137

Szczegóły
Tytuł 137
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

137 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 137 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

137 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "Ostatni szczebel drabiny" autor: Stephen King t�um: Gambit Wczoraj przyszed� list od Katriny, nieca�y tydzie� po tym jak ojciec i ja wr�cili�my z Los Angeles. By� zaadresowany do Wilmington w stanie Delaware, a ja od czasu, gdy tam mieszka�em ju� dwukrotnie si� przeprowadzi�em. W dzisiejszych czasach ludzie ci�gle przenosz� si� z miejsca na miejsce, to �mieszne, �e te poprzekre�lane adresy i nalepki urz�d�w pocztowych wygl�daj� czasem jak milcz�ce oskar�enia. Koperta by�a pomi�ta i poplamiona, jeden r�g z�ama� si� gdzie� po drodze. Przeczyta�em ten list i nim zd��y�em pomy�le�, sta�em ju� ze s�uchawk� telefonu w r�ku, got�w dzwoni� do Taty. Od�o�y�em j� na wide�ki z uczuciem niemal przera�enia. Ojciec jest ju� stary, przeszed� dwa ataki serca. Mia�em do niego zadzwoni� i powiedzie� mu o li�cie Katriny tak nied�ugo po tym, jak byli�my razem w Los Angeles? Chyba by tego nie prze�y�. Wi�c nie zadzwoni�em. I nie mia�em nikogo, komu m�g�bym powiedzie�... Taki list jak ten to zbyt osobista sprawa, by rozmawia� o niej z kim� innym ni� �ona albo bliski przyjaciel. Nie nawi�za�em wielu przyja�ni w ci�gu ostatnich lat, a z moj� �on� Helen rozwiod�em si� jeszcze w 1971. Nasza korespondencja ogranicza si� do poczt�wek na Bo�e Narodzenie. Jak si� miewasz? Jak leci w pracy? Szcz�liwego Nowego Roku. Nie da� mi zmru�y� oka przez ca�� noc - ten list. R�wnie dobrze wystarczy�aby kartka. Pod nag��wkiem "Drogi Larry" by�o tylko jedno zdanie. Ale jedno zdanie potrafi bardzo wiele znaczy�. Potrafi wiele zdzia�a�. My�la�em o moim ojcu, takim jakim widzia�em go wtedy w samolocie, o jego starej i zniszczonej twarzy w ostrych promieniach s�o�ca na wysoko�ci osiemnastu tysi�cy st�p gdy kierowali�my si� na zach�d od Nowego Jorku. Wed�ug s��w pilota przelecieli�my w�a�nie nad Omaha, a Tata zauwa�y�: - To znacznie dalej ni� si� nam zdaje, Larry. - W jego g�osie brzmia� ci�ki ton smutku, kt�ry zaniepokoi� mnie, poniewa� nie potrafi�em go wtedy zrozumie�. Zrozumia�em go dobrze, przeczytawszy list od Katriny. Wychowali�my si� jakie� osiemdziesi�t mil na zach�d od Omaha, w miejscowo�ci, kt�ra nazywa�a si� Hemingford Home - ojciec, mama, moja siostra Katrina, kt�r� wszyscy nazywali Kitty, i ja. By�em od niej dwa lata starszy. Kitty by�a pi�knym dzieckiem i pi�kn� kobiet�, nawet w wieku o�miu lat - wtedy, gdy zdarzy� si� ten wypadek w stodole - by�o wida�, �e jej jedwabiste w�osy nigdy nie pociemniej� i �e jej oczy na zawsze zachowaj� ten ciemny, g��boki odcie� skandynawskiego b��kitu. M�czyzna, kt�ry cho� raz w nie spojrza�, by� stracony dla �wiata. Mo�na pewnie powiedzie�, �e byli�my wie�niakami. Ojciec mia� trzysta akr�w p�askich, �yznych p�l, na kt�rych uprawia� kukurydz� i hodowa� byd�o. W tamtych czasach wszystkie drogi by�y piaszczyste z wyj�tkiem autostrady numer 80 i Nebraska Route 96, a na wypad do miasta czeka�o si� po trzy dni. Obecnie jestem jednym z najlepszych niezrzeszonych radc�w prawnych w Ameryce, tak mi w ka�dym razie m�wi� - i uczciwie rzecz bior�c musz� przyzna�, �e maj� racj�. Kiedy� prezes