13631
Szczegóły |
Tytuł |
13631 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13631 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13631 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13631 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Pat Cadigan
Wzory
Zbi�r opowiada�
Wst�p
Bruce Sterling
W tytu�ach ksi��ek science fiction oczekuje si� ostrych gor�cych pizz, jak na
przyk�ad Rocket
Thrust Galaxy Blast Trek! Albo jeszcze lepiej tandetnego liryzmu, pe�nego
chwytliwych s��wek
w stylu: �gwiazda�, �pie��, �sen�, �taniec� (ksi��ka pod tytu�em Gwiezdna pie��
tancerza sn�w
mog�aby z �atwo�ci� sta� si� bestsellerem SF).
Ale zamiast tego mamy oto przed sob� zbi�r opowiada�, kt�ry jest zatytu�owany po
prostu
Wzory, a gdy do niego zajrzycie (co wkr�tce uczynicie, o ile macie cho� troch�
rozumu), okazuje
si�, �e jest to, hm, bardzo niezwyk�a science fiction. W�a�ciwie jest to co� w
rodzaju science
fiction fantasy. Albo nawet science fiction fantasy horror.
A mo�e najlepiej b�dzie, je�li pomin� tradycyjne etykietki i powiem tak. Kiedy
przekroi si�
opowiadania Pat Cadigan, tryskaj� one prawdziw� krwi�. Nie jest to �ci�le m�wi�c
zwyczajna
krew... raczej co� w rodzaju najwy�szej jako�ci silikonowej substancji,
posiadaj�cej wo�, kt�ra
oszo�amia, a mo�e nawet wzbudza pragnienie (gul, gul) w spos�b, do kt�rego nie
przywykli�cie
(a to z kolei mo�e wywo�a� pewien dyskomfort).
S� to opowiadania wizjonerskie z... z domieszk� pewnych trudnych do
zdefiniowania, lecz
mro��cych krew w �y�ach spostrze�e� dotycz�cych owej niewidzialnej
infrastruktury ko�ca
dwudziestego wieku! Tak jest! Niniejsza ksi��ka Wzory jest tym, co stanowi sedno
wsp�czesnej
�komercyjnej science fiction�, kiedy jest ona naprawd� pe�na wyobra�ni, a nie
wy��cznie
rozrywkowa.
Bowiem pisarstwo Pat Cadigan sprawia, �e to, co niewidzialne, staje si�
widzialne.
Wy�aniaj� si� z niego pewne aspekty wsp�czesnej rzeczywisto�ci, kt�rych
wcze�niej nie
dostrzegali�cie � wzory, naprawd�, kt�re mo�na nazwa� jedynie Cadiganesk�.
Telewizja,
uchowaj Bo�e, jest ich pe�na. Jak program muzyczny w telewizji kablowej BET �
osobi�cie jeden
z moich ulubionych � pod tytu�em �Video Soul.� Do�wiadczony czytelnik Cadigan
b�dzie
siedzia� sztywno jakby kij po�kn�� i nie przepu�ci takiej gratki.
A nie zapominajmy r�wnie� o postmodernistycznym Elvisie � Michaelu Jacksonie.
Michael
Jackson jest z krwi i ko�ci, prawda? Mam na my�li to, �e jest �ywym cz�owiekiem,
a nie
fotograficznym negatywem. Tyle �e Michael Jackson jest... jak by to uj��... tak
bardzo
na�wietlony, �e ludzie po prostu wch�aniaj� jego obraz w ten sam spos�b, w jaki
wch�aniali opad
po Czernobylu.
Michael jest kim� w rodzaju przodka dla arcymodnego i quasi-naiwnego
antybohatera
opowiadania Cadigan pod tytu�em �Kuszenie �licznego Ch�opca.� Przeczytajcie je �
jest w tym
zbiorze i jest genialne � a zyskacie zupe�nie nowe spojrzenie na ow� reklam�
p�yty, kt�ra
zapewnia (nie �artuj�): �Prawdziwa dusza Michaela Jacksona.�
Wsp�czesny �wiat jest podst�pny. Dzieje si� tak wiele, �e najprawdopodobniej
nie jeste�cie
w stanie za wszystkim nad��y�. Ale je�li macie cho� krzt� rozumu, jeste�cie
zapewne bole�nie
�wiadomi faktu, �e istniej� gigantyczne roje dzia�a� rozgrywaj�cych si� pod
l�ni�cymi
powierzchniami pi�tnastosekundowych wideoklip�w. Telewizja globalna porywa �wiat
niczym
farba Sherwin-Williams, ale wiele z tego, co ogl�dacie w �programach
informacyjnych�, ma
grubo�� dok�adnie jednego fosforowego punktu.
A je�li podejdziecie naprawd� blisko do telewizora � to znaczy tak odczuwalnie
blisko, �e a�
dotkniecie go nosem i poczujecie strach � przekonacie si�, �e tak naprawd� nic
tam nie ma; nic,
pr�cz roj�w punkt�w za zimnym statycznym i skwiercz�cym szk�em. I nagle
znajdujecie si�
w Cadiganlandzie.
Pat Cadigan jest r�wnie� podst�pna. W jej opowiadaniach dzieje si� bardzo wiele;
na ka�dej
stronie jest wiele g��bi i m�dro�ci. Pat Cadigan zawsze doskonale wie, co si�
�wi�ci na d�ugo,
zanim jeste�my w stanie to poj��.
Jej ulubion� broni� jest wstrz�saj�ca si�a pojedynczego zdania, za� jej
ulubionym obrazem �
zwr��cie na to uwag� � ig�a. S� to k�uj�ce opowiadania zar�wno dlatego, �e
potrafi� d�ga� tak,
�e podskakujecie wybudzeni, jak i dlatego, �e potrafi� wpompowa� w was do pe�na
odmieniaj�c�
umys� substancj�, zanim zd��ycie zauwa�y�, �e co� si� z wami sta�o. W typowym
opowiadaniu
Cadigan (w�a�ciwie to co� takiego nie istnieje, ale jeszcze chwila cierpliwo�ci)
odbywamy rejs,
szczeg�owo poinformowani, po powierzchni wydarze� i naraz odkrywamy, �e to, co
dotychczas
brali�my za dno, w istocie jest tylko powierzchni�.
Wszystko staje si� jasne � wszystko staje si� niewypowiedzianie klarowne. To
uczucie to co�,
co H. P. Lovecraft � jeden z wielkich wizjoner�w SF/horroru, kt�ry kiedy� by�
w�a�cicielem
mrocznych ost�p�w, po�r�d kt�rych Pat zbudowa�a kondominium oraz stacj� nadawcz�
� nazwa�
�kosmicznym strachem.� Nie ma to wiele wsp�lnego z krwaw� jatk� ani z facetem
trzymaj�cym
top�r w d�oni, kt�ry wyskakuje z krzykiem z szafy. To jest ch�odna analiza
�zdrowia
psychicznego� oraz �prawdziwego �wiata� p�kaj�cego w szwach.
Postacie Cadigan tworzone s� na bazie dw�ch podstawowych wzor�w. Pierwszy jest
ch�odny, opanowany, stanowi�cy ca�o��, w pe�ni sp�jny � innymi s�owy postacie
emaliowane
niczym nowoczesna ceramika. Drugi wz�r jest ontologicznie pop�kany � ludzie o
wn�trzach
przypominaj�cych worki t�uczonego szk�a. (Podzia� wydaje si� prosty � ale teraz
spr�bujcie
powiedzie�, kt�ry wz�r jest kt�ry!) Postacie, jak �Deadpan Allie� cyberpunkowa
bohaterka
klasycznej ju� powie�ci SF pi�ra Cadigan, Mindplayers, robi� prawdziw� karier�
na
przechodzeniu z Wzoru A do Wzoru B i z powrotem. Gdy Allie dokonuje tego,
zgarnia ca�y w�r
b�yszcz�cych cacek z publicznej to�samo�ci.
A w dodatku czuje si� �wietnie z tego powodu. Przynajmniej do czasu kolejnej
rundy.
Ale czasami im si� to nie udaje. Napotykaj� pu�apk�, �ciek � mo�e nazbyt
pospiesznie
eksploruj� rzeczywisto�� wok�, mo�e skacz� w ni�, mo�e s� w ni� popychani; w
najbardziej
bolesnych wypadkach mog� si� nawet w niej rodzi�. Ale jest to miejsce � bez
wzgl�du na to, czy
jest to zimna brudna ulica, czy te� odmieniony za spraw� nowoczesnych
technologii stan
�wiadomo�ci � z kt�rego nie mog� si� ju� nigdy wydoby�.
Zwyczajowy g�os narracyjny, jakim pos�uguje si� Cadigan pe�en jest sardonicznej
inteligencji i czystego obiektywizmu. Ale przeczytajcie uwa�nie opowiadania
takie, jak �Anio��
czy �Ene, due, rabe�, a wida� jak na d�oni, �e Cadigan zna najg��bsze zakamarki
ludzkiego serca.
