13631

Szczegóły
Tytuł 13631
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13631 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13631 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13631 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Pat Cadigan Wzory Zbi�r opowiada� Wst�p Bruce Sterling W tytu�ach ksi��ek science fiction oczekuje si� ostrych gor�cych pizz, jak na przyk�ad Rocket Thrust Galaxy Blast Trek! Albo jeszcze lepiej tandetnego liryzmu, pe�nego chwytliwych s��wek w stylu: �gwiazda�, �pie��, �sen�, �taniec� (ksi��ka pod tytu�em Gwiezdna pie�� tancerza sn�w mog�aby z �atwo�ci� sta� si� bestsellerem SF). Ale zamiast tego mamy oto przed sob� zbi�r opowiada�, kt�ry jest zatytu�owany po prostu Wzory, a gdy do niego zajrzycie (co wkr�tce uczynicie, o ile macie cho� troch� rozumu), okazuje si�, �e jest to, hm, bardzo niezwyk�a science fiction. W�a�ciwie jest to co� w rodzaju science fiction fantasy. Albo nawet science fiction fantasy horror. A mo�e najlepiej b�dzie, je�li pomin� tradycyjne etykietki i powiem tak. Kiedy przekroi si� opowiadania Pat Cadigan, tryskaj� one prawdziw� krwi�. Nie jest to �ci�le m�wi�c zwyczajna krew... raczej co� w rodzaju najwy�szej jako�ci silikonowej substancji, posiadaj�cej wo�, kt�ra oszo�amia, a mo�e nawet wzbudza pragnienie (gul, gul) w spos�b, do kt�rego nie przywykli�cie (a to z kolei mo�e wywo�a� pewien dyskomfort). S� to opowiadania wizjonerskie z... z domieszk� pewnych trudnych do zdefiniowania, lecz mro��cych krew w �y�ach spostrze�e� dotycz�cych owej niewidzialnej infrastruktury ko�ca dwudziestego wieku! Tak jest! Niniejsza ksi��ka Wzory jest tym, co stanowi sedno wsp�czesnej �komercyjnej science fiction�, kiedy jest ona naprawd� pe�na wyobra�ni, a nie wy��cznie rozrywkowa. Bowiem pisarstwo Pat Cadigan sprawia, �e to, co niewidzialne, staje si� widzialne. Wy�aniaj� si� z niego pewne aspekty wsp�czesnej rzeczywisto�ci, kt�rych wcze�niej nie dostrzegali�cie � wzory, naprawd�, kt�re mo�na nazwa� jedynie Cadiganesk�. Telewizja, uchowaj Bo�e, jest ich pe�na. Jak program muzyczny w telewizji kablowej BET � osobi�cie jeden z moich ulubionych � pod tytu�em �Video Soul.� Do�wiadczony czytelnik Cadigan b�dzie siedzia� sztywno jakby kij po�kn�� i nie przepu�ci takiej gratki. A nie zapominajmy r�wnie� o postmodernistycznym Elvisie � Michaelu Jacksonie. Michael Jackson jest z krwi i ko�ci, prawda? Mam na my�li to, �e jest �ywym cz�owiekiem, a nie fotograficznym negatywem. Tyle �e Michael Jackson jest... jak by to uj��... tak bardzo na�wietlony, �e ludzie po prostu wch�aniaj� jego obraz w ten sam spos�b, w jaki wch�aniali opad po Czernobylu. Michael jest kim� w rodzaju przodka dla arcymodnego i quasi-naiwnego antybohatera opowiadania Cadigan pod tytu�em �Kuszenie �licznego Ch�opca.� Przeczytajcie je � jest w tym zbiorze i jest genialne � a zyskacie zupe�nie nowe spojrzenie na ow� reklam� p�yty, kt�ra zapewnia (nie �artuj�): �Prawdziwa dusza Michaela Jacksona.� Wsp�czesny �wiat jest podst�pny. Dzieje si� tak wiele, �e najprawdopodobniej nie jeste�cie w stanie za wszystkim nad��y�. Ale je�li macie cho� krzt� rozumu, jeste�cie zapewne bole�nie �wiadomi faktu, �e istniej� gigantyczne roje dzia�a� rozgrywaj�cych si� pod l�ni�cymi powierzchniami pi�tnastosekundowych wideoklip�w. Telewizja globalna porywa �wiat niczym farba Sherwin-Williams, ale wiele z tego, co ogl�dacie w �programach informacyjnych�, ma grubo�� dok�adnie jednego fosforowego punktu. A je�li podejdziecie naprawd� blisko do telewizora � to znaczy tak odczuwalnie blisko, �e a� dotkniecie go nosem i poczujecie strach � przekonacie si�, �e tak naprawd� nic tam nie ma; nic, pr�cz roj�w punkt�w za zimnym statycznym i skwiercz�cym szk�em. I nagle znajdujecie si� w Cadiganlandzie. Pat Cadigan jest r�wnie� podst�pna. W jej opowiadaniach dzieje si� bardzo wiele; na ka�dej stronie jest wiele g��bi i m�dro�ci. Pat Cadigan zawsze doskonale wie, co si� �wi�ci na d�ugo, zanim jeste�my w stanie to poj��. Jej ulubion� broni� jest wstrz�saj�ca si�a pojedynczego zdania, za� jej ulubionym obrazem � zwr��cie na to uwag� � ig�a. S� to k�uj�ce opowiadania zar�wno dlatego, �e potrafi� d�ga� tak, �e podskakujecie wybudzeni, jak i dlatego, �e potrafi� wpompowa� w was do pe�na odmieniaj�c� umys� substancj�, zanim zd��ycie zauwa�y�, �e co� si� z wami sta�o. W typowym opowiadaniu Cadigan (w�a�ciwie to co� takiego nie istnieje, ale jeszcze chwila cierpliwo�ci) odbywamy rejs, szczeg�owo poinformowani, po powierzchni wydarze� i naraz odkrywamy, �e to, co dotychczas brali�my za dno, w istocie jest tylko powierzchni�. Wszystko staje si� jasne � wszystko staje si� niewypowiedzianie klarowne. To uczucie to co�, co H. P. Lovecraft � jeden z wielkich wizjoner�w SF/horroru, kt�ry kiedy� by� w�a�cicielem mrocznych ost�p�w, po�r�d kt�rych Pat zbudowa�a kondominium oraz stacj� nadawcz� � nazwa� �kosmicznym strachem.� Nie ma to wiele wsp�lnego z krwaw� jatk� ani z facetem trzymaj�cym top�r w d�oni, kt�ry wyskakuje z krzykiem z szafy. To jest ch�odna analiza �zdrowia psychicznego� oraz �prawdziwego �wiata� p�kaj�cego w szwach. Postacie Cadigan tworzone s� na bazie dw�ch podstawowych wzor�w. Pierwszy jest ch�odny, opanowany, stanowi�cy ca�o��, w pe�ni sp�jny � innymi s�owy postacie emaliowane niczym nowoczesna ceramika. Drugi wz�r jest ontologicznie pop�kany � ludzie o wn�trzach przypominaj�cych worki t�uczonego szk�a. (Podzia� wydaje si� prosty � ale teraz spr�bujcie powiedzie�, kt�ry wz�r jest kt�ry!) Postacie, jak �Deadpan Allie� cyberpunkowa bohaterka klasycznej ju� powie�ci SF pi�ra Cadigan, Mindplayers, robi� prawdziw� karier� na przechodzeniu z Wzoru A do Wzoru B i z powrotem. Gdy Allie dokonuje tego, zgarnia ca�y w�r b�yszcz�cych cacek z publicznej to�samo�ci. A w dodatku czuje si� �wietnie z tego powodu. Przynajmniej do czasu kolejnej rundy. Ale czasami im si� to nie udaje. Napotykaj� pu�apk�, �ciek � mo�e nazbyt pospiesznie eksploruj� rzeczywisto�� wok�, mo�e skacz� w ni�, mo�e s� w ni� popychani; w najbardziej bolesnych wypadkach