powa�nego przedsi�biorstwa przedstawi� mnie cz�onkom zarz�du jako swego p�atnego rewolwerowca. Nosz� kosztowne garnitury, a sk�ra, z kt�rej robi� mi buty, jest w najlepszym gatunku. Zatrudniam trzech asystent�w na pe�en etat, a w razie potrzeby mog� zwo�a� jeszcze tuzin. Ale w tamtych czasach nasza szko�a mie�ci�a si� w jednej sali. Chadza�em do niej piaszczyst� drog�, na ramieniu nios�em zwi�zane paskiem ksi��ki, a obok mnie sz�a Katrina. Czasami, wiosn�, chodzili�my na bosaka. Wtedy obs�ugiwano jeszcze klient�w wchodz�cych bez obuwia do baru albo do sklepu. W jaki� czas potem zmar�a moja matka - Katrina i ja uczyli�my si� wtedy w szkole �redniej w Columbia City - a dwa lata p�niej ojciec straci� farm� i zaj�� si� sprzeda�� ci�gnik�w. By� to koniec naszej rodziny, chocia� wtedy nie wygl�da�o to a� tak tragicznie. Tata radzi� sobie w pracy, wykupi� salon sprzeda�y, a� w ko�cu, dziewi�� lat temu, awansowa� na kierownicze stanowisko. Ja otrzyma�em stypendium sportowe na uniwersytecie stanowym w Nebrasce i zdo�a�em nauczy� si� czego� wi�cej ni� jak wyprowadza� pi�k� spod bramki. A Katrina? O niej w�a�nie chc� opowiedzie�. To sta�o si� - ta historia w stodole - w pewn� sobot� na pocz�tku listopada. Prawd� m�wi�c, nie potrafi� dok�adnie przypomnie� sobie roku, ale Eisenhower by� jeszcze prezydentem. Mama pojecha�a na targ pieczywa w Columbia City, a ojciec poszed� do naszych najbli�szych s�siad�w (mieszkali siedem mil od nas) pom�c w naprawie ��obu. Cz�owiek wynaj�ty do pomocy mia� zast�pi� ojca na farmie, ale tamtego dnia nie pojawi� si� w og�le i Tata zwolni� go nieca�y miesi�c p�niej. Ojciec zostawi� mi list� prac do wykonania (dla Kitty te� znalaz�o si� kilka) i zabroni� nam si� bawi�, dop�ki wszystkiego nie sko�czymy. Nie zaj�o nam to jednak wiele czasu. By� listopad i mieli�my ju� za sob� krytyczny okres, kt�ry decyduje o powodzeniu b�d� ub�stwie farmer�w. Tamtego roku znowu si� nam uda�o. Nie mia�o to by� regu��. Bardzo dok�adnie pami�tam ten dzie�. Niebo zasnu�o si� chmurami i chocia� nie by�o zimno, czu�o si�, �e chce by� zimno, �e pogoda chce ju� zaj�� si� na dobre szronem i mrozem, m�awk� i �niegiem. Pola opustosza�y, zwierz�ta by�y leniwe i markotne. W domu panowa�y dziwne, delikatne przeci�gi, kt�rych nie by�o nigdy przedtem. W dzie� taki jak ten, jedynym naprawd� mi�ym miejscem by�a stodo�a. Ciep�a, przesi�kni�ta przyjemn� mieszanin� zapachu siana, sier�ci i gnoj�wki, pe�na tajemniczych cmoka� i gruchania jask�ek na wysokim poddaszu. Zadar�szy g�ow� widzia�o si�, jak przez szpary w dachu wpada bia�e listopadowe �wiat�o i mo�na by�o pr�bowa� napisa� swoje imi�. Taka zabawa by�a zno�na jedynie w pochmurne jesienne dni. Do przebiegaj�cej pod sklepieniem belki przytwierdzona by�a drabina, kt�ra ko�czy�a si� tu� nad pod�og� stodo�y. Zabroniono nam si� na ni� wspina�, bo by�a stara i chwiejna. Tata obiecywa� Mamie setki razy, �e rozbierze drabin� i wstawi now�, mocniejsz�, ale zawsze gdy mia� woln� chwil�, pojawia�o si� co� wa�niejszego do zrobienia... na przyk�ad naprawa ��obu u s�siada. A pomocnik nie na wiele si� przydawa�. Wspi�wszy si� na t� rozklekotan� drabin� - mia�a dok�adnie czterdzie�ci trzy szczeble, Kitty i ja liczyli�my je wystarczaj�co wiele razy, �eby zapami�ta� na ca�e �ycie - dociera�o si� do belki