W prozie Cadigan uczucia nigdy nie s� tandetne. Bowiem zdaje ona sobie spraw�,
�e tragedia
istnieje naprawd� i nie boi si� stawi� jej czo�a: nawet pewnemu rodzajowi
zgrzytliwej
i nieefektownej tragedii, kt�ra sprawia znacznie wi�kszy b�l ni� szybka
dramatyczna
r�norodno��. Cadigan b�dzie zmaga� si� z sytuacjami, od kt�rych inni pisarze
stroni�, jak od
ognia. Nadaje to jej dzie�u zdumiewaj�cy wymiar emocjonalny, kt�ry... ale nie
zwracajcie uwagi
na to, co m�wi�; po prostu przeczytajcie to niesamowite opowiadanie pod tytu�em
�Opiekunka
mojego brata� z jego zab�jczym ostatnim zdaniem, a sami ujrzycie jego blask
jasny niczym
�wiat�o dnia w mro�nym zimowym powietrzu.
Pat Cadigan tworzy �science fiction� (w najszerszym tego s�owa znaczeniu) z
najlepszego
z mo�liwych powod�w: poniewa� pos�uguj�c si� t� w�a�nie formu�� literack� jest w
stanie
osi�gn�� co�, co niemo�liwe jest do osi�gni�cia w �adnym innym gatunku. Ma ona
dar
kreowania prawdziwie oryginalnych wizji, jak r�wnie� dar wypowiadania si� z moc�
i jasno�ci�.
Dary te s� rzadko�ci�, w odosobnieniu, ale kiedy pojawiaj� si� razem, pal�
przys�owiowym
�ywym ogniem.
Pozw�lcie, �e, w charakterze konkluzji, powiem tak: w tym naszym cudownym i
strasznym
zarazem �wiecie � w naszym obecnym �rodowisku � tym wideokratycznym �wiecie
luster,
soczewek, skaner�w, wizerunk�w medialnych, powt�rek, przewijania do przodu i
stopklatek,
rosyjskich laleczek i chi�skich pude�ek, czym�, co m�drale z uniwersytet�w lubi�
nazywa�
precesj� symulakr�w � wzory Pat Cadigan s� czym� � cytuj� � rzeczywistym, koniec
cytatu.
Ale nie wierzcie mi na s�owo. Lepiej przekonajcie si� sami. Lepiej zajrzyjcie
pod
powierzchni�.
Lepiej odwr��cie stron�.
Telewizja osi�gnie apoteoz� z chwil�, kiedy stanie si� interaktywna.
Oczywi�cie niekt�rzy s�dz�, �e maj� to ju� teraz. Dla niekt�rych ludzi
rzeczywisto��
telewizyjna jest tak samo rzeczywista jak ta, kt�rej do�wiadczaj� przez wi�ksz�
cz�� dnia.
Pami�tam, jak kiedy� przys�uchiwa�am si� dw�m osobom, z kt�rymi w�wczas
pracowa�am,
tocz�cym dyskusj� na temat straszliwego ci�aru, jaki g��wny bohater jakiego�
serialu b�dzie
musia� d�wiga� za spowodowanie czyjej� �mierci w po�arze. Nie byli to ludzie
niewykszta�ceni
czy tez samotni; po prostu dali si� wci�gn�� fabule serialu tak dalece, i�
przenie�li postacie
daleko poza jego koniec � s�dz�, �e nawet poza �ycie samego serialu. Poza tym
wszyscy znamy
rozmaite zabawne historie o aktorach graj�cych czarne charaktery w telenowelach,
atakowanych
znienacka przez poirytowanych widz�w, kt�rzy nie s� w stanie oddzieli� aktora od
postaci,
w kt�r� si� wciela. Mo�e nawet wi�cej jest takich, kt�rzy nie potrafi� dokona�
tego rozr�nienia
� gospodarz Death Valley Days by� prezydentem Stan�w Zjednoczonych przez osiem
dni.
Czy w istocie telewizja sprzyja schizofrenii lub nawet j� powoduje? A mo�e
wsp�lnie
z naszymi umys�ami tworzy odr�bn� rzeczywisto��, co�, co nie jest ani ca�kowicie
naszym �yciem
wewn�trznym, ani sam� telewizj�. Stacje telewizyjne prawdopodobnie nazywaj� to
programowaniem. Ja nazywam to...
Wzory
Nawiedza mnie nieustannie fantazja, w kt�rej zabijam prezydenta. Wszystko jedno
jakiego.
Wej�� w t�um, unosz�c bro� i celuj�c j� w prezydenck� g�ow�. Czasami w filmie
rozwijaj�cym si� w moich my�lach, w d�oni pojawia mi si� luger parabellum P08 z
groteskowo
d�ug�, studziewi��dziesi�ciomilimetrow� luf�. Innym razem trzymam bardziej
stosowny na t�
okazj� pistolet wojskowy mauzer. Dwukrotnie zdarzy�o mi si� zaciska� d�o� na uzi
z ruchom�
kolb�, trzy czy cztery razy na 357 Smith & Wesson magnum. Raz � tylko raz �
mierzy�em do
g�owy pa�stwa z kuszy.
W owej fantazji nie czuj� strachu ani gniewu. Nie zastanawiam si� nad tym, �e
odbieram
ludzkie �ycie � w ko�cu prezydent jest nie tyle ludzki, ile sfabrykowany;
uciele�niony produkt
dwupartyjnego systemu politycznego i medi�w w przypadkowej konfiguracji. C�
z�ego jest
w strzelaniu do wzoru punktowego na ekranie telewizora? Nie odczuwam nic, poza
�agodnym
poddenerwowaniem, delikatn�, bardzo delikatn� trem�, kt�rej do�wiadcza�em
dawniej, za czas�w
aktorskich. Fakt, �e nie by�a ona nigdy na tyle dotkliwa, �eby przyprawi� mnie o
zimne dreszcze
b�d� zmusi� do wymiot�w do najbli�szego pojemnika, przyczyni� si� zapewne do
mojej pora�ki
na teatralnych deskach. W jednoosobowym przedstawieniu m�g�bym zosta�
niezauwa�ony.
Wiem, co sobie my�licie. Marzy mi si� zab�jstwo prezydenta jako spos�b na to,
�eby zosta�
w ko�cu dostrze�onym. Mylicie si�. W niewidzialno�ci tkwi znacznie wi�cej si�y
ni� w s�awie.
W�a�ciwie to m�j wyimaginowany film nigdy nie przekroczy� punktu, w kt�rym
unosz� bro�
i sprawdzam j� na prezydencie. Akcja zamiera, kiedy prezydencki wzrok spoczywa
na
instrumencie jego/jej unicestwienia. Ale ja znam ci�g dalszy:
Sk�adam si� do strza�u i poci�gam za spust. Prezydent pada na wznak, drgaj�c na
wszystkie
strony � z twarzy czerwona miazga. �api� go/j� asysta i tajniacy i przyciskaj�
do ziemi. T�um
zachowuje ca�kowit� cisz�. Nie jest ani przestraszony, ani zszokowany, po prostu
bierny, gdy
wzory punktowe przekszta�caj� si�. Opuszczam bro� do boku. Pokonuj� nieokre�lony
dystans
dziel�cy mnie od samochodu, kt�ry rozpoznaj� jako m�j, zaparkowanego niewinnie
przy
kraw�niku. Wsiadam do niego, przekr�cam oczekuj�cy w stacyjce kluczyk i
odje�d�am.
W ci�gu kolejnych dni nie b�dzie informacji o tym, co przydarzy�o si�
prezydentowi, ani nie
b�dzie ju� nigdy wi�cej �adnych wzmianek o rz�dzie w wiadomo�ciach. Jednym
strza�em udaje
mi si� unicestwi� nie tylko prezydenta, lecz r�wnie�, mi�dzy innymi, obie izby
kongresu, S�d
Najwy�szy, opiek� spo�eczn�, Narodowy Fundusz Sztuki, biuro prasowe rz�du,
produkt krajowy
brutto, FTC, CIA, HEW oraz s�u�by do spraw emigracji i naturalizacji, a tak�e
udaje mi si�
odroczy� na zawsze nast�pne wybory. Ale �ycie toczy si� dalej. Jad� nieko�cz�c�
si� autostrad�
przez Stany Zjednoczone, przez przedni� szyb� obserwuj� permanentne status quo,
kt�re
zes�a�em na Amerykan�w. Nie maj� poj�cia o tym, co si� dokona�o i nie widz� w
tym nic
nadzwyczajnego, �e wci�� mieszkaj� w tych samych domach, chodz� do tych samych
prac,
s�uchaj� tej samej muzyki w radio, ogl�daj� te same wzory punktowe. Jak ja,
podr�uj� bez celu.