mog� si� nawet w niej rodzi�. Ale jest to miejsce � bez wzgl�du na to, czy jest to zimna brudna ulica, czy te� odmieniony za spraw� nowoczesnych technologii stan �wiadomo�ci � z kt�rego nie mog� si� ju� nigdy wydoby�. Zwyczajowy g�os narracyjny, jakim pos�uguje si� Cadigan pe�en jest sardonicznej inteligencji i czystego obiektywizmu. Ale przeczytajcie uwa�nie opowiadania takie, jak �Anio�� czy �Ene, due, rabe�, a wida� jak na d�oni, �e Cadigan zna najg��bsze zakamarki ludzkiego serca. W prozie Cadigan uczucia nigdy nie s� tandetne. Bowiem zdaje ona sobie spraw�, �e tragedia istnieje naprawd� i nie boi si� stawi� jej czo�a: nawet pewnemu rodzajowi zgrzytliwej i nieefektownej tragedii, kt�ra sprawia znacznie wi�kszy b�l ni� szybka dramatyczna r�norodno��. Cadigan b�dzie zmaga� si� z sytuacjami, od kt�rych inni pisarze stroni�, jak od ognia. Nadaje to jej dzie�u zdumiewaj�cy wymiar emocjonalny, kt�ry... ale nie zwracajcie uwagi na to, co m�wi�; po prostu przeczytajcie to niesamowite opowiadanie pod tytu�em �Opiekunka mojego brata� z jego zab�jczym ostatnim zdaniem, a sami ujrzycie jego blask jasny niczym �wiat�o dnia w mro�nym zimowym powietrzu. Pat Cadigan tworzy �science fiction� (w najszerszym tego s�owa znaczeniu) z najlepszego z mo�liwych powod�w: poniewa� pos�uguj�c si� t� w�a�nie formu�� literack� jest w stanie osi�gn�� co�, co niemo�liwe jest do osi�gni�cia w �adnym innym gatunku. Ma ona dar kreowania prawdziwie oryginalnych wizji, jak r�wnie� dar wypowiadania si� z moc� i jasno�ci�. Dary te s� rzadko�ci�, w odosobnieniu, ale kiedy pojawiaj� si� razem, pal� przys�owiowym �ywym ogniem. Pozw�lcie, �e, w charakterze konkluzji, powiem tak: w tym naszym cudownym i strasznym zarazem �wiecie � w naszym obecnym �rodowisku � tym wideokratycznym �wiecie luster, soczewek, skaner�w, wizerunk�w medialnych, powt�rek, przewijania do przodu i stopklatek, rosyjskich laleczek i chi�skich pude�ek, czym�, co m�drale z uniwersytet�w lubi� nazywa� precesj� symulakr�w � wzory Pat Cadigan s� czym� � cytuj� � rzeczywistym, koniec cytatu. Ale nie wierzcie mi na s�owo. Lepiej przekonajcie si� sami. Lepiej zajrzyjcie pod powierzchni�. Lepiej odwr��cie stron�. Telewizja osi�gnie apoteoz� z chwil�, kiedy stanie si� interaktywna. Oczywi�cie niekt�rzy s�dz�, �e maj� to ju� teraz. Dla niekt�rych ludzi rzeczywisto�� telewizyjna jest tak samo rzeczywista jak ta, kt�rej do�wiadczaj� przez wi�ksz� cz�� dnia. Pami�tam, jak kiedy� przys�uchiwa�am si� dw�m osobom, z kt�rymi w�wczas pracowa�am, tocz�cym dyskusj� na temat straszliwego ci�aru, jaki g��wny bohater jakiego� serialu b�dzie musia� d�wiga� za spowodowanie czyjej� �mierci w po�arze. Nie byli to ludzie niewykszta�ceni czy tez samotni; po prostu dali si� wci�gn�� fabule serialu tak dalece, i� przenie�li postacie daleko poza jego koniec � s�dz�, �e nawet poza �ycie samego serialu. Poza tym wszyscy znamy rozmaite zabawne historie o aktorach graj�cych czarne charaktery w telenowelach, atakowanych znienacka przez poirytowanych widz�w, kt�rzy nie s� w stanie oddzieli� aktora od postaci, w kt�r� si� wciela. Mo�e nawet wi�cej jest takich, kt�rzy nie potrafi� dokona� tego rozr�nienia � gospodarz Death Valley Days by� prezydentem Stan�w Zjednoczonych przez osiem dni. Czy w istocie telewizja sprzyja schizofrenii lub nawet j� powoduje? A mo�e wsp�lnie z naszymi umys�ami tworzy odr�bn� rzeczywisto��, co�, co nie jest ani ca�kowicie naszym �yciem wewn�trznym, ani sam� telewizj�. Stacje telewizyjne prawdopodobnie nazywaj� to programowaniem. Ja nazywam to... Wzory Nawiedza mnie nieustannie fantazja, w kt�rej zabijam prezydenta. Wszystko jedno jakiego. Wej�� w t�um, unosz�c bro� i celuj�c j� w prezydenck� g�ow�. Czasami w filmie rozwijaj�cym si� w moich my�lach, w d�oni pojawia mi si� luger parabellum P08 z groteskowo d�ug�, studziewi��dziesi�ciomilimetrow� luf�. Innym razem trzymam bardziej stosowny na t� okazj� pistolet wojskowy mauzer. Dwukrotnie zdarzy�o mi si� zaciska� d�o� na uzi z ruchom� kolb�, trzy czy cztery razy na 357 Smith & Wesson magnum. Raz � tylko raz � mierzy�em do g�owy pa�stwa z kuszy. W owej fantazji nie czuj� strachu ani gniewu. Nie zastanawiam si� nad tym, �e odbieram ludzkie �ycie � w ko�cu prezydent jest nie tyle ludzki, ile sfabrykowany; uciele�niony produkt dwupartyjnego systemu politycznego i medi�w w przypadkowej konfiguracji. C� z�ego jest w strzelaniu do wzoru punktowego na ekranie telewizora? Nie odczuwam nic, poza �agodnym poddenerwowaniem, delikatn�, bardzo delikatn� trem�, kt�rej do�wiadcza�em dawniej, za czas�w aktorskich. Fakt, �e nie by�a ona nigdy na tyle dotkliwa, �eby przyprawi� mnie o zimne dreszcze b�d� zmusi� do wymiot�w do najbli�szego pojemnika, przyczyni� si� zapewne do mojej pora�ki na teatralnych deskach. W jednoosobowym przedstawieniu m�g�bym zosta� niezauwa�ony. Wiem, co sobie my�licie. Marzy mi si� zab�jstwo prezydenta jako spos�b na to, �eby zosta� w ko�cu dostrze�onym. Mylicie si�. W niewidzialno�ci tkwi znacznie wi�cej si�y ni� w s�awie. W�a�ciwie to m�j wyimaginowany film nigdy nie przekroczy� punktu, w kt�rym unosz� bro� i sprawdzam j� na prezydencie. Akcja zamiera, kiedy prezydencki wzrok spoczywa na instrumencie jego/jej unicestwienia. Ale ja znam ci�g dalszy: Sk�adam si� do strza�u i poci�gam za spust. Prezydent pada na wznak, drgaj�c na wszystkie strony � z twarzy czerwona miazga. �api� go/j� asysta i tajniacy i przyciskaj� do ziemi. T�um zachowuje ca�kowit� cisz�. Nie jest ani przestraszony, ani zszokowany, po prostu bierny, gdy wzory punktowe przekszta�caj� si�. Opuszczam bro� do boku. Pokonuj� nieokre�lony dystans dziel�cy mnie od samochodu, kt�ry rozpoznaj� jako m�j, zaparkowanego niewinnie przy kraw�niku. Wsiadam do niego, przekr�cam oczekuj�cy w stacyjce kluczyk i odje�d�am. W ci�gu kolejnych dni nie b�dzie informacji o tym, co przydarzy�o si� prezydentowi, ani nie b�dzie ju� nigdy wi�cej �adnych wzmianek o rz�dzie w wiadomo�ciach. Jednym strza�em udaje mi si� unicestwi� nie tylko prezydenta, lecz r�wnie�, mi�dzy innymi, obie izby kongresu, S�d