Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13554 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
o zwierzątkach
wybór - Anna Sójka-Leszczyńska ilustracje — Krystyna Lipka-Sztarbałło
r
7777
LJJJI SPÓŁKA
#
CZECHOWICZ • PODSIEDLIK • RANIOWSKI • STECKI
WYDAWNICTWO PODSIEDLIK-RANIOWSKI I SPÓŁKA
założone w 1990 roku Maciej Czechowicz, Piotr Podsiedlik, Krzysztof Raniowski, Michał Stecki
Wybór tekstów - Anna Sójka-Leszczyńska
lustracje - Krystyna Lipka-Sztarbalto Projekt graficzny - Anna Cieciel-Łukaszewska
© Podsiediik-Raniowski i Spotka - sp. z o.o,. MMI
Without intringement ot the Copyright ot individual works contained in this book
Ali rights reserved
ISBN 83-7212-876-6
Wydawnictwo Podsiedlik-Raniowski i Spotka - sp. z o.o
60-171 Poznań
ul. Żmigrodzka 41/49
Sel. 867 95 46. fax 867 68 50
e-mail:
[email protected]
http://www.priska.com.pl
Natalia Usenko
Pytania
!¦¦- •«!«
A ¦:;,
siadłam raz pod drzewem i pomyślałam tak:
- Dlaczego hipopotam nie fruwa tak jak ptak? Dlaczego delfin może po morskim hasać dnie •- $¦ i fale pruć jak łódka, a kot, na przykład, nie? Nietoperz śpi na drzewie i małpa może też. Ale za żadne skarby nie zrobi tego jeż!
Zwierzaków są tysiące tu larwa, a tam ssak... I pytań mam tysiące. A odpowiedzi brak! /%,
*S§ite--
Anna Maty siak
Pajączek
,,
ył sobie raz mały pajączek, któremu nigdy nie udało się u-tkać dobrej pajęczyny. Zamiast pilnie pracować, raz po raz spoglądał w niebo i marzył. Myślał o obłokach, słońcu i gwiazdach, jakie są piękne i jak są daleko. Nie można ich dotknąć i zobaczyć z bliska... Za to jego sieć była luźna, niestaranna i miała pozostawione przez nieuwagę takie dziury, że bardzo rzadko udawało mu się coś upolować. Gdyby nie pomoc innych pająków, umarłby chyba z głodu. - Taki z ciebie niezdara!
- Jaka nieporządna ta sieć!
- Nigdy nic w nią nie złapiesz!
v> Tak mówili ciągle sąsiedzi i znajomi pajączka, a on był coraz r smutniejszy. W końcu postanowił uciec. Zaczął wspinać się na drzewo coraz wyżej i wyżej, aż dotarł na sam czubek między cienkie gałązki.
może uda mi się jedną złapać?"
Zaczął tkać z takim zapałem, że zanim nadeszła noc, sieć była gotowa.
Wspaniała, duża i mocna. A gdy się patrzy na nią od spodu, wydaje się,
że obejmuje ca\e niebo. Zmęczony pajączek u\oży\ się wygodnie i czekali. Czeka\ godzinę, dWie, a gdy minę\a trzecia i nic się nie wydarzyło - zasnął. Gdy się obudził, zauważył, że w jego pajęczynie coś błyszczy. Podszedł bliżej i zobaczył, że to mata gwiazdka. Najpiękniejsza na świecie.
- Dzień dobry - odezwała się cicho. - Byłam w pobliżu i zobaczyłam coś bardzo ładnego. To była twoja sieć. Niestety, podeszłam za blisko. Przepraszam. Czy mógłbyś mi pomóc się wydostać?
„Przecież właśnie chciałem cię złapać" - pomyślał pajączek, a głośno powiedział: - Proszę, zostań i porozmawiaj ze mną.
- Dobrze - zgodziła się gwiazdka - ale tylko na chwilę. Niedługo wzejdzie
słońce.
Pajączek opowiedział jej, jaki jest samotny i jak lubi patrzeć w piękne, odległe niebo. Gwiazdka mówiła mu, jakie cudowne
;-¦'
¦
rzeczy widzi z góry, gdy tak wędruje nad ziemią. W końcu przyrzekła: - Każdej nocy, gdy spojrzysz w górę i zobaczysz mnie, będę do ciebie mrugać. A wtedy ty uśmiechnij się do mnie. Potem pajączek uwolnił gwiazdkę, a ona znikła za horyzontem. Od tej pory zawsze trochę się spóźnia i chowa się w ostatniej chwili - tuż przed wschodem słońca. A sieci małego pajączka są teraz bardzo piękne i przypominają kształtem gwiazdkę.
Irena Landem
Dookoła stonod
I yla, żyła raz stonoga, a która miała wiele nóg. Szła na spacer do ogródka, lecz musiała przejść przez próg.
2
Jedna noga... druga noga... czwarta noga... - olaboga! Coś musiało się pokręcić, gdzie jest moja trzecia noga?!
