13074

Szczegóły
Tytuł 13074
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13074 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13074 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13074 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Dorota Stalińska Niewierny czas wiersze i piosenki Laurka dla sponsora Memu życiu nie zagraża bezpieczeństwo, mimo że najlepiej jest ubezpieczone. Od lat każde, choć największe me szaleństwo świetnie jest polisą PZU chronione. Więc dlaczego wciąż nie czuję się bezpiecznie? Czemu nadal dziwny lęk w mym sercu gości? Na pytania te odpowiem bardzo grzecznie: bo mnie trzeba, drodzy państwo, przede wszystkim, przede wszystkim ubezpieczyć od… miłości! W gwiazdy stoję wpatrzona. W gwiazdach szukam ratunku. A cóż gwiazdy mogą? Dodać blasku do trunku? Niewierny czas Smutna panienko — niewierny czas postawił Ciebie na mej drodze. Smutna panienko — porwać bym chciał, lecz koń w niewoli, porwać nie mogę. Smutna panienko — twoje oczy świecą tak tęsknie jak gwiazdy nocą. Smutna panienko — nie, nie patrz tak, nie patrz tak na mnie…, bo i po co! Przepraszam Przepraszam Cię za mój wczorajszy humor bardzo zły. Przepraszam za wszystkie w bólu powiedziane słowa. Przepraszam Cię za śmiech i za prawdziwe nagle łzy. Przepraszam, że mi żal tego, czego nie możesz ofiarować. Wyznanie „Ja znam siebie!” Cóż to znaczy? Pan zupełnie nie zna mnie! I opatrznie Pan tłumaczy tę nierozegraną grę. „Nie chcę kłopotów!” Boże mój! Znaczy, że ja — to niby kłopot? Szkoda! Bo tak przyjemnie jest, gdy widzę Pana przy mnie obok. „Ja wiem, co robię!” Oho, ho! To brzmi już prawie jak wyznanie. „Nie mogę tańczyć z Panią, bo… wiem, czym się skończy taki taniec!” Pozwól mi Pozwól mi być twym dobrym wiatrem. Pozwól mi być twoją opoką. Pozwól mi być błękitem nieba. Pozwól mi być głęboką nocą. Pozwól mi być twoim porankiem. Pozwól mi być wieczorem twoim. Pozwól mi być twoim pragnieniem. Pozwól mi być twoim spokojem. Pozwól mi być tym, czym żyjesz dziś. Pozwól mi być czymś znacznie więcej. Pozwól mi być, tak po prostu być! Przy tobie być! Nie chcę nic więcej! Bóg–słońca Jesteś zaklętym w kamieniu, absolutnie wspaniałym, skończonym wcieleniem Boga–słońca. Lecz pojawiłeś się tutaj niestety za późno, by stać się moim Bogiem do końca. Bajka o skrzacie Historia to wcale nienowa! Historia to stara jak świat! Szukając szczęścia aż tu zawędrował samotny, dobry, mały skrzat. W promieniach słońca odnalazł dawno zgubione marzenie. Miłością swoją obdarzył marzenia tego wcielenie. Skrzydłami radośnie zatrzepał, omamił go szczęścia blask. I oślepł, i zamarł, i zgłupiał, i zgubił gdzieś dwieście lat. A jego wcielone marzenie tak czule na ręce go wzięło. I dało… w prezencie Marzenie, i do Marzeny cicho westchnęło. Historia to wcale nienowa! Historia to stara jak świat! Oddał Marzenie marzenia wcielenie samotny, dobry, mały skrzat. Gwiazda Spadła gwiazda! Tuż nad moją głową! Wielka i płomienna! Właśnie kiedy… rozmawiałam z tobą. Rozmowa — cóż — była codzienna. „Co słychać? Jak leci? Czemu do mnie nie dzwonisz?” I nagle ta gwiazda! Ze świetlistym ogonem! Zanim zgasła…, zdążyłam jednak o czymś sobie pomyśleć. O