Najwy�szy, opiek� spo�eczn�, Narodowy Fundusz Sztuki, biuro prasowe rz�du, produkt krajowy brutto, FTC, CIA, HEW oraz s�u�by do spraw emigracji i naturalizacji, a tak�e udaje mi si� odroczy� na zawsze nast�pne wybory. Ale �ycie toczy si� dalej. Jad� nieko�cz�c� si� autostrad� przez Stany Zjednoczone, przez przedni� szyb� obserwuj� permanentne status quo, kt�re zes�a�em na Amerykan�w. Nie maj� poj�cia o tym, co si� dokona�o i nie widz� w tym nic nadzwyczajnego, �e wci�� mieszkaj� w tych samych domach, chodz� do tych samych prac, s�uchaj� tej samej muzyki w radio, ogl�daj� te same wzory punktowe. Jak ja, podr�uj� bez celu. Dni stapiaj� si� z sob� bez �adnych szczeg�lnych w�a�ciwo�ci odr�niaj�cych jeden od drugiego. Pory roku przychodz� i odchodz� tak, jak to opisuj� w podr�cznikach, ale nikt si� nie starzeje. Ko�owr�t spraw codziennych osi�gn�� stan, w kt�rym jest r�wnocze�nie w ruchu i spoczynku. Obraz kontrolny. Entropia. A wszystko dlatego, �e zastrzeli�em wz�r punktowy prezydenta. Widziany w zbli�eniu, punktowy wz�r mo�na by wzi�� za zesp� wielce skorych do wsp�pracy organizm�w, kt�re odkry�y choreografi� mi�� dla oka organizm�w znacznie wi�kszych i znacznie mniej skorych do wsp�pracy. Cytat z prezesa Busby Berkeleya oraz panny Amy Lowell: Chryste! Czemu s�u�� wzory? Opowiem wam. Ekran zaczyna rozbrzmiewa� skwierczeniem, kiedy przyk�adam do� palec. Zak��cenia; punkty przestrzegaj� mnie przed swoim wzorem. Cofam palec i udaj�, �e jest luf� pistoletu celuj�c� w prezydenta, kt�ry wyg�asza w�a�nie do narodu or�dzie o stanie pa�stwa. Prezydent spogl�da wprost na �mnie� i milknie. Punkty pracuj�ce nad jego wzorem, szemrz�c i wrz�c, pokazuj� mi czerwon� miazg�, kt�ra mo�e by� skutkiem mojego strza�u. Nast�pnie g�owa prezydenta ulega przeformowaniu, po czym kontynuuje on mow�. Nasz kraj znajduje si� w pilnej potrzebie reform, m�wi, ale mimo to or�dzie wielce napawa nadziej�. A zatem. Kiedy jest jeszcze nadzieja. Zakrywam palcem g�ow� prezydenta. Dono�ne skwierczenie, a po nim zbli�enie, kt�re sprawia, �e m�j palec w karykaturalny spos�b umieszczony zostaje na poruszaj�cych si� prezydenckich ustach. Nie gryz�, cho� po moim ramieniu przebiega �agodny impuls elektryczny. � To wszystko przez te seriale kryminalne � stwierdzi�a jego matka. � Ca�a ta przemoc, powinni tego zabroni� w mediach. � Powiedzia�a to w telewizji, podczas transmisji z jego procesu. Chryste! Czemu s�u�� wzory punktowe? Morderstwu pierwszego stopnia. � Zawsze takie dobre dziecko � powiedzia�aby moja matka. � Nigdy �adnych k�opot�w. Zawsze pomaga w domu i nigdy nie pyskuje. Poczciwa dusza, droga pani. A kiedy inne dzieci trwoni�y czas na ulicy ganiaj�c si� i pakuj�c w k�opoty, moje dziecko uczy�o si�. Moje dziecko zawsze chcia�o zosta� kim�. Szczera prawda. W�a�ciwie to mog�em mie� w�asny program w telewizji. Gdyby technologia by�a wtedy wystarczaj�co rozwini�ta, m�g�bym mieszka� w podmiejskim wzorze punktowym, chodzi� do szko�y w rytm w�asnego tematu muzycznego, wyg�asza� kwestie do specjalnie dla mnie podk�adanego �miechu. I osi�gn�� nieko�cz�ce si� dzieci�stwo jako powt�rkowy program na wielu stacjach. Sam mog�em wyst�powa� na wielu stacjach; mog�em by� kim�. A nie KOMERCYJN� PRZERW� DLA IDENTYFIKACJI STACJI. Cz�sto konieczno�ci� jest obci�cie jednej lub dw�ch klatek dla dobra uk�adu ca�ego programu. Przykro nam, przypuszczalnie dyrektor programowy troch� zanadto skr�ci� ca�o��. Ale poniewa� to ju� i tak nast�pi�o, masz sze��dziesi�t sekund na kontemplacj� swojej mantry. A teraz ile zap�acisz? P�n� noc� wzory zmieniaj� si� i przekszta�caj�. Nie mog� zasn��. Druga, trzecia, czwarta nad ranem, wzory harcuj� przed moimi wyschni�tymi oczyma. Kawa�eczki, kosteczki, groch z kapust�. Ile zap�acisz? Masz jeszcze czas na odpowied�... nierdzewna stal nigdy nie wymaga ostrzenia. A teraz ile zap�acisz? Masz jeszcze czas na odpowied�... dzia�aj teraz, a do�o�ymy wy�mienitego ka�asznikowa, najlepszy karabin maszynowy, jaki kiedykolwiek stworzono. Samopowtarzalny mechanizm na gazy prochowe, z por�czn� d�wigni� selektora, kt�ra umo�liwia ustawienie na pojedynczy strza� lub seri� z pr�dko�ci� 100 strza��w na minut�, to jest 100 strza��w na minut�! Czy� nie jest to niesamowite? Tylko nieca�e 4 kilogramy wagi ze sk�adan� metalow� kolb� wymarzony dla zab�jcy dowolnie wybranej g�owy pa�stwa! Dzwo� teraz, nasze telefony s� ju� czynne! Mrugam oczyma. Kiedy si� obudzisz, b�dziesz wszystko pami�ta�. Mam ochot� zadzwoni� do przyjaci� i spyta�, czy oni te� to widzieli. Ale zaraz przypominam sobie, �e wszyscy moi przyjaciele s� elektryczni. W naturalnych kolorach. Zastrzeli� si� s�ynny aktor. Kiedy go znale�li, telewizor w jego domu wci�� gra�, pomrukuj�c rado�nie do samego siebie, pokazywa� bowiem w�a�nie jeden ze starszych film�w z jego udzia�em. Ogl�dam to w wiadomo�ciach o sz�stej. Wz�r punktowy wzoru punktowego. A teraz ile zap�acisz? Zacz��em �ni� punktami. Powt�rki. Unosz� rami�. Trzymam browninga GP35. Nie wiem nic o broni. Jego si�a ognia wynosi 25 strza��w na minut� przy pr�dko�ci wylotowej ponad trzydziestu sze�ciu metr�w na sekund� i zrobi sieczk� z twarzy prezydenta. Nie wiem nic o broni. Wz�r punktowy wie. Odleg�o�� minimalna to dystans, na kt�rym pocisk uzyskuje swoj� najwi�ksz� pr�dko��, dystans, kt�ry dzieli mnie teraz od prezydenta. Pokazuj� to na wszystkich stacjach, nawet na p�atnych. P�atnych? Kiedy si� budz�, pami�tam wszystko, we wzorach punktowych, w naturalnych kolorach. Aktorka z telenoweli zg�asza, �e zosta�a zaatakowana przez poirytowan� kobiet� wywijaj�c� parasolk� kt�ra krzycza�a: � Zostaw w spokoju m�a tej mi�ej pani, dziwko! Nie do��, �e ma tyle k�opot�w, to jeszcze musisz go uwodzi�? Towarzyszom aktorki udaje si� odci�gn�� kobiet�. Wszyscy inni przebywaj�cy w restauracji � go�cie, kelnerzy, kelnerki i ich pomocnicy, dyrekcja � przygl�daj� si�. Nie s� ani przestraszeni, ani zszokowani. I co teraz zrobi�? Sprawdzam harmonogram. Jeszcze nie czas przep�dzi� wszystkich handlarzy narkotyk�w z Florydy. Zesz�ej nocy wynik wyr�wna� si� dla prawomy�lnych na