¦
Odwróciła się stonoga, usłyszała jakiś huk, a to właśnie siódma noga w złości biła piętą w próg.
6
Już dziewiąta idzie noga...
jedenasta... - olaboga!
Co się stało, co się dzieje,
gdzie jest ta dziesiąta noga?!
7
Obejrzała się stonoga,
bo zawołał ją jej wnuk.
... .
- Babciu, jest dziesiąta noga, ¦
patrz, potknęła się o próg!
3
Obejrzała się stonoga, usłyszała jakiś stuk, a to właśnie trzecia noga z trudem przekraczała próg
Piąta noga... szósta noga... ósma noga... - olaboga! Co się dzieje, matko moja, gdzie jest moja siódma noga?!
6
8
Obejrzała się stonoga
i wrzasnęła: - Olaboga!
Na nic cała moja praca,
już jest wieczór, muszę wracać!
9
Spać już pora! - Więc stonoga, która miała wiele nóg, chciała wrócić do mieszkania, lecz musiała przejść przez próg.
(Uwaga!
Teraz czytamy jeszcze raz strofki od 2. do 7., przepuszczamy 8. i 9., a zamiast nich czytamy 10. i 11.)
i 10
Obejrzała się stonoga k i znów krzyczy: - Olaboga! Już jest ranek, słońce wstało, idę przejść się, jak co rano!
11
Czas wyjść z domu! - Więc stonoga,
która miała wiele nóg,
wybrała się do ogródka,
lecz musiała przejść przez próg...
(Uwaga!
Teraz czytamy strofki od 2. do 9.
i stosujemy się do pierwszej uwagi.
Możemy to robić wiele razy,,
\ dopóki nam się nie znudzi,
a stonoga nie opadnie z sił). \
.
Danuta Wawitow i Natalia Usenko
Mysz Maryśka na biegunie
,ysz Maryśka mieszkała pod podłogą, w salonie u państwa Kowalskich. Najbardziej na świecie lubiła żółty ser i telewizję. Całymi wieczorami siedziała na progu swojej dziurki I i oglądała program za programem - i bajkę, i film, i nawet wiadomości. Czasem piszczała głośno z zachwytu, ale państwo Kowalscy nie zwracali na to uwagi - myśleli, że to coś piszczy w telewizorze.
Nadeszło lato, a z nim wakacje. Państwo Kowalscy spakowali walizki i pojechali nad morze, oczywiście, wyłączając przedtem telewizor. W domu zrobiło się cicho i nudno.
„No nie! - zbuntowała się Maryśka. - Nie ma tak dobrze. Ja też pojadę na wakacje. Ale nie nad morze, tylko na biegun. Zobaczę, czy ta zorza polarna naprawdę jest taka ładna, jak w telewizji".
Założyła adidasy i szalik, schowała do tobołka kawał żółtego sera i ruszyła w drogę. Najpierw wsiadła do pociągu. Jechała, jechała i jechała. A kiedy wreszcie wysiadła, zauważył ją konduktor.
- O Boże! - zawołał. - Myszy uciekają z pociągu! To wróży nieszczęście. Kazał wszystkim pasażerom iść dalej piechotą, a pociąg odstawił na boczny tor.
Tymczasem mysz Maryśka wsiadła do samolotu. Leciała, leciała i leciała, aż wreszcie zobaczyła ocean.
- Wysiadam! - zawołała, złapała parasol i skoczyła w dół.
- O Boże! - przestraszył się pilot. - Myszy uciekają z samolotu! To bardzo zły znak. Wylądował na plaży i tam już został.
Mysz tymczasem wsiadła na statek i zsiadła z niego dopiero na biegunie. Kapitan wcale jej nie zauważył, bo właśnie fotografował białego niedźwiedzia. Minął rok. Państwo Kowalscy siedzieli przed telewizorem i oglądali dziennik.
- Hej, hej! - zawołał nagle do nich ktoś z ekranu. - Jak się macie!
Była to mysz Maryśka, wesoła, wysportowana i porośnięta gęstym futrem jak niedźwiedź.
- Pozdrowienia z bieguna! Tu jest bardzo fajnie! Zorza polarna jest jeszcze ładniejsza niż w telewizji. Wiecie co? Ja tu chyba zostanę...
I została. Mieszka w samym środku góry lodowej. Jeśli ktoś z was chce, może do niej napisać list!
''.."¦ . ;¦ .' •¦ '¦
ft L >
Jij
Anna Sójka
Jak lew Leon liczył zwierzęta
,
':-¦¦' :.
#
ew Leon był królem zwierząt. Pewnego dnia postano-/wił sprawdzić, ilu mieszkańców liczy jego królestwo. -/- Niech jutro wszyscy stawią się przed moim obliczem -'powiedział i rozkazał papugom, żeby czym prędzej zaniosły jego słowa zwierzętom. Jak chciał, tak się stało. Następnego dnia z czterech stron świata zaczęli nadciągać mieszkańcy lasów, dżungli, łąk, pustyń, a nawet dalekich ark-tycznych równin. Zwierzęta stanęły grzecznie jedno za drugim, a lew Leon zasiadł na tronie, przesuwał koraliki liczydła i zapisywał swych poddanych w wielkiej księdze:
- Raz... dwa... trzy... - na początku wszystko szło wspaniale.
