12962
Szczegóły |
Tytuł |
12962 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12962 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12962 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12962 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Remigiusz Gajda
Labirynt
Kiedy wreszcie ciemny korytarz ulicy wypuści cię ze swych objęć i
odnajdziesz siebie na pustym placu - zbiegu sześciu alei - zatrzymasz się
chwilę. Sięgniesz do kieszeni, wyrwiesz z niej długopis i rzucisz nim na
chybił-trafił. Prosta, wytyczona przez oba końce długopisu, wskaże jedną z
alei. Kopniesz zbędny już rekwizyt i pobiegniesz następnym korytarzem ku
innym placom. Przebiegniesz dokładne sto siedem metrów i od tego momentu,
biegnąc dalej, zaczniesz się zastanawiać nad następnym posunięciem, choć
po prawdzie nie będzie nad czym - myśleć, bo w kieszeniach pozostanie ci
kilka drobiazgów, wybór więc będzie niewielki. Ale ty postanowisz nie
sięgać po nie, dlatego od sto dwudziestego ósmego metra zaczniesz odliczać
w myślach od jednego do sześciu, a kiedy skończysz, zaczniesz od początku.
Jeśli u wylotu alei wypadnie dwójka, skręcisz w drugą ulicę od prawej. Ale
wypadnie szóstka.
- Cholera! - zerkniesz cicho i posłusznie pobiegniesz z powrotem tą
samą drogą. Dla ciebie to droga wyróżniająca się wśród innych, a przecież,
gdybyś spojrzał na miasto z lotu ptaka, to zobaczyłbyś, że wszystkie te
ulice są jednakie. Jakby gigantyczny grawer wyżłobił w monolicie czarnego
szkła. masę rowków tak, by tworzyły regularna siatkę trójkątów
równobocznych. Zresztą, będziesz doskonale znał plan zabudowy miejsca, w
którym przyjdzie ci się poruszać.
Co będzie, w takim razie, powodem, że te jednakowe u4ice dla ciebie
będą zupełnie różne?
Co będzie przyczyną, że tak usilnie i świadomie mylić będziesz drogę
nikomu, nawet tobie, jeszcze nie znaną? - Prześladowca.
To on będzie tym bodźcem, który popychać będzie do bardziej szaleńczego
biegu, do jeszcze większego plątania trasy. Dlatego rzucisz długopis, żeby
ci wskazał drogę dlatego wygenerujesz w umyśle kilka serii sześciu liczb.
Dlatego zaklniesz i popędzisz w drogę powrotną - twoja drogę. To właśnie
twój Prześladowca będzie sprawcą, że takie same ulice w twoich oczach będą
zupełnie różne.
Bo będziesz starał się przecież uciec jak najdalej od Niego, a w tej
sytuacji każda z dróg będzie miała różna wartość. Jaka? O tym się nie
dowiesz, chyba że wpadniesz na Prześladowcę...
Będziesz kluczył, by Go oszukać, żeby uniemożliwić Mu przewidzenie
twoich ruchów. On może czaić się za każdym rogiem, ale nie będzie miał
pewności, gdzie się znajdujesz, póki sam jej nie będziesz miał.
To będzie potężny prześladowca, tylko największy kretyn zdoła go
przechytrzyć. Nie będzie to łatwe, ale znajdziesz taktykę kretyna. I z
godnym podziwu samozaparciem wykonywać będziesz najbardziej bezsensowne
posunięcia.
Dobiegniesz do placu, na którym nadal leży twój długopis. Kopniesz go,
policzysz litery w słowie "długopis", podzielisz otrzymana liczbę przez
sześć. Dostaniesz w reszcie dwa pobiegniesz drugą aleją na prawo. W twojej
głowie zalęgnie się pytanie:
- Która to już przecznica? Dwudziesta, setna?
Zgasisz zaraz w sobie tę ciekawość, bo odpowiedź nie będzie ważna,
Istotne będzie tylko jak daleko jest twój wróg. I biegnąc ku następnemu
sześciokątowi skrzyżowania, pomyślisz:
- Dobrze, że te ulice są takie podobne do siebie i puste. Gdyby to było
zwykłe miasto, z kinami, samochodami, kawiarniami, z nazwanymi ulicami,
trudniej byłoby mi uciekać. Zawsze mogłaby mnie skusić jakaś szczególna
cecha jakiegoś zaułka, a wtedy koniec.
Tak pomyślisz. Na kolejnym placu rzucisz papieros, ustnik pokaże ci
kierunek, usłyszysz tupot swoich nóg. W przestrzeni ograniczonej
szklistymi ścianami stukot szybko stawianych kroków zabrzmi w twoich
uszach jak grzmot z chmur burzowych.
- On może usłyszeć!