niebezpiecznych ulicach Nowego Jorku � b�dzie spok�j przez ca�y przysz�y tydzie�. S�dz�, i� zdo�am obroni� m�j tytu� w wadze ci�kiej w pojedynku z moim rywalem w Las Vegas. Zaciskam pi�ci i badam kostki. Tak, wytrzymaj� pi�tna�cie rund, bu�ka z dietetycznym mas�em ro�linnym. Przyk�adam kostki do ekranu. Gwa�towne skwierczenie. Punkty roj� si� w p�ynnych wzorach wok� ka�dego miejsca styku. Elektryczno�� przep�ywa przez moje obie r�ce, ta�cz�c na wypustach nerwowych, kt�re ze skwierczeniem wracaj� do �ycia i ��cz� si� ze wzorem. Wyci�gam przed siebie d�onie; zabanda�owuj� je. Mam trzyma� moje jebane r�ce w g�rze, czy to jasne, po prostu trzyma� moje jebane r�ce w g�rze i pozwoli� mu, �eby ta�czy� wok� mnie do upad�ego, a wtedy trafi� go jednym prostym w jego pierdolony �eb. Punkty pulsuj�, na �ywo z Pa�acu Cezara, bardziej na �ywo ni� samo �ycie. Odziany w ten wz�r punktowy, m�g�bym miota� iskry w drgaj�cym, �ywym powietrzu, m�g�bym robi� kolosalne wra�enie podczas transmisji. Teraz wiem, �e to mo�liwe. Walka rozstrzyga si� w wirze �wiat�a wzoru punktowego. Trzymam moje jebane r�ce w g�rze i pozwalam mu ta�czy� wok� mnie do upad�ego, a potem trafiam jednym prostym w jego pierdolony �eb. Walka jest nieistotna. Teraz wiem, �e to mo�liwe. Ale musz� poczeka�, a� opuchlizna zejdzie, a podbite oko si� zagoi. Niewa�ne. Powinni�cie obejrze� inny punktowy wz�r. Wi�cej na ten temat powie nasza korespondentka w Waszyngtonie. Na ekranie materializuje si� Waszyngton. Bia�y Dom jest nieco zamazany. Podobnie jak nasza korespondentka. Dotykam jej mikrofonu: punkty szalej�, kiedy przekszta�cam ich wz�r w wersj� pistoletu gyrojet z d�ug�, studwudziestosiedmiomilimetrow� luf�, a potem z powrotem w mikrofon. Jeszcze nie. Dzi� wieczorem odb�dzie si� konferencja prasowa. Ogl�dacie to dzi�ki cz�ciowemu sponsoringowi. Ca�y �wiat patrzy i czeka. Panie i panowie na ka�dym programie: Prezydent Stan�w Zjednoczonych. Odbi�r nigdy nie by� tak doskona�y � to zapewne dzi�ki mnie. Punkty ta�cz� teraz dla mnie i znamy si�; tropizm. Gdziekolwiek si� pojawiaj�, tam kieruj� wzrok, kt�ry podnieca wzory. Czemu s�u�� wzory? Poka�� wam. Poka��... wam. Tak, jak pokazuj� sobie. Punkty iskrz� si� wok� moich d�oni w nieustannej fantazji pokazywanej na �ywo na ka�dym programie. Przesuwam po nich palcami niczym po porcji gwiezdnego py�u i przekszta�cam ich wz�r. Wiedz�, czego tu potrzebuj�. Colta commando z teleskopow� kolb� do strza��w z ramienia, u�ywanego przez Zielone Berety, kt�re zawsze by�y na tym programie. Punkty pami�taj� ten wz�r i oto on. Wst�puj� w t�um reporter�w domagaj�cych si� zaproszenia do zadania pytania. Wz�r punktu prezydenta skanuje sal�, w poszukiwaniu potencjalnego pytaj�cego. Potem widzi �mnie� i milknie. Unios�em colta do wysoko�ci ramienia. Wszyscy patrz�. Dotykam palcem ekranu. G�owa prezydenta znika w czerwonej po�wiacie, wzory punktowe oszala�y. Ca�a sala pogr��ona jest w ciszy, ani nie przestraszona, ani zszokowana. Z ty�u, za podium, wielk� piecz�ci�, zas�onami, prezydenck� asyst�, agenci s�u�b specjalnych zaczynaj� dematerializowa� si� w dziurze, gdzie znajdowa�a si� g�owa prezydenta. Za�enowany, zbity z tropu redaktor w studio. Przepraszamy za przerw� w transmisji. Najprawdopodobniej mamy trudno�ci techniczne. Wkr�tce podamy dalsze wiadomo�ci. Nie, nie podamy. To s� wszystkie wiadomo�ci, jakie w og�le kiedykolwiek podamy. Przerwa na reklam�. Psy rzucaj� si� do misek z jedzeniem. Siedz� na tapczanie, kiwam g�ow�. Ju� po wszystkim. Posz�o prawie tak, jak si� tego spodziewa�em, chocia� by�a to tylko adaptacja telewizyjna. Po reklamie idzie nast�pna reklama, a po niej zn�w pojawia si� za�enowany, zbity z tropu redaktor w studio. Najprawdopodobniej nasze po��czenie ze stolic� jest tymczasowo zerwane. Postaramy si� nada� dalszy ci�g konferencji prasowej tak pr�dko, jak b�dzie to mo�liwe. Szybka migawka z o�wiadczeniami i pytaniami, a� do momentu, kiedy zamordowa�em wz�r punktowy prezydenta, kiedy wszystko rozlaz�o si� niczym topi�cy si� celuloid, obietnica rych�ego uaktualnienia. �ataj� dziur� w wieczornym programie filmem telewizyjnym. Czas ju� i��. Wychodz� z mieszkania i kieruj� si� do mojego samochodu zaparkowanego niewinnie przy kraw�niku. Kluczyk nie czeka w stacyjce, lecz w mojej kieszeni. Takie dobre dziecko, nigdy �adnych k�opot�w. Mo�emy mieszka� w tych samych domach, chodzi� do tych samych prac, s�ucha� tej samej muzyki w radio, ogl�da� te same wzory punktowe. Podr�ujemy bez celu. Czemu s�u�� wzory? Ju� niczemu. Dawniej by�o zbyt wiele przemocy w telewizji. Ale nie teraz. Je�li sko�czyli�cie ju� szesna�cie lat, mo�ecie odetchn��. Najgorsze min�o. Nigdy ju� nie b�dziecie ba� si� tak bardzo, jak to bywa�o w dzieci�stwie. Nie chodzi o to, �e nic przykrego wam si� nie przydarzy, albo �e nie b�dziecie ju� si� ba�. Ale je�li s�dzicie, �e nic ju� was nie wystraszy tak, jak, powiedzmy, urz�d skarbowy, to po prostu nie pami�tacie wszystkiego zbyt jasno. Gdyby tylko potw�r pod ��kiem by� tak nieszkodliwy jak kontroler urz�du skarbowego z nakazem kontroli � w ko�cu to tylko pieni�dze, a doro�li wiedz�, jak sobie z nimi radzi� Wierzcie mi na s�owo, dzieci�stwo to okres bezlitosnego terroru. A poniewa� wi�kszo�� z nas nie pami�ta go, pozwala nam to doj�� do siebie i spokojnie �y� dalej. Ale je�li nosicie w sobie jaki� strach, w stosunku do kt�rego jeste�cie bezradni, z kt�rym �yjecie, ale kt�rego nie potraficie pokona�, najprawdopodobniej pochodzi on w�a�nie z dzieci�stwa. Na zewn�trz mo�na traktowa� go z bohaterstwem, ale w g��bi serca czujecie, jak was parali�uje i dopiero w�wczas naprawd� rozumiecie sens zdania �Losy gorsze od �mierci.� Opowiadanie to jest swego rodzaju listem mi�osnym do mojego dawnego osiedla w Fitchburg w stanie Massachusetts, kt�re odesz�o na zawsze. Rozebrali nawet czynsz�wk�, w kt�rej si� wychowa�am. Jest ono r�wnie� najlepszym sposobem na zachowanie od zapomnienia tej starej wyliczanki, kt�rej u�ywali�my, lepszej ni� �ene, due, ryke, fake� czy �jeden ziemniak, dwa ziemniaki.