tkwi�cej siedemdziesi�t st�p nad za�miecon� s�om� pod�og�. A kiedy pokona�o si� wzd�u� niej dwana�cie st�p, z mdlej�cymi kolanami, z nogami dr��cymi w kostkach, czuj�c w wyschni�tych ustach smak przepalonego bezpiecznika, dociera�o si� nad g��bok� stert� siana. Wtedy mo�na by�o zeskoczy� z belki i spa�� jak kamie� ca�e siedemdziesi�t st�p przera�liwym, komicznym, desperackim lotem nurkowym, prosto w mi�kkie obj�cia soczystego siana. To siano pachnie zawsze tak s�odko... I mog�e� spocz�� w�r�d tego aromatu odrodzonego lata, podczas gdy tw�j �o��dek wisia� jeszcze wysoko w powietrzu, i czu�e� si�... tak, jak chyba musia� si� czu� �azarz. Skoczy�e� i prze�y�e� �w upadek, �eby opowiedzie� o tym innym ludziom. Oczywi�cie by� to sport surowo zakazany. Gdyby nas przy�apano, matka dosta�aby spazm�w z przera�enia, a ojciec spu�ci�by nam lanie mimo, �e nie byli�my ju� tak zupe�nie mali. To z powodu drabiny i jeszcze dlatego, �e gdyby straci�o si� r�wnowag� i odpad�o od belki nie zd��ywszy dotrze� nad g�r� lu�nego siana, nie by�o ratunku od �mierci w zderzeniu z twardymi deskami pod�ogi. Jednak pokusa by�a nieodparta. Gdy kota myszy nie czuj�... sami wiecie, co jest dalej. Ten dzie� zacz�� si� jak wszystkie inne, od cudownego uczucia strachu pomieszanego z niecierpliwo�ci�. Stali�my u st�p drabiny, spogl�daj�c jedno na drugie. Kitty mia�a na twarzy rumie�ce, a jej oczy wydawa�y si� ciemniejsze i bardziej l�ni�ce ni� zwykle. - Boisz si�? - spyta�em zaczepnie. Kitty, bez wahania - Ty pierwszy, to tw�j pomys�. Ja, bez wahania - Dziewczyny maj� pierwsze�stwo. - Nie je�li co� jest niebezpieczne - odpar�a, spuszczaj�c skromnie oczy, jakby nikt nie wiedzia�, �e jest najwi�kszym zawadiak� w�r�d dziewczyn z Hemingford. Ale taka w�a�nie by�a: sz�a zawsze, ale nigdy jako pierwsza. - Dobra - powiedzia�em. - No to id�. - Mia�em wtedy dziesi�� lat i by�em chudy jak szczapa, wa�y�em dziewi��dziesi�t funt�w. Kitty mia�a osiem lat i by�a o dwadzie�cia funt�w l�ejsza. Jak dot�d drabina zawsze utrzymywa�a nasz ci�ar i dlatego my�leli�my, �e zawsze utrzyma - a taka filozofia nie raz ju� m�ci�a si� na ludziach i narodach. Tamtego dnia czu�em, wspinaj�c si� coraz wy�ej, jak drabina zaczyna chwia� si� nieznacznie w zapylonym powietrzu stodo�y. Jak zawsze, mniej wi�cej w po�owie drogi, z upodobaniem wyobrazi�em sobie, co zosta�oby ze mnie, gdyby drabina kt�rego� razu nie wytrzyma�a i wyzion�a ducha. Ale wspina�em si� dalej, a� wreszcie zacisn��em r�ce wok� drewnianej belki, podci�gn��em si� i spojrza�em w d�. Twarz wpatrzonej we mnie Kitty wygl�da�a z g�ry jak ma�y, bia�y owal. W wyblak�ej kraciastej koszulce i niebieskich d�insach moja siostra przypomina�a lalk�. Nade mn�, wy�ej ni� mog�em wej��, w zakurzonych zakamarkach strzechy s�odko szczebiota�y jask�ki. I znowu, jak zawsze - Hej, tam w dole! - zawo�a�em, a m�j g�os pop�yn�� do niej przez s�omiany py�. - Hej, tam na g�rze! Wsta�em. Zako�ysa�em si� lekko. Jak zawsze wyda�o mi si�, �e wok� unosz� si� dziwne powietrzne pr�dy, kt�rych nie ma na dole. S�ysz�c bicie w�asnego serca, cal po calu posuwa�em si� po belce z r�koma rozpostartymi dla r�wnowagi. Kiedy� podczas tego w�a�nie etapu przygody tu� obok mojej g�owy przefrun�a jask�ka i uchylaj�c si� odruchowo, nieomal straci�em r�wnowag�. Od tamtej pory �y�em w strachu, �e mo�e si� to powt�rzy� Nie tym razem. Wreszcie stan��em nad bezpieczn� otch�ani� siana. Teraz widok w d� by� nie tyle przera�aj�cy, co zmys�owy. Moment oczekiwania... W ko�cu da�em krok przed siebie, w pustk�, zaciskaj�c dla efektu nos - i tak jak zawsze, nag�y u�cisk grawitacji, ci�gn�cej mnie brutalnie do ziemi, zmuszaj�cej do upadku, sprawi�, �e mia�em ochot� wrzasn��: Przepraszam, ja nie chcia�em, pozw�lcie mi wr�ci�! I wpad�em w odm�ty siana, dr�c je jak pocisk, ogarni�ty s�odkim, suchym zapachem, zanurza�em si� w nim coraz g��biej, niby w g�stej wodzie, a� w ko�cu zatrzyma�em si� g��boko pod powierzchni�. Czu�em przemo�ne �askotanie w nosie. S�ysza�em, jak jaka� sp�oszona mysz, mo�e dwie, umykaj� w bardziej zaciszne miejsce. I mia�em wra�enie, jak�e niezwyk�e, �e oto narodzi�em si� na nowo. Pami�tam, jak Kitty powiedzia�a mi pewnego razu, �e po nurkowaniu w to siano czuje si� �wie�o i rze�ko jak niemowlak. Wzruszy�em wtedy tylko ramionami - na po�y rozumiej�c, na po�y nie maj�c poj�cia o czym m�wi - ale odk�d przeczyta�em jej list, jest to jedna z rzeczy, o kt�rych tyle ostatnio my�l�. Wygramoli�em si� z siana, jakbym wyp�ywa� na powierzchni� wody, a� uda�o mi si� zeskoczy� na ziemi�. Mia�em siano w spodniach i pod koszul�. Lepi�o si� do moich but�w i �okci. Ziarna we w�osach? Jeszcze ile! Kitty tymczasem by�a ju� w po�owie wysoko�ci drabiny, z�ociste warkocze podrygiwa�y jej na ramionach, gdy wspina�a si� w snopie �wiat�a, pe�nym drobin kurzu. O innej porze roku �wiat�o mia�oby prawie kolor jej w�os�w, ale tego dnia nie musia�a obawia� si� konkurencji - jej warkocze stanowi�y niew�tpliwie najbardziej kolorowy punkt tam, na wysoko�ci. Pami�tam, �e zaniepokoi�o mnie to, jak drabina si� chybocze. Wyda�o mi si�, �e nigdy przedtem nie by�a tak zdradliwa. Chwil� p�niej Kitty by�a ju� na szczycie, wysoko nade mn� - to ja by�em teraz ma�y, to moja twarz wygl�da�a jak zwr�cony ku g�rze owal, podczas gdy jej g�os p�yn�� do mnie na zb��kanych py�kach kurzu wznieconych moim upadkiem: - Hej, tam w dole! - Hej, tam na g�rze! Przesuwa�a si� wolno po belce i odetchn��em g��biej dopiero, gdy oceni�em, �e dotar�a w bezpieczne miejsce nad stert� siana. Zawsze ba�em si� o ni� troch�, mimo, �e by�a ode mnie zwinniejsza i lepiej umi�niona - je�li mo�na tak powiedzie� o m�odszej siostrze. Wsta�a, utrzymuj�c r�wnowag� na palcach st�p w znoszonych tenis�wkach, z r�koma wyci�gni�tymi przed siebie. Potem skoczy�a w przepa��. Czy s� rzeczy niezapomniane, nieopisane? My�l�, �e potrafi� to opisa�... do pewnego stopnia. Ale nie tak, �eby�cie poj�li, jakie to by�o pi�kne, jakie doskona�e, jedna z niewielu rzeczy w moim �yciu, kt�re wydaj� si� ca�kowicie rzeczywiste, absolutnie prawdziwe. Nie, w taki spos�b nie umiem tego opisa�. Brak mi na to talentu i w mowie, i w pi�mie. Przez kr�tk� chwil� wydawa�o si�, �e zawis�a w powietrzu, jakby unoszona jednym z tych tajemniczych pr�d�w, kt�re istnia�y wy��cznie tam, na poddaszu - jasna, z�oto upierzona jask�ka, jakiej od tamtej pory nikt w Nebrasce nie ogl�da�. A to by�a Kitty, moja siostra, z ramionami odrzuconymi do ty�u, wypr�ona w locie - jak�e j� kocha�em przez to jedno drgnienie serca! Spad�a, zanurzaj�c si� g��boko w sianie, znik�a mi z oczu. Z leja, kt�ry utworzy� si� po jej