Przerazisz się. Jeszcze parę minut i w echu kroków dosłuchasz się
odgłosów pogoni. Im dłużej będziesz wytężał słuch, tym ci się one wydadzą
bliższe.
Obejrzysz się. Za tobą tylko perspektywa nie kończącego się miejskiego
wąwozu.
Ale i wyimaginowana obecność Prześladowcy nie da ci spokoju. Zerwiesz
ze stóp białe buty i odrzucisz precz. Przez kilka sekund trwać będzie
jeszcze echo ich upadku. Cisza otuli cię szczelnie, uspokoisz się.
Będziesz kontynuował swój maraton.
Wkrótce jednostajność krajobrazu znuży cię, coraz częściej gubić
będziesz sens ucieczki, megality zabudowań, skrzyżowania, wąskie pasy
światła nad tobą stawać się będą nic nie znaczącymi plamami czerni i
bieli.
Jak wielokrotnie powtarzane słowo traci znaczenie, tak monotonia
bodźców wzrokowych zatrze w tobie świadomość widzenia. Odtąd posuwać się
będziesz, miarowo łykając powietrze na wpół otwartymi ustami, z
jednostajnym szumem w korze mózgowej, czując jedynie wysiłek mięśni.
Głęboko zakodowany w podświadomości rozkaz zmusi do nieustannej pracy
twoje nogi. Zupełnie zapomnisz się w tej gonitwie.
Przez pół godziny przenosić będziesz swoje ciało wzdłuż tej samej alei,
nie zważając na mijane rozdroża.
Zmęczysz się i zwolnisz, fizyczny ból wyprowadzi cię ze stanu omdlenia.
Przypomnisz sobie cel - uciekać! Lęk okaże się silniejszy od wyczerpania.
Odnajdziesz w sobie dość sił, by kontynuować wędrówkę po mieście.
Zanim wypadniesz na kolejne rozstaje, złapiesz drugi oddech i twój krok
stornie się znów płynny i lekki, jak wtedy, gdy zaczynałeś bieg. Odczujesz
niemal upojenie rytmem pracy mięśni, będziesz podziwiał piękno swoich
ruchów. Spojrzysz na siebie z zewnątrz i zobaczysz w swojej sylwetce
greckiego herosa pokonującego morderczy dystans. Wyobraźnia podsunie ci
obraz telewizyjnego replaya przekazującego wdzięk współdziałania muskułów.
Ujrzysz w myślach, jak elastycznie odrywasz stopę od podłoża, unosisz ją w
powietrze, przenosisz obok łydki drugiej nogi, tors zgodnie przepływa
dalej, dotykasz stopą bieżni i znów...
Z zapatrzenia wyrwie cię zmiana w krajobrazie. Ponownie będziesz miał
do wyboru, w które z sześciu ramion eksplodującej pod tobą gwiazdy masz
się, skierować.
Potrzebny ci będzie przypadek. Pełno go wszędzie, wystarczy sięgnąć do
kieszeni twoich granatowych spodni i wyjąć z niej trzy monety, a potem już
tylko rzut i liczenie, ile wypadło awesów.
- Pięć.
Nadal więc gonić będziesz wśród szklanych monolitów tego miasta. Miasta
- wytworu grawera-matematyka, grawera-estety, a może grawera, który nie
znał innych wzorów. Obok ciebie przesuwać się będą ściany budowli, jak
wielokrotnie powtarzane słowo.
W obawie przed nawrotem zapomnienia wypełniać zaczniesz puste mury
witrynami sklepów, oknami mieszkań. Z początku będzie ci to szło niemrawo,
ale wkrótce nabierzesz wprawy. W połowie alei zdołasz sobie już wyobrazić
barwne neony, klamki u drzwi, samochody.
Czegoś będzie ci brakowało. Oczywiście ludzi. Zaludnisz chodniki, bary,
kawiarnie, z otwartych okien obserwować cię będą wścibskie pomarszczone
twarze. Do tego obrazu dołączysz miejski gwar odgrzebany z pamięci i
otrzymasz kompletne złudzenie życia.
Wyśmiejesz poprzedni swój niepokój przed różnorodnością ulic: Bo
przecież ty będziesz decydował, jak one mają wyglądać. Będziesz biegł tam,
gdzie ci się podoba, choć obiektywnie rzecz biorąc, nieustannie będziesz
się podporządkowywał swojej taktyce.
Siedemdziesiąte szóste skrzyżowanie. Jeszcze jeden przypadek - prosto.
Zanurzysz się w półmrok. Ciemność skojarzysz z latarniami oświetlającymi
bruk. Po jego obu stronach ciepłe blaski kawiarnianych szyb, padające na
mocno obnażane piersi i krótkie spódniczki, spod których wysuwają się
nagie uda. Uliczka pełna seksu.