� Wi�kszo�� z rodzin mieszkaj�cych na tym osiedlu nie mog�a pozwoli� sobie na wiele wi�cej ni� ziemniaki. Jest ono r�wnie� swego rodzaju ho�dem dla zabawy w chowanego, kt�r� z pewno�ci� wymy�li� jaki� sadysta. ENE, DUE, RABE W d�ugie letnie popo�udnia przy alei za czynsz�wk�, w kt�rej Milo Sinclair dawniej mieszka�, chodnik pachnia� pieczystym oraz dzieci�cymi g�osami unosz�cymi si� w ca�ej okolicy. Poprzecinane antenami telewizyjnymi niebo mia�o tak b��kitny kolor, jak potrafi to widzie� tylko kto�, kto nie sko�czy� jeszcze dziewi�ciu lat, a na parkingu obok restauracji La Conco D�Oro czosnkowy aromat kuchni sycylijskiej zawsze silnie wype�nia� powietrze. Wszystko to nie wygl�da�o tak dla ch�opca przechodz�cego alej� obok Mila. La Conco D�Oro ju� nie istnia�a; ch�odne wn�trze koralowej barwy zajmowa� teraz bar kowbojski, absurdalnie nie na miejscu w ma�ym, przemys�owym miasteczku Nowej Anglii. U�miechn�� si� do ch�opca nieco gorzko. Ch�opiec odwzajemni� u�miech. By� o wiele mniejszy ni� Milo, kiedy by� w jego wieku. Milo pami�ta� r�wnie�, �e w tym wieku �wiat wydawa� mu si� wi�kszy. Ogrodzenie wok� ogrodu pana Parillo si�ga�o mu par� centymetr�w ponad g�ow�. Zatrzyma� wzrok w miejscu, gdzie dawniej znajdowa� si� ogr�d, widz�c go oczyma duszy przed mieni�cym si� odcieniami br�zu domem pa�stwa Parillo, gdzie �w srogi stary ogrodnik by� gospodarzem jedenastu innych rodzin. Po domu Parill�w nie pozosta�o nawet wspomnienie � w�adze miejskie wznosi�y w�a�nie nowy ol�niewaj�cy blok w jego miejsce. Nowy budynek by� ogromny, jego na wp� wyko�czony szkielet ci�gn�� si� a� po stary parking, do miejsca, w kt�rym starsi ch�opcy grywali czasem w pi�k�. Spojrza� na nowy budynek z odraz�. Mia� mi�� dla oka, schludn� ceglan� fasad� i pomie�ci pewnie ze sto rodzin w gipsowych pude�kowatych pokojach. Kilkana�cie metr�w w g��bi alei, jego stara czynsz�wka sta�a opustosza�a, oczekuj�c na rozbi�rk�. Bez w�tpienia i tam wyro�nie kolejny, taki sam jak wszystkie inne, sturodzinny gmach. Z ty�u za Milem ch�opiec wierci� si� w niewinny, cierpliwy spos�b. Pewne rzeczy nigdy si� nie zmieniaj�. Dzieci nigdy nie potrafi� usiedzie� na miejscu, nigdy nie potrafi�y i nigdy si� tego nie naucz�. Zawsze b�d� grzeba� w kieszeniach swoich spodenek i przerzuca� wag� cia�a z jednej nogi na drug� tak, jak to w�a�nie czyni� ten ma�y. Milo popatrzy� w zamy�leniu na jego blond g��wk�. Jego w�asne w�osy koloru piasku znacznie ju� pociemnia�y, cho� przybywaj�ce siwe na powr�t pocz�y je rozja�nia�. Ch�opiec beztrosko kopn�� kamyk. Sznur�wki jego trampek za�opota�y na wietrze. � Hej � odezwa� si� Milo. � Rozwi�za�y ci si� sznurowad�a. Ch�opiec nie zwr�ci� na to uwagi. � No, zawsze si� rozwi�zuj�. � Mo�esz je przydepn�� i powybija� z�by. Mama nie by�aby zadowolona. Cho� � Milo przykl�kn�� przed nim na jednym kolanie � zawi��� ci je tak porz�dnie, �e na pewno si� nie rozwi���. Ch�opiec wystawi� pos�usznie jeden bucik niemal dotykaj�c buta Mila. By� to bia�y trampek o grubej gumowej podeszwie. I w�wczas Milo zn�w przypomnia� sobie, jak to by�o tego ostatniego d�ugiego letniego popo�udnia, zanim on i jego matka wyprowadzili si�. Tam przy alejce za Water Street, w Water St. Lane, gdy s�o�ce zawisa�o nisko i rzuca�o d�ugie cienie, wszyscy ustawiali si� w k�ko graniaste; Milo i Sammy, i Stevie, Angie, Kathy, Flora, i Bonnie, �eby Rhonda wylicza�a. Rhonda zawsze m�wi�a wyliczank�, bo by�a najstarsza. Dotyka�a mocno ka�dego palcem wskazuj�cym, recytowa�a formu�k�, kt�ra mia�a zadecydowa�, kto b�dzie kry� w chowanego. Ene, due, rabe Bocian po�kn�� �ab� Raz, dwa, trzy Wychod� T-Y! Stevie wyszed� z k�ka. By� tak chudy, jak Milo, ale wy�szy i ca�y pokryty piegami. Protestant. Jego matka �y�a z kim�, kto nie by� jego ojcem. Sycylijskie j�zyki papla�y i papla�y. Stevie mia� to gdzie�. Przynajmniej nie nadali mu dziwacznego imienia w rodzaju Milo i nigdy nie musia� zrywa� si� w niedziel� do ko�cio�a. Mia� czarne trampki za kostk� marki P. F. Flyer, by szybciej biega� i wy�ej skaka�. Ene, due, rabe... Nikt nie pisn�� nawet s��wkiem, kiedy Rhonda recytowa�a. Gdy wskaza�a na ciebie, odpada�e� i siedzia�e� cicho. Czy to Rhonda by�a t� kt�ra pierwsza zaproponowa�a, pobawmy si� w chowanego? Milo nie wiedzia�. Raptem wszyscy pr�cz niego pocz�li domaga� si�, �eby si� bawi�. Nienawidzi� zabawy w chowanego, zw�aszcza tu� przed zmierzchem, kiedy to wszyscy mieli najwi�ksz� ochot� akurat na to. To najodpowiedniejsza pora na chowanego, mawia�a Rhonda. Fajniej jest, kiedy robi si� ciemno. Nie znosi� tego, ale kto si� nie chcia� bawi�, m�g� r�wnie dobrze zabiera� si� do domu, a na to by�o za wcze�nie. Poza tym ci�ar�wka baga�owa mia�a przyjecha� dopiero jutro. Ciocia Syl odwiezie jego i mam� na lotnisko. Mo�e przez wiele miesi�cy w og�le nie b�dzie mia� okazji si� bawi�. Tylko czemu oni musz� koniecznie bawi� si� w chowanego? Wychod� T-Y! Kathy wysz�a z kr�gu. Nigdy nie kry�a. By�a siostr� Rhondy, prawie za ma�a, �eby w og�le si� bawi�. Zawsze becza�a, kiedy przegrywa�a. Ka�dy pozwala� jej dobiec do mety, �eby tylko nie becza�a i nie sz�a do domu skar�y�, �e przyjaciele Rhondy wykorzystuj� j�, bo wtedy jej matka strasznie si� na nie z�o�ci�a. Jej matka popsu�aby ca�� zabaw�. Milo pragn�� skrycie, �eby sta�o si� to w�a�nie teraz, �eby wysz�a na ulic� pijana, w szlafroku i kapciach, co si� jej czasami zdarza�o, i �eby z krzykiem zagoni�a Rhond� i Kathy do domu. W�wczas musieliby pobawi� si� w co� innego. Kiedy bawili si� w chowanego, przestawa� ich lubi�. Co� dzia�o si� z nimi, kiedy si� chowali, co� niezbyt przyjemnego. Wystarczy�o, �e zaczynali si� chowa�, a ju� zamieniali si� w kogo� innego w spos�b, kt�rego Milo nigdy nie potrafi� zrozumie�. Wszyscy z nich potrafili chowa� si� znacznie lepiej ni� on, tote� zawsze �apano go na ko�cu, co oznacza�o, �e musia� kry� w nast�pnej kolejce. Musia� ich szuka�, a wi�c teoretycznie to on by� my�liwym. W rzeczywisto�ci by�o inaczej. Przeszukuj�c wszystkie te mroczne i g�uche zakamarki, w kt�rych przyczajali si� dysz�c niczym zwierz�ta czekaj�ce sposobno�ci, by rzuci� si� na niego, wiedzia�, �e