upadku, unios�a si� eksplozja s�omianych py�k�w i chichotu. Zapomnia�em, jak chwiejna wyda�a mi si� drabina, gdy Kitty wspina�a si� po jej szczeblach i zanim wydosta�a si� ze stosu siana, sam by�em ju� w po�owie drogi na g�r�. Te� spr�bowa�em da� nurka, ale, jak zawsze ogarni�ty strachem, zwali�em si� w d� jak kamie�. Chyba nigdy nie wierzy�em w istnienie tej sterty siana pod sob� tak g��boko, jak wierzy�a Kitty. Jak d�ugo trwa�a ta zabawa? Trudno powiedzie�, ale dziesi�� czy dwana�cie skok�w p�niej zauwa�y�em, �e �wiat�o zmieni�o barw�. Rodzice mieli wkr�tce wr�ci�, a my byli�my cali obsypani drobinami siana; nasz wygl�d wystarczy�by za uroczy�cie podpisane wyznanie winy. Um�wili�my si�, �e wykonamy jeszcze po jednym skoku. Wchodz�c pierwszy poczu�em, �e drabina ko�ysze si� pode mn� i us�ysza�em leciutkie poj�kiwania starych gwo�dzi, coraz lu�niej siedz�cych w drewnie. Pierwszy raz ogarn�� mnie prawdziwy, przejmuj�cy l�k. My�l�, �e gdybym nie by� ju� tak wysoko, zszed�bym natychmiast na d� i na tym wszystko by si� sko�czy�o - ale teraz belka pod dachem by�a bli�ej i wydawa�a si� bezpieczniejsza. Gdy zosta�y mi do pokonania ostatnie trzy szczeble, przeci�g�y j�k gwo�dzi sta� si� g�o�niejszy i nagle zmrozi�o mnie przera�enie i przekonanie, �e tym razem przeci�gn��em strun�. Ale wtedy zaciska�em ju� d�onie na szorstkim drewnie belki, odci��aj�c drabin�; poczu�em na czole ch�odny, nieprzyjemny pot i przyklejone �d�b�a s�omy. Znik�a ca�a przyjemno�� z zabawy. Jak najszybciej dotar�em nad g�r� siana i zeskoczy�em. Nawet upadek nie przyni�s� ju� rado�ci. Spadaj�c wyobrazi�em sobie, co czu�bym, gdybym uderzy� o twarde klepki pod�ogi zamiast o mi�kkie, poddaj�ce si� siano. Wygramoli�em si� na �rodek stodo�y i zobaczy�em, �e Kitty pospiesznie wchodzi na drabin�. Zawo�a�em do niej: - Hej, zejd�! To niebezpieczne! - Mnie utrzyma! - odkrzykn�a z pewno�ci� siebie w g�osie. - Jestem l�ejsza od ciebie! - Kitty... Ale nie doko�czy�em zdania, bowiem w tym momencie drabina pu�ci�a. D�wi�k p�kaj�cego spr�chnia�ego drewna. Krzykn��em, a Kitty wrzasn�a ze strachu. By�a mniej wi�cej tam, gdzie ja by�em w�a�nie gdy ogarn�o mnie przekonanie, �e tym razem posun��em si� za daleko. Szczebel, na kt�rym sta�a, p�k�, po czym drabina rozdzieli�a si� na dwoje. Ta jej cz��, kt�ra zwisa�a ca�kiem lu�no poni�ej Kitty, przypomina�a olbrzymi� modliszk� albo patyczaka, kt�ry nagle postanowi� odej��. W ko�cu drabina zawali�a si� i upad�a na pod�og� z suchym klapni�ciem, od kt�rego kurz uni�s� si� w powietrze, a krowy zacz�y mucze� ze strachu. Kt�ra� z nich kopn�a w drzwi swojej przegrody. Kitty wyda�a wysoki, przeszywaj�cy krzyk: - Larry! Larry! POMӯ MI! Wiedzia�em, co nale�y zrobi�, zorientowa�em si� natychmiast. By�em �miertelnie przera�ony, ale strach nie odebra� mi przytomno�ci umys�u. Kitty znajdowa�a si� ponad sze��dziesi�t st�p nade mn�, jej nogi w niebieskich d�insach kopa�y dziko puste powietrze, nad ni� kwili�y jask�ki. By�em przera�ony, o tak. I wiecie, do dzi� nie mog� ogl�da� cyrkowych akrobacji na trapezie. Ani na �ywo, ani w telewizji. Robi mi si� s�abo na taki widok. Ale wiedzia�em, co nale�y zrobi�. - Kitty - wrzasn��em do niej - tylko si� nie ruszaj! Nie ruszaj si�! Us�ucha�a mnie natychmiast. Przesta�a wierzga� i zawis�a nieruchomo, zaciskaj�c