Dni stapiaj� si� z sob� bez �adnych szczeg�lnych w�a�ciwo�ci odr�niaj�cych
jeden od drugiego.
Pory roku przychodz� i odchodz� tak, jak to opisuj� w podr�cznikach, ale nikt
si� nie starzeje.
Ko�owr�t spraw codziennych osi�gn�� stan, w kt�rym jest r�wnocze�nie w ruchu i
spoczynku.
Obraz kontrolny. Entropia.
A wszystko dlatego, �e zastrzeli�em wz�r punktowy prezydenta.
Widziany w zbli�eniu, punktowy wz�r mo�na by wzi�� za zesp� wielce skorych do
wsp�pracy organizm�w, kt�re odkry�y choreografi� mi�� dla oka organizm�w
znacznie
wi�kszych i znacznie mniej skorych do wsp�pracy.
Cytat z prezesa Busby Berkeleya oraz panny Amy Lowell: Chryste! Czemu s�u��
wzory?
Opowiem wam.
Ekran zaczyna rozbrzmiewa� skwierczeniem, kiedy przyk�adam do� palec.
Zak��cenia;
punkty przestrzegaj� mnie przed swoim wzorem. Cofam palec i udaj�, �e jest luf�
pistoletu
celuj�c� w prezydenta, kt�ry wyg�asza w�a�nie do narodu or�dzie o stanie
pa�stwa. Prezydent
spogl�da wprost na �mnie� i milknie. Punkty pracuj�ce nad jego wzorem, szemrz�c
i wrz�c,
pokazuj� mi czerwon� miazg�, kt�ra mo�e by� skutkiem mojego strza�u. Nast�pnie
g�owa
prezydenta ulega przeformowaniu, po czym kontynuuje on mow�. Nasz kraj znajduje
si� w pilnej
potrzebie reform, m�wi, ale mimo to or�dzie wielce napawa nadziej�.
A zatem. Kiedy jest jeszcze nadzieja.
Zakrywam palcem g�ow� prezydenta. Dono�ne skwierczenie, a po nim zbli�enie,
kt�re
sprawia, �e m�j palec w karykaturalny spos�b umieszczony zostaje na
poruszaj�cych si�
prezydenckich ustach. Nie gryz�, cho� po moim ramieniu przebiega �agodny impuls
elektryczny.
� To wszystko przez te seriale kryminalne � stwierdzi�a jego matka. � Ca�a ta
przemoc,
powinni tego zabroni� w mediach. � Powiedzia�a to w telewizji, podczas
transmisji z jego
procesu. Chryste! Czemu s�u�� wzory punktowe? Morderstwu pierwszego stopnia.
� Zawsze takie dobre dziecko � powiedzia�aby moja matka. � Nigdy �adnych
k�opot�w.
Zawsze pomaga w domu i nigdy nie pyskuje. Poczciwa dusza, droga pani. A kiedy
inne dzieci
trwoni�y czas na ulicy ganiaj�c si� i pakuj�c w k�opoty, moje dziecko uczy�o
si�. Moje dziecko
zawsze chcia�o zosta� kim�.
Szczera prawda. W�a�ciwie to mog�em mie� w�asny program w telewizji. Gdyby
technologia
by�a wtedy wystarczaj�co rozwini�ta, m�g�bym mieszka� w podmiejskim wzorze
punktowym,
chodzi� do szko�y w rytm w�asnego tematu muzycznego, wyg�asza� kwestie do
specjalnie dla
mnie podk�adanego �miechu. I osi�gn�� nieko�cz�ce si� dzieci�stwo jako
powt�rkowy program
na wielu stacjach. Sam mog�em wyst�powa� na wielu stacjach; mog�em by� kim�. A
nie
KOMERCYJN� PRZERW� DLA IDENTYFIKACJI STACJI. Cz�sto konieczno�ci� jest
obci�cie jednej lub dw�ch klatek dla dobra uk�adu ca�ego programu. Przykro nam,
przypuszczalnie dyrektor programowy troch� zanadto skr�ci� ca�o��. Ale poniewa�
to ju� i tak
nast�pi�o, masz sze��dziesi�t sekund na kontemplacj� swojej mantry. A teraz ile
zap�acisz?
P�n� noc� wzory zmieniaj� si� i przekszta�caj�. Nie mog� zasn��. Druga,
trzecia, czwarta
nad ranem, wzory harcuj� przed moimi wyschni�tymi oczyma. Kawa�eczki, kosteczki,
groch
z kapust�. Ile zap�acisz? Masz jeszcze czas na odpowied�... nierdzewna stal
nigdy nie wymaga
ostrzenia. A teraz ile zap�acisz? Masz jeszcze czas na odpowied�... dzia�aj
teraz, a do�o�ymy
wy�mienitego ka�asznikowa, najlepszy karabin maszynowy, jaki kiedykolwiek
stworzono.
Samopowtarzalny mechanizm na gazy prochowe, z por�czn� d�wigni� selektora, kt�ra
umo�liwia ustawienie na pojedynczy strza� lub seri� z pr�dko�ci� 100 strza��w na
minut�, to jest
100 strza��w na minut�! Czy� nie jest to niesamowite? Tylko nieca�e 4 kilogramy
wagi ze
sk�adan� metalow� kolb� wymarzony dla zab�jcy dowolnie wybranej g�owy pa�stwa!
Dzwo�
teraz, nasze telefony s� ju� czynne!
Mrugam oczyma. Kiedy si� obudzisz, b�dziesz wszystko pami�ta�.
Mam ochot� zadzwoni� do przyjaci� i spyta�, czy oni te� to widzieli. Ale zaraz
przypominam sobie, �e wszyscy moi przyjaciele s� elektryczni.
W naturalnych kolorach.
Zastrzeli� si� s�ynny aktor. Kiedy go znale�li, telewizor w jego domu wci��
gra�, pomrukuj�c
rado�nie do samego siebie, pokazywa� bowiem w�a�nie jeden ze starszych film�w z
jego
udzia�em. Ogl�dam to w wiadomo�ciach o sz�stej. Wz�r punktowy wzoru punktowego.
A teraz ile zap�acisz?
Zacz��em �ni� punktami. Powt�rki. Unosz� rami�. Trzymam browninga GP35. Nie wiem
nic
o broni. Jego si�a ognia wynosi 25 strza��w na minut� przy pr�dko�ci wylotowej
ponad
trzydziestu sze�ciu metr�w na sekund� i zrobi sieczk� z twarzy prezydenta. Nie
wiem nic o broni.
Wz�r punktowy wie. Odleg�o�� minimalna to dystans, na kt�rym pocisk uzyskuje
swoj�
najwi�ksz� pr�dko��, dystans, kt�ry dzieli mnie teraz od prezydenta. Pokazuj� to
na wszystkich
stacjach, nawet na p�atnych.
P�atnych?
Kiedy si� budz�, pami�tam wszystko, we wzorach punktowych, w naturalnych
kolorach.
Aktorka z telenoweli zg�asza, �e zosta�a zaatakowana przez poirytowan� kobiet�
wywijaj�c�
parasolk� kt�ra krzycza�a: � Zostaw w spokoju m�a tej mi�ej pani, dziwko! Nie
do��, �e ma tyle
k�opot�w, to jeszcze musisz go uwodzi�? Towarzyszom aktorki udaje si� odci�gn��
kobiet�.
Wszyscy inni przebywaj�cy w restauracji � go�cie, kelnerzy, kelnerki i ich
pomocnicy, dyrekcja
� przygl�daj� si�. Nie s� ani przestraszeni, ani zszokowani.
I co teraz zrobi�?
Sprawdzam harmonogram. Jeszcze nie czas przep�dzi� wszystkich handlarzy
narkotyk�w
z Florydy. Zesz�ej nocy wynik wyr�wna� si� dla prawomy�lnych na niebezpiecznych
ulicach
Nowego Jorku � b�dzie spok�j przez ca�y przysz�y tydzie�. S�dz�, i� zdo�am
obroni� m�j tytu�
w wadze ci�kiej w pojedynku z moim rywalem w Las Vegas. Zaciskam pi�ci i badam
kostki.
Tak, wytrzymaj� pi�tna�cie rund, bu�ka z dietetycznym mas�em ro�linnym.
Przyk�adam kostki do ekranu. Gwa�towne skwierczenie. Punkty roj� si� w p�ynnych
wzorach
wok� ka�dego miejsca styku. Elektryczno�� przep�ywa przez moje obie r�ce,
ta�cz�c na
wypustach nerwowych, kt�re ze skwierczeniem wracaj� do �ycia i ��cz� si� ze
wzorem.