to oni s� my�liwymi, za� on zwierzyn�. By� to jeszcze jeden ich spos�b, by na niego zapolowa�. A kiedy znajdowa� ich, kiedy wyskakiwali na niego ze swoich kryj�wek, wszelkie pozory jego pozycji my�liwego opada�y i wtedy bieg�, p�dzi� jak b�yskawica i mia� nadziej�, �e biegnie wystarczaj�co pr�dko, �eby zd��y� przed nimi dotkn�� mety. W przeciwnym razie, musia�by znowu kry�, a rzeczy, na kt�re natyka� si� kucaj�c pod schodami i za ogrodzeniami za ka�dym razem stawa�y si� coraz straszniejsze i coraz silniejsze ni� poprzednim razem. Wychod� T-Y! Trampki Sammy�ego zaszura�y na chodniku, kiedy wyskoczy� z ko�a. Sammy by� nieco zaokr�glony � pulchny bobas, jakim by� od ma�ego coraz bardziej znika�. Mia� na nogach trampki marki Keds, kt�re toczy�y wojn� z p. f. flyersami Steviego o to, kto naprawd� szybciej biega i wy�ej skacze. Sammy m�g�by z�ama� komu� r�k�. Milo nie mia� ochoty go szuka�. Nigdy nie dawa� rady go przegoni�. Zerkn�� na br�zow� k�dzierzaw� g�ow� Rhondy, pochylon� nad nimi ze skupieniem jubilera przeliczaj�cego diamenty. Spr�bowa� sk�oni� j� si�� woli, �eby w nast�pnej kolejno�ci wypad�o na niego. Gdyby tylko uda�o mu si� przeczeka� nast�pn� kolejk� bez konieczno�ci krycia, bez konieczno�ci bycia TYM, w�wczas b�dzie ju� za p�no na jeszcze jedn�. Wszyscy rozejd� si� do dom�w, jak tylko zapal� si� uliczne latarnie. A jutro wyjedzie i ju� nigdy nie b�dzie musia� szuka� �adnego z nich. Wychod� T-Y! Bonnie. Po niej Flora. Chodzi�y wsz�dzie razem w bia�ych trampkach i niebieskich bermudach. Bonnie prowadzi�a, a Flora sz�a za ni�. Od razu by�o wida� po b��kitnych okularach Flory w kszta�cie kocich oczu. Bonnie by�a t�u�ciutka, jad�a du�o klusek, pachnia�a sosem. Flora za� by�a szorstka, bo musia�a ci�gle t�uc si� ze swoimi pi�cioma bra�mi. To ona zawsze twierdzi�a, �e mo�na us�ysze� na kilometr, jak zbli�a si� Milo z powodu jego kluczy. By�y przypi�te do wewn�trznej cz�ci kieszeni �a�cuszkiem �Na szcz�cie� z Pleasure Island, i pobrz�kiwa�y, gdy tylko zaczyna� biec. W�o�y� d�o� g��boko do kieszeni i zacisn�� spocone palce na kluczach. Wychod� T-Y, czyli Ja! Rhonda by�a bezpieczna. Zostali tylko Milo i Angie, jak gdyby odbywa� si� pomi�dzy nimi pojedynek z palcem Rhondy poci�gaj�cym za spust. Ciemne oczy Angie powi�kszy�y si� na jej spiczastej twarzy. By�a chud� dziewczynk�, o ostrych rysach i z�bach. Jej ciemnobr�zowe w�osy upi�te by�y w solidny kucyk. Je�li on b�dzie kry�, b�dzie TYM, poczeka na niego z wi�kszym zawzi�ciem ni� kt�rekolwiek z nich, niedu�a, ale nigdy nie odczuwaj�ca strachu. Milo �cisn�� mocniej klucze. �adne z nich nigdy nie odczuwa�o strachu. To nie by�o w porz�dku. Wychod� T-Y! Milo cofn�� si�, za� z jego piersi wyrwa� si� g��boki oddech ulgi. Angie odwr�ci�a twarz do �ciany czynsz�wki, zamkn�a oczy, a g�ow� nakry�a r�koma, na potwierdzenie tego, �e nie podgl�da. Zacz�a liczy� do stu pi�tkami, g�o�no, tak, �eby ka�dy s�ysza�. Teraz nie mo�na ju� by�o tego powstrzyma�. Milo odwr�ci� si� i rzuci� p�dem ulic�, biegn�c p�ki nie dogoni� Steviego i Sammy�ego. � Nie li� za nami! Klucze ci brz�cz�! Milo, ciebie zawsze zaklepuj�, spadaj! � Stevie i Sammy biegali szybciej, ale zdo�a� dotrzyma� im kroku przez ca�� drog� do parkingu, przez Middle Street, gdzie dali nura w w�ski przesmyk pomi�dzy dwoma budynkami. Milo przecisn�� si� obok nich i usadowi� tak, �e to Stevie znajdowa� si� bli�ej kraw�dzi �ciany. Stali oparci o ni� plecami niczym mali miejscy partyzanci, ws�uchuj�c si� w dudni�ce echa w�asnego dyszenia. � Idzie? � wyszepta� Milo po minucie. � Sk�d do diab�a mamy wiedzie�, my�lisz, �e mamy w oczach rentgena? � Po co tu za nami przylaz�e�, znajd� sobie w�asn� kryj�wk�, maminsiu�ku! Milo nie poruszy� si�. Je�eli zostanie z nimi, mo�e nie zamieni� si� w potworki. Mo�e b�d� po prostu chcieli pobiec z powrotem i szybko zaklepa� si� na mecie, pozbywaj�c si� go w ten spos�b. Z daleka dobieg� krzyk Angie. � Pa�ka, zapa�ka, dwa kije, kto si� nie schowa, ten kryje! � Milo silniej przywar� do �ciany, marz�c, by m�g� przej�� przez ni� jak Kacper, przyjazny duszek. Nigdy by go nie znale�li, gdyby potrafi� przechodzi� przez �ciany. Za� on zawsze potrafi�by ich wypatrzy�, wszystko jedno, gdzie by si� schowali. I wtedy przestaliby si� z niego wy�miewa�. Poza tym nie potrzebowa�by ju� wi�cej kluczy od domu, wi�c nigdy nie wiedzieliby, kiedy si� zbli�a i jest tu� za nimi. Czuliby przed nim respekt. � Raz, dwa, trzy, ja! � G�os Kathy by� dono�ny i pe�en drwiny. Przyczai�a si� w pobli�u mety tak, �eby mog�a zaklepa� si� w chwili, kiedy Angie odwr�ci si� do niej plecami. Angie i tak si� nie zmartwi�a. Szuka�a innych, a Mila zostawi�a sobie na deser. � Idzie? � spyta� ponownie Milo. Oczy Sammy�ego poruszy�y si� pod zamkni�tymi powiekami. Raptem jego d�o� zacisn�a si� na ramieniu Mila, przeci�gaj�c go do Steviego, kt�ry z kolei wypchn�� go na chodnik. Milo potkn�� si� i wykona� jak�� okropn� taneczn� figur� usi�uj�c wcisn�� si� z powrotem do kryj�wki. Sammy i Stevie zablokowali mu drog�. � Co� mi si� zdaje, �e nie idzie � za�mia� si� Sammy. Milo cofn�� si�, wpadaj�c na samoch�d zaparkowany przy kraw�niku, podczas gdy tamci wyszli z kryj�wki i przeszli obok niego. Ruszy� za nimi, utrzymuj�c jednak bezpieczny dystans. Poszli wzd�u� ulicy mijaj�c ty� domu pana Parillo i kieruj�c si� w stron� podw�rza za wynaj�tym domkiem poro�ni�tym winoro�l�. Sammy i Stevie zatrzymali si� przy podje�dzie. Milo czeka� z ty�u za nimi. �wiat�o s�oneczne nabra�o teraz silniejszej czerwonej barwy, wci�� gor�ce ponad zrywaj�cym si� ze wschodu wiatrem. Zapada� zmierzch. Sammy skin�� g�ow�. Wraz ze Steviem skierowali si� po cichu w g�r� podjazdu, w stron� kamiennych schodk�w przy bocznych drzwiach domku. Schodki wiod�y do w�ziutkiego przesmyku pomi�dzy domkiem a gara�em ojca Bonnie i ko�czy�y si� naprzeciw mety. Przykucn�li u do�u schodk�w nas�uchuj�c. Powy�ej dwie pary trampek st�pa�y po asfalcie. � Raz, dwa, trzy, ja! Raz, dwa, trzy, ja! � Flora i Bonnie zaklepa�y si� r�wnocze�nie. Ale gdzie by�a Angie? Sammy podkrad� si� do po�owy schodk�w