^_ Ale ponieważ zwierząt było coraz więcej i więcej, wkrótce zaczęły się popychać, tłoczyć, nadeptywać sobie na palce albo kopyta, dziobać, gryźć i pokrzykiwać. Już nie stały grzecznie jedno za drugim.
1,^.,--..,.
'i \
#
¦
..#
- Spokój! - huknął lew, lecz nic to nie pomogło. Nie sposób było policzyć takiej ciżby. Monarcha zgubił się w rachunkach. Nie był pewien, którego z poddanych już odliczył, a którego jeszcze nie.
Wziął więc czarną farbę i postanowił jednym pociągnięciem pędzla znaczyć każde zwierzę, które zapisał w księdze. Ledwie jednak zaznaczył słonie, nosorożce i hipopotamy, te wskoczyły do rzeki i całe zrobiły się szare od farby. Pingwinom tak spodobało się drapanie pędzla po plecach, że kazały się pomalować prawie w całości, zaś zebry i tygrysy zaczęły brykać i skakać, tak że lew pomalował je w pasy. Farba chlapała na prawo i lewo. Lampartom zostawiła na sierści cętki, a niektórym kotom czarne plamy. Kruki i pantery wpadły przypadkiem do wiadra z farbą i wyszły z niego całkiem czarne. W końcu król zwierząt miał dosyć tego zamieszania.
- Cisza!!! - krzyknął, jak umiał najgłośniej. - Wracajcie do siebie! I zrezygnował z liczenia swoich poddanych.
Całe szczęście, bo niewiele brakowało, aby wszystkie zwierzęta były szare lub czarno, a to byłoby przecież bardzo, bardzo nudne.
Irena Landau
Wieloryby
j am, gdzie huczą oceany, płyną wielorybie mamy. Płynie zgrabnie, płynie szybko,
mama z córką Wielorybką.
Mówi do niej: - Mój koteczku,
ptaszku drogi, mój pieseczku,
żabko mała, mrówko miła,
żebyś mi się nie zmęczyła...
Morskie ryby w śmiech! - To przecież . jest najlepszy żart na świecie!
Wielorybie, wielorybie,
w falach przejrzyj się jak w szybie,
zobacz tylko, zobacz.szybko,
twoja córka jest olbrzymką!
Ale wielorybia mama
rybom tak odpowiedziała:
-Będę swoją,córkę wielką
nazywała żabką, pchełką,
aK wszystKie w świecie mamy. Wjo widzenia! Odpływamy!
-.a
.....:. ..-.*»«#-=-*ł&JP
Irena Suchorzewska
Domek dla ptaszków
ziś w przedszkolu Krzyś i Tomek Zmajstrowali Ptaszkom domek. Jest podłoga, Jest i daszek, Żeby się mógł Schować ptaszek.
Jest tam miejsce Na okruszki, Dla wróbelka, Pośmieciuszki. Jest i gwoździk Na skwareczki Dla łakomej Sikoreczki.
Dziś w przedszkolu Krzyś i Tomek Zmajstrowali Ptaszkom domek, A średniaki I maluchy Będą sypać tam Okruchy.
13
Justyna Święcicka
Tuptuś
/ to to jest Tuptuś? Nie uwierzycie, ale to najszybszy żółw ^świata! W każdym razie ja nie znam szybszego! Mieszka w kartonowym pudełku u Kasi i Marysi. Jeśli się go wypuści, biega tak szybko, że trudno za nim nadążyć. W domu nie jest to groźne, ale na dworze chwila nieuwagi i Tuptuś znika w trawie. Dlatego spacer z Tuptusiem wymaga ciągłego śledzenia jego kroków. Pewnego razu Tuptuś pojechał na wakacje. Zamiast sałaty dostawał listki mlecza. Chodził na spacery do lasu i objadał kwiatki na klombie przed domkiem. Na wakacjach jest mnóstwo atrakcji i zdarzył się dzień, że wszyscy zapomnieli o żółwiu. Siedział smut- ?
ny w pudełku pełnym brudnych skrawków gazet ,, , i resztek jedzenia.
- Czy ktoś zajął się żółwiem? - zapytała mama.
- Ja nie - powiedziała Marysia. -Robiłam to wczoraj.
- Przecież umówiłyśmy się, że będziesz to robić przez cały tydzień! - powiedziała Kasia.
- Nieprawda, wcale się nie umawiałam! -Marysia pokręciła głową.
- To może ja go od was odkupię -
zaproponowała koleżanka mamy, „^ ciocia Beata. - Widzę, że już macie go dość.