czymś, co — wbrew pozorom — nie jest oczywiste. A jak głosi legenda… I jak — mimo wieku młodego — wiesz zapewne, kochanie… „Co pomyślisz, gdy gwiazda spada — to na pewno się stanie!” Więc ja wierzę od dzisiaj… i już tego nie zmienię, że pewnego dnia przyjdziesz… oddać mi moje marzenie! Zauroczenie W każdej chwili i w każdym momencie, na lądzie, i wodzie, wszędzie, o wszędzie… mieć chciałabym Ciebie tuż przy sobie blisko, czuć dotyk i oddech, ale nade wszystko… jasny błękit nieba w twych oczach odbity i uśmiech młodzieńczy pod rzęsami skryty, i ciało jak posąg lśniące w ostrych słońca promieniach, i — co zdobyć najtrudniej — serce wyrzeźbione ponoć z kamienia. Co robisz? Co robisz teraz…, gdy ja pośród drzew przywołuję w pamięci twój łagodny śmiech? Co robisz teraz…, gdy ja pytam siebie, dlaczego tak tęsknię, dlaczego do ciebie? Co robisz teraz…? Może myślisz też…, co ja robię bez Ciebie tutaj pośród drzew? Kiedyś Kiedy już załatwisz wszystkie swoje sprawy… Kiedy? Nie wiadomo, ale może kiedyś… Kiedy czas Ci doda troszeczkę powagi… i staniesz się może trochę bardziej rzewny… Kiedy już ukończysz wszystkie fakultety… Kiedy już przerobisz wszystkie te kobiety… Kiedy zrobisz wszystko, co młodości prawem…, przyjdziesz tu i powiesz: „Mam do Ciebie… sprawę.” Lecz ja wtedy — niestety starsza lat dwadzieścia — odpowiem: „Za późno, dusza moja przestała być grzeszna!” Rozmowa Nasza wczorajsza rozmowa sprawiła mi wiele radości, bo mimo wszystko to była rozmowa o miłości. Mówisz, że o miłości nie może być tutaj mowy, ale któż bez miłości prowadzi takie rozmowy? Więc cieszę się, że mnie lubisz i polubić boisz się więcej, bo jeśli lubisz — to czujesz, a jeśli czujesz — masz serce. Księżyc Wieczorem ogromny księżyc przylgnął do mej szyby. Przyjrzałam mu się z bliska — on nie był szczęśliwy! Powiedział, że jest smutny, bo chciał świecić parom…, a tymczasem świeci starym tylko zegarom. I tylko księżyc I tylko księżyc pośród nocy… I tylko lampy ciepły blask… I tylko w mroku czyjeś oczy… I tylko słów tajemna gra… A potem żal, że tylko tyle… A potem wstyd, że tylko tak… A potem łez mgliste motyle… A potem śmiech, że taki płacz… Pocałunek „Nie rób tego nigdy więcej!” Równie dobrze powiedz — „Nie żyj! To nieśmiałe warg muśnięcie, tak jak łyk powietrza świeży, było całkiem nieświadome…, tak zwyczajne, tak z radości…, z blasku chwili tej zrodzone. Czyż to powód jest do złości? Wyrok Czymże ja Cię uraziłam? Czym dotknęłam tak boleśnie? I co złego uczyniłam, że ucichły twoje pieśni? Winna jestem, bo lubiłam? Winna, bo lubianą też być chciałam? Winna jestem, bo mówiłam to, co czuję? I że czuję to do Pana? Winna! Winna! Znaczy — guilty! Znaczy — trzeba ją ukarać! Na oschłości wielkim stosie spalić jej płomienny zapał! Spal mnie! Proszę! Zabij ciszą! Utop w zimnym swym spojrzeniu! Nie dasz rady! Ja powrócę! Wierna swemu zapatrzeniu! Smutne powitanie Niech powitają mnie dziś tylko… Twoje dobre chęci i wiara, że tak właśnie miało być. Na powitanie niekoniecznie zapleść trzeba ręce… Przy pożegnaniu jednak lepiej dobrze ukryć łzy. Niech powitają mnie dziś tylko… strzępy Twoich myśli i wiara, że te myśli dobre są. Na