Będziesz przerysowywał swoje wizje, topić je będziesz w absurdalnie
zestawionych sceneriach. Nie zadbasz o ład tego świata, jego logikę, nie
będzie ci to do niczego potrzebne. Zechcesz być oszalałym, niedoskonałym
Bogiem swojego wewnętrznego Kosmosu.
Teraz mijać będziesz centrum naukowe. Instytuty, uniwersytety. Nagłe
oślepienie zaleje twój mózg. Rozpłyną się wewnętrzne twoje światy.
Nareszcie zrozumiesz, że to miasto jest karykaturą ludzkości. Skurcze
przepony zakłócą rytm biegu. Odczujesz potrzebę wyrzucenia z siebie tych
prawd, które nieznany architekt pozwolił ci poznać.
- Oto wytyczamy ścieżki poznania, ciesząc się za każdym razem, gdy
łączą się gdzieniegdzie i ujawniają nam swoją prostą, zwartą budowę! Więc
ekstrapolujemy i odkrywamy dalszy ciąg potwierdzający nasze widzenie
Kosmosu, utwierdzamy się w przekonaniu, że kierunek obraliśmy dobry.
Uściślamy, unifikujemy, bo Natura lubi prostotę! Wpadamy w trójkątną
siatkę ulic, nic już nas nie obchodzą szklane, śliskie ściany, a im
dokładniej ustalimy strukturę tej sieci, tym niedostępniejsze stają się
wyznaczające ją megality. Dalej więc ku jednolitej Teorii Pola, a później
ku Ścisłej Teorii Wszystkiego! Hahaha, hahaha, bo... - zakrztusisz się -
...bo Natura lubi prostotę!
- Hahaha, hahaha... - Przestaniesz biec, skulony na ziemi tarzać się
będziesz ze śmiechu. Dziewiętnaście i jedną dziesiątą część sekundy, potem
podźwigniesz się powoli, przecież gdzieś jest Prześladowca. Z trudem
zmusisz wyczerpany organizm do pracy. Zrzucisz marynarkę. Trochę lżej.
Jeszcze jeden krok i jeszcze jeden haust tlenu i azotu, zmieszanych w
proporcji jeden do trzech, koktajlu, którego nikt dla ciebie nie
przygotuje, który zastaniesz gotowy do spożycia, bez którego nie
przeżyjesz. Będziesz jednym ze składników swojego środowiska, a marzyć ci
się będzie wolność. Będziesz obeznany z logiką przyczyny i skutku, poznasz
prawa sterujące każdą drobiną twojego jestestwa, a mimo to gorąco wierzyć
będziesz w wolną wolę.
Dlatego właśnie uciekać będziesz Prześladowcy - swojemu Fatum.
Na cztery kroki przed ostatecznym upadkiem zwątpisz w istnienie
prawdziwego przypadku. W przepaść mitów runie twoja nadzieja, wyparta nową
myślą, że przeznaczenie jest wszędzie, że nie ma sensu nigdzie uciekać. Na
kilka minut przed śmiercią zostaniesz wyznawcą nowej wiary. Uwierzysz we
Mnie, w twoje Przeinaczenie. Nie uciekniesz swojemu losowi, nawet Ja, twój
Prześladowca, nie mogę ci zapewnić wygranej, bo sensem Przeznaczenia jest
jego wypełnienie się do końca.
Wybaczysz Mi to, ponieważ tak chcę. Ja ci nie wybaczę nigdy, że Mi się
tak bezwolnie podporządkujesz, że tak doskonale odegrasz swoją rolę.
Siebie również nie rozgrzeszę z tej wszechmocy, która sprawia, że nie mogę
przebaczyć tobie.
Już mi się rysuje jasny obraz świata - teatrzyk marionetek ożywianych
przez zręcznego animatora.
Zanim organizm odmówi ci posłuszeństwa, pogodzisz się z tym, że ktoś
wtłacza ci do mózgu każdą myśl, że nie jesteś panem niczego. Leżąc na
Ziemi, będziesz cicho i spokojnie dogorywał.
I to będzie koniec.
Lecz nim obumrze ostatnia komórka twego ciała, coś zmusza mnie do
krzyku:
- Człowieku! Okaż bunt, spróbuj wstać i ujść Przeznaczeniu! Niech znów
zadudnią twoje kroki, na przekór scenariuszowi!
Tak mi się jawi Wszechświat, jako zbiór Bogów ze swymi owieczkami,
którym wyznaczają ścisłe role, a potem błagają je, by powstały przeciw
nim. o Bogowie także chcą ujść Przeznaczeniu, pragną uwierzyć, że ono nie
istnieje.
Taka prosta, przejrzysta wizja wszystkiego.
Wokół mnie wyrasta labirynt.
Buty, granatowe spodnie, marynarka i inne nieistotne dodatki. Do
kieszeni długopis, trzy monety, papierosy, kilka drobiazgów.
Pobiegnę.
powrót