- O nie! Nie! On nie jest na sprzedaż - powiedziała stanowczo Kasia i obie dziewczynki rzuciły się do pracy. Wysprzątały pudełko, wysłały gazetami, narwały świe-
":::: żego mlecza i wy-
puściły Tuptusia na spacer.
..
¦ ¦¦ . ¦
15
Agnieszka Usakiewicz
O Kurczaku, Który Byt Wyjątkowo Puchaty
akie śliczne! Jest wyjątkowo puchate! - szczebiotała Dziewczynka. Spomiędzy gromadki tłoczących się w koszyku kurcząt wyłuskała jedną wiercącą się kulkę i delikatnie przytuliła do policzka. „A więc to o mnie!" - serce kurczaka mocno zabiło ze szczęścia.
I tak oto rozpoczęła się historia Kurczaka, Który Był Wyjątkowo Puchaty. Podczas pierwszego spaceru Kurczak starał się być jak najbliżej mamy.
- Prawda, że jestem Wyjątkowo Puchaty? - pytał co chwila, a mama-kwoka ze zrozumieniem kiwała głową.
Koło budy wygrzewała się stara Alga.
- Spójrz na mnie! Jestem Wyjątkowo Puchaty! - pisnął Kurczak. Alga powiodła dokoła zaspanym okiem.
- Słodkie maleństwo - sapnęła i ponownie zapadła w drzemkę.
„A więc to prawda! Jestem Wyjątkowo Puchaty!" - ucieszył się Kurczak i z dumy nadął się jak balonik.
Mijały dni i kurczaki rosły jak na drożdżach. Już nie biegały za mamą. Samodzielnie poznawały świat. Wyjątkowo Puchaty Kurczak z wysoko uniesionym łebkiem i wzrokiem utkwionym ponad głowami innych kur z nikim się nie bawił. Żadne z rodzeństwa nie było dostatecznie puchate.
#%
Najchętniej chodził pod płot. Tam, gdzie rosły słoneczniki. Gdy powiał wiatr, słoneczniki nisko schylały ogromne głowy.
„Taki jestem puchaty, że aż mi się kłaniają!" - cieszył się Wyjątkowo Puchaty Kurczak.
Któregoś dnia zauważył na podwórku Dziewczynkę. To ona wyjmowała go z koszyka i tuliła do policzka wtedy, gdy był jeszcze zupełnie malutki. „Moja wielbicielka!" - ucieszył się i prężąc cienkie nóżki, raźno pomaszerował w jej stronę. Ale kiedy był już całkiem blisko, Dziewczynka zaczęła się śmiać. Śmiała się i śmiała tak głośno, że Wyjątkowo Puchaty Kurczak poczuł się bardzo nieswojo.
- Patrzcie tylko! - wołała. - Patrzcie na tę kurę! Jak ona zabawnie chodzi!
Małgorzata Strzatkowska
Opowiadanie dla Zuzanny
powiedz mi coś - poprosiła Zuzanna.
- Chętnie - zgodziłam się i rozpoczęłam opowieść:
- Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami...
- Nie, nie - przerwała mi Zuzanna. - To za dawno i za daleko. Nie znasz jakiejś innej historii?
- Ależ oczywiście! Znam!
- To opowiedz mi! Proszę!
- Dobrze. A więc całkiem niedawno i całkiem blisko, w pewnym domku na wsi mieszkał sobie mały kotek. W dzień wygrzewał się na słońcu, a nocą buszował w stodole. Nie miał zbyt wiele do roboty i, prawdę mówiąc, trochę mu się nudziło.
Któregoś dnia, gdy odpoczywał w trawie po wypiciu dwóch miseczek mleka, zobaczył motyla - pięknego kolorowego motyla.
„Ciekawe, gdzie mieszkają motyle?" - pomyślał kotek, mrużąc leniwie oczy. I po chwili dodał: „Sprawdzę to!"
Wstał, przeciągnął się i cichutko, ostrożnie ruszył za motylem, który właśnie opuścił wnętrze białej, pachnącej stokrotki.
- Nie pędź tak! - zamiauczał. - Nie mogę za tobą nadążyć!
Ale motyl nie zwracał na niego uwagi. Wesoło machał kolorowymi skrzydełkami, kręcił w powietrzu piruety, to wzbijając się wysoko w górę, to opadając nisko nad trawę. A kotek biegł za nim. Minęli łąkę, pole i znaleźli się w lesie. „Jeszcze nigdy tu nie byłem. Muszę pamiętać o tym, żeby się nie zgubić"
- pomyślał kotek, ale już po chwili zapomniał, o czym miał pamiętać. I biegł dalej.
Nagle motyl wzbił się wysoko, wysoko w górę i - znikł.
- Gdzie on się podział? - miauknął mały kotek. Zajrzał pod liść paproci, pod gałązkę jałowca i krzaczek poziomki. Rozejrzał się uważnie dookoła -motyla ani śladu!
- Trudno! - westchnął rozczarowany. - Chyba dzisiaj się nie dowiem, gdzie mieszkają motyle... Wracam do domu.