i wyjrza�. � Widzisz j�? � spyta� Milo. Sammy wyci�gn�� r�k� i poci�gn�� go za ko�nierzyk koszulki, a nast�pnie przytrzyma� go tak, �e ostatni schodek wgni�t� mu si� w brzuch. � A ty j� widzisz, Milo? Co? Jest tam? � Sammy zar�a�, kiedy Milo pr�bowa� z�apa� oddech i ze�lizgn�� si� w d�, l�duj�c na Steviem, kt�ry go odepchn��. � Raz, dwa, trzy, Rhonda. � Na d�wi�k g�osu Angie, Sammy natychmiast schowa� g�ow�. � Cholera! � krzykn�a Rhonda. � Nie przeklinaj! Bo powiem! � Zamknij si�, ty te� tak m�wisz, a zreszt� komu powiesz? � Twojej mamie! � Ona te� tak m�wi, tralalala. � Bluzgara! Milo zn�w podczo�ga� si� bli�ej Steviego. Gdyby tylko uda�o mu si� uj�� przed Angie do czasu, jak za�wiec� si� latarnie uliczne, wszystko by�oby w porz�dku. � Jest tam jeszcze? � zapyta�. Stevie podczo�ga� si� na schodki i wyjrza�. Po paru sekundach skin�� na Sammy�ego. � Idziemy. Milo podni�s� si�. � Sammy? Sammy zatrzyma� si� i odwr�ci�, postawi� jeden ze swoich keds�w na piersiach Mila i pchn�� go. Milo odskoczy� w ty�, straci� r�wnowag� i upad� bole�nie na brudn� ziemi�. Sammy u�miechn�� si� do niego, jak gdyby by�a to cz�� sztuczki, kt�r� pr�bowali na wszystkich innych. Upewniwszy si�, �e Milo nie spr�buje podnie�� si�, odwr�ci� si� i ruszy� wzd�u� przej�cia. Milo us�ysza� jak r�wnocze�nie ze Steviem zaklepuj� si� na mecie. Przymkn�� oczy. Powietrze stawa�o si� g��bsze, ch�odniejsze, czystsze. D�wi�ki rozchodzi�y si� teraz lepiej. Kto� wypowiedzia� �yczenie do pierwszej gwiazdki na niebie. � To samolot, g�upku! � Nieprawda, to pierwsza gwiazdka! A potem da� si� s�ysze� g�os Angie, zupe�nie nie wybity z rytmu, jak gdyby wyczekiwa�a po cichu, a� Milo wyjdzie z kryj�wki za Sammym: � Gdzie Milo? Poderwa� si� i rzuci� biegiem. Sammy na pewno powie, gdzie si� schowa�, a ona zaraz zjawi si� tu po niego. Pogna� przez Middle Street w kierunku Middle St. Lane, pomi�dzy domem piel�gniarki a bli�niakiem, gdzie ob��kany m�� t�uk� swoj� �on� w ka�dy czwartek. Potem w d� do Czwartej Ulicy i w g�r� do miejsca, gdzie styka�a si� z Middle, przecznic� od mostu na Pi�tej Ulicy. Wo�ali go. S�ysza�, jak wykrzykuj�cego imi�, pr�buj�c nabra� go, �e zabawa sko�czona, ale on ukry� si� za domem na rogu. Dw�ch ch�opc�w przejecha�o na rowerach, peda�uj�c niespiesznie. Milo odczeka�, a� znajd� si� na drugim ko�cu ulicy, zanim pogna� przez nieasfaltowany parking rozpo�cieraj�cy si� naprzeciw domu, przed kt�rym najgrubsza kobieta w mie�cie siada�a ka�dego popo�udnia na ganku i wypija�a litr coca-coli prosto z butelki. Obok bloku sta� �mietnik. Wydzia� zdrowia odkry� w nim kiedy� szczury, kt�re przychodzi�y tu z zanieczyszczonej rzeki, p�yn�cej pod mostem. Milo przykucn�� za �mietnikiem i bacznie lustrowa� alejk�. Biegali w t� i z powrotem, nas�uchuj�c brz�czenia jego kluczy. � By� tam z ty�u, razem z nami! Rozproszcie si�, znajdziemy go! � Mo�e czmychn�� do domu. � Nie, na pewno nie. � Niech ka�dy go szuka! � Wszyscy rozbiegli si�, pr�cz Kathy; znudzona oddawa�a si� leniwie grze w klasy pod latarni�, kt�ra jeszcze si� nie za�wieci�a. Pod wp�ywem impulsu Milo otworzy� drzwiczki �mietnika jednym szarpni�ciem i wcisn�� si� pomi�dzy dwa przepe�nione pojemniki. Drzwi same si� zamkn�y, a on znalaz� si� wewn�trz po�r�d dojrza�ego odoru �mieci i zawodzenia much. Sta� ca�kowicie nieruchomo z zaci�ni�tymi mocno oczami i r�koma skrzy�owanymi na piersiach. Nigdy nie przyjdzie im do g�owy, �e tu jest. Poza tym b�d� ba� si� szczur�w. Dono�ne kroki zbli�y�y si� i zatrzyma�y. Milo poczu� czyj�� obecno�� niemal przed samym �mietnikiem. Nieco delikatniejsze kroki nadesz�y z przeciwnego kierunku i da�o si� s�ysze� odg�os gumy tr�cej o piasek, jak gdy kto� chodzi� niecierpliwie w k�ko. � Musi gdzie� tu, by� � Sammy. � Nie wierz�, �e ten ma�y zasraniec potrafi tak szybko biega�. � Milo poczu� jak poruszaj�ca si� g�owa Sammy�ego wprawia w drganie powietrze. Muchy zagra�y g�o�niej. � Dopadniemy go. B�dzie kry� w nast�pnej kolejce. � Zawo�aj: �Pomylone garki,� Stevie. � Nie. Wtedy nie musia�by kry�. � Zawo�aj: �Pomylone garki� i powiedz, �e ta kolejka si� nie liczy. � Poszukajmy jeszcze. Jak go nie znajdziemy, to wtedy zawo�amy. � To maminsiusiek. Odeszli. Kiedy kroki ucich�y, Milo wyszed� ostro�nie, pokas�uj�c od �mietnikowego smrodu. Sta� ws�uchuj�c si� w cichn�ce odg�osy osiedla. Ciemno�� nap�ywa�a teraz ze wschodu coraz szybciej, si�gaj�c zenitu, czekaj�c sposobno�ci, by przela� si� na zach�d i zd�awi� ostatnie promienie s�o�ca. Ponad domami zamruga�a, zamigota�a i zaja�nia�a wschodz�ca gwiazdka. Milo spojrza� w g�r�, z ca�ej si�y wypowiadaj�c swoje �yczenie. Gwiazdko z nieba, gwiazdko z nieba Twojej mocy mi potrzeba Ene, due, rabe, Bocian po�kn�� �ab� Jest �yczeniem mym �eby nie by� Tym Sta� wyci�gaj�c si� w g�r� ku gwiazdce. Tylko ten jeden raz. �eby nie musia� kry�. Tylko ten jeden raz... � Angie! Angie! Tutaj, pr�dko! Odwr�ci� si� i ujrza� Flor�, kt�ra wskazywa�a na niego palcem podskakuj�c w g�r� i w d�, pokrzykuj�c. Nie! chcia� wrzasn��. Ale Flora ju� wo�a�a na Angie, �eby bieg�a szybciej, szybciej, mo�e go jeszcze dopa��, zanim zap�on� uliczne latarnie. Uciek� w Middle Street, przez Czwart� do nast�pnej przecznicy, kieruj�c si� w stron� placu zabaw. Tam jednak po�r�d hu�tawek i drabinek nie by�o gdzie si� schowa�, ale tu� obok placu sta� opustosza�y dom. Bez zbytniej nadziei. Milo wbieg� na tylne schodki i pchn�� drzwi. Upad� jak d�ugi na sp�kane kuchenne linoleum. Mrugaj�c oczyma podni�s� si�. Wok� nie by�o mebli ani firanek w oknach. Spr�bowa� przypomnie� sobie, kto tu ostatnio mieszka�, kobieta ze �miesznie wygl�daj�cymi psami czy dw�ch podejrzanych facet�w? Podszed� do jednego z okien, lecz zaraz cofn�� si� do wewn�trz. Chodnikiem sz�a Angie i u�miecha�a si� do siebie. Min�a dom, kucyk dynda� jej z ty�u g�owy. Milo przeszed� na palcach do salonu, trzymaj�c si� blisko �ciany. Zza rog�w pada�y cienie nietkni�te ostatnimi promieniami dnia wchodz�cymi przez okna i lufcik nad frontowymi drzwiami. Dopad� drzwi i poci�gn�� je rozpaczliwie szarpi�c si� w prz�d i w ty� niczym rzucane