drobne d�onie na ostatnim ocala�ym szczeblu drabiny, jak akrobata, kiedy trapez zatrzyma si� w locie. Pobieg�em do sterty siana, chwyci�em obur�cz, ile tylko mog�em ud�wign��, wr�ci�em i upu�ci�em siano na pod�og�. Pobieg�em po nast�pn� porcj�. I znowu. I jeszcze raz. Wi�cej w�a�ciwie nie pami�tam - poza tym, �e g�ra siana uros�a do wysoko�ci mojego nosa i nie mog�em pohamowa� kichania. Biega�em tam i z powrotem, uk�adaj�c nowy st�g w miejscu, gdzie przedtem zwisa�a drabina. Ale m�j st�g by� ma�y. Gdy patrzy�em na niego, a potem na Kitty zawis�� tak strasznie wysoko, przypomina�y mi si� te filmy rysunkowe, w kt�rych z niebotycznej wysoko�ci kto� wskakuje do szklanki z wod�. Tam i z powrotem. Tam i z powrotem. - Larry, nie utrzymam si� d�u�ej! - Jej g�os by� wysoki i rozpaczliwy. - Kitty, musisz! Musisz si� utrzyma�! Tam i z powrotem. �d�b�a siana pod koszul�. Tam i z powrotem. Moja sterta si�ga�a mi ju� pod brod�, ale ta, w kt�r� zawsze skakali�my, by�a g��boka na dwadzie�cia pi�� st�p. Pomy�la�em, �e je�li Kitty upadaj�c po�amie tylko nogi, to i tak b�dzie to szcz�liwy koniec. Wiedzia�em te�, �e je�li nie trafi w siano, to zginie. Tam i z powrotem. - Larry! SZCZEBEL P�KA! S�ysza�em narastaj�cy, suchy trzask szczebla, kt�ry poddawa� si� pod jej ci�arem. Znowu zacz�a wierzga� nogami w panice, wiedzia�em, �e je�li nie przestanie, na pewno nie trafi w stert� siana. - Przesta�! Przesta�! Pu�� szczebel! Po prostu pu��, Kitty! Uczyni�a to w tej samej sekundzie. Spad�a prosto, jak ci�ki n�. Wydawa�o mi si�, �e trwa to wieczno��, z�ote warkoczyki ponad jej g�ow�, zamkni�te oczy, twarz bia�a jak porcelana. Nie krzycza�a. Zakry�a usta d�o�mi, jakby w modlitwie. I uderzy�a w sam �rodek sterty. Znikn�a mi z oczu, siano prysn�o na boki jakby od wybuchu, jej cia�o uderzy�o g�ucho o deski pod�ogi. Ten d�wi�k przeszy� mnie lodowatym dreszczem. By� za g�o�ny, stanowczo za g�o�ny. Ale musia�em zobaczy�. Ju� p�acz�c, rzuci�em si� rozgrzebywa� siano, odrzuca�em za siebie ca�e jego k��by. Najpierw pokaza�a si� nogawka d�ins�w, potem kraciasta koszula... w ko�cu twarz Kitty. By�a �miertelnie blada, mia�a zamkni�te oczy. Nie �y�a. Spojrza�em tylko raz i by�em tego pewien. Listopadowa szaro�� ogarn�a nagle ca�y �wiat. Tylko jej z�ociste warkocze zachowa�y w�asny kolor. A potem g��boki b��kit jej oczu, gdy podnios�a powieki. - Kitty? - M�j g�os brzmia� szorstko, ochryple, z niedowierzaniem. W gardle drapa� mnie s�omiany py�. - Kitty? - Larry? - zapyta�a, oszo�omiona. - Ja �yj�? Unios�em j� i przytuli�em do siebie, a ona zarzuci�a mi ramiona na szyj� i odda�a u�cisk. - �yjesz. �yjesz, Kitty. Lew� nog� mia�a z�aman� w kostce, to wszystko. Kiedy doktor Pedersen, nasz lekarz rejonowy z Columbia City, wszed� z ojcem i ze mn� do stodo�y, d�ugo nie odrywa� wzroku od ciemnych zakamark�w poddasza. Ostatni szczebel drabiny wci�� zwisa�, uko�nie, na jednym gwo�dziu. Doktor patrzy�, jak powiedzia�em, przez d�ugi czas. - Cud - powiedzia� do ojca, a potem kopn�� pogardliwie u�o�on� przeze mnie stert� siana. Potem wsiad� do swego zakurzonego DeSoto i odjecha�. Poczu�em r�k� ojca na ramieniu. - Idziemy teraz do kom�rki, Larry - powiedzia� bardzo spokojnie. - My�l�, �e wiesz, po co. - Tak jest - wyszepta�em. - Za ka�dym uderzeniem masz dzi�kowa� Bogu, �e twoja