18
I ruszył przed siebie. Szedł i szedł, ale' las, zamiast się przerzedzać, robił się coraz bardziej gęsty i mroczny. „Zabłądziłem... - pomyślał kotek. - Co ja teraz zrobię?" Zapadła noc. Kotek zwinął się w kłębek na miękkim, zielonym mchu, otulił się ogonkiem i próbował zasnąć. Nic z tego! Co chwila odzywały się jakieś szepty, pohukiwania i piski, złowrogo szumiały drzewa, a wiatr wył złowieszczo.
Wreszcie przyszedł ranek. Mały kotek usiadł na mchu, zziębnięty i niewyspany.
- Miau! - westchnął żałośnie. I wtedy zrobiło mu się bardzo smutno.
- Miauuu! - miauknął głośniej. - Miaaauuuu!!!
- Co to tak miauczy? - spytała dziewczynka, która wybrała się z ciocią do lasu na grzyby.
- Gdzie? Nic nie słyszę - zdziwiła się ciocia.
- Ojej! Zobacz! Tam pod drzewem siedzi mały kotek! To on tak miauczy! I to już koniec opowieści.
- Jak to koniec? A co stało się z małym kotkiem? - zapytała Zuzanna.
- Nie wiesz? - zdziwiłam się i podrapałam za uchem małą, puszystą kulkę, która spała przytulona do policzka Zuzanny.
19
Laura Łącz
Pchełka
'ewna mała pchełka, która mieszkała w gęstej sierści ogrom-* nego psa imieniem Reks, bardzo chciała zostać prawdziwą królewną. Całe dnie spędzała na przeszukiwaniu szaf z ubraniami i szuflad z zabawkami. Niestety, wszystko, co mogłoby nadawać się do przerobienia na strój królewny, zawsze bywało o wiele za duże. W końcu zwierzyła się swojej mamie.
- To niemądre - odrzekła mama - ale jestem w stanie zrozumieć, że młode panienki mają swoje tęsknoty. Uszyję ci coś, ale musisz mi pomóc.
- Dziękuję, mamusiu! Co mam zrobić?
- Przede wszystkim skocz na parapet i poproś ten duży kaktus, który stoi w doniczce, o jeden malutki kolec. Posłuży jako igła. Potem poszukaj starego pająka, który mieszka w łazience pod sufitem. Może odstąpi ci kawałek swojej białej nitki.
- A skąd weźmiemy materiał?
- Znasz tę kwitnącą roślinkę w kuchni? Niech da ci po jednym płatku z każdego swojego kwiatka. Ale proś najładniej, jak umiesz!
- Już się robi, mamusiu! - pisnęła pchełka i wszystkie polecenia wykonane zostały błyskawicznie.
Mama uszyła tak piękną suknię, jaką tylko można sobie wymarzyć! Była błyszcząca, kolorowa, z falbankami i kokardą. Mała pchełka oniemiała z zachwytu.
- Ale... jeszcze korona... - wyszeptała.
- Pamiętasz, jak nasz Reks pięknie dziś służył? - przypomniała mama.
- Dostał za to cukierka, na którym tak mu zależało, a zdarza się
to bardzo rzadko.
- Pamiętam, akurat siedziałam na jego przedniej łapie. Tak się popisywał, unosił do góry, że o mało nie spadłam. Ale bawiłam się fajnie! A cukierek był w lśniącym, złotym papierku. Niestety, nasza pani zamiast do kosza na śmieci wrzuciła go pod kanapę.
- Właśnie! Poszukaj go, maleńka, pod kanapą i przynieś mi kawałek. Pchełka w lot domyśliła się, o co chodzi. Przyciągnęła cały papierek, a mama zrobiła jej z niego błyszczącą koronę.
Wystrojona jak królewna pobiegła pokazać się kaktusowi, kwiatkom w kuchni i w ogóle wszystkim znajomym. Spełniło się jej marzenie! Gdy wieczorem kładła się do snu obok burego ucha Reksa, pomyślała jednak: „To była świetna zabawa, ale przecież nie stałam się przez to prawdziwą królewną. Nadal pozostałam tylko małą pchełką. I to bardzo dobrze! Jutro znów się przebiorę, ale potem zdejmę koronę i wrócę do mamy i Reksa. Nie chcę być nikim innym, niż jestem!"
Barbara Lewandowska
Zagłówka z myszką
"norce bezpiecznie i ciepło! - pisnęła mysz Norynka w pewien wakacyjny poranek. - Ale świata nie widać! Więc wyjdę z norki!
Prześliznęła się przez zarośla. Stanęła słupka. Zdziwiła się: - Pierwszy raz widzę takiego wielkiego ślimaka! Cały wychodzi z domku! Wyciąga z niego różne rzeczy. Wkłada do innych norek!
A to żeglarz Marek zwijał biwak. Zbierał swoje rzeczy "**"*"* do worka i do plecaka. Zaczął składać namiot.
¦-.¦¦¦¦¦
- Dobry taki domek! - pochwaliła mysz Norynka. - Można go przenosić z miejsca na miejsce.
