13055

Szczegóły
Tytuł 13055
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13055 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13055 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13055 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ważne jak katechizm Księdza Twardowskiego myśli o życzeniach Pana Jezusa Teksty wybrała, ułożyła i opracowała ALEKSANDRA IWANOWSKA A Ten” który Mnie posłał, jest ze Mną: nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba. (J 8,29) KILKA MYŚLI NA POCZĄTKU Do kogokolwiek Pan Jezus odzywa się w Ewangelii, mówi do każdego z nas. Słowa: „Ufaj, synu, odpuszczają ci się grzechy”, „Wstań i chodź”, „Nie bądź niedowiarkiem, ale wierzącym”, „Nie bój się, ale wierz”, kieruje nie tylko do niewidomego, paralityka, Tomasza, Jaira, ale do każdego z nas. Słowa–przykazania — ważne jak katechizm. Trudno powiedzieć coś nowego o tym, co jest oficjalnie zatwierdzone w nowym Katechizmie Kościoła Katolickiego, będącym mądrością wielu pokoleń ludzi wierzących. Można jednak mieć swoje spojrzenie, które ułatwia dojrzewanie do prawdy, do czego zachęca Kościół w duchu Soboru Watykańskiego II. Zwykle katechizmem nazywamy zbiór informacji i pouczeń o Bogu. Odpowiedź na pytania, jaki jest Bóg, jaka jest dusza ludzka, pouczenia, jak dążyć do Boga — to istota oficjalnego katechizmu. Spróbujmy na katechizm popatrzeć trochę inaczej. Nie zatrzymujmy się na typowych informacjach o Bogu i duszy, ale na zasadniczej, podanej przez Chrystusa prawdzie: człowiek jest dzieckiem Bożym. Stale zapominamy, że jedynie Jezus nazwał człowieka dzieckiem Boga. Opierając się na tym, można inaczej ustawić katechizm, który może być nie teoretycznym mówieniem o Bogu i duszy, ale nauką więzi dziecka Bożego z Ojcem. Brońmy tej myśli na wszystkie sposoby, bo wtedy bronimy największej prawdy chrześcijańskiej. W Ewangelii wiele jest słów wypowiedzianych przez Pana Jezusa, mało przez Boga Ojca, ale jakże ważne są te wypowiedziane na Górze Przemienienia: „Jego słuchajcie!” Bóg Ojciec daje radę, aby słuchać Pana Jezusa. A my mamy nie być drogą, po której chodzą wrony i wydziobują ziarno, czy skałą lub cierniem, gdzie ziarno niszczeje, ale dobrą ziemią, na którą pada słowo Jezusa, rozwija się i pozwala się karmić. Słuchać Jezusa to nie tylko wsłuchać się w Jego mądrość, ale posłuchać, w jaki sposób się wysławia. Uciekamy od języka Jezusa, uważając go za poezję w obłokach, język nieziemski. Zapominamy, że Jezus mówił językiem takim, jakim mówi się ze świadomością obecności Boga. Utraciliśmy dzisiaj tę świadomość. Nasz język zdziczał i znikczemniał. Uczmy się języka, jakim mówi się w obecności Boga, języka czystego, szlachetnego, trafiającego do wszystkich. Odważę się mówić o przykazaniach Jezusa, jak o życzeniach, oczekiwaniach i nadziejach Boga w stosunku do człowieka — życzeniach ważnych jak katechizm. PRZYKAZANIE NOWE DAJĘ WAM Jeżeli mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. Ewangelia wg Św. Jana 14,15) Kiedy słyszymy słowo „przykazania”, przypomina nam się góra Synaj, Mojżesz, dwie kamienne tablice… Przykazania, które Jezus czcił i na które się powoływał. Jezus jednak podkreśla wyraźnie: „Jeżeli zachowacie moje przykazania…” Jest więc jakaś różnica między Jezusowymi przykazaniami, a tymi z góry Synaj. Żeby iść za Panem Jezusem, naśladować Go, nie wystarcza tylko spełniać, co nakazane przykazaniem: widzieć Pana Boga, szanować Jego Imię, czcić dzień święty, czcić matkę i ojca, nie kraść, nie zabijać, nie cudzołożyć… Żeby iść za Panem Jezusem, trzeba czegoś więcej. Jezus powiedział: „Kto chce, niech weźmie krzyż i niech idzie za Mną”. Iść za Jezusem nie dlatego, że jest taki obowiązek, że jest takie przykazanie, ale iść za Nim jak za kimś, kogo się pokochało, kogo się wybrało jako największy skarb w swoim życiu. Jezus zawsze przedkładał etykę miłości nad etykę obowiązku. * Niektórzy teologowie uważają, że wyraz „przykazanie” jest trochę nieodpowiedni, niewłaściwie przetłumaczony, jest wyrazem z języka, którego ducha trudno dziś odczytać. Raczej powinno mówić się o oczekiwaniach, pragnieniach Boga, bo skoro Bóg dał człowiekowi wolną wolę, nie będzie mu niczego nakazywał. Bóg pokłada nadzieję w człowieku i oczekuje od niego świadomości podstawowej prawdy naszej wiary: człowiek jest dzieckiem Boga. * Słowo „przykazania” nie bardzo przystaje do nauki Pana Jezusa. Już w najnowszym tłumaczeniu Ewangelii czytałem inne sformułowanie: „Jeśli zachowacie moje życzenia…” Jeżeli mamy się modlić, to nie mówmy: „muszę się modlić”, lecz „chcę modlić się razem z Panem Jezusem”. Mogę mieć trudności, mogę zasypiać przy modlitwie — wyspowiadam się wtedy z tego, ale chcę się modlić z Nim razem. Nie mówmy: „Idę na Mszę świętą, bo jest taki obowiązek. Ojciec chodził, babcia chodziła, mamusia chodziła…”, tylko: „Idę, żeby spotkać się z Jezusem, który uczy ofiary, uczy oddania swojego życia za innych”. Kiedy przychodzi cierpienie, nie mówmy: „Muszę je znieść”. Tylko: „Chcę cierpieć z Panem Jezusem. Mam tę możliwość, że mogę z Nim razem cierpieć”. Przychodzi śmierć. Pomyślmy: nie „muszę umrzeć”, ale „chcę być z Jezusem i tak jak On umierać”. Chrześcijaństwo jest powołaniem do świętości i do osobistego kontaktu z Jezusem, do ożywienia kontaktu z Nim. * Stary Testament przekazuje nam Boże przykazania. Mówi nam, czego nie mamy czynić, na przykład: nie mamy kraść, pożądać żony bliźniego swego. Ewangelia