na boki yo-yo. � Milo? Przywar� do drzwi wstrzymuj�c oddech. Zostawi� otwarte tylne wyj�cie, a ona wesz�a ju� do kuchni. Pod�oga j�kn�a, gdy postawi�a najpierw jeden krok, a po nim nast�pny. � Wiem, �e si� tu chowasz, Milo � za�mia�a si�. Za nim by�y schody wiod�ce na g�r�. Przesun�� si� do nich cichutko i pocz�� czo�ga� si� na g�r� czuj�c jak nagromadzone na pokrywaj�cym schody chodniku piach i �wir tr� jego r�ce i kolana. � Teraz kryjesz ty, Milo, teraz jeste� TYM. � Us�ysza�, jak wchodzi przez drzwi do salonu, a potem staje. Czo�ga� si� dalej. Nawet gdyby latarnie uliczne zap�on�y w tej chwili, nie sprawi�oby to ju� �adnej r�nicy. Tu nie by�o ich nawet wida�. Ale mo�e Angie da za wygran� i p�jdzie sobie, je�eli tylko pozostanie w ciemno�ci, a ona go nie zauwa�y. Ale musi go zobaczy�, musi si� do niego zbli�y�, zanim b�dzie mog�a pobiec z powrotem do mety i zaklepa� go. � No dalej, Milo. Wy�a�. Wiem, �e tu jeste�. Nie wolno nam si� tu bawi�. Je�li wyjdziesz w tej chwili, b�dziemy �ciga� si� do mety. Masz szans� wygra�. Wiedzia�, �e to nieprawda. Na zewn�trz czeka� pewnie Sammy got�w przytrzyma� go przy ziemi, �eby mog�a dobiec pierwsza do mety. Sammy b�dzie go przytrzymywa�, a Stevie si�dzie na nim, podczas gdy wszyscy inni b�d� sta� i si� �mia�, i �mia�, i �mia�. Bo w nast�pnej kolejce b�dzie musia� kry�, b�dzie musia� by� TYM. Bez wzgl�du na to, dok�d p�jdzie, zawsze b�d� si� chowa� i czeka�, �eby m�c wyskoczy� na niego i zmusi�, �eby w k�ko ich szuka� i nigdy si� ju� od nich nie uwolni. Za ka�dym razem, kiedy skr�ci za r�g, kt�re� z nich b�dzie za nim wo�a�: Kryjesz! Jeste� TYM! Czego si� boisz, Milo? Dziewczyny? Milo jest cykor! Boi si� dziewczyny, boi si� dziewczyny! � zachichota�a. Zrozumia�, �e jest ju� na �rodku salonu. Wystarczy teraz, �eby spojrza�a w g�r� i ujrzy go pomi�dzy pr�tami por�czy na schodach. Po�o�y� d�o� na ostatnim schodku i bardzo powoli podci�gn�� si� do g�ry, modl�c si�, �eby schody nie skrzypn�y. Jego spodenki otar�y si� o brudny chodnik wydaj�c przy tym odg�os tarcia papierem �ciernym. � Poczekaj, powiem wszystkim, �e si� boisz dziewczyn. Znowu b�dziesz kry� i wszyscy si� dowiedz�. � Milo cofn�� si� w g��boki cie� na pode�cie pi�tra. S�ysza�, jak zbli�a si� do schod�w i stawia stop� na pierwszym stopniu. � Wszystko jedno, gdzie p�jdziesz, wszyscy b�d� wiedzieli � powiedzia�a �piewnym g�osem. � Wszystko jedno, gdzie p�jdziesz, wszyscy b�d� wiedzieli. Milo kryje. Milo jest TYM. Obj�� kolana r�koma, zwijaj�c si� ciasno w k��bek. W kieszeni klucze od domu wsun�y si� w zgi�cie pomi�dzy biodrem a udem. � W ko�cu i tak b�dziesz musia� odrobi� swoj� kolejk�, Milo. Nawet je�li st�d wyjedziesz, wszyscy b�d� wiedzieli, �e kryjesz, �e jeste� TYM. Wszyscy b�d� si� przed tob� chowa�. Nikt si� z tob� nie b�dzie bawi�. Zawsze b�dziesz TYM. Zawsze, zawsze. Podni�s� si� na nogi i skierowa� ku drzwiom jednej z sypial�. Mo�e nie b�dzie w stanie go dostrzec w ciemno�ci i p�jdzie sobie. Potem b�dzie m�g� i�� do domu. � S�ysza�am ci�. S�ysza�am, jak si� ruszasz. Wiem ju� gdzie jeste�. Zaraz ci� znajd�, Milo. � Pokona�a ostatni stopie� badaj�c przestrze� po omacku. M�g� teraz dostrzec kszta�t jej g�owy z kucykiem. � Mam ci�! � Rzuci�a si� na niego jak wystrzelona z procy. � Kryjesz! � Nie! Milo wierzgn�� nogami. Ciemno�� zawirowa�a wok� niego. Przez par� sekund czu�, jak chwyta go za r�ce i nogi, pr�buj�c wywlec go z kryj�wki, zanim jej zaciskaj�ce si� r�ce zwolni�y uchwyt, a g�uchy odg�os, jaki wyda�a oraz dudnienie zast�pi�y jej �miech. Dysz�c jak pies, podczo�ga� si� na czworakach do kraw�dzi schod�w i spojrza� w d�. Niewielka sylwetka Angie by�a ledwie dostrzegalna w miejscu, w kt�rym le�a�a � u do�u schod�w. Pozosta�a jej cz�� wyci�gni�ta by�a na pod�odze z g�ow� przechylon� pod k�tem w pytaj�cym ge�cie. Milo poczeka�, a� wstanie z p�aczem: To ty mnie popchn��e�, powiem! Ale nie poruszy�a si�. Powoli zszed� do po�owy schod�w, trzymaj�c si� kurczowo skrzypi�cej por�czy. � Angie? Nie odpowiedzia�a. Zszed� na d�, uwa�nie omijaj�c jej nogi na wypadek, gdyby nagle si� ockn�a i pr�bowa�a go kopn��. � Angie? Ukl�k� przy niej. Mia�a otwarte oczy, patrz�ce przez niego gdzie� w pustk�. Czeka�, a� nimi porusza albo zamruga, ale ona pozostawa�a ca�kowicie bez ruchu. Milo nie dotkn�� jej. Zrobi�aby mi to samo, pomy�la�. Na pewno. Zepchn�aby go ze schod�w, �eby by� pierwsz� na mecie. Ostatecznie, Sammy ju� kiedy� zrzuci� go ze schod�w, �eby nie m�g� zd��y� do mety przed nim i Steviem. Teraz byli po r�wno. W pewnym sensie. W ko�cu Sammy by� po jej stronie. Milo wsta�. Nie b�dzie ju� go wi�cej goni� i ju� nigdy nie zaklepie go na mecie. Poszuka� drogi do tylnych drzwi, pami�taj�c, �eby je zamkn��, jak b�dzie wychodzi�. Przez jaki� czas sta� na podw�rzu, pr�buj�c wypatrzy� gwiazdk�, do kt�rej wypowiedzia� swoje �yczenie. Teraz inne pocz�y pojawia� si� na niebie. Ale latarnie uliczne... co� z nimi musi by� nie w porz�dku, pomy�la�. Miasto o nich zapomnia�o. A mo�e nast�pi�a awaria zasilania. Trzeba by�o wym�wi� �yczenie, �eby si� za�wieci�y. To zmusi�oby wszystkich do p�j�cia do domu. I kiedy tak sta�, uliczne latarnie zap�on�y niczym otwieraj�ce si� zewsz�d oczy. Ramiona Mila opad�y z ulg�. Teraz ju� naprawd� wygra�. Ka�dy musi i�� teraz do domu. Zabawa sko�czona. Sko�czona, a on nie b�dzie musia� kry�, nie b�dzie musia� by� TYM. Pobieg� przez plac zabaw, przez Water St. Lane i Water, i wszed� do domu w chwili, kiedy resztki r�owej po�wiaty zgas�y na zachodzie. � Ju�. � Milo sko�czy� zawi�zywa� sznur�wki ch�opca na kokardk�. � Teraz ju� ci si� nie rozwi���. Ch�opczyk krytycznie zerkn�� w d�. � A jak je teraz zdejm�? � O tak. � Pokaza� mu. � Widzisz? � Wypr�bowa� kokardk�. � To �atwe, kiedy je dobrze chwycisz. � A mo�e nie b�d� ich po prostu zdejmowa�, jak b�d� szed� spa�. � I jak p�jdziesz si� k�pa�, te�? � Za�mia� si� Milo. � Trampki w wannie na pewno nie spodobaj� si� twojej mamie. � Nie p�jd� si� k�pa�. Tylko wytr� si� mokrym r�cznikiem. Milo powstrzyma� si� od zagl�dania ch�opcu za uszy. Zamiast tego wsta� i ruszy