1313

Szczegóły
Tytuł 1313
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1313 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1313 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1313 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

WYDZIA� KULTURY I SZTUKI URZ�DU WOJEW�DZKIEGO W POZNANIU BIBLIOTEKA KRONIKI WIELKOPOLSKI" IERZY STRZELCZYK MIESZKO PIerwSZY Wydawnictwo ABOS POZNA� 1992 KOMITET REDAKCYJNY BIBLIOTEKI "KRONIKI WIELKOPOLSKI" Pawe� Anders, Lena Bednarska, Krzysztof Kasprzak, Czes�aw �uczak, Edmund Makowski, Tomasz Naganowski (przewodnicz�cy) Recenzent Jadwiga Krzy�aniakowa Adres Redakcji: Urz�d Wojew�dzki w Poznaniu Wydzia� Kultury i Sztuki ul. Ko�ciuszki 93, pok. 131 61-716 Pozna� tel. 69 66 77, 5210 71 w. 677, 52 43 40 Projekt ok�adki Grzegorz Marsza�ek Redaktor Daria Zieli�ska Printed in Poland WYDAWNICTWO ABOS 40 Wydanie I. Nak�ad 4920+80 egz. Ark. wyd. 12,0; ark. druk. 13,5 Zlec. nr 77212/92 ZAKLADY GRAFICZNE W POZNANIU ul. Wawrzyniaka 39 ISBN 83-900370-2-� Adamowa dedykuj� WST�P Nie�atwo jest historykowi zdecydowa� si� na napisanie nowej ksi��- ki o pierwszym historycznym w�adcy Polski, zw�aszcza takiej, kt�ra by�aby przeznaczona dla szerszego odbiorcy, a nie tylko dla zawodo- wego historyka, bardziej krytycznie patrz�cego - rzecz jasna - na r�ce autora, kompetentnie na og�, cho� surowo, oceniaj�cego efekt jego pracy, ale zarazem �wiadomego ogranicze�, kt�rych albo w og�le �adnemu autorowi podobnej pracy nie uda si� unikn��, albo - w naj- lepszym wypadku - w spos�b wysoce hipotetyczny, daleki od rezul- tat�w niew�tpliwych, pewnych. Jak natomiast przeci�tny czytelnik, wprawdzie mo�e i zaintereso- wany naszymi odleg�ymi dziejami, ale pragn�cy na og� obrazu wyra- zistego, w miar� mo�no�ci pe�nego i pewnego, przyjmie ksi��k�, w kt�- rej a� roi� si� b�dzie od znak�w zapytania, kt�rej autor b�dzie musia� raz po raz wyznawa�: ignoranus!, z gorzk� nieraz refleksj�, i� tak�e zapewne: ignorabiTnus! (nie wiemy; nie b�dziemy wiedzie�!)? Pocz�tki naszego polskiego bytu narodowego i pa�stwowego, podobnie zreszt�, cho� mo�e jeszcze w wy�szym stopniu, jak w przypadku tylu innych, bli�szych i dalszych naszych s�siad�w, gubi� si� bowiem, jak to zwyk�o si� nieco enigmatycznie wyra�a� - w pomroce dziej�w, to znaczy �e przemin�y w spos�b jak gdyby niepostrzegalny dla nas, tak�e dla hi- storyk�w. Tam gdzie nie ma �r�de�, tam nie ma historii, a raczej - nauki historycznej, wiedzy o przesz�o�ci. Tam, co najwy�ej, otwiera si� pole dla wyobra�ni ludzkiej, kt�ra nie musi si� brakiem �r�de� kr�powa�, ale nie mo�e r�wnie� pretendowa� do zast�powania nauki. Zreszt� tak- �e d��no�� do spe�nienia rygor�w naukowo�ci nie wyklucza tw�rczej wyobra�ni, przeciwnie - w ksi��ce o Mieszku I jest ona ogromnie po- trzebna, tyle �e musi ci�gle by� kontrolowana metodami nauki, nie mo�e, nie powinna chadza� samopas. Wyobra�nia ma jedynie pomaga� badaczowi, dostrzega� luki w materiale �r�d�owym, nasuwa� mo�li- wo�ci ich wype�nienia czy usuwania sprzeczno�ci samych danych �r�d- �owych, ale, bro� Bo�e, nie zast�powa� �r�de� i og�lnie uznanych me- tod post�powania badawczego. Jakby nie do�� by�o trudno�ci i komplikacji wynikaj�cych z same- go procesu badawczego, jak�e cz�sto dochodz� okoliczno�ci dodatkowe, zw�aszcza wtedy, gdy przedmiot bada� g��boko zwi�zany jest ze �wia- domo�ci� historyczn� spo�ecze�stwa. Pocz�tki pa�stwa polskiego, pier- wszy znany z imienia historyczny jego w�adca, chrzest i chrystia- nizacja Polski, stosunek m�odego pa�stwa polskiego do Niemiec i Sto- licy Apostolskiej, znaczenie tego pa�stwa w Europie, samodzielny cha- rakter pa�stwa polskiego czy zapo�yczenia zewn�trzne... - oto niekt�- re problemy, kt�re ze sfery nauki jak�e cz�sto wiod�y i wiod� w sfer� ideologii czy - jeszcze gorzej! - polityki. Pami�tamy mo�e (przynaj- mniej starsze i �rednie pokolenie) obchody milenium pa�stwa polskie- go w latach sze��dziesi�tych, jak� wag� przyk�ada�y �wczesne czynni- ki pa�stwowe do wykazania odr�bno�ci i podrz�dno�ci momentu chry- stianizacji wobec proces�w pa�stwowotw�rczych. Napi�te stosunki po- mi�dzy Pa�stwem a Ko�cio�em katolickim a� natr�tnie rzutowa�y na obchody milenijne. Jeszcze starsi mog� pami�ta� zapomniane ju� (na szcz�cie!), ale wcale w okresie dwudziestolecia mi�dzywojennego i II wojny �wiatowej nierzadkie pogl�dy uczonych niemieckich o dominu- j�cych rzekomo wp�ywach nordyckich (wikingowie) na kszta�towanie si� pa�stw s�owia�skich, kiedy nawet naszego Mieszka I usi�owano nie- kiedy przerobi� na germa�skiego wikinga. A jeden z najwa�niejszych bez w�tpienia w�tk�w Mieszkowych dziej�w - charakter najwcze�- niejszych stosunk�w polsko-niemieckich: ile� razy by� analizowany nie tylko, a nawet nie przede wszystkim pod k�tem ch�odnej obiektywnej refleksji naukowej, lecz jako projekcja w odleg�� przesz�o�� do�wiad- cze� i fobii narodowych doby najnowszej. Niejednokrotnie w niniej- szej pracy spotkamy si� z tymi i innymi jeszcze pokusami "moderni- zacji" przesz�o�ci, wykorzystania jej czy cho�by tylko "dopasowania" do potrzeb chwili bie��cej. Dzieje Polski nie stanowi� zreszt� pod tym wzgl�dem wyj�tku, naj- wcze�niejsze ich fazy by�y jednak zawsze szczeg�lnie podatne na wszelkiego rodzaju falsyfikacje, a cho�by tylko nie zawsze niewinne nieporozumienia. Po prostu tam, gdzie nie dostaje rzeczywistej wiedzy, a z takim przypadkiem mamy z przyczyn obiektywnych w�a�nie do czynienia, otwiera si� szerokie pole nie tylko dla "tw�rczej" wyobra�- ni, ale tak�e dla intelektualnych i politycznych nadu�y�. Jakie pokusy 1. Fragment pos�gu Mieszka I d�uta Ch. D. Raucha (1841) ze Z�otej Kaplicy katedry poz- na�skiej (zob. ilustracj� nr 20) pcha�y ju� dziejopis�w �redniowiecznych, cho�by tak wielkiego spo�r�d nich, jakim by� sam Jan D�ugosz, do "uzupe�niania" czy modyfikowa- nia wiedzy o Mieszku I i jego czasach! Niezale�nie bowiem od motyw�w mniej szlachetnych czy zupe�nie nieszlachetnych, "natura nie znosi pr�ni" i stara si� j� wype�ni�, rzadko - dodajmy - w spos�b umie- j�tny. Poka�emy w ksi��ce ogromny trud wielu uczonych, kt�rzy nierzad- ko wi�kszo�� wysi�k�w naukowego �ywota