kryje się w Ośmiu Błogosławieństwach. Zwykle uważamy, że jest szczęśliwy ten, komu się powodzi, kto ma pieniądze, jest obrotny, nieprzemilczany. Tymczasem Błogosławieństwa mówią, że można być szczęśliwym na tej ziemi, będąc ubogim, nieznanym, zapomnianym, cierpiącym. Nie chodzi tu o szczęście po śmierci, ale szczęście w życiu ziemskim. Ten, kto żyje w łączności z Bogiem, może być szczęśliwy, choć inni uważają go za nieszczęśliwego. Ciekawe, czy rozumieli to pierwsi słuchacze Błogosławieństw, ludzie Ziemi Świętej, praktycznie handlarze wełny, winogron, których uczono, że dobrobyt i powodzenie jest nagrodą za dobre życie. Do rozumienia Ewangelii dojrzewamy przez całe życie. Dojrzewa sam Kościół, o czym świadczą kolejne sobory. * Kościół sam się nawraca, razem z człowiekiem (tylko święci nas wyprzedzają). Odszedł od wyrazu „kazanie”, uznał go za niewłaściwe, bo przypominało dawną retorykę i popisy. Kazanie — zmęczone słowo, które poszło na emeryturę, jak partykuła „li”. * W modlitewnikach dla dorosłych w rachunku sumienia są pytania twarde i oficjalne: „Czy zgrzeszyłeś? Czy przekroczyłeś przykazanie?” W książeczkach dla dzieci są inne: „Czym zasmuciłeś Pana Jezusa? Czy Jezus płakał dzisiaj przez ciebie?” Pytania wypowiedziane językiem dzieci Bożych są piękne i bardzo ważne. * Jezus nie może być dla nas Jezusem z podręcznika religii, z katechizmu, którego uczymy się na pamięć, Jezusem z encyklopedii kościelnej pod hasłem na „J”, ma być Jezusem żywym, na jakiego czekali pierwsi chrześcijanie, modląc się: „Przyjdź, Panie Jezu”. * Ciekawe, że w dziesięciu przykazaniach przekazanych przez Mojżesza, nawet kiedy jest mowa o rodzicach, mówi się o czci, a nie o miłości. Jezus nie uchylił tych przykazali, ale głosił inne, całkiem nowe. Mówił: „Sprzedaj wszystko, co masz, idź za Mną”, „Dobry pasterz oddaje swe życie za owce swoje”. Więc i ty nie oszczędzaj swojego życia i zdrowia w ofierze swojego powołania. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. (Ewangelia wg św. Jana 15.14) Czy uświadamiamy sobie, ile Bóg od nas wymaga, oczekuje, powołując nas — przez chrzest, Komunię świętą i wszystkie sakramenty — do przyjaźni z Jezusem? Grzechy wierzących są cięższe od grzechów ludzi niewierzących, bo bardzie) rani przyjaciel, który zawiódł, niż wróg, który skaleczył. & Nie mówmy: grzeszę, łamię paragraf prawa, ale — zraniłem Przyjaciela. Nie mówmy, że spotkał mnie cios i nieszczęście zwaliło mi się na głowę, ale — Jezus mnie próbuje, doświadcza mnie, chce ode mnie więcej, niż ja sam chcę dać. Nie mówmy: idę do spowiedzi, ale — idę do Przyjaciela,’ który zapyta mnie, czy Go kocham. * Przyjaźń jest czymś więcej niż miłość. Dlaczego? Bo jeżeli w miłości nie ma przyjaźni, to miłość nie jest miłością. Dwie słynne przypowieści mówią o czekaniu na oblubieńca i o czekaniu na pana. Oblubieniec jest obiektem miłości, fascynacji, uczuć. Przed godami weselnymi panny, pewnie ubrane na biało, czekają. A przecież oblubieniec może ich nie kochać, ich miłość będzie bez wzajemności. Czekanie na pana też może nie dać upragnionego rezultatu, bo sługa może stać się podnóżkiem, a pan może wcale na niego nie spojrzeć. Inne jest czekanie na przyjaciela, bo nie ma przyjaźni bez wzajemności. Pan Jezus nazywa siebie naszym przyjacielem, a więc możemy budować na Jego wierności w stosunku do nas. Oczywiście pod warunkiem, że sami jesteśmy wierni i zachowujemy Jego przykazania. * Jezus otwiera mi sekret swego serca. Jeżeli w ten sekret wniknę, a więc w powołanie Jezusa, Jego posłannictwo, pragnienie zbawienia dusz, modlitwy za innych, zbawienie świata, jeżeli przejmę się Jego duchem ofiary i miłości — to rzeczywiście Jezus jest moim przyjacielem, który mnie nie opuści i nie zdradzi. Jeśli chcę Go naśladować, mogę być pewien Jego wierności w stosunku do mnie, chociaż sam mogę być słaby. * Od wszystkich dyskusji na temat, czy jest Bóg, czy Go nie ma, ważniejsza jest inna: Czy Bóg jest dla mnie kimś żywym? Choćby ktoś nawet udowodnił istnienie Boga, cóż z tego, jeśli Nim nie żyje. Poda wszystkie argumenty, zacytuje całego świętego Tomasza z Akwinu, pokaże wszystkie drogi dłuższe i krótsze, ale nie zobaczy na nich Boga. * Trzeba mieć świadomość Boga, który jest przy nas, aby świadczyć o Nim w tym świecie, w którym tylu ludzi o Nim nie mówi, a kocha Go, tylu mówi o Nim, ale Go nie kocha. Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. (Ewangelia wg św. Mateusza 5,17) Można powiedzieć to trochę inaczej, bardziej obrazowo: nie przyszedłem po to, żeby rozrywać, łamać, odpychać, trzaskać drzwiami, strzelać w samo serce, ale przyszedłem po to, żeby łączyć, jednoczyć, oczyszczać i uświęcać to, co grzeszne, pogłębiać to, co płytkie, wypełniać miłością to, co nie umiało kochać. Cierpliwsze niż ziemia, mocniejsze niż śmierć, bardziej uparte niż myśl jest to, co łączy, jednoczy, otwiera. * W powieści Elizy Orzeszkowej Nad Niemnem brzmi stara kresowa piosenka: Ty pójdziesz górą, ty pójdziesz górą, A ja doliną; Ty zakwitniesz różą, ty zakwitniesz różą, A ja kaliną. Ty pójdziesz drogą, ty pójdziesz drogą, A ja łozami; Ty się zmyjesz wodą, ty się zmyjesz wodą, Ja mymi łzami… […] A jak pomrzemy, a jak pomrzemy, Każemy sobie Złote litery, złote litery Wyryć na grobie…. A kto tam przyjdzie albo przyjedzie, Przeczyta sobie: Złączona para, złączona para Leży w tym grobie! Nie jest to pieśń ani o rozłączeniu, ani o spotkaniu, ale o