Żeglarz Marek przeniósł namiot do łodzi, która stała przy brzegu jeziora. Zanim wrócił po inne bagaże, mysz Norynka, wszystkiego ciekawa, wdrapała się do koszyka z jedzeniem.
- Wspaniała norka! - ucieszyła się. - Akurat dla mnie!
Zaraz dobrała się do woreczka z kaszą. Zajęta śniadaniem nawet nie zauważyła, że Marek przeniósł kosz na żaglówkę.
- Dlaczego świat się kołysze? - przelękła się Norynka dopiero wtedy, gdy łódź odbiła od brzegu i zakołysała się na jeziorze. - Lubię niespodzianki, ale muszę
^-;: zobaczyć, co się dzieje!
I wyskoczyła z kosza na pokład. Poruszy-| ła wąsikami.
- No, no! Ten dziwny ślimak ze składanego domku ma jeszcze inny dom! Pływający! No, no!
ifĄ
rf „S**.
Żeglarz wciągnął na maszt biały żagiel, wiatr go wydął. Mysz Norynka aż przy siadła ze zdumienia.
- Ten dom na wodzie ma skrzydła! To mi się podoba! Zamieszkam tu w ja kimś ustronnym kąciku!
I zaraz znalazła sobie ciepłe miejsce pod pokładem. Zaczęła znosić zapasy: ziarna ryżu, kawałki makaronu, okruchy chleba. Nawet nie zauważyła, że żeglarz przybił do brzegu. Poczuła inne kołysnie i podskoki łódki dopiero wtedy, gdy przyczepa zaczęła ją wieźć szosą do miasta. $$$&'
- Świat ma dla mnie pełno niespodzianek! - mysz Norynka kręciła łebkiem w obie strony, żeby obejrzeć podwórko, na smtm którym żeglarz Marek ustawił swoją łódź. Zabrał wszystkie ^IHf bagaże. Otulił łódź brezentem. Poklepał po burcie.
- Śpij do wiosny, staruszko! - powiedział.
- Dobrze! - zgodziła się mysz Norynka pod pokładem. -
Będę pilnowała tego dziwnego domu przez całą zimę. J^BUKm Starczy mi zapasów. Jf
Przegryzła dziurkę w brezencie, żeby czasem wymknąć się na podwórko. Nazbierała jeszcze suchych trawek i liści.
- Świat mnie lubi! - ziewnęła w swoim kącie. - Dużo widziałam i przeżyłam. Tylko jednego nie rozumiem: po co niektórym tyle domów? Jm^^-in? -
T-
Irena Landem
Krótka bajeczka
o jest krótka bajeczka o piesku Kruczku, który chciał spać koniecznie z Agnieszką w łóżku.
Tatuś go grzecznie prosił:
- Śpij u siebie, jamniku,
masz wygodne posłanie
w swoim koszyku.
Mama mu tłumaczyła:
- Tam jest twoja poduszka!
Ale nie przekonała
pieseczka Kruczka.
Babcia mu do koszyka
włożyła pledzik.
- Piesek na swoim kocu
powinien leżeć!
Kruczek kiwnął ogonem
i lewą łapą,
potem wlazł do Agnieszki. Już sobie chrapie.
Co to będzie, co teraz
zrobią dorośli?!
A oni tylko machnęli ręką
i sobie poszli.
'
Joanna Kulmowa
Kwitną gawrony
czym kwitną drzewa w styczniu? Wróblami.
Żeby ćwierkać a nie szumieć nad nami. I kawkami kwitną zamiast liści. Żeby krakać a nie szeleścić. I gilami płoną czerwono.
I sikorką kwitną
żólto-blękitną.
Żeby śpiewać a nie szemrać koroną, najczarniej kwitnie się gawronom.
Czarne liście. I czarny śpiew. Nie lubimy gawronich drzew. Ale wiosną
gdy odlecą gawrony
znów powróci szum bardzo zielony
25
Anna Onichimowska
Leśna stołówka
"zapadającym zmierzchu leśne poszycie było coraz słabiej widoczne, ledwie zobaczyłam w wysokich trawach parę wpatrzonych we mnie okrągłych ślepków.
- Zabieramy go? - szepnął Piotrek.
- Nie - pokręciłam głową. - Tu jest jego miejsce, nie w mieście. Ale przyniosę mu coś do jedzenia.
Wzięłam z domu miseczkę mleka i biały ser.
- Tutaj! Chodź szybko, bo on się oddala! - usłyszałam Piotrka.
Jeż podążał zdecydowanie w stronę zagrodzonej siatką, pustej działki. Podstawiłam mu pod czubek ryjka miseczkę z mlekiem. Nie wykazał żadnego zainteresowania.
Wysypałam biały ser: zatrzymał się natychmiast. Pochłaniał kawałek za kawałkiem i mlaskał głośno z zachwytu. Po zjedzeniu połowy odpoczął kilka minut, nie ruszając się z miejsca, fuknął i znów zaczął mlaskać.