powitanie można przecież gońców słać umyślnych… Przy pożegnaniu jednak lepiej samej odejść w mrok. Niechaj powita mnie dziś tylko… Twój cień w porannej mgle i echo obcych kroków na peronie. Na powitanie moje wyjdą wszystkie muzy me… I chórem zaśpiewają: „Otóż i farsy koniec!” * * * Za dużo od Ciebie — wiem — zażądałam, bo cóż Cię może obchodzić mój strach? Ja byłam świetna — gdy się uśmiechałam, ale łzy w oczach? — O, to już nie tak! Ja mówić chciałam nie o pożądaniu, a o czułości i… o byle czym…, co mogłoby mi pomóc w pokonaniu mojego strachu i dzikiej samotności w nim. * * * Jest czwarta nad ranem jak w wierszu Cohena. Piszę do Ciebie, bo mi Ciebie brak. Wróciłam przed chwilą do pustego domu. Piłam, tańczyłam, by zagłuszyć strach. A teraz bym chciała siebie w Ciebie schować, zamiast się topić w beznadziejnych łzach. O jedno Cię proszę — nie daj mi zwariować! Inie daj utonąć… tak całkiem do dna! Tak niewiele Nieraz wystarczy tak niewiele… cyferek sześć wykręcić z dali, aby na czarnym niebie komuś jasną gwiazdkę nagle zapalić. Nieraz wystarczy tak niewiele… „Dobranoc!”— powiedzieć — „Dobrze śpij!”, aby wśród mroków nocy komuś podarować nagle dobre sny. Nieraz wystarczy… Och, nieważne! Gdyby to było takie proste…, pod niebem usłanym gwiazdami ludzie by życie wiedli beztroskie. * * * Przez dziki taniec, przez dziki śpiew ostudzić chcę dzisiaj gorejącą krew. Przez zatracenie, przez zapomnienie utopić chcę w winie swoje zapatrzenie. Ciało oszukać, duszę omamić, uwierzyć, że nic to, że to tylko taniec. Taniec pod żółtą pierzyną Jeżeli nawet jakiś facet zaskoczy Ciebie niebywale… wierz tylko w jedno — ciała grę, lecz jego słów nie słuchaj wcale. I oddaj ciało, jeśli chcesz…, tak rozpalone niespodzianie, ale nie pozwól, aby duszę twą rozpalił też ten dziki taniec. Taniec ukryty pod żółtą pierzyną, osnuty górami, gwiazdami i winem. Taniec szalony, piękny, wspaniały, namiętny taniec ciał oszalałych. Lecz nie stój potem samotnie przy oknie…, i nie pisz listów, i nie próbuj dzwonić. Ten taniec tańczony był jednokrotnie…, nie będzie więcej… Kropka! Koniec! Przyjaźń Tolerancję, zrozumienie i przyjaźni blask szczery ofiarowałam Tobie… Lecz Twoje maniery oraz prostackie nawyki wierzyć Ci kazały, iż po raz kolejny wnyki na Ciebie zastawiono. O słodki młodzieńcze! Mój miły chłopczyku! Z grzyweczką, która Ci rozum przysłoniła! Nie masz Ty stylu, elegancji, szyku i nie masz pojęcia, co to znaczy przyjaźń! Oszalałam Oszalałam! Oszalałam! Oszalałam! Nie mogę żyć, nie mogę szyć. Nie mogę spać, nie mogę prać. Nie mogę pić, nie mogę tyć. Nie mogę stać, nie mogę grać. Jeśli do mnie nie dzwonisz! Jeśli mnie nie gonisz! Jeśli do mnie nie mówisz! Jeśli mnie nie lubisz! Nie mogę nic, co z sensem jest. Nie mogę wstać, przed siebie biec. Nie mogę dłużej siedzieć tak. Nie mogę czekać, czekać na znak. Muszę Cię mieć, muszę Cię chcieć. Muszę Cię czuć, muszę Cię móc… Dotykać choć we śnie! Całować tam, gdzie chcę! Zabierać co dzień na spacery! No… Mieć Cię! Mieć Cię! Mieć Cię! Do cholery! Myśli skryte Pan ma takie oczy niebieskie i uśmiecha się Pan skromnie. A ja patrząc w te oczy myślę — chodź do mnie, chodź do mnie, chodź do