miłości. W miłości często jest rozstanie, aby spotkanie było tym gorętsze. Bóg poprzez śmierć odrywa męża od żony, żonę od męża, narzeczonych od siebie, dzieci od matek, matki od dzieci, ale kiedyś w wieczności wszyscy się spotkają. Bóg wypełnia, jednoczy, nie tylko rozdziela, wypełnia miłością doskonałą, do której nieraz dochodzimy przez rozstanie. Ilu to ludzi od nas odeszło nie tylko przez śmierć, ale przez nieporozumienie, naszą niedojrzałość, lęk przed prawdziwą miłością, a jednak wszyscy mamy spotkać się w wieczności i wypełnić miłością to, czemu miłości nieraz zabrakło. Jeśli odeszliśmy od kogoś, mamy potem jeszcze głębiej go kochać, kochać w Bogu. Na ziemi jesteśmy nie po to, by rozłączać, przekreślać, odrywać, ale by wypełniać coraz głębszą miłością. * Jesteśmy odpowiedzialni za każdego człowieka, który się do nas zbliżył, i za każdego, od którego odchodzimy z takich czy innych powodów Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim. (Ewangelia wg św. Mateusza 5,18—19) Gdyby ktoś zaniedbał nawet najmniejsze przykazanie, to nie szanuje także innych. Ktoś powie: Szanuję tylko dziewięć przykazań — nie czczę cudzych bożków, szanuję imię Pana Boga, chodzę w niedzielę do kościoła, nie zabijam, nie cudzołożę, nie kłamię, tylko czasem coś ukradnę. „Nie kradnij” to siódme przykazanie, ale siódemka to jedyna przekreślona cyfra, więc chyba to przykazanie nie jest takie ważne. Nie można odjąć ani jednego przykazania. Czy można więc dodać? Pan Jezus nie powiedział, że przyszedł któreś odjąć lub dodać. Przyszedł, aby przykazania wypełnić. * Miłość Boga i bliźniego nie jest czymś dodatkowym, wypisanym na trzeciej tablicy. Jest duszą dziesięciu Bożych przykazań. Jeśli nie ma duszy — miłości do Boga i miłości do ludzi — wszystkie przykazania są niepełne. Ktoś przychodzi na Mszę świętą, bo musi, a nie po to, by spotkać się z Przyjacielem. Nie kradnie dlatego, że boi się kary, a nie dlatego, że pragnie dobra dla bliźnich. Jezus prześwietla dekalog duchem miłości Ewangelii. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego. (Ewangelia według św. Łukasza 10,2A Ile można dowiedzieć się o Bogu z tego jednego, krótkiego, nawet nie doczytanego do końca zdania (bo przerwa jest w środku i zatrzymujemy się na średniku, a nie na kropce). „Będziesz miłował Pana Boga twego z całego serca twego, z całej duszy twojej, ze wszystkich sił twoich” — jak brzmiało to w dawniejszych przekładach Pisma Świętego. Jeżeli mamy Pana Boga kochać, to znaczy, że Bóg nie jest abstrakcją, nie jest tylko pierwszą przyczyną, nieskończonością wielkości matematycznych, ale jest Kimś żywym, kogo można kochać, do kogo można mówić, z kim można się spotykać. Bóg żywy, ten, który dał mi życie, powołał mnie i wyznaczył mi sens życia, potrzebny w Jego dziele, Bóg, który mnie odwoła —z tego życia, bym stał się niewidzialny i żywy — podobny do Niego. * Nie wiadomo, dlaczego w starych katechizmach po przykazaniach Mojżeszowych podano dwa przykazania miłości: „Będziesz miłował Pana Boga […], a bliźniego swego jak siebie samego”. Nie są to wcale przykazania Jezusowe. Należą one jeszcze do Starego Testamentu. Pan Jezus, który z miłości w Wielki Piątek umiera dla ludzi, nie kocha ich jak siebie samego, kocha bardziej niż siebie samego. Kocha miłością heroiczną. Przekreśla samego siebie, czym uczy zupełnego oddania się dla drugich. Miłość prawdziwa to zupełna bezinteresowność: kochać i niczego dla siebie za to nie pragnąć. Jest to miłość trudna i bolesna. Szukając miłości prawdziwej — szukamy bólu i cierpienia, nie wiedząc, że szukamy samego Pana Boga. Dopiero w Nim znajdziemy zaspokojenie naszej miłości. Trudno nazwać przykazaniem to, co potwierdził Pan Jezus, bo trudno jest komuś nakazać heroizm. To, co przywołał Jezus, jest wielką smugą światła, rzuconą w przyszłość, pokazującą kierunek, w jakim mamy starać się iść, by uczyć się miłości bezinteresownej, tej, która najbardziej boli i jednocześnie najbardziej człowieka oczyszcza i zbliża do Boga. * Co to znaczy: będziesz miłował Boga? Będziesz Mu ufał zawsze, i w państwowym domu dziecka, gdzie wspomina się tylu niegodnych rodziców, i w domu najserdeczniejszym i bliskim, gdzie przypomina się dobrych rodziców, którzy nie mogli dać wszystkiego, odeszli i zostawili nas sierotami. Będziesz ufał Bogu żywemu, realnemu, najbliższemu, w sieroctwie, opuszczeniu, rozpaczy, ciągłej szarpaninie na co dzień. * W Piśmie Świętym nie ma traktatu o Panu Bogu. Pismo Święte nie poleca mówić o Bogu — poleca Go słuchać. Słuchać i ufać Mu. Kochać Go „całym sercem”, tym czułym, polskim sercem, które płacze, kiedy odsłaniają obraz Matki Bożej. Kochać Go „całą duszą” to znaczy każdym naszym niewidzialnym pragnieniem. „Wszystkimi siłami” to znaczy całym życiem. Nie tylko na starość, kiedy zbliża się śmierć, ale i w młodości, kiedy całe życie wydaje się jeszcze tak wielkie, że nieskończone. * Jeżeli ufamy Bogu jako komuś najbliższemu, Bogu niewidzialnemu a żywemu, to każdego człowieka otaczamy czcią i szacunkiem, bo on też ma swoje powołanie, Bóg powołał go i dał mu sens życia. Jeśli nawet gra nam na nerwach, to jest to potrzebne, aby obnażyć naszą miłość własną, nasz egoizm, aby nas sprawdzić, zobaczyć, jacy jesteśmy. Każdy bliźni, jaki pojawia się w naszym życiu, zawsze przysłany jest od Pana Boga, by obudzić nasze sumienie — odszedł, a my tak mało wyświadczyliśmy mu dobrego. Ufać Bogu i kochać Go — to