siostra �yje. - Tak jest. I poszli�my. D�ugo to trwa�o, tak d�ugo, �e przez tydzie� jad�em na stoj�co, a przez nast�pne dwa musia�em siedzie� na poduszce. I za ka�dym razem, gdy czu�em uderzenie ci�kiej, czerwonej, spracowanej r�ki ojca, dzi�kowa�em Bogu. G�o�no, bardzo g�o�no. Pod koniec by�em ju� w�a�ciwie pewien, �e B�g mnie s�yszy. Pozwolili mi zobaczy� Kitty przed p�j�ciem do ��ka. Za oknem na parapecie siedzia� drozd, pami�tam to dobrze. Le�a�a ze stop� ca�� w banda�ach, opart� o desk�. Patrzy�a na mnie tak d�ugo i z tak� mi�o�ci�, �e poczu�em si� zak�opotany. W ko�cu powiedzia�a: - Siano. Pod�o�y�e� siano. - Pewnie - wyrwa�o mi si�. - Co innego mog�em zrobi�? Kiedy drabina p�k�a, nie mo�na by�o wej�� po ciebie na g�r�. - Nie wiedzia�am, co robisz - powiedzia�a. - Jak to, musia�a� wiedzie�! Przecie� wisia�a� prosto nade mn�! - Ba�am si� patrze� w d�. Strasznie si� ba�am. Przez ca�y czas mia�am zamkni�te oczy. Patrzy�em na ni�, jak ra�ony piorunem. - Nie wiedzia�a�? Nie wiedzia�a�, co robi�? - Potrz�sn�a g�ow�. - I kiedy ci powiedzia�em, �eby� pu�ci�a ten szczebel... pu�ci�a� go, tak po prostu? Skin�a g�ow�. - Kitty, jak mog�a� to zrobi�? Spojrza�a na mnie tymi g��boko niebieskimi oczyma. - Wiedzia�am, �e na pewno co� robisz, �eby mi pom�c. Jeste� moim starszym bratem. By�am pewna, �e mnie uratujesz. - Och, Kitty, nawet nie wiesz, jak niewiele brakowa�o. Zakry�em twarz d�o�mi. Kitty usiad�a na ��ku i wzi�a mnie za r�ce. Poca�owa�a mnie w policzek. - Nie - powiedzia�a. - Ale wiedzia�am, �e jeste� tam na dole. O jejku, ale jestem �pi�ca. Doktor Pedersen m�wi, �e w�o�� mi nog� w gips. Le�a�a w gipsie przez nieca�y miesi�c, a wszyscy koledzy i kole�anki Kitty podpisali si� na nim. Zmusi�a nawet i mnie. A kiedy wreszcie go zdj�to, wypadek w stodole odszed� w przesz�o��. Ojciec wymieni� drabin� na now�, mocniejsz�, ale ja ju� nigdy wi�cej nie wspina�em si� na ni� i nie skaka�em w siano. I o ile wiem, Kitty tak�e nie. Wi�c tak sko�czy�a si� ta historia, ale w pewnym sensie nie by� to jeszcze koniec. Koniec mia� nadej�� dopiero dziewi�� dni temu, kiedy Kitty rzuci�a si� z okna na najwy�szym pi�trze biurowca agencji ubezpieczeniowej w Los Angeles. Mam w portfelu wycinek z Los Angeles Times. Pewnie zawsze b�d� go nosi� przy sobie, ale nie tak, jak si� nosi zdj�cia ludzi, kt�rych chce si� pami�ta�, albo bilety z wyj�tkowo udanego wieczoru w teatrze, albo program pi�karskich mistrzostw �wiata. Nosz� ten skrawek papieru jak co� bardzo ci�kiego, bo noszenie go to moja praca. Nag��wek g�osi: �MIERTELNY SKOK EKSKLUZYWNEJ PROSTYTUTKI. Doro�li�my. To jedno co wiem - poza faktami, kt�re s� bez znaczenia. Kitty mia�a wst�pi� do szko�y biznesu w Omaha, ale latem, zaraz po tym jak uko�czy�a szko�� �redni�, wygra�a konkurs pi�kno�ci i wysz�a za jednego z juror�w. Brzmi to jak nieprzyzwoity dowcip, co? Moja Kitty. Podczas gdy ja studiowa�em prawo, Kitty rozwiod�a si� i przys�a�a mi d�ugi list, chyba ponad dziesi�� stron, o tym co prze�y�a, jak nieudane by�o jej ma��e�stwo, i o ile �atwiej by�oby jej, gdyby mog�a mie� dziecko. Pyta�a, czy m�g�bym do niej przyjecha�. Ale opu�ci� tydzie� zaj�� na prawie to jak straci� ca�y semestr na wydziale sztuk pi�knych. Tam wszyscy s� jak charty. Je�li raz stracisz z oczu mechanicznego kr�liczka, ju� nigdy go