zainwestowali w roz�wietle- nie mrok�w czas�w Mieszka I, w r�ny - trwalszy lub szybciej prze- mijaj�cy - spos�b wpisuj�c si� w dzieje nauki historycznej. Poznamy ca�� plejad� historyk�w, w tym wielu bardzo wybitnych i w stopniu, w jakim to b�dzie mo�liwe w pracy popularnonaukowej, b�dziemy nie- kiedy ws�uchiwali si� w ich argumentacj�, niejako pod��ali tropem ich my�li, a to po to, by�my i my mogli do pewnego przynajmniej stop- nia wyrobi� sobie pogl�d na to, co w naszej aktualnej wiedzy o pierwszym w pe�ni historycznym Pia�cie i jego epoce jest pewne, co nale�y odrzuci� jako nieprawd�, co wreszcie znajduje si� po�rodku, b�d�c jedynie prawdopodobie�stwem lub mo�liwo�ci�, winno by� za- tem zaopatrzone znakiem zapytania, ale kto wie - mo�e w przysz�o�ci si� go pozb�dzie. Biografistyka historyczna cieszy si� tak�e w Polsce sporym zainte- resowaniem. Czytelnika wypadnie wi�c od razu na wst�pie ostrzec: Nie ma mowy o napisaniu biografii Mieszka I w pe�nym s�owa tego zna- czeniu. Na to, by w miar� wyczerpuj�co i w spos�b ods�aniaj�cy oso- bowo�� bohatera spr�bowa� wyja�niE nie tylko "zewn�trzne" koleje �ycia, ale tak�e motywacje wewn�trzne, a zatem to wszystko, czego nie powinno brakowa� w rzeczywistej biografii, biografa Mieszka I, podobnie zreszt� jak ogromnej wi�kszo�ci naszych �redniowiecznych przodk�w, po prostu nie staE. Dost�pne poznaniu i prezentacji s� bo- wiem jedynie elementy, okruchy �ycia bohatera, te, kt�re zdo�a�y uwie- czni� si� w zachowanym do dzi� materiale �r�d�owym, a wi�c te, kt�re przesz�o�� nam niejako przekaza�a. Ta okoliczno�� powinna pozosta� w naszej �wiadomo�ci podczas ca�ej lektury niniejszej ksi��ki: poznamy jedynie niekt�re fragmenty biografii Mieszka I, o innych b�dziemy mo- gli w najlepszym przypadku jedynie snu� nie�mia�e i w r�nym stop- niu uzasadnione (ale niemo�liwe do udowodnienia) przypuszczenia, oparte np. na analogiach z innych okres�w i innych obszar�w, na lo- gice samych wydarze�, zdawaj�cej si� dopuszcza� tylko takie a nie inne wyja�nienia, b�d� na tym, co teoretycy nazywaj� niekiedy "wie- dz� poza�r�d�ow�", a co mo�na sprowadzi� do og�lnej znajomo�ci �wiata, ludzi i procesu dziejowego przez historyka i czytelnika. Pomi�dzy osi�gni�ciami nauki historycznej a poziomem wiedzy szerszych warstw spo�ecze�stwa o przesz�o�ci nie ma pe�nej zbie�no�ci. W �wiadomo�ci spo�ecznej funkcjonowa�y i nadal funkcjonuj� okre�lo- ne uprzedzenia i stereotypy, do kt�rych przywykli�my i z kt�rymi nam dobrze. Nie zawsze sk�onni jeste�my z nimi si� rozstawa�, zburzy�oby nam to bowiem w jakiej� mierze gmach warto�ci, z jakimi si� solida- ryzujemy. Z niekt�rymi takimi stereotypami zetkniemy si� i w tej ksi��ce i by� mo�e uda si� autorowi w tym czy owym punkcie nam�- wi� czytelnika do porzucenia "bezpiecznego" stereotypu. Szczeg�lnie uporczywymi spo�r�d nich s� cho�by: przekonanie o odwiecznym nie- jako charakterze antagonizmu polsko-niemieckiego, o tym �e Niemcy zawsze byli stron� aktywn�, agresywn�, a Polacy - czy szerzej: S�o- wianie - tylko si� bronili, gdy� tak� rzekomo pokojow� natur� zostali obdarzeni, nast�pnie: o roli chrze�cija�stwa i Ko�cio�a u progu naszych pisanych dziej�w, wreszcie - o "odwieczno�ci" przodk�w Polak�w na ziemiach przez nich w czasach historycznych zajmowanych ("praojczy- zna" S�owian wszak mia�a si� w�a�nie nad Wis�� i Odr� znajdowa�!). Nie inaczej sk�onny by�bym zakwalifikowa� przekonanie o tym, �e pa�- stwo polskie, kt�re za panowania Mieszka I wy�ania�o si� stopniowo z pradziejowego "niebytu", musia�o mie� ju� d�ug� histori�, "no bo przecie� nie pojawi�o si� nagle jak Afrodyta z piany morskiej". Ano - zobaczymy! Chocia� bez nu��cych przypis�w i w spos�b wybi�rczy si�gaj�c do �r�de�, jeszcze za� oszcz�dniej do ogromnej, z pewno�ci� ju� obecnie nieprzebranej, literatury naukowej na temat Mieszka I i jego czas�w (wa�niejsz� z nich podam, dla wygody pilnego czytelnika, pod koniec ksi��ki), nie oszcz�dz� czytelnikowi, tam gdzie zajdzie potrzeba, trudu przedzierania si� przez g�szcz niejednoznacz= nych, nieraz sprzecznych �wiadectw �r�d�owych oraz dyskusji uczo- nych. Tam, gdzie to b�dzie mo�liwe, b�d� rzecz jasna formu�owa� w�a- sn� opini�. Czytelnicy, zw�aszcza ci zbli�eni do cechu historyk�w, ze- chc� wybaczy�, je�eli - ze wzgl�du na charakter niniejszej pracy- nie znajd� w wielu miejscach nale�nej zwykle w takich przypadkach dokumentacji naukowej. Biografii Mieszka I, jak wyja�ni�em wy�ej, je�eli poj�cie biografii rozumie� b�dziemy w sensie w�a�ciwym, jako w miar� pe�ne przed- stawienie przynajmniej zewn�trznych okoliczno�ci i fakt�w czyjego� �ycia, napisa� nie potrafimy. Trzeba zatem w wi�kszym ni� w typo- wych biografiach stopniu uzupe�nia� obraz przez uwzgl�dnienie t�a hi- storycznego, na kt�rym dzia�a� nasz bohater. Chocia� i ono znane jest niedok�adnie, to przecie� im szerzej i g��biej potraktujemy posta� Mieszka I, tym wi�ksza szansa, �e nie pominiemy jakich� wskaz�wek, rys�w, cech rzucaj�cych �wiat�o, cho�by przymglone i niepewne, na bohatera. Z drugiej jednak strony �atwo w tych warunkach o przesa- d� - ksi��ka o Mieszku nie powinna mimo wszystko zamienia� si� w ksi��k� o jego czasach. Oznacza to, �e akcent jednoznacznie po�o�ony zostanie na posta� i dzieje pierwszego historycznego Piasta, w�adcy i jednoczyciela ziem polskich, wszystko inne natomiast pozostanie, a przynajmniej powinno pozosta�, t�em, na kt�rym ON pojawi si� w spos�b wprawdzie niepe�ny, ale b�d� co b�d� pe�niejszy, ni� by to by�o mo�liwe wtedy, gdyby�my Mieszka I pr�bowali "wypreparowa�" z jego epoki. W maju 1992 r. mija 1000 lat od �mierci Mieszka I. Maj� si� odby� stosowne obchody i konferencje naukowe. Jak to zwykle bywa, "okrag- �e" jubileusze zwi�kszaj� zainteresowanie spo�eczne przesz�o�ci�, zwy- kle tak�e owocuj� cennymi nowymi opracowaniami naukowymi. Oby tak by�o i tym razem! Skromnym wyrazem ho�du dla budowniczego pa�stwa polskiego niech b�dzie r�wnie� przedk�adana czytelnikom ni- niejsza ksi��ka. Spr�buj� w niej najpierw naszkicowa� europejskie i polskie t�o wydarze�, nast�pnie - w kolejnych rozdzia�ach naniza� 8 jak gdyby w jednej kolii to