mnie! Pan ma takie delikatne ręce bezustannie czymś zajęte. A ja szklanką bym być chciała i tym uszkiem, gdzie palce zagięte! Pan o sztuce ze mną rozmawia i o sprawach nie z tej planety. A ja patrząc na Pana myślę o rzeczach całkiem przyziemnych, niestety! * * * Chciałabym coś napisać dla ciebie pełnego uśmiechu, radości i słońca. Na przykład… o dziko żyjących meduzach albo… o krasnalach i jesiennych wrzosach. Chciałabym — za ten Twój dla mnie uśmiech i za ten Twój dla mnie, tylko dla mnie czas — móc Ci ofiarować coś zupełnie ekstra. Na przykład… na przykład… ekstrakt moich wad! Dziękuję Jak posąg zaklęty w leśnej ciszy… w dziwnym bólu i udręce na skórze napiętej do grania złożyłeś swoje białe, delikatne ręce. I skóra ta drgnęła, dźwięk piękny wydała, i rękom twym wdzięczna cichutko szepnęła: „Dziękuję, dziękuję! Tak dawno nie grałam!” Harmonijka Zagraj coś dla mnie na harmonijce! Na harmonijce zagraj mi coś. Tak delikatnie, jak delikatnie Twe dłonie potrafią pieścić mą dłoń. Na harmonijce zagraj mi czule! Tak czule, jak czule całujesz mnie. Wyczaruj z dźwięków złociste nutki, tak złote, jak złote są włosy twe. Na harmonijce zagraj tęsknotę! Tęsknotę dwojga stęsknionych ciał. Zagraj spełnienia ciszę, a potem… to, o czym grałeś, po prostu mi daj! * * * Firany wyprać każę! I wybielić pościel! By wdzięcznie powitały najdroższego z gości. Niech swym blaskiem pachnącym i jasnym zapachem zachęcą Go, by został… na zawsze tym razem. Niech wśród nocy szelestu, słów szeptanych nieskromnie odnajdzie swoje miejsce, by żyć… i by kochać godnie. Czemu… Czemu nagle przed Panem otwieram… swej pokrętnej duszy dawno szczelnie zamknięte bramy? Czemu nagle przed Panem wywlekam… obrazy wspomnień dawno przez czas w strzępy porwane? Czemu jem hamburgera z Panem… w środku nocy i w środku zupełnie obcego mi miasta? Czemu chce mi się właśnie z Panem… mówić o bzdurnych bzdurach? Nieważne! Chce mi się, i basta! muz. Dorota Stalińska Pan Rak Pan tak uparcie mówi: — Nie! Choć Pana oczy mówią: — Tak! W skorupę oficjalną chce uciec przede mną Pan jak rak. Podaję Panu lekko dłoń, zamykam oczy, mówię coś… Lecz nic nie słyszę — nagły prąd przeszywa duszę mą na wskroś. Chcę krzyczeć: — Przytul mnie! Pocałuj, całuj mocno tak! Pan oficjalnie kłania się, znowu ucieka Pan jak rak. Jedyna szansa? Muszę mieć powodów tysiąc, by Pan był codziennie przy mnie tak jak cień, który nie może uciec w tył. Od tyłu sama zacznę rzecz czekając na miłości znak. Służbowe tylko będę wieść rozmowy z Panem aż do dnia… Kiedy nie powie Pan już: — Nie! Kiedy Pan wreszcie powie: — Tak! I gdy całując usta me…, już Pan nie cofnie się jak rak. Czy jutro Pan nie powie: — Nie? Czy jutro Pan już powie: — Tak? Czy pocałuje wreszcie mnie uparty zodiakalny Rak? Na pewno Codziennie wkładasz najpiękniejszą twarz, godziny trwoniąc swe przed lustrem. Codziennie ścinasz najpiękniejszy kwiat, na stole stawiasz uroczyście. Codziennie czekasz wierząc, że to dziś, że dzisiaj, dzisiaj już na pewno! On przyjdzie… i doceni trud, nim twarz odpadnie, a kwiaty zwiędną. Smutno mi Chodziłem po lesie, lecz było mi smutno, że Ciebie tu nie ma lub mnie tam przy Tobie. Myślałem, że