Na dłoni leżała srebrna moneta z wizerunkiem
chropowatej
równiny, nad którą wysoko w niebie wisiała Ziemia...