nie dopadniesz. Przeprowadzi�a si� do Los Angeles i ponownie wysz�a za m��. Kiedy i to ma��e�stwo si� rozpad�o, mia�em ju� dyplom. Przyszed� kolejny list, kr�tszy, bardziej gorzki. Nie zamierza sp�dzi� �ycia na takiej karuzeli, pisa�a. To by�o tylko tymczasowe rozwi�zanie. �eby pochwyci� mosi�ne k�ko, trzeba by�o najpierw spa�� z drewnianego konia i rozbi� sobie g�ow�. A je�li taka ma by� cena darmowej przeja�d�ki, to komu nie odesz�aby ochota? P.S., Mo�e mnie odwiedzisz, Larry? Sporo czasu min�o. Odpisa�em, �e bardzo chcia�bym do niej przyjecha�, ale nie mog�. Dosta�em prac� w wymagaj�cej firmie, by�em najni�ej w hierarchii - najwi�cej roboty, �adnej satysfakcji. Je�li kiedykolwiek mia�em zrobi� krok wzwy�, mog�o mi si� to uda� tylko tamtego roku. Taki by� m�j d�ugi list, od pocz�tku do ko�ca po�wi�cony karierze. Odpisa�em na wszystkie jej listy. Ale do ko�ca nie mog�em uwierzy�, �e pisze je Kitty, tak samo jak nie wierzy�em, �e w stodole pode mn� by�o do�� siana... a� do chwili, w kt�rej wpada�em w nie, a ono ratowa�o mi �ycie. Nie mog�em uwierzy�, �e moja siostra i ta zn�kana kobieta podpisuj�ca listy imieniem "Kitty" wzi�tym w k�ko, to naprawd� ta sama osoba. Moja siostra by�a ma�� dziewczynk� z warkoczykami, i jeszcze bez biustu. Ona pierwsza przesta�a pisa�. Na Gwiazdk� i na urodziny dostawa�em jeszcze poczt�wki, na kt�re odpowiada�a moja �ona. Potem rozwiod�em si�, wyprowadzi�em i zapomnia�em. W nast�pne Bo�e Narodzenie i na kolejne urodziny kartki nadesz�y dzi�ki temu, �e zostawi�em sw�j nowy adres w poprzednim miejscu zamieszkania. Pierwszy adres. M�wi�em sobie: Jezu, musz� zaraz napisa� do Kitty i da� jej zna�, �e si� przeprowadzi�em. Ale nie napisa�em. Jednak, jak ju� wspomnia�em, to s� fakty bez znaczenia. Liczy si� tylko to, �e doro�li�my, a ona rzuci�a si� z tego wie�owca, i �e Kitty zawsze wierzy�a, �e na dole czeka bezpieczne siano. To ona powiedzia�a wtedy: "Wiedzia�am, �e na pewno co� robisz, �eby mi pom�c." Takie rzeczy maj� znaczenie. Tak jak list od Kitty. W dzisiejszych czasach ludzie ci�gle przenosz� si� z miejsca na miejsce, to �mieszne, �e te poprzekre�lane adresy i nalepki urz�d�w pocztowych wygl�daj� czasem jak milcz�ce oskar�enia. W rogu koperty wpisa�a adres zwrotny - adres miejsca, gdzie mieszka�a a� do ko�ca. Elegancki blok na Van Nuys. Pojechali�my tam z Tat� zabra� jej rzeczy. Dozorczyni by�a uprzejma. Lubi�a Kitty. List by� datowany na dwa tygodnie przed jej �mierci�. Dosta�bym go o wiele wcze�niej, gdyby nie ten adres. Musia�o zm�czy� j� czekanie. Drogi Larry, Ostatnio wiele o tym my�la�am... i dosz�am do wniosku, �e by�oby lepiej dla mnie, gdyby ten ostatni szczebel drabiny p�k�, zanim zd��y�e� pod�o�y� siano. Twoja Kitty. Tak, pewnie zm�czy�o j� czekanie. Wol� wierzy� w to ni� wyobra�a� sobie, �e Kitty stwierdzi�a, i� widocznie o niej zapomnia�em. Nie chcia�bym, �eby tak my�la�a, bo to zdanie by�o chyba jedyn� rzecz� na �wiecie, kt�ra mog�a sprawi�, �e rzuci�bym si� jej na pomoc. Ale nawet nie to jest przyczyn�, dla kt�rej tak trudno mi zasn��. Kiedy zamykam oczy i ogarnia mnie senno��, widz� jak spada spod strychu stodo�y, z szeroko otwartymi, niebieskimi oczyma, z cia�em wygi�tym w �uk, z rozpostartymi ramionami. Kitty zawsze wiedzia�a, �e na dole czeka na ni� bezpieczne siano. KONIEC