wszystko, co wiemy o Mieszku I i jego sprawach, d���c w miar� mo�liwo�ci do uzyskania obrazu pe�nego, wszelako - zgodnie z tym, co zadeklarowano powy�ej - nie za wszel- k� cen�, to znaczy ani na chwil� nie porzucaj�c gruntu fakt�w i uzasad- nionych hipotez. Najpierw jednak, tak�e dlatego, �eby odci��y� dalszy tekst od pow- tarzania tego, co niezb�dne, przedstawimy �r�d�a historyczne, na podstawie kt�rych przyst�pujemy do rekonstrukcji dziej�w �ycia i pa- nowania Mieszka I. Rozdzia� I G��WNI �WIADKOWIE �r�de� jest niewiele i w dodatku panowanie Mieszka I o�wiet- laj� one nier�wnomiernie. Szczeg�lnie dotkliwie odczuwa historyk niemal zupe�ny brak �r�de� rodzimych, polskich, wsp�czes- nych Mieszkowi. Jest on jednak zrozumia�y, skoro dopiero chrze- �cija�stwo przynios�o spo�eczno�ciom �yj�cym na ziemiach polskich w X wieku znajomo�� czytania i pisania, a tym samym mo�liwo�� ��czno�ci cywilizacyjnej z Europ� chrze�cija�sk� wraz z szans� ko- rzystania z ogromnego dorobku my�li europejskiej, a z czasem- ale znacznie p�niej - aktywnego w��czenia si� do europejskiej wsp�lnoty kulturowej. Nie brakowa�o co prawda w nowszych nam czasach pr�b wykazania, �e ju� poga�scy S�owianie tu i �wdzie znali pismo i umieli si� nim pos�ugiwa�, ale z regu�y okazywa�o si� to mistyfikacj�, jak w przypadku tzw. kamieni mikorzy�skich, czyli autentycznych �aren, na kt�rych nieznany fa�szerz wyku� ry- sunki przedstawiaj�ce posta� ludzk� i zwierz�c�, dodaj�c rzekomo s�owia�skie znaki runiczne. Je�li chodzi o znaki na fragmentach glinianej polepy, odkryte w 1986 roku w Podeb�ociu na pograniczu Mazowsza i Ma�opolski, kt�re dadz� si� istotnie odczyta� jako grec- kie litery IXCH i zinterpretowa� jako skr�t s��w Isus Christos Nika {Jezu Chryste, �wyci�aj!) 1, t�umaczy� je mo�na czasowym prze- bywaniem na ziemiach polskich, cho�by w charakterze je�c�w wo- jennych, jakich� chrze�cijan (z Niemiec lub z pa�stwa morawskie- go?), nie m�wi�c ju� o tym, �e na podstawie tak niepozornego i nie- I W latach 1986 (numer �wi�teczno-noworoczny) -1987 na �amach war- szawskiego tygodnika "Kultura" toczy�a si� dyskusja polskich uczonych na temat odkrycia w Podeb�ociu. Zob. nr 52/53 z 1986 r., nr 4, 9, 12, 15, 16, 18, 22 z 1987 r. oraz nr 16 z 1988 r. 11 zupe�nie dla uczonych jasnego znaleziska, nawet zak�adaj�c jego autentyczno��, trudno o jakiekolwiek uog�lnienia. To zreszt�, �e wraz z przyj�ciem chrze�cija�stwa pojawili si� w pa�stwie Mieszka ludzie znaj�cy sztuk� czytania i pisania (litte- rati), wcale nie oznacza szybkiej kariery pi�miennictwa w naszym kraju. Nawet w Europie Zachodniej, gdzie znacznie wcze�niej ni� w Polsce nast�pi� prze�om cywilizacyjny, pisanie i czytanie by�o we wczesnym �redniowieczu sztuk� bardzo ekskluzywn�, dost�pn� jedynie wybranym, w praktyce wy��cznie ludziom Ko�cio�a i to daleko nie wszystkim (wielu pleban�w i mnich�w by�o, przynaj- mniej w praktyce, analfabetami). Ludzie �wieccy, i to nie tylko skromnej kondycji spo�ecznej, lecz tak�e przedstawiciele g�rnych warstw, do osoby panuj�cego i jego rodziny w��cznie, obywali si� bez tych umiej�tno�ci i nie by�o to bynajmniej postrzegane jako ujma czy brak. Nawet tak wybitny w�adca, jakim by� Karol Wiel- ki, kt�ry mia� naprawd� du�o zrozumienia dla spraw umys�owych i w og�le - kultury, i kt�ry ogromnie przyczyni� si� do podniesie- nia o�wiaty i pi�miennictwa w swoim rozleg�ym imperium, nie umia� nawet si� podpisa� i - je�eli wierzy� jego biografowi - po- s�ugiwa� si�, gdy zasz�a taka potrzeba, specjalnie dla� sporz�dzonym szablonem, za pomoc� kt�rego sk�ada� podpis. Do czytania i pisa- nia w�adcy i mo�ni tego �wiata mieli duchownych skryb�w. Gdy kt�ry� z w�adc�w tej, a tak�e nieco jeszcze p�niejszej epoki, pod wzgl�dem wykszta�cenia czy intelektu wyrasta� ponad spo�ecznie oczekiwan� przeci�tno��, odbija�o si� to �ywym echem w historio- grafii, a on sam cz�sto wyr�niany by� specjalnym przydomkiem (jak np. Henryk I Beauclerc, czyli "wykszta�cony" w Anglii). Wia- domo, �e wnuk Mieszka I, Mieszko II (1025-1034), mia� by� tak bardzo wykszta�cony, �e zna� jakoby nie tylko �acin�, ale nawet j�zyk grecki, co je�eli nie jest nieporozumieniem lub przesad� re- toryczn�, stanowi�oby nie lada ewenement w�r�d w�adc�w tej do- by. Pisano wi�c w Polsce pierwszych Piast�w niewiele, raz dlatego, �e nie bardzo mia� kto, nie m�wi�c ju� o wysokich kosztach, prze- de wszystkim za� dlatego, �e nie odczuwano jeszcze potrzeby pi- sania, utrwalania na pi�mie zdarze� i my�li, a je�eli ju� w jakiej� dziedzinie, np. ksi�g liturgicznych, nie mo�na by�o oby� si� bez wytwor�w sztuki pisarskiej, to potrzeb� t� zaspokajano przez im- port z zagranicy. 12 Bardzo skromne, cho� szacowne i wa�ne z poznawczego punktu widzenia, �wiadectwa rodzime do czas�w Mieszka I, om�wimy po- kr�tce nieco p�niej, w pierwszej za� kolejno�ci uwag� kierujemy na �r�d�a obce, powsta�e poza Polsk�, ale o�wietlaj�ce nasze pol- skie najwcze�niejsze dzieje, one bowiem przynosz� podstawowy zr�b danych do tych czas�w. S� to �wiadectwa ogromnej wagi, ale - jak zaraz zobaczymy- nawet one jak�e cz�sto nie odpowiadaj� na pytania stawiane przez historyka, a je�eli odpowiadaj�, to nie zawsze w spos�b budz�cy pe�ne zaufanie, niekiedy wygl�daj� wr�cz niewiarygodnie, znajdu- jemy sprzeczne albo przynajmniej rozbie�ne wypowiedzi �r�de�, wreszcie - co ju� podnosili�my wy�ej - o�wietlaj� one nasze dzieje w spos�b wybi�rczy i nier�wnomierny. Ze wzgl�du na to, �e najwa�niejsze z tych �r�de� s� pochodzenia niemieckiego, a zatem autor�w ich interesowa�y przede wszystkim powi�zania dziej�w Polski z dziejami Niemiec, zachodni, niemiecki asnat panowania Mieszka I znany jest - co prawda nie idealnie - stosunkowo do- kladnie, a ma�o krytyczny historyk, nie w pe�ni �wiadomy owej "niemieckiej" perspektywy �r�d�owej, m�g�by doj�� do przedwcze- snego wniosku, �e innych problem�w, poza niemieckimi, Mieszko I i jego poddani nie mieli. Historyk usi�uj�cy bada� dzieje Polski X wieku ma tak�e pod tym wzgl�dem pecha, �e to w�a�nie stulecie nale�y w Europie Za- chodniej do najmniej znanych, najs�abiej o�wietlonych w materiale �r�d�owym. W nast�pnym rozdziale