- Mam pomysł... - szepnęłam do Piotrka. - Zostawimy tutaj ten spodeczek i codziennie po południu będziemy napełniać go serem.
Jeż kończył właśnie wyszukiwać w mchu długim szarym języczkiem ostatnie okruchy. A potem sapnął i potoczył się w stronę siatki. Okazało się, że jest w niej niewielka dziura tuż przy ziemi. Przelazł przez nią i zniknął w krzakach. Następnego dnia miseczka była pusta. Trudno powiedzieć, co za zwie-
rzątko wypiło mleko,
¦
vii
-
. •
/// y
Jif
.
w każdym razie sprawiło nam to przyjemność. Zostawiliśmy na spodeczku ser. Wieczorem krążyliśmy w pobliżu tego miejsca, mając nadzieję na spotkanie jeża. Bez skutku. Rano jednak sera nie było. Powtarzało się to dzień w dzień, do końca nasze- _ ^"" go pobytu. Przed wyjazdem zostawiliśmy wyjątkowo sutą porcję.
- Czym właściwie żywią się jeże? - spytałam mamę.
- Owocami leśnymi, grzybami, jadalnymi korzonkami. Poza tym to wcale nie jarosze. Lubią też czasem przekąsić żmiję...
Zupełnie nie mogłam sobie wyobrazić tego łagodnego zwierzaka o słodkim ryjku, jak poluje na żmije i w dodatku je zjada, ^-f* '^~ Tydzień później przyjechaliśmy znów na działkę. Od razu poszliśmy sprawdzić „jeżowe" miejsce. Nie dość, że spodeczek był pusty, to mech wokół niego był zryty do gołej ziemi. H
- Szukał sera. Pewnie myślał, że to jakaś roślina, która tu wyrasta - śmiał się Piotrek.
Mieliśmy pojechać na jakiś czas do dziadka.
- Czy mógłbyś zanosić ser? - poprosiłam tatusia i pokazałam mu jeżową „jadalnię", y^**
Lato zbliżało się do końca. Między drzewamigęsto było od pajęczyn. Przyjechaliśmy zabrać tatę do miasta. ' -
- Spotkałeś jeża? - dopytywaliśmy się na wyścigi.
- Nie, nie spotkałem - przyznał. - Ale ser nosiłem codziennie. Zresztą nasza leśna kuchnia ma coraz więcej stołowników...
f Pobiegliśmy w znajome miejsce. Ziemia z jednej strony spodeczka była wyraźnie rozgrzebana. Leżała na niej szyszka.
- Podnieście ją... - poradził tatuś.
Pod spodem odkryliśmy głęboką norkę. *»
- Pewnie jakaś sprytna mysia rodzinka przeniosła się w pobliże „stołówki" uśmiechnął się i puścił do nas oczko.
Następnego dnia, wracając z pustymi koszykami z grzybobrania, poszliśmy zajrzeć do miseczek. Były - jak zwykle po nocy - puste, a za każdą z nich rósł piękny, dorodny prawdziwek.
- To prezenty od naszych zwierzaków! - powiedziałam z przekonaniem i aż klasnęłam w ręce z radości.
27
Katarzyna Owczarek
O szczurze, który nie lubił wody
o Panny Wiewiórki zalecał się pewien Szczur Kanałowy. Szczur ten nienawidził wody i nigdy się nie mył. Wiewiórka % nie mogła znieść jego brudu, ale myślała tak: „Za żadne skarby nie wyjdę za tego brudasa. Lecz nie mogę mu tego powiedzieć, bo będzie mu przykro. Pozbędę się go w inny sposób". A do Szczura rzekła tak:
- Na drugim brzegu rzeki rosną piękne niezapominajki. Jeśli przyniesiesz mi z nich bukiet, zostanę twoją żoną. Pomyślała sobie, że Szczur nigdy w życiu nie wejdzie do wody, żeby przepłynąć rzekę, i to aż dwa razy, tam i z powrotem. A Szczur bardzo kochał Pannę Wiewiórkę i postanowił zerwać dla niej niezapominajki. Poszedł więc nad rzekę, ale nie mógł wejść do wody, bo dostawał dreszczy.
.¦-¦¦;¦
¦:.-¦¦;
¦r
-; ;
28
Nagle zobaczył oddział mrówek, które wsiadały na listki i kawałki kory, żeby przepłynąć w nich rzekę.
- Świetny pomysł! - ucieszył się Szczur. - Zrobię to samo.
Nieopodal leżała kłoda drzewa. Szczur spuścił ją na wodę i wskoczył na nią. Ale wtem zadął silny wiatr, kłoda wywróciła się i Szczur wpadł do wody. Na szczęście udało mu się dopłynąć do drugiego brzegu i wyjść na ląd, prychając z obrzydzeniem. Tam nazbierał bukiet niezapominajek i z powrotem wsiadł na swoją kłodę, bo nic lepszego nie mógł znaleźć. Tym razem wiatr ucichł i łódką nie huśtało. Na środku rzeki Szczur spotkał ten sam oddział mrówek, które wracały z drugiego brzegu. Zamachał do nich bukietem i zaprosił na ślub. Nagle stało się coś strasznego. Wielka żaba złapała w pysk jedną z mrówek.