Wyci�gam przed siebie d�onie; zabanda�owuj� je. Mam trzyma� moje jebane r�ce w
g�rze,
czy to jasne, po prostu trzyma� moje jebane r�ce w g�rze i pozwoli� mu, �eby
ta�czy� wok�
mnie do upad�ego, a wtedy trafi� go jednym prostym w jego pierdolony �eb. Punkty
pulsuj�, na
�ywo z Pa�acu Cezara, bardziej na �ywo ni� samo �ycie. Odziany w ten wz�r
punktowy,
m�g�bym miota� iskry w drgaj�cym, �ywym powietrzu, m�g�bym robi� kolosalne
wra�enie
podczas transmisji.
Teraz wiem, �e to mo�liwe. Walka rozstrzyga si� w wirze �wiat�a wzoru
punktowego.
Trzymam moje jebane r�ce w g�rze i pozwalam mu ta�czy� wok� mnie do upad�ego, a
potem
trafiam jednym prostym w jego pierdolony �eb. Walka jest nieistotna. Teraz wiem,
�e to mo�liwe.
Ale musz� poczeka�, a� opuchlizna zejdzie, a podbite oko si� zagoi. Niewa�ne.
Powinni�cie
obejrze� inny punktowy wz�r.
Wi�cej na ten temat powie nasza korespondentka w Waszyngtonie.
Na ekranie materializuje si� Waszyngton. Bia�y Dom jest nieco zamazany. Podobnie
jak
nasza korespondentka. Dotykam jej mikrofonu: punkty szalej�, kiedy przekszta�cam
ich wz�r
w wersj� pistoletu gyrojet z d�ug�, studwudziestosiedmiomilimetrow� luf�, a
potem z powrotem
w mikrofon. Jeszcze nie. Dzi� wieczorem odb�dzie si� konferencja prasowa.
Ogl�dacie to dzi�ki cz�ciowemu sponsoringowi. Ca�y �wiat patrzy i czeka. Panie
i panowie
na ka�dym programie: Prezydent Stan�w Zjednoczonych. Odbi�r nigdy nie by� tak
doskona�y �
to zapewne dzi�ki mnie. Punkty ta�cz� teraz dla mnie i znamy si�; tropizm.
Gdziekolwiek si�
pojawiaj�, tam kieruj� wzrok, kt�ry podnieca wzory.
Czemu s�u�� wzory?
Poka�� wam. Poka��... wam. Tak, jak pokazuj� sobie.
Punkty iskrz� si� wok� moich d�oni w nieustannej fantazji pokazywanej na �ywo
na ka�dym
programie. Przesuwam po nich palcami niczym po porcji gwiezdnego py�u i
przekszta�cam ich
wz�r. Wiedz�, czego tu potrzebuj�. Colta commando z teleskopow� kolb� do
strza��w
z ramienia, u�ywanego przez Zielone Berety, kt�re zawsze by�y na tym programie.
Punkty
pami�taj� ten wz�r i oto on.
Wst�puj� w t�um reporter�w domagaj�cych si� zaproszenia do zadania pytania. Wz�r
punktu
prezydenta skanuje sal�, w poszukiwaniu potencjalnego pytaj�cego. Potem widzi
�mnie�
i milknie. Unios�em colta do wysoko�ci ramienia. Wszyscy patrz�.
Dotykam palcem ekranu. G�owa prezydenta znika w czerwonej po�wiacie, wzory
punktowe
oszala�y. Ca�a sala pogr��ona jest w ciszy, ani nie przestraszona, ani
zszokowana. Z ty�u, za
podium, wielk� piecz�ci�, zas�onami, prezydenck� asyst�, agenci s�u�b
specjalnych zaczynaj�
dematerializowa� si� w dziurze, gdzie znajdowa�a si� g�owa prezydenta.
Za�enowany, zbity z tropu redaktor w studio. Przepraszamy za przerw� w
transmisji.
Najprawdopodobniej mamy trudno�ci techniczne. Wkr�tce podamy dalsze wiadomo�ci.
Nie, nie podamy. To s� wszystkie wiadomo�ci, jakie w og�le kiedykolwiek podamy.
Przerwa na reklam�. Psy rzucaj� si� do misek z jedzeniem. Siedz� na tapczanie,
kiwam
g�ow�. Ju� po wszystkim. Posz�o prawie tak, jak si� tego spodziewa�em, chocia�
by�a to tylko
adaptacja telewizyjna.
Po reklamie idzie nast�pna reklama, a po niej zn�w pojawia si� za�enowany, zbity
z tropu
redaktor w studio. Najprawdopodobniej nasze po��czenie ze stolic� jest
tymczasowo zerwane.
Postaramy si� nada� dalszy ci�g konferencji prasowej tak pr�dko, jak b�dzie to
mo�liwe.
Szybka migawka z o�wiadczeniami i pytaniami, a� do momentu, kiedy zamordowa�em
wz�r
punktowy prezydenta, kiedy wszystko rozlaz�o si� niczym topi�cy si� celuloid,
obietnica
rych�ego uaktualnienia. �ataj� dziur� w wieczornym programie filmem
telewizyjnym. Czas ju�
i��.
Wychodz� z mieszkania i kieruj� si� do mojego samochodu zaparkowanego niewinnie
przy
kraw�niku. Kluczyk nie czeka w stacyjce, lecz w mojej kieszeni. Takie dobre
dziecko, nigdy
�adnych k�opot�w. Mo�emy mieszka� w tych samych domach, chodzi� do tych samych
prac,
s�ucha� tej samej muzyki w radio, ogl�da� te same wzory punktowe. Podr�ujemy
bez celu.
Czemu s�u�� wzory?
Ju� niczemu.
Dawniej by�o zbyt wiele przemocy w telewizji. Ale nie teraz.
Je�li sko�czyli�cie ju� szesna�cie lat, mo�ecie odetchn��. Najgorsze min�o.
Nigdy ju� nie
b�dziecie ba� si� tak bardzo, jak to bywa�o w dzieci�stwie. Nie chodzi o to, �e
nic przykrego wam
si� nie przydarzy, albo �e nie b�dziecie ju� si� ba�. Ale je�li s�dzicie, �e nic
ju� was nie wystraszy
tak, jak, powiedzmy, urz�d skarbowy, to po prostu nie pami�tacie wszystkiego
zbyt jasno. Gdyby
tylko potw�r pod ��kiem by� tak nieszkodliwy jak kontroler urz�du skarbowego z
nakazem
kontroli � w ko�cu to tylko pieni�dze, a doro�li wiedz�, jak sobie z nimi radzi�
Wierzcie mi na
s�owo, dzieci�stwo to okres bezlitosnego terroru. A poniewa� wi�kszo�� z nas nie
pami�ta go,
pozwala nam to doj�� do siebie i spokojnie �y� dalej. Ale je�li nosicie w sobie
jaki� strach,
w stosunku do kt�rego jeste�cie bezradni, z kt�rym �yjecie, ale kt�rego nie
potraficie pokona�,
najprawdopodobniej pochodzi on w�a�nie z dzieci�stwa. Na zewn�trz mo�na
traktowa� go
z bohaterstwem, ale w g��bi serca czujecie, jak was parali�uje i dopiero w�wczas
naprawd�
rozumiecie sens zdania �Losy gorsze od �mierci.�
Opowiadanie to jest swego rodzaju listem mi�osnym do mojego dawnego osiedla w
Fitchburg
w stanie Massachusetts, kt�re odesz�o na zawsze. Rozebrali nawet czynsz�wk�, w
kt�rej si�
wychowa�am. Jest ono r�wnie� najlepszym sposobem na zachowanie od zapomnienia
tej starej
wyliczanki, kt�rej u�ywali�my, lepszej ni� �ene, due, ryke, fake� czy �jeden
ziemniak, dwa
ziemniaki.� Wi�kszo�� z rodzin mieszkaj�cych na tym osiedlu nie mog�a pozwoli�
sobie na wiele
wi�cej ni� ziemniaki.
Jest ono r�wnie� swego rodzaju ho�dem dla zabawy w chowanego, kt�r� z pewno�ci�
wymy�li� jaki� sadysta.
ENE, DUE, RABE
W d�ugie letnie popo�udnia przy alei za czynsz�wk�, w kt�rej Milo Sinclair
dawniej
mieszka�, chodnik pachnia� pieczystym oraz dzieci�cymi g�osami unosz�cymi si� w
ca�ej okolicy.
Poprzecinane antenami telewizyjnymi niebo mia�o tak b��kitny kolor, jak potrafi
to widzie� tylko
kto�, kto nie sko�czy� jeszcze dziewi�ciu lat, a na parkingu obok restauracji La
Conco D�Oro
czosnkowy aromat kuchni sycylijskiej zawsze silnie wype�nia� powietrze.