Tobie jest dziś pewnie zimno, żem ogrzać Cię powinien, miast zadręczać chłodem. Ciepła mam ja dosyć, lecz oddać nie mogę, bom przed laty innej przysięgał kobiecie. Ona — gdy myślę o Tobie — dziką czuje trwogę i pełna żalu chodzi dziś za mną po lesie. Ja — wojując z dziećmi leśnymi szyszkami — w beztroskiej zabawie szukam ukojenia. Uśmiecham się do nich, lecz mój uśmiech kłamie, bo smutno mi! Smutno, że Ciebie tu nie ma! muz. Carole King Tam gdzie Ci źle Gdy marnota i kłopoty, gdy potrzebny jest Ci ktoś i nic, nic, nic nie wychodzi… Zamknij oczy, pomyśl o mnie, a przybędę zaraz tam — rozjaśnię mrok, który Twój rodzi strach. ref: Imię me zawołać chciej, gdy Ci źle, a będę biec, z końca świata do Ciebie biec. Wiosna, lato, jesień czy śnieg, masz zawołać zawsze mnie, a będę tam, tam, gdzie Ci źle. Gdy nad głową niebo pokrywają chmury złe i wiatr, ten wiatr zły zaczyna wiać… Do modlitwy złóż dłonie i zawołaj głośno mnie, a wkrótce u drzwi Twoich będę stać. ref: Imię me zawołać chciej, gdy Ci źle, a będę biec, z końca świata do Ciebie biec. Wiosna, lato, jesień czy śnieg masz zawołać zawsze mnie, a będę tam, tam, gdzie Ci źle. Czy niedobrze wiedzieć, że przyjaciół masz? Ludzie są zimni tak. Ranią i odchodzą. Za nimi dusza Twa gna. I zostajesz znowu sam. ref: Imię me zawołać chciej, gdy Ci źle, a będę biec, z końca świata do Ciebie biec. Wiosna, lato, jesień czy śnieg masz zawołać zawsze mnie, a będę tam, tam, gdzie Ci źle. Cień Dobrze było przez chwilę ukryć się w twym cieniu, co jak drzewo nade mną swe ramiona rozpostarł. Dobrze było przez chwilę oddać się marzeniu, wśród pejzażu, który gdzieś za nami pozostał. Ale z ostatnim słońca promiennym uśmiechem poczułam się nagle słabo i bezbronnie. Dobry cień w mrok odpłynął, został wspomnień echem… I zostałam bez cienia w skwarne życia południe. Weekend Jakże się na Mazurach Pański pobyt udał? Czy aura dopisała? Czy nie męczył upał? Czy powitali ptacy radosną kanconą? Czy nacieszył Pan oczy piękną narzeczoną? Czy odnalazł Pan przy niej duszy ukojenie? Czy nie męczyło jakieś niemile wspomnienie? Bo u mnie — o czym pośpiesznie donoszę — wschód słońca rozsiewał radosne rozkosze. Bo u mnie — na pierwsze było śniadanie, ze wspomnień roztargnionych bajeczne danie. Bo u mnie — na śniadanie drugie potem, plastry marzeń były z nadziei kompotem. Bo u mnie — na obiad dziś, proszę Pana, z gorących pragnień bita była śmietana. Bo u mnie — na kolację, już pod koniec dnia, było wino i smutek…, ale o tym sza! Bo u mnie — jakby tego było mało — pośród licznych dnia atrakcji tylko Pana brakowało! Zrób coś Zrób coś, proszę! A ja to utrwalę piórem, co wierszem po papierze pisze. Zrób coś, proszę! A ja to ocalę, potomnym zachowam naszą wielką ciszę. Zrób coś, proszę! A ja to przedstawię w barwach i kolorach, o jakich nie śniłeś. Zrób coś! Proszę! A ja napiszę, że piękne było to…, czego nie zrobiłeś! Dlaczego ja? Nie wiedzieć, czemu zapadł mi Pan tak dalece w pamięć, iż na Jasnej będąc Górze i w Jasnej stojąc Bramie, wspomniałam nagle Pana oczy rzęs jasną poświatą otoczone skromnie i uśmiech pewny swego, który wciąż powraca do mnie, i sweter zielony kolorem nadziei, i nagość