zobaczymy, jakie by�y tego przyczyny, dlaczego X stulecie, nazywane niekiedy alegorycznie "wiekiem �elaznym" , z punktu widzenia t�tna �ycia umys�owego by�o "stuleciem ciemnym" (saeculum obscurum, duk ages), swego rodzaju "do�kiem" pomi�dzy dopalaj�cym si� w IX wieku "odro- dzeniem karoli�skim" a pot�niej�cym w ci�gu XI wieku wszech- stronnym o�ywieniem spo�ecze�stw europejskich, kt�re ju� pod koniec tego stulecia zaowocuje nowym, znacznie od karoli�skiego pot�niejszym i g��bszym "renesansem XII wieku". Niezale�nie od przyczyn �wczesnego za�amania cywilizacyjnego, jego skutki dla historyka s� oczywiste: w "stuleciu �elaznym" ma�o dbano o kulty- W nawi�zaniu do antycznego mitu o "z�otym", "srebrnym" i "�elaz- nym" okresie w dziejach ludzko�ci, a zatem o pogarszaniu si� ludzkiej kondycji w miar�,.starzenia si�" �wiata i ludzko�ci. 13 wowanie pi�miennictwa, nauk i sztuk, ma�o kto chwyta� za pi�ro, horyzont my�lowy si� zaw�a�, kog� tam interesowa�o tak na- prawd�, co si� dzieje w�r�d s�owia�skich "barbarzy�c�w"? Tym wi�ksz� wdzi�czno�� winni�my tym nielicznym, kt�rzy jednak z takich czy innych powod�w nimi si� zainteresowali. Na pierwszym miejscu wymienimy dw�ch autor�w niemieckich, obu duchownych, ale r�nej rangi i r�nej osobowo�ci: mnicha bene- dykty�skiego z klasztoru saskiego w (Nowej) Korbei - Widukinda i biskupa merseburskiego Thietmara. Widukind urodzi� si� oko�o 925 roku, daty �mierci tego kroni- karza nie znamy nawet w przybli�eniu. Cho� pochodzi� z arysto- kracji saskiej (r�d jego wywodzi� si� od p�legendarnego przyw�d- cy Sas�w w wojnach z Karolem Wielkim, tego samego co kronikarz imienia) i by� krewnym kr�lowej Niemiec, �ycie sp�dzi� we wspo- mnianym klasztorze, gdzie zdoby� do�� gruntowne wykszta�cenie (tak�e w zakresie niekt�rych autor�w antycznych, m.in. Liwiusza, Salustiusza, Cycerona i Cezara). Jedyne zachowane dzie�o Widu- kinda to "Dzieje Saskie" (Res gestae Sazorcicarum.) w trzech ksi�- gach, obejmuj�ce dzieje tego plemienia niemieckiego, kt�re na po- cz�tku X wieku zaj�o przoduj�ce miejsce w pa�stwie niemieckim, od na po�y legendarnych pocz�tk�w, a� do lat sze��dziesi�tych X wieku. Widukind, cho� mnich, pisa� w duchu w�a�ciwie zupe�nie �wieckim i "saskim" - jego kronika jest niezast�pionym �r�d�em do dziej�w Sas�w i ich miejsca w Rzeszy, jak r�wnie� do kszta�to- wania si� poczucia wi�zi etnicznej w Niemczech X wieku. Dzi�ki wyostrzonemu spojrzeniu na sprawy etniczne, dzie�o Widukinda jest tak�e nadzwyczaj cennym �r�d�em do dziej�w wschodnich s�siad�w Niemiec - W�gr�w, a zw�aszcza S�owian. W�a�nie Widu- kindowi zawdzi�czamy podstawowy opis zmaga� Henryka I i Otto- na I z zagro�eniem w�gierskim oraz walk ze S�owianami Po�abski- mi i Czechami. Interesuj�cym szczeg�em jest pomini�cie faktu za�o�enia przez Ottona I metropolii magdeburskiej i biskupstw dla ziem s�owia�skich. W 66 rozdziale III ksi�gi dzie�a Widukinda znaj- duje si� najwcze�niejsza - jak si� na og� przyjmuje - wiado- mo�� o pa�stwie Mieszka I, jak� posiadamy (zob. rozdzia� VII). Z dalszych wydarze�, szczeg�lnie wa�nych z naszego punktu wi- dzenia, przedstawi� Widukind, niew�tpliwie w spos�b niepropor- cjonalnie dok�adny w stosunku do wa�no�ci, spraw� buntownicze- go grafa Wichmana i jego walki z Mieszkiem I oraz - cho� ju� znacznie bardziej pobie�nie - podboje margrabiego Gerona oraz wczesny etap stosunk�w polsko-niemieckich. O chrzcie Mieszka I Widukind nawet nie wspomnia�. Kronika biskupa Thietmara z Merseburga (ur. w 975 r., zm. w 1018 r.) jest dzie�em znacznie od kroniki Widukinda obszerniej- szym, o szerszym "oddechu", jako �e obejmuje ju� nie tylko dzieje saskie, lecz ca�ych Niemiec, ze wszelkimi europejskimi powi�zania- mi. Wida� wyra�nie, �e autor nie by� mnichem w zaciszu klasztor- nym, lecz wielkim panem, biskupem, blisko zwi�zanym z najbar- dziej wp�ywowymi kr�gami feudalnego spo�ecze�stwa niemieckie- go, g��boko zaanga�owanym w sprawy Ko�cio�a i pa�stwa. Kronika powsta�a pod koniec �ycia biskupa merseburskiego, jest najwa�niej- szym �r�d�em historycznym do dziej�w Niemiec w og�le, a Ko�cio- �a wschodnioniemieckiego w szczeg�lno�ci z prze�omu X na XI wiek, a tak�e do dziej�w Po�abszczyzny, Polski i Czech. Opr�cz sto- sunk�w polsko- (s�owia�sko-) niemieckich, szeroko uwzgl�dni� Thietmar (kt�ry jako biskup diecezji po�o�onej w ca�o�ci na tery- torium s�owia�skim zna� nieco j�zyk S�owian) pewne aspekty wew- n�trznych dziej�w tych kraj�w (np. religi� Po�abian, obyczaje w Polsce). Kronika, przesi�kni�ta niepospolit� indywidualno�ci� autora, zwolennika "realnej" polityki na wschodzie (nie takiej, ja- kiej pragn�� cesarz Otton III), nieugi�tego bojownika o prawa Ko- �cio�a, ale zarazem nie entuzjasty rodz�cej si� w�a�nie idei reformy tego� Ko�cio�a, mimo ca�ej swej tendencyjno�ci i pewnego niedo- pracowania stylistycznego (�mier� przerwa�a Thietmarowi zapew- ne prac� nad kronik�), dzi�ki uczciwo�ci pisarskiej autora, jego starannemu wykszta�ceniu oraz nader krytycznemu i niezale�ne- mu umys�owi, stanowi jeden z najwybitniejszych pomnik�w dziejo- pisarstwa �redniowiecznych Niemiec. Oparta w starszych partiach m.in. na dziele Widukinda, r�ni si� od niego ideowo, a niekiedy tak�e w konkretnych sprawach. Zobaczymy, �e zdaniem cz�ci uczonych polskich, w pewnym niezmiernie wa�nym z punktu wi- dzenia historii Polski miejscu Thietmar zniekszta�ci� a zdaniem innych - uzupe�ni� odno�ny przekaz Widukinda. Poniewa� jednak w nauce polskiej niekiedy wyst�puje tendencja do niedocenienia dzie�a Thietmara czy przesadnego akcentowania jego antypolskiej wymowy, �atwo o "wylanie dziecka z k�piel�". Zapami�tajmy: 15 Thietmar jest na og� autorem godnym zaufania, dobrze poinfor- mowanym, inteligentnym i prawdom�wnym. Co oczywi�cie nie zwalnia uczonego od zawsze potrzebnego krytycyzmu tak�e wobec tego niepospolitego dzie�a. Czasy Mieszka I to dla Thietmara ju� przesz�o��, kt�r� zna� ze s�yszenia i relacji innych, natomiast dla czas�w Boles�awa Chro- brego jest on ju� �wiadkiem bezpo�rednim, po cz�ci uczestnikiem burzliwych wydarze� pocz�tku XI wieku. Gdy urywa si� dzie�o Thietmara, od razu jakby g�stsza mg�a pokry�a