Wszystko to nie wygl�da�o tak dla ch�opca przechodz�cego alej� obok Mila. La
Conco
D�Oro ju� nie istnia�a; ch�odne wn�trze koralowej barwy zajmowa� teraz bar
kowbojski,
absurdalnie nie na miejscu w ma�ym, przemys�owym miasteczku Nowej Anglii.
U�miechn�� si�
do ch�opca nieco gorzko. Ch�opiec odwzajemni� u�miech. By� o wiele mniejszy ni�
Milo, kiedy
by� w jego wieku. Milo pami�ta� r�wnie�, �e w tym wieku �wiat wydawa� mu si�
wi�kszy.
Ogrodzenie wok� ogrodu pana Parillo si�ga�o mu par� centymetr�w ponad g�ow�.
Zatrzyma�
wzrok w miejscu, gdzie dawniej znajdowa� si� ogr�d, widz�c go oczyma duszy przed
mieni�cym
si� odcieniami br�zu domem pa�stwa Parillo, gdzie �w srogi stary ogrodnik by�
gospodarzem
jedenastu innych rodzin. Po domu Parill�w nie pozosta�o nawet wspomnienie �
w�adze miejskie
wznosi�y w�a�nie nowy ol�niewaj�cy blok w jego miejsce. Nowy budynek by�
ogromny, jego na
wp� wyko�czony szkielet ci�gn�� si� a� po stary parking, do miejsca, w kt�rym
starsi ch�opcy
grywali czasem w pi�k�. Spojrza� na nowy budynek z odraz�. Mia� mi�� dla oka,
schludn�
ceglan� fasad� i pomie�ci pewnie ze sto rodzin w gipsowych pude�kowatych
pokojach.
Kilkana�cie metr�w w g��bi alei, jego stara czynsz�wka sta�a opustosza�a,
oczekuj�c na
rozbi�rk�. Bez w�tpienia i tam wyro�nie kolejny, taki sam jak wszystkie inne,
sturodzinny
gmach.
Z ty�u za Milem ch�opiec wierci� si� w niewinny, cierpliwy spos�b. Pewne rzeczy
nigdy si�
nie zmieniaj�. Dzieci nigdy nie potrafi� usiedzie� na miejscu, nigdy nie
potrafi�y i nigdy si� tego
nie naucz�. Zawsze b�d� grzeba� w kieszeniach swoich spodenek i przerzuca� wag�
cia�a
z jednej nogi na drug� tak, jak to w�a�nie czyni� ten ma�y. Milo popatrzy� w
zamy�leniu na jego
blond g��wk�. Jego w�asne w�osy koloru piasku znacznie ju� pociemnia�y, cho�
przybywaj�ce
siwe na powr�t pocz�y je rozja�nia�.
Ch�opiec beztrosko kopn�� kamyk. Sznur�wki jego trampek za�opota�y na wietrze. �
Hej �
odezwa� si� Milo. � Rozwi�za�y ci si� sznurowad�a.
Ch�opiec nie zwr�ci� na to uwagi. � No, zawsze si� rozwi�zuj�.
� Mo�esz je przydepn�� i powybija� z�by. Mama nie by�aby zadowolona. Cho� � Milo
przykl�kn�� przed nim na jednym kolanie � zawi��� ci je tak porz�dnie, �e na
pewno si� nie
rozwi���.
Ch�opiec wystawi� pos�usznie jeden bucik niemal dotykaj�c buta Mila. By� to
bia�y trampek
o grubej gumowej podeszwie. I w�wczas Milo zn�w przypomnia� sobie, jak to by�o
tego
ostatniego d�ugiego letniego popo�udnia, zanim on i jego matka wyprowadzili si�.
Tam przy alejce za Water Street, w Water St. Lane, gdy s�o�ce zawisa�o nisko i
rzuca�o
d�ugie cienie, wszyscy ustawiali si� w k�ko graniaste; Milo i Sammy, i Stevie,
Angie, Kathy,
Flora, i Bonnie, �eby Rhonda wylicza�a. Rhonda zawsze m�wi�a wyliczank�, bo by�a
najstarsza.
Dotyka�a mocno ka�dego palcem wskazuj�cym, recytowa�a formu�k�, kt�ra mia�a
zadecydowa�,
kto b�dzie kry� w chowanego. Ene, due, rabe Bocian po�kn�� �ab� Raz, dwa, trzy
Wychod� T-Y!
Stevie wyszed� z k�ka. By� tak chudy, jak Milo, ale wy�szy i ca�y pokryty
piegami.
Protestant. Jego matka �y�a z kim�, kto nie by� jego ojcem. Sycylijskie j�zyki
papla�y i papla�y.
Stevie mia� to gdzie�. Przynajmniej nie nadali mu dziwacznego imienia w rodzaju
Milo i nigdy
nie musia� zrywa� si� w niedziel� do ko�cio�a. Mia� czarne trampki za kostk�
marki P. F. Flyer,
by szybciej biega� i wy�ej skaka�.
Ene, due, rabe...
Nikt nie pisn�� nawet s��wkiem, kiedy Rhonda recytowa�a. Gdy wskaza�a na ciebie,
odpada�e� i siedzia�e� cicho. Czy to Rhonda by�a t� kt�ra pierwsza
zaproponowa�a, pobawmy si�
w chowanego? Milo nie wiedzia�. Raptem wszyscy pr�cz niego pocz�li domaga� si�,
�eby si�
bawi�. Nienawidzi� zabawy w chowanego, zw�aszcza tu� przed zmierzchem, kiedy to
wszyscy
mieli najwi�ksz� ochot� akurat na to. To najodpowiedniejsza pora na chowanego,
mawia�a
Rhonda. Fajniej jest, kiedy robi si� ciemno. Nie znosi� tego, ale kto si� nie
chcia� bawi�, m�g�
r�wnie dobrze zabiera� si� do domu, a na to by�o za wcze�nie. Poza tym
ci�ar�wka baga�owa
mia�a przyjecha� dopiero jutro. Ciocia Syl odwiezie jego i mam� na lotnisko.
Mo�e przez wiele
miesi�cy w og�le nie b�dzie mia� okazji si� bawi�. Tylko czemu oni musz�
koniecznie bawi� si�
w chowanego?
Wychod� T-Y!
Kathy wysz�a z kr�gu. Nigdy nie kry�a. By�a siostr� Rhondy, prawie za ma�a, �eby
w og�le
si� bawi�. Zawsze becza�a, kiedy przegrywa�a. Ka�dy pozwala� jej dobiec do mety,
�eby tylko
nie becza�a i nie sz�a do domu skar�y�, �e przyjaciele Rhondy wykorzystuj� j�,
bo wtedy jej
matka strasznie si� na nie z�o�ci�a. Jej matka popsu�aby ca�� zabaw�. Milo
pragn�� skrycie, �eby
sta�o si� to w�a�nie teraz, �eby wysz�a na ulic� pijana, w szlafroku i kapciach,
co si� jej czasami
zdarza�o, i �eby z krzykiem zagoni�a Rhond� i Kathy do domu. W�wczas musieliby
pobawi� si�
w co� innego. Kiedy bawili si� w chowanego, przestawa� ich lubi�. Co� dzia�o si�
z nimi, kiedy
si� chowali, co� niezbyt przyjemnego. Wystarczy�o, �e zaczynali si� chowa�, a
ju� zamieniali si�
w kogo� innego w spos�b, kt�rego Milo nigdy nie potrafi� zrozumie�. Wszyscy z
nich potrafili
chowa� si� znacznie lepiej ni� on, tote� zawsze �apano go na ko�cu, co
oznacza�o, �e musia� kry�
w nast�pnej kolejce. Musia� ich szuka�, a wi�c teoretycznie to on by� my�liwym.
W rzeczywisto�ci by�o inaczej. Przeszukuj�c wszystkie te mroczne i g�uche
zakamarki,
w kt�rych przyczajali si� dysz�c niczym zwierz�ta czekaj�ce sposobno�ci, by
rzuci� si� na niego,
wiedzia�, �e to oni s� my�liwymi, za� on zwierzyn�. By� to jeszcze jeden ich
spos�b, by na niego
zapolowa�. A kiedy znajdowa� ich, kiedy wyskakiwali na niego ze swoich kryj�wek,
wszelkie
pozory jego pozycji my�liwego opada�y i wtedy bieg�, p�dzi� jak b�yskawica i
mia� nadziej�, �e
biegnie wystarczaj�co pr�dko, �eby zd��y� przed nimi dotkn�� mety. W przeciwnym
razie,
musia�by znowu kry�, a rzeczy, na kt�re natyka� si� kucaj�c pod schodami i za
ogrodzeniami za
ka�dym razem stawa�y si� coraz straszniejsze i coraz silniejsze ni� poprzednim
razem.
Wychod� T-Y!