pod swetrem w tonacji rudej bieli, i czas, który minął niepotrzebnie tak prędko, i słowa, i gesty niekłamanie namiętne, i ciepło ostudzone nagłym przyjściem dnia, i to śmieszne Pańskie pytanie: „Dlaczego właśnie ja?” Pożegnanie Moja tęsknota… sprawiła Panu przyjemność zbyt umiarkowaną, bym nadal sycić się mogła pamięci niteczką tak bladą. Przepraszam, jeśli nachalną była lubo też może zbyt oczywistą…, ale zapewniam, że była szczerą i przez chwilę bardzo bolesną. Bo czyż może nie boleć obojętność tak jawna… po przeżytej wspólnie rozkoszy i wspólnym powitaniu ranka? Ale po to, na Boga — miast głupoty czaru — Bóg rozum ofiarował, bym korzystać mogła z tego właśnie daru. Przeto tęsknotę moją pośród wiersze wkładam i w języku miłości… Panu widać obcym — Au revoir! — powiadam. Chwila Rozumiem, wiem, przepraszam…. Nie znałam zdrady zaułka…. Ja… tylko chciałam… Dać Ci promienny uśmiech południa. Wsłuchać się w gwiazdy nad jakimś brzegiem. Zasnąć spokojnie pod Twoim niebem. Pieszcząc najczulej Twoje ramiona, czekać na chwilę, gdy rozkosz skona. I tak nie myśląc o niczym więcej, na chwilę złożyć los w twoje ręce. muz. Jerzy Jarosław Dobrzyński To nie ty Było tak… Południa słońce, morza szum i wiatr, blask Twoich oczu i żar słów, zachłanność rąk i zapach bzu. Było tak…, jak tylko w bajce czasem może być — piękna karoca, Ty i Ja, wspólnego życia długa nić! I nagle przyszedł dzień, kiedy zabrakło nam już kłamstw. Na stole Twój znalazłam list — okrutny tak. ref: To nie Ty nadzieją moją jesteś, moim życiem! To nie Ty dajesz mi ciepło swoich rąk! To nie Ty, przy której chcę się budzić świtem! To nie Ty uśmiechem swym rozjaśniasz życia mrok! Było tak… Zatrzymał wszechświat bieg szalonych gwiazd, dzień szary gonił szary dzień, w szarości tej utopił mnie. Było tak…, jak tylko w snach koszmarnych może być — poznałam samotności smak, po nocach budził mnie mój krzyk! I nagle przyszedł dzień, kiedy wyblakły moje sny. Zadzwonił dzwonek, w drzwiach stał On — On, a nie Ty. rej: To nie Ty nadzieją moją jesteś, moim życiem! To nie Ty dajesz mi ciepło swoich rąk! To nie Ty budzisz się przy mnie bladym świtem! To nie Ty uśmiechem swym rozjaśniasz życia mrok! Dziś jest tak… Mam spokój, wiarę w jutro, dom i psa i wiem, co znaczy bliskość rąk, i co przyjazny, równy krok. Dziś jest tak…, jak tylko w bajce czasem może być — piękna karoca, On i .Ja, wspólnego życia długa nić! I nagle… co za dzień! Z mroków przeszłości zjawiasz się. „Zostaw to wszystko — mówisz — i… znów moją bądź!” Nie! Nieee! ref: To nie Ty…….. Mur Wyglądałeś dziś tak słodko…, tak jak chłopczyk na urlopie. Ale w oczach miałeś coś…, coś na pewno przeciw sobie. Nie słuchałeś żartów mych, Nie lubiłeś mojej miny. Nagle się zrobiłeś zły… o poczuciu mówiąc winy. Potem wyrósł wielki mur…, mur pomiędzy i pośrodku. I nie mogli znaleźć słów… ten idiota z tą idiotką. Gdy obojgu wrócił słuch…, dawno było po marzeniach. Został tylko uczuć gruz i dwa serca — już z kamienia. Daj mi spokój Mówię: — Tak! Mówię: — Nie! Mówię: — Zobaczymy! Myślę: — Nie! Myślę: — Tak! Myślę: — Nigdy tego nie zrobimy! Prosisz mnie: — Powiedz coś! Nie wiem, co powiedzieć. Mówisz: — Milcz, sam