dzieje Polski - nie- rych�o znalaz� si� autor, kt�ry by tak dok�adnie je relacjonowa�. Czasy Mieszka I z perspektywy wojen Henryka II z Boles�awem Chrobrym jawi�y si� Thietmarowi nawet jako okres spokoju i wsp�pracy wzajemnej, posta� Mieszka kronikarz w pewnym miejscu wr�cz przeciwstawi� buntowniczemu synowi! W ka�dym razie gdyby nie Widukind, a zw�aszcza gdyby nie Thietmar, jak �a�o�nie ma�o wiedzieliby�my o czasach dw�ch pierwszych histo- rycznych Piast�w! Nie piszemy tu szczeg�owego przewodnika po �r�d�ach do dziej�w Polski za czas�w Mieszka I, wspominamy tylko o najwa�- niejszych, dlatego pominiemy w tym miejscu roczniki niemieckie, potwierdzaj�ce niekiedy dane kronikarskie, zawsze z podaniem do- k�adnej daty rocznej, niekiedy je koryguj�ce, a nawet - uzupe�- niaj�ce. Najwa�niejszymi z nich s� roczniki z Hildesheimu (Anna- les Hildesheimeses) i z Kwedlinburga (Annales Quedlinburgenses). Pominiemy tak�e r�ne drobniejsze �r�d�a, mimo �e niekiedy przy- nosz� one godne uwagi informacje i jedynie tytu�em przyk�adu wspomnijmy o nekrologach niekt�rych klasztor�w niemieckich, in- formuj�cych o �mierci Mieszka I czy grafa Wichmana, oraz utwo- rach hagiograficznych, jak "�ywot biskupa augsburskiego Udalry- ka" (pi�ra Gerarda), kt�ry zawiera opowiadanie o zranieniu Miesz- ka I zatrut� strza�� i wyleczeniu za wstawiennictwem �w. Udal- ryka. Rzecz jasna, do tych i wielu innych informacji �r�d�owych powr�cimy w odpowiednich miejscach tej ksi��ki. Natomiast koniecznie musimy kilka s��w po�wi�ci� �r�d�u bar- dziej egzotycznemu, kt�remu nie bez powodu przypisuje si� ogrom- n� rol� w badaniach nad czasami Mieszka I, i to w�a�nie wczesnym okresem jego panowania. Jest to s�ynny fragment relacji kupca i podr�nika pochodzenia �ydowskiego, ale w s�u�bie kalifa kordo- ba�skiego, Ibrahima ibn Jakuba, dotycz�cej �wczesnej S�owia�sz- czyzny. Podr� Ibrahima do kraj�w s�owia�skich datuje si� naj- cz�ciej na lata 965-966. Nie wiemy, jaki by� jej w�a�ciwy cel (handlowy, polityczny, wywiadowczy?), najgorsze za� to, �e rela- cja Ibrahima nie zachowa�a si� do naszych czas�w w ca�o�ci, lecz jedynie we fragmentach przej�tych przez kilku p�niejszych (od XI do XV wieku) autor�w arabskich. We fragmentach tych wyst�- puj� niekiedy niezgodno�ci, co tym bardziej utrudnia okre�lenie te- go, co naprawd� pochodzi od Ibrahima, co za� stanowi p�niejsze dodatki czy zniekszta�cenia. W pa�stwie Mieszka I Ibrahim oso- bi�cie nie by�, by� jednak zapewne w Pradze oraz w Magdeburgu, gdzie pewnych informacji (akurat nie najbardziej wiarygodnych) udzieli� mu sam cesarz Otton I. Znaczenie relacji Ibrahima o Pol- sce polega nie tylko na unikatowych informacjach dotycz�cych spraw wewn�trznych m�odego pa�stwa (zw�aszcza organizacja dru- �yny ksi���cej), nie tylko na tym, �e dane podr�nika potwierdza- j� i u�ci�laj� pewne kwestie zwi�zane z wojnami prowadzonymi przez Mieszka I, lecz tak�e i mo�e przede wszystkim na tym, �e jest to obraz, cho� fragmentaryczny, to przecie� w jakim� sensie syntetyczny, �e dla Ibrahima pa�stwo Mieszka I jest jednym i to najrozleglejszym z czterech dostrze�onych przeze� pa�stw s�owia�- skich (obok "Polski" - w cudzys�owie, gdy� ani Ibrahim, ani Wi- dukind z Korbei, ani �adne inne �r�d�o z X wieku nazwy tej jesz- cze nie zna - Ibrahim wymieni� Bu�gari�, Czechy i pa�stwo Obo- drzyc�w). Jest jeszcze jedno �r�d�o, kt�rego pomin�� tu nie spos�b, praw- dziwy "koszmar mediewist�w polskich, ale tak�e teren nieustan- nych potyczek naukowych i to najt�szych g��w. Nikt ju� bodaj nie wie, ile prac naukowych, cz�sto ca�kiem imponuj�cej obj�to- �ci, zosta�o po�wi�conych zabytkowi, kt�ry sk�ada si� raptem z kil- ku linijek tekstu i w kt�rym niemal ka�de s�owo mo�e stanowi� przedmiot nie ko�cz�cych si� polemik naukowych. To s�ynny do- kument, a w�a�ciwie regest (streszczenie) dokumentu, nazywany od pocz�tkowych s��w Dagome iudex. Pod tym imieniem ukrywa si�, o czym bodaj nikt ju� dzi� nie w�tpi, nasz Mieszko I, a tre�ci� regestu jest darowizna przedsi�wzi�ta przeze�, wraz z drug� �on� Od� oraz synami zrodzonymi z tego ma��e�stwa, pod koniec �ycia i panowania (900-992). Darowizna nie byle jaka i nie byle jaki by� 17 odbiorca darowizny: donatorzy oddawali swoje pa�stwo czy pod= stawow� jego cz�� (jak wspomnia�em, niemal wszystko w Dagome iudex jest sporne i tak�e my nieraz b�dziemy sobie nad tym teks- tem �amali g�ow� w niniejszej ksi��ce) pod opiek� Stolicy Apostol- skiej, czyli - jak to si� zwyk�o w�wczas okre�la� - na w�asno�� �wi�temu Piotrowi aposto�owi. Nie wiadomo, czy regest Dagome iudex mo�na traktowa� jako �r�d�o polskiej czy papieskiej proweniencji. To znaczy: regest pow- sta� w drugiej po�owie XI wieku (a zatem prawie sto lat po samym akcie donacji) w Rzymie, ale nie wiadomo, czy sam dokument, kt�- ry oko�o 990 roku zosta� niechybnie wystawiony i kt�ry w�a�nie zosta� pod koniec XI wieku streszczony (zregestowany), zosta� wy- stawiony i spisany np. w Gnie�nie czy te� - przez wys�a�c�w ksi���cych - w Rzymie, pod fachowym okiem papieskich urz�d- nik�w. Natamiast je�eli rozgl�daliby�my si� za wczesnymi �r�d�a- mi niew�tpliwie polskiej proweniencji do czas�w Mieszka I, mu- sieliby�my ograniczy� si� do lakonicznych, cho� niezmiernie tak�e w swej lakoniczno�ci wa�nych, wzmianek w rocznikach polskich, ze s�ynnymi Dubrovka venit ad Meskoem, Mysko dux baptizatur ("D�br�wka przybywa do Mieszka", "Ksi��� Mieszko przyjmuje chrzest") na czele. Niestety, wiadomo�ci starszych i wiarygodnych rocznik�w polskich odnosz�cych si� do czas�w Mieszka I jest bar- dzo niewiele i bez wi�kszego trudu b�dziemy mogli si� z nimi za- poznawa� w toku dalszych wywod�w. W dodatku najdawniejsze dzieje polskiego rocznikarstwa znane s� niezbyt dobrze, wersje naj- starsze nie zachowa�y si� bowiem w postaci oryginalnej, lecz w p�- niejszych, niekiedy znacznie p�niejszych, przer�bkach i wyci�- gach, tak �e z najwi�kszym jedynie wysi�kiem uczonych i bez wy- nik�w powszechnie akceptowanych mo�na sobie wyrobi� pogl�d na temat czasu powstania tych najstarszych zapisek. Nie bez s�usz- no�ci przyjmuje si� dzi� na og�, �e wymienione dwie notatki roczni- karskie