Trampki Sammy�ego zaszura�y na chodniku, kiedy wyskoczy� z ko�a. Sammy by� nieco
zaokr�glony � pulchny bobas, jakim by� od ma�ego coraz bardziej znika�. Mia� na
nogach trampki
marki Keds, kt�re toczy�y wojn� z p. f. flyersami Steviego o to, kto naprawd�
szybciej biega
i wy�ej skacze. Sammy m�g�by z�ama� komu� r�k�. Milo nie mia� ochoty go szuka�.
Nigdy nie
dawa� rady go przegoni�. Zerkn�� na br�zow� k�dzierzaw� g�ow� Rhondy, pochylon�
nad nimi
ze skupieniem jubilera przeliczaj�cego diamenty. Spr�bowa� sk�oni� j� si�� woli,
�eby
w nast�pnej kolejno�ci wypad�o na niego. Gdyby tylko uda�o mu si� przeczeka�
nast�pn� kolejk�
bez konieczno�ci krycia, bez konieczno�ci bycia TYM, w�wczas b�dzie ju� za p�no
na jeszcze
jedn�. Wszyscy rozejd� si� do dom�w, jak tylko zapal� si� uliczne latarnie. A
jutro wyjedzie i ju�
nigdy nie b�dzie musia� szuka� �adnego z nich.
Wychod� T-Y! Bonnie. Po niej Flora. Chodzi�y wsz�dzie razem w bia�ych trampkach
i niebieskich bermudach. Bonnie prowadzi�a, a Flora sz�a za ni�. Od razu by�o
wida� po
b��kitnych okularach Flory w kszta�cie kocich oczu. Bonnie by�a t�u�ciutka,
jad�a du�o klusek,
pachnia�a sosem. Flora za� by�a szorstka, bo musia�a ci�gle t�uc si� ze swoimi
pi�cioma bra�mi.
To ona zawsze twierdzi�a, �e mo�na us�ysze� na kilometr, jak zbli�a si� Milo z
powodu jego
kluczy. By�y przypi�te do wewn�trznej cz�ci kieszeni �a�cuszkiem �Na szcz�cie�
z Pleasure
Island, i pobrz�kiwa�y, gdy tylko zaczyna� biec. W�o�y� d�o� g��boko do kieszeni
i zacisn��
spocone palce na kluczach.
Wychod� T-Y, czyli Ja! Rhonda by�a bezpieczna. Zostali tylko Milo i Angie, jak
gdyby
odbywa� si� pomi�dzy nimi pojedynek z palcem Rhondy poci�gaj�cym za spust.
Ciemne oczy
Angie powi�kszy�y si� na jej spiczastej twarzy. By�a chud� dziewczynk�, o
ostrych rysach
i z�bach. Jej ciemnobr�zowe w�osy upi�te by�y w solidny kucyk. Je�li on b�dzie
kry�, b�dzie
TYM, poczeka na niego z wi�kszym zawzi�ciem ni� kt�rekolwiek z nich, niedu�a,
ale nigdy nie
odczuwaj�ca strachu. Milo �cisn�� mocniej klucze. �adne z nich nigdy nie
odczuwa�o strachu. To
nie by�o w porz�dku.
Wychod� T-Y!
Milo cofn�� si�, za� z jego piersi wyrwa� si� g��boki oddech ulgi. Angie
odwr�ci�a twarz do
�ciany czynsz�wki, zamkn�a oczy, a g�ow� nakry�a r�koma, na potwierdzenie tego,
�e nie
podgl�da. Zacz�a liczy� do stu pi�tkami, g�o�no, tak, �eby ka�dy s�ysza�. Teraz
nie mo�na ju�
by�o tego powstrzyma�. Milo odwr�ci� si� i rzuci� p�dem ulic�, biegn�c p�ki nie
dogoni�
Steviego i Sammy�ego.
� Nie li� za nami! Klucze ci brz�cz�! Milo, ciebie zawsze zaklepuj�, spadaj! �
Stevie
i Sammy biegali szybciej, ale zdo�a� dotrzyma� im kroku przez ca�� drog� do
parkingu, przez
Middle Street, gdzie dali nura w w�ski przesmyk pomi�dzy dwoma budynkami. Milo
przecisn��
si� obok nich i usadowi� tak, �e to Stevie znajdowa� si� bli�ej kraw�dzi �ciany.
Stali oparci o ni�
plecami niczym mali miejscy partyzanci, ws�uchuj�c si� w dudni�ce echa w�asnego
dyszenia.
� Idzie? � wyszepta� Milo po minucie.
� Sk�d do diab�a mamy wiedzie�, my�lisz, �e mamy w oczach rentgena?
� Po co tu za nami przylaz�e�, znajd� sobie w�asn� kryj�wk�, maminsiu�ku!
Milo nie poruszy� si�. Je�eli zostanie z nimi, mo�e nie zamieni� si� w potworki.
Mo�e b�d�
po prostu chcieli pobiec z powrotem i szybko zaklepa� si� na mecie, pozbywaj�c
si� go w ten
spos�b.
Z daleka dobieg� krzyk Angie. � Pa�ka, zapa�ka, dwa kije, kto si� nie schowa,
ten kryje! �
Milo silniej przywar� do �ciany, marz�c, by m�g� przej�� przez ni� jak Kacper,
przyjazny duszek.
Nigdy by go nie znale�li, gdyby potrafi� przechodzi� przez �ciany. Za� on zawsze
potrafi�by ich
wypatrzy�, wszystko jedno, gdzie by si� schowali. I wtedy przestaliby si� z
niego wy�miewa�.
Poza tym nie potrzebowa�by ju� wi�cej kluczy od domu, wi�c nigdy nie
wiedzieliby, kiedy si�
zbli�a i jest tu� za nimi. Czuliby przed nim respekt.
� Raz, dwa, trzy, ja! � G�os Kathy by� dono�ny i pe�en drwiny. Przyczai�a si� w
pobli�u mety
tak, �eby mog�a zaklepa� si� w chwili, kiedy Angie odwr�ci si� do niej plecami.
Angie i tak si�
nie zmartwi�a. Szuka�a innych, a Mila zostawi�a sobie na deser.
� Idzie? � spyta� ponownie Milo.
Oczy Sammy�ego poruszy�y si� pod zamkni�tymi powiekami. Raptem jego d�o�
zacisn�a
si� na ramieniu Mila, przeci�gaj�c go do Steviego, kt�ry z kolei wypchn�� go na
chodnik. Milo
potkn�� si� i wykona� jak�� okropn� taneczn� figur� usi�uj�c wcisn�� si� z
powrotem do
kryj�wki. Sammy i Stevie zablokowali mu drog�.
� Co� mi si� zdaje, �e nie idzie � za�mia� si� Sammy. Milo cofn�� si�, wpadaj�c
na samoch�d
zaparkowany przy kraw�niku, podczas gdy tamci wyszli z kryj�wki i przeszli obok
niego.
Ruszy� za nimi, utrzymuj�c jednak bezpieczny dystans. Poszli wzd�u� ulicy
mijaj�c ty� domu
pana Parillo i kieruj�c si� w stron� podw�rza za wynaj�tym domkiem poro�ni�tym
winoro�l�.
Sammy i Stevie zatrzymali si� przy podje�dzie. Milo czeka� z ty�u za nimi.
�wiat�o s�oneczne nabra�o teraz silniejszej czerwonej barwy, wci�� gor�ce ponad
zrywaj�cym si� ze wschodu wiatrem. Zapada� zmierzch. Sammy skin�� g�ow�. Wraz ze
Steviem
skierowali si� po cichu w g�r� podjazdu, w stron� kamiennych schodk�w przy
bocznych
drzwiach domku. Schodki wiod�y do w�ziutkiego przesmyku pomi�dzy domkiem a
gara�em ojca
Bonnie i ko�czy�y si� naprzeciw mety. Przykucn�li u do�u schodk�w nas�uchuj�c.
Powy�ej dwie
pary trampek st�pa�y po asfalcie.
� Raz, dwa, trzy, ja! Raz, dwa, trzy, ja! � Flora i Bonnie zaklepa�y si�
r�wnocze�nie. Ale
gdzie by�a Angie? Sammy podkrad� si� do po�owy schodk�w i wyjrza�.
� Widzisz j�? � spyta� Milo.
Sammy wyci�gn�� r�k� i poci�gn�� go za ko�nierzyk koszulki, a nast�pnie
przytrzyma� go
tak, �e ostatni schodek wgni�t� mu si� w brzuch.
� A ty j� widzisz, Milo? Co? Jest tam? � Sammy zar�a�, kiedy Milo pr�bowa�
z�apa� oddech
i ze�lizgn�� si� w d�, l�duj�c na Steviem, kt�ry go odepchn��.
� Raz, dwa, trzy, Rhonda. � Na d�wi�k g�osu Angie, Sammy natychmiast schowa�
g�ow�.
� Cholera! � krzykn�a Rhonda.
� Nie przeklinaj! Bo powiem!