jednocześnie patrzeć z szacunkiem na każdego bliźniego, z jakim spotykamy się w naszym życiu. * Czy można miłość traktować jako przykazanie? Można wydać komendę: „W tył zwrot!”, „W lewo patrz!”, „Spocznij!”, ale czy można powiedzieć: „Kochaj tego pana, który chodzi po parku i wzdycha”, „Kochaj panią, która założyła niemodny kapelusz”? Jeżeli postrzegamy miłość tylko jako uczucie, fascynację, wzruszenie, zakochanie, to takiej miłości chyba nie można nikomu nakazywać. Taka miłość przychodzi spoza nas i może być radością lub cierpieniem. Zawsze jest wielkim doświadczeniem dla człowieka, próbą, jak zachowa się w okresie sentymentalnej niedojrzałości. Jeżeli Ewangelia przykazuje: „Miłuj bliźniego”, to ma na myśli miłość, która jest troską o człowieka, odpowiedzialnością za niego i ogromną pracą nad sobą, walką z własnym egoizmem, który przeszkadza w miłości. Kochać drugiego człowieka oznacza wielką pracę nad sobą. Najczęściej kochamy kogoś takim, jakim on nie jest, kochamy nasze wyobrażenia o nim, a najważniejsze uczyć się kochać takim, jakim on jest. * Czy można kochać człowieka, nie kochając Boga? W środku nocy wezwał mnie chory i powiedział, że ma ciężki grzech: kocha żonę bardziej niż Boga. To dobrze! — uspokoiłem go. — Kochając żonę, kocha pan Boga. Gdyby było odwrotnie, to dopiero byłby grzech! * Jezus budził świadomość istnienia Boga i duszy, która przeżyje słabnące ciało, uczył miłości większej od zakochania się. Uczył odpowiedzialności za drugiego człowieka, miłości, która trwa do końca życia. Jeśli ktoś lubi kogoś tylko do pewnego czasu, to właściwie jest dla niego niedobry. Ciekawe, że Jezus pragnie dla nas i poprzez nas uczyć miłości. Pragnie poprzez nas kochać wszystkich, ale przede wszystkim tych, którzy sami do Niego nie mogą trafić. Rozmaicie działamy na ludzi. Niektórych odpychamy, denerwujemy, dla niektórych jesteśmy obojętni jak zeszłoroczny śnieg. Są jednak tacy, którzy garną się do nas, choćbyśmy byli jak straszydła i stale wyskakiwały nam bąble na nosie. Chcą z nami rozmawiać i nasze słowo dociera do nich głęboko i dotyka dna. Czy właśnie wtedy Bóg nie wybiera nas, aby ktoś w nas spotkał się z Nim, z Bogiem, z którym sam nie potrafi się spotkać? * Doświadczając ludzkiej dobroci, miłości i zaufania, możemy stawać się próżni, zbierać kwiaty dla samych siebie. A przecież czasem mamy być dla innych jedyną drogą do Pana Boga. — Nie wierzę — skarżył się ktoś — bo nie spotkałem Boga w żadnym człowieku, a poza człowiekiem Bóg jest dla mnie nierealny, nieżywy, jak obrazek w książce. Jeśli ktoś zgubi Boga dla siebie i dla drugich — straci swoje powołanie. Czy kochać Boga i bliźniego to nie to samo, co pozwolić Bogu spotkać się w nas z naszym bliźnim? * Co to znaczy „miłować bliźniego swego jak siebie samego”? Nigdzie nie czytamy: kochaj bliźniego jak swojego anioła, swoją anielicę, tylko kochaj jak siebie samego. Kiedy kochamy samych siebie? Nie wtedy, kiedy siebie wychwalamy, skarżymy się, że nikt nie zwraca na nas uwagi, że nas krzywdzą, ale wtedy, kiedy uświadamiamy sobie, że jesteśmy grzesznikami, uświadamiamy sobie swoje wady. Wtedy kocham samego siebie, jeżeli liczę na Pana Boga, na lekarstwa z Bożej apteki, sakramenty święte, dzięki którym mogę się oczyścić, ochronić, i kiedy czuję, że Bóg jest miłosierdziem i tylko na Niego mogę postawić, bo mnie kocha. Kochać bliźniego to znaczy widzieć w nim grzesznika takiego jak ja. Jego też, jak i mnie, może uratować miłość i opieka Boża. On też, tak jak i ja, ma położyć się w klinice Bożej, by leczono go po Bożemu. Jeśli w bliźnim widzę grzesznika, który tak jak i ja może liczyć tylko na miłosierdzie Boże i pomoc, to znaczy, że kocham bliźniego swego jak siebie samego. * Kiedy jeszcze kochamy samego siebie? Bardzo często, gdy powietrze szczypie policzki, otulamy się ciepłym szalikiem. Kochamy własną szyję i wołamy: Moja szyjo ukochana! Opatulam cię od rana, bo nie jesteś cudzą żmiją, ale jesteś moją szyją! Kochamy siebie, jeśli rzucamy się na ulubione winogrona: Wszystko sami wyjadamy — tak o własny brzuszek dbamy. Kochamy siebie, jeśli ciągle przeglądamy się w lusterku,’ tak jak pewna dziewczynka, która siebie pocałowała w lusterku w nos. Ubieramy się cieplutko, żeby nasze „ja” nie zmarzło, zajadamy, żeby nasze „ja” nie schudło, wciąż mamy pretensje i nasze „ja” się obraża. I tak ciągle nasze „ja” jak się pchało — tak się pcha. Spróbujmy kochać innych jak samego siebie. Okręcić szalikiem szyję, bo bardziej marznie niż nasza, podzielić winogrona po połowie z kolegą, pożyczyć lusterko, żeby niemiła koleżanka też ładnie w nim wyglądała. * Nie ma dwóch miłości. Jeśli kocham tylko człowieka — nie kocham Boga. Jeśli kocham tylko Boga — nie kocham człowieka. Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie? (Ewangelia wg św. lana 21,16) Jezus zwrócił się do dojrzałego mężczyzny, oswojonego z burzami na morzu i ciężarami połowów. Nie zapytał: „Czy wybudujesz Mi bazylikę?” „Czy urządzisz pielgrzymkę do Jerozolimy?” „Czy stworzysz Kościół z diecezjami i parafiami?” Zapytał: „Czy Mnie kochasz?” Jezus szuka w nas przyjaciół i oczekuje osobistego kontaktu ze sobą — tej liryki wewnętrznej, osobistej modlitwy, przebywania z Nim sam na sam. Ludzie Starego Testamentu nie widzieli Boga, bo zasłaniał Go dym, chmura, błyskawica, burza. Mieli tylko przykazania: dwie kamienne tablice. Grzech był złamaniem Bożego przykazania. Jezus niewidzialnego Boga uczynił widzialnym w swoim życiu. Dlatego dzieci Nowego Testamentu mają nie tylko przykazania, ale i Jezusa, bliskiego, żywego Przyjaciela. Grzech nie jest już złamaniem Bożego przykazania, ale jest zranieniem Przyjaciela. Jeśli dziecko dokuczy matce, nie zastanawia się nad tym, że złamało przykazanie. A jak my przeżywamy swój własny grzech? Czy może tak: zgrzeszymy, wyspowiadamy się i uważamy, że wszystko w porządku? Zranienie Przyjaciela jest czymś trwalszym, boleśniejszym. * Jezus oczekiwał miłości świętego Piotra i tej miłości oczekuje od każdego z nas. Często mówimy o przykazaniach Bożych, o obowiązkach chrześcijanina, o nakazanej wielkanocnej spowiedzi świętej. Tymczasem Jezus oczekuje od nas więcej — oczekuje tego, co sprawia radość. Bo jeśli ktoś kocha, żaden ciężar nie jest dla niego za wielki, ma niemal skrzydła, potrafi cierpieć i cieszyć się, nawet kiedy cierpi dla Tego, kogo kocha. Jezus oczekuje od nas miłości. Warto zapytać siebie co dzień rano: co dziś uczynię dla Pana Jezusa? Bardzo często robimy coś z obowiązku, zwyczaju, z przykazania, ale co czynię z miłości? Czasem nawet upadam na twarz ze zmęczenia. Czy naprawdę czynię to z miłości? Jezus, który ukazał się świętej Małgorzacie Alacoque, oczekuje właśnie miłości, prosząc o częstsze przyjmowanie Komunii świętej. Kiedy o to prosił, przyjmowano Komunię bardzo rzadko. Od nas oczekuje jeszcze więcej — nawet codziennej Komunii świętej, przyjętej w duchu miłości. * Pan Jezus, odchodząc z tego świata, a więc w momencie, kiedy chce się przekazać coś najważniejszego, nakazał miłować się wzajemnie. Można miłować się wzajemnie na krótko i można miłować się na długo. Miłości na krótko niepotrzebne jest żadne przykazanie. Taka miłość wyskakuje jak szczygieł ponad każde przykazanie, nowe czy stare. Wystarczą oczy, wzruszenie, cielęcy zachwyt, jak mówią „w okamgnieniu czterdzieści stopni w cieniu”. Bez nakazu wyrywa się jak filip z konopi i fika koziołki. Miłość wytrwałą, wierną do końca trzeba nakazać, gdyż jest jak praca, w której trudno z cierpliwością wytrwać. Podobna do rąbania drewna, przesuwania szafy gdańskiej, dźwigania węgla z piwnicy, uczenia się języka chińskiego. Odpowiedzieć „tak” lub „nie” na pytanie: „Czy mnie kochasz?” — nic nie znaczy. Odpowiedzią musi być cierpliwość całego życia. Małżonkowie żyją razem pięćdziesiąt lat i pięćset razy mówią „kochamy się”, a tysiąc razy zapewniają, że się nie znoszą. Proust powiedział, że jak nie ma powodu do kłótni, to trzeba sobie go wymyślać, bo inaczej miłość wcale nie dojrzewa. * Jakie to jest niezwykłe, że Jezus stale prosi o miłość. Nazywamy Go Królem całego świata. Król, który żebrze o miłość? Stale pyta: „Czy kochasz Mnie, Szymonie? Czy jeszcze miłujecie Mnie?” Jak to zrozumieć? Bóg pragnie, żebyśmy brali udział w Jego szczęściu. Dlatego powołał nas do życia, dlatego w ogóle żyjemy. Wtedy można brać udział w szczęściu Boga, gdy zdobywamy się na miłość. Nie chodzi tu o ulotne uczucie, zakochanie się, ale o otwarcie się na drugiego człowieka, życie dla kogoś, nie dla siebie. To jest właśnie życie miłością. * Niezwykłe, że Bóg wszechmogący, który wszystko może, prosi o miłość. Miłość przymuszona nie jest miłością. Wszechmogący ma jeden poważny kłopot: musi prosić o miłość, ale On prosi o miłość dla naszego dobra. Dlatego taka ważna jest wszelka bezinteresowność: modlitwa nie tylko w swojej intencji, ale w intencjach innych, wszelkie przejęcie się dolą drugiego człowieka… To jest właśnie szukanie miłości, która jest tak bardzo ważna dla Pana Boga. Prosi o nią, aby podzielić się z nami swoim szczęściem. * Co to znaczy kochać Boga? Kochać Boga to spełniać Jego wolę. Co jest wolą Bożą? Wolą Boża jest życie, jakie Bóg nam układa, a naszym zadaniem jest je przeżyć. Ktoś chciał być muzykiem i grać na trąbce w operze — został urzędnikiem na poczcie. Inny chciał być wielkim uczonym, a musiał opiekować się domem rodzinnym. Siostra, która wstąpiła do zakonu, chciała fruwać jak w niebie, a musi kuśtykać. Czasem przychodzi choroba i spacerujemy po szpitalnych korytarzach w pokracznych piżamach, czasem spotyka nas szczęście, nieoczekiwana radość. To jest życie, jakie dał nam Bóg. Kochać Boga znaczy pokochać życie, jakie On nam daje, wszystko, co przychodzi spoza nas: zdrowie i chorobę, łatwe i trudne szczęście, miłość i samotność, pogodę i niepogodę, deszcz, który chlapie, i śnieg, który potrafi nawet pyskatą sąsiadkę, znaną z tego, że trzaska drzwiami, czynić podobną do dziewczynki w białej sukience od Pierwszej Komunii świętej. Kochać Boga to pokochać całym sercem łamigłówkę życia, jaką On nam układa. * Kochać Jezusa to strzec Jego przykazań, które są nie tylko wypełnieniem obowiązków, ale pełnieniem miłości. Kochać Jezusa to zdobywać się stale na coś więcej, niż potrzeba, oddać wszystko, co się ma, ufając Boskiej Opatrzności. Nie oszczędzać sił, pracy, zdrowia dla innych. Nie modlić się tylko o spokój, o to, co pomyślne dla nas i naszego spojrzenia na świat. Kiedy ktoś przestaje kochać Jezusa? Kiedy zaczyna się skarżyć, że mu źle, że go krzywdzą, że nie ma tego, co mu się należy, stara się tylko o uczciwe, porządne życie i gubi powołanie do miłości. * Czy można Boga kochać rano, w południe, wieczorem i nawet przez sen? Odpowiem, posługując się przykładami z Ewangelii. Przychodzi poranek. Budzimy się. Miejmy świadomość, że to Bóg nas budzi, otwiera nam oczy i wydaje