pochodz� rzeczywi�cie, obok kilku dalszych, z najstarszego rocznika prowadzonego w Polsce najpierw przez biskupa Jordana, 18 nast�pnie za� przez arcybiskupa Radzima-Gaudentego (tzw. Rocz- nik Jordana-Gaudentego), kt�ry wprawdzie zagin�� p�niej, ale na pocz�tku XII wieku wzbogacona tymczasem jego tre�� zosta�a przej�ta przez zabytek tym razem zachowany szcz�liwie do dzi� i nosz�cy miano Rocznika dawnego (w nieco starszej nauce za�: Rocznika �wi�tokrzyskiego dawnego). Jak�� wersj� rocznika polskiego musia� mie� na swoim pulpicie pisarskim najstarszy kronikarz polski, kt�rym by�, jak wiadomo, cudzoziemiec �yj�cy na dworze Boles�awa III Krzywoustego. Nie przekaza� nam on swego imienia i tradycyjnie nazywa si� go Gal- lem Anonimem. Wspania�e dzie�o Anonima (Kroniki i czyny ksi�- ��t i w�adc�w polskich), z trzech ksi�g z�o�one, pisane kunsztow- nym j�zykiem, proz�, lecz z rytmicznymi fragmentami, ma na celu apoteoz� Krzywoustego, lecz poniewa� do "image" �redniowiecz- nego w�adcy nale�a�o tak�e przedstawienie jego przodk�w i ich chwalebnych czyn�w, pierwsz� ksi�g� kroniki Gall po�wi�ci� wcze�niejszym od Krzywoustego dziejom Piast�w i Polski. Po raz pierwszy zatem mamy do czynienia ze zwartym zarysem dziej�w Polski w pierwszym okresie jej istnienia. Gall Anonim wykroczy�, cho� jakby nie�mia�o, a mo�e po prostu nie dysponuj�c lepszymi wiadomo�ciami, poza czasy Mieszka I, to znaczy w g��b czas�w poga�skich, opisuj�c, cho�by w na po�y legendarnej formie, oko- liczno�ci zaw�adni�cia tronem pola�skim przez przodk�w Miesz- ka I, kt�rych potrafi wprawdzie wymieni� "po kolei" z imienia, ale o kt�rych nie umia� powiedzie� w zasadzie nic konkretnego. Panowanie Mieszka I to prawdziwy prze�om, to "przejrzenie" na- rodu polskiego, symbolizowane przez cudowne przywr�cenie przez Boga wzroku �lepemu od urodzenia Mieszkowi. To nie tylko opo- wiadanie o dziejach, lecz tak�e ideologia: tak w�a�nie, zdaniem Anonima, powinny wygl�da� najdawniejsze dzieje s�awnego narodu polskiego i bohaterskich jego w�adc�w. Oznacza to, �e kronika Galla w stosunku do czas�w Mieszka I i jego bezpo�rednich nast�pc�w jest �r�d�em szczeg�lnego rodzaju: przede wszystkim p�niejszym od opisywanych wydarze�, poza tym - porz�dkuj�cym te wydarzenia z punktu widzenia potrzeb autora i jego mocodawc�w na pocz�tku XII wieku. Nie odmawiamy dzie�u Anonima warto�ci �r�d�owej tak�e w odniesieniu do czas�w dw�ch pierwszych Piast�w, a nawet w jakiej� mierze do czas�w 19 przedmieszkowych - czy� mo�emy sobie wyobrazi�, by na dworze Krzywoustego i na stolicach biskupich w Polsce, w kt�rych to kr�- gach Gall si� obraca� i jako cudzoziemiec na informacje z tych kr�g�w by� po prostu skazany, tak zupe�nie zagin�a pami�� o Mieszku I i Boles�awie Chrobrym, by obcy kronikarz m�g� do- pu�ci� si� jakiej� grubszej falsyfikacji? Ale niech to, co podnie�li�- my, pozostanie w naszej pami�ci. Obraz najdawniejszych dziej�w Polski w kronice Galla Anonima podleg� swoistej transformacji i musi by� kontrolowany, najlepiej za pomoc� innych, od Galla niezale�nych �r�de�, mo�liwie wczesnych i wiarygodnych. Natomiast niewiele da�oby sprawdzanie danych Galla Anonima informacjami zaczerpni�tymi z p�niejszych kronik i rocznik�w polskich, gdy� w zasadzie powtarzaj� one tylko i uzupe�niaj� albo "uzupe�niaj�" dane Anonima. Nie mo�na co prawda wykluczy�, �e tu i �wdzie i w tych zabytkach, takich jak kronika mistrza Win- centego Kad�ubka, Kronika polsko-�l�ska, Kronika wielkopolska czy rozmaite p�niejsze roczniki, mog�y zachowa� si� �lady au- tentycznej tradycji o czasach mieszkowych, nie znanej �r�d�om wcze�niejszym, nawet Gallowi, ale nie s�dz�, by mog�y to by� licz- ne przypadki, a co mo�e jeszcze wa�niejsze i utrudniaj�ce nauko- we spo�ytkowanie podobnych "rewelacji" - na og� nie mamy �adnej mo�liwo�ci sprawdzenia ich wiarygodno�ci. Znaczy to, �e jeste�my w takiej sytuacji badawczej, �e nie spos�b stwierdzi� ani prawdziwo�ci danej informacji, ani jej zaprzeczy�. Obok �r�de� polskich tak�e niekt�re p�niejsze �r�d�a obce za- wieraj� nowe informacje o Mieszku I i jego czasach. Wymieni�bym tu zw�aszcza najstarsz�, niemal wsp�czesn� Gallowi Anonimowi Kronik� Czech�w pi�ra praskiego kanonika Kosmasa, r�wnie� dwunastowieczn� anonimow� kronik� starorusk� (Powie�� lat mi- nionych lub - nie�ci�le - Kronika Nestora), w kt�rej zachowa�a si� pod 981 rokiem unikatowa wiadomo�� o odebraniu "Lachom" przez W�odzimierza kijowskiego Przemy�la, Czerwienia "i innych grod�w", wreszcie - ale w tym przypadku wiarygodno�� histo- ryczna jest szczeg�lnie kontrowersyjna - niekt�re sagi skandy- nawskie, przede wszystkim o wikingach z Jomsborga (Jomsvikin- gasagn), kt�re prawdopodobnie zachowa�y pewne odleg�e echa wia- domo�ci o stosunkach Mieszka I z grupami wiki�skimi penetruj�- cymi tak�e po�udniowe wybrze�a Ba�tyku. 20 I to ju� by�oby w�a�ciwie wszystko, gdyby... W�a�nie - gdyby otwarta ksi�ga ziemi", odczytywana przez archeolog�w, nie po- mog�a uczonemu. Grody na ziemiach polskich burzone lub przeciw- nie budowane czy rozbudowywane przez pierwszych Piast�w, skar- by monet po�wiadczaj�ce przebieg dr�g handlowych i kierunki wy- miany, groby i cmentarzyska, na kt�rych jak w zwierciadle odbija si� proces chrystianizacji kraju, cho�by w postaci zarzucania kre- macji i po�miertnego wyposa�ania zmar�ych na rzecz zapomnianej od wielu wiek�w inhumacji (grzebania cia�), wreszcie pojedyncze znaleziska broni, narz�dzi pracy, element�w stroju, ozd�b, cerami- ki itd. - przemawiaj� do uczonego, spragnionego g��bszej wiedzy o przesz�o�ci, g�osem donios�ym, wydatnie - cho� nie wszechstron- nie - poszerzaj�c i pog��biaj�c zasi�g informacji �r�d�owych. Rza- dziej dotycz� one wydarze� jednostkowych, np. politycznych, na- tomiast podstawowe jest ich znaczenie przy rozpatrywaniu zja- wisk typowych, spo�ecznych, jak np. sposobu �ycia naszych przod- k�w, ich wierze�, poziomu kultury materialnej, upodoba� estety- cznych. Tym jeszcze dane archeologii r�ni� si� na korzy�� od da- nych �r�de� pisanych, �e w znacznie szerszym stopniu ogarniaj� �wczesne spo�ecze�stwo, tak�e ni�sze i bardziej od dwor�w odda- lone