� Zamknij si�, ty te� tak m�wisz, a zreszt� komu powiesz?
� Twojej mamie!
� Ona te� tak m�wi, tralalala.
� Bluzgara!
Milo zn�w podczo�ga� si� bli�ej Steviego. Gdyby tylko uda�o mu si� uj�� przed
Angie do
czasu, jak za�wiec� si� latarnie uliczne, wszystko by�oby w porz�dku. � Jest tam
jeszcze? �
zapyta�.
Stevie podczo�ga� si� na schodki i wyjrza�. Po paru sekundach skin�� na
Sammy�ego. �
Idziemy.
Milo podni�s� si�. � Sammy?
Sammy zatrzyma� si� i odwr�ci�, postawi� jeden ze swoich keds�w na piersiach
Mila i pchn��
go. Milo odskoczy� w ty�, straci� r�wnowag� i upad� bole�nie na brudn� ziemi�.
Sammy
u�miechn�� si� do niego, jak gdyby by�a to cz�� sztuczki, kt�r� pr�bowali na
wszystkich innych.
Upewniwszy si�, �e Milo nie spr�buje podnie�� si�, odwr�ci� si� i ruszy� wzd�u�
przej�cia. Milo
us�ysza� jak r�wnocze�nie ze Steviem zaklepuj� si� na mecie. Przymkn�� oczy.
Powietrze stawa�o si� g��bsze, ch�odniejsze, czystsze. D�wi�ki rozchodzi�y si�
teraz lepiej.
Kto� wypowiedzia� �yczenie do pierwszej gwiazdki na niebie.
� To samolot, g�upku!
� Nieprawda, to pierwsza gwiazdka!
A potem da� si� s�ysze� g�os Angie, zupe�nie nie wybity z rytmu, jak gdyby
wyczekiwa�a po
cichu, a� Milo wyjdzie z kryj�wki za Sammym: � Gdzie Milo?
Poderwa� si� i rzuci� biegiem. Sammy na pewno powie, gdzie si� schowa�, a ona
zaraz zjawi
si� tu po niego. Pogna� przez Middle Street w kierunku Middle St. Lane, pomi�dzy
domem
piel�gniarki a bli�niakiem, gdzie ob��kany m�� t�uk� swoj� �on� w ka�dy
czwartek. Potem w d�
do Czwartej Ulicy i w g�r� do miejsca, gdzie styka�a si� z Middle, przecznic� od
mostu na Pi�tej
Ulicy.
Wo�ali go. S�ysza�, jak wykrzykuj�cego imi�, pr�buj�c nabra� go, �e zabawa
sko�czona, ale
on ukry� si� za domem na rogu. Dw�ch ch�opc�w przejecha�o na rowerach, peda�uj�c
niespiesznie. Milo odczeka�, a� znajd� si� na drugim ko�cu ulicy, zanim pogna�
przez
nieasfaltowany parking rozpo�cieraj�cy si� naprzeciw domu, przed kt�rym
najgrubsza kobieta
w mie�cie siada�a ka�dego popo�udnia na ganku i wypija�a litr coca-coli prosto z
butelki. Obok
bloku sta� �mietnik. Wydzia� zdrowia odkry� w nim kiedy� szczury, kt�re
przychodzi�y tu
z zanieczyszczonej rzeki, p�yn�cej pod mostem. Milo przykucn�� za �mietnikiem i
bacznie
lustrowa� alejk�.
Biegali w t� i z powrotem, nas�uchuj�c brz�czenia jego kluczy. � By� tam z ty�u,
razem
z nami! Rozproszcie si�, znajdziemy go!
� Mo�e czmychn�� do domu.
� Nie, na pewno nie.
� Niech ka�dy go szuka! � Wszyscy rozbiegli si�, pr�cz Kathy; znudzona oddawa�a
si�
leniwie grze w klasy pod latarni�, kt�ra jeszcze si� nie za�wieci�a.
Pod wp�ywem impulsu Milo otworzy� drzwiczki �mietnika jednym szarpni�ciem i
wcisn�� si�
pomi�dzy dwa przepe�nione pojemniki. Drzwi same si� zamkn�y, a on znalaz� si�
wewn�trz
po�r�d dojrza�ego odoru �mieci i zawodzenia much. Sta� ca�kowicie nieruchomo z
zaci�ni�tymi
mocno oczami i r�koma skrzy�owanymi na piersiach. Nigdy nie przyjdzie im do
g�owy, �e tu
jest. Poza tym b�d� ba� si� szczur�w.
Dono�ne kroki zbli�y�y si� i zatrzyma�y. Milo poczu� czyj�� obecno�� niemal
przed samym
�mietnikiem. Nieco delikatniejsze kroki nadesz�y z przeciwnego kierunku i da�o
si� s�ysze�
odg�os gumy tr�cej o piasek, jak gdy kto� chodzi� niecierpliwie w k�ko.
� Musi gdzie� tu, by� � Sammy. � Nie wierz�, �e ten ma�y zasraniec potrafi tak
szybko
biega�. � Milo poczu� jak poruszaj�ca si� g�owa Sammy�ego wprawia w drganie
powietrze.
Muchy zagra�y g�o�niej. � Dopadniemy go. B�dzie kry� w nast�pnej kolejce.
� Zawo�aj: �Pomylone garki,� Stevie.
� Nie. Wtedy nie musia�by kry�.
� Zawo�aj: �Pomylone garki� i powiedz, �e ta kolejka si� nie liczy.
� Poszukajmy jeszcze. Jak go nie znajdziemy, to wtedy zawo�amy.
� To maminsiusiek.
Odeszli. Kiedy kroki ucich�y, Milo wyszed� ostro�nie, pokas�uj�c od
�mietnikowego smrodu.
Sta� ws�uchuj�c si� w cichn�ce odg�osy osiedla. Ciemno�� nap�ywa�a teraz ze
wschodu coraz
szybciej, si�gaj�c zenitu, czekaj�c sposobno�ci, by przela� si� na zach�d i
zd�awi� ostatnie
promienie s�o�ca. Ponad domami zamruga�a, zamigota�a i zaja�nia�a wschodz�ca
gwiazdka. Milo
spojrza� w g�r�, z ca�ej si�y wypowiadaj�c swoje �yczenie.
Gwiazdko z nieba, gwiazdko z nieba Twojej mocy mi potrzeba Ene, due, rabe,
Bocian po�kn��
�ab� Jest �yczeniem mym �eby nie by� Tym Sta� wyci�gaj�c si� w g�r� ku gwiazdce.
Tylko ten
jeden raz. �eby nie musia� kry�. Tylko ten jeden raz...
� Angie! Angie! Tutaj, pr�dko!
Odwr�ci� si� i ujrza� Flor�, kt�ra wskazywa�a na niego palcem podskakuj�c w g�r�
i w d�,
pokrzykuj�c. Nie! chcia� wrzasn��. Ale Flora ju� wo�a�a na Angie, �eby bieg�a
szybciej, szybciej,
mo�e go jeszcze dopa��, zanim zap�on� uliczne latarnie. Uciek� w Middle Street,
przez Czwart�
do nast�pnej przecznicy, kieruj�c si� w stron� placu zabaw. Tam jednak po�r�d
hu�tawek
i drabinek nie by�o gdzie si� schowa�, ale tu� obok placu sta� opustosza�y dom.
Bez zbytniej
nadziei. Milo wbieg� na tylne schodki i pchn�� drzwi.
Upad� jak d�ugi na sp�kane kuchenne linoleum. Mrugaj�c oczyma podni�s� si�.
Wok� nie
by�o mebli ani firanek w oknach. Spr�bowa� przypomnie� sobie, kto tu ostatnio
mieszka�, kobieta
ze �miesznie wygl�daj�cymi psami czy dw�ch podejrzanych facet�w? Podszed� do
jednego
z okien, lecz zaraz cofn�� si� do wewn�trz. Chodnikiem sz�a Angie i u�miecha�a
si� do siebie.
Min�a dom, kucyk dynda� jej z ty�u g�owy. Milo przeszed� na palcach do salonu,
trzymaj�c si�
blisko �ciany. Zza rog�w pada�y cienie nietkni�te ostatnimi promieniami dnia
wchodz�cymi
przez okna i lufcik nad frontowymi drzwiami. Dopad� drzwi i poci�gn�� je
rozpaczliwie szarpi�c
si� w prz�d i w ty� niczym rzucane na boki yo-yo.
� Milo?
Przywar� do drzwi wstrzymuj�c oddech. Zostawi� otwarte tylne wyj�cie, a ona
wesz�a ju� do
kuchni. Pod�oga j�kn�a, gdy postawi�a najpierw jeden krok, a po nim nast�pny. �
Wiem, �e si�
tu chowasz, Milo � za�mia�a si�.