polecenie jak Jezus paralitykowi: „Wstań i chodź”. Nie możemy ociągać się, usprawiedliwiać, choćby była okropna pogoda, chlapał deszcz i pies wył za oknami. Mamy iść dalej na drodze swojego powołania. Jeśli tak przyjmujemy od Boga poranek, wtedy na dzień dobry mówimy Mu, że Go kochamy. Przychodzi południe. Niech nam się przypomni polecenie, jakie Jezus dał sługom w Kanie: „Napełnijcie stągwie wodą”. Napełnienie stągwi wodą jest obrazem nieznośnego trudu, jak trud ciągłego sprzątania mieszkania, zmywania garnków, gotowania, uczenia dzieci, pracy w biurze, wszystkiego, co wydaje się bardzo trudne i beznadziejne. Jeżeli przyjmujemy wszystko ze świadomością, że Bóg tego od nas oczekuje, wtedy i w południe mówimy Mu, że Go kochamy. A Bóg, który zmienił wodę w wino, naszemu trudowi, pozornie bezsensownemu, nada sens. Przychodzi wieczór. Polecenie Jezusa: „Czuwajcie i módlcie się”. W czuwaniu kryje się ostrożność i nadzieja. Ostrożność — żebym nie przegapił czegoś ważnego dla siebie; nadzieja — Bóg nawet o zmierzchu mojego życia może się mną posłużyć. Jeżeli czuję, że Bóg pragnie ode mnie trudu czuwania i modlitwy, wtedy mówię Mu wieczorem, że Go kocham. Przychodzi noc. Nie można bać się dnia następnego. Pan Jezus powiedział: „Nie bój się o jutro, bo każdy dzień sam się o siebie troszczy. Nie bój się, ale wierz’’. Jeżeli z wiarą przyjmujemy te słowa, to kochamy Boga nawet przez sen. Można kochać Boga i rano, i w południe, i wieczorem, i przez sen. Jeżeli kochamy Boga naprawdę, to Jego przykazania nie są już przykazaniami, a radością, że można Mu dać to, czego od nas oczekuje. Przykazanie nowe daje wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak |a was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. (Ewangelia wg Św. Jana 13,34) Na czym polega nowość przykazania. Przecież już za życia Jezusa miłość była stara jak świat. Kochał starotestamentowy Józef, którego bracia związali i wrzucili do studni, a on przebaczył wszystkim po kolei. Kochał dobry Samarytanin, wychowany w szkole Starego Testamentu. Nowe — to znaczy niepodobne do starych. Można powiedzieć obrazowo, że przy każdym przykazaniu Starego Testamentu stał surowy anioł z rózgą i kropidłem i powtarzał: „Nie kradnij; nie cudzołóż; nie mów fałszywego świadectwa”. Stare przykazanie widziało tylko zło, nowe widzi tyłko dobro. Stare widziało dziurę we wszystkim, nowe widzi Boga, choćby nawet i były dziury. Stare przypomina ziemię, którą trzeba orać, nowe jest jak słońce, które oświeca ziemię. Nowe przykazanie nie jest nakazem, bo czy można komuś kazać kochać lub nie kochać? Nowe przykazanie jest otwarciem oczu na jasną prawdę, że ten, kto żyje dla drugich, tkwi w samym Chrystusie Panu. Pan Jezus nie powiedział: „Po tym poznam swojego ucznia, że będzie chodził do kościoła, znał Biblię, śpiewał pieśni religijne”, ale poznam go po tym, czy kocha, czy tkwi w miłości — w tej jednej najważniejszej prawdzie. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. (Ewangelia wg św. Mateusza Mt 5,7) Czy człowiek może być miłosierny? Czasem ten, o kim mówią, że jest miłosierny, podobny jest do siedzącego w loży na pierwszym piętrze — zamożnego i z dobrocią patrzącego na biedaka w suterenie. Powinno się mówić o miłosierdziu Pana Boga. Nawet najbardziej święty człowiek może liczyć tylko na Jego miłosierdzie. * Miłosierdzie Boże jest miłością Bożą, która zniża się ku ziemi. Bóg kocha świętego nie dlatego, że jest on święty. Kocha też grzesznika, który poza tym, że grzeszy, ma w sobie coś dobrego. Pan Bóg kocha grzesznika dlatego, że właśnie jest grzesznikiem — i w tym wyraża się miłosierdzie Boże. Święta Teresa” mówiła, że właśnie wtedy, kiedy grzeszy, ma prawo do miłosierdzia Bożego. Bóg pochyla się nad grzesznikiem i okazuje mu swoje miłosierdzie. * Jak uratować słowo „miłosierdzie” w odniesieniu do człowieka? Człowiekowi nie wolno uważać, że jeżeli jest zdrowszy od innych, bardziej wykształcony, to ze swojej wysokości może zniżyć się do mniej zdolnego, chorego, nie tak bogatego. Człowiek nie może zniżyć się do człowieka, może jedynie wypełniać swoje powołanie względem słabszych czy pozornie niepotrzebnych. Jeśli chcemy uratować wyraz „miłosierdzie” w odniesieniu do człowieka, to stale musimy mieć w stosunku do siebie zastrzeżenie, czy na drugiego człowieka nie patrzę z wysokości, czy nie grzeszę tym, że będąc zamożnym, nie pomagam biednym, będąc silniejszym, nie pomagam słabszym. * Miłosierny to ten, kto naśladuje Boga. Dostrzega grzechy, słabości ludzkie, potrafi zapomnieć o sobie i pamięta o tych, którzy cierpią, potrzebują rozgrzeszenia. Niemiłosierny widzi tylko swoje ubóstwo i nędzę. Dla miłosiernego ważniejszy jest drugi człowiek z jego ubóstwem i nędzą. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. (Ewangelia wg św. Mateusza 9,13) Dla kogo Jezus prosi o miłosierdzie? Prosi o miłosierdzie dla grzeszników, celników, takich jak ci, z którymi przebywał, choć inni oburzali się na nich, osądzali z góry, mówiąc, że są źli. Jezus prosi o miłosierdzie dla tych, których z zasady odrzucamy, nazywając ich grzesznikami, którymi nieraz pogardzamy, ponieważ mają inne poglądy i są według nas gorsi. bądźmy miłosierni dla nich, tym bardziej że nie wiemy, jakie są ich przyszłe drogi życia, jakie zamiary wobec nich ma Bóg. Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj! a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. […] jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. (Ewangelia wg św. Mateusza 5,21—22.23—25) Ludzie umierają prędko, czasem tak prędko, że nie zdążają sobie przebaczyć. Każda droga się kończy, a wszystko, co się kończy — także nasze życie — jest krótkie. * Jak rozumieć, że mamy pogodzić się z tym, kto ma do nas urazy, pretensje, żale, nawet przez nas nie zawinione? Rozumiemy, że jeżeli kogoś obrażamy, trzeba go przeprosić, ale pojednać się z tym, kto ma do nas żale nie wiadomo o co? Nie czytamy w Piśmie Świętym, że mamy przeprosić, ale pojednać się, to znaczy szukać z nim porozumienia, zasypać dół, który jest między nami. Przez nieporozumienie zabijamy siebie dla nas samych. * Wydaje nam się, że powinniśmy przepraszać nawet za to, że kogoś kochamy. Przepraszam, że cię kocham. Nieraz człowiek, kochając kogoś, chce go kochać dla samego siebie. Zabiera mu czas — morduje go, kochając. Niszczy jego odpoczynek, czas na skupienie, na modlitwę. * Czasem można przepraszać z przyzwyczajenia, z grzeczności, wyrachowania, a nie żałować. Czasem można bardzo żałować, a nie umieć przeprosić. Żal jest większy od przeprosin. Bóg pragnie wzbudzić w nas żal za to wszystko, co zmarnowaliśmy w życiu. Choćbyśmy nie umieli przeprosić, mamy wzbudzić w sobie żal syna, który wraca do Ojca. * Miłość prawdziwa nie może nie przebaczać. Jeden tylko Bóg przebacza naprawdę. * Stare przykazanie „Nie zabijaj”, a tak aktualne dzisiaj. Wydaje nam się nieraz, że jeżeli nikogo nie trujemy, nie /rzucamy z piątego piętra, do nikogo nie strzelamy — to me zabijamy, a w komentarzu Pana Jezusa o tym, że nawet ten, kto obmawia, zabija, jest lekka przesada. Co się jednak dzieje, gdy obmawiamy kogoś, lekceważymy, tłumimy? Zabijamy go dla nas samych, bo on przestaje dla nas istnieć. Może mógłby nam pomóc, ale jeśli nie traktujemy go na serio, zachowujemy się tak, jakby go nie było. Poza tym sami moglibyśmy mu pomóc, ale skoro przestał dla nas istnieć, odrywając się od niego, zabijamy go. W jakiś sposób zabijamy także siebie. Siebie dla tego człowieka. Człowiek, którego obmawiamy, odchodzi od nas, zraża się i my przestajemy dla niego żyć. Niby niewinna obmowa i lekceważenie, a przecina więzi pomiędzy ludźmi. * Czy uświadamiamy sobie, że poczęcie człowieka jest Bożą tajemnicą? Wtedy, kiedy sprzeciwiamy się temu, popełniamy świętokradztwo. * Kiedy rodzice mocą Bożą podadzą światu nowo narodzone dziecko, to jeszcze nie wszystko. Muszą oni dbać o rozwój duszy, by jej nie zabić. Duszę można zabić zgorszeniem, nauką rozpaczy, ukazując jej fałszywy przykład chrześcijanina. * Kiedy czytamy biblijną opowieść o Jonaszu i dochodzimy do momentu, gdy zostaje on wyrzucony przez wieloryba na brzeg, oddychamy z ulgą: No, nareszcie uratował się ten grzeszny pasażer! Jan Breughel pokazał tę scenę inaczej. Na jego obrazie Jonasz, wystraszony, wylękniony, wychodzi z paszczy wieloryba w czerwonej szacie i strasznie boi się ciemnego i groźnego świata. W łonie ryby było przytulnie i ciepło, a co czeka go w świecie, kiedy spotka złych ludzi? Czy mamy poczucie odpowiedzialności za każdego człowieka, który dostaje się na ten świat, by nie zabić jego duszy, ucząc go grzechu? Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A |a wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu: lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! (Ewangelia wg św. Mateusza 5,38—39) To znaczy: zatrzymaj potok zła. Uczyniono ci coś złego? Nie myśl o sobie. Jeżeli odpłacisz dobrocią, zatrzymujesz ciąg zła, które mnoży się na świecie. * Jakkolwiek dobro i zło mnożą się na świecie, nasza wiara jest pełna nadziei dlatego, że dobro jest nieśmiertelne. Śmiertelne jest tylko zło. To, co Bóg stworzył, nigdy nie umrze. Dobro stworzył Pan Bóg, zło — upadły anioł i człowiek. Zło miało swój początek i będzie miało swój koniec. Dobro jest nieskończone i nieśmiertelne, zło jest skończone i śmiertelne. * Polecenie Jezusa: „Jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu lewy”, nie podoba się szczególnie młodym ludziom. Mówią, że wychowuje mięczaków i tchórzy. Wielkie nieporozumienie! Właśnie tchórz uderzony ucieka jak pies z podkulonym ogonem. Jakiej trzeba odwagi, żeby pozostać przy tym, kto uderzył. Przeciwstawić agresji spokój powagi człowieka bezbronnego — to sposób walki, jaki proponuje Pan Jezus. Powaga bezbronności jest wielką potęgą, która przeciwstawia się złu. * Dwa tysiące lat temu Jezus ogłosił prawo zwyciężania nienawiści miłością, a wciąż jest to nowe prawo. Nowe, bo wciąż nie potrafimy go stosować. Jeżeli ktoś ma nowy klucz i nie otwiera drzwi przez wiele lat, to ten klucz jest stale nowy. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. (Ewangelia wg św. Łukasza 6,37) Gdyby Bóg sądził po ludzku, ojciec z przypowieści o synu marnotrawnym nie przyjąłby go w domu, ale wysłał do poprawczaka albo do więzienia. Magdalenę Pan Jezus wyprawiłby na kilkuletnie rekolekcje, a dobremu łotrowi powiedziałby: za późno, tu nie ma taryfy ulgowej, przez całe życie trzeba pracować i nie uda ci się prześlizgnąć. Cała nasza nadzieja, że Bóg patrzy i na ostatnich. * Nieraz skarżymy się, że Pan Bóg jest niesprawiedliwy. Pewien pan powiedział mi: „Nikogo nie potępiam, ale tego jednego gałgana, którego ksiądz też zna, muszę potępić, dlatego że od podszewki znam wszystkie jego sprawki”. Pomyślałem sobie: przecież Pan Bóg zna dokładniej każdego z nas, wszystkie nasze sprawki od A do Z. I właśnie dlatego musimy modlić się nie o sąd nad sobą, ale o miłosierdzie. * Zabrzmi to jak paradoks, ale nabożeństwo do Serca Bożego jest trochę nabożeństwem do niesprawiedliwego Pana Jezusa, Tego, który bardziej kocha, niż sądzi, do Jezusa podobnego do pana z winnicy, który płacił po denarze każdemu, nawet temu, kto krótko pracował, kochając go tak jak wszystkich. * Kiedyś księża nosili w rękawach pieniądze dla biednych. W związku z tym Zagłoba powiedział, że krzywi się na księży, bo rękawy Pana Boga są zawsze szersze od rękawów księdza proboszcza. Wtedy Piotr zbliżył się do Niego i zapytał: ,,Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?” Jezus mu odrzekł: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy”. (Ewangelia wg św. Mateusza 18,21—22) Często mylimy przebaczenie z rozgrzeszeniem. Mamy przebaczać nawet wtedy, gdy ktoś nie żałuje tego, co zrobił. Tylko Bóg może rozgrzeszyć. Chyba więcej jest rozgrzeszonych przez Boga niż tych, którym umiemy przebaczyć. Nieraz skazaniec spowiada się przed śmiercią i Bóg go rozgrzesza, a człowiek pobożny wiesza go na strychu. * Mamy przebaczać bez żadnych warunków. Przebaczenie jest świadectwem miłości. Bóg, kiedy rozgrzesza, nie pamięta złego. Teologia mówi, że grzechy rozgrzeszone nie będą ujawnione na Sądzie Ostatecznym. To tylko człowiek przebacza i nie potrafi zapomnieć. * Trzeba się śpieszyć, by zdążyć wybaczyć przed śmiercią, bo można umrzeć jeszcze przed przebaczeniem. Dante umieścił w piekle tych, którzy nie zdążyli przebaczyć. Umarli, a zabrakło im tylko pięciu minut do przebaczenia. * Przepraszanie stało się trochę konwencjonalne, trochę nie na serio, mówione przez grzeczność. „Przepraszam panią” — powiedział kat i uciął głowę królowej Anglii. Pewien pan przeprosił ciotkę, wobec której zawinił. Ciotka mu wybaczyła, ale kiedy w czasie ulewnego deszczu wstąpił do niej, by pożyczyła mu parasol, powiedziała: „Wybaczyłam ci, ale parasola nie dam! Zmoknij, ośle, bo ci się to należy!” Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień. (Ewangelia wg św. Mateusza 6,14—15) Niektórzy urodzili się od razu z przebaczającym sercem. Łagodni jak jajko na miękko. Można ich ranić, grać im na nerwach, szturchać łokciem, pukać w głowę i mówić „kuku na muniu”, ich to wcale nie rusza. Przebaczą, wytłumaczą, zrozumieją nie siedem, ale siedemdziesiąt siedem i tysiąc razy. Inni rodzą się z ciężkim charakterem jak czarownice, jędze, awanturnice, uparciuchy. Może i mają złote serce, ale ciężkie łapy. Ile się muszą nacierpieć, żeby przebaczyć! Wyją po kątach i tak im trudno wykrztusić: „Przebaczam”, lub „Proszę o przebaczenie”. Najczęściej utożsamiamy się z tymi pierwszymi. Tych drugich bardzo łatwo potępiamy i umieszczamy nie na czasowy, ale na stały pobyt w piekle. Nie myślimy o tym, jak ciężki krzyż dźwigają! Krzyż własnego charakteru. Ileż jednak oni mogą mieć zasług, gdy wałczą z czortem w swoim sercu, przezwyciężą go i powiedzą wreszcie: „Przepraszam”, lub „Przebaczam”. * O grzechach mówi się tylko na spowiedzi, bo człowiek nie potrafi zapomnieć. Jeden tylko Bóg przebacza i zapomina. Grzech po spowiedzi przestaje być grzechem, przestaje istnieć. Bóg przebaczył i zapomniał. Za to umarł Pan Jezus — wykreślił grzech. Jest to umiejętność tylko Pana Boga. Grzech wypowiedziany człowiekowi może prowadzić do tragedii i dramatu. Grzech wyznany żonie może oznaczać koniec małżeństwa. Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A |a wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce (ego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. (Ewangelia wg Św. Mateusza 5,43—45) Najczęściej chcemy takiego Boga, który występowałby z dobrymi przeciwko złym. Byłby to Bóg, który potwierdza podziały, jakie tworzymy pomiędzy ludźmi. Podziały na wierzących i niewierzących są jakże małe w oczach Pana Boga. Postępuje On inaczej. Sprawia, że słońce świeci i dla dobrych, i dla złych. Również deszcz spuszcza z nieba na dobrych i na złych. Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. (Ewangelia wg św. Łukasza 6,35) Co robić z nieprzyjacielem? Czy zrzucić go z trzeciego piętra, udusić, bić i patrzeć, czy równo puchnie, nawymyślać mu, wejść z nim na drogę sądową? Uczynić go swoim przyjacielem. * Czy sami sobie nie stwarzamy nieprzyjaciół, kiedy kłócimy się, zazdrościmy, obmawiamy? Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody. (Ewangelia wg św. Mateusza 10,42) Nie jest ważne, czy obsługujemy komputer, czy hodujemy jamniki, czy podlewamy storczyki. Ważne jest, czy kochamy, czy nie. Kubek podany przez tego, kto kocha, pozornie nieważny, staje się skarbem w oczach Boga. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. (Ewangelia wg św. Łukasza 9,24) Powiedzmy sobie szczerze, jakiego życia trzymamy się kurczowo, oburącz, umawiając się naraz z trzema lekarzami, żeby nie umrzeć? Najczęściej trzymamy się życia płytkiego, samolubnego, od śniadania do kolacji, od jednej przyjaźni do drugiej, od wizyty do wizyty, pomiędzy bożkami pieniądza, zazdrości, ambicji, pomiędzy niewiarą na tysiąc sposobów naukowo udowodnioną. Wzmacniamy się zastrzykami, masażami i w sumie trzymamy się takiego życia, jakie rozsypie się w śmietnik. Tłumaczymy się, że musimy przetrwać, jakby życie było celem samym w sobie. Powołaniem chrześcijanina jest dać świadectwo prawdzie, Ewangelii, Jezusowi, a nie koniecznie przetrwać, być układającym się dyp