jego cz�ci, podczas gdy �r�d�a pisane obarczone s� cech� ograniczenia spo�ecznego, gdy� pisane przez przedstawicieli sfer rz�dz�cych b�d� przynajmniej w ich s�u�bie, odzwierciedlaj� z re- gu�y jedynie �ycie, dzie�a i my�li elit spo�ecznych. Rozdzia� II WIEK �ELAZNY" Na par� lat przed pojawieniem si� pa�stwa polskiego na arenie dziejowej nieznany z imienia mnich benedykty�ski, zapewne z opactwa Saint-Germain d'Auxerre (w Burgund�), napisa� list do niewymienionego z imienia biskupa Verdun, kt�rym m�g� by� b�d� Berengar (940-960), b�d� Wikfred (962-972). Biskup by� czym� ogromnie zaniepokojony. Ot� mno�� si� grzechy i nieprawo�ci w�r�d chrze�cijan i w Ko�ciele, znaki na niebie i na ziemi zdaj� si� zapowiada� czas s�du. Czy� nie zbli�a si� rok tysi�czny, kt�ry - je�eli uwa�nie przeczyta� starotestamentowe proroctwa - ma by� rokiem pojawienia si� apokaliptycznych lud�w Goga i Magoga, kt�re, z wyrok�w boskich, maj� sro�y� si� na �wiecie, karaj�c lu- dzi za ich wyst�pki i zbrodnie? Wprawdzie chrze�cijanie zav,,sze, od czas�w apostolskich, musieli si� liczy� z przemijaniem tego �wia- ta i nadej�ciem apokaliptycznych nieszcz�� zapowiadaj�cych spra- wy ostateczne, ale gdy up�ywa�y pokolenie za pokoleniem, a �wiat trwa�, przestano w praktyce oczekiwa� rych�ego spe�nienia si� biblijnych przepowiedni. To znaczy, nikt nie w�tpi�, �e to kiedy� nast�pi, ale poniewa� czas spe�nienia si� Pisma jest cz�owiekowi nieznany, powt�rne przyj�cie Chrystusa na �wiat, S�d Ostateczny nad rodzajem ludzkim itd. stawa�y si� czym� jak gdyby mniej realnym, usytuowanym w bli�ej nie okre�lonej, zapewne do�� je- szcze odleg�ej przysz�o�ci... Teraz jednak u�wiadomiono sobie, �e ko�czy si� ca�e tysi�clecie dziej�w ludzkich od chwili przyj�cia Chrystusa na �wiat, kt�re za- pocz�tkowa�o now�, ostatni� epok� w dziejach ludzko�ci. A wiele wskazuje na to, �e Gog i Magog ju� pojawili si� na zie- 22 mi. Czy� sro��cy si� w Europie dzicy wojownicy zwani W�grami (Hungari), o kt�rych nikt wcze�niej nic nie s�ysza�, to w�a�nie nie owi zapowiedziani je�d�cy Apokalipsy, Gog i Magog z proroctwa Ezechiela? Spokojni p�niej W�grzy istotnie w IX-X wieku byli utrapieniem Europy �rodkowej, zw�aszcza Niemiec po�udniowych i �rodkowych, a ich ataki, wyniszczaj�ce kraj, raz po raz dociera�y do Francji (Burgundia by�a oczywi�cie szczeg�lnie nara�ona) i Italii. Mnich stara si� uspokoi� przera�onego ksi�cia Ko�cio�a. Ju� niejednokrotnie w przesz�o�ci usi�owano z Gogiem i Magogiem ��- czy� obce, napastnicze ludy i powa�ni Ojcowie Ko�cio�a podnosili brak podstaw do ��czenia konkretnych wydarze� i nieszcz�� tra- pi�cych chrze�cijan z zapowiedziami Pisriia Swi�tego. Zapowiedzi te maj� e�chatologiczny sens i nie wolno ich t�umaczy� historycz- nie - to nadu�ycie, nieudolna i grzeszna pr�ba odgadni�cia wyro- k�w Najwy�szego. We�my takich oto W�gr�w: to� to zupe�nie nor- malny lud przyby�y ze wschodu i z p�nocy, tylko dlatego nie zna- ny dziejopisom, �e zmieni� nazw�, jako �e g��d ich wyp�dzi� z meo- tyjskich bagien, przeto od g�odu ("Hunger") nazywaj� si� Hungri ("g�odomory"). Mog� by� gro�ni i wiele nieszcz�� przysporzy� chrze�cijanom, ale nie ma w nich nic demonicznego. W og�le za� "Gog i Magog" to nie �aden konkretny lud, lecz figura retoryczna, jak� pos�u�y� si� autor natchnionego tekstu; ju� �w. Hieronim stwierdzi�, �e nazwa ta oznacza po prostu og�lnie: prze�ladowanie wiernych przez heretyk�w. �y� wi�c bogobojnie, pami�ta� o �mierci i czekaj�cych ka�de- go cz�owieka sprawach ostatecznych, ale nie wypatrywa� obez- w�adniaj�cego umys� i serce bliskiego ju� jakoby ko�ca �wiata, przeciwnie - wykorzysta� pozosta�y cz�owiekowi do dyspozycji czas jak najlepiej dla w�asnej duszy i og�lnego dobra, oto zalece- nie wynikaj�ce zar�wno z om�wionego tu listu burgundzkiego be- nedyktyna (swoj� drog�, nieco to dziwne, �e skromny mnich mu- sia� tak wa�ne rzeczy obja�nia� biskupowi, a nie odwrotnie) oraz z wielu innych przejaw�w g�osu rozs�dku, jakie spotykamy w pi�- miennictwie europejskim poczynaj�e od IX wieku, a zatem wraz z epok� karoli�sk�, poprzez ca�y wiek X, a nawet jeszcze w wieku XI. To niew�tpliwy dow�d na do�� szerokie zja- wisko nastroj�w milenarnych, oczekiwania na zbli�aj�cy si� ko- 23 niec �wiata i trwogi przed nim, jakie by�y udzia�em r�nych kr�g�w i okolic Europy w miar� zbli�ania si� do owego, dla wielu magicznego, roku 1000. Oczywi�cie, nie by�o - jak wy- kaza�y dok�adniejsze badania - �adnej og�lnoeuropejskiej psycho- zy "ko�ca �wiata" i �ycie na og� toezy�o si� zar�wno przed rokiem 1000, jak i po nim swoimi koleinami. Ko�czy� si� wiek X. Trudny by� to wiek w dziejach Europy i ogromnie wa�ny. Nazywany by� "wiekiem �elaznym"; a zatem nie tylko nie "z�otym", lecz nawet nie "srebrnym". By� to wiek bru- talno�ci i przemocy, wiek swoistej zapa�ci kulturalnej, widocznej zar�wno przy por�wnaniu z okresem poprzedzaj�cym ("renesans karoli�ski"), jak r�wnie�, i w stopniu jeszcze bardziej jaskrawym, z nast�pnym - rozpoczynaj�cym si� ju� w XI wieku "renesansem XII wieku"; jeden z "najciemniejszych" wiek�w �redniowiecza, zar�wno w sensie prymitywizmu i "ciemnoty" w�a�ciwych epoce, jak r�wnie� w sensie poznawczym - jako wiek z braku �r�de� najtrudniejszy do poznania historycznego. A przecie� r�wnocze�nie by�o w tym stuleciu wiele cech opty- mistycznych i z wieku tego wywodzi�o si� wiele zjawisk i proces�w o du�ym znaczeniu dla przysz�o�ci. Wiek IX to ci�gle jeszcze w du- �ym stopniu epilog, by� on jak gdyby zapatrzony w przesz�o��. Wiek X natomiast, mimo wspomnianego prymitywizmu, kt�ry na r�nych polach istotnie mo�na bez trudu zauwa�y�, to przede wszystkim za- powied� zmian i czas�w p�niejszych. Dlatego nale�y zgodzi� si� z opini� jednego z wybitnych historyk�w ameryka�skich (Roberta Sabatino Lopeza), �e je�eli popatrze� na X wiek nie tyle z punktu widzenia "kultury elit" i nie szuka� tego, co "wybitne", niepowta- rzalne z literackiego czy artystycznego punktu widzenia, lecz z punktu widzenia zarodk�w, zapowiedzi element�w nowych, kt�- re zaowocuj� dopiero w przysz�o�ci, w�a�nie jemz, X wiekowi, w stopniu mo�e znaczniejszym ni� inne stulecia, nale�y