Za nim by�y schody wiod�ce na g�r�. Przesun�� si� do nich cichutko i pocz��
czo�ga� si� na
g�r� czuj�c jak nagromadzone na pokrywaj�cym schody chodniku piach i �wir tr�
jego r�ce
i kolana.
� Teraz kryjesz ty, Milo, teraz jeste� TYM. � Us�ysza�, jak wchodzi przez drzwi
do salonu,
a potem staje.
Czo�ga� si� dalej. Nawet gdyby latarnie uliczne zap�on�y w tej chwili, nie
sprawi�oby to ju�
�adnej r�nicy. Tu nie by�o ich nawet wida�. Ale mo�e Angie da za wygran� i
p�jdzie sobie,
je�eli tylko pozostanie w ciemno�ci, a ona go nie zauwa�y. Ale musi go zobaczy�,
musi si� do
niego zbli�y�, zanim b�dzie mog�a pobiec z powrotem do mety i zaklepa� go.
� No dalej, Milo. Wy�a�. Wiem, �e tu jeste�. Nie wolno nam si� tu bawi�. Je�li
wyjdziesz
w tej chwili, b�dziemy �ciga� si� do mety. Masz szans� wygra�.
Wiedzia�, �e to nieprawda. Na zewn�trz czeka� pewnie Sammy got�w przytrzyma� go
przy
ziemi, �eby mog�a dobiec pierwsza do mety. Sammy b�dzie go przytrzymywa�, a
Stevie si�dzie
na nim, podczas gdy wszyscy inni b�d� sta� i si� �mia�, i �mia�, i �mia�. Bo w
nast�pnej kolejce
b�dzie musia� kry�, b�dzie musia� by� TYM. Bez wzgl�du na to, dok�d p�jdzie,
zawsze b�d� si�
chowa� i czeka�, �eby m�c wyskoczy� na niego i zmusi�, �eby w k�ko ich szuka� i
nigdy si� ju�
od nich nie uwolni. Za ka�dym razem, kiedy skr�ci za r�g, kt�re� z nich b�dzie
za nim wo�a�:
Kryjesz! Jeste� TYM!
Czego si� boisz, Milo? Dziewczyny? Milo jest cykor! Boi si� dziewczyny, boi si�
dziewczyny! � zachichota�a. Zrozumia�, �e jest ju� na �rodku salonu. Wystarczy
teraz, �eby
spojrza�a w g�r� i ujrzy go pomi�dzy pr�tami por�czy na schodach. Po�o�y� d�o�
na ostatnim
schodku i bardzo powoli podci�gn�� si� do g�ry, modl�c si�, �eby schody nie
skrzypn�y. Jego
spodenki otar�y si� o brudny chodnik wydaj�c przy tym odg�os tarcia papierem
�ciernym.
� Poczekaj, powiem wszystkim, �e si� boisz dziewczyn. Znowu b�dziesz kry� i
wszyscy si�
dowiedz�. � Milo cofn�� si� w g��boki cie� na pode�cie pi�tra. S�ysza�, jak
zbli�a si� do schod�w
i stawia stop� na pierwszym stopniu. � Wszystko jedno, gdzie p�jdziesz, wszyscy
b�d� wiedzieli
� powiedzia�a �piewnym g�osem. � Wszystko jedno, gdzie p�jdziesz, wszyscy b�d�
wiedzieli.
Milo kryje. Milo jest TYM.
Obj�� kolana r�koma, zwijaj�c si� ciasno w k��bek. W kieszeni klucze od domu
wsun�y si�
w zgi�cie pomi�dzy biodrem a udem.
� W ko�cu i tak b�dziesz musia� odrobi� swoj� kolejk�, Milo. Nawet je�li st�d
wyjedziesz,
wszyscy b�d� wiedzieli, �e kryjesz, �e jeste� TYM. Wszyscy b�d� si� przed tob�
chowa�. Nikt
si� z tob� nie b�dzie bawi�. Zawsze b�dziesz TYM. Zawsze, zawsze.
Podni�s� si� na nogi i skierowa� ku drzwiom jednej z sypial�. Mo�e nie b�dzie w
stanie go
dostrzec w ciemno�ci i p�jdzie sobie. Potem b�dzie m�g� i�� do domu.
� S�ysza�am ci�. S�ysza�am, jak si� ruszasz. Wiem ju� gdzie jeste�. Zaraz ci�
znajd�, Milo. �
Pokona�a ostatni stopie� badaj�c przestrze� po omacku. M�g� teraz dostrzec
kszta�t jej g�owy
z kucykiem.
� Mam ci�! � Rzuci�a si� na niego jak wystrzelona z procy. � Kryjesz!
� Nie!
Milo wierzgn�� nogami. Ciemno�� zawirowa�a wok� niego. Przez par� sekund czu�,
jak
chwyta go za r�ce i nogi, pr�buj�c wywlec go z kryj�wki, zanim jej zaciskaj�ce
si� r�ce zwolni�y
uchwyt, a g�uchy odg�os, jaki wyda�a oraz dudnienie zast�pi�y jej �miech.
Dysz�c jak pies, podczo�ga� si� na czworakach do kraw�dzi schod�w i spojrza� w
d�.
Niewielka sylwetka Angie by�a ledwie dostrzegalna w miejscu, w kt�rym le�a�a � u
do�u
schod�w. Pozosta�a jej cz�� wyci�gni�ta by�a na pod�odze z g�ow� przechylon�
pod k�tem
w pytaj�cym ge�cie. Milo poczeka�, a� wstanie z p�aczem: To ty mnie popchn��e�,
powiem! Ale
nie poruszy�a si�. Powoli zszed� do po�owy schod�w, trzymaj�c si� kurczowo
skrzypi�cej
por�czy.
� Angie?
Nie odpowiedzia�a. Zszed� na d�, uwa�nie omijaj�c jej nogi na wypadek, gdyby
nagle si�
ockn�a i pr�bowa�a go kopn��.
� Angie?
Ukl�k� przy niej. Mia�a otwarte oczy, patrz�ce przez niego gdzie� w pustk�.
Czeka�, a� nimi
porusza albo zamruga, ale ona pozostawa�a ca�kowicie bez ruchu. Milo nie dotkn��
jej. Zrobi�aby
mi to samo, pomy�la�. Na pewno. Zepchn�aby go ze schod�w, �eby by� pierwsz� na
mecie.
Ostatecznie, Sammy ju� kiedy� zrzuci� go ze schod�w, �eby nie m�g� zd��y� do
mety przed nim
i Steviem. Teraz byli po r�wno. W pewnym sensie. W ko�cu Sammy by� po jej
stronie. Milo
wsta�. Nie b�dzie ju� go wi�cej goni� i ju� nigdy nie zaklepie go na mecie.
Poszuka� drogi do tylnych drzwi, pami�taj�c, �eby je zamkn��, jak b�dzie
wychodzi�. Przez
jaki� czas sta� na podw�rzu, pr�buj�c wypatrzy� gwiazdk�, do kt�rej wypowiedzia�
swoje
�yczenie. Teraz inne pocz�y pojawia� si� na niebie. Ale latarnie uliczne... co�
z nimi musi by�
nie w porz�dku, pomy�la�. Miasto o nich zapomnia�o. A mo�e nast�pi�a awaria
zasilania. Trzeba
by�o wym�wi� �yczenie, �eby si� za�wieci�y. To zmusi�oby wszystkich do p�j�cia
do domu.
I kiedy tak sta�, uliczne latarnie zap�on�y niczym otwieraj�ce si� zewsz�d
oczy. Ramiona
Mila opad�y z ulg�. Teraz ju� naprawd� wygra�. Ka�dy musi i�� teraz do domu.
Zabawa
sko�czona. Sko�czona, a on nie b�dzie musia� kry�, nie b�dzie musia� by� TYM.
Pobieg� przez plac zabaw, przez Water St. Lane i Water, i wszed� do domu w
chwili, kiedy
resztki r�owej po�wiaty zgas�y na zachodzie.
� Ju�. � Milo sko�czy� zawi�zywa� sznur�wki ch�opca na kokardk�. � Teraz ju� ci
si� nie
rozwi���.
Ch�opczyk krytycznie zerkn�� w d�. � A jak je teraz zdejm�?
� O tak. � Pokaza� mu. � Widzisz? � Wypr�bowa� kokardk�. � To �atwe, kiedy je
dobrze
chwycisz.
� A mo�e nie b�d� ich po prostu zdejmowa�, jak b�d� szed� spa�.
� I jak p�jdziesz si� k�pa�, te�? � Za�mia� si� Milo. � Trampki w wannie na
pewno nie
spodobaj� si� twojej mamie.
� Nie p�jd� si� k�pa�. Tylko wytr� si� mokrym r�cznikiem.
Milo powstrzyma� si� od zagl�dania ch�opcu za uszy. Zamiast tego wsta� i ruszy