- Ratunku! Pomocy! - krzyczała mrówka, ale jej koleżanki były za małe, żeby walczyć z żabą. Zobaczył to Szczur i bez namysłu wskoczył do wody i wyrwał mrówkę z jej pyska. Dopłynął z nią do brzegu i bezpiecznie postawił na trawie. A gdy wysechł, podniósł bukiet i podążył do swej ukochanej. Wiewiórka zupełnie nie mogła go poznać, bo też po dwóch kąpielach w rzece bardzo się odmienił. Stał w drzwiach czyściutki i pachnący
;! . w miękkim futerku i z pięknym
bukietem niezapominajek. Tak się jej spodobał, że zgodziła się zostać jego żoną, zanim zwiędnie ich ślubny bukiet. Jeszcze tego samego dnia odbył się wspaniały ślub, na który przybyli wszyscy krewni i przyjaciele. A długi, puszysty ogon panny młodej niosło w rytm
marsza weselnego całe stado małych mrówek.
29
Katarzyna Owczarek
O łosiu i żabie
'oś mieszkał w lesie wśród innych zwierząt, ale nikt go nie lubił, bo był bardzo brzydki. Wszyscy śmiali się z jego koślawych nóg i wielkiego pyska. A Łoś słyszał to i było mu bardzo przykro. Siadał wtedy nad jeziorem, przyglądał się swojemu odbiciu w wodzie i wzdychał z żalu nad swoim losem. Pewnego razu ujrzał siedzącą na kamieniu Żabę.
„A co to za kreatura? - pomyślał. - Jest jeszcze brzydsza ode mnie. Cała zielona i obrzydliwie śliska".
„Ale potwór - pomyślała Żaba. - Ma taki szeroki pysk i oczy bardziej wyłupiaste niż moje. Myślałam, że jestem najbrzydsza na świecie i nikt mnie nie pokocha, ale przy nim mogłabym udawać księżniczkę". I Żaba przybrała minę i pozę najprawdziwszej księżniczki. „A może to wcale nie Żaba? - pomyślał Łoś. - Może to zaczarowana księżniczka, którą mogę odczarować pocałunkiem? Nie... brzydzę się... Ale ona jest pewnie bardzo nieszczęśliwa! No, niech będzie, poświęcę się dla niej". I wyciągnął swój wielki pysk, żeby pocałować Żabę.
- O rany! - jęknęła Żaba. - Ten potwór chce mnie pocałować! Tfu! Nie mogę... Ale chyba tylko on jeden chciałby pocałować taką brzydką Żabę! No, nie wiem... Ale tylko raz. f /"" j>
I pocałowali się, przezwycię- ., ~ ,;: §§ m
¦A " ~ .¦¦¦¦¦¦¦¦ ¦ ¦. .¦'. ¦¦. ?|?
zając obrzydzenie. Natych- > _.-*~ miast odskoczyli od siebie. Żaba nadal była zielona i śliska, Łoś miał koślawe nogi, nic się nie zmieniło.
, - i
A jednak... Magiczna moc pocą łunku sprawiła, że żadne *"*-—--« z nich nie widziało w drugim tego, co brzydkie, ale to, co piękne. Wkrótce Łoś i Żaba pobrali się i zamiesz- .^r C • '
kali na bagnach. ,. ~r -.....,-
Do dziś żyją /:C"i '^'%"" szczęśliwie i wciąż bardzo się kochają.
<
.¦¦¦¦< .. ¦ •-'¦,
¦¦¦¦-.
¦ ¦ . ~-
3 i
.¦ ¦-
..¦¦¦,.¦ »,„.
-. ..
-
¦¦¦. ¦-•¦ -:
^
Spis treści
Natalia Usenko Pytania 3
AnnaMatysiak Pajączek 4
Irena Landau Dookoła Stonogi 6
Danuta Wawitow i Natalia Usenko Mysz Maryśka na biegunie 8
Anna Sójka Jak lew Leon liczył zwierzęta w
Irena Landau Wieloryby 12
Irena Suchorzewska Domek dla ptaszków 13
Justyna Święcicka TuptUŚ 14
Agnieszka Usakiewicz O Kurczaku, Który Byl Wyjątkowo Puchaty w
Małgorzata strzałkowska Opowiadanie dla Zuzanny w
Laura Łącz Pchełka 20
Barbara Lewandowska Żaglówka Z myszką 22
Irena Landau Krótka bajeczka 24
Joanna Kuimowa Kwitną gawrony 25
Anna Onichimowska Leśna Stołówka 26
Katarzyna Owczarek O SZCZUrze, który nie lubił Wody 28
Katarzyna Owczarek O łosiu i Żabie 30
oc
-