już wiem! Nie! Teraz muszę to powiedzieć. Po co żyć, razem być, skoro wszystko jest odwrotnie? Proszę: — Wyjdź! Wtedy Ty…, Ty zostajesz, kochasz mnie okropnie. Proszę: — Siedź! Dobry bądź, pobaw ze mną się jak z kotką! Wtedy Ty jesteś zły, musisz odejść, Ty nie możesz przecież żyć z idiotką. Bo wolności jest Ci brak! Ty — inteligencji kwiat! Męczysz się przy moim boku! Planów sto, milion słów… to przeze mnie czyścisz bruk! Mów, co chcesz!!! Rób, co chcesz!!! Ale daj mi wreszcie święty spokój!!! Rozstanie Dobrze więc! Dobrze! Odchodzisz. Rozumiem. Jak długo wytrzymasz beze mnie w tym tłumie? Jak długo żyć będziesz li tylko wspomnieniem przyszłości nieprzeżytej wspólnym naszym tchnieniem? Jak daleko odejdziesz, by odnaleźć miejsce, gdzie Cię nie dogonią me oczy niebieskie? W którąkolwiek byś stronę ruszył dziś przed siebie, będę razem z Tobą! Na ziemi! W piekle! W niebie! * * * Jeszcze jedna noc, jeszcze jeden dzień bez Ciebie. Zgasły światła już, scenę pokrył kurz, cóż… do domu jedziesz. A ja pośród gwiazd gdzieś w nieznane gnam przestrzenie. A przede mną mrok i butelki dno. Co? … Jestem w siódmym niebie. muz. Jerzy Jarosław Dobrzyński Wtulam się w noc Śladem stóp Twych przeszłam świat wszerz i wzdłuż. Zapach drzew, zapach łąk przypominał mi Twój dom. I wtulałam się w noc o ramionach Twych śniąc, uciekałam w marzeń moich świat. Promień słońca i źdźbła traw odnalazły mnie… po snach rozbudzoną, rozmarzoną, pełną żalu, że nie tak. I wtulałam się w noc o ramionach Twych śniąc, uciekałam w marzeń moich świat. Góry w chmurach! W górach ja!…Ty na dole! Pośród drzew, pośród łąk pielęgnujesz pusty dom. A ja wtulam się w noc o ramionach Twych śniąc, znów uciekam w marzeń moich świat. muz. Jarosław Kozidrak Samotność gwiazd Dokąd pędzę, dokąd gnam tak przez pusty marzeń park? Ktoś przede mną i ktoś za mną, a w środku ja — zupełnie sam. Po co wołam, po co krzyczę? Nie słyszy mnie przecież nikt. Ludzie robią interesy, nie widzą nic, nie czują nic. Szalony świat wiruje, oślepia marzeń blask. Kto tak jak ja zrozumie samotność gwiazd? Piękne domy, samochody, w ogrodzie zły bardzo pies. Kto buduje mi te schody, po których wciąż muszę biec? Biegnę, biegnę, pędzę, pędzę przez pusty marzeń park. Ktoś jest za mną, ktoś przede mną, a w środku ja — zupełnie sam. Szalony świat wiruje, oślepia marzeń blask. Kto tak jak ja zrozumie samotność gwiazd… pośród nas? muz. Jerzy Jarosław Dobrzyński Nie, to znowu nie Ty Nie, nie, nie — to nie Ty! To nie możesz być Ty! Ty pamiętałbyś mnie z tamtych pięknych dni! Ty byś chodził pod prąd. Ty byś mówił wspak. Ty byś moich rąk nie odrzucił ot, tak. Nie, nie, nie — to nie Ty! To nie możesz być Ty! Ty pamiętałbyś mnie z tamtych łzawych dni! Ty byś czule tak patrzył w moją twarz. Ty byś zetrzeć chciał każdy smutku ślad. Nie, nie, nie — to nie Ty! To nie możesz być Ty! Ty pamiętałbyś mnie z tych niebyłych dni! Ty byś słońce skradł, by usłyszeć mój śmiech. Ty byś wszystko dał, dałbyś miłość i grzech. Nie, nie, nie — to nie Ty! To nie możesz być Ty! Ty nie umiałbyś być tak niedobry i zły! Ty byś w dłoniach swych trzymał długo mą dłoń. Ty nie zabrałbyś mi nigdy ciepła tych rąk. Nie, nie, nie — to nie Ty! Nie, to znowu nie Ty! Ty nie patrzyłbyś tak jak na pociąg, co znikł. Nie, nie, nie — to nie Ty! Szkoda, że to nie Ty! Ty byś porwał mnie tym pociągiem, w swe sny. Do raju Do raju! Do raju! Do raju! — zapraszają fałszywi bogowie. Ślą na ziemię posłańców, którzy rajem kramarzą. Namawiają, obiecują, zapewniają. I w łzę świętą w oku święcie wierzyć każą. Ale nagle drzwi do raju ktoś zatrzasnął! Choć pod drzwiami tłum klientów już gotowych. — Nie ma raju? Niemożliwe! Nie ma raju? Oszukali nas najświętsi aniołowie? Nie ma raju! Nie ma raju! Nie ma raju! Skrzydła zachęt mamić już przestały. Znikli gdzieś kłamliwi aniołowie. Tylko łzy fałszywych zaklęć pozostały. Nie ma raju? Mój ty Boże! Nie ma raju? Myśmy wszystko przecież za ten raj na ziemi tu oddali! Ślepiec Ślepcze, który czujesz przez dotyk, czemu tak bardzo widzieć chcesz? W Twoim zamkniętym, martwym oku świat wyobraźni piękniejszy jest. Choć pogrążony w gęstym mroku nie straszy czernią, nie ma łez. Jest uwolniony od brzydoty, ukrywa każdy chamstwa gest. Ty widzisz tylko to, co pragniesz, w kolorach, jakich nie znam ja. Świt wyciągniętą ręką zgadniesz, w ciszy odnajdziesz piękno dnia. Więc zostań, ślepcze, w swoim mroku, on Ci kreuje dobry świat. Nie chciej otwierać nigdy oczu — światło poraża jaskrawością zła. Taki strach W nocy przychodzi taki strach…, ludzie rozmawiać chcą ze sobą. W nocy zaczyna się ta gra… pomiędzy obcą mną i obcym Tobą. O świcie strach kładzie się spać… i my skonani również śpimy. Prześnijmy świt jeszcze ten raz…, jutro majątek nasz podzielimy. * * * Coraz częściej wpadam na mieliznę. Ale też coraz szybciej z mielizny tej okręt potrafię wydobyć. Widać nie uczą mnie rejsy kolejne, jak pokonywać wichry, tylko jak wichrem naniesione pokonywać przeszkody. muz. Jerzy Jarosław Dobrzyński Kolory świata Myślę, co zrobić z szarym dniem, jak zmienić życie w piękny sen, jak mam uchronić Cię przed losem złym. Jak dać Ci wiarę w życia sens, jak Cię przekonać, że świat jest tak długo tylko, póki jesteś Ty? Może do piekła najpierw bram zabiorę Cię — pokażę tam ludzkie słabości, ludzki płacz i krzyk. A potem w nieba jasny blask wprowadzę Cię ten pierwszy raz — zobaczysz tam radosnej tęczy świt! rej: Dam Ci raj! Dam Ci blask! Kolory świata wszystkie, jakie znam! Dam Ci raj! Dam Ci wiatr! Dam skrzydła, co uniosą Ciebie w dal! Pamiętaj, nigdy nie jest źle, tak źle, byś nie mógł przez to przejść! Pamiętaj, czas wysuszy każde łzy! Pamiętaj, nigdy nie jest tak, by chmur nie przebił słońca blask! Pamiętaj, w górze zawsze słońce lśni! Musisz uwierzyć w radość dnia, by umieć innym radość dać! By ich nauczyć, jak pokonać strach! Musisz pokochać ludzki śmiech! Musisz pokochać ludzki grzech! Zanim przez życie pójdziesz Synku sam! rej: Dam Ci raj! Dam Ci blask! Kolory świata wszystkie, jakie znam! Dam Ci raj! Dam Ci wiatr! Dam skrzydła, co uniosą Ciebie w świat! * * * Boże! Mój Boże! Gdzie nam żyć i gdzie nam tworzyć przyszło? I co grać mamy dla tego siana, co z butów na salony wyszło? Pozwól nam Panie ocalić marzenia pod haftowaną nadziejami poduszką I miej w opiece nas wszystkich…, którzy nie potrafimy handlować pietruszką!!!