si� miano "odrodzenia" - "jeszcze jeden renesans?"s Lopez wykaza�, �e wiek X przyni�s� pocz�tek lub zapowied� post�pu i wzrostu tak�e poza Europ� - np. w krajach Islamu i na Dalekim Wschodzie. My 3 Stiil another Renaissance? - taki tytu� nosi g�o�na rozprawa R.S. Lopeza og�oszona na �amach "American Historical Review" t. 57, 1951, 24 ograniczymy si� tylko do Europy i wska�emy jedynie na niekt�re elementy tego z�o�onego obrazu. Ot� najistotniejsz� mo�e cech� wieku X z punktu widzenia dziej�w europejskich jest to, �e w ci�- gu tego stulecia Europa w�a�ciwie po raz pierwszy w swoich dziejach sta�a si� Europ�. Mamy na my�li oczywi�cie nie geogra- ficzny sens poj�cia Europy, lecz jego sens historyczny, kulturowy. Europa to przecie� nie tylko subkontynent Eurazji, lecz przede wszystkim okre�lona jedno�� historycznych los�w i historycznie ukszta�towanej kultury. Kultura ta mia�a kszta�t chrze�cija�ski. Zauwa�my, �e na wiek X przypad�a kolejna, trzecia ju�, faza chrystianizacji lud�w europejskich. Mia�a ona definitywny w zasadzie charakter, to zna- czy, �e oko�o 1000 roku proces chrystianizacji Europy niemal si� zako�czy�. Oczywi�cie, to "niemal" wymaga komentarza. Poza ra- mami chrze�cija�stwa pozostawa� P�wysep Pirenejski w tym sensie, �e rz�dzony by� on przez muzu�man�w i �e spora cz�� lud- no�ci wyznawa�a islam, ale z drugiej strony zar�wno w wolnych od panowania islamu p�nocnych regionach p�wyspu, jak r�wnie� pod panowaniem islamu �y�o i tam bardzo du�o chrze�cijan. Pozo- stawa�a w Europie, na wschodnim i po�udniowym wybrze�u Morza Ba�tyckiego, powa�na, ostatnia ju� w�a�ciwie, enklawa poga�ska ("klin poga�ski" z wierzcho�kiem w okolicach Hamburga), obej- muj�ca ludy fi�skie, ba�tyjskie (Litwini, Ja�wingowie, Prusowie) i zachodnios�owia�skie (Pomorzanie, Wieleci, Obodrzyce), kt�ra dopiero p�niej, niekiedy znacznie p�niej, z wielkimi oporami i w krwawych na og� walkach zostanie przy��czona do "�wiata chrze�cija�skiego" (orbis Christianus). Pozostawa�a diaspora �y- dowska - rozproszone na wielkich przestrzeniach, ale nier�wno- miernie, gminy ludno�ci �ydowskiej, odgrywaj�ce wa�n� rol� w �y- ciu gospodarczym Europy, w tym czasie jeszcze pozostawiane naj- cz�ciej w spokoju (czasy zorganizowanych prze�ladowa� i pogro- m�w rozpoczn� si� w�a�eiwie dopiero pod sam koniec wieku XI, wraz z wybuchem nastroj�w krucjatowych). Niepokoi�a ona i dra�- ni�a chrze�cija�skich zelot�w, ale - nie tworz�c jakich� nadmier- nych skupisk - nie zagra�a�a nikomu i na og� by�a tolerowana, a czasami nawet popierana przez w�adc�w. Chrze�cija�stwo, kt�re do ko�ca istnienia Cesarstwa Rzymskie- go (koniec V wieku) pozosta�o w zasadzie religi� Rzymian (jedy- 25 nie Armenia na wschodzie i Irlandia na zachodzie sta�y si� kraja- mi chrze�cija�skimi w tym okresie, nie b�d�c cz�ci� Imperium), dopiero na prze�oznie VI i VII wieku, za pontyfikatu papie�a Grze- gorza I Wielkiego (590-604), przypomnia�o sobie o uniwersalnym pos�annictwie ("nauczajcie wszystkie narody!") i misj� w Anglii rozpocz�o chrystianizacj� lud�w spoza dawnego limesu rzymskie- go. Wiek VII przyni�s� chrystianizacj� Anglii, w wieku VIII przy- sz�a kolej na Germani� - pod sam koniec tego stulecia wraz z pod- bojem i chrystianizacj� najbardziej opornych Sas�w ca�a Germa- nia sta�a si� chrze�cija�ska. Pod koniec VIII wieku sporadycznie, w IX wieku bardziej zdecydowanie podj�te zosta�y akcje misyjne w�r�d lud�w s�owia�skich, w kt�re zaanga�owa�y si� oba g��wne o�rodki Ko�cio�a: rzymski i konstantynopolita�ski. Trwa�a chry- stianizacja lud�w s�owia�skich (z wy��czeniem S�owian Po�abskich) nast�pi�a jednak dopiero w X wieku (Czesi, Polacy, Ru�), podobnie jak lud�w skandynawskich i W�gr�w. Chrzest Polski by� ogniwem wiekopomnego procesu chrystianizacji Europy. Misja i chrystianizacja w owych czasach r�ni�y si� do�� znacz- nie od naszych potocznych wyobra�e� o nich, a tak�e od teore- tycznie uznawanych w Ko�ciele zasad, k�ad�cych zawsze nacisk na dobrowolno�� konwersji.W rzeczywisto�ci o dobrowolno�ci nie mog�o by� mowy w warunkach, gdy religia stanowi�a zbyt wa�ny element �ycia spo�ecznego, zbyt wa��cy z punktu widzenia dobra wsp�lnoty, by mo�na by�o pozwoli� sobie na jak�� dowolno�� w tym zakresie. Religia panuj�cego, g�owy wsp�lnoty, powinna by� religi� jego ludu, przynajmniej w "normalnych" warunkach, a tym bardziej gdy (jak np. chrze�cija�stwo) zawiera�a warto�ci ogromnej wagi dla owej g�owy, gdy wynosi�a jego osob� i godno�� tak bardzo ponad og� spo�eczno�ci. Chrze�cija�stwo stanowi�o g��boki prze�om w �yciu spo�e- cze�stw europejskich i po to, by mog�o by� przyj�te przez szersze kr�gi spo�eczne, musia�y zaistnie� szczeg�lne warunki. Spo�ecze�- stwo musia�o, kr�tko m�wi�c, "dojrze�" do przyj�cia chrze�cija�- stwa. Nowa religia, jak si� okaza�o, nie mia�a szans w ramach ustroju rodowego. Zwr��my uwag� na to, �e np. je�eli chodzi o kraje i ludy s�owia�skie, nie znamy ani jednej pomy�lnie zako�- czonej pr�by chrystianizacji jakiegokolwiek ludu czy plemienia przed pojawieniem si� ustroju pa�stwowego. Wy�sza od ustroju 26 rodowego i go przezwyci�aj�ca, rozsadzaj�ca tak�e zwykle w spo- s�b gwa�towny bariery plemienne organizacja pa�stwowa z re- gu�y skwapliwie ucieka�a si� do chrze�cija�stwa, trafnie dostrze- gaj�c w nowej religii i nowym �wiatopogl�dzie, wreszcie w orga- nizacji tworz�cego si� Ko�cio�a elementy dla siebie korzystne i to wcale nie (a przynajmniej nie tylko i nie przede wszystkim) na planie ideowym, lecz z punktu widzenia doczesnych, wr�cz poli- tycznych potrzeb. Wr�cimy do tego w�tku, gdy przyjdzie nam omawia� chrzest Mieszka I i jego poddanych (rozdz. VIII). Gdy spojrzymy na zamieszczon� w niniejszej ksi��ce map� Eu- ropy pod koniec X wieku, a zatem w dobie wychodzenia pa�stwa pierwszych Piast�w z cienia historii, zgodzimy si� chyba, �e w wielu szczeg�ach, a tak�e w zasadniczym swoim kszta�cie, przy- pomina ona map� nam wsp�czesn�. Wra�enie to pog��bi�oby si�, gdyby�my zechcieli por�wna� j� z Europ� - powiedzmy - roku 800 czy 1400. Wiele si� od 1000 roku zmieni�o w Europie, niekt�re pa�stwa powsta�y, niekt�re rozpad�y si� lub zznieni�y grani